top2011

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski
Info o mnie.

- przejechane: 184330.57 km
- w tym teren: 66484.10 km
- teren procentowo: 36.07 %
- v średnia: 22.60 km/h
- czas: 338d 00h 31m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156 tn-IMG-6357

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

dzień wyścigowy

Dystans całkowity:15377.17 km (w terenie 13944.43 km; 90.68%)
Czas w ruchu:839:58
Średnia prędkość:18.31 km/h
Maksymalna prędkość:73.88 km/h
Suma podjazdów:204704 m
Maks. tętno maksymalne:180 (102 %)
Maks. tętno średnie:169 (95 %)
Suma kalorii:15145 kcal
Liczba aktywności:251
Średnio na aktywność:61.26 km i 3h 20m
Więcej statystyk
  • dystans : 28.27 km
  • teren : 27.00 km
  • czas : 01:01 h
  • v średnia : 27.81 km/h
  • v max : 45.20 km/h
  • hr avg : 160 bpm, 88%
  • podjazdy : 230 m
  • rower : Scott Scale 740
  • GKKG Winter Race

    Niedziela, 1 marca 2015 • dodano: 01.03.2015 | Komentarze 12


    Mamy początek marca, a ja już na wyścigowym koncie mam 3 wyścigi, no nieźle, więc do października być może zapowiada się bicie osobistego rekordu w ilości startów w sezonie, a do setnego dnia wyścigowego w karierze zostało mi już kilka wyścigów :)

    Tegoż dnia GKKG po 6-letniej przerwie wrócił do organizowania tytułowej ściganiny, w znanym ośrodku wypoczynkowym w Skorzęcinie, dawno mnie tam nie było, zresztą podczas swoich nastoletnich czasów nierzadko tam bywałem, w 1993r. zabrałem nawet swój rower z dwoma bagażnikami i woziłem dzieciaki, to były czasy :).

    Dojazd do Skorzęcina przebiegł w miłej atmosferze, bo w towarzystwie wracającego do ścigania Jarka i jego Ani. Nie mieliśmy dużych problemów w upchaniu do środka starego VW Golfa dwóch rasowych rowerów i trzech osób. Ogólnie było wesoło i tak miało być :).

    Na miejscu przywitał nas piękny las wokół, częściowo zamarznięte jezioro i wspaniała słoneczna pogoda ze znośnym chłodkiem. Określenie „Winter Race” było tylko z nazwy, bo cała niespełna 15 km urokliwie poprowadzona pętla w całości była suchutka, ba, nawet kilka fragmentów mieliśmy piaszczystych.

    Zjawiło się sporo znajomych twarzy, teamowa paczka dopisała - Asia, Sylwia, Dawid, Jarek, Marcin, Wojtek z Olą i dzieciakami, i ja. Znane i mniej znane osobistości z BS też były, m.in. Jakub, Marcin i jeszcze kilka wymieniałbym. Również i moi rodzice wpadli pokibicować :).

    Po krótkiej rozgrzewce czas na wspólną fotkę, redaktor Kurek też był i startował, fajnie tak postać wśród kolarskiej braci, jak w wielkiej rodzinie i z uśmiechem :)

    W południe pora na start. Wszyscy wspólnie. Najpierw honorowo, bez napinki i nagle stop przed wjazdem na leśny dukt, po tym można było się ścigać. Tak się złożyło że znalazłem się w niefortunnym miejscu peletonu, za daleko od czołówki i od razu musiałem jechać na maxa jak w XC. Tętno szalało i pulsometr zwariował, pokazując początkowo ponad 200 bpm :). Ciężko szło przebijanie się do przodu, rozgrzewka okazała się za krótka, albo ja niewyspany, albo … :). Dosyć długo nie mogłem złapać swojego maratonowego rytmu. W końcu coś tam zacząłem jechać swoje i przez jakiś czas miałem kontakt wzrokowy ze sporą czołową grupą, w której znaleźli się nawet Jarek i Dawid, a kilka miejsc przede mną jechał Wojtek. Po chwili doszedł nas i Marcin, wyprzedził mnie, co oznaczało że wtedy byłem ostatni z teamu :/. Nie trwało to długo, bo na jakimś piaszczysto-koleinowatym fragmencie mieliśmy gorący moment - jeden gość w jaskrawym stroju się wywalił, po nim wyglebił Marcin, a mi z najwyższym trudem udało się wyhamować i uniknąć kraksy. Ta sytuacja spowodowała że znowu musiałem na całego gonić poprzedzających i już na dobre straciłem kontakt z czołówką. Wtedy dopiero zacząłem się rozkręcać i jechać swoim rytmem. Doszedłem najpierw Wojtka, po tym stopniowo dogoniliśmy paru innych – tak oto utworzyła się grupa, która dotrwała niemal do samej mety. Na końcówce pętli znajdowały się ciekawe fragmenty typu góra-dół, ciężko mi wchodziły podjazdy - przekonałem się właśnie tam, jakie mam braki w treningach :). Natomiast niemal całą drugą rundę to gnaliśmy wspólnie, zmiany były ospałe i nierówne, to ja najczęściej byłem na czubie i nadawałem tempo grupie. Cały czas ze 100-200 m przed nami znajdowały się sylwetki Dawida i Jarka – obu teamowych kolegów jednak nie udało się dojść. Na interwałowej końcówce doszli nas Marcin i Daniel Lorenz, dalej wiadomo – nastała walka, którą wygra ten co zachował więcej sił. Ja zachowałem, i tak końcową kreskę przekroczyłem wraz z dwoma gośćmi, nawet na finiszu nie musiałem tzw „wypluwać płuc” :). Zaraz po mecie, po swoim niezłym samopoczuciu stwierdziłem: „szkoda że to już koniec, przejechałbym jeszcze ze 1-2 pętle”, cóż, stary mega-gigowiec ze mnie :).

    17/76 - open Elita/Masters
    13/58 - Elita (to już ostatni rok w elitarnej stawce :))

    13 (10 Elita)- Jarekdrogbas - 1:01:12
    14 (11 Elita) - daVe - 1:01:16
    17 (13 Elita) - JPbike - 1:01:28
    20 (15 Elita) - josip - 1:01:32
    21 (6 Masters) - z3waza - 1:01:33

    No, chłopaki z ProGoggli świetnie się spisali - to widać po czasach :)
    Strata do zwycięzcy Elity (Sławek Spławski) - 4 minuty i 59 sekund.

