Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1125
do 50 km - 1215
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 233
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 91
Solid MTB - 30
sprzęt - 45
szoska - 439
Uphill race - 8
w górach - 299
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Listopad - 6 - 13
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
Uphill race
Dystans całkowity: | 151.90 km (w terenie 97.00 km; 63.86%) |
Czas w ruchu: | 11:08 |
Średnia prędkość: | 13.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.15 km/h |
Suma podjazdów: | 4313 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 18.99 km i 1h 23m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 5 września 2021 • dodano: 09.09.2021 | Komentarze 2
Trzeci start w tym charytatywnym wyścigu, organizowanym przez Rotary Club.
W tym sezonie start do wspinaczki na Śnieżkę zaplanowali już o 9 rano - nie dla mnie, trudno. Pakiet startowy odebrałem wczoraj, ale i tak presja czasowa była - na miejsce dotarłem ciut za późno i ledwo byłem gotów na zaledwie 15 minut przed ruszeniem stawki.
Pogoda w Karpaczu i całych Karkonoszach zafundowała nam niespodziankę - niemal idealne warunki na podjazdowe grzanie z dodatkiem super widoków, czyli słonecznie, okolice 15°C, do tego słaby wiaterek :)
Przed ruszeniem pilotowanej kolumny ucinam pogawędkę z Patrykiem i jazda na miejsce startu - obok Bachusa, czyli tym razem nie będzie przejazdu przez deptak, a od razu wpadamy na główną ulicę.
Jakoś tak wyszło że przyszło mi startować gdzieś z tyłów z prawie 300 osobowego peletonu. Rozgrzewki u mnie brak, myślałem głównie o tym czy uda się poprawić swój najlepszy czas wjazdu sprzed dwóch lat. Jest ciepło, na 2 minuty przed ruszeniem zdejmuję rękawki - od razu lepiej.
No i start. Na początek ze 5 km asfaltowy podjazd główną ulicą ze skrętem w stronę Orlinka, miejscem zaburzenia grawitacji i krótkim zjazdem - podjeżdżało mi się całkiem, całkiem i o dziwo - dość szybko złapałem swój podjazdowy rytm. Bez problemu na tym odcinku powyprzedzałem ze ponad setkę osób i równie szybko znalazłem się w rozciągniętej części stawki, ale i tak swojego punktu odniesienia nie znałem. No i przed Wangiem wjeżdżamy na te sławne, nierówne i dość paskudne bruki prowadzące na sam szczyt. Podjeżdżając tędy, aż do odcinka z krótkim zjazdem do Domu Śląskiego wspina mi się dość ciężko, cosik czuję że w nogach brakuje mocy takiej jaką bym chciał. Mimo tego samopoczucie cały czas mam dobre, „młynka“ (34/50) używam wyłącznie na najstromszych fragmentach, jeszcze do tego stopniowo i z bardzo małą różnicą prędkości udaje mi się wyprzedzić w sumie jakieś kilkanaście rywali - wszyscy mieli na twarzach wolę walki (tak trzymać!). No i mijani turyści dopisują - nie brakowało dopingujących oklasków. Po minięciu Domu Śląskiego czas na decydujący i 2 km atak szczytowy. Za mną brak zagrożenia wyprzedzeniem, a przede mną w zasięgu wzroku kilka osób. Patrzę na licznik, na swój czas - nie jest najlepiej, poprawy czasu chyba nie będzie. Widocznie wspomniany brak lepszego powera daje o sobie znać na tym końcowym podjeździe, ale i tak nie odpuszczam, walczę jak mogę, na ok 500m przed szczytem udaje mi się dojść poprzedzającego rywala - okazuje się że to Szymon Mikler (brat znanego w kolarskim światku Bartka), no i niestety zauważam że nie poprawię czasu, tracę chęci na pociśnięcie paskudnej nawierzchniowo końcówki na całego i w efekcie bez spiny wjeżdżam na metę, kilkanaście sekund za Szymonem. Czas na końcowej kresce miałem o ponad 3 minuty gorszy od osobistego rekordu.
