Info o mnie.
- przejechane: 184153.25 km
- w tym teren: 66405.10 km
- teren procentowo: 36.06 %
- v średnia: 22.60 km/h
- czas: 337d 16h 31m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 39
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1181
do 50 km - 1233
do/z pracy - 278
dron - 64
dzień wyścigowy - 251
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 180
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 288
podium, te szerokie też - 37
podsumowanie - 11
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 245
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 109
Solid MTB - 30
sprzęt - 49
szoska - 454
Uphill race - 8
w górach - 316
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 401
wyprawy - 71
wysokie szczyty - 35
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Canyon Endurace



archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Sierpień - 13 - 19
2025, Lipiec - 9 - 16
2025, Czerwiec - 9 - 20
2025, Maj - 10 - 20
2025, Kwiecień - 8 - 21
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 95
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14

















Wpisy archiwalne w kategorii
maratony
Dystans całkowity: | 12807.33 km (w terenie 11769.88 km; 91.90%) |
Czas w ruchu: | 668:29 |
Średnia prędkość: | 19.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.88 km/h |
Suma podjazdów: | 140489 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 160 (90 %) |
Suma kalorii: | 12445 kcal |
Liczba aktywności: | 180 |
Średnio na aktywność: | 71.15 km i 3h 42m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 3 kwietnia 2022 • dodano: 05.04.2022 | Komentarze 6
- czas rozpocząć swój 15-ty z rzędu sezon ścigania MTB
- dojazd do Starego Strącza (k. Sławy) solo i spoko
- na miejscu zimno (4°C), pochmurnie (w co się ubrać...)
- spotykam Gosię i Pawła - trochę żeśmy pogadali
- na 20min przed startem rozgrzewka - nawierzchnia jest sucha i trochę piachu
- wpadam do przydzielonego mi 2 sektora - jest niezbyt liczebny
- kilka minut po 11-tej wspólny start mini, mega i giga
- ja tradycyjnie ruszam z tyłów sektora - kurzy się strasznie
- na pierwszych km słabo idzie mi wyprzedzanie
- szybko wpadamy na pierwszy z paru fajnych i leśnych rollercoasterów
- mimo tłocznej jazdy - większego blokowania nie ma, więc spoko
- jak jest ciut szerzej to wyprzedzam, w sumie kilkanaście sztuk
- trasa fajna, w całości leśna, na przemian wąskie ścieżki i szersze dojazdówki
- ile było jazdy typu góra-dół - sporo - urok prawdziwego MTB :)
- no niestety, gdy tylko wjechaliśmy na dłuższe proste w stronę rozjazdu to...
- coś czuję że mocniej nie pociągnę, czyli forma u mnie jeszcze nie ta
- na owych długich prostych dogonili mnie niemal wszyscy co wyprzedziłem :(
- na rozjeździe sporo osób zjeżdża w stronę mety mini
- czas pokonać drugą rundę - zauważam że jedynie kilka sztuk jedzie blisko mnie
- przez jakiś czas tasuję się z weteranem Witkiewiczem - jest mocny podjazdowo
- no niestety, w połowie trasy zaczyna słabnąć mi power - jadę dalej swoje
- w sumie kilka rywali mnie stopniowo załatwiło - niemal wszyscy jechali mega
- na długich prostych jeden kolega przede mną prawie gubi trasę - podratowałem go
- przed rozjazdem zastanawiałem się czy zjechać na mega...
- jednak tego nie robię i czas pokonać trzecią rundę i to mimo zmęczenia...
- no i zaczęła się klasyczna samotność długodystansowca
- poruszałem się głównie siłą woli, na pustych rollercoasterach frajda była
- trzech ostatnich zawodników z mega też dogoniłem
- na parę km przed metą znów spotykam stojącego kolegę którego podratowałem...
- okazuje się że też jechał giga, jest z M5 i znów pogubił trasę
- i tak ja strasznie zmęczony, ale zadowolony docieram w końcu do mety
- za metą podratowany kolega mówi mi: „dzięki Tobie dotarłem do mety, dziękuję“ :)
- na parkingu pustawo jakoś - stawka mini i większość z mega zwiała już do domów
- sprawdzam wyniki - jest pudło :)
10/12 - open giga
3/5 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 50:46 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 38:23 min

