Info o mnie.
- przejechane: 182612.49 km
- w tym teren: 66011.10 km
- teren procentowo: 36.15 %
- v średnia: 22.63 km/h
- czas: 334d 09h 24m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1172
do 50 km - 1228
do/z pracy - 278
dron - 64
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 288
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 240
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 100
Solid MTB - 30
sprzęt - 49
szoska - 448
Uphill race - 8
w górach - 304
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 395
wyprawy - 66
wysokie szczyty - 35
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Canyon Endurace



archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Czerwiec - 9 - 20
2025, Maj - 10 - 20
2025, Kwiecień - 8 - 21
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 95
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14

















Wpisy archiwalne w kategorii
w górach
Dystans całkowity: | 19471.48 km (w terenie 9036.00 km; 46.41%) |
Czas w ruchu: | 1159:51 |
Średnia prędkość: | 16.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 256839 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 3943 kcal |
Liczba aktywności: | 301 |
Średnio na aktywność: | 64.69 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 13 sierpnia 2017 • dodano: 15.08.2017 | Komentarze 7
W końcu cykl Kaczmarek Electric MTB organizujący maratony głównie na terenie Wielkopolski i Lubuskiego odważył się na słuszny krok - w prawdziwych górach. Tym razem w nowej lokalizacji, w Dziwiszowie koło Jeleniej Góry, a właściwie na rozległej górskiej polanie, przy stacji narciarskiej Łysa Góra. Po tamtejszych Górach Kaczawskich, którędy poprowadzili trasę, do tej pory kręciłem terenowo tylko raz, pora to nadrobić :)
Tegoż dnia Unit Martombike Team wystawił liczny skład - mnie, Adriana, Wojtka, Przemysława, Marcina i Tomka, nawet w miasteczku zawodów zjawiło rzucające się w oczy stoisko Martombike, producenta naszych świetnych kolarskich ciuszków. Pogoda w 100% dopisała kolarsko, zarówno pod względem temperatury, nasłonecznienia i chmurek.
Na temat przedwyścigowych opisów trasy różnych autorów, to żaden na mnie nie zrobił wrażenia poza tym że giga ma do pokonania „zaledwie“ 60 km i pokaźne 2300 m podjazdów (mi wyszło jeszcze więcej, o tym w opisie).
Rozgrzewkę odbyłem krótką (5 km) ale wystarczającą. Jako jedyny z teamu startowałem z pierwszego sektora, a tradycyjnie już z jego ogona, zresztą czekanie ze 40 min w czubie jest dla mnie bez sensu. Po ruszeniu od razu solidny i krótki podjazd na ... najwyższy punkt trasy. Jadę swoje, nic nie tracę, ani nic nie zyskuje, zauważam że nie jadę ostatni z jedynki - za mną jest kilkanaście osób. Po wjechaniu na kaczawski teren się zaczęła zabawa MTB. W mojej części stawki szybko się porozciągało i od razu mogłem robić swoje górskie umiejętności, na podjazdach szło przeciętnie, a na tych trudniejszych zjazdach z dodatkiem błotka - póki szerokość ścieżki pozwalała to szybko przebijałem się do przodu. Problemy z trakcją na błotnych odcinkach sprawiały mi tylko nieodpowiednie i starte w połowie Racing Ralphy - w sumie na całym giga zaliczyłem mnóstwo poślizgów i zero gleb, chociaż momenty były.
Aż tak kolorowo na pierwszych km nie było - kilka razy mnie przyblokowywali i zgodnie z moimi przewidywaniami szybko doszli nas ci z dwójki. Po zjechaniu na miły i widokowy szuterek głównie podjazdowy z domieszką starego asfalcika dogania mnie Adrian, pyta „jak tam“, mówię że dopiero się rozkręcam i faktycznie cały ów szeroki odcinek pokonujemy razem, trochę gaworzymy, kilka rywali załatwiamy, po drodze podziwiając widoczki :). Zauważam również że i Wojtek jedzie blisko za nami, to daje mi do myślenia że tegoż dnia nie będzie z mojej strony super wyniku. Na szczycie, będącym rozjazdem mini wcinam pierwszego z czterech żeli, Adrian ku mojemu zdumieniu gna w dół tak, że mi odjeżdża, po chwili wpadamy na superbłotny fragment z koleinami - było tyle tańcowania że ostatecznie tracę kontakt (nie wzrokowy) z kolegą teamowym. Po tym sekcja zjazdowo - asfaltowo (wioska) - podjazdowa i wpadamy na długi, superciężki (max 22%), trawiasty