top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 172093.17 km
- w tym teren: 62570.10 km
- teren procentowo: 36.36 %
- v średnia: 22.71 km/h
- czas: 313d 21h 30m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane Gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy

Dystans całkowity:7017.03 km (w terenie 196.00 km; 2.79%)
Czas w ruchu:359:32
Średnia prędkość:19.52 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:12311 m
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:134.94 km i 6h 54m
Więcej statystyk
  • dystans : 103.02 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 07:56 h
  • v średnia : 12.99 km/h
  • v max : 83.56 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 7

    Piątek, 18 lipca 2014 • dodano: 31.08.2014 | Komentarze 11


    Noc, pobudka, śniadanko i zwijanko obozika poszły sprawnie.
    W skrócie - to był dzień pełen alpejskich emocji, zresztą fotostory wystarczy :)

    Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka
    Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka © JPbike

    Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :)
    Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :) © JPbike

    Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :)
    Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :) © JPbike

    Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście
    Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście © JPbike

    Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :)
    Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :) © JPbike

    Pięknie tam. Tylko jeździć !
    Pięknie tam. Tylko jeździć ! © JPbike

    Nad Zeller See
    Nad Zeller See © JPbike

    Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :)
    Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :) © JPbike

    Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis !
    Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis ! © JPbike

    Parametry 33km podjazdu. Kuszące :)
    Parametry 33km podjazdu. Kuszące :) © JPbike

    Podjeżdżając, przy antylawinowym zadaszeniu wjechałem w kałużę z kapiącej wody która okazała się śliska jak lód (mchy), od razu uślizg przedniego koła i gleba ze szlifami zaliczona. To nic, szybko się pozbierałem, nim Jarek dojechał :)

    No to wspinamy się. Dawaj Drogbas !
    No to wspinamy się. Dawaj Drogbas ! © JPbike

    Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :)
    Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :) © JPbike

    Bez komentarza, bo widoki rażą :)
    Bez komentarza, bo widoki rażą :) © JPbike

    W pewnym momencie lewe kolano znów dawało o sobie znać przy każdym mocniejszym depnięciu, co przy kasecie 11-28 nietrudno, do tego zaczął mnie łapać kryzys energetyczny, brak pożywnego obiadu przed wspinaczką zrobiło swoje. Jarek mi wtedy zwiał do góry. Wspinając się dalej musiałem często się zatrzymywać, coś zjeść, nawet wysłać smsa do Drogbasa. W końcu pierwszy raz w życiu założyłem opaskę na kolano i po jakimś czasie pomogło częściowo.

    Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów
    Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów © JPbike

    To coś robi wielkie wrażenie !
    To coś robi wielkie wrażenie ! © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza (2) :) © JPbike

    Atakuję słynną Hochalpenstrasse, ponad 30 km do góry !
    Jedna z nielicznych fotek ze mną typu "od góry" :)© JPbike

    Musiałem coś robić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo
    Musiałem coś zrobić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo © JPbike

    Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m !
    Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pierwszy raz w życiu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m ! © JPbike

    Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :)
    Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :) © JPbike

    Najlepsza fotka z naszej wyprawy :)
    Tędy żeśmy podjeżdżali. Imponujący widok ! © JPbike

    Radosna chwila w moim życiu !
    Radosna chwila w moim życiu ! © JPbike

    Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m)
    Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m) © JPbike

    Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18)
    Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18) © JPbike

    Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik na środku)
    Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik w środku) © JPbike

    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :)
    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :) © JPbike

    Tankowanie przy naturalnym żródle wody ze śniegu :)
    Tankowanie przy naturalnym źródle wody ze śniegu :) © JPbike

    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :)
    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :) © JPbike

    Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty !
    Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty ! © JPbike

    Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 :)
    Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 © JPbike

    Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :)
    Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :) © JPbike

    Widoczki władowane do pamięci i czas na długi zjazd
    Widoczki z przełęczy władowane do pamięci i czas na długi zjazd © JPbike

    Na owym zjeździe z Hochtoru, na długiej prostej łukowatej osiągnąłem bez rozpędu 83.56 km/h.
    Zatem osobisty rekord v-maxa pobity - czekałem na tą chwilę od 30 czerwca 2008 !

    Po zjechaniu do krzyżówki spoglądam na mapę i coś mi nie pasi, Drogbas sugeruje skręt, a ja każę jechać prosto.
    Po krótkim czasie okazuje się że musimy pokonywać kolejny i ciężki podjazd - a dlaczego ? O tym w następnej relacji :)

    Ponowna i nieplanowana wspinaczka
    Ponowna i nieplanowana wspinaczka © JPbike

    Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ?
    Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ? © JPbike

    Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze
    Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze © JPbike

    I tak mozolnie się wspinając, po drodze zrobiliśmy postój na kolacyjkę, powoli zapadał zmrok, a my utknęliśmy gdzieś bardzo wysoko w Alpach i czas szukać czegoś do spania. Dojechaliśmy do paru zabudowań, a niżej leży zbiornik wodny z zaporą. Fragmentem szutrówki zjechaliśmy i bez większego problemu udało się znaleźć równy skrawek ziemi przy pustej chacie typu świetlica. No i rozlokowaliśmy się, a wieczorny zarys alpejskich szczytów robił wrażenie.

    Dzień szósty, dzień ósmy.




  • dystans : 121.27 km
  • czas : 06:57 h
  • v średnia : 17.45 km/h
  • v max : 68.36 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 6

    Czwartek, 17 lipca 2014 • dodano: 27.08.2014 | Komentarze 2


    Wczesnym rankiem, gdy jeszcze spałem to Jarek późnej mówił że obok nas kilka razy podjeżdżał traktor z gospodarzem i nic nie robił z naszej obecności, a w trakcie porannej kawy i zwijania obozowiska również kilka razy i nawzajem sobie pomachaliśmy. Zatem miejscowi Austriacy są spoko :)

    Nasza
    Nasza "gospodarcza" miejscówka w Austrii :) © JPbike

    Po ujechaniu paru km zboczyliśmy z drogi w stronę rwącej rzeki - poza kąpielą było pranie :)

    Zaczynamy uroczą jazdę wśród gór. Tu to mijamy zlot zabytkowych aut
    Zaczynamy uroczą jazdę wśród gór. Tu to mijamy zlot zabytkowych aut © JPbike

    Alpejski rowerowy akcent
    Alpejski rowerowy akcent © JPbike

    Pora na drugie śniadanie w fantastycznych osobliwościach przyrody
    Pora na drugie śniadanie w fantastycznych osobliwościach przyrody © JPbike

    Wjeżdżamy w upragnione Alpy. Nad Halstattersee
    Nad Hallstattersee © JPbike

    Niestety, nie dane nam było zboczyć z trasy (presja czasu) by dojechać do pięknego Hallstatt, może innym razem :)

    Kolejny podjazd za nami. Ja to lubię takie chwile :)
    Kolejny podjazd za nami. Ja to lubię takie chwile :) © JPbike

    Wśród alpejskich szczytów. Tak to można jeździć bez końca :)
    Wśród alpejskich szczytów. Tak to można jeździć bez końca :) © JPbike

    Przejazd przez Abtenau, urocze miasteczko
    Przejazd przez Abtenau, urocze miasteczko © JPbike

    Wśród gór, wśród gór :)
    Wśród gór, wśród gór :) © JPbike

    Jeden z pierwszych tuneli. Dla mnie spoko, dla Drogbasa strach :)
    Jeden z pierwszych tuneli. Dla mnie spoko, dla Drogbasa strach :) © JPbike

    No i na którymś tam kolejnym podjeździe u mnie odezwało się lewe kolano - chyba się starzeję :)
    Aha, bo zapomniałbym - Jarek też i to wcześniej sygnalizował podobny ból w prawym kolanie.

    Ojejku, faktycznie Alpy w rzeczywistości są większe niż się nam wydawało :)
    Ojejku, faktycznie Alpy w rzeczywistości są większe niż się nam wydawało :) © JPbike

    Dojechaliśmy do Bischofshofen
    Dojechaliśmy do Bischofshofen © JPbike

    W Bischofschofen. Kolejna skocznia zdobyta :)
    Kolejna znana skocznia zdobyta :) © JPbike

    Obiadokolacji w takiej scenerii to jeszcze nie jedliśmy, no i dobry ten Zipfer
    Obiadokolacji w takiej scenerii to jeszcze nie jedliśmy, no i dobry ten Zipfer © JPbike

    Po najedzeniu się była już późna pora i po wydostaniu z Bischofshofen udaliśmy się na długi podjazd, po drodze oczywiście wypatrując miejsce na obozowisko. Jak to w górach bywa - ciężko było, same stromizny, gęste lasy, rwąca rzeka itp. Po wjechaniu do rogatek Muhlbach am Hochkonig (ponad 800 m) i to jeszcze za widna udało się coś znaleźć - kawałek wykoszonego trawnika przy zamkniętej chatce (chyba pasiece), rozbiliśmy namiot i czas spać.

    Dzień piąty, dzień siódmy.




  • dystans : 151.95 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 08:16 h
  • v średnia : 18.38 km/h
  • v max : 61.53 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 5

    Środa, 16 lipca 2014 • dodano: 18.08.2014 | Komentarze 8


    Pobudka, kawa, spożywamy resztki śniadaniowego żarcia, zwijanko i czas kręcić dalej. Tegoż dnia wjechaliśmy do Austrii i dla nas nastały upragnione chwile - w ALPY !


    Nasza ostatnia czeska miejscówka. Na wysokości 630 m.n.p.m
    Nasza ostatnia czeska miejscówka. Na wysokości 630 m.n.p.m © JPbike

    Widok na zamek w Rozmberk nad Vltavou
    Widok na zamek w Rozmberk nad Vltavou © JPbike

    Ten sam zamek, inny punkt widzenia, nad Wełtawą
    Ten sam zamek, inny punkt widzenia, nad Wełtawą © JPbike

    Po pożegnaniu się z Wełtawą ruszyliśmy na niezły podjazd w stronę austriackiej granicy. Na górze zrobiło się pochmurno. Po wjechaniu do Austrii i osiągnięciu szczytu (830 m) ujrzałem w oddali i z radochą pierwszy zarys alpejskich szczytów :)

    Kolejny kraj zdobyty na rowerze :)
    Kolejny kraj zdobyty na rowerze :) © JPbike

    W Bad Leonfelden - od razu myk szybko do najbliższego marketu i browary są ! :)
    Po zrobieniu zakupów się rozpadało i jakieś 20 min przeczekaliśmy, spożywając drugie śniadanie.

    To już w Austrii. Deszczowych jazd na wyprawie mieliśmy kilka
    Kręcimy na podjeździe i w miłym deszczyku w stronę Linz  © JPbike

    Boska chwila, czyli koniec piwnej abstynencji :)
    Boska chwila, czyli koniec piwnej abstynencji :) © JPbike

    Trochę czasu zleciało. Przestało w końcu padać i ruszyliśmy dalej, długim zjazdem do samego Linz.

    W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :)
    W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :) © JPbike

    Tak jak myślałem - Dunaj faktycznie jest wielki
    Tak jak myślałem - Dunaj faktycznie jest wielki © JPbike

    Niezła naddunajska infrastruktura rowerowa
    Niezła naddunajska infrastruktura rowerowa © JPbike

    Tak, w Linzu są skałki i takie tunele dla rowerów
    Tak, w Linz są skałki i takie tunele dla rowerów © JPbike

    Tu, za Linz jest trochę płasko i jazda wzdłuż głównej drogi
    Tu, za Linz jest trochę płasko i jazda wzdłuż głównej drogi © JPbike

    Gdzieś tam, spotkaliśmy Azjatę - też sakwiarza, rower miał jeszcze bardziej obładowany od naszych.

    Przerwa na obiadek, przy przedszkolu :)
    Przerwa na obiadek, przy przedszkolu :) © JPbike

    Drogbas radośnie obwieszcza światu że właśnie wjeżdżamy w ALPY :)
    Drogbas radośnie obwieszcza światu że właśnie wjeżdżamy w ALPY :) © JPbike

    Oj, strasznie długo czekałem na taką chwilę :)
    Oj, strasznie długo czekałem na taką chwilę :) © JPbike

    Dojechaliśmy do pięknie położonego Gmunden
    Dojechaliśmy do pięknie położonego Gmunden © JPbike

    Uroczo tam. Chwila wieczornej przerwy nad Traunsee
    Uroczo tam. Chwila wieczornej przerwy nad Traunsee © JPbike

    Zapada zmrok. Traunsee objechaliśmy od północy na południe
    Zapada zmrok. Traunsee objechaliśmy od północy na południe © JPbike

    Przejazd tamtędy wzdłuż górskiego jeziora robi wrażenie, no takie że przegapiliśmy planowany skręt na boczną szosę by poszukać coś na rozbicie namiotu. I tak dalej, już po zmierzchu dojechaliśmy na południowy kraniec jeziora, do Ebensee, a tam wszystko co leży blisko brzegu jest zagospodarowane, Jarek nawet chciał rozbić obozik na wykoszonej posesji, nie zgodziłem się, za duże ryzyko. Więc ujechaliśmy kawałek dalej, po drodze i przy latarni zrobiliśmy popas na kolację, niektórzy kierowcy się zatrzymywali i pytali czy jest OK :) W końcu, przy mieścinie Roith, w świetle latarń zauważyłem równy skrawek ziemi, między dwoma budynkami gospodarczymi i tam bez wahania się rozlokowaliśmy.

    Dzień czwarty, dzień szósty.




  • dystans : 171.96 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 09:29 h
  • v średnia : 18.13 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 4

    Wtorek, 15 lipca 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 6


    Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się - spoko i bez przygód.
    Czwarty dzień przebiegł niemal w całości po miłych widokowo czeskich pagórach, oraz w dużej części i ponownie wzdłuż Wełtawy, czyli największej rzeki Czech.

    Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej
    Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej © JPbike

    Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów
    Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów © JPbike

    W pewnym momencie okazało się że przegapiłem właściwy skręt i w efekcie zajechaliśmy na kemping nad uroczo położoną Wełtawą. Oczywiście z tego powodu trzeba było zawrócić i nadłożyć kawał drogi.

    Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą
    Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

    Drogbasowi tam też się podoba :)
    Drogbasowi tam też się podoba :) © JPbike

    Około 14:30 nastąpiła przerwa obiadowa przy brudnym zbiorniku wodnym.
    Nie napiszę już o tym jak cierpieliśmy bo ... piwa brak, czeskich koron brak.

    Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy
    Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy © JPbike

    Po skręcie na mniej ruchliwą szosę ponownie troszkę pobłądziliśmy, na szczęście nie było tak źle.

    Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny
    Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny © JPbike

    W klimatycznym czeskim miasteczku
    W klimatycznym czeskim miasteczku © JPbike

    Mój cień w drodze na południe
    Mój cień w drodze na południe © JPbike

    I tak po dokręceniu do miasteczka Kajov ponownie mieliśmy okazję jechać wzdłuż Wełtawy, która w tamtym miejscu jest już rwącą rzeką. Droga tędy wije się wieloma zakrętasami, po drodze mijaliśmy parę zapełnionych kempingów z przystaniami górskich kajaków. W końcu zapadał zmrok, lampki poszły w ruch i czas szukać miejscówki. Nie było łatwo, bo wszędzie wokół stromizny albo zarośnięte chaszczami brzegi rzeki. Po dojechaniu do Rozmberk nad Vltavou zboczyliśmy na porządny podjazd i po podjechaniu prawie na szczyt udało się znaleźć skrawek w miarę równej ziemi. Po ciemku rozbiliśmy obozik i pora spać. Obaj pewnie myśleliśmy o jednym - jutro będzie Austria i pierwsze co zrobimy - do sklepu po piwo !

    Dzień trzeci, dzień piąty.




  • dystans : 151.09 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 08:15 h
  • v średnia : 18.31 km/h
  • v max : 60.97 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 3

    Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2


    Pobudka i śniadanko sprawne, zwijanie obozowiska sprawne i ruszyliśmy sprawnie :)
    Atrakcją tegoż dnia był przejazd przez Pragę, kręcenie wzdłuż mniej i bardziej spiętrzonej Wełtawy i wśród fajnych pagórów.
    Już na pierwszych km zaskoczył nas jeden idiota w czeskim tirze wiozący luźnie załadowane siano, które rozsypywał na całej szerokości asfaltu.


    Łaba w Podebrady
    Łaba w Podebrady © JPbike

    W sumie droga którą jechaliśmy do Pragi to nic ciekawego, długa prosta, wokół pola i dość płasko.

    Dojechaliśmy do Pragi
    Dojechaliśmy do Pragi © JPbike

    Jedziemy wzdłuż Wełtawy
    Jedziemy wzdłuż Wełtawy © JPbike

    Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :)
    Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :) © JPbike

    Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach
    Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach © JPbike

    Fragment praskiej starówki
    Fragment praskiej starówki © JPbike

    Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam
    Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam © JPbike

    Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :)
    Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :) © JPbike

    Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką
    Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką © JPbike

    Przerwa na obiad nastąpiła gdzieś tam nad Wełtawą, przy przeprawie promowej.
    Coraz bardziej cierpieliśmy z powodu ... braku piwa, w żadnym markecie nie dało się kupić za euro.

    Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw
    Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw © JPbike

    Się zaczęły podjazdy :)
    Się zaczęły podjazdy :) © JPbike

    Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry
    Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry © JPbike

    No i jest kapcioszek, u Drogbasa :)
    No i jest kapcioszek, u Drogbasa :) © JPbike

    Nad Wełtawą
    Most nad Wełtawą
    Nad Wełtawą
    Trzy powyższe fotki to takie tam ładne widoczki, nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

    I tak dokręciliśmy po pagórach do miasteczka z zamkiem na górze (Vysoky Chlumec), zapadał powoli zmrok.
    Po paru dalszych km i krótkich poszukiwaniach znalazłem miejscówkę na obóz, tuż przy lesie.
    Po rozbiciu namiotu i spożyciu kolacyjki czas spać.

    Dzień drugi, dzień czwarty.




  • dystans : 133.35 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 07:07 h
  • v średnia : 18.74 km/h
  • v max : 64.46 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 2

    Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 07.08.2014 | Komentarze 6


    Pobudka dość wczesna i niezbyt dobrze się wyspałem, bo spaliśmy na lekkim spadku terenu, w nocy często trzeba było poprawiać pozycje leżące :)
    Zatem śniadanie, kawa, pakowanie wszystkiego i jazda do Jeleniej Góry zrobić ostatnie w PL zakupy, bo żaden z nas nie miał i nie planował wymiany złotówek na korony czeskie. Numerem jeden tegoż dnia było pokonywanie ciężkiego podjazdu na graniczną Przełęcz Karkonoską i to na rowerach ważących ponad 40 kg.

    Nasza pierwsza miejscówka. Ładnie tam, bo w górach :)
    Nasza pierwsza miejscówka. Ładnie tam, bo w górach :) © JPbike

    Chwila postoju w Jeleniej Górze
    Chwila postoju w Jeleniej Górze © JPbike

    Trafiliśmy na grabkowe zawody biegowe, robiąc przy okazji bufetowe stop and go :)
    Trafiliśmy na grabkowe zawody biegowe, robiąc przy okazji bufetowe stop and go :) © JPbike

    W parku w Cieplicach zrobiliśmy przerwę
    W parku w Cieplicach zrobiliśmy przerwę © JPbike

    Nad stawem. Wkraczamy w Karkonosze
    Nad stawem. Wkraczamy w Karkonosze © JPbike

    Znany tramwaj w Podgórzynie
    Znany tramwaj w Podgórzynie © JPbike

    Gdy zaczął się solidny podjazd w stronę Drogi Sudeckiej, swoim tempem dość szybko uciekałem Jarkowi, po drodze i kilka razy mijałem się z szosonem, który co dopiero zaczynał górskie kręcenie. Po dojechaniu do budki przed wjazdem na ciężki karkonoski podjazd cierpliwie poczekałem na swojego kompana.

    Czas pokonać z sakwami kultowy podjazd na Przełęcz Karkonoską
    Czas pokonać z sakwami kultowy podjazd na Przełęcz Karkonoską © JPbike

    No i co - Jarek ruszył pierwszy, na klasycznym młynku mozolnie pokonywał kolejne metry, a ja mając najlżejsze przełożenie 24-28 na pierwszych dość stromych ze 200 m zdecydowałem się na butowanie i byłem zszokowany tym że gorzej od jazdy się wypycha te kilogramy do góry, spdy się ślizgały na asfalcie :) W końcu wsiadłem i siłowo kręciłem do góry, dogoniłem Drogbasa, a gdy pojawiła się największa stromizna to nie poddałem się i walczyłem dalej, jadąc slalomem :) Udało się, chociaż trzeba było zrobić ze 2-3 postoje na odsapnięcie.

    Ta niezła stromizna okazała się trudna dla objuczonego Jarka
    Ta niezła stromizna okazała się trudna dla objuczonego Jarka © JPbike

    Atakuję sławny podjazd na graniczną Przełęcz Karkonoską
    Jestem dumny :) Da się pokonać z sakwami ten sławny podjazd © JPbike

    Nasze pierwsze sakwiarskie ponad 1000 m.n.p.m zdobyte !
    Nasze pierwsze sakwiarskie ponad 1000 m.n.p.m zdobyte ! © JPbike

    Na szczycie oczywiście odpoczynek, piwko, spotkaliśmy kolegę co jechał z Pragi i czas na długi zjazd.

    Łaba w Spindleruv Mlyn
    Łaba w Spindleruv Mlyn © JPbike

    Zjeżdżamy tędy do Vrchlabi
    Zjeżdżamy tędy do Vrchlabi © JPbike

    Przerwa na obiad
    Przerwa na obiad © JPbike

    Pierwsze deszczowe kilometry. Tędy to w sumie kilkanaście km
    Pierwsze deszczowe kilometry. Tędy po mokrym to w sumie kilkanaście km © JPbike

    W miarę upływu czeskich kilometrów okoliczne krajobrazy się stopniowo wypłaszczały.
    Im dalej w głąb Czech to spotkała nas niemiła niespodzianka - okazuje się że czescy kierowcy nie są tacy uprzejmi wobec rowerzystów jak nam się wydawało, m. in. wyprzedzają na centymetry, spieszą się, itp. Trudno.
    Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy bez problemów i ze 200-300 m od drogi.

    Na czeskim obozowisku. Drogbas coś polewa że ręka drzy :)
    Na czeskim obozowisku. Drogbas coś polewa że ręka drzy :) © JPbike

    Dzień pierwszy, dzień trzeci.




  • dystans : 251.39 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 12:24 h
  • v średnia : 20.27 km/h
  • v max : 48.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 1

    Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 03.08.2014 | Komentarze 0


    Nadszedł w końcu długo oczekiwany dzień na rozpoczęcie kolejnej sakwiarskiej wyprawy. Poprzedniego dnia i zaraz po pracy całkiem sprawnie poszło pakowanie wszystkiego i nazajutrz po 6 rano mogłem ruszyć na miejsce spotkania z Jarkiem, przy INEA Stadionie. W trakcie krótkiej dojazdówki trochę niepewności miałem w kręceniu z załadowanymi przednimi sakwami, wcześniej nie było okazji tego wypróbować. Tak załadowany rumak gorzej skręca i pogarsza przyspieszenia. Za to wygoda w przewożeniu turystycznego ekwipunku i żarcia jest niezła.

    Stąd wystartowaliśmy wspólnie
    Stąd wystartowaliśmy wspólnie © JPbike

    Oczywiście, podobnie jak rok temu rozesłałem info znajomym – tym razem na miejscu zbiórki nie pojawił się nikt. Ruszyliśmy do Rzymu między 6:20 a 6:30. Później doszedł smsik od Macieja, który zjawił się przy stadionie przed 6-tą i niestety nie doczekał się nas. Szkoda.

    Typowa jazda po wielkopolskich szosach
    Typowa jazda po wielkopolskich szosach © JPbike

    Kilometry przez południową Wielkopolskę szybko i miło upływały, by kilkanaście km za Lesznem wkroczyć na Dolny Śląsk i skierowaliśmy się na Górę, by tam przekroczyć Odrę nowym mostem. Po drodze spotkaliśmy miejscowego rowerzystę, który ma na koncie kręcenie po Polsce i gdy tylko dowiedział się dokąd jedziemy to postanowił nam potowarzyszyć.

    Tu to mamy lokalnego przewodnika
    Tu to mamy lokalnego przewodnika © JPbike

    Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem
    Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem © JPbike

    Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo
    Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo © JPbike

    Trafiły się i takie sekcje brukowane
    Trafiły się i takie sekcje brukowane © JPbike

    Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi
    Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi © JPbike

    Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :)
    Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :) © JPbike

    Za Świerzawą przyszło nam pokonać pierwszy dłuższy podjazd z dwoma 11% fragmentami. Każdy z nas kręcił swoim tempem. A dla mnie to był sprawdzian sakwiarskiej wspinaczki, na najlżejszym przełożeniu 24-28 faktycznie nie było łatwo i sporo sił trzeba było wkładać, by upolować koszulkę górala. Dałem radę.

    Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz
    Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz © JPbike

    Po dokręceniu w rejon Łysej Góry już po ciemku, oczom naszym ukazał się fajny widok z góry na wieczorną Jelenią Górę. Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy za serpentyną, tuż przed Dziwiszowem. Po rozlokowaniu wszystkiego dość szybko udało się zasnąć (po 23-tej). Tegoż dnia zgodnie z planem trzasnęliśmy najdłuższy dystans wyprawy.

    Podsumowanie, dzień drugi.




  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, podsumowanie

    Wtorek, 30 lipca 2013 • dodano: 30.07.2013 | Komentarze 22


    Po ponad dwóch tygodniach spędzonych na rowerowych wojażach wróciliśmy cali i zdrowi. Przejechaliśmy w sumie 2435 km, kręciliśmy przez 118 godzin ciągłej jazdy.
    Zaplanowaną trasę udało się w całości zrealizować, chociaż drobnego błądzenia nie brakło. Całą trasę, jak i każdy dzień jazdy z obciążeniem zniosłem bez słabszych chwil, z czego się cieszę, nawet klika dni jazdy po niespodziewanie pokaźnych pagórach w Niemczech nie potrafiły mnie zniszczyć ani fizycznie, ani psychicznie, do tego wszystkie premie górskie padły moim łupem, a Jarek w pełni zasłużył na miano sprintera po płaskim :)
    Odwiedziliśmy Niemcy, Francję, Belgię i Holandię z całą masą ich miast i miasteczek.
    Kulminacją było zdobycie stolicy Francji i zobaczenie na własne oczy finału setnego Tour de France – super przeżycie !
    Poznaliśmy jak w rzeczywistości wygląda życie na co dzień na zachodzie Europy, jak i rowerowa infrastrukturę.
    Jak to na wyprawach bywa – spotkań ze znajomymi, miejscowymi i przeróżnymi rowerzystami nie zabrakło – wszystkim bardzo dziękuję za miłe wspólne chwile.
    Z miejscem na rozbijanie namiotu nie mieliśmy większych problemów, nawet w centrum Paryża coś się znalazło, a najgorzej pod tym względem wypadła Belgia.
    No i najważniejsze – wielkie dzięki dla Jarka za wspólne sakwiarskie ponad dwa tygodnie !

    Relacje z każdego dnia i garść migawek z podróży poniżej :)

    Dzień 1 - Poznań – Żary, 220.91 km - klik do relacji
    Dzień 2 - Żary – Torgau, 196.24 km - klik do relacji
    Dzień 3 - Torgau – Kolleda, 180.40 km - klik do relacji
    Dzień 4 - Kolleda – Harmerz, 185.84 km - klik do relacji
    Dzień 5 - Harmerz – Weilbach, 167.14 km - klik do relacji
    Dzień 6 - Weilbach – Ittersdorf, 217.15 km - klik do relacji
    Dzień 7 - Ittersdorf – L’Epine, 211.85 km - klik do relacji
    Dzień 8 - L’Epine – PARYŻ, 234.73 km - klik do relacji
    Dzień 9 - zwiedzanie i finał Tour de France, 32.10 km - klik do relacji
    Dzień 10 - zwiedzanie, 32.08 km - klik do relacji
    Dzień 11 - Paryż – Neufvy sur Aronde, 111.74 km - klik do relacji
    Dzień 12 - Neufvy sur Aronde – Bouchavesnes Bergen, 118.93 km - klik do relacji
    Dzień 13 - Bouchavesnes Bergen – Oudenaarde, 164.98 km - klik do relacji
    Dzień 14 - Oudenaarde – Roosendaal, 145.70 km - klik do relacji
    Dzień 15 - Roosendaal – Maasdam, 59.36 km - klik do relacji
    Dzień 16 - Maasdam – AMSTERDAM, 136.87 km - klik do relacji
    Dzień 17 – mały trip i powrót do PL, 19.30 km - klik do relacji


    Wielki trip przez Niemcy © JPbike

    Ku mojej uciesze górskie etapy też były :) © JPbike

    Francja zdobyta ! © JPbike

    Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie we francuskiej wiosce © JPbike

    Tutaj, po 1590 km od domu żeśmy zajechali :) © JPbike

    Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :) © JPbike

    Zobaczyć Tour de France na żywo to jest duże COŚ ! © JPbike

    Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France © JPbike

    Zaliczyliśmy fragment sławnego Paris-Roubaix © JPbike

    Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF ! © JPbike

    Wiadomo gdzie jesteśmy - w Holandii :) © JPbike

    Holenderskie ścieżki rowerowe są dosłownie wszędzie, szkoda że płaskie ;) © JPbike

    W Amsterdamie. Czas na toast za udaną wyprawę ! © JPbike




  • dystans : 19.30 km
  • czas : 01:36 h
  • v średnia : 12.06 km/h
  • v max : 23.31 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 17

    Poniedziałek, 29 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 6


    Próbując coś pospać na betonowym murku i pod gołym niebem to nie pamiętam niestety czy w ogóle coś zdrzemnąłem czy nie. Wiem tylko że przez ten czas dwie osoby szły po owym murku (obaj łysi) i nic nie robili z naszej obecności.
    Bardzo wcześnie pozbieraliśmy się i jazda do centrum Amsterdamu, w poszukiwaniu czynnego sklepu na śniadaniową przekąskę.

    Godzina 6:21. Gdzieś tu w pobliżu próbowaliśmy spać :) © JPbike

    Przeprawa promowa © JPbike

    Poniedziałkowy poranek w Amsterdamie © JPbike

    Wśród klimatycznych wąskich uliczek © JPbike

    I tak troszkę pokręciliśmy, otwarty sklep znaleźliśmy i czas na śniadanie, gdzieś nad kanałem.
    Po najedzeniu Amsterdam właśnie budził się do życia, na ścieżkach rowerowych ruch wzrastał, można było spotkać masę rowerzystów jadących do pracy i elegancko odzianych w koszule, ładne sukienki, no i wizytowe buty … :)
    Do odjazdu naszego autokaru zostało jeszcze parę godzin. Po dojechaniu na wspomnianą starą przystań zabraliśmy się do demontowania rowerów i pakowania wszystkiego do ohydnie wyglądających pudeł zrobionych z paru kartonów. Mi robota szła sprawnie, chociaż wątpliwości co do wielkości owego pudła miałem. A Jarek miał spore problemy ze zdjęciem opony drutówki i rozkręcaniu bike’a (o tym jak kompan się … #%^&!!#$!^%!!$ to lepiej nie napiszę). Kilka zużytych części zostało na miejscu, a pięknie wykrzywione tylne koło Drogbas ze wściekłością rzucił do kanału. Jarek powiedział nawet: „koniec z wyprawami”. Cały czas próbowałem go uspokajać, ciężko szło.

    Nasz cały bagaż. Wejdzie do autokaru, czy nie ? © JPbike

    Po spakowaniu wszystkiego przenieśliśmy się na pobliski parking, będący zarazem miejscem odjazdu autokaru i pozostało nam dość długie i nudne oczekiwanie na odjazd do kraju. Jarek co chwila marudził zdaniami typu: „to nie wejdzie do busa”, „co będzie jak nie wejdzie ?”, „to mój najgorszy dzień w życiu”.
    Cóż, to były ciężkie chwile dla nas obu ...
    W końcu duży bus nadjechał, kierowca był spoko, Jarek szybko się dogadał, ale i tak za nadbagaż musieliśmy dopłacić, spore pudła weszły do luku bez problemów i po wejściu do klimatyzowanej kabiny można było odetchnąć z ulgą :)
    Podróż Eurobusem relacji Amsterdam – Legnica (przesiadka) – Poznań trwała ze 19 godzin, w tym czasie puścili nam 3 fajne filmy, można było sobie zdrzemnąć, ogólnie spoko podróż.
    Do Poznania dotarliśmy następnego dnia nazajutrz. Na dworzec autobusowy przyjechał po mnie ojciec. Z Jarkiem przybiliśmy sobie mocną piątkę za udaną ponad dwutygodniową wyprawę i stamtąd już do swoich domów.

    Natomiast dwa dni później Jarek z Agą wpadli do mnie i kompan zapytał: „gdzie następna wyprawa” ... :)


    Dzień szesnasty, podsumowanie i linki do każdego dnia wyprawy.



  • dystans : 136.87 km
  • czas : 07:33 h
  • v średnia : 18.13 km/h
  • v max : 39.23 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 16

    Niedziela, 28 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 4


    Noc, pobudka i śniadanie przebiegły bezproblemowo.
    Miejsce gdzie rozbiliśmy namiot, kilkanaście metrów od drogi nie robiło wrażenia na przejeżdżających rowerzystach, więc Holandia jest spoko, póki coś się znajdzie.


    Nasza ostatnia namiotowa miejscówka © JPbike

    Czas się ruszyć na ostatni dłuższy trip naszej wyprawy.
    Wszędzie dookoła płaściutko, niektóre miejsca po których żeśmy jechali znajdują się poniżej poziomu morza …

    Typowy holenderski krajobrazik © JPbike

    Mostu nie ma i przeprawiamy się przez rzekę tunelem © JPbike

    Holenderskie ścieżki rowerowe są tak świetnie oznakowane że mapa jest zbędna.

    W Rotterdamie. Barki mieszkalne © JPbike

    Ci Holendrzy to mają pomysły na przechowanie auta :) © JPbike

    Statek muzeum "Rotterdam" © JPbike

    Pamiątka z Tour de France © JPbike

    Podziwiamy widoki z wielkiego mostu © JPbike

    Stary port z muzealnymi eksponatami. Wszystkie zadbane © JPbike

    Oryginalny parking rowerowy © JPbike

    Jedziemy dalej przyjemną rowerówką przez holenderskie miasteczka © JPbike

    Nie wiem jak to zrobili że tutaj nic nie przecieka na rowerówkę :) © JPbike

    Na pewnej stacji dostaliśmy darmową kawę :) © JPbike

    Spotkanie z rowerowym turystą. Spoko gość :) © JPbike

    Jeden z symboli Holandii. Ten jest zamieszkały © JPbike

    Ścieżki rowerowe mają nawet własne przejady kolejowe © JPbike

    W relacji opisującej dotarcie do Paryża pisałem o tylnym kole Jarka, które popękało przy nyplach i nabrało niezłego bicia bocznego. Dla tych co chcieliby to krzywe kółko zobaczyć – specjalnie nagrałem filmik :)



    Takich wodnych widoczków mieliśmy sporo © JPbike

    Pełny luzik. Amsterdam już bliziutko :) © JPbike

    Tu się wykąpaliśmy i spotkaliśmy parę Polaków © JPbike

    Po pokonaniu 2400 km końcowy cel wyprawy osiągnięty :) © JPbike

    Pełna kulturka na ciągu knajpkowo-pieszo-rowerowym :) © JPbike

    Mój obładowany na tle masy holenderskich mieszczuchów © JPbike

    Typowy Amsterdam (1) © JPbike

    Typowy Amsterdam (2) © JPbike

    Dobijamy do centrum © JPbike

    To duże coś za mną to nic innego jak parking rowerowy :) © JPbike

    Masakra, ile tu rowerów ? © JPbike

    Nie wiem jak w tym gąszczu można odnaleźć swoj rower :) © JPbike

    Będąc w centrum Amsterdamu dokręciliśmy do starej przystani, wśród barek mieszkalnych.
    Dokładnie ze 100 metrów stąd znajduje się parking, skąd jutro ruszy autokar do Polski.
    I tam urządziliśmy dłuższą przerwę na spożycie resztek jedzenia, jakie zostały nam w sakwach.

    Czas na toast za udaną wyprawę :) © JPbike

    Powoli zapadał zmrok, czas pomyśleć o kartonach do zapakowania ekwipunku i rowerów na jutrzejszą drogę powrotną.
    Nie ujechaliśmy daleko i coś na małym osiedlu się znalazło. Przy ładowaniu było wesoło :)

    Drogbas melduje zakończenie akcji poszukiwania kartonów :) © JPbike

    Po powrocie na starą przystań postanawiamy że osobno pozwiedzamy wieczorny Amsterdam.
    Po prostu jeden jedzie, a drugi pilnuje sakw. Pierwszy po nocnych uliczkach pokręcił JPbike.

    Wieczorny Amsterdam (1) © JPbike

    Wieczorny Amsterdam (2) © JPbike

    Gdy nastała kolej na Drogbasa to po pewnej chwili podeszła do mnie właścicielka barki, która dopiero co przyjechała i poinformowała mnie że mam wiać stamtąd. Nieładnie. No to przeniosłem się kawałeczek dalej, a tu kolejna osoba mnie zaczepiła – to stróż parkingowy. Również i ten facet chciał abym opuścił miejsce. Jak Jarek wrócił z nocnego kręcenia i dowiedział się o zaistniałej sytuacji to … #%^&!!#$!^%!. Trudno, kartony ukryliśmy w krzaczorach i pojechaliśmy gdzieś dalej. Zaniosło nas na prom, po przeprawieniu na drugą stronę dokręciliśmy na jakieś osiedle, tuż przy brzegu rzeki i po jakimś czasie postanawiamy zdrzemnąć w samych śpiworach na betonowym murku oporowym :)

    MAASDAM – Rotterdam – ... - Amstelveen – AMSTERDAM (cała trasa ścieżkami rowerowymi).


    Dzień piętnasty, dzień siedemnasty (ostatni).