top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Gogol MTB

Dystans całkowity:2769.91 km (w terenie 2510.90 km; 90.65%)
Czas w ruchu:118:19
Średnia prędkość:23.41 km/h
Maksymalna prędkość:59.99 km/h
Suma podjazdów:18075 m
Maks. tętno maksymalne:180 (101 %)
Maks. tętno średnie:169 (95 %)
Suma kalorii:9030 kcal
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:44.68 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • dystans : 75.35 km
  • teren : 75.35 km
  • czas : 03:34 h
  • v średnia : 21.13 km/h
  • v max : 50.72 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Krzywa Wieś

    Niedziela, 1 czerwca 2014 • dodano: 02.06.2014 | Komentarze 11


    Maraton w Krzywej Wsi koło Złotowa to najdalej wysunięty na północ w Wielkopolsce wyścig, w tym sezonie będący Mistrzostwami Wielkopolski w maratonie. Skoro jest to trzeba być, a ja od tygodnia bez żadnych treningów ...

    Już podczas rozgrzewki (5 km i 120 m w pionie) tętno skoczyło w okolice wyścigowych wartości, będzie ciężko, stwierdziłem że tutejsze pagóry są niezłe, a te krótkie, acz sztywne podjazdy i łachy piachu dają w kość, są nawet specjalnie pod maraton wykoszone z chaszczy fragmenty, nie brakowało bruków podjazdowych jak na Paris-Roubaix i jeszcze do tego nie widziałem żadnego asfaltu.
    Podczas maratonu mój wysokościomierz pokazywał zaskakujące jak na WLKP wartości – najniższy punkt ledwo ponad 120 m, a szczyty podjazdów dochodziły do 200 m.n.p.m. Jednym zdaniem - Ci co stworzyli ową trasę dobrze wiedzą jak dać odpowiedni wycisk maratończykom i wyłonić mistrzów :)

    Przed startem spotykam teamowe twarze – Olę, Wojtka i Marka, startuje nawet Maks (mini). Po odpaleniu stawki mega najpierw runda rozjazdowa i od razu na czarno-szarym szuterku zjazdowym wytwarzamy ogromną chmurę ciemnego kurzu. Gnając tędy, w środku widoczność prawie do zera, nawet nawierzchni nie widać :) Idzie mi słabo, nogi nie podają, ani nie mogę wejść na odpowiednie obroty. Znani rywale, którzy są na moim poziomie odjeżdżają mi. Łapię mały dołek, gdy na brukowanym podjeździe wyprzedzają mnie najpierw josip, a po chwili dziewczyny (Daria i Marta G.) i jeszcze parę osób. Takiego słabego startu to w tym sezonie nie miałem. W sumie nie dziwię się – tydzień bez żadnego treningu ani chociaż małej aktywności daje znać o sobie. Trudno, trza jechać swoje. I tak pierwszy leśny i ciężki odcinek pokonuję w małej grupce, po drodze i na sztywnym podjeździe podejmuję średnio udany atak i wraz z jednym gościem w koszulce Polartu udaje się wyrwać z grupki. Wpadamy na aż 10 km otwarty odcinek wśród pól i mijając miasteczko zawodów. Jazda tędy to w większości rzeźbienie pod wiatr, nie moja specjalność. Nawet gość z Polartu mi ucieka, a zza pleców cały czas widzę wspomnianą grupkę. Walczę póki mogę, z trudem utrzymuję pozycję. Wreszcie wjazd do lasu, na ciekawszą część pętli i od razu mi lepiej :) No i nareszcie łapię swój rytm. Na sztywnym podjeździe gość z Polartu zsiada z bike’a, bez problemu przesuwam się do przodu i właściwie od tego momentu do mety jadę sam i przy tym cały czas kontroluję sytuację. Po drodze wyprzedzam jednego z Agrochestu. Tamtejszy leśny odcinek jest bardzo fajny – przede wszystkim sporo singli biegnących po zboczach pagórów, nie wspominając już o podjazdach i zjazdach – wszystko miło w siodle, bo jak tu porównać to do hardcorowego Karpacza sprzed tygodnia ? :) Jedynym utrudnieniem są fragmenty z łachami kopnego piachu, które jakoś udaje się przejechać poboczem. Natomiast dokładnie na 1.5 km przed końcem pierwszej pętli dogania mnie lider mini (Kacper Szczepaniak), różnica prędkości mała i miło było popatrzeć jak na przedostatnim podjeździe zasuwa z ładną kadencją i na stojąco do góry. I tak dalej wjeżdżam na drugą rundę, mając na ostatnim brukowanym podjeździe niezły doping kibiców :) Ponownie przejeżdżany pierwszy leśny i ciężki odcinek pokonuję sprawnie, cały czas nikogo przed i za mną, chociaż nogi nie podają tak jak chciałbym. Natomiast na tych nudnych i polnych 10 km, w okolicach 50 km trasy widzę z przodu samotną sylwetkę josipa. Kawałek dalej na krótko przegapiam strzałki i wjeżdżam prawie na posesję :) Kolegę teamowego dochodzę na ostatnim bufecie, na którym się zatrzymał, a ja tradycyjnie w ruchu banana, wodę i myk. Drugi i ciekawy leśny odcinek pokonuję w samotności i bez rewelacji, powolutku odzywa się zmęczenie. Na ok. 5 km przed metą zdobywam jedno oczko w górę, po tym doganiam ogon mini i już na resztkach sił gnam do mety, muszę się sprężać bo jeden z mega dogania mnie, na ostatnim, brukowanym podjeździe nie dałem mu i tak spoko docieram do mety.

    24/52 - open mega
    6/17 – M3

    Strata do zwycięzcy (Michał Putz) – 34:20, do M3 – 27:56, do pudła M3 – 12:12
    Jak na słaby start, całkowity brak treningów od tygodnia to jestem zadowolony :)
    Dekorowana generalka nabiera pewności, ale i tak trzeba walczyć do Łopuchowa !

