top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

maratony

Dystans całkowity:12714.26 km (w terenie 11685.88 km; 91.91%)
Czas w ruchu:661:57
Średnia prędkość:19.21 km/h
Maksymalna prędkość:73.88 km/h
Suma podjazdów:137533 m
Maks. tętno maksymalne:177 (101 %)
Maks. tętno średnie:160 (90 %)
Suma kalorii:12445 kcal
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:71.43 km i 3h 43m
Więcej statystyk
  • dystans : 102.27 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 06:52 h
  • v średnia : 14.89 km/h
  • v max : 57.66 km/h
  • hr max : 169 bpm, 96%
  • hr avg : 141 bpm, 80%
  • podjazdy : 3086 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ultra Giga Bike Maraton Szklarska Poręba

    Sobota, 4 lipca 2020 • dodano: 07.07.2020 | Komentarze 7


    W końcu ruszył sezon wyścigów MTB, dla mnie trzynasty z rzędu.
    Tak się złożyło że na inaugurację padło od razu solidne wyzwanie - do pokonania 100 km i 3km w pionie poprowadzone po stokach Karkonoszy. Do Szklarskiej Poręby zajechałem na weekend i wraz z ekipą ulokowaliśmy się w wysoko położonym apartamencie.

    Koronawirus spowodował że trochę się pozmieniało w organizacji - start giga mieliśmy już o 9 rano, całe miasteczko zawodów rozlokowali na sporej przestrzeni, start i meta w innym miejscu, do sektorów wpuszczali max 150 osób i tylko w maseczkach (lub kominach).

    Nazajutrz wita nas piękna, słoneczna pogoda i z idealną do ścigania temperaturą. Po średnim wyspaniu się i zjedzeniu michy makaronu zrobiłem spokojną rozgrzewkę po porannych ulicach tegoż górskiego miasta. Przed startem fajnie było spotkać paru znajomych, w tym Bartka Miklera i Basię Borowiecką. No i wypatrzyłem mnóstwo znanych nazwisk z czołówki polskiego MTB - czyli dla mnie będzie ciężko o wynik. Tegoroczna trasa jest mocno zmieniona w porównaniu do zeszłorocznej, ale i tak konkretna i będzie co robić :)

    No i 96 osobowa stawka królewskiego dystansu ruszyła. Ja oczywiście z ogona startowałem. Od razu podjazd, zjazd i powoli przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Jadąc dalej paru znanych mi twarzy pomyka przede i za mną. Dość szybko pojawiają się single i techniczne zjazdy - na jednym z pierwszych nie wiedzieć czemu Damian z VW wyprzedzając mnie, powoduje że zaliczam glebkę na bok (patrz foto poniżej) - szlify na nodze zaliczone, no i przerzutka się rozregulowała - przez to zostałem pozbawiony młynka 50z i przez całą resztę trasy najcięższe podjazdy z nachyleniem dochodzącym do 20% przyszło mi pokonywać na przełożeniu 32/42. Jakby co - Damiana później wyprzedziłem i kolega zaliczył DNF. Kręcąc dalej trasa mnie zaskakuje niezłym poziomem trudności, np. przejazd po zboczu wzdłuż Kamiennej i usianym pokaźnymi kamieniami, po tym ostra i długa sztajfa podjazdowa, do tego co jakiś czas wyłaniają się super widoki na karkonoskie szczyty. Na mijanych bufetach obsługa jest profesjonalna - nie ma samoobsługi i sprawnie nam podają to co trzeba - mają nawet dobre wafelki z kremem o smaku krówki :)
    Jadąc dalej, stawka giga nadal nie jest porozciągana, zarówno na odcinkach wymagających raz siły, raz techniki, raz ..., co jakiś czas ktoś się tasuje, ktoś przyspiesza, ktoś zwalnia. No i wpadamy na atrakcję MTB, czyli na fajne single (Pasmo Rowerowe Olbrzymy) - w większości mieliśmy tędy pod górę. O ile nachylenie nie powala, to ilość zakrętasów, hopek, kamiennych przeszkód (niektóre mocno podnosiły poziom adrenaliny) powodowała że nie było łatwo i szybko tędy jechać - królowały siła i technika. Mi udało się tędy dość sprawnie przejechać (trzy podpórki na kamiennych uskokach zaliczone), a na ostatnim odcinku zwanym Doplerem zrobiło się tłoczno i utworzyła się spora grupa. Po wjechaniu na najdłuższy, szeroki i szutrowy podjazd ponownie się zaczęła selekcja i doszło nas kilka osób z czołówki mega (różnica prędkości mała, cieszy mnie to), a my zaczęliśmy wyprzedzać tych z najkrótszego dystansu (fun). W 100% jechałem tędy swoje i ku uciesze - sprawnie cisnąłem do góry, przy tym zyskując parę miejsc. Po tym techniczny zjazd, trochę szutrów i niezły podjazd tuż przed wjazdem na drugą rundę giga - tam porządnie zaatakowałem, łykając kilka rywali naraz - jak się później okazało znalazłem się właśnie w swoim miejscu, które z trudem dowiozłem do mety.
    No i ponownie przyszło jechać ze 50 km po śladach, jak i zaczęło się wyprzedzanie tych z classica. Jechałem tędy już sam, od czasu do czasu tasując się z trzema rywalami, z czego jeden to weteran Jan Zozuliński (ostatecznie na mecie był 3 min za mną). Poziom zmęczenia, szczególnie na takiej ciężkiej trasie zaczął narastać, ale jako stary ze mnie maratonowy wyjadacz wiedziałem co robić by wpaść na metę z satysfakcją :). Ponownie pokonywane kręte single (Dopler, Zmora, itp) tym razem szły już ciężej, zmęczenie i dekoncentracja spowodowały że „aż“ dwukrotnie zaliczyłem tam glebki na kamiennych fragmentach (bez strat sprzętowo - cielesnych). W końcu jeszcze długi podjazd, tabliczka „5 km do mety“ i już bez przygód, bez większego bólu różnych części ciała, bez większego kryzysu i z radochą docieram do mety po 6h i 52min spędzonych na takim wymagającym kondycji i techniki ultra maratonie :)

