top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 173097.72 km
- w tym teren: 62806.10 km
- teren procentowo: 36.28 %
- v średnia: 22.72 km/h
- czas: 315d 16h 21m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

ponad 200 km

Dystans całkowity:6241.82 km (w terenie 942.00 km; 15.09%)
Czas w ruchu:265:09
Średnia prędkość:23.54 km/h
Maksymalna prędkość:75.31 km/h
Suma podjazdów:4671 m
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:222.92 km i 9h 28m
Więcej statystyk
  • dystans : 201.83 km
  • teren : 3.00 km
  • czas : 07:45 h
  • v średnia : 26.04 km/h
  • v max : 54.69 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Powrót do Poznania

    Niedziela, 30 maja 2010 • dodano: 31.05.2010 | Komentarze 14


    Po dwóch, a jakże wspaniałych dniach spędzonych w stolicy Dolnego Śląska nastała pora wracać do swojego domu … rowerem oczywiście :)
    Asiczka i Piotrek mieli czas do południa, szykowali się na wyprawę do Holandii :)
    Więc po solidnym śniadaniu i uporządkowaniu swojego bagażu w sakwach wyruszyłem po 11-tej, wraz z Młynarzem, który dość szybko i sprawnie doprowadził mnie do drogi wylotowej na Oborniki Śląskie i tam się pożegnaliśmy.
    Już po ruszeniu spod domu zaczęło kropić, później dopadł mnie słaby deszcz i tak aż do wspomnianego miasta zdążyłem trochę zmoknąć, po drodze na pewnym zakręcie omal nie zaliczyłem gleby – przeliczyłem się z przyczepnością semislicków na mokrym asfalcie …
    Póki co temperatura była dość przyjemna i wiał słaby wiatr w … plecy :)
    W Obornikach Śląskich zrobiłem kilkukilometrową rundkę, by pozwiedzać to miasto położone na wzgórzach, oraz by … dobić parę kilometrów do kolejnej dwusetki :)

    Przestało padać. Asfalt powoli wysychał – daję znak że jedzie się OK. :)


    Panoramka z widokiem na Strupinę i Wzgórza Trzebnickie – od tego miejsca skończyły się pagórki …


    Po zajechaniu do Żmigrodu zatrzymałem się by założyć suche skarpetki, wyciągam je z sakwy i były mokre bo litrowa cola od wstrząsów po części się rozlała … :)

    Ustalanie dalszej trasy – tak, aby ominąć krajową piątkę …


    No i znalazła się urocza leśna droga – to był strzał w dziesiątkę :)


    Na swojej ziemi – chociaż do domu mam jeszcze ponad 100 km :)


    Terenu nie zabrakło – w sumie trzy kilometry :)


    Miejska Górka


    Za tymże miastem zrobiłem przerwę po 96 km na skraju pola.

    Znów na 434-tce – w porównaniu z piątkowym kręceniem, tym razem ruch był mniejszy i ciut lepiej się nią jechało


    W Gostyniu wpadłem po lodzika i spożyłem go tuż za miastem :)

    A kilka km przed Dolskiem zaczęły się pojawiać ciemne chmury …


    Dolsk :) Maratończycy znają to miejsce :)


    No i lunęła ulewa, schroniłem się w przystanku, nie na długo, bo przestało lać po … 10 minutach :)


    Kilkukilometrowy odcinek od powyższego przystanku do Śremu był w fatalnym stanie – masa kolein, po których płynał strumyk, i znów zmokłem od chlapowiska …
    Przejeżdżając przez Śrem, po 150 km poczułem zbliżający się kryzys, więc zatrzymałem się na kolejnym przystanku i wciąłem to co miałem – szczególnie uratowały mnie kanapki przygotowane przez Asię – dzięki :)
    Dochodziła godzina 20-ta, wtedy wyszło … słońce :)))

