Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 180830.42 km
- w tym teren: 65517.10 km
- teren procentowo: 36.23 %
- v średnia: 22.65 km/h
- czas: 330d 19h 49m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1157
do 50 km - 1223
do/z pracy - 278
dron - 62
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 288
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 237
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 92
Solid MTB - 30
sprzęt - 46
szoska - 441
Uphill race - 8
w górach - 301
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 390
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Canyon Endurace



archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Kwiecień - 4 - 12
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14

















Wpisy archiwalne w kategorii
w górach
Dystans całkowity: | 19270.34 km (w terenie 8997.00 km; 46.69%) |
Czas w ruchu: | 1148:52 |
Średnia prędkość: | 16.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 252556 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 3943 kcal |
Liczba aktywności: | 298 |
Średnio na aktywność: | 64.67 km i 3h 52m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Głuszyca - Głuszyca "Ultra"
Po pobudce, śniadaniu, wskoku w kolarskie portki idę po rower i zauważam że w tylnym kole jest mało ciśnienia, zapewne w trakcie poprzedniego etapu (pełno ostrych kamieni na zjazdach) musiałem gdzieś dobić dętkę. Z racji tego że mam jedynie jedną zapasową to od czeskich mechaników kupuję dętkę - w założeniu i napompowaniu mnie wyręczyli - super chłopaki :)
Przez ten defekcik na miejsce startu, na stadionie w Głuszycy zjawiam się na 15 minut przed odpaleniem stawki - oczywiście powoduje to że ruszam z końca stawki.
Po wystartowaniu na moje szczęście mamy dość szeroki i długi podjazd, zatem sprawnie przebijam się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Po drodze mijamy m.in jakieś betonowe konstrukcje z czasów ostatniej wojny. Pojawiają się również bardzo strome podjazdy - idzie mi ciężko, z trudem utrzymuję swoją pozycję, a w głowie mam jeszcze straszniejszy profil trasy jutrzejszego etapu - więc decyduję się tegoż dnia jak najbardziej zaoszczędzić trochę powera na finał, nieznacznie zwalniam na podjazdach i pilnuję siebie tak, by nie zajechać się, idzie mi sprawnie i niemal prawie nie tracę zbytnio swojego miejsca w stawce. Docieramy na szczyt Wielkiej Sowy (1015 m) i czas na hardcore dnia - zjazd niebieskim. Nie napiszę jak bardzo musiałem wykazać się swoimi umiejętnościami, by zjechać tamtędy - najpierw straszne korzonki, po czym wąska ścieżka w dół z kamieniami i na koniec długa ściana z nachyleniem... 39% w dół !!! Uff, udało mi się, nawet coś tam zyskałem :)
Po tym następuje podjazdowa jazda po szerokim szuterku w stronę bufetu na Przełęczy Jugowskiej - całość pokonałem w samotności, tankuję bidon i czas na powtórkę z wczoraj - ponowny wjazd na Wielką Sowę żółtym i bardzo kamienistym szlakiem, z dodatkiem nowego odcinka, dość dzikiego fragmentu i znanego mi z majówki podjazdu po płytach w stronę Koziego Siodła. W trakcie podjeżdżania żółtym zaczął padać deszcz i po raz drugi tegoż dnia zdobywamy Wielką Sowę. Ze szczytu zjeżdżamy w mokrych warunkach zielonym do Sokolca - zjazd średnio trudny i bardo urozmaicony nawierzchniowo. Przestało padać i dokręcamy do Sierpnicy, na ciężki asfaltowy podjazd, kilka osób mnie wyprzedza, ostatni bufet i ponownie powtórka z wczoraj - leśne dukty w rejonie Masywu Włodarza, dopada nas chwilowy deszcz, po czym szybko się wypogadza i na koniec zjazd po szerokim szuterku do mety w Głuszycy.
46/124 - open solo
10/34 - M3
Foto by BikeLIFE.

Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak © JPbike

Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak © JPbike
KLIK do 5 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Środa, 31 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Bardo - Głuszyca
Trzeci dzień etapówki to dość wczesna pobudka, śniadanie i o 8 rano trzeba być gotowym do startu - z racji że ów etap rozpoczyna się w Bardzie to organizator zorganizował autokarowy transport ze Stronia Śląskiego na miejsce startu - podróż trwała godzinkę, odbiór roweru i sporo czasu mamy do startu, więc można powylegiwać się w pięknej pogodzie na przyszkolnym trawniku :)
Trasa z Barda do Głuszycy jest mi dobrze znana z mego poprzedniego Challenge (3 lata temu). Zatem rozgrzewka, zamieniam kilka zdań z Ritą Malinkiewicz (też jest z drużyny Unit) i czas ustawić się w sektorze, tym razem startowałem z połowy stawki.
Po ruszeniu najpierw przejazd przez centrum Barda i rozpoczyna się dość szybka jazda po asfalcie i lekko pod górę. Jedzie mi się dobrze, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, by po skręcie w podjazdowy teren znaleźć swoje miejsce w stawce. Następuje dość szybkie pomykanie po leśnym i płaskim dukcie w stronę Srebrnej Góry, mijamy pierwszy bufet i czas podjechać w stronę atrakcji MTB - przejazd trasami enduro wokół Twierdzy Srebrnogórskiej. Ależ to była emocjonująca jazda zjazdowym odcinkiem C-line (w trakcie majówki z Dawidem też tędy pomykaliśmy), wiele fragmentów wymagało dobrej techniki i szybkiej reakcji. Po tym zafundowali nam super podjazd trasą E - utwardzony singiel, pełno zawijasów i zakrętasów. Wspinając się tędy cały czas trzymam się swojego miejsca w stawce, od czasu do czasu są malutkie tasowania.
Po ponownym wjechaniu na czerwony i znany mi szlak poprowadzony po grzbietach gór to właściwie jadę swoje i kontroluję sytuację, bo wiem że ten długi odcinek typu góra-dół-góra-dół potrafi nieźle dać w kość, jak i technika zjazdowa też jest przydatna. Zaczęło się stopniowe wyprzedzanie ostatnich zawodników z krótszego dystansu, jak i mnie ze 3-5 osób wyprzedziło. Jedna i dość długa ściana z koleiną nie do podjechania też była - zbiorowe butowanie zaliczone. Super widoki też oczywiście były. Po dotarciu do bufetu na Przełęczy Jugowskiej tankuję bidon i czas na wspinaczkę w stronę Wielkiej Sowy, początkowo jest spoko z nawierzchnią, by po wjechaniu na żółty szlak zmierzyć się z najgorszym podłożem - same luźne kamienie, albo tuż obok pełno korzonków, oj było ciężko się skupiać na odpowiednim torze jazdy. No i szczyt zdobyty. Następuje hardcorowy zjazd żółtym (również obcykany podczas majówki). Po sprawnym zjechaniu czas na ostatni podjazd - w rejonie Masywu Włodarza, początkowo dość stromo, następnie łagodniej, po tym już tylko głównie szutrowy i szeroki zjazd wprost na metę w Głuszycy.
38/130 - open solo
9/35 - M3
Foto by BikeLIFE.

