top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

ponad 200 km

Dystans całkowity:6241.82 km (w terenie 942.00 km; 15.09%)
Czas w ruchu:265:09
Średnia prędkość:23.54 km/h
Maksymalna prędkość:75.31 km/h
Suma podjazdów:4671 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:222.92 km i 9h 28m
Więcej statystyk
  • dystans : 204.04 km
  • czas : 09:19 h
  • v średnia : 21.90 km/h
  • v max : 75.31 km/h
  • podjazdy : 2551 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Dookoła Tatr

    Piątek, 26 lipca 2019 • dodano: 06.08.2019 | Komentarze 6


    Pomysł pokonania szosowej trasy wokół Tatr zrodził się w trakcie całodniowego wypadu z Drogbasem jesienią 2012 na słowacką Kralovą Holę. No to poczytałem trochę o tej trasie, przejrzałem tracki gps i pozostało jedynie znaleźć na to czas. Tak się złożyło że w tym tygodniu miałem urlop i po zagadaniu się z Anią i Jarkiem wyruszyłem spontanicznie na kilkudniowy pobyt w okolice Tatr.

    Moi towarzysze również zabrali swoje szosówki, ponoć też od dawna byli chętni na takie długodystansowe szosowe wyzwanie wokół tatrzańskich szczytów. No to po śniadaniu ruszyliśmy po 8 rano spod Murzasichla. Pierwsze km nie były łatwe - a to podjazd, a to spory ruch zmotoryzowanych turystów udających się wiadomo gdzie. Po wjechaniu do Słowacji kręciło się trochę lepiej, ale i tak z racji szczytu sezonu trafił się nam niemały ruch aut, no i roboty drogowe też były - trzeba było się skupiać na jeździe. Po pierwszej dłuższej przerwie zrobiło się dość gorąco i to mimo sporej wysokości. Dalsze km przebiegły spoczko - a to widoczki, a to podjazdy i zjazdy ze znośnym nachyleniem, ruch raz mniejszy, raz większy. No i niestety trafił się nam incydent ze słowackim kierowcą - jeden taki nie wiedzieć czemu nagle się zatrzymał tuż przed nami, widocznie przeszkadzała mu nasza jazda obok siebie mimo że miał cały wolny lewy pas. Natomiast południowo-zachodni odcinek szosy biegnie przez cywilizowane rejony, co za tym idzie mniej przyjemny. Po jakimś czasie pojawiły się wątpliwości czy zdołamy pokonać całą trasę za widna - nawigacja w moim liczniku pokazywała coraz późniejszą godzinę dotarcia do miejsca startu. W końcu ja, jako główny sprawca wycieczki, na 130 km decyduję się na odłączenie od ekipy, by nie zamęczać ich dalej i udam się po auto. I tak dalej te pozostałe ponad 70 km pokonałem sam - łatwo nie było, bo kolejne podjazdy czekały. Pod noclegownie zajechałem tuż przed 21-tą, szybki wskok do auta i po 22-tej zgarnąłem w słowackiej mieścinie Anię, Jarka i ich szosówki i tak już spoko wróciliśmy do Murzasichla. Mimo wszystko wypad wokół Tatr w moim wykonaniu uważam za udany - zapewne powtórzę, ale w mniej turystycznym terminie.

    Odcinek do granicznej Łysej Polany - wiadomo skąd ten korek
    Odcinek do granicznej Łysej Polany - wiadomo skąd ten korek © JPbike

    To już po słowackiej stronie. Ładnie tam :)
    To już po słowackiej stronie. Ładnie tam :) © JPbike

    Tylko pomykać wsród tatrzańskich szczytów
    Tylko pomykać wśród tatrzańskich szczytów © JPbike

    Przerwa w Tatrzańskiej Łomnicy
    Przerwa w Tatrzańskiej Łomnicy © JPbike

    Moi towarzysze na trasie
    Moi towarzysze na trasie © JPbike

    Panoramka na Niżne Tatry z Kralovą Holą w tle
    Panoramka na Niżne Tatry z Kralovą Holą w tle © JPbike

    Kolejne kilometry, kolejne widoczki
    Kolejne kilometry, kolejne widoczki © JPbike

    Fajna szopa, w sam raz na kanapkę :)
    Fajna szopa, w sam raz na kanapkę :) © JPbike

    W trakcie długiego zjazdu
    W trakcie długiego zjazdu © JPbike

    Południowo-zachodni odcinek trasy jest mniej ciekawy, ale ja nie narzekam :)
    Południowo-zachodni odcinek trasy jest mniej ciekawy, ale ja nie narzekam :) © JPbike

    Zachodni kraniec trasy - zaraz będzie długi podjazd
    Zachodni kraniec trasy - zaraz będzie długi podjazd © JPbike

    Zabrakło mi picia, więc... :)
    Zabrakło mi picia, więc... :) © JPbike

    Dotarłem do granicy, do noclegowni jeszcze mam daleko
    Dotarłem do granicy, ale do noclegowni jeszcze mam daleko... © JPbike





  • dystans : 203.88 km
  • teren : 95.00 km
  • czas : 08:58 h
  • v średnia : 22.74 km/h
  • v max : 45.47 km/h
  • podjazdy : 862 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.7

    Niedziela, 30 czerwca 2019 • dodano: 01.07.2019 | Komentarze 3


    Tegoż długiego tripu nie miałem w planach - wizytacja u niewidzianego od paru miesięcy i sprawdzonego w dobrych i złych chwilach mego kompana Drogbasa spowodowała że ów kolega wymyślił i bardzo chciał się wybrać kolejny raz na znany Pierścień Dookoła Poznania. Do tego miałem wolny od wyścigów weekend, więc bez wahania się skusiłem mu potowarzyszyć na takiej długiej trasie.

    Prognozę pogody oczywiście znaliśmy - zapowiadali straszne upały z temp. dochodzącą do 38°C (tak było popołudniem). Spod domu ruszyłem o 6:30, w przyjemnych 20°C. Po dokręceniu na plażę w Strzeszynku czas na kolejne i wspólne pokonanie trasy Pierścienia - dla mnie to już siódmy raz, ponoć ostatni raz tędy jechałem jesienią 2013 r.

    W skrócie - pierwsze km były bardzo przyjemne, od 10 rano zaczęło się robić upalnie, dalej wraz ze wzrostem temp. było coraz gorzej i ciężej. Na wschodnich i południowych odcinkach Pierścienia dodatkowo niesprzyjający wiatr i otwarta przestrzeń utrudniały nam jazdę, nawet gładkie asfalty nie pomagały - kręcąc tamtędy to ja, regularnie trenujący biker wykonałem robotę, jadąc cały czas na czubie dwuosobowej grupki MTBowców. Na zachodnich i końcowych krańcach trasy kręciło się troszeczkę lepiej - a to głównie dzięki temu że odpoczynki były i pilnowaliśmy odpowiedniego nawodnienia swoich organizmów, doszło nawet do tego że na ostatnich km Jarek robił swoje słynne "szarpane tempo" :)

    Po udanym (a jakże) kolejnym wspólnym pokonaniu Pierścienia Poznańskiego od razu myk do sklepiku po zimne piwko, po czym szybko do chaty Drogbasa (o 16:30) i ... wskok do basenika :). Mimo strasznego upału to był świetnie spędzony dzień :). Relive z trasy.

    Jazda w trakcie letniego poranka jest bardzo przyjemna
    Jazda w trakcie letniego poranka jest bardzo przyjemna © JPbike

    Dwie twarde sztuki Unitów Matromów. Przed nami długa trasa Pierścienia
    Dwie twarde sztuki Unitów Martomów. Przed nami długa trasa Pierścienia © JPbike

    Z terenową nawierzchnią różnie bywało, na MTB 29' szło nam spoko
    Z terenową nawierzchnią różnie bywało, na MTB 29' szło nam spoko © JPbike

    Klimacik przy Arboretum Lesnym w Zielonce
    Klimacik przy Arboretum Leśnym w Zielonce © JPbike

    Stara betonowa droga w Bednarach. Pomykając przez Puszczę Zielonkę zaczęło się robić gorąco
    Stara betonowa droga w Bednarach. Pomykając przez Puszczę Zielonkę zaczęło się robić gorąco © JPbike

    Sklepowy Pit-Stop w Kostrzynie. W sumie takich postojów mieliśmy kilka
    Sklepowy Pit stop w Kostrzynie. W sumie takich postojów mieliśmy kilka © JPbike

    Zamek w Kórniku
    Zamek w Kórniku © JPbike

    Mountain Wielkopolska zdobyte :) Kompan się cieszy - tak trzymać :)
    Mountain Wielkopolska zdobyte :) Kompan się cieszy - tak trzymać :) © JPbike

    W takie upały trzeba jakoś radzić - ochłoda w Gliniankach
    W takie upały trzeba jakoś radzić. Ochłoda w Gliniankach © JPbike

    Przed Stęszewem widzimy kłęby dymu - pożar pola jęczmienia
    Przed Stęszewem widzimy kłęby dymu - pożar pola jęczmienia © JPbike

    Upał i piaski mocno dały nam w kość. Grunt to nie poddawać się !
    Upał i piaski mocno dały nam w kość. Grunt to nie poddawać się ! © JPbike

    Im bliżej końca Pierścienia, tym radocha większa i to mimo upału :)
    Im bliżej końca Pierścienia, tym radocha większa i to mimo upału :)  © JPbike





  • dystans : 252.39 km
  • czas : 09:36 h
  • v średnia : 26.29 km/h
  • v max : 59.34 km/h
  • podjazdy : 1258 m
  • rower : Sztywna Biria
  • Wycieczka do Jeleniej Góry

    Sobota, 22 sierpnia 2015 • dodano: 23.08.2015 | Komentarze 15


    W rzeczywistości tytuł miał brzmieć inaczej, ale ...

    Od jakiegoś czasu planowałem z Jarkiem realizację 400-tki na trasie Poznań - Przełęcz Karkonoska - Wrocław. Gorzej z czasem na realizację. Gdy ja miałem urlop to kompan był w robocie, a teraz jest na odwrót :). W końcu po długim zastanawianiu się 400-tka odpadła i skróciliśmy trasę do okolic 300-tki, czyli jedziemy na samą sławną kolarsko przełęcz i powrót pkp z Jeleniej Góry.

    Drogbas miał komfortowe warunki do przygotowania się na taką trasę, a ja wręcz tragiczne - przetyrany robotą, niewyspany, rower i ekwipunek uszykowałem dopiero w piątek późną porą, dodajmy jeszcze do tego ... kompan jedzie szosówką, a ja na klasycznym sztywnym góralu z balonami 2.0 cali ... :)

    Koniec końców ruszyliśmy sobotniego dzionka, gdy akurat zaczęło świtać - krótko po 5 rano.
    Pierwsze 40 km były przyjemnie chłodnawe - okolice 10°C. Rękawki wystarczyły na komfort.
    Tempo oczywiście nadawał szoson Jarek. Cały czas przez WLKP mknęliśmy tak pod 30 km/h.

    Pierwszy postój. Demonstruję Drogbasowi foto-wędkowanie :)
    Pierwszy postój. Demonstruję Drogbasowi foto-wędkowanie :) © JPbike

    Wielkopolski poranek na delikatnym płaskowyżu :)
    Wielkopolski poranek na delikatnym płaskowyżu :) © JPbike

    Tak, to moja pierwsza jazda w 100% z nawigacją, dobra sprawa !
    Tak, to moja pierwsza jazda w 100% z nawigacją, dobra sprawa ! © JPbike

    Odnośnie jazdy z wgraną trasą - ze względu na szosówkę kompana musiałem poprawiać tracka, bo po powiększeniu okazało się że droga parokrotnie prowadzi terenem. Zresztą w rzeczywistości kilka razy mieliśmy śmieszne sytuacje - raz ślad gps biegł centralnie w pole kukurydzy, raz kazał nam jechać wprost na trawiasty podjazd, idealny do mtb ... :)
    Tak czy siak - cały czas jechaliśmy bocznymi asfalcikami - wystarczy wspomnieć zdanie Jarka - "trasa bajka" !

    Zabytki we Wschowie
    Zabytki we Wschowie © JPbike

    Piękny kolor mostu w Głogowie :)
    Piękny kolor mostu w Głogowie :) © JPbike

    Przekraczamy Odrę. Poziom wody - jak widać
    Przekraczamy Odrę. Poziom wody - jak widać © JPbike

    W Głogowie, po 125 km czas na dłuższą przerwę, mieliśmy nawet do dyspozycji toi-toia :)

    Chwila dla ochłody, ale frajda :)
    Chwila dla ochłody, ale frajda :) © JPbike

    Za Głogowem zaczęły się miłe górki :)
    Za Głogowem zaczęły się miłe górki :) © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza :) © JPbike

    Przejeżdżaliśmy również przez znany maratończykom Obiszów - 20 września będą tam MP w Maratonie.

    No i niestety, po 150 km mocnego parcia (do tego czasu średnia 28-29 km/h) stało się to czego mogłem się spodziewać - nogi zaczęły boleć, power mój spadł. Jarek był wyrozumiały i grzecznie zwolnił. Z racji tego że pociąg powrotny z Jeleniej Góry mieliśmy o 18:40, a funkcja w nawigacji "czas dotarcia do celu" zaczęła pokazywać coraz późniejsze godziny, to trzeba było zrezygnować ze zdobywania Przełęczy Karkonoskiej. Mówi się trudno, przynajmniej jesteśmy bogatsi o cenne doświadczenia i następnym razem musi się udać !

    Na Rynku w Chojnowie
    Na Rynku w Chojnowie © JPbike

    Najbardziej klimatyczny odcinek wśród wiosek i wzdłuż rzeki Skory
    Najbardziej klimatyczny odcinek wśród wiosek i wzdłuż rzeki Skory © JPbike

    W końcu, po ok 200 km się zaczęły góry - urocze Góry Kaczawskie.
    Podjeżdżało mi się tak se, max wysokość jaką zaliczyliśmy to 485 m.n.p.m.

    To chyba wulkan, taki podobny do Fudzijamy :)
    To chyba wulkan, taki podobny do Fudzijamy :) © JPbike

    Ładne ujęcie. Pogoda troszeczkę się popsuła, ale nie zmokliśmy
    Ładne ujęcie. Pogoda troszeczkę się popsuła, ale nie zmokliśmy © JPbike

    Kaczawski widoczek z podjazdu
    Kaczawski widoczek z podjazdu © JPbike

    Na ostatnim zjeździe do Jeleniej Góry czas na szybki pitstop by wskoczyć w cywilne ciuchy i jazda na rynek, gdzie byliśmy umówieni z Michaliną. Miała być pizza z piwkiem, ale do odjazdu pociągu została nam niecała godzinka, zatem był spacer z pogaduszkami na dworzec. Podróż z przesiadką we Wrocławiu minęła bez większych problemów, w Poznaniu byliśmy krótko po północy.

    Na Rynku w Jeleniej Górze oficjalnie zakończyliśmy wycieczkę :)
    Na Rynku w Jeleniej Górze oficjalnie zakończyliśmy wycieczkę :) © JPbike


    Różnica w km wg licznika i gps wyniosła 10 km - ja to znam od dawna.
    Do kilometrażu owej wycieczki nie dodałem tripu dworzec - dom (5 km).





  • dystans : 251.39 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 12:24 h
  • v średnia : 20.27 km/h
  • v max : 48.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 1

    Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 03.08.2014 | Komentarze 0


    Nadszedł w końcu długo oczekiwany dzień na rozpoczęcie kolejnej sakwiarskiej wyprawy. Poprzedniego dnia i zaraz po pracy całkiem sprawnie poszło pakowanie wszystkiego i nazajutrz po 6 rano mogłem ruszyć na miejsce spotkania z Jarkiem, przy INEA Stadionie. W trakcie krótkiej dojazdówki trochę niepewności miałem w kręceniu z załadowanymi przednimi sakwami, wcześniej nie było okazji tego wypróbować. Tak załadowany rumak gorzej skręca i pogarsza przyspieszenia. Za to wygoda w przewożeniu turystycznego ekwipunku i żarcia jest niezła.

    Stąd wystartowaliśmy wspólnie
    Stąd wystartowaliśmy wspólnie © JPbike

    Oczywiście, podobnie jak rok temu rozesłałem info znajomym – tym razem na miejscu zbiórki nie pojawił się nikt. Ruszyliśmy do Rzymu między 6:20 a 6:30. Później doszedł smsik od Macieja, który zjawił się przy stadionie przed 6-tą i niestety nie doczekał się nas. Szkoda.

    Typowa jazda po wielkopolskich szosach
    Typowa jazda po wielkopolskich szosach © JPbike

    Kilometry przez południową Wielkopolskę szybko i miło upływały, by kilkanaście km za Lesznem wkroczyć na Dolny Śląsk i skierowaliśmy się na Górę, by tam przekroczyć Odrę nowym mostem. Po drodze spotkaliśmy miejscowego rowerzystę, który ma na koncie kręcenie po Polsce i gdy tylko dowiedział się dokąd jedziemy to postanowił nam potowarzyszyć.

    Tu to mamy lokalnego przewodnika
    Tu to mamy lokalnego przewodnika © JPbike

    Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem
    Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem © JPbike

    Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo
    Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo © JPbike

    Trafiły się i takie sekcje brukowane
    Trafiły się i takie sekcje brukowane © JPbike

    Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi
    Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi © JPbike

    Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :)
    Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :) © JPbike

    Za Świerzawą przyszło nam pokonać pierwszy dłuższy podjazd z dwoma 11% fragmentami. Każdy z nas kręcił swoim tempem. A dla mnie to był sprawdzian sakwiarskiej wspinaczki, na najlżejszym przełożeniu 24-28 faktycznie nie było łatwo i sporo sił trzeba było wkładać, by upolować koszulkę górala. Dałem radę.

    Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz
    Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz © JPbike

    Po dokręceniu w rejon Łysej Góry już po ciemku, oczom naszym ukazał się fajny widok z góry na wieczorną Jelenią Górę. Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy za serpentyną, tuż przed Dziwiszowem. Po rozlokowaniu wszystkiego dość szybko udało się zasnąć (po 23-tej). Tegoż dnia zgodnie z planem trzasnęliśmy najdłuższy dystans wyprawy.

    Podsumowanie, dzień drugi.




  • dystans : 204.90 km
  • teren : 90.00 km
  • czas : 08:19 h
  • v średnia : 24.64 km/h
  • v max : 65.82 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.6

    Niedziela, 20 października 2013 • dodano: 20.10.2013 | Komentarze 9


    Szóste w karierze starcie z urozmaiconym Pierścieniem Poznańskim.
    Na wieść o tym długim jesiennym tripie rozesłałem info znajomym ...
    Rano odrobinę się zaspałem, co spowodowało że na miejscu zbiórki zjawiłem się o 8:15 zamiast planowanej 7:30. Ostateczny skład ekipy ograniczył się do dwóch sztuk - mnie i Drogbasa, czyli twardzieli, co oznaczało że będzie szybsza jazda :)
    Tym razem obraliśmy kierunek jazdy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.

    Jak miło walnąć Pierścień w jesiennych barwach :) © JPbike

    Tropikalne akcenty w Zborowie :) © JPbike

    Po takich duktach to super się pomyka © JPbike

    W WPN to zboczyliśmy z trasy na ciekawsze ścieżki © JPbike

    Dłusza przerwa nr.1. Rozlokowaliśmy się jak na wyprawie :) © JPbike

    Na starej stacji Jarek podziwiał barwy jesieni © JPbike

    ... a ja z radości poskakałem na swoim terenowym rewirze :) © JPbike

    W Pożegowie postawili coś oto takiego. WPN kocha rowerzystów :) © JPbike

    W Mosinie, na jednym skrzyżowaniu przeżyłem chwile grozy. Chciałem szybko przekroczyć szosę między auta oczekujące przy zakręcie na zielone światło, gdy nagle i z niezłą prędkością na drugim pasie nadjechała Toyotka jadąca wprost i gdyby nie wyrobiony na trasach mtb zmysł szybkiego reagowania to doszłoby do kraksy ...
    Do małego kontaktu jednak doszło, kierowca w porę wyhamował, auto prawym przodem uderzyło w mój pedał i wyrzuciło mnie na krawężnik. Kierowca był spoko, szybko się dogadaliśmy. Rower na szczęście cały, łokieć troszkę pobolewał, na kolanie pojawiło się obtarcie które odkryłem dopiero po powrocie do domu :)

    Ciekawy i artystyczny mural © JPbike

    Szosowy trip przez południowe krańce Pierścienia © JPbike

    Na półmetku trasy, za Kórnikiem nad jeziorem czas na drugą dłuższą przerwę.

    Przekraczamy bramę w Kostrzynie © JPbike

    Takie znaki u nas to rzadkość, ważne że są :) © JPbike

    W sumie cały południowo wschodni odcinek Pierścienia przebiegł szybko i do tego wiaterek nam sprzyjał.
    No i wypada napisać że pierścieniowe oznakowanie na całej trasie zostało odnowione.
    Przed Bednarami czas na trzecią przerwę, upływające kilometry zaczęliśmy czuć.

    Trip przez Puszczę Zielonkę © JPbike

    Po przejechaniu 145 km dopadł mnie kryzysik, który zażegnałem 10 km dalej.
    W Murowanej Goślinie zatankowałem puste od pół godziny bidony. Jarek nieźle czuł nogi.
    Jeszcze tylko przejazd przez poligon, Kiekrz i myk na miejsce porannej zbiórki, zaczynało się ściemniać.

    W Strzeszynku. Kolejny raz Pierścień pokonany, czas przybić piątkę :) © JPbike

    Do domu zajechałem już po ciemku, przed 19-tą. Dzień dobrze spędzony rowerowo. Dzięki Drogbasie :)

    Wliczając czerwcową trzysetkę, dzisiejszy trip to moja siódma tegoroczna dwusetka !

    Przewyższenie - 1025 m



  • dystans : 209.54 km
  • teren : 25.00 km
  • czas : 08:52 h
  • v średnia : 23.63 km/h
  • v max : 47.42 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Na rodzinny zlocik

    Sobota, 24 sierpnia 2013 • dodano: 26.08.2013 | Komentarze 7


    Zagadałem się z kuzynkami na rodzinny zlocik w Uklejnicy (woj. Kujawsko-Pomorskie).
    Ja oczywiście rowerem, to jakieś blisko 200 km na wschód od Poznania.
    Aby do tego doszło, w piątek do północy przywracałem Sztywną Birię do stanu używalności po wyprawie. Zmęczenie harowaniem w tygodniu tradycyjnie zrobiło swoje – nazajutrz zaspałem się 2 godziny. Po śniadaniu ruszyłem o 9:30.
    O tej porze początkowo nic nie zapowiadało że tegoż dnia będę musiał stoczyć nierówną walkę z wiatrem …

    Postanowiłem wydostać się z Poznania centralnie na wschód trasą BM © JPbike

    Pomykając na zjeździe w stronę Kociałkowej Górki na sztywnym wytelepało tak, że chyba tam zgubiłem bidon z izotonikiem, co zauważyłem dopiero parę km dalej. Dobrze tylko że został mi drugi, nie pisząc już że w plecaku miałem bukłak z wodą. Po dojechaniu do nieznanego mi wiaduktu coś z mapą i rzeczywistością nie zgadzało się, nie wiedziałem skąd wzięła się ekspresówka S5 zamiast drogi, którą miałem jechać …
    To nic, ruszyłem zgodnie z planem boczną szosą wzdłuż S5 do Wierzyc.

    Tunele i wiadukty wzdłuż ekspresówki S5 © JPbike

    Po skręceniu wprost na wschód do Czerniejewa, zacząłem odczuwać wmordewind. Będzie ciężko.
    W sumie jazda przez wschodnią Wielkopolskę to nuda, tak w kółko przez pola, wioski, miasteczka i non stop blacik.

    Pałac w Czerniejewie © JPbike

    Po dokręceniu w okolice Kleczewa pierwszy raz w życiu mogłem podziwiać pracującą odkrywkową kopalnię węgla brunatnego i sam węgiel jadący na taśmie gdzieś tam daleko …

    Gigantyczne machiny do wybierania węgla brunatnego © JPbike

    Ślesin. Jezioro Ślesińskie z ujściem kanału Warta - Gopło © JPbike

    Po przekroczeniu 150 km walka z wiatrem dała mi mocno we znaki, nogi przestały pracować jak należy.
    Od tamtego momentu przełączyłem się w tryb wycieczkowej jazdy, byle tylko dojechać do celu.

    Tu zajechałem. Na liczniku ponad 180 km © JPbike

    Na 15 km przed końcem trasy wyprzedziły mnie dwa auta z kuzynkami i ich rodzinami na pokładzie.
    W Chodczy mój wydrukowany i niedokładny fragment mapy sprowadził mnie na nie tą drogę, w efekcie nadłożyłem parę ładnych km wokół, po drodze wypytywałem o właściwy kierunek trochę nietrzeźwego tubylca :)

    Chłopaki na Wigry 3 wyjechali naprzeciw po wujka JPbike'a :) © JPbike

    W końcu i z radochą dojechałem. Pierwsze pytanie od kuzynki Ani: „co chcesz do picia ?” PIWA !
    Wieczorną kąpiel w jeziorze też zaliczyłem, bo w domku nie było natrysku :)

    Wieczór i noc a jakże miło zleciały :) © JPbike


    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 234.73 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 10:57 h
  • v średnia : 21.44 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 8

    Sobota, 20 lipca 2013 • dodano: 27.08.2013 | Komentarze 9


    Nadszedł w końcu ten dzień, w którym planowaliśmy zdobyć cel wyprawy - PARYŻ.
    Poranna krzątanina sprzętowa poszła sprawnie, skromne śniadanie i jazda !
    Na niebie ani jednej chmurki - zapowiadał się kolejny upalny dzień.

    Spoko miejscówka na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego © JPbike

    Godzina 7:15. Słabo wyspany Drogbas, jechać trzeba bo Paryż czeka ! © JPbike

    No i jedziemy tędy. Dłuuugą prostą do stolicy Francji © JPbike

    Łuk w Chalons en Champagne © JPbike

    W mijanych francuskich miasteczkach pełno takich zabytków © JPbike

    Centrum Fere Champenoise © JPbike

    Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie wprost od mieszkańców © JPbike

    Dłuższa przerwa w cieniu plus porządne izobroniki :) © JPbike

    Dobrze jedziemy. Cel tuż tuż :) © JPbike

    Kokpit nawigatora © JPbike

    Gdy nastały popołudniowe godziny to upał był już nie do zniesienia.
    W takiej sytuacji postanowiliśmy ze 2 godziny przeczekać - słusznie zrobiliśmy.

    Przeczekiwanie największego upału. Można zdrzemnąć © JPbike

    Po dokręceniu do Coulommiers, na kilkadziesiąt km przed Paryżem robimy większe zakupy żywnościowe bo wiadomo że w niedzielę większość francuskich marketów jest zamknięta. Drogbas kupił m.in. francuskie wino. Trochę problemów mieliśmy z upchaniem zakupionego żarcia i picia do sakw.

    Typowa szosa z rondami w pobliżu przedmieści Paryża © JPbike

    Pomykając powyższą szosą Jarek zauważa boczne bicie tylnego koła. Po zatrzymaniu i oględzinach okazało się że niekapslowana obręcz zaczęła pękać w dwóch miejscach, przy nyplach. Trudno, stwierdzam że da się dotrzeć w takim stanie do Paryża i tam zdecydujemy co dalej z kołem.

    Po dotarciu do podparyskich miejscowości zauważamy coraz więcej czarnoskórych mieszkańców.
    Jadąc już na obrzeżach Paryża, na podjeździe Jarka łapie kryzys i narzeka że ma cięższy ode mnie bagaż, więc namawiam kompana żeby coś zjadł i odpoczął, a część bagażu (namiot) przełożył do mnie.
    Drogbas jednak odmawia i jedziemy dalej ...
    Powoli zapada zmrok, w końcu pojawia się zjazd do kotliny, w której leży nasz główny cel wyprawy.
    Jadąc już w stronę Wieży Eiffla (z daleka niestety jej nie widzieliśmy) coraz bardziej mnie zaskakują nocne paryskie ulice. Jest grubo po 22-tej, a tam wszędzie tłok, wszystkie knajpki na świeżym powietrzu pozajmowane, spory ruch nie tylko turystów. I tak jedziemy, jedziemy, a stalowej wieży wciąż nie widać. Chwilowy postój przy okazałym pałacu (królewskim ?), sprawdzam nawigację w Jarka telefonie i od razu oświeciło mnie - cel wyprawy jest bliziutko.
    Faktycznie, ujechaliśmy kawałek i JEST ! :)

    UDAŁO SIĘ ! Dojechalismy tutaj na własnych siłach wprost z domowego progu (1590 km) :) © JPbike

    Pierwsze spojrzenie własnymi oczyma na pięknie i kolorowo oświetloną Wieżę Eiffla - bezcenne przeżycie !
    Po zajechaniu, a raczej przeciskaniu się w nocnym tłumie pod samą stalową konstrukcję i znalezienie wolnej ławeczki mocno i radośnie się uciskaliśmy, pogratulowaliśmy i obowiązkowo browarka żeśmy spożyli :)

    Dokładnie o północy wieża nawet specjalnie uczciła iluminacjami nasze przybycie rowerami z Poznania ...



    Po tych pełnych emocji chwilach nastał czas na dotarcie do noclegowni, do mieszkanka kuriera rowerowego Cedrica. Spanie załatwiła Michalina, która też przybyła do Paryża (samolotem). Jadąc dalej w stronę dzielnicy Courbevoie sporo błądzenia i nakładania kilometrów mieliśmy, wypytywanie miejscowych w znalezieniu właściwego kierunku i gapienie się w wydrukowany fragment planu miasta pomogły ostatecznie dotrzeć do celu (po 2 w nocy). Jarek był już w fatalnym stanie zmęczenia, ale zadowolony z pokonania 234 km. Owe mieszkanko okazało się malutkie i zaniedbane, poza gospodarzem i Michaliną było tam jeszcze kilka innych osób. Szybkie mycie i pora iść spać. Dla mnie zabrakło miejsca w pokoiku i padło na ciasny korytarz ...

    L’EPINE – Chalons en Champagne – Villeseneux – Fere Champenoise – Sezanne – Esternay – La Ferte Gaucher – Saint Remy la Vanne – Chailly en Brie – Coulommiers – Mauperthuis – Pezarches – Villeneuve Saint Denis – Pontcarre – Roisy en Brie – Champigny sur Marne – PARIS

    Dzień siódmy, dzień dziewiąty.



  • dystans : 211.85 km
  • czas : 09:38 h
  • v średnia : 21.99 km/h
  • v max : 69.63 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 7

    Piątek, 19 lipca 2013 • dodano: 15.08.2013 | Komentarze 2


    Pobudka o 6, czynności typu śniadanie, pakowanie i ładowanie poszły sprawnie.
    Tegoż dnia obaj byliśmy ciekawi jak w rzeczywistości wygląda jazda rowerem przez północno-wschodnią Francję, którą znamy głównie z transmisji Tour de France :)

    Jedna z najlepszych miejscówek, przy granicy niemiecko-francuskiej © JPbike

    Spojrzenie na pokaźne maszty i jazda przez Francję © JPbike

    Francja zdobyta ! © JPbike

    Ponownie pagórkowato i interwałowo, ale i tak ładnie tam :) © JPbike

    W pobliżu Metz na nieznacznym zjeździe Jarek z dużą prędkością najechał na widoczne na poniższej fotce wybrzuszenie i sakwa się wypięła (już drugi raz). Kompan tak się zdenerwował i … !#%(^&!!#$!!!, do tego stopnia że musiałem go powstrzymać przed wyrzuceniem sakw do rowu. Więc przymusowy postój na poprawę mocowania …

    Zdenerwowany Drogbas i przymusowy postoj © JPbike

    W Metz pierwsze francuskie zakupy w Lidlu. Ceny wyższe od niemieckich, skromny wybór piwa, ale da się przeżyć.

    Poniżej prezentuję parę fotek z pięknej starówki w Metz.












    Jak widać - ciężko i niełatwo było się wydostać z Metz, do tego upał © JPbike

    Przez francuskie miasteczko. W każdym pełno takich starych domów z carakterystycznymi okiennicami © JPbike

    Po przekroczeniu granicy i pokonaniu paru francuskich miast i miasteczek stwierdziłem że w porównaniu do Niemiec tutaj jest dużo więcej polnej przestrzeni, szosy po których kręciliśmy są w sporej części proste jak strzała i interwałowe, asfalty nieznacznie gorsze, ale i tak lepsze od tych naszych. Same spokojne miasteczka mają niezwykły charakterystyczny francuski klimat – to mi najbardziej się spodobało. A Francuzki są takie ładne i zadbane, że patrząc na nie w trakcie jazdy musiałem uważać aby nie walnąć w coś, lub kogoś z przodu ;)

    Upał niezły, więc przerwa na jogurty w cieniu pod wiaduktem © JPbike

    Przed Verdun upał i interwały mocno dały Jarkowi w kość (!#%(^&!!#$!!!), poinformował mnie że zjedziemy w dół i przez dwie godziny nie jedzie. Faktycznie, zatrzymał się na tamtejszym miejscu pamięci i po postoju przy wodopoju padł na trawniku. I tak zleciało trochę czasu, aż przyszła pewna kobieta informując nas że to nie miejsce na biwak (spodziewałem się tego).

    Padnięty Drogbas © JPbike

    Verdun. Miejsce pamięci przypominające wielką bitwę w czasie I wojny światowej © JPbike

    Po odpoczynku kompan trochę odżył i można było pozwiedzać starą część Verdun, z twierdzą w roli głównej.







    Mijają kolejne francuskie kilometry. Z biegiem czasu dochodzę do wniosku że Jarek gorzej ode mnie znosi upały i interwałową jazdę z sakwami oraz pochłania przy tym niesamowite ilości picia, czasem jesteśmy zmuszeni by zatankować wodę np. u mieszkańców albo przy przeróżnych wodopojach …

    Tankowanie przy nawadnianiu uprawy, kąpiel też była :) © JPbike

    Długie proste francuskie. Takie drogi to klimacik też mają © JPbike

    Kolejne ładne miasteczko. Jest po 19-tej, a na uliczkach pusto © JPbike

    W Sainte Menehould napotkaliśmy naszą flagę :) © JPbike

    Myk dalej, myk dalej na wprost i jest kolejna dwusetka © JPbike

    Kąpiel na stacji. Tym razem z dodatkiem płynu do mycia aut :D © JPbike

    Zapadł zmrok, po dojechaniu do miasteczka L’Epine i skręceniu na boczną szosę szybko znaleźliśmy miejscówkę, na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego. Podczas rozbijania namiotu trochę robactwa nas gryzło. Pora spać.
    Jutro wielki atak na Paryż !

    ITTERSDORF – granica D/F – Tromborn – Teterchen – Boulay Moselle – Les Etangs – Petit Marais – Noisseville – Metz – Moulins les Metz – Gravelotte – Mars la Tour – Manheulles – Verdun – Dombasle en Argonne – Clermont en Argonne – Les Islettes – Sainte Menehould – Tilloy et Bellay – L’EPINE

    Dzień szósty, dzień ósmy.



  • dystans : 217.15 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 09:58 h
  • v średnia : 21.79 km/h
  • v max : 73.72 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 6

    Czwartek, 18 lipca 2013 • dodano: 12.08.2013 | Komentarze 6


    Wieczorem poprzedniego dnia Jarek wpadł na pomysł by wstać przed wschodem słońca, a to dlatego abyśmy po ruszeniu się nie męczyli od razu upałami.
    No to pobudka bardzo wczesna, śniadanie z kawą, ładowanie sprzętu i jazda.
    W końcu się zmobilizowaliśmy, aby tego dnia walnąć planowaną dwusetkę i dotrzeć do granicy z Francją, co się udało, chociaż przez kolejną masę pagórów i podjazdów łatwo to nie było.

    Godzina 5:52. Wschodzik i wieżowce Frankfurtu nad Menem © JPbike

    Pomysłowy sposób na zagospodarowanie ściany fabryki - ścianka wspinaczkowa :) © JPbike

    Przekraczamy Men w Mainz © JPbike

    Kręcimy przez kolejne ładne pagórkowate okolice © JPbike

    Na widok takiego znaku to się cieszę i atakuję premię górską :) © JPbike

    Dajesz Drogbas !!! Na trasie trzeba się dopingować, tutaj w stylu TdF :) © JPbike

    Na jednym ze zjazdów wykręciłem swój sakwiarski rekord V-max – 73.72 km/h, i to bez rozpędu !

    Nie zabrakło długiej i przyjemnej jazdy w dolinie wzdłuż rzeki © JPbike

    Kręcąc powyższą doliną i mijając kolejne niemieckie miasteczka w pewnym momencie wyprzedził nas duży traktor, jechał tak ponad 30 km/h, co oczywiście znany z szarpanego tempa Drogbas wykorzystał i mi zwiał – takie numery z aerodynamicznym wspomagaczem to ja rozumiem :D

    Znalazło się super miejsce na dłuższą przerwę z wodopojem :) © JPbike

    Biesiada z kąpielą i praniem w potoku, oraz obiadem i piwkiem trwa :) © JPbike

    Czas jechać dalej, ponownie pokonujemy ładne krajobrazowo podjazdy i zjazdy © JPbike

    W czasie gdy opuszczaliśmy St.Wendel porządnym podjazdem, zauważyłem że Jarka dopadł pokaźny kryzys, w pewnym momencie się zatrzymał. W takiej sytuacji zaproponowałem odpoczynek, albo szukanie miejscówki.
    Jarek jednak pokazał że jest twardym bikerem i ruszyliśmy dalej.
    W miarę zbliżania się do granicy z Francją nazwy niemieckich miasteczek czasami brzmiały francuskojęzycznie (np. Tholey, Saarlouis, itp.). To nam dodawało motywacji i pewności że uda się wykręcić zaplanowaną dwusetkę :)

    No, niezła fura i w 100% sprawna :) © JPbike

    Długi zjazd. Można odpocząć :) © JPbike

    Kaiser jest wszędzie :) © JPbike

    Przejeżdżając przez Saarlouis i mając już upragnione ponad 200 km na licznikach mój kompan zrobił się bardzo głodny, zatrzymaliśmy się przy małym barze przy wylocie z miasta, przy okazji ucięliśmy pogawędkę z właścicielem.
    Spojrzałem na mapę – tam za 350 metrowym wzgórzem z charakterystycznymi masztami jest Francja :)

    Zapadł zmrok i ruszamy na ostatni podjazd dnia i do granicy © JPbike

    I tak po wjechaniu na szczyt pojawił się płaskowyż oświetlony Księżycem, prosta szosa, a po chwili cel szóstego dnia wyprawy – tablica z napisem „FRANCE”. Udało się !

    Nadszedł czas na szukanie miejscówki. Zawróciliśmy, po kilometrze dość szybko znalazło się jedno z najlepszych miejsc, trawiaste pole tuż przy szosie, osłonięte paroma krzakami i drzewami, a z drugiej strony mieliśmy widok na wspomniane wysokie maszty i sam Księżyc.
    Po rozbiciu obozowiska pora spać, bo jutro czeka nas poznawanie ojczyzny Tour de France :)

    W takiej wieczorno-świetlnej scenerii zakończylismy trip przez Niemcy :) © JPbike

    WEILBACH – Hochheim am Main – Mainz – Lerchenberg – Stadecken Elsheim – Wolfsheim – St.Johann – Sprendlingen - Badenheim – Wollstein – Furfeld – Obermoschel – Callbach – Meiserheim – Lauterecken – Glanbrucken – Konken – Selchenbach – Niederkirchen – St.Wendel – Winterbach – Tholey – Thalexweier – Lebach – Saarwellingen – Saarlouis – Felsberg – ITTERSDORF (tuż przy granicy D-F)

    Dzień piąty, dzień siódmy.



  • dystans : 220.91 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 09:25 h
  • v średnia : 23.46 km/h
  • v max : 54.69 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 1

    Sobota, 13 lipca 2013 • dodano: 01.08.2013 | Komentarze 11


    Nadszedł w końcu ten długo oczekiwany dzień, by rozpocząć swoją drugą w życiu wielodniową wyprawę rowerową z sakwami.
    Poranna krzątanina przebiegła sprawnie i po 7-mej mogłem ruszyć spod domu blisko 40 kilogramowym rumakiem na podbój Paryża, obejrzenie finału Tour de France i w końcu zdobycie Amsterdamu.
    Jako że wcześniej rozesłałem info znajomym, by mogli pokonać z nami trochę pierwszych kilometrów, to na miejscu zbiórki, w okolicach Strzeszynka oprócz mojego kompana Drogbasa zjawiło się kilku kumpli, wszyscy na szosówkach – klosiu, Marc, z3waza i seba284 – ten ostatni na oslickowanym mtb.

    Ekipa eskorty startowej :) © JPbike

    No to RUSZYLIŚMY !
    Od razu w peletoniku zrobiło się miło i wesoło :)

    Klosiu zapragnął chociaż przez chwilę poczuć się wyprawowiczem :) © JPbike

    Ciekawostka – prędkość maksymalną tegoż dnia mojego objuczonego rumaka rozwinął sam Mariusz !

    No, podjeżdżików nie zabrakło © JPbike

    Hura ! Dołączył do nas Super Facet na rowerze – Jurek :) © JPbike

    I w takim składzie wspólnie dokręciliśmy do Skrzynek, gdzie szosoni i Seba odłączyli od nas i pognali w drogę powrotną.
    Natomiast Jurek57 przejął rolę naszego przewodnika.
    Trzeba wspomnieć że tegoż dnia mieliśmy iście wmordewindową jazdę, cóż, trzeba jakoś radzić.

    Przerwa przy pałacu w Wąsowie © JPbike

    Nowy Tomyśl. Największy wiklinowy kosz świata ! © JPbike

    Pierwszy wspólny browarek postawił Jurek :) © JPbike

    W Nowym Tomyślu Jurek odłączył od nas i od tego momentu, byliśmy zdani na samych siebie.

    Teraz już jedziemy sami, we dwójkę, miny takie sobie, to przejdzie :) © JPbike

    Skansen parowozów w Wolsztynie © JPbike

    Na Ziemi Lubuskiej troszkę interwałów się znalazło © JPbike

    Do Żar dokręciliśmy bez problemów, chociaż wspomniany niesprzyjający wiatr i troszkę lubuskich interwałów trochę sił z nas wykrzesały. Średnia prędkość tegoż dnia wyszła niezła jak na sakwiarzy :)

    W Żarach. Podziwiamy wypaśne czołgi © JPbike

    Rynek w Żarach © JPbike

    Przerwa przy ławeczce Telemanna © JPbike

    W Żarach mieszkają Kornelcia, Asiczka i Piotrek. Z tymi świetnymi przyjaciółmi oczywiście wcześniej się zagadałem i zatrzymaliśmy się na nockę właśnie tam u nich. Cały wieczór i część nocy a jakże bardzo miło zleciały :)

    Dzięki wszystkim za świetnie spędzony pierwszy dzień naszej wyprawy.

    POZNAŃ - Kiekrz - Sady - Lusówko - Niepruszewo - Skrzynki - Buk - Niegolewo - Michorzewo - Kuślin - Wąsowo - Nowy Tomyśl - Boruja Kościelna - Wolsztyn - Obra - Świętno - Kolsko - Konotop - Lubięcin - Nowa Sól - Kożuchów - Żagań - ŻARY

    Podsumowanie, dzień drugi.