top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19097.61 km (w terenie 8931.00 km; 46.77%)
Czas w ruchu:1138:25
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:248850 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:294
Średnio na aktywność:64.96 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • dystans : 46.39 km
  • teren : 40.00 km
  • czas : 02:45 h
  • v średnia : 16.87 km/h
  • v max : 59.68 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • MTB Marathon Karpacz

    Piątek, 1 maja 2009 • dodano: 03.05.2009 | Komentarze 11


    Nadszedł w końcu oczekiwany przeze mnie czas na prawdziwie górski maraton. Wyjechałem z domu o 5-tej i zajechałem do Karpacza o 9-tej. Po zaparkowaniu auta poszedłem na miejsce zawodów sprawdzić klasyfikację sektorową – znalazłem siebie w drugim sektorze (z trzech) więc będę startował bliziutko czołówki – pierwszy raz w wyższym sektorze :) Poza tym zauważyłem sporą kolejkę na zapisy – większość właśnie tutaj zaczynała golonkowy cykl i z powodu zbyt dużej kolejki start dystansu Giga opóźnił się o 30 min. Kręcąc się po stadionie (świetne miejsce startu) jeszcze w cywilnym stroju dostałem smsika od Jarka typu: gdzie jesteś ... napotkałem Go rozgrzewającego się na ulicy, gdy wracałem do auta się przebrać i po swojego wyścigowego górala. Po wskoczeniu w kolarskie ciuszki wraz z Jarkiem pokręciłem się rozgrzać kilka km typu: podjeździk – zjazd – podjazd. Piękna słoneczna pogoda panowała, kilkanaście stopni Celsjusza, a w noc poprzedzającą dzień maratonu w Karpaczu troszkę napadało – ciekawiło mnie to czy trasa będzie błotnista ... Zjawiło się około 820 zawodniczek i zawodników. Po ustawieniu się w drugim sektorze stanąłem przy samej linii - nie było tam zbyt wielu, raptem kilkadziesiąt – a pierwszy sektor przez długi czas tkwił pusty – gdzie się podziali liderzy ? W końcu się pojawili – było ich znacznie mniej, niż nas. A trzeci sektor, gdzie tkwił widoczny na pierwszym planie Jarek zdawał się nie mieć końca. Nooo i ... START – wszystkie sektory wystartowały wspólnie (oczywiście odpowiednio poustawiane) i zaczął się doskonale mi znany ponad pięciokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego – czołówka odjechała, a mi szło do góry raczej przeciętnie, niezbyt dużo traciłem – widocznie ciągle mi za mało górskiego kręcenia ... ostatni raz jeździłem w górach podczas wrześniowego bikemaratonu u Grabka, zresztą mi, na co dzień ciężko pracującemu fizycznie facetowi niełatwo znaleźć czas na górskie treningi ...