W akcji. Widać że lekko nie było © JPbike

Suche warunki zjazdowe, co za tym idzie - sporo tam piachu © JPbike

Dobre nawadnianie, zwłaszcza z taką obsługą :) © JPbike

Ten odcinek (długie proste) jest mniej ciekawy, ale gnać trzeba © JPbike

Podratowany kolega właśnie dziękuje mi :) © JPbike

A jakże fajnie załapać się na pudło na początku sezonu © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, Solid MTB
Sobota, 9 października 2021 • dodano: 13.10.2021 | Komentarze 3
- dojazd solo i bezpośredni, na miejscu chłodno (9°C) i słonecznie
- czasu na rozgrzewkę brakło, więc od razu myk do sektora giga
- stawka królewskiego dystansu liczyła 56 osób
- trasa bardzo podobna do zeszłorocznej - istny labirynt ścieżek i duktów
- punkt 10 start, ruszam z tyłów, brak rozgrzewki robi swoje
- pierwszy i od razu stromy podjazd ciężko wchodzi
- półpłaski odcinek - tasuję się z trzema dziewczynami
- całkiem przyzwoicie się rozkręcam, jedzie się spoko, tłoku nie ma
- podjazdy są niezłe, wyprzedzania w mojej części niewiele
- fajny i kręty singiel zjazdowy pokonuję sprawnie
- na 13 km trasy spore zaskoczenie - poprzedzający rywal zawraca...
- po krótkim czasie z przeciwka nadjechała cała czołówka giga...
- okazuje się że „żartowniś“ poprzestawiał taśmy na rozwidleniu
- po wjechaniu na właściwą trasę cały wyścig giga zaczyna się od nowa
- mamy szybki zjazd, bufet i czas na techniczny singiel - zakorkowało się
- trochę trwało, bym ponownie znalazł się w swoim miejscu
- przez spory czas pomykam wraz z Agnieszką Kachel od rybek
- mimo pięknej słonecznej aury jest chłodno, na zjazdach płyną mi łzy z oczu
- dogania nas Paweł i jakiś czas kręcimy w trójkę
- trasę pamiętałem, najgorsze jest kamieniste podłoże, szczególnie na podjazdach
- muszę się zatrzymać (...), puszczam Agnieszkę i Pawła przodem
- na 35 km skręt na 2 rundę giga
- zaczynamy wyprzedzać pojedynczych z mega, choć moja prędkość nie powala
- po upływie jakichś 2.5h jazdy stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej
- dalsza jazda to poruszanie się głównie siłą woli, niemal bez zmian w stawce
- w trzech miejscach mijam Gosię - tym razem jako pieszą turystkę
- mijam wspomnianą Agnieszkę (awaria) - ma kogoś do pomocy, więc jadę dalej
- po pokonaniu mocno kamienistej 2 rundy giga skręt na odcinek do mety
- od razu kamieni dużo mniej, jest również dużo fajnych zjazdów
- w końcu końcówka, na przemian szeroko i wąsko, troszkę góra - dół
- na 1 km przed metą spada mi łańcuch z korby - ciekawe z jakiego powodu
- jest meta i zarazem dla mnie koniec ścigania w sezonie 2021
33/49 - open giga
11/16 - M4
Strata do zwycięzcy (Wojciech Halejak) - 1:07:28 godz(!), do M4 (Bartek Bednarski) - 30:22 min
W klasyfikacji generalnej giga M4 uplasowałem się na 11 miejscu - poniżej oczekiwań, bywa i tak.
W trakcie ładowania roweru do auta zauważyłem że w tylnym kole pękła szprycha (kolejny raz) i wbiła się w kasetę, a ta z kolei nie chciała się swobodnie obracać - w taki sposób zapewne przejechałem spory kawał wyścigu. Po tylu pęknięciach jedyne co trzeba zrobić - wymienić wszystkie szprychy na nowe, żadne cieniowane, tylko standardowe.
Foto by Kasia Rokosz.

Jak widać - pomykanie na MTB po wertepach cały czas sprawia mi przyjemność © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 19 września 2021 • dodano: 20.09.2021 | Komentarze 2
- maraton MTB na domowym podwórku - w 100% jadę :)
- trasy nie trzeba przedstawiać - jest Maximus i Dziewicza Góra
- dojazd do Owińsk solo, na miejscu pogoda pochmurna i chłodna
- rozgrzewka z Pawłem, spotykamy również Wojtka
- start mam z licznego 2 sektora, jak zwykle - z samych tyłów
- po ruszeniu wszyscy z mini/mega/giga gnają tak pod 35 - 40 km/h ...
- dość szybko wpadamy na maximusowe single
- cały czas góra-dół, lewo-prawo, między drzewami, wertepy, dropiki, ...
- tłok spory, nie napiszę jak mnie długo blokowali ...
- dość długo trzeba było czekać na szersze fragmenty by wyprzedzić
- wreszcie trochę się zluzowało, ale wiem że sporo czasu straciłem ...
- wpadamy na szersze dukty w stronę Dziewiczej, od razu jadę swoje na maxa
- zostało nas czterech, w tym weteran Witkiewicz
- na zawijasach po stokach Dziewiczej bez problemu wyprzedzam kolegów
- równie szybko doganiam i stopniowo wyprzedzam kolejnych
- na 28 km docieramy do skrętu na 2 rundę giga
- przed nami ponownie 15 km runda w rejonie Dziewiczej Góry
- w dalszym ciągu po stokach owej góry jedzie mi się dobrze
- wyprzedzania tych z mega (z dalszych sektorów) nie brakowało
- skręt na odcinek prowadzący do mety, przed nami ponownie Maximus
- i tak 10 km góra-dół, lewo-prawo, między drzewami, wertepy, dropiki, ...
- oj, nie powiem jak strasznie się tam męczyłem, ale o poddaniu nie ma mowy!
- w końcu wjeżdżamy na 3 km i dość szybki odcinek w stronę mety
- docieram do mety porządnie ujechany - tego mi brakowało :)
16/27 - open giga
5/10 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 30:29 min, do M4 (Przemysław Papież) - 15:39 min
Fotki by Agnieszka Szatkowska, Katarzyna Krzycka, Jarosław Kasperczak

