top2011

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski
Info o mnie.

- przejechane: 185785.60 km
- w tym teren: 66988.10 km
- teren procentowo: 36.06 %
- v średnia: 22.58 km/h
- czas: 341d 00h 38m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156 tn-IMG-6357

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w towarzystwie

Dystans całkowity:32327.94 km (w terenie 9179.42 km; 28.39%)
Czas w ruchu:1588:29
Średnia prędkość:20.35 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:115874 m
Maks. tętno maksymalne:177 (100 %)
Maks. tętno średnie:148 (82 %)
Suma kalorii:1575 kcal
Liczba aktywności:398
Średnio na aktywność:81.23 km i 3h 59m
Więcej statystyk
  • dystans : 31.07 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 01:41 h
  • v średnia : 18.46 km/h
  • v max : 41.79 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Aktywna regeneracja w Lubsku (1)

    Sobota, 17 marca 2012 • dodano: 19.03.2012 | Komentarze 7


    Na ten wyjątkowo ciepły marcowy weekend postanowiłem się zregenerować od ciężkich treningów, szczególnie po tym niesamowicie wmordewindowym z Jarkiem, zresztą następnego dnia po tym tyraniu, na moim nosie coś wyskoczyło, a jak zaczęło się powoli goić, to te czerwono-brunatne kropeczki wyglądały tak, że w pracy mnie pytali czy znów miałem kraksę na rowerze ;)
    Więc wyrwałem się do Lubska, do wspaniałych przyjaciół - Asiczki i Piotrka :)
    Po zajechaniu, miłym powitaniu, odpoczęciu od podróży trochę czasu minęło aż Młynarz mógł w końcu ruszyć swoim Diamondem ... ;)
    Postanowiliśmy że uderzymy małą pętelkę przez lubuski las z atrakcją w postaci spożycia Złota Wielkopolski nad uroczym Jeziorem Żurawno.
    Dalsza jazda to przyjemne kręcenie leśnymi duktami nad Jezioro Głębokie, wokół którego Piotrek trenuje bieganie - we wrześniu wystartuje w biegowym Maratonie Wrocławskim.
    Kręcąc kolejne kilometry nie zabrakło przejazdu przez lubuskie wioski - wszędzie można spotkać stare poniemieckie drogi i budynki.
    Z biegiem czasu przyjemnie przygrzewające słońce zaczęło zachodzić, pora wracać.
    Ostatnie kilometry pokonaliśmy oznakowanym szlakiem i wzdłuż rozebranych torów, by na końcówce pokonać podjazd dnia i stamtąd już myk w dół wprost do domu, w którym wygłodniali solidnie najedliśmy się pysznym obiadem przygotowanym przez Asiczkę :)
    Wieczorem, w bardzo przyjemnych warunkach (16 stopni) był spacer po Lubsku, po tym grill z browarowaniem :)

    JPbike tutaj zajechał :) © Mlynarz

    Kościółek w Dłużku © JPbike

    W drodze nad Żurawno © JPbike

    Jak dobrze wspólnie pokręcić :) © JPbike

    Podziwiam rozlewiska ... © Mlynarz

    Penetracja efektów działalności bobrów © Mlynarz

    Troszkę wodnej zabawy :) © JPbike

    Klimatyczna fotka nad Jeziorem Żurawno © Mlynarz

    Główny sponsor wycieczki ;) © JPbike

    Przerwa na browara w idealnym miejscu i z idealną pogodą :) © JPbike

    Na mostku © JPbike

    Gdy na powyższym miejscu byłem ostatnio, czyli w lipcu 2011 to wszystko wokół było pod wodą - KLIK dla porównania :)

    Sprawdzanie głębokości - grubo ponad metr © JPbike

    Jazda dalej ... © Mlynarz

    Przez klimatyczny lubuski las © JPbike

    Fragmentu piaskownicy nie zabrakło :) © JPbike

    Mną też zarzuciło :) © Mlynarz

    Malownicze i czyściutkie Jezioro Głębokie © JPbike

    Jest OK ! :) © JPbike

    Wieża obserwacyjna widziana z bliska © JPbike

    Takie wyzwania MY to lubimy :) © JPbike

    Zagubieni w dużym lesie :) © JPbike

    Fajny i konkretny podjazd :) © JPbike

    Na "płaskowyżu". Mkniemy do domu bo piwko czeka :) © JPbike

    Przewyższenie - 195 m



  • dystans : 155.65 km
  • teren : 24.00 km
  • czas : 06:07 h
  • v średnia : 25.45 km/h
  • v max : 52.85 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Wietrzna wytrzymałościówka

    Niedziela, 11 marca 2012 • dodano: 11.03.2012 | Komentarze 15


    Zagadałem się z Jarkiem na treningowy i 150 km wyjazd do Chrzypska z kulminacją trasy na punkcie widokowym w Łężeczkach. Poinformowałem o tym również resztę kumpli - ostatecznie na miejscu zbiórki, o 10 rano zjawiło się trzech najwytrwalszych, czyli Jarek, Mariusz i ja. Mariusz narzekał na ból w szczęce i słusznie postanowił że przejedzie z nami odcinek do Kiekrza i stamtąd uda się w swoją stronę.
    Trasę wymyśliłem tak aby najpierw zmierzyć się z wiatrem a powrót ... :)
    Tak właśnie było, napiszę szczerze że przez pierwsze ponad 70 km to była wmordewindowa masakra, kosztująca nas dwóch sporo sił, nierzadko jechaliśmy z prędkością ledwo ponad 20 km/h i to przy tętnie 160 ! Zmiany były zbawienne, gdybym jechał sam to pewnie zawróciłbym najwyżej po 30 km. W Ostrorogu postój przy sklepie. Po dokręceniu do Nojewa (fajne pagórki), przy jednym z kilku zabytkowych już wiaduktach kolejowych wyczailiśmy żółty szlak prowadzący przez las (ale ulga od wiatru) wprost do Chrzypska, szlak jednak przez fatalne oznakowanie dość szybko nam zniknął i wylądowaliśmy w bagnie, dobrze że krótkim :) Jadąc dalej na azymut zaskoczyło nas pagórkowate ukształtowanie terenu i biegnących tędy ścieżek, w sam raz na maraton :) W Chrzypsku zaopatrzenie przy sklepie w browar, który z przyjemnością spożyliśmy na wspomnianej kulminacji trasy (fajny i konkretny podjazd). Po przerwie już tylko jazda powrotna z bardzo sprzyjającym wiatrem, ale i tak kręciliśmy mocno i superszybko (po niezłym tętnie to widać). W okolicy 120 km zacząłem tracić powera w nogach i z każdym kilometrem coraz bardziej czułem się zajechany. A Jarek, po 140 km w miejscu, gdzie się rozdzieliliśmy stwierdził że też powoli pada. Kręcąc już sam, po drodze wstąpiłem do sklepu i coca cola oraz rodzynki w czekoladzie dodały mi trochę sił i tak dalej bez napinki dokręciłem do domu zadowolony ze sporego i ciężkiego treningu. Dzięki Jarku za niezłą jazdę !

    Plaża w Strzeszynku. Oczekiwanie na kumpli ... © JPbike

    Zajechali. Klosiu przejechał z nami kilka fajnych km, po czym pognał w swoją stronę © JPbike

    No to mkniemy WMORDEWINDOWO, to była ponad 70 kilometrowa masakra ! © JPbike

    Skrócik :) Stara poniemiecka brukowana droga © JPbike

    Przy wspaniałym wiadukcie kolejowym w Nojewie © JPbike

    Nasze rumaki :) © JPbike

    Najniższy punkt trasy, 40 m.n.p.m - wiadomo skąd tyle błotka :) © JPbike

    Kolejny wiadukt i krótka przerwa z zerkaniem na mapę, bo nie wiemy gdzie jesteśmy :) © JPbike

    Jadąc tędy stwierdziliśmy że tutaj dałoby się zrobić całkiem ciekawy maraton :) © JPbike

    O, jeszcze jeden wiadukt, imponujący ! © JPbike

    Najdłuższa przerwa z browarem na punkcie widokowym w Łężeczkach © JPbike

    Pałac w Białokoszu © JPbike

    Wracamy do domu z wiatrem w plecy :) © JPbike


    Puls - max 174, średni 143 (odcinek wmordewindowy 148)
    Przewyższenie - 1075 m, ładnie :)



  • dystans : 25.40 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:04 h
  • v średnia : 23.81 km/h
  • v max : 39.58 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Do Drogbasa

    Środa, 7 marca 2012 • dodano: 07.03.2012 | Komentarze 2


    Tytułowy wyjazd mający na celu przywrócić do świata żywych jego wspaniałego ścigacza marki Rocky Mountain. O 17 Jarek ochoczo podjechał po mnie i tak razem przy zachodzącym słońcu, przez miasto i Rusałkę dokręciliśmy troszkę napoceni (!) pod jego dom, w którym najpierw zostałem ugoszczony pyszną herbatką i ciastkiem, przeróżnych pogaduszek oczywiście nie brakowało.
    W końcu wzięliśmy się do roboty pod moim fachowym doradztwem. Majstrowanie przy białym pomykaczu przebiegło z dokładnością porównywalną do szwajcarskiego zegarka. No, oczywiście złocistego napoju spożywanego stopniowymi łykami podczas roboty nie mogło zabraknąć. Po skończonej pracy Jarek koniecznie musiał wypróbować swojego ścigacza, ponoć nieużywanego od listopada. Po ruszeniu, już po ciemku, Drogbas wystrzelił do przodu jak z procy, a ja na zimówce oblepionej świństwani i to z brudnym napędem, dodatkowo dociążony plecakiem ważącym prawie 6 kg (zważyłem) przeżyłem sprinterską rzeźnię wytrzymałościową na odcinku ponad 7 km, w tym 5 km terenowych.
    Uff, udało mi się dotrzymać kroku, nie wspomnę już o tym że jechałem w zwykłych butach i pedałach platformowych.
    Do domu dojechałem po 21.



  • dystans : 42.74 km
  • teren : 34.00 km
  • czas : 02:05 h
  • v średnia : 20.52 km/h
  • v max : 34.58 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Zimowo i w towarzystwie

    Niedziela, 12 lutego 2012 • dodano: 12.02.2012 | Komentarze 4


    W końcu udało się zagadać z Drogbasem na wspólną jazdę.
    Po pobudce i uszykowaniu się do zimowej i mroźnej jazdy ruszyłem w słoneczny dzionek nad Rusałkę.
    Tak jak wczoraj - więcej ludzi przebywało na jeziorze, niż na ścieżkach :)
    Na miejsce spotkania obaj zajechaliśmy później niż planowaliśmy, bo trzeba się wyspać ;)
    Co do trasy - udaliśmy się na klasyczną Rundę Drogbasową z dodatkiem tej terenowej.
    Frajda była :) I o to chodzi !
    Po wykonaniu jednej i to niepełnej rundy Jarek zaproponował ciepłą herbatę u siebie w domu. I tak trochę czasu zleciało na pogaduszkach. Po czym nagrzani ruszyliśmy w drogę powrotną (tzn Drogbas mnie kawałek odprowadził).

    Napieramy po śniegu ! © JPbike

    Na kierskiej przystani. TV Polsat też tam była :) © JPbike

    Bojery na Jeziorze Kierskim w akcji © JPbike

    Drogbas na śnieznym pustkowiu z kolejowym akcentem :) © JPbike

    Śnieżny teren wymaga większego powera i skupienia © JPbike




  • dystans : 76.04 km
  • teren : 56.00 km
  • czas : 03:24 h
  • v średnia : 22.36 km/h
  • v max : 53.27 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Na własną pętlę, z Drogbasem

    Niedziela, 20 listopada 2011 • dodano: 20.11.2011 | Komentarze 9


    W piątek Jarek dał mi znać że jest w pełni sił i od razu zagadałem się z Nim na wspólny niedzielny wyjazd do WPN na swoją dużą pętlę.
    Zanim do tego doszło, musiałem przyspieszyć złożenie Treka, skończyłem takową robotę w sobotę o 23:30. Poza czyszczeniem wszystkiego ścigacz otrzymał będące w lepszym stanie komponenty napędowe XT od skasowanego sztywniaka, nowy suport i do tego nowiutkie linki z pancerzami XTR - po tym całość działa aż miło :)
    Ostatnio wspólnie kręciliśmy na początku sierpnia w ... Karkonoszach :) Ale ten czas ucieka ...
    Ruszyliśmy o 10:35 spod mojego domu i mając niezłą do dłuższej jazdy pogodę.
    Dojazd do granic WPN przebiegł spoko, by w Wirach zacząć właściwe terenowe napieranie na leśnych duktach, niezłych interwałach i mniej lub bardziej technicznych singlach :)

    Przeprawa przez stary wiadukt kolejowy © JPbike

    Postój przy wieży widokowej w Szreniawie © JPbike

    Po dojechaniu zółtym rowerowym i zielonym pieszym nad Jarosławieckie zaczęła się zabawa na tamtejszym wąskim i krętym singlu. Ilość leżących liści dla jadącego za mną Drogbasa powodowała widowiskowy w moim wykonaniu pokaz jazdy z poślizgami tylnego koła :) No, liście nierzadko nam wpadały do wypasionych napędów, co z kolei spowodowało na całej trasie kilka przymusowych postojów na odgarnięcie z tego tylnej przerzutki, kółeczek i kasety, ale i tak było fajnie :)
    Po tym pora na czarny szlak od Rosnówka do Starego Dymaczewa - Ci co tędy jechali wiedzą jaki super jest ten odcinek.
    Po drodze, przy mostku zrobiliśmy postój, by odsapnąć (!) i pogadać.

    Ale fajnie :) Mostek na czarnym szlaku © JPbike

    Po dojechaniu do Dymaczewa Starego nadszedł czas na podjazd ulicą Podgórną w kierunku osławionych SUPER interwałów na długiej prostej prowadzącej do Ludwikowa.

    Jarkowi oczywiście się podobało i na filmikach widać jak tamtędy ostro pomyka :)



    A to, z jakimi prędkościami MY, szaleńcy zjeżdżamy na piachu, po korzeniach i liściach to proszę bardzo :)



    Zaraz za Ludwikowem, na tamtejszym stromym zjeżdziku po schodach obaj przesadziliśmy i omal nie doszło do OTB-ów w dół :) Winowajca był jeden - masa liści powodująca że nie wiadomo kiedy następuje skręt i w takich sytuacjach przydają się umiejętności techniczne.
    Następnie, za Głazem Wodziczki myk w dół stromym zjeżdzikiem i po podjechaniu na Osową Górę zboczyliśmy z trasy, by nabyć Leszka Pilsa w najwyżej położonym sklepie w okolicy Poznania (chyba) :)

    Na stoku Osowej Góry, dobra miejscówka do czegoś takiego :) © JPbike

    Biesiada z piwkiem w wielkopolskim miejscu, gdzie można poczuć się jak w górach trochę trwała.
    Sporo gadania sprzętowego, treningowego, maratonowego było :)

    Ten mały punkt to mnkący po polance w dół Drogbas :) © JPbike

    Po przejechaniu atrakcji, czyli opuszczonej stacji kolejowej jazda na czerwony szlak wzdłuż Skrzynki i wokół Góreckiego, a następnie na techniczny singiel w rejonie Pojnik.

    Odpoczynek nad Góreckim © JPbike

    Singiel w Pojnikach jest fajny, Drogbas potwierdza :) © JPbike

    Sporo liści, no i przydałaby się piła łańcuchowa do udrożnienia całej pętli © JPbike

    Podczas wspólnej jazdy można było poznać obecny poziom wytrenowania - obaj cały czas jechaliśmy równo i blisko siebie, więc wszystko jest OK i na właściwej drodze.
    Dobra, po wyjechaniu z Pojnik pozostało nam pomykanie w kierunku Puszczykowa żółtym szlakiem, cały czas łagodnie w dół. W Puszczykowie pojawiła się ochota na drugiego Leszka Pilsa, poprzednie zbyt szybko wyparowało :)

    Znów pijemy i to znów w ładnym miejscu - nad Wartą :) © JPbike

    Na koniec - oczywiście jazda nadwarciańskim. OSTRO !
    Za Luboniem się rozdzieliliśmy i każdy w swoją stronę.
    Fajnie i zdrowo się ujechałem, jak na MTB-owca przystało - lubię to :)

    Dzięki Jarek i do następnego !



  • dystans : 104.35 km
  • teren : 74.00 km
  • czas : 04:38 h
  • v średnia : 22.52 km/h
  • v max : 40.77 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Popołudnowo-nocna stówka

    Sobota, 5 listopada 2011 • dodano: 05.11.2011 | Komentarze 9


    Dzień wcześniej Mariusz rzucił pomysł na popołudniowo-nocną jazdę.
    Na miejscu spotkania, przy osławionym źródełku nad Maltą zjawiło się dwóch najwytrwalszych - oprócz pomysłodawcy trasy pojawił się zatwardziały miłośnik jazdy terenowej niezależnie od panujących warunków (JA we własnej osobie) :)
    No to jazda, przy fajnie zachodzącym słońcu i do tego temperatura przez całą trasę była bardzo sprzyjająca. Na początek jechaliśmy trasą poznańskiego BM w odwrotnym kierunku, jeszcze tędy nie jechałem, więc coś nowego dla mnie, włącznie ze stromym podjazdem za Uzarzewem, którego pokonałem bez najmniejszych problemów na przełożeniu 26/26. Po krótkim postoju, podczas którego zmuszony byłem poprawić przesunięte siodełko przez ostre wpadnięcie w koleinę nastąpiła jazda w kierunku osławionego przez klosia singielka wzdłuż Jeziora Kowalskiego, którego nie znałem i w końcu się doczekałem :) Udało się go zaliczyć jeszcze za widna, choć przy coraz bardziej zapadającym zmroku. Sam ponad 4 kilometrowy singiel jest naprawdę wypas, nie jest łatwy, dość wąski, kręty, sporo korzeni (na jednym wyglebiłem :)). Po singielkowych emocjach pora na odpalenie lampek, w moim przypadku CatEye Hl-EL520, a u Mariusza to bocialarka. I wtedy nastąpiła nocna jazda przez Puszczę Zielonka, najpierw zgodnie z oznaczeniami Pierścienia. Na odcinku za Bednarami spora ilość liści wtargnęła się w napęd, zarówno mi, jak i klosiowi spowodowało to przeskakiwanie lub nierówną pracę niektórych biegów. No cóż, na sprzęcie znamy się dość dobrze i równie dość szybko usunęliśmy "liściastą usterkę w napędzie" :) Jadąc tamtędy sporo leśnej zwierzyny przebiegało wtedy przez jezdnię w blasku naszych lampek. Po dojechaniu do Rakowni zboczyliśmy z oznaczeń Pierścienia i jazda w rejon jeziora Karpnik i dalej do Bolechowa, fajnie się tędy, jak i na całym nocnym odcinku jechało w blasku księżyca i świetle rowerowych lampek. W Promnicach przekroczyliśmy Wartę i myk północnym nadwarciańskim. Jechałem tędy z przodu i chyba za szybko :) Po dojechaniu do Naramowic spojrzałem na licznik - będzie stówka :) W pobliżu Cytadeli rozdzieliliśmy się i tak dalej już sam przez ścieżki Cytadeli, Parku Sołackiego, Rusałki i Lasku Marcelińskiego dotarłem do domu.
    Jazda terenem nocą przez las to zupełnie inne klimaty, niż za dnia, wszystko wygląda inaczej.
    Nie wiem czyja to sprawka bo tą stówkę trzasnąłem bez żadnego większego zmęczenia :)

    Dzięki Mariusz za wspólną jazdę, pomysł popołudniowo-nocnej jazdy był niezły i do następnego szaleństwa :)



  • dystans : 213.42 km
  • teren : 75.00 km
  • czas : 08:31 h
  • v średnia : 25.06 km/h
  • v max : 43.07 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Dwusetka z klosiem i mlodzikiem

    Sobota, 22 października 2011 • dodano: 22.10.2011 | Komentarze 23


    Jakiś czas temu wpadłem na pomysł przejechania ponad 200 km najpierw Zachodnim Szlakiem Nadwarciańskim i powrót Szlakiem Stu Jezior, jako ciekawą alternatywę dla Pierścienia Dookoła Poznania - teraz, po zrealizowaniu trasy, chociaż nie całkowitej napiszę że pomysł był trefny.
    W końcu skompletowałem chętnych na takowe wyzwanie - ostatecznie na miejscu spotkania zjawiło się trzech zatwardziałych Gigowców - klosiu i mlodzik, oraz oczywiście JA :)
    Wszystko zaczęło się ciężkim dla mnie zbudzeniem o 7 rano i wyskokiem z ciepłego wyrka, po czym posiliłem się michą makaronu, bananem oraz kawą. Chłodno było, kilka stopni, sporo przejaśnień - ubrany byłem na temperaturę w okolicach 10 stopni plus buff na szyję - przydał się w częściowym zakrywaniu twarzy na zimną końcówkę trasy. Po spotkaniu na Cytadeli z kumplami ruszyliśmy wspólnie przed 9 i jazda na nadwarciański szlak, po drodze zaliczyłem głupią glebkę przy prędkości niższej od ludzkiego chodu :)
    Tempo dość ostre - pewnie okres roztrenowania to dla nas jakaś ściema - widocznie każdy z nas chce ... jeździć ! :)
    Po wyjechaniu na asfalt prowadzący do Obrzycka nastąpiła wzorowa jazda ze zmianami co 1 km. Przy starym wiadukcie za Stobnicą urządziliśmy dłuższą przerwę i popas. Odcinek za Obrzyckiem aż do krańca naszej trasy to nowo poznawany najpierw spory teren, później asfalt. We Wronkach wizyta w sklepie spożywczym - kefir i baterie do aparatu kupiłem. Po dojechaniu do Chojna była w planach atrakcja - przeprawa promem, niestety nieczynny :( Za to alternatywa, czyli żółty szlak okazał się fajny i pagórkowaty, czasem wymagający jak na michałkowym maratonie :) W Sierakowie popas i jazda w drogę powrotną. Początkowo w planach było dotarcie do Międzychodu - wszyscy trzej z tego pomysłu zrezygnowaliśmy, słusznie, bo chłodnawa część dnia się zbliżała. Przez Chrzypsko Wielkie dokręciliśmy podjazdem dnia (tradycyjnie pocisnąłem :)) na punkt widokowy w Łężeczkach, gdzie był najdłuższy postój z dodatkiem browarka. Dalsza jazda przebiegła znanym mi częściowo Szlakiem Stu Jezior, na którym tempo było niższe, choć wciąż z przyzwoitymi prędkościami. Po 150 km coraz bardziej czułem nogi i narastające zmęczenie. W Pamiątkowie wypita puszka Coca-Coli częściowo mi dodała sił. Po dojechaniu do Rokietnicy pora na założenie lampek - w moim przypadku czołówkę. Na odcinku Strzeszynek - Rusałka, w ciemnościach pękła mi dwunasta w życiorysie dwusetka :) Wtedy byłem już w 90% zmęczony i ujechany. Nad Rusałką odłączyłem od klosia i mlodzika - i tak do domu wróciłem już spacerowym tempem o 19.

    Dzięki chłopaki, daliśmy radę i do następnej dwusetki :)


    Muzeum Uzbrojenia na poznańskiej Cytadeli. Stąd wspólnie ruszyliśmy © JPbike

    Od razu ostro ! Miałem spore problemy z załapaniem ostrości :) © JPbike

    Moje ulubione zajęcie - uciekanie na maxa na podjazdach i fotka na górze :D © JPbike

    Terenu było dużo ... © JPbike

    Na asfalciaku Łukowo - Obrzycko zmiany były wzorowe © JPbike

    Dobijamy do atrakcji - stary wiadukt kolejowy w Brączewie © JPbike

    Podejścia po niepodjeżdżalnej skarpie nie zabrakło :) © JPbike

    Kompletny skład nadwarciańskich dwusetkowców :) © JPbike

    Wiadukt zwiedziliśmy niemal z każdej strony :) © JPbike

    Piękny nadwarciański krajobraz widziany z perspektywy rowerzysty :) © JPbike

    Dojechaliśmy do promu w Chojnie, tylko gdzie kapitan ? © JPbike

    Prom nie działał, więc wybraliśmy żółty szlak - całkiem fajny © JPbike

    Chociaż momentami było ciężko ... © JPbike

    Przerwa w Sierakowie, na Rynku. W oddali krwiobus © JPbike

    Jesienny klosiu na podjeżdzie :) © JPbike

    Mlodzik :) © JPbike

    Przerwa w widokowym miejscu, w Łężeczkach © JPbike

    Browara nie zabrakło - klosiu pije :) © JPbike

    Żeby nie było - ja też piłem, NA ZDROWIE ! © JPbike

    Póżnopopołudniowy teren powrotny © JPbike

    Slalomu specjalnego między pachołkami nie brakowało :) © JPbike




  • dystans : 64.47 km
  • teren : 35.00 km
  • czas : 03:38 h
  • v średnia : 17.74 km/h
  • v max : 38.39 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Z wujkiem do WPN-u

    Sobota, 8 października 2011 • dodano: 08.10.2011 | Komentarze 9


    Na weekend przyjechał do mojej rodziny wujek Andrzej mieszkający we Frankfurcie nad Menem.
    W piątek, zaraz po robocie ochoczo zabrałem się na dokładny przegląd i serwis fulla - po robocie rumak wujka jest w stu procentach sprawny i następnego dnia wspólnie wyruszyliśmy na wycieczkę do WPN.
    W końcu dla mnie nastała pora, by pokazać wujkowi moje tereny w wersji "The best of WPN" :)
    Pogoda tegoż październikowego dnia niezbyt dopisała - po deszczu, pochmurno, czasem słonecznie i temperatura spadła w okolice 10 stopni, więc z szafy po dość długim czasie wygrzebałem długie portki kolarskie.

    Ruszamy spod domu. Foto cyknął mój tata :) © JPbike

    Przejazd przez fajne mostki ... © JPbike

    Na nadwarciańskim szlaku ... © JPbike

    Podjazd na Osową Górę ... © JPbike

    Jak mój 67 letni wujek radzi na podjazdach - DZIELNIE brnie do góry !




    Jesiennie na stoku Osowej Góry © JPbike

    Atrakcja. Przejazd przez opuszczoną stację kolejową © JPbike

    Postój nad Kociołkiem. Pić trzeba ! © JPbike

    Przejazd wzdłuż Skrzynki. Chwilę wczesniej wujek efektownie wyglebił :) © JPbike

    Październikowa Wyspa Zamkowa © JPbike

    Super singiel wzdłuż Góreckiego © JPbike

    Zaliczyłem również rundkę XC w Wielspinie :) © JPbike

    Wracając, w drugiej połowie trasy dopadł nas przelotny deszcz i jasne że swoje rumaki oblepiliśmy czymś pseudo-błotnym, więc wizyta na myjni była konieczna :)
    Oprócz tego był postój na stacji benzynowej w Luboniu na kawę.
    Wycieczka bardzo udana - wujkowi bardzo się podobały moje terenowe rejony, a najbardziej techniczne zjeżdziki - radził na nich tak świetnie że niejeden zawodowiec oniemiałby z wrażenia !

    Jak wróciliśmy to usłyszałem od wujka że jechał przez WPN jak na wyścigu, a ja jak na spacerze :)



  • dystans : 31.75 km
  • teren : 7.00 km
  • czas : 01:37 h
  • v średnia : 19.64 km/h
  • v max : 32.52 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Nad Maltę ...

    Sobota, 3 września 2011 • dodano: 03.09.2011 | Komentarze 13


    ... z wiadomych względów :)

    Późnopopołudniowa, spokojna jazda przez miasto i tereny rekreacyjne w towarzystwie Macieja, który również startuje.
    Ładny numerek mi przydzielili - te dwie ostatnie cyferki to mój wiek :)

    JPbike wraca do ścigania ! © JPbike

    Samo załatwienie spraw startowych to czysta formalność, żadnej większej kolejki, bardzo miła obsługa. A sektory startowe w porównaniu do poprzednich edycji dość szerokie. Chyba Grabek podniósł poziom, zresztą zobaczymy jak będzie jutro podczas maratonu.

    Gotowi. Trek i poznański BM nad Maltą © JPbike

    Powrót również spokojny, piękna pogoda, sporo spacerowiczów, jak i przeróżnych imprez w Poznaniu, np. nad Wartą jakiś spływ kajakowy, nad Maltą tradycyjnie tłumy o tej porze, nad Rusałką jakaś imprezka z pieskami i muzą oraz zielony balon podrywający się do lotu.



  • dystans : 101.14 km
  • teren : 30.00 km
  • czas : 04:17 h
  • v średnia : 23.61 km/h
  • v max : 49.78 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Teamowy trening na Dziewiczej

    Środa, 24 sierpnia 2011 • dodano: 24.08.2011 | Komentarze 3


    Tytułowy trening to 3 kółka na tamtejszej pętli XC po 4 km i 150 m w pionie każda.
    Kręciłem w towarzystwie josipa, klosia i mlodzika.
    Forma jest :) Więc w Międzygórzu jadę na GIGA i już postanowione.

    Zaraz ... tylko skąd stówkę trzasnąłem ?
    Otóż ruszyłem po 14 na działkę, do rodziców na obiad, skąd trzeba było pokonać 50 km na umówione miejsce spotkania, czyli przy wieży na Dziewiczej Górze, ponoć ostatnio tam byłem ... w kwietniu podczas golonkowego ścigania. Zjawiłem się na miejscu troszkę wcześniej by odpocząć, chłopaki się spóźnili, więc jeszcze bardziej odpocząłem. W tamtejszym rejonie trochę parno było. Daliśmy radę. Była już późna pora, a ja do domu mam stamtąd ponad 20 km przez miasto i do tego bez lampek, więc po 3-cim kółku odłączyłem od kumpli i myk do bazy.
    I w taki sposób stówkę mam :)

    Dom - Lasek Marceliński - Skórzewo - Dąbrówka - Sierosław (obiad) - Lusówko - Lusowo - Sady - Kiekrz - Strzeszynek - Strzeszyn - most Lecha - Czerwonak - Kicin - Dziewicza Góra - 3 rundki XC - Czerwonak - Ostrów Tumski - Rusałka - Dom