    Gdy skończył się asfalt to nastąpił trudny technicznie zjazd, było tłoczno, ciasno, ciężko o wyprzedzanie, raz wznieciliśmy wielką tymanę kurzu – przez chwilę prawie nic nie widziałem ... emocje rosły do pewnej chwili – a mianowicie po przejechaniu ok. 9 km na bardzo kamienistym zjeździe chciałem paru zawodników wyprzedzić – zjechałem na prawo i nagle widzę wystające spod ziemi 20 cm kamienie, próbowałem je przeskoczyć, nic z tego i niezła GLEBA przy ok. 30-35 km/h, gdy upadłem to jeszcze jeden zawodnik o mnie się potknął, szybko się pozbierał i uciekł, a ja wstałem i sprawdziłem szkody: obtarte lewe kolano, lekkie ranki na nodze i lewym łokciu – a rower cały, oprócz przesuniętego pionowo do góry lewego rogu na kierownicy ... Kręciłem dalej, próbując przez 2 km w czasie jazdy przesunąć do właściwej pozycji lewy róg – nie dało się i zatrzymałem się na kamienistym podjeździe, sięgnąłem do kieszonki po imbusa i po 30 sekundach własnego pit stopu pojechałem dalej. Trochę już straciłem, ale co tam, nie poddawałem się. Rana na kolanie zaczęła szczypać – zrezygnowałem wtedy z wycisku i od tej chwili cel był jeden – dojechać do mety najlepiej, jak się da. W dalszym ciągu na trasie czyhały przeróżne techniczne odcinki – cała masa sporych kamieni, sporo trzęsło kierownicą, seria stromych podjazdo - zjazdów, czasem niesamowicie stromych, no takich że nieraz trzeba było pchać rowerki, a najbardziej mi utknęły w pamięci te trudne, kamieniste zjazdy – łatwo było wtedy o wywrotkę przez przednie koło. Były również przeprawy przez strumyki – tam właśnie leżało najwięcej błotka, zaraz za jednym potokiem zaliczyłem glebę – znów przez duże kamienie, bilans: prawa ręka zażyła kąpieli w czarnym błocie :) Na pierwszych dwóch bufetach zatrzymywałem się – w obu przypadkach brałem pół banana i dwa kubki: z Powerade i z wodą – tym z wodą polewałem ranę na kolanie, a na trzecim bufecie, już bez postoju i tylko kubek z wodą – pół łyka i resztę na ranę. Zaraz za ostatnim bufecie (po 33 km) zaczął się najdłuższy podjazd tegoż maratonu – dobrze mi znaną Drogą Chomontową na najwyższy punkt trasy (955 m) – cały czas ledwo 10 km/h ... udało mi się kilku wyprzedzić na tym ciężkim podjeździe. Po dość długim, szybkim i kamienistym zjeździe z tegoż punktu podążałem już bez większych szaleństw do mety, gdzie tuż przy stadionie zamiast prosto zjechać trzeba było przejechać po trawniku kilka ostrych zakrętów typu XC ...
    Po przekroczeniu mety chwilkę odpocząłem i udałem się do ambulansu – zmyli mi ranę na kolanie, poszedłem zjeść makaron z sosem chyba pomidorowym – całkiem mi smakował.
    Po jakimś czasie spotkałem się z Jarkiem i jego dziewczyną, pozamienialiśmy się wrażeniami z maratonu – Jarek zajął trzecie miejsce w swojej kat. M2 na dystansie Mini (4-te w open) – wielkie gratulacje !!!

    I jeszcze coś odnośnie całej trasy – facet (znawca karkonoskich terenów), który układał tą trasę doskonale wiedział co robi – spore podjazdy, masa przeróżnej wielkości kamieni, ostre zjazdy pełne kolein, korzeni, kamieni, przeprawy przez górskie strumyki – zupełnie jak na wzór esencji maratonów MTB. Ci którzy przejechali po raz pierwszy taką trudną trasę mieli okazję w pełni poczuć się prawdziwym zawodnikiem MTB-u – mnie również to cieszy

    110/531 – open MEGA
    31/176 – M3

    Co tu pisać na temat moich wyników – jak na trudną górską trasę, jazdę przez większość trasy z obtartym kolanem, postojem serwisowym … jestem MEGA zadowolony :)))

    Stadion sportowy w Karpaczu – miejsce startu i mety


    Za chwilę wybieramy się na swoje sektory startowe


    Podczas pierwszego zjazdu ... tuż przed wspomnianą glebą


    Na długim podjeździe na Drodze Chomontowej


    Dawaj JPbike !!! :)


    Widać moje obtarte kolano ...


    Na ostatnim długim zjeździe


    Ostatni podjazd na kilkaset metrów przed metą


    Moje obtarte kolano po wizycie w przymaratonowym ambulansie, wcześniej wyglądało gorzej


    Pamiątkowa fotka z Andrzejem Kaiserem :)


    Już po dekoracji ... Jarek z medalem :)


    Puls – max … 210 ? (pulsometr coś nawalił), średni 159



  • dystans : 50.96 km
  • teren : 40.00 km
  • czas : 02:33 h
  • v średnia : 19.98 km/h
  • v max : 65.23 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Karpacz

    Sobota, 13 września 2008 • dodano: 15.09.2008 | Komentarze 7


    MIO FUJIFILM BIKEMARATON - Karpacz

    Obudziłem się o 7.30 i zaglądam na termometr ... niewiele ponad 3 st.C !
    Dobrze, że niebo było pogodne i słońce powoli przygrzewało. Po śniadaniu ruszyłem na podjazd do Orlinka się troszkę rozruszyć i zjechałem na miejsce startu, gdzie pokręciłem sobie po stadionie i udałem się na swój sektor startowy. Start nastąpił punktualnie o 11-tej – najpierw wystartowali liderzy i liderki klasyfikacji a następnie w odstępie kilku minut kolejno M2, moja M3 wspólnie z M4 i na końcu M1 z M5 wraz z wszystkimi Kobietkami. Jak zwykle wszyscy ostro do przodu gnali, tak że narobiliśmy sporo stadionowego kurzu takiego że przez chwilę ciężko mi było oddychać :) No i zaczął się podjazd główną ulicą do Karpacza Górnego. Moje tętno od razu skoczyło do poziomu 160 - 170. Nie szło mi do góry tak, jak bym chciał - ciągle mi za mało jeżdżenia po górach. Gdy dojechałem do miejsca, gdzie mieszkałem to mijałem rodziców mi kibicujących - spojrzenie synka gnającego w peletonie do góry – bezcenne :) Następnie skręciliśmy na kolejny podjazd – na Drogę Chomontową (piękne widoczki) i w połowie zaczął się szutrowy zjazd, na którym rozpędziłem się do 65 km/h i zacząłem wyprzedzać. Gdy skończył się zjazd (w ostatniej chwili wyhamowałem) to zaczął się kolejny podjazd po asfaltowej Drodze Sudeckiej, gdzie zacząłem się rozkręcać i szło mi już lepiej do góry. Dotarliśmy do miejsca rozjazdu mini i mega/giga. A dalej króciutki i ostry zjazd i skręt na Celną Drogę – po raz kolejny podjazd, na którym jechałem już identycznym tempem jak wszyscy. No i zaczął się trudny zjazd w terenie i po kamieniach – ilość tych, co łapali kapcia rosła. Było wtedy dość wąsko oraz sporo luźnych i znacznie wystających kamieni (skoki były) i brakowało dogodnych miejsc do wyprzedzania na zjazdach, z trudem mi udawało się kogoś powyprzedzać. Pierwszy punkt kontrolny mijałem jako 113-ty. Następnie zaczęła się prawdziwa jazda - cała seria podjazdów i zjazdów, czasem fragmentami asfaltowymi, czasem po trawie – kilka takich stromych że wszyscy pchali do góry rowerki (ja też) :) Raz mi łańcuch wleciał między kasetę a szprychy (straciłem 5 sekund na naprawie) Co chwila był jakiś niespodziewany skręt. Oznakowanie trasy było świetne i ani razu nie straciłem orientacji. Na drugim punkcie kontrolnym byłem 110-ty. Ostatnie kilkanaście kilometrów to w dalszym ciągu jazda raz do góry, raz w dół, po różnej nawierzchni. Wyciskałem z siebie tyle, ile się dało - czego efektem było dotarcie do mety o 10 oczek w górę :)
    Po przekroczeniu mety i uzupełnieniu spalonych kalorii (prawie 2000) nie byłem aż tak bardzo zmęczony :) Po odebraniu dyplomu udałem się na podjazd do Karpacza Górnego, gdzie mieszkałem i łyknąłem piwko na tarasie wypatrując ... szczyt Śnieżki :)

    100/382 - open MEGA
    40/137 - M3

    Oczywiście z wyniku i ze wspaniałej górskiej trasy jestem zadowolony !

    Teren ... górski teren ... Wyciskałem z siebie sporo !


    Już po minięciu linii mety :)




  • dystans : 42.88 km
  • teren : 6.00 km
  • czas : 02:15 h
  • v średnia : 19.06 km/h
  • v max : 73.17 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Rozgrzewka przed BM

    Piątek, 12 września 2008 • dodano: 14.09.2008 | Komentarze 3


    Po dotarciu autem i zakwaterowaniu się w Karpaczu Górnym udałem się najpierw odebrać części w umówionym miejscu od Formickiego, a następnie do biura zawodów się zapisać - niesamowicie szybko wszystko pozałatwiałem.
    Później wybrałem się na przejażdżkę po części trasą bikemaratonu.
    Z formą na podjazdach szło mi całkiem w porządku, choć nie do końca.

    Karpacz - Przełęcz pod Czołem (819 m) - Borowice - Droga Sudecka - Przesieka - Podgórzyn - Sosnówka - Sosnówka Górna - trasą maratonu do mety w Karpaczu - podjazd do noclegowni

    Na stadionie pusto było, pojawiłem się właśnie w godzinie otwarcia zapisów


    Taką pogodę w Karkonoszach wtedy miałem ...


    Fragment fajnej drogi rowerowej biegnącej do Sosnówki


    No ... tego mi właśnie bardzo brakuje u siebie w Wielkopolsce :)


    Prawdziwy teren na trasie bikemaratonu !


    Rowerek przygotowywałem do startu odziany w odpowiednią koszulkę zdobytą podczas sierpniowego Uphillu :)


    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 14.19 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:31 h
  • v średnia : 9.36 km/h
  • v max : 61.15 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • UPHILL RACE ŚNIEŻKA 2008

    Niedziela, 3 sierpnia 2008 • dodano: 04.08.2008 | Komentarze 23


    Dane wyjazdu dotyczą tylko samego wjazdu na Śnieżkę od startu.

    Zaczęło się tak: troszkę się zaspałem. Wyruszyłem autem do Karpacza o 6-tej rano i na miejscu byłem po 10. Złożyłem bika, wlazłem w kolarskie ciuszki i w drogę do biura zawodów które znajdowało się na dole skoczni Orlinek, o tym nie wiedziałem ... a zajechałem na górę skoczni :) No i zszedłem na dół po stromych schodach skoczni, taszcząc rower na plecach. Przy biurze zawodów niezła kolejka na zapisy ... ciekawie czy zdążę na czas ? W końcu udało mi się zapisać jako jeden z ostatnich zawodników, dostałem numer 443. Natychmiast po zaczepieniu numerku startowego szybkim tempem zjechałem na miejsce startu, które było w centrum Karpacza. Prawie wszyscy uczestnicy byli na miejscu, peleton sięgał 100 m długości :) W sumie wystartowało 458 zawodników i zawodniczek - SZOK !
    Start nastąpił krótko po 12. Startując z końca stawki ruszyłem spoko, następnie po kilometrze, gdy peleton zaczął się powoli rozpadać to zacząłem brnąć do góry swoim stałym tempem, powoli wyprzedzałem jednego za drugim, a gdy wjechaliśmy na brukowaną drogę prowadzącą do kościółka Wang (stromizna spora !) to pierwsi zaczęli schodzić ze swoich rowerów, a ja ciągle do góry zasuwałem do góry na przełożeniu 22/34 :) Po wjechaniu na nierówną, brukowano-kamienistą drogę KPN-u nadal jechałem swoim tempem i nadal wyprzedzałem kolejnych, mijałem pierwszych defekciarzy. Tętno utrzymywało się na poziomie 160-170. Dobrze że miałem w jednym bidonie izotonika a w drugim wodę i od czasu do czasu przyjemnie powiało. Gdy dojechałem do schroniska Strzecha Akademicka, to dogoniłem malutką grupkę, którą oczywiście powoli powyprzedzałem – ale to fajne uczucie ciągle kogoś wyprzedzać :) Później nastąpił krótki ale szybki zjazd do Równi Pod Śnieżką i w końcu atak na samą Śnieżkę. Te 2 ostatnie kilometry na szczyt były najcięższe, cały czas na przełożeniu 22/34 z wysoką kadencją, a na samej morderczej końcówce wspaniali kibice-turyści z oklaskami byli.. No i WJECHAŁEM !!! Ostatecznie na mecie byłem 244-ty na 458 startujących i 58-ty w swojej kategorii M3 (na 116 uczestników) a startowałem gdzieś z końca stawki ... :)
    Na szczycie było jakieś 10 - 15 stopni, zimno. Zjadłem kawałek pomarańczy, batonika, wypiłem izotonika, popstrykałem troszkę fotek i gdy wjechał ostatni zawodnik to nastąpił zjazd w kolumnie za autem straży granicznej. Reszta to zobaczcie foteczki (niektóre fotki robiłem miesiąc temu) :)
    Ogólnie jestem BARDZO zadowolony z wjechania na szczyt, tym bardziej że uczyniłem to bez zsiadania z bika i to nawet na najbardziej stromych odcinkach. Za rok ponownie biorę udział :)
    Wielkie podziękowania dla Karli, oraz mojej siostruni i jej rodzinki za mocne trzymanie kciuków :)

