Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 180756.59 km
- w tym teren: 65517.10 km
- teren procentowo: 36.25 %
- v średnia: 22.65 km/h
- czas: 330d 17h 00m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1156
do 50 km - 1223
do/z pracy - 278
dron - 62
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 288
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 237
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 92
Solid MTB - 30
sprzęt - 46
szoska - 440
Uphill race - 8
w górach - 301
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 390
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Canyon Endurace



archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Kwiecień - 3 - 8
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14

















Wpisy archiwalne w kategorii
wyprawy
Dystans całkowity: | 7862.07 km (w terenie 401.00 km; 5.10%) |
Czas w ruchu: | 404:22 |
Średnia prędkość: | 19.44 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 16277 m |
Liczba aktywności: | 59 |
Średnio na aktywność: | 133.26 km i 6h 51m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 15 lipca 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 6
Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się - spoko i bez przygód.
Czwarty dzień przebiegł niemal w całości po miłych widokowo czeskich pagórach, oraz w dużej części i ponownie wzdłuż Wełtawy, czyli największej rzeki Czech.

Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej © JPbike

Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów © JPbike
W pewnym momencie okazało się że przegapiłem właściwy skręt i w efekcie zajechaliśmy na kemping nad uroczo położoną Wełtawą. Oczywiście z tego powodu trzeba było zawrócić i nadłożyć kawał drogi.

Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

Drogbasowi tam też się podoba :) © JPbike
Około 14:30 nastąpiła przerwa obiadowa przy brudnym zbiorniku wodnym.
Nie napiszę już o tym jak cierpieliśmy bo ... piwa brak, czeskich koron brak.

Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy © JPbike
Po skręcie na mniej ruchliwą szosę ponownie troszkę pobłądziliśmy, na szczęście nie było tak źle.

Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny © JPbike

W klimatycznym czeskim miasteczku © JPbike

Mój cień w drodze na południe © JPbike
I tak po dokręceniu do miasteczka Kajov ponownie mieliśmy okazję jechać wzdłuż Wełtawy, która w tamtym miejscu jest już rwącą rzeką. Droga tędy wije się wieloma zakrętasami, po drodze mijaliśmy parę zapełnionych kempingów z przystaniami górskich kajaków. W końcu zapadał zmrok, lampki poszły w ruch i czas szukać miejscówki. Nie było łatwo, bo wszędzie wokół stromizny albo zarośnięte chaszczami brzegi rzeki. Po dojechaniu do Rozmberk nad Vltavou zboczyliśmy na porządny podjazd i po podjechaniu prawie na szczyt udało się znaleźć skrawek w miarę równej ziemi. Po ciemku rozbiliśmy obozik i pora spać. Obaj pewnie myśleliśmy o jednym - jutro będzie Austria i pierwsze co zrobimy - do sklepu po piwo !
Dzień trzeci, dzień piąty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2
Pobudka i śniadanko sprawne, zwijanie obozowiska sprawne i ruszyliśmy sprawnie :)
Atrakcją tegoż dnia był przejazd przez Pragę, kręcenie wzdłuż mniej i bardziej spiętrzonej Wełtawy i wśród fajnych pagórów.
Już na pierwszych km zaskoczył nas jeden idiota w czeskim tirze wiozący luźnie załadowane siano, które rozsypywał na całej szerokości asfaltu.

Łaba w Podebrady © JPbike
W sumie droga którą jechaliśmy do Pragi to nic ciekawego, długa prosta, wokół pola i dość płasko.

Dojechaliśmy do Pragi © JPbike

Jedziemy wzdłuż Wełtawy © JPbike

Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :) © JPbike

Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach © JPbike

Fragment praskiej starówki © JPbike

Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam © JPbike

Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :) © JPbike

Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką © JPbike
Przerwa na obiad nastąpiła gdzieś tam nad Wełtawą, przy przeprawie promowej.
Coraz bardziej cierpieliśmy z powodu ... braku piwa, w żadnym markecie nie dało się kupić za euro.

Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw © JPbike

Się zaczęły podjazdy :) © JPbike

Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry © JPbike

No i jest kapcioszek, u Drogbasa :) © JPbike



Trzy powyższe fotki to takie tam ładne widoczki, nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike
I tak dokręciliśmy po pagórach do miasteczka z zamkiem na górze (Vysoky Chlumec), zapadał powoli zmrok.
Po paru dalszych km i krótkich poszukiwaniach znalazłem miejscówkę na obóz, tuż przy lesie.
Po rozbiciu namiotu i spożyciu kolacyjki czas spać.
Dzień drugi, dzień czwarty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 07.08.2014 | Komentarze 6
Pobudka dość wczesna i niezbyt dobrze się wyspałem, bo spaliśmy na lekkim spadku terenu, w nocy często trzeba było poprawiać pozycje leżące :)
Zatem śniadanie, kawa, pakowanie wszystkiego i jazda do Jeleniej Góry zrobić ostatnie w PL zakupy, bo żaden z nas nie miał i nie planował wymiany złotówek na korony czeskie. Numerem jeden tegoż dnia było pokonywanie ciężkiego podjazdu na graniczną Przełęcz Karkonoską i to na rowerach ważących ponad 40 kg.

Nasza pierwsza miejscówka. Ładnie tam, bo w górach :) © JPbike

Chwila postoju w Jeleniej Górze © JPbike

Trafiliśmy na grabkowe zawody biegowe, robiąc przy okazji bufetowe stop and go :) © JPbike

W parku w Cieplicach zrobiliśmy przerwę © JPbike

Nad stawem. Wkraczamy w Karkonosze © JPbike

Znany tramwaj w Podgórzynie © JPbike
Gdy zaczął się solidny podjazd w stronę Drogi Sudeckiej, swoim tempem dość szybko uciekałem Jarkowi, po drodze i kilka razy mijałem się z szosonem, który co dopiero zaczynał górskie kręcenie. Po dojechaniu do budki przed wjazdem na ciężki karkonoski podjazd cierpliwie poczekałem na swojego kompana.

Czas pokonać z sakwami kultowy podjazd na Przełęcz Karkonoską © JPbike
No i co - Jarek ruszył pierwszy, na klasycznym młynku mozolnie pokonywał kolejne metry, a ja mając najlżejsze przełożenie 24-28 na pierwszych dość stromych ze 200 m zdecydowałem się na butowanie i byłem zszokowany tym że gorzej od jazdy się wypycha te kilogramy do góry, spdy się ślizgały na asfalcie :) W końcu wsiadłem i siłowo kręciłem do góry, dogoniłem Drogbasa, a gdy pojawiła się największa stromizna to nie poddałem się i walczyłem dalej, jadąc slalomem :) Udało się, chociaż trzeba było zrobić ze 2-3 postoje na odsapnięcie.

Ta niezła stromizna okazała się trudna dla objuczonego Jarka © JPbike

Jestem dumny :) Da się pokonać z sakwami ten sławny podjazd © JPbike

Nasze pierwsze sakwiarskie ponad 1000 m.n.p.m zdobyte ! © JPbike
Na szczycie oczywiście odpoczynek, piwko, spotkaliśmy kolegę co jechał z Pragi i czas na długi zjazd.

Łaba w Spindleruv Mlyn © JPbike

Zjeżdżamy tędy do Vrchlabi © JPbike

Przerwa na obiad © JPbike

Pierwsze deszczowe kilometry. Tędy po mokrym to w sumie kilkanaście km © JPbike
W miarę upływu czeskich kilometrów okoliczne krajobrazy się stopniowo wypłaszczały.
Im dalej w głąb Czech to spotkała nas niemiła niespodzianka - okazuje się że czescy kierowcy nie są tacy uprzejmi wobec rowerzystów jak nam się wydawało, m. in. wyprzedzają na centymetry, spieszą się, itp. Trudno.
Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy bez problemów i ze 200-300 m od drogi.

Na czeskim obozowisku. Drogbas coś polewa że ręka drzy :) © JPbike
Dzień pierwszy, dzień trzeci.
Kategoria w górach, ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 03.08.2014 | Komentarze 0
Nadszedł w końcu długo oczekiwany dzień na rozpoczęcie kolejnej sakwiarskiej wyprawy. Poprzedniego dnia i zaraz po pracy całkiem sprawnie poszło pakowanie wszystkiego i nazajutrz po 6 rano mogłem ruszyć na miejsce spotkania z Jarkiem, przy INEA Stadionie. W trakcie krótkiej dojazdówki trochę niepewności miałem w kręceniu z załadowanymi przednimi sakwami, wcześniej nie było okazji tego wypróbować. Tak załadowany rumak gorzej skręca i pogarsza przyspieszenia. Za to wygoda w przewożeniu turystycznego ekwipunku i żarcia jest niezła.

Stąd wystartowaliśmy wspólnie © JPbike
Oczywiście, podobnie jak rok temu rozesłałem info znajomym – tym razem na miejscu zbiórki nie pojawił się nikt. Ruszyliśmy do Rzymu między 6:20 a 6:30. Później doszedł smsik od Macieja, który zjawił się przy stadionie przed 6-tą i niestety nie doczekał się nas. Szkoda.

Typowa jazda po wielkopolskich szosach © JPbike
Kilometry przez południową Wielkopolskę szybko i miło upływały, by kilkanaście km za Lesznem wkroczyć na Dolny Śląsk i skierowaliśmy się na Górę, by tam przekroczyć Odrę nowym mostem. Po drodze spotkaliśmy miejscowego rowerzystę, który ma na koncie kręcenie po Polsce i gdy tylko dowiedział się dokąd jedziemy to postanowił nam potowarzyszyć.

Tu to mamy lokalnego przewodnika © JPbike

Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem © JPbike

Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo © JPbike

Trafiły się i takie sekcje brukowane © JPbike

Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi © JPbike

Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :) © JPbike
Za Świerzawą przyszło nam pokonać pierwszy dłuższy podjazd z dwoma 11% fragmentami. Każdy z nas kręcił swoim tempem. A dla mnie to był sprawdzian sakwiarskiej wspinaczki, na najlżejszym przełożeniu 24-28 faktycznie nie było łatwo i sporo sił trzeba było wkładać, by upolować koszulkę górala. Dałem radę.

Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz © JPbike
Po dokręceniu w rejon Łysej Góry już po ciemku, oczom naszym ukazał się fajny widok z góry na wieczorną Jelenią Górę. Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy za serpentyną, tuż przed Dziwiszowem. Po rozlokowaniu wszystkiego dość szybko udało się zasnąć (po 23-tej). Tegoż dnia zgodnie z planem trzasnęliśmy najdłuższy dystans wyprawy.
Podsumowanie, dzień drugi.
Kategoria ponad 200 km, w towarzystwie, wyprawy
Wtorek, 30 lipca 2013 • dodano: 30.07.2013 | Komentarze 22
Po ponad dwóch tygodniach spędzonych na rowerowych wojażach wróciliśmy cali i zdrowi. Przejechaliśmy w sumie 2435 km, kręciliśmy przez 118 godzin ciągłej jazdy.
Zaplanowaną trasę udało się w całości zrealizować, chociaż drobnego błądzenia nie brakło. Całą trasę, jak i każdy dzień jazdy z obciążeniem zniosłem bez słabszych chwil, z czego się cieszę, nawet klika dni jazdy po niespodziewanie pokaźnych pagórach w Niemczech nie potrafiły mnie zniszczyć ani fizycznie, ani psychicznie, do tego wszystkie premie górskie padły moim łupem, a Jarek w pełni zasłużył na miano sprintera po płaskim :)
Odwiedziliśmy Niemcy, Francję, Belgię i Holandię z całą masą ich miast i miasteczek.
Kulminacją było zdobycie stolicy Francji i zobaczenie na własne oczy finału setnego Tour de France – super przeżycie !
Poznaliśmy jak w rzeczywistości wygląda życie na co dzień na zachodzie Europy, jak i rowerowa infrastrukturę.
Jak to na wyprawach bywa – spotkań ze znajomymi, miejscowymi i przeróżnymi rowerzystami nie zabrakło – wszystkim bardzo dziękuję za miłe wspólne chwile.
Z miejscem na rozbijanie namiotu nie mieliśmy większych problemów, nawet w centrum Paryża coś się znalazło, a najgorzej pod tym względem wypadła Belgia.
No i najważniejsze – wielkie dzięki dla Jarka za wspólne sakwiarskie ponad dwa tygodnie !
Relacje z każdego dnia i garść migawek z podróży poniżej :)
Dzień 1 - Poznań – Żary, 220.91 km - klik do relacji
Dzień 2 - Żary – Torgau, 196.24 km - klik do relacji
Dzień 3 - Torgau – Kolleda, 180.40 km - klik do relacji
Dzień 4 - Kolleda – Harmerz, 185.84 km - klik do relacji
Dzień 5 - Harmerz – Weilbach, 167.14 km - klik do relacji
Dzień 6 - Weilbach – Ittersdorf, 217.15 km - klik do relacji
Dzień 7 - Ittersdorf – L’Epine, 211.85 km - klik do relacji
Dzień 8 - L’Epine – PARYŻ, 234.73 km - klik do relacji
Dzień 9 - zwiedzanie i finał Tour de France, 32.10 km - klik do relacji
Dzień 10 - zwiedzanie, 32.08 km - klik do relacji
Dzień 11 - Paryż – Neufvy sur Aronde, 111.74 km - klik do relacji
Dzień 12 - Neufvy sur Aronde – Bouchavesnes Bergen, 118.93 km - klik do relacji
Dzień 13 - Bouchavesnes Bergen – Oudenaarde, 164.98 km - klik do relacji
Dzień 14 - Oudenaarde – Roosendaal, 145.70 km - klik do relacji
Dzień 15 - Roosendaal – Maasdam, 59.36 km - klik do relacji
Dzień 16 - Maasdam – AMSTERDAM, 136.87 km - klik do relacji
Dzień 17 – mały trip i powrót do PL, 19.30 km - klik do relacji

Wielki trip przez Niemcy© JPbike

Ku mojej uciesze górskie etapy też były :)© JPbike

Francja zdobyta !© JPbike

Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie we francuskiej wiosce© JPbike

Tutaj, po 1590 km od domu żeśmy zajechali :)© JPbike

Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :)© JPbike

Zobaczyć Tour de France na żywo to jest duże COŚ !© JPbike

Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France© JPbike

Zaliczyliśmy fragment sławnego Paris-Roubaix© JPbike

Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF !© JPbike

Wiadomo gdzie jesteśmy - w Holandii :)© JPbike

Holenderskie ścieżki rowerowe są dosłownie wszędzie, szkoda że płaskie ;)© JPbike

W Amsterdamie. Czas na toast za udaną wyprawę !© JPbike
Kategoria podsumowanie, wyprawy, poza PL, w towarzystwie
Poniedziałek, 29 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 6
Próbując coś pospać na betonowym murku i pod gołym niebem to nie pamiętam niestety czy w ogóle coś zdrzemnąłem czy nie. Wiem tylko że przez ten czas dwie osoby szły po owym murku (obaj łysi) i nic nie robili z naszej obecności.
Bardzo wcześnie pozbieraliśmy się i jazda do centrum Amsterdamu, w poszukiwaniu czynnego sklepu na śniadaniową przekąskę.

Godzina 6:21. Gdzieś tu w pobliżu próbowaliśmy spać :)© JPbike

Przeprawa promowa© JPbike

Poniedziałkowy poranek w Amsterdamie© JPbike

Wśród klimatycznych wąskich uliczek© JPbike
I tak troszkę pokręciliśmy, otwarty sklep znaleźliśmy i czas na śniadanie, gdzieś nad kanałem.
Po najedzeniu Amsterdam właśnie budził się do życia, na ścieżkach rowerowych ruch wzrastał, można było spotkać masę rowerzystów jadących do pracy i elegancko odzianych w koszule, ładne sukienki, no i wizytowe buty … :)
Do odjazdu naszego autokaru zostało jeszcze parę godzin. Po dojechaniu na wspomnianą starą przystań zabraliśmy się do demontowania rowerów i pakowania wszystkiego do ohydnie wyglądających pudeł zrobionych z paru kartonów. Mi robota szła sprawnie, chociaż wątpliwości co do wielkości owego pudła miałem. A Jarek miał spore problemy ze zdjęciem opony drutówki i rozkręcaniu bike’a (o tym jak kompan się … #%^&!!#$!^%!!$ to lepiej nie napiszę). Kilka zużytych części zostało na miejscu, a pięknie wykrzywione tylne koło Drogbas ze wściekłością rzucił do kanału. Jarek powiedział nawet: „koniec z wyprawami”. Cały czas próbowałem go uspokajać, ciężko szło.

Nasz cały bagaż. Wejdzie do autokaru, czy nie ?© JPbike
Po spakowaniu wszystkiego przenieśliśmy się na pobliski parking, będący zarazem miejscem odjazdu autokaru i pozostało nam dość długie i nudne oczekiwanie na odjazd do kraju. Jarek co chwila marudził zdaniami typu: „to nie wejdzie do busa”, „co będzie jak nie wejdzie ?”, „to mój najgorszy dzień w życiu”.
Cóż, to były ciężkie chwile dla nas obu ...
W końcu duży bus nadjechał, kierowca był spoko, Jarek szybko się dogadał, ale i tak za nadbagaż musieliśmy dopłacić, spore pudła weszły do luku bez problemów i po wejściu do klimatyzowanej kabiny można było odetchnąć z ulgą :)
Podróż Eurobusem relacji Amsterdam – Legnica (przesiadka) – Poznań trwała ze 19 godzin, w tym czasie puścili nam 3 fajne filmy, można było sobie zdrzemnąć, ogólnie spoko podróż.
Do Poznania dotarliśmy następnego dnia nazajutrz. Na dworzec autobusowy przyjechał po mnie ojciec. Z Jarkiem przybiliśmy sobie mocną piątkę za udaną ponad dwutygodniową wyprawę i stamtąd już do swoich domów.
Natomiast dwa dni później Jarek z Agą wpadli do mnie i kompan zapytał: „gdzie następna wyprawa” ... :)
Dzień szesnasty, podsumowanie i linki do każdego dnia wyprawy.
Kategoria do 50 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 28 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 4
Noc, pobudka i śniadanie przebiegły bezproblemowo.
Miejsce gdzie rozbiliśmy namiot, kilkanaście metrów od drogi nie robiło wrażenia na przejeżdżających rowerzystach, więc Holandia jest spoko, póki coś się znajdzie.