    32/60 - open giga
    6/15 - M4

    Z 96 osób startujących na giga, aż 35 nie ukończyło - musiało być ultra ciężko :)
    Wynik oczywiście mnie miło zaskoczył, a wydawało mi się że słabo jechałem :)
    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h 49min. Do M4 (Bartosz Huzarski) - 45min


    Nieładnie tak mnie spychać na bok
    Nieładnie tak mnie spychać na bok ... © JPbike

    W akcji. Techniczne trasy są w sam raz dla mnie :)
    W akcji. Techniczne trasy są w sam raz dla mnie :) © JPbike

    Ot, cały urok MTB na podkarkonoskich ścieżkach
    Ot, cały urok MTB na podkarkonoskich ścieżkach © JPbike

    Tuż przed metą. Nawet nie wyglądam na zajechanego :)
    Tuż przed metą. Nawet nie wyglądam na zajechanego :) © JPbike





  • dystans : 79.78 km
  • teren : 76.00 km
  • czas : 04:31 h
  • v średnia : 17.66 km/h
  • v max : 54.09 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 151 bpm, 85%
  • podjazdy : 2230 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton - Sobótka

    Sobota, 19 października 2019 • dodano: 21.10.2019 | Komentarze 7


    Finał ogólnopolskiego cyklu organizowanego z rozmachem przez Macieja Grabka. Podobnie jak rok temu owe zawody odbyły się w Sobótce pod Ślężą.
    Dojazd solo i spoko, na miejscu ładna jesienna pogoda z temperaturką pozwalającą na ściganie się będąc odzianym na krótko (15°C). Jeszcze nie przywykłem na dobre do godziny startu królewskiego dystansu (10) - w efekcie do sektora wpakowałem się bez żadnej rozgrzewki, w sumie nic straconego, w tym cyklu nie walczę o generalkę, a chcę tylko przejechać ową trasę najlepiej jak się da. Z teamowej paczki prócz mnie zjawili się Staszek (giga) i Wojtek (mega).
    No i ponad 120 osobowa stawka giga ruszyła. Na początek niespełna 2 km asfaltowy podjazd i wpadamy w podgórski teren usiany dużą ilością kamienistej nawierzchni z dodatkiem liściastego dywanu, zresztą szutry, błotko, trawa i czarny piach też były. Brak rozgrzewki powoduje błyskawiczny wzrost mego tętna, już na 5 km osiągam maximum na wyścigu. Mimo tego początkowe km jedzie mi się dość dobrze, cały czas powoli i systematycznie przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Przekonuję się również że trasa jest trochę zmieniona w porównaniu do zeszłorocznej. Na pierwszym i technicznym zjeździe (kamienie, kamienie, liście, ...) szybko uzyskuję jakąś przewagę i właśnie od tego momentu znalazłem się w swoim miejscu, które dowiozłem do mety z małą nadwyżką, ale po kolei.
    Po wjechaniu na dwukrotnie pokonywaną ze 22 km pętlę po stokach Raduni to od razu mamy najdłuższy podjazd na ponad 500 m wysokość z najstromszą ścianą (max 21%) - podjechane spoko (poza jednym przyblokowaniem mnie) i coś tam zyskałem. Na szczycie podjazdu jest arcywidoczek na okoliczne górki, po czym następuje fajny singiel typu zjazd - po grzbiecie i znów zjazd - zaszalałem i jednego rywala załatwiłem. Po tym mamy trochę jazdy podjazdowo - zjazdowej (głównie leśnej), trochę szerokiego i szybkiego szuterka, ciężki podjazd i wpadamy na atrakcję MTB - przejazd po wyprofilowanym singielku (Suliwoods), frajda oczywiście była :). Napierając tędy cały czas trzymam się swojego miejsca w stawce.
    Po tym następuje kręcenie po szerokim w stronę rozjazdu - a tam po skręceniu na 2 rundę giga doświadczam rzadkiego do tej pory zdarzenia - mieszamy się z dystansem mega, do tego zrobiło się dość tłoczno, bo to zapewne środek stawki średniego dystansu. No to zamiast klasycznej samotności długodystansowca będzie wielkie wyprzedzanie do samej mety i ... tak właśnie było. Ogólnie było tak - póki szeroko to non stop kogoś wyprzedzam, a na singielkach raz jest gorzej, raz lepiej, raz trzeba pocierpieć, raz się udaje, raz zaliczyłem niegroźną glebkę na ostrym zakręcie zjazdowym. No i to wszystko kosztowało mnie sporo sił że trafiały mi się chwile słabości - by złapać oddech i chęci do dalszej walki to chwilami kręciłem w tempie megowców, oczywiście niektórzy mnie wtedy wyprzedzali.
    Po ponownym i fajnym pokonaniu Suliwoods wróciły we mnie chęci do mocnego parcia w stronę mety. Wjeżdżamy na 20 km pętlę poprowadzoną po stokach Ślęży zawierającą zarówno niezłe single jak i szybkie odcinki - tam stawka mega była już porozciągana i prawie każdy którego dogoniłem to próbował siadać mi na kole - pokazałem im jak się jeździ z pasją królewski dystans, czyli na każdym podjeździe uciekałem, a na zjeździe korzystałem ze swojej świetnej techniki MTB :). Po drodze załatwiłem dwóch rywali z giga, jak i stoczyłem walkę ze skurczami w nogach. Na koniec ostatni ciężki podjazd i zjazd po krętych wertepach, szuterek, asfalcik i jest meta. Udany giga wyścig na koniec sezonu 2019 zaliczony.