Mimo wszystko dla mnie to był udany i fajny uphill, zajęte miejsca zarówno open, jak i M4 mnie całkiem zadowoliły :)
28/272 - open
11/92 - M4
Strata do zwycięzcy (Paweł Kwiatkowski) - 18:44 min, do M4 (Adam Porada) - 11:16 min
W akcji na tych paskudnych brukach - dawaj pod górę! © JPbike
Finiszuje z dodatkiem oklasków :) © JPbike
Niezależnie od ilości wjazdów na Śnieżkę - dla mnie to ulubione chwile :) © JPbike
Trochę tłoczno i rowerowo na szczycie + widoki © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Uphill race, w górach, wysokie szczyty
Czwartek, 5 sierpnia 2021 • dodano: 10.08.2021 | Komentarze 2
Wyzwanie sezonu, czyli 4-dniowa tytułowa etapówka rozpoczęte. Dojazd do Ochotnicy Dolnej w dniu startu i wraz z kompanem Adrianem - prócz indywidualnej klasyfikacji na królewskim dystansie (HELL) zapisaliśmy się również jako teamowa para.
Tegoż dnia w okolicy panowała deszczowa aura i 18°C, a okoliczne szczyty były spowite we mgle.
Pierwszy etap to 12 km czasówka podjazdowa. Puszczali każdego co minutę, mój start wyznaczyli o 15:19, czyli spoko i bez pośpiechu można było się szykować do ciśnięcia podjazdowego, na Magurki (1108m).
Po ruszeniu na początek niespełna 6 km lekko podjazdowy mokry asfalt - ten odcinek z 100m przewyższeniem pokonałem ze średnią 28km/h i od razu wpadamy na wymagający gorczański teren. Już pierwsza stroma ściana podjazdowa sprawiła problemy z przyczepnością, żałowałem że nie mam porządnych klockowatych opon (nauczka na przyszłość) i sporo buksowania było - te śliskie fragmenty trzeba było zbutować. No i od razu zaczynam stopniowo wyprzedzać paru gości startujących przede mną - większość jest z krótszych dystansów (FUN i HARD) i widocznie mocno walczyli z błotem i stromizną podjazdową. Dalszą trasę dość dobrze pamiętałem z zeszłego roku. W ciężkich deszczowych warunkach twardo walczyłem z tym podjazdem, ze 2 kolejne butowania zaliczone, żaden rywal startujący za mną nie dogonił mnie, czyli jest spoko. W górnych partiach mgliste warunki dodawały klimatu, no i błota tam sporo. Do mety na szczycie dotarłem bez większej spiny. Chłodno tam było (12°C), a ja przemoknięty, więc szybki bufet i po 5 minutach czas wracać w dół do bazy.
30/100 - open (bez podziału na dystanse)
14/50 - M4
Strata do zwycięzcy open (Albert Głowa) - 11min i 20sek, do M4 (Andrzej Kaiser) - 9min i 40sek
Fajny ten start do czasówki. W deszczu oczywiście © JPbike
Ciężki i widokowy jest ten podjazd © JPbike
To już końcówka trasy, z masą błota © JPbike
Deszczowe klimaty z wieżą na Magurkach © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, Uphill race, w górach
Czwartek, 6 sierpnia 2020 • dodano: 10.08.2020 | Komentarze 2
W tym sezonie jak wszyscy wiedzą - przez jakąś pandemię porobiło się z organizacją etapówek, jedni przełożyli na przyszły sezon, inni zmienili tegoroczne terminy. Na tytułową i czterodniową etapówkę MTB rozgrywaną w sercu pięknych Gorców zapisałem się jeszcze w zeszłym roku. Pierwotnie owa etapówka miała być rozegrana pod koniec maja - ostatecznie udało się zorganizować w pierwszej połowie sierpnia - idealnie by wpasować w mój wakacyjny urlop.
Po dotarciu do Ochotnicy Dolnej by odebrać pakiet startowy - trzeba było przejść przez reżim sanitarny - prócz maseczek mierzyli temperaturę i wypełnialiśmy pismo związane z covidem.
Pierwszy etap najdłuższego dystansu (HELL) to niespełna 7 km czasówka podjazdowa prowadząca na szczyt Magurki (1108m). Mój start zaplanowali na godz. 15:29 (co minutę puszczali nas), czyli najpóźniej w mej dotychczasowej karierze wyścigowej :)
No to luz, panowała piękna słoneczna pogoda i po 14-tej ruszam na rozgrzewkę, na „lekki“ asfaltowy podjazd po jakimś czasie zauważyłem że tętno moje jest dość wysokie, do tego z przedniego koła zaczyna ubywać ciśnienia, a przedwczoraj dolewałem mleczka...
Na szczęście, do wozu technicznego mam w dół i udaje mi się dotrzeć bez prowadzenia roweru. Od razu decyduję się na założenie dętki - trochę nerwów było, szybko się pobrudziłem mleczkiem, do tego okazuje się że wentyl jest wykrzywiony, a działo się to na niespełna pół godziny przed moim startem. Uff, w końcu udało się i można startować.
Przed startem spotykam paru znajomych i nastała moja godzina startu. Jakoś na luzie ruszyłem, bo wiem że właściwe ściganie będzie od jutra. Na początek ze 600m asfaltu i wpadam w ciężki podjazdowy teren z porządnym nachyleniem dochodzącym do 20%, do tego po trawie. Jest ciężko, tętno moje wysokie, ale jakoś daję radę. Po chwili trasa biegnie szutrami przez dający miły cień gorczański las z co jakiś czas pojawiającymi się polankami i super widoczkami. Po ujechaniu ze 3.5 km dochodzę jednego z wcześniej startujących gości, a drugiego mam w zasięgu wzroku (nie dogoniłem go), natomiast za mną na razie nie widzę nikogo, czyli jest spoko. Trasa nadal jest ciężka podjazdowo, na fragmencie z luźnymi kamieniami potykam się i muszę zbutować, zresztą większość też tak miała. Doszedł mnie zdobywca 3 miejsca M4, a ja wyprzedzam z kolei trzeciego gościa. Kilka krótkich odcinków z wypłaszczeniami też się trafiało - można było odsapnąć. No i końcówka, kilka błotnych kałuż, wjeżdżamy na ponad 1000m po półpłaskim odcinku i jest meta tuż przy wieży widokowej na szczycie - byłem tam 2 lata temu.
Całkiem udany uphill zaliczony, chociaż czułem że czegoś mi brakło by jechać na 100% swoich możliwości podjazdowych.
27/55 - open HELL
12/23 - M4
Strata do zwycięzcy open, jak i M4 (Damian Bartoszek) - 9 min i 20 sek
W stawce rywali z M4 jest ciasno - zapowiada się ciekawa walka ... :)
Dajesz, dajesz, dajesz !!! © JPbike
Ostatnie metry podjazdu. Pięknie tam w górach :) © JPbike
Widoczek z wieży Magurki © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, Uphill race, w górach
Sobota, 31 sierpnia 2019 • dodano: 01.09.2019 | Komentarze 5
Kolejna edycja charytatywnego wyścigu „Rowerem na Śnieżkę“ organizowanego przez Rotary Club. Dla mnie to drugi z rzędu start w takiej wspinaczce pod hasłem „Pokonaj siebie, pomóż innym“.
Do Karpacza wpadłem na kilka dni - trochę górskiego kręcenia i spacerów zaliczyłem.
Rok temu pogodę w trakcie wyścigu mieliśmy niefajną rowerowo - deszcz, mgła i chłód, natomiast tym razem aura w Karkonoszach aż nadto dopisała - piękne słońce, ponad 25°C (w centrum Karpacza), do tego cała masa górskich super widoczków.
Po odbiorze pakietu startowego i zrobieniu parokilometrowej rozgrzewki czas ruszyć w pilotowanej kolumnie spod biura zawodów na główny deptak, ustawiłem się w 1/3 stawki, troszkę oczekiwania i punkt 11-ta odpalili prawie 300 osobowy peleton.
Na początek prawie 5 km asfaltowy podjazd główną ulicą, skręt w stronę Orlinka i miejsce zaburzenia grawitacji, krótki zjazd, ponownie podjazd i skręcamy na te sławne, w dużej mierze paskudne i nierówne bruki prowadzące na sam szczyt Śnieżki.
Jadąc tędy po asfalciku dość dobrze mi się podjeżdżało - cały czas powoli, acz systematycznie wyprzedzam rywali. Po wjechaniu na Wang i wpadnięciu na teren KPN dość szybko okazuje się że znalazłem się w swoim miejscu stawki, nie wiem tylko czy to grupa top 20, czy top 40. Jak zwykle te wspomniane bruki nie ułatwiały sprawy w sprawnej wspinaczce - prędkość mam raz mniejszą, raz większą, staram się wybierać odpowiedni tor jazdy. Tasuję się wtedy z paroma rywalami. Na Polanie (1067 m) orgi postawili mini bufet - wziąłem, wypiłem i wylałem na siebie butelkę wody, bo pełne słońce chwilami dawało mi w kość na tym podjeździe z nachyleniem rzadko spadającym poniżej 11% (max 19%). Wypada wspomnieć że cały czas mijamy masę turystów udających się pieszo na szczyt - ci kulturę mają na dobrym poziomie i większość nas dopinguje oklaskami. Po dotarciu do Strzechy Akademickiej (1258 m) przed nami niezła ściana do pokonania - dopiero tam użyłem „młynka“ (32/50), no i nie wiem jak to się stało że tuż przed zjazdem do Przełęczy pod Śnieżką (1394 m) przyspieszyłem i bez problemów wyprzedziłem dwóch rywali. Natomiast ów krótki zjazd do Domu Śląskiego dostarczył mi dużo miłych wrażeń - nie dlatego że szybko i sprawnie zjechałem, ale z racji ogromnej liczby turystów i ich oklasków, do tego sporo osób cykało mi fotki :)
No i został jeszcze do pokonania decydujący dwukilometrowy atak szczytowy. Przed rozpoczęciem tegoż ataku doszedłem kolejnego rywala - a ten widocznie nie zamierzał się łatwo poddać, zatem cisnęliśmy pod górę łeb w łeb i mając przy tym gorący doping z oklaskami od turystów :). Na jakieś 500m przed metą udaje mi się wyprzedzić rywala (z M50) i jeszcze urwać parę cennych sekund, po czym cisnę pod górę na tej paskudnej nawierzchni tak mocno na ile mój power w nogach pozwala i sprawnie wjeżdżam na końcową kreskę.
18/277 - open
7/106 - M40
Wynik oczywiście mnie miło zaskoczył, niezły ze mnie góral z Wielkopolski :)
Czas podjazdu - 1:13:15 godz - w porównaniu do zeszłego roku poprawiony o ponad 2 minuty
Strata do zwycięzcy (Łukasz Derheld) - 17:11 min, do M40 (Dawid Duława) - 9:05 min
Foto by Paulina Hekman.
Dla takich chwil warto trenować i dać z siebie sporo :) © JPbike
Na szczycie pełno turystów i rowerzystów, przyjemna temperatura, masa super widoków, pogadałem z kolegami, jedna pani bardzo chciała mieć ze mną fotkę :). Po czym zjechałem do Domu Śląskiego, gdzie był bufet i po jakimś czasie w pilotowanej kolumnie zjechaliśmy do Karpacza. To był super dzień z dużą ilością miłych wrażeń :)
Kategoria dzień wyścigowy, Uphill race, w górach, wysokie szczyty
Sobota, 1 września 2018 • dodano: 03.09.2018 | Komentarze 6
Pierwotnie nie planowałem tegoż uphillowego startu. Gdy tylko dowiedziałem się że w tym sezonie nie będzie a jakże bardzo udanego dla mnie w dwóch poprzednich sezonach maratonu "Rowerem przez Karkonosze“ (dwie wygrane (klik 1), (klik 2)), to po długim namyśle skusiłem się na ten tytułowy wyścig organizowany przez Rotary Club i mający charakter charytatywny.
Na Śnieżkę wjeżdżałem wyścigowo dwa razy, w sezonie 2008 i 2009, czyli sporo czasu minęło i czas sprawdzić gdzie obecnie stoję z podjazdową formą :)
Do Karpacza przyjechałem wraz z rodzicami już we wtorek i dzięki temu porządnie mogłem się powysypiać i pokręcić wycieczkowo-treningowo po okolicznych górach. Do piątkowego popołudnia pogoda dopisywała, a prognozy na dzień startu zapowiadały całodniowy deszcz i nazajutrz w sobotę niestety się sprawdziły, temperatura spadła do 12°C, do tego w górnych partiach Karkonoszy panowała konkretna mgła, dobrze tylko że wiatr odpuścił.
No to ruszyłem spod noclegowni w deszczyku do biura zawodów, zostawiłem tam plecak z suchymi kolarskimi ciuszkami na zmianę (zbędny nasz balast wwozili do Domu Śląskiego terenówkami). Powitania, pogaduszki z paroma kolegami i jazda w kolumnie na deptak w centrum Karpacza, chwila oczekiwania i START, oczywiście w deszczyku.