    Garść fotek by mój tata, JoannaZygmunta, Daniel Curul.
    Taki fajny skład ProGoggli pokazał się z jak najlepszej strony :)
    Taki fajny skład ProGoggli pokazał się z jak najlepszej strony :) © JPbike


    Chwile przedstartowe. Kurek nawet coś tam wspomniał o nas :)
    Chwile przedstartowe. Kurek nawet coś tam wspomniał o nas :) © JPbike


    Początki tworzenia grupki. Tu josip korzysta z mojego małego tunelu aero :)
    Początki tworzenia grupki. Tu josip korzysta z mojego małego tunelu aero :) © JPbike


    To już na 2 rundzie. Widać kto tutaj rządzi :)
    To już na 2 rundzie. Widać kto tutaj rządzi :) © JPbike


    Go, go, go :) Może konkurs na najładniejsze łydki ? :)
    Go, go, go :) Może konkurs na najładniejsze łydki ? :) © JPbike


    Mój finisz. Ci dwaj przede mną walą w trupa, a ja pitu pitu :)
    Mój finisz. Ci dwaj przede mną walą w trupa, a ja pitu pitu :) © JPbike


    Po wyścigu zachowałem tyle sił, że z szybko i z radochą uniosłem ręce :)
    Po wyścigu zachowałem tyle sił, że z szybko i z radochą uniosłem ręce :) © JPbike


    Podsumowując – fajnie spędzony dzień, po tym czuję że żyję, oby tak dalej … :)




  • dystans : 17.36 km
  • teren : 17.36 km
  • czas : 00:57 h
  • v średnia : 18.27 km/h
  • v max : 34.91 km/h
  • hr max : 173 bpm, 96%
  • hr avg : 162 bpm, 90%
  • podjazdy : 290 m
  • rower : Scott Scale 740
  • CX Wągrowiec

    Niedziela, 22 lutego 2015 • dodano: 22.02.2015 | Komentarze 11


    Drugi wyścig przełajowy w sezonie za nami. Tym razem rowerowa gonitwa z dodatkiem bieganiny zawitała do znanego z Thule Cup XC Wągrowca. Dojazd spoko, pogoda też spoko (sucho, chmurzasto i 5°C). Z teamu zjawiły się dwie sztuki - ja i daVe. Suchutka pętla o długości mniej niż 2 km ułożona została na ścieżkach znanych mi doskonale z XC. Podjazdów i zjazdów nie brakło, były niezłe koleiny i korzonki bardziej preferujące górale z amorkami niż klasyczne przełajówki, a miejsc do pobiegania było aż 4 - te barierki ze Skoków ustawione osobno i do tego doszły 2x schody przy stadionie, i jeszcze orgi zafundowali nam stromą i ze 30 metrową wydeptaną ściankę nie do podjechania - to tam, podczas wbiegania z rowerem się osiągało HR max :) Jednym zdaniem - konkret CX !

    Ponieważ stary ze mnie wyścigowy wyjadacz, co za tym idzie bez problemów dobrałem ubiór stosowny do warunków i przepałki - podkoszulek z krótkim, krótkie spodenki i takową koszulkę, rękawki, a nogawki obcięte do 3/4, które ładniutko odsłaniały moje łydki, do tego letnie długie rękawiczki, buff na głowę i letni kask - jak się okazało, przez cały czas ścigu czułem się komfortowo w temperaturze 5°C. Ba, nogawki już na drugim okrążeniu od wertepów i wskoków na siodło znów się zsunęły, olałem to i praktycznie przez cały wyścig gnałem w krótkich gatkach :) Dobra, dość tych pierdoł o ubieraniu - to kwestia warunków, przyzwyczajenia i gustu.

    Po niefajnej sytuacji startowej w Skokach, tym razem dostaliśmy swoje i odpowiednie miejsca w sektorze. No i poszli ! Pierwsze kółko to wiadomo - walka o miejsce na pętli i staranie się, by nie doszło do kraksy. W tym tłoku miałem momencik - omal nie doszło do bocznego zderzenia, doświadczenie procentuje. Po przejechaniu pół pierwszego kółka stwierdziłem że start miałem średni, bo kilka sztuk przede mną aż nadto przeceniło swoje możliwości i szybko zaczęli słabnąć, albo ja dobrze tegoż dnia jechałem :), co za tym idzie od tego właśnie momentu miło łykałem stopniowo jednego za drugim (m.in. Zarańskiego, Hulaja). I tak dalej kręciłem w 100% swoje, bezproblemowo przy tym pokonując owe biegowe przeszkody. Tempo jakie sobie nadawałem musiało być niezłe skoro zacząłem dublować już od trzeciego okrążenia, a na jednej mijance przez kilka okrążeń mijałem te same twarze. Lekko to oczywiście nie było, bo owa długa ścianka do wbiegnięcia na kolejnych okrążeniach pożerała całą masę sił. No i powolutku traciłem powera, szczęście w nieszczęściu było - dostałem niestety dubla od zwycięzcy open - cyborga Borysa Górala i na ostatnim kółku od zwycięzcy Mastersów (Sławek Spławski), wypracowana przewaga okazała się niezła że dojechałem do mety z satysfakcjonującym czasem, a zwycięzcy ze Skoków (Patryk Adamkiewicz) nie dałem szans na kolejnego dubla :)
    Dobry początek sezonu, ale i tak trenujemy ciężko dalej !

    14/41 - open Elita/Masters
    7/27 - Masters

    Fotki by oficjalny profil miasta Wągrowiec.
    Fotka niestety z rozgrzweki. Może być :)
    Fotka niestety z rozgrzewki. Może być :) © JPbike


    Niezależnie czy to w biegu, czy to w siodle - atakuję na maxa :)
    Niezależnie czy to w biegu, czy to w siodle - atakuję na maxa :) © JPbike


    Na takich zakrętasach czuję się jak rybka w wodzie. Zaraz łyknę kolejnego :)
    Na takich zakrętasach czuję się jak rybka w wodzie. Zaraz łyknę kolejnego :) © JPbike


    Mój rekord pobity - w krótkich spodenkach już 22 lutego :)
    Mój rekord pobity - w krótkich spodenkach już 22 lutego :) © JPbike





  • dystans : 19.87 km
  • teren : 19.87 km
  • czas : 01:01 h
  • v średnia : 19.54 km/h
  • v max : 36.58 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • CX Skoki

    Niedziela, 8 lutego 2015 • dodano: 08.02.2015 | Komentarze 16


    Ściganie w sezonie 2015 rozpoczęte w moim wykonaniu. Tym razem Gogol zorganizował w Skokach wyścig przełajowy. Dojazd na miejsce przebiegł w towarzystwie Dawida, którego zgarnąłem po drodze. Z teamowej paczki zjawili się również Asia z Marcinem. Piękną, słoneczną i zimową pogodę mieliśmy na miejscu, śniegu i lodu oczywiście nie brakowało. Przyjemna, prawie płaska i z kilkoma zmarszczkami dwukilometrowa rundka z wieloma zakrętasami i jednym odcinkiem z przeszkodami do przebiegnięcia ułożona została w całości w lesie, dzięki temu nie było czuć lodowatego wiaterku.
    No, na ten wyścig postanowiłem że wystartuję na sztywnym 26-erze i byłem ciekaw jak poradzę :)

    Tak się złożyło że cała teamowa paczka ProGoggli wystartowała z ogona łączonego wyścigu Elity i Mastersów, co niestety oznaczało że będzie ciężko przebić się do przodu, zwłaszcza że miejsc do wyprzedzania niewiele, a sporo zakrętasów było śliskich. Faktycznie, pierwsze kółko to w moim wykonaniu porażka, sporo straciłem, robiłem co mogłem i ze smutkiem patrzyłem jak czub szybko się rozciąga i oddala. To nic, przyjechałem tu na dobry trening. Od połowy drugiego kółka można było jechać swoje i wziąłem się do stopniowego wyprzedzania. Nie było łatwo, szczególnie zakręty na ubitym śniegu i w wyrytej ziemi wymagały uwagi i skupienia. Dawid przez cały czas jechał raz bliżej, raz dalej za mną. W jednym momencie musiałem na kosztowną sekundkę stanąć bo nogawka się zsunęła, a w drugim momencie widziałem jak Marcin stał gdzieś na poboczu. I tak dalej napierałem, napierałem jak mogłem, dosyć długo trwało doganianie i wyprzedzanie kolejnych rywali, bo wyścig był taki kameralny, ale fajny. Natomiast na półmetku ściganiny nastąpiła zmiana pogody - ścigaliśmy się w miło prószącym śniegu, po czym znów wyszło słońce. Aha, odcinek z przeszkodami do przebiegnięcia oprócz potknięcia na pierwszym kółku za każdym razem udawało mi się pokonać sprawnie i równie sprawnie wskoczyć na siodło w biegu. Efektownej gleby nie zabrakło - na początku kolejnego okrążenia chciałem wejść w zakręt po ubitym śniegu z większą prędkością i ... :). Dubla niestety nie zabrakło - na moje szczęście tylko zwycięzca Elity (Patryk Adamkiewicz) tego dokonał :). Gdy zaczęły się ostatnie okrążenia to pętla zaczęła się robić coraz bardziej śliska, było tyle uślizgów, że tylko dzięki moim umiejętnościom kilka razy omal nie wyglebiłem :). Plecy moje również zaczęły się odzywać, chyba przez inną pozycję na sztywnym. W końcu meta, którą przekroczyłem całkiem zadowolony z dobrego zimowego wyścigowego treningu. Sztywny dał radę, zastrzeżenia miałem tylko do trochę zajechanego napędu, ale na takiej trasie używałem tylko blacika 38 i jedynie 3 przełożeń w kasecie 11-28. Tak czy siak podobało mi się i za dwa tygodnie jadę CX Wągrowiec - to postanowione ! :).

    17/38 - open Elita/Masters
    12/26 - Masters

    Po wyścigu, w budynku Gimnazjum był spoko makaronik, pogaduszki, zostaliśmy do dekoracji i gruppen fotki.
    W sumie to był miło spędzony dzień, z pasją :)

    Fotki by: JoannaZygmunta, Skrzy Mi Foto, Hania Marczak.
    W akcji. Ładna zimowa sceneria :)
    W akcji. Ładna zimowa sceneria :) © JPbike


    Wiadć że przełaje to nie moja bajka, ale zabawa przednia :)
    Widać że przełaje to nie moja bajka, ale zabawa przednia :) © JPbike


    Pogoda zadbała o urozmaicenie - na przemian słońce, śnieg, słońce :)
    Pogoda zadbała o urozmaicenie - na przemian słońce, śnieg, słońce :) © JPbike


    Gonię kolejnego rywala w padającym śniegu
    Gonię kolejnego rywala w padającym śniegu © JPbike


    Moja gleba i zaraz po tym dostaję dubla od Patryka
    Moja gleba i zaraz po tym dostaję dubla od Patryka © JPbike


    Dawid czai się za mną, po to się trenuje dla takiej barwnej rywalizacji :)
    Dawid czai się za mną, po to się trenuje dla takiej barwnej rywalizacji :) © JPbike


    Kolejne okrązenie. W sumie walnąłem 10 kółek po 2 km
    Kolejne okrążenie. W sumie walnąłem 10 kółek po 2 km © JPbike


    Podium teamowej paczki :)
    Podium teamowej paczki :) © JPbike





  • dystans : 61.57 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 02:02 h
  • v średnia : 30.28 km/h
  • v max : 59.99 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Łopuchowo

    Niedziela, 5 października 2014 • dodano: 06.10.2014 | Komentarze 5


    Na ostatni tegoroczny maraton u Gogola udałem się z misją wywalczenia dekorowanego miejsca w generalce. Dojazd na miejsce z Maciejem i sporo przed czasem. Rozgrzewkę zacząłem na godzinę przed startem, dość chłodnawo było, ważne że październikowe słoneczko miło przygrzewało. Z teamowej paczki zjawiło się nas niemało - Asia, Jacek, Marcin, Marek, Wojtek, Zbyszek i Zbyszek, dodajmy do tego naszych kibiców w postaci Oli, moich rodziców i znakomitego Jurka.
    Stojąc w luźnym pierwszym sektorze bacznie wypatruję obecnych rywali walczących o generalkę - są wszyscy co zajmują miejsca przede mną, a z tych co jeszcze mogą mi dokopać to zjawiło się jedynie trzech mniej-więcej na moim poziomie - Dawid z GKKG, Artur z XC-MTB i Rafał J., uff, ulżyło mi :)
    Taktyka na piekielnie szybki wyścig jest prosta - jak najdłużej i w trupa utrzymać się jak najbliżej czołówki, później walczyć tak by straty czasowe na mecie były jak najmniejsze.
    Po ruszeniu i paru asfaltowych km udaje mi się załapać do czołowej grupy - niemal wszystkich znam z widzenia. Tempo oczywiście konkretne, no takie że z trudem daję radę jechać z tętnem 170-180 w ogonie i dwa razy omal nie odpadłem. Raz gdy muszę z Rafałem z całych sił ponownie gonić czołówkę, przed nami w poprzek drogi przebiegają trzy sarenki. Po 19-20 km takiego mocnego napierania w czołowej grupie powoli zaczynam odstawać i równie powolutku tracę kontakt z czołówką. Jeszcze nie nadszedł czas na te wysokie progi, zresztą taka jazda w czołowej grupie dla mnie to było duże osiągnięcie. Po krótkim czasie i jakieś 100 m przede mną kilku też odpada z czuba - jeden młody, Artur i Rafał, więc sytuację mam pod kontrolą. Na końcowym asfalcie zauważam że dogania mnie spora grupa. I tak w pojedynkę kończę pierwszą rundę (31 km) z niezłym czasem - 59:37, po czym mądrze zwalniam, biorę żela i zostaję wchłonięty przez sporą grupę, w której jadą m.in josip, z3waza i biniu. Początkowo wiozę się w tyłach grupy, po czym stwierdzam że Ci współtowarzysze jadą za wolno jak dla mnie. Bez wahania przesuwam się na czub i daję nawet kilka mocnych zmian, niektóre powodują rozrywanie peletonika :) Łatwa, płaska trasa z twardą nawierzchnią i paroma zmarszczkami nie pozwala na jakiś atak by się urwać. Nawet piaszczyste fragmenciki na niewiele zdają, chociaż pod koniec zauważyłem że grupa się skurczyła. I tak docieramy wspólnie na końcowy asfalt, a tam żaden z nas nie jest w stanie wystrzelić z procy, wszyscy dajemy z siebie full mocy, a ta paskudna nawrotka na stadion nie pozwala na super finisz. Na metę wjeżdżam szósty w czubie grupy i jako teamowy lider.

    22/132 - open mega
    11/56 - M3

    Strata do zwycięzcy jak i M3 (Mateusz Mróz) - 9:06, do pudła - 8:14
    Zatem komplet 8 maratonów u Gogola w sezonie 2014 zaliczony.
    W generalce chyba jestem 6-ty, czekam na oficjalną tabelę ... :)

    22 (11 M3) - JPbike - 2:02:48
    24 (12 M3) - josip - 2:02:52
    32 (6 M4) - z3waza - 2:04:17
    54 (24 M3) - jacgol - 2:11:18
    58 (26 M3) - zbych741 - 2:11:35
    60 (28 M3) - Marc - 2:12:01
    106 (16 M4) - toadi69 - 2:32:12

    130 (1 K4) - JoannaZygmunta - 3:11:04

    Foto by Tomasz Szwajkowski.
    Końcówka pierwszej rundy. Walczę w pojedynkę
    Końcówka pierwszej rundy. Walczę w pojedynkę © JPbike


    Foto by XC-MTB.info.
    Pracuję na czubie. Płasko, szybko, w peletonie - takie to Łopuchowo :)
    Pracuję na czubie. Płasko, szybko, w peletonie - takie to Łopuchowo :) © JPbike


    Puls - max 181, średni 162
    Przewyższenie - 494 m




  • dystans : 102.25 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 04:19 h
  • v średnia : 23.69 km/h
  • v max : 52.18 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • Maraton MTB Michałki

    Sobota, 20 września 2014 • dodano: 21.09.2014 | Komentarze 8


    Piąte z rzędu Michałki. Dojazd do Wielenia spoko i z Maciejem. Zapisy również poszły sprawnie. Zjawiła się bardzo liczna stawka ProGoggli, aż roiło się czerwienią :).
    Po rozgrzewce pakujemy się do tyłów okazałej stawki mega i giga. Po starcie ostrym od razu przebijam się z ogona do przodu, josip też i po skręcie w wertepiasty teren obaj się zrównujemy, gnamy ostro w niemałym tłoku i przy każdej okazji przesuwamy się do przodu. Dawno tak dobrego samopoczucia i stabilnego tętna bez szarpań nie miałem na pierwszych km. W końcu dochodzę znane twarze i tworzy się grupa, jest w niej i daVe. Gnamy, gnamy, doganiamy Rodmana. W pewnej chwili, na podjeżdżiku podejmuję udany atak i odrywam się od grupy, jedynie daVe łapie moje plecy i my dwaj uciekamy, współpracując. I tak docieramy do rozjazdu mega/giga, przybijamy piona i każdy na swój dystans. Mijam Alexa Dorożałę (urwany hak). Po ciężkim podjeździe nie zauważam skrętu na singielek, w efekcie wjeżdżam ze 200-300 m nie tam gdzie trzeba, jadący chwilę za mną Staszek Walkowiak i po następnej chwili josip robią to samo :). Gdy tylko stamtąd się wydostajemy to dogania nas grupka z braćmi Niewiada, Łukasz z Fogta, Rafał z BTS i Arek Suś. Wiem dobrze że na całej dodatkowej pętli giga to trzeba jechać swoje, chyba że znajdzie się ktoś na równym poziomie i też tak się stało. Dość szybko udany atak z grupki podjęły dwie sztuki - ja i Arek, obaj to starzy wyjadacze ciężkich golonkowych tras. I tak dalej mocno współpracując uzyskujemy ze kilka minut przewagi. Po drodze załatwiamy jednego który omal nie przegapił skrętu dokładnie tam gdzie ja z mlodzikiem w 2011. Arek, jadący na fullu 29" każdą większą nierówność wykorzystywał do efektownych hopek - fajny widok. Gdzieś w lesie mój towarzysz zawahał nad kierunkiem jazdy mimo że dobrze jechaliśmy - ponieśliśmy stratę ze pół minuty. Po przekroczeniu półmetka i pokonaniu najdłuższej prostej przed nami pojawiają się dwie sylwetki gigowców. Raz nie wytrzymuję mocnego tempa Arka i przez jakiś czas jadę dużym odstępem za nim. Gdy pokonaliśmy ciężki i wąski odcinek w leśnym zagłębieniu to kuszeni dogonieniem dwóch gości skręciliśmy tam gdzie oni, po chwili oznakowanie znikło i w efekcie ujechaliśmy ze kilometr nie tam gdzie powinno i to z pagórami, a ci dwaj goście pojechali jeszcze dalej. Po nawrotce i wróceniu na właściwy kierunek obaj zastanawiamy się ile czasu straciliśmy, pewnie jakieś 5 min w dół. Na rozległej i widokowej polance pozdrawiamy orającego pole rolnika w wypasionym traktorze :). Powoli czuję zmęczenie, coraz trudniej utrzymać koło Arka. Po jakimś czasie dogania nas jeden z GKKG, ten co wcześniej też zabłądził, Arek łapie jego koło i dla mnie zaczęła się samotność długodystansowca. Na ostatnim bufecie muszę pitstopować by zatankować suchy bidon. Jadąc dalej, wyprzedzamy jednego z kryzysem. Kolejna ciężka leśna i wertepiasta sekcja - zauważam że kolega z GKKG słabnie, po chwili mijam Jana Zozulińskiego (skuwa łańcuch). Ostatnie 15 km to najpierw Zozuliński odrabia straty, a ja wyprzedzam tego z GKKG. Na ostatnim leśnym odcinku dubluję ostatniego z mega. Natomiast przejazd długim i nudnym szutrem do Wielenia to walczę już resztkami sił, bo wiem że znacznie poprawię swój czas na giga. Jeszcze tylko to paskudne nawierzchniowo kartoflisko, tam łapie mnie skurcz, myk wokół stadionu i w końcu meta.

    29/56 - open giga
    12/24 - M3

    Strata do zwycięzcy (Andrzej Kaiser) - 48:12, do M3 (Zbigniew Górski) - 38:15, do pudła M3 - 21:20
    Na obecnej trasie poprawiłem swój najlepszy czas z 2011 o 17 minut - wliczając w to kilka pogubień !
    Postępy jakieś są, tylko czemu miejsca coraz słabsze ? No nie wiem ...

    24 (9 M3) - josip - 4:14:25
    29 (12 M3) - JPbike - 4:19:22
    40 (18 M3) - Marc - 4:52:04

    Reszta teamu skoczyła na mega, a na mini Asia i Sylwia zdobyły pudła !

    Fotki by Anna Olszańska, Adrian Kanas.
    Teamowa współpraca. My to jesteśmy mocni na podjazdach :)
    Teamowa współpraca. My to jesteśmy mocni na podjazdach :) © JPbike


    Finiszujemy !
    Finiszujemy ! © JPbike


    Puls - max 176, średni 157
    Przewyższenie - 1015 m




  • dystans : 70.00 km
  • teren : 69.00 km
  • czas : 03:27 h
  • v średnia : 20.29 km/h
  • v max : 53.65 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • MP w maratonie MTB - Obiszów 2014

    Niedziela, 14 września 2014 • dodano: 14.09.2014 | Komentarze 5


    W końcu udało mi się wystartować w takiej prestiżowej kolarskiej imprezie, jaką są Mistrzostwa Polski w maratonie MTB i po minięciu linii mety dowiedziałem się gdzie jest moje tegoroczne miejsce w stawce amatorów. Dość dalekie, dupa oczywista, ale przynajmniej powalczyłem jak mogłem :)

    W nocy z soboty na niedzielę nie wiedzieć czemu miałem problemy z zaśnięciem i w efekcie udało się pospać jedynie 3 godziny. Kiepsko i zapewne odbije się to na wyścigu. Dojazd do Obiszowa spoko i niestety jako jedyny reprezentant paczki ProGogglowskiej. Zapisy poszły sprawnie i całkiem bogaty pakiet startowy dostałem - bidon, skarpetki, smycz, książeczkę z historią, opisem i mapą obiszowskiego Bike Parku. Jedno co mi nie przypadło do gustu to aż trzy numery startowe – jeden na kierownicę, dwa na plecy (na agrafki), a chip tez oddzielny.

    Na miejscu od razu spotkałem kumpli - Darka z synem i Patryka. Dość dużo czasu mamy i udajemy się na 20 km rozgrzewkę, częściowo trasą maratonu – zaskakuje mnie i jest nawet fajna. Dowiaduję się że cała 35 km runda ma jakieś 600 m w pionie, niemal w całości biegnie przez las, w zdecydowanej większości to single, zakrętasy, cała masa podjeździków i zjeżdzików. Po prostu trasa w pełni godna mistrzostw MTB. Kończąc rozgrzewkę, od razu wypatruję w okazałym miasteczku zawodów całą elitę polskiego MTB.

    O 12 startuje elita – Ci mają do pokonania 3 rundy. Amatorzy na mega robią 2 rundy i startują 15 min później. Organizatorzy nie popisali się w sprawie sektorów dla amatorów, trochę zamieszania było i w efekcie z Darkiem stajemy w ogonie - będzie ciężko, zwłaszcza na takiej trasie z ogromną ilością singli.

    Po ruszeniu od razu przekonuję się że tu nie ma słabych, wszyscy nieźle cisną. Już na pierwszym podjeździe ciężko idzie przebijanie się do przodu z tyłów stawki. Pierwszy singiel jest już od 2 km trasy. Wyprzedzanie tędy to ciężka sprawa, mimo że szerokość ścieżek pozwala na takie manewry, to z nawierzchnią gorzej – trzeba trzymać się utwardzonego środka, w przeciwnym razie wpadanie w grzęzawisko po opadach zagwarantowane. Jadąc tędy ze 2-3 razy mnie przystopowali. Na szerszym fragmencie tworzymy kilkuosobową grupkę i tak dalej gnamy do następnej sekcji singlowej, a tam kolejne tasowania w stawce, czyli powoli doganiamy pojedyncze sztuki. Gdy tylko pojawia się trudniejszy odcinek to za każdym razem wysuwam się na czoło i nawet uzyskuję przewagę, nie na długo, bo gdzieś w połowie rundy jest niezbyt długi i półpłaski odcinek – znów tworzymy grupę, w której nie znam nikogo. I tak wspólnie mijają kolejne km po dość łatwych ale fajnych singlach, zakrętasach, jak i szerszych duktach. W okolicy 25 km rundy doganiamy Martę Gogolewską, czyli wg mnie dość długo się przebijałem z tyłów. Kolejna i bardzo fajna, kręta sekcja singlowa wokół leśnego pagóra – tam z frajdą mogę jechać swoje, problemik w tym że wjechałem tędy w ogonie grupki, jeden starszy facet gorzej radzi i mnie zbyt długo blokuje, trochę tracę. Po wyprzedzeniu starszego na wąskim fragmencie gnam dalej co sił i bez problemu doganiam resztę grupki. Doganiamy poprzedzającą nas grupkę z Janem Dymeckim. Po tym następuje najdłuższy i najtrudniejszy podjazd – blisko stumetrowa ścianka zwana „Baba Jaga” :). Na szczycie jest grupka kibiców. Ku mojemu zdumieniu tylko ja i jeden gość całość podjeżdżamy, a reszta (5-7 osób) butuje, jeszcze do tego na szczycie wyprzedzam kolejne 2 sztuki – udana akcja, lubię to :). Końcówka rundy to niezła kręta sekcja z dwoma ściankami – obie podjechane i tam wreszcie wyrwałem się z grupy. Dalej przejazd przez pagórzystą polanę po wytyczonym torze i tak kończę pierwszą rundę. Mocno interwałowa jazda i ciężkie przebijanie się z tyłów spowodowały u mnie spory ubytek sił, na szczęście sygnałów kryzysowych na razie brak i jadę dalej, już samotnie. Po ujechaniu kawałka mijam siedzącego na poboczu Wojtka Wiktora (kryzys ?), a dalej jednego gościa ze skurczami i grupkę miniowców co wracają na metę (?), kawałek dalej szokujący widok – mijam ratowników, karetkę i quada, obok leży uczestnik przykryty w całości termicznym kocem (info o zgonie). I tak napieram, napieram, powoli doganiam i wyprzedzam pojedyncze sztuki, w tym jedną dziewczynę z eilty. Na ponownie przejeżdżanym półpłaskim odcinku nic ciekawego, cały czas gonię jednego młodego. Po jakimś czasie obaj się zrównujemy i łapiemy kolejnych dwóch gości, po drodze mijamy Staśka Walkowiaka (defekt? kryzys?). Trochę zmartwiają mnie mikroskurcze i powolnie narastające zmęczenie. Na płaskim fragmencie owa dziewczyna z elity przyspieszyła i wyprzedza nas, nie na długo. Gdy tylko zbliżyliśmy się do najfajniejszej sekcji singlowej wokół pagóra to wysuwam się na czoło, od razu uciekam swoim towarzyszom i po chwili łapie mnie skurcz prawego dwugłowego, mimo tego do końca owej sekcji walczę i nie oddaję pozycji. Zaraz po tym kolejna tragedia – atakuje mnie kolka. Muszę zwolnić, tracę kilka oczek a „Babę Jagę” też muszę zbutować. Kręcąc dalej już tylko walczę z bólem w klatce. Ostatnie dwie ścianki – jedna podjechana, druga z buta i lekko zdziwiony wyprzedzam Zbycha Wiktora (kryzys ?), a na końcowej polance udaje się wyprzedzić wspomnianą bikerkę z elity. W końcu finisz, widzę za plecami jednego co chce mnie załatwić, nie daję się i finałowa kreska przekroczona.

    Na mecie ze zdziwieniem zauważam już umytego i przebranego Darka – pyta mnie „co tak długo ?” :), po chwili dowiaduję się że skurcze też go chwyciły i wycofał się po przejechaniu jednej rundy. Rzeczywiście, trasa bardzo ciężka, wystarczy spojrzeć ilość DNF na mega – aż 36 !

    91/173 - open mega
    37/59 - M2

    Strata do zwycięzcy (Andrzej Kaiser) – 47:56, do M2 (Maciej Kasprzak) – 43:47.
    Obie straty to przepaść, nawet bez skurczów i kolki ciężko byłoby zejść do 30 min.
    Po prostu na tyle pozwoliła moja forma i to ciężkie przebijanie się z tyłów stawki amatorów.

