top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 180980.79 km
- w tym teren: 65565.10 km
- teren procentowo: 36.23 %
- v średnia: 22.65 km/h
- czas: 331d 02h 14m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2024 button stats bikestats.pl 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

w górach

Dystans całkowity:19270.34 km (w terenie 8997.00 km; 46.69%)
Czas w ruchu:1148:52
Średnia prędkość:16.74 km/h
Maksymalna prędkość:83.56 km/h
Suma podjazdów:252556 m
Maks. tętno maksymalne:179 (102 %)
Maks. tętno średnie:166 (94 %)
Suma kalorii:3943 kcal
Liczba aktywności:298
Średnio na aktywność:64.67 km i 3h 52m
Więcej statystyk
  • dystans : 69.24 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 04:47 h
  • v średnia : 14.48 km/h
  • v max : 57.37 km/h
  • hr max : 173 bpm, 96%
  • hr avg : 141 bpm, 78%
  • podjazdy : 2244 m
  • rower : Scott Scale 740
  • MTB Złoty Stok i czeskie szuterki

    Niedziela, 17 kwietnia 2016 • dodano: 17.04.2016 | Komentarze 9


    Wreszcie wyskok w GÓRY !

    W końcu udało się zagadać z kompanem na porządny trening w górach z elementami przyjemnościowymi (oddawanie się pasji MTB i takie tam). Do sobotniego wieczoru nie byliśmy pewni wyjazdu, a to przez różne prognozy pogody - do tego się ma miejscowych znajomych, wystarczył telefon do Marka A. i nazajutrz o 6 rano można było wpakować rowery do drogbasowej fury i myk z radochą do Złotego Stoku. Jedyne obawy miałem takie - czy dotrzymam kroku na długich podjazdach systematycznie trenującemu Jarkowi (w tym roku wykręcił już 4800 km, a ja "zaledwie" 2350 km ... :).

    Postanowiliśmy że pokonamy połączenie trasy golonkowego mega z czeską Rychlebską 30 MTB i musi być minimum 2000 m w pionie.

    Po ruszeniu od razu mamy długi podjazd. Pięknie tam :)
    Po ruszeniu od razu mamy długi podjazd. Pięknie tam :) © JPbike

    Na znanym z GG podjeżdzie na Jawornik Wiekli zrobili taki oto gładki szuterek
    Na znanym z GG podjeździe na Jawornik Wielki zrobili taki oto gładki szuterek © JPbike

    Jak dobrze znów wybrać się w góry :)
    Jak dobrze znów wybrać się w góry :) © JPbike

    W górnych patriach to już pure MTB i można było obcować się z efektami potęgi sił natury
    W górnych partiach to już pure MTB i można było obcować się z efektami potęgi sił natury © JPbike

    Fragment zjazdu technicznym czerwonym do Orłowca. Poszło sprawnie :)
    Fragment zjazdu technicznym czerwonym do Orłowca. Poszło sprawnie :) © JPbike

    Kolejny długi podjazd. Trochę klimatycznego błotka się znalazło
    Kolejny długi podjazd. Trochę klimatycznego błotka się znalazło © JPbike

    Uphillując tegoż dnia, starałem się dotrzymać kroku Drogbasowi, nie było łatwo :)
    Uphillując tegoż dnia, starałem się dotrzymać kroku Drogbasowi, nie było łatwo :) © JPbike

    Taki tam kwietniowy widoczek z górkami i kościółkiem
    Taki tam kwietniowy widoczek z górkami i kościółkiem © JPbike

    Pora na konkretną wspinaczkę na Borówkową. Podjechane w całości :)
    Pora na konkretną wspinaczkę na Borówkową. Podjechane w całości :) © JPbike

    Nie ma to jak czeski browarek na wysokości 900 m.n.p
    Nie ma to jak czeski browarek na wysokości 900 m.n.p.m. © JPbike

    Fragmencik zjazdu z Borówkowej. Dla Drogbasa były to pierwsze górskie przeżycia na Canyonie :)
    Fragmencik zjazdu z Borówkowej. Dla Drogbasa były to pierwsze górskie przeżycia na Canyonie :) © JPbike

    Ach te czeskie i gładkie asfalciki. Trzeba będzie tu pokręcić szoską :)
    Ach te czeskie i gładkie asfalciki. Trzeba będzie tu pokręcić szoską :) © JPbike

    Zamek Jansky Vrch w Javorniku
    Zamek Jansky Vrch w Javorniku © JPbike

    Super punkt widokowy na trasie Rychlebskiej 30 MTB
    Super punkt widokowy na trasie Rychlebskiej 30 MTB © JPbike

    W końcu, po pokonaniu 55 km i osiągnięciu planowanych ponad 2000 m w pionie, tuż przed ostatnim i stromym atakiem na szczyt Borówkowej (tak, dziś dwa razy tą górę zdobywaliśmy) nogi moje utraciły powera i zmuszony byłem pospacerować na odcinkach z nachyleniem od 13% wzwyż. Na szczęście kryzysu nie było (mimo słabego śniadania). Zdecydowaliśmy że po zjechaniu z Borówkowej wracamy, a zaplanowany wcześniej ostatni ciężki podjazd wraz długim zjazdem na rynek w Złotym Stoku odpuszczamy.
    Czyli przede mną czeka trochę pracy, by na lipcowym Sudety MTB Challenge w miarę dobrze wypaść :)

    Na rockgardenie z Borówkowej wręcz zaszalałem :)
    Na rockgardenie z Borówkowej wręcz zaszalałem :) © JPbike

    Końcówka czewonego z Borówkowej. Mina Drogbasa mówi wszystko :)
    Końcówka czerwonego z Borówkowej. Mina Drogbasa mówi wszystko :) © JPbike

    No i 70 km po górach pokręcone. Zadowolenie pełne, tak trzymać !
    No i 70 km po górach pokręcone. Zadowolenie jest, tak trzymać ! © JPbike

    W sumie udany górski wypad spowodował że trzeba będzie częściej robić takie tripy z dużym przewyższeniem :)





  • dystans : 83.52 km
  • teren : 73.00 km
  • czas : 05:04 h
  • v średnia : 16.48 km/h
  • v max : 56.87 km/h
  • hr max : 169 bpm, 93%
  • hr avg : 145 bpm, 80%
  • podjazdy : 2226 m
  • rower : Scott Scale 740
  • Bike Maraton Jelenia Góra

    Niedziela, 21 czerwca 2015 • dodano: 23.06.2015 | Komentarze 9


    Mój dzień wyścigowy nr 100 !

    Pojechałem do Jeleniej Góry na giga u Grabka, bo jak na "Sierotę po Golonce" przystało – bardzo cierpię brakiem górskich przepraw MTB u GG :).

    Pobudka o 8, słabo się wyspałem, bo okazało się że w hoteliku nie włączyli ogrzewania, co przy temperaturze zewnętrznej poniżej 10°C w pokoju ledwo było 18°C. Od razu pierwsze myśli o tym że jubileuszowy wyścig nie pójdzie dobrze …

    Po zajechaniu do Parku Paulinum i zrobieniu krótkiej rozgrzewki bez problemu wypatruję same asy polskiego MTB, sporo ich się zjawiło. Jest nawet Maja i Ania od Krossa. W sumie nic dziwnego, bo to kolejna edycja PP w maratonie, a wkrótce są MŚ w maratonie.

    Grabek przydzielił mi 2 sektor. Może być. Tyle że w oczekiwaniu na start okazuje się że ów sektor jest za mały by pomieścić wszystkich, w efekcie startuję z poza barierek.

    Sam start zaskoczył wszystkich z ponad 1100 startujących, bo zamiast tradycyjnie puszczać sektory z 1-3 min. przerwami puścili nas wszystkich od razu. Całe szczęście że nie było tak źle – najpierw dwupasmówka tam i nawrotka (niektórzy skracali…), po tym skręt w teren, dość szeroki, więc zatorów w moim przypadku nie było.
    Na 3 km wyprzedzam … Maję i Anię :). Pierwsze 10 km to troszkę nudnawy przelot głównie polami i wioskami w stronę Rudaw (nie było mnie jeszcze tam). Tędy pomykamy małymi grupkami. Po nocnych i porannych opadach błotka nie brakowało, zatem dość szybko następuje taplanie i oblepianie wiadomo czym siebie i rumaka :). Okulary wędrują do kieszonki. I tak pomykamy, tasujemy się. Pierwsze podjazdy nie powalają i wchodzą mi spoko. Mija 15-20 km, zastanawiam się gdzie te obiecane 2300 m w pionie na giga ? :). Aż nagle zaskakuje nas długi podjazd zwany Łopatą, początkowo miłym szuterkiem, a końcówka ze 600m to nówka asfalcik i masakryczna ściana o nachyleniu max 20%, oj było bardzo ciężko, ale podjechane. Po tym skręt na dodatkową pętlę giga, która mocno mnie zaskakuje. Początek to wysoko położony odcinek po ciężkiej poopadowej nawierzchni, po tym ewenement jak na Grabka – wyjątkowo długi i techniczny zjazd. Z radochą zaszalałem i błyskawicznie uzyskuję jakąś przewagę. Po zjechaniu to następuje prawdziwa górska jazda. Okazuje się że na podjazdach nie radzę tak dobrze jakbym chciał, kilka sztuk powolutku i stopniowo mnie wtedy wyprzedza. W sumie konkretna dodatkowa 20 km pętla giga poszła sprawnie. Sporo błotnych odcinków i kamienistych zjazdów trzeba było pokonywać. Oponki WCS Shield średnio dawały radę w błotku. W pamięci utknęły mi momenty, jak na trudnych zjazdach wyprzedzałem gościa na wypasionym fullu Scott Spark 27.5 RC – zjeżdżał słabo, że chyba bał się najdrobniejszej ryski na karbonowym cudzie za grubą kasę :).
    W końcu ponownie wpadamy na pętlę mega, by najpierw jeszcze raz pokonać Łopatę. Oj, było jeszcze ciężej, z najwyższym trudem udało się podjechać. Po tym, czyli po 50 km zacząłem powoli czuć ubytek powera i narastające zmęczenie, 4 żele niewiele pomogły, widocznie mści się brak długich treningów, brak jazd w górach, no i niewyspanie. Wyprzedza mnie wtedy kumpel z OSOZ (Adam), a na ciężkim podjeździe na najwyższy punkt (przeszło 900 m) załatwiają mnie dwie bikerki (2 i 3 miejsce open). Po tym arcytechniczny, choć odrobinę krótki zjazd po sporych i mokrych kamieniach i korzeniach. Poziom zmęczenia i dekoncentracji powoduje że nie nadążam za wyborem slalomowego toru jazdy i centralne wjeżdżam w pokaźny głazik i OTB zaliczone (bez komplikacji, jedynie siodełko się odchyliło, uff). No i stopniowe dublowanko megowców się zaczęło. Dalszą część trasy przez zmęczenie słabo zapamiętałem, ale wiem że nadal było sporo fajnych przejazdów wśród górek, pagórów, no i masy błota :). Pamiętam również że dwa razy musiałem się zatrzymać by poprawić (dokręcić) odchylone siodełko, jak i ponownie mijałem Adama (czyścił uświniony łańcuch). Ostatnie 10 km to ponownie nudne pomykanie bez przewyższeń wśród pól i wiosek. Tam utraciłem kolejne kilka miejsc open. W końcu docieram do Parku Paulinum, ale najpierw pokaźna błotna przeszkoda – rów wypełniony błotnistą mazią po ośki, w który wjeżdżam z impetem, po tym „atrakcja”, czyli ponad kilometrowy fragment wczorajszej pętelki XC z mokrymi korzeniami i jedną błotną ścianką – byłem już ujechany że glebka tam była :). No i jest meta, a tam podchodzi do mnie Paweł (jechał mega) i pyta chyba coś w rodzaju „co tak długo ?” :)

    Pierwsze myśli … „nigdy więcej” … Mija kilkanaście minut … „jadę następne giga w górach” … :)

    97/162 - open giga
    34/58 - M3

    Strata do zwycięzcy (Piotr Brzózka) - 1:27.54, do M3 - 1:06:08
    Międzyczasy wskazują że jechałem w okolicy 82-85 pozycji, czyli środek krajowej stawki MTB, średniak ze mnie.

    Foto by Kasia Rokosz, Velonews.pl, Tomasz Tomes.
    Pierwsze kilometry. Tłoczno i błotniście
    Pierwsze kilometry. Tłoczno i błotniście © JPbike

    Napieram. Bez błota nie ma zabawy MTB :)
    Napieram. Bez błota nie ma zabawy MTB :) © JPbike

    Paskudny ten błotny rów. Urok MTB :)
    Paskudny ten błotny rów. Urok MTB :) © JPbike





  • dystans : 21.75 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 01:21 h
  • v średnia : 16.11 km/h
  • v max : 57.05 km/h
  • podjazdy : 547 m
  • rower : Scott Scale 740
  • Podgórski rozruch

    Sobota, 20 czerwca 2015 • dodano: 23.06.2015 | Komentarze 0


    Po sprawnym zajechaniu z Pawłem do Sosnówki Górnej i zakwaterowaniu się w hoteliku, od razu ruszyliśmy do Jeleniej Góry niestety autem, bo co jakiś czas popadywało. W Parku Paulinum organizowali "Jelenia Góra Trophy Maja Race". W tym roku owe zawody miały wysoką rangę, tuż przed Pucharem Świata. Kibice dopisali (my też), było co popatrzeć, szczególnie na technicznych odcinkach działo się :).
    Szkoda że nie jestem PROzawodnikiem z licencją - wystartowałbym ! :). Swoje wyścigi wygrali nasi najlepsi, odpowiednio Maja Włoszczowska i Marek Konwa.

    Parę fotek mojego autorstwa (strzeliłem tam ze 150 zdjęć) :)
    Maja Race 1
    Maja Race 2
    Maja Race 3
    Maja Race 4
    Maja Race 5
    Maja Race 6

    Po powrocie do noclegowni szybki wskok w kolarskie portki i jazda zrobić podgórską rozgrzewkę.
    Chłodnawo było, ledwo 10°C, zatem obaj odzialiśmy się ciut cieplej i od razu na podjazd.
    Wymyśliłem że zrobimy asfaltową pętelkę przez Borowice, Podgórzyn i Sosnówkę.

    Przy słwnym tramwaju w Podgórzynie
    Przy sławnym tramwaju w Podgórzynie © JPbike

    Sosnówka Dolna. Młodzik wymienia dętkę :)
    Sosnówka Dolna. Młodzik wymienia dętkę :) © JPbike

    Aha ... Paweł nie zabrał na przejażdżkę zapasowej dętki ani łatek, w efekcie 2x wjeżdżałem do góry pod hotelik :)





  • dystans : 10.70 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 00:48 h
  • v średnia : 13.37 km/h
  • podjazdy : 262 m
  • rower : Scott Scale 740
  • Rozgrzewka przedstartowa

    Sobota, 6 czerwca 2015 • dodano: 07.06.2015 | Komentarze 3


    Po spoko bezpośrednim zajechaniu do Dusznik-Zdroju, na Jamrozową Polanę (290 km od domu) przywitała mnie nie tylko piękna pogoda, ale i piękna górska sceneria.
    Ponoć to dopiero mój pierwszy w sezonie wyskok w góry. Baza zawodów została zlokalizowana w doskonałym miejscu - na trasach do narciarstwa biegowego i biathlonu (KLIK), na wysokości 665 m.n.p.m.

    Baza zawodów na Jamrozowej Polanie
    Baza zawodów na Jamrozowej Polanie © JPbike

    Rowerowy akcent w odpowiednim kolorze :)
    Rowerowy akcent w odpowiednim kolorze :) © JPbike


    Po powitaniu ze znajomymi wskok w kolarskie portki i myk na rozgrzewkę i zapoznawanko się z pętelką.

    Przy biathlonowej strzelnicy z rywalem, Arturem Zarańskim
    Przy biathlonowej strzelnicy z rywalem, Arturem Zarańskim © JPbike

    Na mostku. Orgi nieźle się napracowali. Te płotki i chorągiewki są miejscowe :)
    Na mostku. Orgi nieźle się napracowali. Te płotki i chorągiewki są miejscowe :) © JPbike

    To już pełen górski konkret (podjazd). Lubię TO :)
    To już pełen górski konkret (podjazd). Lubię TO :) © JPbike

    Widoczki też były
    Widoczki też były © JPbike

    Pokręciłem, podziwiałem widoki, powspinałem i pozjeżdżałem sobie, a reszta w wyścigowej relacyjce ... :)


    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 16.01 km
  • teren : 12.00 km
  • czas : 00:56 h
  • v średnia : 17.15 km/h
  • v max : 55.68 km/h
  • hr max : 175 bpm, 97%
  • hr avg : 157 bpm, 87%
  • podjazdy : 528 m
  • rower : Scott Scale 740
  • XC Duszniki-Zdrój - Jamrozowa Polana

    Sobota, 6 czerwca 2015 • dodano: 08.06.2015 | Komentarze 8


    Trzeci w sezonie start w MTB Hurom Series 2015. Tym razem miejscówka w górach – Duszniki-Zdrój, na Jamrozowej Polanie, na sporej wysokości (665 m), będąca dla mnie pierwszym w karierze startem XC w górach.

    Organizatorzy przygotowali pętelkę o długości 4 km i 140 m w pionie, wytyczoną na terenie do uprawiania narciarstwa biegowego i biathlonu. Zatem – start i meta asfaltowa przy strzelnicy, tzw. karne kółko dla pudłujących biathlonistów jako rundka rozciągająca i nawrót, typowo górskie szuterki podjazdowo-zjazdowe, troszkę odcinków z wykoszoną trawą, asfaltowy mostek, pokaźna i głęboka na ok. 30-40m dziura (rynna ?) w którą wjeżdżało się z pełnym rozpędem, takim by stamtąd szybko wydostać się pod górę :), porządny podjazd ze ścianką 24% (wg orga 29%) – poległem tam tylko na rozgrzewce, a w trakcie wyścigu za każdym razem podjechane. Na koniec pętelki był ciężki nawierzchniowo i szeroki singielek podjazdowy, po tym już tylko superszybki asfaltowy (v max) zjazd z łukami wprost do mety. Ogólnie spoko pętelka, bardziej kondycyjna niż techniczna.

