top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 174563.46 km
- w tym teren: 63468.10 km
- teren procentowo: 36.36 %
- v średnia: 22.70 km/h
- czas: 318d 16h 03m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Etapówki MTB

Dystans całkowity:1747.48 km (w terenie 1490.00 km; 85.27%)
Czas w ruchu:125:11
Średnia prędkość:13.96 km/h
Maksymalna prędkość:71.39 km/h
Suma podjazdów:52605 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:56.37 km i 4h 02m
Więcej statystyk
  • dystans : 58.70 km
  • teren : 45.00 km
  • czas : 03:50 h
  • v średnia : 15.31 km/h
  • v max : 71.30 km/h
  • hr max : 167 bpm, 95%
  • hr avg : 144 bpm, 82%
  • podjazdy : 2184 m
  • rower : Black Peak
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 2

    Piątek, 6 sierpnia 2021 • dodano: 10.08.2021 | Komentarze 2


    - przez noc w okolicy padało, nazajutrz aura pochmurna
    - przed startem orgi informują o skróceniu trasy (potok na zjeździe)
    - startujemy po 11, najpierw asfaltem w dół i czas na podjazd
    - sprawna wspinaczka na 600m, przesuwam się na swoje miejsce
    - zjazd asfaltem w dół, przekraczamy szeroki Dunajec
    - tak się złożyło że z kolegą dogoniliśmy... czołową grupę
    - zaczynamy porządną 6km wspinaczkę na Koziarz (943m)
    - grupa szybko się rozciągnęła, ja zostałem w jej tyłach
    - mocny podjazd pokonany, z jednym krótkim butowaniem (błoto)
    - zjazd z Koziarza - raz technika, raz bardzo szybkie widokowe sekcje
    - jedno potknięcie zaliczone - duży kamień mnie przyblokował
    - po zjechaniu szybka jazda rowerówką wzdłuż Dunajca
    - ciężki podjazd, techniczny zjazd i znów podjazd, na Twarogi
    - troszkę kręcenia góra-dół po grzbiecie na prawie 800m
    - kamienisty zjazd do Ochotnicy (auto terenowe mnie przyblokowało)
    - mijam metę HARD i czas pokonać dodatkową rundę HELL
    - mocno stromy i częściowo butowany podjazd na krzyż
    - od przekroczenia Dunajca do tędy utraciłem 4 pozycje open
    - zjazd do asfaltu i takowy podjazd do Wierch Młynnego
    - skręt na szlak po grzbiecie, ze 2 butowania zaliczone (stromo)
    - po kręceniu na ponad 800m techniczny zjazd do Młynnego
    - i tak już szybko asfaltem w dół do mety

    16/30 - open HELL
    6/14 - M4

    Strata do zwycięzcy (Piotr Truszczyński) - 38min i 14sek, do M4 (Jacek Szczurek) - 18min i 11sek

    Zjazd z Koziarza. Technika MTB rządzi
    Zjazd z Koziarza. Technika MTB rządzi © JPbike

    Jak widać, na trasie bawiłem sie świetnie
    Jak widać, na trasie bawiłem się świetnie :) © JPbike

    Góry, zieleń i mijane wioski - tylko pomykać
    Góry, zieleń i mijane wioski - tylko pomykać © JPbike





  • dystans : 12.49 km
  • teren : 6.00 km
  • czas : 00:54 h
  • v średnia : 13.88 km/h
  • v max : 37.06 km/h
  • hr max : 170 bpm, 97%
  • hr avg : 157 bpm, 90%
  • podjazdy : 639 m
  • rower : Black Peak
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 1

    Czwartek, 5 sierpnia 2021 • dodano: 10.08.2021 | Komentarze 2


    Wyzwanie sezonu, czyli 4-dniowa tytułowa etapówka rozpoczęte. Dojazd do Ochotnicy Dolnej w dniu startu i wraz z kompanem Adrianem - prócz indywidualnej klasyfikacji na królewskim dystansie (HELL) zapisaliśmy się również jako teamowa para.
    Tegoż dnia w okolicy panowała deszczowa aura i 18°C, a okoliczne szczyty były spowite we mgle.
    Pierwszy etap to 12 km czasówka podjazdowa. Puszczali każdego co minutę, mój start wyznaczyli o 15:19, czyli spoko i bez pośpiechu można było się szykować do ciśnięcia podjazdowego, na Magurki (1108m).
    Po ruszeniu na początek niespełna 6 km lekko podjazdowy mokry asfalt - ten odcinek z 100m przewyższeniem pokonałem ze średnią 28km/h i od razu wpadamy na wymagający gorczański teren. Już pierwsza stroma ściana podjazdowa sprawiła problemy z przyczepnością, żałowałem że nie mam porządnych klockowatych opon (nauczka na przyszłość) i sporo buksowania było - te śliskie fragmenty trzeba było zbutować. No i od razu zaczynam stopniowo wyprzedzać paru gości startujących przede mną - większość jest z krótszych dystansów (FUN i HARD) i widocznie mocno walczyli z błotem i stromizną podjazdową. Dalszą trasę dość dobrze pamiętałem z zeszłego roku. W ciężkich deszczowych warunkach twardo walczyłem z tym podjazdem, ze 2 kolejne butowania zaliczone, żaden rywal startujący za mną nie dogonił mnie, czyli jest spoko. W górnych partiach mgliste warunki dodawały klimatu, no i błota tam sporo. Do mety na szczycie dotarłem bez większej spiny. Chłodno tam było (12°C), a ja przemoknięty, więc szybki bufet i po 5 minutach czas wracać w dół do bazy.

    30/100 - open (bez podziału na dystanse)
    14/50 - M4

    Strata do zwycięzcy open (Albert Głowa) - 11min i 20sek, do M4 (Andrzej Kaiser) - 9min i 40sek

    Fajny ten start do czasówki. W deszczu ocywiście
    Fajny ten start do czasówki. W deszczu oczywiście © JPbike

    Ciężki i widokowy jest ten podjazd
    Ciężki i widokowy jest ten podjazd © JPbike

    To już końcówka trasy, z masą błota
    To już końcówka trasy, z masą błota © JPbike

    Deszczowe klimaty z wieżą na Magurkach
    Deszczowe klimaty z wieżą na Magurkach © JPbike





  • dystans : 49.48 km
  • teren : 35.00 km
  • czas : 03:30 h
  • v średnia : 14.14 km/h
  • v max : 53.58 km/h
  • hr max : 162 bpm, 92%
  • hr avg : 138 bpm, 78%
  • podjazdy : 2050 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 4

    Niedziela, 9 sierpnia 2020 • dodano: 15.08.2020 | Komentarze 4


    No i czas na finałowy etap świetnej i wymagającej etapówki.
    Tegoż dnia trzeba było wcześniej wstać i ogarnąć się - organizatorzy zaplanowali start już o 9-tej.
    W Gorcach pogoda nadal przepiękna i zachęcająca do górskich aktywności.
    Wczoraj fajnie mi poszło, zatem i tym razem samopoczucie mam dobre i liczę by jak najlepiej przejechać 4 etap. Po ultra-krótkiej rozgrzewce wpadam do sektora i to dość blisko czuba. No i start. Najpierw krótki odcinek po ulicy w dół i od razu zaczynamy długi i ciężki podjazd na ostatnią wieżę - na Lubań (1211m), tradycyjnie juz po wymagającym gorczańskim terenie. Szybko nastąpiła selekcja. Podjeżdżając - podziw budzi tempo jakie narzuca Ania Tomica (zwyciężczyni HARD, na mecie była 8 OPEN!). W górnych partiach po zawodnikach z którymi się tasuję stwierdzam że są to ludzie z czołówki obu dystansów, jest dobrze i może i tegoż dnia będzie fajny wynik.

    Podjeżdżamy na Lubań
    Podjeżdżamy na Lubań © JPbike

    Zdobywamy szczyt, przejeżdżając tuż obok konstrukcji wieży, krótki i techniczny zjazd, trawersujemy zbocze i znów podjazd na sąsiedni Średni Groń, po czym następuje długi, szeroki i szutrowy zjazd czerwonym szlakiem do Krościenka nad Dunajcem.

    Trawers zbocza Lubania
    Trawers zbocza Lubania © JPbike

    W górnych partiach mijam kolegę z podpoznańskiego Kicina - Filipa, zahaczył gałęzią o łokieć i dnf. Ów długi zjazd w moim wykonaniu zleciał szybko i sprawnie, w dolnych partiach dwóch zawodników łykam, w tym jeden jest z M4 - później przez długi czas jechaliśmy blisko siebie. Bufet zaliczony i następuje interwałowa jazda po otwartym, wśród łąk i górskich wiosek - widoczki, zwłaszcza na Jezioro Czorsztyńskie i Tatry powalają :)

    W takiej scenerii to tylko jeżdzić i nie umierać :)
    W takiej scenerii to tylko żyć, jeździć, nie umierać :) © JPbike

    Jeden rywal (z M3) mnie wyprzedził. Zaczynamy wyprzedzać zawodników z dystansu FUN. Po dokręceniu do Mizernej skręt na kolejny ciężki podjazd z porządnym nachyleniem, no i kolka wysiłkowa mnie złapała. By to przezwyciężyć - fragment stromizny po łące butuję i pilnuję oddechu, udało się i walczę dalej, pedałując na ciężkim podjeździe. Raz na krótkim zjeżdziku spada mi łańcuch, muszę stanąć. Wjeżdżamy na 1000m wysokość, na pewnym rozwidleniu dróg widzę ratowników, quada i bufetowego rozdającego wodę, skręcam w prawo - później okaże się że chyba wtedy przegapiłem rozjazd na dodatkową rundę HELL :(
    Kręcę dalej, ujechałem tak parę km po grzbiecie i gdy widzę skręt na zjazd z tabliczką „META“ to zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze jadę. Mimo tego zjeżdżam w dół technicznym niebieskim szlakiem, jednego gościa wyprzedzam, gdy tylko skończył się zjazd i wpadamy na ulicę obok kościoła w Ochotnicy Dolnej, to mam 100% pewność że faktycznie przegapiłem rozjazd. Nawrotka i wypych roweru nie ma sensu, decyduję się na dotarcie do mety - oznacza to że tegoż dnia przejechałem „jedynie“ dystans HARD.
    Wiecie co się wydarzyło na końcowej kresce - spiker mnie już chyba znał i wiedział że jestem z królewskiego dystansu że ... wziął mnie za zwycięzcę open HELL :), od razu dostaję medal i koszulkę finishera, fotograf podchodzi i cyka mi fotę z bliska, ot cena „sławy“ :)

    Mijam metę, a tam biorą mnie za pierwszego na HELL :)
    Mijam metę, a tam biorą mnie za pierwszego na HELL :) © JPbike

    Ja to rzetelny facet i oczywiście musiałem zareagować - pierwsza próba wytłumaczenia zaraz po minięciu mety nie udała się, a druga po paru minutach poszła sprawnie, do tego spojrzałem na wyniki - pierwszy open, idę do obsługi pomiaru czasu, wyjaśniam sprawę i kasuje mnie, przydzielając „nie ukończył“. Właściwy zwycięzca open przyjechał ... ponad 20 minut za mną.

    Po analizie wyników na metę HELL dotarłbym w top 20 open i top 6 M4.
    Oczywiście że szkoda tego przegapienia rozjazdu - do tej pory nie wiem jak to się stało.
    Podsumowując ową i świetnie zorganizowaną etapówkę - JA TAM WRÓCĘ :)

    Piękne ujęcie, ale i tak nie czuję się pełnoprawnym finisherem
    Piękne ujęcie, ale i tak nie czuję się pełnoprawnym finisherem © JPbike





  • dystans : 69.68 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 05:12 h
  • v średnia : 13.40 km/h
  • v max : 54.62 km/h
  • hr max : 165 bpm, 94%
  • hr avg : 139 bpm, 79%
  • podjazdy : 2983 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 3

    Sobota, 8 sierpnia 2020 • dodano: 13.08.2020 | Komentarze 2


    Trzeciego dnia zacnej etapówki po pobudce i śniadaniu samopoczucie miałem dobre, do tego ponownie piękna letnia pogoda zachęcała do górskich aktywności.
    Po dojechaniu do bazy zawodów, zrobiłem bardzo krótką rozgrzewkę i uciąłem pogawędkę z zaprzyjaźnioną ekipą Cellfastów (pod nazwą Bryza MTB Team).
    Start do tegoż długiego i ciężkiego etapu mieliśmy o 10-tej. No i poszli. Najpierw główną drogą w dół i skręcamy na potwornie ciężki i stromy asfalt podjazdowy na Twarogi (momentami aż 30% !!!) - oczywiście od razu następuje tam selekcja. Uff, ale masakra była, ale daję radę to podjechać w swoim miejscu.

    Ależ solidny jest ten podjazd na Twarogi
    Ależ solidny jest ten podjazd na Twarogi © JPbike

    Wpadamy w gorczański teren i ... już na pierwszym zjeżdziku wypada mi podsiodłówka z dętką, multitoolem, zapasowym hakiem przerzutki i paroma drobiazgami serwisowymi, zatrzymuję się po paru metrach i ... nie mogę jej odnaleźć, bo wpadła gdzieś w gęste krzaczory, tak zleciała minuta, paręnaście osób mnie minęło, olewam poszukiwania i jadę dalej. Po chwili wpadłem na pomysł że po zawodach podjadę tam autem by ją poszukać - tak zrobiłem ale ... nie znalazłem jej :(

    Wysoko i arcywidokowo tam :)
    Wysoko i arcywidokowo tam :) © JPbike

    Zaczął się długi (6 km) i ciężki podjazd na kolejną wieżę, na szczyt Gorc (1228m). Kręciłem tędy swoje, parę osób co mnie minęli udaje mi się wyprzedzić. Końcówka na szczyt to wąski singielek między choinkami. Po wjechaniu pora na zjazd - początkowo techniczny singiel (2 osoby wyprzedzone), po czym następuje szybki szutrowy zjazd z kamienistymi fragmentami i dużą ilością mijanych i aktywnych turystów i górskich biegaczy.

    Szaleniec zjazdowy i dobrze mi z tym :)
    Szaleniec zjazdowy i dobrze mi z tym :) © JPbike

    Końcówka owego długiego zjazdu to stromy, szybki i kręty asfalt, do tego z widoczkami i zaczynamy kolejny podjazd, początkowo asfalcik, następnie płyty dziurkowane i znów asfalcik - wszystko z konkretnym nachyleniem, zresztą te 20% przestało mnie już dziwić :). Udaje mi się dojść i wyprzedzić ze dwie osoby. Wpadamy w super widokowy teren z super klimatycznie umiejscowionym bufetem - oczywiśce robię tam pit stop na tankowanie bidonów i obsługa mnie orzeźwiająco polewa wodą - musiało być upalnie :). Spotykam tam i Łukasza, znów koledze coś nie wyszło. Zaraz za bufetem trzeba pokonać trawiastą ścianę.

    Ot, cały urok gorczańskich podjazdów :)
    Ot, cały urok gorczańskich podjazdów :) © JPbike

    Przed szczytem dochodzę 3 rywali, zaczyna się techniczny zjazd z kamieniami i koleinami - zaszalałem tak że z łatwością wyprzedzam ich i mijam defekciarza. Po zjechaniu na główną ulicę w Ochotnicy rozjazd i czas pokonać dodatkową rundę HELL - pierwszą połowę owej rundy znałem, bo 2 lata temu byłem tam na wakacjach, a 12 lat temu pokonywałem z rowerem czerwony szlak po grzbiecie - dzięki temu wiedziałem czego się spodziewać. Kręcąc tędy nikt mnie nie dogonił, chociaż na otwartych przestrzeniach widać było jak mnie 2 osoby gonią (nie dali rady), za to ja mam przed sobą rywala do dogonienia. Po przekroczeniu Przełęczy Knurowskiej (bufet) jeszcze trochę znanego mi podjazdu i skręt na nieznany mi odcinek - krótki zjazd i podjazd zamieniający się w ścianę - wyprzedzam wspomnianego rywala, fragment ściany butuję a resztę stromizny w siodle i tak uparcie brnę do góry - idzie mi to tak sprawnie że bez problemu doganiam wypychających swe rumaki dwóch kolejnych rywali ze znanych teamów - wtedy przekonuję się że naprawdę mam dobry dzień i być może na mecie będzie fajny wynik :)
    Po osiągnięciu ponad 1000m wysokości czas na zjazd - szeroki, z domieszką kamieni i kolein, pomknąłem w dół swoje i po tym podjazd, tradycyjnie już ciężki, przy tym dogoniłem kolejnego rywala (też z M4). Po wjechaniu czas na zjazd fragmentem odcinka czwartkowego uphilla - w jednym miejscu mało brakowało abym zgubił trasę. Po zjechaniu ostatni bufet i zaczynamy ze 6 km ciężką wspinaczkę ponownie na Gorc. Idzie mi całkiem sprawnie, wyprzedzam kolejnego gościa, dwa odcinki z luźnymi kamieniami butuję, zaczynam wyprzedzać pojedyncze osoby z krótszego dystansu.

    Ostatni podjazd 3 etapu. Te widoczki :)
    Ostatni podjazd 3 etapu. Te widoczki ... :) © JPbike

    W końcu osiągam szczyt (właściwie zbocze z super widoczkiem), z ulgą i radochą zaczynam długi, prawie 9 km zjazd do samej mety - oczywiście w 100% zaszalałem swoje, fragmenty techniczne były, końcówka już asfaltowa i jest meta.
    Od razu spiker mnie wita i sprawdzamy mój wynik - przerósł moje oczekiwania, nie powiem jak się ucieszyłem :)

    12/46 - open HELL
    4/18 - M4

    Strata do zwycięzcy open (Łukasz Klimaszewski) - 57:37 min, do M4 (Damian Bartoszek) - 51:10 min
    Generalka open - awans z 21 na 17 miejsce, w M4 - awans z 8 na 6 miejsce





  • dystans : 59.59 km
  • teren : 40.00 km
  • czas : 04:20 h
  • v średnia : 13.75 km/h
  • v max : 71.39 km/h
  • hr max : 171 bpm, 97%
  • hr avg : 149 bpm, 85%
  • podjazdy : 2410 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 2

    Piątek, 7 sierpnia 2020 • dodano: 12.08.2020 | Komentarze 2


    Po pobudce zaglądam zza okna - mgliste klimaty, które jednak z każdą minutą zaczynały znikać na rzecz słonecznej i upalnej pogody w Gorcach - w takich właśnie warunkach przyszło nam ścigać podczas drugiego dnia zmagań.
    Wspólny start dwóch dystansów (HARD i HELL) mieliśmy o 11-tej. Mając zapas czasu, spokojnie mogłem się ogarnąć do startu. Od tego etapu dostajemy lokalizatory gps - dzięki temu w internecie można było nas śledzić na żywo.
    Rozgrzewka krótka, bo tylko 4 km. No i poszli. Na początek ze 4 km lekki zjazd główną ulicą w Ochotnicy Dolnej - prędkości peletonu przekraczały ponad 50 km/h, u mnie przy kadencji max 129 rpm :)
    No i wpadamy w ciężki podjazdowy teren z dodatkiem betonowych płyt, błotka i kamieni - od razu solidne tasowanko i każdy z nas ląduje w swoim miejscu. Powolne przebijanie się do przodu idzie mi sprawnie, chociaż chciałoby się więcej, ale o siły na pozostałe etapy trzeba dbać. Pierwszy techniczny zjazd z błotkiem, strumyczkiem, kamieniami i koleinami zlatuje spoko, tasuję się z Anią Tomicą (wczoraj na uphillu była szybsza ode mnie o minutę). No i przekraczamy szeroki i piękny Dunajec, by po pokonaniu płaskiego asfaltowego odcinka wzdłuż rzeki (Ania z paroma gośćmi mnie tam załatwiła i dalej już jej nie dogoniłem) rozpocząć długi i konkretny podjazd na Koziarz (943m), gdzie znajduje się tytułowa wieża widokowa. Nie powiem jak na tym podjeździe było ciężko, nierzadko nachylenie sięgało 20% (!), do tego niełatwy teren, chociaż dość szeroki nie ułatwiał sprawy, mimo tego udaje mi się wyprzedzić ze 3 osoby, z którymi później przez spory czas się tasowaliśmy. Pierwsze butowania zaliczone - a to przez błotko, przydałby się oponki z klockami, bo moje Maxxisy Ikony buksowały. Po dokręceniu na szczyt (właściwie tuż obok) czas na długi zjazd, z elementami techniki MTB. Ów zjazd nie był w całości, bo poprzeplatany krótkimi podjeżdzikami i superszybkimi odcinkami po betonowej nawierzchni poprowadzonymi po grzbiecie i te super widoczki :)
    Kręcąc tędy nie wiedzieć czemu utworzyła się chyba 8 osobowa grupka - okazało się że wydawało im się że pogubili trasę, do tego spotykam Łukasza (nie miał dnia). Na trudnym zjeździe z masą kamieni grupka szybko się rozpadła, ja uciekłem im (technika, technika).
    Po zjechaniu ponownie pomykamy asfaltówką wzdłuż Dunajca z zaliczeniem bufetu i ponownym przekroczeniu rzeki. Po tym czas na kolejny długi i ciężki podjazd - kolejno asfalt, płyty i gorczański teren (widoczki, widoczki). Jedzie mi się pod górę całkiem, całkiem i tasuję się z dwoma wspomnianymi wcześniej gośćmi, wyprzedza nas lider królewskigo dystansu (Damian Bartoszek), ponoć miał defekt. Zaczynamy stopniowo wyprzedzać ostatnich zawodników z najkrótszego dystansu (FUN). W górnych partiach owego podjazdu zaczynam czuć pierwsze objawy narastającego zmęczenia, żele od Unit dają radę. Od tego momentu jadę już sam - jak się okazało, trwało to do samej mety. Techniczny zjazd do Ochotnicy Dolnej zlatuje sprawnie, trochę asfalcika, w miasteczku zawodów przekraczam matę, będącą zarazem metą dystansu HARD (w wynikach byłbym 16 open i 4 M4) i... przegapiam skręt na rundę HELL, zlatuje tak ze minutka, zaliczam bufet na zatankowanie i jazda pokonać ostatni odcinek z dwoma podjazdami. Na pierwszym (max 21%), w pełnym słońcu i 32°C trochę butuję, trochę jadę, no i udaje się dostrzec przede mną 2 osoby. Krótki zjazd i zaczynam ostatni i długi podjazd, początkowo po asfalcie, by następnie ponownie wpaść na wymagający gorczański teren. Ów podjazd do była potworna masakra, zmęczenie u mnie spore, nachylenie znów dochodziło do 20%, kilka butowań i sekundowych postojów na złapanie oddechu zaliczone. Jednego gościa (też walczył ze zmęczeniem i butował) prawie udaje mi się dojść. Po osiągnięciu 936m skręcamy na zjazd, szeroki i z dodatkiem kolein i błotka. Wspomniany gość zwiał mi w dół. Z profilu trasy pamiętałem że jakieś tam podjeżdziki jeszcze będą i były - jedne ciężkie, inne lżejsze, do tego znów te widoczki i fajna jazda po grzbiecie. No i łapie mnie skurcz mięśnia dwugłowego uda na stromym podjeździku. W końcu ostatni zjazd, porządny i techniczny, z masą kamieni, wpadam na asfalcik i tak już spoczko docieram do mety. W sumie ten etap to dla mnie było piekło podjazdowe.

