Info o mnie.
- przejechane: 185407.11 km
- w tym teren: 66838.10 km
- teren procentowo: 36.05 %
- v średnia: 22.59 km/h
- czas: 340d 05h 00m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 39
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1195
do 50 km - 1236
do/z pracy - 278
dron - 67
dzień wyścigowy - 251
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 180
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 289
podium, te szerokie też - 37
podsumowanie - 11
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 247
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 112
Solid MTB - 30
sprzęt - 49
szoska - 456
Uphill race - 8
w górach - 319
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 404
wyprawy - 74
wysokie szczyty - 35
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Accent Peak 29
Canyon Endurace
Sztywna Biria
archiwum
Scott Scale 740
TREK 8500
Kross Action
Accent Tormenta 1
Accent Tormenta 2
Accent Tormenta 3
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Październik - 8 - 0
2025, Wrzesień - 8 - 0
2025, Sierpień - 13 - 23
2025, Lipiec - 12 - 20
2025, Czerwiec - 9 - 20
2025, Maj - 10 - 20
2025, Kwiecień - 8 - 21
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 95
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
wyprawy
| Dystans całkowity: | 9208.84 km (w terenie 475.00 km; 5.16%) |
| Czas w ruchu: | 476:19 |
| Średnia prędkość: | 19.33 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
| Suma podjazdów: | 27294 m |
| Liczba aktywności: | 70 |
| Średnio na aktywność: | 131.55 km i 6h 48m |
| Więcej statystyk | |
Czwartek, 17 lipca 2014 • dodano: 27.08.2014 | Komentarze 2
Wczesnym rankiem, gdy jeszcze spałem to Jarek późnej mówił że obok nas kilka razy podjeżdżał traktor z gospodarzem i nic nie robił z naszej obecności, a w trakcie porannej kawy i zwijania obozowiska również kilka razy i nawzajem sobie pomachaliśmy. Zatem miejscowi Austriacy są spoko :)

Nasza "gospodarcza" miejscówka w Austrii :) © JPbike
Po ujechaniu paru km zboczyliśmy z drogi w stronę rwącej rzeki - poza kąpielą było pranie :)

Zaczynamy uroczą jazdę wśród gór. Tu to mijamy zlot zabytkowych aut © JPbike

Alpejski rowerowy akcent © JPbike

Pora na drugie śniadanie w fantastycznych osobliwościach przyrody © JPbike

Nad Hallstattersee © JPbike
Niestety, nie dane nam było zboczyć z trasy (presja czasu) by dojechać do pięknego Hallstatt, może innym razem :)

Kolejny podjazd za nami. Ja to lubię takie chwile :) © JPbike

Wśród alpejskich szczytów. Tak to można jeździć bez końca :) © JPbike

Przejazd przez Abtenau, urocze miasteczko © JPbike

Wśród gór, wśród gór :) © JPbike

Jeden z pierwszych tuneli. Dla mnie spoko, dla Drogbasa strach :) © JPbike
No i na którymś tam kolejnym podjeździe u mnie odezwało się lewe kolano - chyba się starzeję :)
Aha, bo zapomniałbym - Jarek też i to wcześniej sygnalizował podobny ból w prawym kolanie.

Ojejku, faktycznie Alpy w rzeczywistości są większe niż się nam wydawało :) © JPbike

Dojechaliśmy do Bischofshofen © JPbike

Kolejna znana skocznia zdobyta :) © JPbike

Obiadokolacji w takiej scenerii to jeszcze nie jedliśmy, no i dobry ten Zipfer © JPbike
Po najedzeniu się była już późna pora i po wydostaniu z Bischofshofen udaliśmy się na długi podjazd, po drodze oczywiście wypatrując miejsce na obozowisko. Jak to w górach bywa - ciężko było, same stromizny, gęste lasy, rwąca rzeka itp. Po wjechaniu do rogatek Muhlbach am Hochkonig (ponad 800 m) i to jeszcze za widna udało się coś znaleźć - kawałek wykoszonego trawnika przy zamkniętej chatce (chyba pasiece), rozbiliśmy namiot i czas spać.
Dzień piąty, dzień siódmy.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Środa, 16 lipca 2014 • dodano: 18.08.2014 | Komentarze 8
Pobudka, kawa, spożywamy resztki śniadaniowego żarcia, zwijanko i czas kręcić dalej. Tegoż dnia wjechaliśmy do Austrii i dla nas nastały upragnione chwile - w ALPY !