    38/107 - open giga
    11/46 - M4

    Strata do zwycięzcy (Krzysztof Łukasik, z JBG2) - 1:04:48 godz., do M4 (Damian Bartoszek) - 46:08 min

    Fotki by Kasia Rokosz, FotoMaraton.
    Początkowe km trasy. Sprawnie przebijam się do przodu
    Początkowe km trasy. Sprawnie przebijam się do przodu © JPbike

    Pełne ujęcie w akcji :)
    Pełne ujęcie w akcji :) © JPbike

    Z cyklu
    Z cyklu "Pokaz mistrza MTB". Piękna ta jesień :) © JPbike





  • dystans : 100.73 km
  • teren : 95.00 km
  • czas : 03:56 h
  • v średnia : 25.61 km/h
  • v max : 51.25 km/h
  • hr max : 170 bpm, 96%
  • hr avg : 148 bpm, 84%
  • podjazdy : 875 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Maraton MTB Michałki

    Sobota, 21 września 2019 • dodano: 22.09.2019 | Komentarze 4


    Michałki to najstarszy w Wielkopolsce maraton MTB - w tym sezonie zorganizowali po raz szesnasty, zatem trzeba być, by podtrzymać tradycję, spotkać i pościgać się ze znajomymi. Trasa na królewskim dystansie (giga) to stara szkoła MTB - jedna duża runda (100 km) poprowadzona głównie po leśnych wertepach i mija po drodze kilka wiosek - lubię takie klimaty :)

    Dojazd do Wielenia solo, aura pochmurna, rejestracja bez kolejki, wskok w teamowe portki, czasu na rozgrzewkę brakło, zatem od razu udałem się na start, na tyły stawki, pogadane z Maciejem i można ruszać. Z mego teamu prócz mnie wystartował josip (na mega).
    Na początek ze 2.5 km asfaltowy odcinek - sprawnie przebijam się z tyłów do miejsca gdzie peleton jest ściśnięty i wpadamy na leśne wertepy. Napierając dalej w tłoku nie miałem większych problemów z ciągłym wyprzedzaniem. Po 9 km rozjazd i się zaczęła prawdziwa długodystansowa jazda. Gdy doszedłem Kamilę Wójcikiewicz (zwyciężczyni giga) to ta usiadła mi na kole i tak niemały odcinek trasy przejechała ze mną. Raz, na bagnistym odcinku z wysoką trawą mało brakowało abyśmy przez niewidoczny rów zaliczyli glebki. Po chwili Kamila zostaje z tyłu, cisnę dalej, na 16 km okazuje się że przestrzeliłem skręt na ściankę podjazdową, Gdy się o zgubce zorientowałem to troszkę zdziwiło mnie to że większość zawodników pojechała po moich śladach i tak zebrała się niemała grupa :) Jeszcze większe zdziwienie dopadło mnie gdy ... z przeciwka nadjechała spora grupa zawodników ze znanymi nazwiskami z czołówki (m.in. Basia Borowiecka (jechała treningowo), Cibart, Górski, ... ) - okazało się że oni i wcześniej też pobłądzili. No to się porobiło i tak jakby ściganinę zaczęliśmy od nowa :) Napierając dalej w mocnej grupie pojawiła się dla mnie szansa na bardzo dobry wynik, ale niestety szybka i półpłaska pierwsza część trasy nie sprzyjała mi w utrzymaniu strasznie mocnego tempa, albo power w nogach jeszcze nie ten. Zatem odpadłem z mocnej grupy, po jakimś czasie dogoniła mnie druga grupa z weteranem Janem Zozulińskim na czele i dalej cisnę wraz z nimi. Doganiamy kolejną grupkę co nie dała rady czołówce - w składzie są m.in. fajni koledzy z Cellfastu i tak zebrało się nas sporo, bo po drodze jescze dwie osoby wchłonęliśmy. No i zabrałem się do pracy na czubach grupy - nieraz nadawałem tak mocne tempo że przez chwilę żaden nie chciał mi dać zmiany. Gdy zaczęła się ciekawsza druga część giga trasy z dużą ilością jazdy typu góra - dół to wraz z kolegą ze Strefy Sportu (z M2) podejmuję na podjeżdziku udany atak oderwania się od grupy - dalej ciśniemy we dwóch współpracując. No i niestety w okolicach 70 km trasy chyba przez to mocne tempo jakie narzuciłem wcześniej zaczynam czuć ubytek sił w nogach, kolega z M2 powoli zaczyna się oddalać, a mnie doganiała grupka której uciekłem. Trudno, doświadczenie podpowiada mi abym resztę giga trasy jechał swoje i tak zrobiłem. Wspomniana grupa którą ciągnął Zozuliński doszedła mnie na ok 20 km przed metą, kawał zabrałem się z nimi na ogonie, po czym odpadłem. I tak już spoczko, oraz niezagrożony przez nikogo dojechałem do mety na stadionie w Wieleniu. Szansa na szerokie dekorowane pudło była, mimo wszystko ów maraton zaliczam do udanych - szczególnie że czas przejazdu mam identyczny jak 2 lata temu (rok temu nie startowałem).

    20/50 - open giga
    8/21 - M4

    Strata do zwycięzcy (Mariusz Gil) - 26:40 min, do M4 (Maciej Kasprzak) - 26:39 min





  • dystans : 79.15 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 05:05 h
  • v średnia : 15.57 km/h
  • v max : 52.97 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 147 bpm, 83%
  • podjazdy : 2704 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton - Karpacz

    Niedziela, 25 sierpnia 2019 • dodano: 26.08.2019 | Komentarze 3


    Duża ilość zaliczonych wyścigów w jakich startowałem przez ponad 11 lat w Karpaczu spowodowała że karkonoskie tereny stały się dla mnie drugim domowym podwórkiem - z przyjemnością zamieszkałbym tam na resztę swojego życia :)

    Nie inaczej było w tym sezonie - gdy tylko Grabek podał kalendarz maratonów to od razu się zapisałem i cierpliwie czekałem na dzień startu. Pierwotnie w planach był parodniowy pobyt w tymże górskim kurorcie - nie wypalił i pozostał mi bezpośredni solowy dojazd.
    Troszkę za późno wyruszyłem z domu, do tego remonty dróg przed Jelenią Górą - w efekcie do Karpacza dotarłem na zaledwie 20 minut przed startem królewskiego dystansu. No to szybki wskok w teamowe portki, szybkie ogarnięcie sprzętu i jazda na miejsce startu. Na główny deptak dotarłem... na niecałe 3 minuty przed ruszeniem stawki giga...