Na trasie Enduro Srebrna Góra - w 100% PURE MTB :) © JPbike
KLIK do 4 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Wtorek, 30 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Stronie Śląskie - Stronie Śląskie
Po pobudce i śniadaniu czas ruszać na najdłuższy etap. Start mamy o 10. No to rozgrzewka i wskok to tyłów sektora dla wszystkich - jest wesoło bo obok mnie sami znajomi :)
Na krótko przed ruszeniem zaczęło padać. No to start, w deszczu oczywiście - mi to nie przeszkadza, bo trudne warunki to ja lubię. Na początek ponad 9 km podjazd asfaltowo - szutrowy na Czernicę (1083 m) - jadąc tamtędy, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, czyli jest dobrze. Przestało padać i powoli się wypogadza. Końcówka na szczyt to strome podejście i techniczny zjazd żółtym - sprawnie zjechany, ale zbyt wolno bo byłem blokowany. Po tym następuje szybki szuter, od tego momentu znajduję swoje miejsce w stawce i czas na ciężkie wyzwanie - przejazd potwornie wyboistym zielonym szlakiem granicznym - wąski singielek, przeważnie podjazdowy, miliony kamieni i korzeni nie ułatwiały sprawy w szybkim przejeżdżaniu tędy, a szczególnie na hardtailu, że aż rozmarzyłem się o fullu :). Owe straszne nierówności często wybijały mnie z rytmu, zaliczam kilka potknięć i spadam kilka miejsc w dół. Było tam jedno solidne podejście - wszyscy butują, ku mojemu zaskoczeniu jedynie kolega z drużyny Unit - Bartek Mikler daje radę to podjechać (prawie do końca), później z Bartkiem, który w tej etapówce startuje w parze miałem okazję jeszcze parę razy się tasować.
Po chwilowym postoju przy bufecie na granicznej Przełęczy Lądeckiej czas pokonać doskonale znany mi ciężki podjazd na Górę Borówkową (903 m) i stamtąd techniczny zjazd czerwonym - ilość kamieni, a szczególnie pokaźnych korzeni tak mną wytrzęsła że ręce i plecy zaczęły boleć - chyba jednak kupię tego fulla, najlepiej z regulowaną sztycą (jeden starszy ode mnie gość takiego miał i dosłownie szybko mnie porobił, właśnie na tym zjeździe) :)
Po zjechaniu czas na nową atrakcję - utwardzony i kręty singielek zwany „Pętla Orłowiec“ - ale frajda była w trakcie szybkiego mknięcia tędy :) Po tym znany z maratonów w Złotym Stoku szeroki, szutrowy podjazd i zjazd do Lutyni, ciężki podjazd po trawie ponownie na Przełęcz Lądecką, bufet, kawałek asfalcika zjazdowego i kolejna wspinaczka po łące i zjazd leśnym duktem z poopadowymi koleinami. Kręcąc tamtędy cały czas utrzymuję się w swoim miejscu, aż tak dobrze nie jest, bo czuję że zostało mi jakieś 50% mocy w nogach do wykorzystania.
Po pokonaniu 50 km jeszcze jeden długi podjazd z dwoma stromymi podejściami i też dwoma zjeżdżalnymi w połowie ściankami usianymi kamieniami z atrakcją w postaci ruin zamku Karpień. Na ostatniej ściance zjazdowej potykam się, zaliczam glebę z przekręceniem kierownicy o 180 stopni, przy tym zauważam że urwał się czujnik prędkości i zaginął w chaszczach, to nic - moja Sigma przełączyła się w tryb pomiaru prędkości GPS, a czujnik się kupi nowy.
W końcu mamy szybki zjazdowy odcinek w stronę Stronia Śląskiego, skręt na polankowy i ostatni podjazd - tam wyprzedzam jednego, jak i ostatnich zawodników z krótszego dystansu, oraz mnie załatwia trzyosobowa grupka - czyli sporo sił już zużyłem, ale bez przesady. Na koniec już tylko zjazd ulicą wprost na metę. Udany i ciężki ten etap był.
49/132 - open solo
9/35 - M3
Foto by BikeLIFE.

Na Pętli Orłowiec. Takie super odcinki powodują że miłość do MTB jeszcze bardziej się pogłębia :) © JPbike

