top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Gogol MTB

Dystans całkowity:2769.91 km (w terenie 2510.90 km; 90.65%)
Czas w ruchu:118:19
Średnia prędkość:23.41 km/h
Maksymalna prędkość:59.99 km/h
Suma podjazdów:18075 m
Maks. tętno maksymalne:180 (101 %)
Maks. tętno średnie:169 (95 %)
Suma kalorii:9030 kcal
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:44.68 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • dystans : 17.62 km
  • teren : 17.62 km
  • czas : 01:05 h
  • v średnia : 16.26 km/h
  • v max : 35.49 km/h
  • hr max : 178 bpm, 99%
  • hr avg : 162 bpm, 90%
  • podjazdy : 363 m
  • rower : Scott Scale 740
  • XC Pniewy

    Niedziela, 8 maja 2016 • dodano: 09.05.2016 | Komentarze 9


    Mistrzostwa Wielkopolski w kolarstwie górskim - w 100% nie mogło mnie tam zabraknąć. Kolejny raz z rzędu zawody odbyły się w Pniewach. Prace na pętelce, jakie ostatnio wykonali chłopaki z Odjechani-Team.pl - wielki podziw, zrobili niemal wszystko że poziom trudności zarówno kondycyjny, jak i techniczny był taki, że godnie można wyłonić mistrzów Wielkopolski.

    Po spoko dojechaniu i załatwieniu formalności czas na rozgrzewkę z Drogbasem i Hulajem. Najpierw przejechałem z nimi jedno kółko XC, po tym sam troszkę po asfalcie tam i z powrotem - przez ten czas niepokoiło mnie średnie samopoczucie i zbyt wysokie tętno, czyli przez to wiedziałem że na wyścigu będzie ciężko i było.

    Na starcie ustawili mnie w drugiej połowie stawki Mastersów. Drogbas przede mną i wmawiałem kompanowi aby uważał na siebie, bo na Sudety musi być sprawny :). Z rywali w mojej kategorii znałem tylko dwóch (Hulaj i Piotr Wojdyło). No i poszli. Próba przebicia się jak najbliżej czołówki nie wyszła mi - noga i samopoczucie jeszcze nie te. No to znalazłem się w drugiej połowie stawki i bez szaleństw podążałem za poprzedzającymi mnie zawodnikami. Na pierwszym kółku kilka razy byłem blokowany, jak i z trudem udało się paru wyprzedzić. Od drugiego okrążenia zrobił się pełny luz i można było w 100% robić swoje, tyle że w dalszym ciągu nie mogłem się rozkręcić w żywiołowego maxa. Próbowałem również dogonić będącego przez spory czas w zasięgu wzroku Hulaja, nie udało się - widocznie był w lepszej dyspozycji, a drugi rywal Wojdyło miał mały defekcik i 4 minuty za mną na mecie. Na trasie gorąco dopingował mnie Dawid. Na końcówce 2 okrążenia udało się trochę wejść w swój rytm, zresztą nie do końca. Znani mi rywale do pokonania byli wtedy już daleko z przodu, zatem 3 i 4 okrążenie przejechałem w całości po swojemu, a na końcówce udało się dogonić jednego i wygrać z nim finisz, mimo że w wynikach jest tuż przede mną.

    Natomiast wszystkie techniczne przeprawy, jakie czyhały na pętelce pokonywałem sprawnie, co mnie cieszyło. Troszkę problemów miałem podczas przejazdu przez kamienną rzeź, zresztą w dwóch przypadkach to wina przyblokowywujących mnie (tam się nie hamuje). Poza tym ilość ostrych zakrętasów i wertepów spowodowała że mnóstwo razy gubiłem się w doborze przełożenia, bywało tak że kręciłem na 38/36, albo 24/11 :)

    15/30 - open Masters
    2/7 - Masters II

    Strata do zwycięzcy (Robert Syc) - 6:07 min - prawie tak samo jak rok temu.
    Strata do koszulki mistrzowskiej (Hulaj zgarnął) - 1:46 min - cóż, może za rok... :)
    A Drogbas przyjechał 1:43 min przede mną, zaliczając glebę ze szlifami, no tak...

    Fotki by Krzysztof Nowak i z mojego aparacika (by micor).
    Ciężki ten podjazd, mi za każdym razem wchodził sprawnie
    Ciężki ten podjazd, mi za każdym razem wchodził sprawnie © JPbike

    Na takich technicznych pętelkach czuję się jak ryba w wodzie :)
    Na takich technicznych pętelkach czuję się jak ryba w wodzie :) © JPbike

    Ale fajnie tędy po dechach pomykać :)
    Ale fajnie tędy po dechach pomykać :) © JPbike

    Istny rollercoaster :)
    Istny rollercoaster :) © JPbike

    Zostałem wicemistrzem Wielkopolski :)
    Zostałem wicemistrzem Wielkopolski :) © JPbike





  • dystans : 55.44 km
  • teren : 45.00 km
  • czas : 02:28 h
  • v średnia : 22.48 km/h
  • v max : 51.17 km/h
  • hr max : 170 bpm, 94%
  • hr avg : 155 bpm, 86%
  • podjazdy : 1008 m
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Chodzież

    Niedziela, 1 maja 2016 • dodano: 01.05.2016 | Komentarze 10


    Druga runda BikeCrossMaratonu - cały wyścig przejechałem swoje i po przekroczeniu mety doszedłem do wniosku że poziom zawodniczy na mega jest niesamowicie wysoki, nawet w M4. Zacząłem już wątpić w dekorowaną generalkę, jak się nie uda to trudno. Przynajmniej podczas dzisiejszego ścigu po fajnych pagórach miałem dużo funu z jazdy :)

