Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1120
do 50 km - 1213
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 232
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 89
Solid MTB - 30
sprzęt - 44
szoska - 435
Uphill race - 8
w górach - 297
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Październik - 7 - 13
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
w górach
Dystans całkowity: | 19097.61 km (w terenie 8931.00 km; 46.77%) |
Czas w ruchu: | 1138:25 |
Średnia prędkość: | 16.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 248850 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 3943 kcal |
Liczba aktywności: | 294 |
Średnio na aktywność: | 64.96 km i 3h 53m |
Więcej statystyk |
Piątek, 17 czerwca 2022 • dodano: 20.06.2022 | Komentarze 2
- po maratonie w Górznie skoczyłem do przyjaciół w Góry Opawskie
- ten dzień to dzień odpoczynkowy + tytułowe kręconko (nareszcie w górach) :)
- start o 15:22, piękna aura i przyjemne 24°C
- z bazy startowej do Jarnołtówka i niespełna 7km podjazd na Biskupią Kopę (890m)
- zjazd ze szczytu lekko wydłużony - w stronę Pokrzywnej i powrót do bazy
No i piękna fotka zastępcza zrobiona dzień wcześniej, wieczorową porą :)
Z cyklu "Łap tęczę na całej jej szerokości" :) © JPbike
Sobota, 9 października 2021 • dodano: 13.10.2021 | Komentarze 3
- dojazd solo i bezpośredni, na miejscu chłodno (9°C) i słonecznie
- czasu na rozgrzewkę brakło, więc od razu myk do sektora giga
- stawka królewskiego dystansu liczyła 56 osób
- trasa bardzo podobna do zeszłorocznej - istny labirynt ścieżek i duktów
- punkt 10 start, ruszam z tyłów, brak rozgrzewki robi swoje
- pierwszy i od razu stromy podjazd ciężko wchodzi
- półpłaski odcinek - tasuję się z trzema dziewczynami
- całkiem przyzwoicie się rozkręcam, jedzie się spoko, tłoku nie ma
- podjazdy są niezłe, wyprzedzania w mojej części niewiele
- fajny i kręty singiel zjazdowy pokonuję sprawnie
- na 13 km trasy spore zaskoczenie - poprzedzający rywal zawraca...
- po krótkim czasie z przeciwka nadjechała cała czołówka giga...
- okazuje się że „żartowniś“ poprzestawiał taśmy na rozwidleniu
- po wjechaniu na właściwą trasę cały wyścig giga zaczyna się od nowa
- mamy szybki zjazd, bufet i czas na techniczny singiel - zakorkowało się
- trochę trwało, bym ponownie znalazł się w swoim miejscu
- przez spory czas pomykam wraz z Agnieszką Kachel od rybek
- mimo pięknej słonecznej aury jest chłodno, na zjazdach płyną mi łzy z oczu
- dogania nas Paweł i jakiś czas kręcimy w trójkę
- trasę pamiętałem, najgorsze jest kamieniste podłoże, szczególnie na podjazdach
- muszę się zatrzymać (...), puszczam Agnieszkę i Pawła przodem
- na 35 km skręt na 2 rundę giga
- zaczynamy wyprzedzać pojedynczych z mega, choć moja prędkość nie powala
- po upływie jakichś 2.5h jazdy stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej
- dalsza jazda to poruszanie się głównie siłą woli, niemal bez zmian w stawce
- w trzech miejscach mijam Gosię - tym razem jako pieszą turystkę
- mijam wspomnianą Agnieszkę (awaria) - ma kogoś do pomocy, więc jadę dalej
- po pokonaniu mocno kamienistej 2 rundy giga skręt na odcinek do mety
- od razu kamieni dużo mniej, jest również dużo fajnych zjazdów
- w końcu końcówka, na przemian szeroko i wąsko, troszkę góra - dół
- na 1 km przed metą spada mi łańcuch z korby - ciekawe z jakiego powodu
- jest meta i zarazem dla mnie koniec ścigania w sezonie 2021
33/49 - open giga
11/16 - M4
Strata do zwycięzcy (Wojciech Halejak) - 1:07:28 godz(!), do M4 (Bartek Bednarski) - 30:22 min
W klasyfikacji generalnej giga M4 uplasowałem się na 11 miejscu - poniżej oczekiwań, bywa i tak.
