top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

poza PL

Dystans całkowity:8789.76 km (w terenie 1224.00 km; 13.93%)
Czas w ruchu:466:33
Średnia prędkość:18.84 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:51196 m
Maks. tętno maksymalne:171 (100 %)
Maks. tętno średnie:131 (76 %)
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:98.76 km i 5h 14m
Więcej statystyk
  • dystans : 121.39 km
  • czas : 06:35 h
  • v średnia : 18.44 km/h
  • v max : 65.08 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 13

    Czwartek, 24 lipca 2014 • dodano: 25.10.2014 | Komentarze 2


    Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się poszły sprawnie.
    Od czasu, gdy odbiliśmy się od adriatyckiego wybrzeża to humory mieliśmy średnie.
    A to przez presję czasu, a to przez nieplanowaną trasę, co za tym idzie nie wiedzieliśmy co nas będzie spotykać w drodze do Rzymu.

    Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka
    Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka © JPbike

    Kręcimy dalej na południe
    Kręcimy dalej na południe. Krajobraz taki że nie wiem czy to Włochy czy Polska :) © JPbike

    Już podczas pierwszego postoju spotkaliśmy rowerzystkę z sakwami - to Tanja z Berlina. Jarek troszkę zna niemiecki i trochę sobie pogadali. Mówiła m.in. że my wyglądamy jak PROsi :). Tanja pokazała mi wydrukowaną mapę podroży, robiła rundkę po środkowych Włochach. Podczas postoju przy markecie Tanja poprosiła mnie bym zerknął na stan napędu jej nietypowego i rzadkiego roweru - masakra, łańcuch miała tak rozciągnięty że nie wiem :)
    A gdy wyszedłem z zakupami to Jarka zagadywał miejscowy emeryt, chyba fan kolarstwa, później jeszcze do rozmów dołączyła młoda para - ogólnie było wesoło :)

    Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :)
    Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :) © JPbike

    Trip przez włoskie miasteczka
    Trip przez włoskie miasteczka © JPbike

    Po dojechaniu do obrzeża Perugii nasze drogi się krzyżowały i czas na miłe pożegnanie z sympatyczną Tanją.

    Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco
    Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco © JPbike

    Kolejny konkret podjazd. Będzie padać
    Kolejny konkret podjazd. Będzie padać © JPbike

    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce
    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce © JPbike

    Klimatyczna uliczka w Perugii
    Klimatyczna uliczka w Perugii © JPbike

    Jeden z symboli Italii
    Jeden z symboli Italii © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza :) © JPbike

    Deszczykowa jazda po pagórach
    Deszczykowa jazda po pagórach © JPbike

    Parujący krajobraz widziany z boku
    Parujący krajobraz widziany z boku © JPbike

    Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był
    Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był © JPbike

    Zabytkowa część Todi
    Zabytkowa część Todi © JPbike

    Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h !
    Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h ! © JPbike

    Taki tam zamek po drodze
    Taki tam zamek po drodze © JPbike

    Się zaczął kolejny, niespodziewanie długi i konkretny podjazd na bocznej drodze. Ledwo co przekroczyliśmy 110 km a Jarek nagle mocno osłabł, a ja byłem tym stanem rzeczy zdziwiony. Trudno, bywa. No to zaczęliśmy szukać miejscówki, mijane na podjeździe kolejne skrawki ziemi z różnych powodów odpadały. Małej kłótni nie brakło. Raz Jarkowi było tak źle że rzucił rower na środku drogi i przy tym łamiąc róg na kierownicy. W końcu, po podjechaniu na jeden z setki okolicznych szczytów udało się coś znaleźć. Paskudne miejsce, przy przeoranym polu i w dodatku na błotnistym podłożu. Drogbas był #^&!!#$!^%!!, więc końcówkę tego dnia uznałem za najgorsze chwile naszej wyprawy.

    Dzień dwunasty, dzień czternasty.




  • dystans : 119.67 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 06:32 h
  • v średnia : 18.32 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 12

    Środa, 23 lipca 2014 • dodano: 22.10.2014 | Komentarze 0


    Gdy się zbudziłem, wyszedłem z namiotu by zrobić porządek w sakwach to zastanawiałem się czemu tak długo Drogbas dalej spał. Jak się obudził to wyglądał nie najlepiej i nie miał chęci by jechać dalej, wymyślił nawet że może by skorzystać z pociągu do Rzymu. Początkowo nie miałem pojęcia co jest grane. Okazało się że w nocy musiało nieźle napadać, mimo że rano chaszcze wokół były suche. W namiocie, na części gdzie spał Jarek przeciekało na podłogę i kompan chyba przez to nie mógł zasnąć. Sprawdziliśmy namiot od spodu i nic podejrzanego nie znaleźliśmy. Po tym też zacząłem myśleć nad wariantem dalszej jazdy do Rzymu. W końcu jednak udało się pozwijać obozik i ruszyć dalej. No i się zaczęły upały, które jak się później okazało, poza jednym wyjątkiem towarzyszyły nam już do samego końca wyprawy.

    Wjeżdżamy do San Marino
    Wjeżdżamy do San Marino © JPbike

    Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem
    Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem © JPbike

    Wjeżdżając pod górkę można dostrzeć w oddali Adriatyk
    Wjeżdżając pod górkę można dostrzec w oddali Adriatyk © JPbike

    Widok na Monte Titano (756 m)
    Widok na Monte Titano (756 m) © JPbike

    Jeszcze w trakcie początkowych km Jarek mocno zostawał w tyle, nie jest z nim dobrze - pomyślałem. Podczas odpoczynku by odsapnąć kompan informuje mnie że musi uciąć 2-3 h drzemkę. No to po podjechaniu i wydostaniu się z miasta zjechaliśmy na niefajne miejsce na postój. Jarkowi nie udało się pospać, nie miał humoru i zaczynał nawet żałować że w ogóle wybrał się na tą wyprawę. To były ciężkie chwile. Mimo tego ruszyliśmy dalej.

    Kręcimy dalej. Jak sie później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu
    Kręcimy dalej. Jak się później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu © JPbike

    Takich zabytków na szczytach było sporo
    Takich zabytków na szczytach było sporo © JPbike

    Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :)
    Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :) © JPbike

    Po powyższej przerwie Jarek odżył, ulżyło nam i można było spokojnie kręcić dalej :)

    Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo)
    Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo) © JPbike

    Kolejne niespodziewane podjazdy
    Nie spodziewałem się że tego dnia będziemy wjeżdżać na taką wysokość © JPbike

    Na szczycie musiałem trochę poczekać na Jarka, a ten jak dojechał to był na mnie zły bo po drodze nie wiedział czy jedzie dobrym kierunkiem i coś tam tłumaczył że ma dodatkowy balast w postaci namiotu. Na pytanie odnośnie przełożenia namiotu do mnie - odmówił.

    Widokowe zjazdy
    Widokowy zjazd © JPbike

    Po zjechaniu do doliny, skierowaliśmy się zgodnie z mapą na długą prostą. Po drodze mieliśmy ochotę na pizzę, ale okoliczne knajpki właśnie zamykali, ledwo zdążyliśmy przed zamknięciem sklepu kupić pieczywo. I tak kręciliśmy dalej, szukając miejscówki. Po krótkich poszukiwaniach coś się znalazło tuż przy drodze i obrośnięte krzaczorami wokół. Zatem po rozbiciu namiocika jeszcze kolacyjka i spać.

    Dzień jedenasty, dzień trzynasty.




  • dystans : 188.30 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 07:48 h
  • v średnia : 24.14 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 10

    Poniedziałek, 21 lipca 2014 • dodano: 14.10.2014 | Komentarze 3


    Nazajutrz Drogbas poinformował mnie że coś tam w nocy popadywało, faktycznie poranek był pochmurny, a chaszcze wokół mokre. Więc zwinęliśmy namiot i przenieśliśmy się do poniższego miejsca na boisku.

    Pochmurny poranek, godz.6:52. Tu się schowaliśmy
    Pochmurny poranek, godz. 6:52. Tu się schowaliśmy © JPbike

    Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej
    Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej © JPbike

    No i ruszyliśmy, w dalszym ciągu cały czas lekko w dół i wśród widocznych na poniższych fotkach górskich krajobrazów.

    W drodze nad Adriatyk (1)
    W drodze nad Adriatyk (2)
    W drodze nad Adriatyk (3)
    Kolejny tunel


    W końcu się wypłaszczyło i bez rewelacji dojechaliśmy do okolic Wenecji.


    Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko
    Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko © JPbike

    Gdy tylko zbliżyliśmy się do wybrzeża to w Mestre się zaczęło kolejne błądzenie i szukanie właściwej drogi.
    I tak trochę czasu zleciało, w końcu się udało trafić na tą drogę, i nagle zauważyliśmy przy barze dwóch Polaków i to też rowerowych podróżników. Po poznaniu się - to Robert i Wojtek z Łódzkiego i okazało się że tez jadą w stronę Rzymu i po tym jeszcze dalej, pozazdrościć im tyle wolnego czasu (studenci). Więc zagadujemy się na wspólną dalszą jazdę. Droga przed nami okazała się bardzo długą prostą i to płaską, napieraliśmy wprost konkretnie i ze zmianami. Najbardziej z takiego tempa zadowolony był oczywiście Drogbas :)

    Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :)
    Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :) © JPbike

    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko
    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko © JPbike

    Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam ramę na szoskę, tylko jak zabrać ?
    Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam klasyczną ramę na szoskę, tylko jak zabrać ? © JPbike

    Tu się wspólnie rozbiliśmy. Spoko miejscówka
    Tu, w pobliżu naszej drogi wspólnie rozbiliśmy obóz. Spoko miejscówka © JPbike


    Dzień dziewiąty, dzień jedenasty.




  • dystans : 134.75 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 06:48 h
  • v średnia : 19.82 km/h
  • v max : 55.19 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 9

    Niedziela, 20 lipca 2014 • dodano: 12.10.2014 | Komentarze 0


    Nazajutrz po zbudzeniu się, na miejsce (do pasieki) przyjechał gospodarz, Włoch mówiący po niemiecku, był spoko, opowiedzieliśmy skąd i dokąd jedziemy i dowiedzieliśmy się że do okolic Wenecji mamy ze 200 km.
    No to śniadanie, zwijanie obozowiska i jazda dalej wśród pięknych Dolomitów. Jest niedziela, więc ruch wszelkiej maści rowerzystów spory.

    Wjeżdżamy w Dolomity
    Urocza rowerówka wśród Dolomitów © JPbike

    Fajny kontrast. Kto wie co to jest ? Ja wiem bo byłem tam :)
    Fajny kontrast. Kto wie co to jest ? Ja wiem bo byłem tam :) © JPbike

    W alpejskich miasteczkach takich pięknych bryczek jest sporo
    W alpejskich miasteczkach takich pięknych bryczek jest sporo © JPbike

    Tak, tędy jedziemy !
    Tak, tędy jedziemy ! © JPbike

    Pięknie tam w Dolomitach
    Pięknie tam w Dolomitach © JPbike

    Toblach. Miejscówka znana fanom narciarstwa biegowego
    Toblach. Miejscówka znana fanom narciarstwa biegowego © JPbike

    Świetny jest ten szuterek. Delikatnie podjazdowy
    Świetny jest ten szuterek. Delikatnie podjazdowy © JPbike

    Bez komentarza (1) :)
    Bez komentarza (1) :) © JPbike

    Nie bylibyśmy sobą, gdyby nie takie frajdowe przeprawy :)
    Nie bylibyśmy sobą, gdyby nie takie frajdowe przeprawy :) © JPbike

    Bez komentarza (2) :)
    Bez komentarza (2) :) © JPbike

    Chwila postoju. Nie pamiętam co Drogbas wtedy pił :)
    Chwila postoju. Nie pamiętam co Drogbas wtedy pił :) © JPbike

    Od tego miejsca rozpoczęliśmy długi zjazd, jak się okazało ponad 100 km !
    Od tego miejsca (ok 1450 m.n.p.m) rozpoczęliśmy długi zjazd, jak się okazało ponad 100 km ! © JPbike

    Seria super zakrętasów
    Seria super zakrętasów © JPbike

    Bez komentarza (3) :)
    Bez komentarza (3) :) © JPbike

    Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort
    Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort © JPbike

    Przez Cortinę (c.d.)
    Przez Cortinę (c.d.) © JPbike

    Skocznia olimpijska (1956), a na dole urządzili boisko
    Skocznia olimpijska (1956), a na dole urządzili boisko © JPbike

    W Cortinie z żalem pożegnaliśmy się z zaplanowaną trasą, jaka szkoda, trudno i myk w stronę Adriatyku.

    Przez kolejne włoskie wioski wśrod gór
    Przez kolejne włoskie wioski wśród gór © JPbike

    Tu już zboczyliśmy z planowanej trasy. Sporo tuneli było do pokonania
    Na nieplanowanej trasie sporo tuneli było do pokonania © JPbike

    Spojrzenie na tunele z bliska. Najdłuszy miał ponad 2.2 km
    Spojrzenie na tunele z bliska. Najdłuszy miał ponad 2.2 km © JPbike

    Jak na niedzielne popołudnie przystało, ruch aut tędy był straszny, z trudem to wytrzymaliśmy.
    Podczas krótkiego postoju pierwszy raz w życiu usłyszałem charakterystyczny pomruk z 12 cylindrowego Lamborghini.

    Po serii tuneli oczom naszym ukazały się coraz niższe góry, a szkoda :)
    Po serii tuneli oczom naszym ukazały się coraz niższe góry, a szkoda © JPbike

    W Belluno przerwa na obiad, zakupy (Lidl jednak w niedzielę otwarty) i sporo błądzenia w wydostaniu na właściwą drogę, mapa drogowa w skali 1:600 000 nie ułatwiała sprawy. W końcu jakimś trafem wjechaliśmy na boczną dróżkę, zbliżała się późna pora i czas szukać czegoś do spania.

    Wreszcie zboczyliśmy z ruchliwej szosy. Tu jest miło i przyjemnie
    Wreszcie zboczyliśmy z ruchliwej szosy. Tu jest miło i przyjemnie © JPbike

    W Bes. Tu była kolacja, prysznic i rozbiliśmy namiocik po drugiej stronie
    W Bes. Tu była kolacja, prysznic (w budynku dla piłkarzy) i rozbiliśmy namiocik po drugiej stronie © JPbike


    Zatem to był dzień, w którym przedwcześnie zakończyliśmy piękny widokowo alpejski trip.

    Dzień ósmy, dzień dziesiąty.




  • dystans : 103.43 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 05:35 h
  • v średnia : 18.52 km/h
  • v max : 78.04 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 8

    Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 01.10.2014 | Komentarze 6


    Noc spędzona w namiocie na wysokości ponad 2100 m.n.p.m z temperaturą ledwo ponad 10°C jakoś udało się nam przetrzymać. Wystarczyło włożyć na siebie coś cieplejszego i spoko. Aha, wczoraj wieczorem odkryłem na dnie sakwy żel przeciwbólowy i kolana tym posmarowaliśmy, chyba pomogło. A przed wyprawą mama uszykowała mi parę leków i opatrunków, a ja się wahałem czy to wszystko zabrać... No tak trzeba mamusi słuchać !
    No to czas na kawę, śniadanie w alpejskiej scenerii i można zwijać wysokogórski obozik.

    Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m
    Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m © JPbike

    Taki widoczek mieliśmy zaraz po wyjściu z namiotu :)
    Taki widoczek mieliśmy zaraz po wyjściu z namiotu :) © JPbike

    Pora jechać dalej. Taka sceneria jest wręcz wymarzona !
    Pora jechać dalej. Taka sceneria jest wręcz wymarzona ! © JPbike

    Wysoko, coraz wyżej. Przemyślane górskie konstrukcje
    Wysoko, coraz wyżej. Przemyślane górskie konstrukcje © JPbike

    Chwila na odsapnięcie. Ten szuterek mnie kusi :)
    Chwila na odsapnięcie. Ten szuterek mnie kusi :) © JPbike

    Końcówka podjazdu daje niesamowite doznania widokowe :)
    Końcówka podjazdu daje niesamowite doznania widokowe :) © JPbike

    Ach jak wysoko żeśmy zajechali
    Ach jak wysoko żeśmy zajechali © JPbike

    Koniec podjazdu. Miła tu temperatura, no i te arcywidoczki
    Koniec podjazdu. Miła tu temperatura, no i te arcywidoczki © JPbike

    Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m)
    Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m) © JPbike

    Jak widać - skończyła się nam droga, dopiero na szczycie okazało się że to turystyczna dojazdówka, wczoraj na mijanej krzyżówce wybrałem nie ten kierunek co planowaliśmy. Jarek nawet się nieznacznie &!!#$!^% bo znów musiał się męczyć masakrycznym podjazdem, na szczęście alpejskie arcywidoki szybko uspokoiły kompana, uff :) Przynajmniej zobaczyliśmy z bliska lodowiec i najwyższy szczyt Austrii. Po tych nieplanowanych SUPER atrakcjach można było ruszyć w dalszą drogę, to znaczy na dłuuugi zjazd :)

    Zjeżdżamy dłuuugo w dół. Drogbas pędzi i się cieszy :)
    Zjeżdżamy dłuuugo w dół. Drogbas pędzi i się cieszy :) © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza :) © JPbike

    Tego pięknego Garbusa to my wyprzedziliśmy lekką pytką :)
    Tego pięknego Garbusa to my wyprzedziliśmy lekką pytką :) © JPbike

    Piękny i długi alpejski zjazd
    Zjechaliśmy do Heiligenblut © JPbike

    Koniec zjazdu, chociaż nadal tu wysoko - ok 950 m.n.p.m
    Koniec zjazdu, chociaż nadal tu wysoko - ok 950 m.n.p.m © JPbike

    Fotka w sam raz na tapetę :)
    Kolejny podjazd. Fotka w sam raz na tapetę :) © JPbike

    Jedziemy w stronę granicy
    Jedziemy w stronę granicy © JPbike

    Przerwa na obiad
    Przerwa na obiad © JPbike

    Kąpiel w lodowatej wodzie też była, a co ?
    Kąpiel w lodowatej wodzie też była, a co ? © JPbike

    W trakcie ciszy poobiedniej miałem przemyślenia i wątpliwości odnośnie dalszej jazdy zaplanowaną trasą. Po spojrzeniu na pozostałe wydrukowane fragmenty trasy i odczuciu na własnej skórze że alpejskie podjazdy są trudniejsze niż się spodziewałem, zwłaszcza dla sakwiarzy, to stwierdziłem że ciężko będzie wyrobić się by dotrzeć na czas do Rzymu. Mówi się trudno i równie szybko zaplanowałem opcję skrócenia trasy. Po rozmowie z Jarkiem zapadła decyzja że po drodze kupimy mapę Włoch i się okaże co dalej.

    Czasem i takie rowerówki się trafiały
    Czasem i takie rowerówki się trafiały © JPbike

    Spotkaliśmy Czecha, który tam pracuje i jeździ rowerem. Wspólne piwko też było :)
    Spotkaliśmy Czecha, który tam pracuje i jeździ rowerem. Wspólne piwko też było :) © JPbike

    Italia zdobyta !
    Italia zdobyta ! © JPbike

    Powoli wkraczamy w piękne Dolomity
    Powoli wkraczamy w piękne Dolomity © JPbike

    Stówka za nami, zjechaliśmy z drogi, kawałek szuterka i od razu mamy miejscówkę noclegową na skraju lasu.

    Tu urządziliśmy obozik. Namiocik stanął po zmierzchu
    Tu urządziliśmy obozik. Namiocik stanął po zmierzchu © JPbike

    Dobre warunki do wysuszenia kolarskich ciuchów
    Dobre warunki do wysuszenia kolarskich ciuchów © JPbike

    Czas na kolację, nawet spoko stół mieliśmy :)
    Czas na kolację, nawet spoko stół mieliśmy :) © JPbike

    I tak odpoczywając, przestudiowaliśmy zakupioną samochodową mapę Włoch - faktycznie że zaplanowanej trasy nie uda się pokonać zgodnie z planem i na czas. Zapadła decyzja że udamy się w stronę adriatyckiego wybrzeża i dalej będziemy przebijać się wprost na południe, do celu wyprawy. Z tego wszystkiego najbardziej nam szkoda że nie zaliczymy sławnej Passo dello Stelvio i uroczego jeziora Garda. Cóż, może innym razem ... :)

    Dzień siódmy, dzień dziewiąty.




  • dystans : 103.02 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 07:56 h
  • v średnia : 12.99 km/h
  • v max : 83.56 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 7

    Piątek, 18 lipca 2014 • dodano: 31.08.2014 | Komentarze 11


    Noc, pobudka, śniadanko i zwijanko obozika poszły sprawnie.
    W skrócie - to był dzień pełen alpejskich emocji, zresztą fotostory wystarczy :)

    Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka
    Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka © JPbike

    Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :)
    Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :) © JPbike

    Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :)
    Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :) © JPbike

    Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście
    Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście © JPbike

    Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :)
    Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :) © JPbike

    Pięknie tam. Tylko jeździć !
    Pięknie tam. Tylko jeździć ! © JPbike

    Nad Zeller See
    Nad Zeller See © JPbike

    Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :)
    Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :) © JPbike

    Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis !
    Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis ! © JPbike

    Parametry 33km podjazdu. Kuszące :)
    Parametry 33km podjazdu. Kuszące :) © JPbike

    Podjeżdżając, przy antylawinowym zadaszeniu wjechałem w kałużę z kapiącej wody która okazała się śliska jak lód (mchy), od razu uślizg przedniego koła i gleba ze szlifami zaliczona. To nic, szybko się pozbierałem, nim Jarek dojechał :)

    No to wspinamy się. Dawaj Drogbas !
    No to wspinamy się. Dawaj Drogbas ! © JPbike

    Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :)
    Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :) © JPbike

    Bez komentarza, bo widoki rażą :)
    Bez komentarza, bo widoki rażą :) © JPbike

    W pewnym momencie lewe kolano znów dawało o sobie znać przy każdym mocniejszym depnięciu, co przy kasecie 11-28 nietrudno, do tego zaczął mnie łapać kryzys energetyczny, brak pożywnego obiadu przed wspinaczką zrobiło swoje. Jarek mi wtedy zwiał do góry. Wspinając się dalej musiałem często się zatrzymywać, coś zjeść, nawet wysłać smsa do Drogbasa. W końcu pierwszy raz w życiu założyłem opaskę na kolano i po jakimś czasie pomogło częściowo.

    Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów
    Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów © JPbike

    To coś robi wielkie wrażenie !
    To coś robi wielkie wrażenie ! © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza (2) :) © JPbike

    Atakuję słynną Hochalpenstrasse, ponad 30 km do góry !
    Jedna z nielicznych fotek ze mną typu "od góry" :)© JPbike

    Musiałem coś robić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo
    Musiałem coś zrobić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo © JPbike

    Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m !
    Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pierwszy raz w życiu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m ! © JPbike

    Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :)
    Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :) © JPbike

    Najlepsza fotka z naszej wyprawy :)
    Tędy żeśmy podjeżdżali. Imponujący widok ! © JPbike

    Radosna chwila w moim życiu !
    Radosna chwila w moim życiu ! © JPbike

    Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m)
    Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m) © JPbike

    Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18)
    Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18) © JPbike

    Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik na środku)
    Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik w środku) © JPbike

    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :)
    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :) © JPbike

    Tankowanie przy naturalnym żródle wody ze śniegu :)
    Tankowanie przy naturalnym źródle wody ze śniegu :) © JPbike

    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :)
    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :) © JPbike

    Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty !
    Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty ! © JPbike

    Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 :)
    Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 © JPbike

    Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :)
    Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :) © JPbike

    Widoczki władowane do pamięci i czas na długi zjazd
    Widoczki z przełęczy władowane do pamięci i czas na długi zjazd © JPbike

    Na owym zjeździe z Hochtoru, na długiej prostej łukowatej osiągnąłem bez rozpędu 83.56 km/h.
    Zatem osobisty rekord v-maxa pobity - czekałem na tą chwilę od 30 czerwca 2008 !

    Po zjechaniu do krzyżówki spoglądam na mapę i coś mi nie pasi, Drogbas sugeruje skręt, a ja każę jechać prosto.
    Po krótkim czasie okazuje się że musimy pokonywać kolejny i ciężki podjazd - a dlaczego ? O tym w następnej relacji :)

    Ponowna i nieplanowana wspinaczka
    Ponowna i nieplanowana wspinaczka © JPbike

    Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ?
    Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ? © JPbike

    Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze
    Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze © JPbike

    I tak mozolnie się wspinając, po drodze zrobiliśmy postój na kolacyjkę, powoli zapadał zmrok, a my utknęliśmy gdzieś bardzo wysoko w Alpach i czas szukać czegoś do spania. Dojechaliśmy do paru zabudowań, a niżej leży zbiornik wodny z zaporą. Fragmentem szutrówki zjechaliśmy i bez większego problemu udało się znaleźć równy skrawek ziemi przy pustej chacie typu świetlica. No i rozlokowaliśmy się, a wieczorny zarys alpejskich szczytów robił wrażenie.

    Dzień szósty, dzień ósmy.




  • dystans : 121.27 km
  • czas : 06:57 h
  • v średnia : 17.45 km/h
  • v max : 68.36 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 6

    Czwartek, 17 lipca 2014 • dodano: 27.08.2014 | Komentarze 2


    Wczesnym rankiem, gdy jeszcze spałem to Jarek późnej mówił że obok nas kilka razy podjeżdżał traktor z gospodarzem i nic nie robił z naszej obecności, a w trakcie porannej kawy i zwijania obozowiska również kilka razy i nawzajem sobie pomachaliśmy. Zatem miejscowi Austriacy są spoko :)

    Nasza
    Nasza "gospodarcza" miejscówka w Austrii :) © JPbike

    Po ujechaniu paru km zboczyliśmy z drogi w stronę rwącej rzeki - poza kąpielą było pranie :)

    Zaczynamy uroczą jazdę wśród gór. Tu to mijamy zlot zabytkowych aut
    Zaczynamy uroczą jazdę wśród gór. Tu to mijamy zlot zabytkowych aut © JPbike

    Alpejski rowerowy akcent
    Alpejski rowerowy akcent © JPbike

    Pora na drugie śniadanie w fantastycznych osobliwościach przyrody
    Pora na drugie śniadanie w fantastycznych osobliwościach przyrody © JPbike

    Wjeżdżamy w upragnione Alpy. Nad Halstattersee
    Nad Hallstattersee © JPbike

    Niestety, nie dane nam było zboczyć z trasy (presja czasu) by dojechać do pięknego Hallstatt, może innym razem :)

    Kolejny podjazd za nami. Ja to lubię takie chwile :)
    Kolejny podjazd za nami. Ja to lubię takie chwile :) © JPbike

    Wśród alpejskich szczytów. Tak to można jeździć bez końca :)
    Wśród alpejskich szczytów. Tak to można jeździć bez końca :) © JPbike

    Przejazd przez Abtenau, urocze miasteczko
    Przejazd przez Abtenau, urocze miasteczko © JPbike

    Wśród gór, wśród gór :)
    Wśród gór, wśród gór :) © JPbike

    Jeden z pierwszych tuneli. Dla mnie spoko, dla Drogbasa strach :)
    Jeden z pierwszych tuneli. Dla mnie spoko, dla Drogbasa strach :) © JPbike

    No i na którymś tam kolejnym podjeździe u mnie odezwało się lewe kolano - chyba się starzeję :)
    Aha, bo zapomniałbym - Jarek też i to wcześniej sygnalizował podobny ból w prawym kolanie.

    Ojejku, faktycznie Alpy w rzeczywistości są większe niż się nam wydawało :)
    Ojejku, faktycznie Alpy w rzeczywistości są większe niż się nam wydawało :) © JPbike

    Dojechaliśmy do Bischofshofen
    Dojechaliśmy do Bischofshofen © JPbike

    W Bischofschofen. Kolejna skocznia zdobyta :)
    Kolejna znana skocznia zdobyta :) © JPbike

    Obiadokolacji w takiej scenerii to jeszcze nie jedliśmy, no i dobry ten Zipfer
    Obiadokolacji w takiej scenerii to jeszcze nie jedliśmy, no i dobry ten Zipfer © JPbike

    Po najedzeniu się była już późna pora i po wydostaniu z Bischofshofen udaliśmy się na długi podjazd, po drodze oczywiście wypatrując miejsce na obozowisko. Jak to w górach bywa - ciężko było, same stromizny, gęste lasy, rwąca rzeka itp. Po wjechaniu do rogatek Muhlbach am Hochkonig (ponad 800 m) i to jeszcze za widna udało się coś znaleźć - kawałek wykoszonego trawnika przy zamkniętej chatce (chyba pasiece), rozbiliśmy namiot i czas spać.

    Dzień piąty, dzień siódmy.




  • dystans : 151.95 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 08:16 h
  • v średnia : 18.38 km/h
  • v max : 61.53 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 5

    Środa, 16 lipca 2014 • dodano: 18.08.2014 | Komentarze 8


    Pobudka, kawa, spożywamy resztki śniadaniowego żarcia, zwijanko i czas kręcić dalej. Tegoż dnia wjechaliśmy do Austrii i dla nas nastały upragnione chwile - w ALPY !


    Nasza ostatnia czeska miejscówka. Na wysokości 630 m.n.p.m
    Nasza ostatnia czeska miejscówka. Na wysokości 630 m.n.p.m © JPbike

    Widok na zamek w Rozmberk nad Vltavou
    Widok na zamek w Rozmberk nad Vltavou © JPbike

    Ten sam zamek, inny punkt widzenia, nad Wełtawą
    Ten sam zamek, inny punkt widzenia, nad Wełtawą © JPbike

    Po pożegnaniu się z Wełtawą ruszyliśmy na niezły podjazd w stronę austriackiej granicy. Na górze zrobiło się pochmurno. Po wjechaniu do Austrii i osiągnięciu szczytu (830 m) ujrzałem w oddali i z radochą pierwszy zarys alpejskich szczytów :)

    Kolejny kraj zdobyty na rowerze :)
    Kolejny kraj zdobyty na rowerze :) © JPbike

    W Bad Leonfelden - od razu myk szybko do najbliższego marketu i browary są ! :)
    Po zrobieniu zakupów się rozpadało i jakieś 20 min przeczekaliśmy, spożywając drugie śniadanie.

    To już w Austrii. Deszczowych jazd na wyprawie mieliśmy kilka
    Kręcimy na podjeździe i w miłym deszczyku w stronę Linz  © JPbike

    Boska chwila, czyli koniec piwnej abstynencji :)
    Boska chwila, czyli koniec piwnej abstynencji :) © JPbike

    Trochę czasu zleciało. Przestało w końcu padać i ruszyliśmy dalej, długim zjazdem do samego Linz.

    W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :)
    W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :) © JPbike

    Tak jak myślałem - Dunaj faktycznie jest wielki
    Tak jak myślałem - Dunaj faktycznie jest wielki © JPbike

    Niezła naddunajska infrastruktura rowerowa
    Niezła naddunajska infrastruktura rowerowa © JPbike

    Tak, w Linzu są skałki i takie tunele dla rowerów
    Tak, w Linz są skałki i takie tunele dla rowerów © JPbike

    Tu, za Linz jest trochę płasko i jazda wzdłuż głównej drogi
    Tu, za Linz jest trochę płasko i jazda wzdłuż głównej drogi © JPbike

    Gdzieś tam, spotkaliśmy Azjatę - też sakwiarza, rower miał jeszcze bardziej obładowany od naszych.

    Przerwa na obiadek, przy przedszkolu :)
    Przerwa na obiadek, przy przedszkolu :) © JPbike

    Drogbas radośnie obwieszcza światu że właśnie wjeżdżamy w ALPY :)
    Drogbas radośnie obwieszcza światu że właśnie wjeżdżamy w ALPY :) © JPbike

    Oj, strasznie długo czekałem na taką chwilę :)
    Oj, strasznie długo czekałem na taką chwilę :) © JPbike

    Dojechaliśmy do pięknie położonego Gmunden
    Dojechaliśmy do pięknie położonego Gmunden © JPbike

    Uroczo tam. Chwila wieczornej przerwy nad Traunsee
    Uroczo tam. Chwila wieczornej przerwy nad Traunsee © JPbike

    Zapada zmrok. Traunsee objechaliśmy od północy na południe
    Zapada zmrok. Traunsee objechaliśmy od północy na południe © JPbike

    Przejazd tamtędy wzdłuż górskiego jeziora robi wrażenie, no takie że przegapiliśmy planowany skręt na boczną szosę by poszukać coś na rozbicie namiotu. I tak dalej, już po zmierzchu dojechaliśmy na południowy kraniec jeziora, do Ebensee, a tam wszystko co leży blisko brzegu jest zagospodarowane, Jarek nawet chciał rozbić obozik na wykoszonej posesji, nie zgodziłem się, za duże ryzyko. Więc ujechaliśmy kawałek dalej, po drodze i przy latarni zrobiliśmy popas na kolację, niektórzy kierowcy się zatrzymywali i pytali czy jest OK :) W końcu, przy mieścinie Roith, w świetle latarń zauważyłem równy skrawek ziemi, między dwoma budynkami gospodarczymi i tam bez wahania się rozlokowaliśmy.

    Dzień czwarty, dzień szósty.




  • dystans : 171.96 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 09:29 h
  • v średnia : 18.13 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 4

    Wtorek, 15 lipca 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 6


    Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się - spoko i bez przygód.
    Czwarty dzień przebiegł niemal w całości po miłych widokowo czeskich pagórach, oraz w dużej części i ponownie wzdłuż Wełtawy, czyli największej rzeki Czech.

    Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej
    Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej © JPbike

    Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów
    Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów © JPbike

    W pewnym momencie okazało się że przegapiłem właściwy skręt i w efekcie zajechaliśmy na kemping nad uroczo położoną Wełtawą. Oczywiście z tego powodu trzeba było zawrócić i nadłożyć kawał drogi.

    Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą
    Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

    Drogbasowi tam też się podoba :)
    Drogbasowi tam też się podoba :) © JPbike

    Około 14:30 nastąpiła przerwa obiadowa przy brudnym zbiorniku wodnym.
    Nie napiszę już o tym jak cierpieliśmy bo ... piwa brak, czeskich koron brak.

    Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy
    Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy © JPbike

    Po skręcie na mniej ruchliwą szosę ponownie troszkę pobłądziliśmy, na szczęście nie było tak źle.

    Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny
    Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny © JPbike

    W klimatycznym czeskim miasteczku
    W klimatycznym czeskim miasteczku © JPbike

    Mój cień w drodze na południe
    Mój cień w drodze na południe © JPbike

    I tak po dokręceniu do miasteczka Kajov ponownie mieliśmy okazję jechać wzdłuż Wełtawy, która w tamtym miejscu jest już rwącą rzeką. Droga tędy wije się wieloma zakrętasami, po drodze mijaliśmy parę zapełnionych kempingów z przystaniami górskich kajaków. W końcu zapadał zmrok, lampki poszły w ruch i czas szukać miejscówki. Nie było łatwo, bo wszędzie wokół stromizny albo zarośnięte chaszczami brzegi rzeki. Po dojechaniu do Rozmberk nad Vltavou zboczyliśmy na porządny podjazd i po podjechaniu prawie na szczyt udało się znaleźć skrawek w miarę równej ziemi. Po ciemku rozbiliśmy obozik i pora spać. Obaj pewnie myśleliśmy o jednym - jutro będzie Austria i pierwsze co zrobimy - do sklepu po piwo !

    Dzień trzeci, dzień piąty.




  • dystans : 151.09 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 08:15 h
  • v średnia : 18.31 km/h
  • v max : 60.97 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 3

    Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2


    Pobudka i śniadanko sprawne, zwijanie obozowiska sprawne i ruszyliśmy sprawnie :)
    Atrakcją tegoż dnia był przejazd przez Pragę, kręcenie wzdłuż mniej i bardziej spiętrzonej Wełtawy i wśród fajnych pagórów.
    Już na pierwszych km zaskoczył nas jeden idiota w czeskim tirze wiozący luźnie załadowane siano, które rozsypywał na całej szerokości asfaltu.


    Łaba w Podebrady
    Łaba w Podebrady © JPbike

    W sumie droga którą jechaliśmy do Pragi to nic ciekawego, długa prosta, wokół pola i dość płasko.

    Dojechaliśmy do Pragi
    Dojechaliśmy do Pragi © JPbike

    Jedziemy wzdłuż Wełtawy
    Jedziemy wzdłuż Wełtawy © JPbike

    Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :)
    Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :) © JPbike

    Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach
    Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach © JPbike

    Fragment praskiej starówki
    Fragment praskiej starówki © JPbike

    Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam
    Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam © JPbike

    Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :)
    Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :) © JPbike

    Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką
    Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką © JPbike

    Przerwa na obiad nastąpiła gdzieś tam nad Wełtawą, przy przeprawie promowej.
    Coraz bardziej cierpieliśmy z powodu ... braku piwa, w żadnym markecie nie dało się kupić za euro.

    Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw
    Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw © JPbike

    Się zaczęły podjazdy :)
    Się zaczęły podjazdy :) © JPbike

    Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry
    Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry © JPbike

    No i jest kapcioszek, u Drogbasa :)
    No i jest kapcioszek, u Drogbasa :) © JPbike

    Nad Wełtawą
    Most nad Wełtawą
    Nad Wełtawą
    Trzy powyższe fotki to takie tam ładne widoczki, nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike

    I tak dokręciliśmy po pagórach do miasteczka z zamkiem na górze (Vysoky Chlumec), zapadał powoli zmrok.
    Po paru dalszych km i krótkich poszukiwaniach znalazłem miejscówkę na obóz, tuż przy lesie.
    Po rozbiciu namiotu i spożyciu kolacyjki czas spać.

    Dzień drugi, dzień czwarty.