Info o mnie.
- przejechane: 182612.49 km
- w tym teren: 66011.10 km
- teren procentowo: 36.15 %
- v średnia: 22.63 km/h
- czas: 334d 09h 24m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1172
do 50 km - 1228
do/z pracy - 278
dron - 64
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 55
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 288
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 67
ponad 100 km - 240
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 100
Solid MTB - 30
sprzęt - 49
szoska - 448
Uphill race - 8
w górach - 304
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 395
wyprawy - 66
wysokie szczyty - 35
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20

Black Peak

Canyon Endurace



archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2024
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2025, Czerwiec - 9 - 20
2025, Maj - 10 - 20
2025, Kwiecień - 8 - 21
2025, Marzec - 10 - 24
2025, Luty - 8 - 16
2025, Styczeń - 7 - 13
2024, Grudzień - 15 - 38
2024, Listopad - 7 - 15
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 95
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 96
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14

















Wpisy archiwalne w kategorii
w górach
Dystans całkowity: | 19471.48 km (w terenie 9036.00 km; 46.41%) |
Czas w ruchu: | 1159:51 |
Średnia prędkość: | 16.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 256839 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 3943 kcal |
Liczba aktywności: | 301 |
Średnio na aktywność: | 64.69 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
Sobota, 1 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 4
Ten start u Grabka miałem zaplanowany na 100% - termin i lokalizacja doskonale pasowały mi na spędzenie weekendu w Karkonoszach i Izerach, zwłaszcza że dzień po tym maratonie organizator zaplanował Uphill na Śnieżkę :)
Do Świeradowa Zdrój przyjechałem z kempingu w Miłkowie, wraz z Damianem, który przyjechał tutaj, by zaliczyć swój pierwszy start u Grabka. Przed startem ustaliliśmy że pojedziemy na Mega (planowaliśmy Giga) – głównie dlatego aby nie zmęczyć się bardzo przed jutrzejszą wspinaczką na Śnieżkę :)
Wspaniała, słoneczna pogoda i stosunkowo niski stopień trudności trasy przyciągnęły na start ponad 920 zawodniczek i zawodników. Tutaj po raz pierwszy wystartowałem w kompletnym stroju BikeStats ... no u Grabka startuję pod tym szyldem :)
Po przypięciu numerków udaliśmy się na krótką rozgrzewkę na niezły podjazd w okolice dolnej stacji kolejki gondolowej
Po ustawieniu się w sektorach (ja w 3-cim, Damian w ostatnim) po 11-tej nastąpił start – najpierw kilkaset metrów lekko w dół i od razu nastąpił początek długiego na ok. 10 km ciężkiego, asfaltowego podjazdu prowadzącego na Łącznik (1066 m), zanim tam wjechałem po drodze był krótki szutrowy zjazd. Sam podjazd pokonałem w większości na środkowej tarczy korby, od czasu do czasu rozkoszując się pięknymi widoczkami :) Co do wyprzedzania … w sumie do połowy podjazdu mnie kilkunastu wyprzedziło, a w drugiej połowie to już szło mi lepiej … rozkręciłem się :) Po osiągnięciu szczytu nastapił niezły szutrowy zjazd – szybko i bez szaleństw zjechałem do Polany Izerskiej (965 m) , po chwili znalazłem się na pięknej Hali Izerskiej – tam była jedyna na trasie przeprawa przez potok - przejechałem przez wodę, a inni albo podobnie, albo wybrali mostek z bali … Nastepnie była ciągła i szybka jazda przeważnie po pagórkowatym górskim terenie na znacznej wysokości na przemian szutrem i asfaltem przez las i Polanę Jakuszycką – w zasadzie praktycznie cały czas utrzymywałem swoją pozycję i tempo jazdy, często tworzyły i rozpadały się paroosobowe grupki. Po (ponownym) dotarciu do Polany Izerskiej zaczął się zjazd wprost do mety … najpierw asfaltowy na którym pobiłem swój maratonowy rekord prędkości – 73.88 km/h … po chwili nagle nastąpił fajny, singletrackowy zjazd z zakrętami po korzeniach i kamieniach – jedyny techniczny odcinek na trasie … i w końcu asfaltowy zjazd wprost do mety.
93/496 open MEGA
30/162 M3
Z wyników jestem zadowolony, sektor trzeci utrzymałem.
Mój następny start u Grabka – w Poznaniu (6 września).
No i jeszcze trzeba opisać trasę: była to jedna z najłatwiejszych górskich tras - stosunkowo dużo asfaltu, szerokie i przyjemne szutry, jeden singletrack na zjeżdzie, dużo pięknych widoczków na Góry Izerskie … po prostu maraton dla każdego.
Relacja Damiana z tegoż bikemaratonu – KLIK.
Ja z organizatorem – Maciejem Grabkiem :)

W akcji na izerskim szutrze ...

Kategoria maratony, w górach, Bike Maraton, dzień wyścigowy
Niedziela, 19 lipca 2009 • dodano: 29.07.2009 | Komentarze 7
Gdy siódmego dnia wyprawy ledwo zacząłem się budzić, ledwo co otworzyłem oczy to zauważyłem jakiś siedzący przy oknie punkt z żółto-czerwoną koszulką.
Kto to ? Pewnie jakieś widmo ... :)
Po chwili okazało się że to … KOSMA !!!
Poranek w schronisku, Kosma jak widać - daje czadu :)

Po śniadaniu i spakowaniu się byliśmy gotowi do jazdy i zaczęło padać …
Więc troszkę przeczekaliśmy deszcz i w końcu po 12:30 wyruszyliśmy na trasę, obierając kierunek na Ustroń.
Męska część ekipy: Mavic, Matys, Młynarz - same „M” :)

A to żeńska, Kosma tryska humorem po pokonaniu podjazdu :)

Zajechaliśmy do Ustronia, zatrzymaliśmy się najeść i napić wyjątkowego browarka przy fajnym barze „Diabli Dołek”.
Biesiada trwa …

Znów pada, schowaliśmy się pod dachem, dalej biesiadując

W tymże barze spędziliśmy ponad dwie godziny.
Młynarz nawet zdrzemnął sobie :)
W końcu przestało padać, wyszło nawet słońce i ruszyliśmy dalej. Monika zaprowadziła nas na ścieżkę rowerową biegnącą do Wisły z dodatkiem terenu, gdy tam wjechaliśmy to Paweł, który kręcił na szosówce od razu złapał kapcia. Łatanie trwało stosunkowo długo, więc ja i Matys pokręciliśmy na brzeg Wisły.
Mój obładowany rumak w Ustroniu na nadwiślańskim moście

Matys skacze do Wisły :)

Po raz kolejny zaczęło padać, schowaliśmy się pod mostem

To już druga drzemka Młynarza w ciągu jednego dnia :)

W końcu Paweł uporał się z przebitą dętką, wypogodziło się, zdecydowaliśmy się wrócić na asfalt, była już godzina 17, Kosma musiała już wracać. Klik do relacji.
Czułe pożegnanie z kosmą100 :)

Następny kierunek obraliśmy na rodzinne miasto Adama Małysza.
Postój na moście w Wiśle nad Wisłą

Słodko :)

Ekipa siódmego dnia wyprawy, wiadomo gdzie :)

Przy skoczniach w Wiśle-Centrum

Ciekawie do kogo Asiczka smsuje ?
Pewnie do Małysza z prośbą o pomoc w wyborze odpowiednich nart :D

Na krzyżówce w Wiśle niestety, dla mnie nadszedł czas na odłączenie się od ekipy i czas wracać do domu, urlop mi się skończył :(
Po pożegnaniu z Jahoo, Młynarzem, Matysem, Mavicem i Pawłem już samotnie udałem się w kierunku do Bielska-Białej, a ekipa udała się do Istebnej.
Po drodze bardzo chciałem zobaczyć nowe skocznie w Wiśle (Malinka) i Szczyrku (Skalite) i na koniec wspaniałej wyprawy pokonać jeszcze jeden solidny podjazd, więc jechałem we właściwym kierunku.
Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle-Malince, imponująca !

Na długim podjeździe

Po wjechaniu na przełęcz, niektórzy na mnie, bikera, który z takim ładunkiem wjechał na 940 metrową wysokość dziwnie patrzyli i pewnie z niedowierzaniem :)
Na Przełęczy Salmopolskiej (940 m)

Natomiast długi, nawet dość długi zjazd do Szczyrku pokonałem bez szaleństw.
Zaczęło się po raz kolejny chmurzyć.
JPbike przy średnich skoczniach w Szczyrku-Skalite

Następnie, dokręcając do Bielska-Białej rozpadało się, włożyłem na siebie pelerynkę i myk w deszczu

Zapadł zmrok – udałem się na dworzec PKP i najpierw osobówka mnie i mojego bike'a zawiozła do Katowic.
Spędziłem tam na dworcu parę nocnych godzin, korzystając z kafejki i nocnego kręcenia :)
Nocny Spodek. Ciekawie czy da się nim odlecieć :)

Skład z przestronnym wagonem rowerowym, który zawiózł mnie do Poznania ruszył o 7:34.
Był już poniedziałek i normalnie powinienem być już w pracy ...
Do Stolicy Wielkopolski dotarłem krótko przed 14.
I tak zakończyła się moja pierwsza wyprawa … SUPER WYPRAWA !!! :)
Wielkie, bardzo wielkie dzięki dla wszystkich, z którymi miałem wielką przyjemność podróżować z sakwami – było super, wspaniała przygoda i … czekam na następną wyprawę :)))))))
CIESZYN - Bażanowice - Goleszów - Ustroń - Wisła - Przełęcz Salmopolska (940 m) - Szczyrk - Buczkowice - BIELSKO-BIAŁA ... i dalej PKP przez Katowice do domu
Dzień szósty ... :)
Kategoria do 100 km, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Piątek, 17 lipca 2009 • dodano: 27.07.2009 | Komentarze 8
Piąty dzień naszej wyprawy rozpoczął się od wczesnej pobudki – tradycyjnie to standard, gdy się nocuje pod namiotem :)
Tegoż dnia pogoda była w pełni letnia … zapowiadał się gorący dzień :)
Nasza miejscówka na stoku narciarskim w Lądku Zdrój … ponoć spaliśmy na lekkiej stromiźnie, która powodowała częste zsuwanie w dół na karimatach … :)))

Po zwinięciu obozowiska udaliśmy się do sklepu spożywczego …
… i zajechaliśmy do Parku Zdrojowego, gdzie zjedliśmy śniadanie przy tej fontannie, robiło się coraz cieplej …

… uff gorąco było … więc namoczyliśmy się w fontannie :)

Na trasę wyruszyliśmy po 9:30 i obraliśmy kierunek na Złoty Stok
Zabytkowy most w Lądku Zdrój nad potokiem Biała Lądecka

Zaczął się długi, kręty podjazd, biegnący na Przełęcz Jaworową (705 m), na którym niemal od początku dałem sobie wycisk do góry … a na szczycie przeczekałem sobie na resztę ekipy ponad 10 minut :)
Piotrek napisał o mnie na swoim blogu : „Jacek ma dynamit w nogach …” :)))
A Kosma przysłała mi smsika: „Jacek, zwolnij pod te górki, bo Młynarzowi język wkręca się w szprychy” :)))
Widoczek z podjazdu na Przełęcz Jaworową

Jahoo zjeźdża … bardzo aerodynamicznie :)))

Uliczka w Złotym Stoku …

Kolejka przy Kopalni Złota z JPbike na pokładzie :)

Przy tejże zabytkowej Kopalni spędziliśmy troszkę czasu, odpoczęliśmy, porobiliśmy fotki …
… i zajechał do nas na szosówce Zielak :)

Wyruszając na dalszą trasę - Matys złapał kapcia … pierwszego na wyprawie :)))
Po naprawie ruszamy i Zielak nas naprowadził na boczną drogę biegnącą do Paczkowa

Na skrzyżowaniu pożegnaliśmy się z Zielakiem … i góry zniknęły – na szczęście nie na długo :)

Dojeżdżając do Paczkowa - zauważyłem stojącego na chodniku jakiegoś faceta z aparatem … hmm kto to ? nasz fotoreporter ? :D
Po chwili okazało się że to … Darek !!! – przyjechał pokręcić z nami – każdy z nas się bardzo cieszył :)))
Następnie, kręcąc w piątkę zrobiliśmy rundkę po rynku w Paczkowie, zatrzymując się przy tamtejszym Muzeum Gazownictwa