W trakcie ładowania roweru do auta zauważyłem że w tylnym kole pękła szprycha (kolejny raz) i wbiła się w kasetę, a ta z kolei nie chciała się swobodnie obracać - w taki sposób zapewne przejechałem spory kawał wyścigu. Po tylu pęknięciach jedyne co trzeba zrobić - wymienić wszystkie szprychy na nowe, żadne cieniowane, tylko standardowe.
Foto by Kasia Rokosz.
Jak widać - pomykanie na MTB po wertepach cały czas sprawia mi przyjemność © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 12 września 2021 • dodano: 15.09.2021 | Komentarze 2
- wczoraj udane dla mnie Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, więc czas na rozjazd
- weekend nocowałem u stóp Gór Opawskich, zatem jadę zdobyć najwyższy szczyt
- znana Biskupia Kopa (890m) owszem jest najwyższym, ale po polskiej stronie
- zatem celem jest czeski Pricny Vrch (Góra Poprzeczna) i mierzy 975m
- trasę obrałem po rozmowie z Asią - wczoraj ze swoją córką tam byli na piechotę
- start o 10:23, okolice 20°C, na niebie niegroźne chmury (parę razy pokropiło)
- najpierw klasyczny dla mnie podjazd na Biskupią Kopę - trochę turystów mijałem
- malutka awaria zaliczona - z tyłu pękła szprycha, ale dało się dalej jechać bez bicia
- zjazd z Biskupiej zielonym i od przełęczy jazda dalej żółtym, chwilami stromym
- na żółtym szlaku trafiły się nieprzejezdne fragmenty (skałki i bardzo wąsko)
- widoczki pierwsza klasa - patrz fotki :)
- następnie po przekroczeniu szosy wjazd na czerwony - początkowo bardzo stromy, ale dało się jechać
- w górnych partiach nachylenie mniejsze i cel zdobyty, chociaż szczyt niestety jest zalesiony
- powrót niebieskim i żółtym (droga krzyżowa) - zjazd bez technicznych fajerwerków
- ostatnie km ponownie niebieskim po rozległej czeskiej polanie z widokami i krówkami
- w sumie wyszedł udany tytułowy trip - do powtórzenia z wydłużeniem trasy :)
Na zielonym zjazdowym z Biskupiej Kopy. Ależ widoczki © JPbike
Skalisty i nieprzejezdny fragmencik żółtego szlaku © JPbike
Żółty szlak którym jechałem i widok na Góry Opawskie (by dron) © JPbike
Widokowy zjazd - lubię takie klimaty © JPbike
Ten żółty szlak chwilami jest wymagający do pure MTB, coś dla mnie :) © JPbike
Jest pięknie :) © JPbike
Na czerwonym szlaku, trochę stromo i hardcorowo tu © JPbike
Pricny Vrch (975m) zdobyty, chociaż zalesiony, więc odpaliłem drona © JPbike
Pricny Vrch - widok na zachód z pokładu drona. Ta kreska między drzewami to czerwony szlak © JPbike
Widoczek na Jesioniki. Pradziada też można dostrzec © JPbike
Jak tu ładnie na tej Górze Poprzecznej. Czas na długi zjazd © JPbike
Ostatnio nierzadko spotykam beżowe krówki © JPbike
Tuż przed granicą z PL poznałem technikę budowy czeskich asfalcików (grubość warstw - 1m) © JPbike
Sobota, 11 września 2021 • dodano: 14.09.2021 | Komentarze 4
- Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, zatem trzeba być :)
- nocowałem u przyjaciół, zatem dojazd przyjemniejszy (1.5h)
- czasu na rozgrzewkę miałem ze 30 min, spoczko wykorzystałem
- napotkałem na Maję Włoszczowską i Kasię Solus-Miśkowicz (!)
- przybicie piątki z Basią Borowiecką zaliczone :)
- po wjechaniu do sektora giga ... a tam zjawiło się aż 228 osób (!)
- startowałem niestety z samych tyłów (później okaże się że nie było tak źle)
- pierwsze 4 km to podjazd asfaltowo-brukowany przez Srebrną Górę
- samopoczucie mam dobre i dość szybko jestem w swoim miejscu
- mimo sporej ilości wiary na giga nie ma blokowania, można robić swoje
- wpadamy na wiadukt i teren kojarzony mi z etapu Sudety MTB Challenge
- przebijając się do przodu, sporo dziewczyn wyprzedzam - wszystkie ładnie walczą
- wpadamy na świetny singiel - Pętlę Wilczą z sieci Singletrack Glacensis
- po krętej ścieżce pomyka się fajnie, nie ma blokowania mimo tłoku
- widocznie wszyscy prezentują wysoki poziom ścigania - tak trzymać!