    20/48 - open HELL
    7/19 - M4

    Strata do zwycięzcy open (Łukasz Klimaszewski) - 58:33 min, do M4 (Szymon Zacharski) - 40:49 min
    Generalka open - awans z 27 na 21 miejsce, w M4 - awans z 12 na 8 miejsce

    Technika zjazdowa (1)
    Technika zjazdowa (1) © JPbike

    Technika zjazdowa (2)
    Technika zjazdowa (2) © JPbike





  • dystans : 6.86 km
  • teren : 6.00 km
  • czas : 00:38 h
  • v średnia : 10.83 km/h
  • v max : 38.09 km/h
  • hr max : 179 bpm, 102%
  • hr avg : 166 bpm, 94%
  • podjazdy : 514 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 1

    Czwartek, 6 sierpnia 2020 • dodano: 10.08.2020 | Komentarze 2


    W tym sezonie jak wszyscy wiedzą - przez jakąś pandemię porobiło się z organizacją etapówek, jedni przełożyli na przyszły sezon, inni zmienili tegoroczne terminy. Na tytułową i czterodniową etapówkę MTB rozgrywaną w sercu pięknych Gorców zapisałem się jeszcze w zeszłym roku. Pierwotnie owa etapówka miała być rozegrana pod koniec maja - ostatecznie udało się zorganizować w pierwszej połowie sierpnia - idealnie by wpasować w mój wakacyjny urlop.

    Po dotarciu do Ochotnicy Dolnej by odebrać pakiet startowy - trzeba było przejść przez reżim sanitarny - prócz maseczek mierzyli temperaturę i wypełnialiśmy pismo związane z covidem.

    Pierwszy etap najdłuższego dystansu (HELL) to niespełna 7 km czasówka podjazdowa prowadząca na szczyt Magurki (1108m). Mój start zaplanowali na godz. 15:29 (co minutę puszczali nas), czyli najpóźniej w mej dotychczasowej karierze wyścigowej :)

    No to luz, panowała piękna słoneczna pogoda i po 14-tej ruszam na rozgrzewkę, na „lekki“ asfaltowy podjazd po jakimś czasie zauważyłem że tętno moje jest dość wysokie, do tego z przedniego koła zaczyna ubywać ciśnienia, a przedwczoraj dolewałem mleczka...
    Na szczęście, do wozu technicznego mam w dół i udaje mi się dotrzeć bez prowadzenia roweru. Od razu decyduję się na założenie dętki - trochę nerwów było, szybko się pobrudziłem mleczkiem, do tego okazuje się że wentyl jest wykrzywiony, a działo się to na niespełna pół godziny przed moim startem. Uff, w końcu udało się i można startować.
    Przed startem spotykam paru znajomych i nastała moja godzina startu. Jakoś na luzie ruszyłem, bo wiem że właściwe ściganie będzie od jutra. Na początek ze 600m asfaltu i wpadam w ciężki podjazdowy teren z porządnym nachyleniem dochodzącym do 20%, do tego po trawie. Jest ciężko, tętno moje wysokie, ale jakoś daję radę. Po chwili trasa biegnie szutrami przez dający miły cień gorczański las z co jakiś czas pojawiającymi się polankami i super widoczkami. Po ujechaniu ze 3.5 km dochodzę jednego z wcześniej startujących gości, a drugiego mam w zasięgu wzroku (nie dogoniłem go), natomiast za mną na razie nie widzę nikogo, czyli jest spoko. Trasa nadal jest ciężka podjazdowo, na fragmencie z luźnymi kamieniami potykam się i muszę zbutować, zresztą większość też tak miała. Doszedł mnie zdobywca 3 miejsca M4, a ja wyprzedzam z kolei trzeciego gościa. Kilka krótkich odcinków z wypłaszczeniami też się trafiało - można było odsapnąć. No i końcówka, kilka błotnych kałuż, wjeżdżamy na ponad 1000m po półpłaskim odcinku i jest meta tuż przy wieży widokowej na szczycie - byłem tam 2 lata temu.
    Całkiem udany uphill zaliczony, chociaż czułem że czegoś mi brakło by jechać na 100% swoich możliwości podjazdowych.

    27/55 - open HELL
    12/23 - M4

    Strata do zwycięzcy open, jak i M4 (Damian Bartoszek) - 9 min i 20 sek
    W stawce rywali z M4 jest ciasno - zapowiada się ciekawa walka ... :)

    Dajesz, dajesz, dajesz !!!
    Dajesz, dajesz, dajesz !!! © JPbike

    Ostatnie metry podjazdu. Pięknie tam w górach :)
    Ostatnie metry podjazdu. Pięknie tam w górach :) © JPbike

    Widoczek z wieży Magurki
    Widoczek z wieży Magurki © JPbike





  • dystans : 56.73 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 03:51 h
  • v średnia : 14.74 km/h
  • v max : 49.53 km/h
  • podjazdy : 2143 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 5

    Piątek, 2 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 5


    Głuszyca - Łomnica "Nitro"

    No i nadszedł finałowy dzień pięciodniowej etapówki. Zatem pobudka, śniadanie i z dobrym samopoczuciem ruszam na parokilomertową rozgrzewkę, po tym czas na start ostatniego etapu, ponownie ze stadionu w Głuszycy.
    Po wystartowaniu mamy parokiometrowy łagodny asfaltowy podjazd - jadąc tędy stopniowo się rozkręcam i też stopniowo się przebijam do przodu, by po wjechaniu w teren i osiągnięciu granicznego zielonego szlaku (raz do góry, raz w dól) rozpocząć jazdę w swojej części stawki, ale okazuje się że jedzie mi się dość dobrze i w dalszym ciągu kogoś doganiam i wyprzedzam, zresztą na ten etap zabrałem aż 6 żeli Unit i pilnowałem siebie by w odpowiednim czasie je spożywać. Był tam dość długi super singiel po stromym zboczu i z bardzo stromą ścianą zjazdową - zaszalałem tam i kilka pozycji wyżej zdobyte. Po zjechaniu czas na podjazd (pokonany sprawnie) w stronę ruin zamku Rogowiec - głównie szeroki szuter. Po tym również szeroki i bardzo szybki zjazd do asfaltu w Rybnicy i kolejny podjazd, na którym stwierdzam że tegoż dnia jestem w dobrej dyspozycji, bo ciągle kogoś doganiam i wyprzedzam. Po podjechaniu i zjechaniu kawałka wpadamy na najlepszy odcinek całej trasy - długi singiel poprowadzony też po stromym zboczu (Rybnicki Grzbiet) - ponoć na majówce też tędy kręciłem z micorem, tyle że w przeciwnym kierunku. Ależ to była frajda MTB, ale i trzeba było się nieźle skupiać na tym krętym odcinku, by nie spaść w przepaść. Po zjechaniu pitstopik na zatankowanie i kolejna długa jazda pod górę, najpierw asfalcikiem przez Grzmiącą, po czym terenem - dogoniłem paroosobową grupkę i pocisnąłem dalej sam. Od czasu do czasu kontrolując sytuację za mną - pewien dobrze podjeżdżający, ale słabo zjeżdżający Czech mocno mnie naciskał na utrzymanie mocnego tempa. Trochę techniczny zjazd i wpadamy na podjazd na najwyższy punkt trasy - toczyłem tędy podjazdowy bój z wspomnianym Czechem - prawie do samego szczytu udało się wjechać przed nim i jeszcze dogoniłem 2 gości jadących w parze, ale i tak ów wysiłek sporo mnie musiał kosztować. Pora na stromy i arcytechniczny zjazd z ostrymi zakrętasami - dupa za siodełko, początkowy fragment zjeżdżam, po czym luźna kamienista nawierzchnia powoduje że zaliczam pełno uślizgów, jedną glebkę i resztę tego hardcora schodzę. Na dole bufet i czas na ostatni podjazd - jedzie mi się już ciężej, tracę kilka pozycji. Docieramy do powtarzalnego z początku trasy - fajnego singla po stromym zboczu ze stromą ścianą zjazdową - sprawnie pokonaną. Na koniec już tylko szybki asfaltowy myk w stronę mety, nie cisnąłem w trupa, bo znam doskonale moje miejsce w stawce, pozwoliłem się wyprzedzić zwycięskiej parze mixowej (z Nowej Zelandii), po czym z radochą wjeżdżam na końcową kreskę. Moja trzecia w karierze etapówka MTB ukończona :)

    34/121 - open solo
    8/35 - M3

    Tegoż dnia wypadłem najlepiej wynikowo, w generalce 40-latków uplasowałem się na 8 miejscu - zadowolony jestem :)
    Gdyby kompan Drogbas jechał ze mną w parze i tak jak ja to ... w generalce byłoby 2 miejsce w parach Mastersów ...