    Po rozgrzewce na starcie Mastersów zjawiło się nas … 10 osób :). No to zrobiło się bardzo kameralnie, wesoło, a najliczniejszą obsadę stanowiła Wielkoplska :). Niska frekwencja to nie moja sprawka. No i ... jest super-szansa na upragnione pudło w XC, trzeba tylko dobrze robić swoje i znać rywali :).

    Start wyszedł mi średnio, na czoło szybko wychodzi Szymon Matuszak, za nim napiera Artur Zarański, kolejno Jan Zozuliński, Andrzej Jackowski i trzech mniej znanych gości, po tym ja. Dość szybko wchodzę w odpowiedni rytm i obroty, równie szybko, bo jeszcze w pierwszej połowie 1 okrążenia wyprzedzam tych trzech gości i od tego momentu w 100% elegancko jadę swoje :). Drugie okrążenie mija spoko, niemal cały czas mam na oku przede mną Zozulińskiego, czyli tempo moje jest dobre. Trzecie kółko też spoko, czułem się nieźle i tak jakbym z okrążenia na okrążenie coraz lepiej się rozkręcał. Jedno zdarzenie mijałem – Zozuliński zerwał łańcuch i dnf (wystartował jeszcze w Elicie i szerokie pudło ma). Czwarte i zarazem ostatnie kółko – zauważyłem że przybliżyłem się do Zarańskiego, który widocznie pod koniec osłabł, jednak przewaga jaką Artur wypracował na początku nie pozwoliła mi wygrać z nim, zabrakło pewnie jeszcze jednego okrążenia (44 sek. na kresce) … W końcu zadowolony mijam metę, bo wiem że pierwsze pudło w XC w końcu zdobyłem, HURA ! :).

    4/9 – open SuperMasters
    3/4 – Masters I

    Strata do zwycięzcy (Szymon Matuszak) – 4:44 min, dotychczas najniższa w karierze XC !
    W generalce tegoż cyklu jestem drugi, za wspomnianym Arturem. Finał 5 lipca w Mroczkowie Gościnnym.

    Zaraz po króciutkim rozjeździku podjechałem pod ławeczkę i z Gogolem podzieliłem swoje wrażenia z traski – „jest OK., brakuje tylko czegoś technicznego” :), następnie dotknąłem i podniosłem Scale 900 RC Matuszaka i zapytałem o wagę … 8.5 kg, no tak :).

    W oczekiwaniu na wskok na pudło, w doborowym towarzystwie oglądałem wyścig Elity – wygrał Michał Górniak. Frekwencja równie niska jak w Mastersach, ale o nudzie nie było mowy, bo na XC zawsze coś się dzieje.

    W trakcie dekoracji było jedno małe zamieszanie, bo nie wiedzieć czemu młodszy ode mnie o 9 lat Szymon Matuszak został sklasyfikowany w Masters II, zatem początkowo stałem nawet na srebrnym podium :). Po korekcie było OK., ważne że upragnione pudło w XC :).

    Kameralna stawka Mastersów :)
    Kameralna stawka Mastersów :) © JPbike

    W akcji na pierwszym kółku
    W akcji na pierwszym kółku © JPbike

    Wszystkie odcinki pętelki wchodziły mi sprawnie. To cieszy !
    Wszystkie odcinki pętelki wchodziły mi sprawnie. To cieszy ! © JPbike

    Atakuję najstromszą ściankę - 24% (może 29%) nachylenia !
    Atakuję najstromszą ściankę - 24% (może 29%) nachylenia ! © JPbike

    W 100% to jechałem swoje :)
    W 100% jechałem swoje :) © JPbike

    Ucisk dłoni ze zwycięzcą Mastersów :)
    Ucisk dłoni z Szymonem Matuszakiem - zwycięzcą Mastersów :) © JPbike

    W końcu jest upragnione pudło w XC !
    W końcu jest upragnione pudło w XC ! © JPbike






  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, podsumowanie

    Środa, 30 lipca 2014 • dodano: 30.07.2014 | Komentarze 24


    Druga z rzędu ponad dwutygodniowa sakwiarska wyprawa z Drogbasem dobiegła końca. Można powiedzieć że poziom zrealizowania tego co zaplanowałem waha się w przedziale 60 – 75%.
    Tym razem udaliśmy się do Rzymu, po drodze zmierzyliśmy się z niezliczoną ilością nie tylko alpejskich podjazdów, do tego na rowerach ważących z ponad 40 kg i obładowanymi z przodu i z tyłu sakwami plus wór transportowy.
    Pokonaliśmy w sumie 2035 km. Plan był taki – dziennie 160 km, mając po drodze do pokonania dwie sławne przełęcze (Hochtor 2504 m i Passo dello Stelvio 2757m). Pierwszą udało się zdobyć i … niestety okazało się że przeliczyliśmy się z ilością i trudnością podjazdów, do tego ciężkie rowery, nieźle grzejące słońce, brak większej ilości wolnego czasu, problemy z bolącymi kolanami na długich i siłowych podjazdach wykrzesały z nas tyle sił, że po dojechaniu do włoskiego kurortu Cortina d’Ampezzo trzeba było podjąć ciężką decyzję o rezygnacji z zaplanowanej trasy i kolejnych fantastycznych alpejskich arcywidoków. Musieliśmy skrócić drogę do Rzymu przez wybrzeże Adriatyku i stamtąd na południe do samego celu. A to z kolei i posługując się głównie samochodową mapą Włoch poskutkowało niezliczoną ilością błądzenia i jazdy bardzo ruchliwymi głównymi drogami, jeszcze do tego trzeba było pokonywać kolejne niespodziewane podjazdy i to nierzadko w upale. W końcu, na 100 km przed Rzymem wsiedliśmy do pociągu. W ostatnich dniach podróży dochodziło również do wielu nerwowych sytuacji jak i drobnych kłótni, mimo tego dotrwaliśmy razem do końca.
    Największym błędem jakie popełniłem w przygotowaniach było zamontowanie kasety 11-28, zresztą wystarczy sobie wyobrazić ile musiałem wkładać sił na pokonanie z sakwami np. Przełęczy Karkonoskiej, albo ponad 30 km do góry ze średnimi 12% na Hochtor i na Grossglockner …
    Niespodziewane pozytywy też były – poza powalającymi górskimi arcywidokami i pobiciem rekordu prędkości (83.56 km/h), mieliśmy okazje zjeżdżać w dół ponad 100 km, spotkaliśmy niemało rowerowych podróżników, w tym dwóch kolegów z łódzkiego (2 dni kręciliśmy w czwórkę) i sympatyczną Niemkę (fragment przejechaliśmy wspólnie), jak i mijaliśmy całą masę górskich szosonów z pozdrowieniami :)
    Z odwiedzonych krajów – Czechy, Austria, Włochy, San Marino i oczywiście Watykan, w którym nie zabrakło niedzielnego spotkania z papieżem Franciszkiem i odwiedzin grobu Świętego Jana Pawła II.
    Z miejscem na rozbijanie namiotu nie mieliśmy większych problemów, raz zdarzyło się nam spać na wysokości aż 2100 m.n.p.m. Natomiast w Rzymie czekała na nas wynajęta spoko kwatera.
    Zadowolony to jestem głównie z zobaczenia na własne oczy prawdziwego oblicza Alp widzianych z wysokości siodełka rowerowego (jeszcze tam wrócę), jak i zwiedzenia Watykanu, a z resztą to różnie bywało, takie życie.
    No i wielkie dzięki dla Jarka za towarzyszenie przez cały czas trwania wyprawy.

    Dzień 1 – Poznań – Dziwiszów, 251.39 km - klik do relacji
    Dzień 2 – Dziwiszów – Velenice, 133.35 km - klik do relacji
    Dzień 3 – Velenice – Pocepice, 151.09 km - klik do relacji
    Dzień 4 – Pocepice – Rozmberk nad Vltavou, 171.96 km - klik do relacji
    Dzień 5 – Rozmberk nad Vltavou - Roith, 151.95 km - klik do relacji
    Dzień 6 – Roith – Muhlbach am Hochkonig, 121.27 km - klik do relacji
    Dzień 7 – Muhlbach am Hochkonig – przed Grossglockner, 103.02 km - klik do relacji
    Dzień 8 – Przed Grossglockner – Innichen San Candido, 103.43 km - klik do relacji
    Dzień 9 - Innichen San Candido – Bes, 134.75 km - klik do relacji
    Dzień 10 – Bes – Riva, 188.30 km - klik do relacji
    Dzień 11 – Riva – Rimini, 163.26 km - klik do relacji
    Dzień 12 – Rimini – Santa Lucia, 119.67 km - klik do relacji
    Dzień 13 – Santa Lucia – Izzalini, 121.39 km - klik do relacji
    Dzień 14 – Izzalini – Attigliano – koleją do Rzymu, 76.50 km - klik do relacji
    Dzień 15 – Trochę zwiedzania i więcej błądzenia, 44.17 km - klik do relacji
    Dzień 16 – Nierowerowy, wizyta u papieża
    Dzień 17 – Powrót do PL, 24h jazdy autokarem


    Atakuję sławny podjazd na graniczną Przełęcz Karkonoską
    Atakuję sławny podjazd na graniczną Przełęcz Karkonoską © JPbike

    Praga zdobyta. Nad Wełtawą i most Karola w tle
    Praga zdobyta. Nad Wełtawą i most Karola w tle © JPbike

    Jazda przez południowe Czechy biegła przez masę pięknych pagórów
    Jazda przez południowe Czechy biegła przez masę pięknych pagórów © JPbike

    To już w Austrii. Deszczowych jazd na wyprawie mieliśmy kilka
    To już w Austrii. Deszczowych jazd na wyprawie mieliśmy kilka © JPbike

    W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :)
    W Linz nad Dunajem. Jak widać, jest OK :) © JPbike

    Wjeżdżamy w upragnione Alpy. Nad Halstattersee
    Wjeżdżamy w upragnione Alpy. Nad Hallstattersee © JPbike

    Jak widać, te góry robią wrażenie
    Jak widać, te góry robią wrażenie © JPbike

    W Bischofschofen. Kolejna skocznia zdobyta :)
    W Bischofshofen. Kolejna skocznia zdobyta :) © JPbike

    Zaczynają się najprawdziwsze alpejskie podjazdy. Lubię to :)
    Zaczynają się najprawdziwsze alpejskie podjazdy. Lubię to :) © JPbike

    Jazda w pięknej dolinie, w takiej scenerii to tylko kręcić :)
    Jazda w pięknej dolinie, w takiej scenerii to tylko kręcić :) © JPbike

    Atakuję słynną Hochalpenstrasse, ponad 30 km do góry !
    Atakuję słynną Hochalpenstrasse, ponad 30 km do góry ! © JPbike

    To coś robi wielkie wrażenie !
    To coś robi wielkie wrażenie ! © JPbike

    Najlepsza fotka z naszej wyprawy :)
    Najlepsza fotka z naszej wyprawy :) © JPbike

    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :)
    Wysokogórski biker. Strasznie tu wysoko i czadowo :) © JPbike

    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :)
    Tuż przed Hochtorem. Spotkanie z lipcowym śniegiem :) © JPbike

    Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m
    Pierwszy w życiu nasz nocleg na wysokości 2100 m.n.p.m © JPbike

    Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m)
    Dojechaliśmy nad lodowiec Pasterze. W tle szczyt Grossglockner (3798 m) © JPbike

    Piękny i długi alpejski zjazd
    Piękny i długi alpejski zjazd © JPbike

    Wjeżdżamy w Dolomity
    Wjeżdżamy w Dolomity © JPbike

    Górskiej jazdy po fajnym i gładkim szuterku nie zabrakło
    Górskiej jazdy po fajnym i gładkim szuterku nie zabrakło © JPbike

    Fajnie się tędy pomyka w dół :)
    Fajnie się tędy pomyka w dół :) © JPbike

    Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort
    Cortina d'Ampezzo, typowy alpejski kurort © JPbike

    Tu już zboczyliśmy z planowanej trasy. Sporo tuneli było do pokonania
    Tu już zboczyliśmy z planowanej trasy. Sporo tuneli było do pokonania © JPbike

    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko
    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko © JPbike

    Dojechałem nad Adriatyk
    Dojechałem nad Adriatyk © JPbike

    Kolejne niespodziewane podjazdy
    Kolejne niespodziewane podjazdy © JPbike

    Widokowe zjazdy
    Widokowe zjazdy © JPbike

    Dyskusja nad dalszą trasą z sympatyczną Niemką
    Dyskusja nad dalszą trasą z sympatyczną Niemką © JPbike

    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce
    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce © JPbike

    Tu mieliśmy dość kręcenia po górkach w upale i czekamy na pociąg
    Tu mieliśmy dość kręcenia po górkach w upale i czekamy na pociąg © JPbike

    Cel wyprawy osiągnięty !
    Cel wyprawy osiągnięty ! © JPbike

    Z cyklu - ja tam byłem :)
    Z cyklu - ja tam byłem :) © JPbike

    Troszkę nocnego Rzymu
    Troszkę nocnego Rzymu © JPbike

    Tłumy na Placu Św. Piotra
    Tłumy na Placu Św. Piotra © JPbike

    Spotkanie z papieżem Franciszkiem
    Spotkanie z papieżem Franciszkiem © JPbike




  • dystans : 76.50 km
  • teren : 4.00 km
  • czas : 04:38 h
  • v średnia : 16.51 km/h
  • v max : 54.20 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 14

    Piątek, 25 lipca 2014 • dodano: 25.10.2014 | Komentarze 2


    Noc, pobudka, śniadanie jakoś minęły nam i czas zwiać stamtąd.
    Jarek nadal był #^&!!#$!^%!!, nie miał chęci do jazdy, powiedział nawet że kończy z wyprawami. Mimo tego ruszyliśmy dalej bo Rzym coraz bliżej ...

    Ostatnia namiotowa miejscówka. Niby ładnie, w rzeczywistości wśród chaszczy i błotka
    Ostatnia namiotowa miejscówka. Niby ładnie, w rzeczywistości wśród chaszczy i błotka © JPbike

    Włoski klimacik i mijany szoson, mówimy nawzajem
    Włoski klimacik i mijany szoson, mówimy nawzajem "ciao" :) © JPbike

    Drogbas wręcz uwielbia zjazdy, to widać i ucieka mi :)
    Drogbas wręcz uwielbia zjazdy, to widać i ucieka mi :) © JPbike

    Po zjechaniu do pewnej krzyżówki okazuje się że trafiliśmy nie na tą drogę co planowałem. Mapa drogowa jaką mieliśmy zaczynała mnie !!#$!^%!. Trudno i trzeba było trochę nadłożyć km-ów. Przynajmniej mieliśmy kolejne ładne widoczki, takie jakie widać poniżej na fotkach ...

    Trip wśród skałek i tunelików
    Trip wśród skałek i tunelików © JPbike

    Takie tam zakrętasiki, górki i wiadukt
    Takie tam zakrętasiki, górki i wiadukt © JPbike

    No i są wąwoziki :)
    No i są wąwoziki :) © JPbike

    Mijane jeziorka i winnice też były
    Mijane jeziorka i winnice też były © JPbike

    Po dojechaniu do Attigliano zrobiliśmy postój na którym Jarek, widząc same górki wokół zaproponował abyśmy odpuścili tę walkę z czasem by tegoż dnia dotrzeć do Rzymu i byśmy zrezygnowali z wynajętej właśnie od tego dnia kwatery. Nie zgodziłem się. Ruszyliśmy dalej i okazało się że wg mapy zamiast bocznej prostej była kręta i konkretnie podjazdowa, co oczywiście mi nie pasowało. Zjechaliśmy z powrotem w dół na inną dróżkę, która z kolei się skończyła, a obok była autostrada. Upał wtedy był niezły. Zerknąłem na mapę i powiedziałem kompanowi że poddaję się w dalszym nawigowaniu. Mijała chwila, wróciliśmy do Attigliano, do marketu po piwo, Drogbas postawił i do tego przy kasie poznał miłą dziewczynę z Katowic co tam pracuje. No to opowiedzieliśmy jej o naszej wyprawie i dowiedzieliśmy się że większość dróg wokół prowadzi na autostradę, a z tymi bocznymi to trzeba byłoby się nieźle nakombinować jazdą wokół. Na szczęście pociągi tędy też jeżdżą i jesteśmy uratowani ! :) Dziewczyna ze Śląska napisała nam po włosku na kartce byśmy nie mieli problemów z zakupem biletów i faktycznie po bezproblemowym dotarciu na dworzec poszło gładko, nawet cena przejazdu nie powalała (100 km z rowerem za mniej niż 8 euro od osoby). W oczekiwaniu na nasz skład (jakieś 2 godziny) obaj odzyskaliśmy w miarę dobry humor :)

    Tu mieliśmy dość kręcenia po górkach w upale i czekamy na pociąg
    Tu mieliśmy dość kręcenia po górkach w upale i czekamy na pociąg © JPbike

    Włoskie koleje są spoko, to widać
    Włoskie koleje są spoko, to widać © JPbike

    W trakcie podróży Drogbas ucinał sobie drzemkę, a ja podziwiałem krajobrazy, faktycznie wokół same góry. Poza tym jak skład wjeżdżał do jednego z wielu tuneli to pierwszy raz w życiu odczułem nagły skok ciśnienia w przedziale. Wszystko przez to że okno było otwarte, a uszy moje ściskało. W sumie ciekawe przeżycie :)

    Tutaj Pendolino nie robi wrażenia, a u nas dopiero takie będą :)
    Tutaj Pendolino nie robi wrażenia, a u nas dopiero takie będą :) © JPbike

    Zaprawdę powiadam Wam że Rzym już od pierwszego spojrzenia nie zrobił na mnie większego wrażenia. Kręcąc ruchliwymi ulicami od dworca w stronę wynajętej kwatery odczuwałem typowe zachodnie miasto, wielokulturową mieszankę mieszkańców i pełno turystów z całego świata. Tylko te sławne starożytne zabytki jak najbardziej ratują sytuację, więc ...

    Cel wyprawy osiągnięty !
    Cel wyprawy osiągnięty ! © JPbike

    Do wynajętej kwatery dokręciliśmy bez większych problemów i na ponad godzinę przed czasem umówionego spotkania z gospodarzem. W trakcie oczekiwania na sąsiedniej ławeczce siedzieli ... podpici Polacy :). Trochę podgadaliśmy (chyba o tym jak oni tam żyją). W końcu zjawił się gospodarz, miły Włoch, rowerów nie pozwolił wnieść na górę, więc po zdjęciu sakw przypięliśmy je (z obawami) do płotka obok masy skuterów i chodem do spoko mieszkania. Zatem rozpakowanie, kąpiel, piesze wieczorne rozeznanie okolicy, zakup browarów i na tym zakończyła się nasza wyprawowa jazda do Wiecznego Miasta.

    Wreszcie w rzymskiej kwaterze. Można oblewać ile się chce :)
    Wreszcie w rzymskiej kwaterze. Można oblewać ile się chce :) © JPbike

    Dzień trzynasty, ostatnie 3 dni.




  • dystans : 121.39 km
  • czas : 06:35 h
  • v średnia : 18.44 km/h
  • v max : 65.08 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 13

    Czwartek, 24 lipca 2014 • dodano: 25.10.2014 | Komentarze 2


    Noc, pobudka, śniadanie i zwijanie się poszły sprawnie.
    Od czasu, gdy odbiliśmy się od adriatyckiego wybrzeża to humory mieliśmy średnie.
    A to przez presję czasu, a to przez nieplanowaną trasę, co za tym idzie nie wiedzieliśmy co nas będzie spotykać w drodze do Rzymu.

    Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka
    Nasza nieźle zakamuflowana krzaczorami miejscówka © JPbike

    Kręcimy dalej na południe
    Kręcimy dalej na południe. Krajobraz taki że nie wiem czy to Włochy czy Polska :) © JPbike

    Już podczas pierwszego postoju spotkaliśmy rowerzystkę z sakwami - to Tanja z Berlina. Jarek troszkę zna niemiecki i trochę sobie pogadali. Mówiła m.in. że my wyglądamy jak PROsi :). Tanja pokazała mi wydrukowaną mapę podroży, robiła rundkę po środkowych Włochach. Podczas postoju przy markecie Tanja poprosiła mnie bym zerknął na stan napędu jej nietypowego i rzadkiego roweru - masakra, łańcuch miała tak rozciągnięty że nie wiem :)
    A gdy wyszedłem z zakupami to Jarka zagadywał miejscowy emeryt, chyba fan kolarstwa, później jeszcze do rozmów dołączyła młoda para - ogólnie było wesoło :)

    Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :)
    Nie ujechaliśmy daleko i już mamy miłe towarzystwo :) © JPbike

    Trip przez włoskie miasteczka
    Trip przez włoskie miasteczka © JPbike

    Po dojechaniu do obrzeża Perugii nasze drogi się krzyżowały i czas na miłe pożegnanie z sympatyczną Tanją.

    Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco
    Przerwa na browarka. W cieniu bo gorąco © JPbike

    Kolejny konkret podjazd. Będzie padać
    Kolejny konkret podjazd. Będzie padać © JPbike

    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce
    Perugia. Sporo włoskich miast i miasteczek leży na górce © JPbike

    Klimatyczna uliczka w Perugii
    Klimatyczna uliczka w Perugii © JPbike

    Jeden z symboli Italii
    Jeden z symboli Italii © JPbike

    Bez komentarza :)
    Bez komentarza :) © JPbike

    Deszczykowa jazda po pagórach
    Deszczykowa jazda po pagórach © JPbike

    Parujący krajobraz widziany z boku
    Parujący krajobraz widziany z boku © JPbike

    Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był
    Rozpadało się na dłużej i tu sobie posiedzieliśmy, obiad też tu był © JPbike

    Zabytkowa część Todi
    Zabytkowa część Todi © JPbike

    Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h !
    Drogbas tam w dół rozpędził się na wyboistej (!) drodze ponad 80 km/h ! © JPbike

    Taki tam zamek po drodze
    Taki tam zamek po drodze © JPbike

    Się zaczął kolejny, niespodziewanie długi i konkretny podjazd na bocznej drodze. Ledwo co przekroczyliśmy 110 km a Jarek nagle mocno osłabł, a ja byłem tym stanem rzeczy zdziwiony. Trudno, bywa. No to zaczęliśmy szukać miejscówki, mijane na podjeździe kolejne skrawki ziemi z różnych powodów odpadały. Małej kłótni nie brakło. Raz Jarkowi było tak źle że rzucił rower na środku drogi i przy tym łamiąc róg na kierownicy. W końcu, po podjechaniu na jeden z setki okolicznych szczytów udało się coś znaleźć. Paskudne miejsce, przy przeoranym polu i w dodatku na błotnistym podłożu. Drogbas był #^&!!#$!^%!!, więc końcówkę tego dnia uznałem za najgorsze chwile naszej wyprawy.

    Dzień dwunasty, dzień czternasty.




  • dystans : 119.67 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 06:32 h
  • v średnia : 18.32 km/h
  • v max : 57.29 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 12

    Środa, 23 lipca 2014 • dodano: 22.10.2014 | Komentarze 0


    Gdy się zbudziłem, wyszedłem z namiotu by zrobić porządek w sakwach to zastanawiałem się czemu tak długo Drogbas dalej spał. Jak się obudził to wyglądał nie najlepiej i nie miał chęci by jechać dalej, wymyślił nawet że może by skorzystać z pociągu do Rzymu. Początkowo nie miałem pojęcia co jest grane. Okazało się że w nocy musiało nieźle napadać, mimo że rano chaszcze wokół były suche. W namiocie, na części gdzie spał Jarek przeciekało na podłogę i kompan chyba przez to nie mógł zasnąć. Sprawdziliśmy namiot od spodu i nic podejrzanego nie znaleźliśmy. Po tym też zacząłem myśleć nad wariantem dalszej jazdy do Rzymu. W końcu jednak udało się pozwijać obozik i ruszyć dalej. No i się zaczęły upały, które jak się później okazało, poza jednym wyjątkiem towarzyszyły nam już do samego końca wyprawy.

    Wjeżdżamy do San Marino
    Wjeżdżamy do San Marino © JPbike

    Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem
    Główna droga w małym państwie jest konkretnym podjazdem © JPbike

    Wjeżdżając pod górkę można dostrzeć w oddali Adriatyk
    Wjeżdżając pod górkę można dostrzec w oddali Adriatyk © JPbike

    Widok na Monte Titano (756 m)
    Widok na Monte Titano (756 m) © JPbike

    Jeszcze w trakcie początkowych km Jarek mocno zostawał w tyle, nie jest z nim dobrze - pomyślałem. Podczas odpoczynku by odsapnąć kompan informuje mnie że musi uciąć 2-3 h drzemkę. No to po podjechaniu i wydostaniu się z miasta zjechaliśmy na niefajne miejsce na postój. Jarkowi nie udało się pospać, nie miał humoru i zaczynał nawet żałować że w ogóle wybrał się na tą wyprawę. To były ciężkie chwile. Mimo tego ruszyliśmy dalej.

    Kręcimy dalej. Jak sie później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu
    Kręcimy dalej. Jak się później okazało - takie górzyste okolice mieliśmy aż do Rzymu © JPbike

    Takich zabytków na szczytach było sporo
    Takich zabytków na szczytach było sporo © JPbike

    Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :)
    Przerwa na obiad. Ładnie tam, chociaż w Alpach było ładniej :) © JPbike

    Po powyższej przerwie Jarek odżył, ulżyło nam i można było spokojnie kręcić dalej :)

    Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo)
    Wjechaliśmy do sławnej Toskanii (prowincja Arezzo) © JPbike

    Kolejne niespodziewane podjazdy
    Nie spodziewałem się że tego dnia będziemy wjeżdżać na taką wysokość © JPbike

    Na szczycie musiałem trochę poczekać na Jarka, a ten jak dojechał to był na mnie zły bo po drodze nie wiedział czy jedzie dobrym kierunkiem i coś tam tłumaczył że ma dodatkowy balast w postaci namiotu. Na pytanie odnośnie przełożenia namiotu do mnie - odmówił.

    Widokowe zjazdy
    Widokowy zjazd © JPbike

    Po zjechaniu do doliny, skierowaliśmy się zgodnie z mapą na długą prostą. Po drodze mieliśmy ochotę na pizzę, ale okoliczne knajpki właśnie zamykali, ledwo zdążyliśmy przed zamknięciem sklepu kupić pieczywo. I tak kręciliśmy dalej, szukając miejscówki. Po krótkich poszukiwaniach coś się znalazło tuż przy drodze i obrośnięte krzaczorami wokół. Zatem po rozbiciu namiocika jeszcze kolacyjka i spać.

    Dzień jedenasty, dzień trzynasty.




  • dystans : 188.30 km
  • teren : 2.00 km
  • czas : 07:48 h
  • v średnia : 24.14 km/h
  • v max : 53.24 km/h
  • rower : Sztywna Biria
  • Poznań - Alpy - Rzym, dzień 10

    Poniedziałek, 21 lipca 2014 • dodano: 14.10.2014 | Komentarze 3


    Nazajutrz Drogbas poinformował mnie że coś tam w nocy popadywało, faktycznie poranek był pochmurny, a chaszcze wokół mokre. Więc zwinęliśmy namiot i przenieśliśmy się do poniższego miejsca na boisku.

    Pochmurny poranek, godz.6:52. Tu się schowaliśmy
    Pochmurny poranek, godz. 6:52. Tu się schowaliśmy © JPbike

    Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej
    Czas na śniedanie, smarowanie napędu i można kręcić dalej © JPbike

    No i ruszyliśmy, w dalszym ciągu cały czas lekko w dół i wśród widocznych na poniższych fotkach górskich krajobrazów.

    W drodze nad Adriatyk (1)
    W drodze nad Adriatyk (2)
    W drodze nad Adriatyk (3)
    Kolejny tunel


    W końcu się wypłaszczyło i bez rewelacji dojechaliśmy do okolic Wenecji.


    Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko
    Okolice Wenecji. Typowe włoskie miasteczko © JPbike

    Gdy tylko zbliżyliśmy się do wybrzeża to w Mestre się zaczęło kolejne błądzenie i szukanie właściwej drogi.
    I tak trochę czasu zleciało, w końcu się udało trafić na tą drogę, i nagle zauważyliśmy przy barze dwóch Polaków i to też rowerowych podróżników. Po poznaniu się - to Robert i Wojtek z Łódzkiego i okazało się że tez jadą w stronę Rzymu i po tym jeszcze dalej, pozazdrościć im tyle wolnego czasu (studenci). Więc zagadujemy się na wspólną dalszą jazdę. Droga przed nami okazała się bardzo długą prostą i to płaską, napieraliśmy wprost konkretnie i ze zmianami. Najbardziej z takiego tempa zadowolony był oczywiście Drogbas :)

    Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :)
    Jak dobrze spotkać rodaków i to też rowerowych wyprawowiczów :) © JPbike

    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko
    W okolicach adriatyckiego wybrzeża kręciliśmy w czwórkę i to dość szybko © JPbike

    Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam ramę na szoskę, tylko jak zabrać ?
    Przerwa obiadowa przy opuszczonym warsztacie. Znalazłem tam klasyczną ramę na szoskę, tylko jak zabrać ? © JPbike

    Tu się wspólnie rozbiliśmy. Spoko miejscówka
    Tu, w pobliżu naszej drogi wspólnie rozbiliśmy obóz. Spoko miejscówka © JPbike


    Dzień dziewiąty, dzień jedenasty.