Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 173053.84 km
- w tym teren: 62796.10 km
- teren procentowo: 36.29 %
- v średnia: 22.72 km/h
- czas: 315d 14h 36m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1096
do 50 km - 1192
do/z pracy - 276
dron - 58
dzień wyścigowy - 241
Etapówki MTB - 27
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 175
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 285
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 222
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 89
Solid MTB - 29
sprzęt - 43
szoska - 418
Uphill race - 8
w górach - 290
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 380
wyprawy - 55
wysokie szczyty - 34
XC - 31
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Maj - 8 - 17
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
maratony
Dystans całkowity: | 12515.67 km (w terenie 11514.88 km; 92.00%) |
Czas w ruchu: | 651:23 |
Średnia prędkość: | 19.21 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.88 km/h |
Suma podjazdów: | 134157 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 160 (90 %) |
Suma kalorii: | 12445 kcal |
Liczba aktywności: | 175 |
Średnio na aktywność: | 71.52 km i 3h 43m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 25 sierpnia 2019 • dodano: 26.08.2019 | Komentarze 3
Duża ilość zaliczonych wyścigów w jakich startowałem przez ponad 11 lat w Karpaczu spowodowała że karkonoskie tereny stały się dla mnie drugim domowym podwórkiem - z przyjemnością zamieszkałbym tam na resztę swojego życia :)
Nie inaczej było w tym sezonie - gdy tylko Grabek podał kalendarz maratonów to od razu się zapisałem i cierpliwie czekałem na dzień startu. Pierwotnie w planach był parodniowy pobyt w tymże górskim kurorcie - nie wypalił i pozostał mi bezpośredni solowy dojazd.
Troszkę za późno wyruszyłem z domu, do tego remonty dróg przed Jelenią Górą - w efekcie do Karpacza dotarłem na zaledwie 20 minut przed startem królewskiego dystansu. No to szybki wskok w teamowe portki, szybkie ogarnięcie sprzętu i jazda na miejsce startu. Na główny deptak dotarłem... na niecałe 3 minuty przed ruszeniem stawki giga...
Udało się przybić piątkę ze Staszkiem z mego teamu i dawno nie widzianym Grześkiem z SCS OSOZ i od razu jazda pokonać 76 km giga trasę z 2700 m przewyższeniem. Startowałem oczywiście z samego końca.
Na początek doskonale znany wszystkim parokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego. Jest szeroko i od razu można cisnąć swoje - rzeczywiście od razu zacząłem wyprzedzać kolejnych i stopniowo przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Tętno oczywiście nieźle pikało jak na brak rozgrzewki przystało :) Co ciekawe - podjeżdżało mi się dość dobrze że strava zarejestrowała na tym odcinku moje Personal Record :)
Po podjechaniu kierujemy się na zjazd zielonym do Borowic - z pominięciem małego hardcorowego fragmentu. Sprawnie zjeżdżając tędy po sporych kamieniach zaskakuje mnie ilość mijanych defekciarzy - podobno doszła do 10 sztuk (!). Po tym wjezdżamy na zalesione karkonoskie stoki i czas pokonać dwukrotnie 30 km rundę z 1100 m przewyższeniem. Na podjeździe pod Grabowiec zauważam że jadę bez rękawiczek - są w kieszonce, więc je zakładam w ruchu, jak i mijam robiącą chwilowy pit stop Michalinę Ziółkowską, która po chwili mnie wyprzedza (później jeszcze parę razy się tasowaliśmy, co mnie dziwiło). Wytyczona trasa mnie zaskakuje - większość odcinków zarówno podjazdowych, jak i zjazdowych jest dla mnie nowych - wszystkie są fajnie poprowadzone, szczególnie w pamięci mocno utknął mi gruby zjazd z chyba najlepszym widokiem na cały Zbiornik Sosnówka.
Jadąc dalej i po wyprzedzeniu paru kolejnych rywali (m.in. Jana Zozulińskiego w koszulce Mistrza Polski) dochodzę do wniosku że właśnie dotarłem do swojego miejsca w stawce.
Przed pierwszym bufetem kolejne i miłe zaskoczenie - dogoniłem Mistrzynię Polski w przełajach - Basię Borowiecką, a ta pare kilometrów dalej mnie porobiła na podjeździe i na mecie włożyła mi 6 minut, zajmując 4 miejsce w Elicie Kobiet.
Kręcąc dalej raz podjazdowo, raz zjazdowo trzeba było nieźle się napracować mtbowsko by utrzymać miejsce, nie było mi łatwo, raz zyskałem, raz traciłem, szczególnie na tych nowych i nieznanych mi odcinkach. Na wyboistym zjeździe zauważam że zgubiłem dętkę przymocowaną do prętów siodełka opaską zaciskową - no pięknie, w przypadku złapania kapcioszka pewnie miałbym DNF. W pewnym miejscu zaskoczyła nas solidna i długa ściana podjazdowa (max 27%), do tego z ciężką leśną nawierzchnią - dla mnie udanie podjechana na przełożeniu 32/50. Po dotarciu do drugiego bufetu tankuję bidon i czas pokonać sławny szutrowy podjazd Drogą Chomontową - jedzie mi się dobrze, choć wspomniana Michalina mnie wyprzedziła na identycznym przełożeniu, tyle że z większą kadencją, e tam, zresztą ja też na tym ciężkim i długim podjeżdzie coś zyskałem - poprawiłem swoje Personal Record (wg. stravy) i na szczycie doszedłem dwóch rywali.