Dalej jedziemy w kierunku do Otmuchowa, zatrzymując się przy Jeziorze Otmuchowskim, gdzie … Darek naprawia przebitą dętkę :)))

Jezioro Otmuchowskie i zapora

W Otmuchowie zrobiliśmy postój i stamtąd skierowaliśmy się na boczną drogę w kierunku do Nysy … uff gorąco się zrobiło, więc …
… po zajechaniu nad Jezioro Nyskie ja, Młynarz i Matys wskakujemy po ochłodę do wody – ale frajda :)))

Wariaci na wale … :D

Jazda wzdłuż nyskiego wału …

Fajny ten nasz kraj – ekipa wyjeżdża ze wsi Koperniki … a ja mieszkam na os. Kopernika :D

Górskie krajobrazy wróciły … :)))

Jest OK – Matys to potwierdza :)

Na trasie Asiczka ma takich mocno dopingujących Ją kibiców :D

Przerwa w drodze do …

… Głuchołaz :)

W Głuchołazach, mieście, gdzie urodził się Młynarz poznaliśmy tamtejszy rynek, miejsce narodzin, ochrzczenia, zamieszkania Piotrka … :)
Po jakimś czasie znajdujemy się w barze z takim symbolem :)

Po najedzeniu i napiciu się powoli zapadał zmrok, udaliśmy się do babci Piotra, gdzie wypiliśmy kawę i już po ciemku ruszyliśmy dalej … :)
Z Głuchołaz Młynarz nas kieruje na boczną i fajną drogę biegnącą do Prudnika, gdzie dołącza do nas Paweł z Nowej Soli – na szosówce z sakwami :)

Od tamtej chwili niezłe tempo narzuciliśmy, po dotarciu do Głogówka na stacji paliw pożegnaliśmy się z Darkiem, który zdecydował wrócić do swojego domku … klik do Jego relacji :)
A my udaliśmy się do Kazimierza, gdzie mieliśmy nocleg u rodziny Piotrka, dotarliśmy tam po godz. 0:30, najedliśmy się, wypraliśmy cześć ciuchów i wykąpani poszliśmy spać dość póżno :)))
Trasa: Miejscówka w LĄDKU ZDRÓJ – Przełęcz Jaworowa (705 m) – Złoty Stok – Kamienica – Paczków – Stary Paczków – Ścibórz – Otmuchów – Ulanowice – Grądy – Goświnowice – Jędrzychów – Nysa – Biała Nyska – Koperniki – Kijów – Burgrabice – Gierałcice – Głuchołazy – Konradów – Jarnołtówek – Pokrzywna – Prudnik – Laskowice – Wierzch – Mochów – Głogówek – KAZIMIERZ
Dzień czwarty, dzień szósty ... :)
V max – 48.1 km/h
Kategoria ponad 100 km, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Czwartek, 16 lipca 2009 • dodano: 26.07.2009 | Komentarze 14
Czwartego dnia wyprawy, korzystając z wygodnego noclegu w domku pospaliśmy sobie odrobinę dłużej ... :)
Poranek na znacznej wysokości przywitał nas słońcem, mgłą i ... Autosanem :)

Wczorajsza, często deszczowa jazda spowodowała, że nasze wspaniałe maszyny trzeba było przesmarować ...

... i zabrać się za suszenie w słońcu sprzętu, ciuchów i SPD-ów :)

Wylegując się na słońcu z herbatką dałem reszcie ekipy znać: "Pięknie tu i jak na wakacjach" ... właśnie o to mi chodziło :)
Koszulki BikeStats potrafią dotrzeć wszędzie ... i pokazać piękne krajobrazy :)

No i ruszyliśmy na trasę ... po 11-tej ... :)
Góry Stołowe w pełnej krasie ... już wiem że wrócę tam z rowerem i to nie raz :)

Radość Piotrka na zjeździe do Kudowy Zdrój :)))

… i jeszcze większa radość … z zaburzeniem grawitacji :D

Z Kudowy Zdrój wydostajemy się na boczną drogę i obieramy kierunek do Dusznik Zdrój

Zaczął się niezły podjazd do Kulina na którym już tradycyjnie … odskakuję do góry od reszty ekipy :)))
W drodze do Dusznik Zdrój …

Na rynku w Dusznikach Zdrój
Zrobiliśmy tam krótką przerwe na lodziki :)

Czteroosobowa ekipa czwartego dnia wyprawy przed Muzeum Papiernictwa :)

Następnie kierujemy się, również boczną drogą do Zieleńca, początkowo przyjemnym podjazdem, by w końcówce …

… pokonać coś takiego … :)

Panoramka z arcywidokowego Zieleńca (ok. 800 m)… :)

Na zjeździe z Zieleńca wycisnąłem swoje v max wyprawy – 63.6 km/h … :)
Asiczka i mój bike na rowerowym szlaku ER-2 … tamte góry w oddali to już … Czechy :)

Faceci przy maszynie … Matys przesadził i padł … :D

W Czechach też byliśmy … minutkę :)))

Kolejny podjazd przed nami – na Przełęcz Spaloną (788 m) …

Widoczek z Przełęczy Spalonej :)

Natomiast blisko 10 kilometrowy, super kręty i z serpentynami zjazd do Bystrzycy Kłodzkiej dostarczył nam sporo radości :)
Każdy z nas zjeżdżał tak szybko … fotka wszystko wyjaśnia :)))

Zabytkowy kościółek przed Bystrzycą Kłodzką, ponoć mieliśmy okazję zwiedzić od środka :)

Wielodniowe kręcenie przez nasz piękny kraj daje okazję do wielu ciekawych spotkań … :)))

W Bystrzycy Kłodzkiej zatrzymaliśmy się na tamtejszym rynku na posilenie się, mieliśmy również sympatyczne towarzystwo miejscowych i kierowców TIR-ów ze Śląska … :)

Panoramka na Bystrzycę Kłodzką

Po posileniu udaliśmy się na ostatni długi podjazd tegoż dnia – biegnący na Przełęcz Puchaczówka (897 m) u podnóża Czarnej Góry (1205 m), w połowie podjazdu Młynarz zerwał łańcuch … po naprawie szczyt osiągnęliśmy przy zapadającym zmroku …
Zachód słońca znad Przełęczy Puchaczówka :)

Natomiast zjazd z przełęczy pokonywaliśmy już po ciemku i z lampkami … szaleńcy z nas :)
Po zjechaniu do Stronia Śląskiego zatrzymaliśmy się po picie przy sklepie … monopolowym :)
Ze Stronia Śląskiego Matys nas poprowadził do miejscówki na stoku narciarskim w Lądku Zdrój - rozbiliśmy tam namiociki, łyknęliśmy Piasta przy pięknym gwieździstym niebie i … spać :)
Trasa: Miejscówka przed OSTRĄ GÓRĄ (ok. 700 m) – Karłów – Kudowa Zdrój – Jerzykowice Wielkie – Dańczów – Gołaczów – Kulin – Słoszów – Duszniki Zdrój – Zieleniec (ok. 800 m) – Lasówka – Mostowice – Przełęcz Spalona (788 m) – Nowa Bystrzyca – Stara Bystrzyca – Bystrzyca Kłodzka – Pławnica – Idzików – Przełęcz Puchaczówka (897 m) – Sienna – Stronie Śląskie – Stojków – miejscówka w LĄDKU ZDRÓJ
Dzień trzeci, dzień piąty ... :)
V max – 63.6 km/h
Kategoria ponad 100 km, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Środa, 15 lipca 2009 • dodano: 24.07.2009 | Komentarze 10
Trzeciego dnia wyprawy pobudka również była wczesna - o 6-tej rano :)
Nasza druga i fajna miejscówka - wśród skałek

Na miejscu śniadanie, kawa i obraliśmy kierunek do Kamiennej Góry.
Widoczek z Rozdroża Kowarskiego (787 m)

Po fajnym i długim zjeździe do Kamiennej Góry nastąpiło pożegnanie z Kosmą100, która obrała kierunek na Wałbrzych (klik do Jej relacji). A my kręciliśmy dalej w kierunku Krzeszowa, gdzie znajduje się okazałe opactwo cysterskie, tam również zrobiliśmy przerwę.
Bazylika Mniejsza w Krzeszowie

Jahoo dzielnie radzi na podjazdach. Twarda z Niej bikerka !

Widoczek z trasy na góry Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich

Kręcąc w pobliżu Boguszowa-Gorce zaczęło padać i wszyscy sięgnęliśmy do sakw po kurtki przeciwdeszczowe.
Jedziemy dalej w deszczyku ...

..... :)

Kościółek w Rybnicy Leśnej

W drodze do Głuszycy ...

W Głuszycy zatrzymaliśmy się przy barze "Marysieńka" i solidnie się najedliśmy :)
Przy tym barze Kinga i Łukasz zdecydowali się odłączyć od ekipy.
Od tamtej chwili kręciliśmy w czteroosobowym składzie i przestało padać :)
Wyjazd z Głuszycy, chmury deszczowe za nami

Widoczek na Góry Sowie

Po długim zjeździe przez Nową Rudę, Ścinawkę Górną i Średnią udaliśmy się przez wiadukt w Ratnie Dolnym do ...

... Wambierzyc, przy barokowej bazylice

Na tamtejszym placu spotkaliśmy Wojciecha Mochockiego, kolarza-podróżnika, poza wspólna rozmową o wyprawach zbierała się burza, schowaliśmy się pod wiatę przystankową.
No i lunęła ulewa, wody przybywa, a studzienki kanalizacyjne nie dają rady

Po ulewie Młynarz dał efektowny pokaz jazdy przez głęboką na 10 cm kałużę :D

Jak widać ... zgrana ekipa :)

Następnie przez Radków i wizycie w sklepiku spożywczym rozpoczęliśmy pokonywanie długiego podjazdu zwanego Drogą Stu Zakrętów - w całości przez las i wśród Gór Stołowych. Muszę przyznać że fajnie się tędy podjeżdżało :)))
Skały w Parku Narodowym Gór Stołowych

Górski zachód słońca ... piękny :)

Po osiągnięciu kulminacji podjazdu w Karłowie (ok 700 m) powoli zapadał zmrok i udaliśmy się w kierunku na Ostrą Górę i Asiczka znalazła tam SUPER nocleg w domku na znacznej wysokości niedaleko Szczelińca.
Po prostu ... PRAWDZIWE WAKACJE !
Na zakończenie trzeciego dnia wyprawy absolutnie koniecznie trzeba było czymś uczcić - złocistym napojem :)

Spać udajemy się tradycyjnie grubo po północy.
Trasa: Miejscówka za KOWARAMI - Przełęcz Kowarska (727 m) - Ogorzelec - Leszczyniec - Szarocin - Kamienna Góra - Krzeszów - Grzędy - Czarny Bór - Boguszów Gorce - Unisław Śląski - Rybnica Leśna - Grzmiąca - Głuszyca - Głuszyca Górna - Świerki - Ludwikowice Kłodzkie - Nowa Ruda - Włodowice - Ścinawka Górna - Ścinawka Średnia - Ratno Dolne - Wambierzyce - Ratno Dolne - Ratno Górne - Radków - Droga Stu Zakrętów (super) - Karłów - nocleg przed OSTRĄ GÓRĄ (ok 700 m)
Dzień drugi, dzień czwarty ... :)
Kategoria ponad 100 km, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Wtorek, 14 lipca 2009 • dodano: 23.07.2009 | Komentarze 11
Pobudka drugiego dnia wyprawy była wczesna, drobno pokropiło, i najważniejsze, że było dość ciepło. Tegoż dnia zaczęła się prawdziwie górska jazda przez Sudety Zachodnie, na to czekałem :)
Nasza pierwsza miejscówka przed Leśną

Po zwinięciu obozowiska ruszamy w kierunku Leśnej

W Leśnej ...

No, zaczęło się podjazdowo ...

... i kręto :)

Na Zamku Czocha

....... :)

Na dziedzińcu zamku urządziliśmy sobie śniadanie

OGNIA w d... :D

Ekipa drugiego dnia wyprawy, pełny luzik :)

W drodze do Świeradowa Zdrój

Góry, góry, nasze góry !!! (Izery i w oddali Karkonosze)

JPbike na szczycie podjazdu - zawsze warto dla takich widoczków wspinać się do góry :)

W miejscowym Parku Zdrojowym robimy przerwę przy pijalni wód - miejscowa woda smakowała wyjątkowo !

