top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:1605.78 km (w terenie 450.00 km; 28.02%)
Czas w ruchu:72:56
Średnia prędkość:22.02 km/h
Maksymalna prędkość:59.62 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:80.29 km i 3h 38m
Więcej statystyk
  • dystans : 23.49 km
  • czas : 01:09 h
  • v średnia : 20.43 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Kontrola nóg i tyłka :)

    Poniedziałek, 31 maja 2010 • dodano: 01.06.2010 | Komentarze 5


    Po parogodzinnym stworzeniu trzech obszernych relacji z rowerowego weekendu i uporządkowaniu sprzętu/ekwipunku w końcu o 20:30 wyszedłem na przejażdżkę przez miasto by sprawdzić jak się mają moje nogi i tyłek po ponad 570 km :)

    I co ? Wszystko sprawne - można dalej szaleć :)

    Dom - Rusałka - Park Sołacki - Garbary - Ostrów Tumski (sprawdzałem stan Warty i Cybiny - nadal wysoki) - Śródka - Jana Pawła II - Most Św. Rocha - Łęgi Dębińskie - Hetmańska - Dmowskiego - Głogowska (wpadłem na myjnie) - Dom

    V max - 28.92 km/h

    Kategoria do 50 km


  • dystans : 201.83 km
  • teren : 3.00 km
  • czas : 07:45 h
  • v średnia : 26.04 km/h
  • v max : 54.69 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Powrót do Poznania

    Niedziela, 30 maja 2010 • dodano: 31.05.2010 | Komentarze 14


    Po dwóch, a jakże wspaniałych dniach spędzonych w stolicy Dolnego Śląska nastała pora wracać do swojego domu … rowerem oczywiście :)
    Asiczka i Piotrek mieli czas do południa, szykowali się na wyprawę do Holandii :)
    Więc po solidnym śniadaniu i uporządkowaniu swojego bagażu w sakwach wyruszyłem po 11-tej, wraz z Młynarzem, który dość szybko i sprawnie doprowadził mnie do drogi wylotowej na Oborniki Śląskie i tam się pożegnaliśmy.
    Już po ruszeniu spod domu zaczęło kropić, później dopadł mnie słaby deszcz i tak aż do wspomnianego miasta zdążyłem trochę zmoknąć, po drodze na pewnym zakręcie omal nie zaliczyłem gleby – przeliczyłem się z przyczepnością semislicków na mokrym asfalcie …
    Póki co temperatura była dość przyjemna i wiał słaby wiatr w … plecy :)
    W Obornikach Śląskich zrobiłem kilkukilometrową rundkę, by pozwiedzać to miasto położone na wzgórzach, oraz by … dobić parę kilometrów do kolejnej dwusetki :)

    Przestało padać. Asfalt powoli wysychał – daję znak że jedzie się OK. :)


    Panoramka z widokiem na Strupinę i Wzgórza Trzebnickie – od tego miejsca skończyły się pagórki …


    Po zajechaniu do Żmigrodu zatrzymałem się by założyć suche skarpetki, wyciągam je z sakwy i były mokre bo litrowa cola od wstrząsów po części się rozlała … :)

    Ustalanie dalszej trasy – tak, aby ominąć krajową piątkę …


    No i znalazła się urocza leśna droga – to był strzał w dziesiątkę :)


    Na swojej ziemi – chociaż do domu mam jeszcze ponad 100 km :)


    Terenu nie zabrakło – w sumie trzy kilometry :)


    Miejska Górka


    Za tymże miastem zrobiłem przerwę po 96 km na skraju pola.

    Znów na 434-tce – w porównaniu z piątkowym kręceniem, tym razem ruch był mniejszy i ciut lepiej się nią jechało


    W Gostyniu wpadłem po lodzika i spożyłem go tuż za miastem :)

    A kilka km przed Dolskiem zaczęły się pojawiać ciemne chmury …


    Dolsk :) Maratończycy znają to miejsce :)


    No i lunęła ulewa, schroniłem się w przystanku, nie na długo, bo przestało lać po … 10 minutach :)


    Kilkukilometrowy odcinek od powyższego przystanku do Śremu był w fatalnym stanie – masa kolein, po których płynał strumyk, i znów zmokłem od chlapowiska …
    Przejeżdżając przez Śrem, po 150 km poczułem zbliżający się kryzys, więc zatrzymałem się na kolejnym przystanku i wciąłem to co miałem – szczególnie uratowały mnie kanapki przygotowane przez Asię – dzięki :)
    Dochodziła godzina 20-ta, wtedy wyszło … słońce :)))