Na pierwszych km jak zwykle szybko i tłoczno © JPbike

Szaleństwa na Maximusie, ja to lubię :) © JPbike

Końcówka trasy - tu to jestem już nieźle ujechany © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Sobota, 11 września 2021 • dodano: 14.09.2021 | Komentarze 4
- Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, zatem trzeba być :)
- nocowałem u przyjaciół, zatem dojazd przyjemniejszy (1.5h)
- czasu na rozgrzewkę miałem ze 30 min, spoczko wykorzystałem
- napotkałem na Maję Włoszczowską i Kasię Solus-Miśkowicz (!)
- przybicie piątki z Basią Borowiecką zaliczone :)
- po wjechaniu do sektora giga ... a tam zjawiło się aż 228 osób (!)
- startowałem niestety z samych tyłów (później okaże się że nie było tak źle)
- pierwsze 4 km to podjazd asfaltowo-brukowany przez Srebrną Górę
- samopoczucie mam dobre i dość szybko jestem w swoim miejscu
- mimo sporej ilości wiary na giga nie ma blokowania, można robić swoje
- wpadamy na wiadukt i teren kojarzony mi z etapu Sudety MTB Challenge
- przebijając się do przodu, sporo dziewczyn wyprzedzam - wszystkie ładnie walczą
- wpadamy na świetny singiel - Pętlę Wilczą z sieci Singletrack Glacensis
- po krętej ścieżce pomyka się fajnie, nie ma blokowania mimo tłoku
- widocznie wszyscy prezentują wysoki poziom ścigania - tak trzymać!
- po zjechaniu podjazd, dość szeroki - wyprzedzam kolejnych, jest dobrze :)
- dogania mnie Paweł, mamy przeplatankę szerokich i wąskich szutrów zjazdowych
- wraz z Darkiem i Pawłem (obaj z STS) docieramy do premii przy Hotelu Bardo
- do pokonania mamy tam przeszkodę z drewnianych bali w stylu XC - fajnie :)
- półpłaskie single - wyprzedzamy Ktystiana (STS), a Paweł cosik zwolnił (?)
- się zaczęła jazda po szerokich szutrach, z fajnymi klimatami i widokami
- od tędy zacząłem dobrze jechać - wszystkich wspomnianych kolegów wyprzedziłem
- ku mojemu zdumieniu (1) bez problemu doganiam kolejnych rywali i jakieś grupki
- ku mojemu zdumieniu (2) wyprzedzam niemało znanych mi kolegów z M4
- łączymy się z Classicem i znów tłoczno się zrobiło
- czas na podjazd, do Srebrnej Góry, zauważam że Krystian odżył i dogonił mnie
- wjeżdżamy na kręty singiel podjazdowy z sieci Trasy Enduro Srebrna Góra
- podjeżdżając po paskudnej nawierzchni (dużo korzeni) zaczynam czuć zmęczenie
- walczę jak mogę, na górnej partii łapie mnie niestety kolka, muszę zwolnić
- kilku rywali puszczam przodem, przed nami jazda na ok 800m typu góra-dół po grzbiecie
- wpadamy na odcinek przeznaczony wyłącznie dla gigowców
- Paweł ponownie mnie dogonił (później wspominał coś o skurczach)
- mijamy ostatni bufet, a tam sporo wiary teamowo - serwisowo - bufetowej
- czas pokonać najstromszy i z zawijasami singiel podjazdowy - oj, ciężko było
- po tym stromy i mocno techniczny zjazd - poszło sprawnie, ale Paweł mi uciekł...
- po zjechaniu pora na ostatni, dość długi i szeroki podjazd, na prawie 800m
- czuję już zmęczenie, ale twardo kręcę pod górę, do tego kilku udaje mi się wyprzedzić
- wyprzedza mnie kolejny Paweł (z STS), z którym kilka razy się tasowałem
- na szczycie ponownie łączymy z Classicem, spotykam tam Gosię
- w końcu czas na ostatni i długi zjazd, początkowo szeroko i niezbyt szybko
- wjeżdżamy na emocjonujący, kręty i wyprofilowany singiel zjazdowy w stylu enduro
- mknąc po zakrętasach i bandach w dół - oczywiście troszkę zaszalałem
- i tak już spoczko docieram do mety, mimo zmęczenia wmawiam sobie że podobało mi się :)
117/214 - open giga
20/48 - M4
Strata do zwycięzcy open - Filip Helta (na pudle stałem z nim 5 lat temu) - 1:05:45 godz
Strata do zwyciężczyni - Mai Włoszczowskiej (w końcu doczekałem się starcia z mistrzynią) - 39:44 min
Strata do zwycięzcy M4 - Andrzej Kaiser (staliśmy na pudle 11 lat temu) - 47:36 min
Foto by Kasia Rokosz, Grzegorz Drosiński