Nasza ostatnia czeska miejscówka. Na wysokości 630 m.n.p.m © JPbike

Widok na zamek w Rozmberk nad Vltavou © JPbike

Ten sam zamek, inny punkt widzenia, nad Wełtawą © JPbike
Po pożegnaniu się z Wełtawą ruszyliśmy na niezły podjazd w stronę austriackiej granicy. Na górze zrobiło się pochmurno. Po wjechaniu do Austrii i osiągnięciu szczytu (830 m) ujrzałem w oddali i z radochą pierwszy zarys alpejskich szczytów :)

Kolejny kraj zdobyty na rowerze :) © JPbike
W Bad Leonfelden - od razu myk szybko do najbliższego marketu i browary są ! :)
Po zrobieniu zakupów się rozpadało i jakieś 20 min przeczekaliśmy, spożywając drugie śniadanie.

Kręcimy na podjeździe i w miłym deszczyku w stronę Linz © JPbike

Boska chwila, czyli koniec piwnej abstynencji :) © JPbike
Trochę czasu zleciało. Przestało w końcu padać i ruszyliśmy dalej, długim zjazdem do samego Linz.

W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :) © JPbike

Tak jak myślałem - Dunaj faktycznie jest wielki © JPbike

Niezła naddunajska infrastruktura rowerowa © JPbike

Tak, w Linz są skałki i takie tunele dla rowerów © JPbike

Tu, za Linz jest trochę płasko i jazda wzdłuż głównej drogi © JPbike
Gdzieś tam, spotkaliśmy Azjatę - też sakwiarza, rower miał jeszcze bardziej obładowany od naszych.

Przerwa na obiadek, przy przedszkolu :) © JPbike

Drogbas radośnie obwieszcza światu że właśnie wjeżdżamy w ALPY :) © JPbike

Oj, strasznie długo czekałem na taką chwilę :) © JPbike

Dojechaliśmy do pięknie położonego Gmunden © JPbike

Uroczo tam. Chwila wieczornej przerwy nad Traunsee © JPbike

Zapada zmrok. Traunsee objechaliśmy od północy na południe © JPbike
Przejazd tamtędy wzdłuż górskiego jeziora robi wrażenie, no takie że przegapiliśmy planowany skręt na boczną szosę by poszukać coś na rozbicie namiotu. I tak dalej, już po zmierzchu dojechaliśmy na południowy kraniec jeziora, do Ebensee, a tam wszystko co leży blisko brzegu jest zagospodarowane, Jarek nawet chciał rozbić obozik na wykoszonej posesji, nie zgodziłem się, za duże ryzyko. Więc ujechaliśmy kawałek dalej, po drodze i przy latarni zrobiliśmy popas na kolację, niektórzy kierowcy się zatrzymywali i pytali czy jest OK :) W końcu, przy mieścinie Roith, w świetle latarń zauważyłem równy skrawek ziemi, między dwoma budynkami gospodarczymi i tam bez wahania się rozlokowaliśmy.
Dzień czwarty, dzień szósty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Wtorek, 15 lipca 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 6
Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się - spoko i bez przygód.
Czwarty dzień przebiegł niemal w całości po miłych widokowo czeskich pagórach, oraz w dużej części i ponownie wzdłuż Wełtawy, czyli największej rzeki Czech.

Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej © JPbike

Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów © JPbike
W pewnym momencie okazało się że przegapiłem właściwy skręt i w efekcie zajechaliśmy na kemping nad uroczo położoną Wełtawą. Oczywiście z tego powodu trzeba było zawrócić i nadłożyć kawał drogi.

Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

Drogbasowi tam też się podoba :) © JPbike
Około 14:30 nastąpiła przerwa obiadowa przy brudnym zbiorniku wodnym.
Nie napiszę już o tym jak cierpieliśmy bo ... piwa brak, czeskich koron brak.

Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy © JPbike
Po skręcie na mniej ruchliwą szosę ponownie troszkę pobłądziliśmy, na szczęście nie było tak źle.

Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny © JPbike

W klimatycznym czeskim miasteczku © JPbike

Mój cień w drodze na południe © JPbike
I tak po dokręceniu do miasteczka Kajov ponownie mieliśmy okazję jechać wzdłuż Wełtawy, która w tamtym miejscu jest już rwącą rzeką. Droga tędy wije się wieloma zakrętasami, po drodze mijaliśmy parę zapełnionych kempingów z przystaniami górskich kajaków. W końcu zapadał zmrok, lampki poszły w ruch i czas szukać miejscówki. Nie było łatwo, bo wszędzie wokół stromizny albo zarośnięte chaszczami brzegi rzeki. Po dojechaniu do Rozmberk nad Vltavou zboczyliśmy na porządny podjazd i po podjechaniu prawie na szczyt udało się znaleźć skrawek w miarę równej ziemi. Po ciemku rozbiliśmy obozik i pora spać. Obaj pewnie myśleliśmy o jednym - jutro będzie Austria i pierwsze co zrobimy - do sklepu po piwo !
Dzień trzeci, dzień piąty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2
Pobudka i śniadanko sprawne, zwijanie obozowiska sprawne i ruszyliśmy sprawnie :)
Atrakcją tegoż dnia był przejazd przez Pragę, kręcenie wzdłuż mniej i bardziej spiętrzonej Wełtawy i wśród fajnych pagórów.
Już na pierwszych km zaskoczył nas jeden idiota w czeskim tirze wiozący luźnie załadowane siano, które rozsypywał na całej szerokości asfaltu.

Łaba w Podebrady © JPbike
W sumie droga którą jechaliśmy do Pragi to nic ciekawego, długa prosta, wokół pola i dość płasko.

Dojechaliśmy do Pragi © JPbike

Jedziemy wzdłuż Wełtawy © JPbike

Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :) © JPbike

Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach © JPbike

Fragment praskiej starówki © JPbike

Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam © JPbike

Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :) © JPbike

Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką © JPbike
Przerwa na obiad nastąpiła gdzieś tam nad Wełtawą, przy przeprawie promowej.
Coraz bardziej cierpieliśmy z powodu ... braku piwa, w żadnym markecie nie dało się kupić za euro.

Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw © JPbike

Się zaczęły podjazdy :) © JPbike

Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry © JPbike

No i jest kapcioszek, u Drogbasa :) © JPbike



Trzy powyższe fotki to takie tam ładne widoczki, nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike
I tak dokręciliśmy po pagórach do miasteczka z zamkiem na górze (Vysoky Chlumec), zapadał powoli zmrok.
Po paru dalszych km i krótkich poszukiwaniach znalazłem miejscówkę na obóz, tuż przy lesie.
Po rozbiciu namiotu i spożyciu kolacyjki czas spać.
Dzień drugi, dzień czwarty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 07.08.2014 | Komentarze 6
Pobudka dość wczesna i niezbyt dobrze się wyspałem, bo spaliśmy na lekkim spadku terenu, w nocy często trzeba było poprawiać pozycje leżące :)
Zatem śniadanie, kawa, pakowanie wszystkiego i jazda do Jeleniej Góry zrobić ostatnie w PL zakupy, bo żaden z nas nie miał i nie planował wymiany złotówek na korony czeskie. Numerem jeden tegoż dnia było pokonywanie ciężkiego podjazdu na graniczną Przełęcz Karkonoską i to na rowerach ważących ponad 40 kg.

Nasza pierwsza miejscówka. Ładnie tam, bo w górach :) © JPbike

Chwila postoju w Jeleniej Górze © JPbike

Trafiliśmy na grabkowe zawody biegowe, robiąc przy okazji bufetowe stop and go :) © JPbike

W parku w Cieplicach zrobiliśmy przerwę © JPbike

Nad stawem. Wkraczamy w Karkonosze © JPbike

Znany tramwaj w Podgórzynie © JPbike
Gdy zaczął się solidny podjazd w stronę Drogi Sudeckiej, swoim tempem dość szybko uciekałem Jarkowi, po drodze i kilka razy mijałem się z szosonem, który co dopiero zaczynał górskie kręcenie. Po dojechaniu do budki przed wjazdem na ciężki karkonoski podjazd cierpliwie poczekałem na swojego kompana.