Nasza ostatnia namiotowa miejscówka© JPbike
Czas się ruszyć na ostatni dłuższy trip naszej wyprawy.
Wszędzie dookoła płaściutko, niektóre miejsca po których żeśmy jechali znajdują się poniżej poziomu morza …

Typowy holenderski krajobrazik© JPbike

Mostu nie ma i przeprawiamy się przez rzekę tunelem© JPbike
Holenderskie ścieżki rowerowe są tak świetnie oznakowane że mapa jest zbędna.

W Rotterdamie. Barki mieszkalne© JPbike

Ci Holendrzy to mają pomysły na przechowanie auta :)© JPbike

Statek muzeum "Rotterdam"© JPbike

Pamiątka z Tour de France© JPbike

Podziwiamy widoki z wielkiego mostu© JPbike

Stary port z muzealnymi eksponatami. Wszystkie zadbane© JPbike

Oryginalny parking rowerowy© JPbike

Jedziemy dalej przyjemną rowerówką przez holenderskie miasteczka© JPbike

Nie wiem jak to zrobili że tutaj nic nie przecieka na rowerówkę :)© JPbike

Na pewnej stacji dostaliśmy darmową kawę :)© JPbike

Spotkanie z rowerowym turystą. Spoko gość :)© JPbike

Jeden z symboli Holandii. Ten jest zamieszkały© JPbike

Ścieżki rowerowe mają nawet własne przejady kolejowe© JPbike
W relacji opisującej dotarcie do Paryża pisałem o tylnym kole Jarka, które popękało przy nyplach i nabrało niezłego bicia bocznego. Dla tych co chcieliby to krzywe kółko zobaczyć – specjalnie nagrałem filmik :)

Takich wodnych widoczków mieliśmy sporo© JPbike

Pełny luzik. Amsterdam już bliziutko :)© JPbike

Tu się wykąpaliśmy i spotkaliśmy parę Polaków© JPbike

Po pokonaniu 2400 km końcowy cel wyprawy osiągnięty :)© JPbike

Pełna kulturka na ciągu knajpkowo-pieszo-rowerowym :)© JPbike

Mój obładowany na tle masy holenderskich mieszczuchów© JPbike

Typowy Amsterdam (1)© JPbike

Typowy Amsterdam (2)© JPbike

Dobijamy do centrum© JPbike

To duże coś za mną to nic innego jak parking rowerowy :)© JPbike

Masakra, ile tu rowerów ?© JPbike

Nie wiem jak w tym gąszczu można odnaleźć swoj rower :)© JPbike
Będąc w centrum Amsterdamu dokręciliśmy do starej przystani, wśród barek mieszkalnych.
Dokładnie ze 100 metrów stąd znajduje się parking, skąd jutro ruszy autokar do Polski.
I tam urządziliśmy dłuższą przerwę na spożycie resztek jedzenia, jakie zostały nam w sakwach.

Czas na toast za udaną wyprawę :)© JPbike
Powoli zapadał zmrok, czas pomyśleć o kartonach do zapakowania ekwipunku i rowerów na jutrzejszą drogę powrotną.
Nie ujechaliśmy daleko i coś na małym osiedlu się znalazło. Przy ładowaniu było wesoło :)

Drogbas melduje zakończenie akcji poszukiwania kartonów :)© JPbike
Po powrocie na starą przystań postanawiamy że osobno pozwiedzamy wieczorny Amsterdam.
Po prostu jeden jedzie, a drugi pilnuje sakw. Pierwszy po nocnych uliczkach pokręcił JPbike.

