Info o mnie.
- przejechane: 182612.49 km
- w tym teren: 66011.10 km
- teren procentowo: 36.15 %
- v średnia: 22.63 km/h
- czas: 334d 09h 24m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1172
do 50 km - 1228
do/z pracy - 278
dron - 64
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 288
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 240
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 100
Solid MTB - 30
sprzęt - 49
szoska - 448
Uphill race - 8
w górach - 304
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 395
wyprawy - 66
wysokie szczyty - 35
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Canyon Endurace



archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Czerwiec - 9 - 20
2025, Maj - 10 - 20
2025, Kwiecień - 8 - 21
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 95
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14

















Wpisy archiwalne w kategorii
w górach
Dystans całkowity: | 19471.48 km (w terenie 9036.00 km; 46.41%) |
Czas w ruchu: | 1159:51 |
Średnia prędkość: | 16.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 256839 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 3943 kcal |
Liczba aktywności: | 301 |
Średnio na aktywność: | 64.69 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 25 sierpnia 2019 • dodano: 26.08.2019 | Komentarze 3
Duża ilość zaliczonych wyścigów w jakich startowałem przez ponad 11 lat w Karpaczu spowodowała że karkonoskie tereny stały się dla mnie drugim domowym podwórkiem - z przyjemnością zamieszkałbym tam na resztę swojego życia :)
Nie inaczej było w tym sezonie - gdy tylko Grabek podał kalendarz maratonów to od razu się zapisałem i cierpliwie czekałem na dzień startu. Pierwotnie w planach był parodniowy pobyt w tymże górskim kurorcie - nie wypalił i pozostał mi bezpośredni solowy dojazd.
Troszkę za późno wyruszyłem z domu, do tego remonty dróg przed Jelenią Górą - w efekcie do Karpacza dotarłem na zaledwie 20 minut przed startem królewskiego dystansu. No to szybki wskok w teamowe portki, szybkie ogarnięcie sprzętu i jazda na miejsce startu. Na główny deptak dotarłem... na niecałe 3 minuty przed ruszeniem stawki giga...
Udało się przybić piątkę ze Staszkiem z mego teamu i dawno nie widzianym Grześkiem z SCS OSOZ i od razu jazda pokonać 76 km giga trasę z 2700 m przewyższeniem. Startowałem oczywiście z samego końca.
Na początek doskonale znany wszystkim parokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego. Jest szeroko i od razu można cisnąć swoje - rzeczywiście od razu zacząłem wyprzedzać kolejnych i stopniowo przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Tętno oczywiście nieźle pikało jak na brak rozgrzewki przystało :) Co ciekawe - podjeżdżało mi się dość dobrze że strava zarejestrowała na tym odcinku moje Personal Record :)
Po podjechaniu kierujemy się na zjazd zielonym do Borowic - z pominięciem małego hardcorowego fragmentu. Sprawnie zjeżdżając tędy po sporych kamieniach zaskakuje mnie ilość mijanych defekciarzy - podobno doszła do 10 sztuk (!). Po tym wjezdżamy na zalesione karkonoskie stoki i czas pokonać dwukrotnie 30 km rundę z 1100 m przewyższeniem. Na podjeździe pod Grabowiec zauważam że jadę bez rękawiczek - są w kieszonce, więc je zakładam w ruchu, jak i mijam robiącą chwilowy pit stop Michalinę Ziółkowską, która po chwili mnie wyprzedza (później jeszcze parę razy się tasowaliśmy, co mnie dziwiło). Wytyczona trasa mnie zaskakuje - większość odcinków zarówno podjazdowych, jak i zjazdowych jest dla mnie nowych - wszystkie są fajnie poprowadzone, szczególnie w pamięci mocno utknął mi gruby zjazd z chyba najlepszym widokiem na cały Zbiornik Sosnówka.
Jadąc dalej i po wyprzedzeniu paru kolejnych rywali (m.in. Jana Zozulińskiego w koszulce Mistrza Polski) dochodzę do wniosku że właśnie dotarłem do swojego miejsca w stawce.
Przed pierwszym bufetem kolejne i miłe zaskoczenie - dogoniłem Mistrzynię Polski w przełajach - Basię Borowiecką, a ta pare kilometrów dalej mnie porobiła na podjeździe i na mecie włożyła mi 6 minut, zajmując 4 miejsce w Elicie Kobiet.
Kręcąc dalej raz podjazdowo, raz zjazdowo trzeba było nieźle się napracować mtbowsko by utrzymać miejsce, nie było mi łatwo, raz zyskałem, raz traciłem, szczególnie na tych nowych i nieznanych mi odcinkach. Na wyboistym zjeździe zauważam że zgubiłem dętkę przymocowaną do prętów siodełka opaską zaciskową - no pięknie, w przypadku złapania kapcioszka pewnie miałbym DNF. W pewnym miejscu zaskoczyła nas solidna i długa ściana podjazdowa (max 27%), do tego z ciężką leśną nawierzchnią - dla mnie udanie podjechana na przełożeniu 32/50. Po dotarciu do drugiego bufetu tankuję bidon i czas pokonać sławny szutrowy podjazd Drogą Chomontową - jedzie mi się dobrze, choć wspomniana Michalina mnie wyprzedziła na identycznym przełożeniu, tyle że z większą kadencją, e tam, zresztą ja też na tym ciężkim i długim podjeżdzie coś zyskałem - poprawiłem swoje Personal Record (wg. stravy) i na szczycie doszedłem dwóch rywali.
Po podjechaniu czas na długi zjazd - myślałem że będzie ponownie zielony do Borowic, nic z tego - wytyczyli coś nowego i łatwiejszego - zjazd po szerokim, szutrowo-trawiastym dukcie, jedynie na końcowym fragmencie był wspomniany zielony szlak. Po tym zrobiło się troszkę tłoczno na trasie, bo Giga napotkała na tych z najkrótszych dystansów (Classic i Fun).
Po minięciu tabliczki „Giga II runda“ to następuje ponowne parcie po nowo poznanych duktach - jedzie mi się ciut lepiej bo wiem czego się spodziewać na trasie, no i udaje mi się pokonać trzech rywali z giga, jak i zaczynamy wyprzedać tych z Mega (trwało to do mety). Troszkę martwiło mnie to że za mało żeli zabrałem (4 sztuki) i skończyły się po trzech godzinach górskiej jazdy, do tego doszły skurcze obu nóg. Po dotarciu do ostatniego bufetu, tuż przed ponownie pokonywaną Chomontową robię pit stop i wcinam trochę owoców - pomogło, choć straciłem dwie pozycje. Ów długi podjazd atakowany po raz drugi dość sprawnie wszedł, zanotowałem czas podjazdu o półtorej minuty gorszy od pierwszego.
Ponowny długi zjazd, ponownie chwilowa walka ze skurczami, mijam tabliczkę „5 km do mety“ - okazuje się że orgi nieźle i prawdziwie MTBowsko ułożyli końcówkę, bo jeszcze kilka podjazdów, jak i parę technicznych zjazdów się znalazło. I tak w końcu po pięciu godzinach górskiej jazdy wpadam na metę ulokowaną oczywiście na głównym deptaku w Karpaczu.
52/77 - open giga
11/19 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1:22:25 godz, do M4 (Andrzej Poczopko) - 1:04:41 godz.
Straty oczywiście spore, czołówka to górna półka. Ja jestem zadowolony z dobrego 5h górskiego treningu :)
Foto by Kasia Rokosz i Datasport.

Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :) © JPbike

W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :) © JPbike

Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, w górach, maratony
Piątek, 2 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 5
Głuszyca - Łomnica "Nitro"
No i nadszedł finałowy dzień pięciodniowej etapówki. Zatem pobudka, śniadanie i z dobrym samopoczuciem ruszam na parokilomertową rozgrzewkę, po tym czas na start ostatniego etapu, ponownie ze stadionu w Głuszycy.
Po wystartowaniu mamy parokiometrowy łagodny asfaltowy podjazd - jadąc tędy stopniowo się rozkręcam i też stopniowo się przebijam do przodu, by po wjechaniu w teren i osiągnięciu granicznego zielonego szlaku (raz do góry, raz w dól) rozpocząć jazdę w swojej części stawki, ale okazuje się że jedzie mi się dość dobrze i w dalszym ciągu kogoś doganiam i wyprzedzam, zresztą na ten etap zabrałem aż 6 żeli Unit i pilnowałem siebie by w odpowiednim czasie je spożywać. Był tam dość długi super singiel po stromym zboczu i z bardzo stromą ścianą zjazdową - zaszalałem tam i kilka pozycji wyżej zdobyte. Po zjechaniu czas na podjazd (pokonany sprawnie) w stronę ruin zamku Rogowiec - głównie szeroki szuter. Po tym również szeroki i bardzo szybki zjazd do asfaltu w Rybnicy i kolejny podjazd, na którym stwierdzam że tegoż dnia jestem w dobrej dyspozycji, bo ciągle kogoś doganiam i wyprzedzam. Po podjechaniu i zjechaniu kawałka wpadamy na najlepszy odcinek całej trasy - długi singiel poprowadzony też po stromym zboczu (Rybnicki Grzbiet) - ponoć na majówce też tędy kręciłem z micorem, tyle że w przeciwnym kierunku. Ależ to była frajda MTB, ale i trzeba było się nieźle skupiać na tym krętym odcinku, by nie spaść w przepaść. Po zjechaniu pitstopik na zatankowanie i kolejna długa jazda pod górę, najpierw asfalcikiem przez Grzmiącą, po czym terenem - dogoniłem paroosobową grupkę i pocisnąłem dalej sam. Od czasu do czasu kontrolując sytuację za mną - pewien dobrze podjeżdżający, ale słabo zjeżdżający Czech mocno mnie naciskał na utrzymanie mocnego tempa. Trochę techniczny zjazd i wpadamy na podjazd na najwyższy punkt trasy - toczyłem tędy podjazdowy bój z wspomnianym Czechem - prawie do samego szczytu udało się wjechać przed nim i jeszcze dogoniłem 2 gości jadących w parze, ale i tak ów wysiłek sporo mnie musiał kosztować. Pora na stromy i arcytechniczny zjazd z ostrymi zakrętasami - dupa za siodełko, początkowy fragment zjeżdżam, po czym luźna kamienista nawierzchnia powoduje że zaliczam pełno uślizgów, jedną glebkę i resztę tego hardcora schodzę. Na dole bufet i czas na ostatni podjazd - jedzie mi się już ciężej, tracę kilka pozycji. Docieramy do powtarzalnego z początku trasy - fajnego singla po stromym zboczu ze stromą ścianą zjazdową - sprawnie pokonaną. Na koniec już tylko szybki asfaltowy myk w stronę mety, nie cisnąłem w trupa, bo znam doskonale moje miejsce w stawce, pozwoliłem się wyprzedzić zwycięskiej parze mixowej (z Nowej Zelandii), po czym z radochą wjeżdżam na końcową kreskę. Moja trzecia w karierze etapówka MTB ukończona :)
34/121 - open solo
8/35 - M3
Tegoż dnia wypadłem najlepiej wynikowo, w generalce 40-latków uplasowałem się na 8 miejscu - zadowolony jestem :)
Gdyby kompan Drogbas jechał ze mną w parze i tak jak ja to ... w generalce byłoby 2 miejsce w parach Mastersów ...
Foto by Cykloza i BikeLIFE.

Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :) © JPbike

Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil WARTO się męczyć z pasją MTB w górach :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 0
Po przekroczeniu mety 4 etapu, posileniu się na bufecie i założeniu suchej koszulki udałem się na tytułowy "rozjazd". Nie było łatwo, szczególnie po takim ciężkim górskim etapie, chwilowy kryzysik był.
Ale i tak założenie logistyczne zrealizowane - to najważniejsze.
Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Głuszyca - Głuszyca "Ultra"
Po pobudce, śniadaniu, wskoku w kolarskie portki idę po rower i zauważam że w tylnym kole jest mało ciśnienia, zapewne w trakcie poprzedniego etapu (pełno ostrych kamieni na zjazdach) musiałem gdzieś dobić dętkę. Z racji tego że mam jedynie jedną zapasową to od czeskich mechaników kupuję dętkę - w założeniu i napompowaniu mnie wyręczyli - super chłopaki :)
Przez ten defekcik na miejsce startu, na stadionie w Głuszycy zjawiam się na 15 minut przed odpaleniem stawki - oczywiście powoduje to że ruszam z końca stawki.
Po wystartowaniu na moje szczęście mamy dość szeroki i długi podjazd, zatem sprawnie przebijam się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Po drodze mijamy m.in jakieś betonowe konstrukcje z czasów ostatniej wojny. Pojawiają się również bardzo strome podjazdy - idzie mi ciężko, z trudem utrzymuję swoją pozycję, a w głowie mam jeszcze straszniejszy profil trasy jutrzejszego etapu - więc decyduję się tegoż dnia jak najbardziej zaoszczędzić trochę powera na finał, nieznacznie zwalniam na podjazdach i pilnuję siebie tak, by nie zajechać się, idzie mi sprawnie i niemal prawie nie tracę zbytnio swojego miejsca w stawce. Docieramy na szczyt Wielkiej Sowy (1015 m) i czas na hardcore dnia - zjazd niebieskim. Nie napiszę jak bardzo musiałem wykazać się swoimi umiejętnościami, by zjechać tamtędy - najpierw straszne korzonki, po czym wąska ścieżka w dół z kamieniami i na koniec długa ściana z nachyleniem... 39% w dół !!! Uff, udało mi się, nawet coś tam zyskałem :)
Po tym następuje podjazdowa jazda po szerokim szuterku w stronę bufetu na Przełęczy Jugowskiej - całość pokonałem w samotności, tankuję bidon i czas na powtórkę z wczoraj - ponowny wjazd na Wielką Sowę żółtym i bardzo kamienistym szlakiem, z dodatkiem nowego odcinka, dość dzikiego fragmentu i znanego mi z majówki podjazdu po płytach w stronę Koziego Siodła. W trakcie podjeżdżania żółtym zaczął padać deszcz i po raz drugi tegoż dnia zdobywamy Wielką Sowę. Ze szczytu zjeżdżamy w mokrych warunkach zielonym do Sokolca - zjazd średnio trudny i bardo urozmaicony nawierzchniowo. Przestało padać i dokręcamy do Sierpnicy, na ciężki asfaltowy podjazd, kilka osób mnie wyprzedza, ostatni bufet i ponownie powtórka z wczoraj - leśne dukty w rejonie Masywu Włodarza, dopada nas chwilowy deszcz, po czym szybko się wypogadza i na koniec zjazd po szerokim szuterku do mety w Głuszycy.
46/124 - open solo
10/34 - M3
Foto by BikeLIFE.

Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak © JPbike

Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak © JPbike
KLIK do 5 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Środa, 31 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Bardo - Głuszyca
Trzeci dzień etapówki to dość wczesna pobudka, śniadanie i o 8 rano trzeba być gotowym do startu - z racji że ów etap rozpoczyna się w Bardzie to organizator zorganizował autokarowy transport ze Stronia Śląskiego na miejsce startu - podróż trwała godzinkę, odbiór roweru i sporo czasu mamy do startu, więc można powylegiwać się w pięknej pogodzie na przyszkolnym trawniku :)
Trasa z Barda do Głuszycy jest mi dobrze znana z mego poprzedniego Challenge (3 lata temu). Zatem rozgrzewka, zamieniam kilka zdań z Ritą Malinkiewicz (też jest z drużyny Unit) i czas ustawić się w sektorze, tym razem startowałem z połowy stawki.
Po ruszeniu najpierw przejazd przez centrum Barda i rozpoczyna się dość szybka jazda po asfalcie i lekko pod górę. Jedzie mi się dobrze, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, by po skręcie w podjazdowy teren znaleźć swoje miejsce w stawce. Następuje dość szybkie pomykanie po leśnym i płaskim dukcie w stronę Srebrnej Góry, mijamy pierwszy bufet i czas podjechać w stronę atrakcji MTB - przejazd trasami enduro wokół Twierdzy Srebrnogórskiej. Ależ to była emocjonująca jazda zjazdowym odcinkiem C-line (w trakcie majówki z Dawidem też tędy pomykaliśmy), wiele fragmentów wymagało dobrej techniki i szybkiej reakcji. Po tym zafundowali nam super podjazd trasą E - utwardzony singiel, pełno zawijasów i zakrętasów. Wspinając się tędy cały czas trzymam się swojego miejsca w stawce, od czasu do czasu są malutkie tasowania.
Po ponownym wjechaniu na czerwony i znany mi szlak poprowadzony po grzbietach gór to właściwie jadę swoje i kontroluję sytuację, bo wiem że ten długi odcinek typu góra-dół-góra-dół potrafi nieźle dać w kość, jak i technika zjazdowa też jest przydatna. Zaczęło się stopniowe wyprzedzanie ostatnich zawodników z krótszego dystansu, jak i mnie ze 3-5 osób wyprzedziło. Jedna i dość długa ściana z koleiną nie do podjechania też była - zbiorowe butowanie zaliczone. Super widoki też oczywiście były. Po dotarciu do bufetu na Przełęczy Jugowskiej tankuję bidon i czas na wspinaczkę w stronę Wielkiej Sowy, początkowo jest spoko z nawierzchnią, by po wjechaniu na żółty szlak zmierzyć się z najgorszym podłożem - same luźne kamienie, albo tuż obok pełno korzonków, oj było ciężko się skupiać na odpowiednim torze jazdy. No i szczyt zdobyty. Następuje hardcorowy zjazd żółtym (również obcykany podczas majówki). Po sprawnym zjechaniu czas na ostatni podjazd - w rejonie Masywu Włodarza, początkowo dość stromo, następnie łagodniej, po tym już tylko głównie szutrowy i szeroki zjazd wprost na metę w Głuszycy.
38/130 - open solo
9/35 - M3
Foto by BikeLIFE.

