top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 172757.71 km
- w tym teren: 62703.10 km
- teren procentowo: 36.30 %
- v średnia: 22.71 km/h
- czas: 315d 02h 30m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane Gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Bike Maraton

Dystans całkowity:2902.47 km (w terenie 2600.00 km; 89.58%)
Czas w ruchu:164:19
Średnia prędkość:17.66 km/h
Maksymalna prędkość:73.88 km/h
Suma podjazdów:58415 m
Maks. tętno maksymalne:177 (101 %)
Maks. tętno średnie:158 (90 %)
Suma kalorii:3227 kcal
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:76.38 km i 4h 19m
Więcej statystyk
  • dystans : 88.58 km
  • teren : 80.00 km
  • czas : 04:23 h
  • v średnia : 20.21 km/h
  • v max : 53.32 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Polanica Zdrój

    Sobota, 3 października 2009 • dodano: 04.10.2009 | Komentarze 18


    Początkowo ten ostatni maratonowy start w sezonie 2009 nie planowałem tak poważnie, a jednak to pech w Karpaczu, gdzie wtedy zmierzałem po tegoroczną życiówkę na giga spowodował że do Polanicy Zdrój udałem się by udanie zakończyć swój dość długi (13 startów) sezon maratonowy, który dał mi całą masę doświadczeń.
    Na miejsce zajechałem spokojnie o 9, pogoda całkiem dopisała – słoneczna, kilkanaście stopni ciepła. Pięknie jest w górach właśnie podczas złotej polskiej jesieni :) Po wpisaniu się na listę startową i odebraniu upominku tradycyjnie szykowanie roweru, wskok w ciuszki kolarskie, rozgrzewka przed startem i jazda na swój (3-ci) sektor. Start, kilka minut po 11. Od razu długi podjazd, najpierw troszkę asfaltowy, następnie brukowany i znów troszkę asfaltu, tłoczno tam było, powoli następowała selekcja. Po kilku km podjazd dość wąskim terenem i do tego kamienistym – większość nie dała rady tamtędy podjechać i wprowadzali swoje rumaki a ja (fotka poniżej) podjeżdżałem :) Oczywiście na początku trasy w takim tłoku nie zawsze udaje się podjechać, przez zator dwukrotnie musiałem zsiąść z bike'a. A na 7-mym kilometrze trasy (na asfalciku) nagle mnie wyprzedził blase, którego właśnie poznałem :) Chwilę sobie pogadaliśmy. Gaworzenie podczas maratonowego wysiłku ??? Po chwili okazało się że w tylnym kole roweru Błażeja brakuje ciśnienia, więc zjechał na bok. Zaczęła się w pełni terenowa jazda, na pierwszych podjazdach mój puls rzadko spadał poniżej 170, cisnąłem do góry mocno, dużo osób właśnie na terenowych podjazdach łykałem :) Zresztą i mnie też, raptem kilkunastu powyprzedzało. Na 20-tym km trasy z powodu fragmentu totalnie zabłoconego duktu organizator wytyczył taśmami korzenny i grząski objazd tuż obok leśnej szosy – na śliskim korzeniu zaliczyłem jedyną i typowo SPD-ową glebę i upadłem lewym biodrem, bolało :( Kilkaset metrów dalej gość, który mnie poprzedzał i przejeżdżał przez giga błotny rów wykonał OTB z lądowaniem w błoto o głębokości 15 cm :) Dalej to już była typowa jazda leśnymi duktami na przemian dość długimi podjazdami, jak i zjazdami, w większości kamienistymi, na znacznej wysokości (650 – 830 m) aż do miejsca rozjazdu Mega/Giga (44 km). Tamtędy jechałem swoim tempem, jak i swoją pozycję utrzymywałem. Jasne, od początku planowałem dystans dla twardzieli i też tamtędy pojechałem. Niemal cała druga pętla to walka z samym sobą, praktycznie przez ponad połowę pętli Giga kręciłem samotnie, by na 30 km przed metą powoli dublować megowców. Ostatnie 16 km były ciekawe – najpierw niezły i kamienisty podjazd, następnie również mocno kamienisty zjazd. Jadąc tamtędy, maksymalnie się skupiłem, by nie złapać gumy (zabrałem dwie dętki). Końcówka na kilka km przed metą to mała pętelka z elementami XC, bez kłopotów tamtędy przejechałem. W końcu zjazd brukowaną ulicą i meta na stadionie miejskim, gdzie odbywał się mecz :) trzeba było przejechać wokół po szutrowej i brązowo-czerwonej bieżni.