Pod wieczór następuje profesjonalny transport rowerów na start kolejnego etapu - do Barda © JPbike
KLIK do 3 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Poniedziałek, 29 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Stronie Śląskie - Stronie Śląskie
Się zaczęło moje wyzwanie sezonu - 5 dniowa etapówka Sudety MTB Challenge, corocznie organizowana przez znawcę prawdziwego Pure MTB - mego rówieśnika Grzegorza Golonko.
Pierwotnie planowałem wystartować podobnie jak 3 lata temu w parze z Drogbasem - kompan jednak zrezygnował i pozostało mi przepisanie się na kategorię solo. Do bazy zawodów w Stroniu Śląskim dotarłem dzień przed startem, do tego wprost ze spontanicznego pobytu u stóp Tatr. Powitania ze znajomymi, pakiet startowy odebrany i ... zamiast zostać udałem się na jedną noc do przyjaciół, do Konradowa (80 km) - cóż, trzeba na maxa wykorzystać urlop i już :)
Nazajutrz, jadąc autem na miejsce startu, dopadła mnie niezła ulewa - będzie ciekawie, jak na znane powiedzenie z czasów cyklu MTB Marathon - „golonokowa pogoda“ :)
No to rozbiłem swoją bazę w szkole, okazało się że w sali nocuje również dawno nie widziany kolega z byłego wspólnego teamu - Maciej R. ale fajnie znów spotkać znajomych ze wspólną pasją. Dowiaduję się również że przez ulewną aurę start opóźnili o godzinę, do tego 63 km trasę skrócili do 48 km.
Gdy czas na rozgrzewkę to ładnie się wypogodziło i tak już zostało do końca 1 etapu. Spotkałem kolejnych kumpli, bez spiny ustawiłem się na końcu stawki i punkt 11-ta czas wystartować.
Na początek doskonale znany mi podjazd w stronę Siennej, skręt na długi i porządny podjazd po trochę podmytej nawierzchni z koleinami - w takim tłoku jest ciężko przebijać się do przodu, podjeżdżając tędy - połowa młynkuje, połowa butuje - trochę to trwa, by w wyższych partiach z niemałą ilością błota zluzować stawkę i nareszcie można jechać swoje, czyli tak jak lubię. Na krótkim i trawiastym zjeździe w stronę Przełęczy Puchaczówka, jadąc tuż za Pawłem. coś nawaliło mi w tylnej oponie, powietrze szybko zaczyna schodzić, znowu coś nie tak z uszczelnieniem mleczkiem. Staję, szybko dopompowuję, ruszam i znowu miękki mam tył. Trudno, na 7 km trasy, na przełęczy biorę się do założenia dętki, mam trochę szczęścia, bo od razu podszedła do mnie Niemka (kibic), ze swojego dostawczaka wyciąga sporych rozmiarów walizkę z częściami i narzędziami (!), do tego użycza mi profesjonalnej pompki - dzięki temu pit stop przebiega sprawnie, ale i tak (na mecie) okazuje się że przez defekt w sumie straciłem 12 minut i jeszcze go tego minęło mnie mnóstwo wiary że praktycznie spadam niemal na sam koniec stawki. W sumie nie przejmuję się tym, bo to dopiero początek etapówki i przede mną długa droga do mety i sporo może się wydarzyć.
Po ruszeniu, na kolejny podjazd w stronę przekaźnika na Czarną Górę dość szybko łapię swój rytm i równie szybko zaczynam wyprzedzać kolejnych, w tym mijam i witam kolejnych fajnych znajomych :). W wysokich partiach pojawiają się same arcywidokowe odcinki. I tak dokręcamy do Hali pod Śnieżnikiem, po czym następuje skręt na nieznany mi odcinek, jak się okazało, to był najbardziej techniczny odcinek dnia - wąska ścieżka po zboczu Śnieżnika, pełno sporych kamieni i korzeni, w tym jedna stroma ścianka zjazdowa (przyblokowali mnie). Po tym odcinku Pure MTB mamy długi, szeroki zjazd do Kletna (bufet) i podjazd w stronę nowo powstałego singla „Pętla Rudka“ - jadąc tędy nadal kogoś doganiam i wyprzedzam, czyli z moją formą jest dobrze :) Po wjechaniu na wspomniany i kręty singiel najpierw podjazdowy po czym zjazdowy następuje przednia zabawa - frajda jest, cisnę tędy ile fabryka daje :) Co ciekawe, po drodze mijałem kilka osób co złapali kapcia - faktycznie, ów wyprofilowany singiel posiada małe hopki, które szczególnie na szybkich zjazdach potrafią nieźle wybić w powietrze i twardo wylądować... Po takiej przedniej zabawie to już tylko bardzo szybki asfaltowo - szutrowo - asfaltowy zjazd wprost na metę. Mimo defektu etap zaliczam do udanych.
69/139 - open solo
19/39 - M3
Foto by BikeLIFE.