Po podjechaniu czas na długi zjazd - myślałem że będzie ponownie zielony do Borowic, nic z tego - wytyczyli coś nowego i łatwiejszego - zjazd po szerokim, szutrowo-trawiastym dukcie, jedynie na końcowym fragmencie był wspomniany zielony szlak. Po tym zrobiło się troszkę tłoczno na trasie, bo Giga napotkała na tych z najkrótszych dystansów (Classic i Fun).
Po minięciu tabliczki „Giga II runda“ to następuje ponowne parcie po nowo poznanych duktach - jedzie mi się ciut lepiej bo wiem czego się spodziewać na trasie, no i udaje mi się pokonać trzech rywali z giga, jak i zaczynamy wyprzedać tych z Mega (trwało to do mety). Troszkę martwiło mnie to że za mało żeli zabrałem (4 sztuki) i skończyły się po trzech godzinach górskiej jazdy, do tego doszły skurcze obu nóg. Po dotarciu do ostatniego bufetu, tuż przed ponownie pokonywaną Chomontową robię pit stop i wcinam trochę owoców - pomogło, choć straciłem dwie pozycje. Ów długi podjazd atakowany po raz drugi dość sprawnie wszedł, zanotowałem czas podjazdu o półtorej minuty gorszy od pierwszego.
Ponowny długi zjazd, ponownie chwilowa walka ze skurczami, mijam tabliczkę „5 km do mety“ - okazuje się że orgi nieźle i prawdziwie MTBowsko ułożyli końcówkę, bo jeszcze kilka podjazdów, jak i parę technicznych zjazdów się znalazło. I tak w końcu po pięciu godzinach górskiej jazdy wpadam na metę ulokowaną oczywiście na głównym deptaku w Karpaczu.
52/77 - open giga
11/19 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1:22:25 godz, do M4 (Andrzej Poczopko) - 1:04:41 godz.
Straty oczywiście spore, czołówka to górna półka. Ja jestem zadowolony z dobrego 5h górskiego treningu :)
Foto by Kasia Rokosz i Datasport.
Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :) © JPbike
W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :) © JPbike
Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, w górach, maratony
Niedziela, 14 lipca 2019 • dodano: 16.07.2019 | Komentarze 2
Siódmy mój start w tym cyklu MTB, tym razem w Gostyniu. W tymże mieście jeszcze nie ścigałem się, w dodatku do pokonania mamy „zaledwie“ 57 km na królewskim dystansie i zapowiadane ponad 800 m przewyższeń. Dojazd solo, rozgrzewka zrobiona z Pawłem i tradycyjny wskok na tyły 2 sektora.
Po odpaleniu stawki mamy ze 800 metrowy asfalt, leciutko pod górę - wszyscy nieźle cisną, w efekcie pierwsze km jadę w tyłach tegoż sektora. Po wpadnięciu w teren tempo nadal mocne, szczególnie wiara z mini i mega walczy dosłownie na całego. Poopadowe warunki, przyjemna temperatura i związane piaski pozwalają na rozwijanie sporych jak na MTB prędkości, a to z kolei mi nie ułatwia sprawy w przebijaniu się do przodu. Trasa jest spoczko, choć nie powala - na przemian szybkie leśno - polne dukty i całkiem fajne single ulokowane w urokliwych leśnych miejscach. Mimo wszystko od czasu do czasu udaje mi się systematycznie, acz powolutku przebijać się naprzód, nierzadko manewry wyprzedzaniowe kosztują mnie sporo sił - a to z powodu braku miejsca (wąsko i wpadałem w grzęzawiska), a to że pętla mini na końcówce ponownie się połączyła z mega i zrobiło się tłoczno, różnice prędkości spore - trochę zamieszania w stawce (głównie mega) było. Po skręcie na 2 rundę giga, nareszcie upragniony luz nastał, dla mnie tylko na chwilę, bo za mną jechał gość z M2 i tak ze zmianami pomknęliśmy razem niemały odcinek owej rundy. W pewnym momencie, na fragmencie wymagającym troszkę umiejętności MTBowskich udaje mi się uciec młodemu rywalowi i dalej jadę sam, cały czas kontrolując sytuację za mną - kolega z M2 wyraźnie nie zamierzał odpuścić - raz był bliżej, raz dalej za mną. Po ujechaniu paru kolejnych km, na podjeździe zauważam rywala jadącego przede mną, czyli jest spoko, ale lekko nie mam bo sporo muszę się napracować by myśleć o dobrym wyniku. Na 4 km przed metą zaskoczenie - doszedł mnie Paweł, a za nim jechał wspomniany z M2 - no to tworzymy 3 osobową grupkę, finisz mamy asfaltowy i lekko z górki - nie ma wyjścia i trzeba rozegrać sprinterski finisz - u mnie twarde max przełożenie 32/11, daję z siebie wszystko, kadencja chyba ponad 120 rpm, osiągam prędkość 59.53 km/h, na kresce melduję się drugi tuż za tym z M2. To było dość szybkie i trochę za krótkie giga, ale dla mnie udane, bo cenne punkty do generalki zdobyte.
