top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

podium, te szerokie też

Dystans całkowity:1986.10 km (w terenie 1780.70 km; 89.66%)
Czas w ruchu:98:56
Średnia prędkość:20.08 km/h
Maksymalna prędkość:69.04 km/h
Suma podjazdów:23815 m
Maks. tętno maksymalne:178 (99 %)
Maks. tętno średnie:167 (93 %)
Suma kalorii:1930 kcal
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:55.17 km i 2h 44m
Więcej statystyk
  • dystans : 23.04 km
  • teren : 23.00 km
  • czas : 01:14 h
  • v średnia : 18.68 km/h
  • v max : 38.43 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Wągrowiec

    Niedziela, 4 sierpnia 2013 • dodano: 05.08.2013 | Komentarze 12


    Ledwo się zregenerowałem po wielodniowym kręceniu po zachodniej Europie, a tu od razu czeka mnie kolejny wyścig, do tego przepalanko XC. Tym razem w Wągrowcu, w tym sezonie będącym finałowym starciem Thule Cup XC (zaledwie 3 wyścigi).
    Na miejsce zajechałem sam, po drodze zaczęło popadywać, temperatura spadła do komfortowych wartości, w sumie dobrze bo nie wiem jak zniósłbym przepalanie się w trupa w takim upale.
    Prawie godzinna rozgrzewka przebiegła w ciągłym deszczyku. Poza lekkimi sprincikami na prostej ścieżce przejechałem dwukrotnie identyczną jak w zeszłym roku prawie 4 km rundkę, opady deszczu nieznacznie podniosły poziom trudności (fragmenty błotka, śliskie korzenie i wyjeżdżone błotne koleiny). Dobrze że wybierając opony, ostatecznie zdecydowałem się na Nobby Niki, a planowałem gnać na Racing Ralphach, zwłaszcza że pętla w Wągrowcu należy do tych szybszych. Najtrudniejszym fragmentem w takich mokrych warunkach była korzenno-błotna (oj śliska) ścianka zjazdowa, na której po zawodach słyszałem o potknięciach i glebkach ze szlifami, a mi za każdym razem udawało się pomknąć w dół sprawnie (adrenalina była).
    Na linii startowej stanęło 25 mastersów, niewiele. Z drugiej strony jest szansa na dobry wynik :)
    Start nastąpił oczywiście w deszczyku. W moim wykonaniu poszedł spoko, od razu znalazłem się w top 10 i przez dłuższy czas pierwszego kółka miałem kontakt wzrokowy z czołówką. Na końcówce pierwszego kółka wyprzedził mnie późniejszy zwycięzca SuperMasters – Marek Witkiewicz (rocznik 1958). Pod koniec drugiego okrążenia stwierdziłem po dość wysokim tętnie i nienajlepszym samopoczuciu że nie jestem w pełni wypoczęty po dwutygodniowej wyprawie i zwolniłem troszkę. Całe szczęście, że przez te dwa mocno przejechane pierwsze kółka wypracowałem sobie sporą przewagę i tak przez kolejne 4 okrążenia pomykałem samotnie i przy tym kontrolowałem sytuację. Na każdym okrążeniu drobne problemiki z trakcją sprawiał jeden dość stromy i krótki podjazd – przez błotnistą maź trochę buksowanka było, dobrze, że żadnej podpórki tam nie zaliczyłem. Od końca trzeciego kółka dublowanko w moim wykonaniu się zaczęło, a podczas ostatniego okrążenia zza chmur wychodziło słońce. I tak minąłem bez większych emocji linię mety ostatniego w sezonie 2013 wyścigu Thule Cup XC.

    7/24 – open SuperMasters
    4/11 – Masters I

    Strata do zwycięzcy open (Marek Witkiewicz) – 6 min i 40 sekund.
    Natomiast do zwycięzcy Masters I (Marcin Wichłacz) straciłem 5 min i 3 sekundy.
    Wynik spoko, a moja jazda mogłaby być lepsza …

    Ciekawostka – czas, jaki wykręciłem w zeszłym roku (1:06) na identycznej trasie dałoby mi … zwycięstwo open !
    Ale wtedy warunki były idealne i sucho, a w obecnym i deszczowym ścigu wszyscy wykręcali gorsze czasy (mój 1:14).

    A teraz generalka – uplasowałem się na 8 pozycji.
    Gdyby nie nieukończone z powodu defektu łańcucha Pniewy - pudło miałem w zasięgu, zwłaszcza że pierwsze i drugie miejsce w generalce zajęli znani mi Filip Niewiada i Filip Mańczak – obaj w moim zasięgu …

    W akcji. Troszkę tam błotniście © JPbike


    Foto by Jacek Głowacki
    Najmłodsi mastersi. Miło znów postać z pucharkiem :) © JPbike

    Zadowolony JPbike z braćmi Niewiada i Janem Dymeckim © JPbike

    Dziesiątka najlepszych SuperMastersów. Tak, zdobyłem tegoż dnia 2 pucharki :) © JPbike

    Puls – max 177, średni 166
    Przewyższenie – 415 m



  • dystans : 21.54 km
  • teren : 21.00 km
  • czas : 01:08 h
  • v średnia : 19.01 km/h
  • v max : 42.76 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Mosina

    Niedziela, 30 czerwca 2013 • dodano: 30.06.2013 | Komentarze 12


    Thule Cup XC na własnym podwórku - w 100% nie mogło mnie zabraknąć :)
    Po zajechaniu na miejsce i zrobieniu dobrej rozgrzewki pozostało mi jakieś 20 minut do startu i wtedy dojeżdża debiutant na XC - Krzychu i żeśmy sobie pogadali.
    Po nieukończonych z powodu defektu Pniewach muszę startować z drugiej połowy stawki Mastersów i Juniorów Młodszych.
    No to start. Nie poszło tak jak powinno, na pierwszych zakrętach co chwila jestem blokowany przez słabszych technicznie. Trudno. Z tego momentu pamiętam młodego przede mną jadącego w zwykłych platformach. Ogólnie pierwsze okrążenie muszę uznać za porażkę i stratę czasową. Doszło nawet do małego koreczka na piaszczystym zjeżdziku przy zbiorniku wodnym. Gdy tylko zluzowano to mogę wreszcie cisnąć na całego i faktycznie od razu biorę się do wyprzedzania i odrabiania strat, jak i walki o jak najlepszy wynik na własnym podwórku. Drugie i trzecie kółko szło już OK, pojedyncze sztuki bez problemu łykam i po krótkim czasie z radością zauważam jadącą przede mną grupkę znanych mi weteranów z Thule XC (Dymecki, Kaczmarek, Repliński i późniejszy zwycięzca Juniorów Młodszych). Czwarte kółko to cały czas staram się ich dogonić, co udaje się tuż przed rozpoczęciem ostatniego okrążenia, a ci jakby uruchamiają ostatnie rezerwy sił, a ja przez mocną pogoń na czwartym kółku chyba pełny power już straciłem. W efekcie na ostatnim podjeździe udaje mi się wyprzedzić jedynie Dymeckiego i tak całkiem zadowolony wpadam na metę. Bez dubla, bez problemów kryzysowo-skurczowo-sprzętowych :)

    12/38 - open SuperMasters
    6/18 - Masters I

    Strata do zwycięzcy (Marcin Wichłacz) - 6 minut i 16 sekund.
    Natomiast do trzeciego w kategorii (Filip Niewiada) straciłem minutkę i 11 sekund, gdyby nie słaby start ... :)
    W porównaniu do zeszłorocznego startu i to praktycznie na tej samej trasie poprawiłem się o 5 minut. Progres JEST !


    Fotki wykonał nikt inny jak krzychuuu86 :)
    Na starcie. Trochę daleko z tyłu mnie ustawili, mimo tego jest spoko :) © JPbike

    No i poszli. Tu, na szybkim zjeździe jestem troszkę blokowany © JPbike

    Na podjeżdzie. Pora odrabiać straty ! © JPbike

    Jedna z dwóch niepodjeżdżalnych ścianek © JPbike

    Techniczny fragment. Tego gościa za chwilę łyknę :) © JPbike

    Ostrooo w dół, czyli JPbike w swoim żywiole :) © JPbike

    W końcu doczekałem się upragnionej chwili :) © JPbike

    To dopiero mój drugi pucharek w karierze ściganta MTB, pierwszy w XC :)
    Ostatni raz stanąłem na szerokim pudle we wrześniu 2011 (5-ty w M3 na Michałkach), kawał czasu ... ;)

    Puls - max 177, średni 166
    Przewyższenie - 510 m



  • dystans : 17.36 km
  • teren : 17.36 km
  • czas : 00:50 h
  • v średnia : 20.83 km/h
  • v max : 51.40 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Sinusoidy XC by JPbike :)

    Niedziela, 10 lutego 2013 • dodano: 10.02.2013 | Komentarze 20


    Debiut w roli organizatora :)

    Zachęcony udanymi zawodami w grudniu (Otwarte Mistrzostwa Pobiedzisk w XC) postanowiłem zorganizować coś podobnego.
    Jako arenę zmagań teamowo-bikestatsowych zawodów wybrałem WPN, a dokładniej na jego południowym obrzeżu, w rejonie tak zwanych sinusoid JPbike'a :)

    Charakterystyczne ukształtowanie hopek. Stąd w tytule "sinusoidy" :) © JPbike

    Jako że WPN to mój ulubiony rewir treningowy i dość szybko ułożyłem rundkę o długości prawie 4.5 km i ponad 80 m w pionie. Na pętelce znalazły się praktycznie wszystkie elementy znane mi z tras maratonów i XC: osławione hopki sinusoidowe zakończone wymagającym zjazdem, płaski odcinek pod blat, ciężki i golonkopodobny podjazd, dwie rampy najazdowe do pokonania powalonych pni, łuki, zakręty i jedna nawrotka.

    Po dotarciu do miasteczka zawodów wraz z codą ruszyłem znakować trasę własnoręcznie wykonanymi strzałkami (każda ręcznie) i zamontować rampy.
    Poszło sprawnie, chociaż przejście 4.5 km z robótką terenową spowodowało że troszkę się zmęczyłem :)
    Nie dziwię się że praca organizacyjna nie należy do łatwych.
    Sędzią głównym zawodów została alistar i spisała się wzorowo !

    Profesjonalne oznakowanie mojego autorstwa :) © JPbike

    Rampa najazdowa i wykrzykniki przed technicznym zjazdem :) © JPbike


    Kto przybył ?
    JPbike, alistar, coda, JoannaZygmunta, z3waza, Jarekdrogbas z Agnieszką, klosiu, Marc, grigor86, seba284, MaciejBrace, Rodman, Hulaj71, Jurek57 i po zawodach zjawił się josip.

    Ekipa ścigantów :) © JPbike

    Najpierw okrążenie rozgrzewkowe ... © JPbike

    Szykowanie się do startu © JPbike


    1 okrążenie - ruszyłem spoko, by stopniowo się rozkręcić. Drogbas ostro pognał do przodu jako lider i prowadzenia nie oddał do mety. Do końca sinusoid jechałem za Rodmanem, Hulajem i wyprzedził mnie z3waza. Na trudnym zjeździe Rodman jadący na złych oponkach glebnął tuż obok mnie. I tak minęło pierwsze kółko. Nie zabrakło ... skurczu w łydce :(

    2 okrążenie - dużo się działo w moim wykonaniu :) Pokonałem z3wazę i Hulaja, a na trudnym zjeździe, na korzeniu wyskoczyły mi oba buty z pedałów (wyrobione pedały i bloki do wymiany) i omal nie glebnąłem przy dużej prędkości, po tym coś z napędem nie tak - łańcuch spadł i tylna przerzutka się przesunęła przy mocowaniu do haka (za słabo dokręciłem), troszkę czasu straciłem na poprawie i zostałem załatwiony w ten sposób przez Hulaja, z3wazę i klosia. Na ciężkim podjeździe znowu chwycił mnie skurcz w łydce.

    3 okrążenie - powoli nabierałem tempa, jechałem za klosiem i goniliśmy poprzedzającą dwójkę. Ale ... znów jakieś problemy z napędem się pojawiały (po oględzinach powyścigowych stwierdziłem że kaseta z 1400 km przebiegiem nie chciała dobrze współpracować z nowym łańcuchem na twardych przełożeniach).

    4 okrążenie - klosiu zaczął mi się oddalać, napierałem tuż za z3wazą. Na ciężkim podjeździe postawiłem wszystko na jedną kartę. Najpierw zaatakowałem z3wazę, a po chwili Hulaja, myk, myk i tak dojechałem do mety na najniższym stopniu podium :)

    Pierwsze dwa miejsca zajęli porządnie trenujący faceci - Jarekdrogbas i klosiu.
    Wśród bikerek zwycięstwo odniosła JoannaZygmunta.