Na super singlach tak właśnie wyglądało moje odrabianie strat :) © JPbike
KLIK do 2 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Piątek, 26 lipca 2019 • dodano: 06.08.2019 | Komentarze 6
Pomysł pokonania szosowej trasy wokół Tatr zrodził się w trakcie całodniowego wypadu z Drogbasem jesienią 2012 na słowacką Kralovą Holę. No to poczytałem trochę o tej trasie, przejrzałem tracki gps i pozostało jedynie znaleźć na to czas. Tak się złożyło że w tym tygodniu miałem urlop i po zagadaniu się z Anią i Jarkiem wyruszyłem spontanicznie na kilkudniowy pobyt w okolice Tatr.
Moi towarzysze również zabrali swoje szosówki, ponoć też od dawna byli chętni na takie długodystansowe szosowe wyzwanie wokół tatrzańskich szczytów. No to po śniadaniu ruszyliśmy po 8 rano spod Murzasichla. Pierwsze km nie były łatwe - a to podjazd, a to spory ruch zmotoryzowanych turystów udających się wiadomo gdzie. Po wjechaniu do Słowacji kręciło się trochę lepiej, ale i tak z racji szczytu sezonu trafił się nam niemały ruch aut, no i roboty drogowe też były - trzeba było się skupiać na jeździe. Po pierwszej dłuższej przerwie zrobiło się dość gorąco i to mimo sporej wysokości. Dalsze km przebiegły spoczko - a to widoczki, a to podjazdy i zjazdy ze znośnym nachyleniem, ruch raz mniejszy, raz większy. No i niestety trafił się nam incydent ze słowackim kierowcą - jeden taki nie wiedzieć czemu nagle się zatrzymał tuż przed nami, widocznie przeszkadzała mu nasza jazda obok siebie mimo że miał cały wolny lewy pas. Natomiast południowo-zachodni odcinek szosy biegnie przez cywilizowane rejony, co za tym idzie mniej przyjemny. Po jakimś czasie pojawiły się wątpliwości czy zdołamy pokonać całą trasę za widna - nawigacja w moim liczniku pokazywała coraz późniejszą godzinę dotarcia do miejsca startu. W końcu ja, jako główny sprawca wycieczki, na 130 km decyduję się na odłączenie od ekipy, by nie zamęczać ich dalej i udam się po auto. I tak dalej te pozostałe ponad 70 km pokonałem sam - łatwo nie było, bo kolejne podjazdy czekały. Pod noclegownie zajechałem tuż przed 21-tą, szybki wskok do auta i po 22-tej zgarnąłem w słowackiej mieścinie Anię, Jarka i ich szosówki i tak już spoko wróciliśmy do Murzasichla. Mimo wszystko wypad wokół Tatr w moim wykonaniu uważam za udany - zapewne powtórzę, ale w mniej turystycznym terminie.

Odcinek do granicznej Łysej Polany - wiadomo skąd ten korek © JPbike

To już po słowackiej stronie. Ładnie tam :) © JPbike

Tylko pomykać wśród tatrzańskich szczytów © JPbike

Przerwa w Tatrzańskiej Łomnicy © JPbike

Moi towarzysze na trasie © JPbike

Panoramka na Niżne Tatry z Kralovą Holą w tle © JPbike

Kolejne kilometry, kolejne widoczki © JPbike

Fajna szopa, w sam raz na kanapkę :) © JPbike

W trakcie długiego zjazdu © JPbike

Południowo-zachodni odcinek trasy jest mniej ciekawy, ale ja nie narzekam :) © JPbike

Zachodni kraniec trasy - zaraz będzie długi podjazd © JPbike

Zabrakło mi picia, więc... :) © JPbike

Dotarłem do granicy, ale do noclegowni jeszcze mam daleko... © JPbike
Kategoria ponad 200 km, szoska, w górach, w towarzystwie, poza PL
Sobota, 6 lipca 2019 • dodano: 07.07.2019 | Komentarze 3
W ramach sprawdzenia swojej górskiej formy przed etapówką Sudety MTB Challenge wybrałem się na to wyzwanie MTB - 100 km Ultra Giga Maraton organizowany przez Grabka. Dojazd do Szklarskiej Poręby bezpośredni (pobudka o 4 rano). Na miejscu panowała idealna do ścigania pogoda - sucho, słonecznie, ani za ciepło, ani za zimno.
Już od dłuższego czasu Karkonosze są dla mnie drugim domowym podwórkiem, zatem po spojrzeniu na przebieg trasy w dużej mierze wiedziałem czego się spodziewać - było dosłownie wszystko co powinno być na prawdziwym długodystansowym maratonie MTB.
Czasu na rozgrzewkę brakło (ledwo 2 km). Spotkałem teamowego kolegę - Staszka, jak i kumpla ze Śląska - Adama. Start najdłuższego dystansu mieliśmy o 10, zatem w sektorze panował pełny luz, zupełnie jak za czasów świetności golonkowego cyklu MTB Marathon.
Po ruszeniu stawki, pod górę na stoku narciarskim idzie mi przeciętnie, z trudem łapię swój rytm. Następuje długotrwała i dość szybka jazda po szerokich szuterkach - w mojej części stawki nic specjalnego nie dzieje się, są małe tasowania i tworzenie/rozpadanie grupeczek. Po skręcie na pierwszy długi podjazd - w stronę Dwóch Mostów stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej - nie daję rady dojść rywali przede mną, paru mnie wyprzedza, ale spoko, bo wiem że przed nami jeszcze bardzo długa trasa. Przed szczytem zaskoczenie i to spore, bo mamy skręt na bardzo trudny technicznie zjazd po gęsto usianych kamieniach - nie wiedziałem że Grabek w końcu się skusi na taki hardcorowy zjazd znany z golonkowego maratonu w Karpaczu. W moim przypadku zaskoczenie i brak złapania rytmu MTB spowodowało że zaliczam tam glebkę ze szlifem na kostce, po czym kawałek decyduję nie ryzykować i schodzę pieszo. Dalszą cześć trudnego zjazdu pokonuję w siodle - nie było łatwo i ciężko było się skupić na lawirowaniu góralem między kamieniami. Po zjechaniu kolejne zaskoczenie - wjeżdżamy na dość długi odcinek nowo powstałych krętych i lekko podjazdowych singli do MTB zwanych „Olbrzymy“ - fajna sprawa, chociaż ubita i wertepiasta nawierzchnia nie ułatwiała sprawy w szybkim pomykaniu tędy. Jadąc tamtędy, cały czas utrzymuję pozycję w stawce. Po pokonaniu kilku odcinków wspomnianych singli i zjechaniu do Jagniątkowa, na asfaltowym zakręcie zauważam że w przednim kole ubyło ciśnienia, ale da się jechać. No i na tamtejszym podjeździe wyczuwam że zaczynam łapać swój rytm MTB i wyprzedzanko rozpoczęte. Problemik w tym że powietrze z opony nadal schodzi, mleczko nie chce uszczelnić, zatem robię pit stop na szybkie dopompowanie. Ujechałem ledwo 2 km i znów muszę dopompować, mając nadzieję że będzie OK, ale niestety na 40 km trasy, po pokonaniu korzeniastej ścianki podjazdowej staję i decyduję się na założenie dętki, pierwszy raz od czasu przejścia na mleczko uszczelniające. Założenie i napompowanie poszły sprawnie i ze spokojem, w tym czasie ponad 10 rywali mnie mijało, w tym Adam i Staszek. W sumie przez te 3 postoje straciłem 15 minut. Po ruszeniu jedzie się ciut lepiej, trasa mnie znów zaskakuje - wiele odcinków jest dla mnie nowych, np. na szczycie jakiegoś urwiska, po ścieżce na zboczu wzdłuż rzeki Kamiennej. No i się zaczęło odrabianie strat - średnio co kilka/kilkanaście minut kogoś doganiam i wyprzedzam, ale dla każdego rywala mam szacunek, bo to ultra giga to wyzwanie które się długo pamięta. Na 47 km skręt na 2 rundę giga - i tak jeszcze raz przyszło nam pokonać 40 km rundę - esencję karkonoskiego MTB. Jadąc tamtędy byłem już rozkręcony na maxa, czułem się jak rybka w wodzie, pilnowałem picia i spożywania żeli Unit w odpowiednim czasie, niektórzy wyprzedzani (w tym Staszek) próbowali mi siadać na kole - żaden nie wytrzymał mojego tempa podjazdowego. Po wjechaniu na powrotny odcinek w stronę mety (m.in 7 kilometrowy podjazd) nadal kogoś z giga dochodziłem, w tym kolegów którzy mijali mnie jak robiłem pierwsze dopompowanie, czyli pit stopowe straty odrobione :). Na parę km przed metą znowu trasa zaskakuje i zaczyna troszkę dobijać - co chwila mieliśmy coś w stylu „jeszcze jeden podjazd“ :). Gdy na liczniku pojawiła się cyfra 99 km to czułem już zmęczenie, zaczęła mnie łapać delikatna kolka wysiłkowa, musiałem zwolnić. Na 500 m przed metą doszedł mnie wyprzedzony wcześniej rywal i tak już z satysfakcją mijam końcową kreskę. Relive z ultra giga trasy.
Po dotarciu do zaparkowanego auta przekonałem się jak wiele musiałem z siebie dać na takim ponad sześciogodzinnym wyzwaniu po górskich wertepach - od razu dolna część pleców i tyłek zaczęły boleć, były problemy ze zrobieniem przysiadów, a nogi zrobiły się jakieś skamieniałe :)
41/85 - open ultra giga
13/34 - M4
Strata do zwycięzcy (Mariusz Kozak) - 1:25 godz., do M4 (Dariusz Poroś) - 57 min.
Gdyby nie te defekty to po odjęciu straconych 15 min. byłoby 32 open i 9 M4 ...
Kolejne cenne doświadczenia zdobyte. Ze swojej górskiej formy jestem zadowolony :)
Foto by Datasport.

Ja, stary maratonowy wyjadacz właśnie mijam metę 100 km górskiego wyzwania na MTB :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 9 czerwca 2019 • dodano: 10.06.2019 | Komentarze 3
Tegoż pięknego dnia zgodnie z planem ruszyłem o 9 rano na ponad dwugodzinną górską przejażdżkę i by po raz pierwszy zdobyć tytułową 890 metrową górę, przejechać kawałek przez Czechy i troszkę pozwiedzać Głuchołazy. Natomiast Jurek udał się na swojej pięknej szosówce na wycieczkę po czeskich asfalcikach.
W skrócie - podobało mi się i jest gdzie kręcić. Relive z trasy.

Jest pięknie. Na tą górę właśnie jadę © JPbike

Zaczynamy wspinaczkę, początkowo łagodnie, końcówka dość stroma - max 21% © JPbike

Widoczek z traski. Właśnie po to się jeździ na MTB w góry :) © JPbike

Szczyt zdobyty. Wieża widokowa - pozwiedzam ją innym razem © JPbike

Hardkorowy zjazd zielonym po czeskiej stronie - PURE MTB © JPbike

Czeski widoczek © JPbike

Rzeźbienie łydek na zjazdowym asfalciku © JPbike

Odnowiona zabytkowa kładka w Głuchołazach © JPbike

Na terenie Góry Parkowej "odkryłem" fajny singletrack do MTB © JPbike

Wiejskie i podgórskie klimaty. Wieża kościoła w Konradowie © JPbike

Stąd mam ze 300m na posesję Młynarza © JPbike
Sobota, 4 maja 2019 • dodano: 06.05.2019 | Komentarze 7
Kolejnego dnia pobytu w Górach Sowich pogoda zrobiła się odrobinkę "cieplejsza" od wczorajszej (przekroczyła 10°C), tylko że prognoza na popołudnie zapowiadała deszcz i spore ochłodzenie (sprawdziła się). Ruszyliśmy z noclegowni o 10:35. Tym razem wymyśliłem trasę prowadzącą do Srebrnej Góry i biegnącą głównie po grzbiecie gór + przejazd zjazdowym singletrackiem (trasy Enduro Srebrna Góra). Natomiast powrót mieliśmy "lżejszy" bo troszkę asfaltowy i z dodatkiem atrakcji w postaci sporych wiaduktów kolejowych. Na ostatnich km zgodnie z prognozą nastąpiło gwałtowne załamanie pogody - najpierw deszcz, spory spadek temperatury i tuż po dotarciu na kwaterę zaczął padać ... śnieg. Relive z trasy.

Fajnie mieć od pierwszych km porządny podjazd w chłodnej aurze :) © JPbike

Po to się jeździ na MTB w góry :) © JPbike

W rezerwacie Bukowa Kalenica © JPbike

Kręcenie po grzbiecie gór to raz w dół, raz pod górę, raz hardkor, no i widoczki © JPbike

Szałas z miłosnym akcentem :) © JPbike

Przerwa ... © JPbike

Pomykania po grzbiecie gór c.d. © JPbike

Początek długiego singletracka - frajda z jazdy tędy była © JPbike

Przy Twierdzy Srebrna Góra © JPbike

Pure MTB wokół Twierdzy Srebrnogórskiej © JPbike

Stroma ulica w Srebrnej Górze © JPbike

Na zabytkowym wiadukcie © JPbike

Ten mały punkt na górze to ja :) © JPbike

Asfalciki też były © JPbike

Spore te wiadukty kolejowe (przed Nową Rudą) © JPbike

Eksploracja też była © JPbike

Przy kolejnym wiadukcie (Ludwikowice Kłodzkie) © JPbike

Ostatni i ciężki podjazd. Nastało załamanie pogody i pada deszcz © JPbike

Po dotarciu do noclegowni zima wróciła :) © JPbike
Kategoria do 100 km, w górach, w towarzystwie
Piątek, 3 maja 2019 • dodano: 05.05.2019 | Komentarze 4
Tegoż dnia zgodnie z planem postanowiliśmy że zrobimy konkretny górski trip. Padł pomysł na pokonanie zielonego szlaku MTB autorstwa Strefy MTB Sudety. Start spod kwatery o 11:15, pogoda średnia i chłodna (6°C). Szczegółowo nie ma co się rozpisywać - poza chłodną aurą kręcenie po górskim terenie mieliśmy takie jakie chcieliśmy - było dosłownie wszystko co rasowy kolarz górski musi zaliczyć.
Relive z porządnej trasy MTB.

W drodze na Wielką Sowę aura troszkę mglista © JPbike

Na szczycie dużo wiary i ... prószyło śnieżynkami © JPbike

Widoczek ze zjazdu do Walimia © JPbike

Fajne oznaczenia trasy maratonu © JPbike

Zjazd do Walimia © JPbike

Odwiedziliśmy Bike Park MTB w Walimiu - frajda była :) © JPbike

Typowo MTB-owski widoczek © JPbike

Grube te procenty zjazdowe © JPbike

Cesarskie Skały © JPbike

Zjeżdżamy do Głuszycy © JPbike

Strasznie stromy podjazd - max 23% © JPbike

Takie ciężkie wspinaczki my to lubimy :) © JPbike

Długi i fajny singletrack - Rybnicki Grzbiet © JPbike

Singletracka c.d. © JPbike

Micor napiera w swoim żywiole © JPbike

Kolejny długi podjazd zaliczony - na Rogowiec (870 m) © JPbike

Na szczycie Turzyna (895 m). Powalone słupy to szkody po huraganie © JPbike

Polanka w okolicy Andrzejówki © JPbike

Na granicznym odcinku - też fajnym © JPbike

Na ostatnich km wyszlo piękne późnopopołudniowe słońce © JPbike
Kategoria do 100 km, w górach, w towarzystwie
Czwartek, 2 maja 2019 • dodano: 05.05.2019 | Komentarze 3
Majówki z rowerem czas zacząć. Podobnie jak rok temu - i tym razem udałem się wraz z Dawidem w góry, a dokładnie w rejon Gór Sowich, do Sokolca. Noclegownię mieliśmy jak za czasów PRL - komunistyczny duży budynek, nawet wnętrza są z tamtej epoki.
Po dotarciu i krótkim odpoczynku, po 19-tej udaliśmy się pokręcić rozgrzewkowo na najwyższą górę w okolicy - Wielką Sowę (1014 m). Wspinaczka szła nam sprawnie, mimo że lekko zabłądziliśmy, jak i nierzadko miękka nawierzchnia dawała nam w kość. Górny fragment pokonywaliśmy po strzałkach maratonu (5 maja jest tu wyścig). Po dotarciu na szczyt krótki postój i zaczynamy zjazd przy zapadających ciemnościach - lampki oczywiście mieliśmy. Nie brakowało hardkora zjazdowego (żółty szlak). Po dokręceniu do asfaltu już tylko krótki podjazd na przełęcz i bardzo szybki zjazd do kwatery. Relive z trasy.

Na szczycie Wielkiej Sowy. Ja zadowolony bo jestem w górach :) © JPbike
Kategoria do 50 km, w górach, w towarzystwie