    Na całej trasie w sumie dwukrotnie smarowałem mokry i wypłukany łańcuch


    Natomiast ostatnie 45 km to czysta sielanka :)


    Zaczął zapadać zmrok – wszędzie dookoła podziwiałem parujące krajobrazy :)
    W Puszczykowie zaskoczyła mnie po częściach zalana rowerówka i sporo rozlewisk Warty.
    I tak … 190, 191, 192 … 196 – wpadłem po piwo, 197, 198, 199 … i w końcu radośnie strzeliłem kolejną dwusetkę na kilometr przed domem :)

    BIKEstats – wszystko jasne, tu się dobrze jeździ :)
    BIKEstats - to jest to ! © JPbike

    Rowerowy weekend był arcyudany – w sumie przez te 3 dni wykręciłem ponad 570 km !

    Podziękowania dla Asiczki i Piotrka za wspaniałą gościnę u Was :)

    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 241.53 km
  • teren : 15.00 km
  • czas : 10:22 h
  • v średnia : 23.30 km/h
  • v max : 46.17 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Do Wrocławia !

    Piątek, 28 maja 2010 • dodano: 31.05.2010 | Komentarze 10


    Dziś pierwszy dzień mojego urlopu w 2010 :) który pierwotnie był planowany na wyjazd na golonkowy maraton w Szczawnicy – wiadomo że odwołali … To nic, pomysłów na spędzenie wolnego czasu miałem kilka, w głowie chodziło mi aby solidnie się nakręcić przed wyzwaniem sezonu – Beskidy MTB Trophy, ta górska etapówka lada chwila się zacznie :)
    W końcu po zagadaniu się z Piotrkiem bez zastanawiania zdecydowałem się na weekendowy wyjazd rowerem do Wrocławia :)

    Wyruszyłem po 8:30, mając słoneczną pogodę ze słabym wiaterkiem wiejącym z … południa, oznaczało to dla mnie jazdę z lekkim wmordewindem – jak się okazało nie był taki ciężki, a może się mylę bo po prostu mam dynamit w nogach :)
    Przejeżdżając ul. Starołęcką i pierwszymi podpoznańskimi wioskami podziwiałem rosnący poziom Warty, w niektórych niżej położonych miejscach parę domów już było zabezpieczonych przed zalaniem, jak i strażacy budowali dodatkowe umocnienia z worków z piaskiem.

    Widok na rozlaną Wartę w Radzewicach


    Na rynku w Śremie


    Pierwszą przerwę zrobiłem w Dolsku :)


    Drewniany kościółek w Dolsku


    Na rynku w Gostyniu wypatrzyłem rowerowych gości z sakwami z Francji. Turystyka rowerowa ma się świetnie :)


    Jazda 434-tką, którą poruszałem się na większości mojej trasy nie należała do przyjemnych, głównie dlatego, bo poruszałem się w roboczy dzień … Ale co tam jechać trzeba :)


    Nie brakowało kilkunastokilometrowej jazdy po ruchliwej krajowej piątce. Dopadł mnie po 130 km lekki kryzys – więc zboczyłem z drogi i odpoczynkowy postój na posiłek zrobiłem tutaj, tuż przy linii kolejowej Poznań – Wrocław :)


    Większość rzek i strumyków, jakie mijałem miała wysoki poziom wód, sporo było rozlanych, jak na przykład Barycz – ta zapora pośrodku to normalne koryto …


    Wieża ciśnień w Żmigrodzie.
    W tymże mieście wreszcie zboczyłem na znacznie mniej ruchliwą drogę – od razu lepiej się jechało :)


    No … sporo kilometrów pokonałem podobnie jak kiedyś szosowcy podczas TDP-u :)


    Zaczęły się Wzgórza Trzebnickie … przyjemne i żaden tamtejszy podjazd nie sprawił mi kłopotów :)

    Za Obornikami Śląskimi (znów wzmógł się ruch aut), po 170 km jazdy nastąpiło powitanie z Piotrkiem i Krzysztofem (Iskierka84) – tego ostatniego właśnie poznałem :)


    Zarówno ja, Piotrek i Krzychu mieliśmy już dość pędzących blaszaków, więc po zaopatrzeniu się w najbliższym sklepie w złocisty napój ruszyliśmy na boczną drogę, która momentem nam znikła i nie brakło mocno terenowego przedzierania, ale daliśmy radę :)


    Przerwa na Piasta !