- po zjechaniu podjazd, dość szeroki - wyprzedzam kolejnych, jest dobrze :)
- dogania mnie Paweł, mamy przeplatankę szerokich i wąskich szutrów zjazdowych
- wraz z Darkiem i Pawłem (obaj z STS) docieramy do premii przy Hotelu Bardo
- do pokonania mamy tam przeszkodę z drewnianych bali w stylu XC - fajnie :)
- półpłaskie single - wyprzedzamy Ktystiana (STS), a Paweł cosik zwolnił (?)
- się zaczęła jazda po szerokich szutrach, z fajnymi klimatami i widokami
- od tędy zacząłem dobrze jechać - wszystkich wspomnianych kolegów wyprzedziłem
- ku mojemu zdumieniu (1) bez problemu doganiam kolejnych rywali i jakieś grupki
- ku mojemu zdumieniu (2) wyprzedzam niemało znanych mi kolegów z M4
- łączymy się z Classicem i znów tłoczno się zrobiło
- czas na podjazd, do Srebrnej Góry, zauważam że Krystian odżył i dogonił mnie
- wjeżdżamy na kręty singiel podjazdowy z sieci Trasy Enduro Srebrna Góra
- podjeżdżając po paskudnej nawierzchni (dużo korzeni) zaczynam czuć zmęczenie
- walczę jak mogę, na górnej partii łapie mnie niestety kolka, muszę zwolnić
- kilku rywali puszczam przodem, przed nami jazda na ok 800m typu góra-dół po grzbiecie
- wpadamy na odcinek przeznaczony wyłącznie dla gigowców
- Paweł ponownie mnie dogonił (później wspominał coś o skurczach)
- mijamy ostatni bufet, a tam sporo wiary teamowo - serwisowo - bufetowej
- czas pokonać najstromszy i z zawijasami singiel podjazdowy - oj, ciężko było
- po tym stromy i mocno techniczny zjazd - poszło sprawnie, ale Paweł mi uciekł...
- po zjechaniu pora na ostatni, dość długi i szeroki podjazd, na prawie 800m
- czuję już zmęczenie, ale twardo kręcę pod górę, do tego kilku udaje mi się wyprzedzić
- wyprzedza mnie kolejny Paweł (z STS), z którym kilka razy się tasowałem
- na szczycie ponownie łączymy z Classicem, spotykam tam Gosię
- w końcu czas na ostatni i długi zjazd, początkowo szeroko i niezbyt szybko
- wjeżdżamy na emocjonujący, kręty i wyprofilowany singiel zjazdowy w stylu enduro
- mknąc po zakrętasach i bandach w dół - oczywiście troszkę zaszalałem
- i tak już spoczko docieram do mety, mimo zmęczenia wmawiam sobie że podobało mi się :)
117/214 - open giga
20/48 - M4
Strata do zwycięzcy open - Filip Helta (na pudle stałem z nim 5 lat temu) - 1:05:45 godz
Strata do zwyciężczyni - Mai Włoszczowskiej (w końcu doczekałem się starcia z mistrzynią) - 39:44 min
Strata do zwycięzcy M4 - Andrzej Kaiser (staliśmy na pudle 11 lat temu) - 47:36 min
Foto by Kasia Rokosz, Grzegorz Drosiński
W akcji, na Trasach Enduro Srebrna Góra © JPbike
Od startu do mety rywalizacja była zacięta - to widać © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 5 września 2021 • dodano: 09.09.2021 | Komentarze 2
- najpierw indywidualnie ze szczytu Śnieżki do Domu Śląskiego
- czas na bufet, jest dość przyjemnie i jakieś 15°C (w słońcu więcej)
- po jakimś czasie czas na zjazd do Karpacza w pilotowanej kolumnie
- tempo zjeżdżania dość wolne, co najwyżej średnie
- często trzeba hamować że... czuć zapach palonych klocków
- było nas ok 300 osób - dla turystów to atrakcja, oklaski i fotki były :)
- po wjechaniu na asfalt w Karpaczu spory ruch, raz natrafiliśmy na korek
- dojechałem do zaparkowanego auta i niestety czas na powrót do Poznania
Tłoczno tam pod Domem Śląskim © JPbike
Kategoria do 50 km, w górach, wysokie szczyty
Niedziela, 5 września 2021 • dodano: 09.09.2021 | Komentarze 2
Trzeci start w tym charytatywnym wyścigu, organizowanym przez Rotary Club.
W tym sezonie start do wspinaczki na Śnieżkę zaplanowali już o 9 rano - nie dla mnie, trudno. Pakiet startowy odebrałem wczoraj, ale i tak presja czasowa była - na miejsce dotarłem ciut za późno i ledwo byłem gotów na zaledwie 15 minut przed ruszeniem stawki.
Pogoda w Karpaczu i całych Karkonoszach zafundowała nam niespodziankę - niemal idealne warunki na podjazdowe grzanie z dodatkiem super widoków, czyli słonecznie, okolice 15°C, do tego słaby wiaterek :)
Przed ruszeniem pilotowanej kolumny ucinam pogawędkę z Patrykiem i jazda na miejsce startu - obok Bachusa, czyli tym razem nie będzie przejazdu przez deptak, a od razu wpadamy na główną ulicę.
Jakoś tak wyszło że przyszło mi startować gdzieś z tyłów z prawie 300 osobowego peletonu. Rozgrzewki u mnie brak, myślałem głównie o tym czy uda się poprawić swój najlepszy czas wjazdu sprzed dwóch lat. Jest ciepło, na 2 minuty przed ruszeniem zdejmuję rękawki - od razu lepiej.
No i start. Na początek ze 5 km asfaltowy podjazd główną ulicą ze skrętem w stronę Orlinka, miejscem zaburzenia grawitacji i krótkim zjazdem - podjeżdżało mi się całkiem, całkiem i o dziwo - dość szybko złapałem swój podjazdowy rytm. Bez problemu na tym odcinku powyprzedzałem ze ponad setkę osób i równie szybko znalazłem się w rozciągniętej części stawki, ale i tak swojego punktu odniesienia nie znałem. No i przed Wangiem wjeżdżamy na te sławne, nierówne i dość paskudne bruki prowadzące na sam szczyt. Podjeżdżając tędy, aż do odcinka z krótkim zjazdem do Domu Śląskiego wspina mi się dość ciężko, cosik czuję że w nogach brakuje mocy takiej jaką bym chciał. Mimo tego samopoczucie cały czas mam dobre, „młynka“ (34/50) używam wyłącznie na najstromszych fragmentach, jeszcze do tego stopniowo i z bardzo małą różnicą prędkości udaje mi się wyprzedzić w sumie jakieś kilkanaście rywali - wszyscy mieli na twarzach wolę walki (tak trzymać!). No i mijani turyści dopisują - nie brakowało dopingujących oklasków. Po minięciu Domu Śląskiego czas na decydujący i 2 km atak szczytowy. Za mną brak zagrożenia wyprzedzeniem, a przede mną w zasięgu wzroku kilka osób. Patrzę na licznik, na swój czas - nie jest najlepiej, poprawy czasu chyba nie będzie. Widocznie wspomniany brak lepszego powera daje o sobie znać na tym końcowym podjeździe, ale i tak nie odpuszczam, walczę jak mogę, na ok 500m przed szczytem udaje mi się dojść poprzedzającego rywala - okazuje się że to Szymon Mikler (brat znanego w kolarskim światku Bartka), no i niestety zauważam że nie poprawię czasu, tracę chęci na pociśnięcie paskudnej nawierzchniowo końcówki na całego i w efekcie bez spiny wjeżdżam na metę, kilkanaście sekund za Szymonem. Czas na końcowej kresce miałem o ponad 3 minuty gorszy od osobistego rekordu.
Mimo wszystko dla mnie to był udany i fajny uphill, zajęte miejsca zarówno open, jak i M4 mnie całkiem zadowoliły :)
28/272 - open
11/92 - M4
Strata do zwycięzcy (Paweł Kwiatkowski) - 18:44 min, do M4 (Adam Porada) - 11:16 min
W akcji na tych paskudnych brukach - dawaj pod górę! © JPbike
Finiszuje z dodatkiem oklasków :) © JPbike
Niezależnie od ilości wjazdów na Śnieżkę - dla mnie to ulubione chwile :) © JPbike
Trochę tłoczno i rowerowo na szczycie + widoki © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Uphill race, w górach, wysokie szczyty
Sobota, 4 września 2021 • dodano: 06.09.2021 | Komentarze 3
Po zajechaniu do hotelu na obrzeżu Jeleniej Góry, na dzień przed wyścigiem "Rowerem na Śnieżkę" udałem się popołudniową porą do Karpacza odebrać pakiet startowy. Trasę dojazdową obrałem bez kombinowania i przeważnie asfaltową przez Cieplice, Podgórzyn, Borowice, troszkę górskiego i znanego mi terenu wprost do Karpacza, a tam jak zwykle - tłoczno w centrum.
Po wizycie w biurze zawodów stwierdziłem że mało mi górskiego kręcenia, zatem jazda do Karpacza Górnego, dalej na Drogę Chomontową, troszkę singli z Pasma Rowerowego Olbrzymy, no i z racji późnej pory, powoli zapadającego zmroku trzeba było wracać, przez Przesiekę i dalej po swoich śladach.
Bym zapomniał - tegoż dnia sprawdzałem w Black Peaku nówkę napęd, z nową przerzutką i większym blacikiem (34 zamiast 32) - wszystko działa jak należy, biegi wchodzą na pyk :)
Numerek odebrany, czas na widoczki © JPbike
Na singlu w Paśmie Rowerowym Olbrzymy (by dron) © JPbike
Sobota, 14 sierpnia 2021 • dodano: 17.08.2021 | Komentarze 2
Ten tydzień od poniedziałku do piątku - zero treningu, kompletne niewyspanie (codziennie pobudka o 5 rano), ale i tak na kolejny grabkowy maraton w górach - do Kowar jadę, bo całkiem fajną trasę z dobrym przewyższeniem tam mają, prawie identyczną jak w zeszłym roku, ale nie taką zabójczą jak tydzień temu w Gorcach :)
Dojazd bezpośredni (kolejna dobitka) i solowy, na miejscu piękna słoneczna pogoda. Wskok w teamowe portki i byłem gotów na 30 min przed odpaleniem stawki giga. Spotykam również Gosię i Pawła - trochę pogadaliśmy i można ruszać.
No to start, z kowarskiego deptaku, stawka giga liczyła 69 osób. Na początek długi i ponad 5 km podjazd - jadę swoje i cosik komfortowo się czuję, choć mocy by pocisnąć mocniej brakło, zatem niewiele tasowania w mojej części stawki było. Po podjechaniu mamy średniej długości techniczny zjazd z kamieniami, który na mnie nie zrobił żadnego wrażenia - tydzień temu miałem coś gorszego :). Zjeżdżając, kilka rywali przede mną się potknęło i kilka oczek zyskałem. Kolejna wspinaczka, na 944m Skalnik, szlak pieszy, po drodze 2 krótkie butowania zaliczone (ścianka z kamieniami i pełno korzonków) - ten odcinek raczej bez zmian w stawce. Po tym techniczny zjazd usiany niezłymi korzennymi uskokami - zjechany sprawnie, chociaż nieźle mną wytrzęsło. Skręt na „lżejszy“ zjazdowy singielek, trochę błotny i z gałęziowym zwaliskiem - też sprawnie zjechany, bo czułem się komfortowo i z pełną koncentracją.
Mijamy bufet i kolejny podjazd, na 878m Wołek, poprzedzony jedną krótką, stromą i butowaną ścianką. Podjeżdżając tędy, jestem świadkiem jak bikerki Ania Tomica i Izabela Kamińska nieźle walczą ze sobą o 3 miejsce w open kobiet.
Po tym szybki, szutrowy zjazd, obie dziewczyny wyprzedzone, za to na dole dwóch spoko kolegów mnie dogoniło i wyprzedziło - to wspomniany wyżej Paweł i też Paweł (z STS). No i techniczny zjazd z kamieniami i korzeniami - zjechałbym sprawnie, gdyby nie techniczny błąd z wyborem właściwej ścieżki - więc fragment musiałem sprowadzić i przy tym wspomniane bikerki mnie znów pokonały. Podjeżdżamy starym, krętym asfaltem i szutrem, by po tym ponownie zjechać technicznie po krętej trawiastej ściezce z dodatkiem błota, kamieni i ... widoków. Gdzieś tam Iza została z tyłu, a Ania jechała przede mną. No i czas pokonać najstromszy i znany mi podjazd zwany łopatą - najpierw szuter, nachylenie stopniowo rosło, by końcowy odcinek pokonać na max 19% asfalcie - cóż, ów podjazd ma parametry gorsze od Twarogów w Ochotnicy Dolnej, więc sprawnie podjechałem i Anię wyprzedziłem, a mnie doganiał rywal z M4 - Marcin Wichłacz. Na górze bufet, błotny odcinek lekko w dół i kolejny podjazd po dość ciężkiej nawierzchni (trawa i błoto). Zjeżdżamy do kamieniołomu (Dolomity), krótki podjazdowy asfalt i kolejny ciężki podjazd - Marcin w końcu mnie tam wyprzedził. Po podjechaniu mocno korzenny zjazd, do tego łączymy się z dystansem Classic - oczywiście niemało wiary się tam pojawiło i ciężko było sprawnie zjechać po tych paskudnych korzonkach i trudno było wybrać tor odpowiedniego zjazdu - niejedna podpórka zaliczona. Po zjechaniu czuję że nieźle mną wytrzęsło i zaczynamy szutrowy podjazd, w stronę wjazdu na 2 rundę giga (na 31km), po drodze niemało wyprzedzając tych z Classica.
Po wjechaniu na drugą rundę niestety zaczął mnie stopniowo dopadać ubytek sił, ale kryzysu głodowego nie czułem (picie i żele od UNIT dają radę), w sumie nic dziwnego, zresztą czego tu się spodziewać po tygodniu nietrenowania i sporego niewyspania.
Zatem czas pokonać jeszcze raz ciekawsze odcinki trasy, poczynając od wspinaczki na Skalnik. Co się działo na 2 pętli - przez długi czas tasowałem się z rywalem z Litwy, który o zgrozo lepiej ode mnie zjeżdżał, a gorzej podjeżdżał, stopniowo było trochę wyprzedzania tych z dystansu Mega, ubytek sił powoli się pogłębiał, spore zmęczenie i dekoncentracja nie pozwoliły mi sprawnie zjeżdżać techniczne odcinki, łopata na szczęście ponownie podjechana, raz chwyciła mnie kolka wysiłkowa, wyprzedziła mnie zdobywczyni 3 miejsca open kobiet (Marta Garnek, a Ania dojechała na 5 miejscu), a do mety załatwiło mnie stopnieowo w sumie 3 rywali.
Po dotarciu na odcinek prowadzący do mety, trzeba było pokonać m.in. paskudnie wysypany tłuczeń, podjazd na Rudnik (873m), przekraczamy Przełęcz Kowarską (727m), ciężki podjazd żółtym szlakiem (ze stromym fragmentem, w moim przypadku niestety zbutowanym) na asfalt prowadzący na Okraj (położyli tam nówkę asfalcik) i tak w końcu docieramy do długiego, szerokiego i szutrowego zjazdu do Kowar z dodatkiem dwóch singlowych odcinków - zjechałem sprawnie i solowo dotarłem do mety.
39/58 - open giga
13/22 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h i 37min (grubo), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h i 13min
Z fotkami słabo, bo długo jechałem to giga i zapewne fotografowie stojący w fajnych miejscach już się rozeszli.
BM Kowary 2021, właśnie docieram do mety © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, w górach, maratony
Niedziela, 8 sierpnia 2021 • dodano: 16.08.2021 | Komentarze 3
- no i nastał finałowy dzień mocnej etapówki
- moje siły zostały już zużyte, zatem jadę w tempie szybkiego turysty :)
- rezygnuję z kolarskiego śniadania, starczą bułki z serem i pomidorem
- w trakcie dojazdówki z Gosią, Pawłem i Adrianem cały czas myślę...
- „jak przejechać ten ostatni etap?, damy radę?, ...?“
- przed startem cosik się popsuło z pogodą, troszkę popadało
- ruszyliśmy z samych tyłów stawki i to dość wcześnie, bo o 9-tej
- krótki zjazd, przestaje padać i skręcamy w prawo na długi podjazd
- ów podjazd znam z zeszłego roku, powolutku się rozkręcam
- tętno moje jest dość niskie, czyli zmęczenie organizmu spore
- na tym podjeździe raz stromym, raz lżejszym kręcę raczej w tyłach stawki
- cosik tam udaje mi się powyprzedzać, rewelacji nie ma (i nie będzie)
- w moim zasięgu wzroku podjeżdża dużo znajomych - fajna sprawa :)
- fragmenty do butowania (tradycyjnie) też były
- docieramy do końcowej ścianki podjazdowej na Lubań (1211m)
- krótkie butowanie (luźne kamienie) i szczyt z wieżą zdobywamy
- przede mną się znaleźli: Paweł, Adrian, Andrzej, a za mną Piotr
- pora na długi zjazd szerokim szutrem do Krościenka nad Dunajcem
- Paweł, Andrzej i Piotr zwiali, Adrianowi spadł łańcuch, a ja...
- zaliczyłem techniczny błąd i gleba - nabawiłem się ładnego balonika na piszczeli
- resztę dość szybkiego i długiego zjazdu pokonuję wraz z Adrianem
- na dole przybijamy piątaka - nie ma to jak mieć takiego kompana :)
- podjazd do bufetu i czas na kręcenie po rozległej polanie z widokami
- jest nas piątka - Adrian, Andrzej, Piotr, Agnieszka Sitarek i ja
- po krótkim czasie Agnieszka (2 open kobiet) powoli ucieka nam
- dogonił nas kolejny rywal, z MOSiR Dukla - z nim później kilka tasowań miałem
- i tak dwójka Unitów Martomów i dwójka od Bryza MTB Team jedzie razem
- po drodze mamy pełną kontemplację widoków - m.in. widać całe Czorsztyńskie
- troszkę odcinków góra-dół po asfalcie i szutrze tam było
- w Grywałdzie zaczynam kręcić swoje, powoli uciekam towarzyszom
- zaczynamy podjazd zielonym w stronę Lubania
- ów podjazd początkowo spoko, później robi się stromo i ... butowanie
- w górnych partiach przegapiam skręt - o tym informuje mnie miła turystka
- czas na techniczny zjazd niebieskim, nie szaleję, przede mną zjeżdża Agnieszka
- rywal z MOSiR Dukla nas wyprzedza, po tym długo kręcił blisko przede mną
- docieramy do bufetu, biorę pepsi i banana, czas na średni i widokowy podjazd
- na 760m górze (stacja narciarska) endurowcy mają zabawę i zaczynają zjeżdżać
- po spoko zjechaniu do Kluszkowiec przed nami długi i powtarzalny na HELL podjazd
- początkowo też spoko się podjeżdża, po niedługim czasie robi się ciężej
- zarówno ja, Agnieszka i Paweł (z MOSiR) mocno walczymy - pare butowań mamy
- ów podjazd to pieszy żółty szlak, w górnych partiach nie da się jechać
- no i zaskoczenie - dogoniła nas dwójka liderów open HELL - też pchali rowery
- ci to profesjonaliści - korzystają z każdego przejezdnego fragmentu na szlaku
- w końcu i nieźle zmęczony docieram na szczyt - przede mną jeszcze jedna runda
- i tak sprawny zjazd niebieskim, bufet, podjazd na stację narciarską, Kluszkowce ...
- przede mną ostatni podjazd etapówki - znów ten żółty szlak, ciężki i trochę butowany
- bardzo, bardzo jestem zmęczony, nie poddam się, szczyt tuż, tuż ...
- no i po dotarciu na górę to przede mną już tylko Pure MTB zjazd niebieskim
- ów zjazd znam, początkowo szybki szuter, po tym zwężenie i techniczna uczta :)
- zjechałem oczywiście sprawnie, mimo sporego zmęczenia i dekoncentracji
- aż tak kolorowo nie było - pare grup turystów mijałem i hamowania były
- na dole już tylko szybki dojazd asfaltem w Ochotnicy Dolnej do samej mety
- jaka radocha mnie ogarnęła i zarazem lekki smutek że to już koniec ... :)
17/28 - open HELL
7/13 - M4
Strata do zwycięzcy (Piotr Truszczyński) - 1h i 26min, do M4 (Paweł Gaca) - 1h i 12min
W generalce open - 16 miejsce, w M4 - 6 miejsce, a w teamowej parze z Adrianem - 4 miejsce
Startujemy z ogona i w lekkim deszczyku © JPbike
Lubań (prawie) podjechany. Tam na dole Jezioro Czorsztyńskie © JPbike
Widokowy podjazd na stację narciarską © JPbike
No i ciężka etapówka z radochą ukończona na królewskim dystansie :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Sobota, 7 sierpnia 2021 • dodano: 15.08.2021 | Komentarze 4
- tegoż dnia czas na królewski etap
- start o 10, w Gorcach piękna słoneczna pogoda
- po ruszeniu krótki zjazd i sławny, bardzo stromy podjazd na Twarogi
- na stromiźnie stopniowo wyprzedzam i jestem w swoim miejscu
- trochę kręcenia góra-dół po grzbiecie na wysokości ok 800m
- od Wierch Młynnego zaczyna się gruby podjazd na Gorc
- masakra tam, stromizny koszmarne i trzeba sporo butować
- zaczynam czuć że szybko ubywa mi sił, odpuszczam walkę o wynik
- szczyt z wieżą widokową na 1228m w końcu zdobywamy
- od razu zjazd, najpierw krótki i techniczny po tym szeroki szuter
- skręt na paskudny odcinek z błotnymi kałużami i koleinami
- mknąc tamtędy w dół, zaliczam lot przez kierownicę w krzaki
- po wylądowaniu stwierdzam że owe krzaczory są kolczaste
- straty cielesne - szlify na policzku, szyi, lewym łokciu i prawej łydce
- straty sprzętowe - wykrzywiona kierownica, prostuję ją
- reszta zjazdu trochę kamienista - bez wariactw zjechałem
- mijam bufet, rozjazd i czas zmierzyć się z dodatkową rundą HELL
- najpierw asfalt, nachylenie stopniowo rośnie
- wpadamy na stromy, ciężki podjazd na czerwony szlak po grzbiecie
- zanim tam dotarłem - okrutnie się męczyłem, butowanie też było
- kręcenie owym czerwonym typu góra-dół - fajna sprawa i widać TATRY :)
- kilka ścianek podjazdowych było - na jednej dogonił mnie Paweł
- przekraczam Przełęcz Knurowską (834m), bufet i jazda dalej czerwonym
- zanim dotarłem na ponad 1000m, jeszcze jeden gość mnie wyprzedził
- kilka kolejnych spacerów z rowerem pod górę zaliczone
- z moimi siłami było już słabo, co ważne kryzysu głodowego brak
- zjazd głównie szutrowy do Forendówek i asfaltowo-betonowy podjazd
- kolejny zjazd, tym razem trasą czwartkowego uphilla
- na dole bufet i średni podjazd z fajnym przejazdem przez potok
- od Jamnego paskudny i stromy podjazd na Przechybę (1019m)
- stromizna i koleiny podeszczowe takie że w ogóle nie da się jechać
- w górnych partiach, na polance mijam kapliczkę do której po cichu mówię...
- „Boże jak mi ciężko, nie pomagasz mi, trudno, takie życie“ :)
- po tym jakiś tam zjazd w dół, po drodze mijam pasące się owce, fajny klimat
- zaczynamy ostatni, ciężki i asfaltowy podjazd
- na widokowym asfalcie parę motywujących napisów - nie pomogły mi
- wyprzedzam pchającego rower chyba ostatniego z dystansu HARD
- przed wjazdem na szuter jest bufet, nie korzystam, bo nie jestem głodny
- jeden stromy odcinek spaceruję, chwilami muszę odsapnąć - zdrowie najważniejsze!
- wreszcie docieram na polanę przed Gorcem i teraz już tylko w dół do mety
- w górnych partiach jest szeroko, zjeżdżam bez wariactw
- a w dolnych jest zwężenie z kamienistym podłożem - zaliczam glebę
- coś w prawym biodrze zabolało - nabawiłem się głębokiego szlifu
- po stromym zjechaniu teraz już tylko myk asfalt, teren obok i asfalt do mety
- na 2 km przed metą zauważam za plecami rywala z mojej kategorii, przyspieszam
- jest w końcu meta, UFF :)
- to był mój jeden z najcięższych dni wyścigowych, ale się cieszę że ukończyłem :)
- wracając do bazy: „Co będzie jutro? Damy radę?“ ...
16/30 - open HELL
6/14 - M4
Strata do zwycięzcy (Albert Głowa) - 1h i 21min, do M4 (Paweł Gaca) - 1h i 15min
Piekielnie ciężki podjazd na Twarogi © JPbike
Takiego butowania miałem sporo © JPbike
Zjazd z Gorca. Arcywidokowo tam - po to się jeździ w góry © JPbike
Ale frajda i ochłoda © JPbike
Na kolejnym zjeździe. Ilość błota - widać :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach