top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 172520.75 km
- w tym teren: 62669.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.72 km/h
- czas: 314d 14h 45m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane Gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy

Dystans całkowity:7017.03 km (w terenie 196.00 km; 2.79%)
Czas w ruchu:359:32
Średnia prędkość:19.52 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:12311 m
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:134.94 km i 6h 54m
Więcej statystyk
  • dystans : 59.36 km
  • czas : 02:46 h
  • v średnia : 21.46 km/h
  • v max : 35.81 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 15

    Sobota, 27 lipca 2013 • dodano: 18.10.2013 | Komentarze 3


    Po zbudzeniu okazuje się że porządnie i długo sobie pospaliśmy. Tak miało być.
    Jarek mówi że słyszy jak pada i widocznie mocno przeżywa pierwsze deszczowe chwile w namiocie.
    Dla mnie luz, pamiętam jak w dzieciństwie na wakacjach z rodzicami po ulewie kompletnie zalało nam cały namiot i był potopik. Ach, co to były za czasy :)
    Faktycznie, po zajrzeniu na zewnątrz jest mokro, ale nie pada tak mocno.
    No to zjedliśmy śniadanie i jeszcze trochę sobie pospaliśmy.
    W końcu przestało padać i czas się dalej ruszyć. Podczas pakowania Jarek wiele razy marudził bo wszystko dookoła jest mokre, a tu gałązki, a tu skarpetki, a tu … :) Doszło nawet do tego że wydusił z siebie: "więcej nie wejdę do mokrego namiotu", albo: "może w Amsterdamie jakąś kwaterę wynajmiemy ?". Cóż, tłumaczę kompanowi że to jest wielodniowa wyprawa rowerowa i do takich spartańskich warunków trzeba być przyzwyczajonym.

    Godzina 11:40. Na zewnątrz pada. Brakuje tylko plazmy :) © JPbike

    Nasza najbardziej zakamuflowana miejscówka © JPbike

    Wyruszyliśmy dopiero około 14:30. Czas zrobić zakupy w Lidlu.
    Holenderskie ceny żywności podobne do belgijskich i francuskich, również wysokie.

    Jak widać, Holandia to raj dla rowerzystów © JPbike

    Jedziemy, jedziemy, dzisiejszy dzionek jakoś leniwie upływa © JPbike

    Wizyta w rowerowym. Po tylu dniach taszczenia ze 40 kg chciałoby się pomknąć na czymś takim :) © JPbike

    Strasznie płaściutko i równiutko tutaj © JPbike

    Przerwa przy wale. Będzie Bitburger :) © JPbike

    Długi jest ten wiadukt i to wzdłuż autostrady. W Holandii jest sporo takich obiektów © JPbike

    Kanały, śluzy, wszystko przemyślane. Nic dziwnego bo spora część kraju leży poniżej poziomu morza © JPbike

    Co ten kompan wypatrzył ? © JPbike

    Spotkaliśmy polską barkę, kapitana z brodą też pozdrowiliśmy :) © JPbike

    Obrzeże Maasdam © JPbike

    Tu zakończyliśmy dość krótki trip tegoż dnia. Czas na obozik © JPbike

    Takiej kąpieli mi bardzo brakowało :) © JPbike

    I tak rozbiliśmy namiot obok, w głębokiej wnęce między ostrzyżonymi krzakami.
    Dobrze że Drogbasowi w trakcie jazdy przeszły te mokre niewygody, kompan nabiera wprawy :)
    Pora spać, jutro ostatni cel naszej wyprawy – Amsterdam !

    ROOSENDAAL – Oud Gastel – Stampersgat – Fijnaart – Heijningen – Helwijk – Klaaswaal – MAASDAM


    dzień czternasty, dzień szesnasty.



  • dystans : 145.70 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 07:05 h
  • v średnia : 20.57 km/h
  • v max : 40.65 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 14

    Piątek, 26 lipca 2013 • dodano: 14.10.2013 | Komentarze 8


    Noc spędzona bez rozbijania namiotu w barku nie należała do przyjemnych.
    Kiepsko, wręcz fatalnie się spało, co jakiś czas to się budziłem, to jakieś robale atakowały …

    Poranek był pochmurny, zwiastowało deszczyk i przyjemną temperaturę do jazdy.

    Tu, w pustym barku spaliśmy, a raczej próbowaliśmy spać :) © JPbike

    Te ptactwo całą noc hałasowało i Drogbas chce im dokopać :D © JPbike

    I tak my obaj kompletnie niewyspani zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i zaczęło padać …

    Nasza miejscówka w parku rekreacyjnym w Oudenaarde © JPbike

    Darmowa energia elektryczna, komórki można podładować © JPbike

    Trochę popadało i tak oto spędziliśmy barową pogodę :) © JPbike

    W końcu, około południa przestało padać, rozpogodziło się i można jechać dalej.
    Tegoż dnia mamy w planach dotrzeć do granicy z Holandią, a to wszystko przez brak miejsca na rozbicie dzikiego obozowiska w Belgii. Po drodze robimy zakupy w Lidlu – ceny żywności podobne jak do francuskich, czyli wysokie.

    Te pasy po prawej to ścieżki rowerowe, nawet na drodze ekspresowej © JPbike

    A tutaj, po lewej to podziwiamy siedzibę BMC Racing © JPbike

    W Gent. Nawet podczas remontu rowerówka ma swój pas ruchu (to żółte) ! © JPbike

    Przerwa obiadowa na przedszkolnym podwórku © JPbike

    Zamek Cortewalle w Beveren. Tu odpoczywaliśmy © JPbike

    Czarnoskóre mieszkanki nie tylko Antwerpii są ładne i to na rowerkach :) © JPbike

    Dotarliśmy do centrum Antwerpii, trzeba tylko przekroczyć Skaldę © JPbike

    Wielka ta Skalda, zastanawiamy się gdzie jest jakiś most © JPbike

    No właśnie, gdzie jest most ? Na mapie widać a w realu nie ma. Po krótkim czasie oświeciło mnie, bo po drodze widziałem ludzi na rowerach jadących w stronę jakiegoś budynku blisko brzegu rzeki – może tunel ? Okazało się że mam rację. Dużą i bezszelestną windą zjeżdża się 31 metrów w głąb ziemi.
    Fajne wrażenia. Jarek był przerażony bo chyba się boi długich i głębokich tuneli :)

    Drogbas tutaj wystrzelił do przodu jak torpeda :) © JPbike

    Wbrew pozorom Jarek jest przerażony bo jesteśmy 31 metrów pod ziemią © JPbike

    Gdy tylko wyjechaliśmy na powierzchnię to oczom od razu ukazała się super klimatyczna starówka.
    Jarkowi tak się tam podobało że doszło nawet do tego: „jak wygram w lotto to tutaj się przeprowadzę” :)

    Poniżej zapodaję parę fotek owego Starego Miasta w Antwerpii.







    Po Antwerpii trochę pokręciliśmy, i też trochę mieliśmy błądzenia w wydostaniu się z dużego miasta na właściwy kierunek, znów pomocna była nawigacja w telefonie Jarka. Po drodze dopadł nas przelotny deszcz, który przeczekaliśmy pod wiaduktem.
    Dzień powoli dobiegał końca, czas myśleć o rozbiciu namiotu. Będąc niedaleko granicy z Holandią skusił nas nieduży teren leśny i żeśmy skręcili w głąb lasu. Po ujechaniu ze kilometra jakieś niefajne miejsce wypatrzyliśmy, a tutaj z bocznej ścieżki nadszedł facet z karabinem i poinformował że to posiadłość prywatna …
    Drogbas się #%^&!!#$!^%!. I tak trzeba było jechać dalej. Po drodze, już po ciemku zaliczyliśmy standardową kąpiel na małej stacji. W końcu, około północy udało się dotrzeć do granicy belgijsko – holenderskiej i czas szukać miejsca na obozik. W ciemnościach ciężko szło szukanie, była lekka mgła, kilka miejsc nadawało się do bani, a tu blisko szosa, a tu blisko gospodarstwo, a tu jakieś gówno … Dokręciliśmy do rogatek Roosendaal i wreszcie coś się znalazło i świetnie ukryte w gąszczu drzew. Rozbijamy namiot i spać. Do oporu.

    OUDENAARDE – Gent – Lochristi – Lokeren – Sint Niklaas – Beveren – Antwerpen – Brasschaat – Wuustwezel – Essen – granica B/NL – Nispen - ROOSENDAAL


    Dzień trzynasty, dzień piętnasty.



  • dystans : 164.98 km
  • teren : 3.00 km
  • czas : 07:16 h
  • v średnia : 22.70 km/h
  • v max : 47.85 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 13

    Czwartek, 25 lipca 2013 • dodano: 10.10.2013 | Komentarze 8


    Pobudka i zwijanie obozowiska na pastwisku u rolnika przebiegły spoczko.
    Śniadanie i kawę spożywamy na tarasie i dzięki temu mamy okazję bliżej się poznać.
    Okazuje się że mili Francuzi mają kogoś ze swojej rodziny w Polsce !
    No, nawet nam zaproponowali byśmy jeszcze jeden dzień u nich spędzili, ale niestety musimy jechać dalej, by dotrzeć zgodnie z planem do Amsterdamu i nigdy nie wiadomo, co nas jeszcze może spotkać na trasie.

    Miły początek dnia. Śniadanie u francuskiej rodziny :) © JPbike

    Wymieniliśmy się adresami, dostaliśmy po piwku, pożegnaliśmy się i czas kręcić korbami dalej.
    Tegoż dnia mamy w planach dotarcie do sławnego Roubaix i przekroczenie granicy francusko - belgijskiej.
    I tak ujechaliśmy ze godzinkę i mamy długo oczekiwany widok – na własne oczy widzimy jak pędzi to TGV :)

    Wypasiona infrastruktura sławnego TGV © JPbike


    Nagrałem również filmik pokazujący prędkość TGV w porównaniu do autostradowej jazdy TIR-ów :)


    Na jednym z paru wiaduktów trochę sobie żeśmy posiedzieli i popatrzyli na te pędzące co kilka minut (!!!) składy.
    Faktycznie, prędkość mają taką że wystarczy wydusić z siebie dwa-trzy słowa i pociągu już nie widać :)

    Ano, jedzie się SUPER :) © JPbike

    Centrum Douai. Tu mielismy przyjemny chłodek :) © JPbike

    Ładna rowerówka, prawda ? :) © JPbike

    Jeden z symboli Francji. Te autko można kupić :) © JPbike

    Zdaje się że Drogbas mówi francuskim krowom - "ja wam ..." :D © JPbike

    Przerwa bez ograniczenia szybkości spożywania browarka :) © JPbike

    Coraz więcej szosonów spotykamy. A my gorsi ? Gonitw tak pod 35 km/h nie brakowało :) © JPbike

    Tego miasta nie trzeba przedstawiać. Ja też tam dotarłem na własnych siłach :) © JPbike

    Te barierki nie pozwoliły nam honorowo wjechać na sławny welodrom :( © JPbike

    Fragmenty welodromu w Roubaix © JPbike

    Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF ! © JPbike

    No i po siedmiu wspaniałych dniach spędzonych we Francji wjechaliśmy do Belgii. Szosa graniczna, którą jechaliśmy nie była w ogóle oznaczona, żadnej tablicy nie było, jedynie inne znaki drogowe i inne tablice rejestracyjne wskazywały zmianę kraju.

    Muszę przyznać że Francja widziana z wysokości siodełka rowerowego mi się bardzo spodobała i zapewne tam jeszcze wrócę z rowerem, a najlepiej na alpejsko-pirenejskie podjazdy :)


    Nie wiedziałem że w Belgii można spotkać takie cudo sztuki rowerowej © JPbike

    Centrum Avelgem © JPbike

    Nasza kąpiel. Dziwny język tutaj mają, bo zamiast wody pryskały jakieś płyny :D © JPbike

    Już pierwsze belgijskie kilometry, mijane krajobrazy, wioski w których domy rzucają się w oczy - mieszkańcy muszą być bardzo bogaci i sadzą nawet palmy w ogródkach przy domach :) dały nam do zrozumienia że tutaj to będzie bardzo ciężko o jakieś miejsce na obozowisko. Belgia to mały kraj i praktycznie każdy skrawek ziemi, nawet większy i mniejszy lasek jest wykorzystany niemal na maxa.
    Po dojechaniu do Oudenaarde powoli zapadał zmrok, zatrzymaliśmy się w dużym parku rekreacyjnym nad jeziorem. Było sporo dyskusji odnośnie noclegu i ostatecznie zdecydowaliśmy się przenocować w … pustym tropikalnym barku i to bez rozbijania namiotu. Po powrocie do Poznania okazało się że to był nasz najgorszy nocleg podczas wyprawy …

    BOUCHAVESNES BERGEN – Bapaume – Ecoust Saint Mein – Dury – Tortequesne – Douai – Waziers – Raches – Faumont – Pont a Marcq – Fretin – Peronne en Melantois – Sainghin en Melantois – Villeneuve d’Ascq – Forest sur Marque – Hem – Roubaix – Wattrelos – granica F/B – Estaimpuis - Avelgem – Kerkhove – Berchem – Melden – Leupegem - OUDENAARDE


    Dzień dwunasty, dzień czternasty.



  • dystans : 118.93 km
  • teren : 3.00 km
  • czas : 05:46 h
  • v średnia : 20.62 km/h
  • v max : 52.12 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 12

    Środa, 24 lipca 2013 • dodano: 02.10.2013 | Komentarze 3


    Pobudka tegoż dzionka o 9.
    Śniadanie, pakowanie i można jechać dalej.


    Nasza francuska miejscówka podczas dwunastego dnia podróży © JPbike

    Po ruszeniu, w dalszym ciągu decydujemy się kierować po strzałkach trasy Paris-Roubaix.

    MY to żeśmy tędy pomykali trasą Paris - Roubaix. Premia górska też była :) © JPbike

    Po ujechaniu niezłego kawałka trasy kolarskiego klasyka stwierdzam że znaleźliśmy się poza zasięgiem wydrukowanej mapy z naszą trasą do Amsterdamu, więc robię korektę przy pomocy nawigacji w telefonie Jarka i bardzo sprawnie wracamy na zaplanowaną trasę.

    Po przejechaniu 1823 km kapcioszek u mnie złapany :) © JPbike

    Katedra Notre-Dame w Noyon © JPbike

    Nasza klasyczna przerwa na obiad :) © JPbike

    Wzdłuż kanału. Tutaj się odświeżyliśmy :) © JPbike

    Terenowy fragmencik też był © JPbike

    We Francji takich cmentarzy z czasów obu wojen jest sporo © JPbike

    Przejazd przez Peronne © JPbike

    W pewnym momencie po ujechaniu ponad 110 km, na interwałowym odcinku szosy, odświeżony po kąpieli w kanale Drogbas niespodziewanie zapytał czy możemy szukać miejscówki. Już ? :) OK, nie ma sprawy i skręciłem w głąb dużego pola, by coś znaleźć i po krótkim czasie znalazłem bez problemu kawałek trawnika na skraju pola z paroma drzewami obok. Gdy tylko wróciłem po partnera i dotarliśmy na miejscówkę to niespodziewanie natrafiliśmy na spacerujących właścicieli tutejszego rozległego pola. Gospodarze okazali się super miłymi ludźmi, bez problemu żeśmy się dogadywali i zaproponowali nam miejsce na obozowisko, na ogrodzonym pastwisku.
    Dostaliśmy nawet troszkę przekąsek i … dobre piwo !

    Noclegownia na pastwisku u rolnika :) © JPbike

    NEUFVY SUR ARONDE – Gournay sur Aronde – Ressons sur Matz – Mareuil la Motte – La Plaine – Thiescourt – Noyon – Roiglise – Roye – Marcheleport – Villers Carbonnel – Peronne – BOUCHAVESNES BERGEN


    Dzień jedenasty, dzień trzynasty.



  • dystans : 111.74 km
  • czas : 05:25 h
  • v średnia : 20.63 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 11

    Wtorek, 23 lipca 2013 • dodano: 23.09.2013 | Komentarze 0


    Wczorajsza impreza z dużą ilością % i do tego upalne dni, jakie wtedy we Francji panowały spowodowały że zdecydowaliśmy się dłużej pospać i wyruszyć w dalszą trasę wyprawy późniejszą porą. Tegoż dnia po śniadaniu na niebie pojawiły się chmury i odgłosy zwiastujące burzę.
    Jarek i Michalina postanowili skorzystać z zaplecza sanitarnego na kempingu obok, przy tym podładowaliśmy telefony, a ja zająłem się zwinięciem obozowiska.
    Gdy skończyłem i wpakowałem wszystko do sakw i to zaczęło pokropywać. Ale ulga po tych upałach.
    Po pożegnaniu z Michaliną w końcu udało się ruszyć.

    Nasza paryska miejscówka. Tu spędzilismy dwie nocki © JPbike

    Zanim opuścimy Paryż to koniecznie trzeba jeszcze raz przejechać przez ścisłe centrum i tak też uczyniliśmy.

    Łuk Triumfalny w całej okazałości © JPbike

    Ślubna sesja zdjęciowa na Polu Marsowym, pod Wieżą Eiffla © JPbike

    Nad Paryż nadchodzi oberwanie chmury © JPbike

    Lunęła ulewa i schowaliśmy się w przystanku © JPbike

    W Paryżu jest mnówsto motocykli i skuterów wszelakiej marki © JPbike

    Dzięki wydrukowanym i dość dokładnym mapom, z Paryża wydostajemy się bardzo sprawnie.
    Dalsza trasa, przez francuskie wioski i miasteczka przebiega przyjemnie, po opadach temperatura spadła do optymalnych wartości i tak już zostało do końca naszej wyprawy. Tylko jeździć :)
    W pewnym momencie przypadkiem zauważamy namalowane na asfalcie strzałki z napisem „RO”, szybko stwierdzamy że to nic innego jak sławny klasyk Paris – Roubaix. Okoliczni mieszkańcy to potwierdzają i robię korektę trasy tak, by jak najdłużej jechać tędy i poczuć się podczas jazdy jak Fabian Cancellara, albo Michał Kwiatkowski :)

    Jedzie się tędy wspaniale i do tego znikomy ruch na drodze. Luz :) © JPbike

    Te oznaczenie to nic innego jak sławna trasa klasyka Paris - Roubaix :) © JPbike

    Super klimatyczna francuska wioska © JPbike

    Przerwa na Heinekena. Ja to lubię takie chwile :) © JPbike

    Kąpiel Drogbasa na skraju wielkiego pola :) © JPbike

    Kościółek w Neufvy sur Aronde © JPbike

    Po przekroczeniu stówki i nastaniu wieczorowej pory zaczynamy szukać miejscówki.
    Pierwsza, na trawiastym i ogrodzonym pastwisku mi nie pasowała, więc ujechaliśmy kawałek dalej pod górkę i coś w miarę fajnego się znalazło. Drogbas coś tam mówił że słyszał samoloty w okolicy.
    Rozbiliśmy namiot, czas na kolacyjkę i pora spać.

    PARIS – Sarcelles – Chaumontel – Chantilly – Creil – Rieux – Sacy le Grand – Avrigny – Bailleul le Soc – La Neuville Roy – Moyennneville – NEUFVY SUR ARONDE


    Dzień dziesiąty, dzień dwunasty.



  • dystans : 32.08 km
  • czas : 02:04 h
  • v średnia : 15.52 km/h
  • v max : 33.57 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 10

    Poniedziałek, 22 lipca 2013 • dodano: 10.09.2013 | Komentarze 4


    Drugi i ostatni dzień zwiedzania stolicy Francji. W dalszym ciągu upalnie.
    Najważniejszym celem tegoż dnia ma być zdobycie Wieży Eiffla.
    Po dość późnej pobudce i śniadaniu zwijamy namiot, który wraz z sakwami sprytnie ukrywamy w krzakach, a my w cywilnych ciuchach ruszamy do centrum, do którego mamy raptem kilka km. Pomykając po paryskich ulicach i rondach zarówno ja i Jarek dość szybko przyzwyczajamy się do poruszania się rowerem w tamtejszych warunkach. Ścieżek rowerowych, a raczej wydzielonych pasów dla rowerów jest sporo.

    Typowe paryskie ulice © JPbike

    Drogbas zagaduje się z tym spoko gościem (pił browarka) :) © JPbike

    A tutaj to próbuję być Paryżaninem na rowerze. Ładne mam łydki, no i te rowerzystki :) © JPbike

    Paryskie ronda są tak wielkie że w kadrze ledwo widać fragment :) © JPbike

    Masakra, niektóre tamtejsze ronda są wielkości boisk piłkarskich, do tego większość nie ma wydzielonych pasów ruchu, mimo tego kierowcy i rowerzyści poruszają się tędy spoko i bez stłuczek, nie zauważyłem znanego u nas wnerwiania na innych. Normalnie kulturka :)

    Nad Sekwaną © JPbike

    Główna atrakcja tegoż dnia :) © JPbike

    Po dokręceniu pod wieżę rowery przypinamy do stojaka i czas na schodową wspinaczkę widoczkową.
    Zanim doszliśmy do klatki schodowej to trzeba było wrócić do rowerów i zostawić moją torbę na kierownicę bo mają tam elektroniczną bramkę, co oznacza że turystów z metalowymi przedmiotami (miałem scyzoryk i multitool), oraz alkoholem (mieliśmy browarki) nie wpuszczają na górę. Faktycznie, niezła jest tam w okolicy zorganizowana ochrona.

    Wieżę Eiffla i jej okolice strzegą takie rowerowe patrole © JPbike

    W drodze schodami na platformę widoczkową © JPbike

    Panoramka z Wieży Eiffla (1) © JPbike

    Panoramka z Wieży Eiffla (2) © JPbike

    Ten facet pewnie miał hardcorową robotę :) © JPbike

    Panoramka z Wieży Eiffla (3) © JPbike

    Wspinaczka po schodach kosztuje 5 euro, a wjazd taką windą 20 euro © JPbike

    Było fajnie, Wieża Eiffla zdobyta. Złazimy w dół, na piwo :) © JPbike

    MY to browarka pijemy nawet w takich wyjątkowych miejscówkach :) © JPbike

    Upał taki że sporo czasu zleciało na lenistwie w powyższym miejscu nad wodą. Późnopopołudniową porą zapadła decyzja że jedziemy (ja i Jarek rowerami, a Michalina metrem) do La Defense na zakupy żywnościowe do marketu i wracamy do naszej miejscówki.

    Paryskich uliczek c.d. © JPbike

    La Defense. Basen, niżej ulica a pod ziemią tunel z główną drogą © JPbike

    Po zajechaniu na miejsce i spożyciu pożywnej kolacji czas urządzić imprezę w Paryżu nad stawem i z dużą ilością %.
    Do której trwała owa impreza ? Skąd mam wiedzieć, ale wiem że było fajnie :)
    A jutro ruszamy w dalszą drogę, do Amsterdamu.


    Dzień dziewiąty, dzień jedenasty.



  • dystans : 32.10 km
  • czas : 03:23 h
  • v średnia : 9.49 km/h
  • v max : 35.14 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 9

    Niedziela, 21 lipca 2013 • dodano: 01.09.2013 | Komentarze 4


    Śpiąc tegoż dnia w dusznym i ciasnym korytarzyku zostałem dość wcześnie zbudzony przez dwóch gości, którzy też tam nocowali i właśnie opuszczali mieszkanko. A Jarek mówił mi że spał obok Koreańczyka :) Gospodarz Cedric jeszcze spał, do tego kolejny gostek który dopiero co wrócił chyba z nocnej imprezy coś tam tłumaczył, w sumie nie wiem co. Zarówno mi, jak i Jarkowi to wszystko przestało się podobać i podjęliśmy decyzję że kolejny nocleg poszukamy gdzieś indziej. Śniadanie spożywamy na klatce przed wejściem do owego kiepskiego mieszkanka, sakwy zostawiamy na miejscu, po czym jazda pozwiedzać trochę Paryża i oczywiście gwoźdź naszej wyprawy, czyli kibicowanie podczas finałowego etapu Tour de France.

    W Paryżu. Jedziemy zwiedzać i kibicować © JPbike

    La Defense. Nowoczesna dzielnica wieżowców © JPbike

    A tutaj to się pochwalę że tam byłem :) © JPbike

    Ta fotka jest wyjaśnieniem niskiej średniej prędkośći tegoż dnia :) © JPbike

    Wieżowce, wiadukty, schody. Trochę tam futurystycznie :) © JPbike

    JPbike, rowerowy zdobywca Paryża ! © JPbike

    Ładny basenik, a pod nim, w tunelu jest główna droga © JPbike

    Wiadomo co tam w oddali jest :) © JPbike

    Temperatura tegoż niedzielnego dnia zapewne przekroczyła 35 stopni.
    Więc na dłuższy czas zatrzymaliśmy się przy owym baseniku w wieżowcowej scenerii :)

    Upał straszny i z radochą się tutaj popluskałem :) © JPbike

    Zaczynają zjeżdżać na finał TdF przeróżnej maści kolarze © JPbike

    Po jakimś czasie trzeba się ruszyć, finał TdF się zbliża ...

    Tamtejsze budynki i wieżowce mają przeróżne kształty © JPbike

    Architekci to tutaj mają duże pole do popisu :) © JPbike

    Z bliska Wielki Łuk to faktycznie jest wielki :) © JPbike

    Wydostanie się z La Defense na Pola Elizejskie jest bardzo łatwe i jedzie się w linii prostej :)

    Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :) © JPbike

    Ci kibice TdF stoją tu i tam od wielu ładnych godzin, do tego w upale © JPbike

    Tamci w koszulkach SKY chyba czekają na przejazd klosia :D © JPbike

    W poszukiwaniu miejsca do kibicowania. Ciężko coś znaleźć © JPbike

    Byliśmy bardzo spragnieni. Najdroższe piwko, jakie piliśmy © JPbike

    Po długich poszukiwaniach w końcu udało się znaleźć jakieś średnie miejsce do oglądania peletonu.
    Zanim tam dotarliśmy (przeciskaliśmy się) to zauważyłem że przy takim niezłym upale brukowano-asfaltowa nawierzchnia wielkiego ronda wokół Łuku Triumfalnego zaczęła się roztapiać, ludzie tam urywali klapki, sandały, a moje opony wręcz się kleiły do nawierzchni :)

    Najpierw przejechał długi i barwny korowód sponsorów TdF © JPbike

    Barwy Francji. Widowiska czas zacząć :) © JPbike

    No i w końcu nadjechał sławny peleton ! © JPbike

    Ten w żółtym to Froome, a za nim nasz Kwiatkowski ! © JPbike

    Było co popatrzeć, były ucieczki, zarówno udane i kasowane, żartowałem z Jarkiem coś w stylu "patrz, to grupa Maksa, a tu jedzie z3waza, klosiu, Rodman, josip, a my dwaj na czubie :D".
    Po tych wspaniałych emocjach powoli zapadał zmrok i udaliśmy się pod sam Łuk Triumfalny podziwiać niezwykle barwne efekty świetlne, jak i można było popatrzeć na wielkim telebimie momenty dekoracji.

    Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France © JPbike

    Po tym wszystkim i spełnionym marzeniu obejrzenia finału TdF na własne oczy zdecydowaliśmy że wrócimy na basenik w La Defense. A tam poza super przyjemnym pluskaniem się w wodzie w tropikalną noc urządziliśmy popijawę z francuskim winem w roli głównej. Michalina, która nam towarzyszyła tegoż dnia, gdzieś znalazła nawet cały karton wafelków do lodów i można było się najeść :)
    W końcu trzeba iść spać. Wcześniej przestudiowałem plan miasta i bez problemu znalazłem tereny zielone nad Sekwaną. Więc z Drogbasem udałem się po sakwy do niefajnego mieszkanka i ponownie załadowani żeśmy ruszyli na szukanie miejscówki na rozbicie namiotu. Po krótkich poszukiwaniach i grubo po północy coś znalazłem, między krzakami, nad brudnym stawem, dobrze osłonięte od ulicy i w dodatku obok drogiego kempingu nad Sekwaną.
    Rozbicie namiotu, wskok do środka i zaśnięcie poszły sprawnie.

    Dzień ósmy, dzień dziesiąty.



  • dystans : 234.73 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 10:57 h
  • v średnia : 21.44 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 8

    Sobota, 20 lipca 2013 • dodano: 27.08.2013 | Komentarze 9


    Nadszedł w końcu ten dzień, w którym planowaliśmy zdobyć cel wyprawy - PARYŻ.
    Poranna krzątanina sprzętowa poszła sprawnie, skromne śniadanie i jazda !
    Na niebie ani jednej chmurki - zapowiadał się kolejny upalny dzień.

    Spoko miejscówka na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego © JPbike

    Godzina 7:15. Słabo wyspany Drogbas, jechać trzeba bo Paryż czeka ! © JPbike

    No i jedziemy tędy. Dłuuugą prostą do stolicy Francji © JPbike

    Łuk w Chalons en Champagne © JPbike

    W mijanych francuskich miasteczkach pełno takich zabytków © JPbike

    Centrum Fere Champenoise © JPbike

    Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie wprost od mieszkańców © JPbike

    Dłuższa przerwa w cieniu plus porządne izobroniki :) © JPbike

    Dobrze jedziemy. Cel tuż tuż :) © JPbike

    Kokpit nawigatora © JPbike

    Gdy nastały popołudniowe godziny to upał był już nie do zniesienia.
    W takiej sytuacji postanowiliśmy ze 2 godziny przeczekać - słusznie zrobiliśmy.

    Przeczekiwanie największego upału. Można zdrzemnąć © JPbike

    Po dokręceniu do Coulommiers, na kilkadziesiąt km przed Paryżem robimy większe zakupy żywnościowe bo wiadomo że w niedzielę większość francuskich marketów jest zamknięta. Drogbas kupił m.in. francuskie wino. Trochę problemów mieliśmy z upchaniem zakupionego żarcia i picia do sakw.

    Typowa szosa z rondami w pobliżu przedmieści Paryża © JPbike

    Pomykając powyższą szosą Jarek zauważa boczne bicie tylnego koła. Po zatrzymaniu i oględzinach okazało się że niekapslowana obręcz zaczęła pękać w dwóch miejscach, przy nyplach. Trudno, stwierdzam że da się dotrzeć w takim stanie do Paryża i tam zdecydujemy co dalej z kołem.

    Po dotarciu do podparyskich miejscowości zauważamy coraz więcej czarnoskórych mieszkańców.
    Jadąc już na obrzeżach Paryża, na podjeździe Jarka łapie kryzys i narzeka że ma cięższy ode mnie bagaż, więc namawiam kompana żeby coś zjadł i odpoczął, a część bagażu (namiot) przełożył do mnie.
    Drogbas jednak odmawia i jedziemy dalej ...
    Powoli zapada zmrok, w końcu pojawia się zjazd do kotliny, w której leży nasz główny cel wyprawy.
    Jadąc już w stronę Wieży Eiffla (z daleka niestety jej nie widzieliśmy) coraz bardziej mnie zaskakują nocne paryskie ulice. Jest grubo po 22-tej, a tam wszędzie tłok, wszystkie knajpki na świeżym powietrzu pozajmowane, spory ruch nie tylko turystów. I tak jedziemy, jedziemy, a stalowej wieży wciąż nie widać. Chwilowy postój przy okazałym pałacu (królewskim ?), sprawdzam nawigację w Jarka telefonie i od razu oświeciło mnie - cel wyprawy jest bliziutko.
    Faktycznie, ujechaliśmy kawałek i JEST ! :)

    UDAŁO SIĘ ! Dojechalismy tutaj na własnych siłach wprost z domowego progu (1590 km) :) © JPbike

    Pierwsze spojrzenie własnymi oczyma na pięknie i kolorowo oświetloną Wieżę Eiffla - bezcenne przeżycie !
    Po zajechaniu, a raczej przeciskaniu się w nocnym tłumie pod samą stalową konstrukcję i znalezienie wolnej ławeczki mocno i radośnie się uciskaliśmy, pogratulowaliśmy i obowiązkowo browarka żeśmy spożyli :)

    Dokładnie o północy wieża nawet specjalnie uczciła iluminacjami nasze przybycie rowerami z Poznania ...



    Po tych pełnych emocji chwilach nastał czas na dotarcie do noclegowni, do mieszkanka kuriera rowerowego Cedrica. Spanie załatwiła Michalina, która też przybyła do Paryża (samolotem). Jadąc dalej w stronę dzielnicy Courbevoie sporo błądzenia i nakładania kilometrów mieliśmy, wypytywanie miejscowych w znalezieniu właściwego kierunku i gapienie się w wydrukowany fragment planu miasta pomogły ostatecznie dotrzeć do celu (po 2 w nocy). Jarek był już w fatalnym stanie zmęczenia, ale zadowolony z pokonania 234 km. Owe mieszkanko okazało się malutkie i zaniedbane, poza gospodarzem i Michaliną było tam jeszcze kilka innych osób. Szybkie mycie i pora iść spać. Dla mnie zabrakło miejsca w pokoiku i padło na ciasny korytarz ...

    L’EPINE – Chalons en Champagne – Villeseneux – Fere Champenoise – Sezanne – Esternay – La Ferte Gaucher – Saint Remy la Vanne – Chailly en Brie – Coulommiers – Mauperthuis – Pezarches – Villeneuve Saint Denis – Pontcarre – Roisy en Brie – Champigny sur Marne – PARIS

    Dzień siódmy, dzień dziewiąty.



  • dystans : 211.85 km
  • czas : 09:38 h
  • v średnia : 21.99 km/h
  • v max : 69.63 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 7

    Piątek, 19 lipca 2013 • dodano: 15.08.2013 | Komentarze 2


    Pobudka o 6, czynności typu śniadanie, pakowanie i ładowanie poszły sprawnie.
    Tegoż dnia obaj byliśmy ciekawi jak w rzeczywistości wygląda jazda rowerem przez północno-wschodnią Francję, którą znamy głównie z transmisji Tour de France :)

    Jedna z najlepszych miejscówek, przy granicy niemiecko-francuskiej © JPbike

    Spojrzenie na pokaźne maszty i jazda przez Francję © JPbike

    Francja zdobyta ! © JPbike

    Ponownie pagórkowato i interwałowo, ale i tak ładnie tam :) © JPbike

    W pobliżu Metz na nieznacznym zjeździe Jarek z dużą prędkością najechał na widoczne na poniższej fotce wybrzuszenie i sakwa się wypięła (już drugi raz). Kompan tak się zdenerwował i … !#%(^&!!#$!!!, do tego stopnia że musiałem go powstrzymać przed wyrzuceniem sakw do rowu. Więc przymusowy postój na poprawę mocowania …

    Zdenerwowany Drogbas i przymusowy postoj © JPbike

    W Metz pierwsze francuskie zakupy w Lidlu. Ceny wyższe od niemieckich, skromny wybór piwa, ale da się przeżyć.

    Poniżej prezentuję parę fotek z pięknej starówki w Metz.












    Jak widać - ciężko i niełatwo było się wydostać z Metz, do tego upał © JPbike

    Przez francuskie miasteczko. W każdym pełno takich starych domów z carakterystycznymi okiennicami © JPbike

    Po przekroczeniu granicy i pokonaniu paru francuskich miast i miasteczek stwierdziłem że w porównaniu do Niemiec tutaj jest dużo więcej polnej przestrzeni, szosy po których kręciliśmy są w sporej części proste jak strzała i interwałowe, asfalty nieznacznie gorsze, ale i tak lepsze od tych naszych. Same spokojne miasteczka mają niezwykły charakterystyczny francuski klimat – to mi najbardziej się spodobało. A Francuzki są takie ładne i zadbane, że patrząc na nie w trakcie jazdy musiałem uważać aby nie walnąć w coś, lub kogoś z przodu ;)

    Upał niezły, więc przerwa na jogurty w cieniu pod wiaduktem © JPbike

    Przed Verdun upał i interwały mocno dały Jarkowi w kość (!#%(^&!!#$!!!), poinformował mnie że zjedziemy w dół i przez dwie godziny nie jedzie. Faktycznie, zatrzymał się na tamtejszym miejscu pamięci i po postoju przy wodopoju padł na trawniku. I tak zleciało trochę czasu, aż przyszła pewna kobieta informując nas że to nie miejsce na biwak (spodziewałem się tego).

    Padnięty Drogbas © JPbike

    Verdun. Miejsce pamięci przypominające wielką bitwę w czasie I wojny światowej © JPbike

    Po odpoczynku kompan trochę odżył i można było pozwiedzać starą część Verdun, z twierdzą w roli głównej.







    Mijają kolejne francuskie kilometry. Z biegiem czasu dochodzę do wniosku że Jarek gorzej ode mnie znosi upały i interwałową jazdę z sakwami oraz pochłania przy tym niesamowite ilości picia, czasem jesteśmy zmuszeni by zatankować wodę np. u mieszkańców albo przy przeróżnych wodopojach …

    Tankowanie przy nawadnianiu uprawy, kąpiel też była :) © JPbike

    Długie proste francuskie. Takie drogi to klimacik też mają © JPbike

    Kolejne ładne miasteczko. Jest po 19-tej, a na uliczkach pusto © JPbike

    W Sainte Menehould napotkaliśmy naszą flagę :) © JPbike

    Myk dalej, myk dalej na wprost i jest kolejna dwusetka © JPbike

    Kąpiel na stacji. Tym razem z dodatkiem płynu do mycia aut :D © JPbike

    Zapadł zmrok, po dojechaniu do miasteczka L’Epine i skręceniu na boczną szosę szybko znaleźliśmy miejscówkę, na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego. Podczas rozbijania namiotu trochę robactwa nas gryzło. Pora spać.
    Jutro wielki atak na Paryż !

    ITTERSDORF – granica D/F – Tromborn – Teterchen – Boulay Moselle – Les Etangs – Petit Marais – Noisseville – Metz – Moulins les Metz – Gravelotte – Mars la Tour – Manheulles – Verdun – Dombasle en Argonne – Clermont en Argonne – Les Islettes – Sainte Menehould – Tilloy et Bellay – L’EPINE

    Dzień szósty, dzień ósmy.



  • dystans : 217.15 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 09:58 h
  • v średnia : 21.79 km/h
  • v max : 73.72 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 6

    Czwartek, 18 lipca 2013 • dodano: 12.08.2013 | Komentarze 6


    Wieczorem poprzedniego dnia Jarek wpadł na pomysł by wstać przed wschodem słońca, a to dlatego abyśmy po ruszeniu się nie męczyli od razu upałami.
    No to pobudka bardzo wczesna, śniadanie z kawą, ładowanie sprzętu i jazda.
    W końcu się zmobilizowaliśmy, aby tego dnia walnąć planowaną dwusetkę i dotrzeć do granicy z Francją, co się udało, chociaż przez kolejną masę pagórów i podjazdów łatwo to nie było.

    Godzina 5:52. Wschodzik i wieżowce Frankfurtu nad Menem © JPbike

    Pomysłowy sposób na zagospodarowanie ściany fabryki - ścianka wspinaczkowa :) © JPbike

    Przekraczamy Men w Mainz © JPbike

    Kręcimy przez kolejne ładne pagórkowate okolice © JPbike

    Na widok takiego znaku to się cieszę i atakuję premię górską :) © JPbike

    Dajesz Drogbas !!! Na trasie trzeba się dopingować, tutaj w stylu TdF :) © JPbike

    Na jednym ze zjazdów wykręciłem swój sakwiarski rekord V-max – 73.72 km/h, i to bez rozpędu !

    Nie zabrakło długiej i przyjemnej jazdy w dolinie wzdłuż rzeki © JPbike

    Kręcąc powyższą doliną i mijając kolejne niemieckie miasteczka w pewnym momencie wyprzedził nas duży traktor, jechał tak ponad 30 km/h, co oczywiście znany z szarpanego tempa Drogbas wykorzystał i mi zwiał – takie numery z aerodynamicznym wspomagaczem to ja rozumiem :D

    Znalazło się super miejsce na dłuższą przerwę z wodopojem :) © JPbike

    Biesiada z kąpielą i praniem w potoku, oraz obiadem i piwkiem trwa :) © JPbike

    Czas jechać dalej, ponownie pokonujemy ładne krajobrazowo podjazdy i zjazdy © JPbike

    W czasie gdy opuszczaliśmy St.Wendel porządnym podjazdem, zauważyłem że Jarka dopadł pokaźny kryzys, w pewnym momencie się zatrzymał. W takiej sytuacji zaproponowałem odpoczynek, albo szukanie miejscówki.
    Jarek jednak pokazał że jest twardym bikerem i ruszyliśmy dalej.
    W miarę zbliżania się do granicy z Francją nazwy niemieckich miasteczek czasami brzmiały francuskojęzycznie (np. Tholey, Saarlouis, itp.). To nam dodawało motywacji i pewności że uda się wykręcić zaplanowaną dwusetkę :)

    No, niezła fura i w 100% sprawna :) © JPbike

    Długi zjazd. Można odpocząć :) © JPbike

    Kaiser jest wszędzie :) © JPbike

    Przejeżdżając przez Saarlouis i mając już upragnione ponad 200 km na licznikach mój kompan zrobił się bardzo głodny, zatrzymaliśmy się przy małym barze przy wylocie z miasta, przy okazji ucięliśmy pogawędkę z właścicielem.
    Spojrzałem na mapę – tam za 350 metrowym wzgórzem z charakterystycznymi masztami jest Francja :)

    Zapadł zmrok i ruszamy na ostatni podjazd dnia i do granicy © JPbike

    I tak po wjechaniu na szczyt pojawił się płaskowyż oświetlony Księżycem, prosta szosa, a po chwili cel szóstego dnia wyprawy – tablica z napisem „FRANCE”. Udało się !

    Nadszedł czas na szukanie miejscówki. Zawróciliśmy, po kilometrze dość szybko znalazło się jedno z najlepszych miejsc, trawiaste pole tuż przy szosie, osłonięte paroma krzakami i drzewami, a z drugiej strony mieliśmy widok na wspomniane wysokie maszty i sam Księżyc.
    Po rozbiciu obozowiska pora spać, bo jutro czeka nas poznawanie ojczyzny Tour de France :)

    W takiej wieczorno-świetlnej scenerii zakończylismy trip przez Niemcy :) © JPbike

    WEILBACH – Hochheim am Main – Mainz – Lerchenberg – Stadecken Elsheim – Wolfsheim – St.Johann – Sprendlingen - Badenheim – Wollstein – Furfeld – Obermoschel – Callbach – Meiserheim – Lauterecken – Glanbrucken – Konken – Selchenbach – Niederkirchen – St.Wendel – Winterbach – Tholey – Thalexweier – Lebach – Saarwellingen – Saarlouis – Felsberg – ITTERSDORF (tuż przy granicy D-F)

    Dzień piąty, dzień siódmy.