22/44 - open giga
5/13 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 22:20 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 16:35 min - czyli najniższe w sezonie :)
Foto by Piotr Jamróg.
Napieram na pierwszych km trasy © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Sobota, 6 lipca 2019 • dodano: 07.07.2019 | Komentarze 3
W ramach sprawdzenia swojej górskiej formy przed etapówką Sudety MTB Challenge wybrałem się na to wyzwanie MTB - 100 km Ultra Giga Maraton organizowany przez Grabka. Dojazd do Szklarskiej Poręby bezpośredni (pobudka o 4 rano). Na miejscu panowała idealna do ścigania pogoda - sucho, słonecznie, ani za ciepło, ani za zimno.
Już od dłuższego czasu Karkonosze są dla mnie drugim domowym podwórkiem, zatem po spojrzeniu na przebieg trasy w dużej mierze wiedziałem czego się spodziewać - było dosłownie wszystko co powinno być na prawdziwym długodystansowym maratonie MTB.
Czasu na rozgrzewkę brakło (ledwo 2 km). Spotkałem teamowego kolegę - Staszka, jak i kumpla ze Śląska - Adama. Start najdłuższego dystansu mieliśmy o 10, zatem w sektorze panował pełny luz, zupełnie jak za czasów świetności golonkowego cyklu MTB Marathon.
Po ruszeniu stawki, pod górę na stoku narciarskim idzie mi przeciętnie, z trudem łapię swój rytm. Następuje długotrwała i dość szybka jazda po szerokich szuterkach - w mojej części stawki nic specjalnego nie dzieje się, są małe tasowania i tworzenie/rozpadanie grupeczek. Po skręcie na pierwszy długi podjazd - w stronę Dwóch Mostów stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej - nie daję rady dojść rywali przede mną, paru mnie wyprzedza, ale spoko, bo wiem że przed nami jeszcze bardzo długa trasa. Przed szczytem zaskoczenie i to spore, bo mamy skręt na bardzo trudny technicznie zjazd po gęsto usianych kamieniach - nie wiedziałem że Grabek w końcu się skusi na taki hardcorowy zjazd znany z golonkowego maratonu w Karpaczu. W moim przypadku zaskoczenie i brak złapania rytmu MTB spowodowało że zaliczam tam glebkę ze szlifem na kostce, po czym kawałek decyduję nie ryzykować i schodzę pieszo. Dalszą cześć trudnego zjazdu pokonuję w siodle - nie było łatwo i ciężko było się skupić na lawirowaniu góralem między kamieniami. Po zjechaniu kolejne zaskoczenie - wjeżdżamy na dość długi odcinek nowo powstałych krętych i lekko podjazdowych singli do MTB zwanych „Olbrzymy“ - fajna sprawa, chociaż ubita i wertepiasta nawierzchnia nie ułatwiała sprawy w szybkim pomykaniu tędy. Jadąc tamtędy, cały czas utrzymuję pozycję w stawce. Po pokonaniu kilku odcinków wspomnianych singli i zjechaniu do Jagniątkowa, na asfaltowym zakręcie zauważam że w przednim kole ubyło ciśnienia, ale da się jechać. No i na tamtejszym podjeździe wyczuwam że zaczynam łapać swój rytm MTB i wyprzedzanko rozpoczęte. Problemik w tym że powietrze z opony nadal schodzi, mleczko nie chce uszczelnić, zatem robię pit stop na szybkie dopompowanie. Ujechałem ledwo 2 km i znów muszę dopompować, mając nadzieję że będzie OK, ale niestety na 40 km trasy, po pokonaniu korzeniastej ścianki podjazdowej staję i decyduję się na założenie dętki, pierwszy raz od czasu przejścia na mleczko uszczelniające. Założenie i napompowanie poszły sprawnie i ze spokojem, w tym czasie ponad 10 rywali mnie mijało, w tym Adam i Staszek. W sumie przez te 3 postoje straciłem 15 minut. Po ruszeniu jedzie się ciut lepiej, trasa mnie znów zaskakuje - wiele odcinków jest dla mnie nowych, np. na szczycie jakiegoś urwiska, po ścieżce na zboczu wzdłuż rzeki Kamiennej. No i się zaczęło odrabianie strat - średnio co kilka/kilkanaście minut kogoś doganiam i wyprzedzam, ale dla każdego rywala mam szacunek, bo to ultra giga to wyzwanie które się długo pamięta. Na 47 km skręt na 2 rundę giga - i tak jeszcze raz przyszło nam pokonać 40 km rundę - esencję karkonoskiego MTB. Jadąc tamtędy byłem już rozkręcony na maxa, czułem się jak rybka w wodzie, pilnowałem picia i spożywania żeli Unit w odpowiednim czasie, niektórzy wyprzedzani (w tym Staszek) próbowali mi siadać na kole - żaden nie wytrzymał mojego tempa podjazdowego. Po wjechaniu na powrotny odcinek w stronę mety (m.in 7 kilometrowy podjazd) nadal kogoś z giga dochodziłem, w tym kolegów którzy mijali mnie jak robiłem pierwsze dopompowanie, czyli pit stopowe straty odrobione :). Na parę km przed metą znowu trasa zaskakuje i zaczyna troszkę dobijać - co chwila mieliśmy coś w stylu „jeszcze jeden podjazd“ :). Gdy na liczniku pojawiła się cyfra 99 km to czułem już zmęczenie, zaczęła mnie łapać delikatna kolka wysiłkowa, musiałem zwolnić. Na 500 m przed metą doszedł mnie wyprzedzony wcześniej rywal i tak już z satysfakcją mijam końcową kreskę. Relive z ultra giga trasy.
Po dotarciu do zaparkowanego auta przekonałem się jak wiele musiałem z siebie dać na takim ponad sześciogodzinnym wyzwaniu po górskich wertepach - od razu dolna część pleców i tyłek zaczęły boleć, były problemy ze zrobieniem przysiadów, a nogi zrobiły się jakieś skamieniałe :)
41/85 - open ultra giga
13/34 - M4
Strata do zwycięzcy (Mariusz Kozak) - 1:25 godz., do M4 (Dariusz Poroś) - 57 min.
Gdyby nie te defekty to po odjęciu straconych 15 min. byłoby 32 open i 9 M4 ...
Kolejne cenne doświadczenia zdobyte. Ze swojej górskiej formy jestem zadowolony :)
Foto by Datasport.
Ja, stary maratonowy wyjadacz właśnie mijam metę 100 km górskiego wyzwania na MTB :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 23 czerwca 2019 • dodano: 24.06.2019 | Komentarze 5
Szósty start w tym cyklu MTB. W Przyłęku koło Nowego Tomyśla jeszcze nie startowałem i nie wiedziałem czego się spodziewać po trasie. Dojazd solo, pogoda piękna, w 100% letnia. W trakcie rozgrzewki obadałem początek trasy - nic specjalnego, po prostu kręcenie przez miły i głównie sosnowy las z dodatkiem zmarszczek i piaszczystych fragmentów. Czyli myślałem że to będzie miła i szybka przejażdżka przez wielkopolski las - w trakcie wyścigu okaże się że GRUBO się z tym przeliczyłem ... :)
Na giga mamy do pokonania 3 rundy po 20 km każda. Start tradycyjnie z tyłów 2 sektora i pierwsze km jadę w tyle peletonu. Od razu po wpadnięciu do lasu wytworzyły się spore tumany kurzu że chwilami nic nie było widać. No i wiara jadąca mini i mega tak ostro cisnęła że trudno było mi się przebijać do przodu. Ze mnie stary i doświadczony gigowiec, więc jechałem swoje i cierpliwie czekałem na zluzowanie się tego sporego tłoku. No i każde kolejne km trasy coraz bardziej mnie zaskakiwały - tyle krętych singli, pełno piachu, setka wybojów i korzeni, bezustanna jazda raz do góry, raz w dół, (...) - te wszystkie elementy powodowały że prędkość jaką osiągałem rzadko przekraczała... 20 km/h (!). Po dość szybkim złapaniu swojego rytmu MTB, od połowy 1 rundy zacząłem stopniowo wyprzedzać kolejnych rywali (większość to ci z mini i mega), zresztą manewry wyprzedzeniowe nie były łatwe - a to przez ogromną ilość wąskich odcinków, albo przez piach i leśne chaszcze, zresztą i mnie parę sztuk załatwiło (to pewnie charty z mini co jadą w trupa do mety). I tak minęła pierwsza runda. Na pierwszych paru km 2 rundy dostojnie jadę w 4-osobowej grupce - po czym podejmuję udany atak oderwania się od towarzyszy na ciężkim podjeździe - od tego momentu gnam po ciężkich wertepach już sam. Jedzie się spoko, pilnuję siebie by nie złapać kryzysu (odpowiednia ilość żeli i picia + korzystanie na bufetach z wody i bananów). No i bez większego problemu stopniowo dochodzę i wyprzedzam kolejnych paru rywali (niestety większość to ci z mega). Na ostatnią rundę wjeżdżam już sam i ... cały czas pomykam sam, pomijając jedynie wyprzedzanie paru ostatnich zawodników z mega. Przy bufecie muszę stanąć, bo picie w bidonach skończyło się. Na ostatnim podjeździe dostrzegam mocnego zawodnika, zapewne z giga - próbuję go dogonić, ale pokaźne piachy nie pozwalają mi na dojście rywala. I tak dojeżdżam do mety - ostatnie ze pół kilometra trasy to asfalt - dziwne to uczucie jak po 60 km jazdy po piachu i wybojach wjeżdża się na coś płaskiego i twardego :). No i na końcowej kresce okazało się że pokonałem wspomnianego rywala, bo startował z 1 sektora, do tego też był z M4. A gdy tylko w smartfoniku odpaliłem stronkę z wynikami ... SZOK :)
14/23 - open giga
1/4 - M4
Strata do zwycięzcy open (Hubert Semczuk) - 30:09 min
Oj, ciężki był ten maraton - niemało wiary z giga zjechało na mega, a Ci z mega zboczyli na mini :)
To że wygrałem M4 - po prostu walczyć trzeba do końca, a nie wymiękać !
Relive z trzech giga rund - KLIK.
Fotki by Piotr Jamróg, Janusz Zając, Przemysław Listewnik i moja osobista cyknięta przez Mateusza Rybczyńskiego.
Ilość kurzu na początku trasy - proszę bardzo :) © JPbike
Tak właśnie wyglądała trasa w Przyłęku © JPbike
Wszystkie podjazdy fajnie i sprawnie mi wchodziły :) © JPbike
Raz do góry, raz w dół, do tego piachy nie ułatwiały sprawy © JPbike
Kolejne kolarskie marzenie spełnione - wygrana na królewskim dystansie :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Niedziela, 16 czerwca 2019 • dodano: 16.06.2019 | Komentarze 3
Piąty start w tym cyklu MTB. W Lesznie startowałem 2 lata temu i wiedziałem że tutaj mają fajne tereny do MTB. Po solowym dojechaniu na miejsce i wskoku w kolarskie portki od Martombike zrobiłem krótką rozgrzewkę z dawno nie widzianym moim imiennikiem - jacgolem.
Najlepsze co nas spotkało na tym maratonie - bardzo przyjemna temperatura (zwłaszcza po upałach) i dobre warunki w terenie po wczorajszym deszczu.
Start miałem z samego końca 2 sektora - ustawianie się na czubie, na 40 minut przed odpaleniem stawki to nie moja bajka. Na pierwszych i dość płaskich km pomykam bez szarżowania i cały czas w tyle 2 sektora. Po drodze zaliczamy kilkanaście przejazdów przez orzeźwiające kałuże - ale fajnie się uświnić jak na MTB przystało :). Pierwszy singiel podjazdowy - od razu się zakorkowało i troszkę tam tracę. Po tym na trasie właściwie następuje esencja wielkopolskiego MTB - mamy dosłownie wszystko co potrzeba do kolarstwa górskiego, czyli podjazdy, zjazdy, szerokie dojazdówki, pełno krętych singli, no i trochę techniki. Pomykając tędy szybko złapałem swój MTBowski rytm i stopniowo zaczynam wyprzedzać kolejne sztuki rywali (tradycyjnie na pierwszej rundzie większość jechała mega), ale wiem że mocy w nogach mi brakuje by liczyć się o bardzo dobry wynik. Po skręcie na 2 rundę giga - od razu wyprzedzam jednego rywala i dalej gnam sam po pustej trasie. Gdzieś tam w połowie rundy wyprzedza mnie gość z czołówki - Hubert Semczuk (złapał kapcia wcześniej) - różnica prędkości między nim a mną niewielka że jeszcze przez paręnaście minut miałem go w zasięgu wzroku, do tego udaje mi się bez problemu dogonić i wyprzedzić dwóch kolejnych rywali z giga. Regularne spożywanie żeli i picia izotonika od Unit pozwala mi utrzymać cały czas dobre samopoczucie do mocnego parcia po wertepach. Końcowe 5 km przebiegło dość szybko, w samotności i po nudniejszym, bo płaskim odcinku wprost na metę. Relive z giga trasy.
27/49 - open giga
6/14 - M4
Strata do zwycięzcy, jak i M4 (Maciej Kasprzak) - 31:50 min - grubo, to raczej cyborg
Ogólnie wynik fajny jak na start z ogona 2 sektora (foto poniżej), chociaż chciałoby się więcej ...
Foto by Łukasz Witkowski (SPORT.elka.pl)
Jazda na ogonie nie jest fajna, pocisnę do przodu jak tylko się pojawią sekcje MTB © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 2 czerwca 2019 • dodano: 02.06.2019 | Komentarze 2
Czwarty w sezonie start w tym cyklu MTB. Dojazd do Wilkowic solo - reszta aktywnych teamowych ścigantów była w Italii na Giro. Tegoż dnia pogoda zrobiła się w 100% letnia i prawie upalna. Rozgrzewka przebiegła jakoś takoś - po wysokim tętnie stwierdziłem że tegoż dnia nie czuję się kondycyjnie najlepiej i będzie ciężko na wyścigu - nie myliłem się.
Do wciąż drugiego sektora pakuję się na 10 min. przed startem - dosłownie z samego końca. Na początek 2 km szybkiego, polnego odcinka po szutrze - nie idzie mi tak jak chciałbym, cały czas jadę w ogonie tegoż sektora, a ilości wytworzonego kurzu przez poprzedzających są masakryczne że widoczność miałem znikomą, do tego doszły problemiki z oddychaniem. Po wjechaniu na właściwą leśną rundę dość długo nie mogłem złapać swojego rytmu MTB, jeszcze do tego początkowo dość płaski i szybki przebieg trasy nie ułatwiał mi sprawy w przebijaniu się naprzód - szło mi bardzo opornie. Pierwszy fajny singiel - od razu się zakorkowało. W końcu, na drugiej części leśnej rundy zawierającej ciut ciekawsze odcinki złapałem swój rytm MTB, zacząłem jechać szybciej i powoli, acz stopniowo wyprzedzać rywali (jak zwykle większość jechała mega). Wiedziałem również że rywale z giga, z którymi zamierzałem walczyć zniknęli daleko z przodu, cóż, spróbujemy i nie ma mowy o poddaniu się. Po skręceniu na 2 rundę giga to następuje klasyk - nikogo przede i za mną, ten stan trwa bardzo długo. Jedzie mi się spoko, regularnie piję i łykam żele. Gdy tylko zbliżała się końcówka 2 rundy to udaje mi się dogonić i wyprzedzić najpierw jednego, po chwili drugiego, a na zaledwie 2 km przed metą łykam jeszcze dwóch i tak cisnę ile fabryka dała do końcowej kreski, którą minąłem niezbyt zadowolony. Relive z giga trasy.
32/49 - open giga
10/17 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 29:16 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 23:16 min
Powyższe straty podobne jak w Mchach i Górznie, tyle że tam trasy były trudniejsze.
Z wyniku nie jestem zadowolony - bywa i tak, jak to w życiu.
Fotki by Robert Miękwicz, Waldemar Kajoch i moja osobista.
Na pierwszych km. To nie był mój dobry start © JPbike
Na trasie. Widać że było gorąco © JPbike
Leśna gonitwa na parę km przed rozjazdem mega/giga © JPbike
Po wyścigu. Trochę kurzu mnie oblepiło © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 19 maja 2019 • dodano: 21.05.2019 | Komentarze 1
Trzeci w sezonie start w tym cyklu MTB. W Górznie (niedaleko Leszna) jeszcze nie startowałem, ponoć koledzy mówili że to najbardziej górzysta trasa u Solida - czyli coś dla mnie :)
Dojazd na miejsce ze Staszkiem, po drodze dopadła nas ulewa, po czym pogoda zrobiła się niemal idealna do ścigania. Zrobiłem parokilometrową rozgrzewkę i na 20 min przed startem wskok do 2 sektora, zresztą już prawie zapełnionego.
No to start. Analizowałem profil trasy - pierwsze aż 15 km jest dość półpłaskie, więc nie moja bajka, jadę swoje, nie szarżuję i cały czas trzymam się miejsca w peletonie. Pierwszy podjeżdzik - od razu zyskuję parę pozycji. W sumie ten odcinek bardzo szybko zleciał i ze średnią 26 km/h. Po wjechaniu na bardzo fajnie poprowadzoną rundę po leśnych wertepach i z porządnymi ścianami (max 20%) to złapałem swój rytm MTB i właściwie od tego momentu cały czas stopniowo kogoś wyprzedzam (większość jedzie mega). Na najstromszych podjazdach drobne problemy mam z najlżejszymi przełożeniami - biegi przeskakują (okazało się że wykrzywiłem hak), ale jechać się da, więc jest spoko. I tak zleciała pierwsza runda. Po wjechaniu na drugą to następuje klasyczna samotność długodystansowca. Zadbałem o odpowiednie nawodnienie, regularnie brałem żele UNIT i banany, zatem jedzie mi się świetnie, żadnych kryzysowych oznak nie czułem - w efekcie przez całą drugą rundę fajnie się bawiłem, przy tym bez problemu dogoniłem i wyprzedziłem czterech (a może pięciu) gigowców, w tym kolegę teamowego Staszka. I tak dość szybko dojechałem do mety - chyba pierwszy raz z niedosytem, bo cosik krótkie było to giga w Górznie :). Relive z giga trasy.
19/38 - open giga
4/11 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 28:37 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 21:20 min, do pudła... 1:41 min
I tak zleciał wyścigowy weekend - ja 2 razy na czwartym miejscu, ponoć "najgorszym dla sportowca", cóż, takie życie :)
Klasyczna samotność długodystansowca :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 14 kwietnia 2019 • dodano: 14.04.2019 | Komentarze 5
Drugi w sezonie start w Solid MTB Maraton, w Mchach koło Książa Wielkopolskiego. Miejscówka i trasa (godna Pure MTB Wielkopolska) znane mi z zeszłego roku. Tylko po zajechaniu na miejsce pogoda średnia - zimno na poziomie poniżej 10°C, po deszczu i do tego zimny wiatr, na szczęście 95% trasy poprowadzili po leśnych interwałach, czyli coś dla mnie, starego wyjadacza prawdziwego MTB :)
Z teamu Unit Martombike Team zjawiły się dwie sztuki - ja (giga) i josip (mega). Start z połowy 2 sektora poszedł mi słabiej niż oczekiwałem - jest płasko, polna droga ze sprzyjającym wiatrem, niemało wiary mnie wyprzedza, całe szczęście że pamiętam troszkę trasę i wiem co za chwilę nastąpi - faktycznie po wjechaniu do lasu i gdy tylko pojawiły się bezustanne sekcje góra - dół to uruchomiłem swoje możliwości pomykania na MTB po wymagającym terenie i zaczynam powoli, acz stopniowo wyprzedzać kolejnych. Dopóki nie jestem blokowany na wąskich odcinkach to jedzie mi się fajnie, samopoczucie cały czas mam dobre. Gdy tylko na ściance podjazdowej ku mojemu zaskoczeniu łańcuch spada poza kasetę (w szprychy) to muszę stanąć i zrobić pitstopik, oczywiście powoduje to że tracę wypracowaną przewagę i niemało rywali (w tym josip i jedna bikerka też) mnie wtedy załatwiają. Po ruszeniu znów muszę odrabiać straty, sęk w tym że akurat mamy techniczną i wymagającą nawierzchniowo (piasek i muldy) sekcję singlową - nie powiem jak wtedy cierpiałem z braku dogodnego miejsca do wyprzedzania, nie mówiąc już o niefajnym poziomie techniki jaką prezentowali poprzedzający mnie rywale. Po jakimś czasie znów łańcuch nagle spada poza kasetę, znów pitstop i znów trzeba odrabiać straty - póki jest szerzej to idzie mi sprawnie. Po wjechaniu na 2 rundę giga to większość skręciła na mega i dla mnie następuje klasyczna samotność długodystansowca - o dziwo cały czas pomyka mi się fajnie, na pustych i technicznych sekcjach (mnóstwo takich było) czuję się jak rybka w wodzie, do tego udaje mi się trzech rywali z giga dogonić i wyprzedzić, natomiast z czwartym i walecznym Piotrkiem Łąckim (też z M4) walczyłem do końca. Wypada wspomnieć że na pewnej stromej ściance po raz trzeci łańcuch mi znów spadł - będę musiał podregulować przerzutkę. W końcu jest meta poprzedzona 2 km wmordewindowym odcinkiem. Mimo 3 pitstopików to był mój udany maraton. Relive z trasy.
23/46 - open giga
7/16 - M4
Strata do zwycięzcy (Bartłomiej Oleszczuk) - 29:11 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 21:20 min
Pomyśleć że w zeszłym roku na podobnej trasie straciłem na mecie odpowiednio 41 i 29 min ...
Najlepsze jest to że do piątego w M4 (wspomniany Piotr Łącki) straciłem ... 17 sekund :)
Foto by Piotr Jamróg.
Pierwsze i płaskie kilometry nie są moją domeną, ale jakoś daję radę © JPbike
Wiosenna dynamika na 5 km przed metą © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Niedziela, 31 marca 2019 • dodano: 02.04.2019 | Komentarze 5
Mój dwunasty z rzędu sezon wyścigowy rozpoczęty. Przyznam że po tylu latach sportowego pomykania po wertepach czuję się już starym wyjadaczem, skoro tuż przed inauguracyjnym startem w Krzywiniu nie czułem żadnego stresika przedstartowego, tylko pełny luz, odliczanie do startu i jazda robić swoje :)
Dojazd do Krzywinia ze Staszkiem, prócz nas dwóch z teamu Unit Martombike Team pojawił się i Wojtek (jechał mega). Na miejscu organizacja bardzo dobra - dość szybko odebrałem pakiecik startowy, wskok w kolarskie portki, krótka rozgrzewka, czas ustawić się w zapełnionym 2 sektorze i ruszamy na 64 km trasę (giga) parę minut po odpaleniu jedynki.
Na początek długi leśno - polny odcinek z niemałą ilością zakrętów i łuków. Jadę swoje, nogi całkiem podają, wyprzedzam często, póki jest miejsce na takie manewry. Wpadamy w pierwszy z paru fajnych i technicznych singli - tłok przede mną taki że często jestem blokowany i troszkę tam tracę. Gdy tylko mijam bufet i rozjazd mini i mega/giga to sięgam po żela - po chwili orientuję się że wtedy gubię woreczek z dokumentami... Oczywiście powoduje to że muszę stanąć i zawrócić by odnaleźć zgubę - udaje mi się to po paruset metrach wstecz - przez tą sytuację tracę parę minut i niemało rywali mnie wtedy załatwiło. Całe szczęście że mam w sobie sporo cierpliwości i walczyć trzeba do końca - więc cisnę dalej i zaczynam odrabiać straty - idzie mi nieźle, łykałem każdego kto pojawił się przede mną - szczególnie sprzyjały mi te techniczne single i podjazdy w stylu XC, natomiast na długich i półpłaskich odcinkach jakich tutaj było sporo to walczyłem jak mogłem - średnio udanie mi szło. Po skręceniu na 2 rundę giga to nadal dobrze mi się pomykało i nadal kolejnych paru rywali stopniowo pozałatwiałem (z szacunkiem, bo wszyscy walczą). W końcu następuje najgorszy i parokilometrowy odcinek po otwartym i ze sporym wmordewindem - oj, było ciężko, ale wypracowana przewaga pozwoliła mi bez utraty pozycji dojechać do mety. Relive z trasy.
40/81 - open giga
14/28 - M4
Strata do zwycięzcy (Grzegorz Grabarek) 23:43 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 20:25 min
Jak na początek sezonu to straty do najlepszych, jak i wynik są spoczko dla mnie, gdyby nie zguba to byłoby lepiej
Z wyścigowego debiutu na nowym 29-erze jestem w pełni zadowolony - pełny sprawdzian będzie na XC i w górach
Foto by Piotr Jamróg.
W akcji na początku wyścigu. Tu to zaczynam wyprzedzać kolejnych rywali © JPbike
Foto by Przemysław Listewnik.
Tu to jestem w swoim żywiole :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Sobota, 13 października 2018 • dodano: 14.10.2018 | Komentarze 3
Startów w ogólnopolskim cyklu maratonów u Grabka w tym sezonie nie planowałem, a jednak dobra forma na koniec sezonu, przepiękna i ciepła jesienna aura, oraz fakt że do tej pory nie miałem okazji poznać tras MTB na stokach Ślęży, Wieżycy i Raduni - to właśnie te trzy cechy skusiły mnie na pobudkę sobotniego dnia o 5:30 i wyjazd do Sobótki, oddalonej ode mnie o ponad 200 km.
Dojazd spoczko, widziane z auta wschód słońca i parujące krajobrazy wśród pól - rewelacja. Rejestracja i odbiór numerka przebiegły szybko i bezproblemowo. Ile wiary skusiło się na ten finałowy maraton u Grabka ... ponad 1200 osób !
Wspominałem już że dzięki moim bardzo dobrym wynikom w końcówce sezonu organizatorzy przyznali mi elitarny pierwszy sektor. Gdy tylko po rozgrzewce się tam zjawiłem to ów sektor był już zapełniony - a w nim niemal same konie i wycinaki, przynajmniej tak było widać po kolarskich sylwetkach i sprzętach z górnej półki :) Wiecie co - na taki widok nie czułem żadnej presji, bo wiem że przyjechałem tutaj zrobić w 100% swoje :)
Punkt 11-ta i poszli. Musiałem ruszać z poza barierek, co spowodowało że na pierwszych i podjazdowych km zrobiła się przestrzeń między sporą czołową grupą a ogonem tegoż sektora. Ciężko szło mi wtedy złapanie swojego rytmu. Po skręcie pod Wieżycą na teren z wymagającą nawierzchnią (pełno sztywnych kamieni) na długim (prawie 6 km) podjeździe to łapię swoje tempo podjazdowe i zaczynam powoli wyprzedzać. Szybko przekonuję się że owe przebijanie się do przodu idzie mi opornie, bo to czołowy sektor i wszyscy widocznie mocno cisną i dzielnie walczą. Czyli poziom u Grabka jest bardzo wysoki. Pierwszy zjazd, po singielku, trochę blokowania było i kurzyło strasznie. Dalej to mieliśmy mocne napieranie po półpłaskim - tam gdzie pod górę to zyskiwałem, a tam gdzie płasko to troszeczkę traciłem. No i dojeżdżamy do właściwej 24 km rundy, na giga dwukrotnie pokonywanej. Na szerokim i szybkim zjeździe grupa rywali mi uciekła, a na długim i porządnym podjeździe (chwilami max 20%) to ja ich dogoniłem :). Po tym następuje strasznie wertepiasty singiel zjazdowy, tak pod rowery enduro z 150 mm skokiem zawieszenia, co dla mojego podstarzałego już hardtaila na kołach 27.5 calowych to była masakra, nawet dla mnie, wytrawnego technika - wertepy, ostre zakręty, korzenie, kamienie i uskoki takie że zaliczyłem tam kilka potknięć i podpórek. Napierając dalej to stawka już się porządnie porozciągała i każdy kręcił swoje. No, ułożyli trasę tak że przyszło nam pokonywać dość długi i lekko zjazdowy singletrack z ubitą nawierzchnią z wyprofilowanymi zakrętasami - ależ to była frajda, prawie jak na czeskich Rychlebach :). Tuż przed rozjazdem mega/giga (przed 40 km trasy) wyprzedziły mnie dwa konie z 2 sektora, czyli od razu mi wiadomo - power mój się skończył i jako doświadczony gigowiec przełączyłem się w tryb ekonomiczny, byle tylko ukończyć z satysfakcją owe giga. W sumie cała druga runda przebiegła bez większych problemów, poza dwoma faktami - wyprzedziło mnie stopniowo 3 rywali z giga, no i zaliczyłem glebę na kamienistym i technicznym zjeździe (przez rywala co sprowadzał rower nie tamtędy gdzie trzeba). Owa gleba poskutkowała skurczem, oraz małymi szlifami na kolanie i piszczeli (bolało). Po 55 km trasy zacząłem wyprzedzać ostatnich z mega, a po przejechaniu dwóch powtarzalnych rund to wpadamy na Przełęcz Tąpadła i czas pokonać ucywilizowane ścieżki poprowadzone po stokach Ślęży raz pod górę, raz wymagający zjazdowy singielek, raz płasko, raz w dół - kręcąc tamtędy to poza wyprzedzaniem tych z mega nic ciekawego nie wydarzyło się i w końcu docieram do mety. To była dobra dobitka na koniec sezonu maratonowego :)
41/64 - open giga
10/18 - M4
Strata do zwycięzcy (Wojtek Halejak) - 59:33 min, do M4 (Damian Bartoszek) - 45:47 min
Oczywiście że ta ekonomiczna jazda na 2 rundzie odbiła się na wyniku, ale i tak z dobrej jazdy z pełnym powerem na 1 rundzie to jestem zadowolony - analizowałem wyniki i gdybym skręcił na mega to szerokie pudło w M4 miałbym :)
Fotki by Velonews, Endurocorp, Kasia Rokosz
Dawno mnie nie było na grabkowych trasach. To właśnie w tym cyklu 10 lat temu zaczynałem przygodę z maratonami
Na trasie znalazło się coś dla mnie - techniczna ścianka zjazdowa :) © JPbike
To już końcówka. W takiej jesiennej scenerii i pięknej pogodzie to tylko pomykać :) © JPbike
Wirtualna re-transmisja z przebiegu trasy giga na Relive - KLIK.
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach