top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177685.47 km
- w tym teren: 64443.10 km
- teren procentowo: 36.27 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 15h 28m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

poza PL

Dystans całkowity:8789.76 km (w terenie 1224.00 km; 13.93%)
Czas w ruchu:466:33
Średnia prędkość:18.84 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:51196 m
Maks. tętno maksymalne:171 (100 %)
Maks. tętno średnie:131 (76 %)
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:98.76 km i 5h 14m
Więcej statystyk
  • dystans : 32.10 km
  • czas : 03:23 h
  • v średnia : 9.49 km/h
  • v max : 35.14 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 9

    Niedziela, 21 lipca 2013 • dodano: 01.09.2013 | Komentarze 4


    Śpiąc tegoż dnia w dusznym i ciasnym korytarzyku zostałem dość wcześnie zbudzony przez dwóch gości, którzy też tam nocowali i właśnie opuszczali mieszkanko. A Jarek mówił mi że spał obok Koreańczyka :) Gospodarz Cedric jeszcze spał, do tego kolejny gostek który dopiero co wrócił chyba z nocnej imprezy coś tam tłumaczył, w sumie nie wiem co. Zarówno mi, jak i Jarkowi to wszystko przestało się podobać i podjęliśmy decyzję że kolejny nocleg poszukamy gdzieś indziej. Śniadanie spożywamy na klatce przed wejściem do owego kiepskiego mieszkanka, sakwy zostawiamy na miejscu, po czym jazda pozwiedzać trochę Paryża i oczywiście gwoźdź naszej wyprawy, czyli kibicowanie podczas finałowego etapu Tour de France.

    W Paryżu. Jedziemy zwiedzać i kibicować © JPbike

    La Defense. Nowoczesna dzielnica wieżowców © JPbike

    A tutaj to się pochwalę że tam byłem :) © JPbike

    Ta fotka jest wyjaśnieniem niskiej średniej prędkośći tegoż dnia :) © JPbike

    Wieżowce, wiadukty, schody. Trochę tam futurystycznie :) © JPbike

    JPbike, rowerowy zdobywca Paryża ! © JPbike

    Ładny basenik, a pod nim, w tunelu jest główna droga © JPbike

    Wiadomo co tam w oddali jest :) © JPbike

    Temperatura tegoż niedzielnego dnia zapewne przekroczyła 35 stopni.
    Więc na dłuższy czas zatrzymaliśmy się przy owym baseniku w wieżowcowej scenerii :)

    Upał straszny i z radochą się tutaj popluskałem :) © JPbike

    Zaczynają zjeżdżać na finał TdF przeróżnej maści kolarze © JPbike

    Po jakimś czasie trzeba się ruszyć, finał TdF się zbliża ...

    Tamtejsze budynki i wieżowce mają przeróżne kształty © JPbike

    Architekci to tutaj mają duże pole do popisu :) © JPbike

    Z bliska Wielki Łuk to faktycznie jest wielki :) © JPbike

    Wydostanie się z La Defense na Pola Elizejskie jest bardzo łatwe i jedzie się w linii prostej :)

    Zasłużone gratulacje pod Łukiem Triumfalnym :) © JPbike

    Ci kibice TdF stoją tu i tam od wielu ładnych godzin, do tego w upale © JPbike

    Tamci w koszulkach SKY chyba czekają na przejazd klosia :D © JPbike

    W poszukiwaniu miejsca do kibicowania. Ciężko coś znaleźć © JPbike

    Byliśmy bardzo spragnieni. Najdroższe piwko, jakie piliśmy © JPbike

    Po długich poszukiwaniach w końcu udało się znaleźć jakieś średnie miejsce do oglądania peletonu.
    Zanim tam dotarliśmy (przeciskaliśmy się) to zauważyłem że przy takim niezłym upale brukowano-asfaltowa nawierzchnia wielkiego ronda wokół Łuku Triumfalnego zaczęła się roztapiać, ludzie tam urywali klapki, sandały, a moje opony wręcz się kleiły do nawierzchni :)

    Najpierw przejechał długi i barwny korowód sponsorów TdF © JPbike

    Barwy Francji. Widowiska czas zacząć :) © JPbike

    No i w końcu nadjechał sławny peleton ! © JPbike

    Ten w żółtym to Froome, a za nim nasz Kwiatkowski ! © JPbike

    Było co popatrzeć, były ucieczki, zarówno udane i kasowane, żartowałem z Jarkiem coś w stylu "patrz, to grupa Maksa, a tu jedzie z3waza, klosiu, Rodman, josip, a my dwaj na czubie :D".
    Po tych wspaniałych emocjach powoli zapadał zmrok i udaliśmy się pod sam Łuk Triumfalny podziwiać niezwykle barwne efekty świetlne, jak i można było popatrzeć na wielkim telebimie momenty dekoracji.

    Piękne zwieńczenie setnej edycji Tour de France © JPbike

    Po tym wszystkim i spełnionym marzeniu obejrzenia finału TdF na własne oczy zdecydowaliśmy że wrócimy na basenik w La Defense. A tam poza super przyjemnym pluskaniem się w wodzie w tropikalną noc urządziliśmy popijawę z francuskim winem w roli głównej. Michalina, która nam towarzyszyła tegoż dnia, gdzieś znalazła nawet cały karton wafelków do lodów i można było się najeść :)
    W końcu trzeba iść spać. Wcześniej przestudiowałem plan miasta i bez problemu znalazłem tereny zielone nad Sekwaną. Więc z Drogbasem udałem się po sakwy do niefajnego mieszkanka i ponownie załadowani żeśmy ruszyli na szukanie miejscówki na rozbicie namiotu. Po krótkich poszukiwaniach i grubo po północy coś znalazłem, między krzakami, nad brudnym stawem, dobrze osłonięte od ulicy i w dodatku obok drogiego kempingu nad Sekwaną.
    Rozbicie namiotu, wskok do środka i zaśnięcie poszły sprawnie.

    Dzień ósmy, dzień dziesiąty.



  • dystans : 234.73 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 10:57 h
  • v średnia : 21.44 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 8

    Sobota, 20 lipca 2013 • dodano: 27.08.2013 | Komentarze 9


    Nadszedł w końcu ten dzień, w którym planowaliśmy zdobyć cel wyprawy - PARYŻ.
    Poranna krzątanina sprzętowa poszła sprawnie, skromne śniadanie i jazda !
    Na niebie ani jednej chmurki - zapowiadał się kolejny upalny dzień.

    Spoko miejscówka na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego © JPbike

    Godzina 7:15. Słabo wyspany Drogbas, jechać trzeba bo Paryż czeka ! © JPbike

    No i jedziemy tędy. Dłuuugą prostą do stolicy Francji © JPbike

    Łuk w Chalons en Champagne © JPbike

    W mijanych francuskich miasteczkach pełno takich zabytków © JPbike

    Centrum Fere Champenoise © JPbike

    Gorąco było, picia szybko ubywało. Tankowanie wprost od mieszkańców © JPbike

    Dłuższa przerwa w cieniu plus porządne izobroniki :) © JPbike

    Dobrze jedziemy. Cel tuż tuż :) © JPbike

    Kokpit nawigatora © JPbike

    Gdy nastały popołudniowe godziny to upał był już nie do zniesienia.
    W takiej sytuacji postanowiliśmy ze 2 godziny przeczekać - słusznie zrobiliśmy.

    Przeczekiwanie największego upału. Można zdrzemnąć © JPbike

    Po dokręceniu do Coulommiers, na kilkadziesiąt km przed Paryżem robimy większe zakupy żywnościowe bo wiadomo że w niedzielę większość francuskich marketów jest zamknięta. Drogbas kupił m.in. francuskie wino. Trochę problemów mieliśmy z upchaniem zakupionego żarcia i picia do sakw.

    Typowa szosa z rondami w pobliżu przedmieści Paryża © JPbike

    Pomykając powyższą szosą Jarek zauważa boczne bicie tylnego koła. Po zatrzymaniu i oględzinach okazało się że niekapslowana obręcz zaczęła pękać w dwóch miejscach, przy nyplach. Trudno, stwierdzam że da się dotrzeć w takim stanie do Paryża i tam zdecydujemy co dalej z kołem.

    Po dotarciu do podparyskich miejscowości zauważamy coraz więcej czarnoskórych mieszkańców.
    Jadąc już na obrzeżach Paryża, na podjeździe Jarka łapie kryzys i narzeka że ma cięższy ode mnie bagaż, więc namawiam kompana żeby coś zjadł i odpoczął, a część bagażu (namiot) przełożył do mnie.
    Drogbas jednak odmawia i jedziemy dalej ...
    Powoli zapada zmrok, w końcu pojawia się zjazd do kotliny, w której leży nasz główny cel wyprawy.
    Jadąc już w stronę Wieży Eiffla (z daleka niestety jej nie widzieliśmy) coraz bardziej mnie zaskakują nocne paryskie ulice. Jest grubo po 22-tej, a tam wszędzie tłok, wszystkie knajpki na świeżym powietrzu pozajmowane, spory ruch nie tylko turystów. I tak jedziemy, jedziemy, a stalowej wieży wciąż nie widać. Chwilowy postój przy okazałym pałacu (królewskim ?), sprawdzam nawigację w Jarka telefonie i od razu oświeciło mnie - cel wyprawy jest bliziutko.
    Faktycznie, ujechaliśmy kawałek i JEST ! :)

    UDAŁO SIĘ ! Dojechalismy tutaj na własnych siłach wprost z domowego progu (1590 km) :) © JPbike

    Pierwsze spojrzenie własnymi oczyma na pięknie i kolorowo oświetloną Wieżę Eiffla - bezcenne przeżycie !
    Po zajechaniu, a raczej przeciskaniu się w nocnym tłumie pod samą stalową konstrukcję i znalezienie wolnej ławeczki mocno i radośnie się uciskaliśmy, pogratulowaliśmy i obowiązkowo browarka żeśmy spożyli :)

    Dokładnie o północy wieża nawet specjalnie uczciła iluminacjami nasze przybycie rowerami z Poznania ...



    Po tych pełnych emocji chwilach nastał czas na dotarcie do noclegowni, do mieszkanka kuriera rowerowego Cedrica. Spanie załatwiła Michalina, która też przybyła do Paryża (samolotem). Jadąc dalej w stronę dzielnicy Courbevoie sporo błądzenia i nakładania kilometrów mieliśmy, wypytywanie miejscowych w znalezieniu właściwego kierunku i gapienie się w wydrukowany fragment planu miasta pomogły ostatecznie dotrzeć do celu (po 2 w nocy). Jarek był już w fatalnym stanie zmęczenia, ale zadowolony z pokonania 234 km. Owe mieszkanko okazało się malutkie i zaniedbane, poza gospodarzem i Michaliną było tam jeszcze kilka innych osób. Szybkie mycie i pora iść spać. Dla mnie zabrakło miejsca w pokoiku i padło na ciasny korytarz ...

    L’EPINE – Chalons en Champagne – Villeseneux – Fere Champenoise – Sezanne – Esternay – La Ferte Gaucher – Saint Remy la Vanne – Chailly en Brie – Coulommiers – Mauperthuis – Pezarches – Villeneuve Saint Denis – Pontcarre – Roisy en Brie – Champigny sur Marne – PARIS

    Dzień siódmy, dzień dziewiąty.



  • dystans : 211.85 km
  • czas : 09:38 h
  • v średnia : 21.99 km/h
  • v max : 69.63 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 7

    Piątek, 19 lipca 2013 • dodano: 15.08.2013 | Komentarze 2


    Pobudka o 6, czynności typu śniadanie, pakowanie i ładowanie poszły sprawnie.
    Tegoż dnia obaj byliśmy ciekawi jak w rzeczywistości wygląda jazda rowerem przez północno-wschodnią Francję, którą znamy głównie z transmisji Tour de France :)

    Jedna z najlepszych miejscówek, przy granicy niemiecko-francuskiej © JPbike

    Spojrzenie na pokaźne maszty i jazda przez Francję © JPbike

    Francja zdobyta ! © JPbike

    Ponownie pagórkowato i interwałowo, ale i tak ładnie tam :) © JPbike

    W pobliżu Metz na nieznacznym zjeździe Jarek z dużą prędkością najechał na widoczne na poniższej fotce wybrzuszenie i sakwa się wypięła (już drugi raz). Kompan tak się zdenerwował i … !#%(^&!!#$!!!, do tego stopnia że musiałem go powstrzymać przed wyrzuceniem sakw do rowu. Więc przymusowy postój na poprawę mocowania …

    Zdenerwowany Drogbas i przymusowy postoj © JPbike

    W Metz pierwsze francuskie zakupy w Lidlu. Ceny wyższe od niemieckich, skromny wybór piwa, ale da się przeżyć.

    Poniżej prezentuję parę fotek z pięknej starówki w Metz.












    Jak widać - ciężko i niełatwo było się wydostać z Metz, do tego upał © JPbike

    Przez francuskie miasteczko. W każdym pełno takich starych domów z carakterystycznymi okiennicami © JPbike

    Po przekroczeniu granicy i pokonaniu paru francuskich miast i miasteczek stwierdziłem że w porównaniu do Niemiec tutaj jest dużo więcej polnej przestrzeni, szosy po których kręciliśmy są w sporej części proste jak strzała i interwałowe, asfalty nieznacznie gorsze, ale i tak lepsze od tych naszych. Same spokojne miasteczka mają niezwykły charakterystyczny francuski klimat – to mi najbardziej się spodobało. A Francuzki są takie ładne i zadbane, że patrząc na nie w trakcie jazdy musiałem uważać aby nie walnąć w coś, lub kogoś z przodu ;)

    Upał niezły, więc przerwa na jogurty w cieniu pod wiaduktem © JPbike

    Przed Verdun upał i interwały mocno dały Jarkowi w kość (!#%(^&!!#$!!!), poinformował mnie że zjedziemy w dół i przez dwie godziny nie jedzie. Faktycznie, zatrzymał się na tamtejszym miejscu pamięci i po postoju przy wodopoju padł na trawniku. I tak zleciało trochę czasu, aż przyszła pewna kobieta informując nas że to nie miejsce na biwak (spodziewałem się tego).

    Padnięty Drogbas © JPbike

    Verdun. Miejsce pamięci przypominające wielką bitwę w czasie I wojny światowej © JPbike

    Po odpoczynku kompan trochę odżył i można było pozwiedzać starą część Verdun, z twierdzą w roli głównej.







    Mijają kolejne francuskie kilometry. Z biegiem czasu dochodzę do wniosku że Jarek gorzej ode mnie znosi upały i interwałową jazdę z sakwami oraz pochłania przy tym niesamowite ilości picia, czasem jesteśmy zmuszeni by zatankować wodę np. u mieszkańców albo przy przeróżnych wodopojach …

    Tankowanie przy nawadnianiu uprawy, kąpiel też była :) © JPbike

    Długie proste francuskie. Takie drogi to klimacik też mają © JPbike

    Kolejne ładne miasteczko. Jest po 19-tej, a na uliczkach pusto © JPbike

    W Sainte Menehould napotkaliśmy naszą flagę :) © JPbike

    Myk dalej, myk dalej na wprost i jest kolejna dwusetka © JPbike

    Kąpiel na stacji. Tym razem z dodatkiem płynu do mycia aut :D © JPbike

    Zapadł zmrok, po dojechaniu do miasteczka L’Epine i skręceniu na boczną szosę szybko znaleźliśmy miejscówkę, na obrzeżu miejscowego boiska piłkarskiego. Podczas rozbijania namiotu trochę robactwa nas gryzło. Pora spać.
    Jutro wielki atak na Paryż !

