Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1125
do 50 km - 1215
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 233
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 91
Solid MTB - 30
sprzęt - 45
szoska - 439
Uphill race - 8
w górach - 299
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Listopad - 6 - 13
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
poza PL
Dystans całkowity: | 8789.76 km (w terenie 1224.00 km; 13.93%) |
Czas w ruchu: | 466:33 |
Średnia prędkość: | 18.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 51196 m |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 131 (76 %) |
Liczba aktywności: | 89 |
Średnio na aktywność: | 98.76 km i 5h 14m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 24 lipca 2014 • dodano: 25.10.2014 | Komentarze 2
Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się poszły sprawnie.
Od czasu, gdy odbiliśmy się od adriatyckiego wybrzeża to humory mieliśmy średnie.
A to przez presję czasu, a to przez nieplanowaną trasę, co za tym idzie nie wiedzieliśmy co nas będzie spotykać w drodze do Rzymu.
Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka © JPbike
Kręcimy dalej na południe. Krajobraz taki że nie wiem czy to Włochy czy Polska :) © JPbike
Już podczas pierwszego postoju spotkaliśmy rowerzystkę z sakwami - to Tanja z Berlina. Jarek troszkę zna niemiecki i trochę sobie pogadali. Mówiła m.in. że my wyglądamy jak PROsi :). Tanja pokazała mi wydrukowaną mapę podroży, robiła rundkę po środkowych Włochach. Podczas postoju przy markecie Tanja poprosiła mnie bym zerknął na stan napędu jej nietypowego i rzadkiego roweru - masakra, łańcuch miała tak rozciągnięty że nie wiem :)
A gdy wyszedłem z zakupami to Jarka zagadywał miejscowy emeryt, chyba fan kolarstwa, później jeszcze do rozmów dołączyła młoda para - ogólnie było wesoło :)
Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :) © JPbike
Trip przez włoskie miasteczka © JPbike
Po dojechaniu do obrzeża Perugii nasze drogi się krzyżowały i czas na miłe pożegnanie z sympatyczną Tanją.
Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco © JPbike
Kolejny konkret podjazd. Będzie padać © JPbike
Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce © JPbike
Klimatyczna uliczka w Perugii © JPbike
Jeden z symboli Italii © JPbike
Bez komentarza :) © JPbike
Deszczykowa jazda po pagórach © JPbike
Parujący krajobraz widziany z boku © JPbike
Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był © JPbike
Zabytkowa część Todi © JPbike
Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h ! © JPbike
Taki tam zamek po drodze © JPbike
Się zaczął kolejny, niespodziewanie długi i konkretny podjazd na bocznej drodze. Ledwo co przekroczyliśmy 110 km a Jarek nagle mocno osłabł, a ja byłem tym stanem rzeczy zdziwiony. Trudno, bywa. No to zaczęliśmy szukać miejscówki, mijane na podjeździe kolejne skrawki ziemi z różnych powodów odpadały. Małej kłótni nie brakło. Raz Jarkowi było tak źle że rzucił rower na środku drogi i przy tym łamiąc róg na kierownicy. W końcu, po podjechaniu na jeden z setki okolicznych szczytów udało się coś znaleźć. Paskudne miejsce, przy przeoranym polu i w dodatku na błotnistym podłożu. Drogbas był #^&!!#$!^%!!, więc końcówkę tego dnia uznałem za najgorsze chwile naszej wyprawy.
Dzień dwunasty, dzień czternasty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Środa, 23 lipca 2014 • dodano: 22.10.2014 | Komentarze 0
Gdy się zbudziłem, wyszedłem z namiotu by zrobić porządek w sakwach to zastanawiałem się czemu tak długo Drogbas dalej spał. Jak się obudził to wyglądał nie najlepiej i nie miał chęci by jechać dalej, wymyślił nawet że może by skorzystać z pociągu do Rzymu. Początkowo nie miałem pojęcia co jest grane. Okazało się że w nocy musiało nieźle napadać, mimo że rano chaszcze wokół były suche. W namiocie, na części gdzie spał Jarek przeciekało na podłogę i kompan chyba przez to nie mógł zasnąć. Sprawdziliśmy namiot od spodu i nic podejrzanego nie znaleźliśmy. Po tym też zacząłem myśleć nad wariantem dalszej jazdy do Rzymu. W końcu jednak udało się pozwijać obozik i ruszyć dalej. No i się zaczęły upały, które jak się później okazało, poza jednym wyjątkiem towarzyszyły nam już do samego końca wyprawy.
Wjeżdżamy do San Marino © JPbike
Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem © JPbike
Wjeżdżając pod górkę można dostrzec w oddali Adriatyk © JPbike
Widok na Monte Titano (756 m) © JPbike
Jeszcze w trakcie początkowych km Jarek mocno zostawał w tyle, nie jest z nim dobrze - pomyślałem. Podczas odpoczynku by odsapnąć kompan informuje mnie że musi uciąć 2-3 h drzemkę. No to po podjechaniu i wydostaniu się z miasta zjechaliśmy na niefajne miejsce na postój. Jarkowi nie udało się pospać, nie miał humoru i zaczynał nawet żałować że w ogóle wybrał się na tą wyprawę. To były ciężkie chwile. Mimo tego ruszyliśmy dalej.
Kręcimy dalej. Jak się później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu © JPbike
Takich zabytków na szczytach było sporo © JPbike
Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :) © JPbike
Po powyższej przerwie Jarek odżył, ulżyło nam i można było spokojnie kręcić dalej :)
Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo) © JPbike
Nie spodziewałem się że tego dnia będziemy wjeżdżać na taką wysokość © JPbike
Na szczycie musiałem trochę poczekać na Jarka, a ten jak dojechał to był na mnie zły bo po drodze nie wiedział czy jedzie dobrym kierunkiem i coś tam tłumaczył że ma dodatkowy balast w postaci namiotu. Na pytanie odnośnie przełożenia namiotu do mnie - odmówił.
Widokowy zjazd © JPbike
Po zjechaniu do doliny, skierowaliśmy się zgodnie z mapą na długą prostą. Po drodze mieliśmy ochotę na pizzę, ale okoliczne knajpki właśnie zamykali, ledwo zdążyliśmy przed zamknięciem sklepu kupić pieczywo. I tak kręciliśmy dalej, szukając miejscówki. Po krótkich poszukiwaniach coś się znalazło tuż przy drodze i obrośnięte krzaczorami wokół. Zatem po rozbiciu namiocika jeszcze kolacyjka i spać.
Dzień jedenasty, dzień trzynasty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Poniedziałek, 21 lipca 2014 • dodano: 14.10.2014 | Komentarze 3
Nazajutrz Drogbas poinformował mnie że coś tam w nocy popadywało, faktycznie poranek był pochmurny, a chaszcze wokół mokre. Więc zwinęliśmy namiot i przenieśliśmy się do poniższego miejsca na boisku.
Pochmurny poranek, godz. 6:52. Tu się schowaliśmy © JPbike
Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej © JPbike
No i ruszyliśmy, w dalszym ciągu cały czas lekko w dół i wśród widocznych na poniższych fotkach górskich krajobrazów.
W końcu się wypłaszczyło i bez rewelacji dojechaliśmy do okolic Wenecji.
Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko © JPbike
Gdy tylko zbliżyliśmy się do wybrzeża to w Mestre się zaczęło kolejne błądzenie i szukanie właściwej drogi.
I tak trochę czasu zleciało, w końcu się udało trafić na tą drogę, i nagle zauważyliśmy przy barze dwóch Polaków i to też rowerowych podróżników. Po poznaniu się - to Robert i Wojtek z Łódzkiego i okazało się że tez jadą w stronę Rzymu i po tym jeszcze dalej, pozazdrościć im tyle wolnego czasu (studenci). Więc zagadujemy się na wspólną dalszą jazdę. Droga przed nami okazała się bardzo długą prostą i to płaską, napieraliśmy wprost konkretnie i ze zmianami. Najbardziej z takiego tempa zadowolony był oczywiście Drogbas :)
Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :) © JPbike
W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko © JPbike
Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam klasyczną ramę na szoskę, tylko jak zabrać ? © JPbike
Tu, w pobliżu naszej drogi wspólnie rozbiliśmy obóz. Spoko miejscówka © JPbike
Dzień dziewiąty, dzień jedenasty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Niedziela, 20 lipca 2014 • dodano: 12.10.2014 | Komentarze 0
Nazajutrz po zbudzeniu się, na miejsce (do pasieki) przyjechał gospodarz, Włoch mówiący po niemiecku, był spoko, opowiedzieliśmy skąd i dokąd jedziemy i dowiedzieliśmy się że do okolic Wenecji mamy ze 200 km.
No to śniadanie, zwijanie obozowiska i jazda dalej wśród pięknych Dolomitów. Jest niedziela, więc ruch wszelkiej maści rowerzystów spory.
Urocza rowerówka wśród Dolomitów © JPbike
Fajny kontrast. Kto wie co to jest ? Ja wiem bo byłem tam :) © JPbike
W alpejskich miasteczkach takich pięknych bryczek jest sporo © JPbike
Tak, tędy jedziemy ! © JPbike
Pięknie tam w Dolomitach © JPbike
Toblach. Miejscówka znana fanom narciarstwa biegowego © JPbike
Świetny jest ten szuterek. Delikatnie podjazdowy © JPbike
Bez komentarza (1) :) © JPbike
Nie bylibyśmy sobą, gdyby nie takie frajdowe przeprawy :) © JPbike
Bez komentarza (2) :) © JPbike
Chwila postoju. Nie pamiętam co Drogbas wtedy pił :) © JPbike
Od tego miejsca (ok 1450 m.n.p.m) rozpoczęliśmy długi zjazd, jak się okazało ponad 100 km ! © JPbike
Seria super zakrętasów © JPbike
Bez komentarza (3) :) © JPbike
Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort © JPbike
Przez Cortinę (c.d.) © JPbike
Skocznia olimpijska (1956), a na dole urządzili boisko © JPbike
W Cortinie z żalem pożegnaliśmy się z zaplanowaną trasą, jaka szkoda, trudno i myk w stronę Adriatyku.
Przez kolejne włoskie wioski wśród gór © JPbike
Na nieplanowanej trasie sporo tuneli było do pokonania © JPbike
Spojrzenie na tunele z bliska. Najdłuszy miał ponad 2.2 km © JPbike
Jak na niedzielne popołudnie przystało, ruch aut tędy był straszny, z trudem to wytrzymaliśmy.
Podczas krótkiego postoju pierwszy raz w życiu usłyszałem charakterystyczny pomruk z 12 cylindrowego Lamborghini.
Po serii tuneli oczom naszym ukazały się coraz niższe góry, a szkoda © JPbike
W Belluno przerwa na obiad, zakupy (Lidl jednak w niedzielę otwarty) i sporo błądzenia w wydostaniu na właściwą drogę, mapa drogowa w skali 1:600 000 nie ułatwiała sprawy. W końcu jakimś trafem wjechaliśmy na boczną dróżkę, zbliżała się późna pora i czas szukać czegoś do spania.
Wreszcie zboczyliśmy z ruchliwej szosy. Tu jest miło i przyjemnie © JPbike
W Bes. Tu była kolacja, prysznic (w budynku dla piłkarzy) i rozbiliśmy namiocik po drugiej stronie © JPbike
Zatem to był dzień, w którym przedwcześnie zakończyliśmy piękny widokowo alpejski trip.
Dzień ósmy, dzień dziesiąty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 01.10.2014 | Komentarze 6
Noc spędzona w namiocie na wysokości ponad 2100 m.n.p.m z temperaturą ledwo ponad 10°C jakoś udało się nam przetrzymać. Wystarczyło włożyć na siebie coś cieplejszego i spoko. Aha, wczoraj wieczorem odkryłem na dnie sakwy żel przeciwbólowy i kolana tym posmarowaliśmy, chyba pomogło. A przed wyprawą mama uszykowała mi parę leków i opatrunków, a ja się wahałem czy to wszystko zabrać... No tak trzeba mamusi słuchać !
No to czas na kawę, śniadanie w alpejskiej scenerii i można zwijać wysokogórski obozik.
Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m © JPbike
Taki widoczek mieliśmy zaraz po wyjściu z namiotu :) © JPbike
Pora jechać dalej. Taka sceneria jest wręcz wymarzona ! © JPbike
Wysoko, coraz wyżej. Przemyślane górskie konstrukcje © JPbike
Chwila na odsapnięcie. Ten szuterek mnie kusi :) © JPbike
Końcówka podjazdu daje niesamowite doznania widokowe :) © JPbike
Ach jak wysoko żeśmy zajechali © JPbike
Koniec podjazdu. Miła tu temperatura, no i te arcywidoczki © JPbike
Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m) © JPbike
Jak widać - skończyła się nam droga, dopiero na szczycie okazało się że to turystyczna dojazdówka, wczoraj na mijanej krzyżówce wybrałem nie ten kierunek co planowaliśmy. Jarek nawet się nieznacznie &!!#$!^% bo znów musiał się męczyć masakrycznym podjazdem, na szczęście alpejskie arcywidoki szybko uspokoiły kompana, uff :) Przynajmniej zobaczyliśmy z bliska lodowiec i najwyższy szczyt Austrii. Po tych nieplanowanych SUPER atrakcjach można było ruszyć w dalszą drogę, to znaczy na dłuuugi zjazd :)
Zjeżdżamy dłuuugo w dół. Drogbas pędzi i się cieszy :) © JPbike
Bez komentarza :) © JPbike
Tego pięknego Garbusa to my wyprzedziliśmy lekką pytką :) © JPbike
Zjechaliśmy do Heiligenblut © JPbike
Koniec zjazdu, chociaż nadal tu wysoko - ok 950 m.n.p.m © JPbike
Kolejny podjazd. Fotka w sam raz na tapetę :) © JPbike
Jedziemy w stronę granicy © JPbike
Przerwa na obiad © JPbike
Kąpiel w lodowatej wodzie też była, a co ? © JPbike
W trakcie ciszy poobiedniej miałem przemyślenia i wątpliwości odnośnie dalszej jazdy zaplanowaną trasą. Po spojrzeniu na pozostałe wydrukowane fragmenty trasy i odczuciu na własnej skórze że alpejskie podjazdy są trudniejsze niż się spodziewałem, zwłaszcza dla sakwiarzy, to stwierdziłem że ciężko będzie wyrobić się by dotrzeć na czas do Rzymu. Mówi się trudno i równie szybko zaplanowałem opcję skrócenia trasy. Po rozmowie z Jarkiem zapadła decyzja że po drodze kupimy mapę Włoch i się okaże co dalej.
Czasem i takie rowerówki się trafiały © JPbike
Spotkaliśmy Czecha, który tam pracuje i jeździ rowerem. Wspólne piwko też było :) © JPbike
Italia zdobyta ! © JPbike
Powoli wkraczamy w piękne Dolomity © JPbike
Stówka za nami, zjechaliśmy z drogi, kawałek szuterka i od razu mamy miejscówkę noclegową na skraju lasu.
Tu urządziliśmy obozik. Namiocik stanął po zmierzchu © JPbike
Dobre warunki do wysuszenia kolarskich ciuchów © JPbike
Czas na kolację, nawet spoko stół mieliśmy :) © JPbike
I tak odpoczywając, przestudiowaliśmy zakupioną samochodową mapę Włoch - faktycznie że zaplanowanej trasy nie uda się pokonać zgodnie z planem i na czas. Zapadła decyzja że udamy się w stronę adriatyckiego wybrzeża i dalej będziemy przebijać się wprost na południe, do celu wyprawy. Z tego wszystkiego najbardziej nam szkoda że nie zaliczymy sławnej Passo dello Stelvio i uroczego jeziora Garda. Cóż, może innym razem ... :)
Dzień siódmy, dzień dziewiąty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy, wysokie szczyty
Piątek, 18 lipca 2014 • dodano: 31.08.2014 | Komentarze 11
Noc, pobudka, śniadanko i zwijanko obozika poszły sprawnie.
W skrócie - to był dzień pełen alpejskich emocji, zresztą fotostory wystarczy :)
Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka © JPbike
Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :) © JPbike
Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :) © JPbike
Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście © JPbike
Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :) © JPbike
Pięknie tam. Tylko jeździć ! © JPbike
Nad Zeller See © JPbike
Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :) © JPbike
Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis ! © JPbike
Parametry 33km podjazdu. Kuszące :) © JPbike
Podjeżdżając, przy antylawinowym zadaszeniu wjechałem w kałużę z kapiącej wody która okazała się śliska jak lód (mchy), od razu uślizg przedniego koła i gleba ze szlifami zaliczona. To nic, szybko się pozbierałem, nim Jarek dojechał :)
No to wspinamy się. Dawaj Drogbas ! © JPbike
Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :) © JPbike
Bez komentarza, bo widoki rażą :) © JPbike
W pewnym momencie lewe kolano znów dawało o sobie znać przy każdym mocniejszym depnięciu, co przy kasecie 11-28 nietrudno, do tego zaczął mnie łapać kryzys energetyczny, brak pożywnego obiadu przed wspinaczką zrobiło swoje. Jarek mi wtedy zwiał do góry. Wspinając się dalej musiałem często się zatrzymywać, coś zjeść, nawet wysłać smsa do Drogbasa. W końcu pierwszy raz w życiu założyłem opaskę na kolano i po jakimś czasie pomogło częściowo.
Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów © JPbike
To coś robi wielkie wrażenie ! © JPbike
Bez komentarza (2) :) © JPbike
Jedna z nielicznych fotek ze mną typu "od góry" :)© JPbike
Musiałem coś zrobić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo © JPbike
Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pierwszy raz w życiu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m ! © JPbike
Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :) © JPbike
Tędy żeśmy podjeżdżali. Imponujący widok ! © JPbike
Radosna chwila w moim życiu ! © JPbike
Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m) © JPbike
Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18) © JPbike
Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik w środku) © JPbike
Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :) © JPbike
Tankowanie przy naturalnym źródle wody ze śniegu :) © JPbike
Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :) © JPbike
Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty ! © JPbike
Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 © JPbike
Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :) © JPbike
Widoczki z przełęczy władowane do pamięci i czas na długi zjazd © JPbike
Na owym zjeździe z Hochtoru, na długiej prostej łukowatej osiągnąłem bez rozpędu 83.56 km/h.
Zatem osobisty rekord v-maxa pobity - czekałem na tą chwilę od 30 czerwca 2008 !
Po zjechaniu do krzyżówki spoglądam na mapę i coś mi nie pasi, Drogbas sugeruje skręt, a ja każę jechać prosto.
Po krótkim czasie okazuje się że musimy pokonywać kolejny i ciężki podjazd - a dlaczego ? O tym w następnej relacji :)
Ponowna i nieplanowana wspinaczka © JPbike
Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ? © JPbike
Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze © JPbike
I tak mozolnie się wspinając, po drodze zrobiliśmy postój na kolacyjkę, powoli zapadał zmrok, a my utknęliśmy gdzieś bardzo wysoko w Alpach i czas szukać czegoś do spania. Dojechaliśmy do paru zabudowań, a niżej leży zbiornik wodny z zaporą. Fragmentem szutrówki zjechaliśmy i bez większego problemu udało się znaleźć równy skrawek ziemi przy pustej chacie typu świetlica. No i rozlokowaliśmy się, a wieczorny zarys alpejskich szczytów robił wrażenie.
Dzień szósty, dzień ósmy.
Kategoria wysokie szczyty, wyprawy, w towarzystwie, w górach, poza PL, ponad 100 km
Czwartek, 17 lipca 2014 • dodano: 27.08.2014 | Komentarze 2
Wczesnym rankiem, gdy jeszcze spałem to Jarek późnej mówił że obok nas kilka razy podjeżdżał traktor z gospodarzem i nic nie robił z naszej obecności, a w trakcie porannej kawy i zwijania obozowiska również kilka razy i nawzajem sobie pomachaliśmy. Zatem miejscowi Austriacy są spoko :)
Nasza "gospodarcza" miejscówka w Austrii :) © JPbike
Po ujechaniu paru km zboczyliśmy z drogi w stronę rwącej rzeki - poza kąpielą było pranie :)
Zaczynamy uroczą jazdę wśród gór. Tu to mijamy zlot zabytkowych aut © JPbike
Alpejski rowerowy akcent © JPbike
Pora na drugie śniadanie w fantastycznych osobliwościach przyrody © JPbike
Nad Hallstattersee © JPbike
Niestety, nie dane nam było zboczyć z trasy (presja czasu) by dojechać do pięknego Hallstatt, może innym razem :)
Kolejny podjazd za nami. Ja to lubię takie chwile :) © JPbike
Wśród alpejskich szczytów. Tak to można jeździć bez końca :) © JPbike
Przejazd przez Abtenau, urocze miasteczko © JPbike
Wśród gór, wśród gór :) © JPbike
Jeden z pierwszych tuneli. Dla mnie spoko, dla Drogbasa strach :) © JPbike
No i na którymś tam kolejnym podjeździe u mnie odezwało się lewe kolano - chyba się starzeję :)
Aha, bo zapomniałbym - Jarek też i to wcześniej sygnalizował podobny ból w prawym kolanie.
Ojejku, faktycznie Alpy w rzeczywistości są większe niż się nam wydawało :) © JPbike
Dojechaliśmy do Bischofshofen © JPbike
Kolejna znana skocznia zdobyta :) © JPbike
Obiadokolacji w takiej scenerii to jeszcze nie jedliśmy, no i dobry ten Zipfer © JPbike
Po najedzeniu się była już późna pora i po wydostaniu z Bischofshofen udaliśmy się na długi podjazd, po drodze oczywiście wypatrując miejsce na obozowisko. Jak to w górach bywa - ciężko było, same stromizny, gęste lasy, rwąca rzeka itp. Po wjechaniu do rogatek Muhlbach am Hochkonig (ponad 800 m) i to jeszcze za widna udało się coś znaleźć - kawałek wykoszonego trawnika przy zamkniętej chatce (chyba pasiece), rozbiliśmy namiot i czas spać.
Dzień piąty, dzień siódmy.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Środa, 16 lipca 2014 • dodano: 18.08.2014 | Komentarze 8
Pobudka, kawa, spożywamy resztki śniadaniowego żarcia, zwijanko i czas kręcić dalej. Tegoż dnia wjechaliśmy do Austrii i dla nas nastały upragnione chwile - w ALPY !
Nasza ostatnia czeska miejscówka. Na wysokości 630 m.n.p.m © JPbike
Widok na zamek w Rozmberk nad Vltavou © JPbike
Ten sam zamek, inny punkt widzenia, nad Wełtawą © JPbike
Po pożegnaniu się z Wełtawą ruszyliśmy na niezły podjazd w stronę austriackiej granicy. Na górze zrobiło się pochmurno. Po wjechaniu do Austrii i osiągnięciu szczytu (830 m) ujrzałem w oddali i z radochą pierwszy zarys alpejskich szczytów :)
Kolejny kraj zdobyty na rowerze :) © JPbike
W Bad Leonfelden - od razu myk szybko do najbliższego marketu i browary są ! :)
Po zrobieniu zakupów się rozpadało i jakieś 20 min przeczekaliśmy, spożywając drugie śniadanie.
Kręcimy na podjeździe i w miłym deszczyku w stronę Linz © JPbike
Boska chwila, czyli koniec piwnej abstynencji :) © JPbike
Trochę czasu zleciało. Przestało w końcu padać i ruszyliśmy dalej, długim zjazdem do samego Linz.
W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :) © JPbike
Tak jak myślałem - Dunaj faktycznie jest wielki © JPbike
Niezła naddunajska infrastruktura rowerowa © JPbike
Tak, w Linz są skałki i takie tunele dla rowerów © JPbike
Tu, za Linz jest trochę płasko i jazda wzdłuż głównej drogi © JPbike
Gdzieś tam, spotkaliśmy Azjatę - też sakwiarza, rower miał jeszcze bardziej obładowany od naszych.
Przerwa na obiadek, przy przedszkolu :) © JPbike
Drogbas radośnie obwieszcza światu że właśnie wjeżdżamy w ALPY :) © JPbike
Oj, strasznie długo czekałem na taką chwilę :) © JPbike
Dojechaliśmy do pięknie położonego Gmunden © JPbike
Uroczo tam. Chwila wieczornej przerwy nad Traunsee © JPbike
Zapada zmrok. Traunsee objechaliśmy od północy na południe © JPbike
Przejazd tamtędy wzdłuż górskiego jeziora robi wrażenie, no takie że przegapiliśmy planowany skręt na boczną szosę by poszukać coś na rozbicie namiotu. I tak dalej, już po zmierzchu dojechaliśmy na południowy kraniec jeziora, do Ebensee, a tam wszystko co leży blisko brzegu jest zagospodarowane, Jarek nawet chciał rozbić obozik na wykoszonej posesji, nie zgodziłem się, za duże ryzyko. Więc ujechaliśmy kawałek dalej, po drodze i przy latarni zrobiliśmy popas na kolację, niektórzy kierowcy się zatrzymywali i pytali czy jest OK :) W końcu, przy mieścinie Roith, w świetle latarń zauważyłem równy skrawek ziemi, między dwoma budynkami gospodarczymi i tam bez wahania się rozlokowaliśmy.
Dzień czwarty, dzień szósty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Wtorek, 15 lipca 2014 • dodano: 17.08.2014 | Komentarze 6
Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się - spoko i bez przygód.
Czwarty dzień przebiegł niemal w całości po miłych widokowo czeskich pagórach, oraz w dużej części i ponownie wzdłuż Wełtawy, czyli największej rzeki Czech.
Przyjemna miejscówka przy wjeździe do lasu. Czas ruszać dalej © JPbike
Etap tegoż dnia to ciągła i spoko jazda wśród pagórów © JPbike
W pewnym momencie okazało się że przegapiłem właściwy skręt i w efekcie zajechaliśmy na kemping nad uroczo położoną Wełtawą. Oczywiście z tego powodu trzeba było zawrócić i nadłożyć kawał drogi.
Ponownie nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike
Drogbasowi tam też się podoba :) © JPbike
Około 14:30 nastąpiła przerwa obiadowa przy brudnym zbiorniku wodnym.
Nie napiszę już o tym jak cierpieliśmy bo ... piwa brak, czeskich koron brak.
Pagóry, pagóry, tędy jechaliśmy © JPbike
Po skręcie na mniej ruchliwą szosę ponownie troszkę pobłądziliśmy, na szczęście nie było tak źle.
Chwila przerwy. Ten odcinek czeskiej szosy jest bardzo fajny © JPbike
W klimatycznym czeskim miasteczku © JPbike
Mój cień w drodze na południe © JPbike
I tak po dokręceniu do miasteczka Kajov ponownie mieliśmy okazję jechać wzdłuż Wełtawy, która w tamtym miejscu jest już rwącą rzeką. Droga tędy wije się wieloma zakrętasami, po drodze mijaliśmy parę zapełnionych kempingów z przystaniami górskich kajaków. W końcu zapadał zmrok, lampki poszły w ruch i czas szukać miejscówki. Nie było łatwo, bo wszędzie wokół stromizny albo zarośnięte chaszczami brzegi rzeki. Po dojechaniu do Rozmberk nad Vltavou zboczyliśmy na porządny podjazd i po podjechaniu prawie na szczyt udało się znaleźć skrawek w miarę równej ziemi. Po ciemku rozbiliśmy obozik i pora spać. Obaj pewnie myśleliśmy o jednym - jutro będzie Austria i pierwsze co zrobimy - do sklepu po piwo !
Dzień trzeci, dzień piąty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy
Poniedziałek, 14 lipca 2014 • dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2
Pobudka i śniadanko sprawne, zwijanie obozowiska sprawne i ruszyliśmy sprawnie :)
Atrakcją tegoż dnia był przejazd przez Pragę, kręcenie wzdłuż mniej i bardziej spiętrzonej Wełtawy i wśród fajnych pagórów.
Już na pierwszych km zaskoczył nas jeden idiota w czeskim tirze wiozący luźnie załadowane siano, które rozsypywał na całej szerokości asfaltu.
Łaba w Podebrady © JPbike
W sumie droga którą jechaliśmy do Pragi to nic ciekawego, długa prosta, wokół pola i dość płasko.
Dojechaliśmy do Pragi © JPbike
Jedziemy wzdłuż Wełtawy © JPbike
Ta wieża na górce to kopia tej z Paryża ? :) © JPbike
Chwila na podziwianie zamku na Hradczanach © JPbike
Fragment praskiej starówki © JPbike
Na Moście Karola też byliśmy. Tłoczno tam © JPbike
Skałki z tunelami - tego w Pradze się nie spodziewałem :) © JPbike
Ze stolicy Czech wydostaliśmy się taką oto rowerówką © JPbike
Przerwa na obiad nastąpiła gdzieś tam nad Wełtawą, przy przeprawie promowej.
Coraz bardziej cierpieliśmy z powodu ... braku piwa, w żadnym markecie nie dało się kupić za euro.
Tak i podobnie wyglądały nasze tankowania H2O na stacjach paliw © JPbike
Się zaczęły podjazdy :) © JPbike
Czechy na południe od Pragi to takie, podobne i fajne pagóry © JPbike
No i jest kapcioszek, u Drogbasa :) © JPbike
Trzy powyższe fotki to takie tam ładne widoczki, nad spiętrzoną Wełtawą © JPbike
I tak dokręciliśmy po pagórach do miasteczka z zamkiem na górze (Vysoky Chlumec), zapadał powoli zmrok.
Po paru dalszych km i krótkich poszukiwaniach znalazłem miejscówkę na obóz, tuż przy lesie.
Po rozbiciu namiotu i spożyciu kolacyjki czas spać.
Dzień drugi, dzień czwarty.
Kategoria ponad 100 km, poza PL, w towarzystwie, wyprawy