    Foto by Cykloza i BikeLIFE.
    Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :)
    Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :) © JPbike

    Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil było WARTO się męczyć z pasją w górach :)
    Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil WARTO się męczyć z pasją MTB w górach :) © JPbike





  • dystans : 58.26 km
  • teren : 54.00 km
  • czas : 03:54 h
  • v średnia : 14.94 km/h
  • v max : 53.59 km/h
  • podjazdy : 1980 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 4

    Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Głuszyca - Głuszyca "Ultra"

    Po pobudce, śniadaniu, wskoku w kolarskie portki idę po rower i zauważam że w tylnym kole jest mało ciśnienia, zapewne w trakcie poprzedniego etapu (pełno ostrych kamieni na zjazdach) musiałem gdzieś dobić dętkę. Z racji tego że mam jedynie jedną zapasową to od czeskich mechaników kupuję dętkę - w założeniu i napompowaniu mnie wyręczyli - super chłopaki :)
    Przez ten defekcik na miejsce startu, na stadionie w Głuszycy zjawiam się na 15 minut przed odpaleniem stawki - oczywiście powoduje to że ruszam z końca stawki.
    Po wystartowaniu na moje szczęście mamy dość szeroki i długi podjazd, zatem sprawnie przebijam się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Po drodze mijamy m.in jakieś betonowe konstrukcje z czasów ostatniej wojny. Pojawiają się również bardzo strome podjazdy - idzie mi ciężko, z trudem utrzymuję swoją pozycję, a w głowie mam jeszcze straszniejszy profil trasy jutrzejszego etapu - więc decyduję się tegoż dnia jak najbardziej zaoszczędzić trochę powera na finał, nieznacznie zwalniam na podjazdach i pilnuję siebie tak, by nie zajechać się, idzie mi sprawnie i niemal prawie nie tracę zbytnio swojego miejsca w stawce. Docieramy na szczyt Wielkiej Sowy (1015 m) i czas na hardcore dnia - zjazd niebieskim. Nie napiszę jak bardzo musiałem wykazać się swoimi umiejętnościami, by zjechać tamtędy - najpierw straszne korzonki, po czym wąska ścieżka w dół z kamieniami i na koniec długa ściana z nachyleniem... 39% w dół !!! Uff, udało mi się, nawet coś tam zyskałem :)
    Po tym następuje podjazdowa jazda po szerokim szuterku w stronę bufetu na Przełęczy Jugowskiej - całość pokonałem w samotności, tankuję bidon i czas na powtórkę z wczoraj - ponowny wjazd na Wielką Sowę żółtym i bardzo kamienistym szlakiem, z dodatkiem nowego odcinka, dość dzikiego fragmentu i znanego mi z majówki podjazdu po płytach w stronę Koziego Siodła. W trakcie podjeżdżania żółtym zaczął padać deszcz i po raz drugi tegoż dnia zdobywamy Wielką Sowę. Ze szczytu zjeżdżamy w mokrych warunkach zielonym do Sokolca - zjazd średnio trudny i bardo urozmaicony nawierzchniowo. Przestało padać i dokręcamy do Sierpnicy, na ciężki asfaltowy podjazd, kilka osób mnie wyprzedza, ostatni bufet i ponownie powtórka z wczoraj - leśne dukty w rejonie Masywu Włodarza, dopada nas chwilowy deszcz, po czym szybko się wypogadza i na koniec zjazd po szerokim szuterku do mety w Głuszycy.

    46
    /124 - open solo
    10/34 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak
    Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak © JPbike

    Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak
    Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak © JPbike



    KLIK do 5 etapu.




  • dystans : 57.01 km
  • teren : 52.00 km
  • czas : 03:45 h
  • v średnia : 15.20 km/h
  • v max : 57.79 km/h
  • podjazdy : 1950 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 3

    Środa, 31 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Bardo - Głuszyca

    Trzeci dzień etapówki to dość wczesna pobudka, śniadanie i o 8 rano trzeba być gotowym do startu - z racji że ów etap rozpoczyna się w Bardzie to organizator zorganizował autokarowy transport ze Stronia Śląskiego na miejsce startu - podróż trwała godzinkę, odbiór roweru i sporo czasu mamy do startu, więc można powylegiwać się w pięknej pogodzie na przyszkolnym trawniku :)
    Trasa z Barda do Głuszycy jest mi dobrze znana z mego poprzedniego Challenge (3 lata temu). Zatem rozgrzewka, zamieniam kilka zdań z Ritą Malinkiewicz (też jest z drużyny Unit) i czas ustawić się w sektorze, tym razem startowałem z połowy stawki.
    Po ruszeniu najpierw przejazd przez centrum Barda i rozpoczyna się dość szybka jazda po asfalcie i lekko pod górę. Jedzie mi się dobrze, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, by po skręcie w podjazdowy teren znaleźć swoje miejsce w stawce. Następuje dość szybkie pomykanie po leśnym i płaskim dukcie w stronę Srebrnej Góry, mijamy pierwszy bufet i czas podjechać w stronę atrakcji MTB - przejazd trasami enduro wokół Twierdzy Srebrnogórskiej. Ależ to była emocjonująca jazda zjazdowym odcinkiem C-line (w trakcie majówki z Dawidem też tędy pomykaliśmy), wiele fragmentów wymagało dobrej techniki i szybkiej reakcji. Po tym zafundowali nam super podjazd trasą E - utwardzony singiel, pełno zawijasów i zakrętasów. Wspinając się tędy cały czas trzymam się swojego miejsca w stawce, od czasu do czasu są malutkie tasowania.
    Po ponownym wjechaniu na czerwony i znany mi szlak poprowadzony po grzbietach gór to właściwie jadę swoje i kontroluję sytuację, bo wiem że ten długi odcinek typu góra-dół-góra-dół potrafi nieźle dać w kość, jak i technika zjazdowa też jest przydatna. Zaczęło się stopniowe wyprzedzanie ostatnich zawodników z krótszego dystansu, jak i mnie ze 3-5 osób wyprzedziło. Jedna i dość długa ściana z koleiną nie do podjechania też była - zbiorowe butowanie zaliczone. Super widoki też oczywiście były. Po dotarciu do bufetu na Przełęczy Jugowskiej tankuję bidon i czas na wspinaczkę w stronę Wielkiej Sowy, początkowo jest spoko z nawierzchnią, by po wjechaniu na żółty szlak zmierzyć się z najgorszym podłożem - same luźne kamienie, albo tuż obok pełno korzonków, oj było ciężko się skupiać na odpowiednim torze jazdy. No i szczyt zdobyty. Następuje hardcorowy zjazd żółtym (również obcykany podczas majówki). Po sprawnym zjechaniu czas na ostatni podjazd - w rejonie Masywu Włodarza, początkowo dość stromo, następnie łagodniej, po tym już tylko głównie szutrowy i szeroki zjazd wprost na metę w Głuszycy.

    38
    /130 - open solo
    9/35 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Na trasie Enduro Srebrna Góra - w 100% PURE MTB :)
    Na trasie Enduro Srebrna Góra - w 100% PURE MTB :) © JPbike



    KLIK do 4 etapu.




  • dystans : 67.31 km
  • teren : 57.00 km
  • czas : 04:23 h
  • v średnia : 15.36 km/h
  • v max : 58.88 km/h
  • hr max : 165 bpm, 93%
  • hr avg : 141 bpm, 80%
  • podjazdy : 2173 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 2

    Wtorek, 30 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Stronie Śląskie - Stronie Śląskie

    Po pobudce i śniadaniu czas ruszać na najdłuższy etap. Start mamy o 10. No to rozgrzewka i wskok to tyłów sektora dla wszystkich - jest wesoło bo obok mnie sami znajomi :)
    Na krótko przed ruszeniem zaczęło padać. No to start, w deszczu oczywiście - mi to nie przeszkadza, bo trudne warunki to ja lubię. Na początek ponad 9 km podjazd asfaltowo - szutrowy na Czernicę (1083 m) - jadąc tamtędy, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, czyli jest dobrze. Przestało padać i powoli się wypogadza. Końcówka na szczyt to strome podejście i techniczny zjazd żółtym - sprawnie zjechany, ale zbyt wolno bo byłem blokowany. Po tym następuje szybki szuter, od tego momentu znajduję swoje miejsce w stawce i czas na ciężkie wyzwanie - przejazd potwornie wyboistym zielonym szlakiem granicznym - wąski singielek, przeważnie podjazdowy, miliony kamieni i korzeni nie ułatwiały sprawy w szybkim przejeżdżaniu tędy, a szczególnie na hardtailu, że aż rozmarzyłem się o fullu :). Owe straszne nierówności często wybijały mnie z rytmu, zaliczam kilka potknięć i spadam kilka miejsc w dół. Było tam jedno solidne podejście - wszyscy butują, ku mojemu zaskoczeniu jedynie kolega z drużyny Unit - Bartek Mikler daje radę to podjechać (prawie do końca), później z Bartkiem, który w tej etapówce startuje w parze miałem okazję jeszcze parę razy się tasować.
    Po chwilowym postoju przy bufecie na granicznej Przełęczy Lądeckiej czas pokonać doskonale znany mi ciężki podjazd na Górę Borówkową (903 m) i stamtąd techniczny zjazd czerwonym - ilość kamieni, a szczególnie pokaźnych korzeni tak mną wytrzęsła że ręce i plecy zaczęły boleć - chyba jednak kupię tego fulla, najlepiej z regulowaną sztycą (jeden starszy ode mnie gość takiego miał i dosłownie szybko mnie porobił, właśnie na tym zjeździe) :)
    Po zjechaniu czas na nową atrakcję - utwardzony i kręty singielek zwany „Pętla Orłowiec“ - ale frajda była w trakcie szybkiego mknięcia tędy :) Po tym znany z maratonów w Złotym Stoku szeroki, szutrowy podjazd i zjazd do Lutyni, ciężki podjazd po trawie ponownie na Przełęcz Lądecką, bufet, kawałek asfalcika zjazdowego i kolejna wspinaczka po łące i zjazd leśnym duktem z poopadowymi koleinami. Kręcąc tamtędy cały czas utrzymuję się w swoim miejscu, aż tak dobrze nie jest, bo czuję że zostało mi jakieś 50% mocy w nogach do wykorzystania.
    Po pokonaniu 50 km jeszcze jeden długi podjazd z dwoma stromymi podejściami i też dwoma zjeżdżalnymi w połowie ściankami usianymi kamieniami z atrakcją w postaci ruin zamku Karpień. Na ostatniej ściance zjazdowej potykam się, zaliczam glebę z przekręceniem kierownicy o 180 stopni, przy tym zauważam że urwał się czujnik prędkości i zaginął w chaszczach, to nic - moja Sigma przełączyła się w tryb pomiaru prędkości GPS, a czujnik się kupi nowy.
    W końcu mamy szybki zjazdowy odcinek w stronę Stronia Śląskiego, skręt na polankowy i ostatni podjazd - tam wyprzedzam jednego, jak i ostatnich zawodników z krótszego dystansu, oraz mnie załatwia trzyosobowa grupka - czyli sporo sił już zużyłem, ale bez przesady. Na koniec już tylko zjazd ulicą wprost na metę. Udany i ciężki ten etap był.

    49/132 - open solo
    9/35 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Na Pętli Orłowiec. Takie super odcinki powodują że miłość do MTB jeszcze bardziej się pogłębia :)
    Na Pętli Orłowiec. Takie super odcinki powodują że miłość do MTB jeszcze bardziej się pogłębia :) © JPbike

    Profesjonalny transport rowerów na start kojejnego etapu - do Barda
    Pod wieczór następuje profesjonalny transport rowerów na start kolejnego etapu - do Barda © JPbike



    KLIK do 3 etapu.