podjazd na arcywidokową Górę Szybowcową (lotnisko). Na moim 1x10 (34/40) z trudem udało się całość podjechać. Podjeżdżając tędy zarówno przede mną widziałem grupkę z Adrianem, jak i za mną z Wojtkiem - obaj w odległości ze 100m ode mnie. Na szczycie bufet, samoloty, widoczki i czas na zjazd - tak się zdekoncentrowałem że nie zauważyłem skrętu w las i w efekcie zjechałem kilkaset metrów wprost po polanie dół ... Oczywiście po zorientowaniu się że jadę nie tędy następuje nawrotka, muszę zrobić wypych i przewyższenia u mnie wzrosły. Okazuje się że nie jestem sam co się tędy gubi - w trakcie wypychu jeszcze dwie osoby robią to samo, poza tym mogłem popatrzeć jak Przemysław podjeżdża w licznej grupce. Gdy do końca wypychu zostało mi ze 50m to Wojtek właśnie wjeżdżał we właściwy skręt. I tak ładne ciężko wypracowane kilka minut straciłem. Po wjechaniu na właściwą ścieżkę wtapiam się w kilkuosobową grupkę i po pokonaniu odcinka przez las oczom ukazał się arcywidokowy zjazd, choć z ciężką nawierzchnią (wykoszone chaszcze z wertepami). Zjechane sprawnie, z jednym momentem bliskim OTB. Kolejny podjazd z fragmentem do wypychu, znów kawałek ciężkiej nawierzchniowo polany i czas na techniczny zjazd (stara rowerowa trasa DH) - zaszalałem co poskutkowało ucieczką z grupki, dogoniłem Wojtka (akurat glebnął na skośnym korzeniu), no i zaliczyłem lekkie „puk“ w drzewo (przez rozsypane kamienie). Na dolnej części zjazdu ponownie paskudne wykoszone chaszcze nie ułatwiały sprawy - zaliczone dwa postoje bo spadł mi łańcuch i znów muszę gonić wspomnianą grupkę z josipem. Skutecznie poszło. Po tym gruppen podjazd dość wąski, leśny i przyjemny z ostrą końcówką prowadzący ponownie na Górę Szybowcową. Wyprzedził mnie wtedy mocny rywal z M4 - M. Zabłocki z VW (po defekcie). Po wjechaniu, na mijance zauważam kilka znanych twarzy z czołówki - czyli giga ponownie będzie wjeżdżało na lotnisko po tej ciężkiej trawie (w sumie czterokrotnie zdobywaliśmy ową górę). Techniczny zjazd z tędy poszedł sprawnie i długo oczekiwany rozjazd mega/giga - z mojej grupki dwóch skręciło na ten cięższy dystansicho, z czego jeden po 2 km ... zawrócił :) I tak nastąpiła jazda po znanych mi już ścieżkach, w większości pomykałem już sam. Zastanawiało mnie tyko gdzie jest Wojtek - wypatrzyłem go za mną po paru km na dłuższym podjeździe na odkrytym terenie. Stopniowo czułem narastające zmęczenie, ubytek powera i mikroskurcze w nogach - brak spożytego przed startem magnezu z B6 zrobiło swoje. W końcu wspomniany trawiasty podjazd - niestety, odcinek z największą stromizną zbutowałem. Na następny ciężki górski maraton zmodyfikuję napęd na lżejsze przełożenia (32/46), zresztą już w Alpach przekonałem się o tym. Kolejne gigowskie kilometry poszły sprawnie, aż w końcu na końcówce zjazdu doszedłem dwie znane mi sylwetki - kolega z Cellfastu i Kasię H.M. Gdy tylko zaczął się ostatni podjazd na lotniskową górę to zaatakował mnie skurcz w prawej nodze, tak silny że musiałem na minutkę stanąć, tracąc przy tym jedną pozycję. Później wyprzedził mnie jeszcze jeden gość, zostałem dogoniony przez josipa, któremu po technicznym zjeździe poinformowałem o moich skurczach i by jechał dalej swoje - tak zrobił. W tamtym momencie pokonywaliśmy przedostatni podjazd, trochę rywalizacyjnie się zrobiło - wyprzedzamy ostatniego z mega, z zaskoczenia i niewiadomo skąd załatwia nas Gosia Zellner, Wojtek widocznie wyciska z siebie ostatnie podkłady sił, a ja będąc już solidnie zmęczony doganiam i wyprzedzam jednego rywala. Jeszcze tylko potwornie śliski i superbłotny płaski fragment i na koniec podjazd z zawijasami po stoku narciarskim, byłem tam gorąco dopingowany przez teamową wiarę i w końcu szczytowy wjazd na metę. Oj, było ciężko, ale dostałem w kość tak jak chciałem :)
54/62 - open giga
7/11 - M4
Strata do zwycięzcy (Przemek Rozwałka) - 1:24:47 godz, do M4 (Tomek Jaworski) - 53:27 min
Poziom na giga u Kaczmarka jest kosmiczny, co przy mojej fizycznej pracy nawet nie zbliżę się do połowy stawki ...
Strata do szerokiego pudła - 13:19 min, grubo, zatem gdybania nie będzie i z radochą otwieram litrowy browar :)
Fotki by DGR Racing Team, Karolina Zając, Foto MTB.