Wieczorny Amsterdam (1)© JPbike

Wieczorny Amsterdam (2)© JPbike
Gdy nastała kolej na Drogbasa to po pewnej chwili podeszła do mnie właścicielka barki, która dopiero co przyjechała i poinformowała mnie że mam wiać stamtąd. Nieładnie. No to przeniosłem się kawałeczek dalej, a tu kolejna osoba mnie zaczepiła – to stróż parkingowy. Również i ten facet chciał abym opuścił miejsce. Jak Jarek wrócił z nocnego kręcenia i dowiedział się o zaistniałej sytuacji to … #%^&!!#$!^%!. Trudno, kartony ukryliśmy w krzaczorach i pojechaliśmy gdzieś dalej. Zaniosło nas na prom, po przeprawieniu na drugą stronę dokręciliśmy na jakieś osiedle, tuż przy brzegu rzeki i po jakimś czasie postanawiamy zdrzemnąć w samych śpiworach na betonowym murku oporowym :)
MAASDAM – Rotterdam – ... - Amstelveen – AMSTERDAM (cała trasa ścieżkami rowerowymi).
Dzień piętnasty, dzień siedemnasty (ostatni).
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 27 lipca 2013 • dodano: 18.10.2013 | Komentarze 3
Po zbudzeniu okazuje się że porządnie i długo sobie pospaliśmy. Tak miało być.
Jarek mówi że słyszy jak pada i widocznie mocno przeżywa pierwsze deszczowe chwile w namiocie.
Dla mnie luz, pamiętam jak w dzieciństwie na wakacjach z rodzicami po ulewie kompletnie zalało nam cały namiot i był potopik. Ach, co to były za czasy :)
Faktycznie, po zajrzeniu na zewnątrz jest mokro, ale nie pada tak mocno.
No to zjedliśmy śniadanie i jeszcze trochę sobie pospaliśmy.
W końcu przestało padać i czas się dalej ruszyć. Podczas pakowania Jarek wiele razy marudził bo wszystko dookoła jest mokre, a tu gałązki, a tu skarpetki, a tu … :) Doszło nawet do tego że wydusił z siebie: "więcej nie wejdę do mokrego namiotu", albo: "może w Amsterdamie jakąś kwaterę wynajmiemy ?". Cóż, tłumaczę kompanowi że to jest wielodniowa wyprawa rowerowa i do takich spartańskich warunków trzeba być przyzwyczajonym.

Godzina 11:40. Na zewnątrz pada. Brakuje tylko plazmy :)© JPbike

Nasza najbardziej zakamuflowana miejscówka© JPbike
Wyruszyliśmy dopiero około 14:30. Czas zrobić zakupy w Lidlu.
Holenderskie ceny żywności podobne do belgijskich i francuskich, również wysokie.

Jak widać, Holandia to raj dla rowerzystów© JPbike

Jedziemy, jedziemy, dzisiejszy dzionek jakoś leniwie upływa© JPbike

Wizyta w rowerowym. Po tylu dniach taszczenia ze 40 kg chciałoby się pomknąć na czymś takim :)© JPbike

Strasznie płaściutko i równiutko tutaj© JPbike

Przerwa przy wale. Będzie Bitburger :)© JPbike

Długi jest ten wiadukt i to wzdłuż autostrady. W Holandii jest sporo takich obiektów© JPbike

Kanały, śluzy, wszystko przemyślane. Nic dziwnego bo spora część kraju leży poniżej poziomu morza© JPbike

Co ten kompan wypatrzył ?© JPbike

Spotkaliśmy polską barkę, kapitana z brodą też pozdrowiliśmy :)© JPbike

Obrzeże Maasdam© JPbike

Tu zakończyliśmy dość krótki trip tegoż dnia. Czas na obozik© JPbike

Takiej kąpieli mi bardzo brakowało :)© JPbike
I tak rozbiliśmy namiot obok, w głębokiej wnęce między ostrzyżonymi krzakami.
Dobrze że Drogbasowi w trakcie jazdy przeszły te mokre niewygody, kompan nabiera wprawy :)
Pora spać, jutro ostatni cel naszej wyprawy – Amsterdam !
ROOSENDAAL – Oud Gastel – Stampersgat – Fijnaart – Heijningen – Helwijk – Klaaswaal – MAASDAM
dzień czternasty, dzień szesnasty.
Kategoria do 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Piątek, 26 lipca 2013 • dodano: 14.10.2013 | Komentarze 8
Noc spędzona bez rozbijania namiotu w barku nie należała do przyjemnych.
Kiepsko, wręcz fatalnie się spało, co jakiś czas to się budziłem, to jakieś robale atakowały …
Poranek był pochmurny, zwiastowało deszczyk i przyjemną temperaturę do jazdy.

Tu, w pustym barku spaliśmy, a raczej próbowaliśmy spać :)© JPbike

Te ptactwo całą noc hałasowało i Drogbas chce im dokopać :D© JPbike
I tak my obaj kompletnie niewyspani zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i zaczęło padać …

Nasza miejscówka w parku rekreacyjnym w Oudenaarde© JPbike

Darmowa energia elektryczna, komórki można podładować© JPbike

Trochę popadało i tak oto spędziliśmy barową pogodę :)© JPbike
W końcu, około południa przestało padać, rozpogodziło się i można jechać dalej.
Tegoż dnia mamy w planach dotrzeć do granicy z Holandią, a to wszystko przez brak miejsca na rozbicie dzikiego obozowiska w Belgii. Po drodze robimy zakupy w Lidlu – ceny żywności podobne jak do francuskich, czyli wysokie.

Te pasy po prawej to ścieżki rowerowe, nawet na drodze ekspresowej© JPbike

A tutaj, po lewej to podziwiamy siedzibę BMC Racing© JPbike

W Gent. Nawet podczas remontu rowerówka ma swój pas ruchu (to żółte) !© JPbike

Przerwa obiadowa na przedszkolnym podwórku© JPbike

Zamek Cortewalle w Beveren. Tu odpoczywaliśmy© JPbike

Czarnoskóre mieszkanki nie tylko Antwerpii są ładne i to na rowerkach :)© JPbike

Dotarliśmy do centrum Antwerpii, trzeba tylko przekroczyć Skaldę© JPbike

Wielka ta Skalda, zastanawiamy się gdzie jest jakiś most© JPbike
No właśnie, gdzie jest most ? Na mapie widać a w realu nie ma. Po krótkim czasie oświeciło mnie, bo po drodze widziałem ludzi na rowerach jadących w stronę jakiegoś budynku blisko brzegu rzeki – może tunel ? Okazało się że mam rację. Dużą i bezszelestną windą zjeżdża się 31 metrów w głąb ziemi.
Fajne wrażenia. Jarek był przerażony bo chyba się boi długich i głębokich tuneli :)

Drogbas tutaj wystrzelił do przodu jak torpeda :)© JPbike

Wbrew pozorom Jarek jest przerażony bo jesteśmy 31 metrów pod ziemią© JPbike
Gdy tylko wyjechaliśmy na powierzchnię to oczom od razu ukazała się super klimatyczna starówka.
Jarkowi tak się tam podobało że doszło nawet do tego: „jak wygram w lotto to tutaj się przeprowadzę” :)
Poniżej zapodaję parę fotek owego Starego Miasta w Antwerpii.





Po Antwerpii trochę pokręciliśmy, i też trochę mieliśmy błądzenia w wydostaniu się z dużego miasta na właściwy kierunek, znów pomocna była nawigacja w telefonie Jarka. Po drodze dopadł nas przelotny deszcz, który przeczekaliśmy pod wiaduktem.
Dzień powoli dobiegał końca, czas myśleć o rozbiciu namiotu. Będąc niedaleko granicy z Holandią skusił nas nieduży teren leśny i żeśmy skręcili w głąb lasu. Po ujechaniu ze kilometra jakieś niefajne miejsce wypatrzyliśmy, a tutaj z bocznej ścieżki nadszedł facet z karabinem i poinformował że to posiadłość prywatna …
Drogbas się #%^&!!#$!^%!. I tak trzeba było jechać dalej. Po drodze, już po ciemku zaliczyliśmy standardową kąpiel na małej stacji. W końcu, około północy udało się dotrzeć do granicy belgijsko – holenderskiej i czas szukać miejsca na obozik. W ciemnościach ciężko szło szukanie, była lekka mgła, kilka miejsc nadawało się do bani, a tu blisko szosa, a tu blisko gospodarstwo, a tu jakieś gówno … Dokręciliśmy do rogatek Roosendaal i wreszcie coś się znalazło i świetnie ukryte w gąszczu drzew. Rozbijamy namiot i spać. Do oporu.
OUDENAARDE – Gent – Lochristi – Lokeren – Sint Niklaas – Beveren – Antwerpen – Brasschaat – Wuustwezel – Essen – granica B/NL – Nispen - ROOSENDAAL
Dzień trzynasty, dzień piętnasty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Czwartek, 25 lipca 2013 • dodano: 10.10.2013 | Komentarze 8
Pobudka i zwijanie obozowiska na pastwisku u rolnika przebiegły spoczko.
Śniadanie i kawę spożywamy na tarasie i dzięki temu mamy okazję bliżej się poznać.
Okazuje się że mili Francuzi mają kogoś ze swojej rodziny w Polsce !
No, nawet nam zaproponowali byśmy jeszcze jeden dzień u nich spędzili, ale niestety musimy jechać dalej, by dotrzeć zgodnie z planem do Amsterdamu i nigdy nie wiadomo, co nas jeszcze może spotkać na trasie.

Miły początek dnia. Śniadanie u francuskiej rodziny :)© JPbike
Wymieniliśmy się adresami, dostaliśmy po piwku, pożegnaliśmy się i czas kręcić korbami dalej.
Tegoż dnia mamy w planach dotarcie do sławnego Roubaix i przekroczenie granicy francusko - belgijskiej.
I tak ujechaliśmy ze godzinkę i mamy długo oczekiwany widok – na własne oczy widzimy jak pędzi to TGV :)

Wypasiona infrastruktura sławnego TGV© JPbike
Nagrałem również filmik pokazujący prędkość TGV w porównaniu do autostradowej jazdy TIR-ów :)
Na jednym z paru wiaduktów trochę sobie żeśmy posiedzieli i popatrzyli na te pędzące co kilka minut (!!!) składy.
Faktycznie, prędkość mają taką że wystarczy wydusić z siebie dwa-trzy słowa i pociągu już nie widać :)

Ano, jedzie się SUPER :)© JPbike

Centrum Douai. Tu mielismy przyjemny chłodek :)© JPbike

Ładna rowerówka, prawda ? :)© JPbike

Jeden z symboli Francji. Te autko można kupić :)© JPbike

Zdaje się że Drogbas mówi francuskim krowom - "ja wam ..." :D© JPbike

Przerwa bez ograniczenia szybkości spożywania browarka :)© JPbike

Coraz więcej szosonów spotykamy. A my gorsi ? Gonitw tak pod 35 km/h nie brakowało :)© JPbike

Tego miasta nie trzeba przedstawiać. Ja też tam dotarłem na własnych siłach :)© JPbike

Te barierki nie pozwoliły nam honorowo wjechać na sławny welodrom :(© JPbike

Fragmenty welodromu w Roubaix© JPbike

Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF !© JPbike
No i po siedmiu wspaniałych dniach spędzonych we Francji wjechaliśmy do Belgii. Szosa graniczna, którą jechaliśmy nie była w ogóle oznaczona, żadnej tablicy nie było, jedynie inne znaki drogowe i inne tablice rejestracyjne wskazywały zmianę kraju.
Muszę przyznać że Francja widziana z wysokości siodełka rowerowego mi się bardzo spodobała i zapewne tam jeszcze wrócę z rowerem, a najlepiej na alpejsko-pirenejskie podjazdy :)

Nie wiedziałem że w Belgii można spotkać takie cudo sztuki rowerowej© JPbike

Centrum Avelgem© JPbike

Nasza kąpiel. Dziwny język tutaj mają, bo zamiast wody pryskały jakieś płyny :D© JPbike
Już pierwsze belgijskie kilometry, mijane krajobrazy, wioski w których domy rzucają się w oczy - mieszkańcy muszą być bardzo bogaci i sadzą nawet palmy w ogródkach przy domach :) dały nam do zrozumienia że tutaj to będzie bardzo ciężko o jakieś miejsce na obozowisko. Belgia to mały kraj i praktycznie każdy skrawek ziemi, nawet większy i mniejszy lasek jest wykorzystany niemal na maxa.
Po dojechaniu do Oudenaarde powoli zapadał zmrok, zatrzymaliśmy się w dużym parku rekreacyjnym nad jeziorem. Było sporo dyskusji odnośnie noclegu i ostatecznie zdecydowaliśmy się przenocować w … pustym tropikalnym barku i to bez rozbijania namiotu. Po powrocie do Poznania okazało się że to był nasz najgorszy nocleg podczas wyprawy …
BOUCHAVESNES BERGEN – Bapaume – Ecoust Saint Mein – Dury – Tortequesne – Douai – Waziers – Raches – Faumont – Pont a Marcq – Fretin – Peronne en Melantois – Sainghin en Melantois – Villeneuve d’Ascq – Forest sur Marque – Hem – Roubaix – Wattrelos – granica F/B – Estaimpuis - Avelgem – Kerkhove – Berchem – Melden – Leupegem - OUDENAARDE
Dzień dwunasty, dzień czternasty.
Kategoria wyprawy, w towarzystwie, poza PL, ponad 100 km