    61/92 open GIGA
    17/26 M3

    Wynik jest ma miarę moich tegorocznych górskich możliwości na Giga, całkiem zadowolony jestem :)


    Na tłocznym, wąskim i technicznym podjeździe
    Fotka z galerii Joanny Tomes


    Kamienisty zjazd, jakich było sporo


    Puls – max 179, średni 152
    Przewyższenie – 1692 m

    Moje ogólne wyniki w sezonie 2009:

    Bikemaraton (u Grabka) – 6 startów plus uphill na Śnieżkę
    - generalka M3 GIGA – 56/124 (Poznań, Polanica Zdrój, oraz nieukończony Karpacz)
    - generalka M3 MEGA – 166/711 (Boguszów Gorce, Kraków, Świeradów Zdrój)

    MTB Marathon (u Golonki) – 4 starty
    - ogólnie M3 – 134/964
    - generalka M3 GIGA – 83/209 (Szczawnica, Krynica Zdrój)
    - generalka M3 MEGA – 160/614 (Murowana Goślina, Karpacz)

    Mazovia MTB Marathon (u Zamany) – 2 starty
    - ogólnie open – 1130/2883
    - generalka M3 GIGA – 429/997 (Łódź, Nidzica)

    A teraz … wracając do maratonowych spraw - czeka mnie sporo pracy przez zimę - sezon 2010 planuję startować u Golonki – czyli pełne MTB :)



  • dystans : 61.88 km
  • teren : 46.00 km
  • czas : 03:12 h
  • v średnia : 19.34 km/h
  • v max : 64.47 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Karpacz ... pechowy :(

    Sobota, 19 września 2009 • dodano: 19.09.2009 | Komentarze 32


    Dwie gumy i pierwszy nieukończony maraton …

    No nie wiem czy wziąść się za napisanie relacji nieukończonego bikemaratonu …
    Gdyby nie Wy, wspaniali BS-owicze … tą relację ograniczyłbym do kilku słów …

    Więc … na miejsce startu, które znajdowało się na stadionie sportowym w Karpaczu zajechałem (zjechałem w dół) o 10:30, troszkę się porozruszałem po stadionie i wjechałem do swojego sektora (trzeciego). Po 11-tej start, znając dobrze trasę postanowiłem bez wycisku wystartować i stopniowo się rozkręcać. Przez pierwsze kilka km sporo osób mnie wyprzedzało, spoczko bo jadę na Giga, więc trzeba odpowiednio rozłożyć siły … Po wjechaniu na Drogę Chomontową zacząłem się rozkręcać i powoli wyprzedzać tych, co mnie wcześniej wyprzedzili. Natomiast na superszybkim zjeździe do Drogi Sudeckiej błyskawicznie pomknąłem w dół :) Na tejże asfaltówce jechałem już niezłym tempem, stawka była już nieźle rozciągnięta. Po wjechaniu na kulminację Drogi na Dwa Mosty wiadomo … długi zjazd – na mocno kamienistym zjeździe strasznie zatrzęsło mi rękoma … parę osób na fullach mnie tam wyprzedziło … Po tym zjeździe to już tylko jazda leśnymi duktami na przemian do góry i w dół, jak i pokonywanie technicznych odcinków – wszędzie wjechałem :) Oczywiście na pierwszej pętli zdarzały się potknięcia – kilka razy z powodu zatoru na wąskich podjazdach musiałem się podeprzeć … Natomiast po minięciu napisu „Giga 2 runda” (na 37 km) na trasie zrobiło się niemal prawie pusto … od tego momentu aż do wycofania się z rywalizacji jechałem praktycznie sam, udało mi się jedynie dwóch zawodników wyprzedzić. Na drugiej pętli zarówno na podjazdach, jak i zjazdach nieźle mi szło, nogi mocno podawały … Wszystko byłoby OK, gdyby nie pewna chwila, a mianowicie na 61 km trasy (z 85 na Giga) na tradycyjnie już kamienistym zjeździe jakiś luźno leżący i ostry kamień mocno walnął w tylne koło i po 400 metrach już nie było ciśnienia w kole :( Oczywiście szybko uporałem się z wymianą dętki, (5-6 minut) tyle że jakoś ciężko mi szło napompowanie – więc na 1.5 bara pojechałem dalej i po pokonaniu stromego, trawiastego podjazdu znów ciśnienia ubyło ... Zatrzymałem się tam i … spędziłem jakieś 20 minut :(
    Okazało się że w zapasowej dętce puściła łatka - to ta dętka, która strzeliła w Nidzicy
    No i zdecydowałem po raz pierwszy w maratonowej karierze się wycofać …
    Wysłałem sms-a do rodziców (tak, przyjechali do Karpacza ze mną), umówiliśmy się w Podgórzynie, do którego pospacerowałem kilka km i stamtąd autem wróciliśmy do noclegowni.
    Po powrocie i obejrzeniu koła i dętek – tylna obręcz się rozcentrowała, a obie dętki - przebite na przelot – więc musiałem nieźle cisnąc na kamienistych zjazdach …

