top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

ponad 200 km

Dystans całkowity:6241.82 km (w terenie 942.00 km; 15.09%)
Czas w ruchu:265:09
Średnia prędkość:23.54 km/h
Maksymalna prędkość:75.31 km/h
Suma podjazdów:4671 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:222.92 km i 9h 28m
Więcej statystyk
  • dystans : 204.42 km
  • teren : 90.00 km
  • czas : 08:34 h
  • v średnia : 23.86 km/h
  • v max : 47.56 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.5

    Niedziela, 21 października 2012 • dodano: 21.10.2012 | Komentarze 13


    Kolejne i moje piąte starcie z Pierścieniem Poznańskim.
    Jakiś czas temu Paulina rozesłała info że szuka chętnych na ring.
    Pierwotnie jazda miała odbyć się tydzień temu ale wtedy chętnych było malutko i postanowiliśmy przełożyć wypad i ostatecznie na miejscu zbiórki zjawiło się czterech osobników - Iga, jacgol, JPbike i toadi69.
    Zaraz, zaraz ... zanim dojechałem do Strzeszynka na wspólny początek trasy to najpierw zbudziłem się o 5:20, zjadłem michę makaronu i okazało się że nie przyjrzałem się dobrze warunkom panującym na zewnątrz, a odziany byłem jedynie w krótki strój z długim podkoszulkiem, krótkie rękawiczki, buff na głowę, rękawki i nogawki. Mimo gęstej mgły i temperatury początkowo w okolicach 5 stopni, w późniejszym czasie 10 stopni dałem radę w takim stroju przejechać dwusetkę i to bez wyziębienia.

    Jadąc do Strzeszynka przez jeszcze uśpiony Poznań, w takiej mgle moja przednia lampka z nowiutkimi bateryjkami dawała snop światła jak miecz świetlny :)

    Październikowy wczesny poranek w Strzeszynku © JPbike

    Jako pierwszy, o 6:55 zjawiłem się ja, następnie Iga, jacgol i w końcu toadi69.
    Start o 7:40, kierunek jazdy - zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

    Początkowo w takich mocno mglistych warunkach żeśmy się poruszali ... © JPbike

    Okulary trzeba było zdjąć, a napęd oblepiało takie świństwo © JPbike

    W Puszczy Zielonka piękna jesień, przejrzystość odrobinę się poprawiła © JPbike

    Za Dąbrówką Kościelną zgodnie z planem, z naprzeciwka wyłoniły się znajome twarze - JoannaZygmunta, seba284 i z3waza i tak dalej kręciliśmy wspólnie w rejon okolic Promna.

    Miłe spotkanie w lesie. Ekipa chwilowo wzrosła do 7 sztuk :) © JPbike

    Asia i Sebastian jadą. W tle mgła prawie jak mleko © JPbike

    Przejazd przez klimatyczną jesień © JPbike

    Tutaj, w oczekiwaniu na Asię i Sebę rozdzieliliśmy się z Marcinem © JPbike

    W Kostrzynie postój przy sklepie i myk dalej bo zimno i trzeba się grzać ruchem :)

    Myk, myk przez nadwarciański most na południu © JPbike

    Na krzyżówce przed Mosiną przypadkowo spotkaliśmy blooma na swojej szosówce.

    Spotkanie z Tomkiem. Humory dopisują :) © JPbike

    Natomiast podjazd na Osową Górę wziąłem na maxa i wygrałem "premię górską" ;)

    Tak się zdobywa szczyty podjazdów w wykonaniu JPbike'a :) © JPbike

    Iga na całej trasie nieźle dawała radę ! © JPbike

    WPN nas kocha bo ... wyszło słońce ! © JPbike

    Po wyjechaniu z mojego terenu znowu mgła wróciła.
    W Stęszewie drugi postój przy sklepie i przypadkowo natrafiliśmy na pokaz oldtimerów.

    Ci właściciele pięknych bryczek mają pasję :) © JPbike

    Ledwo co minęliśmy Stęszew, z tu niespodziewanie na poboczu pojawiła się sylwetka rowerzysty ze znajomą mi koszulką. Okazało się że to Jurek57, który właśnie łatał kapcioszka :) Pomogliśmy.

    Jurek to świetny facet ! © JPbike

    Większość ostatnich kilometrów przebiegła w takich mglistych warunkach © JPbike

    To już w Strzeszynku. Kolejny raz ring pokonany i czas przybić piątkę :) © JPbike

    Do domu zajechałem na krótko przed 18 i dzięki temu całe niedzielne październikowe widno, chociaż mgliste zostało na maxa wykorzystane z pasją - LUBIĘ TO !

    No i dzisiejszego dnia trochę się posypało liczb wartych odnotowania :)
    - przejechałem z BS ponad 50000 km
    - to już moja 18 dwusetka i szósta w tym sezonie
    - rekord jazdy we mgle pobity (prawie cały czas)

    Wielkie dzięki zarówno moim towarzyszom, daliście radę pokonać Pierścień w taką nieciekawą pogodę, jak i wszystkim napotkanym na trasie za miłe chwile :)


    Przewyższenie - 1049 m (troszeczkę zawyżone bo mój licznik jest głupi :))



  • dystans : 212.50 km
  • teren : 15.00 km
  • czas : 10:35 h
  • v średnia : 20.08 km/h
  • v max : 65.82 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Kralova Hola (1946 m) zdobyta !

    Środa, 26 września 2012 • dodano: 27.09.2012 | Komentarze 15


    Wrześniowy urlop w górach – dzień kulminacyjny :)

    W końcu mam na koncie dwusetkę z porządnymi górkami i prawie 4 km w pionie !

    Jakiś czas temu przeglądając blogi natrafiłem właśnie na kolejną górę, na którą można wjechać rowerem bez ograniczeń i leżącą w środkowej części Słowacji, w Tatrach Niżnych - Kralovą Holę (Królewska Hala), która mierzy imponujące 1946 m.n.p.m.
    Wiadomo jak to ze mną bywa - prędzej czy później nadejdzie dzień by ją zdobyć :)
    Plan był taki – wystartować spod granicy w Łysej Polanie, zdobyć szczyt i wrócić tą samą trasą.

    Dzień zaczął się pobudką o 6 rano ... © JPbike

    Dojazd autem z Istebnej do Łysej Polany (ponad 160 km) zajął nam około 3 godzin.

    Parking (20 zł !) przed szlakiem na Morskie Oko wypełnił się do ostatniego miejsca © JPbike

    Na trasę ruszyliśmy o 10:30. Żadnej mapy nie miałem, tylko wydrukowane fragmenty.
    Od razu po wjechaniu do Słowacji zaskoczył nas spokój, dobry asfalcik, wspaniała przestrzeń, wokół same góry i znikoma ilość turystów, a u nas tłok i pełna komercja w rejonie Tatr.

    Widać ... sama przyjemnosć :) © JPbike

    Na wysokości około 1000 m. Nie ma to jak jazda wśród gór :) © JPbike

    Słowackie Tatry również są piękne ! © JPbike

    Ten szczyt to Łomnica (2634 m) :) © JPbike

    Spory kawał drogi jechaliśmy trasą Tatry Tour. Kiedyś się skuszę ... :) © JPbike

    Długi i prosty zjazd do Popradu. Wiało strasznie z boku ... © JPbike

    Pozazdrościć takiego widoku mieszkańcom Popradu :) © JPbike

    Jazda wśród kolejnych górek i przełęczy ... © JPbike

    Jedna z wielu przerw na uzupełnienie energii © JPbike

    To już pełen górski konkret ! © JPbike

    Jak to w górach bywa - pogoda często się zmienia © JPbike

    Ciekawy wiadukt kolejowy © JPbike

    Na południowym krańcu trasy pierwsze spojrzenie na cel. Szczyt niestety spowity w chmurach © JPbike

    Miasteczko Sumiac - właśnie od tędy zaczyna się właściwy atak na szczyt © JPbike

    No ... :) © JPbike

    Początkowo jakieś 5 km jedzie się po dobrym szuterku do góry © JPbike

    Na wysokości ok 1300 m. Powoli zbliżamy się do chmur :) © JPbike

    Na 1450 m zaczyna się stary asfalt z barierkami by nie spaść w dół © JPbike

    Nie dziwcie się że na CAŁEJ trasie ani razu nie odwiedziliśmy słowackiego sklepu :) © JPbike

    Tutaj wysokość Śnieżki została pokonana :) © JPbike

    Końcówka podjazdu na wysokości 1800 m. Szczyt z budynkiem spowity chmurami © JPbike

    To już przedostatnia serpentyna. Zaczyna strasznie wiać ... © JPbike

    Upragniony cel osiągnięty ! :) © JPbike

    Na szczycie huragan taki że omal nas nie zdmuchnęło ! © JPbike

    Jak mocno hulał wind ? Właśnie TAK ! © JPbike




    Rekord wysokości pobity ! Wyżej to już tylko w ALPY :) © JPbike

    Tylko tutaj można było wytrzymać huragan i odpocząć. Temperatura na górze spadła do 8 stopni © JPbike

    Na szczyt udało się wjechać na krótko przed 18-tą, mając 107 km i ok 2500 m w pionie.
    Najcięższy jest oczywiście ostatni podjazd - 12 km i ok 1200 m przewyższenia.

    Na szczycie znajduje się budynek przekażnikowy TV z wieżą © JPbike

    Wracamy w dół. Jeszcze jedno spojrzenie na szczyt i długi downhill :) © JPbike

    Czegoś takiego jeszcze nie widziałem :) © JPbike

    Po zjechaniu temperatura skoczyła do 17 stopni, ściemniło się, zakładamy lampki i myk w drogę powrotną © JPbike

    Podczas drogi powrotnej jazda przebiegła w świetle księżyca i fantastycznych zarysów gór, szczególnie jak się przejeżdżało w rejonie Tatr.
    Na trasie jedyną awarią było złapanie laczka u mnie w banalnym miejscu - na rondzie w Popradzie :)
    W końcu, strasznie zmęczeni, ale szczęśliwi doturlaliśmy do zaparkowanego auta na krótko przed północą i czekała nas jeszcze prawie 3 godzinna jazda autem do noclegowni, do której dojechaliśmy o 3 w nocy, a spać żeśmy poszli o 4.
    W sumie 21 godzin w podróży !

    Cała jazda przez 10 przełęczy (chyba, bo nie liczyłem przez te widoczki :)) to było istne hardcore ! Ale warto było !

    Podczas jazdy i po zrealizowaniu hardcorowej wycieczki wielokrotnie się zastanawialiśmy, czy my jeszcze jesteśmy normalni i czy nie przyda nam się leczenie :D

    Fotorelacja Jarka - KLIK.

    Łysa Polana (PL-SK) - Tatranska Javorina - Zdlar - Tatranska Kotlina - Tatranska Lomnica - Stary Smokovec - Poprad - Hranovnica - Vernar - Telgart - Sumiac - Kralova Hola - ... powrót tą samą trasą

    Przewyższenie – 3932 m !



  • dystans : 208.69 km
  • teren : 90.00 km
  • czas : 07:53 h
  • v średnia : 26.47 km/h
  • v max : 47.56 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.4

    Niedziela, 2 września 2012 • dodano: 02.09.2012 | Komentarze 11


    Czwarte starcie z Pierścieniem Poznańskim, trzecie wraz z Drogbasem.
    Start spod domu o 7:30, a wspólna jazda od 8, poczynając od Strzeszynka.
    Kierunek jazdy - zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
    Początkowe kilometry przebiegły w mniej lub bardziej gęstej mgle.
    Pierwszy krótki postoik w Murowanej Goślinie, zdziwiłem się na widok kapiącego potu od twarzy Jarka - tempo faktycznie ostre narzuciliśmy.
    Może uda się pobić nasz dotychczasowy rekord avs Pierścienia (26.66 km/h w moim przypadku).
    Mknąc przez Puszczę Zielonkę mielismy fajne leśno-jesienne wrażenia zapachowe.
    Drugi postój, na batoniki, banany i takie tam bo śniadanie miałem słabe, żeśmy zrobili w budce w Hucisce i wpadłem na pomysł - zadzwonimy do z3wazy i tak zagadaliśmy się na spotkanie nad Jeziorem Dębiniec.
    Pomykając dalej po starych betonowych płytach Jarek przede mną pochwalił się że był lepszy ode mnie w golonkowej Murowanej Goślinie, a ja na to - "czekaj, ja Ci jeszcze pokażę" ;) Po tym sporo śmiechu i ... prędkość wzrosła :)
    Po dojechaniu na umówione miejsce zauroczyła nas czyściutka woda w jeziorze.
    Troszeczkę tam poczekaliśmy na Asię i Marcina z córkami.
    A Ci wspaniali teamowi znajomi zafundowali nam złocisty napój, który chodził po mojej głowie od ponad godziny :)
    Na miejscu trochę wesołej gadki i zostaliśmy zaproszeni do Pobiedzisk na kawę. Oczywiście skorzystaliśmy :)
    W stajni Asi i Marcina stało mnóstwo rumaków, przy okazji ręcznie zważyłem karbonową szosówkę JoannyZygmunty - waga piórkowa robi wrażenie ! No i przejechałem się :)
    Trochę czasu wtedy zleciało, ważne że były to miło spędzone chwile !
    Pora ruszyć dalej, częściowo poza trasą Pierścienia. W Kostrzynie przez słabe oznakowanie tradycyjnie zgubiliśmy szlak, który udało się odnaleźć po nadłożeniu części asfaltowej szosy.
    W Tulcach znów mała zgubka i nawrotka, na szczęście ostatnia.
    Dalsza jazda do Kórnika przebiegła spoko i szybko. W miasteczku, gdzie znajduje się sławny zamek zrobiliśmy zakupy z piwem w roli głównej. Browar został spożyty w wyjątkowym miejscu - w zacumowanej łódce.
    Przez wygodne i przyjemne warunki odpoczynku znowu sporo czasu zleciało :)
    Kolejne napieranie południowym krańcem trasy. Nadal ostro i ze zmianami co 2 km.
    Na odcinku Rogalin - Rogalinek zaskoczył nas rowerzysta na trekkingu i w zwykłym stroju, po wyprzedzeniu usiadł nam na kole i mimo zwiększenia tempa utrzymał się do końca. Skubaniec !
    I tak wymęczeni mocnym deptaniem w korby zarządziliśmy postój przed Mosiną, wtedy miałem na liczniku 140 km i dobrą średnią - 27.98 km/h :)
    W Mosinie zakup izotoników i przypadkowo spotkałem dawno nie widzianą Ankę, trochę pogadaliśmy.
    No, jeszcze przed Mosiną zarówno mi, jak i Drogbasowi zaczęły odzywać się nogi, a konkretnie moc zanikała na podjazdach. Cóż, przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka.
    Podjazd na Osową Górę poszedł słabo. Na szczycie znów przerwa, by spożyć izo.
    Przejazd przez WPN spoko, chociaż z siłowego kręcenia jazda stopniowo zamieniała się w poruszanie siłą woli i można było się pożegnać z pierścieniowym rekordem avs. Dodatkowo sprawę mocno utrudniała nieźle pofałdowana rzeźba terenu. Przy Źródełku Żarnowiec kolejny stop i coraz gorzej wyglądaliśmy ;)
    I w takim słabym stanie jakoś doturlaliśmy do Kiekrza, gdzie zaczynaliśmy Pierścień.
    Wraz z bonusowymi km do Pobiedzisk i błądzeniem na wschodzie - wyszło 177 km.
    W Kiekrzu za kolejne wspólne pokonanie Pierścienia przybiliśmy piątkę i została zakupiona ostatnia porcja browara, który został wchłonięty tradycyjnie w dobrym miejscu, tym razem na pomoście w Strzeszynku.
    A tam fajne barwy zachodu słońca. Była wtedy godzina 19.
    Stamtąd wracałem już sam przy zapadających ciemnościach i już na resztkach mocy w nogach przekroczyłem domowy próg o 20:15.
    Była to dla mnie czwarta dwusetka strzelona w przeciągu miesiąca i 16 w rowerowym życiorysie.
    Nie wiem jakim cudem udało się uzyskać niezłą średnią jak na brak mocy w końcówce i urozmaiconą trasę Pierścienia :)


    Jakieś tam fotki może będą. Swojego aparatu foto nie brałem, dostał wolne :)


    Przewyższenie - 960 m



  • dystans : 201.06 km
  • czas : 07:03 h
  • v średnia : 28.52 km/h
  • v max : 39.93 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Dwusetka dedykowana Kornelii :)

    Niedziela, 26 sierpnia 2012 • dodano: 27.08.2012 | Komentarze 17


    No ... w komentarzach u Młynarza zobowiązałem się że walnę dwusetkę z tytułową dedykacją dla ślicznej dziewczynki - Kornelii :)


    Wystartowałem krótko po 15, zakładając że dotrę do domu przed północą.
    Nie napiszę że kierunek wiatru miałem bardzo dobry. Oj, długo czekałem na taką okazję :)
    Początkowo, przez pierwsze 25 km towarzyszył mi Jurek, który zdecydował dojechać rowerem do Zielonej Góry i stamtąd wrócić pociągiem do Buku.

    Trochę pofałdowana Ziemia Lubuska. Fajnie się pomykało :) © JPbike

    Zabytkowe zabudowania z murem obronnym w Kożuchowie © JPbike

    Nadodrzański most w Nowej Soli © JPbike

    Słońce coraz niżej, chłodniej, pora założyć rękawki i MYK © JPbike

    Romantycznego zachodu słońca nie bedzie, szkoda ... © JPbike

    Z cyklu Płaska Wielkopolska. Tędy napierałem tak pod 35 km/h :) © JPbike

    Pałac w Gościeszynie. Myślałem że iluminacji nie bedzie, a tu proszę :) © JPbike

    Nawet wiatraki ładnie iluminują :) Ten jest w Grodzisku Wielkopolskim © JPbike

    W sumie świetną dwusetkę wykonałem, do domu dotarłem o 23:35 :)
    Najfajniejsza okazała się jazda po pofałdowanej Ziemi Lubuskiej i nocne napieranie od 22-tej w nocy (znikomy ruch :))
    No ... by wyszedł dystans 200 km - trzeba było troszkę dokręcać, na przykład dwukrotnie wydłużałem trasę bocznymi drogami, a na pustych i oświetlonych rondach robiłem szybkie kółka wokół :)

    Wielkie podziękowania dla Kornelii, Asiczki, Piotrka i Jurka za wspaniałe dwa dni !

    Kategoria nocne, ponad 200 km


  • dystans : 208.94 km
  • teren : 7.00 km
  • czas : 09:19 h
  • v średnia : 22.43 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Do Lubska z Jurkiem

    Sobota, 25 sierpnia 2012 • dodano: 27.08.2012 | Komentarze 9


    Bardzo chciałem się wybrać rowerem do rowerowych przyjaciół - Asiczki i Piotrka.
    Szczególnie zależało mi na osobistym poznaniu ich wspaniałej córeczki - Kornelii :)

    Wieści o moim wypadzie musiały się rozejść bo dość szybko znalazł się chętny towarzysz, mieszkaniec Buku - Jurek :)

    Po typowo maratonowym śniadaniu wystartowałem spod domu o 6 rano, mając mgliste i bezwietrzne klimaty z bardzo dobrą temperaturą do jazdy, ponad 15 stopni.

    Troszkę mglisty poranek w drodze do Buku © JPbike

    Bikestatowicze Jurek57 i JPbike © JPbike

    Pałac w Wąsowie © JPbike

    Jurek napiera :) © JPbike

    W miarę upływu czasu i kolejnych kilometrów zaczynało się wypogadzać i można było zdjąć rękawki.

    Jeden z wielu zabtykowych parowozów w Wolsztynie © JPbike

    Po przekroczeniu granicy Wielkopolski z Lubuskim Jurkowi stopniowo zaczynały dawać we znaki upływające kilometry i niesprzyjający wiaterek. Od tego momentu postojów zarówno przy sklepach, jak i byle gdzie mieliśmy sporo.
    Postanowiłem swojego towarzysza motywować do dalszej jazdy i się udało :)
    Ciężkich momentów dla Jurka nie brakło, dwa razy zastanawiałem się czy nie ściągnąć wozu technicznego z Lubska :)

    Jedzie bardzo dzielny facet ! © JPbike

    Jurek zapragnął Odrę przekroczyć promem, więc ... © JPbike

    No to mamy fajny rejs :) © JPbike

    Najprawdziwsze podjazdy też się zdarzały © JPbike

    Pałac w Zaborze © JPbike

    Jurek w barwach Szwajcarii szuka grzybów w lubuskim lesie :) © JPbike

    Nie obyło się bez terenu. Trochę tam pobłądziliśmy :) © JPbike

    Jazdy po świeżutkiej obwodnicy nie zabrakło. Tutaj mieliśmy pod górkę i pod wiatr © JPbike

    Jeden w wielu postojów rozciągających :) © JPbike

    W pewnym momencie, jak Jurek kupował w sklepie kolejne litry picia wysłałem smsa do Piotrka:
    "Jurek heroicznie walczy by dojechać do celu"
    Mlynarz na to - "To prawdziwy bohater :D"

    W końcu, kilkanaście km przed Lubskiem z przeciwka nadjechał Młynarz i od razu zafundował nam zimne piwo !
    To chyba Jurka uratowało i widać było jak się cieszył :)

    Radosna chwila ! Piwo poszło jak woda :) © JPbike

    To już ostatnia długa prosta. Dawaj Jurek ! © JPbike


    Do celu dojechaliśmy o 19:35 i tam powitanie z Kornelią i Asiczką :)

    Wujek Jacek - "cześć, jestem wujkiem Jackiem"
    Kornelia - :) (śliczny uśmiech)
    Wujek Jacek - "jak podrośniesz to pojeździmy po górkach"
    Kornelia - :))))))) (szeroki i prześliczny uśmiech)


    Wieczór i część nocy a jakże miło zleciała :)

    Czas na głębokie pokłony dla BOHATERA Jurka :) © JPbike




  • dystans : 274.60 km
  • czas : 09:13 h
  • v średnia : 29.79 km/h
  • v max : 53.71 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Nad MORZE !

    Sobota, 4 sierpnia 2012 • dodano: 05.08.2012 | Komentarze 26


    Trend wycieczek BS-owiczów nad morze trwa !
    A tak na serio to wystarczyło spojrzenie na ultra krótki wpis u Marc'a i od razu zrodził się w mojej głowie szalony pomysł, czyli wystartujemy dokładnie o północy i po dotarciu nad Bałtyk zapadnie decyzja czy kręcimy dalej i przy tym fajnie byłoby pobić kilometrowe rekordy życiowe.

    Zbiórka nastąpiła na krótko przed północą na Rondzie Obornickim.
    Ku mojemu zdumieniu zjawiło się aż siedem wariatów chętnych na takie szaleństwa :)

    Ekipa ProGoggli gotowa do nocno-porannej jazdy © JPbike

    Skład ekipy: Marek, Jacek, Zbyszek, Mariusz, Marcin, Jarek i ja.
    Wszyscy przyjechali na szosach, Zbyszek na góralu z szosowymi kółkami, a ja na sztywnym góralu z oponkami semi 2".
    No to mam pozamiatane !

    Pomysłodawca trasy© JPbike

    Jak widać, zamiast bukłaka zamontowałem do siodełka dodatkowy koszyk na dwa bidony, a to dlatego by ręcznik upchać do plecaka, wiadomo ... plażowanie :)

    No to jazda. Dokładnie o północy nastąpił start.
    Od razu szosoni spowodowali ostre tempo - grubo ponad 30 km/h.

    Godzina 2:12. Postój w Czarnkowie na nadnoteckim moście © JPbike

    W sumie nocny odcinek przebiegł pod dyktando ciągle mocnego napierania.
    Po drodze mieliśmy mnóstwo mniej i bardziej gęstych mglistych klimatów, przez dłuższy czas kręciliśmy bez okularów.
    W Trzciance Jacgol który musiał wracać i toadi69 odłączyli od nas i wyruszyli w drogę powrotną.
    I tak pozostała piątka ruszyła dalej, ze zmianami nadal ostro napierając.

    Godzina 4:54. Słaba fotka, a to przez szalone tempo i mgłę. © JPbike

    Ruiny Zamku Drahim © JPbike

    Po przekroczeniu 150 km zacząłem odstawać szalonym szosonom, przy tym spojrzałem na średnią - 31.2 km/h !

    Podjazd za Połczynem Zdrój. Wypogodziło się :) © JPbike

    Przerwa na izobroniki, jakieś 40-50 km przed Bałtykiem © JPbike

    Cel osiągnięty ! © JPbike

    No tak - chłopaki uciekają z nadmorskiego kadru :) © JPbike

    Najważniejsza fotka w relacji :) © JPbike

    Klosiu nawet sobie pojeżdził szosówką po plaży :) © JPbike

    Na kołobrzeskiej promenadzie © JPbike

    Po nadmorskim lansiku pora coś zjeść i wypić piwo.
    Przez szalone tempo sporo sił mi ubyło i zdecydowałem dalej nie katować się.
    Jarekdrogbas również zdecydował z Kołobrzegu wracać pociągiem.
    A pozostała trójka - klosiu, Marc i z3waza udali się dalej, zresztą opiszą na swoich blogach.

    Czas na opalanko i Bosmana :) © JPbike

    Lans na kołobrzeskiej przystani © JPbike

    Po kilku godzinach plażowania i lansiku, przed 18 skład ruszył i do Pyrlandii dotarliśmy przed 23.

    POZNAŃ - Suchy Las - Złotniki - Chludowo - Ocieszyn - Oborniki - Dąbrówka Leśna - Ludomy - Połajewo - Przybychowo - Huta - Czarnków - Kuźnica Carnkowska - Trzcianka - Niekursko - Gostomia - Wałcz - Golce - Iłowiec - Machliny - Broczyno - Czaplinek - Stare Drawsko - Połczyn Zdrój - Bolkowo - Tychówko - Wygoda - Białogard - Karlino - Wrzosowo - Dygowo - KOŁOBRZEG



  • dystans : 213.42 km
  • teren : 75.00 km
  • czas : 08:31 h
  • v średnia : 25.06 km/h
  • v max : 43.07 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Dwusetka z klosiem i mlodzikiem

    Sobota, 22 października 2011 • dodano: 22.10.2011 | Komentarze 23


    Jakiś czas temu wpadłem na pomysł przejechania ponad 200 km najpierw Zachodnim Szlakiem Nadwarciańskim i powrót Szlakiem Stu Jezior, jako ciekawą alternatywę dla Pierścienia Dookoła Poznania - teraz, po zrealizowaniu trasy, chociaż nie całkowitej napiszę że pomysł był trefny.
    W końcu skompletowałem chętnych na takowe wyzwanie - ostatecznie na miejscu spotkania zjawiło się trzech zatwardziałych Gigowców - klosiu i mlodzik, oraz oczywiście JA :)
    Wszystko zaczęło się ciężkim dla mnie zbudzeniem o 7 rano i wyskokiem z ciepłego wyrka, po czym posiliłem się michą makaronu, bananem oraz kawą. Chłodno było, kilka stopni, sporo przejaśnień - ubrany byłem na temperaturę w okolicach 10 stopni plus buff na szyję - przydał się w częściowym zakrywaniu twarzy na zimną końcówkę trasy. Po spotkaniu na Cytadeli z kumplami ruszyliśmy wspólnie przed 9 i jazda na nadwarciański szlak, po drodze zaliczyłem głupią glebkę przy prędkości niższej od ludzkiego chodu :)
    Tempo dość ostre - pewnie okres roztrenowania to dla nas jakaś ściema - widocznie każdy z nas chce ... jeździć ! :)
    Po wyjechaniu na asfalt prowadzący do Obrzycka nastąpiła wzorowa jazda ze zmianami co 1 km. Przy starym wiadukcie za Stobnicą urządziliśmy dłuższą przerwę i popas. Odcinek za Obrzyckiem aż do krańca naszej trasy to nowo poznawany najpierw spory teren, później asfalt. We Wronkach wizyta w sklepie spożywczym - kefir i baterie do aparatu kupiłem. Po dojechaniu do Chojna była w planach atrakcja - przeprawa promem, niestety nieczynny :( Za to alternatywa, czyli żółty szlak okazał się fajny i pagórkowaty, czasem wymagający jak na michałkowym maratonie :) W Sierakowie popas i jazda w drogę powrotną. Początkowo w planach było dotarcie do Międzychodu - wszyscy trzej z tego pomysłu zrezygnowaliśmy, słusznie, bo chłodnawa część dnia się zbliżała. Przez Chrzypsko Wielkie dokręciliśmy podjazdem dnia (tradycyjnie pocisnąłem :)) na punkt widokowy w Łężeczkach, gdzie był najdłuższy postój z dodatkiem browarka. Dalsza jazda przebiegła znanym mi częściowo Szlakiem Stu Jezior, na którym tempo było niższe, choć wciąż z przyzwoitymi prędkościami. Po 150 km coraz bardziej czułem nogi i narastające zmęczenie. W Pamiątkowie wypita puszka Coca-Coli częściowo mi dodała sił. Po dojechaniu do Rokietnicy pora na założenie lampek - w moim przypadku czołówkę. Na odcinku Strzeszynek - Rusałka, w ciemnościach pękła mi dwunasta w życiorysie dwusetka :) Wtedy byłem już w 90% zmęczony i ujechany. Nad Rusałką odłączyłem od klosia i mlodzika - i tak do domu wróciłem już spacerowym tempem o 19.

    Dzięki chłopaki, daliśmy radę i do następnej dwusetki :)


    Muzeum Uzbrojenia na poznańskiej Cytadeli. Stąd wspólnie ruszyliśmy © JPbike

    Od razu ostro ! Miałem spore problemy z załapaniem ostrości :) © JPbike

    Moje ulubione zajęcie - uciekanie na maxa na podjazdach i fotka na górze :D © JPbike

    Terenu było dużo ... © JPbike

    Na asfalciaku Łukowo - Obrzycko zmiany były wzorowe © JPbike

    Dobijamy do atrakcji - stary wiadukt kolejowy w Brączewie © JPbike

    Podejścia po niepodjeżdżalnej skarpie nie zabrakło :) © JPbike

    Kompletny skład nadwarciańskich dwusetkowców :) © JPbike

    Wiadukt zwiedziliśmy niemal z każdej strony :) © JPbike

    Piękny nadwarciański krajobraz widziany z perspektywy rowerzysty :) © JPbike

    Dojechaliśmy do promu w Chojnie, tylko gdzie kapitan ? © JPbike

    Prom nie działał, więc wybraliśmy żółty szlak - całkiem fajny © JPbike

    Chociaż momentami było ciężko ... © JPbike

    Przerwa w Sierakowie, na Rynku. W oddali krwiobus © JPbike

    Jesienny klosiu na podjeżdzie :) © JPbike

    Mlodzik :) © JPbike

    Przerwa w widokowym miejscu, w Łężeczkach © JPbike

    Browara nie zabrakło - klosiu pije :) © JPbike

    Żeby nie było - ja też piłem, NA ZDROWIE ! © JPbike

    Póżnopopołudniowy teren powrotny © JPbike

    Slalomu specjalnego między pachołkami nie brakowało :) © JPbike




  • dystans : 203.09 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 07:37 h
  • v średnia : 26.66 km/h
  • v max : 63.90 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.3

    Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 • dodano: 25.04.2011 | Komentarze 36


    Przygotowując się do maratonu w Złotym Stoku postanowiłem z Jarkiem walnąć w lany poniedziałek mocno urozmaicony Pierścień Poznański i to mocnym tempem !
    Dla mnie było to trzecie starcie z ringiem, a drugie wraz z Drogbasem.
    Kierunek jazdy - przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, poczynając od Kiekrza.

    Już po ruszeniu spod domu o 7:30, mając pochmurną pogodę i jakieś 12 stopni stwierdziłem że prędkościomierz nie działa - zapomniałem ustawić magnes, a to dlatego że Trekiem nie jeździłem od maratonu w Murowanej Goślinie. Na miejsce spotkania, przy pomoście w Strzeszynku zajechałem leciutko spóźniony. To nic :)

    No i ruszyliśmy, od razu ostro ...

    Na betonowych płytach w drodze do Sad © JPbike

    Już pierwszy skręt w teren spowodował że trzeba było mocno deptać w pedały i szybko zaczęliśmy się grzać ...

    Jak sie okazało - z piachem zmagaliśmy się na niemal każdym terenowym odcinku ... © JPbike

    Teren terenem, więc ciśniemy dalej ! © JPbike

    Na trasie wzdłuż Jeziora Niepruszewskiego © JPbike

    Pierwszą i dość krótką przerwę zarządziliśmy przy źródełku.

    Fragment Treka przy żródełku Żarnowiec © JPbike

    Drogbas na pagórkach za Tomicami © JPbike

    To już w WPN-ie :) © JPbike

    Po podjechaniu na Osową Górę © JPbike

    Przejazd przez mostek za Mosiną © JPbike

    Jazda całym południowym odcinkiem od Mosiny do Kórnika przebiegła z wmordewindem, dzięki częstym zmianom napieraliśmy non stop OSTRO !
    Przed Kórnikiem postój przy sklepie i w połowie trasy nastąpiła dłuższa przerwa przy tamtejszym zamku.
    No ... pierwszego lodzika w sezonie zaliczyłem :)

    Wypasione rumaki przy kórnickiej fosie przyzamkowej © JPbike

    Ruszając dalej zaczęło wychodzić zza chmur słońce. Miło :)
    Jadąc najnudniejszym, wschodnim odcinkiem biegnącym prawie w całości przez otwarte przestrzenie okazało się że wind znów nam utrudniał jazdę ...

    Piach, piach ... najbardziej znienawidzony wschodni fragment Pierścienia © JPbike

    Wschodnie krańce Pierścienia © JPbike

    Fragmentu błotka nie zabrakło :) © JPbike

    Prawie jak na górskim szlaku :) © JPbike

    Po 130 km całkiem dobrze mi się podjeżdżało :) © JPbike


    Dalsza jazda to najpierw przejazd przez Puszczę Zielonkę. Cały czas tempo nadal mieliśmy mocne, nadal zmagaliśmy się piachem. Za Dąbrówką Kościelną zgubiliśmy na krótko szlak i w środku lasu się zatrzymaliśmy na resztki jedzenia. Po 150 km zacząłem nie nadążać za będącym lepiej wypoczętym Jarkiem i od tego momentu do końca jechałem za Nim. Ogólnie nie było tak źle, dałem radę. Przejeżdżając przez poligon lewe kolano zaczęło mnie trochę pobolewać, zresztą nie pierwszy raz. W końcu nadal mocno deptając w pedały dokręciliśmy do Kiekrza, dalej do Strzeszynka gdzie nastąpił czas na wspólny browarek i stamtąd już do swoich domów.

    W sumie tak szybko na takiej mocno urozmaiconej trasie jeszcze nie jechałem :)

    Puls - ... pulsometr wariował, nierzadko pokazywał ponad 200 :)
    Przewyższenie - 858 m



  • dystans : 216.73 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 09:19 h
  • v średnia : 23.26 km/h
  • v max : 56.49 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.2

    Niedziela, 12 września 2010 • dodano: 12.09.2010 | Komentarze 19


    Plan na ten niedzielny i wspaniały pogodowo dzień był taki:
    - albo wyjazd na maraton do Osiecznej (giga ma 64 km)
    - albo całodniowy przejazd Pierścieniem Dookoła Poznania (runda 174 km plus dojazd i powrót)
    Wybrałem drugą opcję, po prostu wolałem na maxa wykorzystać piękną, słoneczną pogodę i podziwiać wrześniowe uroki lata, jak i potrenować długodystansowo :)

    Co prawda, już raz Pierścień pokonałem - rok temu i z Drogbasem.
    Tym razem wybrałem się samotnie zmierzyć z mocno urozmaiconą trasą z masą terenu.
    Kierunek jazdy – przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, poczynając od Lusówka.
    Pobudka o 6:20, śniadanie, uszykowanie ekwipunku i ruszyłem o 6:50, przy 12 stopniach, słońce zaczęło wschodzić.
    Jako szlak łącznikowy wybrałem czarny i doskonale mi znany, na co dzień jeżdżę nim do pracy, jak i na działkę.

    Poranne, wrześniowe klimaty © JPbike

    Rankiem na trasie Pierścienia © JPbike

    Zachodnie krańce Pierścienia © JPbike

    Po wpadnięciu do WPN słońce coraz mocniej przygrzewało, zdążyłem się trochę zagotować, zdjąłem długą bluzę i po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, mając po drodze fajne klimaty …
    Słoneczne smugi w WPN :) © JPbike

    Nie od dziś wiadomo – WPN to mój teren i przejazd wzbogaciłem o świetny czerwony szlak wzdłuż Góreckiego, po drodze zażywając esencji MTB :)
    Techniczny zjeżdzik :) © JPbike

    Nad Góreckim. Spokojna tafla niczym lustro :) © JPbike

    Po przeprawieniu się przez Wartę i dokręceniu do Rogalina zboczyłem z trasy, by w tamtejszym parku, przy słynnych dębach zarządzić dłuższy postój na batoniki.
    Przy Dębach Rogalińskich © JPbike

    Przed Kórnikiem zatrzymałem się przy sklepie, po lodzika, colę, batoniki i ruszyłem pokonać wschodni odcinek Pierścienia – strasznie nudny, masa otwartej przestrzeni, na przemian asfalt i teren, momentem ścieżka była przeorana, zaniedbane oznakowanie, dwa razy zabłądziłem …
    Na wschodniej części Pierścienia. Nudno ... © JPbike

    Podjeżdzik na 125 metrowy szczyt wśrod pól © JPbike

    W miarę zbliżania się do Puszczy Zielonki krajobraz stawał się ciekawszy.
    Leśna Autostrada przez Puszczę Zielonka © JPbike

    Po wyjechaniu z Zielonki dopadł mnie lekki kryzys głodowy, tuż przed Murowaną Gośliną zarządziłem postój
    Przerwa przy sklepie © JPbike

    Po ponownym przekroczeniu Warty w Promnicach, pokonaniu podjazdu do Biedruska ruszyłem na podbój tamtejszego poligonu …
    Odpowiednie błoto na poligonie © JPbike

    Przyjemnie w drodze do Kiekrza © JPbike

    W Sadach znów poczułem ubytek sił, więc pit stop przy kolejnym sklepie i zatankowałem do siebie RedBulla i jazda !
    Dobijając w Lusówku ostatnie kilometry Pierścienia ogarnęła mnie radość – po raz drugi, ale pierwszy raz samotnie pokonałem Pierścień – wyszło 174 km :)
    Triumf bikera po samotnym pokonaniu Pierścienia :) © JPbike

    Teraz pozostało już tylko dotarcie do domu – ponad 20 km, po 200 km jazdy kręciłem już zmęczony, ale zadowolony. W Skórzewie jeszcze jeden postój przy sklepie – bułka z czekoladą i 2 batoniki z nadzieniem bananowym dodały mi trochę sił i do domu dotarłem po … ponad 12 godzinach spędzonych na trasie ! No cóż, postoje, robienie fotek … :)
    Trochę błota przywiozłem ze sobą :) A wczoraj czyściłem Treka … :D
    Dzień był w 100% udany rowerowo, teraz już tylko szykowanie na 3 pozostałe maratony.

    Puls – max 162, średni 123
    Przewyższenie – 847 m

    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 238.61 km
  • teren : 3.00 km
  • czas : 11:13 h
  • v średnia : 21.27 km/h
  • v max : 43.80 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Z klamotami i kolejna 200-tka

    Sobota, 12 czerwca 2010 • dodano: 13.06.2010 | Komentarze 16


    Początkowo w ten czerwcowy weekend miał być wyjazd z ekipą i to z namiotami w okolice Borne Sulinowa … będzie później.
    Z racji tego że podczas dojazdu na MTB Trophy skasowałem auto i to ponad 250 km od domu, wybrałem się z rowerem do Glinicy (śląskie) po resztę swoich klamotów z auta.

    Najpierw pociąg IR zawiózł mnie i bika do Lublińca i stamtąd kilka km dokręciłem do mechanika, gdzie stoi rozbita fura, powyciągałem to, co było mi potrzebne, załatwiłem pewną sprawę i jazda do domu rowerem z … prawie 20 kg bagażem :)

    Mój dotychczasowy kask nie wytrzymał dachowania …
    Rozbity kask © JPbike

    Tym razem poruszałem się w większości krajową 11-tką – nie była aż taka ruchliwa, więc spoczko się jechało
    Fragment krajowej 11-tki © JPbike

    Atrakcje turystyczne łapałem przypadkiem :)
    Drewniany kościółek w Starym Oleśnie © JPbike

    Coraz cieplej się robiło, miałem lekki wmordewind, początkowo niezbyt dobrze mi się kręciło, lewa łydka czasem dawała o sobie znać, były momenty że chciałem najpierw w Oleśnie Śląskim a następnie w Kluczborku wrócić pociągiem do domu – w obu dworcach widniał dość późny termin odjazdu – więc, jak na twardziela przystało … kręciłem dalej :)

    W Kluczborku zafundowałem sobie lodzika :)
    Na Rynku w Kluczborku © JPbike

    Po wyjechaniu z powyższego miasta zdecydowałem że w Kępnie wsiądę do składu i myk do Poznania, czasu miałem sporo, więc mogłem sobie pozwolić na spokojną i relaksującą jazdę :)
    Przerwa bikera w odpowiednim miejscu :) © JPbike

    Jak już wspomniałem – poniższe zabytki napotykałem przypadkiem :)
    Stary kościółek w Byczynie © JPbike

    Pałac w Siemianicach © JPbike

    Po dotarciu do Kępna (po 110 km kręcenia) wpadłem na dworzec i … dowiedziałem się że pociąg, którym zamierzałem wrócić do domu … nie kursuje w soboty, a następny jedzie następnego dnia …
    To nic, było już po 18-tej, wpadłem na drugiego lodzika. Do Poznania zostało jeszcze ponad 170 km. I jeszcze do tego mój telefon padł. Do dyspozycji miałem tylko mapę Wielkopolski … studiowałem gdzie jechać dalej, by załapać jakiś skład do Grodu Przemysława. Do Rawicza ? do Konina ? za daleko, i to z 20 kg bagażem, wtedy przypomniałem, że w sakwie mam ocalały … atlas samochodowy :)
    No i stwierdziłem że najbliżej i najlepiej będzie dotrzeć … do Wrocławia !

    I ruszyłem krajową ósemką, zaczęły się pojawiać ciemne chmury …
    Na krajowej 8-ce © JPbike

    No i po jakimś czasie rozpadało się, schroniłem się na ok. 30 min w przystanku
    Przystanek autobusowy-świetne miejsce na schronienie przed deszczem © JPbike

    Przestało padać, zrobiło się chłodniej, założyłem bluzę i w pewnym momencie krajowa 8-ka się poszerzyła i … zakaz jazdy rowerem, zboczyłem na boczną drogę do Oleśnicy – od razu luzik i sama przyjemność z jazdy :)
    Rynek w Oleśnicy © JPbike

    W tymże mieście, po zmierzchu znów zaczęło padać, na szczęście przelotnie. Dalej pozostało mi dotarcie bocznymi drogami do Wrocławia. Samo wydostanie z Oleśnicy na odpowiednią drogę nie było łatwe, kilka km ponownie dokręcałem na 8-ce, by w końcu skręcić do Oleśniczki i stamtąd już mi po części znaną drogą dzięki niedawnej wycieczce z Wrocławianami :)

    Kręcąc w zupełnych ciemnościach mijałem znaną z ostatniej Mini Nocnej Masakry miejscowość :)
    Kątna - miejsce MNM 2009 :) © JPbike

    Po drodze znów zaczęło wiać w twarz. W końcu, grubo po północy dotarłem do Wrocławia, wciąłem ostatnie dwa batoniki, i resztę rodzynek, wypiłem resztki tego, co miałem w bidonach (w sumie 2.5 litra napojów plus 1.5 litra wody w bukłaku). Przez centrum dojechałem na tamtejszy dworzec, zjadłem hot-doga i wypiłem colę, nabyłem bilety, do odjazdu została godzina, odpocząłem na peronie

    Noc we Wrocławiu jest piękna :) © JPbike

    Skład ruszył o 3:30, podróżowałem w ostatnim wagonie, pamiętając niedawną kradzież mojej Tormenty nr.2 – stałem cały czas przy rowerze, po drodze powolutku zaczęło świtać, podziwiałem wschód słońca, kilkakrotnie omal nie zasnąłem na stojąco :)
    W domu zameldowałem się w niedzielę na krótko przed 7-mą i … spać !

    Podczas tej długiej i nieplanowanej wycieczki po raz pierwszy:
    - pokonałem trzecią z rzędu ponad dwusetkę z sakwami
    - jednego dnia kręciłem przez … cztery województwa: Śląskie, Opolskie, Dolnośląskie i Wielkopolskie
    - spędziłem z rowerem bez snu ponad 24 h

    Kategoria ponad 200 km