top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 180830.42 km
- w tym teren: 65517.10 km
- teren procentowo: 36.23 %
- v średnia: 22.65 km/h
- czas: 330d 19h 49m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19270.34 km (w terenie 8997.00 km; 46.69%)
Czas w ruchu:1148:52
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:252556 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:298
Średnio na aktywność:64.67 km i 3h 52m
Więcej statystyk
  • dystans : 95.00 km
  • czas : 04:05 h
  • v średnia : 23.27 km/h
  • v max : 73.24 km/h
  • podjazdy : 1895 m
  • rower : Canyon Endurace
  • Na Pradziada

    Poniedziałek, 19 lipca 2021 • dodano: 24.07.2021 | Komentarze 2


    - tytułowy wypad na ową 1491 metrową górę - bo lubię zdobywać wysokie szczyty
    - dla przypomnienia - byłem tam latem 2012 i próbowałem go zdobyć zimą 2020
    - trasę znałem, więc dojazd i powrót troszkę zmodyfikowany (więcej podjazdów)
    - od początku do końca fajnie się kręciło wśród górskich widoczków - chce się żyć :)
    - na właściwym podjeździe na szczyt niemały ruch kolarzy i rowerzystów
    - w górnych partiach spory ruch piechurów, na szczęście asfalt jest szeroki
    - po wjechaniu i krótkim odpoczynku zaczęło kropić i popadywać
    - na chwilę przestało padać, po czym na dobre się rozpadało, chwilami nieźle lało
    - oczywiście stopniowo mokłem, dobrze tylko że temperaturka była spoko (16°C)
    - mocne wrażenia zapewnił mi ostatni długi zjazd - ponad 70km/h w mocnym deszczu
    - mimo deszczowego powrotu trip po pięknej górskiej trasie był udany - trzeba powtórzyć :)

    Las, podjazd, serpentyny - coś dla mnie
    Las, podjazd, serpentyny - coś dla mnie © JPbike

    Karlova Studanka. W takim składzie atakowaliśmy Pradziada - zająłem 2 miejsce
    Karlova Studanka. W takim składzie atakowaliśmy Pradziada - zająłem 2 miejsce © JPbike

    Szczyt tuż, tuż
    Szczyt tuż, tuż © JPbike

    Pradziad po raz drugi zdobyty, ale pierwszy raz na szosówce
    Pradziad po raz drugi zdobyty, ale pierwszy raz na szosówce © JPbike

    Foto dokumentacja przy wieży i zjedżam w dół
    Foto dokumentacja przy wieży i zjeżdżam w dół © JPbike

    Deszczowy powrót. Cały zmokłem
    Deszczowy powrót. Cały zmokłem © JPbike





  • dystans : 41.50 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 02:37 h
  • v średnia : 15.86 km/h
  • v max : 70.93 km/h
  • podjazdy : 768 m
  • rower : Black Peak
  • Czeska przejażdżka z Piotrem

    Niedziela, 18 lipca 2021 • dodano: 23.07.2021 | Komentarze 2


    Ta niedziela była dniem odpoczynkowym. Na rower przedwieczorną porą.
    Zgodnie z planem - Piotrek zaplanował tytułową wycieczkę po czeskich asfalcikach.
    Jak było - piękne okolice, fajne asfalty mają (nie wszędzie), ruch niemal znikomy ... :)

    Zaczynamy porządny podjazd
    Zaczynamy porządny podjazd © JPbike

    Wyprzedziły nas 3 elektryki. Piotrek je goni
    Wyprzedziły nas 3 elektryki. Piotrek je goni © JPbike

    Zjazd z widoczkami
    Zjazd z widoczkami © JPbike

    Lubię takie podjazdowe ujęcia
    Lubię takie podjazdowe ujęcia © JPbike

    Drugi podjazd zdobyty. Fajny wieczorny klimat
    Drugi podjazd zdobyty. Fajny przedwieczorny klimat © JPbike

    Trzeba dużo pić. Piotrek to wie
    Trzeba dużo pić. Piotrek to wie © JPbike

    Klimatyczna fotka dnia
    Klimatyczna fotka dnia :) © JPbike





  • dystans : 71.01 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 04:45 h
  • v średnia : 14.95 km/h
  • v max : 56.15 km/h
  • hr max : 161 bpm, 92%
  • hr avg : 142 bpm, 81%
  • podjazdy : 2472 m
  • rower : Black Peak
  • Bike Maraton Bielawa

    Sobota, 17 lipca 2021 • dodano: 26.07.2021 | Komentarze 2


    W Bielawie leżącej u podnóża Gór Sowich jeszcze nie startowałem. Tak się złożyło że ów start połączony był z urlopowaniem u przyjaciół mieszkających u podnóża Gór Opawskich, co za tym idzie - dojazd na miejsce startu miałem ułatwiony czasowo (1.5h jazdy). Po dotarciu na miejsce startu położone nad Jeziorem Bielawskim czau na rozgrzewkę brakło, zatem od razu udałem się do sektora giga, a tam zjawiły się 73 osoby. Prognozy pogody zapowiadały deszcz, w okolicy wisiało sporo deszczowych chmur - przez cały czas ścigania co najwyżej drobno pokropiło, a w drugiej części maratonu nawet pięknie się wypogodziło.