Na trasie Enduro Srebrna Góra - w 100% PURE MTB :) © JPbike
KLIK do 4 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Wtorek, 30 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Stronie Śląskie - Stronie Śląskie
Po pobudce i śniadaniu czas ruszać na najdłuższy etap. Start mamy o 10. No to rozgrzewka i wskok to tyłów sektora dla wszystkich - jest wesoło bo obok mnie sami znajomi :)
Na krótko przed ruszeniem zaczęło padać. No to start, w deszczu oczywiście - mi to nie przeszkadza, bo trudne warunki to ja lubię. Na początek ponad 9 km podjazd asfaltowo - szutrowy na Czernicę (1083 m) - jadąc tamtędy, cały czas stopniowo przebijam się do przodu, czyli jest dobrze. Przestało padać i powoli się wypogadza. Końcówka na szczyt to strome podejście i techniczny zjazd żółtym - sprawnie zjechany, ale zbyt wolno bo byłem blokowany. Po tym następuje szybki szuter, od tego momentu znajduję swoje miejsce w stawce i czas na ciężkie wyzwanie - przejazd potwornie wyboistym zielonym szlakiem granicznym - wąski singielek, przeważnie podjazdowy, miliony kamieni i korzeni nie ułatwiały sprawy w szybkim przejeżdżaniu tędy, a szczególnie na hardtailu, że aż rozmarzyłem się o fullu :). Owe straszne nierówności często wybijały mnie z rytmu, zaliczam kilka potknięć i spadam kilka miejsc w dół. Było tam jedno solidne podejście - wszyscy butują, ku mojemu zaskoczeniu jedynie kolega z drużyny Unit - Bartek Mikler daje radę to podjechać (prawie do końca), później z Bartkiem, który w tej etapówce startuje w parze miałem okazję jeszcze parę razy się tasować.
Po chwilowym postoju przy bufecie na granicznej Przełęczy Lądeckiej czas pokonać doskonale znany mi ciężki podjazd na Górę Borówkową (903 m) i stamtąd techniczny zjazd czerwonym - ilość kamieni, a szczególnie pokaźnych korzeni tak mną wytrzęsła że ręce i plecy zaczęły boleć - chyba jednak kupię tego fulla, najlepiej z regulowaną sztycą (jeden starszy ode mnie gość takiego miał i dosłownie szybko mnie porobił, właśnie na tym zjeździe) :)
Po zjechaniu czas na nową atrakcję - utwardzony i kręty singielek zwany „Pętla Orłowiec“ - ale frajda była w trakcie szybkiego mknięcia tędy :) Po tym znany z maratonów w Złotym Stoku szeroki, szutrowy podjazd i zjazd do Lutyni, ciężki podjazd po trawie ponownie na Przełęcz Lądecką, bufet, kawałek asfalcika zjazdowego i kolejna wspinaczka po łące i zjazd leśnym duktem z poopadowymi koleinami. Kręcąc tamtędy cały czas utrzymuję się w swoim miejscu, aż tak dobrze nie jest, bo czuję że zostało mi jakieś 50% mocy w nogach do wykorzystania.
Po pokonaniu 50 km jeszcze jeden długi podjazd z dwoma stromymi podejściami i też dwoma zjeżdżalnymi w połowie ściankami usianymi kamieniami z atrakcją w postaci ruin zamku Karpień. Na ostatniej ściance zjazdowej potykam się, zaliczam glebę z przekręceniem kierownicy o 180 stopni, przy tym zauważam że urwał się czujnik prędkości i zaginął w chaszczach, to nic - moja Sigma przełączyła się w tryb pomiaru prędkości GPS, a czujnik się kupi nowy.
W końcu mamy szybki zjazdowy odcinek w stronę Stronia Śląskiego, skręt na polankowy i ostatni podjazd - tam wyprzedzam jednego, jak i ostatnich zawodników z krótszego dystansu, oraz mnie załatwia trzyosobowa grupka - czyli sporo sił już zużyłem, ale bez przesady. Na koniec już tylko zjazd ulicą wprost na metę. Udany i ciężki ten etap był.
49/132 - open solo
9/35 - M3
Foto by BikeLIFE.

Na Pętli Orłowiec. Takie super odcinki powodują że miłość do MTB jeszcze bardziej się pogłębia :) © JPbike

