top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19097.61 km (w terenie 8931.00 km; 46.77%)
Czas w ruchu:1138:25
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:248850 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:294
Średnio na aktywność:64.96 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • dystans : 61.88 km
  • teren : 46.00 km
  • czas : 03:12 h
  • v średnia : 19.34 km/h
  • v max : 64.47 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Karpacz ... pechowy :(

    Sobota, 19 września 2009 • dodano: 19.09.2009 | Komentarze 32


    Dwie gumy i pierwszy nieukończony maraton …

    No nie wiem czy wziąść się za napisanie relacji nieukończonego bikemaratonu …
    Gdyby nie Wy, wspaniali BS-owicze … tą relację ograniczyłbym do kilku słów …

    Więc … na miejsce startu, które znajdowało się na stadionie sportowym w Karpaczu zajechałem (zjechałem w dół) o 10:30, troszkę się porozruszałem po stadionie i wjechałem do swojego sektora (trzeciego). Po 11-tej start, znając dobrze trasę postanowiłem bez wycisku wystartować i stopniowo się rozkręcać. Przez pierwsze kilka km sporo osób mnie wyprzedzało, spoczko bo jadę na Giga, więc trzeba odpowiednio rozłożyć siły … Po wjechaniu na Drogę Chomontową zacząłem się rozkręcać i powoli wyprzedzać tych, co mnie wcześniej wyprzedzili. Natomiast na superszybkim zjeździe do Drogi Sudeckiej błyskawicznie pomknąłem w dół :) Na tejże asfaltówce jechałem już niezłym tempem, stawka była już nieźle rozciągnięta. Po wjechaniu na kulminację Drogi na Dwa Mosty wiadomo … długi zjazd – na mocno kamienistym zjeździe strasznie zatrzęsło mi rękoma … parę osób na fullach mnie tam wyprzedziło … Po tym zjeździe to już tylko jazda leśnymi duktami na przemian do góry i w dół, jak i pokonywanie technicznych odcinków – wszędzie wjechałem :) Oczywiście na pierwszej pętli zdarzały się potknięcia – kilka razy z powodu zatoru na wąskich podjazdach musiałem się podeprzeć … Natomiast po minięciu napisu „Giga 2 runda” (na 37 km) na trasie zrobiło się niemal prawie pusto … od tego momentu aż do wycofania się z rywalizacji jechałem praktycznie sam, udało mi się jedynie dwóch zawodników wyprzedzić. Na drugiej pętli zarówno na podjazdach, jak i zjazdach nieźle mi szło, nogi mocno podawały … Wszystko byłoby OK, gdyby nie pewna chwila, a mianowicie na 61 km trasy (z 85 na Giga) na tradycyjnie już kamienistym zjeździe jakiś luźno leżący i ostry kamień mocno walnął w tylne koło i po 400 metrach już nie było ciśnienia w kole :( Oczywiście szybko uporałem się z wymianą dętki, (5-6 minut) tyle że jakoś ciężko mi szło napompowanie – więc na 1.5 bara pojechałem dalej i po pokonaniu stromego, trawiastego podjazdu znów ciśnienia ubyło ... Zatrzymałem się tam i … spędziłem jakieś 20 minut :(
    Okazało się że w zapasowej dętce puściła łatka - to ta dętka, która strzeliła w Nidzicy
    No i zdecydowałem po raz pierwszy w maratonowej karierze się wycofać …
    Wysłałem sms-a do rodziców (tak, przyjechali do Karpacza ze mną), umówiliśmy się w Podgórzynie, do którego pospacerowałem kilka km i stamtąd autem wróciliśmy do noclegowni.
    Po powrocie i obejrzeniu koła i dętek – tylna obręcz się rozcentrowała, a obie dętki - przebite na przelot – więc musiałem nieźle cisnąc na kamienistych zjazdach …

    Na temat wyników mogę tyle napisać:
    Moje miejsca na międzyczasach (trzech z czterech):
    1. 62
    2. 58
    3. 52 ... Giga ukończyły 92 osoby i na metę przyjechałbym w top 50 ...
    Ilość M3-owców, co ukończyło Giga – 23

    W akcji na podjeździe :)
    Fotka z galerii Joanny Tomes


    Tu zakończyłem rywalizację (fotka z komórki) …


    Puls – max 178, średni 156
    Przewyższenie – 1649 m



  • dystans : 50.10 km
  • teren : 38.00 km
  • czas : 03:05 h
  • v średnia : 16.25 km/h
  • v max : 61.56 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Przed górskim BM (3). Objazd mega

    Piątek, 18 września 2009 • dodano: 18.09.2009 | Komentarze 9


    Po dotarciu do Karpacza i zakwaterowaniu się w noclegowni na niezłej wysokości (ok. 720 m) wyruszyłem się zapoznać z trasą bikemaratonu – pojechałem dystans Mega (Giga to dwie rundy).
    Początkowe kilometry tradycyjnie biegną główną ulicą do Karpacza Górnego, by po chwili skręcić na Drogę Chomontową – na najwyższy punkt trasy (955 m).

    Jak dobrze być w górach :)


    Po wjechaniu na kulminacje (Zamkowe Skały) następuje superszybki, szutrowy zjazd do Drogi Sudeckiej i dalej tędy asfaltowo do góry.

    TAK … jadę bez zastanawiania na GIGA :)


    Po dotarciu do końca tejże drogi następuje skręt na króciutki zjazd i początek wjazdu starym asfaltem Drogą na Dwa Mosty, by po minięciu tych dwóch mostów (900 m) zjechać kamienistym szutrem do Drogi pod Reglami


    Od tamtej chwili zaczyna się prawdziwie terenowa jazda głównie po leśnych duktach, na przemian podjazd i zjazd, jak i technicznych odcinków nie brakuje …


    Jak i pięknych widoczków :)


    Oczywiście całą pętlę Mega przejechałem – trasa fajna i w porównaniu z zeszłoroczną edycją trochę zmieniona - więcej podjazdów, jak i zjazdów, sporo kamieni, parę technicznych odcinków … pewnie się nieźle zmęczę na GIGA.

    Gdzieś w drugiej połowie trasy zaczęło mi uchodzić powietrze z tylnego koła – nie było tak źle, dwukrotnie koło dopompowywałem i już przy noclegowni dziurkę załatałem :)

    Puls – max 169, średni 140
    Przewyższenie – 1362 m

    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 13.65 km
  • teren : 10.00 km
  • czas : 01:23 h
  • v średnia : 9.87 km/h
  • v max : 52.22 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • UPHILL RACE ŚNIEŻKA 2009

    Niedziela, 2 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 19


    Dane wyjazdu dotyczą tylko samego wjazdu na szczyt od startu.

    Na ten najbardziej prestiżowy Uphill na najwyższy szczyt moich ulubionych górskich terenów (Karkonoszy) oczekiwałem z niecierpliwością :)
    W końcu nadszedł dla mnie ten czas. Po raz drugi przyszło mi się zmierzyć ze Śnieżką :)
    Przed startem wyznaczyłem sobie najważniejszy cel – poprawić swój ubiegłoroczny czas wjazdu (wynosił 1:31).
    Motywacja była większa, bo na te zawody wybrał się Damian więc kolejna okazja do rywalizacji :)
    Tegoż dnia w Karpaczu pogoda była słoneczna i upalna. Organizator wyznaczył limit 500 osób … ale i tak wystartowało ponad 530 bikerek i bikerów – widać że popularność tego Uphillu rośnie (w zeszłym roku na szczyt wjechało 460 osób) …
    Kręcąc się rozgrzewkowo spotkałem znajomego z wyprawy – Pawła, jak i poznałem kolejnego bikestatowicza – Piotra z Gliwic, który podobnie jak ja i DMK77 startował w koszulce BS-owej :)
    Na miejscu startu w centrum Karpacza ustawiliśmy się na krótko przed 12-tą. Ja i Damian stanęliśmy w połowie stawki. Nastąpił start … jakoś wolno wszyscy ruszyli – głównie przez dość wąską bramkę, na której zaczyna się pomiar czasu. No i jazda do góry – najpierw spoczko, a po chwili naciskałem mocniej na pedały i powoli zacząłem wyprzedzać, jak i mnie Ci szybsi też wyprzedzali … Po kilku asfaltowych km-ach wyprzedził mnie Damian – od razu dotarło do mnie że jest ode mnie mocniejszy na podjazdach, no cóż zobaczymy … :)
    Gdy skończył się asfalt to wiadomo … zaczęła się prawdziwa wspinaczka po słynnej już wyboistej kostce biegnącej na sam szczyt. Jakoś przez jakiś czas nie mogłem złapać swojego tempa – ciężko było, jednak, jak na twardziela przystało mocno do góry kręciłem i starałem się trzymać w zasięgu wzroku Damiana. W końcu tuż przed Polaną (1067 m) złapałem swój rytm, tam też zostałem wyprzedzony po raz ostatni i wziąłem się za solidną podjazdową robotę :) Stawka nieźle była już rozciągnięta, miałem dużo swobody na trasie. Po dotarciu do Strzechy Akademickiej zdziwiłem się troszkę bo tam był … bufet (z zeszłym sezonie nie było) – w ruchu chwyciłem jedynie wodę. W miarę zbliżania się do Równi pod Śnieżką zauważyłem że Damian mi znikł z pola widzenia … nie było powodu do obaw, bo na jedynym, niezłym i bardzo wyboistym zjeździe (52 km/h) prawie Go dogoniłem i od tamtej chwili zaczął się atak na samą Śnieżkę i … fascynująca rywalizacja między DMK77 a JPbike :) – jechałem tuż za Nim. Co chwilkę Damian starał się mi uciec, rozpędzał się na stojąco – a ja nie dałem mu za wygraną, trzymałem się mocno jego pleców :) Obaj mieliśmy wspaniały doping i oklaski ze strony turystów :) Na samej morderczej końcówce, na kilka metrów przed metą zauważyłem że Damian zsiadł z rowerka, szybko i dosłownie resztkami sił wbiegł z rowerem na metę … a ja chwileczkę po Nim oczywiście wjechałem na Śnieżkę (1602 m) bez żadnego zsiadania :) Na mecie okazało się że przegrałem z DMK77 rywalizację o … 9 sekund :)

    No i poprawiłem swój ubiegłoroczny czas wjazdu: 1:23:45 … czyli lepszy o 8 minut – więc główny cel, jaki sobie wyznaczyłem - został osiągnięty !

    Na szczycie po posileniu się, zarówno ja i Damian mieliśmy powody do radości … obaj już wiemy że za rok znów będziemy się wspinać :)

    172/533 - open
    38/140 – M3

    JPbike na starcie Uphillu :)


    I Damian … wszyscy tryskają humorem :)


    Na fascynującym ataku na szczyt … DMK77 próbuje mi uciekać … :D
    Fajnie … że udało mi się sięgnąć po aparacik i uwiecznić tą chwilę :)


    Świeżo po rywalizacji … twardziele z medalami :)


    Oto mój medal :)


    Wielki JPbike na Śnieżce :) Satysfakcja na szczycie OGROMNA !


    W końcu nastapił zjazd … z Karkonoskimi arcywidoczkami :)


    Poza tym na szczycie miał miejsce bardzo romantyczny akcent – pewien chłopak … oświadczył się swojej dziewczynie – obaj oczywiście też brali udział w Uphillu … i para dostała brawa od wszystkich niemal uczestników … Pięknie było :)

    Dzięki Damianie za fantastyczną rywalizację i … czekam na następny pojedynek :D



  • dystans : 55.57 km
  • teren : 37.00 km
  • czas : 02:24 h
  • v średnia : 23.15 km/h
  • v max : 73.88 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Bikemaraton Świeradów Zdrój

    Sobota, 1 sierpnia 2009 • dodano: 03.08.2009 | Komentarze 4


    Ten start u Grabka miałem zaplanowany na 100% - termin i lokalizacja doskonale pasowały mi na spędzenie weekendu w Karkonoszach i Izerach, zwłaszcza że dzień po tym maratonie organizator zaplanował Uphill na Śnieżkę :)
    Do Świeradowa Zdrój przyjechałem z kempingu w Miłkowie, wraz z Damianem, który przyjechał tutaj, by zaliczyć swój pierwszy start u Grabka. Przed startem ustaliliśmy że pojedziemy na Mega (planowaliśmy Giga) – głównie dlatego aby nie zmęczyć się bardzo przed jutrzejszą wspinaczką na Śnieżkę :)
    Wspaniała, słoneczna pogoda i stosunkowo niski stopień trudności trasy przyciągnęły na start ponad 920 zawodniczek i zawodników. Tutaj po raz pierwszy wystartowałem w kompletnym stroju BikeStats ... no u Grabka startuję pod tym szyldem :)
    Po przypięciu numerków udaliśmy się na krótką rozgrzewkę na niezły podjazd w okolice dolnej stacji kolejki gondolowej
    Po ustawieniu się w sektorach (ja w 3-cim, Damian w ostatnim) po 11-tej nastąpił start – najpierw kilkaset metrów lekko w dół i od razu nastąpił początek długiego na ok. 10 km ciężkiego, asfaltowego podjazdu prowadzącego na Łącznik (1066 m), zanim tam wjechałem po drodze był krótki szutrowy zjazd. Sam podjazd pokonałem w większości na środkowej tarczy korby, od czasu do czasu rozkoszując się pięknymi widoczkami :) Co do wyprzedzania … w sumie do połowy podjazdu mnie kilkunastu wyprzedziło, a w drugiej połowie to już szło mi lepiej … rozkręciłem się :) Po osiągnięciu szczytu nastapił niezły szutrowy zjazd – szybko i bez szaleństw zjechałem do Polany Izerskiej (965 m) , po chwili znalazłem się na pięknej Hali Izerskiej – tam była jedyna na trasie przeprawa przez potok - przejechałem przez wodę, a inni albo podobnie, albo wybrali mostek z bali … Nastepnie była ciągła i szybka jazda przeważnie po pagórkowatym górskim terenie na znacznej wysokości na przemian szutrem i asfaltem przez las i Polanę Jakuszycką – w zasadzie praktycznie cały czas utrzymywałem swoją pozycję i tempo jazdy, często tworzyły i rozpadały się paroosobowe grupki. Po (ponownym) dotarciu do Polany Izerskiej zaczął się zjazd wprost do mety … najpierw asfaltowy na którym pobiłem swój maratonowy rekord prędkości – 73.88 km/h … po chwili nagle nastąpił fajny, singletrackowy zjazd z zakrętami po korzeniach i kamieniach – jedyny techniczny odcinek na trasie … i w końcu asfaltowy zjazd wprost do mety.

    93/496 open MEGA
    30/162 M3

    Z wyników jestem zadowolony, sektor trzeci utrzymałem.
    Mój następny start u Grabka – w Poznaniu (6 września).

    No i jeszcze trzeba opisać trasę: była to jedna z najłatwiejszych górskich tras - stosunkowo dużo asfaltu, szerokie i przyjemne szutry, jeden singletrack na zjeżdzie, dużo pięknych widoczków na Góry Izerskie … po prostu maraton dla każdego.

    Relacja Damiana z tegoż bikemaratonu – KLIK.

    Ja z organizatorem – Maciejem Grabkiem :)


    W akcji na izerskim szutrze ...




  • dystans : 80.89 km
  • czas : 04:10 h
  • v średnia : 19.41 km/h
  • v max : 53.90 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Dookoła Polski - dzień 7 :)

    Niedziela, 19 lipca 2009 • dodano: 29.07.2009 | Komentarze 7


    Gdy siódmego dnia wyprawy ledwo zacząłem się budzić, ledwo co otworzyłem oczy to zauważyłem jakiś siedzący przy oknie punkt z żółto-czerwoną koszulką.
    Kto to ? Pewnie jakieś widmo ... :)
    Po chwili okazało się że to … KOSMA !!!

    Poranek w schronisku, Kosma jak widać - daje czadu :)


    Po śniadaniu i spakowaniu się byliśmy gotowi do jazdy i zaczęło padać …
    Więc troszkę przeczekaliśmy deszcz i w końcu po 12:30 wyruszyliśmy na trasę, obierając kierunek na Ustroń.

    Męska część ekipy: Mavic, Matys, Młynarz - same „M” :)


    A to żeńska, Kosma tryska humorem po pokonaniu podjazdu :)


    Zajechaliśmy do Ustronia, zatrzymaliśmy się najeść i napić wyjątkowego browarka przy fajnym barze „Diabli Dołek”.

    Biesiada trwa …


    Znów pada, schowaliśmy się pod dachem, dalej biesiadując


    W tymże barze spędziliśmy ponad dwie godziny.
    Młynarz nawet zdrzemnął sobie :)
    W końcu przestało padać, wyszło nawet słońce i ruszyliśmy dalej. Monika zaprowadziła nas na ścieżkę rowerową biegnącą do Wisły z dodatkiem terenu, gdy tam wjechaliśmy to Paweł, który kręcił na szosówce od razu złapał kapcia. Łatanie trwało stosunkowo długo, więc ja i Matys pokręciliśmy na brzeg Wisły.

    Mój obładowany rumak w Ustroniu na nadwiślańskim moście


    Matys skacze do Wisły :)


    Po raz kolejny zaczęło padać, schowaliśmy się pod mostem


    To już druga drzemka Młynarza w ciągu jednego dnia :)


    W końcu Paweł uporał się z przebitą dętką, wypogodziło się, zdecydowaliśmy się wrócić na asfalt, była już godzina 17, Kosma musiała już wracać. Klik do relacji.

    Czułe pożegnanie z kosmą100 :)


    Następny kierunek obraliśmy na rodzinne miasto Adama Małysza.

    Postój na moście w Wiśle nad Wisłą


    Słodko :)


    Ekipa siódmego dnia wyprawy, wiadomo gdzie :)


    Przy skoczniach w Wiśle-Centrum


    Ciekawie do kogo Asiczka smsuje ?
    Pewnie do Małysza z prośbą o pomoc w wyborze odpowiednich nart :D


    Na krzyżówce w Wiśle niestety, dla mnie nadszedł czas na odłączenie się od ekipy i czas wracać do domu, urlop mi się skończył :(
    Po pożegnaniu z Jahoo, Młynarzem, Matysem, Mavicem i Pawłem już samotnie udałem się w kierunku do Bielska-Białej, a ekipa udała się do Istebnej.

    Po drodze bardzo chciałem zobaczyć nowe skocznie w Wiśle (Malinka) i Szczyrku (Skalite) i na koniec wspaniałej wyprawy pokonać jeszcze jeden solidny podjazd, więc jechałem we właściwym kierunku.

    Skocznia im. Adama Małysza w Wiśle-Malince, imponująca !


    Na długim podjeździe


    Po wjechaniu na przełęcz, niektórzy na mnie, bikera, który z takim ładunkiem wjechał na 940 metrową wysokość dziwnie patrzyli i pewnie z niedowierzaniem :)

    Na Przełęczy Salmopolskiej (940 m)


    Natomiast długi, nawet dość długi zjazd do Szczyrku pokonałem bez szaleństw.
    Zaczęło się po raz kolejny chmurzyć.

    JPbike przy średnich skoczniach w Szczyrku-Skalite


    Następnie, dokręcając do Bielska-Białej rozpadało się, włożyłem na siebie pelerynkę i myk w deszczu


    Zapadł zmrok – udałem się na dworzec PKP i najpierw osobówka mnie i mojego bike'a zawiozła do Katowic.
    Spędziłem tam na dworcu parę nocnych godzin, korzystając z kafejki i nocnego kręcenia :)

    Nocny Spodek. Ciekawie czy da się nim odlecieć :)


    Skład z przestronnym wagonem rowerowym, który zawiózł mnie do Poznania ruszył o 7:34.
    Był już poniedziałek i normalnie powinienem być już w pracy ...
    Do Stolicy Wielkopolski dotarłem krótko przed 14.
    I tak zakończyła się moja pierwsza wyprawa … SUPER WYPRAWA !!! :)

    Wielkie, bardzo wielkie dzięki dla wszystkich, z którymi miałem wielką przyjemność podróżować z sakwami – było super, wspaniała przygoda i … czekam na następną wyprawę :)))))))

    CIESZYN - Bażanowice - Goleszów - Ustroń - Wisła - Przełęcz Salmopolska (940 m) - Szczyrk - Buczkowice - BIELSKO-BIAŁA ... i dalej PKP przez Katowice do domu

    Dzień szósty ... :)



  • dystans : 152.88 km
  • czas : 07:54 h
  • v średnia : 19.35 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Dookoła Polski - dzień 5 :)

    Piątek, 17 lipca 2009 • dodano: 27.07.2009 | Komentarze 8


    Piąty dzień naszej wyprawy rozpoczął się od wczesnej pobudki – tradycyjnie to standard, gdy się nocuje pod namiotem :)
    Tegoż dnia pogoda była w pełni letnia … zapowiadał się gorący dzień :)

    Nasza miejscówka na stoku narciarskim w Lądku Zdrój … ponoć spaliśmy na lekkiej stromiźnie, która powodowała częste zsuwanie w dół na karimatach … :)))


    Po zwinięciu obozowiska udaliśmy się do sklepu spożywczego …

    … i zajechaliśmy do Parku Zdrojowego, gdzie zjedliśmy śniadanie przy tej fontannie, robiło się coraz cieplej …


    … uff gorąco było … więc namoczyliśmy się w fontannie :)


    Na trasę wyruszyliśmy po 9:30 i obraliśmy kierunek na Złoty Stok

    Zabytkowy most w Lądku Zdrój nad potokiem Biała Lądecka


    Zaczął się długi, kręty podjazd, biegnący na Przełęcz Jaworową (705 m), na którym niemal od początku dałem sobie wycisk do góry … a na szczycie przeczekałem sobie na resztę ekipy ponad 10 minut :)
    Piotrek napisał o mnie na swoim blogu : „Jacek ma dynamit w nogach …” :)))
    A Kosma przysłała mi smsika: „Jacek, zwolnij pod te górki, bo Młynarzowi język wkręca się w szprychy” :)))

    Widoczek z podjazdu na Przełęcz Jaworową


    Jahoo zjeźdża … bardzo aerodynamicznie :)))


    Uliczka w Złotym Stoku …


    Kolejka przy Kopalni Złota z JPbike na pokładzie :)


    Przy tejże zabytkowej Kopalni spędziliśmy troszkę czasu, odpoczęliśmy, porobiliśmy fotki …

    … i zajechał do nas na szosówce Zielak :)


    Wyruszając na dalszą trasę - Matys złapał kapcia … pierwszego na wyprawie :)))

    Po naprawie ruszamy i Zielak nas naprowadził na boczną drogę biegnącą do Paczkowa


    Na skrzyżowaniu pożegnaliśmy się z Zielakiem … i góry zniknęły – na szczęście nie na długo :)


    Dojeżdżając do Paczkowa - zauważyłem stojącego na chodniku jakiegoś faceta z aparatem … hmm kto to ? nasz fotoreporter ? :D
    Po chwili okazało się że to … Darek !!! – przyjechał pokręcić z nami – każdy z nas się bardzo cieszył :)))

    Następnie, kręcąc w piątkę zrobiliśmy rundkę po rynku w Paczkowie, zatrzymując się przy tamtejszym Muzeum Gazownictwa


    Dalej jedziemy w kierunku do Otmuchowa, zatrzymując się przy Jeziorze Otmuchowskim, gdzie … Darek naprawia przebitą dętkę :)))


    Jezioro Otmuchowskie i zapora


    W Otmuchowie zrobiliśmy postój i stamtąd skierowaliśmy się na boczną drogę w kierunku do Nysy … uff gorąco się zrobiło, więc …

    … po zajechaniu nad Jezioro Nyskie ja, Młynarz i Matys wskakujemy po ochłodę do wody – ale frajda :)))


    Wariaci na wale … :D


    Jazda wzdłuż nyskiego wału …


    Fajny ten nasz kraj – ekipa wyjeżdża ze wsi Koperniki … a ja mieszkam na os. Kopernika :D


    Górskie krajobrazy wróciły … :)))


    Jest OK – Matys to potwierdza :)


    Na trasie Asiczka ma takich mocno dopingujących Ją kibiców :D


    Przerwa w drodze do …


    … Głuchołaz :)


    W Głuchołazach, mieście, gdzie urodził się Młynarz poznaliśmy tamtejszy rynek, miejsce narodzin, ochrzczenia, zamieszkania Piotrka … :)

    Po jakimś czasie znajdujemy się w barze z takim symbolem :)


    Po najedzeniu i napiciu się powoli zapadał zmrok, udaliśmy się do babci Piotra, gdzie wypiliśmy kawę i już po ciemku ruszyliśmy dalej … :)

    Z Głuchołaz Młynarz nas kieruje na boczną i fajną drogę biegnącą do Prudnika, gdzie dołącza do nas Paweł z Nowej Soli – na szosówce z sakwami :)


    Od tamtej chwili niezłe tempo narzuciliśmy, po dotarciu do Głogówka na stacji paliw pożegnaliśmy się z Darkiem, który zdecydował wrócić do swojego domku … klik do Jego relacji :)
    A my udaliśmy się do Kazimierza, gdzie mieliśmy nocleg u rodziny Piotrka, dotarliśmy tam po godz. 0:30, najedliśmy się, wypraliśmy cześć ciuchów i wykąpani poszliśmy spać dość póżno :)))

    Trasa: Miejscówka w LĄDKU ZDRÓJ – Przełęcz Jaworowa (705 m) – Złoty Stok – Kamienica – Paczków – Stary Paczków – Ścibórz – Otmuchów – Ulanowice – Grądy – Goświnowice – Jędrzychów – Nysa – Biała Nyska – Koperniki – Kijów – Burgrabice – Gierałcice – Głuchołazy – Konradów – Jarnołtówek – Pokrzywna – Prudnik – Laskowice – Wierzch – Mochów – Głogówek – KAZIMIERZ

    Dzień czwarty, dzień szósty ... :)

    V max – 48.1 km/h



  • dystans : 103.31 km
  • czas : 05:55 h
  • v średnia : 17.46 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Dookoła Polski - dzień 4 :)

    Czwartek, 16 lipca 2009 • dodano: 26.07.2009 | Komentarze 14


    Czwartego dnia wyprawy, korzystając z wygodnego noclegu w domku pospaliśmy sobie odrobinę dłużej ... :)

    Poranek na znacznej wysokości przywitał nas słońcem, mgłą i ... Autosanem :)


    Wczorajsza, często deszczowa jazda spowodowała, że nasze wspaniałe maszyny trzeba było przesmarować ...


    ... i zabrać się za suszenie w słońcu sprzętu, ciuchów i SPD-ów :)


    Wylegując się na słońcu z herbatką dałem reszcie ekipy znać: "Pięknie tu i jak na wakacjach" ... właśnie o to mi chodziło :)

    Koszulki BikeStats potrafią dotrzeć wszędzie ... i pokazać piękne krajobrazy :)


    No i ruszyliśmy na trasę ... po 11-tej ... :)

    Góry Stołowe w pełnej krasie ... już wiem że wrócę tam z rowerem i to nie raz :)


    Radość Piotrka na zjeździe do Kudowy Zdrój :)))


    … i jeszcze większa radość … z zaburzeniem grawitacji :D


    Z Kudowy Zdrój wydostajemy się na boczną drogę i obieramy kierunek do Dusznik Zdrój


    Zaczął się niezły podjazd do Kulina na którym już tradycyjnie … odskakuję do góry od reszty ekipy :)))

    W drodze do Dusznik Zdrój …


    Na rynku w Dusznikach Zdrój
    Zrobiliśmy tam krótką przerwe na lodziki :)


    Czteroosobowa ekipa czwartego dnia wyprawy przed Muzeum Papiernictwa :)


    Następnie kierujemy się, również boczną drogą do Zieleńca, początkowo przyjemnym podjazdem, by w końcówce …


    … pokonać coś takiego … :)


    Panoramka z arcywidokowego Zieleńca (ok. 800 m)… :)


    Na zjeździe z Zieleńca wycisnąłem swoje v max wyprawy – 63.6 km/h … :)

    Asiczka i mój bike na rowerowym szlaku ER-2 … tamte góry w oddali to już … Czechy :)


    Faceci przy maszynie … Matys przesadził i padł … :D


    W Czechach też byliśmy … minutkę :)))


    Kolejny podjazd przed nami – na Przełęcz Spaloną (788 m) …


    Widoczek z Przełęczy Spalonej :)


    Natomiast blisko 10 kilometrowy, super kręty i z serpentynami zjazd do Bystrzycy Kłodzkiej dostarczył nam sporo radości :)

