Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1125
do 50 km - 1215
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 233
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 91
Solid MTB - 30
sprzęt - 45
szoska - 439
Uphill race - 8
w górach - 299
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Listopad - 6 - 13
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2016
Dystans całkowity: | 1065.67 km (w terenie 565.97 km; 53.11%) |
Czas w ruchu: | 54:39 |
Średnia prędkość: | 19.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 60.77 km/h |
Suma podjazdów: | 15468 m |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (88 %) |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 50.75 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
Piątek, 29 lipca 2016 • dodano: 09.08.2016 | Komentarze 4
Nastał ostatni dzień sześciodniowej etapówki MTB. Z jednej strony można się cieszyć, bo ciężka jazda po górach dzień po dniu dobiega końca i będzie ultra browarowanie, a z drugiej to szkoda że to już prawie koniec super przygody spędzanej w 100% z pasją :)
Nazajutrz czułem już nogi, widocznie podczas wczorajszego etapu musiałem sporo z siebie wycisnąć, by nie zawieść kompana, a tu jeszcze do pokonania mamy 55 km i ponad 2100 m podjazdów na technicznej trasie, pokazującej prawdziwe oblicze kolarstwa górskiego. Dla mnie nic dziwnego - jeśli zliczyć wszystkie moje maratonowe starty w Karpaczu i parę tutejszych urlopowych pobytów to okaże się że te tereny to moje drugie „domowe“ podwórko :). Trasę, jej twórcę i poziom trudności oczywiście znałem, poza jednym nowym odcinkiem, ale po kolei.
Stojąc w sektorze na głównym deptaku w centrum Karpacza, Jarek stanowczo mnie informuje że zamierza mocno kręcić i walczyć, zatem skąd on ma jeszcze siły na takie mocno górskie szaleństwa na rowerze ? Cóż, różnymi sposobami próbowałem mu wmówić że nie mam już tyle powera w nogach ... Poza tym naoglądałem się rowerów pozostałych uczestników obok mnie - same carbony, xtr-y, sramy z górnej półki, mnóstwo wypasionych fullów 29 za grubą kasę (min. 15000), po tym spojrzałem na swojego aluminowego Scotta - ma się wrażenie że przy tym to chyba rower z supermarketu, hehe :) No dobra, to nie sprzęt sam jeździ :) I jeszcze wspomnę że tuż przed odpaleniem stawki podszedł do nas Gogol i poza życzeniem powodzenia namawiał Drogbasa aby odłożył telefon, bo on ciągle klik klik i halo halo :)
No to start. Na początek klasyczny i parokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego. Kompan tak jak mówił - zwiał mi, nie zamierzał czekać i tyle go widziałem, do czasu. Ów podjazd średnio mi wszedł w nogi, kręciłem swoje i zauważyłem że tętno mam niskie (max 154), ale ogólnie z samopoczuciem nie było tak źle. Pierwszy zjazd i ciężki podjazd ponownie do Karpacza Górnego przebiegły bez rewelacji i trochę tasowania było. Po tym kultowy już zjazd zielonym do Borowic po kamieniach wielkości AGD - pokonany sprawnie poza dwoma momentami, gdzie zostałem przyblokowany. Dojeżdżamy do pierwszego bufetu, a tam czekał kompan i od razu mówi „5 minut“, jednak po krótkim posileniu się chyba zrozumiał moje zmęczenie ciężką etapówką. Od tego momentu kręcimy razem, nieznacznie oddalając się. Techniczny zjazd z Grabowca spoko, wypych na stromiźnie i trochę śliski zjazd, na którym Jarek zalicza glebę. Na półpłaskim fragmencie kompan znów był niezadowolony z mojego „zamulania“, raz dałem mu znać aby pognał sam i spotkamy się na bufecie - odmówił. Kolejny ciężki podjazd i docieramy do bardzo stromej ścianki zjazdowej - dla mnie sprawnie zjechanej. I tak dalej myk znanymi mi duktami do Przesieki, wizyta przy bufecie (coś tam pokropiło z nieba), kolejne miłe leśne dukty, troszkę asfaltu i czas zmierzyć się ze sławnym podjazdem na Przełęcz Karkonoską, nie całkowicie, bo w pewnym momencie skręciliśmy na zupełnie nowy odcinek - okazał się największą masakrą na całej etapówce. Niby tylko kilka km, to nawierzchnia z jaką przyszło nam pokonać przerastała możliwości chyba wszystkich uczestników - na przemian kamienie, głębokie błotne koleiny, setki kałuż, sporo pozrywkowych szkód, żadnego optymalnego toru jazdy, do tego trzeba było mnóstwo razy przenosić swoje rumaki (np. przez strumień z pokaźnymi skarpami). Przemieszczając się tędy Jarek powiedział że ma już dość, nie wiem tylko czy i jego dopadło zmęczenie, czy po prostu chęci siadły. Na jednej zjazdowej i błotnośliskiej ścieżce kompan zalicza kolejną glebę - tym razem jego sprzęt dostaje w kość, do tego z niewiadomego powodu niesprawna manetka xtr wrzuciła blacik (o tym jak Jarka ogarnęło !#$%!&! to pomińmy). Gdy wreszcie udało się wydostać z paskudnego odcinka to obaj nie ukrywaliśmy swojego niezadowolenia z tegoż fragmentu (po co to wymyślili, skoro większości nie dało się pokonać w siodle?). Pora pokonać sławny podjazd Chomontową. Najpierw z racji drogbasowego blacika robimy pitstop - odkręcam linkę przerzutki i kompan może młynkować pod górę. Porządny ten podjazd wszedł ani dobrze, ani żle, kilka osób nas (raczej mnie) wyprzedziło. Po tym bardzo trudny technicznie zjazd żółtym - najgorsze fragmenty odpuszczamy, resztę zjeżdżam i na dole chwilę czekam na Jarka. Wizyta przy ostatnim bufecie, pokonujemy trudną kondycyjnie sekcję XC. Było nam tędy już ciężko kręcić swoim rytmem, parę kolejnych osób nas pozałatwiało. O ile ja miałem w sobie sporo cierpliwości, to Drogbas (ponownie) mówił że to jego ostatnie Sudety MTB Challenge :). W końcu dojazd do sławnych agrafek - zmęczenie i dekoncentracja we mnie takie że odpuściłem to kamienno-korzenne hardcore w siodle, zjazd po trawie i jest META, na którą wjeżdżamy oczywiście równo :)
Oj, to był bardzo ciężki etap, wszyscy uczestnicy to odczuli - sporo wiary (my też) notowało na mecie czas podobny do wczorajszego, prawie dwa razy dłuższego etapu !
Mija minutka, uciski, gratulujemy sobie nawzajem, mija kilka minut - Jarek mówi mi szczerze „dziękuję“ i uciska tak mocno że prawie mnie udusił :) i jeszcze do tego szok, bo wydusił z siebie „za rok znowu tu jedziemy“ :). Cóż, po tym się poznaje prawdziwego mountain bikera :). Na koniec miła przejażdżka w stronę deptaka, na oficjalną metę - obaj wjeżdżamy radośnie i trzymając się rękoma uniesionymi do góry (może będzie foto). W końcu jeszcze jedna szczęśliwa chwila - dostajemy koszulki FINISHERA :)
9/15 (+3 dnf) - team MAN
18/37 (+6 dnf) - open team
Generalka MAN - awans z 10 na 9 miejsce, gdyby nie kara z 3 etapu - byłoby 7 miejsce.
Było warto się solidnie zmęczyć. Takie koszulki są moimi ulubionymi :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach, w towarzystwie
Czwartek, 28 lipca 2016 • dodano: 08.08.2016 | Komentarze 0
Od jakiegoś czasu, zarówno ja i kompan na wieść o długości tegoż najdłuższego etapu z Głuszycy do Karpacza (90 km) mieliśmy sporo obaw, zastanawiań się i takich tam ... :). Poranna krzątanina poszła sprawnie, pogodę mieliśmy dobrą do ścigania po górskich duktach, szlakach i singlach. W oczekiwaniu na start trochę gadaniny, śmiechów, taka etapówka po prostu łączy ludzi ze wspólną pasją :). No to o 10 start. Na początek parokilometrowa, łagodna i asfaltowa wspinaczka, wraz z Jarkiem powolutku przesuwamy się coraz wyżej w stawce. Drogbas jest zadowolony bo dotrzymuję mu kroku na długiej wspinaczce. Pierwszy zjazd - szybki i luźno szutrowy, po tym przejazd miłą ulicą w Sokołowisku. Drugi i dość wymagający podjazd i zjazd, znów fragment asfaltowy i wpadliśmy na zielony szlak, ciekawy mtbowsko i dość urozmaicony. Kręcąc tędy, Drogbas zaczął mi się oddalać (wolał napierać w paroosobowej grupce, bo tak lubi). W pewnym momencie pojawił się bardzo trudny i podmyty deszczem zjazd, na którym tłoczno się zrobiło i zauważyłem moment jak kompan przy sprowadzaniu się wywalił na plecy (dziura w koszulce i szlify na plecach). Doganiam go przy bufecie, a on informuje że ma na oku konkurencyjną parę Austriaków, każe mi szybko się posilić i myk dalej. Ciężko mi idzie wtedy jazda na kole pod górę, czyli widocznie ogarniało mnie zmęczenie parodniową etapówką. W trakcie podjeżdżania na widokowym i szerokim szuterku zrobiło się troszeczkę tasowań w stawce, m.in dogoniła nas kolejna konkurencyjna para (Trybiki 68) - Drogbas siadł im na kole, a ja z wielkim trudem dotrzymywałem im kroku. Nastąpił fajny, wąski i graniczny odcinek, spoko przejechany. Nagle Trybiki stanęli (awaria), Jarek się ucieszył i pognaliśmy sami dalej długim i szybkim zjazdem w stronę Lubawki, po drodze wyprzedziliśmy kolejną parę - to Holendrzy z też piwnego teamu (Beerse Bikers 1) :). Wizyta w przedostatnim bufecie i nastąpiła długa asfaltowa jazda stopniowo pod górę (aż ponad 10 km) w stronę podjazdu na Okraj. Początkowo jedzie mi się OK, do momentu gdy wspomniani Holendrzy z jednym gościem nas dochodzą. Wtedy okazuje się że nie mam już tyle mocy w nogach, by usiąść im na kole - wtedy po raz pierwszy kompan mój był niezadowolony, ale co zrobić? zajechać się w trupa? bez sensu, bo jutro jeszcze jeden etap. Wreszcie skończył się ten nudny asfalt i zaczynamy ciekawą końcówkę etapu. Najpierw długa wspinaczka po szerokim dukcie, nachylenie stopniowo rosło (momentami 20%), młyneczki poszły w ruch, szło mi średnio (Jarkowi lepiej). Po podjechaniu czas na zjazd, znanym szlakiem ER2, przy ostatnim bufecie kibicowała mi Ania (żona Arka z Bydzi) i czekał na mnie (siedział na barierce) Drogbas, i tak zjechaliśmy do krzyżówki oznaczającej ostatni i ciężki podjazd prowadzący do Tabaczanej Ścieżki. Kompan wtedy cały czas widocznie daleko przede mną kontrolował sytuację, a ja robiłem co mogłem. Znów pojawiła się szansa by pokonać wspomnianych Holendrów (drobne defekty). Po wjechaniu czas na arcytechniczny zjazd Tabaczaną - na górnych i hardcorowych fragmencikach ze skałkami i kamieniami nie ryzykuję i schodzę, a resztę z radochą pokonuję w siodle :). Aha, zjeżdżając tędy doszedł mnie Andrzej Jackowski (na fullu 29) znany z dobrych wyników - co oznaczało że i my jesteśmy wysoko w stawce :). Po zjechaniu zaczekałem na kompana (nie dziwić się że na owym zjeździe go wyprzedziłem), a tam niespodzianka - są i Austriacy i Holendrzy - w obu przypadkach czekali na swoich kompanów, widocznie gorzej radzących w technice. No to przekazuję wieści Drogbasowi, ostatni krótki podjazd i pora na pełny ogień zjazdowy wprost na metę do Karpacza. Powiem że nie było łatwo - kompan był pozbawiony blacika, do tego luźna nawierzchnia wymagała 100% koncentracji, a Holendrzy widocznie próbowali nas dogonić. Aż do końcowej kreski ulokowanej na podjazdowej ulicy w Karpaczu nie byliśmy pewni wygranej z nimi - na ostatnich metrach musiałem dać z siebie wszystko. Udało się i po szalonej końcówce radośnie i z pełnym zadowoleniem obaj wjechaliśmy na metę. To był nasz najlepszy wynikowo etap :)
6/14 (+4 dnf) - team MAN
11/36 (+7 dnf) - open team
Zarówno w kategorii, jak open wszystkich par to nasz THE BEST wynik :)
Generalka MAN - awans z 12 na 10 miejsce.
W 100% full zadowolenie na mecie - tak miało być :) © JPbike
Ślad gps niepełny - brakuje zjazdu Tabaczaną do mety, bo bateria w liczniku padła.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach, w towarzystwie
Środa, 27 lipca 2016 • dodano: 04.08.2016 | Komentarze 2
No to półmetek etapowki za nami. Pobudka, śniadanie, zwijanie szkolnego obozowiska i gotowość do startu poszły sprawnie. Pogoda początkowo dopisywała.
Po ruszeniu najpierw przejazd przez klimatyczną uliczkę i ryneczek w Bardzie, po tym troszkę asfalciku i skręciliśmy na podjazdowy szuterek. Zanim tam wjechaliśmy to od razu zauważyłem że Jarek ma problemy z przednią manetką xtr - odmówiła posłuszeństwa i kompan kręcił przez całą resztę etapówki na małej tarczy w korbie xtr (26). Ów długi podjazd był przyjemny, przez las, troszkę kręty i szeroki. Stawka powoli się rozciągała. Drogbas kręcił jakieś 100-200 m przede mną. Po pokonaniu przyjemnego zjazdowego singla ponownie szutry, tym razem półpłaskie. I tak dojechaliśmy do atrakcji - przejazd po nieczynnym i wysokim akwedukcie, zaraz po tym mieliśmy do pokonania bardzo stromy zjazd - gdyby nie nagłe zakorkowanie (bo wąsko) to odważyłbym się zjechać, zatem wszyscy sprowadzali po dość wyrytej ziemi. A na dole niefajny widok - stał tam kompan z zakrwawioną nogą i niesprawnym rowerem (przy sprowadzaniu ktoś w niego walnął). No to krótki, acz stromy wypych i docieramy do bufetu, poza posileniem bierzemy się do serwisu. O ile krew na nodze to pryszcz (kilka szlifów), to z doprowadzeniem do sprawności Canyona mamy problem - udaje się poprawić rozlegulowaną linkę przerzutki, próba czy działa i coś tu nie gra, bo okazuje się że poprowadzony wewnątrz ramy pancerz tylnej przerzutki się przesunął i zakleszczył w ramie tak że nie dało się skręcić kierownicą w prawo, ani ręcznie przesunąć pancerza. No to przerąbane, zleciało sporo czasu, mnóstwo wiary nas wtedy minęło, Drogbas dwa razy mówił że DNF. Trudno, umawiamy że spotkamy się na mecie w Głuszycy i pojechałem dalej sam i myśląc coś w rodzaju „jak to wszystko wpłynie na nasz wynik ?“. Zaraz po tym kolejna atrakcja - przejazd singlem wokół Twierdzy Srebrnogórskiej i się zaczęło mozolne odrabianie strat w moim wykonaniu - na początek łyknąłem ze 10-15 osób, po tym ciężej było kogoś doganiać, bo teren stawał się trudny, ale w pełni mtb-owski - cały czas czerwonym szlakiem, na przemian podjazdy i zjazdy, m.in. widziałem sporo oznaczeń ścieżek strefy MTB Głuszyca, jak i mijaliśmy nowo powstały odcinek startowy trasy enduro „Romet Red Line“. Wtem zaczęło się chmurzyć i na jakiś czas spadł deszcz, oczywiście stopniowo mokłem. Po drodze był jeden chyba najstromszy wypych na etapówce, jak i mglisty przejazd wśród skał szczytu Kalenicy (964 m). I tak dotarłem do bufetu, a tam spotkałem Artura. Przemoczony i po uzupełnieniu węglowodanów owocami ruszyłem dalej, w stronę Wielkiej Sowy (1015 m). Ów podjazd okazał się po części masakrą nawierzchniową - mimo że dość szeroki, nachylenie znośne, to ilość luźnych i pokaźnych kamieni nie dała wybierać odpowiedniej linii przejazdu. Po osiągnięciu kulminacji wysokościowej pora na zjazd. Dosyć techniczny - nie mogłem zaszaleć na maxa, bo jeden masters na fullu mnie blokował, gdy się to udało to wyprzedziłem i Damiana. Po zjechaniu ostatni ciężki podjazd - po trawie i błotku. Ponownie zaczęło padać i tak już bez emocji, bez szaleństw zjechałem szerokimi szutrami wprost na metę, a tam Drogbasa nie było widać. No to myk na stadion posilić się i ustawiłem w kolejce do myjni, mineło trochę czasu i nagle ... dojechał kompan :) Oczywiście że ukończył - opowiedział że do bufetu, gdzie próbowaliśmy uporać się z defektem dojechali niesamowici czescy mechanicy i wymienili mu pancerz. Ta sytuacja spowodowała że tegoż dnia dostaliśmy od sędziów sporą karę czasową i w efekcie ostatnie miejsce w kategorii.
Wieczorem pełna integracja na odreagowanie - na łebek poszły 3 browary i kielich żołądkowej z czeskimi mechanikami :)
16/16 (+2 dnf) - team MAN
37/37 (+6 dnf) - open team
Gdyby nie defekt i kara czasowa to byłoby 7 - 8 miejsce w kategorii.
Generalka MAN - spadek z 9 na 12 miejsce.
Foto by Bikelife.
Nasz serwis. Usilnie próbujemy uporać się z defektem © JPbike
To już wysoko, tuż przed Wielką Sową © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach, w towarzystwie
Wtorek, 26 lipca 2016 • dodano: 03.08.2016 | Komentarze 4
Trzeci dzień etapówki przywitał nas piękną pogodą. W race booku pisali że to będzie trudny fizycznie i obfity w techniczne odcinki etap - fajnie, będzie co robić na trasie.
Po starcie mamy ponad 10 km niezbyt wymagającą wspinaczkę. Podjeżdżając tędy, sporo tasowań w stawce było, Drogbasa cały czas miałem w zasięgu wzroku. Uwagę przykuła pewna para mix - facet ciągnął pod górkę swoją partnerkę elastyczną linką :). Po wjechaniu na znaczną wysokość nagle skręt na krótki wypych i osiągamy Czernicę (1083 m). Od tamtędy się zaczęła mocno techniczna jazda - najpierw wysokogórska, kręta i usiana masą korzeni ścieżka, następnie kolejny trudny i fajny zjazd, po tym troszkę szutrów i wjechaliśmy w bagatela 20 kilometrową graniczną wąską ścieżkę o naprawdę trudnej nawierzchni. Jadąc tędy raz pod górę raz w dół, wraz z kompanem sporo się namęczyliśmy - ilość rozsianych kamieni i korzeni zmuszała nas do pełnej koncentracji i ciężko było łapać rytm, a co dopiero rozwinąć jakąś prędkość. Dobrze ze w połowie tegoż odcinka był bufet i można było chwilę odetchnąć od strasznych wertepów. Chyba czas pomyśleć o fullu :). Na drugiej części tegoż granicznego odcinka Drogbas mi uciekł jak dogoniła nas znajoma z wczoraj para mix od Gomoli, oraz było parę wypychu na stromiznach. Po tej ciężkiej przeprawie docieramy do bufetu, a tam czekał na mnie kompan i Czesi naprawiali rower Arka z Bydzi. Teraz czas na kultowe już miejsce - ciężki podjazd na Górę Borówkową i techniczny zjazd stamtąd równie kultowym czerwonym szlakiem. Podjeżdżając tędy Jarek w końcu się rozkręcił i zgodnie z moim przewidywaniem (i obawianiem) był lepszy ode mnie. Ja z kolei doszedłem go na końcówce owego trudnego zjazdu, czyli byliśmy parą typu mieszanka wybuchowa (on lepszy na podjazdach, ja lepszy na technicznych zjazdach) :). Po tym podjazd na Przełęcz Jaworową i pora na nieznany nam odcinek po miłych szuterkach i cały czas stopniowo wytracaliśmy wysokość. Napieraliśmy tędy znów ze wspomnianą parą mix. W pewnym momencie coś z tyłu mnie niepokoiło, bo coś ocierało o łydkę - myślałem że znów mleczko pryska, stanąłem - a tu ulga bo gałązka wkręciła się w szprychy. I tak dokręciliśmy do ostatniego bufetu, ulokowanego przy drodze krajowej nr 46, po drodze mając wspaniałe widoki. I wtedy nastąpił dla mnie pierwszy, na szczęście nieznaczny kryzys na etapówce, do tego doszła nas konkurencyjna para Austriaków. Do mety jeszcze 15 km, w tym kilka km podjazdu. Jarek cały czas kontrolował sytuację, na każdym zakręcie i łuku, swoim słynnym szarpanym tempem sprawdzał odległość od austriackich rywali i namawiał mnie bym walczył - robiłem co mogłem. Na złość dogoniło nas kilku i kolejna para, no tak i powiedziałem że jestem w dołku. A jednak mieliśmy spore szczęście, bo Ci co nas przed chwilą wyprzedzili przegapili właściwy skręt i znów, na ostatnim stromym fragmencie trzeba było stoczyć walkę łeb w łeb. Na szczyt Góry Kalwarii, przy kapliczce wjechałem niestety przedostatni z grupki i prawie zdychałem. Znów szczęście nam sprzyjało, bo nastąpił hardcorowy zjazd będący zarazem drogą krzyżową. Drogbas nareszcie się odblokował zjazdowo i ku mojej uciesze sprawnie szalał w dół. To właśnie dzięki temu technicznemu zjazdowi udało się wyprzedzić konkurencyjną parę (Trybiki 68) i jeszcze do tego, już na uliczce w Bardzie załatwiliśmy wspomnianych Austriaków, na ostatnich metrach gorąco kibicował nam Gogol i z radochą przekroczyliśmy metę :)
8/15 (+3 dnf) - team MAN
14/39 (+4 dnf) - open team
Generalka MAN - spadek z 8 na 9 miejsce
Foto by Bikelife.
W akcji. Na takich ścieżkach to jestem w swoim żywiole :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach, w towarzystwie
Poniedziałek, 25 lipca 2016 • dodano: 02.08.2016 | Komentarze 4
Rano po śniadaniu dowiadujemy się że z powodu całonocnego deszczu trasa pierwszego etapu została skrócona z 66 do 50 km, czyli nie będzie znanego mi technicznego zjazdu czerwonym od schroniska pod Śnieżnikiem, orgi skasowali również fragment granicznego zielonego szlaku.
Stojąc w sektorze, pogaworzyliśmy z kolegą, również z Poznania - m.in. dowiedziałem się że zagląda na mój blog, to miłe :). Tuż przed odpaleniem stawki spotykamy samego Gogola - też startował na tej etapówce (krótszy dystans).
No to o 10 start. Na początek długi i porządny podjazd zielonym na Przełęcz Puchaczówka. Trochę tłoczno było, ale bez przesady, bo wszyscy dostojnie wspinali się pod górę. Kompan mój już na początku podjazdu uruchomił łydę i po kilku minutach nie było go widać, zresztą spodziewałem (i obawiałem) się tego :). Po spoko wjechaniu nastąpił jeszcze jeden szeroki podjazd, po tym równie szeroki zjazd - bez technicznych fajerwerków i czasem trzeba było dokręcać na blaciku. Zjeżdżając tędy wyprzedziłem dwóch charakterystycznych gości - jeden na góralu z jednym biegiem (długowłosy Anglik z pokaźną brodą), a drugi to Estończk na fatbiku - w obu przypadkach po prostu zabrakło im szybkiego przełożenia :). Po zjechaniu do Międzygórza i krótkiej wizycie przy bufecie czas pokonać kolejny długi i porządny podjazd. Właśnie od tędy trochę zaczęło sie dziać w moim wykonaniu - najpierw zrównuję się z Anetą Imielską (zwyciężczyni etapówki solo), po czym wyprzedzam parę sztuk, w tym kolegów z Cellfastu (Andrzej Jackowski, Artur Zarański) i w końcu spoczko dochodzę Drogbasa, no to luz :). Po tym wtapiam się w tempo kompana, teamowa współpraca musi być. Po krótkim czasie, na pięknym widokowo wypłaszczeniu dołączają do nas Andrzej i Artur - odtąd kręcimy we czwórkę jak na czterech Wielkopolan przystało. Dokręciliśmy do znanego mi krótkiego wypychu na zielony graniczny szlak i jak się okazało - ów szlak był jedynym technicznym odcinkiem etapu. Andrzej zwiał, Artur został w tyłach, a ja pilnowałem siebie bym nie uciekł Jarkowi na tym odcinku. Krótka wizyta na drugim bufecie i nudny, bo gładko asfaltowy zjazd z serpentynami do krzyżówki z niebieskim szlakiem podjazdowym, prowadzącym na 1001 metrową Przełęcz Suchą - kompan jeszcze nie złapał swojego podjazdowego rytmu, zatem na szczycie zaczekałem ze minutkę, oczywiście pare osób mnie wtedy minęło. Po tym już tylko długi asfaltowo - szutrowo - trawiasto - asfaltowy zjazd wprost na metę. Jarek dosłownie tędy zaszalał jak kamikadze. Gnał ostro, przeskakiwał przez rynienki odwadniające, a ja musiałem się sprężać jak diabli, raz nie nadążyłem i mocno dobiłem tylnym kołem o ową rynienkę. Szaleńcza jazda kompana w dół pozwoliła nam wyprzedzić kilku rywali. Na ostatnim kilometrze zauważyłem że tył jest miękki (mleczko na szczęście zadziałało) i by dogonić Drogbasa uruchomiłem wszystkie rezerwy mocy aby wyprzedzić wyjątkowo mocną parę mix (późniejsi zwycięzcy etapówki). Udało się i z radochą wpadliśmy na metę w Stroniu Śląskim.
7/15 (+3 dnf) - team MAN
15/39 (+4 dnf) - open team
Generalka MAN - awans z 11 na 8 miejsce
Foto by Bikelife, Sportograf.
Relaksik przedstartowy :) © JPbike
Pierwszy podjazd pokonany, pora gonić kompana ... © JPbike
Tak, to oczywiście szalona końcówka etapu :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach, w towarzystwie
Niedziela, 24 lipca 2016 • dodano: 01.08.2016 | Komentarze 4
Najważniejszy wyścig w sezonie i moja druga w kolarskim życiorysie etapówka MTB. Wraz z moim kompanem Drogbasem zapisaliśmy się na to Pure MTB już w grudniu zeszłego roku, wybraliśmy kategorię MAN, czyli dwóch facetów, których suma wieku nie przekracza 80 lat.
Przyznam że przez ten cały czas przygotowywania się do tej etapówki miałem obawy, czy na poszczególnych etapach, uda się dotrzymywać kroku kompanowi, który miał lepsze warunki czasowe do trenowania, no i na wszystkich wspólnych dotychczasowych wyścigach w sezonie mnie objeżdżał. Wiele razy zastanawiałem się na przepisaniu do kategorii solo. Jarek jednak cały czas mnie zapewniał że nie odpuści mi kroku. Koniec końców wystartowaliśmy zgodnie z planem, czyli wspólnie.
Najpierw trzeba było dotrzeć furą do Stronia Śląskiego, odebrać pakiety startowe i rozlokować się na dwie noce w miejscowej szkole. A tam wszystkie napisy informacyjne są po angielsku, nic dziwnego, bo od lat na ową coroczną etapówkę zjeżdża sporo kolarskiej wiary nie tylko z Europy.
Na początek mamy 37 km prolog, czyli czasówkę (dla mnie nowość). Start naszej kolejki zaplanowali o godz. 14:06. Po dojechaniu do Siennej, na miejsce startu, u stóp sporego kompleksu sportowo-wypoczynkowego „Czarna Góra“ mieliśmy sporo czasu, zatem można było przywitać się i pogadać z wieloma znajomymi, niektórych nie widziałem kilka lat np. Damiana (DMK77) i Tomka (ktone), jak i poznać nowe twarze - jak miło spotkać ludzi z wspólną pasją :)
No i w końcu wybiła nasza godzina. Lekka adrenalina, przybijanie żółwików, modlitwa by ukończyć w jednym kawałku :). Drogbas ostro ruszył, ja usiadłem na kole i tak pokonywaliśmy pierwsze km sporego i szutrowego podjazdu, po drodze raz kogoś dogoniliśmy, raz ktoś lepszy nas wyprzedzał. Już po kilku km podjeżdżania Jarek wyraźnie zwolnił, co mnie zdziwiło (później tłumaczył że tegoż dnia nie czuł się najlepiej na uphillach). Do mety etapówki daleko, wmówiłem kompanowi że najważniejsze jest ukończenie, zatem dostosowałem do niego tempo. Pierwszy zjazd jak na Golonkę przystało - od razu gruby i z ostrymi wykrzyknikami (sprowadzaliśmy, ryzyko otb z lądowaniem na głazie spore). Kolejne km zjazdu to raz mniej, raz bardziej techniczne odcinki - coraz pewniej je pokonywałem. Na jednym nie zabrakło momentu - zostałem lekko przyblokowany przez poprzedzającego gościa i centralnie zahaczyłem przednim kołem w głazik i poszło klasyczne otb - lekko walnąłem dolną wargą w kamień (bez rozlewu krwi), zresztą Jarek też glebnął i pierwsze szlify zaliczone :). I tak zjechaliśmy do bufetu w Międzygórzu, po tym jeszcze jeden długi i porządny podjazd, na którym Drogbas ponownie podjeżdżał wolniej ode mnie, zaczekałem chwilunię na szczycie i nastąpił trudny, wąski zjazd wśród borówek, obaj nie ryzykowaliśmy zbytnio. Po tym już tylko szybki, szeroki i luźno szutrowy zjazd wprost na metę w Stroniu Śląskim.
11/17 (+1 dnf) - team MAN
23/42 (+1 dnf) - open team (wszystkie pary)
Na mecie prologu. My całkiem zadowoleni :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach, w towarzystwie
Niedziela, 24 lipca 2016 • dodano: 01.08.2016 | Komentarze 3
Stronie Śląskie - Sienna.
Idealna rozgrzewka, bo non stop pod górkę :)
Kategoria do 50 km, w górach, w towarzystwie
Sobota, 23 lipca 2016 • dodano: 31.07.2016 | Komentarze 3
Się zaczęła tygodniowa górska wyrypa MTB z Drogbasem :)
Na miejsce, na camping w Miłkowie zajechaliśmy w piątek bardzo późną porą. Nazajutrz po śniadaniu czas coś luźnego pokręcić przed jutrzejszą etapówką. Padło na szlak ER2 na Okraj i po tym zjazd Tabaczaną ścieżką. Zawitaliśmy również na skocznię „Orlinek“, gdzie obowiązkowo czeskiego browarka miło spożyliśmy. Po tym pora na obiad, myk w dół i pełny luz do końca dnia na polu namiotowym.
Długi i miły podjazd (ER2) na Okraj © JPbike
Najwyższy punkt dzisiejszej traski (zielony szlak) © JPbike
Hardcore na Tabaczanej ścieżce - tędy biegnie 4 etap Sudety Challenge :) © JPbike
Orlinek zdobyty. Trochę tam zalało, może skoczyć na nartach wodnych ? :) © JPbike
Kategoria do 50 km, w górach, w towarzystwie
Czwartek, 21 lipca 2016 • dodano: 21.07.2016 | Komentarze 3
Start o 19:27. Klasyk tlenowy, w odwrotnym kierunku i bez Greiserówki.
Ostatnia jazda przed wyjazdem w góry na tygodniową etapówkę MTB.
A tymczasem prezentuję logo naszego teamu na Sudety MTB Challenge :)
Kategoria do 100 km
Wtorek, 19 lipca 2016 • dodano: 21.07.2016 | Komentarze 5
W Pustkowie wypoczywał (aktywnie) również mój wujek z ciotką. Nazajutrz pogoda tegoż dnia ponownie mało plażowa, zatem po zagadaniu się ruszyliśmy wspólnie na nadmorską wycieczkę. Początkowo, przez parę km kręcili z nami dwie osoby na trekkingach. I tak dokręciliśmy fajnymi singlami i leśnymi ścieżkami do Dziwnówka, po tym trochę tłoczną pieszo-rowerówką do Dziwnowa, na tamtejszy port. W drodze powrotnej zaczęła się robić wakacyjna pogoda, wujek dał mi znać abym pomknął swoim tempem i tak zrobiłem. Po powrocie do noclegowni czas na plażowanie i kąpiel w Bałtyku, oraz próba wyrównania kolarskiej opalenizny (udało się następnego dnia) :)
Tłoczno tam na deptaku w Pobierowie © JPbike
Wujek pokazał nam opuszczoną chatę zaledwie 50 m od morza © JPbike
Nie wiedziałem że są tam takie fajne single i to tuż przy klifie © JPbike
W Dziwnowie czas na przerwę, na wędzonego halibuta © JPbike
Widoczek z drogi powrotnej. A za kilka dni będę na południu kraju :) © JPbike
Na koniec dnia taki oto zachodowy spektakl (godz. 21:16) © JPbike
Kategoria do 50 km, w towarzystwie