    Na temat wyników mogę tyle napisać:
    Moje miejsca na międzyczasach (trzech z czterech):
    1. 62
    2. 58
    3. 52 ... Giga ukończyły 92 osoby i na metę przyjechałbym w top 50 ...
    Ilość M3-owców, co ukończyło Giga – 23

    W akcji na podjeździe :)
    Fotka z galerii Joanny Tomes


    Tu zakończyłem rywalizację (fotka z komórki) …


    Puls – max 178, średni 156
    Przewyższenie – 1649 m



  • dystans : 102.15 km
  • teren : 85.00 km
  • czas : 03:51 h
  • v średnia : 26.53 km/h
  • v max : 49.96 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Poznań

    Niedziela, 6 września 2009 • dodano: 06.09.2009 | Komentarze 23


    Pogoda tegoż dnia była niezbyt zachęcająca do ostrego ścigania - pochmurno, spory zachodni wind i jakieś 15 st.C - mimo tego wyruszyłem nad Maltę odziany w krótką koszulkę :) Na miejsce startu (12 km od domku) dojechałem rowerem na 20 minut przed startem i od razu wjechałem do swojego sektora (trzeciego). No i start ... :) Podobnie jak podczas zeszłorocznej edycji wszyscy ostro do przodu ruszyli ... ja też :) Tłoczno było, jak zwykle. Po pokonaniu doskonale mi znanej schodowej przeszkody na trasie zrobiło się lżej ... po chwili zostałem zaskoczony zmienioną trasą, czyli skręt w lewo i na leśny podjeżdzik - więc więcej terenu :) Dalej aż do miejsca rozjazdu Mini i Mega/Giga kręciłem mocnym tempem - zadanie ułatwiał mi wtyłowind, nierzadko na liczniku miałem 40 km/h :) Na pierwszym bufecie - w ruchu izotonika i pół banana, i nadal ostra jazda, wtedy wraz ze mną uformowała się kilkuosobowa grupka i tak szybko przejechaliśmy leśny i troszkę interwałowy odcinek biegnący przez Park Krajobrazowy Promno. Na drugim bufecie ponownie w ruchu picie i pół banana i grupka, z którą jechałem się rozpadła ... Po osiągnięciu wschodniego krańca wiadomo było ... jeden wielki wmordewind, który szczególnie na otwartej przestrzeni mocno dawał we znaki i zaczęło kropić ... Miałem trochę szczęścia bo wyprzedzała mnie grupka (kolejna) i tak razem dojechaliśmy prawie do znaku "Giga II runda" (po 50 km) gdzie bez zastanawiania skręciłem na Giga :) Przestało kropić i zrobiło się na trasie jeszcze lżej. Trzeci bufet - też picie i cały banan. Ponownie z pomocą wiatru w plecy szybko dokręciłem do większego lasu, przez który jechałem po leśnych ścieżkach praktycznie sam :) Czwarty bufet - to samo, co zazwyczaj :) Po 75 km powoli czułem zmęczenie, zwolniłem tempo i ponownie na powrotnej pętli miałem walkę z wmordewindem i znów kropiło, tym razem mocniej ... Jechałem wtedy z jednym gościem, którego wyprzedziłem i po chwili mi usiadł na kole, znów miałem szczęście - dogoniła nas kolejna 3 osobowa grupka i tak razem jechaliśmy przez jakiś czas. Piąty bufet - tylko wodę. Po chwili nastąpił słynny już zjazd po skarpie, trochę błota leżało, zjechałem tędy szybko z odpowiednią techniką, nawet musiałem przyhamować przez dwóch poprzedzających mnie zawodników. Jakiś kilometr dalej pojawiło się wielkie i mocno klejące błoto na całej szerokości trasy, na którym koła zapadały na 10 cm. Po przejechaniu tejże przeszkody (tak, przejechałem bez kłopotów) moje 2.1 calowe oponki osiągnęły rozmiar ... niemal 3 calowy :) Następnie po raz drugi zostałem zaskoczony innym przebiegiem trasy w okolicach Jeziora Swarzędzkiego – organizator spisał się super, poprowadzając tędy trasę – był to wąski i błotny singletrack z jednym niezłym podjazdem, na którym zauważyłem dziewczynę biorącą udział w maratonie i pchającą rower z przyczepką (z dzieckiem) !!! :) Dalej to już jazda w kierunku mety – jeszcze raz utworzyła się 4 osobowa grupka, z którą na ostatnim kilometrze resztkami sił, uciekłem im i na mecie z parosekundową przewagą wygrałem finisz.
    Na mecie spotkałem Winq’a, chwile pogadaliśmy, zjadłem taki sobie makaron i zwiałem do domu (kolejne 12 km) bo zrobiło mi się zimno, po drodze zahaczając o myjnie.

    78/136 open GIGA
    21/42 M3

    Wynik na miarę moich tegorocznych możliwości na GIGA.
    Co do trasy – dość płaska, szybka, troszke leśnych interwałów, jeden niezły zjazd - za mało dla mnie bo na technicznych i krętych trasach czuję się najlepiej ...
    No cóż ... To maraton na własnym terenie i wypadało się pokazać, więc ze startu i przejechania najdłuższego dystansu w tym sezonie (ponad 100 km) - jestem zadowolony.

    Na ostatnich kilometrach, tego gościa (rówieśnika) pokonałem na mecie o 23 sekundy.
    Fotka z galerii Joanny Tomes


    Puls – max 179, średni 154
    Przewyższenie – 652 m



  • dystans : 55.57 km
  • teren : 37.00 km
  • czas : 02:24 h
  • v średnia : 23.15 km/h
  • v max : 73.88 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Świeradów Zdrój

    Sobota, 1 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 4


    Ten start u Grabka miałem zaplanowany na 100% - termin i lokalizacja doskonale pasowały mi na spędzenie weekendu w Karkonoszach i Izerach, zwłaszcza że dzień po tym maratonie organizator zaplanował Uphill na Śnieżkę :)
    Do Świeradowa Zdrój przyjechałem z kempingu w Miłkowie, wraz z Damianem, który przyjechał tutaj, by zaliczyć swój pierwszy start u Grabka. Przed startem ustaliliśmy że pojedziemy na Mega (planowaliśmy Giga) – głównie dlatego aby nie zmęczyć się bardzo przed jutrzejszą wspinaczką na Śnieżkę :)
    Wspaniała, słoneczna pogoda i stosunkowo niski stopień trudności trasy przyciągnęły na start ponad 920 zawodniczek i zawodników. Tutaj po raz pierwszy wystartowałem w kompletnym stroju BikeStats ... no u Grabka startuję pod tym szyldem :)
    Po przypięciu numerków udaliśmy się na krótką rozgrzewkę na niezły podjazd w okolice dolnej stacji kolejki gondolowej
    Po ustawieniu się w sektorach (ja w 3-cim, Damian w ostatnim) po 11-tej nastąpił start – najpierw kilkaset metrów lekko w dół i od razu nastąpił początek długiego na ok. 10 km ciężkiego, asfaltowego podjazdu prowadzącego na Łącznik (1066 m), zanim tam wjechałem po drodze był krótki szutrowy zjazd. Sam podjazd pokonałem w większości na środkowej tarczy korby, od czasu do czasu rozkoszując się pięknymi widoczkami :) Co do wyprzedzania … w sumie do połowy podjazdu mnie kilkunastu wyprzedziło, a w drugiej połowie to już szło mi lepiej … rozkręciłem się :) Po osiągnięciu szczytu nastapił niezły szutrowy zjazd – szybko i bez szaleństw zjechałem do Polany Izerskiej (965 m) , po chwili znalazłem się na pięknej Hali Izerskiej – tam była jedyna na trasie przeprawa przez potok - przejechałem przez wodę, a inni albo podobnie, albo wybrali mostek z bali … Nastepnie była ciągła i szybka jazda przeważnie po pagórkowatym górskim terenie na znacznej wysokości na przemian szutrem i asfaltem przez las i Polanę Jakuszycką – w zasadzie praktycznie cały czas utrzymywałem swoją pozycję i tempo jazdy, często tworzyły i rozpadały się paroosobowe grupki. Po (ponownym) dotarciu do Polany Izerskiej zaczął się zjazd wprost do mety … najpierw asfaltowy na którym pobiłem swój maratonowy rekord prędkości – 73.88 km/h … po chwili nagle nastąpił fajny, singletrackowy zjazd z zakrętami po korzeniach i kamieniach – jedyny techniczny odcinek na trasie … i w końcu asfaltowy zjazd wprost do mety.

    93/496 open MEGA
    30/162 M3

    Z wyników jestem zadowolony, sektor trzeci utrzymałem.
    Mój następny start u Grabka – w Poznaniu (6 września).

    No i jeszcze trzeba opisać trasę: była to jedna z najłatwiejszych górskich tras - stosunkowo dużo asfaltu, szerokie i przyjemne szutry, jeden singletrack na zjeżdzie, dużo pięknych widoczków na Góry Izerskie … po prostu maraton dla każdego.

    Relacja Damiana z tegoż bikemaratonu – KLIK.

    Ja z organizatorem – Maciejem Grabkiem :)


    W akcji na izerskim szutrze ...




  • dystans : 59.49 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 03:15 h
  • v średnia : 18.30 km/h
  • v max : 56.57 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Kraków

    Niedziela, 28 czerwca 2009 • dodano: 30.06.2009 | Komentarze 8


    Do Krakowa zajechałem wprost z Bike Orientu o północy. Pobudka o 6:30, śniadanie i przed 10-tą rozgrzewkowa jazda w lekkiej mżawce na Błonia skąd startuje bikemaraton.
    Po dobrym wyniku w Boguszowie – Gorce przypadł mi trzeci sektor z siedmiu :) W sektorze, którym się ustawiłem - luzik :) Przez tydzień w Krakowie często padało – nie przeszkodziło to w pojawieniu się ponad 1000 zawodniczek i zawodników.
    Start punktualnie o 11-tej, na początek przejazd przez trawę, o miękkiej i nierównej nawierzchni, by po chwili pokonać pierwszy podjazd w okolice Kopca Kościuszki – tempo jazdy miałem identyczne jak inni, właśnie widać było same plusy klasyfikacji sektorowej. Po chwili wpadamy do Lasku Wolskiego i zaczęła się błotna zabawa :) A dla mnie bojowy test 2.25 calowych NN-ów (spisały się tak jak powinny) Po 12-km zostaję poinformowany, że mój numerek startowy na plecach trzyma się jedynie na dwóch dolnych agrafkach, szybko zdecydowałem, że poprawię na najbliższym bufecie. Dojeżdżając do pierwszego bufetu wycisnąłem na krótkim asfaltowym odcinku v-max, i na bufecie postój - panienki poprawiły mi mocowanie numerka z chipem :) Pogoda zaczęła się poprawiać. A następnie tyle się działo w mocno interwałowym, leśnym terenie z błotem w roli głównej - niemal wszystkie króciutkie stromizny były ciężkie, śliskie i wprowadzania nie brakowało. A zjazdy - większość dało się zjechać, sporo mnie zarzucało, dobra technika jazdy była górą. Aha … wspomnę że po 20 km wyprzedził mnie Nicram … a startował z ostatniego … szacun i zastanawiałem się chwilę czy mam spadek formy :)
    Co do wyprzedzania to raczej niewiele było, w sumie kilkanaście osób na całej trasie wyprzedziłem a mnie głównie kozactwo z niższych sektorów wyprzedzało.
    Na drugim i trzecim bufecie zaliczyłem ultrakrótki stop and go (banan i izotonik). Końcówka to nadal mocne interwały – w tym był (po 50 km) jeden bardzo stromy zjeżdzik – potknąłem się i tam jedyną glebkę zaliczyłem. Dobijając do mety kręciliśmy po wale … momentem strasznie wyboiście było i w końcu ponowny przejazd przez trawę na Błoniach i cisnąłem do mety :)
    Po zawodach ustawiłem się w kolejce do myjni i czekałem tam … prawie półtora godziny, odpoczywając sobie i poznałem Przemka i Daniela, miejscowych bikestatowiczów, którzy też startowali i troszkę pogadaliśmy sobie :)

    121/573 open MEGA
    30/161 M3

    Gdzieś w lesie ... błotna zabawa :)


    Ilość błota powodowała ... no widać :)




    Na ostatnich metrach, niezły wycisk daje z siebie ...


    Puls – max 175, średni 157 (pulsometr często wieszał się)



  • dystans : 53.37 km
  • teren : 51.00 km
  • czas : 02:40 h
  • v średnia : 20.01 km/h
  • v max : 59.10 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Boguszów-Gorce

    Sobota, 9 maja 2009 • dodano: 10.05.2009 | Komentarze 9


    Oj … pobudka o … 3-ciej. Zajechałem o 7:30 do Boguszowa-Gorce - ładnie położone miasteczko i od razu udałem się odebrać numer startowy do biura zawodów, które znajdowało się na najwyżej położonym stadionie w Polsce (650 m) Na parkingu bez pośpiechu złożyłem rower, troszkę pogadałem ze starszym facetem – chwalił mój rower :) Po 9-tej wyruszyłem się rozgrzać na okoliczną zalesioną górkę i wróciłem na stadion – po drodze niezły był podjazd. Jako że tutaj inaugurowałem sezon u Grabka, który po raz pierwszy wprowadził start sektorowy przypadł mi znów ostatni (szósty) sektor. W sektorze ustawiłem się już o 10:20 i dość blisko z przodu. Czekając na start, tradycyjnie już rozglądałem się na pozostałych w sektorze – większość to sami amatorzy, dopatrzyłem się nawet babci bikerki :)
    Po 11-tej ruszyliśmy – każdy sektor startował co 2 minuty. Ruszyłem spokojnie - wolałem nie ryzykować ze względu na to, że rana na kolanie jeszcze się nie zagoiła. Początek trasy już z górki – większość ostro kręciła - wiadomo ... Na pierwszym podjeździe, gdzie leżało sporo luźnych kamieni działo się, zacząłem wtedy wyprzedzanie, które trwało prawie do mety. Po pierwszym bufecie, gdzie w ruchu wziąłem pół banana, a kubka z piciem nie uchwyciłem - nastąpił mega długi szutrowy zjazd - pięknie poprowadzony w lesie po zboczach stromych górek – nieźle i szybko w dół zsunąłem, później kawałek szybkiej jazdy asfaltem i kolejny dość długi, leśny podjazd – niezbyt stromy (wyjątki były) i dało mi się go pokonać na środkowym blacie i szło mi nieźle, nie wspominając o ciągłym wyprzedzaniu na podjazdach. W połowie trasy był najbardziej stromy około 200 metrowy podjazd – zrobił się wtedy zator i wszyscy z buta go pokonali – ja również. Później trasa biegła na przemian w dół i w górę – w obu przypadkach niezbyt stromo i w dalszym ciągu pięknie biegnącą po zboczach zalesionych górek. Na krótkim, półpłaskim odcinku sięgnąłem do kieszonki po żel, który po części rozlał mi się na klamkach – kokpit zrobił się wtedy kleisty :) Na drugim i trzecim bufecie również nie stanąłem – tylko po łyku wody i pół banana spożytego w ruchu. Zaraz po tym ostatnim bufecie, który znajdował się w połowie długiego podjazdu, który zdawał się nie mieć końca - zaczął się lekki kryzys – nogi nie podawały tak jak powinny :( Widocznie ostro cisnąłem na długich podjazdach, więc zwolniłem trochę. Ostatni długi zjazd, który biegł przez otwartą przestrzeń przejechałem prawie bez kręcenia korbą i podążałem do mety starając się utrzymać tempo. Ciężko było, trzymałem się wtedy na kole jednego zawodnika. Ostatnie 2 km to stromy podjeździk, płasko po zboczu górki i ostatni podjazd wprost na stadion – oczywiście wszędzie wjechałem i w końcu meta.

    114/510 open MEGA
    45/191 – M3

    Gdyby nie wspomniany lekki kryzys – wynik mógłby być lepszy, zwłaszcza że ostatni punkt kontrolny (z trzech) mijałem jako 99-ty ... Ale co tam – jak na start z ostatniego sektora i liczbę zawodników (i zawodniczek) na dystansie mega po raz kolejny jestem zadowolony.
    Zresztą wiadomo - na maratonach startuję dla przyjemności :)
    No i jeszcze jedno – po raz pierwszy wystartowałem pod szyldem BikeStats.pl !

    Co do trasy – dość łatwa, przyjemna, w znacznej większości biegła po zalesionych zboczach gór. Nawierzchnia była również spoczko – szerokie szutry, drobne kamienie, trochę porozrzucanych gałęzi, oczywiście jak to bywa na maratonach - były i trudne fragmenty. Jednym zdaniem: maraton dla każdego.

    Miejsce startu i mety na stadionie w Boguszowie-Gorce


    Na bufecie ... mniam, mniam ...
    Ale tam narobili bałaganu, jak po imprezie :)


    Niezła gonitwa w tymanach kurzu ... :)


    Tuż przed metą ... no prawie bo za chwilę jeszcze jeden podjeżdzik ...


    Już po maratonie - mój posiłek regeneracyjny :)
    Numer startowy odpowiedni do mojego rocznika z jedynką - zarezerwowałem sobie wcześniej


    Puls – max … 201 ? (taką wartość pulsometr pokazał na … zjeżdzie), średni 160



  • dystans : 50.96 km
  • teren : 40.00 km
  • czas : 02:33 h
  • v średnia : 19.98 km/h
  • v max : 65.23 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Karpacz

    Sobota, 13 września 2008 • dodano: 15.09.2008 | Komentarze 7


    MIO FUJIFILM BIKEMARATON - Karpacz

    Obudziłem się o 7.30 i zaglądam na termometr ... niewiele ponad 3 st.C !
    Dobrze, że niebo było pogodne i słońce powoli przygrzewało. Po śniadaniu ruszyłem na podjazd do Orlinka się troszkę rozruszyć i zjechałem na miejsce startu, gdzie pokręciłem sobie po stadionie i udałem się na swój sektor startowy. Start nastąpił punktualnie o 11-tej – najpierw wystartowali liderzy i liderki klasyfikacji a następnie w odstępie kilku minut kolejno M2, moja M3 wspólnie z M4 i na końcu M1 z M5 wraz z wszystkimi Kobietkami. Jak zwykle wszyscy ostro do przodu gnali, tak że narobiliśmy sporo stadionowego kurzu takiego że przez chwilę ciężko mi było oddychać :) No i zaczął się podjazd główną ulicą do Karpacza Górnego. Moje tętno od razu skoczyło do poziomu 160 - 170. Nie szło mi do góry tak, jak bym chciał - ciągle mi za mało jeżdżenia po górach. Gdy dojechałem do miejsca, gdzie mieszkałem to mijałem rodziców mi kibicujących - spojrzenie synka gnającego w peletonie do góry – bezcenne :) Następnie skręciliśmy na kolejny podjazd – na Drogę Chomontową (piękne widoczki) i w połowie zaczął się szutrowy zjazd, na którym rozpędziłem się do 65 km/h i zacząłem wyprzedzać. Gdy skończył się zjazd (w ostatniej chwili wyhamowałem) to zaczął się kolejny podjazd po asfaltowej Drodze Sudeckiej, gdzie zacząłem się rozkręcać i szło mi już lepiej do góry. Dotarliśmy do miejsca rozjazdu mini i mega/giga. A dalej króciutki i ostry zjazd i skręt na Celną Drogę – po raz kolejny podjazd, na którym jechałem już identycznym tempem jak wszyscy. No i zaczął się trudny zjazd w terenie i po kamieniach – ilość tych, co łapali kapcia rosła. Było wtedy dość wąsko oraz sporo luźnych i znacznie wystających kamieni (skoki były) i brakowało dogodnych miejsc do wyprzedzania na zjazdach, z trudem mi udawało się kogoś powyprzedzać. Pierwszy punkt kontrolny mijałem jako 113-ty. Następnie zaczęła się prawdziwa jazda - cała seria podjazdów i zjazdów, czasem fragmentami asfaltowymi, czasem po trawie – kilka takich stromych że wszyscy pchali do góry rowerki (ja też) :) Raz mi łańcuch wleciał między kasetę a szprychy (straciłem 5 sekund na naprawie) Co chwila był jakiś niespodziewany skręt. Oznakowanie trasy było świetne i ani razu nie straciłem orientacji. Na drugim punkcie kontrolnym byłem 110-ty. Ostatnie kilkanaście kilometrów to w dalszym ciągu jazda raz do góry, raz w dół, po różnej nawierzchni. Wyciskałem z siebie tyle, ile się dało - czego efektem było dotarcie do mety o 10 oczek w górę :)
    Po przekroczeniu mety i uzupełnieniu spalonych kalorii (prawie 2000) nie byłem aż tak bardzo zmęczony :) Po odebraniu dyplomu udałem się na podjazd do Karpacza Górnego, gdzie mieszkałem i łyknąłem piwko na tarasie wypatrując ... szczyt Śnieżki :)

    100/382 - open MEGA
    40/137 - M3

    Oczywiście z wyniku i ze wspaniałej górskiej trasy jestem zadowolony !

    Teren ... górski teren ... Wyciskałem z siebie sporo !


    Już po minięciu linii mety :)




  • dystans : 66.33 km
  • teren : 55.00 km
  • czas : 02:34 h
  • v średnia : 25.84 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Poznań

    Niedziela, 17 sierpnia 2008 • dodano: 18.08.2008 | Komentarze 6


    MIO FUJIFILM BIKEMARATON - Poznań

    Pobudka w dniu zawodów nastąpiła zgodnie z moim planem, zaglądam zza okno - nadal mokro, ale nie pada, więc zapewne będzie błotny maraton :) Po śniadaniu wlazłem w pięknie wyprane (ręcznie) ciuszki kolarskie. I ruszyłem rowerem nad Maltę (12 km od domku), gdzie troszkę się porozruszałem i udałem się na swój sektor startowy M3. Na starcie pojawiło się około 800 uczestników i uczestniczek. Start nastąpił po 11 – najpierw wystartowali liderzy i liderki klasyfikacji a następnie bikerzy z M2 i następnie moja kategoria. Wszyscy ostro do przodu zasuwali na początkowych kilometrach, grubo powyżej 30 km/h, a ja z trudem dotrzymywałem im kroku, tętno miałem spore ... Po jakimś czasie padła mi bateria w pulsometrze. Po kilku km dogoniłem najwolniejszych z M2, a następnie zaczęło drobno padać (dość krótko). Nadal cała stawka ostro do przodu gnała ... ja też :) (ponad 40 km/h i wiatr w plecy) No i zacząłem powoli wyprzedzać. Na pierwszym bufecie sięgnąłem po kubek z wodą. Na pierwszym punkcie kontrolnym byłem 108-ty. Następnie, gdy wjechaliśmy do większego lasu to ilość błotka oblepiającego mnie i mojego bika rosła w zastraszającym tempie, przez błotne kałuże przejeżdżałem no prawie w nieskończoność. Ba, nawet te "przeszkody” posłużyły mi do wyprzedzania innych przy pełnej szybkości z efektownym opluskiwaniem :) Jadąc przez leśną ścieżkę większość jechała już pojedynczo, lub małymi grupkami. Na drugim bufecie sięgnąłem po izotonika. Gdy dojechałem na kraniec pętli to wiedziałem że ten powrotny odcinek będzie najcięższy z racji sporego wmordewinda, no i jazdy przez pola i tez tak się stało. Miałem szczęście bo wyprzedzała mnie wtedy mała grupka tych z M4, udało mi się złapać ich niezłe tempo i tak na ogonie jechałem przez większość tego ciężkiego odcinka. Na drugim punkcie kontrolnym byłem 99-ty, po chwili grupka, za którą jechałem mi uciekła. Następnie wjechaliśmy na prawdziwy teren nasycony jednym stromym zjeżdzikiem i niesamowitą ilością błota, takiego , że koła zapadały na 5 cm głębokości – przez te wszystkie błotne tereny przejechałem bez problemów. Na ostatnich kilometrach zaczęło mi powoli brakować sił w nogach, jechałem już w pojedynkę i tak dojechałem zadowolony i pięknie uwalony błotkiem do mety :)
    Na mecie nie zabrakło moich najwierniejszych kibiców – czyli siostrzenicy Oliwki i jej rodziców - wielkie dzięki :)

    97/364 open MEGA
    32/89 M3

    Na początkowych kilometrach. Szalone tempo, wygląda na to jakbym był na prowadzeniu :)


    Błotnisty i stromy zjazd ...


    Do mety kilka km ...


    META :)


    Oliwka już ćwiczy picie z bidonu :)


    Takiej fotki pięknie ubłoconego rowerka nie mogło zabraknąć :)