top2011

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski
Info o mnie.

- przejechane: 184330.57 km
- w tym teren: 66484.10 km
- teren procentowo: 36.07 %
- v średnia: 22.60 km/h
- czas: 338d 00h 31m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156 tn-IMG-6357

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:20401.16 km (w terenie 9232.00 km; 45.25%)
Czas w ruchu:1212:21
Średnia prędkość:16.79 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:271622 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:313
Średnio na aktywność:65.18 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • dystans : 47.52 km
  • teren : 41.00 km
  • czas : 02:54 h
  • v średnia : 16.39 km/h
  • v max : 55.36 km/h
  • hr max : 165 bpm, 97%
  • hr avg : 145 bpm, 85%
  • podjazdy : 1210 m
  • rower : Orbea Oiz M20
  • Gold Hill MTB Maraton - Głuchołazy

    Niedziela, 31 sierpnia 2025 • dodano: 04.09.2025 | Komentarze 0


    Czwarty z rzędu start w tymże maratonie i trzeci na dystansie mega. Chociaż w tym sezonie można było nam, amatorom wystartować na giga - zrezygnowałem z tego, bo wiedziałem że tegoż dnia do optymalnej formy na królewski dystans trochę mi brakuje.
    Start krótko po 12-tej, czyli o znakomitej godzinie i nie wymagającej pośpiechu przedstartowego :)
    Stawka mega okazała się niezbyt liczebna - jakieś 30 luda, co oznaczało że od pierwszych km-ów znanej mi trasy można było robić swoje - tak było prócz momentu przyblokowania mnie na pierwszej ściance podjazdowej, którą musiałem pokonać z buta. Wiedziałem również że o dobrym wyniku open szybko mogłem zapomnieć, bo wiadomo że od dłuższego czasu nie trenuję tak jakbym chciał - wiek, ciężka i niezmienna od lat praca dają o sobie znać i pozostaje mi głównie jazda dla przyjemności i pasji MTB.
    Zatem startując z tyłów, na pierwszej rundzie kilku rywali udaje mi się wyprzedzić, jak i kilku z czołówki Classica mnie wyprzedziło, a największą radochę dają mi wszystkie zjazdy, szczególnie pokonywane na fullu - w skrócie owa runda przebiegła w moim wykonaniu dokładnie tak samo jak rok temu, nawet czas przejazdu podobny. A na superkrętym zjeździe Złotymi Ścieżkami celowałem w PR na stravie, zabrakło aż 29 sekund, czyli koncentracja chyba już nie ta ... :)
    Początek drugiej rundy to wymagające fragmenciki z wczorajszego XC, po tym długi i ciężki podjazd, gruby kamienisty zjazd (wyprzedzam jednego) i ponownie wpadamy na powtarzalną rundę, przeważnie po szerokim szutrze i z fragmentami asfaltu w Podlesiu. Przed sobą widzę znajomego mi rywala z mojej kategorii, dogonienie i wyprzedzenie go gładko poszłoby, gdyby nie mocne potknięcie na nowo powstałym mostku z belek kolejowych - jest tak umiejscowiony na końcówce zjazdu i pod sporym kątem wymagającym mocnego dohamowania i skrętu, jeszcze do tego spore szczeliny między belkami nie ułatwiają sprawy - właśnie te szczeliny mnie zatrzymały tak szybko że nie zdążyłem się wypiąć z spd-ów i w efekcie spadam z mostku wraz z rowerem do strumyka, który znajduje się w głębokim na półtora metra korycie, po chwili wylądowałem plecami w błotnym dnie i przy tym zażywając takowej kąpieli. W pierwszej kolejności sprawdzam czy jestem w jednym kawałku (OK), po czym sprawdzam rower - kierownica przesunięta, a manetka blokady zawieszenia przestała działać należycie. Dojeżdża wyprzedzony rywal (Sebastian) i pomaga mi wydostać się z głębokiego koryta, po czym prostuję kierownicę i jadę dalej, po drodze kombinując z uszkodzoną manetką - wychodzi na to że większość reszty trasy pokonam na sztywnym zawieszeniu, a amortyzację mogę uruchamiać jedynie trzymając wciśniętą dźwignię manetki, trudno. Kręcąc dalej czuję mały ból w górnej części pleców (ustąpił po kilku dniach), jak i udaje mi się wyprzedzić wspomnianego wywala z mej kategorii, po czym przez jakiś czas podążam za Sebastianem, który jednak łapie gumę na kilka km przed metą. Zanim zaczęliśmy ponowny zjazd Złotymi Ścieżkami w stronę mety to dogoniło nas stopniowo trzech najmocniejszych z giga - czyli w sumie podobna sytuacja jak rok temu. Na końcówce zjazdu wspomnianymi superkrętymi ścieżkami lewa ręka bolała mnie zarówno od tego trzymania wciśniętej manetki zawieszenia, jak i hamowania.
    W końcu docieram do mety i okazuje się że czas przejazdu rundy mega mam prawie taki sam jak rok temu. No i sprawdzam wyniki - jest upragnione pudło w najstarszej kategorii :)