Start. Nie ostatni z pierwszego sektora ruszałem © JPbike

W akcji. Trochę błotka tam było :) © JPbike

Nie ma to jak teamowy doping na końcowych i podjazdowych metrach :) © JPbike

Jest meta. Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałem maraton z metą na górce :) © JPbike

Dokumentacja jakby ktoś pytał o ilość błota :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Kaczmarek Electric, maratony, w górach
Sobota, 12 sierpnia 2017 • dodano: 14.08.2017 | Komentarze 3
Po dojechaniu i zakwaterowaniu się w Wojcieszowie zmontowaliśmy ekipę Unitów Martomów na górską rozgrzewkę przed jutrzejszym maratonem. Plan na tytułowe kręcenie - jedziemy bocznym i widokowym asfalcikiem na miejsce startu i mety, do stacji narciarskiej na Łysej Górze.

Na najwyższym punkcie rozgrzewki (690 m). Mój sprawdzony patent na uśmiane twarze działa od lat :) © JPbike

Po drodze między innymi były takie oto widoczki :) © JPbike

Testowaliśmy również różne aero pozycje zjazdowe ... © JPbike
Kategoria do 50 km, w górach, w towarzystwie
Piątek, 21 lipca 2017 • dodano: 24.07.2017 | Komentarze 10
Tegoż dnia padł pomysł na zrobienie sporego wysokogórskiego tripu (raczej wyrypy) przez piękną Szwajcarię. Fotorelacja starczy by pokazać to co przeżyliśmy na trasie - było niemal wszystko, łatwe i ciężkie podjazdy, takowe zjazdy, wypych i sprowadzanie, miłe szuterki, troszeczkę asfaciku, piękne szwajcarskie miasteczko, rozległa górska przestrzeń, alpejskie super widoczki - czego chcieć więcej ? :)

Zaczynamy solidny alpejski podjazd © JPbike

Po odbiciu na właściwy szlak trzeba było atakować ze 15%-25% do góry © JPbike

Arcywidoczek :) Tam w oddali popadało, nas też parę kropel dosięgło :) © JPbike

Przy takim nachyleniu nie wszędzie dało się podjeżdżać i był wypych © JPbike

Nie ma to jak taka boska chwila odpoczynku :) © JPbike

No i wjechane na 2694m. Lubię takie chwile :) © JPbike

Pora na zjazd. Stromy i wymagający © JPbike

Stromego zjazdu c.d. plus widoczek :) © JPbike

Mina Drogbasa mówi że zjazd był wymagający © JPbike

Pora na miły szwajcarski szuterek zjazdowy © JPbike

... i taki singielek :) © JPbike

Po zjechaniu było trochę km-ów po takiej rowerówce. Szwajcaria to bardzo bogaty kraj © JPbike

Pięknie tam :) © JPbike

Wjeżdżamy do Pontresiny © JPbike

Owe miasteczko nas zszokowało - wszystko czyste i full zadbane © JPbike

Fajnie się tędy kręci :) © JPbike

Szwajcarskie prawie czterotysięczniki © JPbike

Klimatyczny wodospad. Tutaj dopadł nas deszcz i schowaliśmy się na parę minut © JPbike

Fajny singielek podjazdowy © JPbike

Troszkę deszczowej jazdy (chociaż tego nie widać) :) © JPbike

Zaczynamy długi, mozolny i arcywidokowy podjazd © JPbike

Przygoda z bykiem. Trzeba było go przepędzać :) © JPbike

Chwila przerwy :) © JPbike

Alpejski majestat gór :) © JPbike

... :) © JPbike

Wysokogórskie bajorko (ponad 2400m) :) © JPbike

Fotka dnia. Było super warto się męczyć na podjazdach dla takiej chwili :) © JPbike

