top2011

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski
Info o mnie.

- przejechane: 182612.49 km
- w tym teren: 66011.10 km
- teren procentowo: 36.15 %
- v średnia: 22.63 km/h
- czas: 334d 09h 24m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19471.48 km (w terenie 9036.00 km; 46.41%)
Czas w ruchu:1159:51
Średnia prędkość:16.75 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:256839 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:301
Średnio na aktywność:64.69 km i 3h 51m
Więcej statystyk
  • dystans : 72.06 km
  • teren : 72.00 km
  • czas : 04:35 h
  • v średnia : 15.72 km/h
  • v max : 55.17 km/h
  • hr max : 167 bpm, 95%
  • hr avg : 144 bpm, 82%
  • podjazdy : 2110 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Sobótka

    Sobota, 10 października 2020 • dodano: 12.10.2020 | Komentarze 4


    Pierwotnie Sobótka miała być finałem - wiadomo co się porobiło, Zatem to przedostatni grabkowy maraton. Dojazd bezpośredni i wraz z Kasią.
    Po zajechaniu na miejsce wita nas piękna, słoneczna i jesienna pogoda, która jednak zgodnie z prognozami zaczęła się psuć - chmury narastały, by później i już w trakcie wyścigu przyszło nam ścigać się w przelotnych opadach deszczu i oczywiście w błocie.
    Parę dni wcześniej dowiedziałem się że tutejszą zupełnie nową trasę po stokach Ślęży ułożył nikt inny jak ex pro szosowiec - Bartosz Huzarski, jak widać na poniższej mapce - wyszedł istny labirynt :)
    Czasu na rozgrzewkę brakło. Przed startem ucinam krótką pogawędkę z Pawłem i Gosią, pakuję się do sektora giga i punkt 10-ta ruszamy.
    Na początek porządny terenowy podjazd na Przełęcz pod Wieżycą i zaczęła się jazda góra-dół. Z racji że to pierwsze km trasy to jest troszkę tłoczno, tasujemy się, daje się jednak każdemu z nas jechać swoje. Zaskakuje mnie pierwszy i kręty singiel zjazdowy - stwierdzam że autor trasy to pasjonata prawdziwego MTB. Gdzieś tam na podjeździe mijamy Piotra Majera (rywala do generalki M4) - miał defekt i ukończył wyścig za mną.
    Tworzymy paro-osobową grupę ze znanymi mi kolegami (m.in. Krystian Kotlarz i Michał Badowski). Tutejsze podjazdy dają w kość - nie nachyleniem, ale kamienistym podłożem, przez które ciężko utrzymać odpowiednie tempo. Za pierwszym bufetem jest fajny, podjazdowy i wymagający odcinek singlowy, po tym najdłuższy i równie wymagający (kamienie) podjazd - udaje mi się powyprzedzać kolegów, odjechać im i dalej jadę w pojedynkę.
    Jak na złość, gdzieś tam na zjeździe usianym kamieniami, korzeniami i badylami w wózek przerzutki wpada mi patyk, że muszę stanąć by go usunąć (nieźle się zakleszczył, blokując napęd), po tym i ujechaniu paru km okazuje się że mam problemy z przerzucaniem biegów - łańcuch czasem skacze, czasem jest ok, czasem znów muszę stanąć bo łańcuch zakleszcza się między kasetę a szprychy - w sumie z tego powodu zatrzymywałem się parokrotnie. Sumując stratę czasową na mecie - wyszło tego prawie 5 minut w dół.
    Za drugim bufetem rozpoczyna się drugi i długi podjazd z kilkoma ściankami i kilkoma krótkimi zjazdami - zauważyłem że dogania mnie dwóch gości - w tym Paweł, czyli albo sporo powera zużyłem, albo to oni są lepsi. Do tego od czasu do czasu padający deszcz wzmaga ilość kałuż i błota, co za tym idzie - jest jeszcze ciężej, nie wspominając już o kamienistej nawierzchni.
    I tak technicznym zjazdem docieramy do rozjazdu i skręt na 2 rundę giga - najpierw szybko w dół, po czym czas pokonać ponownie odcinek singlowy i najdłuższy podjazd z masą kamieni, do tego zaczynamy wyprzedzać gości z mega. Paweł w końcu mnie dogonił, po chwili wyraźnie zaczął się oddalać i tyle go widziałem. Na jednym technicznym zjeździe popełniam błąd i niegroźna gleba zaliczona. Po powolnym doganianiu kolejnych gości z mega przekonuję się że jadę ciut wolniej w porównaniu do pierwszej rundy giga. Jest ciężko, z trudem udaje mi się utrzymywać pozycję. Do tego w trakcie kolejnego postoju by wyciągnąć zakleszczony łańcuch dogania mnie wspomniany Krystian i od tego momentu cały czas jadę za nim. Po dokręceniu do fajnie poprowadzonego (góra-dół) odcinka prowadzącego do mety kamienista nawierzchnia ustępuje szutrowej z dodatkiem błotnych fragmentów - pomykając tamtędy wraz z Krystianem nic specjalnego nie działo się, poza wyprzedzaniem kolejnych z mega. Końcówka do mety to krótka ścianka podjazdowa (znowu mi łańcuch...), błotny, kręty i śliski singielek lekko zjazdowy. I tak już bez wariactw dojeżdżam zaraz za Krystianem i gościem z M5 do mety. Spoko maraton, choć mogłoby być lepiej gdyby nie te problemy z napędem.

    40/68 - open giga
    8/24 - M4

    Strata do zwycięzcy (Jakub Zamroźniak) - 1h 17min (!), do M4 (Dariusz Poroś) - 41min

    Fotki by Kasia Rokosz
    Jak widać - już od pierwszych km było co robić. Tu jeszcze jestem czysty
    Jak widać - już od pierwszych km było co robić. Tu jeszcze jestem czysty © JPbike

    Końcówka trasy - tu już mam na sobie urok błotnego MTB
    Końcówka trasy - tu już mam na sobie urok błotnego MTB :) © JPbike





  • dystans : 80.21 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 03:42 h
  • v średnia : 21.68 km/h
  • v max : 62.00 km/h
  • hr max : 168 bpm, 96%
  • hr avg : 147 bpm, 84%
  • podjazdy : 2067 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Świeradów-Zdrój

    Sobota, 3 października 2020 • dodano: 05.10.2020 | Komentarze 2


    Dzień wyścigowy nr 200 :)

    Zaczęła się finałowa zabawa o jak najlepsze miejsce w generalce u Grabka. Trzy ostatnie maratony rozgrywane co tydzień - kolejno Świeradów-Zdrój, Sobótka i na koniec Miękinia - to wszystko w październiku, normalnie w miesiącu co dla kolarza oznacza początek „roztrenowania“, a tu trzeba cisnąć na 100% tego co się umie.