Tereny między Świeradowem Zdrój, a Karpaczem są mi dobrze znane i od wyjazdu z uzdrowiska przejąłem rolę przewodnika prowadzącego ekipę.
Przerwa na Rozdrożu Izerskim (767 m)

Na Zakręcie Śmierci, mnie tam nic nie straszyło :)

No, zdarza się, że samowyzwalacz jest szybszy :)

W Szklarskiej Porębie zrobiliśmy przerwę na obiad i ruszyliśmy krętym zjazdem w kierunku ...
... Wodospadu Szklarki :)

A następnie przez Piechowice, Jelenią Górę (Sobieszów) i Sosnówkę skierowałem ekipę na jeden z solidnych podjazdów do Karpacza Górnego, wszyscy dali radę wjechać na górę :)
Młynarz na podjeździe

Jeden z najtrudniejszych podjazdów wyprawy zdobyty !
Wjechać z sakwami i przyczepką to nie lada wyzwanie ...

Natomiast ostrą stromiznę pod kościółek Wang oprócz mnie pokonali: Młynarz, Matys i Pixon - twardziele !

Ekipa przy Wangu, wraz z sympatyczną rodzinką :)

Młynarz i Matys na początku długiego zjazdu z widokiem na karkonoskie szczyty

Śnieżka oświetlona zachodzącym słońcem

Kolorowy zachód drugiego dnia wyprawy

Po dotarciu (zjeździe) do Kowar i obraniu kierunku do Kamiennej Góry zdecydowaliśmy się rozbić namioty na parkingu na podjeździe przy skałkach.
Fajna miejscówka, nawet był potok, gdzie można było się umyć, choć woda lodowata :)
Spać udajemy się ponownie około północy.
Nocleg przed LEŚNĄ - Leśna - Czocha - Złotniki Lubańskie - Złoty Potok - Giebułtów - Wolimierz - Pobiedna - Świeradów Zdrój - Rozdroże Izerskie (767 m) - Szklarska Poręba - Piechowice - Jelenia Góra (Sobieszów) - Podgórzyn - Marczyce - Sosnówka - Karpacz - Ściegny - Kowary - miejscówka za KOWARAMI
Dzień pierwszy, dzień trzeci :)
Kategoria ponad 100 km, w górach, w towarzystwie, wyprawy
Sobota, 4 lipca 2009 • dodano: 05.07.2009 | Komentarze 10
Kolejny start w golonkowym cyklu … pełna nazwa tej edycji brzmiała: Krynica Adventure Race – to wypadało wystartować, koniecznie na giga po przygodę :)
Motywacja była większa bo na te zawody zjechała ekipa Dampersów na górski debiut, czyli Damian i Czarek, oraz wraz z Nimi Arek – więc okazja do porównania formy … :)
Pobudka o 7-mej, krzątanina śniadaniowo – sprzętowa i po 9-tej i zjechaliśmy z noclegowni na miejsce startu … Damian zaliczył glebę na mokrym asfalcie … W sektorze (trzecim) wszyscy ustawiliśmy się spokojnie i w połowie. Start nastąpił krótko po 10-tej, początkowo kręciliśmy lekko w dół po ulicy, by po chwili skręcić na podjazd (czerwony szlak) … tak jak myślałem – tam zaczęła się powolna selekcja. Zarówno Damiana, Czarka miałem tam w zasięgu wzroku, nie było sensu od razu atakować, zresztą całą trasę już przejechałem (klik1, klik2) :) Na tym pierwszym podjeździe jakoś nie mogłem złapać swojego rytmu … Po chwili wyprzedziłem Czarka, a następnie na pierwszym zjeździe Damiana … i tak już zostało do mety :) Nastapił trudny, błotnisty zjazd, zaszalałem trochę, parę osób wyprzedziłem i gdzieś Arka minąłem. Po chwili okazało się że pętla została skrócona w stosunku do tej co była naszkicowana na mapie (pewnie przez ilość błota – w nocy padało i na dwie godziny przed startem też na krótko spadł deszcz). Po zjeździe nastąpił początek długiego podjazdu na najwyższy punkt trasy: Jaworzynę (1114m). Arek mnie tam wyprzedził. Na tym podjeździe złapałem swój rytm i bez większego zmęczenia wjechałem na szczyt. Potem krótki zjazd do krzyżówki czerwonego z niebieskim i zaczął się długi, leśny zjazd, najpierw spoczko, a następnie … mega błotnisty, koła zapadały na 10 cm głębokości … o dziwo nieźle tam mi poszło i kilku na takiej trudnej nawierzchni wyprzedziłem. Po chwili był krótki, acz stromy podjazd i pojawił się żółty szlak, który biegł przez górne patrie … gdzieś tam na krótkim zjeździe znów Arka wyprzedziłem. W momencie, gdzie zaczynał się zjazd do Krynicy – pętla giga łączyła się z … mini i zacząłem ostre dublowanie Mini-owców. I stało się coś na szczęście niegroźnego - na zjeździe wpadłem w koleinę i lot przez kierownicę (chyba przy 35 km/h), wylądowałem wprost twarzą w błoto, na moim nosie pojawiła się ryska :) Po chwili jeszcze jedną błotną glebkę zaliczyłem. Po zjechaniu do Krynicy nastąpił początek kolejnego podjazdu biegnącego żółtym szlakiem na 864 metrowy szczyt (Huzary), gdzie znajduje się rozjazd giga, mega i mini. Zanim tam dotarłem (błotniście oczywiście), zaczęły się problemy z klejącym się do najmniejszej zębatki korby łańcuchem, nauczony doświadczeniem ze Szczawnicy, zabrałem ze sobą smar – w sumie trzykrotnie na całej trasie powtarzałem tą czynność … Podczas króciutkiego postoju i pierwszego smarowania znów (i po raz ostatni) Arek mnie wyprzedził. Techniczny zjazd do Tylicza pokonałem bez szaleństw. Jadąc przez Tylicz asfaltem uformowała się pięcioosobowa grupka i tak zajechaliśmy do skrętu na drogę z betonowych płyt. Natomiast szutrową drogę, po której była masa przejazdów przez strumyki (w tym jeden o głębokości ponad suport) pokonywaliśmy w pojedynkę – wszyscy swoim tempem. Przed kulminacją kolejnego podjazdu (pobliże Ostrego Wierchu, 938m) nastąpiła niesamowita, kamienista stromizna i wszyscy wprowadzali tam swoje rumaki. Ja niosłem swojego na plecach :) Kolejny techniczny zjazd - bez szarżowania pokonałem i dotarłem do wschodniego krańca całej trasy. Wtedy zacząłem powoli czuć, że ubywa mi sił. Dobrze, że na giga były cztery bufety – na każdym się zatrzymywałem i wcinałem coś, co się dało. Kolejny długi podjazd biegnący czerwonym szlakiem pokonywałem już wolnym tempem, byle by mi starczyło mocy na osiągnięcie mety na przyzwoitym wyniku. Po wjechaniu pojawił się długi zjazd, szeroki i szutrowy – zjechałem prawie bez kręcenia korbą. I znalazłem się w Izbach wraz z innym Dampersem (Łukaszem), który mi przez jakiś czas towarzyszył. Znów podjazd – tym razem kamienisty i tradycyjnie już błotnisty, w górnej części tegoż podjazdu przez błoto, które powodowało ciągły uślizg tylnego koła – wprowadzałem bika. Po zjeździe bez szaleństw do Mochnaczki Niżnej kolejny podjazd, asfaltowy i dość stromy. Potem skręt na żółty szlak – ten sam, biegnący do miejsca rozjazdu. Po wjechaniu na szczyt - zjazd w kierunku Góry Parkowej. Ja, przywyknięty do tych golonkowych końcówek spodziewałem się kolejnych niespodzianek – i też tak się stało :)
Organizator urządził tam niezłą pętelkę typu XC, a ja w nogach miałem tyle długich wspinaczek i jechałem już na resztkach sił. Właśnie na stokach Góry Parkowej sporo ze mną się działo - pierwszy tamtejszy bardzo stromy zjeżdzik zjechałem bez problemów, następnie był podjazd po torze saneczkowym – znów przez błotko i zmęczenie fragment wprowadzałem, i wreszcie zjazd do mety, na niesamowicie stromym, trawiastym i śliskim downhillu wyskoczyła mi z mocowania do ramy linka tylnego hamulca … i od razu efektowne OTB :) Po chwili jeszcze trzy wywrotki zaliczyłem – bilans: kolejne rysy na nogach i łokciach. W końcu osiągnąłem metę :)
Po mecie chwilę odpocząłem, udałem się na spotkanie z Karoliną i Darkiem – Oni widząc mnie i mój rower totalnie uwalonych byli pod giga wrażeniem :)
Po tradycyjnym, serwowanym przez organizatora makaronie to już jazda do noclegowni i mycie rowerów z masy błota.
83/142 - open GIGA
28/54 - M3
Wynik dla mnie całkiem przyzwoity i prawie identyczny jak w Szczawnicy :)
Podsumowując – dla mnie był to jak do tej pory najcięższy giga maraton, tyle długich podjazdów, masa błota, dużo technicznych zjazdów …
Jednym zdaniem: na całej trasie wszystko było, by w pełni poczuć się prawdziwym MTB-owcem :)
Sektor trzeci, luzik w oczekiwaniu na start