    24 (6 M3) – JPbike – 3:34:09
    27 (7 M3) – josip – 3:35:21
    41 (13 M3) – Marc – 4:01:58

    Fotki by Hania Marczak, Mirek Sell.
    Koncówka rundy rojazdowej. Tu słabo jadę :(
    Koncówka rundy rojazdowej. Tu słabo jadę :( © JPbike

    No tak, dobrze że na wyścigu nie zauważyłem piwoszy. Skusiłbym się :)
    No tak, dobrze że na wyścigu nie zauważyłem piwoszy. Skusiłbym się :) © JPbike

    Tak oto wjeżdżam na drugą rundę
    Tak oto wjeżdżam na drugą rundę © JPbike

    Ostatni podjazd. Było ciężko. Szósty w M3 to może być :)
    Ostatni podjazd. Było ciężko. Szósty w M3 to może być :) © JPbike

    Puls – max 174, średni 152
    Przewyższenie – 1195 m



  • dystans : 19.49 km
  • teren : 19.49 km
  • czas : 01:06 h
  • v średnia : 17.72 km/h
  • v max : 37.06 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • XC Pniewy

    Niedziela, 11 maja 2014 • dodano: 12.05.2014 | Komentarze 6


    Dwa mocne wyścigi rozgrywane dzień po dniu i do tego w różnych częściach kraju – tego w moim wykonaniu jeszcze nie było. Nazajutrz czułem jeszcze nóżki po giga w Złotym Stoku, śniadanie i dość wczesny wyjazd najpierw na działkę by umyć ścigacza (błotka w górach nie brakowało), po czym można było spoko dotrzeć do Księżych Gór na Mistrzostwa Wielkopolski w kolarstwie górskim. W ubiegłym roku, w błocie zmieliłem łańcuch i nie ukończyłem owych zawodów, kosztowało mnie to utratę podium w generalce (!), czas się z tym rozliczyć :)
    Na miejscu masa znanych twarzy z Thule Cup XC, jak i teamowi kumple – to josip, Marc (debiutant w XC), Rodman i startujący w Elicie krzychuuu86. W roli kibiców przyjechali moi rodzice, Jurek, Ola z dziećmi (od josipa) i Gosia z Kubusiem (od Krzycha) – wszystkim podobało się to kolarskie widowisko :)
    W trakcie wskoku w teamowe portki podszedł do mnie Marek Witkiewicz i mówił że w Połczynie krzyczał na mnie w momencie gdy zgubiłem trasę :) Po prostu jeszcze nie wiedział o moim niedosłuchu, widocznie jestem specyficznym kolarzem mtb :)
    Rozgrzewkę ograniczyłem do przejechania jednego okrążenia XC. Muszę przyznać że chłopaki z odjechani-team.pl wykonali kawał dobrej roboty – w porównaniu z zapoznaniem runda została uporządkowana, fragment zmieniony z krętym podjazdem i jednym stromym zjazdem, dobudowali jeszcze jedną sekcję z hopkami, a dla słabszych technicznie wyznaczyli bypassy, tuż przed metą powstał kamienny ogródek. Po dodaniu do tego niezliczonej ilości przeróżnych zakrętasów, podjazdów i zjazdów to mamy w sumie jedną z najfajniejszych tras XC w regionie. Jednym zdaniem – nigdzie nie było nudy i o to chodzi ! Do pokonania Mastersi mieli najpierw małe kółko rozciągające, niecałe pół rundy i w końcu pełne 4 okrążenia po 4.1 km każde. Wszystko dobrze przemyślane.
    Na starcie stoję w drugim rzędzie i widzę że konkurencja w mojej kategorii jest dość silna. Po odpaleniu od razu ogień i bardzo szybko znajduję się w swoim miejscu. Pierwsze kółko pokonuję sprawnie i przy powolnie rozciągającej się stawce. Tętno pracuje prawidłowo, samopoczucie mam niezłe, tylko tradycyjnie brakuje mi siły by móc przebijać się do przodu w kierunku podium … :) Na drugim kółku stopniowo dogania i wyprzedza mnie dwóch z mojej kategorii (startowali z końca). A trzecie i czwarte okrążenia to właściwie gnam sam najlepiej jak potrafię, przy tym kontroluję sytuację i cały czas podążam w nieznacznej odległości za jednym gościem w koszulce z kuszącym napisem „Browar Miłosław” :) I tak spoko dojeżdżam do mety jako teamowy lider Mastersów. Aha, trzeba wspomnieć że na każdym okrążeniu wszystkie przeszkody techniczne z hopami i kamieniami włącznie pokonywałem supersprawnie, radocha była i to jaka ! :)

    17/36 – open SuperMasters
    10/21 – Masters I

    Strata do zwycięzcy (Paweł Bober) – 10:03, do pudła Masters I – 03:57
    Do osiągniętego wyniku i jazdy nie mam zastrzeżeń, na tyle mnie było stać.

    17 – JPbike – 1:06:25
    21 – josip – 1:08:47
    24 – Rodman – 1:10:38
    32 – Marc- 0:58:48 (dubel)

    Fotki by Jurek57, krzychuuu86, tata mój :)
    Elagancki lot i lądowanie. Lubię TO :)
    Elegancki lot i lądowanie. Lubię TO :) © JPbike


    Fragmencik otwartej przestrzeni, tu dmuchało :)
    Fragmencik otwartej przestrzeni, tu dmuchało :) © JPbike


    Pełno tu zakrętasów, tak ma być w prawdziwym XC !
    Pełno tu zakrętasów, tak ma być w prawdziwym XC ! © JPbike


    Jak widać, sporo sobie polatałem. Czadowo było :)
    Jak widać, sporo sobie polatałem. Czadowo było :) © JPbike


    Puls – max 176, średni 159
    Przewyższenie – 474 m



  • dystans : 85.19 km
  • teren : 83.00 km
  • czas : 03:57 h
  • v średnia : 21.57 km/h
  • v max : 53.65 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Połczyn-Zdrój