    18/30 - open mega
    3/7 - Masters III

    Strata do zwycięzcy open (Diego Binder) - 48:39 min
    Strata do zwycięzcy Masters III (Marek Zieliński) - 31:34 min

    No to startujemy
    No to startujemy © JPbike

    W akcji zjazdowej
    W akcji zjazdowej © JPbike

    Kolejne miłe chwile w moim życiorysie :)
    Kolejne miłe chwile w moim życiorysie :) © JPbike




  • dystans : 44.86 km
  • teren : 27.00 km
  • czas : 02:57 h
  • v średnia : 15.21 km/h
  • v max : 49.35 km/h
  • hr max : 160 bpm, 94%
  • hr avg : 124 bpm, 72%
  • podjazdy : 985 m
  • rower : Orbea Oiz M20
  • Opawska rozgrzewka przedwyścigowa

    Sobota, 30 sierpnia 2025 • dodano: 03.09.2025 | Komentarze 0


    Kolejny świetny weekend spędzany u stóp Gór Opawskich - tym razem skoczyłem tam w ramach kolarskiego weekendu w Głuchołazach, organizowanego po raz 10-ty.
    O ile sobotnie ściganie w formacie XC odpuściłem, bo wiadomo mi że aktualnie moja forma nie ta, to na niedzielny maraton na bank się zapisałem.
    Zatem tegoż dnia z piękną kolarską pogodą (24°C) ruszyłem o 10:59 swoim fullem na spontaniczną i górską trasę biegnącą oczywiście w Górach Opawskich. Na wszystkich podjazdach (sporo ich było) starałem się pilnować tętna, bo wiadomo że pełny power będzie potrzebny na jutro. A zjazdy wybierałem te trudniejsze - u mnie treningu techniki MTB nigdy dość :)
    Po dokręceniu do zdrojowej części Głuchołaz - trafiłem w trakcie trwania wyścigu XC elity mężczyzn, przy tym trochę pokibicowałem (chłopaki widocznie dawali z siebie 110%) i wpadłem do biura zawodów po numerek na jutrzejszy maraton. Po tym powrót do bazy i tak dalej miło zleciał czas w towarzystwie przyjaciół tam mieszkających :)

    W trakcie trawersowania czeskiego zbocza Biskupiej Kopy
    W trakcie trawersowania czeskiego zbocza Biskupiej Kopy © JPbike

    Z cyklu
    Z cyklu "Jeździć po górach trzeba umieć" :) © JPbike

    Widokowe kręcenie po grzbiecie
    Widokowe kręcenie po grzbiecie © JPbike

    Z cyklu
    Z cyklu "JPbike w swoim górskim żywiole" :) © JPbike

    Widoczki z trasy - proszę bardzo :)
    Widoczki z trasy - proszę bardzo :) © JPbike

    Odwiedziłem nieczynny wyciąg - brakło tylko piwa :)
    Odwiedziłem nieczynny wyciąg - brakło tylko piwa :) © JPbike

    W trakcie końcowej części niezłego zjazdu do mieściny Zlate Hory
    W trakcie końcowej części niezłego zjazdu do mieściny Zlate Hory © JPbike

    No i czas pokibicować rasowej elicie XC
    No i czas pokibicować rasowej elicie XC © JPbike




  • dystans : 45.55 km
  • teren : 43.00 km
  • czas : 03:38 h
  • v średnia : 12.54 km/h
  • v max : 59.59 km/h
  • hr max : 157 bpm, 92%
  • hr avg : 138 bpm, 81%
  • podjazdy : 1746 m
  • rower : Orbea Oiz M20
  • Bike Maraton - Kowary

    Sobota, 16 sierpnia 2025 • dodano: 23.08.2025 | Komentarze 2


    Po 11-miesięcznej przerwie w ściganiu, w końcu udało mi się gdzieś wystartować i zarazem zaliczyć swój 250 dzień wyścigowy, oraz debiut w kategorii M5, czyli „staruszków MTB“ :)
    Jak zwykle, skusiłem się na coś z grubej rury, czyli na grabkowy maraton w Kowarach i ze znaną mi trasą poprowadzoną po pięknych Rudawach Janowickich. Mimo że mojego ulubionego dystansu giga w tym cyklu nie ma od kilku lat, to parametry trasy mega - 45km i 1746m przewyższeń też robią wrażenie :)
    Z racji że dawno nie miałem dobrych wyników to muszę startować z ostatniego (7) sektora, w którym wiary było mało, przynajmniej tłoku nie będzie i od początku można kręcić swoje - faktycznie tak było po ruszeniu i rozpoczęciu długiego podjazdu na 945m Skalnik, z jednym technicznym zjazdem (na którym niestety blokowali mnie).
    Wracając do długiego podjeżdżania, szybko przekonałem się że obecnie nie posiadam dobrej formy - mimo że cały czas kogoś doganiałem i wyprzedzałem, to różnica prędkości była malutka, zatem szybko pożegnałem się z dobrym wynikiem, trudno i kręcić trzeba swoje.
    Po skręcie na fajnie poprowadzoną i znaną mi pętlę mega, zawierającą smakowite odcinki do pure MTB, zarówno podjazdowe (m.in. sławna łopata), jak i zjazdowe (korzonki, kamienie, koleiny, szybkie szuterki) to właściwie pokonywałem je po swojemu, a full robił świetną robotę, jak i łyknąłem parę kolejnych rywali, w tym Staszka (ruszał z 3 sektora), oraz jeden gość w koszulce Scotta na wymagającym zjeździe nie chciał mnie przepuścić - zrobił to dopiero po zjechaniu.
    Aż tak dobrze z moją dyspozycją nie było - trafiło mi sie kilka momentów że w klacie coś mnie ściskało - cóż, o zdrowie trzeba dbać i musiałem od czasu do czasu zwalniać.
    Po wjechaniu na odcinek wspólny z Classicem i prowadzący na sporej wysokości przez Rudnik (853m) i Przełęcz Kowarską (727m) czas pokonać ostatni i mocny podjazd - tam już było mi ciężko, ale podjechane sprawnie, do tego kilka kolejnych rywali załatwiłem, po czym zjeżdżamy dość długim szuterkiem z kilkoma wąskimi fragmentami wprost na metę.
    Tak czy siak - dla mnie to był całkiem udany maraton, jak i spoczko debiut w M5 :)

    97/144 - open mega
    14/21 - M5

    Strata do zwycięzcy (Michał Gehrke) - 1:16:54 godz - sporo jak na mega
    Strata do najlepszego w M5 (Paweł Trzciński) - 48:46 min - też sporo, trudno :)


    Bike Maraton - Kowary, właśnie mijam metę
    Bike Maraton - Kowary, właśnie mijam metę © JPbike




  • dystans : 25.97 km
  • teren : 18.00 km
  • czas : 01:51 h
  • v średnia : 14.04 km/h
  • v max : 52.69 km/h
  • hr max : 153 bpm, 90%
  • hr avg : 128 bpm, 75%
  • podjazdy : 750 m
  • rower : Orbea Oiz M20
  • Krótkie, ale zacne MTB-owanie

    Czwartek, 14 sierpnia 2025 • dodano: 15.08.2025 | Komentarze 4


    W Górach Opawskich trwał kolejny upalny dzień (33°C), zastanawiałem się czy iść w takich warunach na rower.
    Koniec końców ruszyłem góralem o 12:56, choćby na 2h, kręcić trzeba póki mam tygodniowe wolne :)
    Obrana trasa to znane mi okoliczne górki z zaliczeniem wspinaczki na Srebrną Kopę (785m), zjazdu do Pokrzywnej i solidnego, acz niedługiego podjazdu (i zjazdu) pieszym szlakiem na Olszak (453m), po czym wróciłem do bazy całkiem zaspokojony rasowym MTB-owaniem.

    Dla mnie to się nazywa należyte wykorzystanie wolnego :)
    Dla mnie to się nazywa należyte wykorzystanie wolnego :) © JPbike

    Srebrna Kopa (zarastajaca) kolejny raz zaliczona
    Srebrna Kopa (zarastająca) kolejny raz zaliczona © JPbike

    Pora na techniczny zjazd w takich górskich klimatach
    Pora na techniczny zjazd w takich górskich klimatach © JPbike

    Żabie Oczko widziane z kilkunastu metrów
    Żabie Oczko widziane z kilkunastu metrów © JPbike

    Z cyklu
    Z cyklu "JPbike w swoim górskim żywiole" :) © JPbike


    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 72.62 km
  • czas : 03:03 h
  • v średnia : 23.81 km/h
  • v max : 62.74 km/h
  • hr max : 159 bpm, 93%
  • hr avg : 122 bpm, 71%
  • podjazdy : 857 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Upalne górsko-podgórskie szosowanie

    Środa, 13 sierpnia 2025 • dodano: 14.08.2025 | Komentarze 2


    Start o 11:05, w upalnych warunach (33°C).
    Już od pierwszych km-ów czeka mnie długi podjazd, do czeskiego Rejviz, na prawie 800m wysokość - asfalt mają tamtędy świetny że miło się podjeżdża :)
    Z mijanych atrakcji - na owym podjeździe wyprzedzałem niemałą grupę czeskich biegaczy narciarskich (na nartorolkach), a ci z czuba grupy tempo mieli niezłe, aż musiałem się sprężać.
    Po podjechaniu czas na dość długi zjazd do Jesenika - przyznaję że mknąc w dół na szosówce nadal nie czuję się pewnie, wolę MTB :)
    Następnie, poprzez czeską mieścinę Pisecna kieruję się boczną szosą w stronę granicy i po wjechaniu do PL zaskakuje mnie nówka asfalcik, jak i dogania mnie szoson z lemondką i w znanej koszulce "Gran Fondo Poznań" - chwilę gadamy, po czym skręcam na znany mi odcinek drogi z legendarnej Wyprawy Dookoła Polski, po tym już tylko troszkę zwiedzania zdrojowej części Głuchołaz (mocno ucierpiała w wyniku wrześniowej powodzi) i jazda do noclegowni, na zimne i zasłużone PIWO :)

    No i podjechane :)
    No i podjechane :) © JPbike

    To już po naszej stronie. Dominują polne klimaty
    To już po naszej stronie. Dominują polne klimaty © JPbike

    Most tymczasowy w Głuchołazach. Woda brudna bo koparki umacniają brzegi
    Most tymczasowy w Głuchołazach. Woda brudna bo koparki umacniają brzegi © JPbike

    Końcówka zdrojowej części Głuchołaz. Rower stoi na wojskowej przeprawie
    Końcówka zdrojowej części Głuchołaz. Rower stoi na wojskowej przeprawie © JPbike




  • dystans : 37.87 km
  • teren : 30.00 km
  • czas : 02:30 h
  • v średnia : 15.15 km/h
  • v max : 52.15 km/h
  • hr max : 166 bpm, 97%
  • hr avg : 136 bpm, 80%
  • podjazdy : 921 m
  • rower : Orbea Oiz M20
  • Trening na rundzie Gold Hill

    Wtorek, 12 sierpnia 2025 • dodano: 13.08.2025 | Komentarze 2


    Start o 12:08, aura piękna i 27°C.
    Tak jak zaplanowałem - tak zrobiłem.
    Jak w tytule - wykonałem znaną mi rundę maratonu Gold Hill, pętla classic + kilka pierwszych i wymagających km-ów pętli mega.
    Całość fajnie się jechało, szczególnie na fullu, chociaż mocy brakło by na podjazdach szybciej pomykać i zapewne na tutejszym wyścigu (31 sierpnia) wypadnę przeciętnie, kto wie :)

    Ujechałem kilometr, a tu takie spotkanie z alpaką :)
    Ujechałem kilometr, a tu takie spotkanie z alpaką :) © JPbike

    W krętej akcji podjazdowej
    W krętej akcji podjazdowej © JPbike

    Zjazd na Złotych Ścieżkach. Młodemu po prawej pokazuję jak to się robi :)
    Zjazd na Złotych Ścieżkach. Młodemu po prawej pokazuję jak to się robi :) © JPbike

    Sprawdzam, czy moja technika MTB ma się dobrze
    Sprawdzam, czy moja technika MTB ma się dobrze © JPbike


    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 44.21 km
  • teren : 32.00 km
  • czas : 02:54 h
  • v średnia : 15.24 km/h
  • v max : 59.61 km/h
  • hr max : 162 bpm, 95%
  • hr avg : 133 bpm, 78%
  • podjazdy : 1103 m
  • rower : Orbea Oiz M20
  • Nareszcie dobre MTB w górach

    Sobota, 9 sierpnia 2025 • dodano: 10.08.2025 | Komentarze 2


    Dawno mnie nie było z góralem w górach, ostatnio na majówkę, więc czas to nadrobić bo zapomnę jaka to przyjemność z pomykania na MTB po górskich ścieżkach, duktach, itp :)
    Gdzie się wybrałem - na swoje drugie domowe podwórko, do fantastycznych przyjaciół tam mieszkających, u stóp Gór Opawskich.
    Z racji że za tydzień startuję i zarazem debiutuję w M5 na maratonie w Kowarach, to tegoż dnia obrałem trasę na max 3h kręcenia, bo siły muszą być, ponoć młodzieniaszkiem już dawno nie jestem :)
    Start o 11:07, w pięknej letniej pogodzie i 27°C. Na początek klasyczny podjazd na Biskupią Kopę (890m), zresztą stromej ściany szczytowej nie atakowałem, bo tłok piechurów był i skierowałem się na czeski szeroki szuterek trawersujący zbocze owej góry i od tego momentu kręcenie po górach to sama przyjemność. Dalsza jazda przebiegła po znanych mi czesko - polskich rejonach, a na technicznych zjazdach sprawdzałem czy moja technika ma się dobrze - jest OK, chociaż trafiły się trzy super-strome fragmenciki, na których wolałem nie ryzykować. A na końcowy deser zafundowałem sobie kręty zjazd Złotymi Ścieżkami do zdrojowej części Głuchołaz. Fajny górski trip wyszedł :)

    Nareszcie MTB w górach :)
    Nareszcie MTB w górach :) © JPbike

    To w wysokich partiach. Fajnie się tędy zjeżdża na fullu :)
    To w wysokich partiach. Fajnie się tędy zjeżdża na fullu :) © JPbike

    Wodopojów miałem pod dostatkiem
    Wodopojów miałem pod dostatkiem © JPbike

    Tutaj, po wrześniowej powodzi były głębokie koleiny, a teraz równy szuterek
    Tutaj, po wrześniowej powodzi były głębokie koleiny, a teraz równy szuterek © JPbike

    W akcji zjazdowej na Złotych Ścieżkach
    W akcji zjazdowej na Złotych Ścieżkach © JPbike

    Alejka przy Białej Gluchołaskiej ma tymczasowo takie gumowe płyty
    Alejka przy Białej Gluchołaskiej ma tymczasowo takie gumowe płyty © JPbike




  • dystans : 169.57 km
  • czas : 08:52 h
  • v średnia : 19.12 km/h
  • v max : 64.11 km/h
  • podjazdy : 1592 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Lofoty - dzień 4

    Sobota, 12 lipca 2025 • dodano: 14.09.2025 | Komentarze 0


    Noc spędzona w niefajnym miejscu, jakoś zleciała, śniadanie i kawa spożyte w namiocie, po czym zwijamy obozowisko i ruszam na spokojnie w dalszą drogę o 10:22, a kompan jeszcze troszeczkę poczeka by wysuszyć swój półmokry namiot - po prostu każdy z nas ma różne preferencje i wymagania odnośnie wygody i sprzętu :)

    Przed nami kolejny dzień z pochmurną aurą i takimi widoczkami
    Przed nami kolejny dzień z pochmurną aurą i takimi widoczkami © JPbike

    Po solowym ujechaniu 12km główną szosą na Lofoty (E10) i przeczekaniu na kompana, skręcamy na boczną szosę - od razu przyjemniej się kręci, bo wiadomo że ruch aut mniejszy.

    Pięknie tam (5)
    Na bocznej szosie. Pięknie tam © JPbike

    Napotkana i fajna skandynawska ziemianka
    Napotkana i fajna skandynawska ziemianka © JPbike

    W miarę nabijania km-ów ośnieżone szczyty ustępują tym zielonym
    W miarę nabijania km-ów ośnieżone szczyty ustępują tym zielonym © JPbike

    Takich uroczych wodospadów mijaliśmy sporo
    Takich uroczych wodospadów mijaliśmy sporo © JPbike

    Póki ruch znikomy to fajnie się tędy kręci
    Póki ruch znikomy to fajnie się tędy kręci © JPbike

    Po przejechaniu ze 50km zatrzymuję się w wiosce Nedre Sandstrand przy osłoniętej od wiatru budce z ławką i czas zrobić przerwę na kawę, po krótkim czasie dojeżdża kompan (wcześniej zatrzymał się na sikstop) i ku mojemu lekkiemu zdziwieniu nie chce postoju na kawę, tylko chce ... gnać dalej. No cóż, daję mu pełną swobodę i próbuję wmówić że jesteśmy na wyprawie, a nie na wyścigu.
    No to pokazuję Drogbasowi na mapie dokąd dalej jedziemy i po chwili rusza solo dalej, a ja robię sobie upragnioną kawusię z kawiarki i spożywam norweskie ciastko.
    Po przerwie ruszam dalej i ... ujechałem jedynie kilka km-ów, a tam kompan, na ładnym widokowo brzegu fiordu czeka na mnie i po chwili znów ruszamy wspólnie :)

    Ależ zaskakujący kontrast barw skandynawskiej natury i pogody :)
    Ależ zaskakujący kontrast barw skandynawskiej natury i pogody :) © JPbike

    Pokonujemy imponujący most - widać że mocno wiało z boku
    Pokonujemy imponujący most - widać że mocno wiało z boku © JPbike

    Widok ogólny na wspomniany most - Tjeldsundbrua
    Widok ogólny na wspomniany most - Tjeldsundbrua © JPbike

    Pięknie tam (6)
    Kręcimy wzdłuż wybrzeża wyspy Hinnøya. Pięknie tam (2) © JPbike

    Nic, tylko pomykać tędy :)
    Nic, tylko pomykać tędy :) © JPbike

    W pewnym momencie tacy szosoni nas wyprzedzili, a Drogbas... widać :)
    W pewnym momencie tacy szosoni nas wyprzedzili, a Drogbas... widać :) © JPbike

    I tak dojechaliśmy do miasta Lødingen, w którym czas zrobić zakupy żywnościowe. Nie przewidzieliśmy jednego - w Norwegii, w sobotę alkohol można kupić do 18-tej, a my zjawiliśmy się w markecie kilka minut po tej godzinie, czyli przed nami TRAGEDIA w postaci dwudniowej piwnej abstynencji :(
    W tym momencie mieliśmy 115km przejechane i można szukać miejscówki na obozik, a tu proszę - na poboczach albo strome skałki wprost do wody, albo grube wzniesienia po drugiej stronie, albo same mokradła, jeszcze do tego bocznych dróżek brak. Raz zastanawialiśmy się czy rozbić namioty obok domu przy drodze.
    Podczas postoju, by coś przekąsić Drogbas stwierdza że "Lofoty to nic wielkiego", tyle że później okazało się że jeszcze nie byliśmy na właściwych Lofotach :)
    Zagadujemy się że z racji tutejszego, mocno górskiego i ultra-trudnego znalezienia miejsca na rozbicie namiotów tegoż dnia będziemy kręcić tak długo jak coś się znajdzie.

    No to kręcimy dalej i po ujechaniu parę ładnych km-ów krajobraz zrobił się piękny
    Kręcimy dalej i po ujechaniu parę ładnych km-ów krajobraz nadal mamy piękny :) © JPbike

    Nic, tylko pomykać :)
    Nic, tylko pomykać :) © JPbike

    Wjazd do najdłuższego tunelu na naszej wyprawie - Sørdalstunnelen
    Wjazd do najdłuższego tunelu na naszej wyprawie - Sørdalstunnelen © JPbike

    Nasz najdłuższy tunel zaliczony - aż 6.5km!
    Długość tunelu - aż 6.5km, na szczęście szosę tędy mieliśmy lekko w dół :) © JPbike

    Pięknie tam (7)
    Zaraz po wyjechaniu z tunelu ... ojej, ale pięknie tam :) © JPbike

    Takich odcinków na całej trasie pokonywaliśmy mnóstwo
    Pięknie tam (3) © JPbike

    Pięknie tam (8)
    Pięknie tam (4) © JPbike

    Kolejne i nieudane próby poszukiwania miejscówki na obozik
    Kolejne i nieudane próby poszukiwania miejscówki na obozik © JPbike

    Imponujące dla nas, Wielkopolan są takie skałki przy drodze
    Imponujące dla nas, Wielkopolan są takie skałki przy drodze © JPbike

    W końcu, tuż przed wjazdem na wyspę Austvågøya dojechaliśmy na LOFOTY :)
    W końcu, tuż przed wjazdem na wyspę Austvågøya dojechaliśmy na LOFOTY :) © JPbike

    Z tego mostu (Raftsundbrua) wypatrzyłem spoczko miejsce na obozik
    Z tego mostu (Raftsundbrua) wypatrzyłem spoczko miejsce na obozik © JPbike

    No to rozbijamy namioty i czas spać po bardzo długim norweskim dniu
    No to rozbijamy namioty i czas spać po bardzo długim norweskim dniu © JPbike

    Spać poszliśmy po 23:30, oczywiście nadal za widna.
    I tyle z przydługawej relacji z najdłuższego kilometrowo dnia wyprawy :)

    TRASA - na stravie.
    KLIK do dnia trzeciego, KLIK do dnia piątego (w przygotowaniu).



