top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 172346.76 km
- w tym teren: 62573.10 km
- teren procentowo: 36.31 %
- v średnia: 22.72 km/h
- czas: 314d 07h 05m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane Gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

poza PL

Dystans całkowity:8413.70 km (w terenie 1119.00 km; 13.30%)
Czas w ruchu:446:19
Średnia prędkość:18.85 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:43371 m
Maks. tętno maksymalne:159 (92 %)
Maks. tętno średnie:124 (72 %)
Liczba aktywności:83
Średnio na aktywność:101.37 km i 5h 22m
Więcej statystyk
  • dystans : 109.82 km
  • teren : 46.00 km
  • czas : 07:29 h
  • v średnia : 14.68 km/h
  • v max : 61.53 km/h
  • podjazdy : 3529 m
  • rower : Scott Scale 740
  • Alpejski super konkretny trip :)

    Poniedziałek, 17 lipca 2017 • dodano: 18.07.2017 | Komentarze 15


    Ano, upragnione urlopowanie z rowerem rozpoczęte :)

    Tym razem wybrałem się z Drogbasem do alpejskiego Livigno. Urlopowa decyzja zapadła na przełomie roku, a nocleg załatwiłem w lutym. Dojazd autem poprzedniego dnia z Poznania do Livigno (przez Niemcy, Austrię i Włochy, w sumie prawie 1200 km) zajął nam wraz z postojami 17 godzin - po dojechaniu do kwatery padłem i od razu spać :)

    Podczas pierwszego dnia urlopu w Alpach obaj postanowiliśmy że uderzamy w góry z grubej rury - najpierw asfaltowo przez Bormio, na sławną kolarsko przełęcz Passo dello Stelvio (2758 m) i po tym czas na alpejski terenowy full konkretny powrót - zresztą pokażna fotorelacja wystarczy by pokazać jakie świetne przeżycia na trasie mieliśmy :)

    Poniedziałkowy poranek w Livigno wita nas bajkową pogodą :)
    Poniedziałkowy poranek w Livigno wita nas bajkową pogodą :) © JPbike

    Zaczynamy pierwszy podjazd - Drogbas lubi takie momenty :)
    Zaczynamy pierwszy podjazd - Drogbas lubi takie momenty :) © JPbike

    Pierwsza przełęcz zdobyta (Passo Eira, 2208 m) zdobyta, pora na krótki zjazd
    Pierwsza przełęcz zdobyta (Passo Eira, 2208 m), pora na krótki zjazd © JPbike

    Przez jakiś czas miałem towarzystwo takiej bikerki - zwróćcie uwagę na jej łydki :)
    Przez jakiś czas miałem towarzystwo takiej bikerki - zwróćcie uwagę na jej łydki :) © JPbike

    Pięknie tam :)
    Pięknie tam :) © JPbike

    Druga przełęcz zdobyta i czas na długi zjazd do Bormio
    Druga przełęcz zdobyta i czas na długi zjazd do Bormio © JPbike

    Pięknie tam (2) :)
    Pięknie tam (2) :) © JPbike

    Przez klimatyczne włoskie miasteczko
    Przez klimatyczne włoskie miasteczko ... © JPbike

    Po zjechaniu czas na 19 km podjazd na słynne Passo dello Stelvio
    Po zjechaniu czas na 19 km podjazd na słynne Passo dello Stelvio © JPbike

    Ta serpentynka leży na wysokości naszej Śnieżki (1602 m) :)
    Ta serpentynka leży na wysokości naszej Śnieżki (1602 m) :) © JPbike

    Takich
    Takich "mrocznych" tuneli jest po drodze kilka. Miły chłodek tam był :) © JPbike

    Za czekanie na kompana (formy u niego brak) mam zapewnione browary :)
    Za czekanie na kompana (formy u niego brak) mam zapewnione browary :) © JPbike


    "Galleryjnych" tuneli tutaj jest kilka © JPbike

    Dawaj Drogbas, buduj formę !
    Dawaj Drogbas, buduj formę ! © JPbike

    W trakcie podjeżdżania Jarek spotkał i pogadał z samym dyrektorem sportowym grupy CCC.

    Normalnie szok z tymi traktorami (kolekcjonerzy) :)
    Normalnie szok z tymi traktorami (kolekcjonerzy) :) © JPbike

    Pięknie to wygląda, oczywiście tędy się wspinaliśmy :)
    Pięknie to wygląda, oczywiście tędy się wspinaliśmy :) © JPbike

    Napisy z tegorocznego Giro i klimatyczna kapliczka
    Napisy z tegorocznego Giro i klimatyczna kapliczka © JPbike

    Stąd jeszcze 5 km asfaltowej wspinaczki na Stelvio
    Stąd jeszcze 5 km asfaltowej wspinaczki na Stelvio © JPbike

    Pora na krótką przerwę przed atakiem szczytowym :)
    Pora na krótką przerwę przed atakiem szczytowym :) © JPbike

    Bez komentarza że aż żałuję że sprzedałem swojego zielonego malucha
    Bez komentarza że aż żałuję że sprzedałem swojego pięknego zielonego malucha ... © JPbike

    To już ostatnie kilkaset mertów. Dawaj kompanie, nie ma lipy !
    To już ostatnie kilkaset metrów. Dawaj kompanie, nie ma lipy ! © JPbike

    No i podjechane. Kolejna radosna chwila w moim życiorysie :)
    No i podjechane. Kolejna radosna chwila w moim życiorysie :) © JPbike

    Kolejne kolarskie marzenie spełnione :)
    Kolejne kolarskie marzenie spełnione :) © JPbike

    Ale tam arcywidokowo :) Ten podjazd albo zjazd (z drugiej strony) pokonamy innym razem :)
    Ale tam arcywidokowo :) Ten podjazd albo zjazd (z drugiej strony przełęczy) pokonamy innym razem :) © JPbike

    Dwóch zdrowo szurniętych wariatów gdzieś wysoko w Alpach :)
    Dwóch zdrowo szurniętych wariatów gdzieś wysoko w Alpach :) © JPbike

    Na przełczy pełna komercja. Tylko co tam robi pluszowy dzik ? :)
    Na przełęczy pełna komercja. Tylko co tam robi pluszowy dzik ? © JPbike

    Czas na terenowy powrót do Livigno. Strasznie tu stromy fragment
    Czas na terenowy powrót do Livigno. Strasznie tu stromy fragment © JPbike

    Nasz kolejny rekord wysokości z rowerem pobity :)
    Nasz kolejny rekord wysokości z rowerem pobity :) © JPbike

    Jeszcze jedno spojrzenie na Stelvio z góry
    Jeszcze jedno spojrzenie na Stelvio z góry © JPbike

    Się zaczeła frajda Pure MT
    Się zaczęła frajda Alpy Pure MTB © JPbike

    Alpejskie singielki (1)
    Alpejskie singielki (1) © JPbike

    Alpejskie singielki (2)
    Alpejskie singielki (2) © JPbike

    Asfaltowa chwilunia w Szwajcarii. Tegoroczne Giro też tędy jechało
    Asfaltowa chwilunia w Szwajcarii. Tegoroczne Giro też tędy jechało © JPbike

    Alpejskie singielki (3)
    Alpejskie singielki (3) © JPbike

    Z tankowaniem pustych bidonów nie mielismy problemo :)
    Z tankowaniem pustych bidonów nie mieliśmy problemo :) © JPbike

    Alpejskie singielki (4)
    Alpejskie singielki (4) © JPbike

    Kolejna przełęcz zdobyta (wypych przy 22 był)
    Kolejna przełęcz zdobyta (wypych przy 22% był) © JPbike

    Alpejskie singielki (5)
    Alpejskie singielki (5) © JPbike

    Na rowerze jeżdżę przez cały rok, zatem tu nie miałem problemów :)
    Na rowerze jeżdżę przez cały rok, zatem tu nie miałem problemów :) © JPbike

    Ojej, ale majestat gór
    Ojej, ale majestat gór © JPbike

    Alpejskie singielki (7)
    Alpejskie singielki (6) © JPbike

    Jak się kocha MTB to pomykanie tędy jest czystą przyjemnością :)
    Jak się kocha MTB to pomykanie tędy jest czystą przyjemnością :) © JPbike

    Te wypasione do MTB singielki zjazdowe wymagają 100% skupienia by nie spasć w przepasć
    Te wypasione do MTB singielki zjazdowe wymagają 100% skupienia by nie spaść w przepaść ... © JPbike

    No i ... Jarek na wąskim fragmencie z luźnymi kamieniami popełnił błąd z podpórką i zsunął się w dół ...

    Uff, po stoczeniu w dół rower cały, kompan żyje, takie wypadki są wpisane w taki sport
    Uff, po stoczeniu w dół rower cały, kompan żyje, takie wypadki są wpisane w taki sport © JPbike

    Klimatyczny potok. Jarek tutaj mógł przemyć rany
    Klimatyczny potok. Jarek tutaj mógł przemyć rany © JPbike

    Na ostatnich km pogoda się troszkę popsuła i zaczęło padać
    Na ostatnich km pogoda się troszkę popsuła i zaczęło padać © JPbike

    Deszczowy przejazd przez zaporę przy Lago di Cancano
    Deszczowy przejazd przez zaporę przy Lago di Cancano © JPbike

    Ostatni podjazd. Natrafilismy na trasę pewnego maratonu
    Ostatni podjazd. Natrafiliśmy na trasę pewnego maratonu © JPbike

    Wiadomo - pogoda w górach zmienna jest
    Wiadomo - pogoda w górach zmienna jest © JPbike

    Ani szczypiące rany, ani tutejsze 20% nie zepsuły nam humoru :)
    Ani szczypiące rany, ani tutejsze ponad 20% nie zepsuły nam humoru :) © JPbike

    Ojej, straszna tu przepaść
    Ojej, straszna tu przepaść © JPbike

    Alpejskie singielki (8)
    Alpejskie singielki (7) © JPbike

    Próbujemy znaleźć wspólny język z tą alpejską krową :)
    Próbujemy znaleźć wspólny język z tą alpejską krową :) © JPbike

    Ostatnia i nie wiem już która przełęcz zdobyta
    Ostatnia i nie wiem już która przełęcz zdobyta © JPbike

    Po zjechaniu myk przez taką dolinkę
    Po zjechaniu myk przez taką dolinkę © JPbike

    Na koniec super tripu mamy taki ze 3 km singiel wprost do Livigno
    Na koniec super tripu mamy taki ze 3 km singiel wprost do Livigno © JPbike

    Dojechaliśmy do celu. Tegoż dnia bylismy na rowerze od 9:30 do 21:00 !
    Dojechaliśmy do celu. Tegoż dnia byliśmy na rowerach od 9:30 do 21:00 ! © JPbike





  • dystans : 127.38 km
  • czas : 05:10 h
  • v średnia : 24.65 km/h
  • v max : 57.03 km/h
  • podjazdy : 2294 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Szosowo wokół wschodnich Karkonoszy

    Poniedziałek, 26 września 2016 • dodano: 26.09.2016 | Komentarze 5


    Zaległy urlop, który postanowiłem spędzić w górach :)
    Tak, w Karkonosze zabrałem swoje dwa rowery - mtb i szoskę.

    Tegoż dnia panowała piękna jesienna pogoda - słonecznie i 15°C. Postanowiłem na swojej szosce zadebiutować w górskim kręceniu. Traskę obczaiłem na gpsies.com i zgrałem do licznika. Start przed 10. Na początek podjazd do Karpacza Górnego i zjazd do Borowic. Już na pierwszym zjeździe z łukami nie czuję się pewnie, bo nie wiem jaka jest granica przyczepności na wąskich oponkach (czasy zjazdów na stravie słabiutkie miałem - wolę MTB :)). Po dotarciu do Borowic czas na podjazd Drogą Sudecką i dalej na sławną Przełęcz Karkonoską - odżyły wspomnienia z wyprawy do Rzymu (pozdro dla Drogbasa) :)

    Ach, te motywujące napisy na podjeżdzie na Przełęcz Karkonoską :)
    Ach, te motywujące napisy na podjeździe na Przełęcz Karkonoską :) © JPbike

    Całość podjechana, przełożenie 34/32 ledwo mi starczyło :)
    Całość podjechana, najlżejsze przełożenie 34/32 ledwo mi starczyło © JPbike

    No, na stravie zobaczyłem że 4 km konkret podjazd pokonałem 7 min gorzej od ... Kwiatkowskiego :)

    Oj, będzie dłuuugi zjazd. Bezrękawnik i długie rękawiczki przydały się bo zimno było w dół :)
    Oj, będzie dłuuugi zjazd. Bezrękawnik i długie rękawiczki przydały się, bo zimno było w dół © JPbike

    Łaba w Spindleruv Mlyn
    Łaba w Spindleruv Mlyn © JPbike

    Fajnie i klimatycznie się tędy mknie lekko w dół
    Fajnie i klimatycznie się tędy mknie lekko w dół © JPbike

    Po dojechaniu do czeskiego Lanov i podążając dalej po śladzie gps ... trafiam na teren, a mówili że to szosowa pętla. No to olewam gps, sprawdzam navi w smartfonie i wracam na główną drogę. Na pewnym rondzie skręcam nie tędy ... W efekcie pokręciłem sobie miłą boczną szosą przez dwie klimatyczne czeskie wioski i po paru km zorientowałem się że jadę wprost na południe i nawrotka ... :)

    Uroczy widoczek z trasy. W tle Cerna Hora (1299 m)
    Uroczy widoczek z trasy. W tle Cerna Hora (1299 m) © JPbike

    Takich wagoników wiozących górskie urobiska (?) jeszcze nie widziałem
    Takich wagoników wiozących górskie urobiska (?) jeszcze nie widziałem © JPbike

    Przejazd przez Horni Marsov, lekko pod górkę
    Przejazd przez Horni Marsov, lekko tu pod górkę © JPbike

    Początek konkret podjazdu na Okraj (od czeskiej strony)
    Początek konkret podjazdu na Okraj (od czeskiej strony) © JPbike

    Końcówka podjazdu (980 m). Robi się złota jesień w górach :)
    Końcówka podjazdu (980 m). Robi się złota jesień w górach :) © JPbike

    Zjazd z Okraju w stronę Kowar przebiegł spoko - wspomnę tylko że czas zjazdu na stravie tragiczny ...

    Jak widać - to był fajny górski szosowy trip, ale i tak MTB jest lepsze dla mnie :)
    To był fajny górski szosowy trip, ale i tak MTB jest lepsze dla mnie :) © JPbike

    I tak o 16 dojechałem do noclegowni bez większego zmęczenia, 4 batoniki i 2 bidony z izo starczyły mi :)





  • dystans : 44.17 km
  • czas : 02:45 h
  • v średnia : 16.06 km/h
  • v max : 39.58 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 15,16,17

    Sobota, 26 lipca 2014 • dodano: 28.10.2014 | Komentarze 7


    Po odespaniu, zrobieniu zakupów i śniadaniu wybraliśmy się pieszo we wiadomym kierunku - do Watykanu. W sumie to raptem kilka km spaceru. Przy okazji okazało się że mieszkaliśmy bliziutko sklepów rowerowych, więc nie mieliśmy problemu ze zdobyciem kartonów do rowerów na podróż powrotną do kraju.

    Tutaj nasze rumaki spędziły rzymską noc
    Tutaj nasze rumaki spędziły rzymską noc © JPbike

    Do Watykanu szliśmy wzdłuż Tybru i wśród zabytkowych mostów
    Do Watykanu szliśmy wzdłuż Tybru i wśród zabytkowych mostów © JPbike

    Kolejne stare mosty i widok na Zamek Św. Anioła
    Kolejne stare mosty i widok na Zamek Św. Anioła © JPbike

    Główna ulica do Watykanu
    Główna ulica do Watykanu © JPbike

    Z cyklu - ja tam byłem :)
    Z cyklu - ja tam byłem :) © JPbike

    Jak widać, troszkę tam popadywało, było przyjemnie ciepło. Kolejka ludzi z całego świata do wnętrza bazyliki oczywiście była i sprawnie się poruszała w stronę bramek i ochrony. Przeszliśmy bez problemów, nie było piknięcia, mimo że nadal mam blachę w obojczyku :). Przy wejściu do bazyliki spotkała mnie niemiła chwila - ochrona nie chciała mnie wpuścić bo okazało się że miałem za krótkie spodenki, a powinny być poniżej kolan. No to Drogbas poszedł sam pozwiedzać, a ja w oczekiwaniu aż kompan wyjdzie wymyśliłem że opuszczę spodenki :). Jak Jarek wrócił to chciał abym założył jego spodenki, nie było gdzie się przebrać, więc opuściłem spodenki tak by zwisały poniżej kolan i faktycznie udało się bez problemu wejść do środka :)

    Po zwiedzeniu bazyliki wypogodziło się i wróciliśmy do mieszkania, po drodze wstępując po wspomniane kartony.

    Włoska przerwa obiadowa :)
    Włoska przerwa obiadowa :) © JPbike

    Pod wieczór czas trochę pozwiedzać na rowerze Wieczne Miasto i obadać drogę z kwatery na dworzec autobusowy.
    Sporo zabytków mijaliśmy po drodze, problem w tym że nie studiowałem przewodników i nie wiedziałem co było czym :)

    Taki tam dokument że po Rzymie rowerowaliśmy :)
    Taki tam jedyny dokument że po Rzymie rowerowaliśmy :) © JPbike

    I tak kręciliśmy, kręciliśmy po takich se rzymskich ulicach, aż w końcu i w trakcie szukania drogi do dworca autobusowego pięknie pobłądziliśmy, tak daleko że tyle czasu zleciało i ... !#^!!#!$^! :). Po drodze, już po ciemku trafiliśmy nawet na jakąś policyjną akcję (!). W końcu się udało dojechać na właściwe miejsce i przy tym coraz lepiej poznawałem kolejne rzymskie ulice.

    Godzina 21:30. Przyjemny ciepły wieczór przy Koloseum
    Godzina 21:30. Przyjemny ciepły wieczór przy Koloseum © JPbike

    Troszkę nocnego Rzymu
    Troszkę nocnego Rzymu © JPbike

    I tak dojechaliśmy do kwatery, wyszedł spory kilometraż stąd na dworzec.
    Rowerów nie chcieliśmy znów zostawiać na zewnątrz, więc sprytnie się udało je wnieść na górę.

    Natomiast niedzielny dzionek przeznaczyliśmy na pieszą pielgrzymkę by spotkać się z papieżem Franciszkiem.

    Niedzielne południe na Placu Św. Piotra
    Niedzielne południe na Placu Św. Piotra © JPbike

    Tłumy na Placu Św. Piotra
    Tłumy, tłumy, do tego upalnie © JPbike

    Spotkanie z papieżem Franciszkiem
    No i doczekaliśmy się :) Papież Franciszek pozdrawia ! © JPbike

    Po powrocie do mieszkania czas na rozkręcanie rowerów, pakowanie wszystkiego osobno i szczelnie do każdego zakamarka kartonów. Poszło nam sprawnie, tylko jedno ale ... niespodziewanie zjawił się gospodarz i gdy tylko zobaczył nasz porozkręcany sprzęt to widocznie się zaniepokoił, coś po włosku tłumaczył oczywiście na temat rowerów i zadzwonił do swojego polskiego pośrednika, Drogbas wyjaśnił wszystko i gospodarz sobie poszedł. Po spakowaniu mieliśmy burzę mózgów na temat jak dotrzeć z takimi ciężkimi kartonami ze 10 km na miejsce odjazdu autokaru.

    Zatem w poniedziałek wczesnym rankiem się zaczęły najbardziej stresujące chwile. Do kartonów mieliśmy słabo umocowane od spodu deseczki z kółeczkami, które szybko zaczęły odpadać i ...!#^!!#!$^!. Taszczenie tego piechotą odpadało i pozostało załapanie taxi. Udało się załapać skodę kombi, ale ... taksówkarz w trakcie jazdy coś tam tłumaczył ze "będzie podwójnie" i po dojechaniu na miejsce chciał za taki kurs aż 70 euro !!! (o tym jak my dwaj się !#^!!#!$^! to nie napiszę, szkoda słów). Jak nadjechał nasz bezpośredni autokar to kierowca dopalający papieroska na widok naszych brzydkich kartonów uśmiechnął się i "k***a, co to jest ?" :) Kolejna dopłata za nadbagaż, wskok do klimatyzowanej kabiny i ponad 24 godziny jazdy do Poznania. Po dojechaniu na miejsce Jarek kolejny raz powiedział że kończy z wyprawami ... :)

    I tak oto zakończyła się nasza druga wspólna sakwiarska wyprawa rowerowa.

    Dzień czternasty, podsumowanie.




  • dystans : 76.50 km
  • teren : 4.00 km
  • czas : 04:38 h
  • v średnia : 16.51 km/h
  • v max : 54.20 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 14

    Piątek, 25 lipca 2014 • dodano: 25.10.2014 | Komentarze 2


    Noc, pobudka, śniadanie jakoś minęły nam i czas zwiać stamtąd.
    Jarek nadal był #^&!!#$!^%!!, nie miał chęci do jazdy, powiedział nawet że kończy z wyprawami. Mimo tego ruszyliśmy dalej bo Rzym coraz bliżej ...

    Ostatnia namiotowa miejscówka. Niby ładnie, w rzeczywistości wśród chaszczy i błotka
    Ostatnia namiotowa miejscówka. Niby ładnie, w rzeczywistości wśród chaszczy i błotka © JPbike

    Włoski klimacik i mijany szoson, mówimy nawzajem
    Włoski klimacik i mijany szoson, mówimy nawzajem "ciao" :) © JPbike

    Drogbas wręcz uwielbia zjazdy, to widać i ucieka mi :)
    Drogbas wręcz uwielbia zjazdy, to widać i ucieka mi :) © JPbike

    Po zjechaniu do pewnej krzyżówki okazuje się że trafiliśmy nie na tą drogę co planowałem. Mapa drogowa jaką mieliśmy zaczynała mnie !!#$!^%!. Trudno i trzeba było trochę nadłożyć km-ów. Przynajmniej mieliśmy kolejne ładne widoczki, takie jakie widać poniżej na fotkach ...

    Trip wśród skałek i tunelików
    Trip wśród skałek i tunelików © JPbike

    Takie tam zakrętasiki, górki i wiadukt
    Takie tam zakrętasiki, górki i wiadukt © JPbike

    No i są wąwoziki :)
    No i są wąwoziki :) © JPbike

    Mijane jeziorka i winnice też były
    Mijane jeziorka i winnice też były © JPbike

    Po dojechaniu do Attigliano zrobiliśmy postój na którym Jarek, widząc same górki wokół zaproponował abyśmy odpuścili tę walkę z czasem by tegoż dnia dotrzeć do Rzymu i byśmy zrezygnowali z wynajętej właśnie od tego dnia kwatery. Nie zgodziłem się. Ruszyliśmy dalej i okazało się że wg mapy zamiast bocznej prostej była kręta i konkretnie podjazdowa, co oczywiście mi nie pasowało. Zjechaliśmy z powrotem w dół na inną dróżkę, która z kolei się skończyła, a obok była autostrada. Upał wtedy był niezły. Zerknąłem na mapę i powiedziałem kompanowi że poddaję się w dalszym nawigowaniu. Mijała chwila, wróciliśmy do Attigliano, do marketu po piwo, Drogbas postawił i do tego przy kasie poznał miłą dziewczynę z Katowic co tam pracuje. No to opowiedzieliśmy jej o naszej wyprawie i dowiedzieliśmy się że większość dróg wokół prowadzi na autostradę, a z tymi bocznymi to trzeba byłoby się nieźle nakombinować jazdą wokół. Na szczęście pociągi tędy też jeżdżą i jesteśmy uratowani ! :) Dziewczyna ze Śląska napisała nam po włosku na kartce byśmy nie mieli problemów z zakupem biletów i faktycznie po bezproblemowym dotarciu na dworzec poszło gładko, nawet cena przejazdu nie powalała (100 km z rowerem za mniej niż 8 euro od osoby). W oczekiwaniu na nasz skład (jakieś 2 godziny) obaj odzyskaliśmy w miarę dobry humor :)

    Tu mieliśmy dość kręcenia po górkach w upale i czekamy na pociąg
    Tu mieliśmy dość kręcenia po górkach w upale i czekamy na pociąg © JPbike

    Włoskie koleje są spoko, to widać
    Włoskie koleje są spoko, to widać © JPbike

    W trakcie podróży Drogbas ucinał sobie drzemkę, a ja podziwiałem krajobrazy, faktycznie wokół same góry. Poza tym jak skład wjeżdżał do jednego z wielu tuneli to pierwszy raz w życiu odczułem nagły skok ciśnienia w przedziale. Wszystko przez to że okno było otwarte, a uszy moje ściskało. W sumie ciekawe przeżycie :)

    Tutaj Pendolino nie robi wrażenia, a u nas dopiero takie będą :)
    Tutaj Pendolino nie robi wrażenia, a u nas dopiero takie będą :) © JPbike

    Zaprawdę powiadam Wam że Rzym już od pierwszego spojrzenia nie zrobił na mnie większego wrażenia. Kręcąc ruchliwymi ulicami od dworca w stronę wynajętej kwatery odczuwałem typowe zachodnie miasto, wielokulturową mieszankę mieszkańców i pełno turystów z całego świata. Tylko te sławne starożytne zabytki jak najbardziej ratują sytuację, więc ...

    Cel wyprawy osiągnięty !
    Cel wyprawy osiągnięty ! © JPbike

    Do wynajętej kwatery dokręciliśmy bez większych problemów i na ponad godzinę przed czasem umówionego spotkania z gospodarzem. W trakcie oczekiwania na sąsiedniej ławeczce siedzieli ... podpici Polacy :). Trochę podgadaliśmy (chyba o tym jak oni tam żyją). W końcu zjawił się gospodarz, miły Włoch, rowerów nie pozwolił wnieść na górę, więc po zdjęciu sakw przypięliśmy je (z obawami) do płotka obok masy skuterów i chodem do spoko mieszkania. Zatem rozpakowanie, kąpiel, piesze wieczorne rozeznanie okolicy, zakup browarów i na tym zakończyła się nasza wyprawowa jazda do Wiecznego Miasta.

    Wreszcie w rzymskiej kwaterze. Można oblewać ile się chce :)
    Wreszcie w rzymskiej kwaterze. Można oblewać ile się chce :) © JPbike

    Dzień trzynasty, ostatnie 3 dni.




  • dystans : 121.39 km
  • czas : 06:35 h
  • v średnia : 18.44 km/h
  • v max : 65.08 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 13

    Czwartek, 24 lipca 2014 • dodano: 25.10.2014 | Komentarze 2


    Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się poszły sprawnie.
    Od czasu, gdy odbiliśmy się od adriatyckiego wybrzeża to humory mieliśmy średnie.
    A to przez presję czasu, a to przez nieplanowaną trasę, co za tym idzie nie wiedzieliśmy co nas będzie spotykać w drodze do Rzymu.

    Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka
    Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka © JPbike

    Kręcimy dalej na południe
    Kręcimy dalej na południe. Krajobraz taki że nie wiem czy to Włochy czy Polska :) © JPbike

    Już podczas pierwszego postoju spotkaliśmy rowerzystkę z sakwami - to Tanja z Berlina. Jarek troszkę zna niemiecki i trochę sobie pogadali. Mówiła m.in. że my wyglądamy jak PROsi :). Tanja pokazała mi wydrukowaną mapę podroży, robiła rundkę po środkowych Włochach. Podczas postoju przy markecie Tanja poprosiła mnie bym zerknął na stan napędu jej nietypowego i rzadkiego roweru - masakra, łańcuch miała tak rozciągnięty że nie wiem :)
    A gdy wyszedłem z zakupami to Jarka zagadywał miejscowy emeryt, chyba fan kolarstwa, później jeszcze do rozmów dołączyła młoda para - ogólnie było wesoło :)

    Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :)
    Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :) © JPbike

    Trip przez włoskie miasteczka
    Trip przez włoskie miasteczka © JPbike

    Po dojechaniu do obrzeża Perugii nasze drogi się krzyżowały i czas na miłe pożegnanie z sympatyczną Tanją.

    Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco
    Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco © JPbike

    Kolejny konkret podjazd. Będzie padać
    Kolejny konkret podjazd. Będzie padać © JPbike

    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce
    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce © JPbike

    Klimatyczna uliczka w Perugii
    Klimatyczna uliczka w Perugii © JPbike

    Jeden z symboli Italii
    Jeden z symboli Italii © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza :) © JPbike

    Deszczykowa jazda po pagórach
    Deszczykowa jazda po pagórach © JPbike

    Parujący krajobraz widziany z boku
    Parujący krajobraz widziany z boku © JPbike

    Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był
    Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był © JPbike

    Zabytkowa część Todi
    Zabytkowa część Todi © JPbike

    Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h !
    Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h ! © JPbike

    Taki tam zamek po drodze
    Taki tam zamek po drodze © JPbike

    Się zaczął kolejny, niespodziewanie długi i konkretny podjazd na bocznej drodze. Ledwo co przekroczyliśmy 110 km a Jarek nagle mocno osłabł, a ja byłem tym stanem rzeczy zdziwiony. Trudno, bywa. No to zaczęliśmy szukać miejscówki, mijane na podjeździe kolejne skrawki ziemi z różnych powodów odpadały. Małej kłótni nie brakło. Raz Jarkowi było tak źle że rzucił rower na środku drogi i przy tym łamiąc róg na kierownicy. W końcu, po podjechaniu na jeden z setki okolicznych szczytów udało się coś znaleźć. Paskudne miejsce, przy przeoranym polu i w dodatku na błotnistym podłożu. Drogbas był #^&!!#$!^%!!, więc końcówkę tego dnia uznałem za najgorsze chwile naszej wyprawy.

    Dzień dwunasty, dzień czternasty.




  • dystans : 119.67 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 06:32 h
  • v średnia : 18.32 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 12

    Środa, 23 lipca 2014 • dodano: 22.10.2014 | Komentarze 0


    Gdy się zbudziłem, wyszedłem z namiotu by zrobić porządek w sakwach to zastanawiałem się czemu tak długo Drogbas dalej spał. Jak się obudził to wyglądał nie najlepiej i nie miał chęci by jechać dalej, wymyślił nawet że może by skorzystać z pociągu do Rzymu. Początkowo nie miałem pojęcia co jest grane. Okazało się że w nocy musiało nieźle napadać, mimo że rano chaszcze wokół były suche. W namiocie, na części gdzie spał Jarek przeciekało na podłogę i kompan chyba przez to nie mógł zasnąć. Sprawdziliśmy namiot od spodu i nic podejrzanego nie znaleźliśmy. Po tym też zacząłem myśleć nad wariantem dalszej jazdy do Rzymu. W końcu jednak udało się pozwijać obozik i ruszyć dalej. No i się zaczęły upały, które jak się później okazało, poza jednym wyjątkiem towarzyszyły nam już do samego końca wyprawy.

    Wjeżdżamy do San Marino
    Wjeżdżamy do San Marino © JPbike

    Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem
    Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem © JPbike

    Wjeżdżając pod górkę można dostrzeć w oddali Adriatyk
    Wjeżdżając pod górkę można dostrzec w oddali Adriatyk © JPbike

    Widok na Monte Titano (756 m)
    Widok na Monte Titano (756 m) © JPbike

    Jeszcze w trakcie początkowych km Jarek mocno zostawał w tyle, nie jest z nim dobrze - pomyślałem. Podczas odpoczynku by odsapnąć kompan informuje mnie że musi uciąć 2-3 h drzemkę. No to po podjechaniu i wydostaniu się z miasta zjechaliśmy na niefajne miejsce na postój. Jarkowi nie udało się pospać, nie miał humoru i zaczynał nawet żałować że w ogóle wybrał się na tą wyprawę. To były ciężkie chwile. Mimo tego ruszyliśmy dalej.

    Kręcimy dalej. Jak sie później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu
    Kręcimy dalej. Jak się później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu © JPbike

    Takich zabytków na szczytach było sporo
    Takich zabytków na szczytach było sporo © JPbike

    Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :)
    Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :) © JPbike

    Po powyższej przerwie Jarek odżył, ulżyło nam i można było spokojnie kręcić dalej :)

    Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo)
    Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo) © JPbike

    Kolejne niespodziewane podjazdy
    Nie spodziewałem się że tego dnia będziemy wjeżdżać na taką wysokość © JPbike

    Na szczycie musiałem trochę poczekać na Jarka, a ten jak dojechał to był na mnie zły bo po drodze nie wiedział czy jedzie dobrym kierunkiem i coś tam tłumaczył że ma dodatkowy balast w postaci namiotu. Na pytanie odnośnie przełożenia namiotu do mnie - odmówił.

    Widokowe zjazdy
    Widokowy zjazd © JPbike

    Po zjechaniu do doliny, skierowaliśmy się zgodnie z mapą na długą prostą. Po drodze mieliśmy ochotę na pizzę, ale okoliczne knajpki właśnie zamykali, ledwo zdążyliśmy przed zamknięciem sklepu kupić pieczywo. I tak kręciliśmy dalej, szukając miejscówki. Po krótkich poszukiwaniach coś się znalazło tuż przy drodze i obrośnięte krzaczorami wokół. Zatem po rozbiciu namiocika jeszcze kolacyjka i spać.

    Dzień jedenasty, dzień trzynasty.




  • dystans : 188.30 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 07:48 h
  • v średnia : 24.14 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 10

    Poniedziałek, 21 lipca 2014 • dodano: 14.10.2014 | Komentarze 3


    Nazajutrz Drogbas poinformował mnie że coś tam w nocy popadywało, faktycznie poranek był pochmurny, a chaszcze wokół mokre. Więc zwinęliśmy namiot i przenieśliśmy się do poniższego miejsca na boisku.

    Pochmurny poranek, godz.6:52. Tu się schowaliśmy
    Pochmurny poranek, godz. 6:52. Tu się schowaliśmy © JPbike

    Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej
    Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej © JPbike

    No i ruszyliśmy, w dalszym ciągu cały czas lekko w dół i wśród widocznych na poniższych fotkach górskich krajobrazów.

    W drodze nad Adriatyk (1)
    W drodze nad Adriatyk (2)
    W drodze nad Adriatyk (3)
    Kolejny tunel


    W końcu się wypłaszczyło i bez rewelacji dojechaliśmy do okolic Wenecji.


    Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko
    Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko © JPbike

    Gdy tylko zbliżyliśmy się do wybrzeża to w Mestre się zaczęło kolejne błądzenie i szukanie właściwej drogi.
    I tak trochę czasu zleciało, w końcu się udało trafić na tą drogę, i nagle zauważyliśmy przy barze dwóch Polaków i to też rowerowych podróżników. Po poznaniu się - to Robert i Wojtek z Łódzkiego i okazało się że tez jadą w stronę Rzymu i po tym jeszcze dalej, pozazdrościć im tyle wolnego czasu (studenci). Więc zagadujemy się na wspólną dalszą jazdę. Droga przed nami okazała się bardzo długą prostą i to płaską, napieraliśmy wprost konkretnie i ze zmianami. Najbardziej z takiego tempa zadowolony był oczywiście Drogbas :)

    Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :)
    Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :) © JPbike

    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko
    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko © JPbike

    Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam ramę na szoskę, tylko jak zabrać ?
    Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam klasyczną ramę na szoskę, tylko jak zabrać ? © JPbike

    Tu się wspólnie rozbiliśmy. Spoko miejscówka
    Tu, w pobliżu naszej drogi wspólnie rozbiliśmy obóz. Spoko miejscówka © JPbike


    Dzień dziewiąty, dzień jedenasty.




  • dystans : 134.75 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 06:48 h
  • v średnia : 19.82 km/h
  • v max : 55.19 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 9

    Niedziela, 20 lipca 2014 • dodano: 12.10.2014 | Komentarze 0


    Nazajutrz po zbudzeniu się, na miejsce (do pasieki) przyjechał gospodarz, Włoch mówiący po niemiecku, był spoko, opowiedzieliśmy skąd i dokąd jedziemy i dowiedzieliśmy się że do okolic Wenecji mamy ze 200 km.
    No to śniadanie, zwijanie obozowiska i jazda dalej wśród pięknych Dolomitów. Jest niedziela, więc ruch wszelkiej maści rowerzystów spory.

    Wjeżdżamy w Dolomity
    Urocza rowerówka wśród Dolomitów © JPbike

    Fajny kontrast. Kto wie co to jest ? Ja wiem bo byłem tam :)
    Fajny kontrast. Kto wie co to jest ? Ja wiem bo byłem tam :) © JPbike

    W alpejskich miasteczkach takich pięknych bryczek jest sporo
    W alpejskich miasteczkach takich pięknych bryczek jest sporo © JPbike

    Tak, tędy jedziemy !
    Tak, tędy jedziemy ! © JPbike

    Pięknie tam w Dolomitach
    Pięknie tam w Dolomitach © JPbike

    Toblach. Miejscówka znana fanom narciarstwa biegowego
    Toblach. Miejscówka znana fanom narciarstwa biegowego © JPbike

    Świetny jest ten szuterek. Delikatnie podjazdowy
    Świetny jest ten szuterek. Delikatnie podjazdowy © JPbike

    Bez komentarza (1) :)
    Bez komentarza (1) :) © JPbike

    Nie bylibyśmy sobą, gdyby nie takie frajdowe przeprawy :)
    Nie bylibyśmy sobą, gdyby nie takie frajdowe przeprawy :) © JPbike

    Bez komentarza (2) :)
    Bez komentarza (2) :) © JPbike

    Chwila postoju. Nie pamiętam co Drogbas wtedy pił :)
    Chwila postoju. Nie pamiętam co Drogbas wtedy pił :) © JPbike

    Od tego miejsca rozpoczęliśmy długi zjazd, jak się okazało ponad 100 km !
    Od tego miejsca (ok 1450 m.n.p.m) rozpoczęliśmy długi zjazd, jak się okazało ponad 100 km ! © JPbike

    Seria super zakrętasów
    Seria super zakrętasów © JPbike

    Bez komentarza (3) :)
    Bez komentarza (3) :) © JPbike

    Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort
    Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort © JPbike

    Przez Cortinę (c.d.)
    Przez Cortinę (c.d.) © JPbike

    Skocznia olimpijska (1956), a na dole urządzili boisko
    Skocznia olimpijska (1956), a na dole urządzili boisko © JPbike

    W Cortinie z żalem pożegnaliśmy się z zaplanowaną trasą, jaka szkoda, trudno i myk w stronę Adriatyku.

    Przez kolejne włoskie wioski wśrod gór
    Przez kolejne włoskie wioski wśród gór © JPbike

    Tu już zboczyliśmy z planowanej trasy. Sporo tuneli było do pokonania
    Na nieplanowanej trasie sporo tuneli było do pokonania © JPbike

    Spojrzenie na tunele z bliska. Najdłuszy miał ponad 2.2 km
    Spojrzenie na tunele z bliska. Najdłuszy miał ponad 2.2 km © JPbike

    Jak na niedzielne popołudnie przystało, ruch aut tędy był straszny, z trudem to wytrzymaliśmy.
    Podczas krótkiego postoju pierwszy raz w życiu usłyszałem charakterystyczny pomruk z 12 cylindrowego Lamborghini.

    Po serii tuneli oczom naszym ukazały się coraz niższe góry, a szkoda :)
    Po serii tuneli oczom naszym ukazały się coraz niższe góry, a szkoda © JPbike

    W Belluno przerwa na obiad, zakupy (Lidl jednak w niedzielę otwarty) i sporo błądzenia w wydostaniu na właściwą drogę, mapa drogowa w skali 1:600 000 nie ułatwiała sprawy. W końcu jakimś trafem wjechaliśmy na boczną dróżkę, zbliżała się późna pora i czas szukać czegoś do spania.

    Wreszcie zboczyliśmy z ruchliwej szosy. Tu jest miło i przyjemnie
    Wreszcie zboczyliśmy z ruchliwej szosy. Tu jest miło i przyjemnie © JPbike

    W Bes. Tu była kolacja, prysznic i rozbiliśmy namiocik po drugiej stronie
    W Bes. Tu była kolacja, prysznic (w budynku dla piłkarzy) i rozbiliśmy namiocik po drugiej stronie © JPbike


    Zatem to był dzień, w którym przedwcześnie zakończyliśmy piękny widokowo alpejski trip.

    Dzień ósmy, dzień dziesiąty.




  • dystans : 103.43 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 05:35 h
  • v średnia : 18.52 km/h
  • v max : 78.04 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 8

    Sobota, 19 lipca 2014 • dodano: 01.10.2014 | Komentarze 6


    Noc spędzona w namiocie na wysokości ponad 2100 m.n.p.m z temperaturą ledwo ponad 10°C jakoś udało się nam przetrzymać. Wystarczyło włożyć na siebie coś cieplejszego i spoko. Aha, wczoraj wieczorem odkryłem na dnie sakwy żel przeciwbólowy i kolana tym posmarowaliśmy, chyba pomogło. A przed wyprawą mama uszykowała mi parę leków i opatrunków, a ja się wahałem czy to wszystko zabrać... No tak trzeba mamusi słuchać !
    No to czas na kawę, śniadanie w alpejskiej scenerii i można zwijać wysokogórski obozik.

    Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m
    Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m © JPbike

    Taki widoczek mieliśmy zaraz po wyjściu z namiotu :)
    Taki widoczek mieliśmy zaraz po wyjściu z namiotu :) © JPbike

    Pora jechać dalej. Taka sceneria jest wręcz wymarzona !
    Pora jechać dalej. Taka sceneria jest wręcz wymarzona ! © JPbike

    Wysoko, coraz wyżej. Przemyślane górskie konstrukcje
    Wysoko, coraz wyżej. Przemyślane górskie konstrukcje © JPbike

    Chwila na odsapnięcie. Ten szuterek mnie kusi :)
    Chwila na odsapnięcie. Ten szuterek mnie kusi :) © JPbike

    Końcówka podjazdu daje niesamowite doznania widokowe :)
    Końcówka podjazdu daje niesamowite doznania widokowe :) © JPbike

    Ach jak wysoko żeśmy zajechali
    Ach jak wysoko żeśmy zajechali © JPbike

    Koniec podjazdu. Miła tu temperatura, no i te arcywidoczki
    Koniec podjazdu. Miła tu temperatura, no i te arcywidoczki © JPbike

    Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m)
    Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m) © JPbike

    Jak widać - skończyła się nam droga, dopiero na szczycie okazało się że to turystyczna dojazdówka, wczoraj na mijanej krzyżówce wybrałem nie ten kierunek co planowaliśmy. Jarek nawet się nieznacznie &!!#$!^% bo znów musiał się męczyć masakrycznym podjazdem, na szczęście alpejskie arcywidoki szybko uspokoiły kompana, uff :) Przynajmniej zobaczyliśmy z bliska lodowiec i najwyższy szczyt Austrii. Po tych nieplanowanych SUPER atrakcjach można było ruszyć w dalszą drogę, to znaczy na dłuuugi zjazd :)

    Zjeżdżamy dłuuugo w dół. Drogbas pędzi i się cieszy :)
    Zjeżdżamy dłuuugo w dół. Drogbas pędzi i się cieszy :) © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza :) © JPbike

    Tego pięknego Garbusa to my wyprzedziliśmy lekką pytką :)
    Tego pięknego Garbusa to my wyprzedziliśmy lekką pytką :) © JPbike

    Piękny i długi alpejski zjazd
    Zjechaliśmy do Heiligenblut © JPbike

    Koniec zjazdu, chociaż nadal tu wysoko - ok 950 m.n.p.m
    Koniec zjazdu, chociaż nadal tu wysoko - ok 950 m.n.p.m © JPbike

    Fotka w sam raz na tapetę :)
    Kolejny podjazd. Fotka w sam raz na tapetę :) © JPbike

    Jedziemy w stronę granicy
    Jedziemy w stronę granicy © JPbike

    Przerwa na obiad
    Przerwa na obiad © JPbike

    Kąpiel w lodowatej wodzie też była, a co ?
    Kąpiel w lodowatej wodzie też była, a co ? © JPbike

    W trakcie ciszy poobiedniej miałem przemyślenia i wątpliwości odnośnie dalszej jazdy zaplanowaną trasą. Po spojrzeniu na pozostałe wydrukowane fragmenty trasy i odczuciu na własnej skórze że alpejskie podjazdy są trudniejsze niż się spodziewałem, zwłaszcza dla sakwiarzy, to stwierdziłem że ciężko będzie wyrobić się by dotrzeć na czas do Rzymu. Mówi się trudno i równie szybko zaplanowałem opcję skrócenia trasy. Po rozmowie z Jarkiem zapadła decyzja że po drodze kupimy mapę Włoch i się okaże co dalej.

    Czasem i takie rowerówki się trafiały
    Czasem i takie rowerówki się trafiały © JPbike

    Spotkaliśmy Czecha, który tam pracuje i jeździ rowerem. Wspólne piwko też było :)
    Spotkaliśmy Czecha, który tam pracuje i jeździ rowerem. Wspólne piwko też było :) © JPbike

    Italia zdobyta !
    Italia zdobyta ! © JPbike

    Powoli wkraczamy w piękne Dolomity
    Powoli wkraczamy w piękne Dolomity © JPbike

    Stówka za nami, zjechaliśmy z drogi, kawałek szuterka i od razu mamy miejscówkę noclegową na skraju lasu.

    Tu urządziliśmy obozik. Namiocik stanął po zmierzchu
    Tu urządziliśmy obozik. Namiocik stanął po zmierzchu © JPbike

    Dobre warunki do wysuszenia kolarskich ciuchów
    Dobre warunki do wysuszenia kolarskich ciuchów © JPbike

    Czas na kolację, nawet spoko stół mieliśmy :)
    Czas na kolację, nawet spoko stół mieliśmy :) © JPbike

    I tak odpoczywając, przestudiowaliśmy zakupioną samochodową mapę Włoch - faktycznie że zaplanowanej trasy nie uda się pokonać zgodnie z planem i na czas. Zapadła decyzja że udamy się w stronę adriatyckiego wybrzeża i dalej będziemy przebijać się wprost na południe, do celu wyprawy. Z tego wszystkiego najbardziej nam szkoda że nie zaliczymy sławnej Passo dello Stelvio i uroczego jeziora Garda. Cóż, może innym razem ... :)

    Dzień siódmy, dzień dziewiąty.




  • dystans : 103.02 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 07:56 h
  • v średnia : 12.99 km/h
  • v max : 83.56 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 7

    Piątek, 18 lipca 2014 • dodano: 31.08.2014 | Komentarze 11


    Noc, pobudka, śniadanko i zwijanko obozika poszły sprawnie.
    W skrócie - to był dzień pełen alpejskich emocji, zresztą fotostory wystarczy :)

    Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka
    Tu spaliśmy. Całkiem fajna miejscówka © JPbike

    Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :)
    Od razu długi podjazd. Ten znak wskazuje konkretne parametry :) © JPbike

    Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :)
    Wysoko, coraz wyżej. W sam raz dla mnie :) © JPbike

    Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście
    Po długim podjeździe jest i równie długi zjazd. Widokowy oczywiście © JPbike

    Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :)
    Naturalna regeneracja w lodowatej wodzie :) © JPbike

    Pięknie tam. Tylko jeździć !
    Pięknie tam. Tylko jeździć ! © JPbike

    Nad Zeller See
    Nad Zeller See © JPbike

    Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :)
    Jedziemy w stronę Hochalpenstrasse. Napięcie rośnie :) © JPbike

    Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis !
    Bramka poboru opłat. Rowerzyści jadą gratis ! © JPbike

    Parametry 33km podjazdu. Kuszące :)
    Parametry 33km podjazdu. Kuszące :) © JPbike

    Podjeżdżając, przy antylawinowym zadaszeniu wjechałem w kałużę z kapiącej wody która okazała się śliska jak lód (mchy), od razu uślizg przedniego koła i gleba ze szlifami zaliczona. To nic, szybko się pozbierałem, nim Jarek dojechał :)

    No to wspinamy się. Dawaj Drogbas !
    No to wspinamy się. Dawaj Drogbas ! © JPbike

    Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :)
    Każdy zakręt ma swoją nazwę. Tu wysokość Śnieżki pokonana :) © JPbike

    Bez komentarza, bo widoki rażą :)
    Bez komentarza, bo widoki rażą :) © JPbike

    W pewnym momencie lewe kolano znów dawało o sobie znać przy każdym mocniejszym depnięciu, co przy kasecie 11-28 nietrudno, do tego zaczął mnie łapać kryzys energetyczny, brak pożywnego obiadu przed wspinaczką zrobiło swoje. Jarek mi wtedy zwiał do góry. Wspinając się dalej musiałem często się zatrzymywać, coś zjeść, nawet wysłać smsa do Drogbasa. W końcu pierwszy raz w życiu założyłem opaskę na kolano i po jakimś czasie pomogło częściowo.

    Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów
    Powolutku wkraczamy w krainę wiecznie śnieżnych szczytów © JPbike

    To coś robi wielkie wrażenie !
    To coś robi wielkie wrażenie ! © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza (2) :) © JPbike

    Atakuję słynną Hochalpenstrasse, ponad 30 km do góry !
    Jedna z nielicznych fotek ze mną typu "od góry" :)© JPbike

    Musiałem coś robić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo
    Musiałem coś zrobić z bolącym kolanem. Pomogło częściowo © JPbike

    Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m !
    Chwila kolejnego odpoczynku. Tu pierwszy raz w życiu pokonaliśmy 2000 m.n.p.m ! © JPbike

    Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :)
    Jeszcze trochę ciężkiej wspinaczki i będziemy na górze :) © JPbike

    Najlepsza fotka z naszej wyprawy :)
    Tędy żeśmy podjeżdżali. Imponujący widok ! © JPbike

    Radosna chwila w moim życiu !
    Radosna chwila w moim życiu ! © JPbike

    Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m)
    Trzeba się pochwalić. Na Fuschertörl 2 (2428 m.n.p.m) © JPbike

    Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18)
    Alpejski klimacik w stronę zachodzącego słońca (godz.19:18) © JPbike

    Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik na środku)
    Krótki, acz treściwy zjazd w stronę tunelu (ten punkcik w środku) © JPbike

    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :)
    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :) © JPbike

    Tankowanie przy naturalnym żródle wody ze śniegu :)
    Tankowanie przy naturalnym źródle wody ze śniegu :) © JPbike

    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :)
    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :) © JPbike

    Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty !
    Drugi tunel za nami i Hochtor (2504 m.n.p.m) zdobyty ! © JPbike

    Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 :)
    Alpejski super punkt widokowy, godzina 20:00 © JPbike

    Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :)
    Tu to jesteśmy naprawdę zdrowo szurnięci :) © JPbike

    Widoczki władowane do pamięci i czas na długi zjazd
    Widoczki z przełęczy władowane do pamięci i czas na długi zjazd © JPbike

    Na owym zjeździe z Hochtoru, na długiej prostej łukowatej osiągnąłem bez rozpędu 83.56 km/h.
    Zatem osobisty rekord v-maxa pobity - czekałem na tą chwilę od 30 czerwca 2008 !

    Po zjechaniu do krzyżówki spoglądam na mapę i coś mi nie pasi, Drogbas sugeruje skręt, a ja każę jechać prosto.
    Po krótkim czasie okazuje się że musimy pokonywać kolejny i ciężki podjazd - a dlaczego ? O tym w następnej relacji :)

    Ponowna i nieplanowana wspinaczka
    Ponowna i nieplanowana wspinaczka © JPbike

    Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ?
    Hmm, skrócona wersja naszej Syrenki ? © JPbike

    Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze
    Imponujący ten wodospad, do tego tuż przy drodze © JPbike

    I tak mozolnie się wspinając, po drodze zrobiliśmy postój na kolacyjkę, powoli zapadał zmrok, a my utknęliśmy gdzieś bardzo wysoko w Alpach i czas szukać czegoś do spania. Dojechaliśmy do paru zabudowań, a niżej leży zbiornik wodny z zaporą. Fragmentem szutrówki zjechaliśmy i bez większego problemu udało się znaleźć równy skrawek ziemi przy pustej chacie typu świetlica. No i rozlokowaliśmy się, a wieczorny zarys alpejskich szczytów robił wrażenie.

    Dzień szósty, dzień ósmy.