Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177685.47 km
- w tym teren: 64443.10 km
- teren procentowo: 36.27 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 15h 28m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1124
do 50 km - 1215
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 233
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 91
Solid MTB - 30
sprzęt - 45
szoska - 439
Uphill race - 8
w górach - 299
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Listopad - 5 - 2
2024, Październik - 9 - 17
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
dzień wyścigowy
Dystans całkowity: | 15284.10 km (w terenie 13860.43 km; 90.69%) |
Czas w ruchu: | 833:26 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.88 km/h |
Suma podjazdów: | 201748 m |
Maks. tętno maksymalne: | 180 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (95 %) |
Suma kalorii: | 15145 kcal |
Liczba aktywności: | 249 |
Średnio na aktywność: | 61.38 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
Sobota, 1 maja 2010 • dodano: 02.05.2010 | Komentarze 30
Maraton w Karkonoszach – główną rolę grała: SUPER TRASA !
Ten maraton, a właściwie to właśnie trasa kandyduje do jednej z moich najlepszych :)
Po tym co ostatnio sporo napisali na golonkowym forum na temat zmodyfikowanej trasy na moich ulubionych górskich terenach - wiedziałem że będzie ciekawie i tak było :)
Do Karpacza zajechałem wraz z dwoma pełnymi humoru Bikestatowiczami – Krzysztofem (Maks) i Zbyszkiem (toadi69) dokładnie o północy, a właściwie do pobliskiej wioski – Ściegny, gdzie mieliśmy zapewniony tani nocleg w … szkole :)
Pobudka oczywiście wczesna, udaliśmy się o 6:40 na rozgrzewkę do biura zawodów i wróciliśmy na solidne śniadanie. Pochmurno było, karkonoskie szczyty spowite były warstwą chmur. No i jazda na start. Na stadionie poznałem Izę (lemuriza1972), spotkaliśmy się z Jarkiem (Jarekdrogbas) i jego Agą, udałem się do drugiego sektora, który wywalczyłem w Dolsku. W sektorze wypatrywałem Damiana – ustawił się tuż przy linii - właśnie ten facet, po tym że zarówno w Dolsku, jak i w Zgierzu nieźle mu poszło - nie dawał mi spokoju :) Wiedziałem że trzeba będzie cisnąć i wykorzystać swoją przewagę na technicznych odcinkach … :)
No i start, punktualnie o 10-tej. Pierwsze ponad 4 km tradycyjnie biegły główną asfaltową ulicą do Karpacza Górnego – cisnąłem oczywiście ile fabryka dała, tętno waliło niemal swoje maximum (ponad 180), doszedłem najpierw Mariusza (klosiu), a po chwili … Damiana i oczywiście wyprzedziłem Go :) Po tej asfaltówce zaczął się górski i niemal prawie w całości leśny teren - czyli bezustanna jazda raz do góry, raz w dół :)
Tyle się działo na tej super, niezwykle trudnej i ułożonej przez znawcę tamtejszych terenów, że trudno mi dokładnie opisać wszystko … :) Skoncentruję się więc na tych ciekawych dla mnie momentach.
Więc … na jednym z pierwszych, leśnym podjeździe wyprzedził mnie Damian, a chwile później na technicznym, kamienistym zjeździe ja Jego :) gdzieś tam się potknąłem i zaliczyłem JEDYNĄ na całej trasie glebkę, na bok. Momentami tłoku wśród Gigowców nie brakowało, generalnie nie było tak źle. No i zacząłem szaleć właśnie na technicznych zjazdach usianymi masą sporych kamieni, korzeni – moje szaleństwo na tych trudnych odcinkach trwało do samego końca, na widok każdego technicznego zjazdu się … cieszyłem :) Gdzieś, jeszcze przed rozjazdem na dodatkową pętlę giga pojawił się dość stromy podjazd – nieźle mi poszło. Po jakimś czasie wyprzedził mnie Arek – wtedy dotarło do mnie że moja tegoroczna forma jest podobna do zeszłorocznej, a może odrobinę lepsza (zobaczymy):) Damiana za plecami nie widziałem. Z innych ciekawych, przedrozjazdowych odcinków była jazda po … muldach :) Na ok. 30 km nastąpił rozjazd mega/giga – cała dodatkowa pętla w dalszym ciągu niezwykle ciekawie została poprowadzona (raz do góry, raz w dół, czasem stromo) ale i dla mnie zaczęły się drobne problemy … otóż w pewnym momencie podczas redukcji biegu przednia przerzutka nie zadziałała – po spojrzeniu na nią … pękła zewnętrzna blaszka (foto) :( Trudno, zdecydowałem się na ciężką próbę przejechania całej reszty trasy na środkowej tarczy korby (dobrze że przed zawodami zamontowałem kasetę 11-34), na stromych podjazdach ciężko szło, nie brakowało wprowadzania (kołki w SPD-ach znacznie ułatwiały podchodzenie), ale i tak większość rywali też wprowadzała. Drugi problem – skurcze w nogach :( Często próba wjeżdżania na stromy podjazd na twardszym przełożeniu właśnie to powodowała, nie poddałem się, ostatecznie postanowiłem że będę korzystał na ciężkich podjazdach z najmniejszej tarczy korby – by zmienić przełożenie, kosztowało mnie to w sumie kilka, może ze 10 kilkusekundowych postojów. No i zacząłem mieć obawy o to – czy dam radę utrzymać ciężko wypracowaną przewagę nad Damianem – nie udało się :( Po przejechaniu dodatkowej pętli giga, po 60 km zatrzymałem się przy bufecie (na giga było 7 bufetów, skorzystałem z trzech) i właśnie DMK77 mnie dogonił i powolutku, acz systematycznie się oddalał, z powodu obaw o ponowne skurcze nie dałem rady już cisnąc do góry :(
Wtedy kręciliśmy już z Megowcami i zabawa zaczęła się na nowo, czyli bezustanne dublowanie. Niektórzy na podjazdach odpoczywali, podziwiając widoki :) a po wjechaniu na długi, ciężki i szutrowy podjazd (Droga Chomontowa) na początkowym i stromym fragmencie moim oczom ukazał się widok … grupowego bike walkingu :) Ja oczywiście wjeżdżałem do góry na najwyższy punkt trasy (955m). A na tradycyjnie już technicznym zjeździe z tegoż punktu więcej traciłem, niż zyskałem (wiadomo, tłok Megowców). Końcówka trasy była mi dobrze znana i gdzieś tam, wciąż dublując, rozpoznałem Kingę (karotti). Ostatnie kilometry do mety pokonałem na miarę swoich możliwości, ale bardzo zadowolony z pokonania takiej trudnej, w pełni MTB-owskiej trasy i to niemal bez upadków (oczywiście poza wspomnianą jedyną glebką) :)
101/244 - open GIGA
40/87 - M3
Strata do zwycięzcy open – 1:34:45, M3 – 1:33:14
Arek i Damian przyjechali odpowiednio 7 i 6 minut przede mną.
Team BIKEstats (jednoosobowy !) zajmuje 49 miejsce na 99 drużyn – nieźle :)
Gdyby nie częste skurcze i problem z przerzutką … byłoby lepiej :)
Ogólnie z osiągniętego wyniku na takiej świetnej i trudnej trasie i do tego przy dużej ilości startujących na giga jestem zadowolony i … czekam już na przyszłoroczny Karpacz :)
Po maratonie, czekając z Jarkiem w kolejce do myjni poznałem Dototę (czarnaMAMBA), chwilę pogadaliśmy :)
A po posileniu się makaronem z sosem i Powerade’m pozostało mi czekanie na Zbyszka i Maksa – ten ostatni debiutował na górskim giga i dojechał do mety po … ponad 8 godzinach jazdy :)
Spotkałem również Przemka i Wojtka.
Na starcie ... zaraz trzeba będzie cisnąć do góry :)
Fotka z galerii hobas.team'u
MTB Marathon Karpacz 2010© JPbike
JPbike vs DMK77 - rywalizacja staje się zacięta :)
MTB Marathon Karpacz 2010© JPbike
Pełne skupienie na kamienistym zjeździe
MTB Matathon Karpacz 2010© JPbike
Ostre parcie na górskim terenie, czyli w swoim żywiole :)
MTB Marathon Karpacz 2010© JPbike
No ... tyle się działo że przednia przerzutka nie wytrzymała ...
No i ... XT padł© JPbike
Puls – max 182, średni 152
Przewyższenie – 2646 m
Kategoria maratony, w górach, MTB Marathon, dzień wyścigowy
Sobota, 10 kwietnia 2010 • dodano: 10.04.2010 | Komentarze 28
W końcu nadszedł długo oczekiwany czas na rozpoczęcie kolejnego sezonu maratonowego – dla mnie drugiego pełnego. Już po pobudce ogarnął mnie lekki stres przedstartowy, na szczęście minął podczas 60 kilometrowej podróży autem do Dolska. Na miejsce zajechałem o 8-mej, złożyłem rower i po chwili przyjechał Damian, obaj byliśmy w humorach i mocno ciekawi swojej formy, ciężko przepracowanej przez zimę. Oprócz Niego przywitałem się z Mariuszem (klosiu) i Zbyszkiem (toadi69).
Pogoda nieciekawa, ledwo 10 stopni, raz słońce, raz spore chmury i do tego nieźle wiało z północy, mimo tego odważyłem się założyć krótkie spodenki i bluzę, oczywiście BIKEstatsową :)
Na godzinę przed startem udałem się na kilkukilometrową rozgrzewkę, i stwierdziłem że końcówka trasy po polnej szosie zrobiła się piaszczysta. Na krótko przed wjazdem do sektora startowego spotkałem debiutanta na giga – Krzysztofa (Maks), przywitałem się z Jarkiem i całym jego teamem, z którym nie raz mam okazję potrenować.
No i start … paręnaście minut po 10-tej. Pierwszy kilometr to podjazd typowo wielkopolski, znając dobrze trasę początkowo zdecydowałem się do wjazdu na dłuższy asfalt kręcić bez szaleństw … ale i tak musiałem trochę przycisnąć, bo większość Gigowców przez leśną szosę jechała dość szybko, a szczególnie Damian zaczął mi się oddalać :) No, to zwiększyłem tempo, tętno osiągnęło wtedy spore wartości, doszedłem Go, i tak jechałem za Nim do wspomnianego wyjazdu na dłuższe fragmenty asfaltowe. Wspomnę jeszcze że trochę się zdziwiłem że mała pętelka, z którą się już zapoznałem wcześniej, została poprowadzona odwrotnie, niż myślałem, ale i tak tamtędy jechało się fajnie, raz pojawiło się niezłe błotko – Damian zszedł z rowerka, a ja przejechałem :) Po chwili wiadomo – nastąpił w większości asfaltowy, północny odcinek trasy, i do tego wmordewind, w takich warunkach najważniejsza jest jazda w grupie i też tak się stało. Gdzieś tam się troszkę zmartwiłem bo Damian mi odjechał i złapał się na ogon pewnej grupy, a ja doczepiłem się do właśnie utworzonej następnej grupy, i tak przez całą północną pętlę kręciliśmy szybko, wspólnie, wzorowo współpracując :) Dodam jeszcze że był taki moment że przez pewien czas z nami jechali zawodowi szosowcy (oczywiście na góralach) z teamu Mróz … na asfalcie narzucili szalone tempo, nie wytrzymaliśmy i „moja” grupa się rozpadła na dwie części. Damiana już nie było widać … no cóż muszę coś z tym zrobić :D Po ponownym wjechaniu w teren, który od tej chwili prawie w całości prowadził do mety, grupka z którą kręciłem zaczęła się kurczyć. Po 50 km zacząłem dublować tych z dystansu mini. Jadąc przez las, odstępy pomiędzy rywalami zrobiły się spore, co jakiś czas kogoś dochodziłem, jak i mnie inni dochodzili, po wyjechaniu na otwartą polną przestrzeń złapał nas przelotny wmordedeszcz, ścigaliśmy się wtedy po piachu, ciężko było. Po przejechaniu przez wiadukt … niezły podjazd i po tym zjazd. I nareszcie końcówka, sorki, nie dla mnie tylko dla Mini i Megowców – znów tam czołowo wiało, opory jazdy były duże, a piach, po którym się rozgrzewałem stwardniał :) Po 65 km – skręt dla Gigowców na dodatkową rundę – tym razem była to Mini. Wtedy moje tempo jazdy nie było już takie, jakbym chciał, jakoś dawałem radę trzymać się komuś na kole, jak i od czasu do czasu kręciłem sam. Na 70 km nastąpiło połączenie trasy z Megowcami – zaczął się wtedy chaos na trasie, znów zrobiło się trochę tłoczno, starałem się utrzymać swoje tempo i często mi się udawało. Natomiast na 77 km w momencie, gdy wyprzedzałem prawidłowo z lewej strony jednego gościa – nagle inny gość nadjechał z mojej lewej … skutek: zderzyłem się z wyprzedzanym zawodnikiem i zaliczyliśmy glebę … kolejna rana na mojej lewej łydce zaliczona … oprócz tego kierownica z mostkiem się obróciła i pół minuty pitstopu. W tym czasie nadjechał Megowiec Krzysiek (Winq), zwolnił i dałem Mu znak że jest OK. Od tego czasu przestałem już szaleć i średnim tempem zmierzałem w kierunku mety. Po ponownym wyjechaniu na otwartą przestrzeń (przejeżdżaną dwukrotnie) dopadł nas … grad ! A później, na kilka km przed metą ciemne chmury i w końcu deszcz, który w połączeniu z wmordewindem i polną szosą okazał się masakryczny. W końcu już bez wariactw i w deszczu dotarłem do mety. Rower nieźle uwaliłem :)
Co do bufetów, zatrzymałem się na dwóch – w obu przypadkach po banana, a picia miałem pod dostatkiem, na mecie spojrzałem zawartość bidonów – drugi był prawie pełny :)
122/201 - open GIGA
40/68 - M3
Strata do zwycięzcy giga (jak i M3, czyli Galińskiego) – 00:36:27
Wynik dla mnie przeciętny, pocieszające jest to, że różnice czasowe były małe.