    Dojazd na miejsce poprzedniego dnia, w towarzystwie Kasi. Nazajutrz w Świeradowie-Zdroju wita nas piękna słoneczna pogoda i komfortowa dla kolarzy temperatura - kilkanaście °C, do tego niezły wiatr - w górach inaczej odczuwalny niż w Wielkopolsce, a jednak... myliłem się do do górskiej jazdy z wiatrem - o tym później.

    Rozgrzewka to właściwie droga spod noclegowni na miejsce startu - 1.5km i 100m podjazdu. Spotykam i ucinam pogawędkę z Pawłem (młodzik) i Gosią. Stawka giga liczyła niezłe 80 osób.
    Punkt 10-ta start. Na początek solidny, asfaltowo-szutrowo-asafltowy ponad 7 km podjazd na Łącznik (1066m). Z racji że jest szeroko i bardzo przyczepnie to cały ten podjazd pokonujemy w sporych grupach, w moim przypadku wyszło tak że po dokręceniu na szczyt utworzył się prawie 20 osobowy peleton. Nie powiem że tempo podjeżdżania było mocne że analiza danych z licznika pokazała że to tam generowałem największą moc w trakcie całego wyścigu. Z rywali do generalki w M4 w owym peletonie znalazł się Krystian Kotlarz, a inny rywal Piotr Majer dał rade nam odjechać i ostatecznie na mecie wlał mi 7 minut.
    Zaczynamy bardzo szybką jazdę w wysokich partiach po izerskim półpłaskowyżu, najpierw Drogą Telefoniczną, przez Polanę Izerską i dalej do znanej stacji turystycznej „Orle“. Prędkości naszego peletonu były szalone - tak pod 35-45 km/h, grubo jak dla mnie, okazuje się że nasz pociąg przez dłuższy czas ciągnął znany mi z niedawnej etapówki w Gorcach Marcin Reczyński (też z M4). Do tego niemała ilość pieszych turystów powodowała że trzeba było się skupiać by nie zaliczyć kraksy, smaczku dodatkowo dodawały dwie naturalne rzeczy - wiatr na rozległych polanach i poopadowe kałuże - to tam troszkę się umorusaliśmy błotkiem.
    Po skręceniu na długą prostą jak strzała i zakończoną podjazdem (Samolot) coś zaczęło się dziać - nasz peleton rozpadł się. Ja zostałem w tylnej jego części wraz kilkoma znanymi mi rywalami. I tak przez kolejne półpłaskie szutry z domieszką asfaltu pomykamy wspólnie, po drodze sporo piechurów mijając. Po dokręceniu w rejon nieczynnej Kopalni Kwarcu „Stanisław“ wreszcie jest do pokonania coś technicznego - zjazd zielonym z kamieniami i korzeniami. Oczywiście na maxa zaszalałem, po drodze załatwiając paru rywali (m.in. Krystiana).
    Po sprawnym zjechaniu nasza grupka się rozpadła i czas pokonać najdłuższy (5 km) i najnudniejszy zjazd szerokim szutrem lekko w dół. Moje przełożenie 32/11 jest niewystarczające do takiej superszybkiej jazdy, daję jednak radę mknąć w dół bez utraty pozycji. Na jedynym zakręcie z drewnianym mostkiem i wymagającym przyhamowania źle oceniam przyczepność na deskach - w efekcie przednie koło wpada w poślizg i niezła gleba ze szlifami na biodrze, kolanie i łokciu zaliczona. Szybko się pozbierałem, lekko wykrzywioną kierownicę udaje się naprostować i jazda dalej, nie ma lipy ani narzekania na szczypiące szlify i już.
    Po zjechaniu kolejny podjazd i znów asfalcik, na moje szczęście niedługi. Zauważam że goni mnie dwóch rywali - obaj z M4 (Michał Badowski i znów Krystian). Pokonujemy krótki i ciekawy odcinek góra - dół, gdzie doganiam i wyprzedzam dwóch młodszych gości.
    Na 48 km skręt na 2 rundę giga, która okazuje się rundą classic. I tak znów pokonuję nudny, asfaltowy, ale solidny podjazd na Łącznik. No i przekonuję się że wiejący w twarz wiatr podnosi poziom trudności, na szczęście po pokonaniu serpentyny wiatr już pomagał, później o podmuchach zapomniałem. Ów ponownie pokonywany podjazd początkowo jadę sam, po czym dochodzi mnie dwóch rywali - z M5 (zwycięzca tejże kategorii) i kolejny z M4, z trudem podczepiam się do nich i tak w trójkę docieramy na szczyt, dalej po półpłaskim też wspólnie i szybko pomykamy, po drodze mijając jeszcze większą ilość pieszych turystów. Po skręcie na podjazd będącym odcinkiem wyłącznie dla dystansu classic najpierw ten z M5 (Roman Badura) zaczyna powoli uciekać, po chwili ten z M4 (Daniel Bejmert) też zaczyna się oddalać ode mnie. Nie wiem czy to z powodu zmęczenia, braku mocy, czy też nudnej trasy jadę niby wolniej, a jednak robię swoje.
    Po wjechaniu kolejny nudny, szeroki zjazd, łączymy się z właściwą pętlą - a tam znów wspomniany długi zjazd z feralnym dla mnie mostkiem, który tym razem pokonuję z bezpieczną prędkością. Na nierównościach szlify na łokciu i biodrze dają o sobie znać, zaciskam zęby i walczę dalej. Zaczynamy wyprzedzać liczną stawkę tych z mega. Na ostatnim asfaltowym podjeździe dogania i wyprzedza mnie wspomniany Michał. Po wjechaniu na 3 km końcowy odcinek do mety najpierw podjazd i po tym zjazd - w obu przypadkach po szerokim szutrze i w końcu wpadamy na fajny, choć krótki singielek prowadzący do stacji kolejki gondolowej, gdzie ulokowana jest meta. Na ostatnim zakręcie tuż przed finałową prostą podjazdową widzę że dogonił mnie Paweł - staję na pedały i cisnę tak do końcowej kreski, a tam stwierdzam że czas przejazdu owej 80 km trasy w czasie poniżej 4 godz świadczy że to był dość szybki jak na góry maraton.

