top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19097.61 km (w terenie 8931.00 km; 46.77%)
Czas w ruchu:1138:25
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:248850 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:294
Średnio na aktywność:64.96 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • dystans : 23.35 km
  • teren : 14.00 km
  • czas : 01:21 h
  • v średnia : 17.30 km/h
  • v max : 53.21 km/h
  • podjazdy : 658 m
  • rower : Black Peak
  • Rozgrzewka przed Everestingiem

    Piątek, 17 czerwca 2022 • dodano: 20.06.2022 | Komentarze 2


    - po maratonie w Górznie skoczyłem do przyjaciół w Góry Opawskie
    - ten dzień to dzień odpoczynkowy + tytułowe kręconko (nareszcie w górach) :)
    - start o 15:22, piękna aura i przyjemne 24°C
    - z bazy startowej do Jarnołtówka i niespełna 7km podjazd na Biskupią Kopę (890m)
    - zjazd ze szczytu lekko wydłużony - w stronę Pokrzywnej i powrót do bazy




    No i piękna fotka zastępcza zrobiona dzień wcześniej, wieczorową porą :)
    Z cyklu
    Z cyklu "Łap tęczę na całej jej szerokości" :) © JPbike


    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 74.64 km
  • teren : 74.00 km
  • czas : 04:39 h
  • v średnia : 16.05 km/h
  • v max : 50.79 km/h
  • hr max : 177 bpm, 101%
  • hr avg : 144 bpm, 82%
  • podjazdy : 2174 m
  • rower : Black Peak
  • Bike Maraton Sobótka

    Sobota, 9 października 2021 • dodano: 13.10.2021 | Komentarze 3


    - dojazd solo i bezpośredni, na miejscu chłodno (9°C) i słonecznie
    - czasu na rozgrzewkę brakło, więc od razu myk do sektora giga
    - stawka królewskiego dystansu liczyła 56 osób
    - trasa bardzo podobna do zeszłorocznej - istny labirynt ścieżek i duktów
    - punkt 10 start, ruszam z tyłów, brak rozgrzewki robi swoje
    - pierwszy i od razu stromy podjazd ciężko wchodzi
    - półpłaski odcinek - tasuję się z trzema dziewczynami
    - całkiem przyzwoicie się rozkręcam, jedzie się spoko, tłoku nie ma
    - podjazdy są niezłe, wyprzedzania w mojej części niewiele
    - fajny i kręty singiel zjazdowy pokonuję sprawnie
    - na 13 km trasy spore zaskoczenie - poprzedzający rywal zawraca...
    - po krótkim czasie z przeciwka nadjechała cała czołówka giga...
    - okazuje się że „żartowniś“ poprzestawiał taśmy na rozwidleniu
    - po wjechaniu na właściwą trasę cały wyścig giga zaczyna się od nowa
    - mamy szybki zjazd, bufet i czas na techniczny singiel - zakorkowało się
    - trochę trwało, bym ponownie znalazł się w swoim miejscu
    - przez spory czas pomykam wraz z Agnieszką Kachel od rybek
    - mimo pięknej słonecznej aury jest chłodno, na zjazdach płyną mi łzy z oczu
    - dogania nas Paweł i jakiś czas kręcimy w trójkę
    - trasę pamiętałem, najgorsze jest kamieniste podłoże, szczególnie na podjazdach
    - muszę się zatrzymać (...), puszczam Agnieszkę i Pawła przodem
    - na 35 km skręt na 2 rundę giga
    - zaczynamy wyprzedzać pojedynczych z mega, choć moja prędkość nie powala
    - po upływie jakichś 2.5h jazdy stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej
    - dalsza jazda to poruszanie się głównie siłą woli, niemal bez zmian w stawce
    - w trzech miejscach mijam Gosię - tym razem jako pieszą turystkę
    - mijam wspomnianą Agnieszkę (awaria) - ma kogoś do pomocy, więc jadę dalej
    - po pokonaniu mocno kamienistej 2 rundy giga skręt na odcinek do mety
    - od razu kamieni dużo mniej, jest również dużo fajnych zjazdów
    - w końcu końcówka, na przemian szeroko i wąsko, troszkę góra - dół
    - na 1 km przed metą spada mi łańcuch z korby - ciekawe z jakiego powodu
    - jest meta i zarazem dla mnie koniec ścigania w sezonie 2021

    33/49 - open giga
    11/16 - M4

    Strata do zwycięzcy (Wojciech Halejak) - 1:07:28 godz(!), do M4 (Bartek Bednarski) - 30:22 min
    W klasyfikacji generalnej giga M4 uplasowałem się na 11 miejscu - poniżej oczekiwań, bywa i tak.

    W trakcie ładowania roweru do auta zauważyłem że w tylnym kole pękła szprycha (kolejny raz) i wbiła się w kasetę, a ta z kolei nie chciała się swobodnie obracać - w taki sposób zapewne przejechałem spory kawał wyścigu. Po tylu pęknięciach jedyne co trzeba zrobić - wymienić wszystkie szprychy na nowe, żadne cieniowane, tylko standardowe.

    Foto by Kasia Rokosz.
    Jak widać - pomykanie na MTB po wertepach cały czas sprawia mi przyjemność
    Jak widać - pomykanie na MTB po wertepach cały czas sprawia mi przyjemność © JPbike





  • dystans : 39.98 km
  • teren : 33.00 km
  • czas : 02:54 h
  • v średnia : 13.79 km/h
  • v max : 43.04 km/h
  • podjazdy : 1158 m
  • rower : Black Peak
  • Rozjazdowa wyrypa z widoczkami

    Niedziela, 12 września 2021 • dodano: 15.09.2021 | Komentarze 2


    - wczoraj udane dla mnie Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, więc czas na rozjazd
    - weekend nocowałem u stóp Gór Opawskich, zatem jadę zdobyć najwyższy szczyt
    - znana Biskupia Kopa (890m) owszem jest najwyższym, ale po polskiej stronie
    - zatem celem jest czeski Pricny Vrch (Góra Poprzeczna) i mierzy 975m
    - trasę obrałem po rozmowie z Asią - wczoraj ze swoją córką tam byli na piechotę
    - start o 10:23, okolice 20°C, na niebie niegroźne chmury (parę razy pokropiło)
    - najpierw klasyczny dla mnie podjazd na Biskupią Kopę - trochę turystów mijałem
    - malutka awaria zaliczona - z tyłu pękła szprycha, ale dało się dalej jechać bez bicia
    - zjazd z Biskupiej zielonym i od przełęczy jazda dalej żółtym, chwilami stromym
    - na żółtym szlaku trafiły się nieprzejezdne fragmenty (skałki i bardzo wąsko)
    - widoczki pierwsza klasa - patrz fotki :)
    - następnie po przekroczeniu szosy wjazd na czerwony - początkowo bardzo stromy, ale dało się jechać
    - w górnych partiach nachylenie mniejsze i cel zdobyty, chociaż szczyt niestety jest zalesiony
    - powrót niebieskim i żółtym (droga krzyżowa) - zjazd bez technicznych fajerwerków
    - ostatnie km ponownie niebieskim po rozległej czeskiej polanie z widokami i krówkami
    - w sumie wyszedł udany tytułowy trip - do powtórzenia z wydłużeniem trasy :)

    Na zielonym zjazdowym z Biskupiej Kopy. Ależ widoczki
    Na zielonym zjazdowym z Biskupiej Kopy. Ależ widoczki © JPbike

    Skalisty i nieprzejezdny fragmencik żółtego szlaku
    Skalisty i nieprzejezdny fragmencik żółtego szlaku © JPbike

    Żółty szlak którym jechałem, w oddali Góry Opawskie (by dron)
    Żółty szlak którym jechałem i widok na Góry Opawskie (by dron) © JPbike

    Widokowy zjazd - lubię takie klimaty
    Widokowy zjazd - lubię takie klimaty © JPbike

    Ten żołty szlak chwilami jest wymagający do pure MTB
    Ten żółty szlak chwilami jest wymagający do pure MTB, coś dla mnie :) © JPbike

    Jest pięknie
    Jest pięknie :) © JPbike

    Na czerwonym szlaku, trochę stromo i hardcorowo tu
    Na czerwonym szlaku, trochę stromo i hardcorowo tu © JPbike

    Pricny Vrch (975m) zdobyty, chociaż zalesiony, więc odpaliłem drona
    Pricny Vrch (975m) zdobyty, chociaż zalesiony, więc odpaliłem drona © JPbike

    Pricny Vrch - widok na zachód z pokładu drona. Ta kreska między drzewami to czerwony szlak
    Pricny Vrch - widok na zachód z pokładu drona. Ta kreska między drzewami to czerwony szlak © JPbike

    Widoczek na Jesioniki. Pradziada też można dostrzec
    Widoczek na Jesioniki. Pradziada też można dostrzec © JPbike

    Jak tu ładnie na tej Górze Poprzecznej. Czas na długi zjazd
    Jak tu ładnie na tej Górze Poprzecznej. Czas na długi zjazd © JPbike

    Ostatnio nierzadko spotykam beżowe krówki
    Ostatnio nierzadko spotykam beżowe krówki © JPbike

    Tuż przed granicą z PL poznałem technikę budowy czeskich asfalcików (grubość warstw - 1m)
    Tuż przed granicą z PL poznałem technikę budowy czeskich asfalcików (grubość warstw - 1m) © JPbike





  • dystans : 83.21 km
  • teren : 76.00 km
  • czas : 04:37 h
  • v średnia : 18.02 km/h
  • v max : 62.11 km/h
  • hr max : 168 bpm, 96%
  • hr avg : 146 bpm, 83%
  • podjazdy : 2407 m
  • rower : Black Peak
  • Bike Maraton Srebrna Góra

    Sobota, 11 września 2021 • dodano: 14.09.2021 | Komentarze 4


    - Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, zatem trzeba być :)
    - nocowałem u przyjaciół, zatem dojazd przyjemniejszy (1.5h)
    - czasu na rozgrzewkę miałem ze 30 min, spoczko wykorzystałem
    - napotkałem na Maję Włoszczowską i Kasię Solus-Miśkowicz (!)
    - przybicie piątki z Basią Borowiecką zaliczone :)
    - po wjechaniu do sektora giga ... a tam zjawiło się aż 228 osób (!)
    - startowałem niestety z samych tyłów (później okaże się że nie było tak źle)
    - pierwsze 4 km to podjazd asfaltowo-brukowany przez Srebrną Górę
    - samopoczucie mam dobre i dość szybko jestem w swoim miejscu
    - mimo sporej ilości wiary na giga nie ma blokowania, można robić swoje
    - wpadamy na wiadukt i teren kojarzony mi z etapu Sudety MTB Challenge
    - przebijając się do przodu, sporo dziewczyn wyprzedzam - wszystkie ładnie walczą
    - wpadamy na świetny singiel - Pętlę Wilczą z sieci Singletrack Glacensis
    - po krętej ścieżce pomyka się fajnie, nie ma blokowania mimo tłoku
    - widocznie wszyscy prezentują wysoki poziom ścigania - tak trzymać!
    - po zjechaniu podjazd, dość szeroki - wyprzedzam kolejnych, jest dobrze :)
    - dogania mnie Paweł, mamy przeplatankę szerokich i wąskich szutrów zjazdowych
    - wraz z Darkiem i Pawłem (obaj z STS) docieramy do premii przy Hotelu Bardo
    - do pokonania mamy tam przeszkodę z drewnianych bali w stylu XC - fajnie :)
    - półpłaskie single - wyprzedzamy Ktystiana (STS), a Paweł cosik zwolnił (?)
    - się zaczęła jazda po szerokich szutrach, z fajnymi klimatami i widokami
    - od tędy zacząłem dobrze jechać - wszystkich wspomnianych kolegów wyprzedziłem
    - ku mojemu zdumieniu (1) bez problemu doganiam kolejnych rywali i jakieś grupki
    - ku mojemu zdumieniu (2) wyprzedzam niemało znanych mi kolegów z M4
    - łączymy się z Classicem i znów tłoczno się zrobiło
    - czas na podjazd, do Srebrnej Góry, zauważam że Krystian odżył i dogonił mnie
    - wjeżdżamy na kręty singiel podjazdowy z sieci Trasy Enduro Srebrna Góra
    - podjeżdżając po paskudnej nawierzchni (dużo korzeni) zaczynam czuć zmęczenie
    - walczę jak mogę, na górnej partii łapie mnie niestety kolka, muszę zwolnić
    - kilku rywali puszczam przodem, przed nami jazda na ok 800m typu góra-dół po grzbiecie
    - wpadamy na odcinek przeznaczony wyłącznie dla gigowców
    - Paweł ponownie mnie dogonił (później wspominał coś o skurczach)
    - mijamy ostatni bufet, a tam sporo wiary teamowo - serwisowo - bufetowej
    - czas pokonać najstromszy i z zawijasami singiel podjazdowy - oj, ciężko było
    - po tym stromy i mocno techniczny zjazd - poszło sprawnie, ale Paweł mi uciekł...
    - po zjechaniu pora na ostatni, dość długi i szeroki podjazd, na prawie 800m
    - czuję już zmęczenie, ale twardo kręcę pod górę, do tego kilku udaje mi się wyprzedzić
    - wyprzedza mnie kolejny Paweł (z STS), z którym kilka razy się tasowałem
    - na szczycie ponownie łączymy z Classicem, spotykam tam Gosię
    - w końcu czas na ostatni i długi zjazd, początkowo szeroko i niezbyt szybko
    - wjeżdżamy na emocjonujący, kręty i wyprofilowany singiel zjazdowy w stylu enduro
    - mknąc po zakrętasach i bandach w dół - oczywiście troszkę zaszalałem
    - i tak już spoczko docieram do mety, mimo zmęczenia wmawiam sobie że podobało mi się :)

    117/214 - open giga
    20/48 - M4

    Strata do zwycięzcy open - Filip Helta (na pudle stałem z nim 5 lat temu) - 1:05:45 godz
    Strata do zwyciężczyni - Mai Włoszczowskiej (w końcu doczekałem się starcia z mistrzynią) - 39:44 min
    Strata do zwycięzcy M4 - Andrzej Kaiser (staliśmy na pudle 11 lat temu) - 47:36 min

    Foto by Kasia Rokosz, Grzegorz Drosiński
    W akcji, na Trasach Enduro Srebrna Góra
    W akcji, na Trasach Enduro Srebrna Góra © JPbike

    Od startu do mety rywalizacja była zacięta - to widać
    Od startu do mety rywalizacja była zacięta - to widać © JPbike





  • dystans : 14.81 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 00:52 h
  • v średnia : 17.09 km/h
  • v max : 47.10 km/h
  • podjazdy : 85 m
  • rower : Black Peak
  • Zjazd ze Śnieżki

    Niedziela, 5 września 2021 • dodano: 09.09.2021 | Komentarze 2


    - najpierw indywidualnie ze szczytu Śnieżki do Domu Śląskiego
    - czas na bufet, jest dość przyjemnie i jakieś 15°C (w słońcu więcej)
    - po jakimś czasie czas na zjazd do Karpacza w pilotowanej kolumnie
    - tempo zjeżdżania dość wolne, co najwyżej średnie
    - często trzeba hamować że... czuć zapach palonych klocków
    - było nas ok 300 osób - dla turystów to atrakcja, oklaski i fotki były :)
    - po wjechaniu na asfalt w Karpaczu spory ruch, raz natrafiliśmy na korek
    - dojechałem do zaparkowanego auta i niestety czas na powrót do Poznania

    Tłoczno tam pod Domem Śląskim
    Tłoczno tam pod Domem Śląskim © JPbike





  • dystans : 14.60 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:16 h
  • v średnia : 11.53 km/h
  • v max : 52.04 km/h
  • hr max : 168 bpm, 96%
  • hr avg : 156 bpm, 89%
  • podjazdy : 1053 m
  • rower : Black Peak
  • Rowerem na Śnieżkę

    Niedziela, 5 września 2021 • dodano: 09.09.2021 | Komentarze 2


    Trzeci start w tym charytatywnym wyścigu, organizowanym przez Rotary Club.

    W tym sezonie start do wspinaczki na Śnieżkę zaplanowali już o 9 rano - nie dla mnie, trudno. Pakiet startowy odebrałem wczoraj, ale i tak presja czasowa była - na miejsce dotarłem ciut za późno i ledwo byłem gotów na zaledwie 15 minut przed ruszeniem stawki.
    Pogoda w Karpaczu i całych Karkonoszach zafundowała nam niespodziankę - niemal idealne warunki na podjazdowe grzanie z dodatkiem super widoków, czyli słonecznie, okolice 15°C, do tego słaby wiaterek :)
    Przed ruszeniem pilotowanej kolumny ucinam pogawędkę z Patrykiem i jazda na miejsce startu - obok Bachusa, czyli tym razem nie będzie przejazdu przez deptak, a od razu wpadamy na główną ulicę.
    Jakoś tak wyszło że przyszło mi startować gdzieś z tyłów z prawie 300 osobowego peletonu. Rozgrzewki u mnie brak, myślałem głównie o tym czy uda się poprawić swój najlepszy czas wjazdu sprzed dwóch lat. Jest ciepło, na 2 minuty przed ruszeniem zdejmuję rękawki - od razu lepiej.
    No i start. Na początek ze 5 km asfaltowy podjazd główną ulicą ze skrętem w stronę Orlinka, miejscem zaburzenia grawitacji i krótkim zjazdem - podjeżdżało mi się całkiem, całkiem i o dziwo - dość szybko złapałem swój podjazdowy rytm. Bez problemu na tym odcinku powyprzedzałem ze ponad setkę osób i równie szybko znalazłem się w rozciągniętej części stawki, ale i tak swojego punktu odniesienia nie znałem. No i przed Wangiem wjeżdżamy na te sławne, nierówne i dość paskudne bruki prowadzące na sam szczyt. Podjeżdżając tędy, aż do odcinka z krótkim zjazdem do Domu Śląskiego wspina mi się dość ciężko, cosik czuję że w nogach brakuje mocy takiej jaką bym chciał. Mimo tego samopoczucie cały czas mam dobre, „młynka“ (34/50) używam wyłącznie na najstromszych fragmentach, jeszcze do tego stopniowo i z bardzo małą różnicą prędkości udaje mi się wyprzedzić w sumie jakieś kilkanaście rywali - wszyscy mieli na twarzach wolę walki (tak trzymać!). No i mijani turyści dopisują - nie brakowało dopingujących oklasków. Po minięciu Domu Śląskiego czas na decydujący i 2 km atak szczytowy. Za mną brak zagrożenia wyprzedzeniem, a przede mną w zasięgu wzroku kilka osób. Patrzę na licznik, na swój czas - nie jest najlepiej, poprawy czasu chyba nie będzie. Widocznie wspomniany brak lepszego powera daje o sobie znać na tym końcowym podjeździe, ale i tak nie odpuszczam, walczę jak mogę, na ok 500m przed szczytem udaje mi się dojść poprzedzającego rywala - okazuje się że to Szymon Mikler (brat znanego w kolarskim światku Bartka), no i niestety zauważam że nie poprawię czasu, tracę chęci na pociśnięcie paskudnej nawierzchniowo końcówki na całego i w efekcie bez spiny wjeżdżam na metę, kilkanaście sekund za Szymonem. Czas na końcowej kresce miałem o ponad 3 minuty gorszy od osobistego rekordu.
    Mimo wszystko dla mnie to był udany i fajny uphill, zajęte miejsca zarówno open, jak i M4 mnie całkiem zadowoliły :)

    28/272 - open
    11/92 - M4

    Strata do zwycięzcy (Paweł Kwiatkowski) - 18:44 min, do M4 (Adam Porada) - 11:16 min

    W akcji na tych paskudnych brukach - dawaj pod górę
    W akcji na tych paskudnych brukach - dawaj pod górę! © JPbike

    Finiszuje z dodatkiem oklasków
    Finiszuje z dodatkiem oklasków :) © JPbike

    Niezależnie od ilości wjazdów na Śniezkę - dla mnie to ulubione chwile
    Niezależnie od ilości wjazdów na Śnieżkę - dla mnie to ulubione chwile :) © JPbike

    Trochę tłoczno i rowerowo na szczycie + widoki
    Trochę tłoczno i rowerowo na szczycie + widoki © JPbike





  • dystans : 59.67 km
  • teren : 16.00 km
  • czas : 03:02 h
  • v średnia : 19.67 km/h
  • v max : 50.89 km/h
  • podjazdy : 1121 m
  • rower : Black Peak
  • Karkonoska rozgrzewka

    Sobota, 4 września 2021 • dodano: 06.09.2021 | Komentarze 3


    Po zajechaniu do hotelu na obrzeżu Jeleniej Góry, na dzień przed wyścigiem "Rowerem na Śnieżkę" udałem się popołudniową porą do Karpacza odebrać pakiet startowy. Trasę dojazdową obrałem bez kombinowania i przeważnie asfaltową przez Cieplice, Podgórzyn, Borowice, troszkę górskiego i znanego mi terenu wprost do Karpacza, a tam jak zwykle - tłoczno w centrum.
    Po wizycie w biurze zawodów stwierdziłem że mało mi górskiego kręcenia, zatem jazda do Karpacza Górnego, dalej na Drogę Chomontową, troszkę singli z Pasma Rowerowego Olbrzymy, no i z racji późnej pory, powoli zapadającego zmroku trzeba było wracać, przez Przesiekę i dalej po swoich śladach.
    Bym zapomniał - tegoż dnia sprawdzałem w Black Peaku nówkę napęd, z nową przerzutką i większym blacikiem (34 zamiast 32) - wszystko działa jak należy, biegi wchodzą na pyk :)

    Numerek odebrany, czas na widoczki
    Numerek odebrany, czas na widoczki © JPbike

    Na singlu w Paśmie Rowerowym Olbrzymy (by dron)
    Na singlu w Paśmie Rowerowym Olbrzymy (by dron) © JPbike



    Kategoria do 100 km, dron, w górach


  • dystans : 70.53 km
  • teren : 65.00 km
  • czas : 05:25 h
  • v średnia : 13.02 km/h
  • v max : 64.46 km/h
  • hr max : 164 bpm, 94%
  • hr avg : 138 bpm, 79%
  • podjazdy : 2810 m
  • rower : Black Peak
  • Bike Maraton Kowary

    Sobota, 14 sierpnia 2021 • dodano: 17.08.2021 | Komentarze 2


    Ten tydzień od poniedziałku do piątku - zero treningu, kompletne niewyspanie (codziennie pobudka o 5 rano), ale i tak na kolejny grabkowy maraton w górach - do Kowar jadę, bo całkiem fajną trasę z dobrym przewyższeniem tam mają, prawie identyczną jak w zeszłym roku, ale nie taką zabójczą jak tydzień temu w Gorcach :)
    Dojazd bezpośredni (kolejna dobitka) i solowy, na miejscu piękna słoneczna pogoda. Wskok w teamowe portki i byłem gotów na 30 min przed odpaleniem stawki giga. Spotykam również Gosię i Pawła - trochę pogadaliśmy i można ruszać.
    No to start, z kowarskiego deptaku, stawka giga liczyła 69 osób. Na początek długi i ponad 5 km podjazd - jadę swoje i cosik komfortowo się czuję, choć mocy by pocisnąć mocniej brakło, zatem niewiele tasowania w mojej części stawki było. Po podjechaniu mamy średniej długości techniczny zjazd z kamieniami, który na mnie nie zrobił żadnego wrażenia - tydzień temu miałem coś gorszego :). Zjeżdżając, kilka rywali przede mną się potknęło i kilka oczek zyskałem. Kolejna wspinaczka, na 944m Skalnik, szlak pieszy, po drodze 2 krótkie butowania zaliczone (ścianka z kamieniami i pełno korzonków) - ten odcinek raczej bez zmian w stawce. Po tym techniczny zjazd usiany niezłymi korzennymi uskokami - zjechany sprawnie, chociaż nieźle mną wytrzęsło. Skręt na „lżejszy“ zjazdowy singielek, trochę błotny i z gałęziowym zwaliskiem - też sprawnie zjechany, bo czułem się komfortowo i z pełną koncentracją.
    Mijamy bufet i kolejny podjazd, na 878m Wołek, poprzedzony jedną krótką, stromą i butowaną ścianką. Podjeżdżając tędy, jestem świadkiem jak bikerki Ania Tomica i Izabela Kamińska nieźle walczą ze sobą o 3 miejsce w open kobiet.
    Po tym szybki, szutrowy zjazd, obie dziewczyny wyprzedzone, za to na dole dwóch spoko kolegów mnie dogoniło i wyprzedziło - to wspomniany wyżej Paweł i też Paweł (z STS). No i techniczny zjazd z kamieniami i korzeniami - zjechałbym sprawnie, gdyby nie techniczny błąd z wyborem właściwej ścieżki - więc fragment musiałem sprowadzić i przy tym wspomniane bikerki mnie znów pokonały. Podjeżdżamy starym, krętym asfaltem i szutrem, by po tym ponownie zjechać technicznie po krętej trawiastej ściezce z dodatkiem błota, kamieni i ... widoków. Gdzieś tam Iza została z tyłu, a Ania jechała przede mną. No i czas pokonać najstromszy i znany mi podjazd zwany łopatą - najpierw szuter, nachylenie stopniowo rosło, by końcowy odcinek pokonać na max 19% asfalcie - cóż, ów podjazd ma parametry gorsze od Twarogów w Ochotnicy Dolnej, więc sprawnie podjechałem i Anię wyprzedziłem, a mnie doganiał rywal z M4 - Marcin Wichłacz. Na górze bufet, błotny odcinek lekko w dół i kolejny podjazd po dość ciężkiej nawierzchni (trawa i błoto). Zjeżdżamy do kamieniołomu (Dolomity), krótki podjazdowy asfalt i kolejny ciężki podjazd - Marcin w końcu mnie tam wyprzedził. Po podjechaniu mocno korzenny zjazd, do tego łączymy się z dystansem Classic - oczywiście niemało wiary się tam pojawiło i ciężko było sprawnie zjechać po tych paskudnych korzonkach i trudno było wybrać tor odpowiedniego zjazdu - niejedna podpórka zaliczona. Po zjechaniu czuję że nieźle mną wytrzęsło i zaczynamy szutrowy podjazd, w stronę wjazdu na 2 rundę giga (na 31km), po drodze niemało wyprzedzając tych z Classica.
    Po wjechaniu na drugą rundę niestety zaczął mnie stopniowo dopadać ubytek sił, ale kryzysu głodowego nie czułem (picie i żele od UNIT dają radę), w sumie nic dziwnego, zresztą czego tu się spodziewać po tygodniu nietrenowania i sporego niewyspania.
    Zatem czas pokonać jeszcze raz ciekawsze odcinki trasy, poczynając od wspinaczki na Skalnik. Co się działo na 2 pętli - przez długi czas tasowałem się z rywalem z Litwy, który o zgrozo lepiej ode mnie zjeżdżał, a gorzej podjeżdżał, stopniowo było trochę wyprzedzania tych z dystansu Mega, ubytek sił powoli się pogłębiał, spore zmęczenie i dekoncentracja nie pozwoliły mi sprawnie zjeżdżać techniczne odcinki, łopata na szczęście ponownie podjechana, raz chwyciła mnie kolka wysiłkowa, wyprzedziła mnie zdobywczyni 3 miejsca open kobiet (Marta Garnek, a Ania dojechała na 5 miejscu), a do mety załatwiło mnie stopnieowo w sumie 3 rywali.
    Po dotarciu na odcinek prowadzący do mety, trzeba było pokonać m.in. paskudnie wysypany tłuczeń, podjazd na Rudnik (873m), przekraczamy Przełęcz Kowarską (727m), ciężki podjazd żółtym szlakiem (ze stromym fragmentem, w moim przypadku niestety zbutowanym) na asfalt prowadzący na Okraj (położyli tam nówkę asfalcik) i tak w końcu docieramy do długiego, szerokiego i szutrowego zjazdu do Kowar z dodatkiem dwóch singlowych odcinków - zjechałem sprawnie i solowo dotarłem do mety.

    39/58 - open giga
    13/22 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h i 37min (grubo), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h i 13min


    Z fotkami słabo, bo długo jechałem to giga i zapewne fotografowie stojący w fajnych miejscach już się rozeszli.

    BM Kowary 2021, własnie docieram do mety
    BM Kowary 2021, właśnie docieram do mety © JPbike





  • dystans : 63.79 km
  • teren : 53.00 km
  • czas : 05:31 h
  • v średnia : 11.56 km/h
  • v max : 59.78 km/h
  • hr max : 154 bpm, 88%
  • hr avg : 128 bpm, 73%
  • podjazdy : 2845 m
  • rower : Black Peak
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 4

    Niedziela, 8 sierpnia 2021 • dodano: 16.08.2021 | Komentarze 3


    - no i nastał finałowy dzień mocnej etapówki
    - moje siły zostały już zużyte, zatem jadę w tempie szybkiego turysty :)
    - rezygnuję z kolarskiego śniadania, starczą bułki z serem i pomidorem
    - w trakcie dojazdówki z Gosią, Pawłem i Adrianem cały czas myślę...
    - „jak przejechać ten ostatni etap?, damy radę?, ...?“
    - przed startem cosik się popsuło z pogodą, troszkę popadało
    - ruszyliśmy z samych tyłów stawki i to dość wcześnie, bo o 9-tej
    - krótki zjazd, przestaje padać i skręcamy w prawo na długi podjazd
    - ów podjazd znam z zeszłego roku, powolutku się rozkręcam
    - tętno moje jest dość niskie, czyli zmęczenie organizmu spore
    - na tym podjeździe raz stromym, raz lżejszym kręcę raczej w tyłach stawki
    - cosik tam udaje mi się powyprzedzać, rewelacji nie ma (i nie będzie)
    - w moim zasięgu wzroku podjeżdża dużo znajomych - fajna sprawa :)
    - fragmenty do butowania (tradycyjnie) też były
    - docieramy do końcowej ścianki podjazdowej na Lubań (1211m)
    - krótkie butowanie (luźne kamienie) i szczyt z wieżą zdobywamy
    - przede mną się znaleźli: Paweł, Adrian, Andrzej, a za mną Piotr
    - pora na długi zjazd szerokim szutrem do Krościenka nad Dunajcem
    - Paweł, Andrzej i Piotr zwiali, Adrianowi spadł łańcuch, a ja...
    - zaliczyłem techniczny błąd i gleba - nabawiłem się ładnego balonika na piszczeli
    - resztę dość szybkiego i długiego zjazdu pokonuję wraz z Adrianem
    - na dole przybijamy piątaka - nie ma to jak mieć takiego kompana :)
    - podjazd do bufetu i czas na kręcenie po rozległej polanie z widokami
    - jest nas piątka - Adrian, Andrzej, Piotr, Agnieszka Sitarek i ja
    - po krótkim czasie Agnieszka (2 open kobiet) powoli ucieka nam
    - dogonił nas kolejny rywal, z MOSiR Dukla - z nim później kilka tasowań miałem
    - i tak dwójka Unitów Martomów i dwójka od Bryza MTB Team jedzie razem
    - po drodze mamy pełną kontemplację widoków - m.in. widać całe Czorsztyńskie
    - troszkę odcinków góra-dół po asfalcie i szutrze tam było
    - w Grywałdzie zaczynam kręcić swoje, powoli uciekam towarzyszom
    - zaczynamy podjazd zielonym w stronę Lubania
    - ów podjazd początkowo spoko, później robi się stromo i ... butowanie
    - w górnych partiach przegapiam skręt - o tym informuje mnie miła turystka
    - czas na techniczny zjazd niebieskim, nie szaleję, przede mną zjeżdża Agnieszka
    - rywal z MOSiR Dukla nas wyprzedza, po tym długo kręcił blisko przede mną
    - docieramy do bufetu, biorę pepsi i banana, czas na średni i widokowy podjazd
    - na 760m górze (stacja narciarska) endurowcy mają zabawę i zaczynają zjeżdżać
    - po spoko zjechaniu do Kluszkowiec przed nami długi i powtarzalny na HELL podjazd
    - początkowo też spoko się podjeżdża, po niedługim czasie robi się ciężej
    - zarówno ja, Agnieszka i Paweł (z MOSiR) mocno walczymy - pare butowań mamy
    - ów podjazd to pieszy żółty szlak, w górnych partiach nie da się jechać
    - no i zaskoczenie - dogoniła nas dwójka liderów open HELL - też pchali rowery
    - ci to profesjonaliści - korzystają z każdego przejezdnego fragmentu na szlaku
    - w końcu i nieźle zmęczony docieram na szczyt - przede mną jeszcze jedna runda
    - i tak sprawny zjazd niebieskim, bufet, podjazd na stację narciarską, Kluszkowce ...
    - przede mną ostatni podjazd etapówki - znów ten żółty szlak, ciężki i trochę butowany
    - bardzo, bardzo jestem zmęczony, nie poddam się, szczyt tuż, tuż ...
    - no i po dotarciu na górę to przede mną już tylko Pure MTB zjazd niebieskim
    - ów zjazd znam, początkowo szybki szuter, po tym zwężenie i techniczna uczta :)
    - zjechałem oczywiście sprawnie, mimo sporego zmęczenia i dekoncentracji
    - aż tak kolorowo nie było - pare grup turystów mijałem i hamowania były
    - na dole już tylko szybki dojazd asfaltem w Ochotnicy Dolnej do samej mety
    - jaka radocha mnie ogarnęła i zarazem lekki smutek że to już koniec ... :)

    17/28 - open HELL
    7/13 - M4

    Strata do zwycięzcy (Piotr Truszczyński) - 1h i 26min, do M4 (Paweł Gaca) - 1h i 12min
    W generalce open - 16 miejsce, w M4 - 6 miejsce, a w teamowej parze z Adrianem - 4 miejsce

    Startujemy z ogona i w lekkim deszczyku
    Startujemy z ogona i w lekkim deszczyku © JPbike

    Lubań (prawie) podjechany. Tam na dole Jezioro Czorsztyńskie
    Lubań (prawie) podjechany. Tam na dole Jezioro Czorsztyńskie © JPbike

    Widokowy podjazd na stację narciarską
    Widokowy podjazd na stację narciarską © JPbike

    No i ciężka etapówka z radochą ukończona na królewskim dystansie
    No i ciężka etapówka z radochą ukończona na królewskim dystansie :) © JPbike





  • dystans : 71.12 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 05:54 h
  • v średnia : 12.05 km/h
  • v max : 50.76 km/h
  • hr max : 165 bpm, 94%
  • hr avg : 136 bpm, 78%
  • podjazdy : 3051 m
  • rower : Black Peak
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 3

    Sobota, 7 sierpnia 2021 • dodano: 15.08.2021 | Komentarze 4


    - tegoż dnia czas na królewski etap
    - start o 10, w Gorcach piękna słoneczna pogoda
    - po ruszeniu krótki zjazd i sławny, bardzo stromy podjazd na Twarogi
    - na stromiźnie stopniowo wyprzedzam i jestem w swoim miejscu
    - trochę kręcenia góra-dół po grzbiecie na wysokości ok 800m
    - od Wierch Młynnego zaczyna się gruby podjazd na Gorc
    - masakra tam, stromizny koszmarne i trzeba sporo butować
    - zaczynam czuć że szybko ubywa mi sił, odpuszczam walkę o wynik
    - szczyt z wieżą widokową na 1228m w końcu zdobywamy
    - od razu zjazd, najpierw krótki i techniczny po tym szeroki szuter
    - skręt na paskudny odcinek z błotnymi kałużami i koleinami
    - mknąc tamtędy w dół, zaliczam lot przez kierownicę w krzaki
    - po wylądowaniu stwierdzam że owe krzaczory są kolczaste
    - straty cielesne - szlify na policzku, szyi, lewym łokciu i prawej łydce
    - straty sprzętowe - wykrzywiona kierownica, prostuję ją
    - reszta zjazdu trochę kamienista - bez wariactw zjechałem
    - mijam bufet, rozjazd i czas zmierzyć się z dodatkową rundą HELL
    - najpierw asfalt, nachylenie stopniowo rośnie
    - wpadamy na stromy, ciężki podjazd na czerwony szlak po grzbiecie
    - zanim tam dotarłem - okrutnie się męczyłem, butowanie też było
    - kręcenie owym czerwonym typu góra-dół - fajna sprawa i widać TATRY :)
    - kilka ścianek podjazdowych było - na jednej dogonił mnie Paweł
    - przekraczam Przełęcz Knurowską (834m), bufet i jazda dalej czerwonym
    - zanim dotarłem na ponad 1000m, jeszcze jeden gość mnie wyprzedził
    - kilka kolejnych spacerów z rowerem pod górę zaliczone
    - z moimi siłami było już słabo, co ważne kryzysu głodowego brak
    - zjazd głównie szutrowy do Forendówek i asfaltowo-betonowy podjazd
    - kolejny zjazd, tym razem trasą czwartkowego uphilla
    - na dole bufet i średni podjazd z fajnym przejazdem przez potok
    - od Jamnego paskudny i stromy podjazd na Przechybę (1019m)
    - stromizna i koleiny podeszczowe takie że w ogóle nie da się jechać
    - w górnych partiach, na polance mijam kapliczkę do której po cichu mówię...
    - „Boże jak mi ciężko, nie pomagasz mi, trudno, takie życie“ :)
    - po tym jakiś tam zjazd w dół, po drodze mijam pasące się owce, fajny klimat
    - zaczynamy ostatni, ciężki i asfaltowy podjazd
    - na widokowym asfalcie parę motywujących napisów - nie pomogły mi
    - wyprzedzam pchającego rower chyba ostatniego z dystansu HARD
    - przed wjazdem na szuter jest bufet, nie korzystam, bo nie jestem głodny
    - jeden stromy odcinek spaceruję, chwilami muszę odsapnąć - zdrowie najważniejsze!
    - wreszcie docieram na polanę przed Gorcem i teraz już tylko w dół do mety
    - w górnych partiach jest szeroko, zjeżdżam bez wariactw
    - a w dolnych jest zwężenie z kamienistym podłożem - zaliczam glebę
    - coś w prawym biodrze zabolało - nabawiłem się głębokiego szlifu
    - po stromym zjechaniu teraz już tylko myk asfalt, teren obok i asfalt do mety
    - na 2 km przed metą zauważam za plecami rywala z mojej kategorii, przyspieszam
    - jest w końcu meta, UFF :)
    - to był mój jeden z najcięższych dni wyścigowych, ale się cieszę że ukończyłem :)
    - wracając do bazy: „Co będzie jutro? Damy radę?“ ...

    16/30 - open HELL
    6/14 - M4

    Strata do zwycięzcy (Albert Głowa) - 1h i 21min, do M4 (Paweł Gaca) - 1h i 15min

    Piekielnie ciężki podjazd na Twarogi
    Piekielnie ciężki podjazd na Twarogi © JPbike

    Takiego butowania miałem sporo
    Takiego butowania miałem sporo © JPbike

    Zjazd z Gorca. Arcywidokowo tam - po to się jeździ w góry
    Zjazd z Gorca. Arcywidokowo tam - po to się jeździ w góry © JPbike

    Ale frajda i ochłoda
    Ale frajda i ochłoda © JPbike

    Na kolejnym zjeździe. Ilość błota - widać
    Na kolejnym zjeździe. Ilość błota - widać :) © JPbike