Taka tam wysokogórska jazda :) © JPbike

Okazało się że nasz ostatni zjazd to szlak pieszy i raczej to był spacer nad przepaścią © JPbike

Nie powiem, idąc z rowerem tędy przeżyliśmy mrożące krew w żyłach momenty © JPbike

Spotkać z rowerem takie wysokogórskie łańcuchy to już COŚ :) © JPbike

Jak tędy przejechać ? © JPbike

Lepiej tędy nie ryzykować, nawet gdy się jest wytrawnym technikiem zjazdowym © JPbike

Po zejściu już tylko luzik asfaltowy zjazd do naszego miesteczka © JPbike
No dobra, sprowadzając na powyższym szlaku pieszym nad przepaścią przez moment zgubiliśmy właściwą ścieżkę i lekko zabłądziliśmy - w efekcie schodząc z rowerem po kamieniach pośliznąłem się i ... puk w twarz :(
Rower cały, tylko kierownicę trzeba było naprostować.

Szlify na twarzy zaliczone © JPbike

Alpejskie szuterki są bardzo wymagające - tylna opona w ciągu kilku dni trochę straciła klocki © JPbike
Na koniec alpejskich super przygód - w sumie pokręciliśmy po górach 292 km i 8796 m w pionie :)
Sobota w Livigno była dniem regeneracyjnym. Na głównym deptaku wiary jak na Krupówkach.
Natomiast w niedzielę czas na powrót do PL - spoczko jazda, 16 godzinna. Udany urlop !
Kategoria do 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Czwartek, 20 lipca 2017 • dodano: 21.07.2017 | Komentarze 11
Dzień "lajtowy" na urlopie - nie jesteśmy już młodzieniaszkami by codziennie robić w terenie 100 km i 3000 m podjazdów :)
Padł pomysł na odwiedzenie Bike Parku Mottolino. Zatem najpierw obcykany w poniedziałek asfaltowy podjazd na Passo Eira (2208m) i stamtąd już tylko krótka wspinaczka na górną stację wyciągu i decydujemy że zjedziemy jednym z "łatwiejszych" singli, ponoć większość co korzysta z owego bikeparku to sami zjazdowcy, freerideowcy, itp.

Końcówka podjazdu na Mottolino jest ciężka ale widokowa :) © JPbike

Karnet na 4h korzystania z wyciągu to 100zł, my wjechaliśmy gratis i na własnych siłach :) © JPbike

Punkt startowy Bike Parku Mottolino. Większość co zjeżdżała to sami zjazdowcy, a my gorsi ? :) © JPbike

Ponad 4 km singiel (niebieski) był fajny i troszkę techniczny że udało mi się cyknąć jedyną fotkę © JPbike

Po zjechaniu pora na lans wzdłuż i wszerz Livigno © JPbike

Ładne i zadbane miasteczko, do tego w strefie wolnocłowej :) © JPbike

Lajtu c.d © JPbike

Na koniec obowiązkowa fota przy sławnym napisie :) © JPbike
Kategoria do 50 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Środa, 19 lipca 2017 • dodano: 20.07.2017 | Komentarze 10
Tegoż dnia czas zrobić solidny terenowo alpejski górski trip.
Poszukałem fajnego tracka na gpsies.com, zgrałem do licznika i można jechać.
Nie ma co się szczegółowo rozpisywać - fotorelacja wystarczy :)

Nad Lago di Livigno. Pełno tam na dole napisów z kamieni :) © JPbike

Zaczynamy pierwszy solidny podjazd © JPbike

Szuterek spoczko, nachylenie nierzadko przekraczało 15%, na przełożeniu 34/40 dałem radę © JPbike

Końcówka podjazdu jest miła i przyjemna :) © JPbike

Wysoko i arcywidokowo - lubię to :) © JPbike

Kolejna próba dogadania się z alpejską fajną krową :) © JPbike

Po wjechaniu na 2300 m pora na zjazd, na początek bez szaleństw © JPbike

... :) © JPbike

Fotka dnia. Wypasiony singielek zjazdowy. W tle Lago di San Giacomo © JPbike

Singielka zjazdowego c.d. :) © JPbike

Ale tu ładnie :) © JPbike

... (2) :) © JPbike

Ten singielek robi wrażenie i wymaga skupienia :) © JPbike

Pięknie tam. Na dole Lago di Livigno © JPbike

... (3) :) © JPbike

... (4) :) © JPbike

Fajnie tutaj wodospadzik nas opryskał :) © JPbike

Czas na drugi podjazd. Dość ciężki © JPbike

Po trawie też się jechało © JPbike

Widokowa końcówka podjazdu © JPbike

No i druga przełęcz podjechana. My w koszulkach Sudety MTB Challenge :) © JPbike

Rozległa wysokogórska polana (2300 m). To już Szwajcaria :) © JPbike

... (5) :) © JPbike

Czas na drugi długi zjazd © JPbike

Alpejskie singielki © JPbike

... (6) :) © JPbike

Ku mojej uciesze znalazł się taki golonkowy zjazd :) © JPbike

... (7) :) © JPbike

Fajny singielek wzdłuż potoku © JPbike

Singielka c.d. © JPbike

No i Drogbasa dopadła spora bomba ... © JPbike

Lago di San Giacomo © JPbike

Ostatni podjazd (nieplanowany) © JPbike

... (8) :) © JPbike

W oczekiwaniu na kompana walczącego z bombą użyłem samowyzwalacza © JPbike

... (9) :) © JPbike

No i zjechaliśmy. Kolejny udany górski trip za nami :) © JPbike
Kategoria do 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Wtorek, 18 lipca 2017 • dodano: 19.07.2017 | Komentarze 2
Po super wypasionym wczorajszym tripie czas na coś "luźniejszego" :)
Padł pomysł na zdobycie stacji narciarskiej i mountainbikerowej też - Carosello 3000.
Livigno to dobre miejsce na zgrupowania zawodowych grup kolarskich - wczoraj spotkaliśmy ekipę CCC, pojedyncze sztuki z Bory i Astany, a dziś była okazja zamienić parę zdań z Bartoszem Banachem.

Lajtowa ścieżka rowerowa w Livigno. Drogbas gada z łydkami :) © JPbike

Na początek mamy całkiem miły szuterek podjazdowy © JPbike

Im wyżej tym widoczki ciekawsze © JPbike

Nic, tylko podjeżdżać :) © JPbike

Ale frajda ! © JPbike

Powiem Wam - to cały Drogbas :) © JPbike

Na parę km przed szczytem zrobiło się baardzo stromo © JPbike

Na moją komendę "biegiem do góry bo mam w plecaku piwo" kompan reaguje posłusznie :) © JPbike

Tak, tą ścieżką na dole podjeżdżaliśmy © JPbike

Żeby nie było - tu nachylenie dochodziło do 28% ! © JPbike

JPbike i majestat alpejskich szczytów :) © JPbike

A to kolejny drogbasowy majestat gór :) © JPbike

No i podjechaliśmy. Hmm ... plażowa budka na wysokości 2675 m? :) © JPbike

Fotka dnia. Tam na dole mieszkamy :) © JPbike

Bez komentarza :) © JPbike

Czas na fun - zjazd wyprofilowanym singlem © JPbike

Jazda tędy w dół to fajna sprawa :) © JPbike

... (1) :) © JPbike

... (2) :) © JPbike

... (3) :) © JPbike

Jak zwykle wybieram trudniejsze warianty zjazdu :) © JPbike

Znalazło się nawet i takie rondo :) © JPbike

No i zjechaliśmy. Pora na pizzę i pifko :) © JPbike
Kategoria do 50 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Poniedziałek, 17 lipca 2017 • dodano: 18.07.2017 | Komentarze 15
Ano, upragnione urlopowanie z rowerem rozpoczęte :)
Tym razem wybrałem się z Drogbasem do alpejskiego Livigno. Urlopowa decyzja zapadła na przełomie roku, a nocleg załatwiłem w lutym. Dojazd autem poprzedniego dnia z Poznania do Livigno (przez Niemcy, Austrię i Włochy, w sumie prawie 1200 km) zajął nam wraz z postojami 17 godzin - po dojechaniu do kwatery padłem i od razu spać :)
Podczas pierwszego dnia urlopu w Alpach obaj postanowiliśmy że uderzamy w góry z grubej rury - najpierw asfaltowo przez Bormio, na sławną kolarsko przełęcz Passo dello Stelvio (2758 m) i po tym czas na alpejski terenowy full konkretny powrót - zresztą pokażna fotorelacja wystarczy by pokazać jakie świetne przeżycia na trasie mieliśmy :)

Poniedziałkowy poranek w Livigno wita nas bajkową pogodą :) © JPbike

Zaczynamy pierwszy podjazd - Drogbas lubi takie momenty :) © JPbike

Pierwsza przełęcz zdobyta (Passo Eira, 2208 m), pora na krótki zjazd © JPbike

Przez jakiś czas miałem towarzystwo takiej bikerki - zwróćcie uwagę na jej łydki :) © JPbike

Pięknie tam :) © JPbike

Druga przełęcz zdobyta i czas na długi zjazd do Bormio © JPbike

Pięknie tam (2) :) © JPbike

Przez klimatyczne włoskie miasteczko ... © JPbike

Po zjechaniu czas na 19 km podjazd na słynne Passo dello Stelvio © JPbike

Ta serpentynka leży na wysokości naszej Śnieżki (1602 m) :) © JPbike

Takich "mrocznych" tuneli jest po drodze kilka. Miły chłodek tam był :) © JPbike

Za czekanie na kompana (formy u niego brak) mam zapewnione browary :) © JPbike

"Galleryjnych" tuneli tutaj jest kilka © JPbike

Dawaj Drogbas, buduj formę ! © JPbike
W trakcie podjeżdżania Jarek spotkał i pogadał z samym dyrektorem sportowym grupy CCC.

Normalnie szok z tymi traktorami (kolekcjonerzy) :) © JPbike

Pięknie to wygląda, oczywiście tędy się wspinaliśmy :) © JPbike

Napisy z tegorocznego Giro i klimatyczna kapliczka © JPbike

Stąd jeszcze 5 km asfaltowej wspinaczki na Stelvio © JPbike

Pora na krótką przerwę przed atakiem szczytowym :) © JPbike

Bez komentarza że aż żałuję że sprzedałem swojego pięknego zielonego malucha ... © JPbike

To już ostatnie kilkaset metrów. Dawaj kompanie, nie ma lipy ! © JPbike

No i podjechane. Kolejna radosna chwila w moim życiorysie :) © JPbike

Kolejne kolarskie marzenie spełnione :) © JPbike

Ale tam arcywidokowo :) Ten podjazd albo zjazd (z drugiej strony przełęczy) pokonamy innym razem :) © JPbike

Dwóch zdrowo szurniętych wariatów gdzieś wysoko w Alpach :) © JPbike

Na przełęczy pełna komercja. Tylko co tam robi pluszowy dzik ? © JPbike

Czas na terenowy powrót do Livigno. Strasznie tu stromy fragment © JPbike

Nasz kolejny rekord wysokości z rowerem pobity :) © JPbike

Jeszcze jedno spojrzenie na Stelvio z góry © JPbike

Się zaczęła frajda Alpy Pure MTB © JPbike

Alpejskie singielki (1) © JPbike

Alpejskie singielki (2) © JPbike

Asfaltowa chwilunia w Szwajcarii. Tegoroczne Giro też tędy jechało © JPbike

Alpejskie singielki (3) © JPbike

Z tankowaniem pustych bidonów nie mieliśmy problemo :) © JPbike

Alpejskie singielki (4) © JPbike

Kolejna przełęcz zdobyta (wypych przy 22% był) © JPbike

Alpejskie singielki (5) © JPbike

Na rowerze jeżdżę przez cały rok, zatem tu nie miałem problemów :) © JPbike

Ojej, ale majestat gór © JPbike

Alpejskie singielki (6) © JPbike

Jak się kocha MTB to pomykanie tędy jest czystą przyjemnością :) © JPbike

Te wypasione do MTB singielki zjazdowe wymagają 100% skupienia by nie spaść w przepaść ... © JPbike
No i ... Jarek na wąskim fragmencie z luźnymi kamieniami popełnił błąd z podpórką i zsunął się w dół ...

Uff, po stoczeniu w dół rower cały, kompan żyje, takie wypadki są wpisane w taki sport © JPbike

Klimatyczny potok. Jarek tutaj mógł przemyć rany © JPbike

Na ostatnich km pogoda się troszkę popsuła i zaczęło padać © JPbike

Deszczowy przejazd przez zaporę przy Lago di Cancano © JPbike

Ostatni podjazd. Natrafiliśmy na trasę pewnego maratonu © JPbike

Wiadomo - pogoda w górach zmienna jest © JPbike

Ani szczypiące rany, ani tutejsze ponad 20% nie zepsuły nam humoru :) © JPbike

Ojej, straszna tu przepaść © JPbike

Alpejskie singielki (7) © JPbike

Próbujemy znaleźć wspólny język z tą alpejską krową :) © JPbike

Ostatnia i nie wiem już która przełęcz zdobyta © JPbike

Po zjechaniu myk przez taką dolinkę © JPbike

Na koniec super tripu mamy taki ze 3 km singiel wprost do Livigno © JPbike

Dojechaliśmy do celu. Tegoż dnia byliśmy na rowerach od 9:30 do 21:00 ! © JPbike
Kategoria ponad 100 km, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty, poza PL
Wtorek, 27 września 2016 • dodano: 27.09.2016 | Komentarze 6
Kolejny piękny, nie tylko pogodowo dzień w Karkonoszach.
Przed południem "regeneracyjny" basen, poza pływaniem były zjeżdżalnie, ziołowe bąbelki, solanki, spirala i sztuczna fala :)
Na rower o 12:30 - w planie przyjemnościowe kręcenie na mtb po górkach.
Nie ma co się rozpisywać szczegółowo - resztę opowiedzą poniższe foteczki :)