    29/70 - open giga
    6/22 - M4

    Strata do zwycięzcy (Jakub Zamroźniak) - 46 min, do M4 (Dawid Duława) - 21 min

    Fotki by Gosia i Kasia Rokosz
    Przedstartowa dawka dobrego humoru z Pawłem
    Przedstartowa dawka dobrego humoru z Pawłem © JPbike

    W akcji na jednej z niewielu ciekawszych sekcji MTB
    W akcji na jednej z niewielu ciekawszych sekcji MTB © JPbike





  • dystans : 31.71 km
  • teren : 26.00 km
  • czas : 02:21 h
  • v średnia : 13.49 km/h
  • v max : 47.69 km/h
  • podjazdy : 965 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Rozjazdowa mini wyrypa na Biskupią Kopę

    Niedziela, 20 września 2020 • dodano: 23.09.2020 | Komentarze 3


    Weekend u przyjaciół w Konradowie połączony ze startem w Polanicy Zdrój.
    Po wieczorno - nocnej posiadówie i wyspaniu się, ruszam krótko po 10-tej na tytułową rundkę na najwyższy szczyt w okolicy - Biskupią Kopę (890m). W planie było kręcenie z Piotrem - nie wyszło, natomiast Darek udał się biegowo też na ten sam szczyt - być może uda się nam spotkać gdzieś na trasie - ostatecznie nie udało się.
    Na szczycie raz już byłem rowerem, tym razem postanowiłem obrać trasę korzystając głównie ze znakowanych szlaków i wjechać na ową górę od innej strony - poniższe fotki wystarczą i dodam że na Biskupią Kopę tegoż pięknego dnia pełno pieszej wiary się wybrało, że na zjeździe trzeba było lawirować raz w lewo, raz w prawo, raz dawać po hamulcach. Ale i tak rozjazd, jak i cały weekend był dla mnie udany.

    Jest pięknie. Na tamtą górę w oddali jadę
    Jest pięknie. Na tamtą górę w oddali jadę © JPbike

    Zacny do MTB fragment niebieskiego na Kazalnicę (432m)
    Zacny do MTB fragment niebieskiego na Kazalnicę (432m) © JPbike

    Urocza miejscówka. Żabie Oczko
    Urocza miejscówka - Żabie Oczko © JPbike

    Okazało się że jadę czerwonym nie w tym kierunku
    Okazało się że jadę czerwonym szlakiem nie w tym kierunku ... © JPbike

    Nieplanowana i fajna wodna przeprawa
    Nieplanowana i fajna wodna przeprawa © JPbike

    Graniczny odcinek niebieskiego na Zamkową Górę (508m)
    Graniczny odcinek niebieskiego na Zamkową Górę (508m) © JPbike

    Tu, na fragmencie żółtego na Przełęcz Mokrą (707m) fajnie się podjeżdżało
    Tu, na fragmencie żółtego na Przełęcz Mokrą (707m) fajnie się podjeżdżało © JPbike

    Wypych na stromym i kamienistym fragmencie czerwonego na Biskupią Kopę
    Wypych na stromym i kamienistym fragmencie czerwonego na Biskupią Kopę © JPbike

    Zjazd z Biskupiej Kopy - chwila na widoczki i wracamy do Konradowa
    Zjazd z Biskupiej Kopy - chwila na widoczki i wracamy do Konradowa © JPbike



    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 84.35 km
  • teren : 80.00 km
  • czas : 04:03 h
  • v średnia : 20.83 km/h
  • v max : 52.20 km/h
  • podjazdy : 1826 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Polanica Zdrój

    Sobota, 19 września 2020 • dodano: 21.09.2020 | Komentarze 3


    Szósty start u Grabka w trochę zwariowanym sezonie. Polanica Zdrój miała odbyć się w maju, z wiadomego powodu przenieśli ją na ostatni weekend lata. W tymże uzdrowisku startowałem raz i to dawno temu, w sezonie 2009 - gdyby nie relacja na BS to ciężko byłoby przypomnieć co tam się działo i jaką tam mieli trasę.
    Decyduję się jechać kolejny giga wyścig na starym i zapasowym napędzie - nowe komponenty doszły, tylko brakło chęci i czasu na remoncik Peaka.
    Co tydzień maraton, co w połączeniu z fizyczną pracą, jaką wykonuję od lat, niewyspanie, wychodzenie na treningi w późnych godzinach, do tego dojazdy spod domu na zawody ze 200-300 km - przyznaję się bez bicia że to wszystko daje mi w kość. Dla takiego aktywnego życia trzeba być twardym a nie miękkim.
    Gdy tylko zobaczyłem profil tegorocznej trasy - od razu wiedziałem że to nie będzie maraton pod moje preferencje, o ile dystans jest godny giga (85km) to przewyższenie już nie (1826m), czyli od startu średnio długi podjazd, po tym długo kręcimy na niezłej wysokości tak pod góra - dół, jak i po półpłaskim, na koniec średnio długi i średnio techniczny zjazd do mety.
    Po dotarciu do Polanicy Zdrój (90 km od noclegowni) i szykowaniu sprzętu stwierdzam że nie zabrałem licznika. Na szczęście od elektroniki nie jestem uzależniony i będzie jazda na czuja, jak za dawnych czasów. Zazwyczaj smartfonika nie biorę ze sobą na czas wyścigu - tym razem zabieram tylko po to aby odpalić stravę i mieć po maratonie parametry trasy, prędkości, czasu i przewyższenia.
    Na miejscu piękna słoneczna pogoda i troszkę chłodka - rękawki poszły w ruch. Czasu na rozgrzewkę brakło - zatem był niespełna 2 km dojazd z parkingu do sektora ulokowanego w ładnym Parku Zdrojowym.
    Stawka giga liczyła 63 osoby. Ilość osób w elicie - kilka sztuk, a to dlatego że w ten weekend w Gdyni są Mistrzostwa Polski w maratonie. Dla mnie to dobra sytuacja - wreszcie startują głównie amatorzy i można liczyć na fajny wynik open. A w M4 ... zobaczymy.
    Ruszyłem z samego końca. Na początek krótki myk po ulicach uzdrowiska i wpadamy na trochę długi, szeroki i szutrowy podjazd - powoli, acz systematycznie przesuwam się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Jedzie mi się średnio, mimo tego na końcowych km owego podjazdu wyprzedzam nawet dużą grupę - są w niej rywale z którymi walczę o generalkę (Krystian Kotlarz i Rafał Szczepuch) i uzyskuję nad nimi wraz z jednym gościem kilkunastosekundową przewagę. W górnych partiach jest półpłaski odcinek z paskudną i wyboistą nawierzchnią - zauważam że Rafał ciągnący grupę zaczyna nas doganiać.
    Skręt na zjazdowy fragment czerwonego szlaku - od razu cisnę w dół po kamieniach na maxa (foto poniżej) i kolejna przewaga nad rywalami uzyskana. No poza Rafałem, który tak jak ja - świetnie zjeżdża. Zaczynamy długą, szybką, nudną i półpłaską (!) jazdę. Rafał mnie wyprzedza, przez jakiś czas trzymam się jego pleców - facet z Quest Team ma niezłą parę w nogach na takich odcinkach. Na domiar złego - na banalnym fragmencie spada mi łańcuch, powoduje to że muszę stanąć i kilka osób mnie tak załatwia. I tak napierając dalej nic specjalnego nie działo się - trasa nie powala mtbowsko, same szerokie i leśne dukty, niedługie podjazdy i zjazdy z nachyleniem rzadko przekraczającymi 10% (poza niektórymi fragmentami), przez większość czasu jadę w grupce z dwoma gośćmi z Mitutoyo AZS Wratislavia, czasem ktoś do nas dołącza i albo ucieka, albo odpada. Zaskoczeniem dla mnie jest niezła jazda Marka Kalagi (też z M4, też robi generalkę) - kolega nie ma sylwetki typowego kolarza MTB, dotychczas przyjeżdżał na metę za mną - tym razem pojechał niezły wyścig, na mecie dołożył mi prawie 6 minut - a nie mówiłem że w kategorii M4 jest ciasno.
    Po skręceniu na 2 rundę giga trochę tłoczno się zrobiło - a to że zaczynamy wyprzedzać do samej mety najpierw tych z classica, a następnie tych z mega, dobrze że jest szeroko i można spoko robić swoje. Kręcąc dalej trasa zaczyna mnie nużyć - las, szerokie dukty, mało solidnych podjazdów i zjazdów, o technice nie wspominając, powoduje że czuję się jakbym jechał kolejne michałkowe giga (w tym sezonie odwołane). Na tejże rundzie miałem dwa niefajne momenty zmuszające mnie do zatrzymania - raz na trawiastym zjeździe spory badyl wkręcił się między tylne widełki a koło - powodując zablokowanie koła (uff, obyło się bez uszkodzeń), no i po raz drugi spadł mi łańcuch (znów na banalnym fragmencie).
    W końcu kończymy 2 rundę giga - a tam na podjeździe dogania mnie wspomniany Krystian, z uśmiechem zamieniamy parę słów i czas pokonać odcinek do mety, nareszcie zjazdowy i nareszcie trochę techniczny (czerwony szlak). Z racji tego że każdego znanego rywala szanuję - pozwalam Krystianowi, który gorzej ode mnie radzi z techniką zjeżdżać przede mną. I tak docieramy do strumyka pokonywanego w bród - Krystianowi nawala napęd i staje (poradził sobie z tym). Dalej to po raz trzeci spada mi łańcuch (!#$%!) i już bez spiny docieram do mety, a tam przybijanie żółwików i dzielenie się wrażeniami z Markiem i Krystianem. Ogólnie to był spoko maraton z taką sobie i dość szybką jak na góry trasą, ale jechać trzeba póki generalka zobowiązuje.