    Punkt 10-ta start. Na początek długi, szeroki i szutrowy 13 km podjazd - od razu można robić swoje, brak rozgrzewki dał mi znać, ale tragedii nie ma i stopniowo łapię swój rytm, by po podjechaniu na Kozie Siodło (887m) i powyprzedzaniu paru osób znaleźć się w swoim miejscu w stawce giga. Po tym dość długi i techniczny zjazd po korzeniach, kamieniach i w błocie do Starej Jodły - troszkę zaszalałem i kilka pozycji zyskane. Znów długi podjazd, często ze stromymi ścianami i ciężką nawierzchnią w rejon Małej Sowy (972m) - cały czas jedzie mi się spoko, zmian w stawce niewiele, było trochę tasowania z Michaliną Ziółkowską - bikerka ciut gorzej podjeżdżała, za to na zjazdach o zgrozo radziła lepiej ode mnie. Docieramy do Schroniska Sowa i znanego mi z etapu Sudety MTB Challenge mocno technicznego zjazdu do Sokolca - tu zaszalałem na maxa po kamieniach że po zjechaniu zauważyłem że zgubiłem bidon. Na dole bufet i kolejny długi, ciężki i znany mi podjazd na Grabinę (946m), dałem radę na sportowo go pokonać i kilku wyprzedzić. I tak docieramy do rozjazdu, po czym ponownie na Kozie Siodło, łączymy się z mega i się zaczęło stopniowe wyprzedzanie tych z krótszego dystansu. Jadąc ponownie te same fragmenty trasy, zmęczenie narastało, tempo moje nieznacznie spadło. Dobrze tylko że nie traciłem swojej ciężko wypracowanej pozycji w stawce giga.
    Po ponownym dotarciu do rozjazdu, zjazd do Przełęczy Jugowskiej (801m) i paskudny nawierzchniowo podjazd na Kalenicę (964m) (gęsto usiane korzenie kamienie) po grzbiecie (czerwony szlak, też znany z etapu Challenge, tyle że w odwrotnym kierunku) - byłem już tak zmęczony że kilka stromizn pokonałem z buta. No i wjeżdżamy na długi, kręty i z dość miękką nawierzchnią singiel zjazdowy - można było tam zabawić się mknięciem w dół.
    Po zjechaniu jeszcze jeden ciężki podjazd, ostatni bufet i czas na długi, szeroki, z łukami zjazd do Bielawy, pomykałem tędy w dół z paroma megowcami - ci widocznie walczyli do upadłego, a na wypłaszczeniu z łatwością uciekłem im. No i w końcu wjeżdżamy na lekko zjazdowe pole przed Bielawą, temperatura zrobiła się upalna, objeżdżamy wspomniany zbiornik wodny i jest meta.
    To był spoko maraton z klasyczną górską trasą. Trochę błota z wczorajszego deszczu miałem na sobie - gdzie się umyłem... poszedłem się wykąpać w owym jeziorze :)

    33/57 - open giga
    6/17 - M4

    Strata do zwycięzcy (Mikołaj Dziewa) - 1:08 godz, do M4 (Paweł Gaca) - 46:13 min, do pudła - 11 min

    Fotki by Bike Maraton, Anka Aries Baran, Kasia Rokosz
    W akcji na pierwszym i długim podjeździe
    W akcji na pierwszym i długim podjeździe © JPbike

    Zabawa MTB na długim singlu zjazdowym
    Zabawa MTB na długim singlu zjazdowym © JPbike

    Polna końcówka trasy
    Polna końcówka trasy © JPbike





  • dystans : 28.59 km
  • teren : 17.00 km
  • czas : 02:12 h
  • v średnia : 13.00 km/h
  • v max : 49.16 km/h
  • podjazdy : 841 m
  • rower : Black Peak
  • Na Biskupią Kopę i Srebrną Kopę

    Piątek, 16 lipca 2021 • dodano: 18.07.2021 | Komentarze 2


    Zagadaliśmy się z Piotrkiem na przedwieczorny wypad na dwa szczyty - Biskupią Kopę (890m) i sąsiednią Srebrną Kopę (758m). Wyjazd lekko opóźniony bo spadł deszcz, nawet dobrze bo gdy przestało to zrobiło się świeżo i przyjemnie. Sama wspinaczka przebiegła bez spiny. Z racji że my dwaj mamy inną formę - częściej kręciłem z przodu, w efekcie na rozjazd dotarłem sam i skręciłem na Biskupią Kopę, a Piotrek jak się później okazało skręcił najpierw na Srebrną Kopę, czyli po prostu nie dogadaliśmy się w temacie kolejności zdobywania szczytów :)
    I tak oba szczyty zdobyliśmy osobno. Trudniejszy jest oczywiście ten wyższy, a to przez stromą i końcową ściankę podjazdową z masą kamieni. Po tym nastał czas na wspólny zjazd do bazy spod Przełęczy Mokrej.

    Grupka rowerzystów mijana w drodze na Biskupią Kopę
    Grupka rowerzystów mijana w drodze na Biskupią Kopę © JPbike

    Wspinamy się. Ten szuterek jest spoczko
    Wspinamy się. Ten szuterek jest spoczko © JPbike

    Biskupia Kopa (890m) kolejny raz zdobyta
    Biskupia Kopa (890m) kolejny raz zdobyta © JPbike

    Podjazd na Srebrną Kopę
    Podjazd na Srebrną Kopę © JPbike

    Szczyt zdobyty. Nie wiem co to za kamienna
    Szczyt zdobyty. Nie wiem co to za kamienna "chatka" © JPbike





  • dystans : 102.66 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 07:00 h
  • v średnia : 14.67 km/h
  • v max : 62.04 km/h
  • hr max : 165 bpm, 94%
  • hr avg : 140 bpm, 80%
  • podjazdy : 3311 m
  • rower : Black Peak
  • Ultra Giga Bike Maraton - Szklarska Poręba

    Sobota, 3 lipca 2021 • dodano: 06.07.2021 | Komentarze 2


    Moje trzecie z rzędu Ultra Giga po stokach Karkonoszy ukończone.
    Tym razem było mi tak ciężko że do mety dotarłem tylko dzięki sile woli :)

