Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1125
do 50 km - 1215
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 233
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 91
Solid MTB - 30
sprzęt - 45
szoska - 439
Uphill race - 8
w górach - 299
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Listopad - 6 - 13
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
podium, te szerokie też
Dystans całkowity: | 1986.10 km (w terenie 1780.70 km; 89.66%) |
Czas w ruchu: | 98:56 |
Średnia prędkość: | 20.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.04 km/h |
Suma podjazdów: | 23815 m |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 167 (93 %) |
Suma kalorii: | 1930 kcal |
Liczba aktywności: | 36 |
Średnio na aktywność: | 55.17 km i 2h 44m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 4 września 2022 • dodano: 07.09.2022 | Komentarze 2
- po sobotnim wyścigu XC czas na niedzielny maraton
- godzina startu elegancka - o 12-tej, można było się wyspać
- zrobiłem solidną rozgrzewkę i myk do sektora giga
- w owym sektorze ci z PZKol wyczytywali każdego - mnie też :)
- na giga znaczna większość to ci z licencjami PZKol
- pogoda bardzo dobra do ścigania - pochmurno i 17°C
- no i ruszyli, od razu dobry podjazd rozciągający stawkę
- szybko stwierdzam że poziom ścigania na giga jest wysoki
- tempo naprawdę mocne, z trudem utrzymuję się w... ogonie
- pierwsza ścianka, lekko przyblokowali, przez chwilę jadę... ostatni z giga
- nie ma lipy, udaje mi wejść się w swój rytm, kilku wyprzedzam
- dogania nas kilka mocnych z mega (startowali chwilę po giga)
- wpadamy na szersze szutry i fajny singlowy zjazd z błotnym fragmentem
- kolejnych paru udaje mi się wyprzedzić, a ci jednak nie dali za wygraną
- no to tworzy się grupka na szybkich sekcjach graniczących z Czechami
- w grupce są 2 dziewczyny i 3 facetów, w tym znany Rafał Łukawski
- dogania i wyprzedza nas stopniowo dwóch a może trzech chartów z classica
- Rafał często stosuje tzw szarpane tempo - znam taką sztuczkę
- wjeżdżamy ponownie na szerokie szutry podjazdowo - zjazdowe
- mamy trochę wyprzedzania tych z najkrótszego dystansu (fun)
- ścieżką z wyboistą nawierzchnią osiągamy najwyższy punkt - Średnia Kopa (543m)
- zjazd, znów szuter, fajny singielek, zdobywamy Przednią Kopę (495m)
- teraz czas na zjazdową wisienkę na torcie - najpierw korzonki zjazdowe
- po tym długi myk w dół krętymi i wyprofilowanymi singlami (Złote Ścieżki)
- zjeżdżając tędy w grupce (ja ostatni) - wszyscy przede mną cisną jak diabli
- po zjechaniu zauważam że jedna dziewczyna, Rafał i jeszcze jeden lekko osłabli
- no to wyprzedzam, jadę swoje i tak kończę pierwszą rundę (po 22km każda)
- początek 2 rundy to wymagający i stromy podjazd, po tym techniczny zjazd (kamienie)
- wyprzedziłem tam drugą dziewczynę (Alicja) i doganiam kolejnego rywala
- dalsza jazda to powtórka odcinków w okolicach polsko-czeskiego pogranicza
- jadę już solo, powoli czuć narastające zmęczenie, kryzysu na szczęście brak
- wspomnianego rywala udaje się wyprzedzić, a ten jednak nie dał za wygraną
- na szybkim odcinku powyższy rywal przyspieszył, wyprzedził i powoli mi się oddalał
- i tak kolejno Średnia Kopa, szutry, Przednia Kopa, ponownie Złotymi Ścieżkami w dół
- po zjechaniu zauważam że Alicja szybciej mknie w dół i ... wyprzedza mnie
- no i została do pokonania jeszcze jedna runda
- trzecia runda przebiegła już bez historii - całość solo i spoko dotarłem do mety
- wspominałem że poziom ścigania na giga był wysoki - tak było
- okazało się że wśród Amatorów na giga zająłem ... 3 miejsce open! (1 M4)
- w nagrodę za 3 miejsce dostałem 200 zł
- fajny to był maraton w Górach Opawskich - za rok wracam :)
3/5 - open giga Amator
1/2 - M4
Ogólnie i nieoficjalnie w stawce giga zająłem 34/40 miejsce i 6/8 M4
Strata do zwycięzcy (Krzysztof Łukasik, no ten z JBG2) - lekko ponad godzinka
Strata do zwycięzcy giga Amator (Miroslav Rybacek) - 38 min
Fajnie że udało mi się zdobyć pudło :) © JPbike
Kategoria w górach, dzień wyścigowy, podium, te szerokie też, maratony
Czwartek, 16 czerwca 2022 • dodano: 17.06.2022 | Komentarze 4
- ta solidowa miejscówka jest chyba najbardziej górzysta w WLKP
- dojazd solo i spoczko, pogoda piękna, na pograniczu upałów
- czasu na rozgrzewkę miałem sporo - w sumie 8 km przejechane
- start tradycyjnie z samego końca 3 sektora
- po ruszeniu samopoczucie mam dobre, pierwsze 4 km jest płaskie
- dobrze że polno-leśny dukt jest szeroki i stopniowo wyprzedzam kolejnych
- wjeżdżamy na wymagający siły i techniki leśne sekcje w stylu XC
- na singlach początkowo lekko mnie blokują, wyprzedzam póki jest ciut szerzej
- piachu, szczególnie na zjazdach i na płaskich odcinkach nie brakuje
- no i fajnie stawka się porozciągała, można robić swoje - to lubię
- pierwsza runda jeszcze trwa, a ja nadal łykam kolejnych (większość jedzie mini)
- na rozjeździe przybijam piątkę z miniowcem - podziwiał że jadę giga :)
- czas na drugą rundę (16km każda), na trasie jest już mało wiary, luz
- nadal jedzie mi się dobrze, jakiś tam power jest - to cieszy
- w sumie na drugiej rundzie wyprzedziłem kilka kolejnych osób
- czas na trzecią rundę, jeden gość (też z M4) próbuje mnie dogonić, nie dam się
- no to przyspieszam i na sekcjach XC udaje mi się uciec rywalowi
- sporo sił zużyłem, w połowie ostatniej rundy czuję już zmęczenie
- małe zaskoczenie było - doszedłem znanego zawodnika - Sylwestra Swata
- jechało mi się już ciężej, tempo spadło, mięczak ze mnie żaden, walczę dalej :)
- wspomniany Swat powoli mi odjeżdżał, ale w wynikach jest za mną (start z 1 sektora)
- i tak docieram do mety, sprawdzam wyniki - jest pudło :)
11/15 - open giga
3/4 - M4
Strata do zwycięzcy (Patryk Krajewski) - 32:59 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 29:13 min
Na podjeździku. Cisnę pod górę © JPbike
Jak widać - piachu nie brakowało © JPbike
Ano, widocznie dobrze mi się jechało na takiej ciężkiej trasie © JPbike
W akcji na leśnych singlach © JPbike
Kolejne fajne pudło zdobyte. To był dobry wyścig © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Niedziela, 15 maja 2022 • dodano: 18.05.2022 | Komentarze 2
- czas na maraton na własnym podwórku z trasą typu NIE MA LIPY
- orgi uszykowali trasę po stokach Dziewiczej Góry i 2x(!) Maximus
- dojazd do Owińsk solo i spoko, aura piękna i idealna do ścigania
- kilkunastominutowa rozgrzewka i wskok do tyłów 3 sektora
- troszkę fajnej gadki z paroma znajomymi też było
- no to start, moje nogi nie podają jak należy - zobaczymy później
- pierwsze ze 4 km jest bardzo szybkie, kurzyło się
- wjeżdżamy na pętlę w rejonie Dziewiczej Góry, wjazd na szczyt też był
- nadal nie idzie mi tak jak chciałbym, mimo to kilku wyprzedzam
- i tak dość szybko zlatuje pętla mini - trochę tłoczno było, ale bez blokowania
- z ok 10-15 osobowej grupki mnóstwo wiary skręciło w stronę mety mini ...
- ... że przede mną zostały jedynie 2 osoby, czyli chyba Maximus jest straszny :)
- no to jedziemy pokonać 23km rundę lewo-prawo-góra-dół+milion wertepów
- na Maximusie idzie mi całkiem, chociaż mocy w nogach nadal mi brak
- i tak na pierwszej rundzie wyprzedziłem stopniowo ze 15 osób (wszyscy z mega)
- przyznaję również że miałem chwilowe myśli by zjechać na mega
- mięczak ze mnie żaden, zatem udałem się zmierzyć po raz drugi z Maximusem
- się zaczęła klasyczna samotność długodystansowca na pustej i ciężkiej trasie
- uff, udało się, nawet zgonu nie było
- po pierwsze - dobrze znałem zatwardziały charakter Maximusa
- po drugie - obie rundy jechałem z głową
- na koniec już tylko kilka km dojazd leśnymi duktami do mety
- podjeżdżam do auta, sprawdzam wyniki - jest szerokie pudło :)
17/22 - open giga
4/6 - M4
Strata do zwycięzcy (Adam Adamkiewicz) - 58:08 min, do M4 (Szymon Gularek) - 46:04
Fotki by Centrum Rozwoju Kultury Fizycznej AKWEN.
Ładne ujęcie po starcie - za mną Paweł, po lewej szef rybek © JPbike
W rejonie Dziewiczej Góry średnio mi się pomykało © JPbike
W akcji na Maximusie - tu to w 100% trzeba robić to co się umie (mam na myśli Pure MTB) © JPbike
Zająłem "najgorsze miejsce dla sportowca", ale co tam - mi się podoba :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Niedziela, 3 kwietnia 2022 • dodano: 05.04.2022 | Komentarze 6
- czas rozpocząć swój 15-ty z rzędu sezon ścigania MTB
- dojazd do Starego Strącza (k. Sławy) solo i spoko
- na miejscu zimno (4°C), pochmurnie (w co się ubrać...)
- spotykam Gosię i Pawła - trochę żeśmy pogadali
- na 20min przed startem rozgrzewka - nawierzchnia jest sucha i trochę piachu
- wpadam do przydzielonego mi 2 sektora - jest niezbyt liczebny
- kilka minut po 11-tej wspólny start mini, mega i giga
- ja tradycyjnie ruszam z tyłów sektora - kurzy się strasznie
- na pierwszych km słabo idzie mi wyprzedzanie
- szybko wpadamy na pierwszy z paru fajnych i leśnych rollercoasterów
- mimo tłocznej jazdy - większego blokowania nie ma, więc spoko
- jak jest ciut szerzej to wyprzedzam, w sumie kilkanaście sztuk
- trasa fajna, w całości leśna, na przemian wąskie ścieżki i szersze dojazdówki
- ile było jazdy typu góra-dół - sporo - urok prawdziwego MTB :)
- no niestety, gdy tylko wjechaliśmy na dłuższe proste w stronę rozjazdu to...
- coś czuję że mocniej nie pociągnę, czyli forma u mnie jeszcze nie ta
- na owych długich prostych dogonili mnie niemal wszyscy co wyprzedziłem :(
- na rozjeździe sporo osób zjeżdża w stronę mety mini
- czas pokonać drugą rundę - zauważam że jedynie kilka sztuk jedzie blisko mnie
- przez jakiś czas tasuję się z weteranem Witkiewiczem - jest mocny podjazdowo
- no niestety, w połowie trasy zaczyna słabnąć mi power - jadę dalej swoje
- w sumie kilka rywali mnie stopniowo załatwiło - niemal wszyscy jechali mega
- na długich prostych jeden kolega przede mną prawie gubi trasę - podratowałem go
- przed rozjazdem zastanawiałem się czy zjechać na mega...
- jednak tego nie robię i czas pokonać trzecią rundę i to mimo zmęczenia...
- no i zaczęła się klasyczna samotność długodystansowca
- poruszałem się głównie siłą woli, na pustych rollercoasterach frajda była
- trzech ostatnich zawodników z mega też dogoniłem
- na parę km przed metą znów spotykam stojącego kolegę którego podratowałem...
- okazuje się że też jechał giga, jest z M5 i znów pogubił trasę
- i tak ja strasznie zmęczony, ale zadowolony docieram w końcu do mety
- za metą podratowany kolega mówi mi: „dzięki Tobie dotarłem do mety, dziękuję“ :)
- na parkingu pustawo jakoś - stawka mini i większość z mega zwiała już do domów
- sprawdzam wyniki - jest pudło :)
10/12 - open giga
3/5 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 50:46 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 38:23 min
W akcji. Widać że lekko nie było © JPbike
Suche warunki zjazdowe, co za tym idzie - sporo tam piachu © JPbike
Dobre nawadnianie, zwłaszcza z taką obsługą :) © JPbike
Ten odcinek (długie proste) jest mniej ciekawy, ale gnać trzeba © JPbike
Podratowany kolega właśnie dziękuje mi :) © JPbike
A jakże fajnie załapać się na pudło na początku sezonu © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Sobota, 3 lipca 2021 • dodano: 06.07.2021 | Komentarze 2
Moje trzecie z rzędu Ultra Giga po stokach Karkonoszy ukończone.
Tym razem było mi tak ciężko że do mety dotarłem tylko dzięki sile woli :)
W Karkonosze wybrałem się na weekend, nocleg w zacisznym Jagniątkowie.
Dzień przed zawodami popadało - będzie trochę błotka. Nazajutrz pogoda zrobiła się wręcz idealna do wielogodzinnej jazdy MTB po górach - dużo słońca, trochę zachmurzenia i kilkanaście stopni Celsjusza.
Początkowo planowałem dojechać na miejsce startu (Szrenica Ski Arena) rowerem - ta opcja odpadła bo po pierwsze - start Ultra Giga był wyjątkowo wcześnie - o 9 rano, a to ze względu na długą trasę, po drugie - po zawodach (od 17:30) zaplanowano zaległą dekorację generalki z zeszłego sezonu - oczywiście pudło zdobyłem :)
No to krótka rozgrzewka i wskok do sektora, a tam ucinam pogawędkę z Darią i Łukaszem z Chodzieży. No i ruszyli. Na królewskim dystansie wystartowało 95 osób.
Na początek niedługi podjazd i zaczynamy dość długą i szybką jazdę po karkonoskich szutrach. Równie dość szybko znajduję się w swoim miejscu w stawce i bez problemu rozpoznaję znanych mi rywali. Ciekawsze i wymagające techniki odcinki zaczęły się od 9 km trasy - przejechane sprawnie, chociaż potknięć i podpórek nie brakowało - raz przez śliskie błotko na technicznym zjeździe, raz przez blokowanie na korzennym podjeździe. W pewnym momencie zauważam że zgubiłem bidon, no pięknie, a przede mną jeszcze spory kawał trasy. Kręcąc dalej trasa fajnie mnie zaskakuje - jest wszystko do prawdziwego Pure MTB.
Mocne wrażenia zapewniał usiany sporymi kamieniami zjazd wzdłuż Kamiennej, po tym jazda nad przepaścią i następnie gruba i długa ścianka podjazdowa. W tamtym momencie zrównuję się tempem jazdy z Klaudią Cichacką (zwyciężczyni giga). Wychodzi że Klaudia lepiej podjeżdża a ja z kolei lepiej zjeżdżam.
Wpadamy na sławne już single z Pasma Rowerowego Olbrzymy - są fajne, sporo km-ów mamy do pokonania po tych krętych ścieżkach do MTB, tyle że dają nam mocno w kość, bo pod maraton mamy więcej tędy podjeżdżania niż zjeżdżania - każdy z nas musi robić swoje - to lubię. Klaudia wyraźnie zaczyna mi odjeżdżać, a mnie zaczynają doganiać znani rywale - Zbyszek Turczyński (rocznik 1963), Darek Baran (mój rówieśnik) i Paweł Król (zjazdowy hardcorowiec) - obaj z teamu STS. Cisnę tędy mocno i przez długi czas udaje mi się utrzymać pozycję. Nagle, na stromym podjeździe mam problemy z przerzucaniem biegów, muszę stanąć i podregulować linkę przerzutki - pomogło, choć nie jest idealnie. Darek mnie wyprzedził. Po wyjechaniu z wspomnianych singli czas ponownie pokonać szerokie karkonoskie szutry - w tym najdłuższy podjazd na ponad 800m wysokość - udaje mi się Darka dojść i zamienić kilka zdań, dalej robimy swoje jak na zatwardziałych gigowców przystało. Po wjechaniu na kulminację wysokościową czas na trochę techniczny zjazd w stronę Szklarskiej Poręby, trochę szybkiej jazdy po szutrach, pojawia się tabliczka „5 km do mety“, tyle że dotyczy to dystansu mega, bo nas czekała do pokonania jeszcze jedna i bardzo ciężka ze 50 km runda. Jeszcze przed wjechaniem na 2 rundę stwierdzam że owa końcówka jest wymagająca i typu góra-dół, no i niestety mocno czuję że sporo sił zużyłem i nie wiem co będzie ze mną na drugiej rundzie, dobrze tylko że o DNF nie myślałem :)
No i przyszło mi pokonywać jeszcze raz te same odcinki Pure MTB. O ile jazda po szutrach przebiegła szybko i sprawnie, to już po pierwszym technicznym zjeździe zauważam że Darek jedzie blisko za mną - facet zrobił spore postępy w technice i zaczynamy epicką jazdę jak równy z równym :)
Zaczynamy również stopniowo wyprzedzać ostatnich z mega. Po pokonaniu długiej i najstromszej ścianki nagle blokuje mi się napęd - szybka analiza, mam pękniętą szprychę w tylnym kole, która wbiła się w przerzutkę. Prowizorycznie to „naprawiam“ i daje się jechać dalej. W tym momencie Darek mnie wyprzedził i tyle z wspólnej rywalizacji, do tego ze mnie zeszło powietrze do mocnej jazdy po górach i zaczynam czuć spore zmęczenie.
Kręcąc dalej jedzie mi się ciężko, z wielkim trudem udaje mi się utrzymywać pozycję, na bufetach muszę stawać, by zatankować jedyny bidon. No i dogania mnie Ania Tomica (2 miejsce wśród kobiet) - w sumie do mety wyprzedziło mnie stopniowo ze 5 osób, a ja załatwiłem jednego, też ujechanego jak ja, natomiast na 2 km przed metą i trzecia bikerka (Agnieszka Kachel) mnie pokonała.
Na technicznym fragmencie z kamieniami (Olbrzymy) poziom zmęczenia i dekoncentracji miałem taki że mocno się potknąłem i przed spadnięciem w krzaczory uratowało mnie solidne drzewko. Po paru km dalej okazuje się że i drugi bidon zgubiłem, a do mety jeszcze jakieś 20 km górskiej jazdy - no ładnie. Zatrzymuję się na minutkę, by złapać oddech i wciąć ostaniego żela.
I tak dalej kręciłem swoje, głównie dzięki sile woli, nie było tak źle i w końcu, po równych siedmiu godzinach spędzonych na zacnej trasie docieram do mety, z wystarczającą dla mnie satysfakcją :)
49/68 - open ultra giga
11/22 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h 57min (!), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h 22min(!)
Foto by Kasia Rokosz, oficjalne z Bike Maratonu i od Darka Barana
Na singlach Pasma Rowerowego Olbrzymy © JPbike
W akcji zjazdowej i klimacik podkarkonoskiego lasu © JPbike
No i na koniec zaległa generalka z sezonu 2020 - zająłem 2 miejsce, co jest dla mnie miłą niespodzianką :)
Podium generalki M4 giga, sezon 2020 - miłe uczucie tam postać :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, w górach
Niedziela, 12 lipca 2020 • dodano: 13.07.2020 | Komentarze 8
Gdy tylko zacna ekipa z Chodzieskiego Towarzystwa Rowerowego poinformowała że tegoż dnia organizuje wyścig XC - bez zastanawiania się skusiłem.
Dojazd z Kasią i Łukaszem, na miejscu mnóstwo znajomych - zapowiadał się świetny dzień w doborowym towarzystwie i ze wspólną pasją - tak właśnie było :)
Najpierw, o 10:30 start kobiet i młodszej młodzieży - kibicowałem Kasi i cykałem jej fotki (do poczytania jej relacja na FB), po czym jazda z Danielem na zapoznanie się ze 4.5 km rundkę ułożoną przez znaną w światku MTB miejscową bikerkę Darię - w całości poprowadzona po naturalnym terenie, dużo zakrętasów, zawijasów, podjeżdzików i zjeżdzików, do tego bez większych trudności technicznych, czyli zarówno starzy wyjadacze XC, jak i ci nowi mogli robić swoje, przy tym czerpać frajdę z MTB.
Start wyścigu Elity i Mastersów o 12:30, do pokonania mamy 6 okrążeń. W sumie niemało nas się zebrało - 50 osób, czyli będzie co robić. No i ruszyli. Na początek podjazd rozciągający stawkę i wpadamy w kręty teren - od razu jadę swoje, tętno szybko powędrowało do wyścigowych wartości i równie szybko cisnę w stronę swojego miejsca w stawce. Pierwsze kółko to tradycyjnie trochę tłoczno, pomykamy jeden za drugim, kulturka jazdy jest, wyprzedzam tylko jak znajdzie się szerszy fragment. Drugie okrążenie to właściwie jadę już w swoim miejscu, przepuszczam weterana Zozulińskiego i kolegę w zielonej koszulce, którzy wyraźnie są minimalnie szybsi ode mnie. Od trzeciego kółka to stwierdzam że samopoczucie mam świetne, jedzie mi się bardzo dobrze, paru stopniowo wyprzedzam, zaczynają się duble, jak i przede mną mam cały czas w zasięgu wzroku Łukasza. W pewnym momencie gość w zielonej koszulce się zatrzymuje (spadł łańcuch), mijam go i od tego momentu się zaczęło mocne ciśnięcie w moim wykonaniu, czyli ja gonię Łukasza, a mnie cały czas próbuje dojść kolega w zielonej, przy tym na mijankach widzę jak Piotrek od Cellfastów też podejmuje walkę by mnie dojść, czyli cały czas jest ciekawie i każdy z nas walczy najlepiej jak umie. I tak trwało to bez zmian do końcowej kreski, którą mijam z radochą, bo żaden kryzys i choćby chwilowy ubytek mocy mnie nie dopadł :)
11/49 - open (M2 i M3)
3/26 - M3 (faceci powyżej 36 lat)
Strata do zwycięzcy (Bartosz Kołodziejczyk) - 6:42 min, do M3 (Norbert Łysiak) - 3:58 min
Jak widać - niemało nas było © JPbike
Przedstartowa dawka humorku :) Tu z Danielem © JPbike
W akcji na krętym odcinku, skupienie na maxa © JPbike
Na krętych i szybkich odcinkach widocznie jestem trudny do załapania na fotce © JPbike
Ten podjeździk brałem z twardego przełożenia © JPbike
Już po rywalizacji - gratsy z Piotrkiem :) © JPbike
Miłe chwile :) Po to się trenuje i jeżdzi MTB z pasją :) © JPbike
Pamiątkowa fota z Kasią, Łukaszem i pucharkiem © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, podium, te szerokie też, XC
Niedziela, 23 czerwca 2019 • dodano: 24.06.2019 | Komentarze 5
Szósty start w tym cyklu MTB. W Przyłęku koło Nowego Tomyśla jeszcze nie startowałem i nie wiedziałem czego się spodziewać po trasie. Dojazd solo, pogoda piękna, w 100% letnia. W trakcie rozgrzewki obadałem początek trasy - nic specjalnego, po prostu kręcenie przez miły i głównie sosnowy las z dodatkiem zmarszczek i piaszczystych fragmentów. Czyli myślałem że to będzie miła i szybka przejażdżka przez wielkopolski las - w trakcie wyścigu okaże się że GRUBO się z tym przeliczyłem ... :)
Na giga mamy do pokonania 3 rundy po 20 km każda. Start tradycyjnie z tyłów 2 sektora i pierwsze km jadę w tyle peletonu. Od razu po wpadnięciu do lasu wytworzyły się spore tumany kurzu że chwilami nic nie było widać. No i wiara jadąca mini i mega tak ostro cisnęła że trudno było mi się przebijać do przodu. Ze mnie stary i doświadczony gigowiec, więc jechałem swoje i cierpliwie czekałem na zluzowanie się tego sporego tłoku. No i każde kolejne km trasy coraz bardziej mnie zaskakiwały - tyle krętych singli, pełno piachu, setka wybojów i korzeni, bezustanna jazda raz do góry, raz w dół, (...) - te wszystkie elementy powodowały że prędkość jaką osiągałem rzadko przekraczała... 20 km/h (!). Po dość szybkim złapaniu swojego rytmu MTB, od połowy 1 rundy zacząłem stopniowo wyprzedzać kolejnych rywali (większość to ci z mini i mega), zresztą manewry wyprzedzeniowe nie były łatwe - a to przez ogromną ilość wąskich odcinków, albo przez piach i leśne chaszcze, zresztą i mnie parę sztuk załatwiło (to pewnie charty z mini co jadą w trupa do mety). I tak minęła pierwsza runda. Na pierwszych paru km 2 rundy dostojnie jadę w 4-osobowej grupce - po czym podejmuję udany atak oderwania się od towarzyszy na ciężkim podjeździe - od tego momentu gnam po ciężkich wertepach już sam. Jedzie się spoko, pilnuję siebie by nie złapać kryzysu (odpowiednia ilość żeli i picia + korzystanie na bufetach z wody i bananów). No i bez większego problemu stopniowo dochodzę i wyprzedzam kolejnych paru rywali (niestety większość to ci z mega). Na ostatnią rundę wjeżdżam już sam i ... cały czas pomykam sam, pomijając jedynie wyprzedzanie paru ostatnich zawodników z mega. Przy bufecie muszę stanąć, bo picie w bidonach skończyło się. Na ostatnim podjeździe dostrzegam mocnego zawodnika, zapewne z giga - próbuję go dogonić, ale pokaźne piachy nie pozwalają mi na dojście rywala. I tak dojeżdżam do mety - ostatnie ze pół kilometra trasy to asfalt - dziwne to uczucie jak po 60 km jazdy po piachu i wybojach wjeżdża się na coś płaskiego i twardego :). No i na końcowej kresce okazało się że pokonałem wspomnianego rywala, bo startował z 1 sektora, do tego też był z M4. A gdy tylko w smartfoniku odpaliłem stronkę z wynikami ... SZOK :)
14/23 - open giga
1/4 - M4
Strata do zwycięzcy open (Hubert Semczuk) - 30:09 min
Oj, ciężki był ten maraton - niemało wiary z giga zjechało na mega, a Ci z mega zboczyli na mini :)
To że wygrałem M4 - po prostu walczyć trzeba do końca, a nie wymiękać !
Relive z trzech giga rund - KLIK.
Fotki by Piotr Jamróg, Janusz Zając, Przemysław Listewnik i moja osobista cyknięta przez Mateusza Rybczyńskiego.
Ilość kurzu na początku trasy - proszę bardzo :) © JPbike
Tak właśnie wyglądała trasa w Przyłęku © JPbike
Wszystkie podjazdy fajnie i sprawnie mi wchodziły :) © JPbike
Raz do góry, raz w dół, do tego piachy nie ułatwiały sprawy © JPbike
Kolejne kolarskie marzenie spełnione - wygrana na królewskim dystansie :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Poniedziałek, 8 października 2018 • dodano: 08.10.2018 | Komentarze 2
Finał cyklu maratonów u Wojtka Gogolewskiego. Ponieważ do skutku nie doszedł wyścig w Czerwonaku, więc w zastępstwie zorganizowali ściganie w Bindudze (przystań kajakowa nad Wartą w Mściszewie).
Mamy październik, na miejscu wita nas piękna słoneczna pogoda i kilkanaście °C, no i mamy równie piękne jesienne barwy wokół - w takiej scenerii tylko kręcić korbami :)
Wczoraj poszosowałem sobie 152 km i po tym było mi mało, ale i tak w trakcie rozgrzewki zastanawiałem się czy nie przesadziłem i czy nogi będą podawać...
Start mega mamy o 11:15, jeszcze o 11:05 sektory były puste - widocznie nikt tu się nie pcha, ani nie ustawia na 40 minut przed startem jak to bywa u Kaczmarka i na Solidzie. Zresztą ja też nie pchałem się by startować z czuba - chcę tylko w 100% jechać swoje i już. No to ruszyłem z drugiej połowy stawki mega. Na pierwszych nadwarciańskich km jadę spokojnie i bez ataków. Po minięciu sławnego już mostku nad Trojanką to zaczynam robić swoje i właściwie od tego momentu zaczęło się wyprzedzanie w moim wykonaniu. Na pierwszym dłuższym podjeździe tak cisnę i przebijam się do przodu że po paru km, na mniej ciekawym i płaskim odcinku dochodzę... czołową grupę! Po tym luzuję by odpocząć chwilę na ogonie. I tak ujechałem niespełna kilka km, po czym na wertepie spada mi łańcuch z korby, muszę zaliczyć kilkunastosekundowy pitstopik, czołówka uciekła, dwóch pojedynczych mnie wyprzedza i po ruszeniu czas zabrać się do odrabiania strat. Początkowo idzie ciężko, po krótkim czasie łapię swój rytm, wpadamy na świetny odcinek zawierający kręte single w stylu XC i niezłe podjazdy - coś tam zyskuję i zaliczam kilka błędów technicznych. Mija pierwsza runda (z trzech). Na drugiej to na podjeździe tak mocno zaatakowałem że błyskawicznie oderwałem się od grupy zawierającej znane nazwiska (!). Na płaskim odcinku do jazdy na kole to uparcie i samotnie walczyłem by ci mnie nie doszli - udało się połowicznie. Tuż przed singlami doszedł i wyprzedził mnie ciągnący grupę weteran Jan Zozuliński - akurat wpadliśmy na techniczną sekcję wymagającą umiejętności XC, zarówno Jan i jadący za nim cały ja tak żeśmy pocisnęli po zakrętasach że po chwili resztę grupy już więcej nie zobaczyliśmy za naszymi plecami - ależ to była godna akcja dwóch specjalistów od prawdziwego MTB :). Wypada wspomnieć że chwilę wcześniej się zaczęło wyprzedzanie miniowców (mieli 2 rundy do pokonania) - kulturka jaką prezentowali ustępując nam miejsca była na najwyższym poziomie. Dalej, wraz z Janem dokręcamy do ostatniej rundy i dalej ciśniemy razem. Zozuliński nadaje tempo, a ja kontroluję sytuację za nami - nie widać żadnego rywala z mega. W dalszym ciągu mamy sporo wyprzedzania tych z mini - cały czas szło spoko. Single XC ponownie atakujemy z grubej rury - jadę tuż za nim jak równy z równym i stwierdzam że Jan ma identyczną technikę jak moja, stał tam sam Gogol i przyglądał się naszym wyczynom :). Po dokręceniu do powrotnego odcinka puszczam towarzysza bo facet ma niezłą moc i więcej zapracował na wyższą pozycję. Na piaszczystym podjeżdziku za mostkiem kilka z mini mnie blokuje i muszę zbutować, po chwili zahaczam o chaszcze - wkręcają się w tylną tarczę hamulcową, nie ma sensu stawać, cisnę dalej i dokręcam niezagrożony do końcowej kreski.
7/44 - open mega
1/13 - M4
Strata do zwycięzcy (Mateusz Mróz) - 8:01 min, do drugiego open już tylko 4:14 min.
Natomiast w M4 walka była zażarta do samego końca - drugi był 9 sek za mną, trzeci 13 sek ... :)
Od dawna marzyłem o pudle na maratonach u Gogola, a tu proszę taka niespodzianka :)
Fotki by Hania Marczak, Tomasz Szwajkowski.
Start mam oczywiście z tyłów i z uśmiechem do obiektywu :) © JPbike
Właśnie kończymy pierwszą rundę - za parę km zaatakuję :) © JPbike
Cały JA :) © JPbike
Kończę drugą rundę - tu w 100% robię swoje i to lubię :) © JPbike
Przyblokowali mnie w piasku i szybko z buta ... © JPbike
Takie zwycięstwo na koniec sezonu fajnie smakuje :) © JPbike
Wirtualna re-transmisja z przebiegu 3 rund trasy mega na Relive - KLIK.
Kategoria dzień wyścigowy, Gogol MTB, maratony, podium, te szerokie też
Niedziela, 30 września 2018 • dodano: 03.10.2018 | Komentarze 8
No i dla mnie nadszedł czas na finałowy wyścig w priorytetowym dla mojego teamu cyklu Kaczmarek Electric MTB - w Wolsztynie. Dla mnie była to ostatnia szansa na lepszy wynik, ponoć specjalnie do tego maratonu zawzięcie i z wyrzeczeniami zabrałem się do solidnego trenowania prawie codziennie przez półtora miesiąca - po minięciu linii mety wiem było warto wylać tyle potu, zresztą kto wychodzi na trening niewyspany po 10 godzinnej pracy fizycznej ten wie jak to jest :)
Dojazd, rozgrzewka i pogoda były spoczko. Ekipa fajnych chłopaków z Unit Martombike Teamu zjawiła się w komplecie - ja, Adrian, Dawid, Grzegorz, Krzysztof, Marcin, Przemysław, Stanisław i Wojtek.
Po udanej Zielonej Górze niewiele brakło bym awansował do 1 sektora, zatem ponownie ruszałem z dwójki. Tak się złożyło że wystartowałem z połowy owego sektora i skoro miałem świetne samopoczucie i już na rozgrzewce nogi miło podawały, to decyduję się od razu atakować i cisnąć na 100%, mimo że początkowe paręnaście km jest płaskie, nie moja specjalność. No to poszedłem do przodu pełną parą, wyprzedzałem każdego gdy tylko znalazło się miejsce, wybierałem nawet gorszy tor jazdy - szło mi tak dobrze jak nigdy że juz na 5 km trasy jechałem... jako lider 2 sektora, normalnie dla mnie szok :). Za mną m.in weteran Marek Witkiewicz i kilka mniej znanych wycinaków, wszyscy z mega. Jadąc dalej jako lokomotywa chwilami bawiłem się z rywalami - było trochę szarpania w moim wykonaniu że moje tempo ostatecznie wytrzymało kilka osób i tak powstała mała grupeczka, w której główną rolę grałem cały ja :). No i się zaczęły ciekawsze sekcje na trasie - singielki, wertepy, pagórki, troszkę szybkich prostych. Nadal dobrze mi się pomykało tędy, chłopaki z grupki widocznie usilnie się starali trzymać moich pleców - dali radę, najlepiej z nich radził sam Witkiewicz - tak fajnie i kadencyjnie pomykał na fullu że wziąłem go za wzór jak przejdę do kategorii M5 :). Dość szybko stopniowo doganiamy i z łatwością wyprzedzamy ostatnich z 1 sektora - nie powiem że trochę ich było, co oznaczało dla mnie kolejne miłe zaskoczenie :). Na drugiej połowie pętli mega poczułem że jadę za mocno i troszeczkę zwolniłem bo przede mną czekała do pokonania jeszcze jedna runda. Gdy tylko pętla mega się połączyła z mini to się zaczął chaos z wyprzedzaniem miniowców, grupka moja od razu się rozpadła, akurat pokonywaliśmy serię singli z przelotówkami - było trochę blokowania i czekania na dogodny moment do przebicia się naprzód, mi udało się tędy sprawnie i szybko przebić do przodu, ale łatwo nie było i trzeba było liczyć na wytrenowaną przez lata technikę. Po wjechaniu na drugą rundę to już byłem zdany na siebie samego, wreszcie bosko się zluzowało i cisnąłem z głową dalej. Dobrze się tędy pomykało, ale czuć było powolny klasyczny ubytek powera. Nie przeszkodziło mi to w dogonieniu stopniowo aż 4 sztuk rywali z giga, a za moimi plecami cały czas nikogo chętnego do pokonania mnie :) W końcu końcówka trasy, bagno sprawnie pokonane w siodle, na nadjeziornym singielku szybkość miałem taką że nie zmieściłem się wąsko między drzewami i zawadziłem barkiem o pień (szlify zaliczone). I tak dalej z radochą docieram do mety jako najlepszy gigowiec z drugiego sektora i wiedząc że to było moje najlepsze giga w sezonie :)
32/68 open giga
6/12 - M4
Wynik taki że pierwszy raz od dawien dawna zmieściłem się w pierwszej połowie stawki :)
Strata do zwycięzcy (Grzesiek Grabarek) - 26:14 min, do M4 (Tomek Jaworski) - 17:22 min
Strata do najlepszych z teamu - do Krzycha 12:04 min, do Staszka 7:04 min
WSZYSTKIE powyższe straty najmniejsze w sezonie - JESTEM DUMNY :)
W generalce M4 nie popisałem się - dopiero 9 miejsce przez słabe poprzednie wyniki.
W klasyfikacji drużynowej zdobyliśmy pierwsze dekorowane pudło - 5 miejsce na 94 ekip :)
Natomiast specjalne podziękowania należą się mojej mamie i Ani za trzymanie kciuków :)
Fotki by Janusz Zając, Przemysław Listewnik, Piotr Łabaziewicz i "ukradziona" od Marcina :)
Klimacik z wolsztyńskiej trasy (1) © JPbike
Trochę tłocznego chaosu w trakcie wyprzedzania miniowców © JPbike
Klimacik z wolsztyńskiej Trasy (2) © JPbike
Żeby osiągnąć dobry wynik, musiałem cisnąć nierzadko na 101% © JPbike
Podium M4 giga - ci rywale to górna półka :) © JPbike
No i w końcu doczekałem się drużynowego pudła :) © JPbike
Kompletne drużynowe podium. Nasza drużyna jest niewielka, ale waleczna :) © JPbike
Wirtualna re-transmisja z przebiegu trasy giga na Relive - KLIK.
Kategoria maratony, Kaczmarek Electric, dzień wyścigowy, podium, te szerokie też
Niedziela, 10 czerwca 2018 • dodano: 10.06.2018 | Komentarze 4
Czwarty kaczmarkowy start. Żerków to miejscówka znana kolarsko - w sezonie 2013 (kibicowałem) i 2014 odbyły się tam Mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim. Natomiast trasa maratonu w dużej mierze znana mi z zeszłego roku.
Od poniedziałku nie udało się zrobić sensownego treningu, tradycyjnie przez pracę i niewyspanie - wobec tego ciekawiło mnie czy po owym maratonie znów będzie kompletna lipa w moim wykonaniu :). Na miejsce zajechałem dosyć późno, bo na 25 minut przed startem. Na krótko przed odpaleniem zaczęło padać, po chwili przestało i temperaturka spadła do komfortowych wartości. Rozgrzewki w ogóle nie zrobiłem - tylko kursik od auta do 2 sektora, który zresztą był już zapełniony i ruszałem z poza barierek.
UNIT MARTOMBIKE Team wystawił 7 sztuk - mnie, Adriana, Grześka, Krzycha, Marcina, Przemysława i Staszka.
No i poszli. Pierwszy km pokonany po mokrym asfalcie i wpadamy na długi, szybki, głównie polny i z leśnymi fragmentami odcinek, na którym niemałym utrudnieniem są spore ilości piachu. Pomykając tędy nie mam wiele do powiedzenia - słabiutko mi szło i cały czas kręciłem w ogonie dwusektorowców, były problemy z utrzymaniem tempa - chyba efekt braku rozgrzewki i zaległości treningowych :). Nieraz dobijały mnie myśli typu „!#%&!, jadę mega“, „cholera, ciągle tu płasko, szybko, a gdzie te pure MTB Wielkopolska ?“, itp...
Pierwszy podjazd pojawił się dopiero na 18 km trasy - właśnie od tędy zacząłem się rozkręcać i łapać swój terenowy rytm. Na 20 km wyprzedzam Adriana, mówi że jedzie mega, a ja „dobra, jadę giga“ bo punkty dla teamu muszą być :). Faktycznie, od tędy trasa zrobiła się ciekawsza, podjazdy, zjazdy, kilka niezłych singielków, rytm złapałem i gdy tylko pojawiały się trudniejsze odcinki to zacząłem wyprzedzać jednego za drugim, niemało ich było, szkoda tylko że większość jechała mega. No i dojeżdżamy do sekcji żerkowskiego XC - jak na wytrawnego technika poszło mi tędy nieźle, tasowałem się wtedy z weteranem Janem Dymeckim (70 lat!). Po skręceniu na 2 rundę giga to nastąpiła klasyczna samotność długodystansowca, samopoczucie miałem spoko, przez bardzo długi czas nikogo przede i za mną, aż wreszcie doszedłem jednego z kryzysem, a po kilkunastu minutach przede mną jechał drugi rywal do pokonania, który jednak postanowił dzielnie walczyć (na mecie był przede mną, okazało się że jest z M4 i startował z 1 sektora, czyli pokonałem go o 1 minutę). No to sekcja żerkowskiego XC ponownie sprawnie przejechana, na ciężkim podjeździe pod wieżę Przemysław widział mnie uśmiechniętego (mówił po wyścigu) :). Trochę polnej powrotówki, na koniec kilka podjeżdzików tuż przy żerkowskim XC i wpadam na metę. Obyło się bez kryzysu i bez większego zmęczenia, czyli stać mnie na więcej, tylko moc w nogach jeszcze nie ta :).
37/42 - open giga
5/6 - M4
Strata do zwycięzcy open (Mariusz Gil) - 42:26 min, do M4 (Tomek Jaworski) - 33:48 min.
Team leader Staszek przyjechał 19:50 min przede mną - jest mały progresik :)
Foto by Renata Tyc i Przemysław.
Ciężki podjazd pod wieżę TV nie zrobił na mnie wrażenia, że młynka nie użyłem :) © JPbike
Nareszcie u Kaczmarka jakieś wyższe miejsce mam :) © JPbike
Re-transmisja z przebiegu żerkowskiej trasy giga na Relive - KLIK.
Dystans troszeczkę zaniżony bo w liczniku nie wybrałem opcji "rower MTB" i włączył się pomiar GPS-owy.
Kategoria dzień wyścigowy, Kaczmarek Electric, maratony, podium, te szerokie też