Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 176632.47 km
- w tym teren: 64163.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 322d 16h 44m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1114
do 50 km - 1212
do/z pracy - 276
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 231
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 89
Solid MTB - 30
sprzęt - 44
szoska - 432
Uphill race - 8
w górach - 297
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Wrzesień - 8 - 13
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
w towarzystwie
Dystans całkowity: | 30722.04 km (w terenie 9003.42 km; 29.31%) |
Czas w ruchu: | 1503:43 |
Średnia prędkość: | 20.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 102759 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (82 %) |
Suma kalorii: | 1575 kcal |
Liczba aktywności: | 384 |
Średnio na aktywność: | 80.01 km i 3h 54m |
Więcej statystyk |
Sobota, 20 lipca 2013 • dodano: 27.08.2013 | Komentarze 9
Nadszedł w końcu ten dzień, w którym planowaliśmy zdobyć cel wyprawy - PARYŻ.
Poranna krzątanina sprzętowa poszła sprawnie, skromne śniadanie i jazda !
Na niebie ani jednej chmurki - zapowiadał się kolejny upalny dzień.
Spoko miejscówka na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego© JPbike
Godzina 7:15. Słabo wyspany Drogbas, jechać trzeba bo Paryż czeka !© JPbike
No i jedziemy tędy. Dłuuugą prostą do stolicy Francji© JPbike
Łuk w Chalons en Champagne© JPbike
W mijanych francuskich miasteczkach pełno takich zabytków© JPbike
Centrum Fere Champenoise© JPbike
Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie wprost od mieszkańców© JPbike
Dłuższa przerwa w cieniu plus porządne izobroniki :)© JPbike
Dobrze jedziemy. Cel tuż tuż :)© JPbike
Kokpit nawigatora© JPbike
Gdy nastały popołudniowe godziny to upał był już nie do zniesienia.
W takiej sytuacji postanowiliśmy ze 2 godziny przeczekać - słusznie zrobiliśmy.
Przeczekiwanie największego upału. Można zdrzemnąć© JPbike
Po dokręceniu do Coulommiers, na kilkadziesiąt km przed Paryżem robimy większe zakupy żywnościowe bo wiadomo że w niedzielę większość francuskich marketów jest zamknięta. Drogbas kupił m.in. francuskie wino. Trochę problemów mieliśmy z upchaniem zakupionego żarcia i picia do sakw.
Typowa szosa z rondami w pobliżu przedmieści Paryża© JPbike
Pomykając powyższą szosą Jarek zauważa boczne bicie tylnego koła. Po zatrzymaniu i oględzinach okazało się że niekapslowana obręcz zaczęła pękać w dwóch miejscach, przy nyplach. Trudno, stwierdzam że da się dotrzeć w takim stanie do Paryża i tam zdecydujemy co dalej z kołem.
Po dotarciu do podparyskich miejscowości zauważamy coraz więcej czarnoskórych mieszkańców.
Jadąc już na obrzeżach Paryża, na podjeździe Jarka łapie kryzys i narzeka że ma cięższy ode mnie bagaż, więc namawiam kompana żeby coś zjadł i odpoczął, a część bagażu (namiot) przełożył do mnie.
Drogbas jednak odmawia i jedziemy dalej ...
Powoli zapada zmrok, w końcu pojawia się zjazd do kotliny, w której leży nasz główny cel wyprawy.
Jadąc już w stronę Wieży Eiffla (z daleka niestety jej nie widzieliśmy) coraz bardziej mnie zaskakują nocne paryskie ulice. Jest grubo po 22-tej, a tam wszędzie tłok, wszystkie knajpki na świeżym powietrzu pozajmowane, spory ruch nie tylko turystów. I tak jedziemy, jedziemy, a stalowej wieży wciąż nie widać. Chwilowy postój przy okazałym pałacu (królewskim ?), sprawdzam nawigację w Jarka telefonie i od razu oświeciło mnie - cel wyprawy jest bliziutko.
Faktycznie, ujechaliśmy kawałek i JEST ! :)
UDAŁO SIĘ ! Dojechalismy tutaj na własnych siłach wprost z domowego progu (1590 km) :)© JPbike
Pierwsze spojrzenie własnymi oczyma na pięknie i kolorowo oświetloną Wieżę Eiffla - bezcenne przeżycie !
Po zajechaniu, a raczej przeciskaniu się w nocnym tłumie pod samą stalową konstrukcję i znalezienie wolnej ławeczki mocno i radośnie się uciskaliśmy, pogratulowaliśmy i obowiązkowo browarka żeśmy spożyli :)
Dokładnie o północy wieża nawet specjalnie uczciła iluminacjami nasze przybycie rowerami z Poznania ...
Po tych pełnych emocji chwilach nastał czas na dotarcie do noclegowni, do mieszkanka kuriera rowerowego Cedrica. Spanie załatwiła Michalina, która też przybyła do Paryża (samolotem). Jadąc dalej w stronę dzielnicy Courbevoie sporo błądzenia i nakładania kilometrów mieliśmy, wypytywanie miejscowych w znalezieniu właściwego kierunku i gapienie się w wydrukowany fragment planu miasta pomogły ostatecznie dotrzeć do celu (po 2 w nocy). Jarek był już w fatalnym stanie zmęczenia, ale zadowolony z pokonania 234 km. Owe mieszkanko okazało się malutkie i zaniedbane, poza gospodarzem i Michaliną było tam jeszcze kilka innych osób. Szybkie mycie i pora iść spać. Dla mnie zabrakło miejsca w pokoiku i padło na ciasny korytarz ...
L’EPINE – Chalons en Champagne – Villeseneux – Fere Champenoise – Sezanne – Esternay – La Ferte Gaucher – Saint Remy la Vanne – Chailly en Brie – Coulommiers – Mauperthuis – Pezarches – Villeneuve Saint Denis – Pontcarre – Roisy en Brie – Champigny sur Marne – PARIS
Dzień siódmy, dzień dziewiąty.
Kategoria ponad 200 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Piątek, 19 lipca 2013 • dodano: 15.08.2013 | Komentarze 2
Pobudka o 6, czynności typu śniadanie, pakowanie i ładowanie poszły sprawnie.
Tegoż dnia obaj byliśmy ciekawi jak w rzeczywistości wygląda jazda rowerem przez północno-wschodnią Francję, którą znamy głównie z transmisji Tour de France :)
Jedna z najlepszych miejscówek, przy granicy niemiecko-francuskiej© JPbike
Spojrzenie na pokaźne maszty i jazda przez Francję© JPbike
Francja zdobyta !© JPbike
Ponownie pagórkowato i interwałowo, ale i tak ładnie tam :)© JPbike
W pobliżu Metz na nieznacznym zjeździe Jarek z dużą prędkością najechał na widoczne na poniższej fotce wybrzuszenie i sakwa się wypięła (już drugi raz). Kompan tak się zdenerwował i … !#%(^&!!#$!!!, do tego stopnia że musiałem go powstrzymać przed wyrzuceniem sakw do rowu. Więc przymusowy postój na poprawę mocowania …
Zdenerwowany Drogbas i przymusowy postoj© JPbike
W Metz pierwsze francuskie zakupy w Lidlu. Ceny wyższe od niemieckich, skromny wybór piwa, ale da się przeżyć.
Poniżej prezentuję parę fotek z pięknej starówki w Metz.
Jak widać - ciężko i niełatwo było się wydostać z Metz, do tego upał© JPbike
Przez francuskie miasteczko. W każdym pełno takich starych domów z carakterystycznymi okiennicami© JPbike
Po przekroczeniu granicy i pokonaniu paru francuskich miast i miasteczek stwierdziłem że w porównaniu do Niemiec tutaj jest dużo więcej polnej przestrzeni, szosy po których kręciliśmy są w sporej części proste jak strzała i interwałowe, asfalty nieznacznie gorsze, ale i tak lepsze od tych naszych. Same spokojne miasteczka mają niezwykły charakterystyczny francuski klimat – to mi najbardziej się spodobało. A Francuzki są takie ładne i zadbane, że patrząc na nie w trakcie jazdy musiałem uważać aby nie walnąć w coś, lub kogoś z przodu ;)
Upał niezły, więc przerwa na jogurty w cieniu pod wiaduktem© JPbike
Przed Verdun upał i interwały mocno dały Jarkowi w kość (!#%(^&!!#$!!!), poinformował mnie że zjedziemy w dół i przez dwie godziny nie jedzie. Faktycznie, zatrzymał się na tamtejszym miejscu pamięci i po postoju przy wodopoju padł na trawniku. I tak zleciało trochę czasu, aż przyszła pewna kobieta informując nas że to nie miejsce na biwak (spodziewałem się tego).
Padnięty Drogbas© JPbike
Verdun. Miejsce pamięci przypominające wielką bitwę w czasie I wojny światowej© JPbike
Po odpoczynku kompan trochę odżył i można było pozwiedzać starą część Verdun, z twierdzą w roli głównej.
Mijają kolejne francuskie kilometry. Z biegiem czasu dochodzę do wniosku że Jarek gorzej ode mnie znosi upały i interwałową jazdę z sakwami oraz pochłania przy tym niesamowite ilości picia, czasem jesteśmy zmuszeni by zatankować wodę np. u mieszkańców albo przy przeróżnych wodopojach …
Tankowanie przy nawadnianiu uprawy, kąpiel też była :)© JPbike
Długie proste francuskie. Takie drogi to klimacik też mają© JPbike
Kolejne ładne miasteczko. Jest po 19-tej, a na uliczkach pusto© JPbike
W Sainte Menehould napotkaliśmy naszą flagę :)© JPbike
Myk dalej, myk dalej na wprost i jest kolejna dwusetka© JPbike
Kąpiel na stacji. Tym razem z dodatkiem płynu do mycia aut :D© JPbike
Zapadł zmrok, po dojechaniu do miasteczka L’Epine i skręceniu na boczną szosę szybko znaleźliśmy miejscówkę, na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego. Podczas rozbijania namiotu trochę robactwa nas gryzło. Pora spać.