    23/56 - open giga
    9/21 - M4

    Strata do zwycięzcy (Mariusz Kowal) - 34 min, do M4 (Dawid Duława) - 22 min
    To że zająłem "dopiero" 9 miejsce - nie spodziewałem się, przyjechali ci mocni co nie walczą o generalkę, uff :)

    Fotki by Kasia Rokosz, Bartek Zaborowski
    W akcji na jedynym długim podjeżdzie
    W akcji na jedynym długim podjeździe © JPbike

    Dwaj specjaliści od technicznych zjazdów - ten za mną to Rafał z Quest Team
    Dwóch specjalistów od technicznych zjazdów - ten za mną to Rafał z Quest Team © JPbike





  • dystans : 23.16 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 01:50 h
  • v średnia : 12.63 km/h
  • v max : 50.24 km/h
  • podjazdy : 483 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Rozjazd z grzybobraniem

    Niedziela, 13 września 2020 • dodano: 15.09.2020 | Komentarze 3


    Dzień po udanym maratonie czas zrobić rozjazd, z Kasią - też startowała (mega) i zajęła 4 miejsce w K3.
    W planie miałem single z Pasma Rowerowego Olbrzymy i wjazd na Przełęcz Karkonoską - skończyło się jedynie na tym pierwszym, bo okazało się że w tutejszych lasach przy samych singlach sporo grzybów się pojawiło. Oczywiście zabraliśmy się do zbierania niezłych okazów do worka - Kasia ma nosa i lepiej ode mnie zna się na grzybach. I tak zamiast kręcenia trochę czasu zleciało na grzybobraniu w paru miejscach, straciłem w lesie orientację, mimo że Karkonoskie tereny trochę znam - w efekcie trochę błądzenia było w poszukiwaniu dojazdu do Drogi na Dwa Mosty i dalej na wspomnianą przełęcz. Grunt że pokręcone i czas wracać do Poznania.

    Na singlach z Pasma Rowerowego Olbrzymy fajnie się pomyka
    Na singlach z Pasma Rowerowego Olbrzymy fajnie się pomyka © JPbike

    Porzucamy rowery i idziemy szukać grzybów
    Porzucamy rowery i idziemy szukać grzybów © JPbike

    Taaakie okazy nam się trafiały
    Taaakie okazy nam się trafiały :) © JPbike

    Trochę tu wąsko na 76 cm kierownicę. Technika panie, technika :)
    Trochę tu wąsko na 76 cm kierownicę. Technika panie, technika :) © JPbike

    Na trasie wczorajszego maratonu - wykrzykników tyle że hej
    Na trasie wczorajszego maratonu - wykrzykników tyle że hej © JPbike





  • dystans : 68.73 km
  • teren : 61.00 km
  • czas : 04:04 h
  • v średnia : 16.90 km/h
  • v max : 54.38 km/h
  • hr max : 172 bpm, 98%
  • hr avg : 147 bpm, 84%
  • podjazdy : 2114 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Jelenia Góra

    Sobota, 12 września 2020 • dodano: 14.09.2020 | Komentarze 4


    Pierwotnie ów grabkowy maraton miał odbyć się w trakcie majówki, ale... (wiadomo). Poprzednie edycje jeleniogórskiego maratonu poprowadzili trasą przez Rudawy Janowickie, a tym razem organizator bardzo miło mnie zaskoczył - trasą przez karkonoskie stoki, czyli mieszanka świetnych i znanych mi odcinków z wyścigów w Karpaczu i Szklarskiej Porębie.

    Zatem w Karkonosze wpadłem na weekend, nocleg w Sobieszowie i niespełna kilometr od miasteczka zawodów, ulokowanego przy Transgranicznym Centrum Turystyki Aktywnej.

    Na miejscu piękna słoneczna pogoda i znakomita do górskiego ścigania temperatura (średnio 20°C). Krótka rozgrzewka, trochę pogaduszek z Piotrem (Bryza MTB Team) i wskok do sektora giga (69 osób), w którym spotykam również Pawła (mlodzik) i Gosię.

    No i start. Na początek ponad 6 km asfaltówki w stronę Zachełmia, dobrze że podjazdowej - dzięki temu stawka giga się porozciągała i każdy znalazł się w swoim miejscu (nie do końca). Jeszcze przed skrętem w teren czołową grupę miałem w odległości ze 20 sekund przede mną, czyli jest dobrze i zapowiada się dobry wyścig w moim wykonaniu - tak było, ale po kolei :)
    Po wjechaniu w teren sporą grupę utworzyliśmy, jest w niej m.in. zwyciężczyni open kobiet (Marlena Drożdżiok), kilka znanych mi mocnych rywali z M4 (Krystian Kotlarz, Rafał Szczepuch i Piotr Majer). Tasujemy się nawzajem i docieramy do pierwszej z paru sekcji singlowych (Olbrzymy), a tam jeden gość na wypasionym fullu mnie zbyt długo blokuje, w końcu udaje się go wyprzedzić i dalej jadę swoje. Zaczynamy stary i znajomy mi podjazd (Droga na Dwa Mosty) - początkowo stromo, następnie łagodniej. Krystian z paroma gośćmi zaczynają mi się oddalać, a ja doganiam i wyprzedzam Marlenę, mnie z kolei dochodzi Rafał. Zaczyna się techniczny zjazd po nieźle wystających kamieniach - tuż przed skrętem daję znak rywalom że jest stromo i są kamienie - Rafał widocznie nie posłuchał i zalicza glebę - powoduje to że trudniejszy fragment większość z nas schodzi, ja też, a Marlena ku zdziwieniu facetów zjeżdża to (chociaż z podpórkami), Piotr Majer też próbuje zjechać i ktoś go przyblokowuje. W sumie na takim kamienistym fragmencie z sześcioma wykrzyknikami pomieszało się tak że właściwe miejsce w stawce znalazłem właśnie tam :)
    Reszta zjazdu jest też trochę techniczna - luźne kamienie, głazy, strumyczki i trochę trawy. Zjeżdżam to sprawnie, na dole udaje mi się dojść Krystiana i zaczynamy kolejną sekcję singlową, przeważnie podjazdową. Cały czas po tych zakrętasach cisnę i powoli doganiam Krystiana, którego udaje się wyprzedzić - kolega popełnił mały błąd na hopce między drzewami. Od tego momentu rozpoczęła się zacięta rywalizacja między nami :) Możliwości rywala trochę już poznałem - on nieźle jedzie pod górę, za to ja mam przewagę w technice.
    I tak mijają kolejne single z Pasma Rowerowego Olbrzymów poprzeplatane leśnymi karkonoskimi duktami. W pewnym momencie na singlu mijam Rafała (defekt i dnf). Wtedy dostrzegłem szansę na upragnione pudło u Grabka, ciekawiło mnie tylko to ilu jeszcze z M4 jest przede mną.
    Zaczynamy długi podjazd klasykiem - Droga Chomontowa, a tam Gosia mnie dopinguje i cyka fotki. Z racji że ów podjazd doskonale znam, jego nachylenie też, rozłożenie sił też - powoduje to że zaliczam swój Personal Record (wg stravy) na tym odcinku. Przed sobą mam sylwetkę Piotra, a Krystian widocznie mocno walczy, nawet udaje mu się zmniejszyć dystans do mnie. Ja z kolei kontroluję sytuację, a tuż przed szczytem przyspieszam i wyprzedzam dwie osoby - w tym Marlenę, gdy zaczyna się lekko w dół - z całych sił cisnę tak by uzyskać przewagę - udaje mi się to.
    No i zaczęła się dla mnie techniczna uczta - zjazd zielonym do Borowic po kamieniach i głazach wielkości sprzętu AGD i RTV - poleciałem w dół jak wariat. W sumie fajnie że Grabek wreszcie się skusił na ten odcinek znany jedynie z golonkowych tras. I tak do mety Krystiana za moimi plecami już nie zobaczyłem.
    Po zjechaniu cisnę dalej po znanych mi odcinkach, po drodze kolejnego gościa wyprzedzam, jak i znów mijam (w sumie parokrotnie) Gosię pstrykającą foty i kręcącą filmiki. W pewnym momencie zaskakuje mnie nowy odcinek - dziki singielek ze skoszoną trawą i mocno podjazdowy - na zapasowym napędzie z przełożeniem 34/40 z trudem daję radę to podjechać. I tak docieram do rozjazdu. Dojazdówka na 2 rundę giga to kolejny i fajny odcinek Olbrzymów. Zauważam że dogania mnie Marlena - budzi to podziw, dziewczyna ma moc.
    Przed nami ponownie do pokonania 23km runda z 700m przewyższeniem, do tego łączymy się z Classicem w niefajnym do wyprzedzania miejscu - na singlu lekko podjazdowym. Powoduje to że jest tłoczno, ciężko przebijać się do przodu, okrzyki „przepraszam tu giga“, lub „uwaga lewa“ niewiele pomagają - strasznie tam cierpiałem, zresztą to samo przytrafiło się Marlenie jadącej za mną. Gdy wreszcie wyjechaliśmy z tej męki to przez chwilę gadam z Marleną na temat tego tłoku. Classic skręca w lewo, my prosto i znów można jechać swoje. Marlena zaczeła pokazywać mi jak jeżdżą najlepsze bikerki - powoli, acz systematycznie zaczyna mi się oddalać, do tego świetnie radzi w technice. Dalsza jazda to zaczynamy wyprzedzać tych z mega - ci już lepiej ustępują nam miejsca, I tak kolejna porcja singli i duktów, drugi raz Chomontowa - jedzie mi troszkę ciężej, czuć już zmęczenie, ale i tak cały czas wyprzedzam tych z mega, jak i Marlenę mam w zasięgu wzroku - czyli nie jest tak źle.
    Po podjechaniu wiem już że niewiele zdziałam, by kogoś z giga dojść. I tak jeszcze raz technicznie w dół zielonym do Borowic, znane mi dukty, po drodze w dalszym ciągu wyprzedzam kogoś z mega. Raz spada łańcuch i 30 sekund w dół. W okolicach ostatniego bufetu, na ciężkiej ścianie podjazdowej łapią mnie skurcze w nogach, udaje mi się to przezwyciężyć. Wjeżdżamy na odcinek prowadzący do mety - w dużej mierze będącym dla mnie nowością. Kolejno - kręty zjazd, podjazd w Przesiece, kolejny singiel z pasma Olbrzymów, na którym tracę jedno oczko (rywal na szczęście był z M3), kolejny długi i fajny zjazd z dwoma krótkimi, acz ciężkimi podjazdami. Na końcowym i szybkim zjeździe okazuje się że daję radę utrzymać mocne tempo wspomnianego rywala z M3, po drodze wyprzedzamy kolejne parę osób z mega i tak już docieram całkiem zadowolony do mety i zastanawiając się nad wynikiem w M4.

    15/51 - open giga
    4/16 - M4

    Strata do zwycięzcy (Piotr Konwa) - 53 min, do M4 (Dawid Duława) - 16 min
    Do upragnionego pudła M4 straciłem ... niespełna 3 minuty - zdobył je Piotr Majer

    Fotki by Gosia, Kasia Rokosz, Mountain Majk
    W takim humorze zaczynam podjazd Chomontową :)
    W takim humorze zaczynam podjazd Chomontową :) © JPbike

    Ach te podkarkonoskie zjazdy - uwielbiam je :)
    Ach te karkonoskie zjazdy - uwielbiam je :) © JPbike

    Paskudny i ciężki ten trawiasty podjazd. O widoczkach za mną nie wiedziałem :)
    Paskudny i ciężki ten trawiasty podjazd. O widoczkach za mną nie wiedziałem :) © JPbike

    Zjazdowa końcówka trasy. Jak widać - walczyłem by wypaść jak najlepiej :)
    Zjazdowa końcówka trasy. Jak widać - walczyłem by wypaść jak najlepiej :) © JPbike





  • dystans : 68.74 km
  • teren : 65.00 km
  • czas : 04:08 h
  • v średnia : 16.63 km/h
  • v max : 57.71 km/h
  • hr max : 165 bpm, 94%
  • hr avg : 143 bpm, 81%
  • podjazdy : 2235 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Zieleniec

    Sobota, 29 sierpnia 2020 • dodano: 30.08.2020 | Komentarze 3


    Trzeci w sezonie grabkowy start. Tym razem w wysoko położonym Zieleńcu (prawie 900m), będącym częścią Dusznik Zdroju. Dojazd na miejsce dnia poprzedniego, z dwoma kolegami - Staszkiem z teamu i Ryszardem od rybek. Tak wyszło że trafił się nam nocleg w samym miasteczku zawodów - super sprawa :)

    Zgodnie z prognozami - w nocy popadało, nazajutrz na szczęście przestało padać, mamy grube zachmurzenie i wiatr, temperatura spadła do 13°C, zatem podkoszulek i rękawki poszły w ruch.

    Owa miejscówka jest nowością na mapie grabkowych maratonów, ponoć wcześniej od ponad dekady organizowali go lokalni pasjonaci pod nazwą „Maraton MTB im Artura Filipkaka „Fisha“ - tu więcej info o nim.

    Punkt 10-ta start ponad 80 osobowej stawki giga. Na początek ze 2 km lekki zjazd asfaltem w dół i wpadamy w podjazdowy teren prowadzący do górnej stacji wyciągu. Jedzie mi się spoko, szybko znajduję się w swoim miejscu, rozpoznaję rywali z mojej kategorii. Błotka nie brakuje. Zaczynamy zjazd po trawiastej nartostradzie i mijamy przeróżne obiekty narciarskiej infrastruktury - momentami jest stromo i ślisko (błotko) w dół. Tasuję się wtedy z Krystianem z STS Extreme Strzelin (też z M4). Po zjechaniu w dół ciężki podjazd błotno - trawiasty, właśnie tam stawka giga zaczęła się rozciągać i każdy z nas jedzie swoje. Na kolejnym podjeździe Krystian się zatrzymuje (problemik z napędem), a mnie wyprzedza Zuzanna Krzystała (2 miejsce open kobiet). Gdy zaczynamy zjazd po fajnym i wyprofilowanym singletracku to rozwijam skrzydła (czyt. umiejętności techniczne) i doganiam Zuzannę, zjeżdżamy do znanej mi ze startu XC w 2015 - Tauron Duszniki Arena (biathlon, biegówki), gdzie ulokowali premię lotną i jazda dalej, w stronę Dusznik Zdroju. Po drodze mamy kilka stromizn w dół i techniczny zjazd po schodach. Wraz z Zuzanną doganiamy jednego gościa i tak we trójkę przejeżdżamy przez fragment miasta by po chwili wpaść na leśny podjazdowy teren z ostrymi zygzakowatymi zakrętasami. Przez jakiś czas zostawiam z tyłu Zuzannę, która jednak na ciężkim podjeździe do Schroniska pod Muflonem mnie na dobre załatwiła i tyle ją widziałem - ma dziewczyna moc. Po chwili wyprzedza mnie wspomniany gość. Po tym krótki zjazd i pokonujemy ciężki nawierzchniowo leśny podjazd, głównie po trawie - wiało nudą, ale jechać trzeba. Wpadamy na troszkę długi, półpłaski i szeroki szuter trawersujący zbocze gór, by po tym wjechać na fajny singiel zjazdowy - zaszalałem i wyprzedziłem wspomnianego gościa. Po zjechaniu czas na długi, szeroki szuter podjazdowy (średnio 6-8%) w stronę rozjazdu. Cisnę pod górę ile się da, nikogo przede i za mną. Na krótkim wypłaszczeniu łączymy się z classicem i znów podjazd na którym wyprzedza mnie z małą różnicą prędkości dwóch gości pewnie z czołówki tegoż krótkiego dystansu.
    W końcu skręt na 2 rundę giga poprzedzony trawiastą ścianką podjazdową i jazda pokonać ponownie wyprofilowany singletrack, zaczynamy stopniowo wyprzedzać tych z mega, Tauron Duszniki Arena, zjazd do Dusznik Zdrój i zygzakowaty terenowy podjazd - zauważyłem że wspomniany Krystian i jeszcze jeden rywal z M4 doganiają mnie. Faktycznie, zacząłem czuć zmęczenie i kręciłem już ciut wolniej. Krystian mnie wyprzedził przed nudnym trawiastym podjazdem, z trudem udaje mi trzymać za nim kontakt wzrokowy. Na szerokim szutrze nic ciekawego, zjazd singlem spoko (poza wyprzedzaniem pojedynczych z mega), no i został jeszcze do pokonania najdłuższy podjazd - wspomniany szeroki szuter. Jakoś udaje mi się cały czas trzymać kontakt wzrokowy z Krystianem. W górnych partiach wpadamy na kolejny wyprofilowany singletrack - tym razem podjazdowy. Do tego zrobiło się tłoczno, bo wraz z nami ścigali się ci z classica - co chwila dawałem „uwaga lewa“, kulturka przepuszczania gigowców była. Krystian cały czas blisko przede mną, za to za plecami zauważam że goni mnie aż dwóch rywali z M4, pozamiatane? niezupełnie, powalczę do końca ile fabryka moja da mi mocy. Wjeżdżamy na ponad 1000m, singletrack ustępuje granicznemu singielkowi z ciężką nawierzchnią po grzbiecie z dodatkiem błotka i korzeni. Wyprzedza mnie mocny rywal z M4 (Przemysław ze Strefy Sportu) - prawdopodobnie był po defekcie. W końcu zjazd do Zieleńca, po wspomnianej na początku relacji nartostradzie i tak już wpadam na metę.
    W sumie w stawce rywali M4 było tak ciasno że różnica na końcowej kresce między czwartym a ósmym (ja szósty) wyniosła ... 3 minuty, oj będzie ciężko o dobre miejsce w generalce - taki urok rywalizacji na wysokim poziomie :)

    31/69 - open giga
    6/21 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 51 min, do M4 (Andrzej Kaiser) - 29 min


    Foto by Kasia Rokosz, Anka Ares Baran, Szymon Korzuch
    Cały urok prawdziwego MTB :)
    Cały urok prawdziwego MTB :) © JPbike

    W akcji na końcowych kilometrach, walka trwa do końcowej kreski
    W akcji na końcowych kilometrach, walka trwa do końcowej kreski © JPbike

    Niezłe te podkłady trawiastego błotka na nartostradzie :)
    Niezłe te podkłady trawiastego błotka na nartostradzie :) © JPbike





  • dystans : 70.77 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 04:45 h
  • v średnia : 14.90 km/h
  • v max : 58.34 km/h
  • hr max : 167 bpm, 95%
  • hr avg : 141 bpm, 80%
  • podjazdy : 2756 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Kowary

    Niedziela, 16 sierpnia 2020 • dodano: 18.08.2020 | Komentarze 3


    Po udanej Szklarskiej Porębie postanowiłem że powalczę o generalkę u Grabka. Kowary to nowa miejscówka na mapie górskich maratonów.
    Dojazd spoko, bo z pobliskiego Karpacza, gdzie nocowałem. Pogoda na miejscu również fantastyczna. Po etapówce w Gorcach odbyłem w tygodniu jedynie 2h tlenik - zatem ciekaw byłem czy jestem w miarę wypoczęty na dalszą część wyścigowego sezonu, który przez covida został wydłużony prawie do końca października.
    No to krótka rozgrzewka (1.5 km) i wskok do sektora giga, niezbyt licznego bo liczącego 65 osób, ponoć krajowa czołówka tegoż dnia walczyła o Mistrzostwo Polski XC, w Mrągowie.
    No i poszli. Na początek spod deptaku kierujemy w stronę Rudaw Janowickich, by od razu rozpocząć ponad 5 km podjazd po starym asfalcie i później szutrze. Jedzie mi się całkiem dobrze, szybko znajduję się w swoim miejscu, pewnie w top 30 open i równie szybko stawka się porozciągała. Po wjechaniu krótki, acz techniczny zjazd - wyprzedzam 3 gości słabo radzących z techniką, a Ci z kolei mnie na następnym podjeździe załatwili, ciekawie tylko czy dobrze rozłożyli siły na resztę giga. Kręcąc pod górę cosik długo nie mogę załapać swojego górskiego samopoczucia, przez co kolejny rywal mnie wyprzedza, ale i tak utrzymuję niezłe tempo pozwalające kontrolować sytuację. Jadąc dalej, raz zjazdowo, raz podjazdowo trasa okazuje się dla mnie przyjemna, nie to co na wymagających poszczególnych etapach w Gorcach sprzed tygodnia. Przeważają głównie szerokie szutry, trawiaste fragmenty po zapomnianych duktach, co jakiś czas się pojawiają się i widoczki, jedynie kilka porządnie technicznych zjazdów robiło wrażenie pure MTB (stromo w dół, kamienie i korzenie). Gdy tylko dotarliśmy do najstromszego podjazdu zwanym „łopatą“ (22% po asfalciku) i znanym mi z jeleniogórskiego bike maratonu to złapałem swój rytm, zacząłem jechać swoje i bez problemu wyprzedziłem wspomnianych rywali (prócz jednego). W pewnym momencie trasa łączyła się z dystansem Classic - tłoczno się zrobio i wyprzedając jednego za drugim mogłem się poczuć jak prawdziwy PRO :)
    Raz, na podjeździe spadł mi łańcuch z korby - okazuje się że użytkowany od początku zeszłego sezonu „blacik“ 32 jest na sporym zużyciu. No i wpadamy na 2 rundę giga - w dalszym ciągu jedzie mi się dobrze, cały czas w swoim miejscu i zaczynamy stopniowo wyprzedzać tych z mega. Po wjechaniu na odcinek prowadzący do mety to w dalszym ciągu rywalizacja przebiegła bez zmian, jedynie mijałem prowadzącą rower pod górę Marlenę Droździok - zerwała łańcuch, ale i tak na mecie wygrała open kobiet. Po przekroczeniu Przełęczy Kowarskiej został jeszcze do pokonania nieznany mi terenowy podjazd w stronę drogi na Okraj. Ów podjazd dość ciężki był, ale podjechany sprawnie, co chwila łykałem kogoś z mega, jak i tych z classica. Po tym kawałek znanego asfaltu i skręt na znany mi szybki i szutrowy zjazd do mety poprzeplatany kilkoma nowymi fragmentami. Zjezdżając tędy jeden gość (z mega) za nic nie chciał przegrać ze mną i zapewnie myślał że też jestem z mega. No i tak już docieram do mety ulokowanej na szybkim zjeżdzie. Udany giga maraton zaliczony.

    16/51 - open giga
    4/20 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h 8min , do M4 (Dawid Duława) - 29min
    Wynik oczywiście fajny dla mnie, co z tego że czwarte to „najgorsze miejsce dla sportowca“ :)

    Na pierwszym podjeżdzie. Wszyscy cisną pod górę
    Na pierwszym podjeździe. Wszyscy cisną pod górę © JPbike

    W akcji gdzieś wysoko w Rudawach Janowickich
    W akcji gdzieś wysoko w Rudawach Janowickich © JPbike

    Dla mnie ta trasa była przyjemna, widoczki też się trafiały :)
    Dla mnie ta trasa była przyjemna, widoczki też się trafiały :) © JPbike





  • dystans : 30.08 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:54 h
  • v średnia : 15.83 km/h
  • v max : 61.33 km/h
  • podjazdy : 696 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Karkonoska rozgrzewka przed Kowarami

    Sobota, 15 sierpnia 2020 • dodano: 18.08.2020 | Komentarze 3


    - weekend w Karkonoszach, w Karpaczu + maraton w Kowarach
    - sobota do południa to głównie odsypianie i pełny luz
    - po obiedzie zaczęło lać, zatem na rower dopiero o 17:30
    - najpierw po mokrym asfalcie do Karpacza Górnego
    - zaliczony kultowy "zielony do Borowic" po AGD i RTV :)
    - zawitałem na odcinek "Poświst" Pasma Rowerowego Olbrzymy
    - powrót do Karpacza znanymi mi duktami

    Wytrawny technik MTB w swoim żywiole :)
    Wytrawny technik MTB w swoim żywiole :) © JPbike

    Fragment odcinka
    Fragment odcinka "Poświst" © JPbike

    Górskie klimaty po opadach
    Górskie klimaty po opadach © JPbike



    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 49.48 km
  • teren : 35.00 km
  • czas : 03:30 h
  • v średnia : 14.14 km/h
  • v max : 53.58 km/h
  • hr max : 162 bpm, 92%
  • hr avg : 138 bpm, 78%
  • podjazdy : 2050 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Ochotnica MTB 4 Towers - etap 4

    Niedziela, 9 sierpnia 2020 • dodano: 15.08.2020 | Komentarze 4


    No i czas na finałowy etap świetnej i wymagającej etapówki.
    Tegoż dnia trzeba było wcześniej wstać i ogarnąć się - organizatorzy zaplanowali start już o 9-tej.
    W Gorcach pogoda nadal przepiękna i zachęcająca do górskich aktywności.
    Wczoraj fajnie mi poszło, zatem i tym razem samopoczucie mam dobre i liczę by jak najlepiej przejechać 4 etap. Po ultra-krótkiej rozgrzewce wpadam do sektora i to dość blisko czuba. No i start. Najpierw krótki odcinek po ulicy w dół i od razu zaczynamy długi i ciężki podjazd na ostatnią wieżę - na Lubań (1211m), tradycyjnie juz po wymagającym gorczańskim terenie. Szybko nastąpiła selekcja. Podjeżdżając - podziw budzi tempo jakie narzuca Ania Tomica (zwyciężczyni HARD, na mecie była 8 OPEN!). W górnych partiach po zawodnikach z którymi się tasuję stwierdzam że są to ludzie z czołówki obu dystansów, jest dobrze i może i tegoż dnia będzie fajny wynik.

    Podjeżdżamy na Lubań
    Podjeżdżamy na Lubań © JPbike

    Zdobywamy szczyt, przejeżdżając tuż obok konstrukcji wieży, krótki i techniczny zjazd, trawersujemy zbocze i znów podjazd na sąsiedni Średni Groń, po czym następuje długi, szeroki i szutrowy zjazd czerwonym szlakiem do Krościenka nad Dunajcem.

    Trawers zbocza Lubania
    Trawers zbocza Lubania © JPbike

    W górnych partiach mijam kolegę z podpoznańskiego Kicina - Filipa, zahaczył gałęzią o łokieć i dnf. Ów długi zjazd w moim wykonaniu zleciał szybko i sprawnie, w dolnych partiach dwóch zawodników łykam, w tym jeden jest z M4 - później przez długi czas jechaliśmy blisko siebie. Bufet zaliczony i następuje interwałowa jazda po otwartym, wśród łąk i górskich wiosek - widoczki, zwłaszcza na Jezioro Czorsztyńskie i Tatry powalają :)

    W takiej scenerii to tylko jeżdzić i nie umierać :)
    W takiej scenerii to tylko żyć, jeździć, nie umierać :) © JPbike

    Jeden rywal (z M3) mnie wyprzedził. Zaczynamy wyprzedzać zawodników z dystansu FUN. Po dokręceniu do Mizernej skręt na kolejny ciężki podjazd z porządnym nachyleniem, no i kolka wysiłkowa mnie złapała. By to przezwyciężyć - fragment stromizny po łące butuję i pilnuję oddechu, udało się i walczę dalej, pedałując na ciężkim podjeździe. Raz na krótkim zjeżdziku spada mi łańcuch, muszę stanąć. Wjeżdżamy na 1000m wysokość, na pewnym rozwidleniu dróg widzę ratowników, quada i bufetowego rozdającego wodę, skręcam w prawo - później okaże się że chyba wtedy przegapiłem rozjazd na dodatkową rundę HELL :(
    Kręcę dalej, ujechałem tak parę km po grzbiecie i gdy widzę skręt na zjazd z tabliczką „META“ to zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze jadę. Mimo tego zjeżdżam w dół technicznym niebieskim szlakiem, jednego gościa wyprzedzam, gdy tylko skończył się zjazd i wpadamy na ulicę obok kościoła w Ochotnicy Dolnej, to mam 100% pewność że faktycznie przegapiłem rozjazd. Nawrotka i wypych roweru nie ma sensu, decyduję się na dotarcie do mety - oznacza to że tegoż dnia przejechałem „jedynie“ dystans HARD.
    Wiecie co się wydarzyło na końcowej kresce - spiker mnie już chyba znał i wiedział że jestem z królewskiego dystansu że ... wziął mnie za zwycięzcę open HELL :), od razu dostaję medal i koszulkę finishera, fotograf podchodzi i cyka mi fotę z bliska, ot cena „sławy“ :)

    Mijam metę, a tam biorą mnie za pierwszego na HELL :)
    Mijam metę, a tam biorą mnie za pierwszego na HELL :) © JPbike

    Ja to rzetelny facet i oczywiście musiałem zareagować - pierwsza próba wytłumaczenia zaraz po minięciu mety nie udała się, a druga po paru minutach poszła sprawnie, do tego spojrzałem na wyniki - pierwszy open, idę do obsługi pomiaru czasu, wyjaśniam sprawę i kasuje mnie, przydzielając „nie ukończył“. Właściwy zwycięzca open przyjechał ... ponad 20 minut za mną.

    Po analizie wyników na metę HELL dotarłbym w top 20 open i top 6 M4.
    Oczywiście że szkoda tego przegapienia rozjazdu - do tej pory nie wiem jak to się stało.
    Podsumowując ową i świetnie zorganizowaną etapówkę - JA TAM WRÓCĘ :)

    Piękne ujęcie, ale i tak nie czuję się pełnoprawnym finisherem
    Piękne ujęcie, ale i tak nie czuję się pełnoprawnym finisherem © JPbike