Czas pokonać z sakwami kultowy podjazd na Przełęcz Karkonoską © JPbike
No i co - Jarek ruszył pierwszy, na klasycznym młynku mozolnie pokonywał kolejne metry, a ja mając najlżejsze przełożenie 24-28 na pierwszych dość stromych ze 200 m zdecydowałem się na butowanie i byłem zszokowany tym że gorzej od jazdy się wypycha te kilogramy do góry, spdy się ślizgały na asfalcie :) W końcu wsiadłem i siłowo kręciłem do góry, dogoniłem Drogbasa, a gdy pojawiła się największa stromizna to nie poddałem się i walczyłem dalej, jadąc slalomem :) Udało się, chociaż trzeba było zrobić ze 2-3 postoje na odsapnięcie.

Ta niezła stromizna okazała się trudna dla objuczonego Jarka © JPbike

Jestem dumny :) Da się pokonać z sakwami ten sławny podjazd © JPbike

Nasze pierwsze sakwiarskie ponad 1000 m.n.p.m zdobyte ! © JPbike
Na szczycie oczywiście odpoczynek, piwko, spotkaliśmy kolegę co jechał z Pragi i czas na długi zjazd.

Łaba w Spindleruv Mlyn © JPbike

Zjeżdżamy tędy do Vrchlabi © JPbike

Przerwa na obiad © JPbike

Pierwsze deszczowe kilometry. Tędy po mokrym to w sumie kilkanaście km © JPbike
W miarę upływu czeskich kilometrów okoliczne krajobrazy się stopniowo wypłaszczały.
Im dalej w głąb Czech to spotkała nas niemiła niespodzianka - okazuje się że czescy kierowcy nie są tacy uprzejmi wobec rowerzystów jak nam się wydawało, m. in. wyprzedzają na centymetry, spieszą się, itp. Trudno.
Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy bez problemów i ze 200-300 m od drogi.

Na czeskim obozowisku. Drogbas coś polewa że ręka drzy :) © JPbike
Dzień pierwszy, dzień trzeci.
Kategoria w górach, ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 03.08.2014 | Komentarze 0
Nadszedł w końcu długo oczekiwany dzień na rozpoczęcie kolejnej sakwiarskiej wyprawy. Poprzedniego dnia i zaraz po pracy całkiem sprawnie poszło pakowanie wszystkiego i nazajutrz po 6 rano mogłem ruszyć na miejsce spotkania z Jarkiem, przy INEA Stadionie. W trakcie krótkiej dojazdówki trochę niepewności miałem w kręceniu z załadowanymi przednimi sakwami, wcześniej nie było okazji tego wypróbować. Tak załadowany rumak gorzej skręca i pogarsza przyspieszenia. Za to wygoda w przewożeniu turystycznego ekwipunku i żarcia jest niezła.

Stąd wystartowaliśmy wspólnie © JPbike
Oczywiście, podobnie jak rok temu rozesłałem info znajomym – tym razem na miejscu zbiórki nie pojawił się nikt. Ruszyliśmy do Rzymu między 6:20 a 6:30. Później doszedł smsik od Macieja, który zjawił się przy stadionie przed 6-tą i niestety nie doczekał się nas. Szkoda.

Typowa jazda po wielkopolskich szosach © JPbike
Kilometry przez południową Wielkopolskę szybko i miło upływały, by kilkanaście km za Lesznem wkroczyć na Dolny Śląsk i skierowaliśmy się na Górę, by tam przekroczyć Odrę nowym mostem. Po drodze spotkaliśmy miejscowego rowerzystę, który ma na koncie kręcenie po Polsce i gdy tylko dowiedział się dokąd jedziemy to postanowił nam potowarzyszyć.

Tu to mamy lokalnego przewodnika © JPbike

Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem © JPbike

Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo © JPbike

Trafiły się i takie sekcje brukowane © JPbike

Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi © JPbike

Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :) © JPbike
Za Świerzawą przyszło nam pokonać pierwszy dłuższy podjazd z dwoma 11% fragmentami. Każdy z nas kręcił swoim tempem. A dla mnie to był sprawdzian sakwiarskiej wspinaczki, na najlżejszym przełożeniu 24-28 faktycznie nie było łatwo i sporo sił trzeba było wkładać, by upolować koszulkę górala. Dałem radę.

Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz © JPbike
Po dokręceniu w rejon Łysej Góry już po ciemku, oczom naszym ukazał się fajny widok z góry na wieczorną Jelenią Górę. Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy za serpentyną, tuż przed Dziwiszowem. Po rozlokowaniu wszystkiego dość szybko udało się zasnąć (po 23-tej). Tegoż dnia zgodnie z planem trzasnęliśmy najdłuższy dystans wyprawy.
Podsumowanie, dzień drugi.
Kategoria ponad 200 km, w towarzystwie, wyprawy
Wtorek, 30 lipca 2013 • dodano: 30.07.2013 | Komentarze 22
Po ponad dwóch tygodniach spędzonych na rowerowych wojażach wróciliśmy cali i zdrowi. Przejechaliśmy w sumie 2435 km, kręciliśmy przez 118 godzin ciągłej jazdy.
Zaplanowaną trasę udało się w całości zrealizować, chociaż drobnego błądzenia nie brakło. Całą trasę, jak i każdy dzień jazdy z obciążeniem zniosłem bez słabszych chwil, z czego się cieszę, nawet klika dni jazdy po niespodziewanie pokaźnych pagórach w Niemczech nie potrafiły mnie zniszczyć ani fizycznie, ani psychicznie, do tego wszystkie premie górskie padły moim łupem, a Jarek w pełni zasłużył na miano sprintera po płaskim :)
Odwiedziliśmy Niemcy, Francję, Belgię i Holandię z całą masą ich miast i miasteczek.
Kulminacją było zdobycie stolicy Francji i zobaczenie na własne oczy finału setnego Tour de France – super przeżycie !
Poznaliśmy jak w rzeczywistości wygląda życie na co dzień na zachodzie Europy, jak i rowerowa infrastrukturę.
Jak to na wyprawach bywa – spotkań ze znajomymi, miejscowymi i przeróżnymi rowerzystami nie zabrakło – wszystkim bardzo dziękuję za miłe wspólne chwile.
Z miejscem na rozbijanie namiotu nie mieliśmy większych problemów, nawet w centrum Paryża coś się znalazło, a najgorzej pod tym względem wypadła Belgia.
No i najważniejsze – wielkie dzięki dla Jarka za wspólne sakwiarskie ponad dwa tygodnie !
Relacje z każdego dnia i garść migawek z podróży poniżej :)
Dzień 1 - Poznań – Żary, 220.91 km - klik do relacji
Dzień 2 - Żary – Torgau, 196.24 km - klik do relacji
Dzień 3 - Torgau – Kolleda, 180.40 km - klik do relacji
Dzień 4 - Kolleda – Harmerz, 185.84 km - klik do relacji
Dzień 5 - Harmerz – Weilbach, 167.14 km - klik do relacji
Dzień 6 - Weilbach – Ittersdorf, 217.15 km - klik do relacji
Dzień 7 - Ittersdorf – L’Epine, 211.85 km - klik do relacji
Dzień 8 - L’Epine – PARYŻ, 234.73 km - klik do relacji
Dzień 9 - zwiedzanie i finał Tour de France, 32.10 km - klik do relacji
Dzień 10 - zwiedzanie, 32.08 km - klik do relacji
Dzień 11 - Paryż – Neufvy sur Aronde, 111.74 km - klik do relacji
Dzień 12 - Neufvy sur Aronde – Bouchavesnes Bergen, 118.93 km - klik do relacji
Dzień 13 - Bouchavesnes Bergen – Oudenaarde, 164.98 km - klik do relacji
Dzień 14 - Oudenaarde – Roosendaal, 145.70 km - klik do relacji
Dzień 15 - Roosendaal – Maasdam, 59.36 km - klik do relacji
Dzień 16 - Maasdam – AMSTERDAM, 136.87 km - klik do relacji
Dzień 17 – mały trip i powrót do PL, 19.30 km - klik do relacji

