top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 180830.42 km
- w tym teren: 65517.10 km
- teren procentowo: 36.23 %
- v średnia: 22.65 km/h
- czas: 330d 19h 49m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19270.34 km (w terenie 8997.00 km; 46.69%)
Czas w ruchu:1148:52
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:252556 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:298
Średnio na aktywność:64.67 km i 3h 52m
Więcej statystyk
  • dystans : 23.34 km
  • teren : 16.00 km
  • czas : 01:25 h
  • v średnia : 16.48 km/h
  • v max : 50.04 km/h
  • podjazdy : 598 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Babia Góra Trails

    Niedziela, 7 czerwca 2020 • dodano: 07.06.2020 | Komentarze 11


    Trochę niespodziewanie w pracy dali mi tygodniowe wolne. No to szybka decyzja - jadę w góry. Tym razem skusiłem się na wypad do odległej o 500 km od domu Zawoi u stóp Babiej Góry, ponoć jeszcze tam nie byłem.
    W trakcie dojazdu autem raz trochę padało, raz dopadła mnie ulewa, raz temp. skoczyła do 28°C, do tego niespodziewanie mijałem trenującą na góralu Olę Dawidowicz i jeszcze do tego zszokowała mnie nastolatka w zwykłych ciuszkach - na marketowym rowerku podjeżdżała dość długą ścianę ze 12% :)
    Po dotarciu do noclegowni i posileniu się ze 50 cm pizzą ruszyłem po 17 na tamtejsze ścieżki stworzone do MTB - Babia Góra Trails. Resztę powiedzą poniższe fotki :)

    Zaczynamy zabawę. Fajne nazwy odcinków wymyślili
    Zaczynamy zabawę MTB. Niezłe nazwy odcinków wymyślili © JPbike

    Podjeżdżamy. Fajnie to wszystko wyprofilowali
    Podjeżdżamy. Fajnie to wszystko wyprofilowali © JPbike

    JPbike nareszcie w swoim żywiole :)
    JPbike nareszcie w swoim żywiole :) © JPbike

    Pełno tu nazw odcinków i poszczególnych sekcji
    Pełno tu nazw odcinków i poszczególnych sekcji © JPbike

    Tak to wygląda od góry. Nie było łatwo znaleźć otwartą przestrzeń
    Tak to wygląda od góry. Nie było łatwo znaleźć otwartą przestrzeń dla drona © JPbike

    Na 900 m wysokości. Pora na zjazd :)
    Na 900 m wysokości. Pora na zjazd :) © JPbike

    Na takich singlach widocznie za szybki, za wściekły jestem :)
    Na takich singlach zjazdowych widocznie za szybki, za wściekły jestem :) © JPbike

    Odcinek
    Odcinek "Diablak" to istne hardcore z dropami, kamieniami i korzeniami © JPbike

    Zabytkowa atrakcja. Stary młyn wodny w Zawoi
    Zabytkowa atrakcja. Stary młyn wodny w Zawoi © JPbike

    Widoczek ze stoku Mosornego Gronia na północne stoki Babiej Góry. Ten mały na dole to ja :)
    Widoczek ze stoku Mosornego Gronia na północne stoki Babiej Góry. Ten mały na dole to ja :) © JPbike

    Na koniec szybki zjazd odcinkiem
    Na koniec szybki zjazd odcinkiem "Wilcza Łapa" © JPbike

    Generalnie - było bardzo fajnie, tamtejsze ścieżki świetnie zrobione, chociaż dla mnie ... za krótkie :)



    Kategoria do 50 km, w górach, dron


  • dystans : 157.02 km
  • czas : 06:13 h
  • v średnia : 25.26 km/h
  • v max : 58.92 km/h
  • podjazdy : 1957 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Sześciogodzinne i trochę górskie szosowanie

    Sobota, 2 maja 2020 • dodano: 04.05.2020 | Komentarze 11


    By tegorocznej majówki z rowerem nie spisać na straty to spontanicznie i po kolejnym sprawdzeniu prognoz pogody o 7:20 wyruszyłem autem z szosówką na dachu do Złotego Stoku by pokonać zaplanowaną już od jakiegoś czasu górską szosową trasę "Dookoła Ziemi Kłodzkiej".