    Każdy z nas zjeżdżał tak szybko … fotka wszystko wyjaśnia :)))


    Zabytkowy kościółek przed Bystrzycą Kłodzką, ponoć mieliśmy okazję zwiedzić od środka :)


    Wielodniowe kręcenie przez nasz piękny kraj daje okazję do wielu ciekawych spotkań … :)))


    W Bystrzycy Kłodzkiej zatrzymaliśmy się na tamtejszym rynku na posilenie się, mieliśmy również sympatyczne towarzystwo miejscowych i kierowców TIR-ów ze Śląska … :)


    Panoramka na Bystrzycę Kłodzką


    Po posileniu udaliśmy się na ostatni długi podjazd tegoż dnia – biegnący na Przełęcz Puchaczówka (897 m) u podnóża Czarnej Góry (1205 m), w połowie podjazdu Młynarz zerwał łańcuch … po naprawie szczyt osiągnęliśmy przy zapadającym zmroku …

    Zachód słońca znad Przełęczy Puchaczówka :)


    Natomiast zjazd z przełęczy pokonywaliśmy już po ciemku i z lampkami … szaleńcy z nas :)
    Po zjechaniu do Stronia Śląskiego zatrzymaliśmy się po picie przy sklepie … monopolowym :)
    Ze Stronia Śląskiego Matys nas poprowadził do miejscówki na stoku narciarskim w Lądku Zdrój - rozbiliśmy tam namiociki, łyknęliśmy Piasta przy pięknym gwieździstym niebie i … spać :)

    Trasa: Miejscówka przed OSTRĄ GÓRĄ (ok. 700 m) – Karłów – Kudowa Zdrój – Jerzykowice Wielkie – Dańczów – Gołaczów – Kulin – Słoszów – Duszniki Zdrój – Zieleniec (ok. 800 m) – Lasówka – Mostowice – Przełęcz Spalona (788 m) – Nowa Bystrzyca – Stara Bystrzyca – Bystrzyca Kłodzka – Pławnica – Idzików – Przełęcz Puchaczówka (897 m) – Sienna – Stronie Śląskie – Stojków – miejscówka w LĄDKU ZDRÓJ

    Dzień trzeci, dzień piąty ... :)
    V max – 63.6 km/h



  • dystans : 117.72 km
  • czas : 06:21 h
  • v średnia : 18.54 km/h
  • v max : 46.30 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Dookoła Polski - dzień 3

    Środa, 15 lipca 2009 • dodano: 24.07.2009 | Komentarze 10


    Trzeciego dnia wyprawy pobudka również była wczesna - o 6-tej rano :)


    Nasza druga i fajna miejscówka - wśród skałek


    Na miejscu śniadanie, kawa i obraliśmy kierunek do Kamiennej Góry.

    Widoczek z Rozdroża Kowarskiego (787 m)


    Po fajnym i długim zjeździe do Kamiennej Góry nastąpiło pożegnanie z Kosmą100, która obrała kierunek na Wałbrzych (klik do Jej relacji). A my kręciliśmy dalej w kierunku Krzeszowa, gdzie znajduje się okazałe opactwo cysterskie, tam również zrobiliśmy przerwę.

    Bazylika Mniejsza w Krzeszowie


    Jahoo dzielnie radzi na podjazdach. Twarda z Niej bikerka !


    Widoczek z trasy na góry Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich


    Kręcąc w pobliżu Boguszowa-Gorce zaczęło padać i wszyscy sięgnęliśmy do sakw po kurtki przeciwdeszczowe.

    Jedziemy dalej w deszczyku ...


    ..... :)


    Kościółek w Rybnicy Leśnej


    W drodze do Głuszycy ...


    W Głuszycy zatrzymaliśmy się przy barze "Marysieńka" i solidnie się najedliśmy :)

    Przy tym barze Kinga i Łukasz zdecydowali się odłączyć od ekipy.
    Od tamtej chwili kręciliśmy w czteroosobowym składzie i przestało padać :)

    Wyjazd z Głuszycy, chmury deszczowe za nami


    Widoczek na Góry Sowie


    Po długim zjeździe przez Nową Rudę, Ścinawkę Górną i Średnią udaliśmy się przez wiadukt w Ratnie Dolnym do ...


    ... Wambierzyc, przy barokowej bazylice


    Na tamtejszym placu spotkaliśmy Wojciecha Mochockiego, kolarza-podróżnika, poza wspólna rozmową o wyprawach zbierała się burza, schowaliśmy się pod wiatę przystankową.

    No i lunęła ulewa, wody przybywa, a studzienki kanalizacyjne nie dają rady


    Po ulewie Młynarz dał efektowny pokaz jazdy przez głęboką na 10 cm kałużę :D


    Jak widać ... zgrana ekipa :)


    Następnie przez Radków i wizycie w sklepiku spożywczym rozpoczęliśmy pokonywanie długiego podjazdu zwanego Drogą Stu Zakrętów - w całości przez las i wśród Gór Stołowych. Muszę przyznać że fajnie się tędy podjeżdżało :)))

    Skały w Parku Narodowym Gór Stołowych


    Górski zachód słońca ... piękny :)


    Po osiągnięciu kulminacji podjazdu w Karłowie (ok 700 m) powoli zapadał zmrok i udaliśmy się w kierunku na Ostrą Górę i Asiczka znalazła tam SUPER nocleg w domku na znacznej wysokości niedaleko Szczelińca.
    Po prostu ... PRAWDZIWE WAKACJE !

    Na zakończenie trzeciego dnia wyprawy absolutnie koniecznie trzeba było czymś uczcić - złocistym napojem :)


    Spać udajemy się tradycyjnie grubo po północy.