    Na całej trasie w sumie dwukrotnie smarowałem mokry i wypłukany łańcuch


    Natomiast ostatnie 45 km to czysta sielanka :)


    Zaczął zapadać zmrok – wszędzie dookoła podziwiałem parujące krajobrazy :)
    W Puszczykowie zaskoczyła mnie po częściach zalana rowerówka i sporo rozlewisk Warty.
    I tak … 190, 191, 192 … 196 – wpadłem po piwo, 197, 198, 199 … i w końcu radośnie strzeliłem kolejną dwusetkę na kilometr przed domem :)

    BIKEstats – wszystko jasne, tu się dobrze jeździ :)
    BIKEstats - to jest to ! © JPbike

    Rowerowy weekend był arcyudany – w sumie przez te 3 dni wykręciłem ponad 570 km !

    Podziękowania dla Asiczki i Piotrka za wspaniałą gościnę u Was :)

    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 130.47 km
  • teren : 13.00 km
  • czas : 06:06 h
  • v średnia : 21.39 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Integracyjna ponad setka :)

    Sobota, 29 maja 2010 • dodano: 31.05.2010 | Komentarze 14


    Główną atrakcją mojego weekendowego pobytu we Wrocławiu była lajtowa setka zaplanowana przez wrocławskich przedstawicieli BIKEstats na forum – w końcu wszystko zostało zapięte na ostatni guzik i jazda !

    Na miejsce zbiórki, o 9-tej na wrocławskim Rynku zjawiło się sporo osób:
    - Agata
    - Ala (alaaloe)
    - Asiczka (jahoo81)
    - Kasia (kaisa)
    - Błażej (blase)
    - Filip (Galen)
    - Marcin (drBike)
    - Mateusz (mattik)
    - Michał (WrocNam)
    - Piotrek (młynarz)
    - Piotr (żyła82)
    - Tomek
    - oraz jedyny Poznaniak w stawce: cały JA :)

    Kompletna ekipa BS-owiczy – w takim składzie wszyscy wspólnie przejechali całą trasę :)


    Po przedarciu się przez miejską dżunglę w końcu znaleźliśmy się na bocznej drodze :)


    Jeden z pierwszych postojów – przy pałacu w Szczodrem, niestety w nienajlepszym stanie …


    Wspólna jazda wśród pól i kolejnych wiosek … :)


    Pałac w Borowej


    Przyjemnie przez las …


    Asiczka :)


    Nierzadko mijaliśmy mknących szosowców :)


    Przerwa na lodziki przy wiejskim sklepie :)


    Jest fajnie :)


    ....... :)


    Tomek i Ala na trasie :)


    Szef wszystkich szefów :)


    Przerwa przy kościółku w Stroni :)


    Wpadamy w teren …


    Momentem było ciężko przejechać …


    Dobijamy pojedynczo na miejsce odpoczynku :)


    Dojeżdżają kolejne grupki … :)


    Pora na kulminacyjny punkt wycieczki :)


    Team BIKEstats górą !


    Po dość długim i przyjemnym postoju czas ruszać dalej – przez pole :)


    Mattik i WrocNam:)


    Agata :)


    Żyła82 … co ten wyprawia z butelką ? :D


    Młynarz :)


    Tomek :)


    Blase :)


    Galen :)


    Kaisa :)


    Na Rynku w Bierutowie


    W Kijowicach, w lesie zatrzymaliśmy się przy krzyżu pokutnym, zdewastowanym :(


    Terenowo mkniemy przez las :)


    Trochę kałuż i przeszkód …


    Postój w lesie – komary nie dały nam spokoju, szybko zwialiśmy :)


    Odwiedziliśmy również cmentarz żołnierzy niemieckich w Nadolicach …


    Jak i zahaczyliśmy o Dobrzykowice - miejsce gdzie nakręcono „Sami Swoi” :)


    Dalej dobiliśmy do Wrocławia i cisnęliśmy mocno, osiągając zawrotne prędkości na ścieżce po wale aż do Kładki Zwierzynieckiej :)

    Most Bartoszowicki


    Przy Kładce Zwierzynieckiej nastąpiło stopniowe pożegnanie z resztą ekipy – każdy pomknął do swoich domów


    Było super ! Dzięki wszystkim za wspaniałe towarzystwo :)

    V max – 55.70 km/h



  • dystans : 241.53 km
  • teren : 15.00 km
  • czas : 10:22 h
  • v średnia : 23.30 km/h
  • v max : 46.17 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Do Wrocławia !

    Piątek, 28 maja 2010 • dodano: 31.05.2010 | Komentarze 10


    Dziś pierwszy dzień mojego urlopu w 2010 :) który pierwotnie był planowany na wyjazd na golonkowy maraton w Szczawnicy – wiadomo że odwołali … To nic, pomysłów na spędzenie wolnego czasu miałem kilka, w głowie chodziło mi aby solidnie się nakręcić przed wyzwaniem sezonu – Beskidy MTB Trophy, ta górska etapówka lada chwila się zacznie :)
    W końcu po zagadaniu się z Piotrkiem bez zastanawiania zdecydowałem się na weekendowy wyjazd rowerem do Wrocławia :)

    Wyruszyłem po 8:30, mając słoneczną pogodę ze słabym wiaterkiem wiejącym z … południa, oznaczało to dla mnie jazdę z lekkim wmordewindem – jak się okazało nie był taki ciężki, a może się mylę bo po prostu mam dynamit w nogach :)
    Przejeżdżając ul. Starołęcką i pierwszymi podpoznańskimi wioskami podziwiałem rosnący poziom Warty, w niektórych niżej położonych miejscach parę domów już było zabezpieczonych przed zalaniem, jak i strażacy budowali dodatkowe umocnienia z worków z piaskiem.

    Widok na rozlaną Wartę w Radzewicach


    Na rynku w Śremie


    Pierwszą przerwę zrobiłem w Dolsku :)


    Drewniany kościółek w Dolsku


    Na rynku w Gostyniu wypatrzyłem rowerowych gości z sakwami z Francji. Turystyka rowerowa ma się świetnie :)


    Jazda 434-tką, którą poruszałem się na większości mojej trasy nie należała do przyjemnych, głównie dlatego, bo poruszałem się w roboczy dzień … Ale co tam jechać trzeba :)


    Nie brakowało kilkunastokilometrowej jazdy po ruchliwej krajowej piątce. Dopadł mnie po 130 km lekki kryzys – więc zboczyłem z drogi i odpoczynkowy postój na posiłek zrobiłem tutaj, tuż przy linii kolejowej Poznań – Wrocław :)


    Większość rzek i strumyków, jakie mijałem miała wysoki poziom wód, sporo było rozlanych, jak na przykład Barycz – ta zapora pośrodku to normalne koryto …


    Wieża ciśnień w Żmigrodzie.
    W tymże mieście wreszcie zboczyłem na znacznie mniej ruchliwą drogę – od razu lepiej się jechało :)


    No … sporo kilometrów pokonałem podobnie jak kiedyś szosowcy podczas TDP-u :)


    Zaczęły się Wzgórza Trzebnickie … przyjemne i żaden tamtejszy podjazd nie sprawił mi kłopotów :)

    Za Obornikami Śląskimi (znów wzmógł się ruch aut), po 170 km jazdy nastąpiło powitanie z Piotrkiem i Krzysztofem (Iskierka84) – tego ostatniego właśnie poznałem :)


    Zarówno ja, Piotrek i Krzychu mieliśmy już dość pędzących blaszaków, więc po zaopatrzeniu się w najbliższym sklepie w złocisty napój ruszyliśmy na boczną drogę, która momentem nam znikła i nie brakło mocno terenowego przedzierania, ale daliśmy radę :)


    Przerwa na Piasta !


    Ci dwaj faceci zorganizowali konkurs w kopaniu puszek na odległość – wygrał Krzychu :)


    Na widok tablicy z napisem „Wrocław” się ucieszyłem bo dojechałem :)
    Dwusetka się zbliżała … :)

    Kręcąc przez miasto podziwiałem zabezpieczenia wałów przeciwpowodziowych


    Widok na wzburzoną mocnym wiatrem Odrę znad Mostu Milenijnego


    W końcu po moich 212 km dotarliśmy do domu.
    Przywitałem się z Asiczką, która przygotowała dla nas pyszny makaron ze wspaniałym sosem :)
    Czy byłem zmęczony ? ależ skąd :)

    Pod wieczór w czwórkę ruszyliśmy w kierunku na Stadion Olimpijski ...


    Po drodze odłączył od nas Krzychu, pognał do domu, a my cisnęliśmy, by obejrzeć koncert, którego jednak nie było … to nic, nikt z nas nie nudził się.
    Piotrek naprawił mi statyw, w którym odpadła jedna nóżka, fachowiec z Niego :)

    Ale ekipa :) Po raz drugi stanąłem na tym cokole, pierwszy raz byłem tam w pewnym grudniu :)


    No … :)


    Zapadł zmrok, udaliśmy się pokręcić po mieście, przy okazji wpadliśmy na wieczorne lodziki, podziwialiśmy niezwykłe wrocławskie iluminacje.

    Nocny Most Grunwaldzki :)


    Bogato iluminowane Muzeum Narodowe :)


    Na koniec, tuż obok domu zrobiliśmy jeszcze jedną krótką rundkę – dzięki temu Młynarz dokręcił do upragnionej setki :) Jahoo zrobiła prawie 30, a ja trzasnąłem … ponad 240 km :) Twardziel !



  • dystans : 47.85 km
  • teren : 8.00 km
  • czas : 02:02 h
  • v średnia : 23.53 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Praca, Malta i Warta

    Środa, 26 maja 2010 • dodano: 26.05.2010 | Komentarze 9


    Po przerwie spowodowanej brakiem rowerka nr.2 wreszcie do pracy wybrałem się rowerem (o 5:20) - od razu lepiej, niż autem :)
    W drodze powrotnej - tradycyjnie zrobiłem w Lasku Marcelińskim krótką przerwę na colę i czekoladę.

    Natomiast około 19-tej wyruszyłem się nakręcić przez Rusałkę, Park Sołacki i nad Maltę, gdzie zrobiłem dwie rundy dookoła jeziora. Warunki do jazdy przyjemne.
    Zahaczyłem również o brzeg Warty na Ostrowie Tumskim, by sprawdzić obecny poziom wody - jest większy niż w sobotę, ale nie taki straszny.

    Wysoki poziom Warty w Poznaniu © JPbike

    V max - 41.02 km/h
    Puls - max 161, średni 121

    Kategoria do 50 km, do/z pracy


  • dystans : 34.26 km
  • teren : 26.00 km
  • czas : 01:25 h
  • v średnia : 24.18 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Standard ...

    Wtorek, 25 maja 2010 • dodano: 25.05.2010 | Komentarze 8


    Przejazd standardową trasą, z przedłużeniem do Kiekrza.
    Sporo kałuż, wolałem TREKA nie brudzić - więc rower przez błotne przeszkody leżące na całej szerokości duktu ... przenosiłem :)
    Generalnie - ale frajdę z jazdy na terenowych trasach daje mi bike na wypasionej ramie. Po prostu aż chce się jeździć :)

    Maraton w Szczawnicy odwołany ze zrozumiałych względów, o nowym terminie na razie nic nie wiadomo, ale i tak jak już wszystko będzie jasne - mam wielki zamiar wystartować tam, nawet wtedy, gdy w piątek będę w robocie i jazda 500 km rozpadającą się powoli furą z obniżonym zawieszeniem :)

    Z kilkudniowego urlopu przeznaczonego właśnie na Szczawnicę nie zrezygnuję - dzięki temu więcej potrenuję na swoich terenach (nie tylko) przed wyzwaniem sezonu - MTB Trophy.

    V max - 40.35 km/h
    Puls - max 161, średni 132

    Kategoria do 50 km


  • dystans : 84.16 km
  • teren : 41.00 km
  • czas : 03:37 h
  • v średnia : 23.27 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Aktualizacja stajni i test TREKA :)

    Niedziela, 23 maja 2010 • dodano: 23.05.2010 | Komentarze 27


    Jak już w poprzednim wpisie pisałem że przez cały tydzień miałem mnóstwo roboty ze swoimi rowerami - nierzadko majstrowałem do 1-szej w nocy ... :)

    TREK 8500
    Ten rasowy bike powstał na wypasionej ramie - takiej, jakiej chciałem :)
    Cały kompletny osprzęt został przełożony z Accenta nr.1, poza nową przednią przerzutką FD-M770, oraz nową sztycą Ritchey Comp 31.6 i nowym siodełkiem - sprawdzone i wygodne Specialized Indie XC Sport.

    TREK 8500 JPbike'a © JPbike

    TREK 8500 JPbike'a © JPbike

    Nowy rodzaj suportu - szerszy, o większej średnicy i bez gwintu, łożyska po prostu są wciskane
    TREK 8500 JPbike'a © JPbike

    No i nadszedł czas na pierwszą jazdę - wyruszyłem rankiem nad Rusałkę, by optymalnie ustawić siodełko. Pierwsze wrażenie po ruszeniu - rzucił mi się w oczy biały kolor, rower jest bardziej zwrotniejszy od Tormenty, pozycja za kierownicą podobna do Accenta, rama ma mniejszy i odpowiedniejszy do mojego wzrostu (172 cm) rozmiar - 17.5 :)
    No i złapałem kapcia z tyłu - tak zaczęła się moja przygoda z TREKIEM :)

    Po wymianie dętki ruszyłem na dłuższy test - do WPN-u, na Greiserówkę, sprawdzałem jak TREK podjeżdża na Osową Górę - wszystko gra, jestem BARDZO zadowolony z nowego nabytku :)
    Po wyjechaniu z WPN-u udałem się na działkę na obiad, po drodze byłem w lekkim szoku, bo w pewnym momencie wyprzedził mnie szosowiec, który jechał szybciej ode mnie zaledwie o 2-4 km/h ... i z trudem się oddalał - więc lżejszy od Accenta TREK jest szybki :)


    Accent Tormenta 1
    Ten dotychczasowy i wielokrotnie modernizowany Accent nr.1 po kradzieży Accenta nr.2 przeszedł kolejną modernizację - w tym celu wygrzebałem stare ale sprawne komponenty, wyczyściłem wszystko, nabyłem parę potrzebnych części: opony Schwalbe Hurricane, wkład suportu i przednią piastę - i oto powstał rower z przeznaczeniem uniwersalnym :)

    Accent Tormenta 1 JPbike'a © JPbike

    Kokpit - te 21 biegowe klamkomanetki pochodzą z mojego pierwszego górala :)
    Accent Tormenta 1 JPbike'a © JPbike

    Dość nietypowa wielkość tarcz w korbie, czyli 44-36-22. Przednia przerzutka to ta sama co uległa pęknięciu w Karpaczu - wystarczyło zamontować opaskę i działa :)
    Accent Tormenta 1 JPbike'a © JPbike

    Test zmodyfikowanym Accentem nr.1 odbyłem wczoraj - wszystko gra, jedynie nie jestem zadowolony z "amorka" - działa prawie jak sztywniak :)

    V max - 44.20 km/h
    Puls - max 173, średni 129

    Kategoria do 100 km


  • dystans : 58.03 km
  • teren : 12.00 km
  • czas : 02:37 h
  • v średnia : 22.18 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Jak się ma Warta u mnie ?

    Sobota, 22 maja 2010 • dodano: 22.05.2010 | Komentarze 10


    Od niedzieli nie jeździłem w ogóle, regenerowałem się, ale i tak te kilka dni były dla mnie ciężkie - zająłem się aktualizacją swojej stajni - o tym wkrótce :)

    Wreszcie ruszyłem. Dopiero po 14:30, trzeba było porządnie odespać ...
    Po tym co ostatnio się dzieje w naszym kraju z wielką wodą (wszystkim co kataklizm dotknął współczuję) postanowiłem sprawdzić, jak się ma u mnie obecny stan Warty.

    Najpierw udałem się przez Luboń, Wiry, Łęczyca, Puszczykowo (mijałem BS-owicza - Michała), dokręciłem na nadwarciański szlak - poziom wody, co prawda spory, ale nie taki straszny
    Warta w Puszczykowie © JPbike

    Dalej to jazda nadwarciańskim. Ten mostek od zakończenia zimy nadal jest zapadnięty, poziom strumienia - widać ...
    Mostek na nadwarciańskim szlaku © JPbike

    No i na tym niżej położonym fragmencie ścieżki spodziewałem się zalania, na szcześćie obok, w lesie biegnie singletrack i nie było problemów z przejazdem
    Zalany fragment ścieżki © JPbike

    Dobijając do granic miasta zaczęły się pojawiać ciemne chmury, i wróciłem do domu na krótko przed deszczem :)
    Po godzinie przestało padać, ponownie wskoczyłem na siodełko i jazda sprawdzić obecny stan Watry w moim mieście.

    Dojechałem do Mostu Św. Rocha - no i taki poziom wody ujrzałem, niestraszny
    Most Św. Rocha © JPbike

    Widok z mostu na północ. Za rozwidleniem rzeki (Warta i Cybina) - Ostrów Tumski
    Warta i Cybina © JPbike

    V max - 36.50 km/h

    Kategoria do 100 km


  • dystans : 112.89 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 05:53 h
  • v średnia : 19.19 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Ślęża zdobyta !

    Niedziela, 16 maja 2010 • dodano: 19.05.2010 | Komentarze 14


    Długo planowany wyjazd na upragnioną Ślężę w końcu doszedł do skutku, i to w wielkim stylu, bo chętnych na wyjazd zgłosiło się sporo :)
    Mimo, że pogoda w niedzielny dzionek nie była ciekawa - silny wiatr, straszyło deszczem, nikogo te obawy nie zniechęciły do ponad stukilometrowej wycieczki - nie od dziś wiadomo: BS łączy ludzi ! :)

    Na miejsce zbiórki, pod imponującą Wieżą Ciśnień stawili się sami wspaniali Bikestatowicze, czyli:
    - Asiczka (jahoo81)
    - Kasia (kaisa)
    - Błażej (blase)
    - Filip (Galen)
    - Michał (WrocNam)
    - Piotrek (Młynarz)
    - oraz oczywiście JPbike :)

    Moi towarzysze w świetnych humorach przed wyruszeniem :)


    Ruszamy na Ślężę !


    Większość trasy po opuszczeniu rogatek Wrocławia biegła wśród takich polnych krajobrazów, jak i małych wiosek


    Szef wszystkich szefów jak zwykle w świetnym humorze :)


    Widok na kościół w Starym Zamku, tutaj zrobiliśmy jeden z kilku postojów :)


    Nasz główny cel wycieczki :)


    W Rogowie Sobóckim zrobiliśmy dłuższy postój przy tamtejszej piekarni i każdy z nas wcinał różne słodkie specjały :)

    No i zaczęło się podjeżdżanie na Przełęcz Tąpadła ...


    Dla Kasi, która spisała się bardzo dzielnie, po raz pierwszy pokonała setkę na rowerze i to przy nieciekawej pogodzie, oraz po drodze zaliczając ponad 700 metrową górę (nie ma znaczenia czy się wprowadza/sprowadza, czy wjeżdża/zjeżdża na/ze szczyt(u)) należą się OGROMNE GRATULACJE ! :)


    Podczas krótkiego odpoczynku przed wjazdem na terenowy podjazd większość ekipy wolała, abym ja sam udał się na szczyt :) a reszta poczeka na mnie - spodziewałem się takiego żartu :D

    A jednak wszyscy ruszyli do góry :)


    Zagadka: poprzednią fotkę zrobiłem "od tyłu" a poniższą po krótkim czasie "od przodu" - więc jak to zrobiłem ? :D


    Dzielny Młynarz na podjeździe :)


    Ten ciągle spragniony zdobywania szczytów i przełęczy biker z Poznania ciśnie do góry :)


    Błażej również świetnie daje radę na podjazdach :)


    Galen na końcówce podjazdu :)


    Hura ! Wjechałem ! :)))


    Również Asiczka dzielnie podjechała - jak widać mogła się poczuć jako supergwiazda :D


    Na szczycie Ślęży (718 m) radośnie obwieściliśmy całemu światu wspólne zdobycie wraz z rowerami :)


    Na górze było zimno, szczyt i tamtejszy kościółek były spowite w chmurze ...


    Więc na dłuższy czas wstąpiliśmy do tamtejszego i ciepłego schroniska, by się ogrzać i posilić się :)

    Nadszedł czas na drogę powrotną, najpierw trzeba było zjechać w dół :)


    Mknący w dół Młynarz :)


    Galen i Asiczka też cisnęli :)


    Natomiast Błażej pomknął z podwójną prędkością światła :D


    Po szybkim zjechaniu Piotrek dał znak że fajnie było :)


    No i awarii na trasie nie zabrakło - kapeć w przednim kole Asiczki, na ratunek bikerce pospieszyła się cała wspaniała ekipa :)


    Boski Blase z równie wspaniałym i pięknym swoim rowerem :)


    Impresjonalne spojrzenie na drodze powrotnej z Asiczką, Młynarzem i ze Ślężą w tle :)


    Droga powrotna okazała się ciężka - zaczęło padać i wiatr nieźle dał nam popalić.


    W końcu zmęczeni, ale zadowoleni z osiągniętego celu dotarliśmy do Wrocławia, po pożegnaniu wszyscy udaliśmy się do swoich domów, a ja wiadomo do kogo :)
    Po najedzeniu się, po 21-tej ruszyłem autkiem do Pyrlandii, do której dotarłem po północy :)

    Wielkie dzięki Wam wszystkim za wspaniałe towarzystwo na takiej wspaniałej wycieczce - jesteście SUPER i do następnego kręcenia :)
    Podziękowania również dla Asiczki i Młynarza za wspaniałą gościnę we Wrocławiu :)


    V max - 63.02 km/h (zjazd z Przełęczy Tąpadła)



  • dystans : 78.09 km
  • teren : 75.00 km
  • czas : 06:00 h
  • v średnia : 13.02 km/h
  • v max : 59.62 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • MTB Marathon Złoty Stok

    Sobota, 15 maja 2010 • dodano: 17.05.2010 | Komentarze 22


    Błotna masakra w Górach Złotych – niestraszna dla mnie :)

    Na tą trzecią edycję golonkowego cyklu, rozgrywaną w Złotym Stoku, dla mnie po raz pierwszy w tamtych rejonach wybrałem się głównie w jednym celu – przejechać całą trasę najlepiej jak się da, zwłaszcza że po ostatnich zawirowaniach pogody nie miałem najmniejszych wątpliwości co do ilości błota.
    Na miejsce zajechałem wprost z Poznania przed 9-tą i od razu zabrałem się za krzątaninę sprzętową, zjadłem drugie śniadanie (bułka, serek solankowy, banan i jogurt) , przywitałem się z Krzysztofem i Zbyszkiem, oraz z Damianem - z tym ostatnim moja rywalizacja z maratonu na maraton staje się ciekawsza i fascynująca :)
    Po raz pierwszy zdecydowałem się ścigać w długich spodniach. Przed startem odbyłem kilkunastominutową rozgrzewkę i jazda do trzeciego sektora, w którym spotkałem Mariusza, Przemka, Arka i paru innych mniej znanych mi twarzy.
    Chyba po raz pierwszy w maratonowej karierze nie czułem żadnego stresu, więc mogę napisać że jestem już nieźle wkręcony w tego typu zawody, które dają mi dużo satysfakcji w pokonywaniu zarówno ciekawych tras, jak i rywali :)
    No i start. Od razu długi podjazd, ruszyłem ze średnim ciśnięciem, po chwili zaczęła się właściwa błotna masakra, by utrzymać równe tempo na błotnej nawierzchni - oznaczało to użycie większego wysiłku i stopniowo rosnące obawy o to czy starczy sił na przejechanie całej giga trasy w miarę równym tempem. Stawka powolutku się rozciągała, kręciłem równym i podobnym do poprzedzających mnie tempem. Przez Arka zostałem wyprzedzony po jakiś 3-4 km, a po 6 km zauważyłem wyraźnie słabnącego Damiana, który na krótkiej stromiźnie wprowadzał i po chwili się zatrzymał – był to jedyny moment, co widziałem Go na trasie :) Po wjechaniu na kulminacje pierwszego długiego podjazdu nastąpił błotnisty i stromy zjazd – czyli to na co czekałem, by w pełni wykazać się swoimi umiejętnościami jazdy w dół po błocie :) Przede mną sporo osób … sprowadzało, a ja jak szalony pognałem w dół po błocie :) i wtedy poziom zadowolenia ze swojej techniki wzrósł znacząco i od tamtej chwili wiedziałem że kolejne trudne i błotniste zjazdy pokonam bez większych problemów :) Dalsza jazda przebiegała głównie leśnymi i górskimi duktami, na przemian długimi podjazdami, jak i mniej, lub bardziej wymagającymi zjazdami. Kręciłem wtedy równym tempem, jak i swoją pozycję utrzymywałem. Po wjechaniu na dodatkową pętle giga, na której na pewnym odcinku ilość błota koszmarnie utrudniała podjechanie trzeba było wprowadzać. Dodam jeszcze że po raz drugi (po Szczawnicy’09) przyszło mi jechać przez jakiś czas wraz z Justyną Frączek. Dziewczyna na zjazdach wymiatała, a na podjazdach szło jej przeciętnie. Na podjeździe, na końcówce dodatkowej pętli giga pojawiły się spodziewane i znane mi z błotnych tras problemy z klejącym się do najmniejszej tarczy korby uwalonym błotem łańcuchem … trudno. Po połączeniu pętli z Megowcami tradycyjnie – bezustanne dublowanie do samej mety. No i był tam długi, niezły, wąski i stromy zjazd – znów zaszalałem, nie obyło się bez potknięć (kilka razy wpadłem w zbyt głębokie błoto) , Megowcy na całej trasie mnie wzorowo przepuszczali – dzięki wszystkim :) Jedną z pierwszych dublowanych osób był Maks, po chwili na zjeździe wyprzedziłem Asię Jabłczyńską, a następnie Zbyszka. W końcu długi i wymagający podjazd na najwyższy punkt trasy – Górę Borówkową. I w połowie tegoż podjazdu stało się to czego się obawiałem – ubyło mi sił i nie pozostało mi nic innego jak wprowadzanie na ciężkich stromiznach. Na szczęście większość też z buta pokonywała ciężkie podjazdy, więc nie było tak źle. Wreszcie znalazłem się na kulminacji wysokościowej trasy – po tym wiadomo: techniczny zjazd po kamieniach, korzeniach – cóż mam pisać :) Zjechałem tak szybko, nawet paru na tym trudnym zjeździe udało mi się wyprzedzić (w tym Izę) - mknąc po tych nierównościach bacznie wypatrywałem odpowiednich momentów do wyprzedzenia i wykorzystałem to – kolejny poziom zadowolenia :) Nie będę oszukiwał – na tymże zjeździe zaliczyłem niegrożny upadek przez śliski kamień. Po zjechaniu spojrzałem na licznik – coś z dystansem nie gra (na mecie okazało się że giga ma 78 km, a miało być 66 km) … Po ostatnim bufecie (na każdym się zatrzymywałem na ok. 10-15 sekund) kolejny długi podjazd, jak się okazało ciężki, sporo sił mi już ubyło, chwycił mnie lekki skurcz, minuta postoju, i dalej do samego szczytu znów wprowadzałem (inni też) i zacząłem się martwić o … wypracowaną przewagę nad Damianem :) W końcu końcówka – w pewnym momencie po spojrzeniu tabliczki z napisem „5 km do mety” zrobiło mi się lżej :) no tak … po kilku km ujrzałem następny napis: „5 km do mety” :) – po jakimś czasie zrozumiałem że to się nazywa nieobca mi golonkowa niespodzianka na końcówce i rzeczywiście były to niezłe ostatnie kilometry - coś podobnego do XC-u, czyli wąski, błotny przejazd po stromym zboczu zalesionej góry – na tamtejszym stromym zjeździe doznałem kolejnej frajdy z błotnej jazdy :) W końcu nastąpił szybki zjazd do mety najpierw szerokim szutrem, a następnie ulicą wprost na tamtejszy Rynek. Czy zadowolony wpadłem na metę – oczywiście, a najbardziej z frajdy z błotnej jazdy po tamtejszych trudnych odcinkach :)

    96/176 - open GIGA
    34/64 - M3

    Strata do zwycięzcy giga (jak i M3) – 1:59:43
    Damian przyjechał 16 minut za mną – to mnie cieszy, wracam do gry :)
    Rodman i klosiu stracili do mnie odpowiednio: 16 i 32min.
    Arek pokonał mnie aż o 25 min – z Nim już raczej nie mam szans.

    Z osiągniętego wyniku całkiem zadowolony jestem, mimo że przez postępujący ubytek sił i zmęczenie na kilkanaście km przed metą straciłem aż 10 pozycji w open (po analizie ostatniego międzyczasu) … to nic, będę walczył do finału w Istebnej :)

    Po osiągnięciu mety spotkałem się z Jarkiem i jego Agą, poznałem Roberta (Zabel), oraz jeszcze jeden Megowiec, którego dublowałem składał mi gratulacje - był to Marek (Marc) :)
    Kolejka do myjni spora, poszedłem się najpierw przebrać i wróciłem, by zmyć z rowerka masę błota, czekając w kolejce wraz z Maksem i Zbyszkiem pogadaliśmy sobie, oraz spotkałem się z Dorotą i Arturem.

    Na pierwszym długim podjeździe ...
    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    Błotny zjazd, technika jazdy górą :)
    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    Tu lepiej widać ilość błota podczas zjeżdżania w dół ...
    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    Coraz bardziej uwalony JPbike po niezłym zjechaniu z Borówkowej :)
    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    Pomykanie do mety na końcówce typu XC :)
    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    Uwaleni bikerzy na mecie. JPbike, Rodman i Damian :)
    MTB Marathon Złoty Stok 2010 © JPbike

    Tej fotki mojego amorka nie trzeba komentować :)
    Reba po zawodach ... © JPbike

    Puls – max 180, średni 152
    Przewyższenie – 2592 m