    Start o 11:06 (12°C), na miejscu świeciło słońce, wiało z zachodu i od czasu do czasu straszyło chmurami deszczowymi. Decyduję się jechać w krótkich spodenkach, a to z racji tego że lubię grzać łydy na długich podjazdach :)

    Widok na północ, stąd tam półpłasko, a ja pomykam pod wiatr
    Widok na północ, stąd tam półpłasko, a ja pomykam pod wiatr © JPbike

    Fajnie tak popatrzeć na górki, zwłaszcza dla Wielkopolanina :)
    Fajnie tak popatrzeć na górki, zwłaszcza Wielkopolaninowi :) © JPbike

    Most Gotycki w Kłodzku
    Most Gotycki w Kłodzku © JPbike

    Zacny ten wiadukt kolejowy w Ratnie Dolnym
    Zacny ten wiadukt kolejowy w Ratnie Dolnym © JPbike

    Bazylika w Wambierzycach
    Bazylika w Wambierzycach © JPbike

    Dość duże ruiny zamku w Ratnie Dolnym
    Dość duże ruiny zamku w Ratnie Dolnym © JPbike

    Długi podjazd na Drodze Stu Zakrętów w Górach Stołowych
    Długi podjazd na Drodze Stu Zakrętów w Górach Stołowych © JPbike

    W Parku Narodowym Gór Stołowych. W tle Szczeliniec Wielki (919 m)
    W Parku Narodowym Gór Stołowych. W tle Szczeliniec Wielki (919 m) © JPbike

    W Karłowie (najwyższy punkt trasy) dopadł mnie deszcz, schroniłem się tu
    W Karłowie (najwyższy punkt trasy) dopadł mnie deszcz, schroniłem się tu © JPbike

    Będąc w powyższym miejscu deszcz okazał się solidny, temperatura spadła do 5°C, a ja w krótkich spodenkach, powoli robiło mi się zimno, no tak - trzeba było zabrać nogawki, wiatrówkę i dodatkową parę skarpetek (zostały w aucie, znowu górą te prawa Murphy'ego). A właścicielka z drewnianej posesji obok widząc mnie chciała mi dać żółtą pelerynkę przeciwdeszczową o mało rowerowym kroju (luźnym), wziąłem ją, ale na wszelki wypadek. I tak przeczekałem jakieś 30 minut, przy tym podjąłem decyzję o zmianie trasy, ponoć nawigacja w liczniku zaczęła pokazywać że początkowo zaplanowaną ponad 170 km rundę z konkretnym przewyższeniem będę pokonywał do 21 lub 22-tej :)
    W końcu deszcz ustał, ruszyłem na długi i kręty zjazd do Kudowy Zdrój po mokrym asfalcie z dziurami. Oj to była masakra, strasznie zzzzziębłem, ale przeżyłem to. Tyłek i stopy miałem całe mokre. W tymże ładnym uzdrowisku wypogodziło się i był pit stop na kawę i gorzką czekoladę.

    Z jakością tutejszych bocznych asfacików różnie bywało
    Z jakością tutejszych bocznych asfacików różnie bywało © JPbike

    Kolejowe takie tam. Tunel w Kulinie
    Kolejowe takie tam. Tunel w Kulinie © JPbike

    Rynek w Lądku Zdrój. Pusto tam
    Rynek w Lądku Zdrój. Pusto tam © JPbike

    Wypada wspomnieć że z wiadomego względu w znanych mieścinach które mijałem (m.in. Kudowa Zdrój, Duszniki Zdrój, Polanica Zdrój, Lądek Zdrój) ludzi było bardzo mało, wręcz pojedyncze sztuki, za to wszystkie parkingi w Górach Stołowych przy Drodze Stu Zakrętów były szczelnie wypełnione. Natomiast pro-szosonów (w tym jedną kobietę) spotkałem na całej trasie mniej niż 5 sztuk.

    Na Przełęczy Jaworowej (705 m). Cel na następny wypad w góry już mam :)
    Na Przełęczy Jaworowej (705 m). Cel na następny wypad w góry już mam :) © JPbike

    Mimo (nieznacznego) skrócenia zaplanowanej trasy wyszedł spontaniczny, udany i trochę górski trip z dodatkiem rzeźbienia łydek. Do tego całość pokonałem bez kryzysu, wystarczyły mi: jedna porcja makaronu z tuńczykiem i szczypiorkiem (drugie śniadanie), oraz dwa izotoniki, kawa, batonik i czekolada zakupione po drodze. Po prostu lata doświadczeń i kręcenie na rowerze z pasją robią swoje.
    Do Poznania wróciłem krótko po 22-tej, w domu zapytano mnie czy jestem zmęczony, ależ skąd :)
     




  • dystans : 79.06 km
  • teren : 12.00 km
  • czas : 04:02 h
  • v średnia : 19.60 km/h
  • v max : 64.34 km/h
  • podjazdy : 1565 m
  • rower : Sztywna Biria
  • Zimowy Pradziad (niezdobyty)

    Sobota, 8 lutego 2020 • dodano: 10.02.2020 | Komentarze 7


    W ten lutowy weekend wybrałem się do przyjaciół poznanych ponad dekadę temu na bikestats.pl :)
    Nazajutrz, sobotniego dnia u stóp Gór Opawskich  wita nas przepiękna słoneczna pogoda, do tego ze znikomym wiaterkiem i temperaturką na poziomie zera °C, zatem realizuję swój plan (albo wyzwanie jak kto woli) - pierwszą w życiu próbę zimowego zdobycia wysokiego szczytu na rowerze - czeskiego Pradziada (1491 m.n.p.m).
    No i tej zimy jeszcze nie miałem okazji zobaczyć ... śniegu :). Z bazy do granicy polsko - czeskiej miałem ze 3 km i po wjechaniu na wysokość ok 450 m od razu pojawiło się to białe coś co niezwykle rzadko pojawia się u mnie w Wielkopolsce :).
    Dalsze kilometry po świetnie odśnieżonych czeskich asfaltach miło zlatywały - raz pod górę, raz w dół, ruch aut mały, by po dotarciu na właściwy podjazd na Pradziada zacząć porządną i parokilometrową wspinaczkę (podjazd o nachyleniu ze 8 - 10%). Po dokręceniu na parking przy stacji narciarskiej oczom moim ukazał się charakterystyczny szczyt z wieżą i niestety dalej nie dało się jechać z powodu słabo ubitej ze 20-30 centymetrowej warstwy śniegu bardziej nadającej się na narty biegowe i pieszą zimową turystykę - oczywiście jakiś kawałek decyduję się iść pieszo (w spd-ach) i będąc przy tym sporą atrakcją dla setki narciarzy i turystów :)
    Dotarłem na wysokość 1350 m, do szczytu zabrakło mi ze 3 km spaceru i zarządziłem odwrót. W sumie nie ma powodów do zmartwień - ponoć szczyt raz już zdobyłem - w lecie 2012. Droga powrotna przebiegła po swoich śladach. W wysokich partiach na zjazdach łatwo to nie było - zdarzały się płaty lodowe i trzeba było się skupiać na przyczepności, a szczególnie że ja pomykałem na ... semislickach. Mimo niezdobycia zimowego Pradziada, górski trip uważam za udany.
    To nie koniec akcentów rowerowych na ten dzień - późnym popołudniem (może wieczorem) udało mi się reaktywować unieruchomionego od paru lat Flecika należącego do Jahoo81 - zobaczyć radość właścicielki - bezcenne chwile :)

    Zaraz po minięciu czeskiej mieściny Zlate Hory pojawił się śnieg :) W tle Biskupia Kopa (890 m)
    Zaraz po minięciu czeskiej mieściny Zlate Hory pojawił się śnieg :) W tle Biskupia Kopa (890 m) © JPbike

    Fajne są te czeskie asfalciki, a szczególnie wśród gór
    Fajne są te czeskie asfalciki, a szczególnie wśród gór © JPbike

    Piękna zimowa i słoneczna sceneria - tylko pomykać :)
    Piękna zimowa i słoneczna sceneria - tylko pomykać :) © JPbike

    Musiało tu mocno sypać śniegiem (ok 700 m.n.p.m)
    Musiało tu mocno sypać śniegiem (ok 700 m.n.p.m) © JPbike

    Przerwa w zastavkowej budce
    Przerwa w zastavkowej budce © JPbike

    Właściwy podjazd na Pradziada - odśnieżona nawierzchnia całkiem spoko
    Właściwy podjazd na Pradziada - odśnieżona nawierzchnia całkiem spoko © JPbike

    Dawno nie widziałem takiej pięknej zimy (ok 1200 m.n.p.m, temp -2°C)
    Dawno nie widziałem takiej pięknej zimy (ok 1200 m.n.p.m, temp -2°C) © JPbike

    Jedyny rowerzysta (ja) na stoku narciarskim - rzadki widok :)
    Jedyny rowerzysta (ja) na stoku narciarskim - rzadki widok :) © JPbike

    Dotąd dotarłem. Ten śnieg jest słabo ubity i dalszy spacer z rowerem nie ma sensu. W tle szczyt Pradziada
    Dotąd dotarłem. Ten śnieg jest słabo ubity i dalszy spacer z rowerem nie ma sensu. W tle szczyt Pradziada © JPbike

    Klimatyczne miasteczko - Karlova Studanka
    Klimatyczne miasteczko - Karlova Studanka © JPbike

    Jak się zdobywa szczyty to zawsze jest długi zjazd :)
    Jak się zdobywa wysokie szczyty to po tym zawsze jest długi zjazd :) © JPbike

    No i po dotarciu do Konradowa zima zniknęła, temperatura skoczyła do 8°C
    No i po dotarciu do Konradowa zima zniknęła, temperatura skoczyła do 8°C © JPbike





  • dystans : 79.78 km
  • teren : 76.00 km
  • czas : 04:31 h
  • v średnia : 17.66 km/h
  • v max : 54.09 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 151 bpm, 85%
  • podjazdy : 2230 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton - Sobótka

    Sobota, 19 października 2019 • dodano: 21.10.2019 | Komentarze 7


    Finał ogólnopolskiego cyklu organizowanego z rozmachem przez Macieja Grabka. Podobnie jak rok temu owe zawody odbyły się w Sobótce pod Ślężą.
    Dojazd solo i spoko, na miejscu ładna jesienna pogoda z temperaturką pozwalającą na ściganie się będąc odzianym na krótko (15°C). Jeszcze nie przywykłem na dobre do godziny startu królewskiego dystansu (10) - w efekcie do sektora wpakowałem się bez żadnej rozgrzewki, w sumie nic straconego, w tym cyklu nie walczę o generalkę, a chcę tylko przejechać ową trasę najlepiej jak się da. Z teamowej paczki prócz mnie zjawili się Staszek (giga) i Wojtek (mega).
    No i ponad 120 osobowa stawka giga ruszyła. Na początek niespełna 2 km asfaltowy podjazd i wpadamy w podgórski teren usiany dużą ilością kamienistej nawierzchni z dodatkiem liściastego dywanu, zresztą szutry, błotko, trawa i czarny piach też były. Brak rozgrzewki powoduje błyskawiczny wzrost mego tętna, już na 5 km osiągam maximum na wyścigu. Mimo tego początkowe km jedzie mi się dość dobrze, cały czas powoli i systematycznie przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Przekonuję się również że trasa jest trochę zmieniona w porównaniu do zeszłorocznej. Na pierwszym i technicznym zjeździe (kamienie, kamienie, liście, ...) szybko uzyskuję jakąś przewagę i właśnie od tego momentu znalazłem się w swoim miejscu, które dowiozłem do mety z małą nadwyżką, ale po kolei.
    Po wjechaniu na dwukrotnie pokonywaną ze 22 km pętlę po stokach Raduni to od razu mamy najdłuższy podjazd na ponad 500 m wysokość z najstromszą ścianą (max 21%) - podjechane spoko (poza jednym przyblokowaniem mnie) i coś tam zyskałem. Na szczycie podjazdu jest arcywidoczek na okoliczne górki, po czym następuje fajny singiel typu zjazd - po grzbiecie i znów zjazd - zaszalałem i jednego rywala załatwiłem. Po tym mamy trochę jazdy podjazdowo - zjazdowej (głównie leśnej), trochę szerokiego i szybkiego szuterka, ciężki podjazd i wpadamy na atrakcję MTB - przejazd po wyprofilowanym singielku (Suliwoods), frajda oczywiście była :). Napierając tędy cały czas trzymam się swojego miejsca w stawce.
    Po tym następuje kręcenie po szerokim w stronę rozjazdu - a tam po skręceniu na 2 rundę giga doświadczam rzadkiego do tej pory zdarzenia - mieszamy się z dystansem mega, do tego zrobiło się dość tłoczno, bo to zapewne środek stawki średniego dystansu. No to zamiast klasycznej samotności długodystansowca będzie wielkie wyprzedzanie do samej mety i ... tak właśnie było. Ogólnie było tak - póki szeroko to non stop kogoś wyprzedzam, a na singielkach raz jest gorzej, raz lepiej, raz trzeba pocierpieć, raz się udaje, raz zaliczyłem niegroźną glebkę na ostrym zakręcie zjazdowym. No i to wszystko kosztowało mnie sporo sił że trafiały mi się chwile słabości - by złapać oddech i chęci do dalszej walki to chwilami kręciłem w tempie megowców, oczywiście niektórzy mnie wtedy wyprzedzali.
    Po ponownym i fajnym pokonaniu Suliwoods wróciły we mnie chęci do mocnego parcia w stronę mety. Wjeżdżamy na 20 km pętlę poprowadzoną po stokach Ślęży zawierającą zarówno niezłe single jak i szybkie odcinki - tam stawka mega była już porozciągana i prawie każdy którego dogoniłem to próbował siadać mi na kole - pokazałem im jak się jeździ z pasją królewski dystans, czyli na każdym podjeździe uciekałem, a na zjeździe korzystałem ze swojej świetnej techniki MTB :). Po drodze załatwiłem dwóch rywali z giga, jak i stoczyłem walkę ze skurczami w nogach. Na koniec ostatni ciężki podjazd i zjazd po krętych wertepach, szuterek, asfalcik i jest meta. Udany giga wyścig na koniec sezonu 2019 zaliczony.

    38/107 - open giga
    11/46 - M4

    Strata do zwycięzcy (Krzysztof Łukasik, z JBG2) - 1:04:48 godz., do M4 (Damian Bartoszek) - 46:08 min

    Fotki by Kasia Rokosz, FotoMaraton.
    Początkowe km trasy. Sprawnie przebijam się do przodu
    Początkowe km trasy. Sprawnie przebijam się do przodu © JPbike

    Pełne ujęcie w akcji :)
    Pełne ujęcie w akcji :) © JPbike

    Z cyklu
    Z cyklu "Pokaz mistrza MTB". Piękna ta jesień :) © JPbike





  • dystans : 14.22 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 00:42 h
  • v średnia : 20.31 km/h
  • v max : 47.16 km/h
  • podjazdy : 67 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Zjazd ze Śnieżki

    Sobota, 31 sierpnia 2019 • dodano: 03.09.2019 | Komentarze 0


    ... w pilotowanej kolumnie do centrum Karpacza.





  • dystans : 14.48 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:13 h
  • v średnia : 11.90 km/h
  • v max : 55.27 km/h
  • hr max : 171 bpm, 97%
  • hr avg : 161 bpm, 91%
  • podjazdy : 1046 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Rowerem na Śnieżkę

    Sobota, 31 sierpnia 2019 • dodano: 01.09.2019 | Komentarze 5


    Kolejna edycja charytatywnego wyścigu „Rowerem na Śnieżkę“ organizowanego przez Rotary Club. Dla mnie to drugi z rzędu start w takiej wspinaczce pod hasłem „Pokonaj siebie, pomóż innym“.

    Do Karpacza wpadłem na kilka dni - trochę górskiego kręcenia i spacerów zaliczyłem.
    Rok temu pogodę w trakcie wyścigu mieliśmy niefajną rowerowo - deszcz, mgła i chłód, natomiast tym razem aura w Karkonoszach aż nadto dopisała - piękne słońce, ponad 25°C (w centrum Karpacza), do tego cała masa górskich super widoczków.

    Po odbiorze pakietu startowego i zrobieniu parokilometrowej rozgrzewki czas ruszyć w pilotowanej kolumnie spod biura zawodów na główny deptak, ustawiłem się w 1/3 stawki, troszkę oczekiwania i punkt 11-ta odpalili prawie 300 osobowy peleton.
    Na początek prawie 5 km asfaltowy podjazd główną ulicą, skręt w stronę Orlinka i miejsce zaburzenia grawitacji, krótki zjazd, ponownie podjazd i skręcamy na te sławne, w dużej mierze paskudne i nierówne bruki prowadzące na sam szczyt Śnieżki.
    Jadąc tędy po asfalciku dość dobrze mi się podjeżdżało - cały czas powoli, acz systematycznie wyprzedzam rywali. Po wjechaniu na Wang i wpadnięciu na teren KPN dość szybko okazuje się że znalazłem się w swoim miejscu stawki, nie wiem tylko czy to grupa top 20, czy top 40. Jak zwykle te wspomniane bruki nie ułatwiały sprawy w sprawnej wspinaczce - prędkość mam raz mniejszą, raz większą, staram się wybierać odpowiedni tor jazdy. Tasuję się wtedy z paroma rywalami. Na Polanie (1067 m) orgi postawili mini bufet - wziąłem, wypiłem i wylałem na siebie butelkę wody, bo pełne słońce chwilami dawało mi w kość na tym podjeździe z nachyleniem rzadko spadającym poniżej 11% (max 19%). Wypada wspomnieć że cały czas mijamy masę turystów udających się pieszo na szczyt - ci kulturę mają na dobrym poziomie i większość nas dopinguje oklaskami. Po dotarciu do Strzechy Akademickiej (1258 m) przed nami niezła ściana do pokonania - dopiero tam użyłem „młynka“ (32/50), no i nie wiem jak to się stało że tuż przed zjazdem do Przełęczy pod Śnieżką (1394 m) przyspieszyłem i bez problemów wyprzedziłem dwóch rywali. Natomiast ów krótki zjazd do Domu Śląskiego dostarczył mi dużo miłych wrażeń - nie dlatego że szybko i sprawnie zjechałem, ale z racji ogromnej liczby turystów i ich oklasków, do tego sporo osób cykało mi fotki :)
    No i został jeszcze do pokonania decydujący dwukilometrowy atak szczytowy. Przed rozpoczęciem tegoż ataku doszedłem kolejnego rywala - a ten widocznie nie zamierzał się łatwo poddać, zatem cisnęliśmy pod górę łeb w łeb i mając przy tym gorący doping z oklaskami od turystów :). Na jakieś 500m przed metą udaje mi się wyprzedzić rywala (z M50) i jeszcze urwać parę cennych sekund, po czym cisnę pod górę na tej paskudnej nawierzchni tak mocno na ile mój power w nogach pozwala i sprawnie wjeżdżam na końcową kreskę.

    18/277 - open
    7/106 - M40

    Wynik oczywiście mnie miło zaskoczył, niezły ze mnie góral z Wielkopolski :)
    Czas podjazdu - 1:13:15 godz - w porównaniu do zeszłego roku poprawiony o ponad 2 minuty
    Strata do zwycięzcy (Łukasz Derheld) - 17:11 min, do M40 (Dawid Duława) - 9:05 min

    Foto by Paulina Hekman.
    Dla takich chwil warto trenować i dać z siebie sporo :)
    Dla takich chwil warto trenować i dać z siebie sporo :) © JPbike

    Na szczycie pełno turystów i rowerzystów, przyjemna temperatura, masa super widoków, pogadałem z kolegami, jedna pani bardzo chciała mieć ze mną fotkę :). Po czym zjechałem do Domu Śląskiego, gdzie był bufet i po jakimś czasie w pilotowanej kolumnie zjechaliśmy do Karpacza. To był super dzień z dużą ilością miłych wrażeń :)





  • dystans : 43.71 km
  • teren : 25.00 km
  • czas : 02:42 h
  • v średnia : 16.19 km/h
  • v max : 49.89 km/h
  • hr max : 157 bpm, 89%
  • hr avg : 122 bpm, 69%
  • podjazdy : 1201 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Okrajowa rozgrzewka przed Śnieżką

    Piątek, 30 sierpnia 2019 • dodano: 30.08.2019 | Komentarze 2


    Dzień urlopu - skoczyłem do Karpacza, by 31.08 zdobyć na rowerze Śnieżkę :)
    Nazajutrz w Karkonoszach piękna pogoda - czas zrobić górską rozgrzewkę bez technicznych fajerwerków. Padł pomysł na terenowo-asfaltowy podjazd przez Kowary na Przełęcz Okraj z dodatkiem atrakcji w postaci tunelu na nieczynnej linii kolejowej (Kowary - Kamienna Góra), oraz wjechaniem na górę Rudnik (skusiła mnie tablica z punktem widokowym). Powrót z Okraju terenowy - tym razem odpuściłem zjazd hardcorową Tabaczaną Ścieżką na rzecz szerokich trawiasto - kamienistych szuterków. Udana prawie trzygodzinna górska przejażdżka z widoczkami.

    Karkonoski widoczek. Pięknie tam :)
    Karkonoski widoczek ze Śnieżką w tle © JPbike

    Przejazd przez Kowary - miasto z potencjałem
    Przejazd przez Kowary - miasto z potencjałem © JPbike

    Udało mi się dotrzeć do starego torowiska
    Udało mi się dotrzeć do starego torowiska © JPbike

    Od dawna chciałem zobaczyć ów długi tunel - po wejściu do środka adrenalinka skoczyła
    Od dawna chciałem zobaczyć ów długi tunel - po wejściu do środka adrenalinka skoczyła © JPbike

    Światełko w tunelu :)
    Światełko w tunelu :) © JPbike

    Widoczek znad torowiska. Szkoda że pociągi tędy nie kursują
    Widoczek znad torowiska. Szkoda że pociągi tędy nie kursują © JPbike

    Chwilowa wizytacja w Rudawach Janowickich
    Chwilowa wizytacja w Rudawach Janowickich © JPbike

    Góry, góry, góry :)
    Góry, góry, góry :) © JPbike

    Punkt widokowy na szczycie Rudnika (853 m)
    Punkt widokowy na szczycie Rudnika (853 m) © JPbike

    Kolejny raz na Okraju. Czas zjechać terenowo do Karpacza
    Kolejny raz na Okraju. Czas zjechać terenowo do Karpacza © JPbike



    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 79.15 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 05:05 h
  • v średnia : 15.57 km/h
  • v max : 52.97 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 147 bpm, 83%
  • podjazdy : 2704 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton - Karpacz

    Niedziela, 25 sierpnia 2019 • dodano: 26.08.2019 | Komentarze 3


    Duża ilość zaliczonych wyścigów w jakich startowałem przez ponad 11 lat w Karpaczu spowodowała że karkonoskie tereny stały się dla mnie drugim domowym podwórkiem - z przyjemnością zamieszkałbym tam na resztę swojego życia :)

    Nie inaczej było w tym sezonie - gdy tylko Grabek podał kalendarz maratonów to od razu się zapisałem i cierpliwie czekałem na dzień startu. Pierwotnie w planach był parodniowy pobyt w tymże górskim kurorcie - nie wypalił i pozostał mi bezpośredni solowy dojazd.
    Troszkę za późno wyruszyłem z domu, do tego remonty dróg przed Jelenią Górą - w efekcie do Karpacza dotarłem na zaledwie 20 minut przed startem królewskiego dystansu. No to szybki wskok w teamowe portki, szybkie ogarnięcie sprzętu i jazda na miejsce startu. Na główny deptak dotarłem... na niecałe 3 minuty przed ruszeniem stawki giga...

    Udało się przybić piątkę ze Staszkiem z mego teamu i dawno nie widzianym Grześkiem z SCS OSOZ i od razu jazda pokonać 76 km giga trasę z 2700 m przewyższeniem. Startowałem oczywiście z samego końca.
    Na początek doskonale znany wszystkim parokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego. Jest szeroko i od razu można cisnąć swoje - rzeczywiście od razu zacząłem wyprzedzać kolejnych i stopniowo przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Tętno oczywiście nieźle pikało jak na brak rozgrzewki przystało :) Co ciekawe - podjeżdżało mi się dość dobrze że strava zarejestrowała na tym odcinku moje Personal Record :)
    Po podjechaniu kierujemy się na zjazd zielonym do Borowic - z pominięciem małego hardcorowego fragmentu. Sprawnie zjeżdżając tędy po sporych kamieniach zaskakuje mnie ilość mijanych defekciarzy - podobno doszła do 10 sztuk (!). Po tym wjezdżamy na zalesione karkonoskie stoki i czas pokonać dwukrotnie 30 km rundę z 1100 m przewyższeniem. Na podjeździe pod Grabowiec zauważam że jadę bez rękawiczek - są w kieszonce, więc je zakładam w ruchu, jak i mijam robiącą chwilowy pit stop Michalinę Ziółkowską, która po chwili mnie wyprzedza (później jeszcze parę razy się tasowaliśmy, co mnie dziwiło). Wytyczona trasa mnie zaskakuje - większość odcinków zarówno podjazdowych, jak i zjazdowych jest dla mnie nowych - wszystkie są fajnie poprowadzone, szczególnie w pamięci mocno utknął mi gruby zjazd z chyba najlepszym widokiem na cały Zbiornik Sosnówka.
    Jadąc dalej i po wyprzedzeniu paru kolejnych rywali (m.in. Jana Zozulińskiego w koszulce Mistrza Polski) dochodzę do wniosku że właśnie dotarłem do swojego miejsca w stawce.
    Przed pierwszym bufetem kolejne i miłe zaskoczenie - dogoniłem Mistrzynię Polski w przełajach - Basię Borowiecką, a ta pare kilometrów dalej mnie porobiła na podjeździe i na mecie włożyła mi 6 minut, zajmując 4 miejsce w Elicie Kobiet.
    Kręcąc dalej raz podjazdowo, raz zjazdowo trzeba było nieźle się napracować mtbowsko by utrzymać miejsce, nie było mi łatwo, raz zyskałem, raz traciłem, szczególnie na tych nowych i nieznanych mi odcinkach. Na wyboistym zjeździe zauważam że zgubiłem dętkę przymocowaną do prętów siodełka opaską zaciskową - no pięknie, w przypadku złapania kapcioszka pewnie miałbym DNF. W pewnym miejscu zaskoczyła nas solidna i długa ściana podjazdowa (max 27%), do tego z ciężką leśną nawierzchnią - dla mnie udanie podjechana na przełożeniu 32/50. Po dotarciu do drugiego bufetu tankuję bidon i czas pokonać sławny szutrowy podjazd Drogą Chomontową - jedzie mi się dobrze, choć wspomniana Michalina mnie wyprzedziła na identycznym przełożeniu, tyle że z większą kadencją, e tam, zresztą ja też na tym ciężkim i długim podjeżdzie coś zyskałem - poprawiłem swoje Personal Record (wg. stravy) i na szczycie doszedłem dwóch rywali.
    Po podjechaniu czas na długi zjazd - myślałem że będzie ponownie zielony do Borowic, nic z tego - wytyczyli coś nowego i łatwiejszego - zjazd po szerokim, szutrowo-trawiastym dukcie, jedynie na końcowym fragmencie był wspomniany zielony szlak. Po tym zrobiło się troszkę tłoczno na trasie, bo Giga napotkała na tych z najkrótszych dystansów (Classic i Fun).
    Po minięciu tabliczki „Giga II runda“ to następuje ponowne parcie po nowo poznanych duktach - jedzie mi się ciut lepiej bo wiem czego się spodziewać na trasie, no i udaje mi się pokonać trzech rywali z giga, jak i zaczynamy wyprzedać tych z Mega (trwało to do mety). Troszkę martwiło mnie to że za mało żeli zabrałem (4 sztuki) i skończyły się po trzech godzinach górskiej jazdy, do tego doszły skurcze obu nóg. Po dotarciu do ostatniego bufetu, tuż przed ponownie pokonywaną Chomontową robię pit stop i wcinam trochę owoców - pomogło, choć straciłem dwie pozycje. Ów długi podjazd atakowany po raz drugi dość sprawnie wszedł, zanotowałem czas podjazdu o półtorej minuty gorszy od pierwszego.
    Ponowny długi zjazd, ponownie chwilowa walka ze skurczami, mijam tabliczkę „5 km do mety“ - okazuje się że orgi nieźle i prawdziwie MTBowsko ułożyli końcówkę, bo jeszcze kilka podjazdów, jak i parę technicznych zjazdów się znalazło. I tak w końcu po pięciu godzinach górskiej jazdy wpadam na metę ulokowaną oczywiście na głównym deptaku w Karpaczu.

    52/77 - open giga
    11/19 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1:22:25 godz, do M4 (Andrzej Poczopko) - 1:04:41 godz.
    Straty oczywiście spore, czołówka to górna półka. Ja jestem zadowolony z dobrego 5h górskiego treningu :)

    Foto by Kasia Rokosz i Datasport.
    Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :)
    Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :) © JPbike

    W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :)
    W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :) © JPbike

    Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :)
    Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :) © JPbike





  • dystans : 56.73 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 03:51 h
  • v średnia : 14.74 km/h
  • v max : 49.53 km/h
  • podjazdy : 2143 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Sudety MTB Challenge - etap 5

    Piątek, 2 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 5


    Głuszyca - Łomnica "Nitro"

    No i nadszedł finałowy dzień pięciodniowej etapówki. Zatem pobudka, śniadanie i z dobrym samopoczuciem ruszam na parokilomertową rozgrzewkę, po tym czas na start ostatniego etapu, ponownie ze stadionu w Głuszycy.
    Po wystartowaniu mamy parokiometrowy łagodny asfaltowy podjazd - jadąc tędy stopniowo się rozkręcam i też stopniowo się przebijam do przodu, by po wjechaniu w teren i osiągnięciu granicznego zielonego szlaku (raz do góry, raz w dól) rozpocząć jazdę w swojej części stawki, ale okazuje się że jedzie mi się dość dobrze i w dalszym ciągu kogoś doganiam i wyprzedzam, zresztą na ten etap zabrałem aż 6 żeli Unit i pilnowałem siebie by w odpowiednim czasie je spożywać. Był tam dość długi super singiel po stromym zboczu i z bardzo stromą ścianą zjazdową - zaszalałem tam i kilka pozycji wyżej zdobyte. Po zjechaniu czas na podjazd (pokonany sprawnie) w stronę ruin zamku Rogowiec - głównie szeroki szuter. Po tym również szeroki i bardzo szybki zjazd do asfaltu w Rybnicy i kolejny podjazd, na którym stwierdzam że tegoż dnia jestem w dobrej dyspozycji, bo ciągle kogoś doganiam i wyprzedzam. Po podjechaniu i zjechaniu kawałka wpadamy na najlepszy odcinek całej trasy - długi singiel poprowadzony też po stromym zboczu (Rybnicki Grzbiet) - ponoć na majówce też tędy kręciłem z micorem, tyle że w przeciwnym kierunku. Ależ to była frajda MTB, ale i trzeba było się nieźle skupiać na tym krętym odcinku, by nie spaść w przepaść. Po zjechaniu pitstopik na zatankowanie i kolejna długa jazda pod górę, najpierw asfalcikiem przez Grzmiącą, po czym terenem - dogoniłem paroosobową grupkę i pocisnąłem dalej sam. Od czasu do czasu kontrolując sytuację za mną - pewien dobrze podjeżdżający, ale słabo zjeżdżający Czech mocno mnie naciskał na utrzymanie mocnego tempa. Trochę techniczny zjazd i wpadamy na podjazd na najwyższy punkt trasy - toczyłem tędy podjazdowy bój z wspomnianym Czechem - prawie do samego szczytu udało się wjechać przed nim i jeszcze dogoniłem 2 gości jadących w parze, ale i tak ów wysiłek sporo mnie musiał kosztować. Pora na stromy i arcytechniczny zjazd z ostrymi zakrętasami - dupa za siodełko, początkowy fragment zjeżdżam, po czym luźna kamienista nawierzchnia powoduje że zaliczam pełno uślizgów, jedną glebkę i resztę tego hardcora schodzę. Na dole bufet i czas na ostatni podjazd - jedzie mi się już ciężej, tracę kilka pozycji. Docieramy do powtarzalnego z początku trasy - fajnego singla po stromym zboczu ze stromą ścianą zjazdową - sprawnie pokonaną. Na koniec już tylko szybki asfaltowy myk w stronę mety, nie cisnąłem w trupa, bo znam doskonale moje miejsce w stawce, pozwoliłem się wyprzedzić zwycięskiej parze mixowej (z Nowej Zelandii), po czym z radochą wjeżdżam na końcową kreskę. Moja trzecia w karierze etapówka MTB ukończona :)

    34/121 - open solo
    8/35 - M3

    Tegoż dnia wypadłem najlepiej wynikowo, w generalce 40-latków uplasowałem się na 8 miejscu - zadowolony jestem :)
    Gdyby kompan Drogbas jechał ze mną w parze i tak jak ja to ... w generalce byłoby 2 miejsce w parach Mastersów ...

    Foto by Cykloza i BikeLIFE.
    Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :)
    Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :) © JPbike

    Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil było WARTO się męczyć z pasją w górach :)
    Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil WARTO się męczyć z pasją MTB w górach :) © JPbike





  • dystans : 42.11 km
  • czas : 01:50 h
  • v średnia : 22.97 km/h
  • v max : 51.49 km/h
  • podjazdy : 393 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Po auto do Kłodzka

    Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 0


    Po przekroczeniu mety 4 etapu, posileniu się na bufecie i założeniu suchej koszulki udałem się na tytułowy "rozjazd". Nie było łatwo, szczególnie po takim ciężkim górskim etapie, chwilowy kryzysik był.
    Ale i tak założenie logistyczne zrealizowane - to najważniejsze.



    Kategoria do 50 km, w górach