W akcji, na Trasach Enduro Srebrna Góra © JPbike

Od startu do mety rywalizacja była zacięta - to widać © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 14 sierpnia 2021 • dodano: 17.08.2021 | Komentarze 2
Ten tydzień od poniedziałku do piątku - zero treningu, kompletne niewyspanie (codziennie pobudka o 5 rano), ale i tak na kolejny grabkowy maraton w górach - do Kowar jadę, bo całkiem fajną trasę z dobrym przewyższeniem tam mają, prawie identyczną jak w zeszłym roku, ale nie taką zabójczą jak tydzień temu w Gorcach :)
Dojazd bezpośredni (kolejna dobitka) i solowy, na miejscu piękna słoneczna pogoda. Wskok w teamowe portki i byłem gotów na 30 min przed odpaleniem stawki giga. Spotykam również Gosię i Pawła - trochę pogadaliśmy i można ruszać.
No to start, z kowarskiego deptaku, stawka giga liczyła 69 osób. Na początek długi i ponad 5 km podjazd - jadę swoje i cosik komfortowo się czuję, choć mocy by pocisnąć mocniej brakło, zatem niewiele tasowania w mojej części stawki było. Po podjechaniu mamy średniej długości techniczny zjazd z kamieniami, który na mnie nie zrobił żadnego wrażenia - tydzień temu miałem coś gorszego :). Zjeżdżając, kilka rywali przede mną się potknęło i kilka oczek zyskałem. Kolejna wspinaczka, na 944m Skalnik, szlak pieszy, po drodze 2 krótkie butowania zaliczone (ścianka z kamieniami i pełno korzonków) - ten odcinek raczej bez zmian w stawce. Po tym techniczny zjazd usiany niezłymi korzennymi uskokami - zjechany sprawnie, chociaż nieźle mną wytrzęsło. Skręt na „lżejszy“ zjazdowy singielek, trochę błotny i z gałęziowym zwaliskiem - też sprawnie zjechany, bo czułem się komfortowo i z pełną koncentracją.
Mijamy bufet i kolejny podjazd, na 878m Wołek, poprzedzony jedną krótką, stromą i butowaną ścianką. Podjeżdżając tędy, jestem świadkiem jak bikerki Ania Tomica i Izabela Kamińska nieźle walczą ze sobą o 3 miejsce w open kobiet.
Po tym szybki, szutrowy zjazd, obie dziewczyny wyprzedzone, za to na dole dwóch spoko kolegów mnie dogoniło i wyprzedziło - to wspomniany wyżej Paweł i też Paweł (z STS). No i techniczny zjazd z kamieniami i korzeniami - zjechałbym sprawnie, gdyby nie techniczny błąd z wyborem właściwej ścieżki - więc fragment musiałem sprowadzić i przy tym wspomniane bikerki mnie znów pokonały. Podjeżdżamy starym, krętym asfaltem i szutrem, by po tym ponownie zjechać technicznie po krętej trawiastej ściezce z dodatkiem błota, kamieni i ... widoków. Gdzieś tam Iza została z tyłu, a Ania jechała przede mną. No i czas pokonać najstromszy i znany mi podjazd zwany łopatą - najpierw szuter, nachylenie stopniowo rosło, by końcowy odcinek pokonać na max 19% asfalcie - cóż, ów podjazd ma parametry gorsze od Twarogów w Ochotnicy Dolnej, więc sprawnie podjechałem i Anię wyprzedziłem, a mnie doganiał rywal z M4 - Marcin Wichłacz. Na górze bufet, błotny odcinek lekko w dół i kolejny podjazd po dość ciężkiej nawierzchni (trawa i błoto). Zjeżdżamy do kamieniołomu (Dolomity), krótki podjazdowy asfalt i kolejny ciężki podjazd - Marcin w końcu mnie tam wyprzedził. Po podjechaniu mocno korzenny zjazd, do tego łączymy się z dystansem Classic - oczywiście niemało wiary się tam pojawiło i ciężko było sprawnie zjechać po tych paskudnych korzonkach i trudno było wybrać tor odpowiedniego zjazdu - niejedna podpórka zaliczona. Po zjechaniu czuję że nieźle mną wytrzęsło i zaczynamy szutrowy podjazd, w stronę wjazdu na 2 rundę giga (na 31km), po drodze niemało wyprzedzając tych z Classica.
Po wjechaniu na drugą rundę niestety zaczął mnie stopniowo dopadać ubytek sił, ale kryzysu głodowego nie czułem (picie i żele od UNIT dają radę), w sumie nic dziwnego, zresztą czego tu się spodziewać po tygodniu nietrenowania i sporego niewyspania.
Zatem czas pokonać jeszcze raz ciekawsze odcinki trasy, poczynając od wspinaczki na Skalnik. Co się działo na 2 pętli - przez długi czas tasowałem się z rywalem z Litwy, który o zgrozo lepiej ode mnie zjeżdżał, a gorzej podjeżdżał, stopniowo było trochę wyprzedzania tych z dystansu Mega, ubytek sił powoli się pogłębiał, spore zmęczenie i dekoncentracja nie pozwoliły mi sprawnie zjeżdżać techniczne odcinki, łopata na szczęście ponownie podjechana, raz chwyciła mnie kolka wysiłkowa, wyprzedziła mnie zdobywczyni 3 miejsca open kobiet (Marta Garnek, a Ania dojechała na 5 miejscu), a do mety załatwiło mnie stopnieowo w sumie 3 rywali.
Po dotarciu na odcinek prowadzący do mety, trzeba było pokonać m.in. paskudnie wysypany tłuczeń, podjazd na Rudnik (873m), przekraczamy Przełęcz Kowarską (727m), ciężki podjazd żółtym szlakiem (ze stromym fragmentem, w moim przypadku niestety zbutowanym) na asfalt prowadzący na Okraj (położyli tam nówkę asfalcik) i tak w końcu docieramy do długiego, szerokiego i szutrowego zjazdu do Kowar z dodatkiem dwóch singlowych odcinków - zjechałem sprawnie i solowo dotarłem do mety.
39/58 - open giga
13/22 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h i 37min (grubo), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h i 13min
Z fotkami słabo, bo długo jechałem to giga i zapewne fotografowie stojący w fajnych miejscach już się rozeszli.