Damian przyjechał ponad 12 minut wcześniej ode mnie, Mariusz (klosiu) 4 i pół minuty, również przede mną – no cóż, szczerze napiszę - nie przepadam za płaskimi maratonami, sezon dopiero się zaczął i wiele może się zdarzyć, szczególnie na górskich i technicznych trasach, na które czekam :)
A Krzysztof (maks) – nie ukończył maratonu, trudno, następnym razem widzę Go na mecie :)
W bufecie, gdzie serwowali całkiem dobry makaron z sosem, spotkałem również Kingę, oprócz tego niespodziewanie przyjechali moi rodzice :)
O katastrofie prezydenckiego samolotu dowiedziałem się po zawodach, właśnie od rodziców, a to dlatego, bo jestem niesłyszący, zresztą nie wszyscy czytający mojego bloga o tym wiedzą.
Z Damianem przed startem, i w swoim nowym BIKEstatsowym stroju :)
Myk, myk przez las ... :)
MTB Marathon Dolsk 2010© JPbike
Puls – max 178, średni 156
Kategoria maratony, MTB Marathon, dzień wyścigowy
Sobota, 3 października 2009 • dodano: 04.10.2009 | Komentarze 18
Początkowo ten ostatni maratonowy start w sezonie 2009 nie planowałem tak poważnie, a jednak to pech w Karpaczu, gdzie wtedy zmierzałem po tegoroczną życiówkę na giga spowodował że do Polanicy Zdrój udałem się by udanie zakończyć swój dość długi (13 startów) sezon maratonowy, który dał mi całą masę doświadczeń.
Na miejsce zajechałem spokojnie o 9, pogoda całkiem dopisała – słoneczna, kilkanaście stopni ciepła. Pięknie jest w górach właśnie podczas złotej polskiej jesieni :) Po wpisaniu się na listę startową i odebraniu upominku tradycyjnie szykowanie roweru, wskok w ciuszki kolarskie, rozgrzewka przed startem i jazda na swój (3-ci) sektor. Start, kilka minut po 11. Od razu długi podjazd, najpierw troszkę asfaltowy, następnie brukowany i znów troszkę asfaltu, tłoczno tam było, powoli następowała selekcja. Po kilku km podjazd dość wąskim terenem i do tego kamienistym – większość nie dała rady tamtędy podjechać i wprowadzali swoje rumaki a ja (fotka poniżej) podjeżdżałem :) Oczywiście na początku trasy w takim tłoku nie zawsze udaje się podjechać, przez zator dwukrotnie musiałem zsiąść z bike'a. A na 7-mym kilometrze trasy (na asfalciku) nagle mnie wyprzedził blase, którego właśnie poznałem :) Chwilę sobie pogadaliśmy. Gaworzenie podczas maratonowego wysiłku ??? Po chwili okazało się że w tylnym kole roweru Błażeja brakuje ciśnienia, więc zjechał na bok. Zaczęła się w pełni terenowa jazda, na pierwszych podjazdach mój puls rzadko spadał poniżej 170, cisnąłem do góry mocno, dużo osób właśnie na terenowych podjazdach łykałem :) Zresztą i mnie też, raptem kilkunastu powyprzedzało. Na 20-tym km trasy z powodu fragmentu totalnie zabłoconego duktu organizator wytyczył taśmami korzenny i grząski objazd tuż obok leśnej szosy – na śliskim korzeniu zaliczyłem jedyną i typowo SPD-ową glebę i upadłem lewym biodrem, bolało :( Kilkaset metrów dalej gość, który mnie poprzedzał i przejeżdżał przez giga błotny rów wykonał OTB z lądowaniem w błoto o głębokości 15 cm :) Dalej to już była typowa jazda leśnymi duktami na przemian dość długimi podjazdami, jak i zjazdami, w większości kamienistymi, na znacznej wysokości (650 – 830 m) aż do miejsca rozjazdu Mega/Giga (44 km). Tamtędy jechałem swoim tempem, jak i swoją pozycję utrzymywałem. Jasne, od początku planowałem dystans dla twardzieli i też tamtędy pojechałem. Niemal cała druga pętla to walka z samym sobą, praktycznie przez ponad połowę pętli Giga kręciłem samotnie, by na 30 km przed metą powoli dublować megowców. Ostatnie 16 km były ciekawe – najpierw niezły i kamienisty podjazd, następnie również mocno kamienisty zjazd. Jadąc tamtędy, maksymalnie się skupiłem, by nie złapać gumy (zabrałem dwie dętki). Końcówka na kilka km przed metą to mała pętelka z elementami XC, bez kłopotów tamtędy przejechałem. W końcu zjazd brukowaną ulicą i meta na stadionie miejskim, gdzie odbywał się mecz :) trzeba było przejechać wokół po szutrowej i brązowo-czerwonej bieżni.
61/92 open GIGA
17/26 M3
Wynik jest ma miarę moich tegorocznych górskich możliwości na Giga, całkiem zadowolony jestem :)
Na tłocznym, wąskim i technicznym podjeździe
Fotka z galerii Joanny Tomes
Kamienisty zjazd, jakich było sporo
Puls – max 179, średni 152
Przewyższenie – 1692 m
Moje ogólne wyniki w sezonie 2009:
Bikemaraton (u Grabka) – 6 startów plus uphill na Śnieżkę
- generalka M3 GIGA – 56/124 (Poznań, Polanica Zdrój, oraz nieukończony Karpacz)
- generalka M3 MEGA – 166/711 (Boguszów Gorce, Kraków, Świeradów Zdrój)
MTB Marathon (u Golonki) – 4 starty
- ogólnie M3 – 134/964
- generalka M3 GIGA – 83/209 (Szczawnica, Krynica Zdrój)
- generalka M3 MEGA – 160/614 (Murowana Goślina, Karpacz)
Mazovia MTB Marathon (u Zamany) – 2 starty
- ogólnie open – 1130/2883
- generalka M3 GIGA – 429/997 (Łódź, Nidzica)
A teraz … wracając do maratonowych spraw - czeka mnie sporo pracy przez zimę - sezon 2010 planuję startować u Golonki – czyli pełne MTB :)
Kategoria maratony, w górach, Bike Maraton, dzień wyścigowy
Sobota, 19 września 2009 • dodano: 19.09.2009 | Komentarze 32
Dwie gumy i pierwszy nieukończony maraton …
No nie wiem czy wziąść się za napisanie relacji nieukończonego bikemaratonu …
Gdyby nie Wy, wspaniali BS-owicze … tą relację ograniczyłbym do kilku słów …
Więc … na miejsce startu, które znajdowało się na stadionie sportowym w Karpaczu zajechałem (zjechałem w dół) o 10:30, troszkę się porozruszałem po stadionie i wjechałem do swojego sektora (trzeciego). Po 11-tej start, znając dobrze trasę postanowiłem bez wycisku wystartować i stopniowo się rozkręcać. Przez pierwsze kilka km sporo osób mnie wyprzedzało, spoczko bo jadę na Giga, więc trzeba odpowiednio rozłożyć siły … Po wjechaniu na Drogę Chomontową zacząłem się rozkręcać i powoli wyprzedzać tych, co mnie wcześniej wyprzedzili. Natomiast na superszybkim zjeździe do Drogi Sudeckiej błyskawicznie pomknąłem w dół :) Na tejże asfaltówce jechałem już niezłym tempem, stawka była już nieźle rozciągnięta. Po wjechaniu na kulminację Drogi na Dwa Mosty wiadomo … długi zjazd – na mocno kamienistym zjeździe strasznie zatrzęsło mi rękoma … parę osób na fullach mnie tam wyprzedziło … Po tym zjeździe to już tylko jazda leśnymi duktami na przemian do góry i w dół, jak i pokonywanie technicznych odcinków – wszędzie wjechałem :) Oczywiście na pierwszej pętli zdarzały się potknięcia – kilka razy z powodu zatoru na wąskich podjazdach musiałem się podeprzeć … Natomiast po minięciu napisu „Giga 2 runda” (na 37 km) na trasie zrobiło się niemal prawie pusto … od tego momentu aż do wycofania się z rywalizacji jechałem praktycznie sam, udało mi się jedynie dwóch zawodników wyprzedzić. Na drugiej pętli zarówno na podjazdach, jak i zjazdach nieźle mi szło, nogi mocno podawały … Wszystko byłoby OK, gdyby nie pewna chwila, a mianowicie na 61 km trasy (z 85 na Giga) na tradycyjnie już kamienistym zjeździe jakiś luźno leżący i ostry kamień mocno walnął w tylne koło i po 400 metrach już nie było ciśnienia w kole :( Oczywiście szybko uporałem się z wymianą dętki, (5-6 minut) tyle że jakoś ciężko mi szło napompowanie – więc na 1.5 bara pojechałem dalej i po pokonaniu stromego, trawiastego podjazdu znów ciśnienia ubyło ... Zatrzymałem się tam i … spędziłem jakieś 20 minut :(
Okazało się że w zapasowej dętce puściła łatka - to ta dętka, która strzeliła w Nidzicy …
No i zdecydowałem po raz pierwszy w maratonowej karierze się wycofać …
Wysłałem sms-a do rodziców (tak, przyjechali do Karpacza ze mną), umówiliśmy się w Podgórzynie, do którego pospacerowałem kilka km i stamtąd autem wróciliśmy do noclegowni.
Po powrocie i obejrzeniu koła i dętek – tylna obręcz się rozcentrowała, a obie dętki - przebite na przelot – więc musiałem nieźle cisnąc na kamienistych zjazdach …
Na temat wyników mogę tyle napisać:
Moje miejsca na międzyczasach (trzech z czterech):
1. 62
2. 58
3. 52 ... Giga ukończyły 92 osoby i na metę przyjechałbym w top 50 ...
Ilość M3-owców, co ukończyło Giga – 23
W akcji na podjeździe :)
Fotka z galerii Joanny Tomes
Tu zakończyłem rywalizację (fotka z komórki) …
Puls – max 178, średni 156
Przewyższenie – 1649 m
Kategoria maratony, w górach, Bike Maraton, dzień wyścigowy
Niedziela, 6 września 2009 • dodano: 06.09.2009 | Komentarze 23
Pogoda tegoż dnia była niezbyt zachęcająca do ostrego ścigania - pochmurno, spory zachodni wind i jakieś 15 st.C - mimo tego wyruszyłem nad Maltę odziany w krótką koszulkę :) Na miejsce startu (12 km od domku) dojechałem rowerem na 20 minut przed startem i od razu wjechałem do swojego sektora (trzeciego). No i start ... :) Podobnie jak podczas zeszłorocznej edycji wszyscy ostro do przodu ruszyli ... ja też :) Tłoczno było, jak zwykle. Po pokonaniu doskonale mi znanej schodowej przeszkody na trasie zrobiło się lżej ... po chwili zostałem zaskoczony zmienioną trasą, czyli skręt w lewo i na leśny podjeżdzik - więc więcej terenu :) Dalej aż do miejsca rozjazdu Mini i Mega/Giga kręciłem mocnym tempem - zadanie ułatwiał mi wtyłowind, nierzadko na liczniku miałem 40 km/h :) Na pierwszym bufecie - w ruchu izotonika i pół banana, i nadal ostra jazda, wtedy wraz ze mną uformowała się kilkuosobowa grupka i tak szybko przejechaliśmy leśny i troszkę interwałowy odcinek biegnący przez Park Krajobrazowy Promno. Na drugim bufecie ponownie w ruchu picie i pół banana i grupka, z którą jechałem się rozpadła ... Po osiągnięciu wschodniego krańca wiadomo było ... jeden wielki wmordewind, który szczególnie na otwartej przestrzeni mocno dawał we znaki i zaczęło kropić ... Miałem trochę szczęścia bo wyprzedzała mnie grupka (kolejna) i tak razem dojechaliśmy prawie do znaku "Giga II runda" (po 50 km) gdzie bez zastanawiania skręciłem na Giga :) Przestało kropić i zrobiło się na trasie jeszcze lżej. Trzeci bufet - też picie i cały banan. Ponownie z pomocą wiatru w plecy szybko dokręciłem do większego lasu, przez który jechałem po leśnych ścieżkach praktycznie sam :) Czwarty bufet - to samo, co zazwyczaj :) Po 75 km powoli czułem zmęczenie, zwolniłem tempo i ponownie na powrotnej pętli miałem walkę z wmordewindem i znów kropiło, tym razem mocniej ... Jechałem wtedy z jednym gościem, którego wyprzedziłem i po chwili mi usiadł na kole, znów miałem szczęście - dogoniła nas kolejna 3 osobowa grupka i tak razem jechaliśmy przez jakiś czas. Piąty bufet - tylko wodę. Po chwili nastąpił słynny już zjazd po skarpie, trochę błota leżało, zjechałem tędy szybko z odpowiednią techniką, nawet musiałem przyhamować przez dwóch poprzedzających mnie zawodników. Jakiś kilometr dalej pojawiło się wielkie i mocno klejące błoto na całej szerokości trasy, na którym koła zapadały na 10 cm. Po przejechaniu tejże przeszkody (tak, przejechałem bez kłopotów) moje 2.1 calowe oponki osiągnęły rozmiar ... niemal 3 calowy :) Następnie po raz drugi zostałem zaskoczony innym przebiegiem trasy w okolicach Jeziora Swarzędzkiego – organizator spisał się super, poprowadzając tędy trasę – był to wąski i błotny singletrack z jednym niezłym podjazdem, na którym zauważyłem dziewczynę biorącą udział w maratonie i pchającą rower z przyczepką (z dzieckiem) !!! :) Dalej to już jazda w kierunku mety – jeszcze raz utworzyła się 4 osobowa grupka, z którą na ostatnim kilometrze resztkami sił, uciekłem im i na mecie z parosekundową przewagą wygrałem finisz.
Na mecie spotkałem Winq’a, chwile pogadaliśmy, zjadłem taki sobie makaron i zwiałem do domu (kolejne 12 km) bo zrobiło mi się zimno, po drodze zahaczając o myjnie.
78/136 open GIGA
21/42 M3
Wynik na miarę moich tegorocznych możliwości na GIGA.
Co do trasy – dość płaska, szybka, troszke leśnych interwałów, jeden niezły zjazd - za mało dla mnie bo na technicznych i krętych trasach czuję się najlepiej ...
No cóż ... To maraton na własnym terenie i wypadało się pokazać, więc ze startu i przejechania najdłuższego dystansu w tym sezonie (ponad 100 km) - jestem zadowolony.
Na ostatnich kilometrach, tego gościa (rówieśnika) pokonałem na mecie o 23 sekundy.
Fotka z galerii Joanny Tomes
Puls – max 179, średni 154
Przewyższenie – 652 m
Kategoria maratony, Bike Maraton, dzień wyścigowy
Niedziela, 9 sierpnia 2009 • dodano: 10.08.2009 | Komentarze 9
Pierwszy maratonowy kapeć
Drugi start na Mazovii. Po Łodzi tym razem wystartowałem w Nidzicy, jak i po raz pierwszy w życiu znalazłem się w woj. warmińsko-mazurskim :)
Na miejsce zajechałem wraz z Damianem, Czarkiem, i Jankiem, przyjechał również Arek. Po zapisie w biurze (stojąc w kolejce dostałem darmowego i schłodzonego Red Bulla) spotkałem Kingę i Pawła - fajnie mieć i spotykać znajomych na takich zawodach :)
Jako, że ten maraton był zaliczany do cyklu Pucharu Polski - liczba uczestniczek i uczestników przekroczyła 1000 osób
Tym razem przypadł mi czwarty sektor, Damianowi również, a Arek i Czarek ruszyli z trzeciego - cel był prosty: gonić i wyprzedzić ich :) Po 11-tej nastąpił start - przez pierwsze kilka kilometrów była ostra i szybka jazda po jasnym, w miarę płaskim i szerokim szutrze, niezłe tymany kurzu wzniecaliśmy ... Tłoczno było ... Damian nieźle do przodu gnał, jechałem jakieś 300m za Nim, po jakimś czasie dogoniłem Damiana i wyprzedziłem, a następnie po kilku km-ach On mnie z rozpędu wyprzedził, wraz z małą grupką. Spoczko, nie było tragedii, bo po wjechaniu do większego lasu na krętej i pagóreczkowatej ścieżce z łatwością Go wyprzedziłem i odjechałem ... :) Od tamtej chwili jechałem już w pełni swoim tempem, po ulubionym krętym i leśnym terenie (prawie jak w moim WPN-ie), powoli doganiając i z łatwością wyprzedzając jednego, za drugim, na podjeżdzikach również ... Wtedy widać było różnicę między górskimi wyjadaczami (tak ja Nim jestem) a tymi co regularnie startują na Mazovii :) Po 23 km-ach, dogoniłem Czarka, a po chwili Mavica - obaj zostali przeze mnie wyprzedzeni. Gnałem dalej ... Od tamtej chwili praktycznie aż do miejsca, gdzie kończyła się dodatkowa pętla giga jechałem już samotnie - w sumie mogłem cisnąć w terenie tak jak chciałem :) Po wjechaniu na pętlę, która zarówno Megowców, jak i Gigowców prowadziła na metę to zaczęło się dublowanie tych wolniejszych Megowców, a przejeżdżając obok domków letniskowych dostawaliśmy oklaski od miejscowych - fajnie :) Ostatnie 20 km trasy było ciekawe - niezłe podjazdy i zjazdy, aż sam się zdziwiłem że w tamtych rejonach są górki :) Oczywiście prawie wszędzie wjechałem bez zsiadania, nawet raz ktoś siedział mi na kole, z łatwością na koncówce jednego dłuższego podjazdu odskoczyłem i na krętym zjeździe znacznie odjechałem :)
Pisałem że "prawie" - tak, w jednym miejscu moim oczom ukazał się ... ok. 200m podjazd na oko 30% nachylenia - byłem w lekkim szoku i ... zsiadłem, wprowadzając bika na szczyt :) No i stało się ... na jednym dość szerokim zjeździe po "locie" przez kamień, po raz pierwszy na maratonie złapałem kapcia - było to na 72 km trasy, szybko zjechałem na krzyżówce na pobocze i do roboty, zmiana dętki trwała 6 minut, mogła być szybsza, zbyt krótki wentyl mi utrudniał wciśnięcie pompki. Aha wspomnę jeszcze że zmieniając dętkę bacznie zwracałem uwagę na tych co mnie mijali - Damiana nie zauważyłem, a Mavic nawet podjechał i zapytał czy mam wszystko (dzięki Paweł) :) Po naprawie ruszyłem na podbój mety, niezłym tempem i na ok 7 km przed metą zmęczenie i puste bidony dały znać, na każdym z trzech bufetów nie zatrzymałem się, sięgając jedynie po wodę i pół banana. Kręcąc ostatnie km po otwartej przestrzeni moje tempo jazdy troszkę spadło i tak już bez szaleństw dotarłem do mety. Całkiem zadowolony, mimo kapcia. Damian przyjechał za mną po 1 min i 46 sek.
95/180 - open GIGA
31/65 - M3
Gdzieś na początku trasy, jak zwykle tłoczno
Ściganina w niezłych tymanach kurzu ...
Nieźle cisnę, cisnę :)
Co do trasy - dokładnie była taka jak napisał organizator, czyli trasa szybka z częstymi leśnymi podjazdami i zjazdami, malutko asfaltu, no i z dość wymagającą, mocno pagórkowatą końcówką, czyli podobnie jak w mojej Murowanej Goślinie u Golonki.
Kategoria maratony, dzień wyścigowy
Niedziela, 2 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 19
Dane wyjazdu dotyczą tylko samego wjazdu na szczyt od startu.
Na ten najbardziej prestiżowy Uphill na najwyższy szczyt moich ulubionych górskich terenów (Karkonoszy) oczekiwałem z niecierpliwością :)
W końcu nadszedł dla mnie ten czas. Po raz drugi przyszło mi się zmierzyć ze Śnieżką :)
Przed startem wyznaczyłem sobie najważniejszy cel – poprawić swój ubiegłoroczny czas wjazdu (wynosił 1:31).
Motywacja była większa, bo na te zawody wybrał się Damian więc kolejna okazja do rywalizacji :)
Tegoż dnia w Karpaczu pogoda była słoneczna i upalna. Organizator wyznaczył limit 500 osób … ale i tak wystartowało ponad 530 bikerek i bikerów – widać że popularność tego Uphillu rośnie (w zeszłym roku na szczyt wjechało 460 osób) …
Kręcąc się rozgrzewkowo spotkałem znajomego z wyprawy – Pawła, jak i poznałem kolejnego bikestatowicza – Piotra z Gliwic, który podobnie jak ja i DMK77 startował w koszulce BS-owej :)
Na miejscu startu w centrum Karpacza ustawiliśmy się na krótko przed 12-tą. Ja i Damian stanęliśmy w połowie stawki. Nastąpił start … jakoś wolno wszyscy ruszyli – głównie przez dość wąską bramkę, na której zaczyna się pomiar czasu. No i jazda do góry – najpierw spoczko, a po chwili naciskałem mocniej na pedały i powoli zacząłem wyprzedzać, jak i mnie Ci szybsi też wyprzedzali … Po kilku asfaltowych km-ach wyprzedził mnie Damian – od razu dotarło do mnie że jest ode mnie mocniejszy na podjazdach, no cóż zobaczymy … :)
Gdy skończył się asfalt to wiadomo … zaczęła się prawdziwa wspinaczka po słynnej już wyboistej kostce biegnącej na sam szczyt. Jakoś przez jakiś czas nie mogłem złapać swojego tempa – ciężko było, jednak, jak na twardziela przystało mocno do góry kręciłem i starałem się trzymać w zasięgu wzroku Damiana. W końcu tuż przed Polaną (1067 m) złapałem swój rytm, tam też zostałem wyprzedzony po raz ostatni i wziąłem się za solidną podjazdową robotę :) Stawka nieźle była już rozciągnięta, miałem dużo swobody na trasie. Po dotarciu do Strzechy Akademickiej zdziwiłem się troszkę bo tam był … bufet (z zeszłym sezonie nie było) – w ruchu chwyciłem jedynie wodę. W miarę zbliżania się do Równi pod Śnieżką zauważyłem że Damian mi znikł z pola widzenia … nie było powodu do obaw, bo na jedynym, niezłym i bardzo wyboistym zjeździe (52 km/h) prawie Go dogoniłem i od tamtej chwili zaczął się atak na samą Śnieżkę i … fascynująca rywalizacja między DMK77 a JPbike :) – jechałem tuż za Nim. Co chwilkę Damian starał się mi uciec, rozpędzał się na stojąco – a ja nie dałem mu za wygraną, trzymałem się mocno jego pleców :) Obaj mieliśmy wspaniały doping i oklaski ze strony turystów :) Na samej morderczej końcówce, na kilka metrów przed metą zauważyłem że Damian zsiadł z rowerka, szybko i dosłownie resztkami sił wbiegł z rowerem na metę … a ja chwileczkę po Nim oczywiście wjechałem na Śnieżkę (1602 m) bez żadnego zsiadania :) Na mecie okazało się że przegrałem z DMK77 rywalizację o … 9 sekund :)
No i poprawiłem swój ubiegłoroczny czas wjazdu: 1:23:45 … czyli lepszy o 8 minut – więc główny cel, jaki sobie wyznaczyłem - został osiągnięty !
Na szczycie po posileniu się, zarówno ja i Damian mieliśmy powody do radości … obaj już wiemy że za rok znów będziemy się wspinać :)
172/533 - open
38/140 – M3
JPbike na starcie Uphillu :)
I Damian … wszyscy tryskają humorem :)
Na fascynującym ataku na szczyt … DMK77 próbuje mi uciekać … :D
Fajnie … że udało mi się sięgnąć po aparacik i uwiecznić tą chwilę :)
Świeżo po rywalizacji … twardziele z medalami :)
Oto mój medal :)
Wielki JPbike na Śnieżce :) Satysfakcja na szczycie OGROMNA !
W końcu nastapił zjazd … z Karkonoskimi arcywidoczkami :)
Poza tym na szczycie miał miejsce bardzo romantyczny akcent – pewien chłopak … oświadczył się swojej dziewczynie – obaj oczywiście też brali udział w Uphillu … i para dostała brawa od wszystkich niemal uczestników … Pięknie było :)
Dzięki Damianie za fantastyczną rywalizację i … czekam na następny pojedynek :D
Kategoria w górach, Uphill race, wysokie szczyty, dzień wyścigowy
Sobota, 1 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 4
Ten start u Grabka miałem zaplanowany na 100% - termin i lokalizacja doskonale pasowały mi na spędzenie weekendu w Karkonoszach i Izerach, zwłaszcza że dzień po tym maratonie organizator zaplanował Uphill na Śnieżkę :)
Do Świeradowa Zdrój przyjechałem z kempingu w Miłkowie, wraz z Damianem, który przyjechał tutaj, by zaliczyć swój pierwszy start u Grabka. Przed startem ustaliliśmy że pojedziemy na Mega (planowaliśmy Giga) – głównie dlatego aby nie zmęczyć się bardzo przed jutrzejszą wspinaczką na Śnieżkę :)
Wspaniała, słoneczna pogoda i stosunkowo niski stopień trudności trasy przyciągnęły na start ponad 920 zawodniczek i zawodników. Tutaj po raz pierwszy wystartowałem w kompletnym stroju BikeStats ... no u Grabka startuję pod tym szyldem :)
Po przypięciu numerków udaliśmy się na krótką rozgrzewkę na niezły podjazd w okolice dolnej stacji kolejki gondolowej
Po ustawieniu się w sektorach (ja w 3-cim, Damian w ostatnim) po 11-tej nastąpił start – najpierw kilkaset metrów lekko w dół i od razu nastąpił początek długiego na ok. 10 km ciężkiego, asfaltowego podjazdu prowadzącego na Łącznik (1066 m), zanim tam wjechałem po drodze był krótki szutrowy zjazd. Sam podjazd pokonałem w większości na środkowej tarczy korby, od czasu do czasu rozkoszując się pięknymi widoczkami :) Co do wyprzedzania … w sumie do połowy podjazdu mnie kilkunastu wyprzedziło, a w drugiej połowie to już szło mi lepiej … rozkręciłem się :) Po osiągnięciu szczytu nastapił niezły szutrowy zjazd – szybko i bez szaleństw zjechałem do Polany Izerskiej (965 m) , po chwili znalazłem się na pięknej Hali Izerskiej – tam była jedyna na trasie przeprawa przez potok - przejechałem przez wodę, a inni albo podobnie, albo wybrali mostek z bali … Nastepnie była ciągła i szybka jazda przeważnie po pagórkowatym górskim terenie na znacznej wysokości na przemian szutrem i asfaltem przez las i Polanę Jakuszycką – w zasadzie praktycznie cały czas utrzymywałem swoją pozycję i tempo jazdy, często tworzyły i rozpadały się paroosobowe grupki. Po (ponownym) dotarciu do Polany Izerskiej zaczął się zjazd wprost do mety … najpierw asfaltowy na którym pobiłem swój maratonowy rekord prędkości – 73.88 km/h … po chwili nagle nastąpił fajny, singletrackowy zjazd z zakrętami po korzeniach i kamieniach – jedyny techniczny odcinek na trasie … i w końcu asfaltowy zjazd wprost do mety.
93/496 open MEGA
30/162 M3
Z wyników jestem zadowolony, sektor trzeci utrzymałem.
Mój następny start u Grabka – w Poznaniu (6 września).
No i jeszcze trzeba opisać trasę: była to jedna z najłatwiejszych górskich tras - stosunkowo dużo asfaltu, szerokie i przyjemne szutry, jeden singletrack na zjeżdzie, dużo pięknych widoczków na Góry Izerskie … po prostu maraton dla każdego.
Relacja Damiana z tegoż bikemaratonu – KLIK.
Ja z organizatorem – Maciejem Grabkiem :)
W akcji na izerskim szutrze ...
Kategoria maratony, w górach, Bike Maraton, dzień wyścigowy
Sobota, 4 lipca 2009 • dodano: 05.07.2009 | Komentarze 10
Kolejny start w golonkowym cyklu … pełna nazwa tej edycji brzmiała: Krynica Adventure Race – to wypadało wystartować, koniecznie na giga po przygodę :)
Motywacja była większa bo na te zawody zjechała ekipa Dampersów na górski debiut, czyli Damian i Czarek, oraz wraz z Nimi Arek – więc okazja do porównania formy … :)
Pobudka o 7-mej, krzątanina śniadaniowo – sprzętowa i po 9-tej i zjechaliśmy z noclegowni na miejsce startu … Damian zaliczył glebę na mokrym asfalcie … W sektorze (trzecim) wszyscy ustawiliśmy się spokojnie i w połowie. Start nastąpił krótko po 10-tej, początkowo kręciliśmy lekko w dół po ulicy, by po chwili skręcić na podjazd (czerwony szlak) … tak jak myślałem – tam zaczęła się powolna selekcja. Zarówno Damiana, Czarka miałem tam w zasięgu wzroku, nie było sensu od razu atakować, zresztą całą trasę już przejechałem (klik1, klik2) :) Na tym pierwszym podjeździe jakoś nie mogłem złapać swojego rytmu … Po chwili wyprzedziłem Czarka, a następnie na pierwszym zjeździe Damiana … i tak już zostało do mety :) Nastapił trudny, błotnisty zjazd, zaszalałem trochę, parę osób wyprzedziłem i gdzieś Arka minąłem. Po chwili okazało się że pętla została skrócona w stosunku do tej co była naszkicowana na mapie (pewnie przez ilość błota – w nocy padało i na dwie godziny przed startem też na krótko spadł deszcz). Po zjeździe nastąpił początek długiego podjazdu na najwyższy punkt trasy: Jaworzynę (1114m). Arek mnie tam wyprzedził. Na tym podjeździe złapałem swój rytm i bez większego zmęczenia wjechałem na szczyt. Potem krótki zjazd do krzyżówki czerwonego z niebieskim i zaczął się długi, leśny zjazd, najpierw spoczko, a następnie … mega błotnisty, koła zapadały na 10 cm głębokości … o dziwo nieźle tam mi poszło i kilku na takiej trudnej nawierzchni wyprzedziłem. Po chwili był krótki, acz stromy podjazd i pojawił się żółty szlak, który biegł przez górne patrie … gdzieś tam na krótkim zjeździe znów Arka wyprzedziłem. W momencie, gdzie zaczynał się zjazd do Krynicy – pętla giga łączyła się z … mini i zacząłem ostre dublowanie Mini-owców. I stało się coś na szczęście niegroźnego - na zjeździe wpadłem w koleinę i lot przez kierownicę (chyba przy 35 km/h), wylądowałem wprost twarzą w błoto, na moim nosie pojawiła się ryska :) Po chwili jeszcze jedną błotną glebkę zaliczyłem. Po zjechaniu do Krynicy nastąpił początek kolejnego podjazdu biegnącego żółtym szlakiem na 864 metrowy szczyt (Huzary), gdzie znajduje się rozjazd giga, mega i mini. Zanim tam dotarłem (błotniście oczywiście), zaczęły się problemy z klejącym się do najmniejszej zębatki korby łańcuchem, nauczony doświadczeniem ze Szczawnicy, zabrałem ze sobą smar – w sumie trzykrotnie na całej trasie powtarzałem tą czynność … Podczas króciutkiego postoju i pierwszego smarowania znów (i po raz ostatni) Arek mnie wyprzedził. Techniczny zjazd do Tylicza pokonałem bez szaleństw. Jadąc przez Tylicz asfaltem uformowała się pięcioosobowa grupka i tak zajechaliśmy do skrętu na drogę z betonowych płyt. Natomiast szutrową drogę, po której była masa przejazdów przez strumyki (w tym jeden o głębokości ponad suport) pokonywaliśmy w pojedynkę – wszyscy swoim tempem. Przed kulminacją kolejnego podjazdu (pobliże Ostrego Wierchu, 938m) nastąpiła niesamowita, kamienista stromizna i wszyscy wprowadzali tam swoje rumaki. Ja niosłem swojego na plecach :) Kolejny techniczny zjazd - bez szarżowania pokonałem i dotarłem do wschodniego krańca całej trasy. Wtedy zacząłem powoli czuć, że ubywa mi sił. Dobrze, że na giga były cztery bufety – na każdym się zatrzymywałem i wcinałem coś, co się dało. Kolejny długi podjazd biegnący czerwonym szlakiem pokonywałem już wolnym tempem, byle by mi starczyło mocy na osiągnięcie mety na przyzwoitym wyniku. Po wjechaniu pojawił się długi zjazd, szeroki i szutrowy – zjechałem prawie bez kręcenia korbą. I znalazłem się w Izbach wraz z innym Dampersem (Łukaszem), który mi przez jakiś czas towarzyszył. Znów podjazd – tym razem kamienisty i tradycyjnie już błotnisty, w górnej części tegoż podjazdu przez błoto, które powodowało ciągły uślizg tylnego koła – wprowadzałem bika. Po zjeździe bez szaleństw do Mochnaczki Niżnej kolejny podjazd, asfaltowy i dość stromy. Potem skręt na żółty szlak – ten sam, biegnący do miejsca rozjazdu. Po wjechaniu na szczyt - zjazd w kierunku Góry Parkowej. Ja, przywyknięty do tych golonkowych końcówek spodziewałem się kolejnych niespodzianek – i też tak się stało :)
Organizator urządził tam niezłą pętelkę typu XC, a ja w nogach miałem tyle długich wspinaczek i jechałem już na resztkach sił. Właśnie na stokach Góry Parkowej sporo ze mną się działo - pierwszy tamtejszy bardzo stromy zjeżdzik zjechałem bez problemów, następnie był podjazd po torze saneczkowym – znów przez błotko i zmęczenie fragment wprowadzałem, i wreszcie zjazd do mety, na niesamowicie stromym, trawiastym i śliskim downhillu wyskoczyła mi z mocowania do ramy linka tylnego hamulca … i od razu efektowne OTB :) Po chwili jeszcze trzy wywrotki zaliczyłem – bilans: kolejne rysy na nogach i łokciach. W końcu osiągnąłem metę :)
Po mecie chwilę odpocząłem, udałem się na spotkanie z Karoliną i Darkiem – Oni widząc mnie i mój rower totalnie uwalonych byli pod giga wrażeniem :)
Po tradycyjnym, serwowanym przez organizatora makaronie to już jazda do noclegowni i mycie rowerów z masy błota.
83/142 - open GIGA
28/54 - M3
Wynik dla mnie całkiem przyzwoity i prawie identyczny jak w Szczawnicy :)
Podsumowując – dla mnie był to jak do tej pory najcięższy giga maraton, tyle długich podjazdów, masa błota, dużo technicznych zjazdów …
Jednym zdaniem: na całej trasie wszystko było, by w pełni poczuć się prawdziwym MTB-owcem :)
Sektor trzeci, luzik w oczekiwaniu na start
Na jednym z pierwszych zjazdów - jak widać korzennym :)
To już w górnych patriach w drodze na Jaworzynkę ...
Impresja zjazdowa :)
Damian, Arek, Ja i Czarek twardziele po zawodach :)
Kategoria maratony, w górach, MTB Marathon, dzień wyścigowy
Niedziela, 28 czerwca 2009 • dodano: 30.06.2009 | Komentarze 8
Do Krakowa zajechałem wprost z Bike Orientu o północy. Pobudka o 6:30, śniadanie i przed 10-tą rozgrzewkowa jazda w lekkiej mżawce na Błonia skąd startuje bikemaraton.
Po dobrym wyniku w Boguszowie – Gorce przypadł mi trzeci sektor z siedmiu :) W sektorze, którym się ustawiłem - luzik :) Przez tydzień w Krakowie często padało – nie przeszkodziło to w pojawieniu się ponad 1000 zawodniczek i zawodników.
Start punktualnie o 11-tej, na początek przejazd przez trawę, o miękkiej i nierównej nawierzchni, by po chwili pokonać pierwszy podjazd w okolice Kopca Kościuszki – tempo jazdy miałem identyczne jak inni, właśnie widać było same plusy klasyfikacji sektorowej. Po chwili wpadamy do Lasku Wolskiego i zaczęła się błotna zabawa :) A dla mnie bojowy test 2.25 calowych NN-ów (spisały się tak jak powinny) Po 12-km zostaję poinformowany, że mój numerek startowy na plecach trzyma się jedynie na dwóch dolnych agrafkach, szybko zdecydowałem, że poprawię na najbliższym bufecie. Dojeżdżając do pierwszego bufetu wycisnąłem na krótkim asfaltowym odcinku v-max, i na bufecie postój - panienki poprawiły mi mocowanie numerka z chipem :) Pogoda zaczęła się poprawiać. A następnie tyle się działo w mocno interwałowym, leśnym terenie z błotem w roli głównej - niemal wszystkie króciutkie stromizny były ciężkie, śliskie i wprowadzania nie brakowało. A zjazdy - większość dało się zjechać, sporo mnie zarzucało, dobra technika jazdy była górą. Aha … wspomnę że po 20 km wyprzedził mnie Nicram … a startował z ostatniego … szacun i zastanawiałem się chwilę czy mam spadek formy :)
Co do wyprzedzania to raczej niewiele było, w sumie kilkanaście osób na całej trasie wyprzedziłem a mnie głównie kozactwo z niższych sektorów wyprzedzało.
Na drugim i trzecim bufecie zaliczyłem ultrakrótki stop and go (banan i izotonik). Końcówka to nadal mocne interwały – w tym był (po 50 km) jeden bardzo stromy zjeżdzik – potknąłem się i tam jedyną glebkę zaliczyłem. Dobijając do mety kręciliśmy po wale … momentem strasznie wyboiście było i w końcu ponowny przejazd przez trawę na Błoniach i cisnąłem do mety :)
Po zawodach ustawiłem się w kolejce do myjni i czekałem tam … prawie półtora godziny, odpoczywając sobie i poznałem Przemka i Daniela, miejscowych bikestatowiczów, którzy też startowali i troszkę pogadaliśmy sobie :)
121/573 open MEGA
30/161 M3
Gdzieś w lesie ... błotna zabawa :)
Ilość błota powodowała ... no widać :)
Na ostatnich metrach, niezły wycisk daje z siebie ...
Puls – max 175, średni 157 (pulsometr często wieszał się)
Kategoria maratony, Bike Maraton, dzień wyścigowy