    Foto by Anna Olszańska.
    W akcji. Konkretna jest ta trasa MP :)
    W akcji. Konkretna jest ta trasa MP :) © JPbike


    Puls - max 179, średni 160
    Przewyższenie - 1210 m




  • dystans : 100.51 km
  • teren : 80.00 km
  • czas : 03:34 h
  • v średnia : 28.18 km/h
  • v max : 52.18 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • Bike Maraton Poznań

    Niedziela, 7 września 2014 • dodano: 07.09.2014 | Komentarze 9


    Piąty start w poznańskim bikemaratonie. Tegoż dnia mamy piękną słoneczną pogodę. Na start spod domu dojeżdżam rozgrzewkowo rowerem oczywiście. Na dojazdówce jakoś ciężkawo się kręci, może przez czołowy wiaterek, może wczoraj przesadziłem z kilometrami, może … (nie wiem :)). W sumie nie nastawiam się na super wynik, tylko chcę wykonać mocny trening przed MP w Obiszowie i Michałkami, no i dawno nie jechałem giga :). Zaryzykowałem również w postaci zabrania jednego żela na 100 km parcia po płaskim. Po zajechaniu nad Maltę wskok do 2 sektora, a tam pełny luz i trochę znanych twarzy. Po odpaleniu jedynki pora na nas. Ostro poszli, a ja jakoś słabo ruszam i w efekcie spadam na ogon dwójki. Na długiej prostej asfaltowej (ul. Warszawska) zajmujemy na odcinku 5 km całą północną nitkę dwupasmówki. Czołowy peleton się oddalił, no to dupa i nie nadaję się na płaską szosę. Z trudem tworzymy kilkunastoosobową grupkę, raz nawet daję mocną zmianę (tętno max.). I tak wspólnie dojeżdżamy nad Swarzędzkie. Na podjeździku mijam kibica – to Krzychu. Powoli następują tasowania w stawce, raz doganiamy kogoś z jedynki, raz mieszają się z nami Ci mocni z trójki. I tak ostro gnamy w wytworzonym przez nas kurzu na otwartej przestrzeni do Uzarzewa, a tam dopingują następni znani mi kibice – to Asia z córkami :). Po wjechaniu na rundę mega/giga w dalszym ciągu napieramy wspólnie. Jedzie mi się średnio, tętno za wysokie, muszę zwolnić by przejechać to giga na siłach. Więc tuż przed wjazdem na dłuższy teren PK Promno spadam na ogon grupy, mimo tego okazuje się że gnam tędy całkiem całkiem, a gdy tylko jest coś do podjechania to wysuwam się na czoło nowo utworzonej grupki, która często się rozrywa i ponownie skleja. Na wschodnim krańcu trasy zauważam z przeciwka Tomka Pawelca – przegapił skręt. Po zjechaniu wąwozem znów tworzymy grupę, w której główną rolę gra Gosia Zellner ciągnięta przez swojego teamowego kolegę. I tak konkretnie gnamy całą powrotną pętlę mega do rozjazdu. W jednym miejscu jest spora podeszczowa i piaszczysta wyrwa, jeden gość przede mną się wywala i omal go nie walnąłem butem. Na rozjeździe mega/giga (po 49 km) sprawdzam średnią – 30.48 km/h (!) i ponownie mijam hucznie kibicującą Asię :). Z mojej grupy tylko 3 sztuki zjeżdżają na królewski dystans, w tym dobry na płaskaczach Grzesiu Napierała (zwycięzca M6). Ponownie pędzimy, już słabszym powerem w stronę PK Promno, po drodze mijamy jadącego z przeciwka treningowo Marcina (dzięki za doping :)). Dogania nas jeden z Bikeheadu. Po wjechaniu do lasu widocznie zaczynam odstawać od towarzyszy, daję radę przez dłuższy czas trzymać plecy jedynie Grześka. Jest ciężko, skurcze w nogach się czają, jeden żel to pewnie błąd, kryzys (lub bomba) w każdej chwili może uderzyć, mimo tego walczę jak mogę i od tego momentu jadę już samotnie. Przed Starą Górką doganiam ostatniego z mega, a mnie dwóch z giga załatwia. Dalej, poza paroma sztukami z mega mam samotność długodystansowca, na trasie same pustki. Zjazd za Gortatowem spoko, bagna nad Swarzędzkim spoko, a na ciężkim podjeżdziku łapie mnie skurcz w znanym mi miejscu prawej nogi. Za wiaduktem w Antoninku przejazd krętymi duktami – bez rewelacji. A na 2 km przed metą znów mały dołek – wyprzedza mnie czterech z giga. W końcu meta, bez emocji.
    Mocny 100 km trening wykonany, a prędkość średnia na domowym giga rekordowa :).

    40/84 – open giga
    15/32 – M3

    Strata do zwycięzcy (Michał Kowalczyk) – 33:01, do M3 – 32:11, do pudła M3 – 31:25.
    W porównaniu z ostatnim giga w Poznaniu (2010) - poprawiłem czas o 15 minut.
    Czy ja zadowolony ? Może tak może nie, przynajmniej piwko na mecie z małą grupką ProGoggli było :)


    40 (15 M3) – JPbike – 3:34:16
    47 (20 M3) – zbych741 – 3:42:23 (debiut na giga)

    Foto by JoannaZygmunta.
    BM Poznań 2014 - płasko, szybko, blat i ogień !
    BM Poznań 2014 - płasko, szybko, blat i ogień ! © JPbike


    Puls – max 179, średni 158
    Przewyższenie – 720 m



  • dystans : 65.14 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 02:30 h
  • v średnia : 26.06 km/h
  • v max : 55.11 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Wałcz

    Niedziela, 24 sierpnia 2014 • dodano: 24.08.2014 | Komentarze 6


    Na przedostatni maraton u Gogola, do Wałcza wybraliśmy się w trójkę – josip, zbych741 i ja, zjawili się również JoannaZygmunta, z3waza, daVe z Sylwią, oraz przyjechali turystycznie Jurek57 i rmk. W sumie miła paczka BS-owiczy :)
    Zapisy spoko, rozgrzewka spoko i wskok do czołowego sektora, pogaduchy, śmiechy i można ruszać. W Wałczu jeszcze nie startowałem, więc kolejne nowe ścieżki i pagóreczki mam do pokonania. Od razu ostro, nie szarżuję, jadę zachowawczo i bardzo szybko znajduję się w swoim starym miejscu w peletonie. Josip też. Rasowa czołówka tradycyjnie stopniowo odjeżdża, a za nimi szybko tworzy się spora, bo ze 20-25 osobowa grupa i tak dopóki jest szeroko i półpłasko to przez jakiś czas gnamy wspólnie i ze zmianami po szuterku, piachu, wertepach, fragmentach asfaltowych. Raz i krótkotrwale dopadł nas deszczyk. Gdy tylko wjechaliśmy na podjeździki, zjeżdziki i singielki w rejonie Bukowej Góry to do akcji wkroczyli Ci do lepiej radzą technicznie (ja też) i spora grupa zaczęła się rozpadać na kilka mniejszych. Na jednym z kilku stromych podjeździków poprzedzający mnie przyblokowali i z fragment buta, zresztą później jeszcze 2 razy znów mnie przystopowali. Na 18 km trasy widzę zwalniającego josipa – na mecie dowiedziałem się że 4 razy dopompowywał tylne tubeless, co za pech. Napierając dalej, w mojej części stawki kilka razy dochodzi do tasowań, zdarza się że doganiamy kogoś z czołówki. Jedyne problemiki sprawiają piaszczyste odcinki. Po 32 km wjazd na 2 rundę mega. Dość szybko doganiamy ogon mini. Jadę tędy najpierw z jednym od Rybek, który na płaskim mnie ładnie ciągnie, a na krętych i trudniejszych odcinkach jest na odwrót, a następnie podczepiamy się do czterech dościgniętych. Na najfajniejszym odcinku, na stokach Bukowej Góry ponownie mogę rozwinąć swoje umiejętności mtb. Idzie sprawnie, coś tam zyskuję, ale niestety ów odcinek jest dość krótki jak dla mnie i ponownie trzeba było utworzyć grupkę do wspólnego parcia po szerokim i półpłaskim leśnym dukcie. Po drodze i cały czas dublujemy tych z mini, sporo ich jest. I tak gnamy w stronę mety. W mojej grupce znalazł się m.in. Arek Suś który oprócz wspomnianego gościa od Rybek nieźle zasuwa z przodu póki płasko. W pewnym momencie ze zdziwieniem wyprzedzam Asię – jechała mega, a zjechała na mini. 6 km do mety, tempo w grupce nadal mocne, powolutku u mnie power w nogach przestaje pracować pełną parą, jednego gościa łapie skurcz. No i powoli zaczynam odpadać od kilku współtowarzyszy. Dalej już sam i niezagrożony wpadam na metę.

    33/108 - open mega
    11/39 - M3

    Strata do zwycięzcy (Alex Dorożała) - 20:33, do M3 - 17:42, do pudła M3 (Ryba) - 12:23
    Wynik spoko, poziom zadowolenia z jazdy - 75% (ciągle pracuję nad tym :))
    W generalce M3 zrobiło się duże napięcie - nawet 6 miejsce jest zagrożone, w Łopuchowie walimy w trupa !

    33 (11 M3) - JPbike - 2:30:46
    68 (17 M4) - z3waza - 2:48:45
    72 (24 M3) - zbych741 - 2:49:29
    74 (25 M3) - josip - 2:52:09 (kilka dopompowań)
    86 (23 M2) - daVe - 2:59:23

    Fotki by Hania Marczak, Jurek57, Wktr Wałcz.
    Start mega. Nawrotka i pełen ogień !
    Start mega. Nawrotka i pełen ogień ! © JPbike

    Jacek , goni ... !
    Ostra gonitwa. Tu za Januszem Przybyszem. Scotty rządzą :) © Jurek57

    Przyblokowali mnie. Nie lubię takiego wypychu
    Przyblokowali mnie. Nie lubię takiego wypychu © JPbike

    Cisnę pod górkę !
    Cisnę pod górkę ! © JPbike

    Finiszujemy !
    Finiszujemy ! © JPbike

    Puls - max 174, średni 159
    Przewyższenie - 780 m




  • dystans : 74.29 km
  • teren : 64.00 km
  • czas : 02:40 h
  • v średnia : 27.86 km/h
  • v max : 56.57 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Suchy Las

    Niedziela, 10 sierpnia 2014 • dodano: 10.08.2014 | Komentarze 6


    Po wakacyjnej przerwie, podczas której natrzaskałem z sakwami przeszło 2 tysiące km i to z dodatkiem alpejskich superwidoczków czas wrócić do ścigania, a zwłaszcza do ciężkiej walki o pierwszą w życiu dekorowaną generalkę, i to w wieku 39 lat :)
    Po spoczko dojechaniu do Suchego Lasu i zrobieniu rozgrzewki wskok do czołowego sektora. A jakże miło jest spotkać znane twarze, nawet najgroźniejszych rywali :)
    Start mega punktualnie o 11. Rundy honorowej jednak nie było. Po skręceniu w rejon moraskich ścieżek wyprzedzam josipa, następuje ostra jazda w kurzu, tłok średni, są pierwsze glebki i potknięcia na piaszczystych fragmencikach. Po wertepiastym zjeździe z wodociągów dość szybko formuje się spora grupa z paroma znanymi mi twarzami, m.in. z Januszem Przybyszem, z którym współpracowałem przez cały ścig. Napierając tędy okazuje się że trasa jest troszkę zmieniona, jedziemy cały czas szybkimi szuterkami w stronę nadwarciańskiego szlaku, po drodze mając jedynie zaledwie 50-100 m asfaltu. W pewnym momencie podkręcam tempo w grupie, co oczywiście powoduje przetasowania w stawce, m.in. Mr. Dymecki zostaje z tyłu. Samopoczucie mam OK., więc jest dobrze i można gnać. Na pierwszej części nadwarciańskiego kolejne tasowania, m.in. wyprzedza nas grupka prowadzona przez josipa, dołączamy, i tak w 9 osobowym peletoniku atakujemy brukowany podjazd do Radojewa, bez zmian w stawce. Po dokręceniu do Biedruska owa grupa w dalszym ciągu gna wspólnie. Nagle, na poligonowym asfalcie coś niespodziewanie pryska we mnie spod tylnego koła 29” bestii josipa – to mleczko i kolega teamowy traci ciśnienie w kole i odpada z grupy. A szkoda, mogłoby być ciekawie na finiszu … Przed ruinami kościoła skręcamy na poligonowy teren, mając cały czas czołgowe muldy góra-dół, trochę piasku, solidne wertepy i jedna błotna kałuża po osie w którą z impetem wjeżdżam, oblepiając się przy tym błotkiem :) Napierając tędy moja grupa zaczyna się rozciągać, kurczyć i ponownie sklejać. No i zaskakuje nas znów zmieniona końcówka, mocno pofałdowana i do tego prowadząca wertepami wprost na metę. Po wjechaniu na 2 rundę mega, za bufetem mijam kibicującą Asię. Ponownie myk moraskimi ścieżkami, zjazd z wodociągów i po tym zaczyna się robić ciekawie w mojej części peletonika. Tempo wzrosło przez jednego ze Strefy Sportu (po defekcie). Najpierw na podjeździe, z grupy odpada dwóch, po chwili kolejni nie wytrzymują mocnego parcia, bez problemów doganiamy i wyprzedzamy parę sztuk, na nadwarciańskim udanie uruchamiam swoje łydy by dospawać do reszty grupki ze Strefą Sportu na czele. Podjazd do Radojewa, ku mojej uciesze wjeżdżam sprawnie i w czołówce grupy. I tak do Biedruska docieramy w piątkę mocnych. O zgrozo, znowu mam przerąbane, bo 4 sztuki to M3, a sił powoli ubywa. Na porządnym poligonowym terenie trochę zaczęło się dziać, najpierw dublowanko ogona mini, po czym ta piątka mocnych się rozciąga, jadę gdzieś pośrodku. No i będąc troszkę zszokowanym wyprzedzam tędy Mateusza Mroza, a po chwili samego Rybę (obu prawdopodobnie złapał kryzys). Na ostatnim km zostaliśmy w trójkę, Janusz Przybysz mnie przyjacielsko przepuszcza, podejmuję niestety nieudany atak na finiszu o jedno oczko open i M3. Po przekroczeniu kreski oczywiście czas na uciski :) To był wysoki poziom ściganiny, tak trzymać !

    34/134 - open mega
    13/53 - M3

    Strata do zwycięzcy (Alex Dorożała) - 19:25, do M3 - 19:24, do pudła M3 - 16:03
    Obsada wyścigu niezła, więc nie mam zastrzeżeń do swojej jazdy i wyniku. Power mógłby być większy :)
    Odnośnie generalki M3, to miejsce 4-6 jest realne, o pudło będzie bardzo ciężko.

    34 (13 M3) - JPbike - 2:40:15
    54 (19 M3) - josip - 2:47:36 (kilka dopompowań)
    71 (12 M4) - z3waza - 2:56:32
    93 (37 M3) - zbych741 - 3:04:05
    96 (29 M2) - duda - 3:04:37

    Fotki by Hania Marczak i pożyczona od Zbyszka.
    No to startujemy !
    No to startujemy ! © JPbike

    Wjazd na 2 rundę mega. Wkrótce tempo wzrośnie i tamci za mną odpadną :)
    Wjazd na 2 rundę mega. Wkrótce tempo wzrośnie i tamci za mną odpadną :) © zbych741

    Puls - max 179, średni 160
    Przewyższenie - 750 m




  • dystans : 56.83 km
  • teren : 56.00 km
  • czas : 02:26 h
  • v średnia : 23.35 km/h
  • v max : 44.87 km/h
  • rower : Scott Scale 740
  • BikeCrossMaraton Binduga

    Niedziela, 6 lipca 2014 • dodano: 06.07.2014 | Komentarze 9


    W zasadzie to był słaby maraton w moim wykonaniu, przegrałem walkę o fajny wynik na własnym podwórku głównie z upałem, zresztą kilka poprzednich wyścigów w mojej karierze odbywających się przy temperaturze w okolicach 30°C też za każdym razem kończyłem na fatalnych i niezadowalających miejscach zarówno open, jak i w M3. Widocznie mój organizm nie toleruje wysokotemperaturowego ścigania. Chyba czas z tym skończyć, w taki upał to wolę turystycznie pokręcić, albo do basenika na działkę i do tego zimny browarek !

    Po zajechaniu na miejsce i załatwieniu formalności witam się z resztą ProGoggli, ospale idzie szykowanie wszystkiego i niewiele czasu zostaje na rozgrzewkę, podczas której tętno błyskawicznie szybuje na górne wartości – od razu wiem że będzie ciężko. Trudno. W tyłach pierwszego sektora staję obok josipa, trochę gadamy, stwierdzamy że stawka mega jest niezła i o pudło będzie bardzo ciężko, a krzychuuu86 ustawił się kilka rzędów z przodu. No i poszli. Na początek ze 2-3 km dość szeroka runda rozciągająca. Dla mnie jazda tędy to tragedia, nie mogę złapać rytmu, wyprzedza mnie tylu że nie wiem, tumany kurzu spore, przez chwilę mam problem z łapaniem oddechu. Wyprzedza mnie z3waza i z trudem łapię plecy teamowego kolegi. I tak wjeżdżamy na ciekawszy nadwarciański odcinek. Pierwsze parę km w dalszym ciągu nie mogę wejść na obroty i cały czas pomykam za Marcinem. W końcu coś tam zaczynam jechać i wyprzedzam z3w, po czym przez niemały czas jeden w koszulce lidera Skandii mnie spowalnia na krętym odcinku. Doszło nawet do tego że na stromym odcinku dół-góra ów gość mnie przystopował. W końcu, na szerszym fragmencie udanie atakuję i mogę jechać swoje. Idzie nie tak jak chciałbym. Sporo już straciłem, a szkoda, tylko deszcz, ewentualnie ochłodzenie sprawiłby przyrost mocy we mnie. Jeszcze na nadwarciańskim zauważam Mateusza Mroza ruszającego chyba po defekcie i wyprzedza mnie o zgrozo Grzesiek Napierała z M6. Pierwsze podjazdy idą średnio, a na piaszczystych fragmentach zakopuję się i buta. Doganiam i wyprzedzam Staśka Walkowiaka, po czym jest pierwszy bufet z orzeźwiającą kurtyną wodną, ale ochłoda :) Dalej to właściwie nudne szuterki, nic ciekawego nie dzieje się, jakieś pojedyncze sztuki zarówno przede mną, jak i za mną się tasują, jak i udaje mi się zyskać pojedyncze oczka. Po dokręceniu do Trojanki jest efektowny przejazd przez rzeczkę z masą kibiców i fotografów – ale frajda i sprawnie przejeżdżam przez wodę ponad suport. Po tym piaszczysta masakra z muldami – ponad połowę nie daje się tędy przejechać i trzeba to przebiec. I tak bez rewelacji wjeżdżam na drugą rundę mega. Tworzy się trzyosobowa grupka od której udaje mi się odskoczyć na tradycyjnie technicznym fragmencie dół-góra i pruję dalej solo po fajnych zakrętasach z wyprofilowanymi bandami. Doganiam i wyprzedzam kolegę z BTS Budzyń, po jakimś czasie na ciężkiej podjazdowej sekcji Grzesiek Napierała jest mój. Na ponownym bufecie z kurtyną wodną mała porcja ochłody. Ogon mini doścignięty. I to by było na tyle, znowu jedzie mi się przeciętnie, do tego znowu te nudne szuterki, utworzyła się spora grupka składająca się z tych co tasowaliśmy się wcześniej. Przez jakiś czas to ja ciągnę peletonik, po tym są drobne zmiany i w końcu, na dłuższym zjeździe w stronę Trojanki najpierw Napierała odrywa się do przodu, a ja z jednym z Agrochestu udanie tworzymy grupę pościgową. Na rzecznej przeprawie kolega z Agrochestu decyduje się przenieść rower, ja jadę i z impetem wyprzedzam go w wodzie :) Ponownie paskudna i piaszczysta sekcja – tam w biegu wyprzedzam Napierałę, a na ostatnim podjeździku jeszcze jednego gościa w Discovery z M3 doganiam, zrównujemy się i tak pozostaje nam sprinterski finisz, który niestety przegrywam na dobicie w upalny dzień. Małe pozytywy były – uciski dłoni były od tych co na 2 rundzie mega się cięliśmy do końca.

    42/146 – open mega
    16/60 – M3

    Strata do zwycięzcy (Kacper Szczepaniak) – 24:00, do M3 – 23:26, do pudła M3 – 19:28
    Zadowolenia z jazdy i wyniku brak, jedynie na 2 rundzie i to tylko na nadwarciańskim szło przyzwoicie.

    16 (9 M2) – krzychuuu86 – 2:15:25
    32 (11 M3)- josip – 2:21:32
    42 (16 M3) – JPbike – 2:26:27
    56 (23 M3) - blindman - 2:32:02
    90 (17 M4) – z3waza – 2:46:14
    DNF – zbych741

    145 (3 K4) – JoannaZygmunta – 3:50:51

    Foto by Halina Przybylska.
     Atrakcja Bindugi. Po twarzy widac że jednak walczyłem :)
    Atrakcja Bindugi. Po twarzy widac że jednak walczyłem :) © JPbike


    Puls - max 177, średni 164
    Przewyższenie - 520 m