BM Kowary 2021, właśnie docieram do mety © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, w górach, maratony
Sobota, 17 lipca 2021 • dodano: 26.07.2021 | Komentarze 2
W Bielawie leżącej u podnóża Gór Sowich jeszcze nie startowałem. Tak się złożyło że ów start połączony był z urlopowaniem u przyjaciół mieszkających u podnóża Gór Opawskich, co za tym idzie - dojazd na miejsce startu miałem ułatwiony czasowo (1.5h jazdy). Po dotarciu na miejsce startu położone nad Jeziorem Bielawskim czau na rozgrzewkę brakło, zatem od razu udałem się do sektora giga, a tam zjawiły się 73 osoby. Prognozy pogody zapowiadały deszcz, w okolicy wisiało sporo deszczowych chmur - przez cały czas ścigania co najwyżej drobno pokropiło, a w drugiej części maratonu nawet pięknie się wypogodziło.
Punkt 10-ta start. Na początek długi, szeroki i szutrowy 13 km podjazd - od razu można robić swoje, brak rozgrzewki dał mi znać, ale tragedii nie ma i stopniowo łapię swój rytm, by po podjechaniu na Kozie Siodło (887m) i powyprzedzaniu paru osób znaleźć się w swoim miejscu w stawce giga. Po tym dość długi i techniczny zjazd po korzeniach, kamieniach i w błocie do Starej Jodły - troszkę zaszalałem i kilka pozycji zyskane. Znów długi podjazd, często ze stromymi ścianami i ciężką nawierzchnią w rejon Małej Sowy (972m) - cały czas jedzie mi się spoko, zmian w stawce niewiele, było trochę tasowania z Michaliną Ziółkowską - bikerka ciut gorzej podjeżdżała, za to na zjazdach o zgrozo radziła lepiej ode mnie. Docieramy do Schroniska Sowa i znanego mi z etapu Sudety MTB Challenge mocno technicznego zjazdu do Sokolca - tu zaszalałem na maxa po kamieniach że po zjechaniu zauważyłem że zgubiłem bidon. Na dole bufet i kolejny długi, ciężki i znany mi podjazd na Grabinę (946m), dałem radę na sportowo go pokonać i kilku wyprzedzić. I tak docieramy do rozjazdu, po czym ponownie na Kozie Siodło, łączymy się z mega i się zaczęło stopniowe wyprzedzanie tych z krótszego dystansu. Jadąc ponownie te same fragmenty trasy, zmęczenie narastało, tempo moje nieznacznie spadło. Dobrze tylko że nie traciłem swojej ciężko wypracowanej pozycji w stawce giga.
Po ponownym dotarciu do rozjazdu, zjazd do Przełęczy Jugowskiej (801m) i paskudny nawierzchniowo podjazd na Kalenicę (964m) (gęsto usiane korzenie kamienie) po grzbiecie (czerwony szlak, też znany z etapu Challenge, tyle że w odwrotnym kierunku) - byłem już tak zmęczony że kilka stromizn pokonałem z buta. No i wjeżdżamy na długi, kręty i z dość miękką nawierzchnią singiel zjazdowy - można było tam zabawić się mknięciem w dół.
Po zjechaniu jeszcze jeden ciężki podjazd, ostatni bufet i czas na długi, szeroki, z łukami zjazd do Bielawy, pomykałem tędy w dół z paroma megowcami - ci widocznie walczyli do upadłego, a na wypłaszczeniu z łatwością uciekłem im. No i w końcu wjeżdżamy na lekko zjazdowe pole przed Bielawą, temperatura zrobiła się upalna, objeżdżamy wspomniany zbiornik wodny i jest meta.
To był spoko maraton z klasyczną górską trasą. Trochę błota z wczorajszego deszczu miałem na sobie - gdzie się umyłem... poszedłem się wykąpać w owym jeziorze :)
33/57 - open giga
6/17 - M4
Strata do zwycięzcy (Mikołaj Dziewa) - 1:08 godz, do M4 (Paweł Gaca) - 46:13 min, do pudła - 11 min
Fotki by Bike Maraton, Anka Aries Baran, Kasia Rokosz

W akcji na pierwszym i długim podjeździe © JPbike

Zabawa MTB na długim singlu zjazdowym © JPbike

Polna końcówka trasy © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Niedziela, 11 lipca 2021 • dodano: 13.07.2021 | Komentarze 3
W tym sezonie, zresztą i zapewne w kolejnych następnych, priorytetem moich startów w maratonach są fajne trasy - prawdziwe MTB z dobrym przewyższeniem, a nie gonitwy po płaskim i wśród pól.
Gdy tylko w kaczmarkowym kalendarzu pojawiła się Chodzież to od razu się skusiłem na start, tym bardziej że wiedziałem kto układał trasę - znana w kolarskim światku Daria Kaszatarynda i ekipa z Chodzieskiego Towarzystwa Rowerowego, zresztą już w zeszłym roku ich zacna trasa zebrała pełno świetnych pochwał.
Dojazd do Chodzieży solo, odbiór numerka i niezłego pakietu startowego spoko. Wskok w teamowe portki, krótka rozgrzewka, powitania z paroma znajomymi i wjazd do sektora giga.
Najpierw puścili elitę, po chwili nas, a za nami po paru minutach ruszyła reszta ścigantów, czyli mega i mini. Początkowe parę km jest dość szybkie. Ja, słabo rozgrzany z trudem łapię swoje wyścigowe tempo, też z trudem przesuwam się w stronę swojego miejsca w stawce giga. Widocznie wszyscy ostro gnają - ciekawe tylko czy wiedzą co czeka nas na dalszej części trasy...
Dość szybko, bo już na 6 km dogania nas kilka osób z czołówki mini i mega - charty jakieś, chociaż różnica prędkości nie powala. W sumie do rozjazdu wyprzedziło mnie około 15-20 osób z czołówki mega, czyli przyzwoicie jechałem pierwszą rundę.
Gdy tylko pojawiają się ciekawsze odcinki z niezłymi podjazdami i zjazdami to widocznie każdy z nas musi robić swoje - tak właśnie było i na tym polega prawdziwe MTB. Pierwszy z czterech (na giga aż osiem!) podjazdów na najwyższy szczyt (Gontyniec, 192m) mocno nas zaskakuje - organizatorzy stworzyli tam single z niezliczoną ilością zakrętasów, zawijasów, serpenytnek - można było poczuć się jak na znanych górskich singlach - po prostu rewelacja.
Kręcąc dalej po stokach Gontyńca trasa w dalszym ciągu pozytywnie mnie zaskakuje, nawet parę technicznych zjazdów jest dość długich i można było na nich świetnie zaszaleć.
Pomykając dalej, raczej zdrowo się mecząc po wertepach raz do góry, raz w dół - cały czas jadę równo, kilka gości udaje mi się stopniowo wyprzedzić - ci widocznie nie spodziewali się takiej ciężkiej jak na Wielkopolskę trasy.
Na 39 km wjazd na 2 rundę giga i zgodnie z planem - pusto się zrobiło. Po ujechaniu paru kolejnych km mam przed sobą dwóch rywali do pokonania - obaj zostali przeze mnie wyprzedzeni na ciężkich podjazdach. Ciężka trasa z dużym jak na WLKP przewyższeniem zaczynała dawać mi w kość, zmęczenie narastało, mimo tego kręciło mi się całkiem, całkiem, do tego udało się jeszcze dwóch kolejnych i widocznie ujechanych rywali pokonać. Końcowe parę km przed metą to istne XC, jak kiedyś na golonkowych maratonach w górach - przy sporym zmęczeniu trzeba było się bardzo skupiać i wysysać ostatki sił - mi się udało i z satysfakcją docieram mety.
Ależ to była zacna trasa że Pure MTB Wielkopolska to jest mało powiedziane :)
35/51 - open giga
7/15 - M4
Strata do zwycięzcy (Mariusz Gil) - 56:07 min, do M4 (Paweł Gaca) - 42:31 min
Fotki by Chodzieskie Towarzystwo Rowerowe