    Końcówka zawodników na starcie, stąd startowałem


    Początkowe kilka km biegły ulicami Karpacza oczywiście do góry
    No fajnie, znów obfociłem bikerki :)


    Jedyny i dość krótki odcinek, gdzie nie trzęsło nierównościami, chwilę później jest krótki, kamienisto-brukowany i szybki zjazd na którym wyciska się prędkość maksymalną i to po kamieniach ...


    Na szczyt jeszcze 400 m ...


    Takiego zdjęcia na szczycie Śnieżki z moim numerkiem startowym nie mogło tutaj zabraknąć :)


    Wszyscy ze swoimi rowerami się zmieściliśmy na Śnieżce :)


    Zwycięzca Uphillu - Marek Galiński


    Szykowanie się do trzęsowiskowego zjazdu ...


    No i jedziemy w dół. Tutaj kawałek dalej jednemu złamała się kierownica, zranił się odrobinę i zabrali go na dół GOPR-owcy w pomarańczowym Honkerze


    Również i takiej ślicznej foteczki nie mogło zabraknąć :)


    Po takich kamieniach jechaliśmy, cały czas niesamowicie trzęsło ...


    Ilości defekciarzy na zjeździe po kamieniach naliczyłem się ze ponad 20 - głównie łapali kapcia, musiał to być test wytrzymałości ...


    Po odebraniu pamiątkowego T-shirta i dyplomu dość niespodziewanie zjawił się przy mnie mój najwierniejszy kibic :)
    Oliwce i jej rodzicom bardzo dziękuję za zrobienie mi niespodzianki :)


    Jak widzicie :) Zapewne w przyszłości namówię ją do zarejestrowania na BS :)




  • dystans : 133.00 km
  • teren : 7.00 km
  • czas : 06:27 h
  • v średnia : 20.62 km/h
  • v max : 55.34 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Do Zakopanego

    Środa, 16 lipca 2008 • dodano: 18.07.2008 | Komentarze 3


    Przedostatniego dnia mojego urlopu u stóp Pienin cały dzionek było pochmurno, trochę wiało z zachodu i kilkanaście stopni Celsjusza.
    Udałem się w większości asfaltem do Zakopanego, po drodze zaliczając 5 sporych podjazdów.

    Szczawnica - Czerwony Klasztor - Sromowce Niżne - Sromowce Wyżne - Niedzica - Łapsze Niżne - Łapsze Wyżne - Trybsz - Czarna Góra - Bukowina Tatrzańska - Murzasichle - Zakopane - Poronin - Biały Dunajec - Szaflary - Gronków - Ostrowsko - Łopuszna - Harklowa - Dębno - Maniowy - Krośnica - Krościenko nad Dunajcem - Szczawnica

    Na trasie wśród pięknych Pienin i Dunajca


    Hmm, Słowacy nie lubią podjazdów ? Mnie taki znak nie dotyczy :)


    Piękna ścieżka :)


    Na Przełęczy Trybskiej (745 m)


    Niezły podjazd w Czarnej Górze...


    ... i zjaazd z Tatrami w tle


    Widoczek z podjazdu w Murzasichlu


    Leśny przejazd ...


    Jedyny porządny widok na tatrzańskie szczyty, tegoż dnia cały dzień było pochmurno


    Na Jaszczurówce


    Wypasik owiec :)




  • dystans : 92.66 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 04:57 h
  • v średnia : 18.72 km/h
  • v max : 45.66 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Terenowo-błotny uphill

    Wtorek, 15 lipca 2008 • dodano: 18.07.2008 | Komentarze 7


    Do południa padało, a gdy przestało to natychmiast na rower wsiadłem i w drogę :)
    Z racji tego że mieszkałem jakieś ok 10 km od Przechyby, postanowiłem właśnie zdobyć ten szczyt od mojej strony i to po terenie.
    Ilość błotka spora - taka że jak zrowerowałem do Nowego Sącza to Karla widząc mnie i mojego bika ubłoconych była pod wrażeniem :)
    Zjeżdżając ze szczytu były spore problemy z okładzinami hamulcowymi, stąd niska prędkość maksymalna.

    Początek podjazdu. Po prawej Popradzki Park Krajobrazowy


    Mostek na rozwidleniu dróg ...


    Którędy jechać na Przechybę ? ostrzej czy łagodniej ? zdecydowanie od razu wolę na ostro :)


    Spokojny, choć mokry szuter ...


    Zaczyna się zabawa z rowerowym driftingiem po błotku do góry :)


    Coraz fajniej :)


    Na takiej nawierzchni moje RacingRalphy zachowywały się rasowo :)


    Wjazd do krainy mgły ...


    Jedyny, w wyższej patri trasy równiutki błotko-szuterek


    No i nie tylko ja sam podjeżdżałem (tutaj pchałem) ...


    Na tarasie schroniska na Przechybie było mokro i mgliście


    No ... na początku zjazdu okazało się że okładziny hamulcowe się zupełnie zużyły, hamowałem nogą, zaliczyłem glebę na asfalcie i dalej musiałem schodzić pieszo do najbliższego potoku, gdzie wyczyściłem bardzo zabłocone klocki, pomogło w 10 % :(

    Widoczek na Nowy Sącz, dokąd już spoko się udałem


    No i zajechałem na Rynek w Niu Sączu ...


    Baardzo spragniona rowerkowania Karla wskoczyła na mojego bika :)


    Natomiast droga powrotna z racji niesprawnych hamulców przebiegła asfaltówką wzdłuż ...


    ... Dunajca :)


    Kategoria do 100 km, w górach


  • dystans : 127.00 km
  • teren : 47.00 km
  • czas : 08:24 h
  • v średnia : 15.12 km/h
  • v max : 75.35 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Terenem na Turbacz

    Niedziela, 13 lipca 2008 • dodano: 18.07.2008 | Komentarze 0


    Kolejnego dnia mojego urlopu z rowerem w górach postanowiłem wybrać się w większości terenem na Turbacz, najwyższy szczyt Gorców.

    Od Krościenka nad Dunajcem rozpoczął się szutrowo-kamienisty podjazd


    Im wyżej ... tym widoczki piękniejsze :)


    Zaczęła się prawdziwa rowerowa extrema, w końcu to czerwony szlak pieszy ...


    W drodze po Paśmie Lubania


    Czy ktoś widzi kształty tych kamieni ? Skamieniały wieloryb ?


    Na Lubaniu (1225 m). Było ciężko wjechać, ale warto :)


    Widoczki z Lubania również są wspaniałe


    Na szczycie znajduje się krzyż ...


    ... na którym ... :)


    Zjazd z Lubania ... niesamowita sprawa i dla twardzieli. Stromizna również niesamowita :)


    Znów kamienie ... trudno, jechałem dalej tędy


    Przejazd przez polanę ...


    Po raz kolejny Tatry, tym razem widziane znad Gorców były spowite chmurkami


    W tym miejscu dostałem smsa, od super fajnej bikerki że powinienem dbać o swoje wysportowane ciałko :) Dbam :)


    Przerwa przy ociosanych palach


    Kolejne przeszkody ...


    Mapa i oznakowanie wskazywały że to jest droga rowerowa na Turbacz ...

    To coś skamieniałego po prawej wskazuje, że jednak i w epoce kamienia kasków też używano ...


    Kolejny ciekawszy i przejezdny fragment trasy


    Widoczek na Jezioro Czorsztyńskie. Ale wysoko się zapodziałem :)


    Jazda przez górski lasek ...


    W końcu zajechałem na halę przed Turbaczem


    Aby dostać się tym czerwonym szlakiem od Krościenka nad Dunajcem do schroniska na Turbaczu (1315 m) potrzebowałem ... 6 godzin wjeżdżania, pchania, taszczenia i do tego oczywiście wliczając przerwy na trasie ...


    Przy schronisku posiliłem się dwiema pysznymi szarlotkami i herbatką z sokiem


    Natomiast zjazd rozpoczął się przez taki oto krajobraz po supersilnym wietrze


    A następnie po kamieniach, korzeniach ...


    Schronisko na Starych Wierchach


    Czas uciekał, więc skręciłem na asfalt do Raby Niżnej. Jadąc drogą nr 28 przed Mszaną Dolną dopadła mnie niezła ulewa, aparat do woreczka i jechałem dalej :)
    Później jeszcze dopadł mnie słaby deszczyk i tak przemoknięty dotarłem o 22 do swojej noclegowni w Szczawnicy.



  • dystans : 15.22 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 01:13 h
  • v średnia : 12.51 km/h
  • v max : 71.12 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Na Przechybę

    Sobota, 12 lipca 2008 • dodano: 18.07.2008 | Komentarze 2


    Upału w górach ciąg dalszy.
    Najpierw autem z rowerem do Nowego Sącza, zabrałem stamtąd Karlę (wielkie dzięki za wspólny wypad) i pojechaliśmy na parking w Gaboniu, skąd ja od razu rozpocząłem atak na Przechybę, a Karla dochodząca do rowerkowej sprawności po wypadku na maratonie udała się pieszo.
    Jaki jest ten podjazd ? Niezły i dla prawdziwych górali i góralek też :)
    Nachylenie w większości ponad 10 % pod górę ...

    Akcja składania bika na parkingu w Gaboniu


    Mój rowerek musiał zrobić wrażenie na Karli no do tego stopnia, że miała mega ochote na jazdę do góry :)


    Gdzieś na początku podjazdu, procenty nachylenia do góry zaczynają rosnąć ...


    Dolina Jaworzynki zdobyta, na szczyt jeszcze 3.3 km wspinaczki ...


    Do góry, do góry, żar leje się z nieba ...


    Och, kamikadze tutaj są ? :)


    Widoczek z podjazdu na Nowy Sącz


    No i wjechałem :) Widok na schronisko na Przechybie (1175 m)


    Moja średnia podjazdu ...


    Na tarasie schroniska posiliłem się naleśnikami z dżemem, bitą śmietaną i brzoskwiniami, oraz herbatką


    Widoczki z Przechyby również są wspaniałe


    Tak, jak wczoraj i dziś Tatry były spowite warstwą chmurek


    Ultra krótka przerwa na zjeździe, na fotkę :)


    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 85.10 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 04:08 h
  • v średnia : 20.59 km/h
  • v max : 62.26 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Dookoła Jeziora Czorsztyńskiego

    Piątek, 11 lipca 2008 • dodano: 18.07.2008 | Komentarze 7


    Tegoż dnia mojego urlopu w Szczawnicy i okolicach pogoda była upalna i wybrałem się na rundę dookoła Jeziora Czorsztyńskiego.

    Szczawnica - Czerwony Klasztor - Sromowce Niżne - Sromowce Wyżne - Niedzica Zamek - Falsztyn - Frydman - Dębno - Maniowy - Czorsztyn - Krośnica - Krościenko nad Dunajcem - Szczawnica

    W Szczawnicy mieszkałem dość wysoko i takie widoczki miałem 100 m od domku


    Ten góral zdaje się mówić „witojcie” :)


    Na fajnej ścieżce wzdłuż Dunajca :)


    Słowacja. Czerwony Klasztor


    Trzy Korony ...


    Most SK – PL


    Urocza droga między Sromowcami Niżnymi a Wyżnymi


    Pierwszy porządny podjazd


    Zamek w Niedzicy


    Widok z początku trasy dookoła Jeziora Czorsztyńskiego


    Zamek w Czorsztynie – widok od południa


    Przerwa ...


    Zabytkowy, drewniany Kościółek w Dębnie


    Kolejny podjazd - do Czorsztyna


    Tatry tegoż dnia były spowite warstwą chmurek


    Kolejny widoczek na zamek w Czorsztynie – tym razem od północy


    Zjazd na plażę i przystań w Czorsztynie


    Panoramka na prawie całe Jezioro Czorsztyńskie


    Na koniec trasy zmyłem pot w Dunajcu ... ale przyjemniutko mi się zrobiło :)


    Kategoria do 100 km, w górach


  • dystans : 104.68 km
  • teren : 24.00 km
  • czas : 05:31 h
  • v średnia : 18.98 km/h
  • v max : 71.19 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Szlakiem ER-2 w Izery

    Środa, 2 lipca 2008 • dodano: 04.07.2008 | Komentarze 6


    Urlopu z rowerkiem w Karkonoszach - dzień 3
    Tegoż dnia po wczorajszych ciężkich podjazdach postanowiłem się wybrać na lżejsze podjazdy. Udałem się na doskonale oznakowany szlak ER–2 do Świeradowa. No i stuknęła mi seteczka, pierwsza na górskich trasach :)

    Miłków – Sosnówka – Podgórzyn – Przesieka – Droga pod Reglami – Szklarska Poręba – Jakuszyce – Hala Izerska – Polana Izerska – Świeradów Zdrój – Szklarska Poręba – Piechowice – Podgórzyn – Sosnówka – Miłków

    Pogoda trzeciego dnia mojego rowerowania w Karkonoszach była wspaniała


    Jak widać nad Zbiornikiem Sosnówka wiaterku prawie nie było


    Krajobraz po huraganie ? Nie nie to po prostu rozbiórka ...


    Tramwaj w Podgórzynie :)


    Tym właśnie znakowanym szlakiem w większości się poruszałem


    Bikerki, bikerki, ale miałem szczęście zobaczyć je właśnie trenujące :)


    ... :)


    Rzeźba „Faceci z Żelaza” w Szklarskiej Porębie


    Na trasie ER 2 w drodze do Jakuszyc, która na tym odcinku ...


    ... biegnie wzdłuż starego torowiska


    Szuter do Polany Jakuszyckiej


    Stacja turystyczna „Orle”


    Hala Izerska. Po lewej rzeka Izera


    Jazda wśród sporej otwartej przestrzeni Izerów


    Powrót na asfalcik, który będzie mi już towarzyszył do końca wycieczki ...


    Żar lał się z nieba i zjechałem na odpoczynek pod daszkiem


    A teraz mega długi i dość ostry zjazd z serpentynami do Świeradowa Zdrój


    Widoczek ze zjazdu ...


    Ta zółta linia na drodze to premia górska z Tour de Pologne :)


    Jazda w dół do Zakrętu Śmierci ... nic mnie tam nie straszyło :)


    Coś uroczego znad mega zjazdu do Piechowic wzdłuż Kamiennej


    Natomiast ostatni dzionek pobytu w Karkonoszach przeznaczyłem na zdobycie na piechura Śnieżki ... Same tam wspaniałe widoczki i spory tłum turystów ...