    Poszli. Atakujemy ciężki podjazd © JPbike

    Grigori w akcji © JPbike

    Dzielny Jurek :) © JPbike

    Napierator Drogbas. Objechał wszystkich ! © JPbike

    Trudny zjazd. Jedni wybierali zmrożony piasek a drudzy (ja) korzonki :) © JPbike

    Ostrooooo w dół !!! Tylko co tam robi Jurek ? © JPbike

    Hulaj na nawrotce i myk na kolejne okrążenie © JPbike

    Asia mknie tak szybko że nie wiem :) © JPbike

    Rodman na sinusoidach © JPbike

    Gonię Marcina © JPbike

    Maciej pokonuje cieżki podjazd i za chwilę rampę © JPbike

    Klosiu na sinusoidach © JPbike

    Seba mknie © JPbike

    Marc w akcji © JPbike

    Bezkonkurencyjny ZWYCIĘZCA :) © JPbike

    Pierwsza trójka. Pora przybić piątkę :) © JPbike

    Wyścig i trasa są OK :) © JPbike

    Po zawodzach pora na ognisko i pamiątkową fotkę :) © JPbike

    Świeżo udekorowana zwyciężczyni z organizatorem :) © JPbike

    Komplet nagrodzonych ścigantów :) © JPbike

    Czas na kiełbaski i takie tam. Zjawił się i josip © JPbike


    Podsumowując - wszystko zaplanowane się udało i było SUPER !!!
    Wielkie dzięki wszystkim za pomoc w organizacji i za to że przyjechaliście :)

    Pozostałe fotki są w Picasie :)

    Kilometry w tym wpisie są z samego wyścigu.
    Puls - max 176, średni 166
    Przewyższenie - 345 m



  • dystans : 105.56 km
  • teren : 101.00 km
  • czas : 04:36 h
  • v średnia : 22.95 km/h
  • v max : 46.73 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Maraton MTB Michałki

    Sobota, 17 września 2011 • dodano: 17.09.2011 | Komentarze 19


    Pewnie nie muszę pisać że zeszłoroczne Michałki okazały się dla mnie szczęśliwe i to niespodziewanie :) Podczas tegorocznej, ósmej już edycji maratonu w Wieleniu mocno liczyłem na przynajmniej powtórkę, czyli wskoku na pudło, nie udało się, ale całkiem zadowolony dojechałem do mety :)
    Do Wielenia zajechałem na półtora godziny przed startem i od razu miłe zaskoczenie – miła obsługa, bardzo szybko i bez kolejki załatwiłem formalności startowe, dostałem fajną firmową czapkę i … kupon na darmowe piwo ! Na miejscu tradycyjnie już, jak na wielkopolskich maratonach przystało, spotkałem całą paczkę znajomych. Po krótkiej rozgrzewce pora ustawić się na starcie – stanąłem dokładnie w tym samym miejscu co rok temu (gdzieś w połowie stawki). No i start ! Pierwsze 2 km asfaltowe, dość tłoczne i przebiegły z prędkością w okolicach 40 km/h, szaleństwo, nie dla mnie, miłośnika MTB :) Josip i mlodzik napierali ostro, po chwili wyprzedził mnie klosiu, po czym przyspieszyłem i tuż przed wjazdem do większego lasu, który towarzyszył nam praktycznie do samego końca trasy jechałem za Nim. Nie szarżowałem, bo tłoczno było. Po jakimś czasie wyprzedziłem Mariusza i zaproponowałem koło, nie wiem czy się podczepił, bo trasa była dość wyboista i piaszczysta, bardziej trzeba było się skupiać na jeździe. Po krótkim czasie, po tym manewrze bez większych problemów za mną znaleźli się josip i mlodzik. Gdzieś na mocno piaszczystym fragmencie jeden Gość nieźle się wywalił i od tamtego momentu tłok zelżał i jechało się swobodniej. Po krótkim czasie wyprzedziłem zwycięzcę medyków na mega – daVe’a. Po tym jakaś gałązka zakleszczyła się w kasecie, na szczęście wypadła. Jadąc dalej za jednym Gościem, omal nie zgubiliśmy trasy, przez krótki czas miałem w zasięgu wzroku bloom’a. Na pewnym piaszczystym podjeździku zapadłem w piach i z buta. Mlodzik wtedy dogonił mnie i od tego momentu przez spory czas jechaliśmy razem. Po skręceniu na giga, na trasie zrobiło się pusto, cala dodatkowa pętla giga okazała się być dość wymagającą nie tylko przez leśną, mocno interwałową, wyboistą i piaszczystą nawierzchnię, jak i przy takiej pustce na giga trasie trzeba było być czujnym by nie zagapić oznakowania (namalowane na drzewach czerwone strzałki) No i stało się … na mniej-więcej 35 km pojechaliśmy prosto, szerokim szutrem, czyli nie tam, gdzie trzeba i … nadłożyliśmy z tego powodu około 4 km trasy, nie wspominając już o kilkuminutowej (możliwe że nawet 10) stracie czasowej :( Po odnalezieniu właściwego kierunku pozostało mi już jedno – pocisnąć do mety tyle ile się da i olewając przy tym bufety (jedynie w ruchu wodę brałem). Po 45 km zacząłem się oddalać od mlodzika i dalej, aż do samej mety jechałem samotnie. Na półmetku dostrzegłem na poboczu Ewelinę Ortyl z jednym facetem – coś z kołem majstrowali. Następnego rywala udało się dojść po 60 km, a kolejne dwie osoby załatwiłem znów po dość długim czasie mojej samotnej gonitwy – to był josip, a po krótkiej chwili Magda Hałajczak (zwyciężczyni giga). Dalej to samą pustkę miałem zarówno przede mną, jak i za mną, czyli coś w rodzaju samotnego testu wytrzymałości i odporności. Z atrakcji - gdzieś tam pojawiła się dość głęboka i bagnista przeprawa wodna – nagle Trek tam stanął i od razu SPD-y namoczone :) Od 90 km bardzo wyraźnie zaczęło narastać zmęczenie, z wyścigowego tempa jazda zamieniła się w typowo turystyczno-szybką i tak niezagrożony przez nikogo dojechałem do mety bez emocji.
    W sumie od zgubki do mety udało się 4 osoby wyprzedzić.

    14/35 - open giga
    5/13 – M3

    Czas przejazdu identycznej trasy (4:36:07) uwzględniając około 4 km zgubkę na trasie jest lepszy od zeszłorocznego (4:39:51) o 3 minuty i 44 sekundy – z tego porównania jestem zadowolony :) Wyraźnie forma ciut lepsza :)
    Strata do zwycięzcy giga (Seba Swat) – 34 min i 35 sek, do M3 – 14 min i 37 sek.

    EMED’owcy na giga
    13 (4 M3) - klosiu – 4:27:10
    14 (5 M3) - JPbike – 4:36:07 (zgubił trasę)
    15 (5 M2) – mlodzik – 4:37:29 (zgubił trasę)
    17 (6 M3) – josip – 4:39:52
    27 (5 M4) – Maks – 5:22.58
    29 (6 M4) – toadi69 – 5:33:14

    Z mlodzikiem się zagadałem, że za rok się pomścimy za kilkukilometrową zgubkę :)


    Mknę przez michałkowy las :) © JPbike

    Michałki 2011. Podium M3 giga. Tym razem musiałem się zadowolić piątą pozycją, tez coś :) © JPbike

    Szerokie podium też fajne, zwłaszcza że EMED'owskie :) © JPbike

    Dla EMED'u to byl dobry dzień, wszyscy Gigowcy zdobyli szerokie podium :) © JPbike

    Jeszcze jedna fotka, z klosiem :) © JPbike




  • dystans : 75.23 km
  • teren : 65.00 km
  • czas : 04:12 h
  • v średnia : 17.91 km/h
  • v max : 67.74 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikemaraton Karpacz

    Niedziela, 3 października 2010 • dodano: 04.10.2010 | Komentarze 34


    Wymarzone zakończenie sezonu maratonowego 2010 :)

    Czynników powodujących że ostatni tegoroczny start – u Grabka w Karpaczu traktowałem poważnie było dużo:
    - po raz kolejny piszę - karkonoskie tereny należą do moich ulubionych
    - dwa lata temu był to mój pierwszy górski maraton w kraju
    - rok temu po raz pierwszy w karierze nie dojechałem do mety i postanowiłem że zemszczę się za pech
    - obecność wujka, dzięki któremu zadebiutowałem na maratonach zobowiązywała mnie do pokazania swoich możliwości po ponad dwóch latach ścigania
    - mocno mnie mobilizowała piorunująca końcówka tegoż sezonu w moim wykonaniu :)

    OK, starczy, zrelacjonuję trochę.

    Do tejże miejscowości położonej u stóp Śnieżki dotarłem w sobotę po południu z Markiem. Po jakimś czasie do nas dołączyli Paweł i jego kuzyn Mateusz. Jako, że Ci trzej moi towarzysze nie byli zarejestrowani – postanowiliśmy już po zmierzchu z lampkami udać się do biura zawodów, ale … organizator dopiero przyjechał ze Świeradowa i rozpakowywali się. Rankiem o 7:30 czułem się wyspany, będzie dobrze – pomyślałem. Ledwo co zacząłem jeść śniadanie (musli śliwkowo-jabłkowe z mlekiem) – na zewnątrz noclegowni już czekał na mnie mój super wujek z kat. M6 (!!!) – ucieszyłem się bo … wystartuje :) Na rozgrzewkę wyszedłem dość wcześnie, najpierw na podjazd, chwila przerwy i następnie zjazd wprost na miejsce startu, po czym wraz z wujkiem udaliśmy się na fragment końcówki trasy. Musiałem Mu wytłumaczyć mnóstwo maratonowych spraw typu oznakowanie trasy, dystanse, sektory itp. – drodzy czytelnicy jak widzicie da się ścigać nawet po 60-tce, trzeba tylko chcieć i jeździć na rowerze :)
    Tym razem miałem zapewniony 2-gi sektor – zdobyty startując z samego końca stawki w Poznaniu :)
    Przed startem spotkałem Grega, Zbyszka, Mariusza i Przemka.
    Po 11-tej jedynka z mistrzynią świata, czyli samą Majką ruszyła do przodu i po krótkiej chwili nastąpiła pora na odpalenie mojego sektora. No i co ? Od wyjazdu ze stadionu na pięciokilometrowym, asfaltowym podjeździe do Karpacza Górnego rozpocząłem porywający bój o wszystko co się dało na pełnych obrotach – cisnąłem tak mocno, stopniowo załatwiałem kolejnych rywali i prawdopodobnie, sądząc po ilości wyprzedzonych doszedłem do tych z jedynki. Na szczycie tegoż podjazdu spojrzałem za plecy … kilkunastosekundowa przewaga wypracowana. Po skręcie na górski i leśny teren zaczęło się porządne ściganie, trochę błotka leżało. No i spora grupka mnie tam na początku przyblokowała, jak to ? przecież to początkowe sektory a tu tak przeciętnie radzili sobie na górskim terenie … No cóż taki właśnie jest ten grabkowy poziom … Dalsza jazda to mocne napieranie do przodu, stopniowo doganiałem, dołączałem i w końcu wyprzedzałem nierówno jadące grupki. Po dojechaniu na miejsce rozjazdu mini/mega i giga sporo osób skręcało właśnie na ten najkrótszy, więc trochę lżej się zrobiło. Od tamtego momentu dla mnie nastąpiła jazda swoim równym tempem. Po drodze, na ciężkim podjeździe wyprzedziłem m.in. pogromczynię z Dolska, Poznania i Michałków – Magdę, zresztą znów giga K3 wygrała :) Na pętli mega do punktu pomiaru czasu przy Dwóch Mostach jechałem w bardzo nierówno współpracującej grupce, czasem samotnie. Jako że trasę dobrze znałem i tegoroczny wariant w stosunku do ubiegłorocznego był zmieniony, czyli w większości poprowadzony odwrotnym kierunkiem wiedziałem że najcięższe będą kamieniste podjazdy, oraz jeden stromy podjazd - tak było, ale nie tak ciężko jak myślałem. Przed wjazdem na Drogę na Dwa Mosty nie spodobała mi się nawierzchnia świeżo utwardzonej i krótkiej stromizny – dwa razy z buta ją pokonałem (pętla powtarzalna) . Po wjechaniu na kulminację wspomnianej i długiej podjazdowej drogi – asfaltowy zjazd Drogą Celną, na której odpoczywałem, korzystając z wypracowanej na długim podjeździe przewagi i spożyłem jedynego batonika jakiego miałem. Po zjechaniu – krótki, acz stromy podjazd i znów długi, asfaltowy zjazd Drogą Sudecką – mknąłem w dół do tabliczki z napisem „II runda” (po 38 km) i tak rozpocząłem drugą i świetnie znaną mi pętlę – niemal w całości samotnie, jechało mi się świetnie, nie czułem zbliżającego się większego zmęczenia. Po 45 km zacząłem dublować ostatnich Megowców. W okolicy 50 km wyprzedził mnie Zbyhoo (mocarz, miał defekt). Po ponownym zjechaniu Drogą Celną na której cisnąłem mocniej i rozpoczęciu krótkiego podjazdu złapał mnie lekki skurcz, uff, całe szczęście że za chwilę nastąpił kolejny zjazd Drogą Sudecką. No i zaczął się podjazd znaną już z golonkowej edycji Drogą Chomontową – dobijając do niej obawiałem się trochę. Po postoju przy ostatnim bufecie (mój jedyny postój) rozpocząłem atak na ponad 950 metrową wysokość. Wspinało mi się do końca nieźle, ale nie tak, jak chciałbym – jechałem w większości na 1:3 (kaseta 11/32), po drodze jeden Gigowiec mnie wyprzedził. Natomiast zjazd z tymże szczytu to bajka – spora frajda ze zjazdu była, tym bardziej że miałem pustkę na trasie :) W końcu myk doskonale mi znaną końcówka trasy, jadąc tamtędy jeszcze jeden zawodnik giga mnie wyprzedził – widocznie musiałem wtedy trochę słabiej jechać. Zimą popracuję właśnie nad tym :) Po drodze zdublowałem Mateusza (złapał gumę). Na przedostatnim i stromym podjeździku znów lekki skurcz … podjechałem kręcąc jedną nogą i w końcu po jeszcze jednym asfaltowym góra/dół z radością wpadłem na stadion – UDAŁO SIĘ ! :)))
    Po posileniu się poszedłem do tablicy z wynikami – na razie widniało tam 18 Gigowców i trzech z M3 … szok !
    Po krótkim czasie doszedł do mnie sms z wynikami – jeszcze większy SZOK !!!

    21/82 - open GIGA
    4/23 - M3 – coś pięknego na koniec maratonowego sezonu 2010 :)

    To mój najlepszy do tej pory wynik w górach !
    Po raz pierwszy na takich ogólnopolskich maratonach stanąłem na szerokim podium :)
    Wszystkie cele, jakie założyłem sobie na ten maraton zostały osiągnięte i to z NADWYŻKĄ !

    Strata do zwycięzcy open: 55 min, do M3 – 51 min

    21 (4 M3) – JA
    28 (6 M3) – Rodman, 7 min za mną
    32 (15 M2) – mlodzik, 10 min
    40 (9 M3) – Arek, 14 min
    55 (14 M3) – klosiu, 44 min

    Wielkie gratulacje należą się mojemu wujkowi – na mini zajął 13 miejsce M6 i nie był ostatni !

    Ściganie na całego w jesiennej scenerii
    Bikemaraton Karpacz 2010 © JPbike

    W akcji :)
    Bikemaraton Karpacz 2010 © JPbike

    Trochę błotny zjazd z Drogi Chomontowej
    Bikemaraton Karpacz 2010 © JPbike

    Gdy tylko dowiedziałem się ze będę dekorowany – zebrałem kumpli i pognaliśmy co sił do góry do noclegowni, wpakowaliśmy rumaki do aut, szybki prysznic, spakowanie się i myk na stadion …

    Z Mają :) © JPbike

    Szerokie podium M3 giga :)
    Bikemaraton Karpacz 2010 © JPbike

    Pierwsza szóstka twardzieli z M3 w komplecie :)
    Bikemaraton Karpacz 2010 © JPbike

    Z wujkiem, przed startem :) © JPbike

    Puls – ... bateria w nadajniku padła
    Przewyższenie – 2074 m (miało być ponad 2300 m)



  • dystans : 100.00 km
  • teren : 96.00 km
  • czas : 04:39 h
  • v średnia : 21.51 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Maraton MTB Michałki - PODIUM !

    Sobota, 18 września 2010 • dodano: 18.09.2010 | Komentarze 48


    Znów tydzień bez treningu, a tu niespodzianka na mecie :)

    Po długim, stanowczo za długim zastanawianiu się, w końcu zdecydowałem się na pierwszy start w lokalnym maratonie w Wielkopolsce – wybór padł na Maraton MTB Michałki w Wieleniu, rozgrywany po raz siódmy w historii. Na miejsce startu zajechałem wraz z Markiem, trochę postaliśmy w kolejce po numery i chipy, spotkaliśmy mnóstwo znajomych: Jacka, Konrada, Krzysztofa, Pawła, Zbyszka.
    O 10-tej pora na start. Przez kolejkę do zapisów ustawiłem się na kilka chwil przed startem, gdzieś w drugiej połowie stawki. Ruszyliśmy. Na samym początku stwierdziłem że licznik nie działa, oprócz pulsometra, to nic, cisnąłem dalej. Po krótkim asfaltowym i wmordewindowym odcinku, na którym ostro do przodu napierałem, by jak najbliżej dojść do czołówki skręciliśmy na leśny teren Puszczy Drawskiej, który towarzyszył nam praktycznie do końcówki trasy. Trochę tłoczno było, wiadomo że większość to Megowcy, z trudem przebijałem się do przodu. Na tym początkowym odcinku jedno mnie trochę niepokoiło – limit wjazdu na pętlę giga (po 27 km) wynosił do godziny 11:30, nie znając trasy, ukształtowania terenu cisnąłem tak mocno jak się dało i w efekcie na rozjeździe zjawiłem się o 11:06 :) Po skręcie na giga prawie pustka, jeden gość usilnie próbował mnie dojść – odpadł na technicznym i trochę błotnistym podjeździku. Dalej mknąłem fajnie poprowadzonymi leśnymi ścieżkami – co chwila zaskakiwały mnie skręty, jak i tamtejsze niezłe i strome podjeździki i zjeżdziki. Wspominając o trasie – również byłem pozytywnie zaskoczony oznakowaniem, czyli zamiast znanych mi kartek ze strzałkami, na Michałkach po prostu kierunek jazdy namalowali na drzewach – można przez cały rok robić wycieczki z objazdem trasy :) Dobra, wróćmy do ścigu – na giga pętli niemal przez cały czas jechałem równym tempem, a gdy doszedłem do jednej zawodniczki (Magda Hałajczak) to późniejsza zwyciężczyni giga wykorzystała moje mocne tempo i usiadła mi na kole, i tak razem przejechaliśmy około 40 km, czasem się zmienialiśmy współpracując, a jednak w większości to ja prowadziłem dwuosobową grupkę damsko-męską, po drodze wyprzedzając trzech rywali. W pewnym momencie na szczycie po pokonaniu grząskiego podjazdu zauważyłem że znacznie oddaliłem się od Magdy i dalej zdołałem jeszcze powiększyć przewagę głównie dzięki iście technicznemu odcinkowi (zupełnie jak te u Golonki) biegnącemu po zalesionych i wymagających pagórkach. No, nie zabrakło zgubienia trasy przeze mnie … raz tak bardzo mi się spodobała leśna, kręta i interwałowa ścieżka, że zagapiłem oznakowanie i zamiast skręcić w prawo pojechałem prosto, szybko zareagowałem że coś nie tak i nawrotka kosztowała mnie utratę dwóch pozycji, których nie udało się odrobić na mecie. A to dlatego że powoli ogarniało mnie zmęczenie, po tej ilości przejazdów przez nierówne ścieżki zaczęły mnie pobolewać plecy i tylna cześć szyi, do mety jeszcze jakieś 20 km. Przed sobą miałem w zasięgu wzroku Magdę, która na kilka km przed metą nieznacznie mi odjechała. Wreszcie końcówka – nieźle poprowadzona, poza nudnym przejazdem przez szutrową ulicę, jeszcze jeden gościu mnie nagle wyprzedził – też pomylił trasę :) Ostatni kilometr to przejazd przez wyboiste i grząskie pole i w końcu wpadłem na stadion, na którym nieźle mnie dopingował Zbyszek do szybkiego finiszu – dostałem nawet brawa od publiczności :)
    I co po przekroczeniu linii mety się działo – podzieliłem się wrażeniami ze znajomymi, w tym z Mariuszem i Przemkiem, klosiu spóźnił się na start o 5 min i przyjechał na metę … prawie 4 minuty za mną :) Rodman jechał mega i został Mistrzem Polski Medyków ! BRAWO !

    No i poszedłem sprawdzić swoje wyniki – SZOK !

    12/37 - open giga
    2/11 - M3 - HURA MAM PIERWSZE PODIUM !!!

    Czyli uległem jedynie samemu Kaiserowi, do którego straciłem … 43 minuty :D


    Lider grupy w akcji :)
    Ta za mną to Magda - ta sama co w Dolsku ograła mnie na giga ponad 12 minut, a w Poznaniu 19 minut, a dziś znów przegrałem z nią rywalizację, tym razem o 52 sekundy :)
    Maraton MTB Michałki 2010 © JPbike

    Na pierwszym w historii swoich startów podium - super uczucie :)
    Podium Michałków 2010 - JPbike, Kaiser, klosiu :) © JPbike

    Jako nagrodę dostałem wypasiony uchwyt na rower ... tylko auta nie mam :)
    Podium Michałków 2010 - z pucharami :) © JPbike

    Elita wielkopolskiego MTB :) © JPbike

    Ale się cieszę !!!

    Puls - średnie około 155 - 159