Na jednym z pierwszych zjazdów - jak widać korzennym :)

To już w górnych patriach w drodze na Jaworzynkę ...

Impresja zjazdowa :)

Damian, Arek, Ja i Czarek twardziele po zawodach :)

Kategoria maratony, w górach, MTB Marathon, dzień wyścigowy
Piątek, 3 lipca 2009 • dodano: 03.07.2009 | Komentarze 4
Po wczorajszym zapoznaniu pętli mega dziś udałem się na fragment odcinka przeznaczonego dla Gigowców (odrębna pętla), zresztą oczywiście startuję na tym dystansie dla twardzieli :)
Zanim dotarłem to miejsca rozjazdu (Huzary, 865m) musiałem najpierw pokonać stromy i błotnisto - śliski podjazd … I jazda, odrobinę padało, najpierw trochę techniczny zjazd, najpierw przez las, a następnie przez polanę do Tylicza, gdzie przejeżdża się nietypowo jak na maraton – przez ryneczek :) Później 3 km jazdy asfaltem i skręt w prawo na drogę z betonowych płyt. Po kilku km kolejny skręt – tym razem na szutrową drogę biegnącą do granicy ze Słowacją. Ta droga poprowadzona jest tak, że co chwilę następuje przejazd przez strumień, w tym jeden o głębokości po same osie (moczenie nóg zapewnione) :) Po błotnisto – strumykowo - trawiastej wspinaczce do granicy następuje podjazd czerwonym szlakiem ... no na wysokość ponad 900m – ostatnie 200-300m to wprowadzanie roweru … niesamowita kamienista stromizna … Po osiągnięciu szczytu następuje kamienisty zjazd – techniczny oczywiście, bez puszczania klamek hamulcowych nie dało się zjechać … :) I tym sposobem znalazłem się na wschodnim krańcu całej trasy maratonu. Wtedy pogoda na dobre poprawiła się. Później następuje krótki podjazd i zjazd niebieskim (po polanie i drodze szutrowej) do krzyżówki z czerwonym szlakiem. Dalej to jazda stopniowo do góry po tym czerwonym – najpierw po częściowo zarośniętej trawą ścieżce, by po jakimś czasie skręcić na niedawno powstałą szutrową szosę. Po osiągnięciu kulminacji następuje długi, szeroki zjazd do Izb i tam skręt w lewo, kawałek asfaltu i w prawo, by po pokonaniu podjazdu asfaltem i kamienistym szutrem ponownie spotkać się z czerwonym szlakiem (po opadach dużo błota tam było) Po dość technicznym zjeździe (koleiny i spływająca woda) do Mochnaczki Niżnej zboczyłem z trasy by umyć rower w potoku i wpadłem do sklepu na Tigera i lodzika :) Po odpoczynku - asfaltowy podjazd prowadzący do krzyżówki z żółtym szlakiem, którym jedzie się do mety … Ja jednak zjechałem asfaltem wprost do Krynicy i wróciłem do noclegowni.
Ogólnie ten fragment pętli giga jest dość ciekawy, kondycyjno – techniczny i w sumie na nim jest prawie wszystko, co powinno być na prawdziwie MTB-owskiej trasie :)
No, gdy ja go pokonywałem to sporo jazdy miałem przez błotne odcinki … :)
A o ok. 21:30 do Krynicy przyjechali: Damian, Czarek, oraz Arek :)
Fragment zjazdu do Tylicza ... :)

No ... :)))

W drodze po betonowych płytach do Izb

Przeprawa przez strumyk ... :)))

....... :)))

Początek technicznego zjazdu z okolic Ostrego Wierchu (938m)

Na wschodnim krańcu pętli giga

Kolejny podjazd ...

Panoramka ze zjazdu do Mochnaczki Niżnej :)

Już w Krynicy - linia startu i mety :)

V max – 62.67 km/h
Czwartek, 2 lipca 2009 • dodano: 02.07.2009 | Komentarze 5
Wyruszyłem na trasę po 10-tej, wcześniej rozmawiałem z właścicielem noclegowni, który zjeździł rowerem wszystkie okoliczne ścieżki i doradził mi na mapie z przebiegiem trasy, gdzie znajdują się trudne fragmenty … :)
No więc … początek (nie licząc przejazdu ulicą) to niezły podjazd czerwonym szlakiem – tam nastąpi selekcja :) Po jakims czasie spotkałem tam dwie trenujące bikerki … wprowadzały swoje rowerki – więc stromo było. Przy żółtym szlaku, już w wyższych patriach zauważyłem że trasa już była oznakowana, choć nie całkowicie … Zaczęło się robić błotniście, na szczęście częściowo, po chwili kręciłem już leśnym duktem typu: lekko do góry, na krańcu nawrót 180 stopni i pierwszy dłuższy zjazd najpierw szutrowy i następnie kawałek asfaltowy (było tam mokro, więc miejscowo popadało). Po zjeździe nastąpił skręt w prawo i początek długiego, momentami stromego, drobno-kamienistego podjazdu na Jaworzynę (1114 m). Na szczycie zrobiłem przerwę na naleśniki z serem i bananami – mniam :) Od Jaworzyny zaczyna się zjazd, niestraszny, ale … niestety gdzieś tam zgubiłem trasę (brak oznakowania) i w efekcie dojechałem kamienisto-korzennym podjazdem do krzyżówki czerwonego z niebieskim, więc kilkukilometrowy zachodni kraniec trasy pozostanie do dnia maratonu dla mnie tajemnicą :) Natomiast zjazd (niezbyt stromy) tym niebieskim to już odrobinę techniczna sprawa … no kamienie, korzenie i masa błota, czasem głębokiego – kilka razy mnie zatrzymało z rozpędu :) Po jakimś czasie trasa ponownie łączy się żółtym szlakiem – biegnącym po wyższych patriach i interwałowym. I znów znalazło się oznakowanie organizatora :) Więc po strzałkach przez polanę zjechałem do Krynicy, wpadłem do Żabki na lodzika, pepsi, banana i ruszyłem na podbój wschodniego odcinka pętli mega. Od razu podjazdem, aż do żółtego szlaku, który biegnie przez las, po drodze jest kilka dających w kość podjazdów, większość szlaku przejezdna, czasem błoto. Strzałki doprowadziły mnie do miejsca rozjazdu Mini, Mega i Giga. Od tamtej chwili zaczęło się … najpierw stromy zjazd, i jazda w okolice Góry Parkowej … Organizator urządzi tam zapewnie "niespodzianki" zapewnie będą bardzo strome zjeżdziki i podjazd po torze saneczkowym ... :)
Na koniec zjechałem po parkowej ścieżce do Krynicy, umyłem rower od błota w Kryniczance (potoku) i do noclegowni wróciłem.
Fragment pierwszego podjazdu

Niezły podjazd na Jaworzynę - tam w oddali na górze to szczyt :)

Milka przy schronisku :)))

Na Jaworzynie

Panoramka ze szczytu :)

Początek zjazdu ...

Korzenny podjazd ...

Kamienisty zjazd na niebieskim szlaku ...

... przybywa błota :)
Tutaj koła zapadały na głębokość 10 cm ...

Kulminacja ilości błota :)

Rozjazd Mini, Mega i Giga

Podjazd po torze saneczkowym na stokach Góry Parkowej

Moja średnia mówi jedno - trasa mega bardziej wymaga odpowiedniego przygotowania kondycyjnego … :)
Poza tym dużo postojów na trasie robiłem ...
V max – 50.61 km/h
Sobota, 30 maja 2009 • dodano: 30.05.2009 | Komentarze 21
Moje pierwsze w pełni górskie GIGA i zwieńczenie wspaniałego tygodniowego urlopu w Szczawnicy :)
Dzień przed maratonem nie jeździłem, wyczyściłem bika, założyłem oponki z klockami. Pobudka o 6:30, solidne śniadanko i poszedłem zamocować numerek startowy. Wyruszyłem z noclegowni po 8 i udałem się na rozgrzewkę do Jaworek, troszkę zimno było o tej porze. Na miejsce startu zjawiłem się o 9:30, strasznie błotniście tam było. Pogoda zaczęła się poprawiać, słońce też od czasu do czasu wychodziło zza chmur. W sektorze (trzecim) ustawiłem się bez pośpiechu i gdzieś w połowie. Ruszyliśmy o 10, wszyscy Gigowcy bez szaleństw kręcili pierwsze kilometry po szczawnickiej ulicy. No i skręciliśmy na długi, szeroki i szutrowy podjazd o znośnym nachyleniu prowadzący w okolice Przechyby (1175m) i wtedy zaczęła się powolna selekcja, każdy jechał swoim tempem. A Ja ? oczywiście brnąłem do góry, kręciłem tak, jak mogłem, niewielu udało mi się wyprzedzić, jak i mnie też raptem kilku wyprzedziło, spoczko, bo to moje pierwsze górskie giga. Po 7 km zaczęło się robić błotniście i … leżał śnieg. Po 11 km następuje pierwszy, dość krótki zjazd, przez coraz większą ilość błota i śniegu zaczęło mi zarzucać, zjeżdżałem ostrożnie by nie wpaść w błotne koleiny. Później do 21 kilometra trasy, gdzie był pierwszy bufet to seria kilku średniej długości niezłych podjazdo-zjazdów, ciężko się kręciło po miękkim błotku i byłem już solidnie uwalony, zdjąłem i schowałem przezroczyste okularki, które zbyt szybko parowały na podjazdach a na zjazdach chlap, chlap. Przy bufecie chwyciłem tylko Powerade i jazda, wtedy łańcuch zaczął się stopniowo zaciągać na młynku, na szczęście nie było aż tak źle. Na kolejnym długim podjeździe stwierdziłem, że klocki hamulcowe niesamowicie szybko się ścierały, napiąłem linki, nie zsiadając z rowerka. Ciekawie, czy dotrwają do końca trasy … Na około 28 km nastąpił rozjazd mega/giga (skręt na czerwony szlak pieszy), potem kamienisty i już tradycyjnie błotnisty podjazd, a dokładnie na 30 kilometrze wpadłem w koleinę i zaliczyłem glebę całym prawym bokiem w błotną kałużę, zażywając kąpieli, przynajmniej część potu zmyłem :) Po chwili trzeba było wnosić rowerki na plecach, jakieś 200 metrów do góry po wielkich kamieniach, nie pisząc już o ilości błota. Gdy pojawił się przejezdny odcinek, strasznie wysoko było, nastąpił skręt z czerwonego na niebieski szlak, który już znałem dzięki wypadzie z GraLo. Ten wąski, kamienisty zjazd zaczął się robić arcytrudny, arcytechniczny, błotko i spływająca woda spowodowały że kilkukilometrowy bardzo stromy zjazd zamienił się w błotną ślizgawkę. Co się ze mną działo ? :) Ilość zsiadania przekroczyła ze 10 razy, kilka potknięć, kolano znowu obtarłem, zaliczyłem niegroźne OTB w krzaki, klocki hamulcowe szybko kończyły swój żywot. Słowem: masakra, ale przeżyłem i jestem bogatszy o kolejne doświadczenie :) Wspomnę jeszcze, że na tym zjeździe wyprzedziły mnie dwie bikerki, w tym Justyna Frączek, którą miałem okazję jeszcze kilka razy spotkać na trasie, ale po kolei. Następnie to już szybki szutrowo-asfaltowy zjazd do Rytra (najniższy punkt trasy) i tam nagle nawrót i początek najdłuższego podjazdu na całej giga trasie, ponad 11 km non stop do góry w okolice Wielkiego Rogacza (1182m). Zanim procenty nachylenia zaczęły rosnąć, po 40 km pojawił się drugi bufet, zatrzymałem się na banana, ciastka, i Powerade, stała tam wspomniana Justyna, polewała wodą mocno rozgrzane tarcze. Ten długi, szeroki i szutrowy podjazd okazał się najcięższym na całej trasie, w większości dało się jechać na najmniejszej tarczy korby. Oczywiście wjechałem, nawet trzech bikerów dogoniłem i wyprzedziłem. Niestety tuż przy szczycie znów był koszmarny i bardzo stromy podjazd, więc wszyscy, wraz ze mną wprowadzali swoje rumaki. W końcu znalazłem się ponownie bardzo wysoko, pięknie widać było stamtąd Tatry, słowem: arcywidokowo :) No dobra, wróćmy do ścigania – po 55 km pętla giga łączyła się ponownie z mega i zaczęło się dublowanie wolniejszych Megowców, którzy startowali godzinę później od Gigowców. Nastąpił dość długi i kamienisty zjazd w większości biegnący przez otwartą przestrzeń, dość szybko zjechałem, choć z obawami o zużyte okładziny, czułem wtedy swąd palonych klocków, a klamki już prawie dotykały chwytów. I tak zjechałem tak do Jaworek, gdzie się rankiem rozgrzewałem. Na 60 km ostatni bufet, też postój zaliczyłem i wciąłem banana, rodzynki i picie, znów tam spotkałem Justynę i ponownie polewającą wodą tarcze hamulcowe – musiała dać niezły wycisk na zjazdach. Nie pamiętam już gdzie mnie znów wyprzedziła, pewnie dużo miałem wrażeń :) Zaraz za tym ostatnim bufecie nastąpił dość stromy drobno kamienisty solidny podjazd, na dwóch ostrych stromiznach niestety po raz kolejny zsiadłem z rowerka i tak większość taszczyła swoje maszyny do góry, aż do polany za schroniskiem „Pod Durbaszką” (850m). Od tamtej chwili już tylko szybki zjazd (v max) po polanie wprost do Szczawnicy. Oj, to nie koniec, pojawił się stromy zjazd, po którym płynął błotny strumyk – tam zaliczyłem ostatnią glebę i po raz ostatni wyprzedziła mnie Justyna (uśmiechnęliśmy się nawzajem) :) Po zjechaniu do Szczawnicy kolejna niespodzianka – naprawdę ostatni podjazd po spływającym błocie, jedynym sposobem na wjechanie było pchanie. Nareszcie ostatni zjazd, znów zaskoczenie bo biegł po stromej nartostradzie, a ja już prawie kompletnie bez hamulców, uff, zjechałem :) Na koniec, tuż przed metą ostatnia przeprawa – czyli przejazd przez szeroki na ok. 15 m Grajcarek (górski potok) o głębokości ponad suport, fajnie :) I w końcu wpadłem na błotnistą metę nieźle uwalony i już bez hamulców.
Pokonana suma podjazdów: 2655 m !
87/155 – open GIGA
32/60 – M3
Co do zadowolenia z pierwszego górskiego Giga – najbardziej mnie cieszy ukończenie takiej arcytrudnej (średnia mówi sama za siebie), błotnej przeprawy przez góry Beskidu Sądeckiego. A wynik to sprawa drugorzędna, ale i tak biorąc pod uwagę ilość zsiadania, pchania, zaliczonych gleb, potknięć ... to zadowolony jestem :)
Podczas porannej rozgrzewki ...

Czyściutki mój rowerek :)

Błotnista strefa startu i mety

To właśnie ta opisana przeprawa przez potok tuż przed metą

Na pierwszych kilometrach po starcie wzdłuż Grajcarka

Nawet z pozoru takie niewielkie błoto sprawiało trudności w manewrowaniu

Błotny problemik z zaciągającym się łańcuchem na rozjeździe mega/giga
Nooo ... i troszkę śniegu widać !

Na ostatnim długim i stromym podjeździe ... arcywidokowym :)

Latać i lądować na rowerku też potrafię ... i lubię :)))

Super impresja aerodynamicznej pozycji mountainbikera i z Tartami w tle :)

Po zawodach. Widok ścigacza z przodu ...

... i od tyłu :)

Kategoria maratony, w górach, MTB Marathon, dzień wyścigowy