    Udało się przybić piątkę ze Staszkiem z mego teamu i dawno nie widzianym Grześkiem z SCS OSOZ i od razu jazda pokonać 76 km giga trasę z 2700 m przewyższeniem. Startowałem oczywiście z samego końca.
    Na początek doskonale znany wszystkim parokilometrowy asfaltowy podjazd do Karpacza Górnego. Jest szeroko i od razu można cisnąć swoje - rzeczywiście od razu zacząłem wyprzedzać kolejnych i stopniowo przebijam się w stronę swojego miejsca w stawce. Tętno oczywiście nieźle pikało jak na brak rozgrzewki przystało :) Co ciekawe - podjeżdżało mi się dość dobrze że strava zarejestrowała na tym odcinku moje Personal Record :)
    Po podjechaniu kierujemy się na zjazd zielonym do Borowic - z pominięciem małego hardcorowego fragmentu. Sprawnie zjeżdżając tędy po sporych kamieniach zaskakuje mnie ilość mijanych defekciarzy - podobno doszła do 10 sztuk (!). Po tym wjezdżamy na zalesione karkonoskie stoki i czas pokonać dwukrotnie 30 km rundę z 1100 m przewyższeniem. Na podjeździe pod Grabowiec zauważam że jadę bez rękawiczek - są w kieszonce, więc je zakładam w ruchu, jak i mijam robiącą chwilowy pit stop Michalinę Ziółkowską, która po chwili mnie wyprzedza (później jeszcze parę razy się tasowaliśmy, co mnie dziwiło). Wytyczona trasa mnie zaskakuje - większość odcinków zarówno podjazdowych, jak i zjazdowych jest dla mnie nowych - wszystkie są fajnie poprowadzone, szczególnie w pamięci mocno utknął mi gruby zjazd z chyba najlepszym widokiem na cały Zbiornik Sosnówka.
    Jadąc dalej i po wyprzedzeniu paru kolejnych rywali (m.in. Jana Zozulińskiego w koszulce Mistrza Polski) dochodzę do wniosku że właśnie dotarłem do swojego miejsca w stawce.
    Przed pierwszym bufetem kolejne i miłe zaskoczenie - dogoniłem Mistrzynię Polski w przełajach - Basię Borowiecką, a ta pare kilometrów dalej mnie porobiła na podjeździe i na mecie włożyła mi 6 minut, zajmując 4 miejsce w Elicie Kobiet.
    Kręcąc dalej raz podjazdowo, raz zjazdowo trzeba było nieźle się napracować mtbowsko by utrzymać miejsce, nie było mi łatwo, raz zyskałem, raz traciłem, szczególnie na tych nowych i nieznanych mi odcinkach. Na wyboistym zjeździe zauważam że zgubiłem dętkę przymocowaną do prętów siodełka opaską zaciskową - no pięknie, w przypadku złapania kapcioszka pewnie miałbym DNF. W pewnym miejscu zaskoczyła nas solidna i długa ściana podjazdowa (max 27%), do tego z ciężką leśną nawierzchnią - dla mnie udanie podjechana na przełożeniu 32/50. Po dotarciu do drugiego bufetu tankuję bidon i czas pokonać sławny szutrowy podjazd Drogą Chomontową - jedzie mi się dobrze, choć wspomniana Michalina mnie wyprzedziła na identycznym przełożeniu, tyle że z większą kadencją, e tam, zresztą ja też na tym ciężkim i długim podjeżdzie coś zyskałem - poprawiłem swoje Personal Record (wg. stravy) i na szczycie doszedłem dwóch rywali.
    Po podjechaniu czas na długi zjazd - myślałem że będzie ponownie zielony do Borowic, nic z tego - wytyczyli coś nowego i łatwiejszego - zjazd po szerokim, szutrowo-trawiastym dukcie, jedynie na końcowym fragmencie był wspomniany zielony szlak. Po tym zrobiło się troszkę tłoczno na trasie, bo Giga napotkała na tych z najkrótszych dystansów (Classic i Fun).
    Po minięciu tabliczki „Giga II runda“ to następuje ponowne parcie po nowo poznanych duktach - jedzie mi się ciut lepiej bo wiem czego się spodziewać na trasie, no i udaje mi się pokonać trzech rywali z giga, jak i zaczynamy wyprzedać tych z Mega (trwało to do mety). Troszkę martwiło mnie to że za mało żeli zabrałem (4 sztuki) i skończyły się po trzech godzinach górskiej jazdy, do tego doszły skurcze obu nóg. Po dotarciu do ostatniego bufetu, tuż przed ponownie pokonywaną Chomontową robię pit stop i wcinam trochę owoców - pomogło, choć straciłem dwie pozycje. Ów długi podjazd atakowany po raz drugi dość sprawnie wszedł, zanotowałem czas podjazdu o półtorej minuty gorszy od pierwszego.
    Ponowny długi zjazd, ponownie chwilowa walka ze skurczami, mijam tabliczkę „5 km do mety“ - okazuje się że orgi nieźle i prawdziwie MTBowsko ułożyli końcówkę, bo jeszcze kilka podjazdów, jak i parę technicznych zjazdów się znalazło. I tak w końcu po pięciu godzinach górskiej jazdy wpadam na metę ulokowaną oczywiście na głównym deptaku w Karpaczu.

    52/77 - open giga
    11/19 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1:22:25 godz, do M4 (Andrzej Poczopko) - 1:04:41 godz.
    Straty oczywiście spore, czołówka to górna półka. Ja jestem zadowolony z dobrego 5h górskiego treningu :)

    Foto by Kasia Rokosz i Datasport.
    Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :)
    Start z tyłów stawki, jest szeroko i od razu można cisnąć swoje :) © JPbike

    W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :)
    W akcji. Te karkonoskie szuterki mi pasują :) © JPbike

    Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :)
    Chwila na deptaku, tuż przed metą. Fajnie było się tak zmęczyć na tym giga :) © JPbike





  • dystans : 57.74 km
  • teren : 55.00 km
  • czas : 02:36 h
  • v średnia : 22.21 km/h
  • v max : 59.53 km/h
  • hr max : 172 bpm, 97%
  • hr avg : 155 bpm, 88%
  • podjazdy : 855 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Solid MTB - Gostyń

    Niedziela, 14 lipca 2019 • dodano: 16.07.2019 | Komentarze 2


    Siódmy mój start w tym cyklu MTB, tym razem w Gostyniu. W tymże mieście jeszcze nie ścigałem się, w dodatku do pokonania mamy „zaledwie“ 57 km na królewskim dystansie i zapowiadane ponad 800 m przewyższeń. Dojazd solo, rozgrzewka zrobiona z Pawłem i tradycyjny wskok na tyły 2 sektora.
    Po odpaleniu stawki mamy ze 800 metrowy asfalt, leciutko pod górę - wszyscy nieźle cisną, w efekcie pierwsze km jadę w tyłach tegoż sektora. Po wpadnięciu w teren tempo nadal mocne, szczególnie wiara z mini i mega walczy dosłownie na całego. Poopadowe warunki, przyjemna temperatura i związane piaski pozwalają na rozwijanie sporych jak na MTB prędkości, a to z kolei mi nie ułatwia sprawy w przebijaniu się do przodu. Trasa jest spoczko, choć nie powala - na przemian szybkie leśno - polne dukty i całkiem fajne single ulokowane w urokliwych leśnych miejscach. Mimo wszystko od czasu do czasu udaje mi się systematycznie, acz powolutku przebijać się naprzód, nierzadko manewry wyprzedzaniowe kosztują mnie sporo sił - a to z powodu braku miejsca (wąsko i wpadałem w grzęzawiska), a to że pętla mini na końcówce ponownie się połączyła z mega i zrobiło się tłoczno, różnice prędkości spore - trochę zamieszania w stawce (głównie mega) było. Po skręcie na 2 rundę giga, nareszcie upragniony luz nastał, dla mnie tylko na chwilę, bo za mną jechał gość z M2 i tak ze zmianami pomknęliśmy razem niemały odcinek owej rundy. W pewnym momencie, na fragmencie wymagającym troszkę umiejętności MTBowskich udaje mi się uciec młodemu rywalowi i dalej jadę sam, cały czas kontrolując sytuację za mną - kolega z M2 wyraźnie nie zamierzał odpuścić - raz był bliżej, raz dalej za mną. Po ujechaniu paru kolejnych km, na podjeździe zauważam rywala jadącego przede mną, czyli jest spoko, ale lekko nie mam bo sporo muszę się napracować by myśleć o dobrym wyniku. Na 4 km przed metą zaskoczenie - doszedł mnie Paweł, a za nim jechał wspomniany z M2 - no to tworzymy 3 osobową grupkę, finisz mamy asfaltowy i lekko z górki - nie ma wyjścia i trzeba rozegrać sprinterski finisz - u mnie twarde max przełożenie 32/11, daję z siebie wszystko, kadencja chyba ponad 120 rpm, osiągam prędkość 59.53 km/h, na kresce melduję się drugi tuż za tym z M2. To było dość szybkie i trochę za krótkie giga, ale dla mnie udane, bo cenne punkty do generalki zdobyte.

    22/44 - open giga
    5/13 - M4

    Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 22:20 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 16:35 min - czyli najniższe w sezonie :)

    Foto by Piotr Jamróg.
    Napieram na pierwszych km
    Napieram na pierwszych km trasy © JPbike





  • dystans : 104.01 km
  • teren : 99.00 km
  • czas : 06:07 h
  • v średnia : 17.00 km/h
  • v max : 54.68 km/h
  • hr max : 169 bpm, 96%
  • hr avg : 142 bpm, 80%
  • podjazdy : 2951 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ultra Giga Bike Maraton - Szklarska Poręba

    Sobota, 6 lipca 2019 • dodano: 07.07.2019 | Komentarze 3


    W ramach sprawdzenia swojej górskiej formy przed etapówką Sudety MTB Challenge wybrałem się na to wyzwanie MTB - 100 km Ultra Giga Maraton organizowany przez Grabka. Dojazd do Szklarskiej Poręby bezpośredni (pobudka o 4 rano). Na miejscu panowała idealna do ścigania pogoda - sucho, słonecznie, ani za ciepło, ani za zimno.

    Już od dłuższego czasu Karkonosze są dla mnie drugim domowym podwórkiem, zatem po spojrzeniu na przebieg trasy w dużej mierze wiedziałem czego się spodziewać - było dosłownie wszystko co powinno być na prawdziwym długodystansowym maratonie MTB.

    Czasu na rozgrzewkę brakło (ledwo 2 km). Spotkałem teamowego kolegę - Staszka, jak i kumpla ze Śląska - Adama. Start najdłuższego dystansu mieliśmy o 10, zatem w sektorze panował pełny luz, zupełnie jak za czasów świetności golonkowego cyklu MTB Marathon.
    Po ruszeniu stawki, pod górę na stoku narciarskim idzie mi przeciętnie, z trudem łapię swój rytm. Następuje długotrwała i dość szybka jazda po szerokich szuterkach - w mojej części stawki nic specjalnego nie dzieje się, są małe tasowania i tworzenie/rozpadanie grupeczek. Po skręcie na pierwszy długi podjazd - w stronę Dwóch Mostów stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej - nie daję rady dojść rywali przede mną, paru mnie wyprzedza, ale spoko, bo wiem że przed nami jeszcze bardzo długa trasa. Przed szczytem zaskoczenie i to spore, bo mamy skręt na bardzo trudny technicznie zjazd po gęsto usianych kamieniach - nie wiedziałem że Grabek w końcu się skusi na taki hardcorowy zjazd znany z golonkowego maratonu w Karpaczu. W moim przypadku zaskoczenie i brak złapania rytmu MTB spowodowało że zaliczam tam glebkę ze szlifem na kostce, po czym kawałek decyduję nie ryzykować i schodzę pieszo. Dalszą cześć trudnego zjazdu pokonuję w siodle - nie było łatwo i ciężko było się skupić na lawirowaniu góralem między kamieniami. Po zjechaniu kolejne zaskoczenie - wjeżdżamy na dość długi odcinek nowo powstałych krętych i lekko podjazdowych singli do MTB zwanych „Olbrzymy“ - fajna sprawa, chociaż ubita i wertepiasta nawierzchnia nie ułatwiała sprawy w szybkim pomykaniu tędy. Jadąc tamtędy, cały czas utrzymuję pozycję w stawce. Po pokonaniu kilku odcinków wspomnianych singli i zjechaniu do Jagniątkowa, na asfaltowym zakręcie zauważam że w przednim kole ubyło ciśnienia, ale da się jechać. No i na tamtejszym podjeździe wyczuwam że zaczynam łapać swój rytm MTB i wyprzedzanko rozpoczęte. Problemik w tym że powietrze z opony nadal schodzi, mleczko nie chce uszczelnić, zatem robię pit stop na szybkie dopompowanie. Ujechałem ledwo 2 km i znów muszę dopompować, mając nadzieję że będzie OK, ale niestety na 40 km trasy, po pokonaniu korzeniastej ścianki podjazdowej staję i decyduję się na założenie dętki, pierwszy raz od czasu przejścia na mleczko uszczelniające. Założenie i napompowanie poszły sprawnie i ze spokojem, w tym czasie ponad 10 rywali mnie mijało, w tym Adam i Staszek. W sumie przez te 3 postoje straciłem 15 minut. Po ruszeniu jedzie się ciut lepiej, trasa mnie znów zaskakuje - wiele odcinków jest dla mnie nowych, np. na szczycie jakiegoś urwiska, po ścieżce na zboczu wzdłuż rzeki Kamiennej. No i się zaczęło odrabianie strat - średnio co kilka/kilkanaście minut kogoś doganiam i wyprzedzam, ale dla każdego rywala mam szacunek, bo to ultra giga to wyzwanie które się długo pamięta. Na 47 km skręt na 2 rundę giga - i tak jeszcze raz przyszło nam pokonać 40 km rundę - esencję karkonoskiego MTB. Jadąc tamtędy byłem już rozkręcony na maxa, czułem się jak rybka w wodzie, pilnowałem picia i spożywania żeli Unit w odpowiednim czasie, niektórzy wyprzedzani (w tym Staszek) próbowali mi siadać na kole - żaden nie wytrzymał mojego tempa podjazdowego. Po wjechaniu na powrotny odcinek w stronę mety (m.in 7 kilometrowy podjazd) nadal kogoś z giga dochodziłem, w tym kolegów którzy mijali mnie jak robiłem pierwsze dopompowanie, czyli pit stopowe straty odrobione :). Na parę km przed metą znowu trasa zaskakuje i zaczyna troszkę dobijać - co chwila mieliśmy coś w stylu „jeszcze jeden podjazd“ :). Gdy na liczniku pojawiła się cyfra 99 km to czułem już zmęczenie, zaczęła mnie łapać delikatna kolka wysiłkowa, musiałem zwolnić. Na 500 m przed metą doszedł mnie wyprzedzony wcześniej rywal i tak już z satysfakcją mijam końcową kreskę. Relive z ultra giga trasy.

    Po dotarciu do zaparkowanego auta przekonałem się jak wiele musiałem z siebie dać na takim ponad sześciogodzinnym wyzwaniu po górskich wertepach - od razu dolna część pleców i tyłek zaczęły boleć, były problemy ze zrobieniem przysiadów, a nogi zrobiły się jakieś skamieniałe :)

    41/85 - open ultra giga
    13/34 - M4

    Strata do zwycięzcy (Mariusz Kozak) - 1:25 godz., do M4 (Dariusz Poroś) - 57 min.
    Gdyby nie te defekty to po odjęciu straconych 15 min. byłoby 32 open i 9 M4 ...
    Kolejne cenne doświadczenia zdobyte. Ze swojej górskiej formy jestem zadowolony :)

    Foto by Datasport.
    Ja, stary maratonowy wyjadacz właśnie mija metę 100 km górskiego wyzwania na MTB :)
    Ja, stary maratonowy wyjadacz właśnie mijam metę 100 km górskiego wyzwania na MTB :) © JPbike





  • dystans : 62.01 km
  • teren : 61.00 km
  • czas : 03:17 h
  • v średnia : 18.89 km/h
  • v max : 45.92 km/h
  • hr max : 171 bpm, 97%
  • hr avg : 151 bpm, 85%
  • podjazdy : 1018 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Solid MTB - Przyłęk

    Niedziela, 23 czerwca 2019 • dodano: 24.06.2019 | Komentarze 5


    Szósty start w tym cyklu MTB. W Przyłęku koło Nowego Tomyśla jeszcze nie startowałem i nie wiedziałem czego się spodziewać po trasie. Dojazd solo, pogoda piękna, w 100% letnia. W trakcie rozgrzewki obadałem początek trasy - nic specjalnego, po prostu kręcenie przez miły i głównie sosnowy las z dodatkiem zmarszczek i piaszczystych fragmentów. Czyli myślałem że to będzie miła i szybka przejażdżka przez wielkopolski las - w trakcie wyścigu okaże się że GRUBO się z tym przeliczyłem ... :)
    Na giga mamy do pokonania 3 rundy po 20 km każda. Start tradycyjnie z tyłów 2 sektora i pierwsze km jadę w tyle peletonu. Od razu po wpadnięciu do lasu wytworzyły się spore tumany kurzu że chwilami nic nie było widać. No i wiara jadąca mini i mega tak ostro cisnęła że trudno było mi się przebijać do przodu. Ze mnie stary i doświadczony gigowiec, więc jechałem swoje i cierpliwie czekałem na zluzowanie się tego sporego tłoku. No i każde kolejne km trasy coraz bardziej mnie zaskakiwały - tyle krętych singli, pełno piachu, setka wybojów i korzeni, bezustanna jazda raz do góry, raz w dół, (...) - te wszystkie elementy powodowały że prędkość jaką osiągałem rzadko przekraczała... 20 km/h (!). Po dość szybkim złapaniu swojego rytmu MTB, od połowy 1 rundy zacząłem stopniowo wyprzedzać kolejnych rywali (większość to ci z mini i mega), zresztą manewry wyprzedzeniowe nie były łatwe - a to przez ogromną ilość wąskich odcinków, albo przez piach i leśne chaszcze, zresztą i mnie parę sztuk załatwiło (to pewnie charty z mini co jadą w trupa do mety). I tak minęła pierwsza runda. Na pierwszych paru km 2 rundy dostojnie jadę w 4-osobowej grupce - po czym podejmuję udany atak oderwania się od towarzyszy na ciężkim podjeździe - od tego momentu gnam po ciężkich wertepach już sam. Jedzie się spoko, pilnuję siebie by nie złapać kryzysu (odpowiednia ilość żeli i picia + korzystanie na bufetach z wody i bananów). No i bez większego problemu stopniowo dochodzę i wyprzedzam kolejnych paru rywali (niestety większość to ci z mega). Na ostatnią rundę wjeżdżam już sam i ... cały czas pomykam sam, pomijając jedynie wyprzedzanie paru ostatnich zawodników z mega. Przy bufecie muszę stanąć, bo picie w bidonach skończyło się. Na ostatnim podjeździe dostrzegam mocnego zawodnika, zapewne z giga - próbuję go dogonić, ale pokaźne piachy nie pozwalają mi na dojście rywala. I tak dojeżdżam do mety - ostatnie ze pół kilometra trasy to asfalt - dziwne to uczucie jak po 60 km jazdy po piachu i wybojach wjeżdża się na coś płaskiego i twardego :). No i na końcowej kresce okazało się że pokonałem wspomnianego rywala, bo startował z 1 sektora, do tego też był z M4. A gdy tylko w smartfoniku odpaliłem stronkę z wynikami ... SZOK :)