    Trasa: Miejscówka za KOWARAMI - Przełęcz Kowarska (727 m) - Ogorzelec - Leszczyniec - Szarocin - Kamienna Góra - Krzeszów - Grzędy - Czarny Bór - Boguszów Gorce - Unisław Śląski - Rybnica Leśna - Grzmiąca - Głuszyca - Głuszyca Górna - Świerki - Ludwikowice Kłodzkie - Nowa Ruda - Włodowice - Ścinawka Górna - Ścinawka Średnia - Ratno Dolne - Wambierzyce - Ratno Dolne - Ratno Górne - Radków - Droga Stu Zakrętów (super) - Karłów - nocleg przed OSTRĄ GÓRĄ (ok 700 m)

    Dzień drugi, dzień czwarty ... :)



  • dystans : 100.39 km
  • czas : 05:47 h
  • v średnia : 17.36 km/h
  • v max : 59.10 km/h
  • rower : Accent Tormenta 2
  • Dookoła Polski - dzień 2

    Wtorek, 14 lipca 2009 • dodano: 23.07.2009 | Komentarze 11


    Pobudka drugiego dnia wyprawy była wczesna, drobno pokropiło, i najważniejsze, że było dość ciepło. Tegoż dnia zaczęła się prawdziwie górska jazda przez Sudety Zachodnie, na to czekałem :)

    Nasza pierwsza miejscówka przed Leśną


    Po zwinięciu obozowiska ruszamy w kierunku Leśnej


    W Leśnej ...


    No, zaczęło się podjazdowo ...


    ... i kręto :)


    Na Zamku Czocha


    ....... :)


    Na dziedzińcu zamku urządziliśmy sobie śniadanie


    OGNIA w d... :D


    Ekipa drugiego dnia wyprawy, pełny luzik :)


    W drodze do Świeradowa Zdrój


    Góry, góry, nasze góry !!! (Izery i w oddali Karkonosze)


    JPbike na szczycie podjazdu - zawsze warto dla takich widoczków wspinać się do góry :)


    W miejscowym Parku Zdrojowym robimy przerwę przy pijalni wód - miejscowa woda smakowała wyjątkowo !


    Tereny między Świeradowem Zdrój, a Karpaczem są mi dobrze znane i od wyjazdu z uzdrowiska przejąłem rolę przewodnika prowadzącego ekipę.

    Przerwa na Rozdrożu Izerskim (767 m)


    Na Zakręcie Śmierci, mnie tam nic nie straszyło :)


    No, zdarza się, że samowyzwalacz jest szybszy :)


    W Szklarskiej Porębie zrobiliśmy przerwę na obiad i ruszyliśmy krętym zjazdem w kierunku ...

    ... Wodospadu Szklarki :)


    A następnie przez Piechowice, Jelenią Górę (Sobieszów) i Sosnówkę skierowałem ekipę na jeden z solidnych podjazdów do Karpacza Górnego, wszyscy dali radę wjechać na górę :)

    Młynarz na podjeździe


    Jeden z najtrudniejszych podjazdów wyprawy zdobyty !
    Wjechać z sakwami i przyczepką to nie lada wyzwanie ...


    Natomiast ostrą stromiznę pod kościółek Wang oprócz mnie pokonali: Młynarz, Matys i Pixon - twardziele !


    Ekipa przy Wangu, wraz z sympatyczną rodzinką :)


    Młynarz i Matys na początku długiego zjazdu z widokiem na karkonoskie szczyty


    Śnieżka oświetlona zachodzącym słońcem


    Kolorowy zachód drugiego dnia wyprawy


    Po dotarciu (zjeździe) do Kowar i obraniu kierunku do Kamiennej Góry zdecydowaliśmy się rozbić namioty na parkingu na podjeździe przy skałkach.
    Fajna miejscówka, nawet był potok, gdzie można było się umyć, choć woda lodowata :)
    Spać udajemy się ponownie około północy.

    Nocleg przed LEŚNĄ - Leśna - Czocha - Złotniki Lubańskie - Złoty Potok - Giebułtów - Wolimierz - Pobiedna - Świeradów Zdrój - Rozdroże Izerskie (767 m) - Szklarska Poręba - Piechowice - Jelenia Góra (Sobieszów) - Podgórzyn - Marczyce - Sosnówka - Karpacz - Ściegny - Kowary - miejscówka za KOWARAMI

    Dzień pierwszy, dzień trzeci :)



  • dystans : 75.73 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 06:19 h
  • v średnia : 11.99 km/h
  • v max : 60.22 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • MTB Marathon Krynica Zdrój

    Sobota, 4 lipca 2009 • dodano: 05.07.2009 | Komentarze 10


    Kolejny start w golonkowym cyklu … pełna nazwa tej edycji brzmiała: Krynica Adventure Race – to wypadało wystartować, koniecznie na giga po przygodę :)
    Motywacja była większa bo na te zawody zjechała ekipa Dampersów na górski debiut, czyli Damian i Czarek, oraz wraz z Nimi Arek – więc okazja do porównania formy … :)
    Pobudka o 7-mej, krzątanina śniadaniowo – sprzętowa i po 9-tej i zjechaliśmy z noclegowni na miejsce startu … Damian zaliczył glebę na mokrym asfalcie … W sektorze (trzecim) wszyscy ustawiliśmy się spokojnie i w połowie. Start nastąpił krótko po 10-tej, początkowo kręciliśmy lekko w dół po ulicy, by po chwili skręcić na podjazd (czerwony szlak) … tak jak myślałem – tam zaczęła się powolna selekcja. Zarówno Damiana, Czarka miałem tam w zasięgu wzroku, nie było sensu od razu atakować, zresztą całą trasę już przejechałem (klik1, klik2) :) Na tym pierwszym podjeździe jakoś nie mogłem złapać swojego rytmu … Po chwili wyprzedziłem Czarka, a następnie na pierwszym zjeździe Damiana … i tak już zostało do mety :) Nastapił trudny, błotnisty zjazd, zaszalałem trochę, parę osób wyprzedziłem i gdzieś Arka minąłem. Po chwili okazało się że pętla została skrócona w stosunku do tej co była naszkicowana na mapie (pewnie przez ilość błota – w nocy padało i na dwie godziny przed startem też na krótko spadł deszcz). Po zjeździe nastąpił początek długiego podjazdu na najwyższy punkt trasy: Jaworzynę (1114m). Arek mnie tam wyprzedził. Na tym podjeździe złapałem swój rytm i bez większego zmęczenia wjechałem na szczyt. Potem krótki zjazd do krzyżówki czerwonego z niebieskim i zaczął się długi, leśny zjazd, najpierw spoczko, a następnie … mega błotnisty, koła zapadały na 10 cm głębokości … o dziwo nieźle tam mi poszło i kilku na takiej trudnej nawierzchni wyprzedziłem. Po chwili był krótki, acz stromy podjazd i pojawił się żółty szlak, który biegł przez górne patrie … gdzieś tam na krótkim zjeździe znów Arka wyprzedziłem. W momencie, gdzie zaczynał się zjazd do Krynicy – pętla giga łączyła się z … mini i zacząłem ostre dublowanie Mini-owców. I stało się coś na szczęście niegroźnego - na zjeździe wpadłem w koleinę i lot przez kierownicę (chyba przy 35 km/h), wylądowałem wprost twarzą w błoto, na moim nosie pojawiła się ryska :) Po chwili jeszcze jedną błotną glebkę zaliczyłem. Po zjechaniu do Krynicy nastąpił początek kolejnego podjazdu biegnącego żółtym szlakiem na 864 metrowy szczyt (Huzary), gdzie znajduje się rozjazd giga, mega i mini. Zanim tam dotarłem (błotniście oczywiście), zaczęły się problemy z klejącym się do najmniejszej zębatki korby łańcuchem, nauczony doświadczeniem ze Szczawnicy, zabrałem ze sobą smar – w sumie trzykrotnie na całej trasie powtarzałem tą czynność … Podczas króciutkiego postoju i pierwszego smarowania znów (i po raz ostatni) Arek mnie wyprzedził. Techniczny zjazd do Tylicza pokonałem bez szaleństw. Jadąc przez Tylicz asfaltem uformowała się pięcioosobowa grupka i tak zajechaliśmy do skrętu na drogę z betonowych płyt. Natomiast szutrową drogę, po której była masa przejazdów przez strumyki (w tym jeden o głębokości ponad suport) pokonywaliśmy w pojedynkę – wszyscy swoim tempem. Przed kulminacją kolejnego podjazdu (pobliże Ostrego Wierchu, 938m) nastąpiła niesamowita, kamienista stromizna i wszyscy wprowadzali tam swoje rumaki. Ja niosłem swojego na plecach :) Kolejny techniczny zjazd - bez szarżowania pokonałem i dotarłem do wschodniego krańca całej trasy. Wtedy zacząłem powoli czuć, że ubywa mi sił. Dobrze, że na giga były cztery bufety – na każdym się zatrzymywałem i wcinałem coś, co się dało. Kolejny długi podjazd biegnący czerwonym szlakiem pokonywałem już wolnym tempem, byle by mi starczyło mocy na osiągnięcie mety na przyzwoitym wyniku. Po wjechaniu pojawił się długi zjazd, szeroki i szutrowy – zjechałem prawie bez kręcenia korbą. I znalazłem się w Izbach wraz z innym Dampersem (Łukaszem), który mi przez jakiś czas towarzyszył. Znów podjazd – tym razem kamienisty i tradycyjnie już błotnisty, w górnej części tegoż podjazdu przez błoto, które powodowało ciągły uślizg tylnego koła – wprowadzałem bika. Po zjeździe bez szaleństw do Mochnaczki Niżnej kolejny podjazd, asfaltowy i dość stromy. Potem skręt na żółty szlak – ten sam, biegnący do miejsca rozjazdu. Po wjechaniu na szczyt - zjazd w kierunku Góry Parkowej. Ja, przywyknięty do tych golonkowych końcówek spodziewałem się kolejnych niespodzianek – i też tak się stało :)
    Organizator urządził tam niezłą pętelkę typu XC, a ja w nogach miałem tyle długich wspinaczek i jechałem już na resztkach sił. Właśnie na stokach Góry Parkowej sporo ze mną się działo - pierwszy tamtejszy bardzo stromy zjeżdzik zjechałem bez problemów, następnie był podjazd po torze saneczkowym – znów przez błotko i zmęczenie fragment wprowadzałem, i wreszcie zjazd do mety, na niesamowicie stromym, trawiastym i śliskim downhillu wyskoczyła mi z mocowania do ramy linka tylnego hamulca … i od razu efektowne OTB :) Po chwili jeszcze trzy wywrotki zaliczyłem – bilans: kolejne rysy na nogach i łokciach. W końcu osiągnąłem metę :)
    Po mecie chwilę odpocząłem, udałem się na spotkanie z Karoliną i Darkiem – Oni widząc mnie i mój rower totalnie uwalonych byli pod giga wrażeniem :)
    Po tradycyjnym, serwowanym przez organizatora makaronie to już jazda do noclegowni i mycie rowerów z masy błota.

    83/142 - open GIGA
    28/54 - M3

    Wynik dla mnie całkiem przyzwoity i prawie identyczny jak w Szczawnicy :)
    Podsumowując – dla mnie był to jak do tej pory najcięższy giga maraton, tyle długich podjazdów, masa błota, dużo technicznych zjazdów …
    Jednym zdaniem: na całej trasie wszystko było, by w pełni poczuć się prawdziwym MTB-owcem :)

    Sektor trzeci, luzik w oczekiwaniu na start


    Na jednym z pierwszych zjazdów - jak widać korzennym :)


    To już w górnych patriach w drodze na Jaworzynkę ...


    Impresja zjazdowa :)


    Damian, Arek, Ja i Czarek twardziele po zawodach :)