Pod wieczór następuje profesjonalny transport rowerów na start kolejnego etapu - do Barda © JPbike
KLIK do 3 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Poniedziałek, 29 lipca 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Stronie Śląskie - Stronie Śląskie
Się zaczęło moje wyzwanie sezonu - 5 dniowa etapówka Sudety MTB Challenge, corocznie organizowana przez znawcę prawdziwego Pure MTB - mego rówieśnika Grzegorza Golonko.
Pierwotnie planowałem wystartować podobnie jak 3 lata temu w parze z Drogbasem - kompan jednak zrezygnował i pozostało mi przepisanie się na kategorię solo. Do bazy zawodów w Stroniu Śląskim dotarłem dzień przed startem, do tego wprost ze spontanicznego pobytu u stóp Tatr. Powitania ze znajomymi, pakiet startowy odebrany i ... zamiast zostać udałem się na jedną noc do przyjaciół, do Konradowa (80 km) - cóż, trzeba na maxa wykorzystać urlop i już :)
Nazajutrz, jadąc autem na miejsce startu, dopadła mnie niezła ulewa - będzie ciekawie, jak na znane powiedzenie z czasów cyklu MTB Marathon - „golonokowa pogoda“ :)
No to rozbiłem swoją bazę w szkole, okazało się że w sali nocuje również dawno nie widziany kolega z byłego wspólnego teamu - Maciej R. ale fajnie znów spotkać znajomych ze wspólną pasją. Dowiaduję się również że przez ulewną aurę start opóźnili o godzinę, do tego 63 km trasę skrócili do 48 km.
Gdy czas na rozgrzewkę to ładnie się wypogodziło i tak już zostało do końca 1 etapu. Spotkałem kolejnych kumpli, bez spiny ustawiłem się na końcu stawki i punkt 11-ta czas wystartować.
Na początek doskonale znany mi podjazd w stronę Siennej, skręt na długi i porządny podjazd po trochę podmytej nawierzchni z koleinami - w takim tłoku jest ciężko przebijać się do przodu, podjeżdżając tędy - połowa młynkuje, połowa butuje - trochę to trwa, by w wyższych partiach z niemałą ilością błota zluzować stawkę i nareszcie można jechać swoje, czyli tak jak lubię. Na krótkim i trawiastym zjeździe w stronę Przełęczy Puchaczówka, jadąc tuż za Pawłem. coś nawaliło mi w tylnej oponie, powietrze szybko zaczyna schodzić, znowu coś nie tak z uszczelnieniem mleczkiem. Staję, szybko dopompowuję, ruszam i znowu miękki mam tył. Trudno, na 7 km trasy, na przełęczy biorę się do założenia dętki, mam trochę szczęścia, bo od razu podszedła do mnie Niemka (kibic), ze swojego dostawczaka wyciąga sporych rozmiarów walizkę z częściami i narzędziami (!), do tego użycza mi profesjonalnej pompki - dzięki temu pit stop przebiega sprawnie, ale i tak (na mecie) okazuje się że przez defekt w sumie straciłem 12 minut i jeszcze go tego minęło mnie mnóstwo wiary że praktycznie spadam niemal na sam koniec stawki. W sumie nie przejmuję się tym, bo to dopiero początek etapówki i przede mną długa droga do mety i sporo może się wydarzyć.
Po ruszeniu, na kolejny podjazd w stronę przekaźnika na Czarną Górę dość szybko łapię swój rytm i równie szybko zaczynam wyprzedzać kolejnych, w tym mijam i witam kolejnych fajnych znajomych :). W wysokich partiach pojawiają się same arcywidokowe odcinki. I tak dokręcamy do Hali pod Śnieżnikiem, po czym następuje skręt na nieznany mi odcinek, jak się okazało, to był najbardziej techniczny odcinek dnia - wąska ścieżka po zboczu Śnieżnika, pełno sporych kamieni i korzeni, w tym jedna stroma ścianka zjazdowa (przyblokowali mnie). Po tym odcinku Pure MTB mamy długi, szeroki zjazd do Kletna (bufet) i podjazd w stronę nowo powstałego singla „Pętla Rudka“ - jadąc tędy nadal kogoś doganiam i wyprzedzam, czyli z moją formą jest dobrze :) Po wjechaniu na wspomniany i kręty singiel najpierw podjazdowy po czym zjazdowy następuje przednia zabawa - frajda jest, cisnę tędy ile fabryka daje :) Co ciekawe, po drodze mijałem kilka osób co złapali kapcia - faktycznie, ów wyprofilowany singiel posiada małe hopki, które szczególnie na szybkich zjazdach potrafią nieźle wybić w powietrze i twardo wylądować... Po takiej przedniej zabawie to już tylko bardzo szybki asfaltowo - szutrowo - asfaltowy zjazd wprost na metę. Mimo defektu etap zaliczam do udanych.
69/139 - open solo
19/39 - M3
Foto by BikeLIFE.

Na super singlach tak właśnie wyglądało moje odrabianie strat :) © JPbike
KLIK do 2 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Piątek, 26 lipca 2019 • dodano: 06.08.2019 | Komentarze 6
Pomysł pokonania szosowej trasy wokół Tatr zrodził się w trakcie całodniowego wypadu z Drogbasem jesienią 2012 na słowacką Kralovą Holę. No to poczytałem trochę o tej trasie, przejrzałem tracki gps i pozostało jedynie znaleźć na to czas. Tak się złożyło że w tym tygodniu miałem urlop i po zagadaniu się z Anią i Jarkiem wyruszyłem spontanicznie na kilkudniowy pobyt w okolice Tatr.
Moi towarzysze również zabrali swoje szosówki, ponoć też od dawna byli chętni na takie długodystansowe szosowe wyzwanie wokół tatrzańskich szczytów. No to po śniadaniu ruszyliśmy po 8 rano spod Murzasichla. Pierwsze km nie były łatwe - a to podjazd, a to spory ruch zmotoryzowanych turystów udających się wiadomo gdzie. Po wjechaniu do Słowacji kręciło się trochę lepiej, ale i tak z racji szczytu sezonu trafił się nam niemały ruch aut, no i roboty drogowe też były - trzeba było się skupiać na jeździe. Po pierwszej dłuższej przerwie zrobiło się dość gorąco i to mimo sporej wysokości. Dalsze km przebiegły spoczko - a to widoczki, a to podjazdy i zjazdy ze znośnym nachyleniem, ruch raz mniejszy, raz większy. No i niestety trafił się nam incydent ze słowackim kierowcą - jeden taki nie wiedzieć czemu nagle się zatrzymał tuż przed nami, widocznie przeszkadzała mu nasza jazda obok siebie mimo że miał cały wolny lewy pas. Natomiast południowo-zachodni odcinek szosy biegnie przez cywilizowane rejony, co za tym idzie mniej przyjemny. Po jakimś czasie pojawiły się wątpliwości czy zdołamy pokonać całą trasę za widna - nawigacja w moim liczniku pokazywała coraz późniejszą godzinę dotarcia do miejsca startu. W końcu ja, jako główny sprawca wycieczki, na 130 km decyduję się na odłączenie od ekipy, by nie zamęczać ich dalej i udam się po auto. I tak dalej te pozostałe ponad 70 km pokonałem sam - łatwo nie było, bo kolejne podjazdy czekały. Pod noclegownie zajechałem tuż przed 21-tą, szybki wskok do auta i po 22-tej zgarnąłem w słowackiej mieścinie Anię, Jarka i ich szosówki i tak już spoko wróciliśmy do Murzasichla. Mimo wszystko wypad wokół Tatr w moim wykonaniu uważam za udany - zapewne powtórzę, ale w mniej turystycznym terminie.

Odcinek do granicznej Łysej Polany - wiadomo skąd ten korek © JPbike

To już po słowackiej stronie. Ładnie tam :) © JPbike

Tylko pomykać wśród tatrzańskich szczytów © JPbike

Przerwa w Tatrzańskiej Łomnicy © JPbike

Moi towarzysze na trasie © JPbike

Panoramka na Niżne Tatry z Kralovą Holą w tle © JPbike

Kolejne kilometry, kolejne widoczki © JPbike

Fajna szopa, w sam raz na kanapkę :) © JPbike

W trakcie długiego zjazdu © JPbike

Południowo-zachodni odcinek trasy jest mniej ciekawy, ale ja nie narzekam :) © JPbike

Zachodni kraniec trasy - zaraz będzie długi podjazd © JPbike

Zabrakło mi picia, więc... :) © JPbike

Dotarłem do granicy, ale do noclegowni jeszcze mam daleko... © JPbike
Kategoria ponad 200 km, szoska, w górach, w towarzystwie, poza PL
Sobota, 6 lipca 2019 • dodano: 07.07.2019 | Komentarze 3
W ramach sprawdzenia swojej górskiej formy przed etapówką Sudety MTB Challenge wybrałem się na to wyzwanie MTB - 100 km Ultra Giga Maraton organizowany przez Grabka. Dojazd do Szklarskiej Poręby bezpośredni (pobudka o 4 rano). Na miejscu panowała idealna do ścigania pogoda - sucho, słonecznie, ani za ciepło, ani za zimno.
Już od dłuższego czasu Karkonosze są dla mnie drugim domowym podwórkiem, zatem po spojrzeniu na przebieg trasy w dużej mierze wiedziałem czego się spodziewać - było dosłownie wszystko co powinno być na prawdziwym długodystansowym maratonie MTB.
Czasu na rozgrzewkę brakło (ledwo 2 km). Spotkałem teamowego kolegę - Staszka, jak i kumpla ze Śląska - Adama. Start najdłuższego dystansu mieliśmy o 10, zatem w sektorze panował pełny luz, zupełnie jak za czasów świetności golonkowego cyklu MTB Marathon.
Po ruszeniu stawki, pod górę na stoku narciarskim idzie mi przeciętnie, z trudem łapię swój rytm. Następuje długotrwała i dość szybka jazda po szerokich szuterkach - w mojej części stawki nic specjalnego nie dzieje się, są małe tasowania i tworzenie/rozpadanie grupeczek. Po skręcie na pierwszy długi podjazd - w stronę Dwóch Mostów stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej - nie daję rady dojść rywali przede mną, paru mnie wyprzedza, ale spoko, bo wiem że przed nami jeszcze bardzo długa trasa. Przed szczytem zaskoczenie i to spore, bo mamy skręt na bardzo trudny technicznie zjazd po gęsto usianych kamieniach - nie wiedziałem że Grabek w końcu się skusi na taki hardcorowy zjazd znany z golonkowego maratonu w Karpaczu. W moim przypadku zaskoczenie i brak złapania rytmu MTB spowodowało że zaliczam tam glebkę ze szlifem na kostce, po czym kawałek decyduję nie ryzykować i schodzę pieszo. Dalszą cześć trudnego zjazdu pokonuję w siodle - nie było łatwo i ciężko było się skupić na lawirowaniu góralem między kamieniami. Po zjechaniu kolejne zaskoczenie - wjeżdżamy na dość długi odcinek nowo powstałych krętych i lekko podjazdowych singli do MTB zwanych „Olbrzymy“ - fajna sprawa, chociaż ubita i wertepiasta nawierzchnia nie ułatwiała sprawy w szybkim pomykaniu tędy. Jadąc tamtędy, cały czas utrzymuję pozycję w stawce. Po pokonaniu kilku odcinków wspomnianych singli i zjechaniu do Jagniątkowa, na asfaltowym zakręcie zauważam że w przednim kole ubyło ciśnienia, ale da się jechać. No i na tamtejszym podjeździe wyczuwam że zaczynam łapać swój rytm MTB i wyprzedzanko rozpoczęte. Problemik w tym że powietrze z opony nadal schodzi, mleczko nie chce uszczelnić, zatem robię pit stop na szybkie dopompowanie. Ujechałem ledwo 2 km i znów muszę dopompować, mając nadzieję że będzie OK, ale niestety na 40 km trasy, po pokonaniu korzeniastej ścianki podjazdowej staję i decyduję się na założenie dętki, pierwszy raz od czasu przejścia na mleczko uszczelniające. Założenie i napompowanie poszły sprawnie i ze spokojem, w tym czasie ponad 10 rywali mnie mijało, w tym Adam i Staszek. W sumie przez te 3 postoje straciłem 15 minut. Po ruszeniu jedzie się ciut lepiej, trasa mnie znów zaskakuje - wiele odcinków jest dla mnie nowych, np. na szczycie jakiegoś urwiska, po ścieżce na zboczu wzdłuż rzeki Kamiennej. No i się zaczęło odrabianie strat - średnio co kilka/kilkanaście minut kogoś doganiam i wyprzedzam, ale dla każdego rywala mam szacunek, bo to ultra giga to wyzwanie które się długo pamięta. Na 47 km skręt na 2 rundę giga - i tak jeszcze raz przyszło nam pokonać 40 km rundę - esencję karkonoskiego MTB. Jadąc tamtędy byłem już rozkręcony na maxa, czułem się jak rybka w wodzie, pilnowałem picia i spożywania żeli Unit w odpowiednim czasie, niektórzy wyprzedzani (w tym Staszek) próbowali mi siadać na kole - żaden nie wytrzymał mojego tempa podjazdowego. Po wjechaniu na powrotny odcinek w stronę mety (m.in 7 kilometrowy podjazd) nadal kogoś z giga dochodziłem, w tym kolegów którzy mijali mnie jak robiłem pierwsze dopompowanie, czyli pit stopowe straty odrobione :). Na parę km przed metą znowu trasa zaskakuje i zaczyna troszkę dobijać - co chwila mieliśmy coś w stylu „jeszcze jeden podjazd“ :). Gdy na liczniku pojawiła się cyfra 99 km to czułem już zmęczenie, zaczęła mnie łapać delikatna kolka wysiłkowa, musiałem zwolnić. Na 500 m przed metą doszedł mnie wyprzedzony wcześniej rywal i tak już z satysfakcją mijam końcową kreskę. Relive z ultra giga trasy.
Po dotarciu do zaparkowanego auta przekonałem się jak wiele musiałem z siebie dać na takim ponad sześciogodzinnym wyzwaniu po górskich wertepach - od razu dolna część pleców i tyłek zaczęły boleć, były problemy ze zrobieniem przysiadów, a nogi zrobiły się jakieś skamieniałe :)
41/85 - open ultra giga
13/34 - M4
Strata do zwycięzcy (Mariusz Kozak) - 1:25 godz., do M4 (Dariusz Poroś) - 57 min.
Gdyby nie te defekty to po odjęciu straconych 15 min. byłoby 32 open i 9 M4 ...
Kolejne cenne doświadczenia zdobyte. Ze swojej górskiej formy jestem zadowolony :)
Foto by Datasport.

Ja, stary maratonowy wyjadacz właśnie mijam metę 100 km górskiego wyzwania na MTB :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 9 czerwca 2019 • dodano: 10.06.2019 | Komentarze 3
Tegoż pięknego dnia zgodnie z planem ruszyłem o 9 rano na ponad dwugodzinną górską przejażdżkę i by po raz pierwszy zdobyć tytułową 890 metrową górę, przejechać kawałek przez Czechy i troszkę pozwiedzać Głuchołazy. Natomiast Jurek udał się na swojej pięknej szosówce na wycieczkę po czeskich asfalcikach.
W skrócie - podobało mi się i jest gdzie kręcić. Relive z trasy.

Jest pięknie. Na tą górę właśnie jadę © JPbike

Zaczynamy wspinaczkę, początkowo łagodnie, końcówka dość stroma - max 21% © JPbike

Widoczek z traski. Właśnie po to się jeździ na MTB w góry :) © JPbike

Szczyt zdobyty. Wieża widokowa - pozwiedzam ją innym razem © JPbike

Hardkorowy zjazd zielonym po czeskiej stronie - PURE MTB © JPbike

Czeski widoczek © JPbike

Rzeźbienie łydek na zjazdowym asfalciku © JPbike

Odnowiona zabytkowa kładka w Głuchołazach © JPbike

Na terenie Góry Parkowej "odkryłem" fajny singletrack do MTB © JPbike

Wiejskie i podgórskie klimaty. Wieża kościoła w Konradowie © JPbike

Stąd mam ze 300m na posesję Młynarza © JPbike