    Niedziela, 4 maja 2014 • dodano: 04.05.2014 | Komentarze 11


    Najodleglejszy od domu (200 km) start u Gogola – Połczyn Zdrój.
    Dojazd do uroczo położonego miasteczka wśród pokaźnych pagórów przebiega niestety w samotności i z dziwnym uczuciem bo tędy się jeździ nad morze, a nie na jakiś maraton daleko na północy :)
    Na miejscu panuje chłodek na poziomie 10°C i niegroźne chmury. Rejestracja, wskok w kolarskie portki i krótka rozgrzewka poszły spoko i bez stresu. Witam się z mlodzikiem i dostrzegam jasskulainena. Okazuje się że mam czołowy sektor, w którym panuje pełny luz i bez wahania staję … w pierwszej linii, obok mnie Dymecki, Lonka, mocne Rybki, itp., no i jest Kaiser :)
    No i poszli ! Na początek ledwo 1 km „honorowej” jazdy i ogień ! Twarde podłoże, jest lekko pod górkę, czołówka od razu gna tak pod 38-40 km/h, nie mogę wejść w obroty i trzymam się ledwo 34 km/h, powoli tracę kontakt i tyle z jazdy w czołówce, nie moje progi. To twarde szybko się skończyło i od razu wpadamy w potwornie wertepiasty podjazd po trawie, jeden przede mną zaczyna blokować, i atakuję po nieskoszonych chwastach, udanie. Po chwili spoglądam zza plecy – spora pusta przestrzeń i przede mną Lonka złapał kapcioszka (poradził z awarią i dogonił mnie). No i wpadamy w fajny singielek w równie fajnym wąwozie. Momentami nawierzchnia ma skośny poziom, niektórzy walczą z przyczepnością, a moje Rocket Rony nieźle radzą i większość z radochą przejeżdżam w siodle, poza przeskokiem przez bagnisty strumień. Tworzy się kilkuosobowa grupka i tak dalej napieramy ciągle raz do góry, raz w dół, po przeróżnych singlach, duktach, jak i gładkich szerokich szuterkach (zupełnie jak te w górach) – to wszystko mnie, nowicjusza w tych rejonach mocno i pozytywnie zaskakuje :) Na 11 km, po stromym zjeździe trzeba przejechać przez wąski mostek z krótkim najazdem, problem w tym że ów mostek leży prostopadle i obok zjazdu, dodatkowo zabezpieczony materacem by nie walnąć czołowo w niego, przy próbie wjechania na najazd nie wyrabiam się i zaliczam glebę, która po chwili poskutkowała obrzękiem na piszczeli wielkości połowy piłeczki pingpongowej (!). To nic, nie boli aż tak bardzo i pruję dalej. Owa grupka mi powoli ucieka, są za mocni dla mnie. Na końcówce długiego półpłaskiego szuterka dogania mnie Witkiewicz z innym gościem, po krótkiej wspólnej jeździe przekraczamy główną drogę (tak tą co jeździmy nad morze) i na podjeździe z betonowych płyt jakoś takoś udaje mi się im uciec, po czym następuje techniczna sekcja na stromym zboczu wzdłuż owej drogi i błyskawicznie uzyskuję tam sporą przewagę, że chyba na dobre zgubiłem Witkiewicza. Gnam dalej samotnie, głównie po leśnych, mocno interwałowych duktach i tak dojeżdżam do rozjazdu. Dogania mnie dwóch z czołówki (po defekcie). Na 40 km atrakcja … turystyczna, czyli przejazd przez przypałacowy teren (trawa i kocie łby) i „podziwianie” ładnego pałacu nad jeziorem plus bufet. Miły widok :) Po tym kolejny porządny podjazd – gładkie betonowe płyty i nachylenie ze 10%, to już góry ! Idzie mi sprawnie, tyle że po zjechaniu na zjazdowy wąwozik i pokonaniu piaszczystej ścianki na pych oraz dokręceniu leśnymi duktami do pewnej krzyżówki dezorientuję się i gubię trasę na jakieś 200-300 metrów, zawracam i w ten sposób tracę pozycję na rzecz Witkiewicza. Od tego momentu jest ciężko, co chwila góra-dół, jakiś zakręt, łuk, pościnkowe wertepy i koleiny, no i masa piachu. Pośrednie koła jakoś radzą. Do tego zza pleców widzę trzech rywali, z Dymeckim w roli głównej. Walczę, cały czas utrzymuję średnio bezpieczną przewagę. W okolicy 50 km kolejna atrakcja, znów turystyczna a nie wyścigowa – przejazd przez wyrobisko … bardzo jasnego piasku, takiego co mamy na nadmorskiej plaży. No, jak tędy przejechać, gdy koła zapadają na 10 cm ? Na pych jakieś 200 m plus pokonanie wspinaczki wydmiastą ścianką, oj bolało. Zaiste golonkowy poziom kondycji. Po tym fajny zjazd … a tam stoją ładne miejscowe dziewczyny (biegaczki chyba) zagapiłem się w nie tak, że znowu gubię trasę na kolejne 200 m i spadam aż 4 pozycje w dół :( Walczę dalej, na leśnych duktach dwie pozycje odzyskuję, na trasie leży dużo piachu, dobrze że wtedy jest lekko w dół. Po przekroczeniu 65 km jedzie się ciężej, mocno interwałowy charakter trasy daje w kość, no i stwierdzam że kilometraż się nie zgadza i będą darmowe Gogolokilometry jak u GG :) Po ponownym przekroczeniu głównej szosy doganiam na młynkowym podjeździe i załatwiam Dymeckiego, po krótkim czasie jeden z M4 mnie pokonuje. Długi i półpłaski szuterek, zaczynamy dublować ostatnie ogony mini. Po 75 km o zgrozo jakoś odżywam, podejmuję atak na tego z M4. Wpadamy na trawiasto-leśne singielki i szerokie kręte szuterki, by w końcu gnać alejką spacerową i parkowymi ścieżkami wprost na metę, na którą wjeżdżam ułamki sekund za tym z M4, po czym następuje ucisk dłoni.

    25/89 – open mega
    6/30 – M3

    Strata do zwycięzcy (Andrzej Kaiser) - 45:44, do pudła M3 – 21:25, grubo, to już wolę browara :)
    Mocno interwałowa trasa, z przeróżną nawierzchnią dała w kość tak że to bardzo dobry wstęp do prawdziwych gór.

    25 (6 M3) – JPbike – 3:57:26
    58 (19 M2) – jasskulainen – 4:37:19
    68 (21 M2) – mlodzik – 4:48:23

    Fotki by Mirek Sell, Piotr G.
    Pierwszy raz z pierwszej linii. Pasuję do czołówki MTB ? :)
    Pierwszy raz z pierwszej linii. Pasuję do czołówki MTB ? :) © JPbike

    Pierwsze kilometry. Ostrooo i nabieram tlenu :)
    Pierwsze kilometry. Ostrooo i nabieram tlenu :) © JPbike

    Samotnik na rozjeździe. Patrzę jak wygląda skręt na mega
    Samotnik na rozjeździe. Patrzę jak wygląda skręt na mega © JPbike

    Emocjonujący finisz. Zabrakło ze 50 m, bym wygrał z tym gościem
    Emocjonujący finisz. Zabrakło ze 50 m, bym wygrał z tym gościem © JPbike

    Puls – max 176, średni 155
    Przewyższenie – 1570 m



  • dystans : 72.12 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 02:45 h
  • v średnia : 26.23 km/h
  • v max : 59.99 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Dolsk

    Niedziela, 13 kwietnia 2014 • dodano: 13.04.2014 | Komentarze 27


    Czas rozpocząć kolejny, mój siódmy z rzędu sezon maratonowy.

    Dzień wcześniej miałem przerąbane – sobota znowu w pracy, a gdy ja zmęczony i od tygodnia niewyspany szykowałem ścigacza do chociaż godzinnego rozruchu to odkryłem oba koła w stanie rozcentrowania i tak zleciały dwie godziny serwisu.
    Nici z przejażdżki. Lipne są te fabryczne obręcze Syncrosa - kupię gotowe XT-ki albo ZTR Cresty i kropka.