    Dojazd na miejsce spoko, rozgrzewkę nie wiedzieć czemu zrobiłem zbyt krótką (3.5 km), po tym wpakowałem się do 2 sektora, wraz z josipem i kompletem dziewczyn :). Bardzo fajną trasę dobrze znałem dzięki objeździe, co za tym idzie - wiedziałem czego się spodziewać i gdzie przycisnąć by później nie zdechnąć :). No i poszli. Na pierwszych km tradycyjnie tłoczno i w sporym kurzu. Pierwszy długi podjazd nie idzie mi tak jak chciałbym. Dość szybko, bo już po 5 km znajduję się w swoim miejscu (gorszym od planowanego, #$%!#!), josip też i tak wspólnie z kilku/kulkunastoma osobami dojeżdżamy do ścianki na Gontyniec, a tam zgodnie z moim planem - wszyscy powolutku wspinają się do góry, prawie jak w Karpaczu :). Zjazd z Gontyńca to frajda, póki nie byłem blokowany to zabawiłem się na całego. Po zjechaniu to dalej przez bardzo długi czas napierałem wraz z josipem, współpracując i praktycznie cały czas utrzymywaliśmy pozycję. Próby ataków oczywiście się zdarzały - wszystkie nieudane :). Aha, podczas tego maratonu eksperymentalnie zaryzykowałem jazdę w całości bez żelu, dopiero po 2:10 h zaczęło mnie odcinać, ale po kolei. Pora na drugą rundę mega, w dalszym ciągu josip mi towarzyszył i poinformował że wypadł mu bidon. Na którymś tam odcinku góra - dół minimalnie oddaliłem się Wojtkowi, a na długim zjeździe z wykrzyknikami rozwinąłem skrzydła (czytaj umiejętności zjazdowe) i coś tam zyskałem. Kolega teamowy był jednak waleczny i doszedł mnie na powtarzanej ściance na Gontyniec, na której zresztą zaliczyłem jedyne potknięcie w wyścigu (przez łachę piachu). Zjazd ze szczytu to kolejna frajda - zaszalałem na maxa, po tym josip znikł mi za plecami. Dalej się zaczęło dublowanie ostatnich miniowców, motywacja wzrosła, gnałem sam do przodu i kręciło mi się dobrze, chociaż moc w nogach, szczególnie na podjazdach jeszcze nie ta. W jednym miejscu stał Ryba i dał mi bidon Speca z wodą, przydał się bo jechałem na jednym z izo. No i po wspomnianych 2:10 h napierania czułem jak powoli mnie odcina, stało to się na płaskim i odkrytym odcinku nad jeziorami. Doszło mnie dwóch, podczepiłem się na jakiś czas. Na ostatnim ciężkim podjeździe dopadł mnie skurcz (pierwszy w sezonie), zauważyłem że dogania mnie grupka z jospiem, nie poddałem się, resztkami sił i szaleństwu na każdym zjeździku dowiozłem swoją pozycję do mety, a tam zjawili się moi rodzice.

    70/157 - open mega
    19/45 - M4

    Wynik poniżej oczekiwań, ale jazda spoko - na tyle mnie dziś było stać.
    Strata do zwycięzcy (Adam Adamkiewicz) - 27:41, do M4 (Przemo Mikołajczyk) - 19:46
    Krzychu (14 open!) dowalił mi 14 min, a Drogbas (39 open) 7 min - jak mam z tym żyć ? :)

    Foto by Julian Król, Mirek Sell.
    Teamowa współpraca :)
    Teamowa współpraca :) © JPbike


    "Ale fajny ten zjazd z Gontyńca, szkoda że to już końcówka" :) © JPbike

    Napieramy, napieramy, póki noga podaje
    Napieramy, napieramy, póki noga podaje © JPbike





  • dystans : 59.15 km
  • teren : 57.00 km
  • czas : 02:22 h
  • v średnia : 24.99 km/h
  • v max : 44.64 km/h
  • hr max : 173 bpm, 96%
  • hr avg : 154 bpm, 86%
  • podjazdy : 529 m
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Dolsk

    Niedziela, 10 kwietnia 2016 • dodano: 10.04.2016 | Komentarze 11


    Się zaczęło kolejne w mojej karierze maratonowanie, ale pierwsze w M4.
    Niestety, wyszło mocno poniżej oczekiwań, mimo że jechało mi się nie najgorzej, a zawłaszcza że tegoroczna trasa okazała się najlepsza z dotychczasowych, na mecie zająłem dopiero 22 miejsce w M4. Zresztą tutaj nigdy na mecie nie byłem w pełni zadowolony z wyniku. Zatem po siedmiu z rzędu startach w Dolsku (dwa pierwsze u Golonki, reszta u Gogola) zapadła decyzja że prawdopodobnie przyszłoroczne (kolejne chyba też) inauguracyjne zawody i w tymże miejscu odpuszczę, ponoć mój odwieczny problem jest taki - jak tu porządnie trenować przez zimę, mając na co dzień ciężką fizyczną pracę ?. I jeszcze do tego osiągane tutaj przeze mnie miejsca open są coraz gorsze ... Dołująca sytuacja i tyle.

    Sorki, takie u mnie życie. Parę słów o wyścigu też napiszę, a co ? :)

    Na miejsce zajechałem ze swoim kompanem - Drogbasem, który sprawnie wywinął się w sprawie odbioru numerków startowych. Sporo znajomych można było spotkać, to bardzo miłe. Tegoż dnia w Dolsku było dość zimno (8°C) i mokro (świeżo po deszczu). Dla mnie to nie problem, bo też lubię trudne warunki pogodowe :). Paczka ProGoggli tym razem wystawiła mocne sztuki - mnie, Davida, Krzycha, Wojtka i Jarka (jechał w teamowym stroju, a w wynikach był jako Lech Pils Team :)). Rozgrzewkę zrobiliśmy dość krótką, ze 5 km, za to w towarzystwie świetnego ziomka - micora :).

    W trakcie ustawiania do sektorów zauważyłem że sporo megowców się zjawiło (ponad 250). Fajnie że wiarze mtb-owskiej się chce na takie napieranie na swoich wypasionych góralach po wertepach na dłuższym dystansie, zresztą zobaczymy jak będzie na kolejnych edycjach, szczególnie na porządnych pagórach w Chodzieży i Wyrzysku.

    Start troszkę opóźniony i w końcu można ruszyć. Startowałem z tyłów dość tłocznego 1 sektora, zatem od razu mogłem robić swoje. Bardzo duża ilość uczestników i dość szybki teren spowodowały że przez pierwsze kilkanaście km było troszkę nerwowo, ciężko o wyprzedzanie, ale bez przesady. Dwa razy musiałem gwałtownie hamować, bo ktoś się potknął a to w dziurze, a to w błotku. Po szybkim dokręceniu na powtarzalną na mega pętlę mini zrobiło się luźniej i zaczęły się tworzyć grupki, jak i niespodziewanie megowcy zaczęli mieszać się z miniowcami, którzy kręcili podobnym tempem do naszego, co z kolei poskutkowało że lekko pogubiłem się w stawce :). Na znanym mi doskonale podjeżdziku wyprzedził mnie Krzychu i zaczął powolutku uciekać, to dla mnie znak że forma moja nie ta jaką bym chciał. Dalej parłem przez kilka km sam, by po tym i na długiej prostej zostać wchłoniętym przez dużą grupę. Po przejechaniu przez długi polny odcinek nastąpił skręt na nowy i mtb-owski odcinek - to właśnie tam zauważyłem że na zakrętasach, podjeżdzikach i zjeżdzikach radzę ciut lepiej od rywali (czyli tradycyjnie prawdziwe MTB mam we krwi :)). No i mijam defekciarza - Drogbasa, pytam czy OK (dokręcał siodło), a ten dość szybko nas dogonił, nawet namawiał mnie bym usiadł na kole, ale niestety noga moja dziś nie podawała na interwałach należycie (sorki kompanie, popracuje nad tym :)). I tak dalej docieram bez rewelacji do rozjazdu, po drodze motywuję kilku miniowców aby spięli się na maxa do finiszu :). Natomiast przez prawie 20 km od rozjazdu to najpierw zacząłem czuć powolny ubytek powera, wtopiłem się w najbliższą grupę która jechała za mną i tak wspólnie kręciliśmy do wspomnianego skrętu na interwałowy odcinek - tam już niestety odpadłem z grupy, sił w nogach brakło na szybsze parcie, mimo tego 3 sztuki udało się wyprzedzić, jeden z M4 mnie pokonał i tak dalej niezagrożony wpadłem bez emocji na metę.

    85/247 - open mega
    22/62 - M4

    Strata do zwycięzcy (Maciej Kasprzak) - 17:17, do M4 (Paweł Bober) - 15:27

    Fotki by Fotomtb.pl, Artur Schacht.
    Pierwsze kilometry. Szybko i tłoczno tam
    Pierwsze kilometry. Szybko i tłoczno tam © JPbike

    Tuż przed rozjazdem. Ci z mini właśnie cisną w stronę finiszu :)
    Tuż przed rozjazdem. Ci z mini właśnie cisną w stronę finiszu :) © JPbike





  • dystans : 19.95 km
  • teren : 19.00 km
  • czas : 01:04 h
  • v średnia : 18.70 km/h
  • v max : 27.00 km/h
  • hr max : 176 bpm, 98%
  • hr avg : 156 bpm, 87%
  • podjazdy : 197 m
  • rower : Scott Scale 740
  • VIII Wyścig Przełajowy im. Marka i Zbyszka

    Niedziela, 7 lutego 2016 • dodano: 07.02.2016 | Komentarze 2


    Sezon wyścigowy 2016 (mój dziewiąty z rzędu) rozpoczęty. Zacząłem tak jak rok temu - od przełajów. Dojazd na poznańskie Winogrady rowerowy. Pogoda piękna, bardziej wiosenna niż zimowa.

    Na miejscu sporo znajomej wiary było spotkać i pogadać. Z teamowiczów prócz mnie zjawili się Jarek i Wojtek, oraz w roli foto kibica Asia. Był również Adrian, który w tym sezonie reprezentuje inny team.

    Na rozgrzewce nie czułem się najlepiej. O ile do techniki, wbiegów i wskoków na siodło nie mam zastrzeżeń, to wyraźnie brakowało mi siły na mocne zrywy. Nic dziwnego, bo z regularnym trenowaniem u mnie ostatnio słabo z wiadomego względu. To nic, popracujemy nad tym :)

    W porównaniu do zeszłego roku niespełna 2 km rundka została leciutko zmodyfikowana - doszły dwie sekcje krótkich prostych z nawrotami, powalone od wichur drzewo posłużyło jako kolejna przeszkoda do przeskoczenia, a cała reszta stara i obcykana mi, ponoć startuję tu trzeci raz z rzędu.

    W trakcie ustawiania stawki Elity i Mastersów pierwszeństwo mieli ci na wąskich oponkach. Oczywiście spowodowało to że startowałem gdzieś z tyłów.

    No i poszli. Na sławnej ściance zostałem przyblokowany i pozamiatane. Wszyscy, z którymi zamierzałem się ciąć znaleźli się z przodu. Później stawka powolutku się rozciągała i mi również powolutku szło rozkręcanie się i znów powolutku zacząłem wyprzedzać pojedyncze sztuki, a gonienie teamowych kolegów szło coraz gorzej, czyli na mijankach wyraźnie odstawałem od nich. No to lipa, odechciało mi się pruć w trupa i postanowiłem że zrobię sobie porządny trening. I tak jechałem dalej swoje, po drodze nawet wyprzedzając i dublując kilka/kilkanaście sztuk. Również i ja dubla od dwóch najlepszych z elity nie ustrzegłem. Na którymś tam końcowym kółku chyba wyprzedził mnie zwycięzca mastersów, co spowodowało że nie wiedziałem czy już koniec ścigu, a pojechałem sobie jeszcze jedno kółko, które po publikacji wyników sędziowie jednak mi zliczyli :)


    15/33 - open Masters


    Fotki by Ewa Hermann, Ania, Asia, Stasiu.
    Ładne ujęcie :)
    Ładne ujęcie :) © JPbike

    Bieganie po schodach szło sprawnie :)
    Bieganie po schodach szło sprawnie :) © JPbike

    Robiłem co mogłem, czyli swoje :)
    Robiłem co mogłem, czyli swoje :) © JPbike

    Ten element mam obcykany, tylko rower nieodpowiedni, e tam :)
    Ten element mam obcykany, tylko rower nieodpowiedni. E tam, wolę MTB :) © JPbike





  • dystans : 60.79 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 02:08 h
  • v średnia : 28.50 km/h
  • v max : 56.84 km/h
  • podjazdy : 461 m
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Łopuchowo

    Niedziela, 27 września 2015 • dodano: 27.09.2015 | Komentarze 4


    No ... to już chyba mój ostatni maraton w kategorii M3.

    Dojazd na finałowy maraton u Gogola klasycznie, czyli zgarniając po drodze Macieja. Czasu do startu mieliśmy sporo, więc troszkę sobie w aucie posiedzieli i pośmiali :). Pogoda piękna bo słoneczna, tylko rano troszkę zimnawo (ledwo 10°C).

    Już podczas rozgrzewki wiedziałem po odczuciach, że na wyścigu pójdzie mi średnio i nie ma mowy o poprawieniu zeszłorocznego czasu na tej samej trasie. Nie myliłem się. Zaległości w treningach miałem spore, takie u mnie w tym sezonie życie, m.in. stuknęła mi 40-tka na karku, różne przemyślenia, brak czasu, brak chęci, praca, praca, niewyspanie, ...

    Po tym wpakowałem się do tyłów 1 sektora wraz z Krzychem i Wojtkiem. Trochę gadki, przybijamy żółwiki i można ruszać. Jak zwykle początkowe kilka km po asfalcie - trochę nerwowo, raz ktoś glebnie, raz ktoś ostro przyspieszy, raz ktoś przyhamuje, itp. Tam do ostrego zakrętu utrzymałem się mniej-więcej w połowie peletonu. Przed skrętem w teren przyspieszam, wyprzedzam paru, m.in. Marcina, by na leśny dukt wpaść w dogodnej dla mnie pozycji. Poszło OK i od razu utworzyła się spora grupa z wieloma znanymi mi zarówno osobiście, jak i widzenia twarzami. I tak wspólnie napieramy oczywiście ostro jak na najszybszy maraton u Gogola przystało. Do 9 km trasy miałem w zasięgu pola widzenia team leadera Krzycha, po czym znikł gdzieś z przodu. Początkowo nie jedzie mi się dobrze, cały czas daję radę trzymać albo w środku, albo na ogonie mojej grupy, w której znalazł się i Wojtek. Na czubie jechali starzy znajomi - głównie Wojtek Radomski i Arek Suś. Nie brakowało paru momentów że musiałem dospawywać sporym wysiłkiem, szczególnie na końcowym piaszczystym odcinku. Na asfaltowej mijance spotykamy czołową grupę - jest w niej i Krzychu. I tak pierwsze kółko kończę z czasem 1:02 godz. (gorzej od zeszłorocznego o 2.5 minuty).

    Po skręcie w teren na drugim kółku nie wiem jakim cudem odżyłem, przesuwam się na czub grupy, ale nie idzie tak jakbym chciał. Pewnie we mnie brak większej mocy, albo specyfika trasy nie pozwalała na ostre ataki. W pewnym momencie zauważamy stojącą grupę - nie znam powodu, ale jest w niej m.in Hałajczakowa. No to zrobiło się ciekawie, po jakimś czasie owa grupka nas dogania i po tym tempo ostro wzrosło, było kilka równie ostrych szarpań - w tych przypadkach utrzymałem się w połowie grupy. Nagle i niespodziewanie zatakował nas rój szerszeni !. Jeden mnie użądlił w tyłek, oj bolało przez długi czas (pisząc tę relacyjkę jeszcze czuję ból). Mimo sporego bólu nie odpuszczam, walczę dalej. Się zaczęło dublowanie miniowców (m.in. Asię). Przez wspomnianą grupkę tempo było szalone, już ledwo trzymałem się ogona, aż na 10 km przed metą odpadłem z sił i zostałem sam. Dziwił mnie tylko brak Wojtka za mną - okazało się że spuchł i do tego szerszeń użądlił go w głowę :(. Ostatnie km to męczyłem się, najbardziej cierpiałem na piaszczystych odcinkach. Kilka z mega mnie załatwiło, na końcowym asfalciku Krzychu (10 open) robiący rozjeżdzik kawałek mnie pociągnął. I tak już bez emocji i bez spiny wpadłem na metę.

    48/131 - open mega
    16/44 - M3

    Czas gorszy od zeszłorocznego o niespełna 6 minut.
    Strata do zwycięzcy (Bartek Kołodziejczyk) - 14:16, do M3 - tyle samo.

    10 (7 M2) - krzychuuu86 - 1:59:06
    48 (16 M3) - JPbike - 2:08:33
    67 (28 M3) - josip - 2:16:47
    76 (14 M4) - z3waza - 2:20:39

    Foto by Tomasz Szwajkowski.
    Tak właśnie wygląda napieranie w Łopuchowie :)
    Tak właśnie wygląda napieranie w Łopuchowie :) © JPbike






  • dystans : 55.25 km
  • teren : 55.00 km
  • czas : 02:16 h
  • v średnia : 24.38 km/h
  • v max : 43.87 km/h
  • hr max : 173 bpm, 96%
  • hr avg : 158 bpm, 87%
  • podjazdy : 318 m
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Binduga

    Niedziela, 12 lipca 2015 • dodano: 12.07.2015 | Komentarze 6


    Tak na serio to jeszcze na 3 godziny przed startem wahałem się czy w ogóle wystartować w Bindudze. Wszystko przez to że ani w piątek, ani w sobotę nie udało się zrobić zaplanowanej przepałki i spokojnego tlenika. Bo w piątek po robocie … ucinałem drzemkę bagatela aż do 21-tej :), a w sobotę wreszcie zabrałem się do naprawy hamulca, a dokładniej wymiany pozaseryjnych Deore na wypaśne XT-ki z radiatorkami, problemik w tym że przewody trzeba było skrócić, no właśnie przy odpowietrzaniu spędziłem mnóstwo czasu … Do tego wymieniłem stery – dolne łożysko szwankowało. Generalnie po półtora roku od zakupu Scotta Scale 740 dochodzę do wniosku że niedobrego górala wybrałem. Zatem nigdy więcej nie kupię gotowca do MTB, wole składać samodzielnie.

    No dobra, sorki za marudzenie. Takie życie. A poniżej parę słów o wyścigu nad Wartą.

    Na miejsce zajeżdżam na godzinę przed startem mega, muszę postać w kolejce by opałcić, w efekcie na rozgrzewkę mam niespełna 30 min. Do tego zaraz po ruszeniu … urywam czujnik prędkości. Ładne przedstartowe chwile … Ujechałem rozgrzewkowo ledwo 2 km. Całe szczęście że w liczniku jest gps i na jego podstawie Rox 10.0 automatycznie zaczął zliczać kilometraż.

    W sektorze (nadal pierwszym) ustawiam się obok Krzycha, trochę gadamy i można ruszać. Na początek ze 3 km runda rozciągająca, tumany kurzu ogromne, poszło średnio, ale i tak cały czas czub peletonu mam na oku. Wpadamy na właściwą trasę, na kręty i po bandach odcinek nadwarciański, na którym jadę zachowawczo, w grupce, nie szarżuję na maxa bo nie czuję się w pełni sił. Raz przeżywam chwile grozy – młody od rybek na łuku wpadł w poślizg i omal go nie przejechałem. Na końcu owego odcinka grupa nasza się powiększyła do około 10 osób i będąc rozpędzona … przegapia skręt w głąb lądu. Jechałem wtedy na ogonie i zorientowałem się że coś nie tak dopiero po 2-3 km dalej. Informuję o tym współtowarzyszom, ponieważ dobrze znam tamte okolice – zamiast nawrotki decyduję się jechać na wprost, aż do Łukowa i stamtąd wpaść na długą prostą, na dalszą cześć trasy (patrz mapka gps), współtowarzysze robią to samo co ja. Mimo że nadłożyliśmy ze 1 km trasy (może więcej, bo dystans gps z licznika kłamie), to wpadamy na właściwą część trasy równo zawodnikami z top 20 open na mega … No nieźle :). Nawet Krzychu znalazł się za mną i informuje o tym że chwilunię wcześniej była bramka pomiaru czasu. By uniknąć dnf i kary (?) - ja i dwóch kolegów z Thule zawracamy, by ją zaliczyć, a mijający nas z przeciwka kolejni czołowi zawodnicy i obsługa bufetu nie ukrywała zdziwienia, i to jakiego :). Pokręcone to wszystko, ale co zrobić, bywa i tak. Dalsza jazda przebiega ponownie z kolegami z Thule, po drodze zgarniamy Mateusza Nowickiego. Trojankę pokonywaną w bród za pierwszym razem elegancko przejeżdżam, po tym nawet pokaźny piach w 95% udaje się przejechać, nawet zyskuję przewagę ! (technika górą). Pierwszą rundę kończę wraz z Januszem Przybyszem i tak dalej jedziemy wspólnie przez niemal cały nadwarciański OS – dla mnie frajda. Po drodze, na bandzie raz wybija mnie z rytmu i wjechałem w krzaczki :). W pewnym momencie dwóch (może trzech) nas dogania, Janusz łapie mocne koło i ucieka, a ja od tego momentu walczę sam. Idzie mi średnio, ale nic nie tracę, ani nic nie zyskuję. Na długich prostych zaczynam się nudzić i tracę chęci do ścigania, nawet szybkie dublowanie miniowców nie poprawia humoru. Na 7 km przed metą tracę kolejno 4 pozycje (w tym Jaskółka mnie załatwia, gratki). Rzeczka w bród ponownie sprawnie przejechana (frajda i ładne foto ważniejsze od uwalania napędu), po tym piach muszę przebiec bo Ci z mini przyblokowali mnie. I tak już niezagrożony wpadam ot tak sobie na metę. Średni maraton w moim wykonaniu. Teamowa paczka nie dopisała liczebnie - prócz mnie i Krzycha ścigał się Marcin, była również Asia w roli kibica.

    40/128 - open mega
    14/48 – M3

    Strata do zwycięzcy (Przemek Rozwałka) – 20:38, do M3 (Tomek Jaworski) – 13:47 min
    Praktycznie już odpadłem w walce o drugą z rzędu dekorowaną generalkę w M3.
    Skoki (wyrwę się wtedy gdzieś w góry) i chyba Suchy Las (za szybko tam) odpuszczam.

    Fotki by Joanna Horemska, Julian Król, Adrian Kanzas.
    Start ostry
    Start ostry © JPbike

    W akcji na nadwarciańskim OS-ie
    W akcji na nadwarciańskim OS-ie © JPbike

    Super atrakcja Bindugi :)
    Super atrakcja Bindugi :) © JPbike






  • dystans : 56.03 km
  • teren : 54.00 km
  • czas : 02:01 h
  • v średnia : 27.78 km/h
  • v max : 47.20 km/h
  • hr max : 171 bpm, 95%
  • hr avg : 154 bpm, 85%
  • podjazdy : 488 m
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Mosina

    Niedziela, 28 czerwca 2015 • dodano: 28.06.2015 | Komentarze 21


    - dojazd nietypowy - kto jeszcze jeździ rowerem ponad 20 km na zawody ?
    - start mega - opóźniony, więc po co się spinałem na dojazdówce ?
    - pierwsze km spoko za autem orga i poszedł ogień na ul. Pożegowskiej
    - ów podjazd to tragedia w moim wykonaniu – nogi nie chciały podawać :(
    - i tak od razu spadam mnóstwo pozycji w dół, po tym ostre parcie w wielkiej grupie
    - do pierwszego pomiaru czasu nadal ogień i nadal wielka grupa się trzyma
    - na „autostradzie” do Jarosławieckiego strava informuje że mam KOM (avs 40 km/h)
    - nudny przelot wśród pól przez Trzebaw – nadal w wielkiej grupie
    - po skręcie na Pierścień i paru km dalej coś niedobrego ze mną się dzieje, moc spada
    - spadam na ogon grupy i walczę, a nie minęła jeszcze godzina od startu …
    - „Janosik” – jadąc w ogonie wszyscy poprzedzający przyblokowali mnie … Co z wami ?
    - po tym zamieszanie w stawce, wyprzedza nas czołówka mega, pewnie pobłądzili
    - na finałowym podjeździe tracę kontakt z moją grupą, chyba koniec dobrej jazdy dla mnie :(
    - „atrakcja” w postaci fragmencika XC – bez rewelacji, bez jazdy na 100%
    - wjazd na 2 rundę – początkowo kilka km samotnie gnam
    - wzdłuż Greiserówki dogania mnie mocna grupa co pobłądzili, udanie podczepiam się
    - tempo zabójcze, daję radę gnać za nimi i pojawił się cień szansy na dogonienie mojej grupy
    - a jednak w połowie „autostrady” nie wytrzymuję i ostatecznie odpadam z walki o wynik
    - ponieważ coś stukało w przednim kole, muszę stanąć – czujnik prędkości się przesunął
    - ponownie nudnawo i wmordewindowo przez Trzebaw – w całości samotnie
    - na pierścieniowym odcinku kolejna utrata oczek, i to spora … Mam dość, chcę piwa !
    - „Janosik” sprawnie podjechany
    - ostatni podjazd słabiutko i równie słabiutko wjeżdżam na metę
    - wyprzedzili mnie Krzychu, Wojtek, Paweł i nawet Mariusz – zadowoleni ? :)
    - generalnie to był mój najgorszy wyścig w sezonie, gorzej już nie może być !
    - za metą nawet nie zatrzymałem się, tylko pognałem do domu i tyle.

    56/154 - open mega
    19/61 - M3

    Strata do zwycięzcy (Paweł Górniak) - 12:39, do M3 (Rafał Szturo) - 10:28
    Poziom u Gogola taki że (chyba) już czas pożegnać się z obroną dekorowanej generalki M3 ...

    Fotki by Hania Marczak.
    Szczyt ul.Pożegowskiej. Widać że ciężko było złapać oddech :)
    Szczyt ul. Pożegowskiej. Widać że ciężko było złapać oddech © JPbike

    Końcowka mega. Tu to uśmiecham się do pani fotograf :)
    Końcowka mega. Tu to uśmiecham się do pani fotograf :) © JPbike





  • dystans : 16.01 km
  • teren : 12.00 km
  • czas : 00:56 h
  • v średnia : 17.15 km/h
  • v max : 55.68 km/h
  • hr max : 175 bpm, 97%
  • hr avg : 157 bpm, 87%
  • podjazdy : 528 m
  • rower : Scott Scale 740
  • XC Duszniki-Zdrój - Jamrozowa Polana

    Sobota, 6 czerwca 2015 • dodano: 08.06.2015 | Komentarze 8


    Trzeci w sezonie start w MTB Hurom Series 2015. Tym razem miejscówka w górach – Duszniki-Zdrój, na Jamrozowej Polanie, na sporej wysokości (665 m), będąca dla mnie pierwszym w karierze startem XC w górach.

    Organizatorzy przygotowali pętelkę o długości 4 km i 140 m w pionie, wytyczoną na terenie do uprawiania narciarstwa biegowego i biathlonu. Zatem – start i meta asfaltowa przy strzelnicy, tzw. karne kółko dla pudłujących biathlonistów jako rundka rozciągająca i nawrót, typowo górskie szuterki podjazdowo-zjazdowe, troszkę odcinków z wykoszoną trawą, asfaltowy mostek, pokaźna i głęboka na ok. 30-40m dziura (rynna ?) w którą wjeżdżało się z pełnym rozpędem, takim by stamtąd szybko wydostać się pod górę :), porządny podjazd ze ścianką 24% (wg orga 29%) – poległem tam tylko na rozgrzewce, a w trakcie wyścigu za każdym razem podjechane. Na koniec pętelki był ciężki nawierzchniowo i szeroki singielek podjazdowy, po tym już tylko superszybki asfaltowy (v max) zjazd z łukami wprost do mety. Ogólnie spoko pętelka, bardziej kondycyjna niż techniczna.

    Po rozgrzewce na starcie Mastersów zjawiło się nas … 10 osób :). No to zrobiło się bardzo kameralnie, wesoło, a najliczniejszą obsadę stanowiła Wielkoplska :). Niska frekwencja to nie moja sprawka. No i ... jest super-szansa na upragnione pudło w XC, trzeba tylko dobrze robić swoje i znać rywali :).

    Start wyszedł mi średnio, na czoło szybko wychodzi Szymon Matuszak, za nim napiera Artur Zarański, kolejno Jan Zozuliński, Andrzej Jackowski i trzech mniej znanych gości, po tym ja. Dość szybko wchodzę w odpowiedni rytm i obroty, równie szybko, bo jeszcze w pierwszej połowie 1 okrążenia wyprzedzam tych trzech gości i od tego momentu w 100% elegancko jadę swoje :). Drugie okrążenie mija spoko, niemal cały czas mam na oku przede mną Zozulińskiego, czyli tempo moje jest dobre. Trzecie kółko też spoko, czułem się nieźle i tak jakbym z okrążenia na okrążenie coraz lepiej się rozkręcał. Jedno zdarzenie mijałem – Zozuliński zerwał łańcuch i dnf (wystartował jeszcze w Elicie i szerokie pudło ma). Czwarte i zarazem ostatnie kółko – zauważyłem że przybliżyłem się do Zarańskiego, który widocznie pod koniec osłabł, jednak przewaga jaką Artur wypracował na początku nie pozwoliła mi wygrać z nim, zabrakło pewnie jeszcze jednego okrążenia (44 sek. na kresce) … W końcu zadowolony mijam metę, bo wiem że pierwsze pudło w XC w końcu zdobyłem, HURA ! :).

    4/9 – open SuperMasters
    3/4 – Masters I

    Strata do zwycięzcy (Szymon Matuszak) – 4:44 min, dotychczas najniższa w karierze XC !
    W generalce tegoż cyklu jestem drugi, za wspomnianym Arturem. Finał 5 lipca w Mroczkowie Gościnnym.

    Zaraz po króciutkim rozjeździku podjechałem pod ławeczkę i z Gogolem podzieliłem swoje wrażenia z traski – „jest OK., brakuje tylko czegoś technicznego” :), następnie dotknąłem i podniosłem Scale 900 RC Matuszaka i zapytałem o wagę … 8.5 kg, no tak :).

    W oczekiwaniu na wskok na pudło, w doborowym towarzystwie oglądałem wyścig Elity – wygrał Michał Górniak. Frekwencja równie niska jak w Mastersach, ale o nudzie nie było mowy, bo na XC zawsze coś się dzieje.

    W trakcie dekoracji było jedno małe zamieszanie, bo nie wiedzieć czemu młodszy ode mnie o 9 lat Szymon Matuszak został sklasyfikowany w Masters II, zatem początkowo stałem nawet na srebrnym podium :). Po korekcie było OK., ważne że upragnione pudło w XC :).

    Kameralna stawka Mastersów :)
    Kameralna stawka Mastersów :) © JPbike

    W akcji na pierwszym kółku
    W akcji na pierwszym kółku © JPbike

    Wszystkie odcinki pętelki wchodziły mi sprawnie. To cieszy !
    Wszystkie odcinki pętelki wchodziły mi sprawnie. To cieszy ! © JPbike

    Atakuję najstromszą ściankę - 24% (może 29%) nachylenia !
    Atakuję najstromszą ściankę - 24% (może 29%) nachylenia ! © JPbike

    W 100% to jechałem swoje :)
    W 100% jechałem swoje :) © JPbike

    Ucisk dłoni ze zwycięzcą Mastersów :)
    Ucisk dłoni z Szymonem Matuszakiem - zwycięzcą Mastersów :) © JPbike

    W końcu jest upragnione pudło w XC !
    W końcu jest upragnione pudło w XC ! © JPbike






  • dystans : 66.19 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 02:40 h
  • v średnia : 24.82 km/h
  • v max : 51.09 km/h
  • hr max : 174 bpm, 96%
  • hr avg : 156 bpm, 86%
  • podjazdy : 1037 m
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Wyrzysk

    Niedziela, 31 maja 2015 • dodano: 01.06.2015 | Komentarze 5


    Gdyby nie to że na ok. 50 km trasy poczułem stopniowy ubytek powera w nogach, to byłby mój jeden z lepszych maratonów w karierze … Trudno, bywa i tak, albo mój poziom wytrenowania na dłuższe dystanse jeszcze nie ten.

    No dobra, troszkę zrelacjonuję.
    Do pięknie położonego wśród pokaźnych pagórów i doliny Noteci - Wyrzyska zajechałem z Maciejem. Czasu ma rozgrzewkę mieliśmy sporo. Start z 2 sektora i opóźniony 15 min. Pierwszy i asfaltowy podjazd pokonany sprawnie, wyprzedza mnie Krzychu i stopniowo ucieka, ten to ma moc. Od razu wpadamy w najfajniejszy odcinek – kręte dukty typu góra-dół-lewo-prawo na zboczu Dębowej Góry. Szybko złapałem swój rytm i ku mojemu zdziwieniu odskakuję od rywali, uzyskuję małą przewagę i aż do długiego zjazdu do asfaltu gnam samotnie. Świeżo założone nowe oponki na bezdętkach spisują się rewelacyjnie. Na asfalcikowym i wmordewindowym fragmencie mądrze zwalniam, doganiają mnie Arek Suś, Tomek Urbanowicz, Rafał Tomasiewicz i na najdłuższym podjeździe (ewenement jak na Wielkopolskę) tworzymy grupę. Po krótkim czasie stopniowo doganiają nas Wojtek, Piotr Niewiada i jeszcze kilku gości. Po pierwszym bufecie wychodzę na czoło grupy, ostro gnam przez spory odcinek wśród pól i przy tym ciągnę współtowarzyszy grupy. Po drodze zgarniamy Mateusza Mroza (ex pro szoson !). Po wjechaniu na leśny odcinek wyprzedza nas jeden mocny z Agrochestu i zaczyna uciekać. Ponieważ kręciło mi się wtedy świetnie na czubie grupy, to podejmuję udany atak oderwania się i podczepienia pod plecy Agrochestu. Przez ten manewr tempo oczywiście wzrosło, parliśmy jeden za drugim niemal na limicie. Po drodze dogoniliśmy dwóch gości, którzy chyba nie wytrzymali tempa czołówki. Ponownie przejeżdżany superfajny i super kręty odcinek pokonujemy sprawnie i w trzech. W pewnym momencie widzę że dogania nas kilku, a wydawało mi się że jechaliśmy mocno :). Faktycznie, po ponownym zjechaniu do asfaltu doszli nas: jeden z ASGO, Jan Zozuliński i Mateusz Mróz. O ile drugi raz przejeżdżany najdłuższy podjazd pokonujemy wspólnie, a gość z Agrochestu odpadł, to dalej zaczynam czuć utratę powera w nogach. Udaje mi się jeszcze wyprzedzić Marka Replińskiego. Dalej to już zaczyna się dla mnie walka o utrzymanie pozycji i stopniowe dublowanie miniowców. Owa walka była nieskuteczna, na tym odcinku do mety wyprzedziło mnie stopniowo w sumie 7 rywali. W końcu osiągam metę średnio zadowolony. Policzyłem że przez wspomniany ubytek powera straciłem najwyżej 4-5 minut na ostatnich 16 km.

    35/116 - open mega
    17/45 - M3

    Strata do zwycięzcy (Bartek Kołodziejczyk) - 21:33 min, do M3 (Rafał Szturo) - 20:19 min
    Wynik taki że ciasno zrobiło się w stawce M3, ciężko będzie chociaż obronić 6 miejsce w generalce ...

    21 (7 M2) - krzychuuu86 - 2:33:26
    35 (17 M3) - JPbike - 2:40:21
    37 (18 M3) - josip - 2:41:39
    62 (27 M3) - mlodzik - 2:51:25
    63 (18 M4) - z3waza - 2:51:26


    W akcji na najdłuższym podjeździe
    W akcji na najdłuższym podjeździe © JPbike





  • dystans : 18.52 km
  • teren : 18.52 km
  • czas : 00:59 h
  • v średnia : 18.83 km/h
  • v max : 36.45 km/h
  • hr max : 174 bpm, 96%
  • hr avg : 165 bpm, 91%
  • podjazdy : 333 m
  • rower : Scott Scale 740
  • XC Pniewy - Księże Góry

    Sobota, 16 maja 2015 • dodano: 17.05.2015 | Komentarze 2


    Mistrzostwa Wielkopolski w kolarstwie górskim, więc trzeba BYĆ !
    Najpierw spora i solidna rozgrzewka, po tym całkiem się rozkręciłem, ale nie tak jak chciałbym (pracuję nad tym) :). W trakcie ustawiania stawki troszkę zdziwiłem się że sędzia wyczytał mnie dość szybko – no to super, bo startuję z pierwszego rzędu. Drogbas też. Fajna sprawa i od razu po gwizdku startera pojechałem w 100%. Adrenalina podczas startu zrobiła swoje, nawet nieźle mi poszło, bo w pierwszą serię zakrętów wpadam jako top 10. Zaraz tam na początku Szymon Matuszak zerwał łańcuch. Porządnie XC-owska pętla o długości ponad 4 km spowodowała że szybko nastąpiła selekcja na dobrych, średnich i słabszych Mastersów. Już w połowie pierwszego kółka przekonałem się że długo z takim mocnym tempem nie pociągnę, a to szkoda, bo traska mi super pasowała, wszystkie przeszkody techniczne ze sporą radochą i bez najmniejszego potknięcia łykałem, tylko forma głównie na podjazdach mogłaby być lepsza … Zatem tradycyjnie pozostało mi robić swoje i w trakcie 3 kółek grzecznie przepuściłem kilku rywali (m.in. Marcin Wichłacz, Drogbas, Zozuliński, Witkiewicz, Jackowski i jeszcze dwóch). Jarek, który od czasu wyprzedzenia mnie napierał całkiem blisko przede mną widocznie miał drobne problemy sprzętowe, raz zgubił bidon na moich oczach, kilka razy walczył z opadającą sztycą. A ja drobne problemy miałem z szybkim doborem przełożenia w korbie, no i pierwszy raz skorzystałem z przełącznika usztywniającego wózek przerzutki – super sprawa, łańcuch nie latał na wertepach. Natomiast ostatnie czwarte kółko poszło mi tak jakbym dopiero się rozkręcił na dobre i na metę wjechałem z niedosytem.

    16/32 – open Masters plus Juniorzy Młodsi
    10/15 – Masters I

    Strata do zwycięzcy (Marcin Malinowicz) – 6:04 min
    Gdybym jechał w Masters II (za rok) to byłbym … drugi ze stratą 36 sek. do koszulki mistrza WLKP …
    Drogbas wpadł na metę 8 sek. przede mną, na ostatnim kółku byłem szybszy od kompana :)

    Fotki by Hania Marczak, Tomasz Hruswicki.
    Sekundy do odpalenia. Tak to ja mogę startować :)
    Sekundy do odpalenia. Tak to ja mogę startować :) © JPbike


    Troszkę sobie polatałem. Takie hopki to dla mnie pikuś :)
    Troszkę sobie polatałem. Takie hopki to dla mnie pikuś :) © JPbike


    To coś nowego to rewelacja. Widocznie za szybko tędy mknąłem po dechach :)
    To coś nowego to rewelacja. Widocznie za szybko tędy mknąłem po dechach :) © JPbike