    W Karkonosze wybrałem się na weekend, nocleg w zacisznym Jagniątkowie.
    Dzień przed zawodami popadało - będzie trochę błotka. Nazajutrz pogoda zrobiła się wręcz idealna do wielogodzinnej jazdy MTB po górach - dużo słońca, trochę zachmurzenia i kilkanaście stopni Celsjusza.
    Początkowo planowałem dojechać na miejsce startu (Szrenica Ski Arena) rowerem - ta opcja odpadła bo po pierwsze - start Ultra Giga był wyjątkowo wcześnie - o 9 rano, a to ze względu na długą trasę, po drugie - po zawodach (od 17:30) zaplanowano zaległą dekorację generalki z zeszłego sezonu - oczywiście pudło zdobyłem :)

    No to krótka rozgrzewka i wskok do sektora, a tam ucinam pogawędkę z Darią i Łukaszem z Chodzieży. No i ruszyli. Na królewskim dystansie wystartowało 95 osób.
    Na początek niedługi podjazd i zaczynamy dość długą i szybką jazdę po karkonoskich szutrach. Równie dość szybko znajduję się w swoim miejscu w stawce i bez problemu rozpoznaję znanych mi rywali. Ciekawsze i wymagające techniki odcinki zaczęły się od 9 km trasy - przejechane sprawnie, chociaż potknięć i podpórek nie brakowało - raz przez śliskie błotko na technicznym zjeździe, raz przez blokowanie na korzennym podjeździe. W pewnym momencie zauważam że zgubiłem bidon, no pięknie, a przede mną jeszcze spory kawał trasy. Kręcąc dalej trasa fajnie mnie zaskakuje - jest wszystko do prawdziwego Pure MTB.
    Mocne wrażenia zapewniał usiany sporymi kamieniami zjazd wzdłuż Kamiennej, po tym jazda nad przepaścią i następnie gruba i długa ścianka podjazdowa. W tamtym momencie zrównuję się tempem jazdy z Klaudią Cichacką (zwyciężczyni giga). Wychodzi że Klaudia lepiej podjeżdża a ja z kolei lepiej zjeżdżam.
    Wpadamy na sławne już single z Pasma Rowerowego Olbrzymy - są fajne, sporo km-ów mamy do pokonania po tych krętych ścieżkach do MTB, tyle że dają nam mocno w kość, bo pod maraton mamy więcej tędy podjeżdżania niż zjeżdżania - każdy z nas musi robić swoje - to lubię. Klaudia wyraźnie zaczyna mi odjeżdżać, a mnie zaczynają doganiać znani rywale - Zbyszek Turczyński (rocznik 1963), Darek Baran (mój rówieśnik) i Paweł Król (zjazdowy hardcorowiec) - obaj z teamu STS. Cisnę tędy mocno i przez długi czas udaje mi się utrzymać pozycję. Nagle, na stromym podjeździe mam problemy z przerzucaniem biegów, muszę stanąć i podregulować linkę przerzutki - pomogło, choć nie jest idealnie. Darek mnie wyprzedził. Po wyjechaniu z wspomnianych singli czas ponownie pokonać szerokie karkonoskie szutry - w tym najdłuższy podjazd na ponad 800m wysokość - udaje mi się Darka dojść i zamienić kilka zdań, dalej robimy swoje jak na zatwardziałych gigowców przystało. Po wjechaniu na kulminację wysokościową czas na trochę techniczny zjazd w stronę Szklarskiej Poręby, trochę szybkiej jazdy po szutrach, pojawia się tabliczka „5 km do mety“, tyle że dotyczy to dystansu mega, bo nas czekała do pokonania jeszcze jedna i bardzo ciężka ze 50 km runda. Jeszcze przed wjechaniem na 2 rundę stwierdzam że owa końcówka jest wymagająca i typu góra-dół, no i niestety mocno czuję że sporo sił zużyłem i nie wiem co będzie ze mną na drugiej rundzie, dobrze tylko że o DNF nie myślałem :)
    No i przyszło mi pokonywać jeszcze raz te same odcinki Pure MTB. O ile jazda po szutrach przebiegła szybko i sprawnie, to już po pierwszym technicznym zjeździe zauważam że Darek jedzie blisko za mną - facet zrobił spore postępy w technice i zaczynamy epicką jazdę jak równy z równym :)
    Zaczynamy również stopniowo wyprzedzać ostatnich z mega. Po pokonaniu długiej i najstromszej ścianki nagle blokuje mi się napęd - szybka analiza, mam pękniętą szprychę w tylnym kole, która wbiła się w przerzutkę. Prowizorycznie to „naprawiam“ i daje się jechać dalej. W tym momencie Darek mnie wyprzedził i tyle z wspólnej rywalizacji, do tego ze mnie zeszło powietrze do mocnej jazdy po górach i zaczynam czuć spore zmęczenie.
    Kręcąc dalej jedzie mi się ciężko, z wielkim trudem udaje mi się utrzymywać pozycję, na bufetach muszę stawać, by zatankować jedyny bidon. No i dogania mnie Ania Tomica (2 miejsce wśród kobiet) - w sumie do mety wyprzedziło mnie stopniowo ze 5 osób, a ja załatwiłem jednego, też ujechanego jak ja, natomiast na 2 km przed metą i trzecia bikerka (Agnieszka Kachel) mnie pokonała.
    Na technicznym fragmencie z kamieniami (Olbrzymy) poziom zmęczenia i dekoncentracji miałem taki że mocno się potknąłem i przed spadnięciem w krzaczory uratowało mnie solidne drzewko. Po paru km dalej okazuje się że i drugi bidon zgubiłem, a do mety jeszcze jakieś 20 km górskiej jazdy - no ładnie. Zatrzymuję się na minutkę, by złapać oddech i wciąć ostaniego żela.
    I tak dalej kręciłem swoje, głównie dzięki sile woli, nie było tak źle i w końcu, po równych siedmiu godzinach spędzonych na zacnej trasie docieram do mety, z wystarczającą dla mnie satysfakcją :)

    49/68 - open ultra giga
    11/22 - M4

    Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h 57min (!), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h 22min(!)

    Foto by Kasia Rokosz, oficjalne z Bike Maratonu i od Darka Barana
    Na singlach Pasma Rowerowego Olbrzymy
    Na singlach Pasma Rowerowego Olbrzymy © JPbike

    W akcji zjazdowej i klimacik podkarkonoskiego lasu
    W akcji zjazdowej i klimacik podkarkonoskiego lasu © JPbike


    No i na koniec zaległa generalka z sezonu 2020 - zająłem 2 miejsce, co jest dla mnie miłą niespodzianką :)

    Podium generalki M4 giga, sezon 2020 - miłe uczucie tam postać :)
    Podium generalki M4 giga, sezon 2020 - miłe uczucie tam postać :) © JPbike





  • dystans : 79.57 km
  • teren : 75.00 km
  • czas : 04:33 h
  • v średnia : 17.49 km/h
  • v max : 57.67 km/h
  • hr max : 168 bpm, 96%
  • hr avg : 141 bpm, 81%
  • podjazdy : 1801 m
  • rower : Black Peak
  • Bike Maraton Polanica-Zdrój

    Sobota, 29 maja 2021 • dodano: 31.05.2021 | Komentarze 2


    Zeszłoroczna trasa w Polanicy Zdroju niezbyt przypadła mi do gustu i przez jakiś czas wahałem się czy w ogóle zapisywać się na tegoroczną edycję. Gdy tylko zobaczyłem mapkę z opisem, do tego zaprzyjaźniona ekipa zdała raport z objazdu zmienionej trasy to padła jedna decyzja - jadę :)

    Cosik pogoda w końcówce maja nie dopisuje, jest zimno, wieje i pada, zatem opcja z noclegiem odpadła, wybrałem bezpośredni dojazd i powrót zaraz po wyścigu.
    Po spoko zajechaniu i wskoku w teamowe portki zostało mi 20 min do startu giga, czyli nie będzie rozgrzewki i z parkingu jadę (2km) bezpośrednio do sektora królewskiego dystansu.
    Przed ruszeniem zamieniam kilka zdań z Markiem Kalagą - kolega sylwetką i strojem bardziej przypomina typowego rowerowego turystę, a tu pojechał nieźle, zajmując 24 open i 8 M4.
    No i giga ruszyła (92 osoby). Na początek długi podjazd z mieszaną nawierzchnią typu: asfalt-szuter-ścieżki, ten odcinek poprzeplatali dwoma fragmentami typu góra - dół. Wczesna pobudka (5 rano), brak rozgrzewki chyba robią swoje - podjeżdżanie idzie mi gorzej niż średnio, niemało rywali mnie wyprzedza, ale i tak walczę o swoje miejsce w stawce.
    Po pokonaniu 17 km przeważnie podjazdowych i minięciu bufetu niespodziewanie spotykam tam Piotra Niewiadę (wpadł w roli kibica) i następuje półpłaski teren na znacznej wysokości z dodatkiem błota, błota i jeszcze raz błota ... Oj, ależ ciężko się tam kręciło po takiej grząskiej nawierzchni. Jadąc tędy stawka giga była już nieźle porozciągana i każdy z nas robił swoje w tym błocie, które towarzyszyło nam niemal do ostatnich km-ów.
    Techniczny, kamienisty i znany z zeszłego roku zjazd czerwonym zleciał sprawnie i następnie z racji poprowadzenia większości trasy na dużej wysokości (700-800 m.n.p.m) i w warunkach podeszczowych, z temperaturką poniżej 10°C się zaczęła wielka błotna taplanina - raz do góry, raz w dół, czasem trzeba było pchać rowery pod górę, często w tej masie błota rower tańcował jak chciał. Mimo wszystko nie narzekałem, bo lubię jak jest ciężko :)
    Wreszcie, po ujechaniu ponad 35 km rozkręciłem się, ale nie tak jak chciałbym, jeszcze na pierwszej rundzie giga udaje mi się kilku gości wyprzedzić. Na 44 km wjazd na 2 rundę giga - od razu stroma i trawiasta ściana podjazdowa, młynek poszedł w ruch. Po dokręceniu do powtarzalnego odcinka giga łączy się z tymi z mega i classica - znów ten paskudno-błotnisty półpłaski fragment, był jeszcze rozjeżdżony, to tego się zaczęło spore wyprzedzanie tych z krótszych dystansów - Ci byli jeszcze czyści, a ja już paskudnie uwalony :)
    Udaje mi się stopniowo dojść i wyprzedzić kolejnych paru rywali z giga, w tym zacnego kolegę ze strzelińskiego STS - Darka Barana. Walczę dalej, w miarę upływu kolejnych błotnych km-ów coraz bardziej ubywa mi sił. Nagle coś nawala mi w tylnym kole - ubyło ciśnienia, staję i decyduję się na dopompowanie (pomogło) - w sumie zleciały tak ze 3 minuty i niestety paru konkurentów mnie wtedy załatwiło.
    Po ruszeniu czas odrobić straty - tyle że poziom zmęczenia, grząska i wymagająca siły nawierzchnia nie ułatwiały sprawy, ale i tak kilka pozycji udaje mi się odrobić, nie wspominając o ciągłym wyprzedzaniu tych z mega (łatwo ich rozpoznać - w porównaniu z gigowcami byli mniej uwaleni błotem). W końcu ostatni, długi i trochę techniczny zjazd czerwonym prowadzący do samej Polanicy Zdroju. W górnych, dość wąskich i bardzo błotnych partiach pokonujemy go w trójkę - przede mną jadą Zbyszek Turczyński i wspomniany Darek. Wąski i grząski zjazd nie pozwolił mi na atak, w dolnych partiach jest ciut szerzej i technicznej - bez zastanawiania wyprzedzam kolegów, ostatnie kilometry gnam co sił i jest końcowa kreska. W sumie sam nie wiem czy udanie pojechałem ten maraton :)

    43/77 - open giga
    16/31 - M4

    Strata do zwycięzcy (Piotr Konwa) - 57:06 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 22:08 min

    Fotki by Kasia Rokosz, Anka Aries Baran, datasport.pl i moja własna
    Stary wyjadacz maratonowych tras w zjazdowej akcji
    Stary wyjadacz maratonowych tras w zjazdowej akcji © JPbike

    E tam błoto, błoto, cisnąć trzeba
    E tam błoto, błoto, cisnąć trzeba i już :) © JPbike

    Ostatnia prosta i jest meta
    Ostatnia prosta i jest meta © JPbike

    Po błotnych zawodach
    Po błotnych zawodach ... © JPbike





  • dystans : 79.69 km
  • teren : 72.00 km
  • czas : 05:01 h
  • v średnia : 15.89 km/h
  • v max : 62.11 km/h
  • hr max : 175 bpm, 100%
  • hr avg : 145 bpm, 83%
  • podjazdy : 2341 m
  • rower : Black Peak
  • Bike Maraton Złotoryja

    Sobota, 15 maja 2021 • dodano: 17.05.2021 | Komentarze 3


    Ściganie w sezonie 2021 rozpoczęte. To mój 14-ty z rzędu sezon wyścigowy. Ze mnie stary wyjadacz maratonowych tras i sam się dziwię że tak długo i dobrze się bawię na przeróżnych trasach MTB, do tego z przyjemnością :)

    Z wiadomego powodu wyszło tak że inauguracja padła na Złotoryję, a właściwie w pobliskim Wilkowie z trasą poprowadzoną po uroczych Górach Kaczawskich.

    Dojazd na miejsce solo, a tam piękna pogoda ze świetną to ścigania temperaturką (15°C), odbiór numerka sprawny, wskok w teamowe ciuszki kolarskie, krótka rozgrzewka i wjazd to licznego sektora giga (160 osób), do tego zjechała krajowa czołówka MTB-owców.

    W sektorze powitania, pogaduszki z kolegami i można startować. W moim przypadku z tyłów. Na początek podjazd niedługą ulicą, wyprzedzam bez spiny tylu ilu się da i od razu wpadamy w kaczawski teren typu góra-dół. Nagle robi się wąsko i pełno kamieni, oczywiście powoduje to że zakorkowało się strasznie i trochę czasu tam tracimy. Przebijam się do przodu tylko jak jest miejsce by kogoś wyprzedzić. Zauważam również że mnóstwo osób nie radzi dobrze z techniką MTB. Okazuje się że ilość błota po wczorajszych opadach w wielu miejscach jest znaczna, ale daje się sprawnie pomykać.
    Po pokonaniu wymagającego, fajnego i przeważnie singlowego odcinka udaje mi się paru gości powyprzedzać, wpadamy na szeroki szuter, podjazd na kamienisty Diablak i niezły zjazd na asfaltowy, niedługi podjazd z rzepakowymi i podgórskimi widokami. Jadąc tędy w dalszym ciągu udaje mi się zyskiwać kolejne pozycje, chociaż idzie mi to powolutku, czyli jakiejś super formy nie posiadam.
    Dokręcamy do rozjazdu i tak dalej zaczynają się ciekawe odcinki, raz podjazd, raz zjazd, raz fajnie wyprofilowane tzw. kaczawskie single, wąwozy, strumyki, pełno kamieni, no i nierzadko masa błota daje w kość. Na jednym kamienistym zjeździe nie wyrabiam się i glebka ze szlifem na nodze zaliczona. Na asfaltowym fragmencie w Kondratowie pomykam z czterema kolegami z STS Extreme Strzelin, a na szutrowym podjeździe uciekam im. Wtedy przybyło wiary, bo wpadliśmy na odcinek z krótszego dystansu (Classic) i tak kolejne seryjne wyprzedzanko czekało mnie. Końcowe kilometry do wjazdu na 2 rundę giga okazały się bardzo wymagające - cały czas góra-dół, w grząskim i wyjeżdżonym błocie rower tańcował jak chciał, a ścianka podjazdowa na 1.5km przed metą w połączeniu ze sporym zużyciem sił przez błotne przeprawy zmusiła mnie do butowania. No i w końcu na 1km przed metą wjazd na 2 rundę giga - było tak ciężko że sporo wiary z giga, nawet tych z czołówki zdecydowało się na ... DNF (37 osób) :)
    Zresztą i u mnie poziom zmęczenia był znaczny, ale i tak o poddaniu się nie było mowy, przypomnę również że w zeszłym roku na tutejszej trasie zaliczyłem defekt i DNF - zatem czas się odegrać :)
    Drugą rundę giga poprowadzili po rundzie Classic. Jechałem już solo, na wąskich i fajnych odcinkach mogłem robić swoje. Mimo sporego ubytku powera udaje mi się dojść jeszcze kilka rywali, w tym Krystiana z STS - tu uwaga - kolega ostatnie 20km pokonywał bez siodełka i dał radę! W końcu i mnie zmęczenie spowolniło, na kamienistym zjeździe znów zaliczam tym razem twardą glebę, bolało i kolejne szlify na prawej nodze zaliczone, do tego pękła żyłka w bucie. Zaczynamy wyprzedzać tych z mega. Ostatnie i mocno dające w kość kilometry pokonywałem już na rezerwie, kilka pozycji straciłem i w końcu wpadam na metę. Uff, całkiem spoko maraton zaliczony, dostałem w kość tak jak chciałem :)

    69/123 - open giga
    14/36 - M4

    Strata do zwycięzcy (Filip Adel) - 1:15:48 godz, do M4 (Grzegorz Maleszka) - 50:33 min

    Foto by Kasia Rokosz i moje własne.
    W akcji (koncówka trasy). Fajny leśny klimat
    W akcji (końcówka trasy). Fajny leśny klimat © JPbike

    Moje nogi ze szlifami i błotkiem po maratonie
    Moje nogi ze szlifami i błotkiem po maratonie © JPbike

    Ilość błota na rowerze - proszę bardzo :)
    Ilość błota na rowerze - proszę bardzo :) © JPbike





  • dystans : 72.06 km
  • teren : 72.00 km
  • czas : 04:35 h
  • v średnia : 15.72 km/h
  • v max : 55.17 km/h
  • hr max : 167 bpm, 95%
  • hr avg : 144 bpm, 82%
  • podjazdy : 2110 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Sobótka

    Sobota, 10 października 2020 • dodano: 12.10.2020 | Komentarze 4


    Pierwotnie Sobótka miała być finałem - wiadomo co się porobiło, Zatem to przedostatni grabkowy maraton. Dojazd bezpośredni i wraz z Kasią.
    Po zajechaniu na miejsce wita nas piękna, słoneczna i jesienna pogoda, która jednak zgodnie z prognozami zaczęła się psuć - chmury narastały, by później i już w trakcie wyścigu przyszło nam ścigać się w przelotnych opadach deszczu i oczywiście w błocie.
    Parę dni wcześniej dowiedziałem się że tutejszą zupełnie nową trasę po stokach Ślęży ułożył nikt inny jak ex pro szosowiec - Bartosz Huzarski, jak widać na poniższej mapce - wyszedł istny labirynt :)
    Czasu na rozgrzewkę brakło. Przed startem ucinam krótką pogawędkę z Pawłem i Gosią, pakuję się do sektora giga i punkt 10-ta ruszamy.
    Na początek porządny terenowy podjazd na Przełęcz pod Wieżycą i zaczęła się jazda góra-dół. Z racji że to pierwsze km trasy to jest troszkę tłoczno, tasujemy się, daje się jednak każdemu z nas jechać swoje. Zaskakuje mnie pierwszy i kręty singiel zjazdowy - stwierdzam że autor trasy to pasjonata prawdziwego MTB. Gdzieś tam na podjeździe mijamy Piotra Majera (rywala do generalki M4) - miał defekt i ukończył wyścig za mną.
    Tworzymy paro-osobową grupę ze znanymi mi kolegami (m.in. Krystian Kotlarz i Michał Badowski). Tutejsze podjazdy dają w kość - nie nachyleniem, ale kamienistym podłożem, przez które ciężko utrzymać odpowiednie tempo. Za pierwszym bufetem jest fajny, podjazdowy i wymagający odcinek singlowy, po tym najdłuższy i równie wymagający (kamienie) podjazd - udaje mi się powyprzedzać kolegów, odjechać im i dalej jadę w pojedynkę.
    Jak na złość, gdzieś tam na zjeździe usianym kamieniami, korzeniami i badylami w wózek przerzutki wpada mi patyk, że muszę stanąć by go usunąć (nieźle się zakleszczył, blokując napęd), po tym i ujechaniu paru km okazuje się że mam problemy z przerzucaniem biegów - łańcuch czasem skacze, czasem jest ok, czasem znów muszę stanąć bo łańcuch zakleszcza się między kasetę a szprychy - w sumie z tego powodu zatrzymywałem się parokrotnie. Sumując stratę czasową na mecie - wyszło tego prawie 5 minut w dół.
    Za drugim bufetem rozpoczyna się drugi i długi podjazd z kilkoma ściankami i kilkoma krótkimi zjazdami - zauważyłem że dogania mnie dwóch gości - w tym Paweł, czyli albo sporo powera zużyłem, albo to oni są lepsi. Do tego od czasu do czasu padający deszcz wzmaga ilość kałuż i błota, co za tym idzie - jest jeszcze ciężej, nie wspominając już o kamienistej nawierzchni.
    I tak technicznym zjazdem docieramy do rozjazdu i skręt na 2 rundę giga - najpierw szybko w dół, po czym czas pokonać ponownie odcinek singlowy i najdłuższy podjazd z masą kamieni, do tego zaczynamy wyprzedzać gości z mega. Paweł w końcu mnie dogonił, po chwili wyraźnie zaczął się oddalać i tyle go widziałem. Na jednym technicznym zjeździe popełniam błąd i niegroźna gleba zaliczona. Po powolnym doganianiu kolejnych gości z mega przekonuję się że jadę ciut wolniej w porównaniu do pierwszej rundy giga. Jest ciężko, z trudem udaje mi się utrzymywać pozycję. Do tego w trakcie kolejnego postoju by wyciągnąć zakleszczony łańcuch dogania mnie wspomniany Krystian i od tego momentu cały czas jadę za nim. Po dokręceniu do fajnie poprowadzonego (góra-dół) odcinka prowadzącego do mety kamienista nawierzchnia ustępuje szutrowej z dodatkiem błotnych fragmentów - pomykając tamtędy wraz z Krystianem nic specjalnego nie działo się, poza wyprzedzaniem kolejnych z mega. Końcówka do mety to krótka ścianka podjazdowa (znowu mi łańcuch...), błotny, kręty i śliski singielek lekko zjazdowy. I tak już bez wariactw dojeżdżam zaraz za Krystianem i gościem z M5 do mety. Spoko maraton, choć mogłoby być lepiej gdyby nie te problemy z napędem.