  • dystans : 113.40 km
  • czas : 06:11 h
  • v średnia : 18.34 km/h
  • v max : 70.00 km/h
  • podjazdy : 1211 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Lofoty - dzień 3

    Piątek, 11 lipca 2025 • dodano: 26.08.2025 | Komentarze 0


    Rankiem, przed 8 kontrolna pobudka i okazuje się że padało, zatem siedzimy dalej w swoich płóciennych chatkach i bez pośpiechu czekając aż namioty wyschną, w międzyczasie spożywając śniadanie z kawą.
    W końcu zwijamy skalne obozowisko i o 12:22 ruszamy na dalszą trasę. Aura tegoż dnia typowo skandynawska, czyli z grubym zachmurzeniem i spoczko 16°C.

    Poranek na naszym oboziku, świeżo po deszczu
    Poranek na naszym oboziku, świeżo po deszczu © JPbike

    Najpierw krótki zjazd do Bognes i przed nami 30 minutowa przeprawa promowa.
    Przed wjazdem na prom poinformowałem kompana że na miejscu jest drugi i dłużej płynący prom - do Lødingen, miasta położonego przed wjazdem na właściwe Lofoty, co oznaczałoby dla nas możliwość skrócenia trasy. Po krótkim namyśle rezygnujemy z tego pomysłu, bo po prostu trzymamy się planu i mamy sporo czasu.

    Tym promem płynęliśmy
    Tym promem płynęliśmy © JPbike

    Po zjechaniu z promu czas na dość długi podjazd w takich klimatach
    Po zjechaniu z promu czas na dość długi podjazd w takich klimatach © JPbike

    No i podjechane. Niby tylko 245m, a ma się wrażenie że to 1000m.n.p.m :)
    No i podjechane. Niby tylko 245m, a ma się wrażenie że to 1000m.n.p.m :) © JPbike

    Mocno chmurzaste skandynawskie klimaty
    Mocno chmurzaste skandynawskie klimaty © JPbike

    Pora na długi zjazd
    Pora na długi zjazd © JPbike

    Pokonujemy kolejne przeprawy mostowe
    Pokonujemy kolejne przeprawy mostowe © JPbike

    Ależ czysta woda nad Efjorden
    Ależ czysta woda nad Efjorden © JPbike

    Po pokonaniu 67km czas na przerwę obiadową w takim średnim miejscu
    Po pokonaniu 67km czas na przerwę obiadową w takim średnim miejscu © JPbike

    Dotarliśmy do okolic Narvika. Tu kampery zagraciły widok na pomnik z polskim akcentem
    Dotarliśmy do okolic Narvika. Tu kampery zagraciły widok na pomnik z polskim akcentem © JPbike

    Zatem cyknąłem godną i słuszną fotkę z bliska
    Zatem cyknąłem godną i słuszną fotkę z bliska © JPbike

    W trakcie długiej jazdy wzdłuż wielkiego Ofotfjordu. Widać efekt odpływu
    W trakcie długiej jazdy wzdłuż wielkiego Ofotfjordu. Widać efekt odpływu © JPbike

    Po dotarciu do Narvika, miasta położonego na zboczu góry czas zrobić zakupy żywnościowe.

    W trakcie portowej przerwy w Narviku
    W trakcie portowej przerwy w Narviku © JPbike

    Po wyjechaniu z miasta czas szukać miejscówki na kolejny obóz - w tym czasie pogoda zaczęła się psuć, czyli deszczyk nas dopadł.

    No i zaczęło padać, jak się okazało - to jedyna deszczowa fotka z wyprawy
    No i zaczęło padać, jak się okazało - to jedyna deszczowa fotka z wyprawy © JPbike

    Nasza krzyżówka na Lofoty, stąd jest 690km na Nordkapp - kiedyś się skuszę :)
    Nasza krzyżówka na Lofoty, stąd jest 700km na Nordkapp - kiedyś się skuszę :) © JPbike

    Deszczowa aura na szczęście nie trwała długo, ale i tak kręcąc dalej kropiło bez przerwy.
    Po drodze oczywiście rozglądaliśmy się za miejscówką, kilka razy zbaczając z drogi - wszędzie albo mokradła, albo prywatne tereny.
    Koniec końców coś tam niefajnego znajdujemy - w lesie i dość blisko drogi. Przestało padać, rozbijamy namioty, piwko, kolacja i czas spać.

    Nasza najgorsza miejscówka na tejże wyprawie
    Nasza najgorsza miejscówka na tejże wyprawie © JPbike

    TRASA - na stravie.
    KLIK do dnia drugiego, KLIK do dnia czwartego.



  • dystans : 148.02 km
  • czas : 08:38 h
  • v średnia : 17.15 km/h
  • v max : 67.20 km/h
  • podjazdy : 2252 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Lofoty - dzień 2

    Czwartek, 10 lipca 2025 • dodano: 05.08.2025 | Komentarze 2


    Pobudka, śniadanie z kawą, zwijanie obozowiska i ruszamy o 9:50 w typowo skandynawskiej aurze i 18°C, czasem pochmurno, czasem wyszło słońce.
    Już od pierwszych km-ów i analizie profilu dalszej trasy wiedziałem że to będzie najbardziej podjazdowy etap wyprawy, a najwyższy punkt liczy skromne ponad 350 m.n.p.m, tyle że tutejsze podjazdy pokonuje się od poziomu morza.

    Na początek dnia mamy do pokonania serię tuneli
    Na początek dnia mamy do pokonania serię tuneli © JPbike

    ... jak i całą masę pięknych widoczków :)
    ... jak i całą masę pięknych widoczków :) © JPbike

    Widać że to był etap dość górzysty
    Widać że to był etap dość górzysty © JPbike

    Pięknie tam :)
    Pięknie tam :) © JPbike

    Nareszcie na bocznej szosie, sama przyjemność :)
    Nareszcie na bocznej szosie, sama przyjemność :) © JPbike

    Z cyklu
    Z cyklu "JPbike w swoim turystycznym żywiole" :) © JPbike

    Skandynawskie zielono mi
    Skandynawskie zielono mi © JPbike

    Kolejny podjazd zaliczony
    Kolejny podjazd zaliczony © JPbike

    Przerwa na kawę i ciastko
    Przerwa na kawę i ciastko © JPbike

    Takie sytuacje na norweskich drogach do normalka :)
    Takie sytuacje na norweskich drogach to normalka :) © JPbike

    Pięknie tam (3)
    Pięknie tam (2) © JPbike

    Co chwila jest co focić :)
    Co chwila jest co focić :) © JPbike

    Imponująca ta formacja skalna, że wyglądam jak mini-troll :)
    Imponująca ta formacja skalna, że wyglądam jak mini-troll :) © JPbike

    Pięknie tam (4)
    Pięknie tam (3) © JPbike

    Imponujący widok :)
    Najwyższy punkt wyprawy zdobyty, niby tylko 350 m.n.p.m, a krajobrazy wysokogórskie :) © JPbike

    Przerwa obiadowa w uroczym miejscu
    Przerwa obiadowa w uroczym miejscu © JPbike

    Po dojechaniu do małej mieściny Innhavet i mając na liczniku prawie stówę - w końcu natrafiamy na market, czyli faktycznie na północy Norwegii ciężko z ilością spożywczaków. Na szczęście w sakwach mam dość miejsca na odpowiednią ilość żarcia i picia, a bikepackingowy kompan w trakcie większych zakupów wyciąga plecak.

    Napotkana na drodze E6 stara stacyjka Esso
    Napotkana na drodze E6 stara stacyjka Esso © JPbike

    No i czas szukać miejscówki na obóz. Ponownie nie ma lekko, dwa razy skręciliśmy na boczną drogę, a tam same prywatne posesje i nawrotka.
    Kręcimy dalej i szukamy, szukamy, wokół dominują podmokłe grzęzawiska. A najlepsze jest to że wyszło słońce i dzień polarny nam świetnie sprzyja w nabijaniu kolejnych km-ów :)

    Jest godzina 21:53, fajne klimaty mamy :)
    Jest godzina 21:53, fajne klimaty mamy :) © JPbike

    Pięknie tam (4)
    Pięknie tam (4) © JPbike

    Nic, tylko kręcić tędy :)
    Nic, tylko kręcić tędy :) © JPbike

    W końcu, po wjechaniu na niewielkie wzniesienie coś fajnego się znalazło - średniej wielkości polana z dość skalistym podłożem i małymi drzewkami wokół.
    No to lokujemy się tam, malutkie latające (i gryzące) robaczki powodowały że trzeba było odziać się na długo, założyć czapkę i na szyję buffa. Wspólne piwko po takim sporym kilometrażu i zacnym przewyższeniu smakowało WYBORNIE (łyknąłem nawet dwa), jeszcze tylko kolacja spożyta w namiocie i można iść spać, w moim przypadku już po północy :)

    Fajne obozowisko gotowe, czas spać w dzień polarny :)
    Fajne obozowisko gotowe, czas spać w dzień polarny :) © JPbike

    TRASA - na stravie.
    KLIK do dnia pierwszego, KLIK do dnia trzeciego.