    ITTERSDORF – granica D/F – Tromborn – Teterchen – Boulay Moselle – Les Etangs – Petit Marais – Noisseville – Metz – Moulins les Metz – Gravelotte – Mars la Tour – Manheulles – Verdun – Dombasle en Argonne – Clermont en Argonne – Les Islettes – Sainte Menehould – Tilloy et Bellay – L’EPINE

    Dzień szósty, dzień ósmy.



  • dystans : 217.15 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 09:58 h
  • v średnia : 21.79 km/h
  • v max : 73.72 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 6

    Czwartek, 18 lipca 2013 • dodano: 12.08.2013 | Komentarze 6


    Wieczorem poprzedniego dnia Jarek wpadł na pomysł by wstać przed wschodem słońca, a to dlatego abyśmy po ruszeniu się nie męczyli od razu upałami.
    No to pobudka bardzo wczesna, śniadanie z kawą, ładowanie sprzętu i jazda.
    W końcu się zmobilizowaliśmy, aby tego dnia walnąć planowaną dwusetkę i dotrzeć do granicy z Francją, co się udało, chociaż przez kolejną masę pagórów i podjazdów łatwo to nie było.

    Godzina 5:52. Wschodzik i wieżowce Frankfurtu nad Menem © JPbike

    Pomysłowy sposób na zagospodarowanie ściany fabryki - ścianka wspinaczkowa :) © JPbike

    Przekraczamy Men w Mainz © JPbike

    Kręcimy przez kolejne ładne pagórkowate okolice © JPbike

    Na widok takiego znaku to się cieszę i atakuję premię górską :) © JPbike

    Dajesz Drogbas !!! Na trasie trzeba się dopingować, tutaj w stylu TdF :) © JPbike

    Na jednym ze zjazdów wykręciłem swój sakwiarski rekord V-max – 73.72 km/h, i to bez rozpędu !

    Nie zabrakło długiej i przyjemnej jazdy w dolinie wzdłuż rzeki © JPbike

    Kręcąc powyższą doliną i mijając kolejne niemieckie miasteczka w pewnym momencie wyprzedził nas duży traktor, jechał tak ponad 30 km/h, co oczywiście znany z szarpanego tempa Drogbas wykorzystał i mi zwiał – takie numery z aerodynamicznym wspomagaczem to ja rozumiem :D

    Znalazło się super miejsce na dłuższą przerwę z wodopojem :) © JPbike

    Biesiada z kąpielą i praniem w potoku, oraz obiadem i piwkiem trwa :) © JPbike

    Czas jechać dalej, ponownie pokonujemy ładne krajobrazowo podjazdy i zjazdy © JPbike

    W czasie gdy opuszczaliśmy St.Wendel porządnym podjazdem, zauważyłem że Jarka dopadł pokaźny kryzys, w pewnym momencie się zatrzymał. W takiej sytuacji zaproponowałem odpoczynek, albo szukanie miejscówki.
    Jarek jednak pokazał że jest twardym bikerem i ruszyliśmy dalej.
    W miarę zbliżania się do granicy z Francją nazwy niemieckich miasteczek czasami brzmiały francuskojęzycznie (np. Tholey, Saarlouis, itp.). To nam dodawało motywacji i pewności że uda się wykręcić zaplanowaną dwusetkę :)

    No, niezła fura i w 100% sprawna :) © JPbike

    Długi zjazd. Można odpocząć :) © JPbike

    Kaiser jest wszędzie :) © JPbike

    Przejeżdżając przez Saarlouis i mając już upragnione ponad 200 km na licznikach mój kompan zrobił się bardzo głodny, zatrzymaliśmy się przy małym barze przy wylocie z miasta, przy okazji ucięliśmy pogawędkę z właścicielem.
    Spojrzałem na mapę – tam za 350 metrowym wzgórzem z charakterystycznymi masztami jest Francja :)

    Zapadł zmrok i ruszamy na ostatni podjazd dnia i do granicy © JPbike

    I tak po wjechaniu na szczyt pojawił się płaskowyż oświetlony Księżycem, prosta szosa, a po chwili cel szóstego dnia wyprawy – tablica z napisem „FRANCE”. Udało się !

    Nadszedł czas na szukanie miejscówki. Zawróciliśmy, po kilometrze dość szybko znalazło się jedno z najlepszych miejsc, trawiaste pole tuż przy szosie, osłonięte paroma krzakami i drzewami, a z drugiej strony mieliśmy widok na wspomniane wysokie maszty i sam Księżyc.
    Po rozbiciu obozowiska pora spać, bo jutro czeka nas poznawanie ojczyzny Tour de France :)

    W takiej wieczorno-świetlnej scenerii zakończylismy trip przez Niemcy :) © JPbike

    WEILBACH – Hochheim am Main – Mainz – Lerchenberg – Stadecken Elsheim – Wolfsheim – St.Johann – Sprendlingen - Badenheim – Wollstein – Furfeld – Obermoschel – Callbach – Meiserheim – Lauterecken – Glanbrucken – Konken – Selchenbach – Niederkirchen – St.Wendel – Winterbach – Tholey – Thalexweier – Lebach – Saarwellingen – Saarlouis – Felsberg – ITTERSDORF (tuż przy granicy D-F)

    Dzień piąty, dzień siódmy.



  • dystans : 167.14 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 08:23 h
  • v średnia : 19.94 km/h
  • v max : 52.12 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 5

    Środa, 17 lipca 2013 • dodano: 09.08.2013 | Komentarze 8


    Poranek piątego dnia przebiegł spoko, śniadanko, kawa, wrzutka sprzętu do sakw i myk w dalszą drogę. Podczas tegoż etapu czekał nas przejazd przez częściowo znane mi pagórkowate okolice Frankfurtu nad Menem, pięć lat temu rowerowałem tam, podczas pobytu u ciotki i wujka.

    Pobudka ! Miejscówka przy ambonie, w zalesionym wzgórzu © JPbike

    Szuterek zjazdowy z naszej noclegowni, tam na dole Fulda © JPbike

    Podczas powyższego zjazdu, na uskoku przy belce odwadniającej Jarkowi wypięła się z bagażnika sakwa (urwany dolny zaczep), przymusowy postój na poprawę zamocowania i można było jechać dalej.

    Szosa w dalszym ciągu pagórkowata. Mi się podobała © JPbike

    Po zrobieniu zakupów w najbliższym markecie spotkaliśmy miłego rowerzystę, troszkę gadki i gość spytał czy pomóc w orientacji, nie trzeba bo wszystko na mojej mapie się zgadzało.

    Camping w Nieder-Moos, wypełniony do ostatniego miejsca © JPbike

    W pewnym momencie Jarek wyraźnie miał dość podjazdów i zapytał mnie „kiedy to się skończy ?” ...
    Uff, kompan odżył, gdy tylko zaczęliśmy pokonywać długi zjazd :)

    Przejazd przez kolejne ładne niemieckie miasteczka © JPbike

    Po jakimś czasie ponownie pokonywaliśmy kolejne pagóry, było troszkę błądzenia na lokalnych drogach, aż w końcu na horyzoncie pojawiło się oczekiwane przeze mnie nieduże i dobrze mi znane pasmo górskie Hoch Taunus.
    Jarek od razu zapytał czy będziemy tam wjeżdżać, na najwyższy 879 metrowy szczyt :)

    W drodze do Frankfurtu nad Menem. W oddali wspomniane góry © JPbike

    Po dokręceniu do Bad Vilbel skierowałem nas na miłą i znaną mi ścieżkę rowerową wzdłuż rzeczki Nidda. Po drodze trzeba było zarządzić postój, Drogbas zgłaszał zmęczenie upałem i podjazdami, brakło możliwości kąpieli. Pojawiły się pierwsze wątpliwości odnośnie powodzenia wyprawy. Cóż, trzeba być twardym, a nie mientkim. Po jakimś czasie udało się ruszyć dalej, zaliczając dwa postoje przy wodopojach. I tak dojechaliśmy do Frankfurtu nad Menem.
    Zaproponowałem przejazd przez centrum i starówkę. Jarek nie chciał, doszło nawet do małej sprzeczki na temat zwiedzania, na szczęście zakończonej pogodzeniem.

    Przerwa przy sklepie. Picia mam tyle że to prawie cysterna :) © JPbike

    Jak już wspominałem - we Frankfurcie nad Menem mieszkają ciotka z wujkiem. Podczas planowania wyprawy był pomysł na nocleg u rodziny, ale akurat wtedy mieli zaplanowane wakacje nad polskim morzem.

    Po zakupach jazda dalej. Znów błądzenie w wydostaniu się na właściwą drogę.
    Tak się złożyło że moja intuicja skierowała nas na ścieżki rowerowe prowadzące w góry Hoch Taunus, w sumie dobrze, bo wiedziałem gdzie jesteśmy i gdzie jechać dalej :)

    Każdy wodopój był dla nas zbawieniem :) © JPbike

    Coś dla zawiedzonych brakiem fotek z centrum Frankfurtu nad Menem © JPbike

    Panie i panowie, to własnie w tamtych górach zaliczyłem swój debiut maratonowy :) © JPbike

    Jeszcze jedno spojrzenie na Hoch Taunus, dla sentymentu :) © JPbike

    Wypaśny sklep rowerowy na rogatkach Frankfurtu nad Menem © JPbike

    Ponieważ wcześniej ustaliliśmy że tegoż dnia jeszcze za widna zaczniemy szukać miejscówki na rozbicie obozu, by trochę odpocząć i szybciej iść spać, to po przekroczeniu miasteczka Weilbach skręciliśmy na częściowo zalesione pole i po krótkich poszukiwaniach znalazł się wykoszony skrawek ziemi, całkiem przyjemny. Niepowtarzalną atrakcją był widok podchodzących do lądowania na wielkim frankfurckim lotnisku dużych samolotów. Niemal bez przerwy w ciągu jednej minuty można było podziwiać aż kilka sztuk. Fajne wrażenia :)

    Tak, co chwila cos tam leciało w stronę pasa do lądowania :) © JPbike

    Miny świadczą że dzień był ciężki. Jeszcze tylko obiadokolacja i spać © JPbike


    HARMERZ – Giesel – Hosenfeld – Gedern – Ortenberg – Stockheim – Florstadt – Karben – Bad Vilbel – Frankfurt am Main – Eschborn - Schwalbach am Taunus – Liederbach am Taunus - Marxheim – WEILBACH (2 km za miasteczkiem)

    Dzień czwarty, dzień szósty.



  • dystans : 185.84 km
  • teren : 4.00 km
  • czas : 09:13 h
  • v średnia : 20.16 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 4

    Wtorek, 16 lipca 2013 • dodano: 07.08.2013 | Komentarze 8


    Nauczeni zbyt późnym ruszaniem tym razem dość wcześnie wstaliśmy, po 6 rano, kawa, skromne śniadanko, pakowanie wszystkiego i myk w dalszą drogę.
    Zapowiadał się ciepły letni dzień.
    Ani ja, ani Jarek nie spodziewaliśmy się że będzie to jeden z cięższych etapów.
    Gór, a raczej pokaźnych pagórów na całej trasie mieliśmy pod dostatkiem.

    Miejscówka na skraju pola. Dwa razy obok przejechał traktor, nie robiąc nic z naszej obecności © JPbike

    Przerwa na drugie śniadanie w Sommerda © JPbike

    Bad Langensalza. Jedno z piękniejszych niemieckich miasteczek © JPbike

    Klimatyczna starówka w Bad Langensalza © JPbike

    Rondo z japońskimi akcentami © JPbike

    Kolejne podjazdy ... Dawaj Drogbas ! © JPbike

    W miarę zbliżania się do Eisenach zrobiło się upalnie, przydałaby się kąpiel, a jakiegoś zbiornika wodnego wokół nie było widać ani na mapie, ani w realu. Po podjechaniu na stację paliw wymyśliliśmy że można byłoby się spryskać myjką ciśnieniową, co od razu i z radochą uczyniliśmy :)

    Ale frajda !!! Trzeba jakoś radzić w takie upały :) © JPbike

    Przerwa w miłym cieniu, przy dużym wiadukcie. Na zdrowie dla wszystkich zaglądających :) © JPbike

    Któryś tam dłuższy podjazd. A ten Drogbas porównywał do tego w Karpaczu Górnym © JPbike

    Krajobrazik z trasy © JPbike

    Nie powiem - ten górski etap mi się podobał :) © JPbike

    Przerwa obiadowa. Miejsce ładne, tylko mrówki dawały o sobie znać © JPbike

    Ładnie tam. W oddali gigantyczna hałda © JPbike

    Przez większość tegoż dnia właśnie tak i podobnie wyglądała nasza trasa © JPbike

    Bez komentarza :) © JPbike

    Pozostałość po dawnej granicy Niemiec wschodnich i zachodnich © JPbike

    Góry góry - jak widać po fotce, biała koszulka z czerwonymi groszkami mi się należy :) © JPbike

    W okolicy 160 kilometra Jarka złapał kryzys. Zaproponowałem rozbicie w okolicy, kompan był na tyle twardy i kręcił dalej po pagórach. Pragnął kąpieli, odkryłem nawet potok, ale chaszcze i brudna woda nie zachęcały. W pewnym momencie, już po minięciu rogatek Fuldy zauważyłem mały cmentarz, pomyślałem że jest tam kran i był.
    Na wyprawach trzeba jakoś radzić, więc szybkie mycie i jazda dalej, już po zmierzchu po nocnej Fuldzie.

    Centrum Fuldy. Podziwiamy nocne fontanny © JPbike

    Po wydostaniu się z miasta Jarka ponownie dobijało zmęczenie górskim etapem i czas szukać miejsca na nocleg. Padło na małe zalesione wzgórze, obok ambony. Tym razem miejscówkę znalazł nabierający wprawy na wyprawach sam Drogbas.

    KOLLEDA – Sommerda – Straussfurt – Dachwig – Grafentonna – Bad Langensalza – Behringen – Stockhausen – Eisenach (rogatki miasta) – Fortha – Marksuhl – Vacha – Rasdorf – Hunfeld – Fulda – HARMERZ

    Profil trasy 4 etapu, najwyższy punkt ma prawie 400 m.n.p.m.


    Dzień trzeci, dzień piąty.



  • dystans : 180.40 km
  • teren : 4.00 km
  • czas : 08:34 h
  • v średnia : 21.06 km/h
  • v max : 69.63 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 3

    Poniedziałek, 15 lipca 2013 • dodano: 05.08.2013 | Komentarze 6


    Tegoż poniedziałkowego dnia pobudka była dość wczesna. Zwijanie namiotu i ekwipunku, doczepienie sakw do bagażnika i szybki myk do Torgau, do najbliższego marketu bo w niedzielę w Niemczech takowe sklepy są zamknięte.
    Pogoda w końcu się poprawiła, najfajniejsze jest to że przestało wiać nam w twarze.

    Przy torach kolejowych pora na śniadanie, najwazniejszy posiłek © JPbike

    Po śniadaniu okazało się że znowu zbyt późno wystartowaliśmy i pewnie nici z dwusetki.
    No i niespodziewanie na horyzoncie zaczęły się pojawiać pokaźne pagóry, jak się później okazało – takie miłe dla oka i dla mnie, rasowego górala krajobrazy towarzyszyły nam aż do granicy z Francją.

    Przejazd przez ładne niemieckie miasteczko © JPbike

    W drodze do Lipska. Zaczynają się pagóry © JPbike

    Dworzec kolejowy DB w Lipsku © JPbike

    W tymże mieście w sumie nie spodziewałem się takiej ilości rowerów © JPbike

    Centrum Lipska. Grali tam w siatkówkę plażową © JPbike

    Lipsk, duże spoko miasto, w którym można spotkać sporo charakterystycznych budynków z czasów NRD. Przejechaliśmy przez centrum z krótkim postojem, spory tam ruch, nie brakło drobnego zabłądzenia w wydostaniu się na właściwą drogę, w takich sytuacjach czasem ratowała nas nawigacja w telefonie Jarka.

    W Niemczech takich słonecznych elektrowni jest sporo © JPbike

    Powoli robi się upalnie. Przerwa przy fontannie w ładnym miasteczku Weissenfels © JPbike

    Pora na browarka. Bez takowego napoju nie idzie nam żyć :) © JPbike

    Jedziemy dalej, po płaskowyżu. Humor mi dopisuje :) © JPbike

    Późnopopołudniowa przerwa obiadowa w okazałym miejscu © JPbike

    Zjazd 7%. Tutaj wykręciłem bez rozpędu V-maxa :) © JPbike

    Freyburg Unstrut - ładne niemieckie winnice i zamek © JPbike

    Postój przy sklepie. Nawet pieski mają swój parking :) © JPbike

    Mieliśmy okazję zobaczyć jak budują niemieckie szosy - tutaj twarde podłoże © JPbike

    Lubię uciekać siłowo na podjazdach i po tym fotka cyknięta na górze z użyciem zoomu :) © JPbike

    Kilometry upływały, powoli zapadał zmrok. Jarek bardzo chciał się wykąpać, dokręciliśmy do widocznego na mapie zbiornika wodnego, który okazał się być brudnym i zarośniętym, wiec jadąc dalej dojechaliśmy już po zmierzchu do miejscowości Kolleda, gdzie po 22-tej Drogbas nie wytrzymał i zdecydował się na kąpiel w … rynkowej fontannie, w której pływała sobie rybka :)
    I tak dalej, po przekroczeniu rogatek tegoż miasteczka nastąpiło szukanie miejscówki do spania – padło na skraj pola przy rzeczce. Rozbicie obozu poszło sprawnie i czas spać.

    TORGAU – Mockrehna – Eilenburg – Taucha – Leipizg – Markranstadt – Lutzen – Weissenfels - Laucha an der Unstrut – Freyburg Unstrut – Billroda – Ostramondra – KOLLEDA (kilka km za miastem)

    Dzień drugi, dzień czwarty



  • dystans : 196.24 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 08:56 h
  • v średnia : 21.97 km/h
  • v max : 36.86 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Paryż - Amsterdam, dzień 2

    Niedziela, 14 lipca 2013 • dodano: 03.08.2013 | Komentarze 5


    Jak się jest u Kornelci, Asiczki i Piotrka to wiadomo że czas bardzo miło upływa :)
    Tegoż niedzielnego dzionka tak dobrze się spało, pogaduszki i pyszne śniadanie spowodowały że na dalszą trasę wyruszyliśmy ponad godzinę później.

    Pamiątkowa fotka w 100% musi być ! © JPbike

    Trochę chłodnawo było i znów zmuszeni byliśmy stoczyć walkę z niesprzyjającym w kręceniu na zachód wietrze.
    Spodziewałem się że ciężko będzie w takich warunkach trzasnąć dwusetkę z sakwami. Nie myliłem się.

    Żegnamy nasz kraj i wkraczamy do Niemiec © JPbike

    Pierwszy postój nastąpił w przygranicznym Bad Muskau, w tamtejszym parku z okazałym pałacem, zresztą wcześniej, podczas startowego dnia wyprawy Dookoła Polski miałem okazję zwiedzić tamte okolice.

    W parku w Bad Muskau. Dbają tam o wszystko :) © JPbike

    Przerwa przy białej ławeczce © JPbike

    No i zaczęło się wielkie kręcenie przez całe Niemcy ze wschodu na zachód.
    Zarówno w mijanych miasteczkach, jak i poza nimi wszędzie czysto, dbają tam o szczegóły.
    A tamtejsze asfalty równe jak stół, no takie że idealnie wycentrowane koła to podstawa :)

    Strasznie gładziutko na tych niemieckich szosach :) © JPbike

    Popołudniową porą czas na przerwę obiadową, padło na fajną miejscówkę przy wielkim zbiorniku wodnym – Sedlitzer See.
    Co jedliśmy – to będzie opisywał mianowany przeze mnie szef kuchni – Drogbas :)

    Jak widac - mamy wszystko co potrzeba © JPbike

    Po umyciu garów trzeba było pokonać porządny podjazd © JPbike

    Po przerwie pomykaliśmy dalej. Mijane krajobrazy nie różniły się zbytnio od tych wielkopolskich.

    Nietypowe znaki. Dbają tam o swoich obywateli © JPbike

    Las elektrowni wiatrowych - na trasie było ich tysiące © JPbike

    Zamek Hartenfels w Torgau © JPbike

    Po przekroczeniu Torgau zapadł zmrok i trzeba było się rozglądać za miejscówką na obóz.
    Po krótkich poszukiwaniach padło na niefajne miejsce, przy drzewach obok jakiejś fabryki.
    Komary nie dawały spokoju, po rozbiciu namiotu i wpakowaniu bagażu do środka czas spać.

    ŻARY – Lipniki Łużyckie – Czaple – Łęknica – granica PL/D – Bad Muskau – Spremberg – Sedlitz – Senftenberg – Lauchhammer – Elsterwerda – Bad Liebenwerda – TORGAU (2 km za rogatkami)

    Dzień pierwszy, dzień trzeci.



  • dystans : 52.50 km
  • teren : 42.00 km
  • czas : 03:10 h
  • v średnia : 16.58 km/h
  • v max : 62.45 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Singltrek pod Smrkem

    Czwartek, 13 czerwca 2013 • dodano: 13.06.2013 | Komentarze 10


    Dzień drugi urlopiku w górach. Piękna pogoda.
    Po śniadaniu głowiłem się przy mapie – może Przełęcz Karkonoska i po czeskich ścieżkach, może Okraj, zjazd tabaczaną i coś tam, może w końcu wybiorę się na Singltrek pod Smrkem – padło na to ostatnie, bo jeszcze tam nie byłem.
    Dojazd do Świeradowa furą, a planowałem całość rowerem. W sumie dobrze zrobiłem, bo po przejechaniu blisko 45 km po tamtejszych fajnych i bezustannie krętych singlach trochę się namęczyłem, a w sobotę maraton …
    Cóż napisać o wrażeniach – wszystko świetnie zrobione, idealnie ubita nawierzchnia, w roli głównej jest niezliczona ilość zakrętasów, wszystkie single zarówno podjazdowe, jak i zjazdowe mają łagodny profil wznoszenia i opadania – po prostu w sam raz dla każdego i niezależnie od umiejętności technicznych.
    W pewnym momencie mnie nawet znudziło to ciągłe pomykanie po przyjemnej nawierzchni i zamiast planowanego przejazdu niemal wszystkiego zrezygnowałem z odcinków położonych po północnej stronie czeskiego miasteczka Nove Mesto pod Smrkem. A może to wina emocji od wczorajszych hardcorowych zjazdów :)
    Tak, czy siak – bardziej wolę Rychlebskie scieżki, które są bardziej techniczne.














    Przewyższenie – 1257 m



  • dystans : 55.95 km
  • teren : 53.00 km
  • czas : 04:36 h
  • v średnia : 12.16 km/h
  • v max : 37.47 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Rychlebskie ścieżki

    Niedziela, 5 maja 2013 • dodano: 07.05.2013 | Komentarze 8


    Ostatniego dnia naszej górskiej majówki nastąpiła wisienka na torcie, czyli sławne już Rychlebskie ścieżki. Dla mnie to już czwarty wyskok by zażyć prawdziwej frajdy w kolarstwie górskim. W trakcie dojazdu autem do Cernej Vody troszkę popadało i przestało jak tylko zajechaliśmy na miejsce :) Z Mariuszem zdecydowałem że pokonamy je trzykrotnie, a Marek skusił się dwukrotnie.

    W porównaniu do zeszłego roku sporo się tam pozmieniało, pojawił się nowy parking, stara chałupa przerobiona na bar i sklep z pamiątkami i akcesoriami, jest nawet darmowa myjka ciśnieniowa. Nie wspomnę już o nowym odcinku zjazdowym o świetnej nazwie "superflow" z fantastycznie wyprofilowanymi zakrętami, hopkami.


    Po opadach trochę ciężko się podjeżdżało © JPbike

    Techniczna wspinaczka. Fajne kładki :) © JPbike

    Podczas podjeżdżania sporo endurowców żeśmy wyprzedzali © JPbike

    Na najwyższym punkcie rychlebskich ścieżek. Początek hardcorowego Walesa © JPbike

    Wales po deszczu to podwójne hardcore :) © JPbike

    Coś nowego - start do superflow ! © JPbike

    Frajda wręcz nieziemska :) © JPbike

    W takie zakręty można wchodzić bez naciskania klamek :) © JPbike

    Końcówka najlepszego odcinka. Zaliczyłem tam nawet uślizg z glebką :) © JPbike

    Wypasiony parking dla rasowych MTB :) © JPbike

    Klasyczna przerwa na czeskiego browarka © JPbike

    Kolejny podjazd. Uwielbiam taki widok :) © JPbike

    Na klasycznym odcinku © JPbike

    Coś ekstra. Sunę po głazie wielkości wieloryba :) © JPbike

    Błotka oczywiście nie zabrakło i po zabawie czas umyć rowerki © JPbike

    Na koniec wystarczy dodać że świetnie się tam bawiliśmy przez okrągłe 5 godzin :)


    Przewyższenie - 1482 m