Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- kilometry z BS: 163774.92 km
- w tym teren: 59862.27 km
- teren procentowo: 36.55 %
- prędkość średnia: 22.79 km/h
- czas na rowerze: 297d 14h 51m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1027
do 50 km - 1160
do/z pracy - 276
dron - 48
dzień wyścigowy - 235
Etapówki MTB - 23
Festive 500 - 40
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 173
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 277
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 9
pomiar czasu - 64
ponad 100 km - 200
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 73
Solid MTB - 28
sprzęt - 40
szoska - 392
Uphill race - 8
w górach - 267
w roli kibica - 9
w towarzystwie - 362
wyprawy - 43
wysokie szczyty - 31
XC - 31
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Black Peak

Sztywna Biria


rezerwa
Scott Scale 740

Accent Peak 29

archiwum
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14















Wpisy archiwalne w kategorii
Solid MTB
Dystans całkowity: | 1732.50 km (w terenie 1681.33 km; 97.05%) |
Czas w ruchu: | 86:18 |
Średnia prędkość: | 20.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.81 km/h |
Suma podjazdów: | 27955 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 155 (88 %) |
Suma kalorii: | 1674 kcal |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 61.87 km i 3h 04m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 13 czerwca 2021 • dodano: 14.06.2021 | Komentarze 2
Solid-ne Górzno (niedaleko Leszna) to (chyba) najbardziej „górzysty“ maraton w tymże cyklu, do tego na dość krótkim jak na giga dystansie, ale przewyższenie takie że jest co robić - czyli coś dla mnie :)
Dojazd na miejsce solo, pogoda bardzo dobra do ścigania po leśnych wertepach - pochmurno, co najwyżej 15°C i wietrznie, tyle że tego ostatniego w lesie nie czuć :)
Przed startem zrobiłem ze 7km rozgrzewkę na pierwszych i ostatnich km trasy.
Punkt o 11:02 niezbyt liczny sektor 2, w którym się znajdowałem wystartował. Na początek ostre gnanie w tłoku i powoli, acz systematycznie przebijam się do przodu, w stronę swojego miejsca w stawce. Z racji że trzykrotnie pokonywana na giga ponad 17km runda jest przeważnie wąska, tak coś w rodzaju wydłużonego XC (góra-dół, pełno zakrętasów i singli), to zaskakuje mnie brak blokowania, poziom rywalizacji w mojej części stawki jest niezły i praktycznie od razu mogę kręcić swoje, pomijając pierwsze kilka ścianek podjazdowych (zakorkowało się jak zwykle). Na pierwszej rundzie tempo było niezłe, ale i tak kilkanaście sztuk udało mi się powyprzedzać, pomykało się nieźle, szczególnie na odcinkach wymagających siły i techniki. Gdy dojechaliśmy do rozjazdu to... kilka gości jadących przede mną pognało w stronę mety mini, że po wjechaniu na drugą rundę miałem przed sobą w zasięgu wzroku jednego rywala, który z kolei jechał mega.
Druga runda szła całkiem, całkiem, w 100% trzeba było robić swoje. I tak wspomnianego gościa udało mi się w końcu dojść - twarda z niego sztuka bo łatwo nie zamierzał się poddać, i to tak że... większość drugiej rundy walczyliśmy łeb w łeb, i jeszcze do tego... doszliśmy stopniowo aż trzech kolejnych rywali (wszyscy z mega). Na ostatnich kilometrach rundy mega udaje mi się w końcu powyprzedzać wszystkich wspomnianych - na krętym odcinku uzyskałem nad nimi niezłą przewagę że tuż przed skrętem na trzecią rundę pozwoliłem sobie złapać chwilę oddechu i łyknąć żela, po chwili dałem się im wyprzedzić - przynajmniej mam punkt odniesienia w wynikach na mega.
No i przede mną została do pokonania ostatnia runda - szło mi już ciężej, nikogo przede i za mną. Zaliczyłem na piaszczystym fragmenciku zjazdowym niegroźną glebkę ze szlifem na kolanie. Mimo sporego zmęczenia cieszyło mnie to że nawet najstromsze podjazdy (max 21%) wchodziły spoko. I tak trzecią rundę pokonałem niespełna 3 min wolniej od drugiej. Końcowe 2 km do mety jest płaskie - tam nic nie wydarzyło się i spoko docieram do mety.
18/27 - open giga
4/8 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 35:05 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 20:55 min
Strata do trzeciego w M4 ... minuta i 12 sekund ...
Punkty odniesienia na krótszych dystansach - na mini byłbym 21 open i 4 M4, na mega 27 open i 8 M4
Fotki by Agnieszka Szatkowska, Jarosław Kasperczak

Na pierwszych km jak zwykle klasyka - szybko i trochę tłoczno © JPbike

Dajesz, dajesz pod górkę © JPbike

Ten podjazd na najwyższy punkt (145m) daje w kość © JPbike

Końcówka rundy mega, za kilka km zacznie się samotność długodystansowca © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 23 maja 2021 • dodano: 24.05.2021 | Komentarze 3
Z racji odwołanego Żar Challenge szybko znalazłem coś zastępczego do pościgania - Solid MTB w Sławie, a właściwie w pobliskich Starych Strączach. Solid-nych tras nie trzeba przedstawiać - wyciskają MTB-owsko z danego terenu tyle ile się da :)
Dojazd z kolegą teamowym - Wojtkiem. Pogoda piękna i niemal idealna do ścigania po wertepach. Rozgrzewka spoko, wskok do 2 sektora i można startować.
Z racji tego że Mini, Mega i Giga startują wspólnie to powoduje że na pierwszych km jest tłoczno, na płaskich odcinkach wszyscy gnają jak szaleni. Pełno kurzu wytworzyliśmy. Jednak bardziej wolę osobne starty na królewskich dystansach.
Dość szybko wpadamy w ciekawsze odcinki, które towarzyszą nam niemal przez cały wyścig. Już na pierwszym singlu tworzy się korek, prędkość spadła do 5-10 km/h, w takich sytuacjach jak zwykle mam ochotę krzyknąć: „co się z Wami dzieje, nie umiecie pomykać po krętych singlach?“. Zamulając dalej oczywiście pocierpiałem i troszkę czasu straciłem, zresztą nie ja jeden. W sumie na tym tłocznym odcinku udało mi się powyprzedzać najwyżej kilkanaście sztuk.
W końcu, po ujechaniu paru km troszkę się zluzowało i można było zacząć robić swoje. Dogonił mnie Paweł startujący z tyłu 2 sektora i tak przez dłuższy czas zaczynamy pomykać blisko siebie, przy tym wyprzedzając kolejnych, póki jest miejsce na przebijanie się naprzód. Trasa jest fajna, cały czas w lesie i typu góra-dół, mnóstwo krętych i wertepiastych singli, jak i szersze odcinki też są, znalazły się i dropiki. Doganiamy Wojtka i jazda naprzód. Po jakimś czasie dochodzę kilku mocnych gości, w tym weterana Witkiewicza, na odcinku wymagającym siły, skupienia i techniki udaje mi się im odskoczyć poza zasięg wzrokowy. Od tego momentu zaliczam najlepsze chwile w wyścigu - gnam sam, ostro i czerpiąc przy tym przyjemność :)
I tak docieram na końcówkę trasy mega - jest szeroko i bardzo szybko, raczej nie dla mnie. Mimo usilnych prób, tuż przed wjazdem na 2 rundę giga dogania mnie spora grupa z tymi wspomnianymi mocnymi gośćmi - nic dziwnego że... wszyscy wybrali dystans mega, Paweł też - dzięki temu mogłem mieć punkt odniesienia w wynikach na mega.
No i po wjechaniu na 2 rundę giga zaczęła się klasyczna samotność długodystansowca. Jeszcze raz i z frajdą mogłem pokonywać najciekawsze odcinki. Chociaż power w nogach już nie był dobry, to w porównaniu z pierwszą i tłoczną rundą czuć było różnicę w prędkości szczególnie na tych krętych singlach. Udaje mi się dojść i po jakimś czasie wyprzedzić jednego gościa (też z M4), a na końcówce niewiele brakło bym doszedł drugiego rywala (obaj startowali z 1 sektora). I tak w końcu docieram całkiem zadowolony do mety, a tam niezła pustka się zrobiła, zostali ci z giga, a ci z mini i mega już po dekoracji i zwiali do swoich domów, zatem na luzie wcinałem makaronik i łyknąłem Lecha bezalkoholowego. Wojtek dojechał ze 3 minuty za mną i tak można było spoko wracać, po drodze dzieląc się wrażeniami z fajnego maratonu. Udany dzień :)
22/36 - open giga
7/14 - M4
Strata do zwycięzcy (Adam Adamkiewicz) - 37:23 min, do M4 (Mateusz Mróz) - 27:37 min
Fotki by Agnieszka Szatkowska, Robert Orzechowski, Jarosław Kasperczak

Pierwsze kilometry jak zwykle tłoczne © JPbike

Kręto tu, ale i tak jest fajnie © JPbike

Ja w swoim żywiole :) © JPbike

Jest i meta © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 27 września 2020 • dodano: 28.09.2020 | Komentarze 3
W sumie nie planowałem tegoż startu w nowej miejscówce u Solida MTB w Dąbrowie koło Śremu. Jednak wystartowałem bo jak to mawiają że „najlepszym treningiem jest wyścig“, faktycznie, bo przede mną zostały trzy ostatnie grabkowe giga maratony, a ten mijający tydzień dla mnie był „odpoczynkowym“, do tego wczorajszego dnia (do późnego wieczora) zabrałem się do wymiany napędu i tylnej obręczy.
Pogoda tegoż niedzielnego dnia drastycznie się popsuła - zimno poniżej 10°C i częsty przelotny deszczyk - zwiastowało to błotne warunki, a ja na nowym napędzie...
Rozgrzewkę zrobiłem z Pawłem (mlodzik) i wskok do kameralnego pierwszego sektora stawki mega i giga (tylko 22 twardzieli ukończyło giga).
Przed ruszeniem witamy się z Wojtkiem (josip). No i punkt 11-ta poszli. Pierwsze aż 6 km jest płaskie i szybkie - nie dla mnie, ale cisnę i wyprzedzam póki mam powera i chęci. Ujechaliśmy ledwo ponad kilometr a tu Wojtek staje - okazuje się że w obu (!) kołach łapie kapcie :(
Zanim wpadliśmy w ciekawsze sekcje - było bardzo szybko, paru udaje mi się powyprzedzać - widać że wszyscy walczą o jak najlepszy wynik. Okazuje się że błota nie ma zbyt wiele, za to zaskakują nas mocno piaszczyste fragmenty. Paweł jedzie blisko za mną. No i wpadamy na solidną i wymagającą sekcję, poprowadzoną po leśnych i nadwarciańskich skarpach. Często jest tak - raz ostro pod górę, raz ostro w dół, że nie nadążam z doborem odpowiedniego przełożenia - dobrze że mój nowy napęd spisuje się rewelacyjnie i biegi wchodzą na pyk. Tutejsze wąskie, wertepiaste i bardzo kręte single tak dają w kość że nie jest łatwo złapać odpowiedni rytm jazdy, do tego piach (mimo deszczowej aury) nie ułatwia sprawy - kilka takich fragmentów do butowania pod górę się znalazło.
Wracając do rywalizacji - pierwszą rundę pokonaliśmy w (chyba) 6 osobowej grupce, w pobliżu rozjazdu raz doszło do tego że skręciliśmy nie tam gdzie trzeba - na szczęście szybko udało się odnaleźć właściwą trasę. I tak czas pokonać drugą rundę (po 20 km każda). Gdzieś tam Paweł zaczyna nadawać tempo, nasza grupka się rozciąga, później rozpada. W połowie drugiej rundy zaczynam czuć że nie mam tyle mocy by dalej mocno cisnąć na takiej dającej w kość trasie i niestety powolutku zaczynam odstawać kolegom, a jeden gość jadący za mną jeszcze bardziej ode mnie odstaje i po ujechaniu ciężkich paru km jadę już sam (poza wyprzedzaniem nielicznych miniowców). Raz, na krętym odcinku między drzewami niegroźnie uderzam barkiem w drzewo. Przede mną w zasięgu wzroku został tylko kolega z Mrózbike Team (Radek Pawlak). Po wjechaniu na ostatnią rundę cały czas próbuję go dogonić, bo kojarzę go z wyników i wiem że jest z M4. Niestety, u mnie brak regularnych treningów w tygodniu, zabrane na ten wyścig tylko 2 żele (tyle miałem) robią swoje, ciężko mi się kręci, nie daję rady dojść rywala i jeszcze do tego od połowy ostatniej rundy to on zaczął mi się oddalać, a mi pozostało już tylko samotne dotarcie do mety - i tak też się stało. Okazało się że wspomniany Radek zajął miejsce na pudle - straciłem do niego na końcowej kresce 2 minuty. Tak czy siak - dobry trening zrobiony.
15/22 - open giga
4/7 - M4
Strata do zwycięzcy open, jak i M4 (Mateusz Mróz) - 32 min
Fotki by Agnieszka Szatkowska.

Paweł, Wojtek i ja na wspólnym ujęciu © JPbike

W akcji gdzieś na leśnych wertepach © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 6 września 2020 • dodano: 09.09.2020 | Komentarze 3
Tak jak zaplanowałem ów weekend - 2 maratony pod rząd, tak zrobiłem.
Wczoraj pechowa dla mnie Złotoryja u Grabka, wieczorem serwisowanie Peaka i następnego dnia można startować - tym razem na własnym podwórku, czyli u Solida w Owińskach z trasą poprowadzoną przez rejon Puszczy Zielonki i znanej kolarsko Dziewiczej Góry.
Po dotarciu na miejsce spotykam pełno znajomych - wszak ze mnie już weteran maratonowych tras, ponoć wkrótce stuknie mój 200 dzień wyścigowy :)
I tak rejestracja (w reżimie sanitarnym), wskok w teamowe portki, pogoda świetna, krótka rozgrzewka i z racji że w tym cyklu pierwszy raz w sezonie jadę - startuję z ostatniego (drugiego) i dość licznego sektora stawki mega/giga.
No i ruszyliśmy 5 min po odpaleniu pierwszego sektora. Na początek parę km bardzo szybkiego pomykania po zielonkowych duktach. Startowałem gdzieś z tyłów, zatem by myśleć o wyniku to muszę od razu mocno cisnąć. Trochę tłoku jest, ale bez przesady i na szerokich odcinkach sprawnie udaje mi się wyprzedzać jednego za drugim, jak i grupki - wiem że większość jedzie mega. Chwilami cisnę za mocno, że przez chwilę muszę zwolnić, by uspokoić zbyt wysokie tętno bo płaskie pomykanie to nie moje klimaty.
Wpadamy w ciekawie poprowadzone odcinki do prawdziwego MTB - świetne i kręte single, raz pod górę, raz w dół, no i niestety jest tak wąsko że grupa którą dogoniłem mnie blokuje i trochę tam tracę. Raz na wertepiastym fragmencie spada mi łańcuch z korby (stara i znana mi przypadłość na tym customowym napędzie). Po dokręceniu w rejon Dziewiczej Góry, zaraz za bufetem podejmuję udany atak - wyprzedzam całą grupę (w składzie z dwoma zacnymi kolegami od Cellfastów) i dość długą sekcję pure MTB Wielkopolska pokonuję w 100% po swojemu, po drodze udaje mi się powyprzedzać kolejną porcję rywali. Owa i dość długa sekcja MTB mocno mnie zaskakuje - poprowadzili ją tak że mimo że stoki Dziewiczej Góry są własnym podwórkiem to czułem się jakbym jechał coś nowego, nie wiedziałem że tam obok jest jeszcze więcej ciekawych odcinków, niektóre single podjazdowo - zjazdowe sięgały 17%. Zatem wielkie brawa dla twórców zacnej i wymagającej trasy. Żebyście wiedzieli - na czas zawodów cały rejon Dziewiczej Góry zamknęli dla pieszych i zmotoryzowanych turystów.
No i docieramy do rozjazdu - ja oczywiście na 2 rundę giga. Tak jak się spodziewałem - zrobił się pełny luz i mam przyjemność jeszcze raz pokonać świetnie poprowadzoną ze 25 km rundę z 600m przewyższeniem. Jedzie się dobrze, stopniowo kilka osób z giga udaje się wyprzedzić. No i gdzieś tam drugi raz spadł mi łańcuch z korby. Gdy kończyła się techniczna sekcja, to na mijance wypatrzyłem zacnego weterana Witkiewicza - czyli jest spoko, zastanawiało mnie jak radzą Paweł (mlodzik) i kolega tamowy Wojtek (josip), którzy startowali 5 min przede mną. W pewnym momencie giga łączy się z mini (startowali 2 godz później) i znów mam kolejną porcję wyprzedzania paru osób z najkrótszego dystansu. Gdy wjechaliśmy na szybki odcinek prowadzący do mety to zaczynam czuć zmęczenie i nudzi mnie to szybkie pomykanie typu blat - ośka. Dwóch zaciekle walczących gości z mini mnie dogania, łapię ogon, jeden staje (coś wpadło mu w napęd), doganiamy ... najszybszą dziewczynę na mini (!) i tak już we trójkę docieramy wspólnie do mety.
Udany giga maraton z zacną i wymagającą jak na Wielkopolskę trasą.
21/42 - open giga
5/13 - M4
Strata do zwycięzcy (Adam Adamkiewicz) - 32 min, do M4 (Mateusz Mróz) - 31 min, do pudła - 4 minuty.
Foto by Tomasz Szwajkowski.

Gigowiec w akcji na duktach Puszczy Zielonki © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 14 lipca 2019 • dodano: 16.07.2019 | Komentarze 2
Siódmy mój start w tym cyklu MTB, tym razem w Gostyniu. W tymże mieście jeszcze nie ścigałem się, w dodatku do pokonania mamy „zaledwie“ 57 km na królewskim dystansie i zapowiadane ponad 800 m przewyższeń. Dojazd solo, rozgrzewka zrobiona z Pawłem i tradycyjny wskok na tyły 2 sektora.
Po odpaleniu stawki mamy ze 800 metrowy asfalt, leciutko pod górę - wszyscy nieźle cisną, w efekcie pierwsze km jadę w tyłach tegoż sektora. Po wpadnięciu w teren tempo nadal mocne, szczególnie wiara z mini i mega walczy dosłownie na całego. Poopadowe warunki, przyjemna temperatura i związane piaski pozwalają na rozwijanie sporych jak na MTB prędkości, a to z kolei mi nie ułatwia sprawy w przebijaniu się do przodu. Trasa jest spoczko, choć nie powala - na przemian szybkie leśno - polne dukty i całkiem fajne single ulokowane w urokliwych leśnych miejscach. Mimo wszystko od czasu do czasu udaje mi się systematycznie, acz powolutku przebijać się naprzód, nierzadko manewry wyprzedzaniowe kosztują mnie sporo sił - a to z powodu braku miejsca (wąsko i wpadałem w grzęzawiska), a to że pętla mini na końcówce ponownie się połączyła z mega i zrobiło się tłoczno, różnice prędkości spore - trochę zamieszania w stawce (głównie mega) było. Po skręcie na 2 rundę giga, nareszcie upragniony luz nastał, dla mnie tylko na chwilę, bo za mną jechał gość z M2 i tak ze zmianami pomknęliśmy razem niemały odcinek owej rundy. W pewnym momencie, na fragmencie wymagającym troszkę umiejętności MTBowskich udaje mi się uciec młodemu rywalowi i dalej jadę sam, cały czas kontrolując sytuację za mną - kolega z M2 wyraźnie nie zamierzał odpuścić - raz był bliżej, raz dalej za mną. Po ujechaniu paru kolejnych km, na podjeździe zauważam rywala jadącego przede mną, czyli jest spoko, ale lekko nie mam bo sporo muszę się napracować by myśleć o dobrym wyniku. Na 4 km przed metą zaskoczenie - doszedł mnie Paweł, a za nim jechał wspomniany z M2 - no to tworzymy 3 osobową grupkę, finisz mamy asfaltowy i lekko z górki - nie ma wyjścia i trzeba rozegrać sprinterski finisz - u mnie twarde max przełożenie 32/11, daję z siebie wszystko, kadencja chyba ponad 120 rpm, osiągam prędkość 59.53 km/h, na kresce melduję się drugi tuż za tym z M2. To było dość szybkie i trochę za krótkie giga, ale dla mnie udane, bo cenne punkty do generalki zdobyte.
22/44 - open giga
5/13 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 22:20 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 16:35 min - czyli najniższe w sezonie :)
Foto by Piotr Jamróg.

Napieram na pierwszych km trasy © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 23 czerwca 2019 • dodano: 24.06.2019 | Komentarze 5
Szósty start w tym cyklu MTB. W Przyłęku koło Nowego Tomyśla jeszcze nie startowałem i nie wiedziałem czego się spodziewać po trasie. Dojazd solo, pogoda piękna, w 100% letnia. W trakcie rozgrzewki obadałem początek trasy - nic specjalnego, po prostu kręcenie przez miły i głównie sosnowy las z dodatkiem zmarszczek i piaszczystych fragmentów. Czyli myślałem że to będzie miła i szybka przejażdżka przez wielkopolski las - w trakcie wyścigu okaże się że GRUBO się z tym przeliczyłem ... :)
Na giga mamy do pokonania 3 rundy po 20 km każda. Start tradycyjnie z tyłów 2 sektora i pierwsze km jadę w tyle peletonu. Od razu po wpadnięciu do lasu wytworzyły się spore tumany kurzu że chwilami nic nie było widać. No i wiara jadąca mini i mega tak ostro cisnęła że trudno było mi się przebijać do przodu. Ze mnie stary i doświadczony gigowiec, więc jechałem swoje i cierpliwie czekałem na zluzowanie się tego sporego tłoku. No i każde kolejne km trasy coraz bardziej mnie zaskakiwały - tyle krętych singli, pełno piachu, setka wybojów i korzeni, bezustanna jazda raz do góry, raz w dół, (...) - te wszystkie elementy powodowały że prędkość jaką osiągałem rzadko przekraczała... 20 km/h (!). Po dość szybkim złapaniu swojego rytmu MTB, od połowy 1 rundy zacząłem stopniowo wyprzedzać kolejnych rywali (większość to ci z mini i mega), zresztą manewry wyprzedzeniowe nie były łatwe - a to przez ogromną ilość wąskich odcinków, albo przez piach i leśne chaszcze, zresztą i mnie parę sztuk załatwiło (to pewnie charty z mini co jadą w trupa do mety). I tak minęła pierwsza runda. Na pierwszych paru km 2 rundy dostojnie jadę w 4-osobowej grupce - po czym podejmuję udany atak oderwania się od towarzyszy na ciężkim podjeździe - od tego momentu gnam po ciężkich wertepach już sam. Jedzie się spoko, pilnuję siebie by nie złapać kryzysu (odpowiednia ilość żeli i picia + korzystanie na bufetach z wody i bananów). No i bez większego problemu stopniowo dochodzę i wyprzedzam kolejnych paru rywali (niestety większość to ci z mega). Na ostatnią rundę wjeżdżam już sam i ... cały czas pomykam sam, pomijając jedynie wyprzedzanie paru ostatnich zawodników z mega. Przy bufecie muszę stanąć, bo picie w bidonach skończyło się. Na ostatnim podjeździe dostrzegam mocnego zawodnika, zapewne z giga - próbuję go dogonić, ale pokaźne piachy nie pozwalają mi na dojście rywala. I tak dojeżdżam do mety - ostatnie ze pół kilometra trasy to asfalt - dziwne to uczucie jak po 60 km jazdy po piachu i wybojach wjeżdża się na coś płaskiego i twardego :). No i na końcowej kresce okazało się że pokonałem wspomnianego rywala, bo startował z 1 sektora, do tego też był z M4. A gdy tylko w smartfoniku odpaliłem stronkę z wynikami ... SZOK :)
14/23 - open giga
1/4 - M4
Strata do zwycięzcy open (Hubert Semczuk) - 30:09 min
Oj, ciężki był ten maraton - niemało wiary z giga zjechało na mega, a Ci z mega zboczyli na mini :)
To że wygrałem M4 - po prostu walczyć trzeba do końca, a nie wymiękać !
Relive z trzech giga rund - KLIK.
Fotki by Piotr Jamróg, Janusz Zając, Przemysław Listewnik i moja osobista cyknięta przez Mateusza Rybczyńskiego.

Ilość kurzu na początku trasy - proszę bardzo :) © JPbike

Tak właśnie wyglądała trasa w Przyłęku © JPbike

Wszystkie podjazdy fajnie i sprawnie mi wchodziły :) © JPbike

Raz do góry, raz w dół, do tego piachy nie ułatwiały sprawy © JPbike

Kolejne kolarskie marzenie spełnione - wygrana na królewskim dystansie :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Niedziela, 16 czerwca 2019 • dodano: 16.06.2019 | Komentarze 3
Piąty start w tym cyklu MTB. W Lesznie startowałem 2 lata temu i wiedziałem że tutaj mają fajne tereny do MTB. Po solowym dojechaniu na miejsce i wskoku w kolarskie portki od Martombike zrobiłem krótką rozgrzewkę z dawno nie widzianym moim imiennikiem - jacgolem.
Najlepsze co nas spotkało na tym maratonie - bardzo przyjemna temperatura (zwłaszcza po upałach) i dobre warunki w terenie po wczorajszym deszczu.
Start miałem z samego końca 2 sektora - ustawianie się na czubie, na 40 minut przed odpaleniem stawki to nie moja bajka. Na pierwszych i dość płaskich km pomykam bez szarżowania i cały czas w tyle 2 sektora. Po drodze zaliczamy kilkanaście przejazdów przez orzeźwiające kałuże - ale fajnie się uświnić jak na MTB przystało :). Pierwszy singiel podjazdowy - od razu się zakorkowało i troszkę tam tracę. Po tym na trasie właściwie następuje esencja wielkopolskiego MTB - mamy dosłownie wszystko co potrzeba do kolarstwa górskiego, czyli podjazdy, zjazdy, szerokie dojazdówki, pełno krętych singli, no i trochę techniki. Pomykając tędy szybko złapałem swój MTBowski rytm i stopniowo zaczynam wyprzedzać kolejne sztuki rywali (tradycyjnie na pierwszej rundzie większość jechała mega), ale wiem że mocy w nogach mi brakuje by liczyć się o bardzo dobry wynik. Po skręcie na 2 rundę giga - od razu wyprzedzam jednego rywala i dalej gnam sam po pustej trasie. Gdzieś tam w połowie rundy wyprzedza mnie gość z czołówki - Hubert Semczuk (złapał kapcia wcześniej) - różnica prędkości między nim a mną niewielka że jeszcze przez paręnaście minut miałem go w zasięgu wzroku, do tego udaje mi się bez problemu dogonić i wyprzedzić dwóch kolejnych rywali z giga. Regularne spożywanie żeli i picia izotonika od Unit pozwala mi utrzymać cały czas dobre samopoczucie do mocnego parcia po wertepach. Końcowe 5 km przebiegło dość szybko, w samotności i po nudniejszym, bo płaskim odcinku wprost na metę. Relive z giga trasy.
27/49 - open giga
6/14 - M4
Strata do zwycięzcy, jak i M4 (Maciej Kasprzak) - 31:50 min - grubo, to raczej cyborg
Ogólnie wynik fajny jak na start z ogona 2 sektora (foto poniżej), chociaż chciałoby się więcej ...
Foto by Łukasz Witkowski (SPORT.elka.pl)

Jazda na ogonie nie jest fajna, pocisnę do przodu jak tylko się pojawią sekcje MTB © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 2 czerwca 2019 • dodano: 02.06.2019 | Komentarze 2
Czwarty w sezonie start w tym cyklu MTB. Dojazd do Wilkowic solo - reszta aktywnych teamowych ścigantów była w Italii na Giro. Tegoż dnia pogoda zrobiła się w 100% letnia i prawie upalna. Rozgrzewka przebiegła jakoś takoś - po wysokim tętnie stwierdziłem że tegoż dnia nie czuję się kondycyjnie najlepiej i będzie ciężko na wyścigu - nie myliłem się.
Do wciąż drugiego sektora pakuję się na 10 min. przed startem - dosłownie z samego końca. Na początek 2 km szybkiego, polnego odcinka po szutrze - nie idzie mi tak jak chciałbym, cały czas jadę w ogonie tegoż sektora, a ilości wytworzonego kurzu przez poprzedzających są masakryczne że widoczność miałem znikomą, do tego doszły problemiki z oddychaniem. Po wjechaniu na właściwą leśną rundę dość długo nie mogłem złapać swojego rytmu MTB, jeszcze do tego początkowo dość płaski i szybki przebieg trasy nie ułatwiał mi sprawy w przebijaniu się naprzód - szło mi bardzo opornie. Pierwszy fajny singiel - od razu się zakorkowało. W końcu, na drugiej części leśnej rundy zawierającej ciut ciekawsze odcinki złapałem swój rytm MTB, zacząłem jechać szybciej i powoli, acz stopniowo wyprzedzać rywali (jak zwykle większość jechała mega). Wiedziałem również że rywale z giga, z którymi zamierzałem walczyć zniknęli daleko z przodu, cóż, spróbujemy i nie ma mowy o poddaniu się. Po skręceniu na 2 rundę giga to następuje klasyk - nikogo przede i za mną, ten stan trwa bardzo długo. Jedzie mi się spoko, regularnie piję i łykam żele. Gdy tylko zbliżała się końcówka 2 rundy to udaje mi się dogonić i wyprzedzić najpierw jednego, po chwili drugiego, a na zaledwie 2 km przed metą łykam jeszcze dwóch i tak cisnę ile fabryka dała do końcowej kreski, którą minąłem niezbyt zadowolony. Relive z giga trasy.
32/49 - open giga
10/17 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 29:16 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 23:16 min
Powyższe straty podobne jak w Mchach i Górznie, tyle że tam trasy były trudniejsze.
Z wyniku nie jestem zadowolony - bywa i tak, jak to w życiu.
Fotki by Robert Miękwicz, Waldemar Kajoch i moja osobista.

Na pierwszych km. To nie był mój dobry start © JPbike

Na trasie. Widać że było gorąco © JPbike

Leśna gonitwa na parę km przed rozjazdem mega/giga © JPbike

Po wyścigu. Trochę kurzu mnie oblepiło © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 19 maja 2019 • dodano: 21.05.2019 | Komentarze 1
Trzeci w sezonie start w tym cyklu MTB. W Górznie (niedaleko Leszna) jeszcze nie startowałem, ponoć koledzy mówili że to najbardziej górzysta trasa u Solida - czyli coś dla mnie :)
Dojazd na miejsce ze Staszkiem, po drodze dopadła nas ulewa, po czym pogoda zrobiła się niemal idealna do ścigania. Zrobiłem parokilometrową rozgrzewkę i na 20 min przed startem wskok do 2 sektora, zresztą już prawie zapełnionego.
No to start. Analizowałem profil trasy - pierwsze aż 15 km jest dość półpłaskie, więc nie moja bajka, jadę swoje, nie szarżuję i cały czas trzymam się miejsca w peletonie. Pierwszy podjeżdzik - od razu zyskuję parę pozycji. W sumie ten odcinek bardzo szybko zleciał i ze średnią 26 km/h. Po wjechaniu na bardzo fajnie poprowadzoną rundę po leśnych wertepach i z porządnymi ścianami (max 20%) to złapałem swój rytm MTB i właściwie od tego momentu cały czas stopniowo kogoś wyprzedzam (większość jedzie mega). Na najstromszych podjazdach drobne problemy mam z najlżejszymi przełożeniami - biegi przeskakują (okazało się że wykrzywiłem hak), ale jechać się da, więc jest spoko. I tak zleciała pierwsza runda. Po wjechaniu na drugą to następuje klasyczna samotność długodystansowca. Zadbałem o odpowiednie nawodnienie, regularnie brałem żele UNIT i banany, zatem jedzie mi się świetnie, żadnych kryzysowych oznak nie czułem - w efekcie przez całą drugą rundę fajnie się bawiłem, przy tym bez problemu dogoniłem i wyprzedziłem czterech (a może pięciu) gigowców, w tym kolegę teamowego Staszka. I tak dość szybko dojechałem do mety - chyba pierwszy raz z niedosytem, bo cosik krótkie było to giga w Górznie :). Relive z giga trasy.
19/38 - open giga
4/11 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 28:37 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 21:20 min, do pudła... 1:41 min
I tak zleciał wyścigowy weekend - ja 2 razy na czwartym miejscu, ponoć "najgorszym dla sportowca", cóż, takie życie :)

Klasyczna samotność długodystansowca :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 14 kwietnia 2019 • dodano: 14.04.2019 | Komentarze 5
Drugi w sezonie start w Solid MTB Maraton, w Mchach koło Książa Wielkopolskiego. Miejscówka i trasa (godna Pure MTB Wielkopolska) znane mi z zeszłego roku. Tylko po zajechaniu na miejsce pogoda średnia - zimno na poziomie poniżej 10°C, po deszczu i do tego zimny wiatr, na szczęście 95% trasy poprowadzili po leśnych interwałach, czyli coś dla mnie, starego wyjadacza prawdziwego MTB :)
Z teamu Unit Martombike Team zjawiły się dwie sztuki - ja (giga) i josip (mega). Start z połowy 2 sektora poszedł mi słabiej niż oczekiwałem - jest płasko, polna droga ze sprzyjającym wiatrem, niemało wiary mnie wyprzedza, całe szczęście że pamiętam troszkę trasę i wiem co za chwilę nastąpi - faktycznie po wjechaniu do lasu i gdy tylko pojawiły się bezustanne sekcje góra - dół to uruchomiłem swoje możliwości pomykania na MTB po wymagającym terenie i zaczynam powoli, acz stopniowo wyprzedzać kolejnych. Dopóki nie jestem blokowany na wąskich odcinkach to jedzie mi się fajnie, samopoczucie cały czas mam dobre. Gdy tylko na ściance podjazdowej ku mojemu zaskoczeniu łańcuch spada poza kasetę (w szprychy) to muszę stanąć i zrobić pitstopik, oczywiście powoduje to że tracę wypracowaną przewagę i niemało rywali (w tym josip i jedna bikerka też) mnie wtedy załatwiają. Po ruszeniu znów muszę odrabiać straty, sęk w tym że akurat mamy techniczną i wymagającą nawierzchniowo (piasek i muldy) sekcję singlową - nie powiem jak wtedy cierpiałem z braku dogodnego miejsca do wyprzedzania, nie mówiąc już o niefajnym poziomie techniki jaką prezentowali poprzedzający mnie rywale. Po jakimś czasie znów łańcuch nagle spada poza kasetę, znów pitstop i znów trzeba odrabiać straty - póki jest szerzej to idzie mi sprawnie. Po wjechaniu na 2 rundę giga to większość skręciła na mega i dla mnie następuje klasyczna samotność długodystansowca - o dziwo cały czas pomyka mi się fajnie, na pustych i technicznych sekcjach (mnóstwo takich było) czuję się jak rybka w wodzie, do tego udaje mi się trzech rywali z giga dogonić i wyprzedzić, natomiast z czwartym i walecznym Piotrkiem Łąckim (też z M4) walczyłem do końca. Wypada wspomnieć że na pewnej stromej ściance po raz trzeci łańcuch mi znów spadł - będę musiał podregulować przerzutkę. W końcu jest meta poprzedzona 2 km wmordewindowym odcinkiem. Mimo 3 pitstopików to był mój udany maraton. Relive z trasy.
23/46 - open giga
7/16 - M4
Strata do zwycięzcy (Bartłomiej Oleszczuk) - 29:11 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 21:20 min
Pomyśleć że w zeszłym roku na podobnej trasie straciłem na mecie odpowiednio 41 i 29 min ...
Najlepsze jest to że do piątego w M4 (wspomniany Piotr Łącki) straciłem ... 17 sekund :)
Foto by Piotr Jamróg.

Pierwsze i płaskie kilometry nie są moją domeną, ale jakoś daję radę © JPbike

Wiosenna dynamika na 5 km przed metą © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB