top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 180756.59 km
- w tym teren: 65517.10 km
- teren procentowo: 36.25 %
- v średnia: 22.65 km/h
- czas: 330d 17h 00m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy

Dystans całkowity:7862.07 km (w terenie 401.00 km; 5.10%)
Czas w ruchu:404:22
Średnia prędkość:19.44 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:16277 m
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:133.26 km i 6h 51m
Więcej statystyk
  • dystans : 171.96 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 09:29 h
  • v średnia : 18.13 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 4

    Wtorek, 15 lipca 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 6


    Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się - spoko i bez przygód.
    Czwarty dzień przebiegł niemal w całości po miłych widokowo czeskich pagórach, oraz w dużej części i ponownie wzdłuż Wełtawy, czyli największej rzeki Czech.

    Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej
    Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej © JPbike

    Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów
    Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów © JPbike

    W pewnym momencie okazało się że przegapiłem właściwy skręt i w efekcie zajechaliśmy na kemping nad uroczo położoną Wełtawą. Oczywiście z tego powodu trzeba było zawrócić i nadłożyć kawał drogi.

    Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą
    Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

    Drogbasowi tam też się podoba :)
    Drogbasowi tam też się podoba :) © JPbike

    Około 14:30 nastąpiła przerwa obiadowa przy brudnym zbiorniku wodnym.
    Nie napiszę już o tym jak cierpieliśmy bo ... piwa brak, czeskich koron brak.

    Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy
    Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy © JPbike

    Po skręcie na mniej ruchliwą szosę ponownie troszkę pobłądziliśmy, na szczęście nie było tak źle.

    Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny
    Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny © JPbike

    W klimatycznym czeskim miasteczku
    W klimatycznym czeskim miasteczku © JPbike

    Mój cień w drodze na południe
    Mój cień w drodze na południe © JPbike

    I tak po dokręceniu do miasteczka Kajov ponownie mieliśmy okazję jechać wzdłuż Wełtawy, która w tamtym miejscu jest już rwącą rzeką. Droga tędy wije się wieloma zakrętasami, po drodze mijaliśmy parę zapełnionych kempingów z przystaniami górskich kajaków. W końcu zapadał zmrok, lampki poszły w ruch i czas szukać miejscówki. Nie było łatwo, bo wszędzie wokół stromizny albo zarośnięte chaszczami brzegi rzeki. Po dojechaniu do Rozmberk nad Vltavou zboczyliśmy na porządny podjazd i po podjechaniu prawie na szczyt udało się znaleźć skrawek w miarę równej ziemi. Po ciemku rozbiliśmy obozik i pora spać. Obaj pewnie myśleliśmy o jednym - jutro będzie Austria i pierwsze co zrobimy - do sklepu po piwo !

    Dzień trzeci, dzień piąty.




  • dystans : 151.09 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 08:15 h
  • v średnia : 18.31 km/h
  • v max : 60.97 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 3

    Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2


    Pobudka i śniadanko sprawne, zwijanie obozowiska sprawne i ruszyliśmy sprawnie :)
    Atrakcją tegoż dnia był przejazd przez Pragę, kręcenie wzdłuż mniej i bardziej spiętrzonej Wełtawy i wśród fajnych pagórów.
    Już na pierwszych km zaskoczył nas jeden idiota w czeskim tirze wiozący luźnie załadowane siano, które rozsypywał na całej szerokości asfaltu.


    Łaba w Podebrady
    Łaba w Podebrady © JPbike

    W sumie droga którą jechaliśmy do Pragi to nic ciekawego, długa prosta, wokół pola i dość płasko.

    Dojechaliśmy do Pragi
    Dojechaliśmy do Pragi © JPbike

    Jedziemy wzdłuż Wełtawy
    Jedziemy wzdłuż Wełtawy © JPbike

    Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :)
    Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :) © JPbike

    Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach
    Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach © JPbike

    Fragment praskiej starówki
    Fragment praskiej starówki © JPbike

    Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam
    Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam © JPbike

    Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :)
    Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :) © JPbike

    Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką
    Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką © JPbike

    Przerwa na obiad nastąpiła gdzieś tam nad Wełtawą, przy przeprawie promowej.
    Coraz bardziej cierpieliśmy z powodu ... braku piwa, w żadnym markecie nie dało się kupić za euro.

    Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw
    Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw © JPbike

    Się zaczęły podjazdy :)
    Się zaczęły podjazdy :) © JPbike

    Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry
    Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry © JPbike

    No i jest kapcioszek, u Drogbasa :)
    No i jest kapcioszek, u Drogbasa :) © JPbike

    Nad Wełtawą
    Most nad Wełtawą
    Nad Wełtawą
    Trzy powyższe fotki to takie tam ładne widoczki, nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

    I tak dokręciliśmy po pagórach do miasteczka z zamkiem na górze (Vysoky Chlumec), zapadał powoli zmrok.
    Po paru dalszych km i krótkich poszukiwaniach znalazłem miejscówkę na obóz, tuż przy lesie.
    Po rozbiciu namiotu i spożyciu kolacyjki czas spać.

    Dzień drugi, dzień czwarty.




  • dystans : 133.35 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 07:07 h
  • v średnia : 18.74 km/h
  • v max : 64.46 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 2

    Niedziela, 13 lipca 2014 • dodano: 07.08.2014 | Komentarze 6


    Pobudka dość wczesna i niezbyt dobrze się wyspałem, bo spaliśmy na lekkim spadku terenu, w nocy często trzeba było poprawiać pozycje leżące :)
    Zatem śniadanie, kawa, pakowanie wszystkiego i jazda do Jeleniej Góry zrobić ostatnie w PL zakupy, bo żaden z nas nie miał i nie planował wymiany złotówek na korony czeskie. Numerem jeden tegoż dnia było pokonywanie ciężkiego podjazdu na graniczną Przełęcz Karkonoską i to na rowerach ważących ponad 40 kg.

    Nasza pierwsza miejscówka. Ładnie tam, bo w górach :)
    Nasza pierwsza miejscówka. Ładnie tam, bo w górach :) © JPbike

    Chwila postoju w Jeleniej Górze
    Chwila postoju w Jeleniej Górze © JPbike

    Trafiliśmy na grabkowe zawody biegowe, robiąc przy okazji bufetowe stop and go :)
    Trafiliśmy na grabkowe zawody biegowe, robiąc przy okazji bufetowe stop and go :) © JPbike

    W parku w Cieplicach zrobiliśmy przerwę
    W parku w Cieplicach zrobiliśmy przerwę © JPbike

    Nad stawem. Wkraczamy w Karkonosze
    Nad stawem. Wkraczamy w Karkonosze © JPbike

    Znany tramwaj w Podgórzynie
    Znany tramwaj w Podgórzynie © JPbike

    Gdy zaczął się solidny podjazd w stronę Drogi Sudeckiej, swoim tempem dość szybko uciekałem Jarkowi, po drodze i kilka razy mijałem się z szosonem, który co dopiero zaczynał górskie kręcenie. Po dojechaniu do budki przed wjazdem na ciężki karkonoski podjazd cierpliwie poczekałem na swojego kompana.

    Czas pokonać z sakwami kultowy podjazd na Przełęcz Karkonoską
    Czas pokonać z sakwami kultowy podjazd na Przełęcz Karkonoską © JPbike

    No i co - Jarek ruszył pierwszy, na klasycznym młynku mozolnie pokonywał kolejne metry, a ja mając najlżejsze przełożenie 24-28 na pierwszych dość stromych ze 200 m zdecydowałem się na butowanie i byłem zszokowany tym że gorzej od jazdy się wypycha te kilogramy do góry, spdy się ślizgały na asfalcie :) W końcu wsiadłem i siłowo kręciłem do góry, dogoniłem Drogbasa, a gdy pojawiła się największa stromizna to nie poddałem się i walczyłem dalej, jadąc slalomem :) Udało się, chociaż trzeba było zrobić ze 2-3 postoje na odsapnięcie.

    Ta niezła stromizna okazała się trudna dla objuczonego Jarka
    Ta niezła stromizna okazała się trudna dla objuczonego Jarka © JPbike

    Atakuję sławny podjazd na graniczną Przełęcz Karkonoską
    Jestem dumny :) Da się pokonać z sakwami ten sławny podjazd © JPbike

    Nasze pierwsze sakwiarskie ponad 1000 m.n.p.m zdobyte !
    Nasze pierwsze sakwiarskie ponad 1000 m.n.p.m zdobyte ! © JPbike

    Na szczycie oczywiście odpoczynek, piwko, spotkaliśmy kolegę co jechał z Pragi i czas na długi zjazd.

    Łaba w Spindleruv Mlyn
    Łaba w Spindleruv Mlyn © JPbike

    Zjeżdżamy tędy do Vrchlabi
    Zjeżdżamy tędy do Vrchlabi © JPbike

    Przerwa na obiad
    Przerwa na obiad © JPbike

    Pierwsze deszczowe kilometry. Tędy to w sumie kilkanaście km
    Pierwsze deszczowe kilometry. Tędy po mokrym to w sumie kilkanaście km © JPbike

    W miarę upływu czeskich kilometrów okoliczne krajobrazy się stopniowo wypłaszczały.
    Im dalej w głąb Czech to spotkała nas niemiła niespodzianka - okazuje się że czescy kierowcy nie są tacy uprzejmi wobec rowerzystów jak nam się wydawało, m. in. wyprzedzają na centymetry, spieszą się, itp. Trudno.
    Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy bez problemów i ze 200-300 m od drogi.

    Na czeskim obozowisku. Drogbas coś polewa że ręka drzy :)
    Na czeskim obozowisku. Drogbas coś polewa że ręka drzy :) © JPbike

    Dzień pierwszy, dzień trzeci.




  • dystans : 251.39 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 12:24 h
  • v średnia : 20.27 km/h
  • v max : 48.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 1

    Sobota, 12 lipca 2014 • dodano: 03.08.2014 | Komentarze 0


    Nadszedł w końcu długo oczekiwany dzień na rozpoczęcie kolejnej sakwiarskiej wyprawy. Poprzedniego dnia i zaraz po pracy całkiem sprawnie poszło pakowanie wszystkiego i nazajutrz po 6 rano mogłem ruszyć na miejsce spotkania z Jarkiem, przy INEA Stadionie. W trakcie krótkiej dojazdówki trochę niepewności miałem w kręceniu z załadowanymi przednimi sakwami, wcześniej nie było okazji tego wypróbować. Tak załadowany rumak gorzej skręca i pogarsza przyspieszenia. Za to wygoda w przewożeniu turystycznego ekwipunku i żarcia jest niezła.

    Stąd wystartowaliśmy wspólnie
    Stąd wystartowaliśmy wspólnie © JPbike

    Oczywiście, podobnie jak rok temu rozesłałem info znajomym – tym razem na miejscu zbiórki nie pojawił się nikt. Ruszyliśmy do Rzymu między 6:20 a 6:30. Później doszedł smsik od Macieja, który zjawił się przy stadionie przed 6-tą i niestety nie doczekał się nas. Szkoda.

    Typowa jazda po wielkopolskich szosach
    Typowa jazda po wielkopolskich szosach © JPbike

    Kilometry przez południową Wielkopolskę szybko i miło upływały, by kilkanaście km za Lesznem wkroczyć na Dolny Śląsk i skierowaliśmy się na Górę, by tam przekroczyć Odrę nowym mostem. Po drodze spotkaliśmy miejscowego rowerzystę, który ma na koncie kręcenie po Polsce i gdy tylko dowiedział się dokąd jedziemy to postanowił nam potowarzyszyć.

    Tu to mamy lokalnego przewodnika
    Tu to mamy lokalnego przewodnika © JPbike

    Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem
    Odrę przekroczyliśmy nowym mostem za Ciechanowem © JPbike

    Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo
    Przerwa na obiad. Zapasów żarcia mieliśmy sporo © JPbike

    Trafiły się i takie sekcje brukowane
    Trafiły się i takie sekcje brukowane © JPbike

    Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi
    Wydostajemy się z Legnicy w stronę Złotoryi © JPbike

    Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :)
    Lubię ten przedgórski odcinek (Złotoryja - Jelenia Góra) :) © JPbike

    Za Świerzawą przyszło nam pokonać pierwszy dłuższy podjazd z dwoma 11% fragmentami. Każdy z nas kręcił swoim tempem. A dla mnie to był sprawdzian sakwiarskiej wspinaczki, na najlżejszym przełożeniu 24-28 faktycznie nie było łatwo i sporo sił trzeba było wkładać, by upolować koszulkę górala. Dałem radę.

    Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz
    Na szczycie zapadł zmrok i czas szukać miejscówki na obóz © JPbike

    Po dokręceniu w rejon Łysej Góry już po ciemku, oczom naszym ukazał się fajny widok z góry na wieczorną Jelenią Górę. Miejscówkę na rozbicie namiotu znaleźliśmy za serpentyną, tuż przed Dziwiszowem. Po rozlokowaniu wszystkiego dość szybko udało się zasnąć (po 23-tej). Tegoż dnia zgodnie z planem trzasnęliśmy najdłuższy dystans wyprawy.

    Podsumowanie, dzień drugi.




  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, podsumowanie

    Wtorek, 30 lipca 2013 • dodano: 30.07.2013 | Komentarze 22


    Po ponad dwóch tygodniach spędzonych na rowerowych wojażach wróciliśmy cali i zdrowi. Przejechaliśmy w sumie 2435 km, kręciliśmy przez 118 godzin ciągłej jazdy.
    Zaplanowaną trasę udało się w całości zrealizować, chociaż drobnego błądzenia nie brakło. Całą trasę, jak i każdy dzień jazdy z obciążeniem zniosłem bez słabszych chwil, z czego się cieszę, nawet klika dni jazdy po niespodziewanie pokaźnych pagórach w Niemczech nie potrafiły mnie zniszczyć ani fizycznie, ani psychicznie, do tego wszystkie premie górskie padły moim łupem, a Jarek w pełni zasłużył na miano sprintera po płaskim :)
    Odwiedziliśmy Niemcy, Francję, Belgię i Holandię z całą masą ich miast i miasteczek.
    Kulminacją było zdobycie stolicy Francji i zobaczenie na własne oczy finału setnego Tour de France – super przeżycie !
    Poznaliśmy jak w rzeczywistości wygląda życie na co dzień na zachodzie Europy, jak i rowerowa infrastrukturę.
    Jak to na wyprawach bywa – spotkań ze znajomymi, miejscowymi i przeróżnymi rowerzystami nie zabrakło – wszystkim bardzo dziękuję za miłe wspólne chwile.
    Z miejscem na rozbijanie namiotu nie mieliśmy większych problemów, nawet w centrum Paryża coś się znalazło, a najgorzej pod tym względem wypadła Belgia.
    No i najważniejsze – wielkie dzięki dla Jarka za wspólne sakwiarskie ponad dwa tygodnie !

    Relacje z każdego dnia i garść migawek z podróży poniżej :)

    Dzień 1 - Poznań – Żary, 220.91 km - klik do relacji
    Dzień 2 - Żary – Torgau, 196.24 km - klik do relacji
    Dzień 3 - Torgau – Kolleda, 180.40 km - klik do relacji
    Dzień 4 - Kolleda – Harmerz, 185.84 km - klik do relacji
    Dzień 5 - Harmerz – Weilbach, 167.14 km - klik do relacji
    Dzień 6 - Weilbach – Ittersdorf, 217.15 km - klik do relacji
    Dzień 7 - Ittersdorf – L’Epine, 211.85 km - klik do relacji
    Dzień 8 - L’Epine – PARYŻ, 234.73 km - klik do relacji
    Dzień 9 - zwiedzanie i finał Tour de France, 32.10 km - klik do relacji
    Dzień 10 - zwiedzanie, 32.08 km - klik do relacji
    Dzień 11 - Paryż – Neufvy sur Aronde, 111.74 km - klik do relacji
    Dzień 12 - Neufvy sur Aronde – Bouchavesnes Bergen, 118.93 km - klik do relacji
    Dzień 13 - Bouchavesnes Bergen – Oudenaarde, 164.98 km - klik do relacji
    Dzień 14 - Oudenaarde – Roosendaal, 145.70 km - klik do relacji
    Dzień 15 - Roosendaal – Maasdam, 59.36 km - klik do relacji
    Dzień 16 - Maasdam – AMSTERDAM, 136.87 km - klik do relacji
    Dzień 17 – mały trip i powrót do PL, 19.30 km - klik do relacji


    Wielki trip przez Niemcy © JPbike

    Ku mojej uciesze górskie etapy też były :) © JPbike

    Francja zdobyta ! © JPbike

    Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie we francuskiej wiosce © JPbike

    Tutaj, po 1590 km od domu żeśmy zajechali :) © JPbike

    Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :) © JPbike

    Zobaczyć Tour de France na żywo to jest duże COŚ ! © JPbike

    Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France © JPbike

    Zaliczyliśmy fragment sławnego Paris-Roubaix © JPbike

    Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF ! © JPbike

    Wiadomo gdzie jesteśmy - w Holandii :) © JPbike

    Holenderskie ścieżki rowerowe są dosłownie wszędzie, szkoda że płaskie ;) © JPbike

    W Amsterdamie. Czas na toast za udaną wyprawę ! © JPbike




  • dystans : 19.30 km
  • czas : 01:36 h
  • v średnia : 12.06 km/h
  • v max : 23.31 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 17

    Poniedziałek, 29 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 6


    Próbując coś pospać na betonowym murku i pod gołym niebem to nie pamiętam niestety czy w ogóle coś zdrzemnąłem czy nie. Wiem tylko że przez ten czas dwie osoby szły po owym murku (obaj łysi) i nic nie robili z naszej obecności.
    Bardzo wcześnie pozbieraliśmy się i jazda do centrum Amsterdamu, w poszukiwaniu czynnego sklepu na śniadaniową przekąskę.

    Godzina 6:21. Gdzieś tu w pobliżu próbowaliśmy spać :) © JPbike

    Przeprawa promowa © JPbike

    Poniedziałkowy poranek w Amsterdamie © JPbike

    Wśród klimatycznych wąskich uliczek © JPbike

    I tak troszkę pokręciliśmy, otwarty sklep znaleźliśmy i czas na śniadanie, gdzieś nad kanałem.
    Po najedzeniu Amsterdam właśnie budził się do życia, na ścieżkach rowerowych ruch wzrastał, można było spotkać masę rowerzystów jadących do pracy i elegancko odzianych w koszule, ładne sukienki, no i wizytowe buty … :)
    Do odjazdu naszego autokaru zostało jeszcze parę godzin. Po dojechaniu na wspomnianą starą przystań zabraliśmy się do demontowania rowerów i pakowania wszystkiego do ohydnie wyglądających pudeł zrobionych z paru kartonów. Mi robota szła sprawnie, chociaż wątpliwości co do wielkości owego pudła miałem. A Jarek miał spore problemy ze zdjęciem opony drutówki i rozkręcaniu bike’a (o tym jak kompan się … #%^&!!#$!^%!!$ to lepiej nie napiszę). Kilka zużytych części zostało na miejscu, a pięknie wykrzywione tylne koło Drogbas ze wściekłością rzucił do kanału. Jarek powiedział nawet: „koniec z wyprawami”. Cały czas próbowałem go uspokajać, ciężko szło.

    Nasz cały bagaż. Wejdzie do autokaru, czy nie ? © JPbike

    Po spakowaniu wszystkiego przenieśliśmy się na pobliski parking, będący zarazem miejscem odjazdu autokaru i pozostało nam dość długie i nudne oczekiwanie na odjazd do kraju. Jarek co chwila marudził zdaniami typu: „to nie wejdzie do busa”, „co będzie jak nie wejdzie ?”, „to mój najgorszy dzień w życiu”.
    Cóż, to były ciężkie chwile dla nas obu ...
    W końcu duży bus nadjechał, kierowca był spoko, Jarek szybko się dogadał, ale i tak za nadbagaż musieliśmy dopłacić, spore pudła weszły do luku bez problemów i po wejściu do klimatyzowanej kabiny można było odetchnąć z ulgą :)
    Podróż Eurobusem relacji Amsterdam – Legnica (przesiadka) – Poznań trwała ze 19 godzin, w tym czasie puścili nam 3 fajne filmy, można było sobie zdrzemnąć, ogólnie spoko podróż.
    Do Poznania dotarliśmy następnego dnia nazajutrz. Na dworzec autobusowy przyjechał po mnie ojciec. Z Jarkiem przybiliśmy sobie mocną piątkę za udaną ponad dwutygodniową wyprawę i stamtąd już do swoich domów.

    Natomiast dwa dni później Jarek z Agą wpadli do mnie i kompan zapytał: „gdzie następna wyprawa” ... :)


    Dzień szesnasty, podsumowanie i linki do każdego dnia wyprawy.



  • dystans : 136.87 km
  • czas : 07:33 h
  • v średnia : 18.13 km/h
  • v max : 39.23 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 16

    Niedziela, 28 lipca 2013 • dodano: 27.10.2013 | Komentarze 4


    Noc, pobudka i śniadanie przebiegły bezproblemowo.
    Miejsce gdzie rozbiliśmy namiot, kilkanaście metrów od drogi nie robiło wrażenia na przejeżdżających rowerzystach, więc Holandia jest spoko, póki coś się znajdzie.


    Nasza ostatnia namiotowa miejscówka © JPbike

    Czas się ruszyć na ostatni dłuższy trip naszej wyprawy.
    Wszędzie dookoła płaściutko, niektóre miejsca po których żeśmy jechali znajdują się poniżej poziomu morza …

    Typowy holenderski krajobrazik © JPbike

    Mostu nie ma i przeprawiamy się przez rzekę tunelem © JPbike

    Holenderskie ścieżki rowerowe są tak świetnie oznakowane że mapa jest zbędna.

    W Rotterdamie. Barki mieszkalne © JPbike

    Ci Holendrzy to mają pomysły na przechowanie auta :) © JPbike

    Statek muzeum "Rotterdam" © JPbike

    Pamiątka z Tour de France © JPbike

    Podziwiamy widoki z wielkiego mostu © JPbike

    Stary port z muzealnymi eksponatami. Wszystkie zadbane © JPbike

    Oryginalny parking rowerowy © JPbike

    Jedziemy dalej przyjemną rowerówką przez holenderskie miasteczka © JPbike

    Nie wiem jak to zrobili że tutaj nic nie przecieka na rowerówkę :) © JPbike

    Na pewnej stacji dostaliśmy darmową kawę :) © JPbike

    Spotkanie z rowerowym turystą. Spoko gość :) © JPbike

    Jeden z symboli Holandii. Ten jest zamieszkały © JPbike

    Ścieżki rowerowe mają nawet własne przejady kolejowe © JPbike

    W relacji opisującej dotarcie do Paryża pisałem o tylnym kole Jarka, które popękało przy nyplach i nabrało niezłego bicia bocznego. Dla tych co chcieliby to krzywe kółko zobaczyć – specjalnie nagrałem filmik :)



    Takich wodnych widoczków mieliśmy sporo © JPbike

    Pełny luzik. Amsterdam już bliziutko :) © JPbike

    Tu się wykąpaliśmy i spotkaliśmy parę Polaków © JPbike

    Po pokonaniu 2400 km końcowy cel wyprawy osiągnięty :) © JPbike

    Pełna kulturka na ciągu knajpkowo-pieszo-rowerowym :) © JPbike

    Mój obładowany na tle masy holenderskich mieszczuchów © JPbike

    Typowy Amsterdam (1) © JPbike

    Typowy Amsterdam (2) © JPbike

    Dobijamy do centrum © JPbike

    To duże coś za mną to nic innego jak parking rowerowy :) © JPbike

    Masakra, ile tu rowerów ? © JPbike

    Nie wiem jak w tym gąszczu można odnaleźć swoj rower :) © JPbike

    Będąc w centrum Amsterdamu dokręciliśmy do starej przystani, wśród barek mieszkalnych.
    Dokładnie ze 100 metrów stąd znajduje się parking, skąd jutro ruszy autokar do Polski.
    I tam urządziliśmy dłuższą przerwę na spożycie resztek jedzenia, jakie zostały nam w sakwach.

    Czas na toast za udaną wyprawę :) © JPbike

    Powoli zapadał zmrok, czas pomyśleć o kartonach do zapakowania ekwipunku i rowerów na jutrzejszą drogę powrotną.
    Nie ujechaliśmy daleko i coś na małym osiedlu się znalazło. Przy ładowaniu było wesoło :)

    Drogbas melduje zakończenie akcji poszukiwania kartonów :) © JPbike

    Po powrocie na starą przystań postanawiamy że osobno pozwiedzamy wieczorny Amsterdam.
    Po prostu jeden jedzie, a drugi pilnuje sakw. Pierwszy po nocnych uliczkach pokręcił JPbike.

    Wieczorny Amsterdam (1) © JPbike

    Wieczorny Amsterdam (2) © JPbike

    Gdy nastała kolej na Drogbasa to po pewnej chwili podeszła do mnie właścicielka barki, która dopiero co przyjechała i poinformowała mnie że mam wiać stamtąd. Nieładnie. No to przeniosłem się kawałeczek dalej, a tu kolejna osoba mnie zaczepiła – to stróż parkingowy. Również i ten facet chciał abym opuścił miejsce. Jak Jarek wrócił z nocnego kręcenia i dowiedział się o zaistniałej sytuacji to … #%^&!!#$!^%!. Trudno, kartony ukryliśmy w krzaczorach i pojechaliśmy gdzieś dalej. Zaniosło nas na prom, po przeprawieniu na drugą stronę dokręciliśmy na jakieś osiedle, tuż przy brzegu rzeki i po jakimś czasie postanawiamy zdrzemnąć w samych śpiworach na betonowym murku oporowym :)

    MAASDAM – Rotterdam – ... - Amstelveen – AMSTERDAM (cała trasa ścieżkami rowerowymi).


    Dzień piętnasty, dzień siedemnasty (ostatni).



  • dystans : 59.36 km
  • czas : 02:46 h
  • v średnia : 21.46 km/h
  • v max : 35.81 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 15

    Sobota, 27 lipca 2013 • dodano: 18.10.2013 | Komentarze 3


    Po zbudzeniu okazuje się że porządnie i długo sobie pospaliśmy. Tak miało być.
    Jarek mówi że słyszy jak pada i widocznie mocno przeżywa pierwsze deszczowe chwile w namiocie.
    Dla mnie luz, pamiętam jak w dzieciństwie na wakacjach z rodzicami po ulewie kompletnie zalało nam cały namiot i był potopik. Ach, co to były za czasy :)
    Faktycznie, po zajrzeniu na zewnątrz jest mokro, ale nie pada tak mocno.
    No to zjedliśmy śniadanie i jeszcze trochę sobie pospaliśmy.
    W końcu przestało padać i czas się dalej ruszyć. Podczas pakowania Jarek wiele razy marudził bo wszystko dookoła jest mokre, a tu gałązki, a tu skarpetki, a tu … :) Doszło nawet do tego że wydusił z siebie: "więcej nie wejdę do mokrego namiotu", albo: "może w Amsterdamie jakąś kwaterę wynajmiemy ?". Cóż, tłumaczę kompanowi że to jest wielodniowa wyprawa rowerowa i do takich spartańskich warunków trzeba być przyzwyczajonym.

    Godzina 11:40. Na zewnątrz pada. Brakuje tylko plazmy :) © JPbike

    Nasza najbardziej zakamuflowana miejscówka © JPbike

    Wyruszyliśmy dopiero około 14:30. Czas zrobić zakupy w Lidlu.
    Holenderskie ceny żywności podobne do belgijskich i francuskich, również wysokie.

    Jak widać, Holandia to raj dla rowerzystów © JPbike

    Jedziemy, jedziemy, dzisiejszy dzionek jakoś leniwie upływa © JPbike

    Wizyta w rowerowym. Po tylu dniach taszczenia ze 40 kg chciałoby się pomknąć na czymś takim :) © JPbike

    Strasznie płaściutko i równiutko tutaj © JPbike

    Przerwa przy wale. Będzie Bitburger :) © JPbike

    Długi jest ten wiadukt i to wzdłuż autostrady. W Holandii jest sporo takich obiektów © JPbike

    Kanały, śluzy, wszystko przemyślane. Nic dziwnego bo spora część kraju leży poniżej poziomu morza © JPbike

    Co ten kompan wypatrzył ? © JPbike

    Spotkaliśmy polską barkę, kapitana z brodą też pozdrowiliśmy :) © JPbike

    Obrzeże Maasdam © JPbike

    Tu zakończyliśmy dość krótki trip tegoż dnia. Czas na obozik © JPbike

    Takiej kąpieli mi bardzo brakowało :) © JPbike

    I tak rozbiliśmy namiot obok, w głębokiej wnęce między ostrzyżonymi krzakami.
    Dobrze że Drogbasowi w trakcie jazdy przeszły te mokre niewygody, kompan nabiera wprawy :)
    Pora spać, jutro ostatni cel naszej wyprawy – Amsterdam !

    ROOSENDAAL – Oud Gastel – Stampersgat – Fijnaart – Heijningen – Helwijk – Klaaswaal – MAASDAM


    dzień czternasty, dzień szesnasty.



  • dystans : 145.70 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 07:05 h
  • v średnia : 20.57 km/h
  • v max : 40.65 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 14

    Piątek, 26 lipca 2013 • dodano: 14.10.2013 | Komentarze 8


    Noc spędzona bez rozbijania namiotu w barku nie należała do przyjemnych.
    Kiepsko, wręcz fatalnie się spało, co jakiś czas to się budziłem, to jakieś robale atakowały …

    Poranek był pochmurny, zwiastowało deszczyk i przyjemną temperaturę do jazdy.

    Tu, w pustym barku spaliśmy, a raczej próbowaliśmy spać :) © JPbike

    Te ptactwo całą noc hałasowało i Drogbas chce im dokopać :D © JPbike

    I tak my obaj kompletnie niewyspani zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i zaczęło padać …

    Nasza miejscówka w parku rekreacyjnym w Oudenaarde © JPbike

    Darmowa energia elektryczna, komórki można podładować © JPbike

    Trochę popadało i tak oto spędziliśmy barową pogodę :) © JPbike

    W końcu, około południa przestało padać, rozpogodziło się i można jechać dalej.
    Tegoż dnia mamy w planach dotrzeć do granicy z Holandią, a to wszystko przez brak miejsca na rozbicie dzikiego obozowiska w Belgii. Po drodze robimy zakupy w Lidlu – ceny żywności podobne jak do francuskich, czyli wysokie.

    Te pasy po prawej to ścieżki rowerowe, nawet na drodze ekspresowej © JPbike

    A tutaj, po lewej to podziwiamy siedzibę BMC Racing © JPbike

    W Gent. Nawet podczas remontu rowerówka ma swój pas ruchu (to żółte) ! © JPbike

    Przerwa obiadowa na przedszkolnym podwórku © JPbike

    Zamek Cortewalle w Beveren. Tu odpoczywaliśmy © JPbike

    Czarnoskóre mieszkanki nie tylko Antwerpii są ładne i to na rowerkach :) © JPbike

    Dotarliśmy do centrum Antwerpii, trzeba tylko przekroczyć Skaldę © JPbike

    Wielka ta Skalda, zastanawiamy się gdzie jest jakiś most © JPbike

    No właśnie, gdzie jest most ? Na mapie widać a w realu nie ma. Po krótkim czasie oświeciło mnie, bo po drodze widziałem ludzi na rowerach jadących w stronę jakiegoś budynku blisko brzegu rzeki – może tunel ? Okazało się że mam rację. Dużą i bezszelestną windą zjeżdża się 31 metrów w głąb ziemi.
    Fajne wrażenia. Jarek był przerażony bo chyba się boi długich i głębokich tuneli :)

    Drogbas tutaj wystrzelił do przodu jak torpeda :) © JPbike

    Wbrew pozorom Jarek jest przerażony bo jesteśmy 31 metrów pod ziemią © JPbike

    Gdy tylko wyjechaliśmy na powierzchnię to oczom od razu ukazała się super klimatyczna starówka.
    Jarkowi tak się tam podobało że doszło nawet do tego: „jak wygram w lotto to tutaj się przeprowadzę” :)

    Poniżej zapodaję parę fotek owego Starego Miasta w Antwerpii.







    Po Antwerpii trochę pokręciliśmy, i też trochę mieliśmy błądzenia w wydostaniu się z dużego miasta na właściwy kierunek, znów pomocna była nawigacja w telefonie Jarka. Po drodze dopadł nas przelotny deszcz, który przeczekaliśmy pod wiaduktem.
    Dzień powoli dobiegał końca, czas myśleć o rozbiciu namiotu. Będąc niedaleko granicy z Holandią skusił nas nieduży teren leśny i żeśmy skręcili w głąb lasu. Po ujechaniu ze kilometra jakieś niefajne miejsce wypatrzyliśmy, a tutaj z bocznej ścieżki nadszedł facet z karabinem i poinformował że to posiadłość prywatna …
    Drogbas się #%^&!!#$!^%!. I tak trzeba było jechać dalej. Po drodze, już po ciemku zaliczyliśmy standardową kąpiel na małej stacji. W końcu, około północy udało się dotrzeć do granicy belgijsko – holenderskiej i czas szukać miejsca na obozik. W ciemnościach ciężko szło szukanie, była lekka mgła, kilka miejsc nadawało się do bani, a tu blisko szosa, a tu blisko gospodarstwo, a tu jakieś gówno … Dokręciliśmy do rogatek Roosendaal i wreszcie coś się znalazło i świetnie ukryte w gąszczu drzew. Rozbijamy namiot i spać. Do oporu.

    OUDENAARDE – Gent – Lochristi – Lokeren – Sint Niklaas – Beveren – Antwerpen – Brasschaat – Wuustwezel – Essen – granica B/NL – Nispen - ROOSENDAAL


    Dzień trzynasty, dzień piętnasty.



  • dystans : 164.98 km
  • teren : 3.00 km
  • czas : 07:16 h
  • v średnia : 22.70 km/h
  • v max : 47.85 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 13

    Czwartek, 25 lipca 2013 • dodano: 10.10.2013 | Komentarze 8


    Pobudka i zwijanie obozowiska na pastwisku u rolnika przebiegły spoczko.
    Śniadanie i kawę spożywamy na tarasie i dzięki temu mamy okazję bliżej się poznać.
    Okazuje się że mili Francuzi mają kogoś ze swojej rodziny w Polsce !
    No, nawet nam zaproponowali byśmy jeszcze jeden dzień u nich spędzili, ale niestety musimy jechać dalej, by dotrzeć zgodnie z planem do Amsterdamu i nigdy nie wiadomo, co nas jeszcze może spotkać na trasie.

    Miły początek dnia. Śniadanie u francuskiej rodziny :) © JPbike

    Wymieniliśmy się adresami, dostaliśmy po piwku, pożegnaliśmy się i czas kręcić korbami dalej.
    Tegoż dnia mamy w planach dotarcie do sławnego Roubaix i przekroczenie granicy francusko - belgijskiej.
    I tak ujechaliśmy ze godzinkę i mamy długo oczekiwany widok – na własne oczy widzimy jak pędzi to TGV :)

    Wypasiona infrastruktura sławnego TGV © JPbike


    Nagrałem również filmik pokazujący prędkość TGV w porównaniu do autostradowej jazdy TIR-ów :)


    Na jednym z paru wiaduktów trochę sobie żeśmy posiedzieli i popatrzyli na te pędzące co kilka minut (!!!) składy.
    Faktycznie, prędkość mają taką że wystarczy wydusić z siebie dwa-trzy słowa i pociągu już nie widać :)

    Ano, jedzie się SUPER :) © JPbike

    Centrum Douai. Tu mielismy przyjemny chłodek :) © JPbike

    Ładna rowerówka, prawda ? :) © JPbike

    Jeden z symboli Francji. Te autko można kupić :) © JPbike

    Zdaje się że Drogbas mówi francuskim krowom - "ja wam ..." :D © JPbike

    Przerwa bez ograniczenia szybkości spożywania browarka :) © JPbike

    Coraz więcej szosonów spotykamy. A my gorsi ? Gonitw tak pod 35 km/h nie brakowało :) © JPbike

    Tego miasta nie trzeba przedstawiać. Ja też tam dotarłem na własnych siłach :) © JPbike

    Te barierki nie pozwoliły nam honorowo wjechać na sławny welodrom :( © JPbike

    Fragmenty welodromu w Roubaix © JPbike

    Spotkanie z zawodowcem, który ma na koncie udział w TdF ! © JPbike

    No i po siedmiu wspaniałych dniach spędzonych we Francji wjechaliśmy do Belgii. Szosa graniczna, którą jechaliśmy nie była w ogóle oznaczona, żadnej tablicy nie było, jedynie inne znaki drogowe i inne tablice rejestracyjne wskazywały zmianę kraju.

    Muszę przyznać że Francja widziana z wysokości siodełka rowerowego mi się bardzo spodobała i zapewne tam jeszcze wrócę z rowerem, a najlepiej na alpejsko-pirenejskie podjazdy :)


    Nie wiedziałem że w Belgii można spotkać takie cudo sztuki rowerowej © JPbike

    Centrum Avelgem © JPbike

    Nasza kąpiel. Dziwny język tutaj mają, bo zamiast wody pryskały jakieś płyny :D © JPbike

    Już pierwsze belgijskie kilometry, mijane krajobrazy, wioski w których domy rzucają się w oczy - mieszkańcy muszą być bardzo bogaci i sadzą nawet palmy w ogródkach przy domach :) dały nam do zrozumienia że tutaj to będzie bardzo ciężko o jakieś miejsce na obozowisko. Belgia to mały kraj i praktycznie każdy skrawek ziemi, nawet większy i mniejszy lasek jest wykorzystany niemal na maxa.
    Po dojechaniu do Oudenaarde powoli zapadał zmrok, zatrzymaliśmy się w dużym parku rekreacyjnym nad jeziorem. Było sporo dyskusji odnośnie noclegu i ostatecznie zdecydowaliśmy się przenocować w … pustym tropikalnym barku i to bez rozbijania namiotu. Po powrocie do Poznania okazało się że to był nasz najgorszy nocleg podczas wyprawy …

    BOUCHAVESNES BERGEN – Bapaume – Ecoust Saint Mein – Dury – Tortequesne – Douai – Waziers – Raches – Faumont – Pont a Marcq – Fretin – Peronne en Melantois – Sainghin en Melantois – Villeneuve d’Ascq – Forest sur Marque – Hem – Roubaix – Wattrelos – granica F/B – Estaimpuis - Avelgem – Kerkhove – Berchem – Melden – Leupegem - OUDENAARDE


    Dzień dwunasty, dzień czternasty.