top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19097.61 km (w terenie 8931.00 km; 46.77%)
Czas w ruchu:1138:25
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:248850 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:294
Średnio na aktywność:64.96 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • dystans : 14.22 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 00:42 h
  • v średnia : 20.31 km/h
  • v max : 47.16 km/h
  • podjazdy : 67 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Zjazd ze Śnieżki

    Sobota, 31 sierpnia 2019 • dodano: 03.09.2019 | Komentarze 0


    ... w pilotowanej kolumnie do centrum Karpacza.





  • dystans : 14.48 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:13 h
  • v średnia : 11.90 km/h
  • v max : 55.27 km/h
  • hr max : 171 bpm, 97%
  • hr avg : 161 bpm, 91%
  • podjazdy : 1046 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Rowerem na Śnieżkę

    Sobota, 31 sierpnia 2019 • dodano: 01.09.2019 | Komentarze 5


    Kolejna edycja charytatywnego wyścigu „Rowerem na Śnieżkę“ organizowanego przez Rotary Club. Dla mnie to drugi z rzędu start w takiej wspinaczce pod hasłem „Pokonaj siebie, pomóż innym“.

    Do Karpacza wpadłem na kilka dni - trochę górskiego kręcenia i spacerów zaliczyłem.
    Rok temu pogodę w trakcie wyścigu mieliśmy niefajną rowerowo - deszcz, mgła i chłód, natomiast tym razem aura w Karkonoszach aż nadto dopisała - piękne słońce, ponad 25°C (w centrum Karpacza), do tego cała masa górskich super widoczków.

    Po odbiorze pakietu startowego i zrobieniu parokilometrowej rozgrzewki czas ruszyć w pilotowanej kolumnie spod biura zawodów na główny deptak, ustawiłem się w 1/3 stawki, troszkę oczekiwania i punkt 11-ta odpalili prawie 300 osobowy peleton.
    Na początek prawie 5 km asfaltowy podjazd główną ulicą, skręt w stronę Orlinka i miejsce zaburzenia grawitacji, krótki zjazd, ponownie podjazd i skręcamy na te sławne, w dużej mierze paskudne i nierówne bruki prowadzące na sam szczyt Śnieżki.
    Jadąc tędy po asfalciku dość dobrze mi się podjeżdżało - cały czas powoli, acz systematycznie wyprzedzam rywali. Po wjechaniu na Wang i wpadnięciu na teren KPN dość szybko okazuje się że znalazłem się w swoim miejscu stawki, nie wiem tylko czy to grupa top 20, czy top 40. Jak zwykle te wspomniane bruki nie ułatwiały sprawy w sprawnej wspinaczce - prędkość mam raz mniejszą, raz większą, staram się wybierać odpowiedni tor jazdy. Tasuję się wtedy z paroma rywalami. Na Polanie (1067 m) orgi postawili mini bufet - wziąłem, wypiłem i wylałem na siebie butelkę wody, bo pełne słońce chwilami dawało mi w kość na tym podjeździe z nachyleniem rzadko spadającym poniżej 11% (max 19%). Wypada wspomnieć że cały czas mijamy masę turystów udających się pieszo na szczyt - ci kulturę mają na dobrym poziomie i większość nas dopinguje oklaskami. Po dotarciu do Strzechy Akademickiej (1258 m) przed nami niezła ściana do pokonania - dopiero tam użyłem „młynka“ (32/50), no i nie wiem jak to się stało że tuż przed zjazdem do Przełęczy pod Śnieżką (1394 m) przyspieszyłem i bez problemów wyprzedziłem dwóch rywali. Natomiast ów krótki zjazd do Domu Śląskiego dostarczył mi dużo miłych wrażeń - nie dlatego że szybko i sprawnie zjechałem, ale z racji ogromnej liczby turystów i ich oklasków, do tego sporo osób cykało mi fotki :)
    No i został jeszcze do pokonania decydujący dwukilometrowy atak szczytowy. Przed rozpoczęciem tegoż ataku doszedłem kolejnego rywala - a ten widocznie nie zamierzał się łatwo poddać, zatem cisnęliśmy pod górę łeb w łeb i mając przy tym gorący doping z oklaskami od turystów :). Na jakieś 500m przed metą udaje mi się wyprzedzić rywala (z M50) i jeszcze urwać parę cennych sekund, po czym cisnę pod górę na tej paskudnej nawierzchni tak mocno na ile mój power w nogach pozwala i sprawnie wjeżdżam na końcową kreskę.

    18/277 - open
    7/106 - M40

    Wynik oczywiście mnie miło zaskoczył, niezły ze mnie góral z Wielkopolski :)
    Czas podjazdu - 1:13:15 godz - w porównaniu do zeszłego roku poprawiony o ponad 2 minuty
    Strata do zwycięzcy (Łukasz Derheld) - 17:11 min, do M40 (Dawid Duława) - 9:05 min

    Foto by Paulina Hekman.
    Dla takich chwil warto trenować i dać z siebie sporo :)
    Dla takich chwil warto trenować i dać z siebie sporo :) © JPbike

    Na szczycie pełno turystów i rowerzystów, przyjemna temperatura, masa super widoków, pogadałem z kolegami, jedna pani bardzo chciała mieć ze mną fotkę :). Po czym zjechałem do Domu Śląskiego, gdzie był bufet i po jakimś czasie w pilotowanej kolumnie zjechaliśmy do Karpacza. To był super dzień z dużą ilością miłych wrażeń :)





  • dystans : 43.71 km
  • teren : 25.00 km
  • czas : 02:42 h
  • v średnia : 16.19 km/h
  • v max : 49.89 km/h
  • hr max : 157 bpm, 89%
  • hr avg : 122 bpm, 69%
  • podjazdy : 1201 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Okrajowa rozgrzewka przed Śnieżką

    Piątek, 30 sierpnia 2019 • dodano: 30.08.2019 | Komentarze 2


    Dzień urlopu - skoczyłem do Karpacza, by 31.08 zdobyć na rowerze Śnieżkę :)
    Nazajutrz w Karkonoszach piękna pogoda - czas zrobić górską rozgrzewkę bez technicznych fajerwerków. Padł pomysł na terenowo-asfaltowy podjazd przez Kowary na Przełęcz Okraj z dodatkiem atrakcji w postaci tunelu na nieczynnej linii kolejowej (Kowary - Kamienna Góra), oraz wjechaniem na górę Rudnik (skusiła mnie tablica z punktem widokowym). Powrót z Okraju terenowy - tym razem odpuściłem zjazd hardcorową Tabaczaną Ścieżką na rzecz szerokich trawiasto - kamienistych szuterków. Udana prawie trzygodzinna górska przejażdżka z widoczkami.

    Karkonoski widoczek. Pięknie tam :)
    Karkonoski widoczek ze Śnieżką w tle © JPbike

    Przejazd przez Kowary - miasto z potencjałem
    Przejazd przez Kowary - miasto z potencjałem © JPbike

    Udało mi się dotrzeć do starego torowiska
    Udało mi się dotrzeć do starego torowiska © JPbike

    Od dawna chciałem zobaczyć ów długi tunel - po wejściu do środka adrenalinka skoczyła
    Od dawna chciałem zobaczyć ów długi tunel - po wejściu do środka adrenalinka skoczyła © JPbike

    Światełko w tunelu :)
    Światełko w tunelu :) © JPbike

    Widoczek znad torowiska. Szkoda że pociągi tędy nie kursują
    Widoczek znad torowiska. Szkoda że pociągi tędy nie kursują © JPbike

    Chwilowa wizytacja w Rudawach Janowickich
    Chwilowa wizytacja w Rudawach Janowickich © JPbike

    Góry, góry, góry :)
    Góry, góry, góry :) © JPbike

    Punkt widokowy na szczycie Rudnika (853 m)
    Punkt widokowy na szczycie Rudnika (853 m) © JPbike

    Kolejny raz na Okraju. Czas zjechać terenowo do Karpacza
    Kolejny raz na Okraju. Czas zjechać terenowo do Karpacza © JPbike



    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 79.15 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 05:05 h
  • v średnia : 15.57 km/h
  • v max : 52.97 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 147 bpm, 83%
  • podjazdy : 2704 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton - Karpacz

    Niedziela, 25 sierpnia 2019 • dodano: 26.08.2019 | Komentarze 3


    Duża ilość zaliczonych wyścigów w jakich startowałem przez ponad 11 lat w Karpaczu spowodowała że karkonoskie tereny stały się dla mnie drugim domowym podwórkiem - z przyjemnością zamieszkałbym tam na resztę swojego życia :)

    Nie inaczej było w tym sezonie - gdy tylko Grabek podał kalendarz maratonów to od razu się zapisałem i cierpliwie czekałem na dzień startu. Pierwotnie w planach był parodniowy pobyt w tymże górskim kurorcie - nie wypalił i pozostał mi bezpośredni solowy dojazd.
    Troszkę za późno wyruszyłem z domu, do tego remonty dróg przed Jelenią Górą - w efekcie do Karpacza dotarłem na zaledwie 20 minut przed startem królewskiego dystansu. No to szybki wskok w teamowe portki, szybkie ogarnięcie sprzętu i jazda na miejsce startu. Na główny deptak dotarłem... na niecałe 3 minuty przed ruszeniem stawki giga...