    14/23 - open giga
    1/4 - M4

    Strata do zwycięzcy open (Hubert Semczuk) - 30:09 min
    Oj, ciężki był ten maraton - niemało wiary z giga zjechało na mega, a Ci z mega zboczyli na mini :)
    To że wygrałem M4 - po prostu walczyć trzeba do końca, a nie wymiękać !
    Relive z trzech giga rund - KLIK.

    Fotki by Piotr Jamróg, Janusz Zając, Przemysław Listewnik i  moja osobista cyknięta przez Mateusza Rybczyńskiego.
    Ilosć kurzu na początku trasy - proszę bardzo :)
    Ilość kurzu na początku trasy - proszę bardzo :) © JPbike

    Tak własnie wyglądała trasa w Przyłęku
    Tak właśnie wyglądała trasa w Przyłęku © JPbike

    Wszystkie podjazdy fajnie i sprawnie mi wchodziły :)
    Wszystkie podjazdy fajnie i sprawnie mi wchodziły :) © JPbike

    Raz do góry, raz w dół, do tego piachy nie ułatwiały sprawy
    Raz do góry, raz w dół, do tego piachy nie ułatwiały sprawy © JPbike

    Kolejne marzenie spełnione - wygrana na królewskim dystansie :)
    Kolejne kolarskie marzenie spełnione - wygrana na królewskim dystansie :) © JPbike





  • dystans : 69.09 km
  • teren : 68.00 km
  • czas : 03:10 h
  • v średnia : 21.82 km/h
  • v max : 59.81 km/h
  • hr max : 168 bpm, 95%
  • hr avg : 148 bpm, 84%
  • podjazdy : 1194 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Solid MTB - Leszno

    Niedziela, 16 czerwca 2019 • dodano: 16.06.2019 | Komentarze 3


    Piąty start w tym cyklu MTB. W Lesznie startowałem 2 lata temu i wiedziałem że tutaj mają fajne tereny do MTB. Po solowym dojechaniu na miejsce i wskoku w kolarskie portki od Martombike zrobiłem krótką rozgrzewkę z dawno nie widzianym moim imiennikiem - jacgolem.
    Najlepsze co nas spotkało na tym maratonie - bardzo przyjemna temperatura (zwłaszcza po upałach) i dobre warunki w terenie po wczorajszym deszczu.
    Start miałem z samego końca 2 sektora - ustawianie się na czubie, na 40 minut przed odpaleniem stawki to nie moja bajka. Na pierwszych i dość płaskich km pomykam bez szarżowania i cały czas w tyle 2 sektora. Po drodze zaliczamy kilkanaście przejazdów przez orzeźwiające kałuże - ale fajnie się uświnić jak na MTB przystało :). Pierwszy singiel podjazdowy - od razu się zakorkowało i troszkę tam tracę. Po tym na trasie właściwie następuje esencja wielkopolskiego MTB - mamy dosłownie wszystko co potrzeba do kolarstwa górskiego, czyli podjazdy, zjazdy, szerokie dojazdówki, pełno krętych singli, no i trochę techniki. Pomykając tędy szybko złapałem swój MTBowski rytm i stopniowo zaczynam wyprzedzać kolejne sztuki rywali (tradycyjnie na pierwszej rundzie większość jechała mega), ale wiem że mocy w nogach mi brakuje by liczyć się o bardzo dobry wynik. Po skręcie na 2 rundę giga - od razu wyprzedzam jednego rywala i dalej gnam sam po pustej trasie. Gdzieś tam w połowie rundy wyprzedza mnie gość z czołówki - Hubert Semczuk (złapał kapcia wcześniej) - różnica prędkości między nim a mną niewielka że jeszcze przez paręnaście minut miałem go w zasięgu wzroku, do tego udaje mi się bez problemu dogonić i wyprzedzić dwóch kolejnych rywali z giga. Regularne spożywanie żeli i picia izotonika od Unit pozwala mi utrzymać cały czas dobre samopoczucie do mocnego parcia po wertepach. Końcowe 5 km przebiegło dość szybko, w samotności i po nudniejszym, bo płaskim odcinku wprost na metę. Relive z giga trasy.

    27/49 - open giga
    6/14 - M4

    Strata do zwycięzcy, jak i M4 (Maciej Kasprzak) - 31:50 min - grubo, to raczej cyborg
    Ogólnie wynik fajny jak na start z ogona 2 sektora (foto poniżej), chociaż chciałoby się więcej ...

    Foto by Łukasz Witkowski (SPORT.elka.pl)
    Jazda na ogonie nie jest fajna, pocisnę do przodu jak tylko się pojawią sekcje MTB
    Jazda na ogonie nie jest fajna, pocisnę do przodu jak tylko się pojawią sekcje MTB © JPbike





  • dystans : 67.17 km
  • teren : 67.00 km
  • czas : 02:52 h
  • v średnia : 23.43 km/h
  • v max : 42.50 km/h
  • hr max : 170 bpm, 96%
  • hr avg : 154 bpm, 87%
  • podjazdy : 654 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Solid MTB - Wilkowice

    Niedziela, 2 czerwca 2019 • dodano: 02.06.2019 | Komentarze 2


    Czwarty w sezonie start w tym cyklu MTB. Dojazd do Wilkowic solo - reszta aktywnych teamowych ścigantów była w Italii na Giro. Tegoż dnia pogoda zrobiła się w 100% letnia i prawie upalna. Rozgrzewka przebiegła jakoś takoś - po wysokim tętnie stwierdziłem że tegoż dnia nie czuję się kondycyjnie najlepiej i będzie ciężko na wyścigu - nie myliłem się.

    Do wciąż drugiego sektora pakuję się na 10 min. przed startem - dosłownie z samego końca. Na początek 2 km szybkiego, polnego odcinka po szutrze - nie idzie mi tak jak chciałbym, cały czas jadę w ogonie tegoż sektora, a ilości wytworzonego kurzu przez poprzedzających są masakryczne że widoczność miałem znikomą, do tego doszły problemiki z oddychaniem. Po wjechaniu na właściwą leśną rundę dość długo nie mogłem złapać swojego rytmu MTB, jeszcze do tego początkowo dość płaski i szybki przebieg trasy nie ułatwiał mi sprawy w przebijaniu się naprzód - szło mi bardzo opornie. Pierwszy fajny singiel - od razu się zakorkowało. W końcu, na drugiej części leśnej rundy zawierającej ciut ciekawsze odcinki złapałem swój rytm MTB, zacząłem jechać szybciej i powoli, acz stopniowo wyprzedzać rywali (jak zwykle większość jechała mega). Wiedziałem również że rywale z giga, z którymi zamierzałem walczyć zniknęli daleko z przodu, cóż, spróbujemy i nie ma mowy o poddaniu się. Po skręceniu na 2 rundę giga to następuje klasyk - nikogo przede i za mną, ten stan trwa bardzo długo. Jedzie mi się spoko, regularnie piję i łykam żele. Gdy tylko zbliżała się końcówka 2 rundy to udaje mi się dogonić i wyprzedzić najpierw jednego, po chwili drugiego, a na zaledwie 2 km przed metą łykam jeszcze dwóch i tak cisnę ile fabryka dała do końcowej kreski, którą minąłem niezbyt zadowolony. Relive z giga trasy.

    32/49 - open giga
    10/17 - M4

    Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 29:16 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 23:16 min
    Powyższe straty podobne jak w Mchach i Górznie, tyle że tam trasy były trudniejsze.
    Z wyniku nie jestem zadowolony - bywa i tak, jak to w życiu.

    Fotki by Robert Miękwicz, Waldemar Kajoch i moja osobista.
    Na pierwszych km. To nie był mój dobry start
    Na pierwszych km. To nie był mój dobry start © JPbike

    Na trasie. Widać że było gorąco
    Na trasie. Widać że było gorąco © JPbike

    Leśna gonitwa na parę km przed rozjazdem mega/giga
    Leśna gonitwa na parę km przed rozjazdem mega/giga © JPbike

    Po wyścigu. Trochę kurzu mnie oblepiło
    Po wyścigu. Trochę kurzu mnie oblepiło © JPbike





  • dystans : 58.47 km
  • teren : 58.00 km
  • czas : 02:56 h
  • v średnia : 19.93 km/h
  • v max : 50.24 km/h
  • hr max : 170 bpm, 96%
  • hr avg : 150 bpm, 85%
  • podjazdy : 967 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Solid MTB - Górzno

    Niedziela, 19 maja 2019 • dodano: 21.05.2019 | Komentarze 1


    Trzeci w sezonie start w tym cyklu MTB. W Górznie (niedaleko Leszna) jeszcze nie startowałem, ponoć koledzy mówili że to najbardziej górzysta trasa u Solida - czyli coś dla mnie :)

    Dojazd na miejsce ze Staszkiem, po drodze dopadła nas ulewa, po czym pogoda zrobiła się niemal idealna do ścigania. Zrobiłem parokilometrową rozgrzewkę i na 20 min przed startem wskok do 2 sektora, zresztą już prawie zapełnionego.

    No to start. Analizowałem profil trasy - pierwsze aż 15 km jest dość półpłaskie, więc nie moja bajka, jadę swoje, nie szarżuję i cały czas trzymam się miejsca w peletonie. Pierwszy podjeżdzik - od razu zyskuję parę pozycji. W sumie ten odcinek bardzo szybko zleciał i ze średnią 26 km/h. Po wjechaniu na bardzo fajnie poprowadzoną rundę po leśnych wertepach i z porządnymi ścianami (max 20%) to złapałem swój rytm MTB i właściwie od tego momentu cały czas stopniowo kogoś wyprzedzam (większość jedzie mega). Na najstromszych podjazdach drobne problemy mam z najlżejszymi przełożeniami - biegi przeskakują (okazało się że wykrzywiłem hak), ale jechać się da, więc jest spoko. I tak zleciała pierwsza runda. Po wjechaniu na drugą to następuje klasyczna samotność długodystansowca. Zadbałem o odpowiednie nawodnienie, regularnie brałem żele UNIT i banany, zatem jedzie mi się świetnie, żadnych kryzysowych oznak nie czułem - w efekcie przez całą drugą rundę fajnie się bawiłem, przy tym bez problemu dogoniłem i wyprzedziłem czterech (a może pięciu) gigowców, w tym kolegę teamowego Staszka. I tak dość szybko dojechałem do mety - chyba pierwszy raz z niedosytem, bo cosik krótkie było to giga w Górznie :). Relive z giga trasy.

    19/38 - open giga
    4/11 - M4

    Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 28:37 min, do M4 (Wojtek Mizuro) - 21:20 min, do pudła... 1:41 min
    I tak zleciał wyścigowy weekend - ja 2 razy na czwartym miejscu, ponoć "najgorszym dla sportowca", cóż, takie życie :)

    Klasyczna samotność długodystansowca :)
    Klasyczna samotność długodystansowca :) © JPbike