Na szczyt Księżej Góry prowadzi fajna i spiralna droga wokół góry © JPbike

Rezydencja z 1897 na Księżej Górze (628 m) © JPbike

Jesień w górnej części Karpacza - mieszkałbym tam :) © JPbike

Zapuściłem się w górski teren - mój żywioł :) © JPbike

Nie brakowało miłych i widokowych asfalcików © JPbike

Tegoż dnia właściwie pomykałem po przeróżnej maści ścieżkach © JPbike

Klimatyczny kościółek w Jagniątkowie © JPbike

Urok jazdy po dzikich ścieżkach - była dzika przeprawa przez potok :) © JPbike

Techniczną ucztę zostawiłem na koniec traski (zjazd czerwonym do Karpacza) :) © JPbike

Jeszcze jedna górska technikalia, piwo w kwaterze czeka ! © JPbike
Poniedziałek, 26 września 2016 • dodano: 26.09.2016 | Komentarze 5
Zaległy urlop, który postanowiłem spędzić w górach :)
Tak, w Karkonosze zabrałem swoje dwa rowery - mtb i szoskę.
Tegoż dnia panowała piękna jesienna pogoda - słonecznie i 15°C. Postanowiłem na swojej szosce zadebiutować w górskim kręceniu. Traskę obczaiłem na gpsies.com i zgrałem do licznika. Start przed 10. Na początek podjazd do Karpacza Górnego i zjazd do Borowic. Już na pierwszym zjeździe z łukami nie czuję się pewnie, bo nie wiem jaka jest granica przyczepności na wąskich oponkach (czasy zjazdów na stravie słabiutkie miałem - wolę MTB :)). Po dotarciu do Borowic czas na podjazd Drogą Sudecką i dalej na sławną Przełęcz Karkonoską - odżyły wspomnienia z wyprawy do Rzymu (pozdro dla Drogbasa) :)

Ach, te motywujące napisy na podjeździe na Przełęcz Karkonoską :) © JPbike

Całość podjechana, najlżejsze przełożenie 34/32 ledwo mi starczyło © JPbike
No, na stravie zobaczyłem że 4 km konkret podjazd pokonałem 7 min gorzej od ... Kwiatkowskiego :)

Oj, będzie dłuuugi zjazd. Bezrękawnik i długie rękawiczki przydały się, bo zimno było w dół © JPbike

Łaba w Spindleruv Mlyn © JPbike

Fajnie i klimatycznie się tędy mknie lekko w dół © JPbike
Po dojechaniu do czeskiego Lanov i podążając dalej po śladzie gps ... trafiam na teren, a mówili że to szosowa pętla. No to olewam gps, sprawdzam navi w smartfonie i wracam na główną drogę. Na pewnym rondzie skręcam nie tędy ... W efekcie pokręciłem sobie miłą boczną szosą przez dwie klimatyczne czeskie wioski i po paru km zorientowałem się że jadę wprost na południe i nawrotka ... :)

Uroczy widoczek z trasy. W tle Cerna Hora (1299 m) © JPbike

Takich wagoników wiozących górskie urobiska (?) jeszcze nie widziałem © JPbike

Przejazd przez Horni Marsov, lekko tu pod górkę © JPbike

Początek konkret podjazdu na Okraj (od czeskiej strony) © JPbike

Końcówka podjazdu (980 m). Robi się złota jesień w górach :) © JPbike
Zjazd z Okraju w stronę Kowar przebiegł spoko - wspomnę tylko że czas zjazdu na stravie tragiczny ...

To był fajny górski szosowy trip, ale i tak MTB jest lepsze dla mnie :) © JPbike
I tak o 16 dojechałem do noclegowni bez większego zmęczenia, 4 batoniki i 2 bidony z izo starczyły mi :)
Kategoria wysokie szczyty, ponad 100 km, szoska, w górach, poza PL
Niedziela, 25 września 2016 • dodano: 25.09.2016 | Komentarze 9
Planując starty w sezonie 2016 jakoś tak wyszło że nie udało mi się zapisać na wrześniowy Uphill na Śnieżkę organizowany przez Rotary Club, zamiast tego bez wahania skusiłem się na ich kolejną imprezę rowerową „Rowerem przez Karkonosze“ z trasą ze startem w Szklarskiej Porębie a metą w Karpaczu (50 km).
Z logistyką, by dojechać w rześki poranek na miejsce startu z noclegowni w Karpaczu nie miałem najmniejszego problemu - towarzyszyli mi rodzice :)
Rejestracja, przy dolnej stacji wyciągu na Szrenicę przebiegła sprawnie i szybko, wskok w teamowe portki, krótka rozgrzewka (czuję że nóżki mam wypoczęte i głodne podjazdów) i w oczekiwaniu na odpalenie niespełna 140 osobowej stawki znalazłem jeszcze czas na cappuccino :)
W sektorze i na pełnym luzie ustawiam się w drugim rzędzie. Rozpoznaję ledwo kilka znanych twarzy, no to myślę sobie że będzie szansa na wynik w górach :) No i o 10 start. Od razu nogi podają, co mnie trochę dziwi (w tygodniu zrobiłem tylko jeden tlenik). Dość szybko, na pierwszym podjeździe przede mną formuje się kilkuosobowa czołowa grupka, a za mną jedzie dwóch i spora przestrzeń :) Na pierwszym zjeździe z dużą ilością ostrych kamieni mijam pierwszego defekciarza, kolejnego parę km dalej (obaj problemy z ogumieniem). I tak dalej zasuwam zarówno pod górę, jak i w dół po przyjemnych karkonoskich szuterkach wraz z dwoma gośćmi - po jakimś czasie, na długim podjeździe obaj nie wytrzymują mojego tempa i jadę dalej sam. Zaczął się kolejny i długi podjazd w stronę Petrowki (na 1044m) - jedzie mi się tedy bardzo dobrze, z tą różnicą że dogania mnie znana kobieca twarz (Aleksandra Podgórska) i jeden kolega z którym chwilę gadam (na temat niezłego tempa Oli, miejsca w stawce open i długości trasy). Pora na najdłuższy zjazd, szeroki i dość wymagający przez ilość kamieni i wysokich na 10 cm progów odwadniających - dla mnie spoko, wyprzedzam wspomnianego kolegę, a na dole przybliżam się do Oli. Po tym trochę półpłaskich szutrów i kolejne uphilowanie - kolega i Ola widocznie mają lepsze możliwości podjazdowe ode mnie i powolutku, na znanej Drodze na Dwa Mosty mi uciekają. Podjeżdżając tędy zaczynam kontrolować sytuację - za mną i ze sporej odległości dostrzegam jednego rywala, no to spoko, bo wiem że od startu jadę w top 10 open. Po szybkim zjechaniu wpadam na doskonale mi znane z tutejszych maratonów odcinki - całość przejeżdżam szybko i sprawnie, po drodze mijam wesołą i głośno kibicującą mi grupę emerytów :) Po (ponownym) wjechaniu na Drogę Sudecką to został do pokonania jeszcze jeden ciężki i o zgrozo asfaltowy podjazd w stronę górnych partii sławnej Drogi Chomontowej - pokonany sprawnie i z bezpieczną przewagą nad rywalem. Na Chomontowej jeszcze kawałek podjazdu i stamtąd już tylko zjazd tejże drogą w stronę mety, w Karpaczu Górnym, przy DW Stokrotka. Gdy tylko przekroczyłem kreskę to po pierwsze - zdziwił mnie czas przejazdu (poniżej 2:30h, a myślałem że będą okolice 3h), po drugie - dowiaduję się z szokiem że jestem TRZECI OPEN wśród facetów, o wygranej w kategorii ponad czterdziestolatków nie wspominając :)
4/134 - open (sami faceci - 3/127)
1/48 - M40
Strata do zwycięzcy open (Filip Helta) - 22:05 min
Trasa była przyjemna, głównie kondycyjna i bez technicznych fajerwerków rodem z Golonki :)

Start oczywiście mam z czuba © JPbike

Właśnie i radośnie mijam metę :) © JPbike

Historyczna chwila w moim życiorysie - TRZECI OPEN ! © JPbike

To też trzeba pokazać - druga w sezonie wygrana w kategorii :) © JPbike
Na koniec przyznaję że znając siebie - po prostu miałem dobry dzień na solidne ściganie :)
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, w górach, podium, te szerokie też