top2011

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski
Info o mnie.

- przejechane: 185785.60 km
- w tym teren: 66988.10 km
- teren procentowo: 36.06 %
- v średnia: 22.58 km/h
- czas: 341d 00h 38m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156 tn-IMG-6357

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w towarzystwie

Dystans całkowity:32327.94 km (w terenie 9179.42 km; 28.39%)
Czas w ruchu:1588:29
Średnia prędkość:20.35 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:115874 m
Maks. tętno maksymalne:177 (100 %)
Maks. tętno średnie:148 (82 %)
Suma kalorii:1575 kcal
Liczba aktywności:398
Średnio na aktywność:81.23 km i 3h 59m
Więcej statystyk
  • dystans : 38.47 km
  • teren : 25.00 km
  • czas : 02:50 h
  • v średnia : 13.58 km/h
  • v max : 55.73 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Rozjazd po stokach Karkonoszy

    Niedziela, 8 września 2013 • dodano: 09.09.2013 | Komentarze 3


    Skoro spędzamy niedzielny dzionek u stóp Karkonoszy, to czas rozjechać się po górkach i odesłać w zapomnienie zupełnie nieudany w moim wykonaniu wałbrzyski golonkomaraton. Pomysł na trasę spontaniczny i obowiązkowo z dodatkiem technicznych elementów. Ruszyliśmy przed 9-tą. Przejeżdżając przez okolice stadionu w Karpaczu wypatrzyliśmy stopniowo zjawiających się bikerów, okazało się że tegoż dnia organizują wjazd na Śnieżkę. Na początek podjazd do Karpacza Górnego, z tą różnicą że zamiast serpentyn podjeżdżaliśmy super stromym skrótem i oczywiście na młyneczkach. Następnie techniczna atrakcja - zjazd kultowym zielonym do Borowic. Po zjechaniu zupełnym przypadkiem natrafiliśmy na górskie zmagania szosonów (wypatrzyłem m.in. Radka Lonkę). Przebywając w rejonie d.w. "Łokietek" postanowiliśmy odszukać super stromą ściankę zjazdową. Sporo błądzenia było i żeśmy odpuścili dalszego szukania. Po tym pognaliśmy znanym z niedawnego bikemaratonu świetnym fragmentem zielonego, do Wodospadu Podgórnej. W Przesiece przerwa na browarki. Po tym czas na drogę powrotną. Dobrze znanymi duktami dokręciliśmy pod d.w. "Lubuszanin" i stamtąd czerwonym w stronę Karpacza. Na koniec kolejna techniczna atrakcja - zjazd sławnymi agrafkami. Wszystko tamtejsze, włącznie z najtrudniejszą nawrotką zjechałem. Natomiast okryty złą sławą sześcio-wykrzyknikowy uskok odpuściłem by nie zaliczać kolejnych szlifów :) W końcu już tylko myk w dół do szkoły w Ściegnach i czas wracać do Poznania. W sumie to był udany rowerowo dzień.

    Tędy, obok Gołębiewskiego żeśmy jechali podjazdowo © JPbike

    Wspinaczkowy atak na super stromej ściance © JPbike

    Kultowy zjazd zielonym po AGD i RTV do Borowic :) © JPbike

    A tu przypadkiem natrafiliśmy na górskie zmagania szosonów © JPbike

    Browarek z kumplami - nasz standard rozjazdowy :) © JPbike

    Techniczne ćwiczenia na czerwonym do Karpacza © JPbike

    Na koniec sławne agrafki - ja wszystko zjechałem :) © JPbike

    Przewyższenie - 1045 m



  • dystans : 48.24 km
  • teren : 35.00 km
  • czas : 03:14 h
  • v średnia : 14.92 km/h
  • v max : 59.09 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Wysokogórski rozjazd :)

    Niedziela, 18 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 13


    Poprzedniego dnia do tej samej noclegowni, do Michałowic przyjechał na urlop josip z Olą i dzieciakami, co oczywiście spowodowało że tamten wieczór bardzo miło zleciał przy browarkach i jeszcze jakimś wysokoprocentowym trunku :) No i zagadaliśmy się na niedzielną jazdę, padło na zdobycie Szrenicy (1362 m), dotarcie do nieczynnej kopalni kwarcu "Stanisław" (1050 m), na Wysoki Kamień (1058 m) i na koniec frajda zjazdowa, czyli żółtym w dół, do tej pory mi nieznanym.
    Skoro w planie jest Szrenica leżąca na terenie KPN to podobnie jak przy wypadzie na Śnieżkę trzeba było bardzo wcześnie wstać, pierwotnie planowaliśmy pobudkę o 4:30. Ja twardo wtedy spałem i nagle zbudził mnie o 5:30 klosiu.
    W głowie mojej jeszcze troszkę szumiały promile, cóż jechać trzeba :)
    Skromne śniadanie i na krótko po 6-tej można było ruszyć na tytułowy rozjazd.

    Godzina 6:26. Górne Michałowice z pięknymi Karkonoszami w tle © JPbike

    I tak jechaliśmy sobie przy wschodzie słońca górskim szuterkiem do Szklarskiej Poręby, na dolną stację wyciągu, a tam pusto, kolorowych śladów po wczorajszym maratonie już nie było. Po czym rozpoczęliśmy właściwą wspinaczkę.

    Początkowy fragment czerwonego na Szrenicę jest masakryczny, z niepodjeżdżalnym fragmentem © JPbike

    Ów podjazd, od Kamieńczyka to istna ścianka podjazdowa, no i ten wertepiasty bruk © JPbike

    Im wyzej tym nawierzchnia lepsza. Ten mały punkcik na drodze to klosiu :) © JPbike

    Dobijamy do Hali Szrenickiej © JPbike

    Pod schronisko na hali jako pierwszy wjechał josip, po nim ja i na końcu klosiu.
    Widocznie zmęczenie mocno górską jazdą w poprzednich dniach dało we znaki mi i Mariuszowi.

    Chwila postoju na hali - na wysokości ponad 1200 m.n.p.m © JPbike

    To już ostatnie metry na szczyt Szrenicy. Dwaj Mariusz ! © JPbike

    Przy schronisku. Szrenica na rowerze zdobyta ! © JPbike

    Na szczycie zjawiliśmy się na krótko po 8-mej, trochę wiało, temperatura oscylowała na poziomie 15 stopni.
    Cały ten ze 4 km podjazd czerwonym od razu uznałem za najcięższy ze wszystkich mi znanych.

    Na szczycie pora na arcywidoczki :) © JPbike

    Moi kumple - wysokogórscy bikerzy z Wielkopolski :) © JPbike

    Nadszedł czas na zjazd - od razu ostro, jak się puści klamki to rower przyspiesza gwałtownie.
    Brukowano - wertepiasta nawierzchnia nie pozwala na rozwijanie szalonych prędkości.
    Palenie klocków hamulcowych mamy zagwarantowane :)

    Masakryczny fragment zjazdowy. Wytelepało nieźle © JPbike

    Właśnie tam, na szybkim łuku znów miałem problemy z trakcją, Trek zamiast skręcać jechał na wprost (podsterowność), więc zjechałem bez szarżowania do Wodospadu Kamieńczyka, gdzie zatrzymaliśmy się i sprawdziłem przednie koło - po oględzinach stwierdziłem że koło łatwo wychyla się na boki, prawdopodobnie to wina słabszej sztywności amortyzatora w miejscu mocowania do piasty. Jak będę wybierał nowego 27.5" to pewnie skuszę się na sztywne osie, jakie ma klosiu.

    Wodospad Kamieńczyka, tu właśnie woda spada w dół © JPbike

    Dalej to udaliśmy się szlakiem ER2 wzdłuż torów i następnie w stronę Szklarskiej Drogi, by nią dotrzeć do nieczynnej kopalni kwarcu "Stanisław", po czym jazda na Wysoki Kamień, ponoć w obu miejscach jeszcze mnie nie było.

    Ładna szoska i to na wysokości 1000 m.n.p.m © JPbike

    Wysokogórski szuterek, tuż przy kopalni © JPbike

    Kamieniołom kopalni kwarcu "Stanisław" w prawie całej okazałości © JPbike

    Widok z Wysokiego Kamienia. Tam po prawej Szrenica, byliśmy tam :) © JPbike

    Po tych wysokogórskich emocjach widokowych czas na długi zjazd żółtym przez Zakręt Śmierci i dalej do Piechowic.

    Fragment zjazdu żółtym. Sama przyjemność jazdy mtb ! © JPbike

    Sam zjazd, o długości ze 5 km dostarczył sporo frajdy, po prostu to była wisienka na torcie !
    W Piechowicach postój przy sklepie, a tam po ulicy co chwilę pomykali szosoni.
    Na koniec ostatni podjazd - po gładkim asfalciku do kwatery. Czas na pożywne drugie śniadanie i kawę.
    Po tym rozjeździe i bardzo udanym weekendzie w Karkonoszach wróciłem z klosiem do stolicy Wielkopolski.

    Wykuty tunel na podjeździe do Michałowic © JPbike

    Przewyższenie - 1540 m



  • dystans : 21.86 km
  • teren : 18.00 km
  • czas : 01:18 h
  • v średnia : 16.82 km/h
  • v max : 59.09 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Dojazd na start i powrót z mety BM

    Sobota, 17 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 1


    Dojazd - 10.95 km, 250 m podjazdów.
    Powrót - 10.91 km, 140 m podjazdów.
    Michałowice - Droga pod Reglami - końcówka trasy BM - szrenicki stok i na odwrót.
    Wracając, ciężkawo szło, marzyłem o browarku, białeczku i węglowodanach :)



  • dystans : 44.26 km
  • teren : 30.00 km
  • czas : 02:51 h
  • v średnia : 15.53 km/h
  • v max : 76.87 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Karkonoska rozgrzewka

    Piątek, 16 sierpnia 2013 • dodano: 19.08.2013 | Komentarze 4


    Zajechałem z Mariuszem do Michałowic na trzydniowe kręcenie po Karkonoszach.
    Wczesno-popołudniową porą czas wskoczyć na swoje rumaki i myk w góry.
    Pomysł trasy był spontaniczny. Po dojechaniu do Drogi pod Reglami wypatrzyliśmy znane niebieskie strzałki jutrzejszego maratonu i padło na częściowy objazd trasy. Dopóki wisiały oznaczenia to tędy kręciliśmy po górskich szuterkach. Po dokręceniu do zielonego szlaku prowadzącego do Jagniątkowa znikły oznaczenia, ale i tak pognaliśmy tędy w dół. Ów szlak zjazdowy mocno mnie zaskoczył poziomem trudności, iście golonkowym (kamienie, koleiny i jeden pokaźny uskok), miałem nawet wątpliwości czy Grabek tędy puści ścigantów (jak się okazało puścił :)). Następnie mimo braku strzałek w dalszym ciągu jechaliśmy właściwą trasą sobotniego maratonu po przyjemnych szuterkach i długim podjazdem na Dwa Mosty. Tam przerwa i zapadła decyzja by pokonać porządny podjazd - na Przełęcz Karkonoską. Pamiętam że w sierpniu 2007 to właśnie tamtędy zaczynałem swoją przygodę z kolarstwem górskim i wtedy ów ciężki podjazd zdobyłem po kilku postojach, paru wprowadzaniach i z twarzą zabarwioną na czerwono :) A tegoż dnia poszło gładko, nawet pokusiłem się o atak na stromej końcówce, na szczycie urwałem kłosiowi minutkę, może półtorej :) Przy schronisku "Odrodzenie" przerwa na czeskiego browarka i podziwianie arcywidoczków. Po tym pora na zjazd. Asfalt kiepski, z dziurami i wybojami, ale i tak rozpędziłem się tamtędy do 76.87 km/h (o 1 km/h mniej od osobistego rekordu). Gnając tamtędy w dół mijani turyści w popłochu uciekali na boki, jeden z plecakiem schował się nawet w krzaki :) Po zjechaniu już tylko jazda ponownie Drogą pod Reglami do Michałowic, do noclegowni.

    Fajny zjazd zielonym do Jagniątkowa © JPbike

    Na szczycie Dwóch Mostów (903 m) © JPbike

    Przełęcz Karkonoska (1198 m) zdobyta ! © JPbike

    Klasyczna przerwa z górkami w tle :) © JPbike

    Przewyższenie - 1360 m



  • dystans : 89.95 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 04:09 h
  • v średnia : 21.67 km/h
  • v max : 52.85 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Terenowa Runda JPbike'a

    Czwartek, 15 sierpnia 2013 • dodano: 15.08.2013 | Komentarze 5


    Zagadałem się z Mariuszem na trening na mojej rundzie.
    Ustawka w południe, przy Stawach Dębińskich i myk nadwarciańskim.
    Po drodze oczywiście trochę gadki (o wyprawie, o sobotnim BM w górach).
    W Puszczykowie odbijamy na Puszczykowskie Góry, na właściwą rundę.
    Dojazd do wieży w Szreniawie szybki i sprawny. Formę to my mamy ;)
    Skarpa i kręty singiel nad Jarosławieckim dostarczyły nam frajdy MTB.
    Na super singlu wzdłuż Dymaczewskiego klosiu gnał jak szalony !
    W Dymaczewie upragniona przerwa na Tyskiego - weszło jak woda :)
    Na sinusoidach kolejna dawka emocji mountainbikerowych.
    Od zjazdu z Ludwikowa zaczęła się techniczna jazda, pokonaliśmy również rundkę mosińskiego XC.
    Po zjechaniu po stoku Osowej na opuszczoną stację PKP mały szok - wykosili torowisko z chaszczy.
    Jazda przez Sarnie Doły i wokół Góreckiego spoko i ciśniemy ot tak sobie.
    Kręty singiel w Pojnikach - kolejne emocje pure mtb.
    Dalej nadal mocnym powerem mknęliśmy żółtym w stronę Puszczykowa.
    Powrót ponownie nadwarciańskim i w Luboniu każdy w swoje strony.
    W sumie bardzo dobry trening - zdrowo i bez kryzysu się zmęczyłem :)

    Puls - max 163, średni 133
    Przewyższenie - 810 m



  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, podsumowanie

    Wtorek, 30 lipca 2013 • dodano: 30.07.2013 | Komentarze 22


    Po ponad dwóch tygodniach spędzonych na rowerowych wojażach wróciliśmy cali i zdrowi. Przejechaliśmy w sumie 2435 km, kręciliśmy przez 118 godzin ciągłej jazdy.
    Zaplanowaną trasę udało się w całości zrealizować, chociaż drobnego błądzenia nie brakło. Całą trasę, jak i każdy dzień jazdy z obciążeniem zniosłem bez słabszych chwil, z czego się cieszę, nawet klika dni jazdy po niespodziewanie pokaźnych pagórach w Niemczech nie potrafiły mnie zniszczyć ani fizycznie, ani psychicznie, do tego wszystkie premie górskie padły moim łupem, a Jarek w pełni zasłużył na miano sprintera po płaskim :)
    Odwiedziliśmy Niemcy, Francję, Belgię i Holandię z całą masą ich miast i miasteczek.
    Kulminacją było zdobycie stolicy Francji i zobaczenie na własne oczy finału setnego Tour de France – super przeżycie !
    Poznaliśmy jak w rzeczywistości wygląda życie na co dzień na zachodzie Europy, jak i rowerowa infrastrukturę.
    Jak to na wyprawach bywa – spotkań ze znajomymi, miejscowymi i przeróżnymi rowerzystami nie zabrakło – wszystkim bardzo dziękuję za miłe wspólne chwile.
    Z miejscem na rozbijanie namiotu nie mieliśmy większych problemów, nawet w centrum Paryża coś się znalazło, a najgorzej pod tym względem wypadła Belgia.
    No i najważniejsze – wielkie dzięki dla Jarka za wspólne sakwiarskie ponad dwa tygodnie !

    Relacje z każdego dnia i garść migawek z podróży poniżej :)

    Dzień 1 - Poznań – Żary, 220.91 km - klik do relacji
    Dzień 2 - Żary – Torgau, 196.24 km - klik do relacji
    Dzień 3 - Torgau – Kolleda, 180.40 km - klik do relacji
    Dzień 4 - Kolleda – Harmerz, 185.84 km - klik do relacji
    Dzień 5 - Harmerz – Weilbach, 167.14 km - klik do relacji
    Dzień 6 - Weilbach – Ittersdorf, 217.15 km - klik do relacji
    Dzień 7 - Ittersdorf – L’Epine, 211.85 km - klik do relacji
    Dzień 8 - L’Epine – PARYŻ, 234.73 km - klik do relacji
    Dzień 9 - zwiedzanie i finał Tour de France, 32.10 km - klik do relacji
    Dzień 10 - zwiedzanie, 32.08 km - klik do relacji
    Dzień 11 - Paryż – Neufvy sur Aronde, 111.74 km - klik do relacji
    Dzień 12 - Neufvy sur Aronde – Bouchavesnes Bergen, 118.93 km - klik do relacji
    Dzień 13 - Bouchavesnes Bergen – Oudenaarde, 164.98 km - klik do relacji
    Dzień 14 - Oudenaarde – Roosendaal, 145.70 km - klik do relacji
    Dzień 15 - Roosendaal – Maasdam, 59.36 km - klik do relacji
    Dzień 16 - Maasdam – AMSTERDAM, 136.87 km - klik do relacji
    Dzień 17 – mały trip i powrót do PL, 19.30 km - klik do relacji


    Wielki trip przez Niemcy © JPbike

    Ku mojej uciesze górskie etapy też były :) © JPbike

    Francja zdobyta ! © JPbike

    Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie we francuskiej wiosce © JPbike

    Tutaj, po 1590 km od domu żeśmy zajechali :) © JPbike

    Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :) © JPbike

    Zobaczyć Tour de France na żywo to jest duże COŚ ! © JPbike

    Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France © JPbike

    Zaliczyliśmy fragment sławnego Paris-Roubaix © JPbike

    Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF ! © JPbike

    Wiadomo gdzie jesteśmy - w Holandii :) © JPbike

    Holenderskie ścieżki rowerowe są dosłownie wszędzie, szkoda że płaskie ;) © JPbike

    W Amsterdamie. Czas na toast za udaną wyprawę ! © JPbike




  • dystans : 19.30 km
  • czas : 01:36 h
  • v średnia : 12.06 km/h
  • v max : 23.31 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 17

    Poniedziałek, 29 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 6


    Próbując coś pospać na betonowym murku i pod gołym niebem to nie pamiętam niestety czy w ogóle coś zdrzemnąłem czy nie. Wiem tylko że przez ten czas dwie osoby szły po owym murku (obaj łysi) i nic nie robili z naszej obecności.
    Bardzo wcześnie pozbieraliśmy się i jazda do centrum Amsterdamu, w poszukiwaniu czynnego sklepu na śniadaniową przekąskę.

    Godzina 6:21. Gdzieś tu w pobliżu próbowaliśmy spać :) © JPbike

    Przeprawa promowa © JPbike

    Poniedziałkowy poranek w Amsterdamie © JPbike

    Wśród klimatycznych wąskich uliczek © JPbike

    I tak troszkę pokręciliśmy, otwarty sklep znaleźliśmy i czas na śniadanie, gdzieś nad kanałem.
    Po najedzeniu Amsterdam właśnie budził się do życia, na ścieżkach rowerowych ruch wzrastał, można było spotkać masę rowerzystów jadących do pracy i elegancko odzianych w koszule, ładne sukienki, no i wizytowe buty … :)
    Do odjazdu naszego autokaru zostało jeszcze parę godzin. Po dojechaniu na wspomnianą starą przystań zabraliśmy się do demontowania rowerów i pakowania wszystkiego do ohydnie wyglądających pudeł zrobionych z paru kartonów. Mi robota szła sprawnie, chociaż wątpliwości co do wielkości owego pudła miałem. A Jarek miał spore problemy ze zdjęciem opony drutówki i rozkręcaniu bike’a (o tym jak kompan się … #%^&!!#$!^%!!$ to lepiej nie napiszę). Kilka zużytych części zostało na miejscu, a pięknie wykrzywione tylne koło Drogbas ze wściekłością rzucił do kanału. Jarek powiedział nawet: „koniec z wyprawami”. Cały czas próbowałem go uspokajać, ciężko szło.

    Nasz cały bagaż. Wejdzie do autokaru, czy nie ? © JPbike

    Po spakowaniu wszystkiego przenieśliśmy się na pobliski parking, będący zarazem miejscem odjazdu autokaru i pozostało nam dość długie i nudne oczekiwanie na odjazd do kraju. Jarek co chwila marudził zdaniami typu: „to nie wejdzie do busa”, „co będzie jak nie wejdzie ?”, „to mój najgorszy dzień w życiu”.
    Cóż, to były ciężkie chwile dla nas obu ...
    W końcu duży bus nadjechał, kierowca był spoko, Jarek szybko się dogadał, ale i tak za nadbagaż musieliśmy dopłacić, spore pudła weszły do luku bez problemów i po wejściu do klimatyzowanej kabiny można było odetchnąć z ulgą :)
    Podróż Eurobusem relacji Amsterdam – Legnica (przesiadka) – Poznań trwała ze 19 godzin, w tym czasie puścili nam 3 fajne filmy, można było sobie zdrzemnąć, ogólnie spoko podróż.
    Do Poznania dotarliśmy następnego dnia nazajutrz. Na dworzec autobusowy przyjechał po mnie ojciec. Z Jarkiem przybiliśmy sobie mocną piątkę za udaną ponad dwutygodniową wyprawę i stamtąd już do swoich domów.

    Natomiast dwa dni później Jarek z Agą wpadli do mnie i kompan zapytał: „gdzie następna wyprawa” ... :)


    Dzień szesnasty, podsumowanie i linki do każdego dnia wyprawy.



  • dystans : 136.87 km
  • czas : 07:33 h
  • v średnia : 18.13 km/h
  • v max : 39.23 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 16

    Niedziela, 28 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 4


    Noc, pobudka i śniadanie przebiegły bezproblemowo.
    Miejsce gdzie rozbiliśmy namiot, kilkanaście metrów od drogi nie robiło wrażenia na przejeżdżających rowerzystach, więc Holandia jest spoko, póki coś się znajdzie.


    Nasza ostatnia namiotowa miejscówka © JPbike

    Czas się ruszyć na ostatni dłuższy trip naszej wyprawy.
    Wszędzie dookoła płaściutko, niektóre miejsca po których żeśmy jechali znajdują się poniżej poziomu morza …

    Typowy holenderski krajobrazik © JPbike

    Mostu nie ma i przeprawiamy się przez rzekę tunelem © JPbike

    Holenderskie ścieżki rowerowe są tak świetnie oznakowane że mapa jest zbędna.

    W Rotterdamie. Barki mieszkalne © JPbike

    Ci Holendrzy to mają pomysły na przechowanie auta :) © JPbike

    Statek muzeum "Rotterdam" © JPbike

    Pamiątka z Tour de France © JPbike

    Podziwiamy widoki z wielkiego mostu © JPbike

    Stary port z muzealnymi eksponatami. Wszystkie zadbane © JPbike

    Oryginalny parking rowerowy © JPbike

    Jedziemy dalej przyjemną rowerówką przez holenderskie miasteczka © JPbike

    Nie wiem jak to zrobili że tutaj nic nie przecieka na rowerówkę :) © JPbike

    Na pewnej stacji dostaliśmy darmową kawę :) © JPbike

    Spotkanie z rowerowym turystą. Spoko gość :) © JPbike

    Jeden z symboli Holandii. Ten jest zamieszkały © JPbike

    Ścieżki rowerowe mają nawet własne przejady kolejowe © JPbike

    W relacji opisującej dotarcie do Paryża pisałem o tylnym kole Jarka, które popękało przy nyplach i nabrało niezłego bicia bocznego. Dla tych co chcieliby to krzywe kółko zobaczyć – specjalnie nagrałem filmik :)



    Takich wodnych widoczków mieliśmy sporo © JPbike

    Pełny luzik. Amsterdam już bliziutko :) © JPbike

    Tu się wykąpaliśmy i spotkaliśmy parę Polaków © JPbike

    Po pokonaniu 2400 km końcowy cel wyprawy osiągnięty :) © JPbike

    Pełna kulturka na ciągu knajpkowo-pieszo-rowerowym :) © JPbike

    Mój obładowany na tle masy holenderskich mieszczuchów © JPbike

    Typowy Amsterdam (1) © JPbike

    Typowy Amsterdam (2) © JPbike

    Dobijamy do centrum © JPbike

    To duże coś za mną to nic innego jak parking rowerowy :) © JPbike

    Masakra, ile tu rowerów ? © JPbike

    Nie wiem jak w tym gąszczu można odnaleźć swoj rower :) © JPbike

    Będąc w centrum Amsterdamu dokręciliśmy do starej przystani, wśród barek mieszkalnych.
    Dokładnie ze 100 metrów stąd znajduje się parking, skąd jutro ruszy autokar do Polski.
    I tam urządziliśmy dłuższą przerwę na spożycie resztek jedzenia, jakie zostały nam w sakwach.

    Czas na toast za udaną wyprawę :) © JPbike

    Powoli zapadał zmrok, czas pomyśleć o kartonach do zapakowania ekwipunku i rowerów na jutrzejszą drogę powrotną.
    Nie ujechaliśmy daleko i coś na małym osiedlu się znalazło. Przy ładowaniu było wesoło :)

    Drogbas melduje zakończenie akcji poszukiwania kartonów :) © JPbike

    Po powrocie na starą przystań postanawiamy że osobno pozwiedzamy wieczorny Amsterdam.
    Po prostu jeden jedzie, a drugi pilnuje sakw. Pierwszy po nocnych uliczkach pokręcił JPbike.

    Wieczorny Amsterdam (1) © JPbike

    Wieczorny Amsterdam (2) © JPbike

    Gdy nastała kolej na Drogbasa to po pewnej chwili podeszła do mnie właścicielka barki, która dopiero co przyjechała i poinformowała mnie że mam wiać stamtąd. Nieładnie. No to przeniosłem się kawałeczek dalej, a tu kolejna osoba mnie zaczepiła – to stróż parkingowy. Również i ten facet chciał abym opuścił miejsce. Jak Jarek wrócił z nocnego kręcenia i dowiedział się o zaistniałej sytuacji to … #%^&!!#$!^%!. Trudno, kartony ukryliśmy w krzaczorach i pojechaliśmy gdzieś dalej. Zaniosło nas na prom, po przeprawieniu na drugą stronę dokręciliśmy na jakieś osiedle, tuż przy brzegu rzeki i po jakimś czasie postanawiamy zdrzemnąć w samych śpiworach na betonowym murku oporowym :)

    MAASDAM – Rotterdam – ... - Amstelveen – AMSTERDAM (cała trasa ścieżkami rowerowymi).


    Dzień piętnasty, dzień siedemnasty (ostatni).



  • dystans : 59.36 km
  • czas : 02:46 h
  • v średnia : 21.46 km/h
  • v max : 35.81 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 15

    Sobota, 27 lipca 2013 • dodano: 18.10.2013 | Komentarze 3


    Po zbudzeniu okazuje się że porządnie i długo sobie pospaliśmy. Tak miało być.
    Jarek mówi że słyszy jak pada i widocznie mocno przeżywa pierwsze deszczowe chwile w namiocie.
    Dla mnie luz, pamiętam jak w dzieciństwie na wakacjach z rodzicami po ulewie kompletnie zalało nam cały namiot i był potopik. Ach, co to były za czasy :)
    Faktycznie, po zajrzeniu na zewnątrz jest mokro, ale nie pada tak mocno.
    No to zjedliśmy śniadanie i jeszcze trochę sobie pospaliśmy.
    W końcu przestało padać i czas się dalej ruszyć. Podczas pakowania Jarek wiele razy marudził bo wszystko dookoła jest mokre, a tu gałązki, a tu skarpetki, a tu … :) Doszło nawet do tego że wydusił z siebie: "więcej nie wejdę do mokrego namiotu", albo: "może w Amsterdamie jakąś kwaterę wynajmiemy ?". Cóż, tłumaczę kompanowi że to jest wielodniowa wyprawa rowerowa i do takich spartańskich warunków trzeba być przyzwyczajonym.

    Godzina 11:40. Na zewnątrz pada. Brakuje tylko plazmy :) © JPbike

    Nasza najbardziej zakamuflowana miejscówka © JPbike

    Wyruszyliśmy dopiero około 14:30. Czas zrobić zakupy w Lidlu.
    Holenderskie ceny żywności podobne do belgijskich i francuskich, również wysokie.

    Jak widać, Holandia to raj dla rowerzystów © JPbike

    Jedziemy, jedziemy, dzisiejszy dzionek jakoś leniwie upływa © JPbike

    Wizyta w rowerowym. Po tylu dniach taszczenia ze 40 kg chciałoby się pomknąć na czymś takim :) © JPbike

    Strasznie płaściutko i równiutko tutaj © JPbike

    Przerwa przy wale. Będzie Bitburger :) © JPbike

    Długi jest ten wiadukt i to wzdłuż autostrady. W Holandii jest sporo takich obiektów © JPbike

    Kanały, śluzy, wszystko przemyślane. Nic dziwnego bo spora część kraju leży poniżej poziomu morza © JPbike

    Co ten kompan wypatrzył ? © JPbike

    Spotkaliśmy polską barkę, kapitana z brodą też pozdrowiliśmy :) © JPbike

    Obrzeże Maasdam © JPbike

    Tu zakończyliśmy dość krótki trip tegoż dnia. Czas na obozik © JPbike

    Takiej kąpieli mi bardzo brakowało :) © JPbike

    I tak rozbiliśmy namiot obok, w głębokiej wnęce między ostrzyżonymi krzakami.
    Dobrze że Drogbasowi w trakcie jazdy przeszły te mokre niewygody, kompan nabiera wprawy :)
    Pora spać, jutro ostatni cel naszej wyprawy – Amsterdam !

    ROOSENDAAL – Oud Gastel – Stampersgat – Fijnaart – Heijningen – Helwijk – Klaaswaal – MAASDAM


    dzień czternasty, dzień szesnasty.



  • dystans : 145.70 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 07:05 h
  • v średnia : 20.57 km/h
  • v max : 40.65 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 14

    Piątek, 26 lipca 2013 • dodano: 14.10.2013 | Komentarze 8


    Noc spędzona bez rozbijania namiotu w barku nie należała do przyjemnych.
    Kiepsko, wręcz fatalnie się spało, co jakiś czas to się budziłem, to jakieś robale atakowały …

    Poranek był pochmurny, zwiastowało deszczyk i przyjemną temperaturę do jazdy.

    Tu, w pustym barku spaliśmy, a raczej próbowaliśmy spać :) © JPbike

    Te ptactwo całą noc hałasowało i Drogbas chce im dokopać :D © JPbike

    I tak my obaj kompletnie niewyspani zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i zaczęło padać …

    Nasza miejscówka w parku rekreacyjnym w Oudenaarde © JPbike

    Darmowa energia elektryczna, komórki można podładować © JPbike

    Trochę popadało i tak oto spędziliśmy barową pogodę :) © JPbike

    W końcu, około południa przestało padać, rozpogodziło się i można jechać dalej.
    Tegoż dnia mamy w planach dotrzeć do granicy z Holandią, a to wszystko przez brak miejsca na rozbicie dzikiego obozowiska w Belgii. Po drodze robimy zakupy w Lidlu – ceny żywności podobne jak do francuskich, czyli wysokie.

    Te pasy po prawej to ścieżki rowerowe, nawet na drodze ekspresowej © JPbike

    A tutaj, po lewej to podziwiamy siedzibę BMC Racing © JPbike

    W Gent. Nawet podczas remontu rowerówka ma swój pas ruchu (to żółte) ! © JPbike

    Przerwa obiadowa na przedszkolnym podwórku © JPbike

    Zamek Cortewalle w Beveren. Tu odpoczywaliśmy © JPbike

    Czarnoskóre mieszkanki nie tylko Antwerpii są ładne i to na rowerkach :) © JPbike

    Dotarliśmy do centrum Antwerpii, trzeba tylko przekroczyć Skaldę © JPbike

    Wielka ta Skalda, zastanawiamy się gdzie jest jakiś most © JPbike

    No właśnie, gdzie jest most ? Na mapie widać a w realu nie ma. Po krótkim czasie oświeciło mnie, bo po drodze widziałem ludzi na rowerach jadących w stronę jakiegoś budynku blisko brzegu rzeki – może tunel ? Okazało się że mam rację. Dużą i bezszelestną windą zjeżdża się 31 metrów w głąb ziemi.
    Fajne wrażenia. Jarek był przerażony bo chyba się boi długich i głębokich tuneli :)

    Drogbas tutaj wystrzelił do przodu jak torpeda :) © JPbike

    Wbrew pozorom Jarek jest przerażony bo jesteśmy 31 metrów pod ziemią © JPbike

    Gdy tylko wyjechaliśmy na powierzchnię to oczom od razu ukazała się super klimatyczna starówka.
    Jarkowi tak się tam podobało że doszło nawet do tego: „jak wygram w lotto to tutaj się przeprowadzę” :)

    Poniżej zapodaję parę fotek owego Starego Miasta w Antwerpii.







    Po Antwerpii trochę pokręciliśmy, i też trochę mieliśmy błądzenia w wydostaniu się z dużego miasta na właściwy kierunek, znów pomocna była nawigacja w telefonie Jarka. Po drodze dopadł nas przelotny deszcz, który przeczekaliśmy pod wiaduktem.
    Dzień powoli dobiegał końca, czas myśleć o rozbiciu namiotu. Będąc niedaleko granicy z Holandią skusił nas nieduży teren leśny i żeśmy skręcili w głąb lasu. Po ujechaniu ze kilometra jakieś niefajne miejsce wypatrzyliśmy, a tutaj z bocznej ścieżki nadszedł facet z karabinem i poinformował że to posiadłość prywatna …
    Drogbas się #%^&!!#$!^%!. I tak trzeba było jechać dalej. Po drodze, już po ciemku zaliczyliśmy standardową kąpiel na małej stacji. W końcu, około północy udało się dotrzeć do granicy belgijsko – holenderskiej i czas szukać miejsca na obozik. W ciemnościach ciężko szło szukanie, była lekka mgła, kilka miejsc nadawało się do bani, a tu blisko szosa, a tu blisko gospodarstwo, a tu jakieś gówno … Dokręciliśmy do rogatek Roosendaal i wreszcie coś się znalazło i świetnie ukryte w gąszczu drzew. Rozbijamy namiot i spać. Do oporu.

    OUDENAARDE – Gent – Lochristi – Lokeren – Sint Niklaas – Beveren – Antwerpen – Brasschaat – Wuustwezel – Essen – granica B/NL – Nispen - ROOSENDAAL


    Dzień trzynasty, dzień piętnasty.