Ruszałem z 1/3 stawki (na mecie sklasyfikowano 254 osób). Pierwsze i asfaltowe ponad 4 km prowadzące do Stacji Narciarskiej „Biały Jar“, skręt na kultowy i znany z TdP ciężki podjazd pod Orlinek, kawałek zjazdu i końcówka do Karpacza Górnego poszły mi przeciętnie - wyprzedzania w mojej części stawki niewiele, po prostu jechałem swoje i stopniowo łapałem swój podjazdowy rytm. No, stroma ściana pod Wang, tu najlżejsze przełożenie 34/40 ledwo mi starcza i wpadamy na te sławne, nierówne i paskudne bruki prowadzące na sam szczyt - nachylenie prawie w ogóle nie spada poniżej 11% (max 19%), od tego momentu elegancko łapię swój rytm i zaczynam stopniowo wyprzedzać jednego za drugim - to cieszy, ale wiem że mocy by zbliżyć się do czołówki jeszcze mi brakuje. Dodatkowo dobra znajomość trasy pozwala mi w pełni kontrolować sytuacje typu: gdzie przycisnąć, gdzie zwolnić by złapać chwilę oddechu, itp. Po przekroczeniu Polany (1067 m) deszczyk ustaje i stopniowo wjeżdżamy w mglistą krainę - w sumie fajny klimat, chociaż widoczków nie ma. I tak brnę do góry, powoli łykając kolejnych rywali, nierówne bruki nie ułatwiają sprawy w utrzymaniu równego tempa. Mijamy Strzechę Akademicką (1258 m), mgła staje się coraz gęstsza, kolejna długa ściana do pokonania - na swoim 34/40 daję radę sprawnie podjechać, przy tym na krótkim wypłaszczeniu dochodzę grupkę rywali. Na zjeździe do Przełęczy pod Śnieżką (1394 m) wyprzedzam kilku naraz, ponoć ów zjazd po brukach w mocno mglistych warunkach wymaga skupienia. No i został jeszcze do pokonania ponad 2 km atak szczytowy po najbardziej paskudnej nawierzchni - poza stromizną szczeliny między brukami są straszne i łatwo o wybicie rytmu. Mgła zamieniła się w mleko - widoczność ledwo 20-30 metrów. Ku mojemu zdumieniu szybko uciekam dopiero co wyprzedzonym paru rywalom i od tego momentu już samotnie atakuję końcówkę. Czuć narastający chłód, a na wschodnim zboczu Śnieżki troszeczkę powiało. Na 500 m przed metą wyprzedza mnie gość niewiadomo skąd i na karbonowym fullu - pogratulowałem mu za lepsze rozłożenie sił ode mnie :). W końcu końcówka morderczego i emocjonującego podjazdu - nagle zrobiło się ślisko, dwa razy tylne koło zabuksowało, w porę nad tym zapanowałem (technika, technika :)) i z radością, oraz przy oklaskach grupki kibiców zdobywam Królową Karkonoszy (1602 m) na rowerze po raz trzeci :)
To już ostatnie metry ciężkiej wspinaczki. Dawaj! Dawaj! :) © JPbike
Czas podjazdu - 1:15:33 godz - osobisty rekord sprzed 9 lat poprawiony o ponad 8 minut - JESTEM DUMNY :)
25/254 - open
8/96 - M40
Strata do zwycięzcy (Marcin Mokiejewski) - 17:49 min, do M40 (Rafał Ignaczak) - 17:43 min
Kolejna radosna chwila w moim życiorysie :) Warunki na szczycie - widać :) © JPbike
Na szczycie spędziłem krótką chwilę, mleczna mgła, zero widoczków, turystów niewiele i chłód na poziomie 6°C, do tego ja cały przemoknięty. Na szczęście organizator spisał się znakomicie - zorganizował bazę w cieplutkim Domu Śląskim. No to zjazd do Przełęczy pod Śnieżką - wychłodziłem się znacznie, ręce zaczęły sztywnieć. W tłocznej bazie od razu przebieram się w suche portki, wypiłem 3 ciepłe herbatki, zjadłem placka, podzieliłem się wrażeniami z kolegami i tak po jakimś czasie już ogrzani mogliśmy w kolumnie zjechać do Karpacza.
Podjazdowa re-transmisja na Relive - KLIK.
Kategoria dzień wyścigowy, Uphill race, w górach, wysokie szczyty
Niedziela, 3 marca 2013 • dodano: 03.03.2013 | Komentarze 10
Ostatnio modne robi się organizowanie przez bikestatowiczy przeróżnych zawodów. Tym razem wyzwania podjął się Rodman, który wpadł na pomysł zorganizowania czegoś nowego w światku kolarzy górskich - Eliminatora, w dodatku uphillowego. Miejsce zawodów - stok i szczyt Osowej Góry.
Po prostu ściga się w rozlosowanych grupkach po kilka osób w eliminacjach, po czym przegrani odpadają a Ci z czołowych pozycji przechodzą do następnych etapów i w końcu wielki finał.
Po zagadaniu się, na miejscu zbiórki grupy dojazdowo-ścigancko-powrotnej zjawiło się 9 bikerów: duda, Jarekdrogbas, jasskulainen, josip, JPbike, klosiu, krzychuuu86 (nowo poznany), Marc i z3waza.
Natomiast pozostali - JoannaZygmunta, Ania Wysokińska i organizator Rodman zjawili się w miasteczku zawodów w odpowiedniej porze. W sumie było nas 12 osób, bardzo dobra frekwencja :)
Najpierw ostro nadwarciańskim. Ledwo załapałem w obiektywie kumpli :)© JPbike
Chwila na odsapnięcie :)© JPbike
Podjeżdżamy na Osową Górę ...© JPbike
Na szczycie. Spotkanie całej męskiej ekipy© JPbike
Profil Uphill Eliminatora (start od ulicy Spacerowej, meta na szczycie).
Pora na losowanie eliminacyjne :)© JPbike
1. Eliminacje - Po rozlosowaniu wylądowałem w drugiej grupie, z josipem, klosiem, Krzychem i Marcem. START ! Ruszyłem "spokojniej" i znalazłem się na 3 albo 4 pozycji. Lekko zaatakowałem na największej stromiźnie, by linię mety minąć na 2 pozycji, tuż za josipem.
Emocjonujące chwile - losowanie półfinałowe :)© JPbike
2. Półfinał - Grupka składała się ze mnie, Drogbasa, jasskulainena i Marca. Po starcie Drogbas ostro wystrzelił i tak cały czas uphillowałem parę sekund za nim do samej mety. Awans do finału wywalczony !
Jak widać - wszyscy na sprinterski uphill odchudziliśmy rowery do granic moźliwości !© JPbike
3. Finał - Sami mocni: josip, Jarekdrogbas, JPbike i Rodman. Zaraz po starcie utworzył się peletonik prowadzony przez Drogbasa, ja na ogonie. Na największej stromiźnie Rodman zaatakował chyba na maxa, josip za nim, a ja wyprzedziłem Drogbasa i taki skład w odstępie paru sekund minął linię mety na szczycie.
Zdobyłem 3 miejsce i fajny medal, na którym widnieje ... podjazd 35% :)
Nawet w wyścigu o piąte miejsce rywalizacja była bardzo zacięta !© JPbike
Kompletny skład Eliminatorów :)© JPbike
W drodze powrotnej OBOWIĄZKOWO po piwku !© JPbike
Powrót również nadwarciańskim i po dojechaniu do rogatek Poznania każdy pomknął w swoją stronę.
Podsumowując - miło spędzony czas w zacnym gronie, kolejne świetne zawody, podczas których doświadczyliśmy nowych doznań wyścigowo-uphillowych :)
Pozostałe fotki, niewiele fociłem - są w Picassie.
Puls - max 180 (podczas eliminacji) i po tym wyłączyłem pulsometr :)
Przewyższenie - 545 m
Kategoria bikestatsowe zawody, do 100 km, w towarzystwie, Uphill race
Niedziela, 2 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 19
Dane wyjazdu dotyczą tylko samego wjazdu na szczyt od startu.
Na ten najbardziej prestiżowy Uphill na najwyższy szczyt moich ulubionych górskich terenów (Karkonoszy) oczekiwałem z niecierpliwością :)
W końcu nadszedł dla mnie ten czas. Po raz drugi przyszło mi się zmierzyć ze Śnieżką :)
Przed startem wyznaczyłem sobie najważniejszy cel – poprawić swój ubiegłoroczny czas wjazdu (wynosił 1:31).
Motywacja była większa, bo na te zawody wybrał się Damian więc kolejna okazja do rywalizacji :)
Tegoż dnia w Karpaczu pogoda była słoneczna i upalna. Organizator wyznaczył limit 500 osób … ale i tak wystartowało ponad 530 bikerek i bikerów – widać że popularność tego Uphillu rośnie (w zeszłym roku na szczyt wjechało 460 osób) …
Kręcąc się rozgrzewkowo spotkałem znajomego z wyprawy – Pawła, jak i poznałem kolejnego bikestatowicza – Piotra z Gliwic, który podobnie jak ja i DMK77 startował w koszulce BS-owej :)
Na miejscu startu w centrum Karpacza ustawiliśmy się na krótko przed 12-tą. Ja i Damian stanęliśmy w połowie stawki. Nastąpił start … jakoś wolno wszyscy ruszyli – głównie przez dość wąską bramkę, na której zaczyna się pomiar czasu. No i jazda do góry – najpierw spoczko, a po chwili naciskałem mocniej na pedały i powoli zacząłem wyprzedzać, jak i mnie Ci szybsi też wyprzedzali … Po kilku asfaltowych km-ach wyprzedził mnie Damian – od razu dotarło do mnie że jest ode mnie mocniejszy na podjazdach, no cóż zobaczymy … :)
Gdy skończył się asfalt to wiadomo … zaczęła się prawdziwa wspinaczka po słynnej już wyboistej kostce biegnącej na sam szczyt. Jakoś przez jakiś czas nie mogłem złapać swojego tempa – ciężko było, jednak, jak na twardziela przystało mocno do góry kręciłem i starałem się trzymać w zasięgu wzroku Damiana. W końcu tuż przed Polaną (1067 m) złapałem swój rytm, tam też zostałem wyprzedzony po raz ostatni i wziąłem się za solidną podjazdową robotę :) Stawka nieźle była już rozciągnięta, miałem dużo swobody na trasie. Po dotarciu do Strzechy Akademickiej zdziwiłem się troszkę bo tam był … bufet (z zeszłym sezonie nie było) – w ruchu chwyciłem jedynie wodę. W miarę zbliżania się do Równi pod Śnieżką zauważyłem że Damian mi znikł z pola widzenia … nie było powodu do obaw, bo na jedynym, niezłym i bardzo wyboistym zjeździe (52 km/h) prawie Go dogoniłem i od tamtej chwili zaczął się atak na samą Śnieżkę i … fascynująca rywalizacja między DMK77 a JPbike :) – jechałem tuż za Nim. Co chwilkę Damian starał się mi uciec, rozpędzał się na stojąco – a ja nie dałem mu za wygraną, trzymałem się mocno jego pleców :) Obaj mieliśmy wspaniały doping i oklaski ze strony turystów :) Na samej morderczej końcówce, na kilka metrów przed metą zauważyłem że Damian zsiadł z rowerka, szybko i dosłownie resztkami sił wbiegł z rowerem na metę … a ja chwileczkę po Nim oczywiście wjechałem na Śnieżkę (1602 m) bez żadnego zsiadania :) Na mecie okazało się że przegrałem z DMK77 rywalizację o … 9 sekund :)
No i poprawiłem swój ubiegłoroczny czas wjazdu: 1:23:45 … czyli lepszy o 8 minut – więc główny cel, jaki sobie wyznaczyłem - został osiągnięty !
Na szczycie po posileniu się, zarówno ja i Damian mieliśmy powody do radości … obaj już wiemy że za rok znów będziemy się wspinać :)
172/533 - open
38/140 – M3
JPbike na starcie Uphillu :)
I Damian … wszyscy tryskają humorem :)
Na fascynującym ataku na szczyt … DMK77 próbuje mi uciekać … :D
Fajnie … że udało mi się sięgnąć po aparacik i uwiecznić tą chwilę :)
Świeżo po rywalizacji … twardziele z medalami :)
Oto mój medal :)
Wielki JPbike na Śnieżce :) Satysfakcja na szczycie OGROMNA !
W końcu nastapił zjazd … z Karkonoskimi arcywidoczkami :)
Poza tym na szczycie miał miejsce bardzo romantyczny akcent – pewien chłopak … oświadczył się swojej dziewczynie – obaj oczywiście też brali udział w Uphillu … i para dostała brawa od wszystkich niemal uczestników … Pięknie było :)
Dzięki Damianie za fantastyczną rywalizację i … czekam na następny pojedynek :D
Kategoria w górach, Uphill race, wysokie szczyty, dzień wyścigowy
Niedziela, 3 sierpnia 2008 • dodano: 04.08.2008 | Komentarze 23
Dane wyjazdu dotyczą tylko samego wjazdu na Śnieżkę od startu.
Zaczęło się tak: troszkę się zaspałem. Wyruszyłem autem do Karpacza o 6-tej rano i na miejscu byłem po 10. Złożyłem bika, wlazłem w kolarskie ciuszki i w drogę do biura zawodów które znajdowało się na dole skoczni Orlinek, o tym nie wiedziałem ... a zajechałem na górę skoczni :) No i zszedłem na dół po stromych schodach skoczni, taszcząc rower na plecach. Przy biurze zawodów niezła kolejka na zapisy ... ciekawie czy zdążę na czas ? W końcu udało mi się zapisać jako jeden z ostatnich zawodników, dostałem numer 443. Natychmiast po zaczepieniu numerku startowego szybkim tempem zjechałem na miejsce startu, które było w centrum Karpacza. Prawie wszyscy uczestnicy byli na miejscu, peleton sięgał 100 m długości :) W sumie wystartowało 458 zawodników i zawodniczek - SZOK !
Start nastąpił krótko po 12. Startując z końca stawki ruszyłem spoko, następnie po kilometrze, gdy peleton zaczął się powoli rozpadać to zacząłem brnąć do góry swoim stałym tempem, powoli wyprzedzałem jednego za drugim, a gdy wjechaliśmy na brukowaną drogę prowadzącą do kościółka Wang (stromizna spora !) to pierwsi zaczęli schodzić ze swoich rowerów, a ja ciągle do góry zasuwałem do góry na przełożeniu 22/34 :) Po wjechaniu na nierówną, brukowano-kamienistą drogę KPN-u nadal jechałem swoim tempem i nadal wyprzedzałem kolejnych, mijałem pierwszych defekciarzy. Tętno utrzymywało się na poziomie 160-170. Dobrze że miałem w jednym bidonie izotonika a w drugim wodę i od czasu do czasu przyjemnie powiało. Gdy dojechałem do schroniska Strzecha Akademicka, to dogoniłem malutką grupkę, którą oczywiście powoli powyprzedzałem – ale to fajne uczucie ciągle kogoś wyprzedzać :) Później nastąpił krótki ale szybki zjazd do Równi Pod Śnieżką i w końcu atak na samą Śnieżkę. Te 2 ostatnie kilometry na szczyt były najcięższe, cały czas na przełożeniu 22/34 z wysoką kadencją, a na samej morderczej końcówce wspaniali kibice-turyści z oklaskami byli.. No i WJECHAŁEM !!! Ostatecznie na mecie byłem 244-ty na 458 startujących i 58-ty w swojej kategorii M3 (na 116 uczestników) a startowałem gdzieś z końca stawki ... :)
Na szczycie było jakieś 10 - 15 stopni, zimno. Zjadłem kawałek pomarańczy, batonika, wypiłem izotonika, popstrykałem troszkę fotek i gdy wjechał ostatni zawodnik to nastąpił zjazd w kolumnie za autem straży granicznej. Reszta to zobaczcie foteczki (niektóre fotki robiłem miesiąc temu) :)
Ogólnie jestem BARDZO zadowolony z wjechania na szczyt, tym bardziej że uczyniłem to bez zsiadania z bika i to nawet na najbardziej stromych odcinkach. Za rok ponownie biorę udział :)
Wielkie podziękowania dla Karli, oraz mojej siostruni i jej rodzinki za mocne trzymanie kciuków :)
Końcówka zawodników na starcie, stąd startowałem
Początkowe kilka km biegły ulicami Karpacza oczywiście do góry
No fajnie, znów obfociłem bikerki :)
Jedyny i dość krótki odcinek, gdzie nie trzęsło nierównościami, chwilę później jest krótki, kamienisto-brukowany i szybki zjazd na którym wyciska się prędkość maksymalną i to po kamieniach ...
Na szczyt jeszcze 400 m ...
Takiego zdjęcia na szczycie Śnieżki z moim numerkiem startowym nie mogło tutaj zabraknąć :)
Wszyscy ze swoimi rowerami się zmieściliśmy na Śnieżce :)
Zwycięzca Uphillu - Marek Galiński
Szykowanie się do trzęsowiskowego zjazdu ...
No i jedziemy w dół. Tutaj kawałek dalej jednemu złamała się kierownica, zranił się odrobinę i zabrali go na dół GOPR-owcy w pomarańczowym Honkerze
Również i takiej ślicznej foteczki nie mogło zabraknąć :)
Po takich kamieniach jechaliśmy, cały czas niesamowicie trzęsło ...
Ilości defekciarzy na zjeździe po kamieniach naliczyłem się ze ponad 20 - głównie łapali kapcia, musiał to być test wytrzymałości ...
Po odebraniu pamiątkowego T-shirta i dyplomu dość niespodziewanie zjawił się przy mnie mój najwierniejszy kibic :)
Oliwce i jej rodzicom bardzo dziękuję za zrobienie mi niespodzianki :)
Jak widzicie :) Zapewne w przyszłości namówię ją do zarejestrowania na BS :)
Kategoria w górach, Uphill race, wysokie szczyty, dzień wyścigowy