Jutro wielki atak na Paryż !
ITTERSDORF – granica D/F – Tromborn – Teterchen – Boulay Moselle – Les Etangs – Petit Marais – Noisseville – Metz – Moulins les Metz – Gravelotte – Mars la Tour – Manheulles – Verdun – Dombasle en Argonne – Clermont en Argonne – Les Islettes – Sainte Menehould – Tilloy et Bellay – L’EPINE
Dzień szósty, dzień ósmy.
Kategoria ponad 200 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Czwartek, 18 lipca 2013 • dodano: 12.08.2013 | Komentarze 6
Wieczorem poprzedniego dnia Jarek wpadł na pomysł by wstać przed wschodem słońca, a to dlatego abyśmy po ruszeniu się nie męczyli od razu upałami.
No to pobudka bardzo wczesna, śniadanie z kawą, ładowanie sprzętu i jazda.
W końcu się zmobilizowaliśmy, aby tego dnia walnąć planowaną dwusetkę i dotrzeć do granicy z Francją, co się udało, chociaż przez kolejną masę pagórów i podjazdów łatwo to nie było.
Godzina 5:52. Wschodzik i wieżowce Frankfurtu nad Menem© JPbike
Pomysłowy sposób na zagospodarowanie ściany fabryki - ścianka wspinaczkowa :)© JPbike
Przekraczamy Men w Mainz© JPbike
Kręcimy przez kolejne ładne pagórkowate okolice© JPbike
Na widok takiego znaku to się cieszę i atakuję premię górską :)© JPbike
Dajesz Drogbas !!! Na trasie trzeba się dopingować, tutaj w stylu TdF :)© JPbike
Na jednym ze zjazdów wykręciłem swój sakwiarski rekord V-max – 73.72 km/h, i to bez rozpędu !
Nie zabrakło długiej i przyjemnej jazdy w dolinie wzdłuż rzeki© JPbike
Kręcąc powyższą doliną i mijając kolejne niemieckie miasteczka w pewnym momencie wyprzedził nas duży traktor, jechał tak ponad 30 km/h, co oczywiście znany z szarpanego tempa Drogbas wykorzystał i mi zwiał – takie numery z aerodynamicznym wspomagaczem to ja rozumiem :D
Znalazło się super miejsce na dłuższą przerwę z wodopojem :)© JPbike
Biesiada z kąpielą i praniem w potoku, oraz obiadem i piwkiem trwa :)© JPbike
Czas jechać dalej, ponownie pokonujemy ładne krajobrazowo podjazdy i zjazdy© JPbike
W czasie gdy opuszczaliśmy St.Wendel porządnym podjazdem, zauważyłem że Jarka dopadł pokaźny kryzys, w pewnym momencie się zatrzymał. W takiej sytuacji zaproponowałem odpoczynek, albo szukanie miejscówki.
Jarek jednak pokazał że jest twardym bikerem i ruszyliśmy dalej.
W miarę zbliżania się do granicy z Francją nazwy niemieckich miasteczek czasami brzmiały francuskojęzycznie (np. Tholey, Saarlouis, itp.). To nam dodawało motywacji i pewności że uda się wykręcić zaplanowaną dwusetkę :)
No, niezła fura i w 100% sprawna :)© JPbike
Długi zjazd. Można odpocząć :)© JPbike
Kaiser jest wszędzie :)© JPbike
Przejeżdżając przez Saarlouis i mając już upragnione ponad 200 km na licznikach mój kompan zrobił się bardzo głodny, zatrzymaliśmy się przy małym barze przy wylocie z miasta, przy okazji ucięliśmy pogawędkę z właścicielem.
Spojrzałem na mapę – tam za 350 metrowym wzgórzem z charakterystycznymi masztami jest Francja :)
Zapadł zmrok i ruszamy na ostatni podjazd dnia i do granicy© JPbike
I tak po wjechaniu na szczyt pojawił się płaskowyż oświetlony Księżycem, prosta szosa, a po chwili cel szóstego dnia wyprawy – tablica z napisem „FRANCE”. Udało się !
Nadszedł czas na szukanie miejscówki. Zawróciliśmy, po kilometrze dość szybko znalazło się jedno z najlepszych miejsc, trawiaste pole tuż przy szosie, osłonięte paroma krzakami i drzewami, a z drugiej strony mieliśmy widok na wspomniane wysokie maszty i sam Księżyc.
Po rozbiciu obozowiska pora spać, bo jutro czeka nas poznawanie ojczyzny Tour de France :)
W takiej wieczorno-świetlnej scenerii zakończylismy trip przez Niemcy :)© JPbike
WEILBACH – Hochheim am Main – Mainz – Lerchenberg – Stadecken Elsheim – Wolfsheim – St.Johann – Sprendlingen - Badenheim – Wollstein – Furfeld – Obermoschel – Callbach – Meiserheim – Lauterecken – Glanbrucken – Konken – Selchenbach – Niederkirchen – St.Wendel – Winterbach – Tholey – Thalexweier – Lebach – Saarwellingen – Saarlouis – Felsberg – ITTERSDORF (tuż przy granicy D-F)
Dzień piąty, dzień siódmy.
Kategoria ponad 200 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Środa, 17 lipca 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 8
Poranek piątego dnia przebiegł spoko, śniadanko, kawa, wrzutka sprzętu do sakw i myk w dalszą drogę. Podczas tegoż etapu czekał nas przejazd przez częściowo znane mi pagórkowate okolice Frankfurtu nad Menem, pięć lat temu rowerowałem tam, podczas pobytu u ciotki i wujka.
Pobudka ! Miejscówka przy ambonie, w zalesionym wzgórzu© JPbike
Szuterek zjazdowy z naszej noclegowni, tam na dole Fulda© JPbike
Podczas powyższego zjazdu, na uskoku przy belce odwadniającej Jarkowi wypięła się z bagażnika sakwa (urwany dolny zaczep), przymusowy postój na poprawę zamocowania i można było jechać dalej.
Szosa w dalszym ciągu pagórkowata. Mi się podobała© JPbike
Po zrobieniu zakupów w najbliższym markecie spotkaliśmy miłego rowerzystę, troszkę gadki i gość spytał czy pomóc w orientacji, nie trzeba bo wszystko na mojej mapie się zgadzało.
Camping w Nieder-Moos, wypełniony do ostatniego miejsca© JPbike
W pewnym momencie Jarek wyraźnie miał dość podjazdów i zapytał mnie „kiedy to się skończy ?” ...
Uff, kompan odżył, gdy tylko zaczęliśmy pokonywać długi zjazd :)
Przejazd przez kolejne ładne niemieckie miasteczka© JPbike
Po jakimś czasie ponownie pokonywaliśmy kolejne pagóry, było troszkę błądzenia na lokalnych drogach, aż w końcu na horyzoncie pojawiło się oczekiwane przeze mnie nieduże i dobrze mi znane pasmo górskie Hoch Taunus.
Jarek od razu zapytał czy będziemy tam wjeżdżać, na najwyższy 879 metrowy szczyt :)
W drodze do Frankfurtu nad Menem. W oddali wspomniane góry© JPbike
Po dokręceniu do Bad Vilbel skierowałem nas na miłą i znaną mi ścieżkę rowerową wzdłuż rzeczki Nidda. Po drodze trzeba było zarządzić postój, Drogbas zgłaszał zmęczenie upałem i podjazdami, brakło możliwości kąpieli. Pojawiły się pierwsze wątpliwości odnośnie powodzenia wyprawy. Cóż, trzeba być twardym, a nie mientkim. Po jakimś czasie udało się ruszyć dalej, zaliczając dwa postoje przy wodopojach. I tak dojechaliśmy do Frankfurtu nad Menem.
Zaproponowałem przejazd przez centrum i starówkę. Jarek nie chciał, doszło nawet do małej sprzeczki na temat zwiedzania, na szczęście zakończonej pogodzeniem.
Przerwa przy sklepie. Picia mam tyle że to prawie cysterna :)© JPbike
Jak już wspominałem - we Frankfurcie nad Menem mieszkają ciotka z wujkiem. Podczas planowania wyprawy był pomysł na nocleg u rodziny, ale akurat wtedy mieli zaplanowane wakacje nad polskim morzem.
Po zakupach jazda dalej. Znów błądzenie w wydostaniu się na właściwą drogę.
Tak się złożyło że moja intuicja skierowała nas na ścieżki rowerowe prowadzące w góry Hoch Taunus, w sumie dobrze, bo wiedziałem gdzie jesteśmy i gdzie jechać dalej :)
Każdy wodopój był dla nas zbawieniem :)© JPbike
Coś dla zawiedzonych brakiem fotek z centrum Frankfurtu nad Menem© JPbike
Panie i panowie, to własnie w tamtych górach zaliczyłem swój debiut maratonowy :)© JPbike
Jeszcze jedno spojrzenie na Hoch Taunus, dla sentymentu :)© JPbike
Wypaśny sklep rowerowy na rogatkach Frankfurtu nad Menem© JPbike
Ponieważ wcześniej ustaliliśmy że tegoż dnia jeszcze za widna zaczniemy szukać miejscówki na rozbicie obozu, by trochę odpocząć i szybciej iść spać, to po przekroczeniu miasteczka Weilbach skręciliśmy na częściowo zalesione pole i po krótkich poszukiwaniach znalazł się wykoszony skrawek ziemi, całkiem przyjemny. Niepowtarzalną atrakcją był widok podchodzących do lądowania na wielkim frankfurckim lotnisku dużych samolotów. Niemal bez przerwy w ciągu jednej minuty można było podziwiać aż kilka sztuk. Fajne wrażenia :)
Tak, co chwila cos tam leciało w stronę pasa do lądowania :)© JPbike
Miny świadczą że dzień był ciężki. Jeszcze tylko obiadokolacja i spać© JPbike
HARMERZ – Giesel – Hosenfeld – Gedern – Ortenberg – Stockheim – Florstadt – Karben – Bad Vilbel – Frankfurt am Main – Eschborn - Schwalbach am Taunus – Liederbach am Taunus - Marxheim – WEILBACH (2 km za miasteczkiem)
Dzień czwarty, dzień szósty.
Kategoria wyprawy, w towarzystwie, poza PL, ponad 100 km
Wtorek, 16 lipca 2013 • dodano: 07.08.2013 | Komentarze 8
Nauczeni zbyt późnym ruszaniem tym razem dość wcześnie wstaliśmy, po 6 rano, kawa, skromne śniadanko, pakowanie wszystkiego i myk w dalszą drogę.
Zapowiadał się ciepły letni dzień.
Ani ja, ani Jarek nie spodziewaliśmy się że będzie to jeden z cięższych etapów.
Gór, a raczej pokaźnych pagórów na całej trasie mieliśmy pod dostatkiem.
Miejscówka na skraju pola. Dwa razy obok przejechał traktor, nie robiąc nic z naszej obecności© JPbike
Przerwa na drugie śniadanie w Sommerda© JPbike
Bad Langensalza. Jedno z piękniejszych niemieckich miasteczek© JPbike
Klimatyczna starówka w Bad Langensalza© JPbike
Rondo z japońskimi akcentami© JPbike
Kolejne podjazdy ... Dawaj Drogbas !© JPbike
W miarę zbliżania się do Eisenach zrobiło się upalnie, przydałaby się kąpiel, a jakiegoś zbiornika wodnego wokół nie było widać ani na mapie, ani w realu. Po podjechaniu na stację paliw wymyśliliśmy że można byłoby się spryskać myjką ciśnieniową, co od razu i z radochą uczyniliśmy :)
Ale frajda !!! Trzeba jakoś radzić w takie upały :)© JPbike
Przerwa w miłym cieniu, przy dużym wiadukcie. Na zdrowie dla wszystkich zaglądających :)© JPbike
Któryś tam dłuższy podjazd. A ten Drogbas porównywał do tego w Karpaczu Górnym© JPbike
Krajobrazik z trasy© JPbike
Nie powiem - ten górski etap mi się podobał :)© JPbike
Przerwa obiadowa. Miejsce ładne, tylko mrówki dawały o sobie znać© JPbike
Ładnie tam. W oddali gigantyczna hałda© JPbike
Przez większość tegoż dnia właśnie tak i podobnie wyglądała nasza trasa© JPbike
Bez komentarza :)© JPbike
Pozostałość po dawnej granicy Niemiec wschodnich i zachodnich© JPbike
Góry góry - jak widać po fotce, biała koszulka z czerwonymi groszkami mi się należy :)© JPbike
W okolicy 160 kilometra Jarka złapał kryzys. Zaproponowałem rozbicie w okolicy, kompan był na tyle twardy i kręcił dalej po pagórach. Pragnął kąpieli, odkryłem nawet potok, ale chaszcze i brudna woda nie zachęcały. W pewnym momencie, już po minięciu rogatek Fuldy zauważyłem mały cmentarz, pomyślałem że jest tam kran i był.
Na wyprawach trzeba jakoś radzić, więc szybkie mycie i jazda dalej, już po zmierzchu po nocnej Fuldzie.
Centrum Fuldy. Podziwiamy nocne fontanny© JPbike
Po wydostaniu się z miasta Jarka ponownie dobijało zmęczenie górskim etapem i czas szukać miejsca na nocleg. Padło na małe zalesione wzgórze, obok ambony. Tym razem miejscówkę znalazł nabierający wprawy na wyprawach sam Drogbas.
KOLLEDA – Sommerda – Straussfurt – Dachwig – Grafentonna – Bad Langensalza – Behringen – Stockhausen – Eisenach (rogatki miasta) – Fortha – Marksuhl – Vacha – Rasdorf – Hunfeld – Fulda – HARMERZ
Profil trasy 4 etapu, najwyższy punkt ma prawie 400 m.n.p.m.
Dzień trzeci, dzień piąty.
Kategoria w górach, ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Poniedziałek, 15 lipca 2013 • dodano: 05.08.2013 | Komentarze 6
Tegoż poniedziałkowego dnia pobudka była dość wczesna. Zwijanie namiotu i ekwipunku, doczepienie sakw do bagażnika i szybki myk do Torgau, do najbliższego marketu bo w niedzielę w Niemczech takowe sklepy są zamknięte.
Pogoda w końcu się poprawiła, najfajniejsze jest to że przestało wiać nam w twarze.
Przy torach kolejowych pora na śniadanie, najwazniejszy posiłek© JPbike
Po śniadaniu okazało się że znowu zbyt późno wystartowaliśmy i pewnie nici z dwusetki.
No i niespodziewanie na horyzoncie zaczęły się pojawiać pokaźne pagóry, jak się później okazało – takie miłe dla oka i dla mnie, rasowego górala krajobrazy towarzyszyły nam aż do granicy z Francją.
Przejazd przez ładne niemieckie miasteczko© JPbike
W drodze do Lipska. Zaczynają się pagóry© JPbike
Dworzec kolejowy DB w Lipsku© JPbike
W tymże mieście w sumie nie spodziewałem się takiej ilości rowerów© JPbike
Centrum Lipska. Grali tam w siatkówkę plażową© JPbike
Lipsk, duże spoko miasto, w którym można spotkać sporo charakterystycznych budynków z czasów NRD. Przejechaliśmy przez centrum z krótkim postojem, spory tam ruch, nie brakło drobnego zabłądzenia w wydostaniu się na właściwą drogę, w takich sytuacjach czasem ratowała nas nawigacja w telefonie Jarka.
W Niemczech takich słonecznych elektrowni jest sporo© JPbike
Powoli robi się upalnie. Przerwa przy fontannie w ładnym miasteczku Weissenfels© JPbike
Pora na browarka. Bez takowego napoju nie idzie nam żyć :)© JPbike
Jedziemy dalej, po płaskowyżu. Humor mi dopisuje :)© JPbike
Późnopopołudniowa przerwa obiadowa w okazałym miejscu© JPbike
Zjazd 7%. Tutaj wykręciłem bez rozpędu V-maxa :)© JPbike
Freyburg Unstrut - ładne niemieckie winnice i zamek© JPbike
Postój przy sklepie. Nawet pieski mają swój parking :)© JPbike
Mieliśmy okazję zobaczyć jak budują niemieckie szosy - tutaj twarde podłoże© JPbike
Lubię uciekać siłowo na podjazdach i po tym fotka cyknięta na górze z użyciem zoomu :)© JPbike
Kilometry upływały, powoli zapadał zmrok. Jarek bardzo chciał się wykąpać, dokręciliśmy do widocznego na mapie zbiornika wodnego, który okazał się być brudnym i zarośniętym, wiec jadąc dalej dojechaliśmy już po zmierzchu do miejscowości Kolleda, gdzie po 22-tej Drogbas nie wytrzymał i zdecydował się na kąpiel w … rynkowej fontannie, w której pływała sobie rybka :)
I tak dalej, po przekroczeniu rogatek tegoż miasteczka nastąpiło szukanie miejscówki do spania – padło na skraj pola przy rzeczce. Rozbicie obozu poszło sprawnie i czas spać.
TORGAU – Mockrehna – Eilenburg – Taucha – Leipizg – Markranstadt – Lutzen – Weissenfels - Laucha an der Unstrut – Freyburg Unstrut – Billroda – Ostramondra – KOLLEDA (kilka km za miastem)
Dzień drugi, dzień czwarty
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 14 lipca 2013 • dodano: 03.08.2013 | Komentarze 5
Jak się jest u Kornelci, Asiczki i Piotrka to wiadomo że czas bardzo miło upływa :)
Tegoż niedzielnego dzionka tak dobrze się spało, pogaduszki i pyszne śniadanie spowodowały że na dalszą trasę wyruszyliśmy ponad godzinę później.
Pamiątkowa fotka w 100% musi być !© JPbike
Trochę chłodnawo było i znów zmuszeni byliśmy stoczyć walkę z niesprzyjającym w kręceniu na zachód wietrze.
Spodziewałem się że ciężko będzie w takich warunkach trzasnąć dwusetkę z sakwami. Nie myliłem się.
Żegnamy nasz kraj i wkraczamy do Niemiec© JPbike
Pierwszy postój nastąpił w przygranicznym Bad Muskau, w tamtejszym parku z okazałym pałacem, zresztą wcześniej, podczas startowego dnia wyprawy Dookoła Polski miałem okazję zwiedzić tamte okolice.
W parku w Bad Muskau. Dbają tam o wszystko :)© JPbike
Przerwa przy białej ławeczce© JPbike
No i zaczęło się wielkie kręcenie przez całe Niemcy ze wschodu na zachód.
Zarówno w mijanych miasteczkach, jak i poza nimi wszędzie czysto, dbają tam o szczegóły.
A tamtejsze asfalty równe jak stół, no takie że idealnie wycentrowane koła to podstawa :)
Strasznie gładziutko na tych niemieckich szosach :)© JPbike
Popołudniową porą czas na przerwę obiadową, padło na fajną miejscówkę przy wielkim zbiorniku wodnym – Sedlitzer See.
Co jedliśmy – to będzie opisywał mianowany przeze mnie szef kuchni – Drogbas :)
Jak widac - mamy wszystko co potrzeba© JPbike
Po umyciu garów trzeba było pokonać porządny podjazd© JPbike
Po przerwie pomykaliśmy dalej. Mijane krajobrazy nie różniły się zbytnio od tych wielkopolskich.
Nietypowe znaki. Dbają tam o swoich obywateli© JPbike
Las elektrowni wiatrowych - na trasie było ich tysiące© JPbike
Zamek Hartenfels w Torgau© JPbike
Po przekroczeniu Torgau zapadł zmrok i trzeba było się rozglądać za miejscówką na obóz.
Po krótkich poszukiwaniach padło na niefajne miejsce, przy drzewach obok jakiejś fabryki.
Komary nie dawały spokoju, po rozbiciu namiotu i wpakowaniu bagażu do środka czas spać.
ŻARY – Lipniki Łużyckie – Czaple – Łęknica – granica PL/D – Bad Muskau – Spremberg – Sedlitz – Senftenberg – Lauchhammer – Elsterwerda – Bad Liebenwerda – TORGAU (2 km za rogatkami)
Dzień pierwszy, dzień trzeci.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 13 lipca 2013 • dodano: 01.08.2013 | Komentarze 11
Nadszedł w końcu ten długo oczekiwany dzień, by rozpocząć swoją drugą w życiu wielodniową wyprawę rowerową z sakwami.
Poranna krzątanina przebiegła sprawnie i po 7-mej mogłem ruszyć spod domu blisko 40 kilogramowym rumakiem na podbój Paryża, obejrzenie finału Tour de France i w końcu zdobycie Amsterdamu.
Jako że wcześniej rozesłałem info znajomym, by mogli pokonać z nami trochę pierwszych kilometrów, to na miejscu zbiórki, w okolicach Strzeszynka oprócz mojego kompana Drogbasa zjawiło się kilku kumpli, wszyscy na szosówkach – klosiu, Marc, z3waza i seba284 – ten ostatni na oslickowanym mtb.
Ekipa eskorty startowej :)© JPbike
No to RUSZYLIŚMY !
Od razu w peletoniku zrobiło się miło i wesoło :)
Klosiu zapragnął chociaż przez chwilę poczuć się wyprawowiczem :)© JPbike
Ciekawostka – prędkość maksymalną tegoż dnia mojego objuczonego rumaka rozwinął sam Mariusz !
No, podjeżdżików nie zabrakło© JPbike
Hura ! Dołączył do nas Super Facet na rowerze – Jurek :)© JPbike
I w takim składzie wspólnie dokręciliśmy do Skrzynek, gdzie szosoni i Seba odłączyli od nas i pognali w drogę powrotną.
Natomiast Jurek57 przejął rolę naszego przewodnika.
Trzeba wspomnieć że tegoż dnia mieliśmy iście wmordewindową jazdę, cóż, trzeba jakoś radzić.
Przerwa przy pałacu w Wąsowie© JPbike
Nowy Tomyśl. Największy wiklinowy kosz świata !© JPbike
Pierwszy wspólny browarek postawił Jurek :)© JPbike
W Nowym Tomyślu Jurek odłączył od nas i od tego momentu, byliśmy zdani na samych siebie.
Teraz już jedziemy sami, we dwójkę, miny takie sobie, to przejdzie :)© JPbike
Skansen parowozów w Wolsztynie© JPbike
Na Ziemi Lubuskiej troszkę interwałów się znalazło© JPbike
Do Żar dokręciliśmy bez problemów, chociaż wspomniany niesprzyjający wiatr i troszkę lubuskich interwałów trochę sił z nas wykrzesały. Średnia prędkość tegoż dnia wyszła niezła jak na sakwiarzy :)
W Żarach. Podziwiamy wypaśne czołgi© JPbike
Rynek w Żarach© JPbike
Przerwa przy ławeczce Telemanna© JPbike
W Żarach mieszkają Kornelcia, Asiczka i Piotrek. Z tymi świetnymi przyjaciółmi oczywiście wcześniej się zagadałem i zatrzymaliśmy się na nockę właśnie tam u nich. Cały wieczór i część nocy a jakże bardzo miło zleciały :)
Dzięki wszystkim za świetnie spędzony pierwszy dzień naszej wyprawy.
POZNAŃ - Kiekrz - Sady - Lusówko - Niepruszewo - Skrzynki - Buk - Niegolewo - Michorzewo - Kuślin - Wąsowo - Nowy Tomyśl - Boruja Kościelna - Wolsztyn - Obra - Świętno - Kolsko - Konotop - Lubięcin - Nowa Sól - Kożuchów - Żagań - ŻARY
Podsumowanie, dzień drugi.
Kategoria ponad 200 km, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 7 lipca 2013 • dodano: 08.07.2013 | Komentarze 13
Szybko zagadałem się z Drogbasem na wypad do Żerkowa.
Takiej okazji zobaczenia krajowej elity MTB nie można przegapić !
Start nastąpił na krótko po 8-mej spod mojej chaty.
Jak zwykle JP i Drogbas wmawiają sobie że będzie "spokojne" tempo, a jednak - do Żerkowa gnaliśmy po asfaltach jak szaleni, tak ponad 30 km/h :)
Wolny dzień trzeba dobrze wykorzystać. Były sprinty i szaleństwa :)© JPbike
Zajechaliśmy na miejsce. 89 km w 2:59 godz, średnia ponad 29 km/h :)© JPbike
Wieża TV w Żerkowie z miasteczkiem zawodów© JPbike
Na miejsce dotarliśmy przed planowanym czasem. Wtedy mastersi się ścigali.
Muszę przyznać że tak mi się tam spodobało że gdyby nie brak licencji kolarskiej to od razu wystartowałbym, by się "pozabijać" na takiej trudnej i wymagającej trasie :)
Na miejscu od razu rozpoznawałem mnóstwo znajomych twarzy z przeróżnych wyścigów.
Spotkaliśmy m.in. Wojtka Wiktora i zaproponował nam 30 minutowe przetestowanie 27.5 calowych Superiorów - z chęcią skorzystaliśmy. Mi przypadł aluminowy w ładnym malowaniu, z mieszanką SLX i XT, a Jarkowi karbonik z SLX i XTR :)
Pierwsza przymiarka do 27.5-era. Taki to pasuje do mnie :)© JPbike
Od razu, gdy tylko ruszyłem to poczułem że właśnie taki rozmiar kół i geometria jest w sam raz dla mnie. Wypróbowałem jak radzi na podjazdach, zjazdach i uskokach - byłem w lekkim szoku że jest stabilniejszy i daje większą kontrolę od mojego poczciwego Treka :)
No, nie mam wyjścia i w sezonie 2014 zobaczycie JPbike'a wymiatającego na 27.5-erze!
Dobra, dobra, to temat na przyszłość, póki sezon 2013 trwa i skupmy się na dzisiejszej relacyjce ;)
Zatem, na miejscu niespodziewanie spotkaliśmy znajome twarze z BS - micor, marcingt, bobiko, mikadarek i Hulaj.
Po zakończeniu wyścigu mastersów i zaopatrzeniu się w izobroniki ruszyliśmy początkowym fragmentem pętli na szczyt z dobrym widokiem do emocjonującego kibicowania. Mnie ten fragment pętli nie zaskoczył, było kilka niezłych jak na XC uskoków, na jednym Drogbas ładnie wyglebił :)
Wesoła ekipa bikestatsowych kibiców w Żerkowie© JPbike
Na miejscu zrobiliśmy najpierw piknik z ogórkami kiszonymi, piwem i jeszcze innym żarciem.
Po czym nastąpiło oczekiwanie na start kobiecej elity i U23. No i dziewczyny wystartowały !
Oto migawki z trasy mojego autorstwa, trochę się nabiegałem. Twarze bikerek pewnie znane :)
A tutaj poniżej fotozjawki z wyścigu męskiej elity i U23.
Marek Konwa na każdym okrążeniu wymiatał tak że oglądaliśmy w 100% mistrzowską jazdę :)
Na koniec fotorelacji - szalony drwal w całej okazałości© JPbike
Po kilku godzinach spędzonych w słońcu i podziwianiu emocji nastała pora na powrót. Najpierw do sklepu, by zatankować bidony. Drogę powrotną zaplanowałem tak, aby była najkrótsza (wyszło 78 km). Przez ostre słońce i praktycznie przez całą trasę powrotną zmagałem się z bólem głowy. Na 25 km przed Poznaniem było nam tak ciężko, że zmuszeni byliśmy zrobić dłuższy postój z wylegiwaniem i lekkim zmrużeniem oczu. W końcu, po zachodzie słońca i strasznie zmęczony ale zadowolony z bardzo udanego dnia doturlałem się do domu, prysznic, ledwo zjadłem kolację i od razu zasnąłem.
Dzięki wszystkim za super miło spędzony czas i z rowerową pasją :)
Przewyższenie - 675 m
Kategoria ponad 100 km, w roli kibica, w towarzystwie
Piątek, 5 lipca 2013 • dodano: 05.07.2013 | Komentarze 2
Wyszedłem na rower bo Jarek zapytał czy dziś jeżdżę.
Wspólna jazda zaczęła się o 18:30 spod centralnej części Rusałki.
Początkowo miała być terenowa Runda Drogbasa, ale Jarek wymyślił skok na XC Morasko. Dokręcając w stronę Jelonka mijaliśmy z przeciwka Krzycha i Michała.
Na moraskich ścieżkach, na najdłuższym i superkrętym singlu tak ostro napieraliśmy że po dokręceniu pod szczyt wodociągów ciekły z nas litry potu ;)
Po tym porządnym przepalanku żeśmy pomknęli na zachodnią część ścieżek, już spokojniej.
W pewnym momencie zaatakowała nas chmara much i robali, zarządziliśmy odwrót.
W drodze powrotnej zaopatrzyliśmy się w Leszka Pilsa, który został spożyty pod wiaduktem, przy torach kolejowych relacji Poznań - Kołobrzeg, a to dlatego bo tam można było uniknąć ataku krwiopijców.
Powrót spoko, przez Rusałkę i Lasek Marceliński.
Przewyższenie - 489 m
Kategoria do 50 km, w towarzystwie