    Udało się przybić piątkę ze Staszkiem z mego teamu i dawno nie widzianym Grześkiem z SCS OSOZ i od razu jazda pokonać 76 km giga trasę z 2700 m przewyższeniem. Startowałem oczywiście z samego końca.
    Na początek doskonale znany wszystkim parokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego. Jest szeroko i od razu można cisnąć swoje - rzeczywiście od razu zacząłem wyprzedzać kolejnych i stopniowo przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Tętno oczywiście nieźle pikało jak na brak rozgrzewki przystało :) Co ciekawe - podjeżdżało mi się dość dobrze że strava zarejestrowała na tym odcinku moje Personal Record :)
    Po podjechaniu kierujemy się na zjazd zielonym do Borowic - z pominięciem małego hardcorowego fragmentu. Sprawnie zjeżdżając tędy po sporych kamieniach zaskakuje mnie ilość mijanych defekciarzy - podobno doszła do 10 sztuk (!). Po tym wjezdżamy na zalesione karkonoskie stoki i czas pokonać dwukrotnie 30 km rundę z 1100 m przewyższeniem. Na podjeździe pod Grabowiec zauważam że jadę bez rękawiczek - są w kieszonce, więc je zakładam w ruchu, jak i mijam robiącą chwilowy pit stop Michalinę Ziółkowską, która po chwili mnie wyprzedza (później jeszcze parę razy się tasowaliśmy, co mnie dziwiło). Wytyczona trasa mnie zaskakuje - większość odcinków zarówno podjazdowych, jak i zjazdowych jest dla mnie nowych - wszystkie są fajnie poprowadzone, szczególnie w pamięci mocno utknął mi gruby zjazd z chyba najlepszym widokiem na cały Zbiornik Sosnówka.
    Jadąc dalej i po wyprzedzeniu paru kolejnych rywali (m.in. Jana Zozulińskiego w koszulce Mistrza Polski) dochodzę do wniosku że właśnie dotarłem do swojego miejsca w stawce.
    Przed pierwszym bufetem kolejne i miłe zaskoczenie - dogoniłem Mistrzynię Polski w przełajach - Basię Borowiecką, a ta pare kilometrów dalej mnie porobiła na podjeździe i na mecie włożyła mi 6 minut, zajmując 4 miejsce w Elicie Kobiet.
    Kręcąc dalej raz podjazdowo, raz zjazdowo trzeba było nieźle się napracować mtbowsko by utrzymać miejsce, nie było mi łatwo, raz zyskałem, raz traciłem, szczególnie na tych nowych i nieznanych mi odcinkach. Na wyboistym zjeździe zauważam że zgubiłem dętkę przymocowaną do prętów siodełka opaską zaciskową - no pięknie, w przypadku złapania kapcioszka pewnie miałbym DNF. W pewnym miejscu zaskoczyła nas solidna i długa ściana podjazdowa (max 27%), do tego z ciężką leśną nawierzchnią - dla mnie udanie podjechana na przełożeniu 32/50. Po dotarciu do drugiego bufetu tankuję bidon i czas pokonać sławny szutrowy podjazd Drogą Chomontową - jedzie mi się dobrze, choć wspomniana Michalina mnie wyprzedziła na identycznym przełożeniu, tyle że z większą kadencją, e tam, zresztą ja też na tym ciężkim i długim podjeżdzie coś zyskałem - poprawiłem swoje Personal Record (wg. stravy) i na szczycie doszedłem dwóch rywali.
    Po podjechaniu czas na długi zjazd - myślałem że będzie ponownie zielony do Borowic, nic z tego - wytyczyli coś nowego i łatwiejszego - zjazd po szerokim, szutrowo-trawiastym dukcie, jedynie na końcowym fragmencie był wspomniany zielony szlak. Po tym zrobiło się troszkę tłoczno na trasie, bo Giga napotkała na tych z najkrótszych dystansów (Classic i Fun).
    Po minięciu tabliczki „Giga II runda“ to następuje ponowne parcie po nowo poznanych duktach - jedzie mi się ciut lepiej bo wiem czego się spodziewać na trasie, no i udaje mi się pokonać trzech rywali z giga, jak i zaczynamy wyprzedać tych z Mega (trwało to do mety). Troszkę martwiło mnie to że za mało żeli zabrałem (4 sztuki) i skończyły się po trzech godzinach górskiej jazdy, do tego doszły skurcze obu nóg. Po dotarciu do ostatniego bufetu, tuż przed ponownie pokonywaną Chomontową robię pit stop i wcinam trochę owoców - pomogło, choć straciłem dwie pozycje. Ów długi podjazd atakowany po raz drugi dość sprawnie wszedł, zanotowałem czas podjazdu o półtorej minuty gorszy od pierwszego.
    Ponowny długi zjazd, ponownie chwilowa walka ze skurczami, mijam tabliczkę „5 km do mety“ - okazuje się że orgi nieźle i prawdziwie MTBowsko ułożyli końcówkę, bo jeszcze kilka podjazdów, jak i parę technicznych zjazdów się znalazło. I tak w końcu po pięciu godzinach górskiej jazdy wpadam na metę ulokowaną oczywiście na głównym deptaku w Karpaczu.

    52/77 - open giga
    11/19 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1:22:25 godz, do M4 (Andrzej Poczopko) - 1:04:41 godz.
    Straty oczywiście spore, czołówka to górna półka. Ja jestem zadowolony z dobrego 5h górskiego treningu :)

    Foto by Kasia Rokosz i Datasport.
    Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :)
    Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :) © JPbike

    W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :)
    W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :) © JPbike

    Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :)
    Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :) © JPbike





  • dystans : 56.73 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 03:51 h
  • v średnia : 14.74 km/h
  • v max : 49.53 km/h
  • podjazdy : 2143 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 5

    Piątek, 2 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 5


    Głuszyca - Łomnica "Nitro"

    No i nadszedł finałowy dzień pięciodniowej etapówki. Zatem pobudka, śniadanie i z dobrym samopoczuciem ruszam na parokilomertową rozgrzewkę, po tym czas na start ostatniego etapu, ponownie ze stadionu w Głuszycy.
    Po wystartowaniu mamy parokiometrowy łagodny asfaltowy podjazd - jadąc tędy stopniowo się rozkręcam i też stopniowo się przebijam do przodu, by po wjechaniu w teren i osiągnięciu granicznego zielonego szlaku (raz do góry, raz w dól) rozpocząć jazdę w swojej części stawki, ale okazuje się że jedzie mi się dość dobrze i w dalszym ciągu kogoś doganiam i wyprzedzam, zresztą na ten etap zabrałem aż 6 żeli Unit i pilnowałem siebie by w odpowiednim czasie je spożywać. Był tam dość długi super singiel po stromym zboczu i z bardzo stromą ścianą zjazdową - zaszalałem tam i kilka pozycji wyżej zdobyte. Po zjechaniu czas na podjazd (pokonany sprawnie) w stronę ruin zamku Rogowiec - głównie szeroki szuter. Po tym również szeroki i bardzo szybki zjazd do asfaltu w Rybnicy i kolejny podjazd, na którym stwierdzam że tegoż dnia jestem w dobrej dyspozycji, bo ciągle kogoś doganiam i wyprzedzam. Po podjechaniu i zjechaniu kawałka wpadamy na najlepszy odcinek całej trasy - długi singiel poprowadzony też po stromym zboczu (Rybnicki Grzbiet) - ponoć na majówce też tędy kręciłem z micorem, tyle że w przeciwnym kierunku. Ależ to była frajda MTB, ale i trzeba było się nieźle skupiać na tym krętym odcinku, by nie spaść w przepaść. Po zjechaniu pitstopik na zatankowanie i kolejna długa jazda pod górę, najpierw asfalcikiem przez Grzmiącą, po czym terenem - dogoniłem paroosobową grupkę i pocisnąłem dalej sam. Od czasu do czasu kontrolując sytuację za mną - pewien dobrze podjeżdżający, ale słabo zjeżdżający Czech mocno mnie naciskał na utrzymanie mocnego tempa. Trochę techniczny zjazd i wpadamy na podjazd na najwyższy punkt trasy - toczyłem tędy podjazdowy bój z wspomnianym Czechem - prawie do samego szczytu udało się wjechać przed nim i jeszcze dogoniłem 2 gości jadących w parze, ale i tak ów wysiłek sporo mnie musiał kosztować. Pora na stromy i arcytechniczny zjazd z ostrymi zakrętasami - dupa za siodełko, początkowy fragment zjeżdżam, po czym luźna kamienista nawierzchnia powoduje że zaliczam pełno uślizgów, jedną glebkę i resztę tego hardcora schodzę. Na dole bufet i czas na ostatni podjazd - jedzie mi się już ciężej, tracę kilka pozycji. Docieramy do powtarzalnego z początku trasy - fajnego singla po stromym zboczu ze stromą ścianą zjazdową - sprawnie pokonaną. Na koniec już tylko szybki asfaltowy myk w stronę mety, nie cisnąłem w trupa, bo znam doskonale moje miejsce w stawce, pozwoliłem się wyprzedzić zwycięskiej parze mixowej (z Nowej Zelandii), po czym z radochą wjeżdżam na końcową kreskę. Moja trzecia w karierze etapówka MTB ukończona :)

    34/121 - open solo
    8/35 - M3

    Tegoż dnia wypadłem najlepiej wynikowo, w generalce 40-latków uplasowałem się na 8 miejscu - zadowolony jestem :)
    Gdyby kompan Drogbas jechał ze mną w parze i tak jak ja to ... w generalce byłoby 2 miejsce w parach Mastersów ...

    Foto by Cykloza i BikeLIFE.
    Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :)
    Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :) © JPbike

    Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil było WARTO się męczyć z pasją w górach :)
    Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil WARTO się męczyć z pasją MTB w górach :) © JPbike





  • dystans : 42.11 km
  • czas : 01:50 h
  • v średnia : 22.97 km/h
  • v max : 51.49 km/h
  • podjazdy : 393 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Po auto do Kłodzka

    Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 0


    Po przekroczeniu mety 4 etapu, posileniu się na bufecie i założeniu suchej koszulki udałem się na tytułowy "rozjazd". Nie było łatwo, szczególnie po takim ciężkim górskim etapie, chwilowy kryzysik był.
    Ale i tak założenie logistyczne zrealizowane - to najważniejsze.



    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 58.26 km
  • teren : 54.00 km
  • czas : 03:54 h
  • v średnia : 14.94 km/h
  • v max : 53.59 km/h
  • podjazdy : 1980 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 4

    Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Głuszyca - Głuszyca "Ultra"

    Po pobudce, śniadaniu, wskoku w kolarskie portki idę po rower i zauważam że w tylnym kole jest mało ciśnienia, zapewne w trakcie poprzedniego etapu (pełno ostrych kamieni na zjazdach) musiałem gdzieś dobić dętkę. Z racji tego że mam jedynie jedną zapasową to od czeskich mechaników kupuję dętkę - w założeniu i napompowaniu mnie wyręczyli - super chłopaki :)
    Przez ten defekcik na miejsce startu, na stadionie w Głuszycy zjawiam się na 15 minut przed odpaleniem stawki - oczywiście powoduje to że ruszam z końca stawki.
    Po wystartowaniu na moje szczęście mamy dość szeroki i długi podjazd, zatem sprawnie przebijam się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Po drodze mijamy m.in jakieś betonowe konstrukcje z czasów ostatniej wojny. Pojawiają się również bardzo strome podjazdy - idzie mi ciężko, z trudem utrzymuję swoją pozycję, a w głowie mam jeszcze straszniejszy profil trasy jutrzejszego etapu - więc decyduję się tegoż dnia jak najbardziej zaoszczędzić trochę powera na finał, nieznacznie zwalniam na podjazdach i pilnuję siebie tak, by nie zajechać się, idzie mi sprawnie i niemal prawie nie tracę zbytnio swojego miejsca w stawce. Docieramy na szczyt Wielkiej Sowy (1015 m) i czas na hardcore dnia - zjazd niebieskim. Nie napiszę jak bardzo musiałem wykazać się swoimi umiejętnościami, by zjechać tamtędy - najpierw straszne korzonki, po czym wąska ścieżka w dół z kamieniami i na koniec długa ściana z nachyleniem... 39% w dół !!! Uff, udało mi się, nawet coś tam zyskałem :)
    Po tym następuje podjazdowa jazda po szerokim szuterku w stronę bufetu na Przełęczy Jugowskiej - całość pokonałem w samotności, tankuję bidon i czas na powtórkę z wczoraj - ponowny wjazd na Wielką Sowę żółtym i bardzo kamienistym szlakiem, z dodatkiem nowego odcinka, dość dzikiego fragmentu i znanego mi z majówki podjazdu po płytach w stronę Koziego Siodła. W trakcie podjeżdżania żółtym zaczął padać deszcz i po raz drugi tegoż dnia zdobywamy Wielką Sowę. Ze szczytu zjeżdżamy w mokrych warunkach zielonym do Sokolca - zjazd średnio trudny i bardo urozmaicony nawierzchniowo. Przestało padać i dokręcamy do Sierpnicy, na ciężki asfaltowy podjazd, kilka osób mnie wyprzedza, ostatni bufet i ponownie powtórka z wczoraj - leśne dukty w rejonie Masywu Włodarza, dopada nas chwilowy deszcz, po czym szybko się wypogadza i na koniec zjazd po szerokim szuterku do mety w Głuszycy.

    46
    /124 - open solo
    10/34 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak
    Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak © JPbike

    Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak
    Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak © JPbike



    KLIK do 5 etapu.




  • dystans : 57.01 km
  • teren : 52.00 km
  • czas : 03:45 h
  • v średnia : 15.20 km/h
  • v max : 57.79 km/h
  • podjazdy : 1950 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 3

    Środa, 31 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Bardo - Głuszyca

    Trzeci dzień etapówki to dość wczesna pobudka, śniadanie i o 8 rano trzeba być gotowym do startu - z racji że ów etap rozpoczyna się w Bardzie to organizator zorganizował autokarowy transport ze Stronia Śląskiego na miejsce startu - podróż trwała godzinkę, odbiór roweru i sporo czasu mamy do startu, więc można powylegiwać się w pięknej pogodzie na przyszkolnym trawniku :)
    Trasa z Barda do Głuszycy jest mi dobrze znana z mego poprzedniego Challenge (3 lata temu). Zatem rozgrzewka, zamieniam kilka zdań z Ritą Malinkiewicz (też jest z drużyny Unit) i czas ustawić się w sektorze, tym razem startowałem z połowy stawki.
    Po ruszeniu najpierw przejazd przez centrum Barda i rozpoczyna się dość szybka jazda po asfalcie i lekko pod górę. Jedzie mi się dobrze, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, by po skręcie w podjazdowy teren znaleźć swoje miejsce w stawce. Następuje dość szybkie pomykanie po leśnym i płaskim dukcie w stronę Srebrnej Góry, mijamy pierwszy bufet i czas podjechać w stronę atrakcji MTB - przejazd trasami enduro wokół Twierdzy Srebrnogórskiej. Ależ to była emocjonująca jazda zjazdowym odcinkiem C-line (w trakcie majówki z Dawidem też tędy pomykaliśmy), wiele fragmentów wymagało dobrej techniki i szybkiej reakcji. Po tym zafundowali nam super podjazd trasą E - utwardzony singiel, pełno zawijasów i zakrętasów. Wspinając się tędy cały czas trzymam się swojego miejsca w stawce, od czasu do czasu są malutkie tasowania.
    Po ponownym wjechaniu na czerwony i znany mi szlak poprowadzony po grzbietach gór to właściwie jadę swoje i kontroluję sytuację, bo wiem że ten długi odcinek typu góra-dół-góra-dół potrafi nieźle dać w kość, jak i technika zjazdowa też jest przydatna. Zaczęło się stopniowe wyprzedzanie ostatnich zawodników z krótszego dystansu, jak i mnie ze 3-5 osób wyprzedziło. Jedna i dość długa ściana z koleiną nie do podjechania też była - zbiorowe butowanie zaliczone. Super widoki też oczywiście były. Po dotarciu do bufetu na Przełęczy Jugowskiej tankuję bidon i czas na wspinaczkę w stronę Wielkiej Sowy, początkowo jest spoko z nawierzchnią, by po wjechaniu na żółty szlak zmierzyć się z najgorszym podłożem - same luźne kamienie, albo tuż obok pełno korzonków, oj było ciężko się skupiać na odpowiednim torze jazdy. No i szczyt zdobyty. Następuje hardcorowy zjazd żółtym (również obcykany podczas majówki). Po sprawnym zjechaniu czas na ostatni podjazd - w rejonie Masywu Włodarza, początkowo dość stromo, następnie łagodniej, po tym już tylko głównie szutrowy i szeroki zjazd wprost na metę w Głuszycy.

    38
    /130 - open solo
    9/35 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Na trasie Enduro Srebrna Góra - w 100% PURE MTB :)
    Na trasie Enduro Srebrna Góra - w 100% PURE MTB :) © JPbike



    KLIK do 4 etapu.




  • dystans : 67.31 km
  • teren : 57.00 km
  • czas : 04:23 h
  • v średnia : 15.36 km/h
  • v max : 58.88 km/h
  • hr max : 165 bpm, 93%
  • hr avg : 141 bpm, 80%
  • podjazdy : 2173 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 2

    Wtorek, 30 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Stronie Śląskie - Stronie Śląskie

    Po pobudce i śniadaniu czas ruszać na najdłuższy etap. Start mamy o 10. No to rozgrzewka i wskok to tyłów sektora dla wszystkich - jest wesoło bo obok mnie sami znajomi :)
    Na krótko przed ruszeniem zaczęło padać. No to start, w deszczu oczywiście - mi to nie przeszkadza, bo trudne warunki to ja lubię. Na początek ponad 9 km podjazd asfaltowo - szutrowy na Czernicę (1083 m) - jadąc tamtędy, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, czyli jest dobrze. Przestało padać i powoli się wypogadza. Końcówka na szczyt to strome podejście i techniczny zjazd żółtym - sprawnie zjechany, ale zbyt wolno bo byłem blokowany. Po tym następuje szybki szuter, od tego momentu znajduję swoje miejsce w stawce i czas na ciężkie wyzwanie - przejazd potwornie wyboistym zielonym szlakiem granicznym - wąski singielek, przeważnie podjazdowy, miliony kamieni i korzeni nie ułatwiały sprawy w szybkim przejeżdżaniu tędy, a szczególnie na hardtailu, że aż rozmarzyłem się o fullu :). Owe straszne nierówności często wybijały mnie z rytmu, zaliczam kilka potknięć i spadam kilka miejsc w dół. Było tam jedno solidne podejście - wszyscy butują, ku mojemu zaskoczeniu jedynie kolega z drużyny Unit - Bartek Mikler daje radę to podjechać (prawie do końca), później z Bartkiem, który w tej etapówce startuje w parze miałem okazję jeszcze parę razy się tasować.
    Po chwilowym postoju przy bufecie na granicznej Przełęczy Lądeckiej czas pokonać doskonale znany mi ciężki podjazd na Górę Borówkową (903 m) i stamtąd techniczny zjazd czerwonym - ilość kamieni, a szczególnie pokaźnych korzeni tak mną wytrzęsła że ręce i plecy zaczęły boleć - chyba jednak kupię tego fulla, najlepiej z regulowaną sztycą (jeden starszy ode mnie gość takiego miał i dosłownie szybko mnie porobił, właśnie na tym zjeździe) :)
    Po zjechaniu czas na nową atrakcję - utwardzony i kręty singielek zwany „Pętla Orłowiec“ - ale frajda była w trakcie szybkiego mknięcia tędy :) Po tym znany z maratonów w Złotym Stoku szeroki, szutrowy podjazd i zjazd do Lutyni, ciężki podjazd po trawie ponownie na Przełęcz Lądecką, bufet, kawałek asfalcika zjazdowego i kolejna wspinaczka po łące i zjazd leśnym duktem z poopadowymi koleinami. Kręcąc tamtędy cały czas utrzymuję się w swoim miejscu, aż tak dobrze nie jest, bo czuję że zostało mi jakieś 50% mocy w nogach do wykorzystania.
    Po pokonaniu 50 km jeszcze jeden długi podjazd z dwoma stromymi podejściami i też dwoma zjeżdżalnymi w połowie ściankami usianymi kamieniami z atrakcją w postaci ruin zamku Karpień. Na ostatniej ściance zjazdowej potykam się, zaliczam glebę z przekręceniem kierownicy o 180 stopni, przy tym zauważam że urwał się czujnik prędkości i zaginął w chaszczach, to nic - moja Sigma przełączyła się w tryb pomiaru prędkości GPS, a czujnik się kupi nowy.
    W końcu mamy szybki zjazdowy odcinek w stronę Stronia Śląskiego, skręt na polankowy i ostatni podjazd - tam wyprzedzam jednego, jak i ostatnich zawodników z krótszego dystansu, oraz mnie załatwia trzyosobowa grupka - czyli sporo sił już zużyłem, ale bez przesady. Na koniec już tylko zjazd ulicą wprost na metę. Udany i ciężki ten etap był.

    49/132 - open solo
    9/35 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Na Pętli Orłowiec. Takie super odcinki powodują że miłość do MTB jeszcze bardziej się pogłębia :)
    Na Pętli Orłowiec. Takie super odcinki powodują że miłość do MTB jeszcze bardziej się pogłębia :) © JPbike

    Profesjonalny transport rowerów na start kojejnego etapu - do Barda
    Pod wieczór następuje profesjonalny transport rowerów na start kolejnego etapu - do Barda © JPbike



    KLIK do 3 etapu.




  • dystans : 48.80 km
  • teren : 44.00 km
  • czas : 02:44 h
  • v średnia : 17.85 km/h
  • v max : 61.67 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 137 bpm, 77%
  • podjazdy : 1298 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 1

    Poniedziałek, 29 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3


    Stronie Śląskie - Stronie Śląskie

    Się zaczęło moje wyzwanie sezonu - 5 dniowa etapówka Sudety MTB Challenge, corocznie organizowana przez znawcę prawdziwego Pure MTB - mego rówieśnika Grzegorza Golonko.

    Pierwotnie planowałem wystartować podobnie jak 3 lata temu w parze z Drogbasem - kompan jednak zrezygnował i pozostało mi przepisanie się na kategorię solo. Do bazy zawodów w Stroniu Śląskim dotarłem dzień przed startem, do tego wprost ze spontanicznego pobytu u stóp Tatr. Powitania ze znajomymi, pakiet startowy odebrany i ... zamiast zostać udałem się na jedną noc do przyjaciół, do Konradowa (80 km) - cóż, trzeba na maxa wykorzystać urlop i już :)

    Nazajutrz, jadąc autem na miejsce startu, dopadła mnie niezła ulewa - będzie ciekawie, jak na znane powiedzenie z czasów cyklu MTB Marathon - „golonokowa pogoda“ :)

    No to rozbiłem swoją bazę w szkole, okazało się że w sali nocuje również dawno nie widziany kolega z byłego wspólnego teamu - Maciej R. ale fajnie znów spotkać znajomych ze wspólną pasją. Dowiaduję się również że przez ulewną aurę start opóźnili o godzinę, do tego 63 km trasę skrócili do 48 km.

    Gdy czas na rozgrzewkę to ładnie się wypogodziło i tak już zostało do końca 1 etapu. Spotkałem kolejnych kumpli, bez spiny ustawiłem się na końcu stawki i punkt 11-ta czas wystartować.
    Na początek doskonale znany mi podjazd w stronę Siennej, skręt na długi i porządny podjazd po trochę podmytej nawierzchni z koleinami - w takim tłoku jest ciężko przebijać się do przodu, podjeżdżając tędy - połowa młynkuje, połowa butuje - trochę to trwa, by w wyższych partiach z niemałą ilością błota zluzować stawkę i nareszcie można jechać swoje, czyli tak jak lubię. Na krótkim i trawiastym zjeździe w stronę Przełęczy Puchaczówka, jadąc tuż za Pawłem. coś nawaliło mi w tylnej oponie, powietrze szybko zaczyna schodzić, znowu coś nie tak z uszczelnieniem mleczkiem. Staję, szybko dopompowuję, ruszam i znowu miękki mam tył. Trudno, na 7 km trasy, na przełęczy biorę się do założenia dętki, mam trochę szczęścia, bo od razu podszedła do mnie Niemka (kibic), ze swojego dostawczaka wyciąga sporych rozmiarów walizkę z częściami i narzędziami (!), do tego użycza mi profesjonalnej pompki - dzięki temu pit stop przebiega sprawnie, ale i tak (na mecie) okazuje się że przez defekt w sumie straciłem 12 minut i jeszcze go tego minęło mnie mnóstwo wiary że praktycznie spadam niemal na sam koniec stawki. W sumie nie przejmuję się tym, bo to dopiero początek etapówki i przede mną długa droga do mety i sporo może się wydarzyć.
    Po ruszeniu, na kolejny podjazd w stronę przekaźnika na Czarną Górę dość szybko łapię swój rytm i równie szybko zaczynam wyprzedzać kolejnych, w tym mijam i witam kolejnych fajnych znajomych :). W wysokich partiach pojawiają się same arcywidokowe odcinki. I tak dokręcamy do Hali pod Śnieżnikiem, po czym następuje skręt na nieznany mi odcinek, jak się okazało, to był najbardziej techniczny odcinek dnia - wąska ścieżka po zboczu Śnieżnika, pełno sporych kamieni i korzeni, w tym jedna stroma ścianka zjazdowa (przyblokowali mnie). Po tym odcinku Pure MTB mamy długi, szeroki zjazd do Kletna (bufet) i podjazd w stronę nowo powstałego singla „Pętla Rudka“ - jadąc tędy nadal kogoś doganiam i wyprzedzam, czyli z moją formą jest dobrze :) Po wjechaniu na wspomniany i kręty singiel najpierw podjazdowy po czym zjazdowy następuje przednia zabawa - frajda jest, cisnę tędy ile fabryka daje :) Co ciekawe, po drodze mijałem kilka osób co złapali kapcia - faktycznie, ów wyprofilowany singiel posiada małe hopki, które szczególnie na szybkich zjazdach potrafią nieźle wybić w powietrze i twardo wylądować... Po takiej przedniej zabawie to już tylko bardzo szybki asfaltowo - szutrowo - asfaltowy zjazd wprost na metę. Mimo defektu etap zaliczam do udanych.

    69/139 - open solo
    19/39 - M3

    Foto by BikeLIFE.
    Na super singlach tak właśnie wyglądało moje odrabianie strat :)
    Na super singlach tak właśnie wyglądało moje odrabianie strat :) © JPbike



    KLIK do 2 etapu.