Wielki trip przez Niemcy© JPbike

Ku mojej uciesze górskie etapy też były :)© JPbike

Francja zdobyta !© JPbike

Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie we francuskiej wiosce© JPbike

Tutaj, po 1590 km od domu żeśmy zajechali :)© JPbike

Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :)© JPbike

Zobaczyć Tour de France na żywo to jest duże COŚ !© JPbike

Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France© JPbike

Zaliczyliśmy fragment sławnego Paris-Roubaix© JPbike

Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF !© JPbike

Wiadomo gdzie jesteśmy - w Holandii :)© JPbike

Holenderskie ścieżki rowerowe są dosłownie wszędzie, szkoda że płaskie ;)© JPbike

W Amsterdamie. Czas na toast za udaną wyprawę !© JPbike
Kategoria podsumowanie, wyprawy, poza PL, w towarzystwie
Poniedziałek, 29 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 6
Próbując coś pospać na betonowym murku i pod gołym niebem to nie pamiętam niestety czy w ogóle coś zdrzemnąłem czy nie. Wiem tylko że przez ten czas dwie osoby szły po owym murku (obaj łysi) i nic nie robili z naszej obecności.
Bardzo wcześnie pozbieraliśmy się i jazda do centrum Amsterdamu, w poszukiwaniu czynnego sklepu na śniadaniową przekąskę.

Godzina 6:21. Gdzieś tu w pobliżu próbowaliśmy spać :)© JPbike

Przeprawa promowa© JPbike

Poniedziałkowy poranek w Amsterdamie© JPbike

Wśród klimatycznych wąskich uliczek© JPbike
I tak troszkę pokręciliśmy, otwarty sklep znaleźliśmy i czas na śniadanie, gdzieś nad kanałem.
Po najedzeniu Amsterdam właśnie budził się do życia, na ścieżkach rowerowych ruch wzrastał, można było spotkać masę rowerzystów jadących do pracy i elegancko odzianych w koszule, ładne sukienki, no i wizytowe buty … :)
Do odjazdu naszego autokaru zostało jeszcze parę godzin. Po dojechaniu na wspomnianą starą przystań zabraliśmy się do demontowania rowerów i pakowania wszystkiego do ohydnie wyglądających pudeł zrobionych z paru kartonów. Mi robota szła sprawnie, chociaż wątpliwości co do wielkości owego pudła miałem. A Jarek miał spore problemy ze zdjęciem opony drutówki i rozkręcaniu bike’a (o tym jak kompan się … #%^&!!#$!^%!!$ to lepiej nie napiszę). Kilka zużytych części zostało na miejscu, a pięknie wykrzywione tylne koło Drogbas ze wściekłością rzucił do kanału. Jarek powiedział nawet: „koniec z wyprawami”. Cały czas próbowałem go uspokajać, ciężko szło.

Nasz cały bagaż. Wejdzie do autokaru, czy nie ?© JPbike
Po spakowaniu wszystkiego przenieśliśmy się na pobliski parking, będący zarazem miejscem odjazdu autokaru i pozostało nam dość długie i nudne oczekiwanie na odjazd do kraju. Jarek co chwila marudził zdaniami typu: „to nie wejdzie do busa”, „co będzie jak nie wejdzie ?”, „to mój najgorszy dzień w życiu”.
Cóż, to były ciężkie chwile dla nas obu ...
W końcu duży bus nadjechał, kierowca był spoko, Jarek szybko się dogadał, ale i tak za nadbagaż musieliśmy dopłacić, spore pudła weszły do luku bez problemów i po wejściu do klimatyzowanej kabiny można było odetchnąć z ulgą :)
Podróż Eurobusem relacji Amsterdam – Legnica (przesiadka) – Poznań trwała ze 19 godzin, w tym czasie puścili nam 3 fajne filmy, można było sobie zdrzemnąć, ogólnie spoko podróż.
Do Poznania dotarliśmy następnego dnia nazajutrz. Na dworzec autobusowy przyjechał po mnie ojciec. Z Jarkiem przybiliśmy sobie mocną piątkę za udaną ponad dwutygodniową wyprawę i stamtąd już do swoich domów.
Natomiast dwa dni później Jarek z Agą wpadli do mnie i kompan zapytał: „gdzie następna wyprawa” ... :)
Dzień szesnasty, podsumowanie i linki do każdego dnia wyprawy.
Kategoria do 50 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 28 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 4
Noc, pobudka i śniadanie przebiegły bezproblemowo.
Miejsce gdzie rozbiliśmy namiot, kilkanaście metrów od drogi nie robiło wrażenia na przejeżdżających rowerzystach, więc Holandia jest spoko, póki coś się znajdzie.

Nasza ostatnia namiotowa miejscówka© JPbike
Czas się ruszyć na ostatni dłuższy trip naszej wyprawy.
Wszędzie dookoła płaściutko, niektóre miejsca po których żeśmy jechali znajdują się poniżej poziomu morza …

Typowy holenderski krajobrazik© JPbike

Mostu nie ma i przeprawiamy się przez rzekę tunelem© JPbike
Holenderskie ścieżki rowerowe są tak świetnie oznakowane że mapa jest zbędna.

W Rotterdamie. Barki mieszkalne© JPbike

Ci Holendrzy to mają pomysły na przechowanie auta :)© JPbike

Statek muzeum "Rotterdam"© JPbike

Pamiątka z Tour de France© JPbike

Podziwiamy widoki z wielkiego mostu© JPbike

Stary port z muzealnymi eksponatami. Wszystkie zadbane© JPbike

Oryginalny parking rowerowy© JPbike

Jedziemy dalej przyjemną rowerówką przez holenderskie miasteczka© JPbike

Nie wiem jak to zrobili że tutaj nic nie przecieka na rowerówkę :)© JPbike

Na pewnej stacji dostaliśmy darmową kawę :)© JPbike

Spotkanie z rowerowym turystą. Spoko gość :)© JPbike

Jeden z symboli Holandii. Ten jest zamieszkały© JPbike

Ścieżki rowerowe mają nawet własne przejady kolejowe© JPbike
W relacji opisującej dotarcie do Paryża pisałem o tylnym kole Jarka, które popękało przy nyplach i nabrało niezłego bicia bocznego. Dla tych co chcieliby to krzywe kółko zobaczyć – specjalnie nagrałem filmik :)

Takich wodnych widoczków mieliśmy sporo© JPbike

Pełny luzik. Amsterdam już bliziutko :)© JPbike

Tu się wykąpaliśmy i spotkaliśmy parę Polaków© JPbike

Po pokonaniu 2400 km końcowy cel wyprawy osiągnięty :)© JPbike

Pełna kulturka na ciągu knajpkowo-pieszo-rowerowym :)© JPbike

Mój obładowany na tle masy holenderskich mieszczuchów© JPbike

Typowy Amsterdam (1)© JPbike

Typowy Amsterdam (2)© JPbike

Dobijamy do centrum© JPbike

To duże coś za mną to nic innego jak parking rowerowy :)© JPbike

Masakra, ile tu rowerów ?© JPbike

Nie wiem jak w tym gąszczu można odnaleźć swoj rower :)© JPbike
Będąc w centrum Amsterdamu dokręciliśmy do starej przystani, wśród barek mieszkalnych.
Dokładnie ze 100 metrów stąd znajduje się parking, skąd jutro ruszy autokar do Polski.
I tam urządziliśmy dłuższą przerwę na spożycie resztek jedzenia, jakie zostały nam w sakwach.

Czas na toast za udaną wyprawę :)© JPbike
Powoli zapadał zmrok, czas pomyśleć o kartonach do zapakowania ekwipunku i rowerów na jutrzejszą drogę powrotną.
Nie ujechaliśmy daleko i coś na małym osiedlu się znalazło. Przy ładowaniu było wesoło :)

Drogbas melduje zakończenie akcji poszukiwania kartonów :)© JPbike
Po powrocie na starą przystań postanawiamy że osobno pozwiedzamy wieczorny Amsterdam.
Po prostu jeden jedzie, a drugi pilnuje sakw. Pierwszy po nocnych uliczkach pokręcił JPbike.

Wieczorny Amsterdam (1)© JPbike

Wieczorny Amsterdam (2)© JPbike
Gdy nastała kolej na Drogbasa to po pewnej chwili podeszła do mnie właścicielka barki, która dopiero co przyjechała i poinformowała mnie że mam wiać stamtąd. Nieładnie. No to przeniosłem się kawałeczek dalej, a tu kolejna osoba mnie zaczepiła – to stróż parkingowy. Również i ten facet chciał abym opuścił miejsce. Jak Jarek wrócił z nocnego kręcenia i dowiedział się o zaistniałej sytuacji to … #%^&!!#$!^%!. Trudno, kartony ukryliśmy w krzaczorach i pojechaliśmy gdzieś dalej. Zaniosło nas na prom, po przeprawieniu na drugą stronę dokręciliśmy na jakieś osiedle, tuż przy brzegu rzeki i po jakimś czasie postanawiamy zdrzemnąć w samych śpiworach na betonowym murku oporowym :)
MAASDAM – Rotterdam – ... - Amstelveen – AMSTERDAM (cała trasa ścieżkami rowerowymi).
Dzień piętnasty, dzień siedemnasty (ostatni).
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 27 lipca 2013 • dodano: 18.10.2013 | Komentarze 3
Po zbudzeniu okazuje się że porządnie i długo sobie pospaliśmy. Tak miało być.
Jarek mówi że słyszy jak pada i widocznie mocno przeżywa pierwsze deszczowe chwile w namiocie.
Dla mnie luz, pamiętam jak w dzieciństwie na wakacjach z rodzicami po ulewie kompletnie zalało nam cały namiot i był potopik. Ach, co to były za czasy :)
Faktycznie, po zajrzeniu na zewnątrz jest mokro, ale nie pada tak mocno.
No to zjedliśmy śniadanie i jeszcze trochę sobie pospaliśmy.
W końcu przestało padać i czas się dalej ruszyć. Podczas pakowania Jarek wiele razy marudził bo wszystko dookoła jest mokre, a tu gałązki, a tu skarpetki, a tu … :) Doszło nawet do tego że wydusił z siebie: "więcej nie wejdę do mokrego namiotu", albo: "może w Amsterdamie jakąś kwaterę wynajmiemy ?". Cóż, tłumaczę kompanowi że to jest wielodniowa wyprawa rowerowa i do takich spartańskich warunków trzeba być przyzwyczajonym.

Godzina 11:40. Na zewnątrz pada. Brakuje tylko plazmy :)© JPbike

Nasza najbardziej zakamuflowana miejscówka© JPbike
Wyruszyliśmy dopiero około 14:30. Czas zrobić zakupy w Lidlu.
Holenderskie ceny żywności podobne do belgijskich i francuskich, również wysokie.

Jak widać, Holandia to raj dla rowerzystów© JPbike

Jedziemy, jedziemy, dzisiejszy dzionek jakoś leniwie upływa© JPbike

Wizyta w rowerowym. Po tylu dniach taszczenia ze 40 kg chciałoby się pomknąć na czymś takim :)© JPbike

Strasznie płaściutko i równiutko tutaj© JPbike

Przerwa przy wale. Będzie Bitburger :)© JPbike

Długi jest ten wiadukt i to wzdłuż autostrady. W Holandii jest sporo takich obiektów© JPbike

Kanały, śluzy, wszystko przemyślane. Nic dziwnego bo spora część kraju leży poniżej poziomu morza© JPbike

Co ten kompan wypatrzył ?© JPbike

Spotkaliśmy polską barkę, kapitana z brodą też pozdrowiliśmy :)© JPbike

Obrzeże Maasdam© JPbike

Tu zakończyliśmy dość krótki trip tegoż dnia. Czas na obozik© JPbike

Takiej kąpieli mi bardzo brakowało :)© JPbike
I tak rozbiliśmy namiot obok, w głębokiej wnęce między ostrzyżonymi krzakami.
Dobrze że Drogbasowi w trakcie jazdy przeszły te mokre niewygody, kompan nabiera wprawy :)
Pora spać, jutro ostatni cel naszej wyprawy – Amsterdam !
ROOSENDAAL – Oud Gastel – Stampersgat – Fijnaart – Heijningen – Helwijk – Klaaswaal – MAASDAM
dzień czternasty, dzień szesnasty.
Kategoria do 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy







