top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

  • dystans : 78.76 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 03:51 h
  • v średnia : 20.46 km/h
  • v max : 44.53 km/h
  • podjazdy : 855 m
  • rower : Accent Peak 29
  • WPN - mix szlakowy

    Sobota, 17 października 2020 • dodano: 17.10.2020 | Komentarze 6


    Tegoż dnia miał być finał Bike Maratonu w Miękini - odwołali z wiadomego powodu.
    Wczorajszego dnia organizator podał info odnośnie klasyfikacji generalnej - niespodziewanie zająłem 2 miejsce (!) w M4, wszystko dlatego że do końcowego wyniku liczy się 6 najlepszych startów z 8 rozegranych (miało być 9). Po komentarzach na FB widzę że nie wszyscy są zadowoleni. Cóż, nie mój problem, jedno jest pewne - to był szalony sezon, tyle wyścigów rozgrywanych co tydzień - ważne że w ogóle się odbył i już. Na dekorację generalki przyjdzie mi poczekać do wiosny, na inaugurację w ... Miękini.

    Zatem weekend wolny - można nareszcie skoczyć na swój rewir MTB - do WPN.
    Start o 10:50, chłodek na poziomie 7°C. To co pokręciłem - TO MOJE :)

    Nad Wartą w Puszczykowie zawsze pięknie
    Nad Wartą w Puszczykowie zawsze pięknie © JPbike

    Jesiennie nad Kociołkiem
    Jesiennie nad Kociołkiem © JPbike

    Wąwóz podjazdowy. Jeszcze zielony
    Wąwóz podjazdowy. Jeszcze zielony © JPbike

    Dynamiczne ujęcie na sinusoidach
    Dynamiczne ujęcie na sinusoidach © JPbike

    Pure MTB na pętli XC
    Pure MTB na pętli XC © JPbike

    Nad Jaroslawieckim sporo szkód po wichurach
    Nad Jaroslawieckim sporo szkód po wichurach © JPbike



    Kategoria do 100 km


  • dystans : 39.39 km
  • czas : 01:29 h
  • v średnia : 26.56 km/h
  • podjazdy : 88 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Przedwieczorny rozjazd

    Poniedziałek, 12 października 2020 • dodano: 17.10.2020 | Komentarze 2


    Start o 17:37 (8°C). Spontaniczne zachodnie rewiry asfalcikowe.
    Chłodno, chwilkę pokropiło, dłonie mi zmarzły (ja w krótkich rękawiczkach).

    Nówka rowerówka (Lusówko - Sierosław) i w dodatku oświetlona
    Nówka rowerówka (Lusówko - Sierosław), w dodatku oświetlona © JPbike



    Kategoria do 50 km, nocne, szoska


  • dystans : 61.31 km
  • teren : 55.00 km
  • czas : 03:00 h
  • v średnia : 20.44 km/h
  • v max : 59.21 km/h
  • hr max : 165 bpm, 94%
  • hr avg : 142 bpm, 81%
  • podjazdy : 1567 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Kaczmarek Electric MTB - Chodzież

    Niedziela, 11 października 2020 • dodano: 13.10.2020 | Komentarze 6


    Po lipcowym XC w Chodzieży zagadałem się ze znaną w światku MTB Darią Kasztaryndą i gdy tylko dowiedziałem się że to ona będzie układać trasę na październikowy maraton u Kaczmarka - od razu się skusiłem i cierpliwie czekałem na dzień startu, który przypadł na dzień po ciężkim grabkowym giga maratonie w Sobótce.
    Dojazd do Chodzieży solo. Po zaparkowaniu auta w lesie najlepsze co mnie spotkało - zapach lasu ze świeżym jesiennym powietrzem i piękna słoneczna pogoda z miłym chłodkiem - chce się ścigać (czyt. jeździć na rowerze) :)
    Rozgrzewka krótka, spotykam trochę znanych mi twarzy i wskok do zapełnionego już sektora mega (dystansu giga nie było). No i start, ja oczywiście z tyłów stawki. Początkowe km są bardzo szybkie. Ci ludzie z mega to chyba jakieś charty - mimo że to tyły to wszyscy ostro cisną i ciężko idzie mi przebijanie się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Dopiero po ujechaniu paru km i wjechaniu na niedługi asfaltowy podjazd uruchamiam pełnię swoich możliwości - ów podjazd pokonuję w połowie na stojąco i na twardym przełożeniu - wszystko po to by udanie odjechać goniącej mnie grupce. Trasa oczywiście miło zaskakuje - non stop fajnie poprowadzone odcinki góra - dół. Z szacunkiem wyprzedzam autorkę trasy (startowała w Elicie, zajmując 4 miejsce) - udaje mi się powiedzieć do niej: „dobra robota z trasą“, kciuk i jazda dalej.
    Dochodzę dużą grupę i przez jakiś czas pomykamy wspólnie póki jest półpłasko, a gdy tylko pojawia się ciężki podjazd to od razu robię swoje, czyli przebijam się do przodu i uciekam rywalom. Najwyższy szczyt - 192 metrowy Gontyniec w sumie pokonujemy na mega aż osiem razy (po cztery na rundzie z różnych stron). Największe emocje MTB przeżywam na krętej i wyprofilowanej trasie zjazdowej z owego szczytu, w dodatku z niezłymi hopami - na paru z nich skorzystałem z przyjemności polatania :). W sumie były dwa pokonywane dwukrotnie takie wymagające techniki MTB kręte zjazdy - oj, było co robić z frajdą :)
    Po zjechaniu tego drugiego dogoniłem kolejną grupkę ze znanymi mi kolegami - m.in. Filip Mańczak, Marek Witkiewicz, Jan Zozuliński, Andrzej Jackowski - na podjeździe zbyt wolno jechali, więc od razu zaatakowałem tak że moje tempo wytrzymał tylko Filip i dalej pomykaliśmy we dwójkę - a właściwie to ja cisnąłem jak diabli że po pokonaniu świetnego sinusoidalnego zjazdu (7 górek) i kolejnego szybkiego zjazdu z łukami w wąwozie wyprzedziliśmy najpierw 2, a po jakimś czasie 3 osoby. Dalej nadal mocno cisnę że w końcu Filip odpuszcza i pomykam już w pojedynkę i nie przejmując się tym że nie wiem czy dopadnie mnie ubytek powera na drugiej rundzie. Mijam rozjazd i czas pokonać jeszcze raz te najlepsze odcinki trasy. Na asfaltowym podjeździe w sporej odległości za mną widzę że Filip i 3 gości utworzyli grupkę pościgową. Ujechałem parę km i niestety potwierdziły się moje przypuszczenia - power mam już słabszy, ale nie dam się i walczę dalej. Dość długo udaje mi się utrzymać pozycję, dopiero w trakcie ostatniego podjazdu na Gontyniec powtórzył się z Sobótki defekt łańcucha wpadającego między kasetę a szprychy - muszę stanąć by z tym się uporać. I tak Filip z dwoma gośćmi mnie wyprzedzili. Ruszam w pościg, jednego udaje się załatwić, a pozostała dwójka narzuciła mocne tempo że nie daję rady ich dojść. Zatem jadę swoje, przy tym kontrolując sytuację. Na parę km przed metą wyprzedza mnie jeden z M3 od Eurobajków. Końcówka trasy jest ciekawie poprowadzona - zamiast sprintu na kreskę mamy fragment pętli XC wzdłuż jeziora i podjazd wprost na metę. Oj to był kawał dobrego ścigania na wzorcowej w Wielkopolsce trasie do prawdziwego MTB.

    42/101 - open mega
    8/26 - M4

    Strata do zwycięzcy (Filip Jeleniewski) - 34 min, do M4 (Andrzej Worona) - 14 min

    Na początkowych km - w trakcie przebijania się z tyłów stawki
    Na początkowych km - w trakcie przebijania się z tyłów stawki © JPbike

    Na technicznej trasie zjazdowej bawiłem się przednio :)
    Na technicznych trasach zjazdowych bawiłem się przednio :) © JPbike





  • dystans : 72.06 km
  • teren : 72.00 km
  • czas : 04:35 h
  • v średnia : 15.72 km/h
  • v max : 55.17 km/h
  • hr max : 167 bpm, 95%
  • hr avg : 144 bpm, 82%
  • podjazdy : 2110 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Sobótka

    Sobota, 10 października 2020 • dodano: 12.10.2020 | Komentarze 4


    Pierwotnie Sobótka miała być finałem - wiadomo co się porobiło, Zatem to przedostatni grabkowy maraton. Dojazd bezpośredni i wraz z Kasią.
    Po zajechaniu na miejsce wita nas piękna, słoneczna i jesienna pogoda, która jednak zgodnie z prognozami zaczęła się psuć - chmury narastały, by później i już w trakcie wyścigu przyszło nam ścigać się w przelotnych opadach deszczu i oczywiście w błocie.
    Parę dni wcześniej dowiedziałem się że tutejszą zupełnie nową trasę po stokach Ślęży ułożył nikt inny jak ex pro szosowiec - Bartosz Huzarski, jak widać na poniższej mapce - wyszedł istny labirynt :)
    Czasu na rozgrzewkę brakło. Przed startem ucinam krótką pogawędkę z Pawłem i Gosią, pakuję się do sektora giga i punkt 10-ta ruszamy.
    Na początek porządny terenowy podjazd na Przełęcz pod Wieżycą i zaczęła się jazda góra-dół. Z racji że to pierwsze km trasy to jest troszkę tłoczno, tasujemy się, daje się jednak każdemu z nas jechać swoje. Zaskakuje mnie pierwszy i kręty singiel zjazdowy - stwierdzam że autor trasy to pasjonata prawdziwego MTB. Gdzieś tam na podjeździe mijamy Piotra Majera (rywala do generalki M4) - miał defekt i ukończył wyścig za mną.
    Tworzymy paro-osobową grupę ze znanymi mi kolegami (m.in. Krystian Kotlarz i Michał Badowski). Tutejsze podjazdy dają w kość - nie nachyleniem, ale kamienistym podłożem, przez które ciężko utrzymać odpowiednie tempo. Za pierwszym bufetem jest fajny, podjazdowy i wymagający odcinek singlowy, po tym najdłuższy i równie wymagający (kamienie) podjazd - udaje mi się powyprzedzać kolegów, odjechać im i dalej jadę w pojedynkę.
    Jak na złość, gdzieś tam na zjeździe usianym kamieniami, korzeniami i badylami w wózek przerzutki wpada mi patyk, że muszę stanąć by go usunąć (nieźle się zakleszczył, blokując napęd), po tym i ujechaniu paru km okazuje się że mam problemy z przerzucaniem biegów - łańcuch czasem skacze, czasem jest ok, czasem znów muszę stanąć bo łańcuch zakleszcza się między kasetę a szprychy - w sumie z tego powodu zatrzymywałem się parokrotnie. Sumując stratę czasową na mecie - wyszło tego prawie 5 minut w dół.
    Za drugim bufetem rozpoczyna się drugi i długi podjazd z kilkoma ściankami i kilkoma krótkimi zjazdami - zauważyłem że dogania mnie dwóch gości - w tym Paweł, czyli albo sporo powera zużyłem, albo to oni są lepsi. Do tego od czasu do czasu padający deszcz wzmaga ilość kałuż i błota, co za tym idzie - jest jeszcze ciężej, nie wspominając już o kamienistej nawierzchni.
    I tak technicznym zjazdem docieramy do rozjazdu i skręt na 2 rundę giga - najpierw szybko w dół, po czym czas pokonać ponownie odcinek singlowy i najdłuższy podjazd z masą kamieni, do tego zaczynamy wyprzedzać gości z mega. Paweł w końcu mnie dogonił, po chwili wyraźnie zaczął się oddalać i tyle go widziałem. Na jednym technicznym zjeździe popełniam błąd i niegroźna gleba zaliczona. Po powolnym doganianiu kolejnych gości z mega przekonuję się że jadę ciut wolniej w porównaniu do pierwszej rundy giga. Jest ciężko, z trudem udaje mi się utrzymywać pozycję. Do tego w trakcie kolejnego postoju by wyciągnąć zakleszczony łańcuch dogania mnie wspomniany Krystian i od tego momentu cały czas jadę za nim. Po dokręceniu do fajnie poprowadzonego (góra-dół) odcinka prowadzącego do mety kamienista nawierzchnia ustępuje szutrowej z dodatkiem błotnych fragmentów - pomykając tamtędy wraz z Krystianem nic specjalnego nie działo się, poza wyprzedzaniem kolejnych z mega. Końcówka do mety to krótka ścianka podjazdowa (znowu mi łańcuch...), błotny, kręty i śliski singielek lekko zjazdowy. I tak już bez wariactw dojeżdżam zaraz za Krystianem i gościem z M5 do mety. Spoko maraton, choć mogłoby być lepiej gdyby nie te problemy z napędem.

    40/68 - open giga
    8/24 - M4

    Strata do zwycięzcy (Jakub Zamroźniak) - 1h 17min (!), do M4 (Dariusz Poroś) - 41min

    Fotki by Kasia Rokosz
    Jak widać - już od pierwszych km było co robić. Tu jeszcze jestem czysty
    Jak widać - już od pierwszych km było co robić. Tu jeszcze jestem czysty © JPbike

    Końcówka trasy - tu już mam na sobie urok błotnego MTB
    Końcówka trasy - tu już mam na sobie urok błotnego MTB :) © JPbike





  • dystans : 50.54 km
  • teren : 36.00 km
  • czas : 02:07 h
  • v średnia : 23.88 km/h
  • v max : 40.96 km/h
  • hr max : 156 bpm, 89%
  • hr avg : 133 bpm, 76%
  • podjazdy : 340 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Terenowy trening

    Środa, 7 października 2020 • dodano: 07.10.2020 | Komentarze 0


    Start o 16:41 (14°C). Ścieżki w Marcelińskim, nad Rusałką i wokół Kierskiego.



    Kategoria do 50 km


  • dystans : 80.21 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 03:42 h
  • v średnia : 21.68 km/h
  • v max : 62.00 km/h
  • hr max : 168 bpm, 96%
  • hr avg : 147 bpm, 84%
  • podjazdy : 2067 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Świeradów-Zdrój

    Sobota, 3 października 2020 • dodano: 05.10.2020 | Komentarze 2


    Dzień wyścigowy nr 200 :)

    Zaczęła się finałowa zabawa o jak najlepsze miejsce w generalce u Grabka. Trzy ostatnie maratony rozgrywane co tydzień - kolejno Świeradów-Zdrój, Sobótka i na koniec Miękinia - to wszystko w październiku, normalnie w miesiącu co dla kolarza oznacza początek „roztrenowania“, a tu trzeba cisnąć na 100% tego co się umie.

    Dojazd na miejsce poprzedniego dnia, w towarzystwie Kasi. Nazajutrz w Świeradowie-Zdroju wita nas piękna słoneczna pogoda i komfortowa dla kolarzy temperatura - kilkanaście °C, do tego niezły wiatr - w górach inaczej odczuwalny niż w Wielkopolsce, a jednak... myliłem się do do górskiej jazdy z wiatrem - o tym później.

    Rozgrzewka to właściwie droga spod noclegowni na miejsce startu - 1.5km i 100m podjazdu. Spotykam i ucinam pogawędkę z Pawłem (młodzik) i Gosią. Stawka giga liczyła niezłe 80 osób.
    Punkt 10-ta start. Na początek solidny, asfaltowo-szutrowo-asafltowy ponad 7 km podjazd na Łącznik (1066m). Z racji że jest szeroko i bardzo przyczepnie to cały ten podjazd pokonujemy w sporych grupach, w moim przypadku wyszło tak że po dokręceniu na szczyt utworzył się prawie 20 osobowy peleton. Nie powiem że tempo podjeżdżania było mocne że analiza danych z licznika pokazała że to tam generowałem największą moc w trakcie całego wyścigu. Z rywali do generalki w M4 w owym peletonie znalazł się Krystian Kotlarz, a inny rywal Piotr Majer dał rade nam odjechać i ostatecznie na mecie wlał mi 7 minut.
    Zaczynamy bardzo szybką jazdę w wysokich partiach po izerskim półpłaskowyżu, najpierw Drogą Telefoniczną, przez Polanę Izerską i dalej do znanej stacji turystycznej „Orle“. Prędkości naszego peletonu były szalone - tak pod 35-45 km/h, grubo jak dla mnie, okazuje się że nasz pociąg przez dłuższy czas ciągnął znany mi z niedawnej etapówki w Gorcach Marcin Reczyński (też z M4). Do tego niemała ilość pieszych turystów powodowała że trzeba było się skupiać by nie zaliczyć kraksy, smaczku dodatkowo dodawały dwie naturalne rzeczy - wiatr na rozległych polanach i poopadowe kałuże - to tam troszkę się umorusaliśmy błotkiem.
    Po skręceniu na długą prostą jak strzała i zakończoną podjazdem (Samolot) coś zaczęło się dziać - nasz peleton rozpadł się. Ja zostałem w tylnej jego części wraz kilkoma znanymi mi rywalami. I tak przez kolejne półpłaskie szutry z domieszką asfaltu pomykamy wspólnie, po drodze sporo piechurów mijając. Po dokręceniu w rejon nieczynnej Kopalni Kwarcu „Stanisław“ wreszcie jest do pokonania coś technicznego - zjazd zielonym z kamieniami i korzeniami. Oczywiście na maxa zaszalałem, po drodze załatwiając paru rywali (m.in. Krystiana).
    Po sprawnym zjechaniu nasza grupka się rozpadła i czas pokonać najdłuższy (5 km) i najnudniejszy zjazd szerokim szutrem lekko w dół. Moje przełożenie 32/11 jest niewystarczające do takiej superszybkiej jazdy, daję jednak radę mknąć w dół bez utraty pozycji. Na jedynym zakręcie z drewnianym mostkiem i wymagającym przyhamowania źle oceniam przyczepność na deskach - w efekcie przednie koło wpada w poślizg i niezła gleba ze szlifami na biodrze, kolanie i łokciu zaliczona. Szybko się pozbierałem, lekko wykrzywioną kierownicę udaje się naprostować i jazda dalej, nie ma lipy ani narzekania na szczypiące szlify i już.
    Po zjechaniu kolejny podjazd i znów asfalcik, na moje szczęście niedługi. Zauważam że goni mnie dwóch rywali - obaj z M4 (Michał Badowski i znów Krystian). Pokonujemy krótki i ciekawy odcinek góra - dół, gdzie doganiam i wyprzedzam dwóch młodszych gości.
    Na 48 km skręt na 2 rundę giga, która okazuje się rundą classic. I tak znów pokonuję nudny, asfaltowy, ale solidny podjazd na Łącznik. No i przekonuję się że wiejący w twarz wiatr podnosi poziom trudności, na szczęście po pokonaniu serpentyny wiatr już pomagał, później o podmuchach zapomniałem. Ów ponownie pokonywany podjazd początkowo jadę sam, po czym dochodzi mnie dwóch rywali - z M5 (zwycięzca tejże kategorii) i kolejny z M4, z trudem podczepiam się do nich i tak w trójkę docieramy na szczyt, dalej po półpłaskim też wspólnie i szybko pomykamy, po drodze mijając jeszcze większą ilość pieszych turystów. Po skręcie na podjazd będącym odcinkiem wyłącznie dla dystansu classic najpierw ten z M5 (Roman Badura) zaczyna powoli uciekać, po chwili ten z M4 (Daniel Bejmert) też zaczyna się oddalać ode mnie. Nie wiem czy to z powodu zmęczenia, braku mocy, czy też nudnej trasy jadę niby wolniej, a jednak robię swoje.
    Po wjechaniu kolejny nudny, szeroki zjazd, łączymy się z właściwą pętlą - a tam znów wspomniany długi zjazd z feralnym dla mnie mostkiem, który tym razem pokonuję z bezpieczną prędkością. Na nierównościach szlify na łokciu i biodrze dają o sobie znać, zaciskam zęby i walczę dalej. Zaczynamy wyprzedzać liczną stawkę tych z mega. Na ostatnim asfaltowym podjeździe dogania i wyprzedza mnie wspomniany Michał. Po wjechaniu na 3 km końcowy odcinek do mety najpierw podjazd i po tym zjazd - w obu przypadkach po szerokim szutrze i w końcu wpadamy na fajny, choć krótki singielek prowadzący do stacji kolejki gondolowej, gdzie ulokowana jest meta. Na ostatnim zakręcie tuż przed finałową prostą podjazdową widzę że dogonił mnie Paweł - staję na pedały i cisnę tak do końcowej kreski, a tam stwierdzam że czas przejazdu owej 80 km trasy w czasie poniżej 4 godz świadczy że to był dość szybki jak na góry maraton.

    29/70 - open giga
    6/22 - M4

    Strata do zwycięzcy (Jakub Zamroźniak) - 46 min, do M4 (Dawid Duława) - 21 min

    Fotki by Gosia i Kasia Rokosz
    Przedstartowa dawka dobrego humoru z Pawłem
    Przedstartowa dawka dobrego humoru z Pawłem © JPbike

    W akcji na jednej z niewielu ciekawszych sekcji MTB
    W akcji na jednej z niewielu ciekawszych sekcji MTB © JPbike





  • dystans : 57.47 km
  • czas : 01:59 h
  • v średnia : 28.98 km/h
  • v max : 50.50 km/h
  • hr max : 162 bpm, 92%
  • hr avg : 127 bpm, 72%
  • podjazdy : 291 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Interwały

    Czwartek, 1 października 2020 • dodano: 01.10.2020 | Komentarze 0


    Start o 17:07 (15°C). Pętla północna ze zmarszczkami i wodociągami.



    Kategoria do 100 km, szoska


  • dystans : 49.63 km
  • teren : 36.00 km
  • czas : 02:02 h
  • v średnia : 24.41 km/h
  • v max : 42.95 km/h
  • hr max : 161 bpm, 92%
  • hr avg : 134 bpm, 76%
  • podjazdy : 339 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Terenowy trening

    Środa, 30 września 2020 • dodano: 30.09.2020 | Komentarze 0


    Start o 16:51 (15°C). Ścieżki w Marcelińskim, nad Rusałką i wokół Kierskiego.



    Kategoria do 50 km


  • dystans : 47.00 km
  • czas : 01:39 h
  • v średnia : 28.48 km/h
  • v max : 43.54 km/h
  • podjazdy : 122 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Rozjazdowe 1.5h

    Poniedziałek, 28 września 2020 • dodano: 28.09.2020 | Komentarze 0


    Start o 17:14 (13°C). Zachodnie rewiry asfalcikowe.



    Kategoria do 50 km, szoska


  • dystans : 60.97 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 03:25 h
  • v średnia : 17.84 km/h
  • v max : 44.49 km/h
  • hr max : 169 bpm, 96%
  • hr avg : 145 bpm, 82%
  • podjazdy : 1032 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Solid MTB Dąbrowa

    Niedziela, 27 września 2020 • dodano: 28.09.2020 | Komentarze 3


    W sumie nie planowałem tegoż startu w nowej miejscówce u Solida MTB w Dąbrowie koło Śremu. Jednak wystartowałem bo jak to mawiają że „najlepszym treningiem jest wyścig“, faktycznie, bo przede mną zostały trzy ostatnie grabkowe giga maratony, a ten mijający tydzień dla mnie był „odpoczynkowym“, do tego wczorajszego dnia (do późnego wieczora) zabrałem się do wymiany napędu i tylnej obręczy.

    Pogoda tegoż niedzielnego dnia drastycznie się popsuła - zimno poniżej 10°C i częsty przelotny deszczyk - zwiastowało to błotne warunki, a ja na nowym napędzie...

    Rozgrzewkę zrobiłem z Pawłem (mlodzik) i wskok do kameralnego pierwszego sektora stawki mega i giga (tylko 22 twardzieli ukończyło giga).
    Przed ruszeniem witamy się z Wojtkiem (josip). No i punkt 11-ta poszli. Pierwsze aż 6 km jest płaskie i szybkie - nie dla mnie, ale cisnę i wyprzedzam póki mam powera i chęci. Ujechaliśmy ledwo ponad kilometr a tu Wojtek staje - okazuje się że w obu (!) kołach łapie kapcie :(
    Zanim wpadliśmy w ciekawsze sekcje - było bardzo szybko, paru udaje mi się powyprzedzać - widać że wszyscy walczą o jak najlepszy wynik. Okazuje się że błota nie ma zbyt wiele, za to zaskakują nas mocno piaszczyste fragmenty. Paweł jedzie blisko za mną. No i wpadamy na solidną i wymagającą sekcję, poprowadzoną po leśnych i nadwarciańskich skarpach. Często jest tak - raz ostro pod górę, raz ostro w dół, że nie nadążam z doborem odpowiedniego przełożenia - dobrze że mój nowy napęd spisuje się rewelacyjnie i biegi wchodzą na pyk. Tutejsze wąskie, wertepiaste i bardzo kręte single tak dają w kość że nie jest łatwo złapać odpowiedni rytm jazdy, do tego piach (mimo deszczowej aury) nie ułatwia sprawy - kilka takich fragmentów do butowania pod górę się znalazło.
    Wracając do rywalizacji - pierwszą rundę pokonaliśmy w (chyba) 6 osobowej grupce, w pobliżu rozjazdu raz doszło do tego że skręciliśmy nie tam gdzie trzeba - na szczęście szybko udało się odnaleźć właściwą trasę. I tak czas pokonać drugą rundę (po 20 km każda). Gdzieś tam Paweł zaczyna nadawać tempo, nasza grupka się rozciąga, później rozpada. W połowie drugiej rundy zaczynam czuć że nie mam tyle mocy by dalej mocno cisnąć na takiej dającej w kość trasie i niestety powolutku zaczynam odstawać kolegom, a jeden gość jadący za mną jeszcze bardziej ode mnie odstaje i po ujechaniu ciężkich paru km jadę już sam (poza wyprzedzaniem nielicznych miniowców). Raz, na krętym odcinku między drzewami niegroźnie uderzam barkiem w drzewo. Przede mną w zasięgu wzroku został tylko kolega z Mrózbike Team (Radek Pawlak). Po wjechaniu na ostatnią rundę cały czas próbuję go dogonić, bo kojarzę go z wyników i wiem że jest z M4. Niestety, u mnie brak regularnych treningów w tygodniu, zabrane na ten wyścig tylko 2 żele (tyle miałem) robią swoje, ciężko mi się kręci, nie daję rady dojść rywala i jeszcze do tego od połowy ostatniej rundy to on zaczął mi się oddalać, a mi pozostało już tylko samotne dotarcie do mety - i tak też się stało. Okazało się że wspomniany Radek zajął miejsce na pudle - straciłem do niego na końcowej kresce 2 minuty. Tak czy siak - dobry trening zrobiony.

    15/22 - open giga
    4/7 - M4

    Strata do zwycięzcy open, jak i M4 (Mateusz Mróz) - 32 min

    Fotki by Agnieszka Szatkowska.
    Paweł, Wojtek i ja na wspólnym ujęciu
    Paweł, Wojtek i ja na wspólnym ujęciu © JPbike

    W akcji gdzieś na leśnych wertepach
    W akcji gdzieś na leśnych wertepach © JPbike