    Ci dwaj faceci zorganizowali konkurs w kopaniu puszek na odległość – wygrał Krzychu :)


    Na widok tablicy z napisem „Wrocław” się ucieszyłem bo dojechałem :)
    Dwusetka się zbliżała … :)

    Kręcąc przez miasto podziwiałem zabezpieczenia wałów przeciwpowodziowych


    Widok na wzburzoną mocnym wiatrem Odrę znad Mostu Milenijnego


    W końcu po moich 212 km dotarliśmy do domu.
    Przywitałem się z Asiczką, która przygotowała dla nas pyszny makaron ze wspaniałym sosem :)
    Czy byłem zmęczony ? ależ skąd :)

    Pod wieczór w czwórkę ruszyliśmy w kierunku na Stadion Olimpijski ...


    Po drodze odłączył od nas Krzychu, pognał do domu, a my cisnęliśmy, by obejrzeć koncert, którego jednak nie było … to nic, nikt z nas nie nudził się.
    Piotrek naprawił mi statyw, w którym odpadła jedna nóżka, fachowiec z Niego :)

    Ale ekipa :) Po raz drugi stanąłem na tym cokole, pierwszy raz byłem tam w pewnym grudniu :)


    No … :)


    Zapadł zmrok, udaliśmy się pokręcić po mieście, przy okazji wpadliśmy na wieczorne lodziki, podziwialiśmy niezwykłe wrocławskie iluminacje.

    Nocny Most Grunwaldzki :)


    Bogato iluminowane Muzeum Narodowe :)


    Na koniec, tuż obok domu zrobiliśmy jeszcze jedną krótką rundkę – dzięki temu Młynarz dokręcił do upragnionej setki :) Jahoo zrobiła prawie 30, a ja trzasnąłem … ponad 240 km :) Twardziel !



  • dystans : 262.02 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 10:43 h
  • v średnia : 24.45 km/h
  • v max : 54.20 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Na spotkanie z górami

    Sobota, 24 kwietnia 2010 • dodano: 25.04.2010 | Komentarze 42


    Nie mogłem dłużej czekać na jakiś wypad w góry ...
    No i dodatkowo bezustannie „atakowany” pięknymi, górskimi fotkami i relacjami karli, niradhary i Kajmana … pojechałem w końcu !
    Jako cel obrałem podnóże moich ulubionych górskich terenów – KARKONOSZE.
    Prognozy pogody na cały dzień były bardzo zachęcające i po uszykowaniu roweru i ekwipunku wyruszyłem o 6:20 spod domowego progu – kierunek: Jelenia Góra … jedziesz w dobrym kierunku :)

    Pierwsze dwie godziny jazdy to zmaganie się z dość niską temperaturą – w momencie wyjazdu termometr pokazał 4 st.C


    Trasę wyznaczyłem tak, aby jak najwięcej poruszać się bocznymi drogami – więc terenu nie zabrakło


    Nie obyło się bez omijania głównych i ruchliwych dróg – z racji braku ciekawych bocznych szos - 25 km odcinek od Piotrowa do Śmigla kręciłem krajową piątką, jazdę po części ułatwiało mi szerokie pobocze i nie było tak źle.

    Znów na bocznej szosie, od razu lepiej i przyjemniej


    Pomnik bydła we Wschowie


    Przeprawa przez Odrę w Głogowie - różowy Most Tolerancji


    W Głogowie, po 120 km zrobiłem drobne zakupy żywnościowe i przerwę wśród tamtejszych kolorowych kamieniczek i starych murów obronnych.

    Pierwsze rozgrzewkowe podjazdy pojawiły się po wyjechaniu z tegoż miasta. Widok na kopalnie miedzi


    W okolicach Polkowic fragmentem poruszałem się dwupasmową szosą …

    Znów trochę terenu a mapa wskazywała asfalt …


    Jak i przez las – okazało się że jechałem dobrze
    Choć wcześniej skręciłem na niewłaściwą asfaltową drogę – kilka km nadłożyłem :)


    Na rynku w Chocianowie. Ogólnie na całej trasie czasu na zwiedzanie nie było wiele, więc szybka fotka i myk w góry


    Przed Chojnowem, po 180 km zrobiłem drugą przerwę.

    W okolicach Złotoryi zaczęło się to, na co czekałem – PODJAZDY :)


    Gdy zacząłem pokonywać pierwszy solidny podjazd, miałem na liczniku 215 km a tu miły szok – nieźle i bez postojów mi szło do góry :)
    W Złotoryi pokusiłem się na pierwszego w tym sezonie … lodzika :)

    Ponad 40 kilometrowy końcowy odcinek mojej trasy wśród Pogórza Kaczawskiego jest najpiękniejszy


    Początek wspinaczki na ponad 600 metrową przełęcz – dwa znaki przy drodze wskazywały że średnio było 11% do góry


    Solidny podjazd przebiegł mi sprawnie i bez postojów, prędkość oscylowała się na poziomie 15 km/h.

    No i w końcu ujrzałem Karkonosze, niestety przejrzystość była słaba …


    Natomiast zjazd z tejże przełęczy do Jeleniej Góry przebiegł szybko i bez szaleństw.


    Nie mogłem nie uwiecznić najwyższego szczytu Karkonoszy :)


    Po zjechaniu do Kotliny Jeleniogórskiej najpierw dokręciłem na tamtejszy dworzec po bilety, do odjazdu zostało mi jeszcze 30 minut, udałem się na rynek i do sklepu po jedzenie na drogę powrotną.

    Na rynku w Jeleniej Górze


    Skład ruszył o 20:17, zapadał zmrok – podróż przebiegła pechowo i ze smutkiem :(
    Był to pociąg, w którym część wagonów (w tym rowerowy) jechała do Warszawy, a druga część do Gdyni (przez Poznań), we Wrocławiu się rozdzielił – wg mnie to porażka bo wpakowałem się do trzeciego wagonu (dwa pierwsze były sypialne), zostawiłem rower w przedsionku, a ja do przedziału, mając częściowy widok na rower, często musiałem sprawdzać i przestawiać swojego rumaka i (…) gdzieś w ok. 100 km przed Poznaniem – mój Accent Tormenta 2 został skradziony :(((((((

    Napiszę jeszcze że kiedyś moje pierwsze auto też padło łupem amatorów cudzej własności :(
    Więcej mi nie chce się pisać – dobrze tylko że nie pojechałem Accentem Tormentą 1.



  • dystans : 207.54 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 08:43 h
  • v średnia : 23.81 km/h
  • v max : 59.09 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Pierścień Dookoła Poznania

    Niedziela, 13 września 2009 • dodano: 13.09.2009 | Komentarze 14


    ... w końcu przejechany :)

    Wczoraj zagadałem się z Jarkiem na wspólny wypad trasą Pierścienia Dookoła Poznania. Co prawda, fragmenty trasy zarówno krótsze, jak i dłuższe wielokrotnie pokonywałem, ale nigdy nie przejechałem całośći za jednym zamachem ...
    Więc w końcu udaliśmy się pokonać liczącą ponad 170 km pętlę plus dojazd i powrót do domku, wystartowaliśmy wspólnie po 8-mej rano ze Strzeszynka i zdecydowaliśmy się pokonać pętlę zgodnie z ruchem wskazówek zegara :)

    Kręcąc przez Poligon, który Jarek znał dobrze zboczyliśmy z trasy, by zobaczyć urocze leśne jeziorko :)


    Następnie przez Biedrusko, most nad Wartą, Promnice, Murowaną Goślinę i przed wjazdem do Puszczy Zielonki zatrzymaliśmy się przy sklepie na uzupełnienie prowiantu ...

    Już w Puszczy ...


    ... przez którą przejechaliśmy prawie maratonowym tempem :)


    Dalej przez Bednary, Wronczyn, Gorzkie Pole, Górę ...

    ... dotarliśmy do wschodniego krańca pętli - w całości biegnącą wśród pól


    Typowo wielkopolskich podjazdów nie brakowało :)


    Po dotarciu do Kostrzyna Wlkp. w tymże mieście zgubiliśmy oznakowanie, i skierowaliśmy się na 434-tkę, by po kilku km odnaleźć znaki Pierścienia, zrobiliśmy tam również przerwę. Następnie pogoda zaczęła się psuć - wmordewind i zaczęło kropić ... Po dojechaniu do Gowarzewa znów zgubka - przez słabe oznakowanie i w efekcie zrobiliśmy niezłą pętelkę ... prawie 10 kilometrową :) Po tej "zgubkowej przygodzie" zdecydowaliśmy się udać asfaltową 434-tką do Kórnika - wmordewind i deszczyk nam tędy towarzyszył ...

    W Kórniku (przestało kropić) - przerwa na batonika przy kórnickim zamku :)


    Dalej jechaliśmy zgodnie z oznakowaniem - bo tamtejszą trasę doskonale znałem :)
    Przez moment spadł deszcz - na szczęście krótkotrwale ...

    Ekipa przy rzymskokatolickim kościele w Rogalinie :)


    Pałac w Rogalinie - w końcu wyremontowany :)


    Po dotarciu przez Rogalinek do Mosiny - zacząłem czuć zmęczenie i wpadłem do Żabki po bułeczkę z czekoladą i Powerade - pomogło i znów spadł krótkotrwały deszczyk :)
    Po chwili pokonywaliśmy prawdziwy podjazd na Osową Górę - nieźle pocisnęliśmy jak na górskich wyjadaczy przystało :)

    A teraz przejazd przez piękny terenowo WPN :)))


    Po wyjechaniu z WPN-u powoli zarówno ja i Jarek czujemy że ubywa nam sił ... no cóż, znaczna ilość terenu, jazdy z wiatrem w twarz zrobiła swoje - a jednak jak na twardzieli przystało kręciliśmy dalej i to mocno :)
    Dalej przez Stęszew, Krąplewo, Mirosławki, Tomice ...

    ... zrobiliśmy ostatni postój na batonika przy Źródełku Żarnowiec :)


    Przejazd przez szutrowy wiadukt nad A2 :)


    Takie chmury deszczowe nam towarzyszyły w okolicach Lusówka ...


    W końcu przez Lusowo, Sady dotarliśmy do Kiekrza, gdzie zaczynaliśmy pętlę :)
    Kręcąc na trasie Strzeszynek - Rusałka stuknęła nam dwusetka - dla mnie kolejna, a dla Jarka pierwsza !!! :)
    Nad Rusałką się rozdzieliliśmy i każdy w swoją stronę ...
    Do domciu dotarłem na resztkach sił - ale zadowolony z pokonania Pierścienia :)

    Linki do moich wcześniejszych wypadów fragmentami Pierścienia:
    - część wschodnia KLIK
    - część zachodnia KLIK

    Puls - max 164, średni 126
    Przewyższenie - 878 m



  • dystans : 205.35 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 09:54 h
  • v średnia : 20.74 km/h
  • v max : 44.90 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Do Jasienia z przyczepką :)

    Piątek, 10 lipca 2009 • dodano: 21.07.2009 | Komentarze 9


    W końcu dla mnie nadeszła długo oczekiwana chwila na pierwszą w życiu wyprawę.
    Na trasę wyruszyłem solidnie obładowany i z przyczepką BS-ową o 8-mej rano, obierając kierunek do rodzinnej miejscowości Młynarza, czyli do Jasienia :)
    Trasę postarałem się tak zaplanować, aby jak najczęściej poruszać się z dala od pędzących aut, zresztą wiadomo - dla nas, rowerzystów boczne drogi są na wagę złota :)

    Na podpoznańskim wiadukcie A2-tki, widok na zachód ...


    Początkowo było prawie bezwietrznie, a następnie powoli jazdę troszkę utrudniał mi czołowy wiatr, choć znośny ...

    Typowa szosa wśród drzew ...


    Pałac w Gościeszynie


    W Bojadle (Lubuskie) chciałem się przeprawić przez Odrę promem ... gdy tam dojechałem to ujrzałem na tablicy że przeprawa jest nieczynna :( ... więc po krótkim przestudiowaniu mapy zdecydowałem się skierować do Nowej Soli, i mostem pokonać rzekę - oznaczało to nadłożenie dodatkowych 15-20 km ...

    Przerwa na obowiązkowego lodzika na opuszczonej stacji paliw


    Na szosie w drodze do Nowej Soli ...
    Ziemia Lubuska to jedna z najbardziej zalesionych regionów kraju :)


    Na nowosolskim moście nad Odrą ...


    Podążając z przyczepką szosą do Nowogrodu Bobrzańskiego zaczęło się chmurzyć i drobno padać ...

    Kościół w Studzieńcu


    No i rozpadało się ... na szczęście krótkotrwale i schroniłem się na kilkanaście minut pod drzewem :)


    Po 150 km jechało mi się ciężej ... no przez wiatr, stopniowe zmęczenie, nie pisząc już o obładowanym rowerze z przyczepką - a jednak kręciłem dalej jak na twardziela przystało, Młynarz również wysyłał mi smsiki i na kilka kilometrów przed Jasieniem wyruszył po mnie z naprzeciwka :)))

    Cel osiągnięty i nieplanowana dwusetka zdobyta ... i to z przyczepką :)))


    Trasa: POZNAŃ - Plewiska - Głuchowo - Konarzewo - Trzcielin - Lisówki - Tomice - Rybojedzko - Sapowice - Strykowo - Kąkolewo - Jaskółki - Karczewo - Kamieniec - Wąblewo - Parzęczewo - Trzcinica - Wielichowo - Prochy - Tarnowa - Gościeszyn - Stara Dąbrowa - Nowy Widzim - Stary Widzim - Kębłowo - Świętno - Sławocin - Kolsko - Lipka - Konotop - Strumiany - Kartno - Bojadła (nieczynna przeprawa promowa i nawrót do Konotopu) - Lubięcin - Lipiny - Przyborów - Nowa Sól - Studzieniec - Mirocin Dolny - Kamionka - Niwiska - Kaczenice - Nowogród Bobrzański - Zabłocie - Guzów - Wicina - JASIEŃ



  • dystans : 275.28 km
  • czas : 10:49 h
  • v średnia : 25.45 km/h
  • v max : 53.80 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Z Poznania do Kołobrzegu

    Sobota, 16 maja 2009 • dodano: 17.05.2009 | Komentarze 30


    Pomysł na przejechanie rowerem od domku nad Bałtyk zrodził się już jakiś czas temu. Korzystając z przerwy między maratonami wsiadłem na rower o 6:20 i w drogę. Ilość prowiantu ograniczyłem do minimum co weszła do plecaka - 7 batoników, banan, 1 litr wody w bukłaku, oraz 1.5 litra izotonika w bidonach.
    Prognozy nie były zachęcające - pochmurno, ok. 10-15 st.C, zapowiadały deszcz, trudno, nie odpuściłem kręcenia jak na twardziela przystało :)

    Na wiadukcie kolejowym wyjeźdżam z Poznania.
    Jazda krajową 11-tką do Obornik była trochę stresująca - no te blaszaki...


    Po 40 km ruch maleje, jedzie mi się przyjemnie wśród lasów i pól :)

    Typowa droga w drodze z Poznania nad morze


    Most nad Notecią w Czarnkowie


    Za Trzcianką stuknęła setka pokonana w czasie 3:45 - nieźle :)

    No ... zaczęło padać, a właściwie kropić




    Przed Wałczem płasko to jednak nie było :)
    Na jakiś czas przestało padać


    W Wałczu zatrzymuję się przy sklepiku na loda i wcinam go w przyjemnym miejscu na skraju lasu, po przerwie znów zaczyna padać

    Jeszcze setka do celu :)


    Mig w Czaplinku :)


    Ruiny zamku Drahim w Starym Drawsku


    Ponad 20 kilometrowy kręty odcinek między Czaplinkiem a Połczynem Zdrój jest najpiękniejszy na mojej trasie, biegnący przez dolinę wśród uroczych leśnych jezior i prawie jak w górach :)


    Wciąż pada ... ale pięknie :)


    Tu, na przystanku w Gaworkowie się zatrzymuję na 20 minut i nieźle przemoknięty rozgrzewam się różnymi sposobami.
    Temperatura spadła do poziomu 10 st.C, zaczynam zzziębnąć brrr...


    Pada, aparat chowam do woreczka, ruszam dalej - do morza zostało 70 km i od tego momentu nieźle cisnąłem, każdy podjeźdżik mnie bardzo cieszył - grzałem się :)

    Za Połczynem Zdrój strzela mi dwusetka - czas: 7:37

    W Białogardzie robię dwuminutowy postój na ostatniego batonika, patrzę na przydrożny termometr: 9.2 st.C ... super, a ja w krótkich spodenkach :)
    A na 25 km przed Kołobrzegiem w końcu przestało padać.
    Po wjechaniu do miasta skręcam do marketu i kupuję sałatkę, serek, pieczywo, czekoladę i litrową colę - spożywam to obok sklepu :)
    Następnie nadal zziębnięty i po części przemoknięty jadę na dworzec, nabywam bilety - pociąg do domu mam na 22:30 i na dworcu udaje mi się przez ponad pół godziny trochę rozgrzać i przy zapadającym zmroku jadę zobaczyć upragnione morze :)

    No i zajechałem - po pokonaniu 267 km widzę nasz Bałtyk :)))




    Na kołobrzeskim molo, przy zapadającym zmroku


    Po zmierzchu wracam na dworzec, do odjazdu jeszcze godzina, skład już stał i wsiadam - nareszcie ciepło :)
    Podróż powrotna przebiegła spoczko, zdjąłem mokre skarpetki i podróżowałem na bosaka.
    W domu zameldowałem się o 3 w nocy.

    Rekord jazdy w deszczu pobity - 120 km !

    POZNAŃ - Suchy Las - Złotniki - Chludowo - Ocieszyn - Oborniki - Dąbrówka Leśna - Ludomy - Połajewo - Przybychowo - Huta - Czarnków - Kuźnica Carnkowska - Trzcianka - Niekursko - Gostomia - Wałcz - Golce - Iłowiec - Machliny - Broczyno - Czaplinek - Stare Drawsko - Gaworkowo - Połczyn Zdrój - Bolkowo - Tychówko - Wygoda - Białogard - Karlino - Wrzosowo - Dygowo - KOŁOBRZEG

    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 200.90 km
  • teren : 45.00 km
  • czas : 09:21 h
  • v średnia : 21.49 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Do Garbicza

    Sobota, 20 września 2008 • dodano: 21.09.2008 | Komentarze 11


    Od dawna w planach miałem całodniowy wypad do Garbicza (Woj. Lubuskie), głównie do ciotki i wujka. Właśnie w końcu się tam wybrałem.
    Po raz pierwszy taką długa trasą jechałem z sakwami. Pogoda poniżej przeciętnej jak na wrzesień - około 13 stopni, pochmurno, przez większość trasy miałem boczno-czołowy wind, na terenowych odcinkach sporo piachu.
    Najpierw jechałem trasą R8 (ominąłem Międzychód), następnie częściowo międzynarodową R1 i na koniec przez mało ruchliwe drogi i znakowane szlaki rowerowe w lubuskim.

    Z przyzwyczajaniem się do załadowanych sakw nie miałem większych problemów, na początku miałem wrażenie jakbym ciągnął jakąś rowerową przyczepkę


    Przerwa na śniadanie – duży jogurt, bułka i banan :)


    Zachodnie krańce Wielkopolski obfitują w sporą ilość mniejszych i większych pagórków


    No ilość jazdy wśród przeoranych pól była niezliczona


    Przez pagórki, stawy, lasy ... Tak właśnie przebiegała moja trasa


    Ten kwiatek jest dla wszystkich bikerek :)


    Gdy patrzę na taką pustą szosę to aż chce mi się jeździć :)


    W Prusimiu zaliczone spotkanie z armatą – repliką z czasów wojen napoleońskich




    Kadr z trasy


    Terenu też było sporo


    W Łagowie. Gotycka Brama Polska


    Jezioro Trześniowskie (Ciecz)


    Brama Marchijska z XV w


    Szosa przez Łagowski Park Krajobrazowy


    Następnie powoli zapadał zmrok, miałem w planach jazdę do samego celu przez las, a gdy spojrzałem na licznik że uda się wykręcić 200-tkę to zdecydowałem się troszkę wydłużyć trasę, główną drogą wśród ogromu TIR-ów. Po dotarciu do Garbicza i odpoczęciu dowiedziałem się od wujka (dłuuugie rowerkowe pogaduszki przy kominku) że to ja właśnie zaraziłem go cyklozą !!!

    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 254.53 km
  • teren : 46.00 km
  • czas : 10:49 h
  • v średnia : 23.53 km/h
  • v max : 58.54 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Pierwsza ponad 200-tka

    Sobota, 26 lipca 2008 • dodano: 27.07.2008 | Komentarze 12


    Moje pierwsze ponad 200 km ... nawet więcej bo 254 km :)
    Od rana upał, wyruszyłem na trasę po 11-tej. Obrałem kierunek na zachód Wielkopolski oznakowanym na czarno szlakiem R8 prowadzącym do Międzychodu, później krótko jechałem międzynarodowym szlakiem R1 do Pszczewa i dalej już asfaltowymi drogami w większości wśród lasów przez Trzciel, Zbąszyń, i już po ciemku z lampkami przez Nowy Tomyśl, Opalenice, Buk ... . Około 1 w nocy skręciłem na działkę i tam posiliłem się kanapkami i herbatką z miodem, troszkę odpocząłem i ruszyłem do domu, gdzie zajechałem o 3:10 w nocy :)

    W takiej temperaturze przyszło mi jechać ... a ile było w słońcu ? nie pytajcie :)


    Zbiory rozpoczete ...


    Pałac w Zajączkowie


    Jadąc tędy żar lał się z nieba ...


    Pałac w Białokoszu


    Przerwa na punkcie widokowym nad Jezioro Chrzypsko w Łężeczkach


    Wiadukt przed Sierakowem


    Pagórkowaty zachodni kraniec Wielkopolski


    Asfaltowy odcinek R1 ...


    ... i szutrowy


    Po przerwie. Czas jechać dalej ...


    Drewniane rzeźby w Pszczewie


    Asfalt, czy szuter ?


    Nowy Tomyśl. Największy wiklinowy kosz świata :)


    Kategoria ponad 200 km