    Dojazd na klasyczny już ścig w Dolsku przebiegł w towarzystwie Jarka i jego Anki. Rejestracja i odbiór numerka przebiegły bez większej kolejki. Trochę chłodno było i wiało, ale mi to nie przeszkadzało, jechać trzeba. Na miejscu sporo znanych twarzy, jak i masa ProGoggli, miły widok :) Rozgrzewka krótka typu pod górkę i w dół.
    Zeszłoroczne wyniki u Gogola miałem takie, że na luzie wpakowałem się do czołowego sektora wraz z Krzychem, Mariuszem i Wojtkiem.

    Zgrana paczka. Przybijamy żółwika :)
    Zgrana paczka. Przybijamy żółwika :) © JPbike


    No to start. Najpierw „honorowo” na Ryneczek i po tym start ostry. Przez chwilę próbuję uruchomić prędkość w liczniku, udało się, ale przez to spadam z czołówki na środek peletonu mega. Będzie ciężko przebić się do przodu, to pewne. Krzychu, Wojtek i Mariusz są przede mną. Na punkcie widokowym, na tamtejszych ostrych i piaszczystych zakrętasach robi się spory tłok, ale i tak nie ma przepychanki. Po wyjechaniu z tego tempo ostro wzrosło, tak pod 30-40 km/h, blat i ogień. Łapię plecy Mariusza i ciśniemy mocno, nawet na luźno posypanym tłuczniu wszyscy rwą do przodu jak diabli. No i nierówno formują się grupy, widocznie każdy robi swoje. Tętno moje szaleje jak w XC, a co dopiero nie minęło 20 km trasy, zaczynam mieć obawy o zapas sił na resztę mega. Olewam to i pruję dalej. Po dogonieniu grupki z josipem w składzie, klosiu stopniowo przesuwa się do przodu i ucieka, nie wytrzymuję ognistego tempa po wertepach i zostaję w grupie. I tak przez długi czas wspólnie napieramy, nawet pojedyncze sztuki doganiamy i wchłaniamy po drodze. Jadąc tędy przez dłuższy czas jestem w czołówce grupy, póki mam siły na to. Na długim wmordewindowym odcinku słabo jest ze zmianami, mocnych lokomotyw widocznie brak. Ponowny przejazd przez zakrętasowy punkt widokowy. Na zjeździe mijam Krzycha majstrującego przy kole, na jednym ostrym zakrętasie potykam się w piasku, po chwili przejeżdżam obok Mariusza, właśnie zabiera się do założenia dętki. Pech teamowych kolegów. Krzychu szybko nas dogania i równie szybko przejeżdżamy przez uliczki Dolska. Na niezłym podjeździe Krzychu znowu robi pitstop i zostaje za nami. Po dokręceniu do rozjazdu mini/mega, josip daje radę trzymać się moich pleców, po czym odpada na podjeździku. Od tego momentu (okolice 50 km trasy) to jadę już sam i zdany wyłącznie na własny power w nogach. Spożyte wcześniej trzy żele to za mało, czuję już zmęczenie, ale i tak udaje mi się utrzymać przyzwoite tempo, do tego na tym odcinku wyprzedzam ze 2-3 sztuki rywali. Znowu dogania mnie Krzychu i zadziwiająco łatwo odjeżdża – ten to ma nogę. Na ostatnich 8 km robi się gorąco w mojej części stawki, zza pleców jakaś grupka goni, dwóch załatwia mnie, włączam wszystkie rezerwy sił, jeden z VW prosi mnie o łyka z bidonu, nie odmawiam, 5 km, mikroskurcz się odzywa, 3 km, 1 km, jeszcze jeden mnie wyprzedza, piekielnie szybki zjazd, na którym brakło przełożenia i tuż przed ostatnim zakrętem pokonuję kolarza z Czaplinka i tak przy sporej prędkości wpadam na metę tuż za kolegą z VW.

    39/149
    - open mega
    14/57 - M3

    Strata do zwycięzcy (Paweł Górniak) - 21:41, do pudła M3 - 16:35.
    Trasa taka sama jak rok temu – poprawiłem własny czas o 3 minuty.

    31 (14 M2) - krzychuuu86 - 2:44:07 (kilka dopompowań)
    39 (14 M3) - JPbike - 2:45:38
    46 (16 M3) - klosiu - 2:47:37 (1 guma)
    77 (26 M2) - jasskulainen - 2:56:36
    95 (18 M4) - z3waza - 3:01:18
    119 (43 M3) - Marc - 3:13:23
    125 (45 M3) - josip - 3:14:31 (2 gumy)


    Moja grupa w akcji. Ciężko pracujemy na czubie
    Moja grupa w akcji. Ciężko pracujemy na czubie © JPbike


    Aerodynamicznie zjeżdżamy, tak pod 60 km/h
    Aerodynamicznie zjeżdżamy, tak pod 60 km/h © JPbike


    Ostry i piekielnie szybki finisz !
    Ostry i piekielnie szybki finisz ! © JPbike


    Puls – max 176, średni 163 - jak w XC
    Przewyższenie – 658 m




  • dystans : 22.22 km
  • teren : 22.00 km
  • czas : 01:07 h
  • v średnia : 19.90 km/h
  • v max : 37.06 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • XC Wągrowiec

    Niedziela, 6 kwietnia 2014 • dodano: 06.04.2014 | Komentarze 6


    Zaczęło się to co lubię – XC. W drodze do Wągrowca zgarnąłem Drogbasa i dojechaliśmy spoko. Również rejestracja poszła bardzo sprawnie. Z teamowych kumpli zjawiło się nas sporo - ja, jarekdrogbas, josip, klosiu i rysiu, oraz w Elicie wystartowali jasskulainen i krzychu, w sumie fajnie że chłopaki się przekonali do XC. Zjawił się również nasz świetny kolega - micor. Czas na godzinną rozgrzewkę. Wykonaliśmy dwa kontrolne kółka z niespełna 4 km pętelki, dla mnie nic nowego, zresztą dwa razy już tam startowałem. Pora na start. Dzięki niezłemu zeszłorocznemu miejscu w tym cyklu, ustawili mnie w drugim rzędzie. Stawka Mastersów przekroczyła sztuk ze 50. No i poszli, od razu blat i ogień, na rundce rozciągającej wokół stadionu wykorzystuję świetną stabilność mojego 27.5-era i dzięki temu na starcie praktycznie nic nie tracę, trzymam się swojego miejsca. Wpadamy na właściwą pętelkę, pokonywaną sześć razy. Stawka powoli się rozciąga, nikt mnie nie blokuje, po prostu idealnie jestem w swoim miejscu. Na pierwszym kółku grzecznie przepuszczam rasowe twarze mtb – Witkiewicza i Bobera. Tętno pracuje odpowiednio jak na XC, samopoczucie mam niezłe, tylko wyraźnie brakuje mi ważnej rzeczy – siły. Na drugim kółku widzę jak Drogbas walczy i przybliża się do mnie, chwilowo dosłownie ze 5-10 m za mną. W momencie po zjechaniu techniczną ścianką zauważam brak Jarka za mną, musiało się coś stać. Trzecie kółko, cisnę swoim rytmem, od tego momentu tasuję się z dwoma gośćmi (obu na mecie załatwiłem). No i nastał troszkę szokujący moment – to klosiu ciśnie jak diabli i przybliża się do mnie. Myślę sobie – ja taki słaby, czy Mariusz aż taki mocny jak na XC ? :) Od trzeciego kółka dublowanko w moim wykonaniu rozpoczęte. Nastała ostra jazda w wykonaniu JPbike'a i klosia. Na końcu czwartego kółka przede mną tworzy się mała grupka, delikatnie mnie przyblokowano, co wykorzystuje z rozpędu Mariusz i tak straciłem oczko. Piąte i szóste okrążenie to jazda łeb w łeb dwóch teamowych rówieśników. Uff, moje słabe zapasy sił z trudem nie pozwalają klosiowi uciec. Na ostatnim kółku jeden dublowany tak mnie blokuje na wąskim fragmencie z zakrętasami, co powoduje że wszystkie szanse na superfinisz z Mariuszem przepadają. Na metę wpadam bez rewelacji i kilka sekund za klosiem.
    I tak oto skończyła się moja teamowa dominacja na zawodach XC.

    12/54 – open SuperMasters
    8/29 – Masters I

    Strata do zwycięzcy open (Paweł Bober) - 7:05 , do pudła - 4:36

    7 (11 open) – klosiu – 1:06:57
    8 (12 open) – JPbike – 1:07:01
    11 (17 open) – Jarekdrogbas – 1:08:27
    14 (26 open) – josip – 1:11:17

    Wynik dla mnie spoko i bez rewelacji. Forma taka jak w zeszłym sezonie.
    Najbardziej cieszy to że ProGogglowcy prezentują mocno wyrównany poziom :)

    Fotki by micor, Mirek Sell i Hania Marczak.
    Start. Ostrooo do przodu !
    Start. Ostrooo do przodu ! © JPbike


    Zakrętasy, zawijasy, hopki - lubię to :)
    Zakrętasy, zawijasy, hopki - lubię to :) © JPbike


    Napieram i jednocześnie łapię głęboki oddech :)
    Napieram i jednocześnie łapię głęboki oddech :) © JPbike


    Moja mocna strona. Tu nie ma miejsca na błędy !
    Moja mocna strona. Tu nie ma miejsca na błędy ! © JPbike


    Dwie teamowe sztuki cisną, cisną ;)
    Dwie teamowe sztuki cisną, cisną ;) © JPbike


    Puls – max 178, średni 168
    Przewyższenie – 422 m



  • dystans : 20.45 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 01:02 h
  • v średnia : 19.79 km/h
  • v max : 33.68 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • VI Wyścig Przełajowy im. Marka i Zbyszka

    Niedziela, 9 marca 2014 • dodano: 09.03.2014 | Komentarze 10


    W końcu zdecydowałem się spróbować czegoś nowego – wyścigu przełajowego. Wspaniała słoneczna pogoda przyciągnęła na poznańskie Winogrady sporo kolarskiej braci, jak i kibiców. Z paczki teamowej zjawiło się nas trzech ścigantów – daVe, klosiu i JPbike, a w roli naszych wiernych kibiców wystąpili Joanna, Sylwia, Jurek, Marcin i Sebastian. Najwięcej obaw miałem z tym jak poradzę sobie z szybkim wyskokiem, biegiem po schodach i wskokiem na siodło – na rozgrzewce trochę śmiechu było :), po czym dość szybko opanowałem tą sztukę jak na rasowego bikera przystało.
    No i byłem ciekaw jak sprawdzę się w debiucie ściganckim na pośrednich kołach.
    Rundkę nieźle orgi ułożyli – na początek ostry i bardzo sztywny podjazd, dwa ostre zawijasy zjazdowe, pierwszy wbieg po schodach, sekcja zakrętów 90°, krótka rampa podjazdowo-zjadowa, sekcja po skarpach, nawroty, drugi wbieg na dość długich schodach, sekcja krótkich prostych z zakrętasami i nawrotami.
    Najpierw ruszyła 31 osobowa Elita z Dawidem w składzie, po krótkiej chwili puścili 48 Mastersów. Troszkę tłoczno było i mały bałaganik, bo poustawiali nas wg kolejności zapisów, co spowodowało że przez cały wyścig nie miałem pojęcia gdzie się znajduję w stawce. To nic, cisnę ile fabryka i pośrednie koła, oraz szeroka na 70 cm kiera dają :) Dość szybko łapię swój XC-owy rytm i odpowiednie tętno, powolutku, acz systematycznie wyprzedzam pojedyncze sztuki, póki starczy miejsca na takie manewry. Ze zdziwieniem zauważam że na schodowych podbiegach całkiem szybko i sprawnie daję radę. Mariusza widzę początkowo ze kilka-kilkanaście pozycji za mną. Szeroka kiera pokazuje pełnię swoich możliwości na wszelakich zakrętasach i daje mi znakomitą stabilność. Natomiast wspomniany sztywny i stromy podjazd prawie za każdym razem udaje mi się podjechać (2 razy przyblokowali mnie, 2 razy wyskoczył but z pedała - bloki do wymiany). Mijają kolejne kółka, w dalszym ciągu pomyka mi się dobrze, stopniowo wyprzedzam zarówno Mastersów, jak i wcześniej startujących tych z Elity. Najdłuższy pojedynek musiałem stoczyć z żywą legendą – Janem Dymeckim, którego udało się pokonać dopiero na dłuższym podbiegu po schodach. Ostatnie kółka, łapię taki rytm pedałowania i przerzucania biegów że całą pętelkę daje się pokonywać w całości na blaciku 38, zaczynam dublować, jeden Masters mnie wyprzedza, no i dostaję dubla od dwóch liderów Elity, powoli zbliżam się do kolegi teamowego Dawida, który mistrzowsko mnie przepuszcza, po tym cisnę dalej. Na ostatnim podbiegu łapią mnie w nogach mikroskurcze i już bez większych emocji osiągam metę. Całkiem zadowolony :)

    14/42 - open Masters
    23/70 - open Elita+Masters
    Strata do pudła - 2 min i 47 sekund.
    Ogólnie jest spoko, forma na XC praktycznie taka sama jak w zeszłym sezonie.

    Sztywny ten podjazd. Ja i 27.5-er dajemy radę :)
    Sztywny ten podjazd. Ja i 27.5-er dajemy radę :) © JPbike


    Bieganina z rowerem :)
    Bieganina z rowerem :) © JPbike


    A akcji na krótkiej rampie
    W akcji na krótkiej rampie © JPbike


    Po zawodach najpierw kiełbaska, herbatka i placek od orga, po tym pycha murzynek od Asi !
    No i oczywiście wesołe pogaduszki – dzień bardzo miło i z pasją spędzony :)

    Puls – max 180, średni 169
    Przewyższenie – 345 m




  • dystans : 63.71 km
  • teren : 52.00 km
  • czas : 02:13 h
  • v średnia : 28.74 km/h
  • v max : 46.20 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikecrossmaraton Łopuchowo

    Niedziela, 6 października 2013 • dodano: 06.10.2013 | Komentarze 15


    Ostatni maraton w sezonie 2013. Dzień przed ścigiem przeczytałem zeszłoroczną relację Wojtka i od razu wiedziałem że będzie to superszybka ścigania w peletonikach i tak właśnie było :)
    Po zajechaniu na miejsce i załatwieniu formalności wykonuję ponad 10 km rozgrzewkę na długim odcinku asfaltowym. Jest dość zimno, pochmurno, poniżej 10 stopni, jadę odziany na długo, czyli z rękawkami i nogawkami.
    Dzięki dobremu wynikowi w Suchym Lesie mogę startować z pierwszego sektora i to z trzeciego rzędu. No i stawka mega poszła. Na początek jazda za radiowozem na aż pięciokilometrowym odcinku asfaltowym. Staram się trzymać w peletonie tak, by po skręcie w teren Puszczy Zielonki podczepić się do czołowej grupy. Udało się :). Powoli przesuwam się do przodu i napieram tuż za Magdą Hałajczak. Na piaszczystym fragmencie wpadam w niedobry i kopny tor jazdy, co powoduje małe zamieszanie w stawce i zmuszony jestem z całych sił gonić czołową 18 osobową grupę m.in. z Lonką, Boberem, Seba Swatem, Witkiewiczem, itp., myślałem że i josip również w niej jest, kolegi teamowego jednak nie było. Strasznie ciężko idzie mi ta gonitwa, tętno szaleje, trwa to do ok. 10 km trasy i z ulgą dochodzę ogon czołowej grupy, mogę przez chwilę odsapnąć. W sumie fajne to przeżycie jechać w czołówce :). Tradycyjnie zadaję sobie pytanie: „jak długo dam radę tak ostro gnać z nimi po wertepach i piaskach Zielonki ?”. W miarę upływu kolejnych wertepiastych kaemów tempo zaczyna wzrastać, grupa często się rozciąga i ponownie skleja, widzę jak Lonka, Bober i reszta ostro cisną. Jako pierwszy odpada Jan Dymecki, następnie ja, stopniowo tracę kontakt wzrokowy z czołówką, zresztą nie dziwię się i jadę dalej swoje. Szkoda tylko że nie daję rady dojść Hałajczakowej, za "słaby" jestem ;). Od tego momentu napieram sam, póki nóżki podają. Na jednym odcinku z masą ściętych gałęzi jeden patyk wpada w kasetę i muszę się zatrzymać. Wypracowana przewaga nad następną grupą okazała się niezła. Pierwszą rundę, będącą zarazem metą mini kończę w samotności. Ponownie na długim asfaltowym odcinku, będącym również mijanką zauważam następną grupę m.in. z josipem, Hulajem i motywuję ich do większego wysiłku :). Cisnę sam dalej, od czasu do czasu spoglądając w plecy i nadal pusto za mną. W okolicy 45 km i zgodnie z przewidywaniem grupa 7-9 osobowa ze znanymi mi twarzami dochodzi mnie i podczepiam się. Początkowo jadę w ogonie, by odpocząć i zebrać resztki sił na finisz, po jakimś czasie mieszam się w peletoniku. Największe problemy sprawiają piaszczyste fragmenty, niektóre tak kopne że trzeba było zejść z bike’a i podbiec. Napieramy, napieramy, po drodze dublujemy miniowców, powoli zbliża się meta, zaczyna się robić gorąco i nie wiadomo czy ktoś wystrzeli. Nie wystrzelił nikt, uff :). Jeszcze na końcowym asfalcie, na 500 m przed kreską jadę w tyle, za josipem, uruchamiam zmagazynowane resztki powera, wyprzedzam kilka sztuk, z impetem wpadam na stadion i tam jeszcze jednego, może dwóch łykam i finiszuje jako trzeci (równo z tym drugim) z mojej grupy. Udany finisz, ściganina A.D. 2013 zakończona i można się obijać :)

    20/93 – open mega
    5/32 – M3

    Strata do zwycięzcy (Paweł Bober) – 00:09:39, do M3 (Radek Lonka) – 00:08:25
    Wynik spoko, jazda spoko. Jeden bidon i brak żeli starczyło na dotarcie do mety bez kryzysu.
    Dla porównania - jakbym jechał mini to zająłbym odpowiednio 14 open i 3 M3 :)
    W roli kibica pojawił się nikt inny jak sam Jurek57 i super miło spędziliśmy czas.
    Aha ... w tomboli coś wygrałem - rejestrator samochodowy HD :)


    20 (5 M3) – JPbike – 2:13:39
    22 (6 M3) – josip – 2:13:40
    23 (3 M4) – Hulaj – 2:13:41
    37 (10 M2) – mlodzik – 2:19:58
    40 (11 M2) – jasskulainen – 2:20:36
    56 (20 M3) – kania76 – 2:32:00

    92 (2 K4) – JoannaZygmunta – 3:28:59

    Fotki by Mirek Sell.
    Moja grupa w akcji, tuż przed wpadnięciem na końcowy odcinek asfaltu © JPbike

    Ogień na finiszu ! © JPbike

    Puls – max 178, średni 156
    Przewyższenie – 330 m



  • dystans : 82.89 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 03:02 h
  • v średnia : 27.33 km/h
  • v max : 59.09 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikecrossmaraton Suchy Las

    Niedziela, 11 sierpnia 2013 • dodano: 11.08.2013 | Komentarze 13


    Maraton u Gogola w podpoznańskim Suchym Lesie to w tym sezonie najbliższy od domu wyścig. Skoro jest to trzeba być, by sprawdzić jak nogi zapodają po dwutygodniowej wyprawie. Na miejscu zjawiło się trochę znajomych – Dawid z Sylwią, Wojtek z Olą, Krzychu, Maciej, Paweł, Przemek i jeszcze sporo znanych twarzy. Dość krótką rozgrzewkę wykonałem z mlodzikiem i myk do sektora, z niewiadomego mi powodu startowałem z ostatniego (trzeciego). W edycji 2013 trasa została zmieniona – jedziemy odwrotnym kierunkiem z nowym fragmentem podjazdo-zjazdowym w okolicy nadwarciańskiego i Radojewa, oraz więcej km na poligonie. Ponad 80 km na mega robi wrażenie :)
    No i start, opóźniony o 15 min. Najpierw rundka „rozciągająca”, na której szybko i sprawnie przebijam się do przodu i bliziutko Lonki. Po chwili start ostry i następuje małe zamieszanie, bo czołówka zamiast skręcić w lewo gna na wprost, co powoduje że na prowadzenie stawki mega najpierw wychodzi … krzychuuu86 !!, a po krótkim czasie … JA !!!.
    Fajne uczucie :) Znając swoje możliwości na szybkich maratonach wiem że nie potrwa to długo. Faktycznie, po dwóch kilometrach liderowania dochodzi mnie czołowy peleton, po chwili skręcamy na betonowe płyty. Lonka, rasowe Rybki i paru innych mnie załatwiają na twardych przełożeniach. Następuje skręt na znany teren moraskich ścieżek. Na krótki czas wyprzedza mnie mlodzik, na moraskim podjeździe podczepiam się pod plecy Marka Witkiewicza i tak przez jakiś czas gnam za nim po krętych ścieżkach na szczyt wodociągów, po czym następuje nieznany mi, mocno wertepiasty zjazd do asfaltu, krótki podjazd i skręt na znany z zeszłego roku odcinek terenowy. Tworzy się kilkuosobowa grupa. Niestety, nadawane przez nich szalone tempo, tak średnio pod 35-40 km/h powoduje że tętno szaleje, zwalniam i czekam na następną grupkę. Długo czekam … Aż wreszcie po kilku km samotnego parcia dochodzi mnie dwóch i tak napieramy wspólnie ze zmianami przez pierwszą cześć nadwarciańskiego szlaku. Dość ostro, tak że poprzedzająca nas grupa zaczyna być w zasięgu. Skręt na nowy odcinek, podjazdowy do Radojewa, kawałek zjazdu rybką i ponownie wpadamy w nadwarciański teren z kilkoma małymi hopami. To właśnie tam doszliśmy poprzedzającą grupę, jak i nas dogania paru z Krzychem w składzie. W taki oto sposób utworzył się ze 12-13 osobowy peletonik, który pędził wspólnie przez bardzo długi czas. Poligonowa szosa, do ruin kościoła przebiega spoko i znów nowość – wpadamy w prawdziwy poligon z masą wertepów, hopek, kolein, błotnych kałuż itp. Pokonanie tego wszystkiego przy utrzymaniu mocnego tempa, jakie nadawała czołówka grupy powoduje że sporo sił ze mnie ubyło, z trudem utrzymuję się w ogonie. I tak kończymy pierwszą rundę. Początek drugiej rundy w dalszym ciągu pokonujemy wspólnie. Na pierwszej połowie nadwarciańskiego łapie nas przelotny deszcz, jeden odpada (chyba guma). Podczas pokonywania podjazdu do Radojewa łapią mnie w nogach pierwsze w sezonie skurcze :( Oczywiście powoduje to że zmuszony jestem odpuścić trochę, grupa mi odjeżdża. Trudno. Na szczycie okazuje się że dwóch powoli traci mocnego powera i tworzymy trzyosobową grupkę. Po zjechaniu z asfaltowej rybki zauważamy grzebiącego coś przy kole Radka Lonkę, który na drugiej części nadwarciańskiego bez problemu nas dogania i załatwia. Pomykając ponownie poligonową szosą każdemu z nas trzech widocznie zaczyna odzywać się zmęczenie mocnym parciem, już tylko ja i Janusz Przybysz jesteśmy w stanie dawać przyzwoite zmiany, a trzeci gość odpada zaraz po skręcie na dłuższe poligonowe wertepy. Trochę motywacji dodają nam dublowani miniowcy. W końcu meta, którą mijam bez emocji. Narastające zmęczenie ponad 80 kilometrowym mocnym gnaniem nie pozwoliło na mocny finisz.

    19/112 – open mega
    8/43 – M3

    Strata do zwycięzcy (Paweł Bober) – 0:15:16, do M3 (Andrzej Doktor) – 0:09:28
    Wynik spoko, jazda średnia – a to przez skurcze i problemy z utrzymaniem się w grupie.
    Tegoroczna trasa okazała się trudniejsza od zeszłorocznej, poza odwrotnym kierunkiem było więcej podjazdów i zjazdów, więcej poligonowego terenu, no i te ponad 80 km na mega to już coś.
    W roli kibica przyjechał niezniszczalny biker z Buku - Jurek :)

    15 (6 M2) – krzychuuu86 – 2:59:10
    19 (8 M3) – JPbike – 3:02:32
    31 (13 M3) – josip – 3:15:01
    47 (18 M2) – daVe – 3:19:47
    109 (42 M3) – MaciejBrace – 4:27:01

    Bikecrossmaraton Suchy Las 2013. Go JPbike ! © JPbike

    Puls – max 179, średni 159
    Przewyższenie – 705 m



  • dystans : 23.04 km
  • teren : 23.00 km
  • czas : 01:14 h
  • v średnia : 18.68 km/h
  • v max : 38.43 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Wągrowiec

    Niedziela, 4 sierpnia 2013 • dodano: 05.08.2013 | Komentarze 12


    Ledwo się zregenerowałem po wielodniowym kręceniu po zachodniej Europie, a tu od razu czeka mnie kolejny wyścig, do tego przepalanko XC. Tym razem w Wągrowcu, w tym sezonie będącym finałowym starciem Thule Cup XC (zaledwie 3 wyścigi).
    Na miejsce zajechałem sam, po drodze zaczęło popadywać, temperatura spadła do komfortowych wartości, w sumie dobrze bo nie wiem jak zniósłbym przepalanie się w trupa w takim upale.
    Prawie godzinna rozgrzewka przebiegła w ciągłym deszczyku. Poza lekkimi sprincikami na prostej ścieżce przejechałem dwukrotnie identyczną jak w zeszłym roku prawie 4 km rundkę, opady deszczu nieznacznie podniosły poziom trudności (fragmenty błotka, śliskie korzenie i wyjeżdżone błotne koleiny). Dobrze że wybierając opony, ostatecznie zdecydowałem się na Nobby Niki, a planowałem gnać na Racing Ralphach, zwłaszcza że pętla w Wągrowcu należy do tych szybszych. Najtrudniejszym fragmentem w takich mokrych warunkach była korzenno-błotna (oj śliska) ścianka zjazdowa, na której po zawodach słyszałem o potknięciach i glebkach ze szlifami, a mi za każdym razem udawało się pomknąć w dół sprawnie (adrenalina była).
    Na linii startowej stanęło 25 mastersów, niewiele. Z drugiej strony jest szansa na dobry wynik :)
    Start nastąpił oczywiście w deszczyku. W moim wykonaniu poszedł spoko, od razu znalazłem się w top 10 i przez dłuższy czas pierwszego kółka miałem kontakt wzrokowy z czołówką. Na końcówce pierwszego kółka wyprzedził mnie późniejszy zwycięzca SuperMasters – Marek Witkiewicz (rocznik 1958). Pod koniec drugiego okrążenia stwierdziłem po dość wysokim tętnie i nienajlepszym samopoczuciu że nie jestem w pełni wypoczęty po dwutygodniowej wyprawie i zwolniłem troszkę. Całe szczęście, że przez te dwa mocno przejechane pierwsze kółka wypracowałem sobie sporą przewagę i tak przez kolejne 4 okrążenia pomykałem samotnie i przy tym kontrolowałem sytuację. Na każdym okrążeniu drobne problemiki z trakcją sprawiał jeden dość stromy i krótki podjazd – przez błotnistą maź trochę buksowanka było, dobrze, że żadnej podpórki tam nie zaliczyłem. Od końca trzeciego kółka dublowanko w moim wykonaniu się zaczęło, a podczas ostatniego okrążenia zza chmur wychodziło słońce. I tak minąłem bez większych emocji linię mety ostatniego w sezonie 2013 wyścigu Thule Cup XC.

    7/24 – open SuperMasters
    4/11 – Masters I

    Strata do zwycięzcy open (Marek Witkiewicz) – 6 min i 40 sekund.
    Natomiast do zwycięzcy Masters I (Marcin Wichłacz) straciłem 5 min i 3 sekundy.
    Wynik spoko, a moja jazda mogłaby być lepsza …

    Ciekawostka – czas, jaki wykręciłem w zeszłym roku (1:06) na identycznej trasie dałoby mi … zwycięstwo open !
    Ale wtedy warunki były idealne i sucho, a w obecnym i deszczowym ścigu wszyscy wykręcali gorsze czasy (mój 1:14).

    A teraz generalka – uplasowałem się na 8 pozycji.
    Gdyby nie nieukończone z powodu defektu łańcucha Pniewy - pudło miałem w zasięgu, zwłaszcza że pierwsze i drugie miejsce w generalce zajęli znani mi Filip Niewiada i Filip Mańczak – obaj w moim zasięgu …

    W akcji. Troszkę tam błotniście © JPbike


    Foto by Jacek Głowacki
    Najmłodsi mastersi. Miło znów postać z pucharkiem :) © JPbike

    Zadowolony JPbike z braćmi Niewiada i Janem Dymeckim © JPbike

    Dziesiątka najlepszych SuperMastersów. Tak, zdobyłem tegoż dnia 2 pucharki :) © JPbike

    Puls – max 177, średni 166
    Przewyższenie – 415 m



  • dystans : 21.54 km
  • teren : 21.00 km
  • czas : 01:08 h
  • v średnia : 19.01 km/h
  • v max : 42.76 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Mosina

    Niedziela, 30 czerwca 2013 • dodano: 30.06.2013 | Komentarze 12


    Thule Cup XC na własnym podwórku - w 100% nie mogło mnie zabraknąć :)
    Po zajechaniu na miejsce i zrobieniu dobrej rozgrzewki pozostało mi jakieś 20 minut do startu i wtedy dojeżdża debiutant na XC - Krzychu i żeśmy sobie pogadali.
    Po nieukończonych z powodu defektu Pniewach muszę startować z drugiej połowy stawki Mastersów i Juniorów Młodszych.
    No to start. Nie poszło tak jak powinno, na pierwszych zakrętach co chwila jestem blokowany przez słabszych technicznie. Trudno. Z tego momentu pamiętam młodego przede mną jadącego w zwykłych platformach. Ogólnie pierwsze okrążenie muszę uznać za porażkę i stratę czasową. Doszło nawet do małego koreczka na piaszczystym zjeżdziku przy zbiorniku wodnym. Gdy tylko zluzowano to mogę wreszcie cisnąć na całego i faktycznie od razu biorę się do wyprzedzania i odrabiania strat, jak i walki o jak najlepszy wynik na własnym podwórku. Drugie i trzecie kółko szło już OK, pojedyncze sztuki bez problemu łykam i po krótkim czasie z radością zauważam jadącą przede mną grupkę znanych mi weteranów z Thule XC (Dymecki, Kaczmarek, Repliński i późniejszy zwycięzca Juniorów Młodszych). Czwarte kółko to cały czas staram się ich dogonić, co udaje się tuż przed rozpoczęciem ostatniego okrążenia, a ci jakby uruchamiają ostatnie rezerwy sił, a ja przez mocną pogoń na czwartym kółku chyba pełny power już straciłem. W efekcie na ostatnim podjeździe udaje mi się wyprzedzić jedynie Dymeckiego i tak całkiem zadowolony wpadam na metę. Bez dubla, bez problemów kryzysowo-skurczowo-sprzętowych :)

    12/38 - open SuperMasters
    6/18 - Masters I

    Strata do zwycięzcy (Marcin Wichłacz) - 6 minut i 16 sekund.
    Natomiast do trzeciego w kategorii (Filip Niewiada) straciłem minutkę i 11 sekund, gdyby nie słaby start ... :)
    W porównaniu do zeszłorocznego startu i to praktycznie na tej samej trasie poprawiłem się o 5 minut. Progres JEST !


    Fotki wykonał nikt inny jak krzychuuu86 :)
    Na starcie. Trochę daleko z tyłu mnie ustawili, mimo tego jest spoko :) © JPbike

    No i poszli. Tu, na szybkim zjeździe jestem troszkę blokowany © JPbike

    Na podjeżdzie. Pora odrabiać straty ! © JPbike

    Jedna z dwóch niepodjeżdżalnych ścianek © JPbike

    Techniczny fragment. Tego gościa za chwilę łyknę :) © JPbike

    Ostrooo w dół, czyli JPbike w swoim żywiole :) © JPbike

    W końcu doczekałem się upragnionej chwili :) © JPbike

    To dopiero mój drugi pucharek w karierze ściganta MTB, pierwszy w XC :)
    Ostatni raz stanąłem na szerokim pudle we wrześniu 2011 (5-ty w M3 na Michałkach), kawał czasu ... ;)

    Puls - max 177, średni 166
    Przewyższenie - 510 m