    40/68 - open giga
    8/24 - M4

    Strata do zwycięzcy (Jakub Zamroźniak) - 1h 17min (!), do M4 (Dariusz Poroś) - 41min

    Fotki by Kasia Rokosz
    Jak widać - już od pierwszych km było co robić. Tu jeszcze jestem czysty
    Jak widać - już od pierwszych km było co robić. Tu jeszcze jestem czysty © JPbike

    Końcówka trasy - tu już mam na sobie urok błotnego MTB
    Końcówka trasy - tu już mam na sobie urok błotnego MTB :) © JPbike





  • dystans : 80.21 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 03:42 h
  • v średnia : 21.68 km/h
  • v max : 62.00 km/h
  • hr max : 168 bpm, 96%
  • hr avg : 147 bpm, 84%
  • podjazdy : 2067 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Bike Maraton Świeradów-Zdrój

    Sobota, 3 października 2020 • dodano: 05.10.2020 | Komentarze 2


    Dzień wyścigowy nr 200 :)

    Zaczęła się finałowa zabawa o jak najlepsze miejsce w generalce u Grabka. Trzy ostatnie maratony rozgrywane co tydzień - kolejno Świeradów-Zdrój, Sobótka i na koniec Miękinia - to wszystko w październiku, normalnie w miesiącu co dla kolarza oznacza początek „roztrenowania“, a tu trzeba cisnąć na 100% tego co się umie.

    Dojazd na miejsce poprzedniego dnia, w towarzystwie Kasi. Nazajutrz w Świeradowie-Zdroju wita nas piękna słoneczna pogoda i komfortowa dla kolarzy temperatura - kilkanaście °C, do tego niezły wiatr - w górach inaczej odczuwalny niż w Wielkopolsce, a jednak... myliłem się do do górskiej jazdy z wiatrem - o tym później.

    Rozgrzewka to właściwie droga spod noclegowni na miejsce startu - 1.5km i 100m podjazdu. Spotykam i ucinam pogawędkę z Pawłem (młodzik) i Gosią. Stawka giga liczyła niezłe 80 osób.
    Punkt 10-ta start. Na początek solidny, asfaltowo-szutrowo-asafltowy ponad 7 km podjazd na Łącznik (1066m). Z racji że jest szeroko i bardzo przyczepnie to cały ten podjazd pokonujemy w sporych grupach, w moim przypadku wyszło tak że po dokręceniu na szczyt utworzył się prawie 20 osobowy peleton. Nie powiem że tempo podjeżdżania było mocne że analiza danych z licznika pokazała że to tam generowałem największą moc w trakcie całego wyścigu. Z rywali do generalki w M4 w owym peletonie znalazł się Krystian Kotlarz, a inny rywal Piotr Majer dał rade nam odjechać i ostatecznie na mecie wlał mi 7 minut.
    Zaczynamy bardzo szybką jazdę w wysokich partiach po izerskim półpłaskowyżu, najpierw Drogą Telefoniczną, przez Polanę Izerską i dalej do znanej stacji turystycznej „Orle“. Prędkości naszego peletonu były szalone - tak pod 35-45 km/h, grubo jak dla mnie, okazuje się że nasz pociąg przez dłuższy czas ciągnął znany mi z niedawnej etapówki w Gorcach Marcin Reczyński (też z M4). Do tego niemała ilość pieszych turystów powodowała że trzeba było się skupiać by nie zaliczyć kraksy, smaczku dodatkowo dodawały dwie naturalne rzeczy - wiatr na rozległych polanach i poopadowe kałuże - to tam troszkę się umorusaliśmy błotkiem.
    Po skręceniu na długą prostą jak strzała i zakończoną podjazdem (Samolot) coś zaczęło się dziać - nasz peleton rozpadł się. Ja zostałem w tylnej jego części wraz kilkoma znanymi mi rywalami. I tak przez kolejne półpłaskie szutry z domieszką asfaltu pomykamy wspólnie, po drodze sporo piechurów mijając. Po dokręceniu w rejon nieczynnej Kopalni Kwarcu „Stanisław“ wreszcie jest do pokonania coś technicznego - zjazd zielonym z kamieniami i korzeniami. Oczywiście na maxa zaszalałem, po drodze załatwiając paru rywali (m.in. Krystiana).
    Po sprawnym zjechaniu nasza grupka się rozpadła i czas pokonać najdłuższy (5 km) i najnudniejszy zjazd szerokim szutrem lekko w dół. Moje przełożenie 32/11 jest niewystarczające do takiej superszybkiej jazdy, daję jednak radę mknąć w dół bez utraty pozycji. Na jedynym zakręcie z drewnianym mostkiem i wymagającym przyhamowania źle oceniam przyczepność na deskach - w efekcie przednie koło wpada w poślizg i niezła gleba ze szlifami na biodrze, kolanie i łokciu zaliczona. Szybko się pozbierałem, lekko wykrzywioną kierownicę udaje się naprostować i jazda dalej, nie ma lipy ani narzekania na szczypiące szlify i już.
    Po zjechaniu kolejny podjazd i znów asfalcik, na moje szczęście niedługi. Zauważam że goni mnie dwóch rywali - obaj z M4 (Michał Badowski i znów Krystian). Pokonujemy krótki i ciekawy odcinek góra - dół, gdzie doganiam i wyprzedzam dwóch młodszych gości.
    Na 48 km skręt na 2 rundę giga, która okazuje się rundą classic. I tak znów pokonuję nudny, asfaltowy, ale solidny podjazd na Łącznik. No i przekonuję się że wiejący w twarz wiatr podnosi poziom trudności, na szczęście po pokonaniu serpentyny wiatr już pomagał, później o podmuchach zapomniałem. Ów ponownie pokonywany podjazd początkowo jadę sam, po czym dochodzi mnie dwóch rywali - z M5 (zwycięzca tejże kategorii) i kolejny z M4, z trudem podczepiam się do nich i tak w trójkę docieramy na szczyt, dalej po półpłaskim też wspólnie i szybko pomykamy, po drodze mijając jeszcze większą ilość pieszych turystów. Po skręcie na podjazd będącym odcinkiem wyłącznie dla dystansu classic najpierw ten z M5 (Roman Badura) zaczyna powoli uciekać, po chwili ten z M4 (Daniel Bejmert) też zaczyna się oddalać ode mnie. Nie wiem czy to z powodu zmęczenia, braku mocy, czy też nudnej trasy jadę niby wolniej, a jednak robię swoje.
    Po wjechaniu kolejny nudny, szeroki zjazd, łączymy się z właściwą pętlą - a tam znów wspomniany długi zjazd z feralnym dla mnie mostkiem, który tym razem pokonuję z bezpieczną prędkością. Na nierównościach szlify na łokciu i biodrze dają o sobie znać, zaciskam zęby i walczę dalej. Zaczynamy wyprzedzać liczną stawkę tych z mega. Na ostatnim asfaltowym podjeździe dogania i wyprzedza mnie wspomniany Michał. Po wjechaniu na 3 km końcowy odcinek do mety najpierw podjazd i po tym zjazd - w obu przypadkach po szerokim szutrze i w końcu wpadamy na fajny, choć krótki singielek prowadzący do stacji kolejki gondolowej, gdzie ulokowana jest meta. Na ostatnim zakręcie tuż przed finałową prostą podjazdową widzę że dogonił mnie Paweł - staję na pedały i cisnę tak do końcowej kreski, a tam stwierdzam że czas przejazdu owej 80 km trasy w czasie poniżej 4 godz świadczy że to był dość szybki jak na góry maraton.

    29/70 - open giga
    6/22 - M4

    Strata do zwycięzcy (Jakub Zamroźniak) - 46 min, do M4 (Dawid Duława) - 21 min

    Fotki by Gosia i Kasia Rokosz
    Przedstartowa dawka dobrego humoru z Pawłem
    Przedstartowa dawka dobrego humoru z Pawłem © JPbike

    W akcji na jednej z niewielu ciekawszych sekcji MTB
    W akcji na jednej z niewielu ciekawszych sekcji MTB © JPbike





  • dystans : 31.71 km
  • teren : 26.00 km
  • czas : 02:21 h
  • v średnia : 13.49 km/h
  • v max : 47.69 km/h
  • podjazdy : 965 m
  • rower : Accent Peak 29
  • Rozjazdowa mini wyrypa na Biskupią Kopę

    Niedziela, 20 września 2020 • dodano: 23.09.2020 | Komentarze 3


    Weekend u przyjaciół w Konradowie połączony ze startem w Polanicy Zdrój.
    Po wieczorno - nocnej posiadówie i wyspaniu się, ruszam krótko po 10-tej na tytułową rundkę na najwyższy szczyt w okolicy - Biskupią Kopę (890m). W planie było kręcenie z Piotrem - nie wyszło, natomiast Darek udał się biegowo też na ten sam szczyt - być może uda się nam spotkać gdzieś na trasie - ostatecznie nie udało się.
    Na szczycie raz już byłem rowerem, tym razem postanowiłem obrać trasę korzystając głównie ze znakowanych szlaków i wjechać na ową górę od innej strony - poniższe fotki wystarczą i dodam że na Biskupią Kopę tegoż pięknego dnia pełno pieszej wiary się wybrało, że na zjeździe trzeba było lawirować raz w lewo, raz w prawo, raz dawać po hamulcach. Ale i tak rozjazd, jak i cały weekend był dla mnie udany.

    Jest pięknie. Na tamtą górę w oddali jadę
    Jest pięknie. Na tamtą górę w oddali jadę © JPbike

    Zacny do MTB fragment niebieskiego na Kazalnicę (432m)
    Zacny do MTB fragment niebieskiego na Kazalnicę (432m) © JPbike

    Urocza miejscówka. Żabie Oczko
    Urocza miejscówka - Żabie Oczko © JPbike

    Okazało się że jadę czerwonym nie w tym kierunku
    Okazało się że jadę czerwonym szlakiem nie w tym kierunku ... © JPbike

    Nieplanowana i fajna wodna przeprawa
    Nieplanowana i fajna wodna przeprawa © JPbike

    Graniczny odcinek niebieskiego na Zamkową Górę (508m)
    Graniczny odcinek niebieskiego na Zamkową Górę (508m) © JPbike

    Tu, na fragmencie żółtego na Przełęcz Mokrą (707m) fajnie się podjeżdżało
    Tu, na fragmencie żółtego na Przełęcz Mokrą (707m) fajnie się podjeżdżało © JPbike

    Wypych na stromym i kamienistym fragmencie czerwonego na Biskupią Kopę
    Wypych na stromym i kamienistym fragmencie czerwonego na Biskupią Kopę © JPbike

    Zjazd z Biskupiej Kopy - chwila na widoczki i wracamy do Konradowa
    Zjazd z Biskupiej Kopy - chwila na widoczki i wracamy do Konradowa © JPbike



    Kategoria do 50 km, w górach