W akcji (1) © JPbike

W akcji (2), nudy nie było © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Kaczmarek Electric, maratony
Sobota, 3 lipca 2021 • dodano: 06.07.2021 | Komentarze 2
Moje trzecie z rzędu Ultra Giga po stokach Karkonoszy ukończone.
Tym razem było mi tak ciężko że do mety dotarłem tylko dzięki sile woli :)
W Karkonosze wybrałem się na weekend, nocleg w zacisznym Jagniątkowie.
Dzień przed zawodami popadało - będzie trochę błotka. Nazajutrz pogoda zrobiła się wręcz idealna do wielogodzinnej jazdy MTB po górach - dużo słońca, trochę zachmurzenia i kilkanaście stopni Celsjusza.
Początkowo planowałem dojechać na miejsce startu (Szrenica Ski Arena) rowerem - ta opcja odpadła bo po pierwsze - start Ultra Giga był wyjątkowo wcześnie - o 9 rano, a to ze względu na długą trasę, po drugie - po zawodach (od 17:30) zaplanowano zaległą dekorację generalki z zeszłego sezonu - oczywiście pudło zdobyłem :)
No to krótka rozgrzewka i wskok do sektora, a tam ucinam pogawędkę z Darią i Łukaszem z Chodzieży. No i ruszyli. Na królewskim dystansie wystartowało 95 osób.
Na początek niedługi podjazd i zaczynamy dość długą i szybką jazdę po karkonoskich szutrach. Równie dość szybko znajduję się w swoim miejscu w stawce i bez problemu rozpoznaję znanych mi rywali. Ciekawsze i wymagające techniki odcinki zaczęły się od 9 km trasy - przejechane sprawnie, chociaż potknięć i podpórek nie brakowało - raz przez śliskie błotko na technicznym zjeździe, raz przez blokowanie na korzennym podjeździe. W pewnym momencie zauważam że zgubiłem bidon, no pięknie, a przede mną jeszcze spory kawał trasy. Kręcąc dalej trasa fajnie mnie zaskakuje - jest wszystko do prawdziwego Pure MTB.
Mocne wrażenia zapewniał usiany sporymi kamieniami zjazd wzdłuż Kamiennej, po tym jazda nad przepaścią i następnie gruba i długa ścianka podjazdowa. W tamtym momencie zrównuję się tempem jazdy z Klaudią Cichacką (zwyciężczyni giga). Wychodzi że Klaudia lepiej podjeżdża a ja z kolei lepiej zjeżdżam.
Wpadamy na sławne już single z Pasma Rowerowego Olbrzymy - są fajne, sporo km-ów mamy do pokonania po tych krętych ścieżkach do MTB, tyle że dają nam mocno w kość, bo pod maraton mamy więcej tędy podjeżdżania niż zjeżdżania - każdy z nas musi robić swoje - to lubię. Klaudia wyraźnie zaczyna mi odjeżdżać, a mnie zaczynają doganiać znani rywale - Zbyszek Turczyński (rocznik 1963), Darek Baran (mój rówieśnik) i Paweł Król (zjazdowy hardcorowiec) - obaj z teamu STS. Cisnę tędy mocno i przez długi czas udaje mi się utrzymać pozycję. Nagle, na stromym podjeździe mam problemy z przerzucaniem biegów, muszę stanąć i podregulować linkę przerzutki - pomogło, choć nie jest idealnie. Darek mnie wyprzedził. Po wyjechaniu z wspomnianych singli czas ponownie pokonać szerokie karkonoskie szutry - w tym najdłuższy podjazd na ponad 800m wysokość - udaje mi się Darka dojść i zamienić kilka zdań, dalej robimy swoje jak na zatwardziałych gigowców przystało. Po wjechaniu na kulminację wysokościową czas na trochę techniczny zjazd w stronę Szklarskiej Poręby, trochę szybkiej jazdy po szutrach, pojawia się tabliczka „5 km do mety“, tyle że dotyczy to dystansu mega, bo nas czekała do pokonania jeszcze jedna i bardzo ciężka ze 50 km runda. Jeszcze przed wjechaniem na 2 rundę stwierdzam że owa końcówka jest wymagająca i typu góra-dół, no i niestety mocno czuję że sporo sił zużyłem i nie wiem co będzie ze mną na drugiej rundzie, dobrze tylko że o DNF nie myślałem :)
No i przyszło mi pokonywać jeszcze raz te same odcinki Pure MTB. O ile jazda po szutrach przebiegła szybko i sprawnie, to już po pierwszym technicznym zjeździe zauważam że Darek jedzie blisko za mną - facet zrobił spore postępy w technice i zaczynamy epicką jazdę jak równy z równym :)
Zaczynamy również stopniowo wyprzedzać ostatnich z mega. Po pokonaniu długiej i najstromszej ścianki nagle blokuje mi się napęd - szybka analiza, mam pękniętą szprychę w tylnym kole, która wbiła się w przerzutkę. Prowizorycznie to „naprawiam“ i daje się jechać dalej. W tym momencie Darek mnie wyprzedził i tyle z wspólnej rywalizacji, do tego ze mnie zeszło powietrze do mocnej jazdy po górach i zaczynam czuć spore zmęczenie.
Kręcąc dalej jedzie mi się ciężko, z wielkim trudem udaje mi się utrzymywać pozycję, na bufetach muszę stawać, by zatankować jedyny bidon. No i dogania mnie Ania Tomica (2 miejsce wśród kobiet) - w sumie do mety wyprzedziło mnie stopniowo ze 5 osób, a ja załatwiłem jednego, też ujechanego jak ja, natomiast na 2 km przed metą i trzecia bikerka (Agnieszka Kachel) mnie pokonała.
Na technicznym fragmencie z kamieniami (Olbrzymy) poziom zmęczenia i dekoncentracji miałem taki że mocno się potknąłem i przed spadnięciem w krzaczory uratowało mnie solidne drzewko. Po paru km dalej okazuje się że i drugi bidon zgubiłem, a do mety jeszcze jakieś 20 km górskiej jazdy - no ładnie. Zatrzymuję się na minutkę, by złapać oddech i wciąć ostaniego żela.
I tak dalej kręciłem swoje, głównie dzięki sile woli, nie było tak źle i w końcu, po równych siedmiu godzinach spędzonych na zacnej trasie docieram do mety, z wystarczającą dla mnie satysfakcją :)
49/68 - open ultra giga
11/22 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h 57min (!), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h 22min(!)
Foto by Kasia Rokosz, oficjalne z Bike Maratonu i od Darka Barana

Na singlach Pasma Rowerowego Olbrzymy © JPbike

W akcji zjazdowej i klimacik podkarkonoskiego lasu © JPbike
No i na koniec zaległa generalka z sezonu 2020 - zająłem 2 miejsce, co jest dla mnie miłą niespodzianką :)

Podium generalki M4 giga, sezon 2020 - miłe uczucie tam postać :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, w górach
Niedziela, 13 czerwca 2021 • dodano: 14.06.2021 | Komentarze 2
Solid-ne Górzno (niedaleko Leszna) to (chyba) najbardziej „górzysty“ maraton w tymże cyklu, do tego na dość krótkim jak na giga dystansie, ale przewyższenie takie że jest co robić - czyli coś dla mnie :)
Dojazd na miejsce solo, pogoda bardzo dobra do ścigania po leśnych wertepach - pochmurno, co najwyżej 15°C i wietrznie, tyle że tego ostatniego w lesie nie czuć :)
Przed startem zrobiłem ze 7km rozgrzewkę na pierwszych i ostatnich km trasy.
Punkt o 11:02 niezbyt liczny sektor 2, w którym się znajdowałem wystartował. Na początek ostre gnanie w tłoku i powoli, acz systematycznie przebijam się do przodu, w stronę swojego miejsca w stawce. Z racji że trzykrotnie pokonywana na giga ponad 17km runda jest przeważnie wąska, tak coś w rodzaju wydłużonego XC (góra-dół, pełno zakrętasów i singli), to zaskakuje mnie brak blokowania, poziom rywalizacji w mojej części stawki jest niezły i praktycznie od razu mogę kręcić swoje, pomijając pierwsze kilka ścianek podjazdowych (zakorkowało się jak zwykle). Na pierwszej rundzie tempo było niezłe, ale i tak kilkanaście sztuk udało mi się powyprzedzać, pomykało się nieźle, szczególnie na odcinkach wymagających siły i techniki. Gdy dojechaliśmy do rozjazdu to... kilka gości jadących przede mną pognało w stronę mety mini, że po wjechaniu na drugą rundę miałem przed sobą w zasięgu wzroku jednego rywala, który z kolei jechał mega.
Druga runda szła całkiem, całkiem, w 100% trzeba było robić swoje. I tak wspomnianego gościa udało mi się w końcu dojść - twarda z niego sztuka bo łatwo nie zamierzał się poddać, i to tak że... większość drugiej rundy walczyliśmy łeb w łeb, i jeszcze do tego... doszliśmy stopniowo aż trzech kolejnych rywali (wszyscy z mega). Na ostatnich kilometrach rundy mega udaje mi się w końcu powyprzedzać wszystkich wspomnianych - na krętym odcinku uzyskałem nad nimi niezłą przewagę że tuż przed skrętem na trzecią rundę pozwoliłem sobie złapać chwilę oddechu i łyknąć żela, po chwili dałem się im wyprzedzić - przynajmniej mam punkt odniesienia w wynikach na mega.
No i przede mną została do pokonania ostatnia runda - szło mi już ciężej, nikogo przede i za mną. Zaliczyłem na piaszczystym fragmenciku zjazdowym niegroźną glebkę ze szlifem na kolanie. Mimo sporego zmęczenia cieszyło mnie to że nawet najstromsze podjazdy (max 21%) wchodziły spoko. I tak trzecią rundę pokonałem niespełna 3 min wolniej od drugiej. Końcowe 2 km do mety jest płaskie - tam nic nie wydarzyło się i spoko docieram do mety.
18/27 - open giga
4/8 - M4
Strata do zwycięzcy (Hubert Semczuk) - 35:05 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 20:55 min
Strata do trzeciego w M4 ... minuta i 12 sekund ...
Punkty odniesienia na krótszych dystansach - na mini byłbym 21 open i 4 M4, na mega 27 open i 8 M4
Fotki by Agnieszka Szatkowska, Jarosław Kasperczak

Na pierwszych km jak zwykle klasyka - szybko i trochę tłoczno © JPbike

Dajesz, dajesz pod górkę © JPbike

Ten podjazd na najwyższy punkt (145m) daje w kość © JPbike

Końcówka rundy mega, za kilka km zacznie się samotność długodystansowca © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, Solid MTB
Sobota, 29 maja 2021 • dodano: 31.05.2021 | Komentarze 2
Zeszłoroczna trasa w Polanicy Zdroju niezbyt przypadła mi do gustu i przez jakiś czas wahałem się czy w ogóle zapisywać się na tegoroczną edycję. Gdy tylko zobaczyłem mapkę z opisem, do tego zaprzyjaźniona ekipa zdała raport z objazdu zmienionej trasy to padła jedna decyzja - jadę :)
Cosik pogoda w końcówce maja nie dopisuje, jest zimno, wieje i pada, zatem opcja z noclegiem odpadła, wybrałem bezpośredni dojazd i powrót zaraz po wyścigu.
Po spoko zajechaniu i wskoku w teamowe portki zostało mi 20 min do startu giga, czyli nie będzie rozgrzewki i z parkingu jadę (2km) bezpośrednio do sektora królewskiego dystansu.
Przed ruszeniem zamieniam kilka zdań z Markiem Kalagą - kolega sylwetką i strojem bardziej przypomina typowego rowerowego turystę, a tu pojechał nieźle, zajmując 24 open i 8 M4.
No i giga ruszyła (92 osoby). Na początek długi podjazd z mieszaną nawierzchnią typu: asfalt-szuter-ścieżki, ten odcinek poprzeplatali dwoma fragmentami typu góra - dół. Wczesna pobudka (5 rano), brak rozgrzewki chyba robią swoje - podjeżdżanie idzie mi gorzej niż średnio, niemało rywali mnie wyprzedza, ale i tak walczę o swoje miejsce w stawce.
Po pokonaniu 17 km przeważnie podjazdowych i minięciu bufetu niespodziewanie spotykam tam Piotra Niewiadę (wpadł w roli kibica) i następuje półpłaski teren na znacznej wysokości z dodatkiem błota, błota i jeszcze raz błota ... Oj, ależ ciężko się tam kręciło po takiej grząskiej nawierzchni. Jadąc tędy stawka giga była już nieźle porozciągana i każdy z nas robił swoje w tym błocie, które towarzyszyło nam niemal do ostatnich km-ów.
Techniczny, kamienisty i znany z zeszłego roku zjazd czerwonym zleciał sprawnie i następnie z racji poprowadzenia większości trasy na dużej wysokości (700-800 m.n.p.m) i w warunkach podeszczowych, z temperaturką poniżej 10°C się zaczęła wielka błotna taplanina - raz do góry, raz w dół, czasem trzeba było pchać rowery pod górę, często w tej masie błota rower tańcował jak chciał. Mimo wszystko nie narzekałem, bo lubię jak jest ciężko :)
Wreszcie, po ujechaniu ponad 35 km rozkręciłem się, ale nie tak jak chciałbym, jeszcze na pierwszej rundzie giga udaje mi się kilku gości wyprzedzić. Na 44 km wjazd na 2 rundę giga - od razu stroma i trawiasta ściana podjazdowa, młynek poszedł w ruch. Po dokręceniu do powtarzalnego odcinka giga łączy się z tymi z mega i classica - znów ten paskudno-błotnisty półpłaski fragment, był jeszcze rozjeżdżony, to tego się zaczęło spore wyprzedzanie tych z krótszych dystansów - Ci byli jeszcze czyści, a ja już paskudnie uwalony :)
Udaje mi się stopniowo dojść i wyprzedzić kolejnych paru rywali z giga, w tym zacnego kolegę ze strzelińskiego STS - Darka Barana. Walczę dalej, w miarę upływu kolejnych błotnych km-ów coraz bardziej ubywa mi sił. Nagle coś nawala mi w tylnym kole - ubyło ciśnienia, staję i decyduję się na dopompowanie (pomogło) - w sumie zleciały tak ze 3 minuty i niestety paru konkurentów mnie wtedy załatwiło.
Po ruszeniu czas odrobić straty - tyle że poziom zmęczenia, grząska i wymagająca siły nawierzchnia nie ułatwiały sprawy, ale i tak kilka pozycji udaje mi się odrobić, nie wspominając o ciągłym wyprzedzaniu tych z mega (łatwo ich rozpoznać - w porównaniu z gigowcami byli mniej uwaleni błotem). W końcu ostatni, długi i trochę techniczny zjazd czerwonym prowadzący do samej Polanicy Zdroju. W górnych, dość wąskich i bardzo błotnych partiach pokonujemy go w trójkę - przede mną jadą Zbyszek Turczyński i wspomniany Darek. Wąski i grząski zjazd nie pozwolił mi na atak, w dolnych partiach jest ciut szerzej i technicznej - bez zastanawiania wyprzedzam kolegów, ostatnie kilometry gnam co sił i jest końcowa kreska. W sumie sam nie wiem czy udanie pojechałem ten maraton :)
43/77 - open giga
16/31 - M4
Strata do zwycięzcy (Piotr Konwa) - 57:06 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 22:08 min
Fotki by Kasia Rokosz, Anka Aries Baran, datasport.pl i moja własna

Stary wyjadacz maratonowych tras w zjazdowej akcji © JPbike

E tam błoto, błoto, cisnąć trzeba i już :) © JPbike

Ostatnia prosta i jest meta © JPbike

Po błotnych zawodach ... © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach