Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177234.97 km
- w tym teren: 64392.10 km
- teren procentowo: 36.33 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 323d 19h 08m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1120
do 50 km - 1213
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 232
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 89
Solid MTB - 30
sprzęt - 44
szoska - 435
Uphill race - 8
w górach - 297
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Październik - 7 - 13
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
w górach
Dystans całkowity: | 19097.61 km (w terenie 8931.00 km; 46.77%) |
Czas w ruchu: | 1138:25 |
Średnia prędkość: | 16.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.56 km/h |
Suma podjazdów: | 248850 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Suma kalorii: | 3943 kcal |
Liczba aktywności: | 294 |
Średnio na aktywność: | 64.96 km i 3h 53m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 18 września 2017 • dodano: 18.09.2017 | Komentarze 8
Zaległy urlop, który spędzam w Karkonoszach.
Na te kilka dni zabrałem w góry swoje dwa rumaki - górala i szoskę.
Wczoraj udany wyścig więc dziś czas na tytułowy trip po okolicznych górkach, przełęczach, wioskach, miasteczkach, wśród lasów i pól, no i najważniejsze - widoczków. Ruszyłem o 10:30, pogoda dopisała - dużo słońca i znośny chłodek (13°C). Pętla jaką zaplanowałem to kurs kolejno przez Rudawy Janowickie, Pogórze Kaczawskie, Kapella, Jelenia Góra i podnóże Karkonoszy.
Ruszam na podgórskie (z górkami też) rozjazdowe szosowanie © JPbike
Główny deptak w Kowarach © JPbike
W Kowarach jest pełno poniemieckich architektonicznych budynków, w różnym stanie © JPbike
Nie ma to jak boczne podgórskie asfalciki. Tu natrafiłem na fragmencik grabkowego ścigu © JPbike
Panoramka na prawie całe Karkonosze delikatnie zasłonięta przez dwie górki (skojarzenia...) :) © JPbike
Pałac (mocno zaniedbany) w Wojcieszowie © JPbike
Łysa Góra w tle. Tam ścigaliśmy się u Kaczmarka miesiąc temu © JPbike
Na Rynku w Jeleniej Górze © JPbike
Niedziela, 17 września 2017 • dodano: 17.09.2017 | Komentarze 0
Karpacz (stadion) - Karpacz Górny (OW Stokrotka).
Fajnie się rozgrzewa na takim uphillu w temp. 11°C :)
Niedziela, 17 września 2017 • dodano: 17.09.2017 | Komentarze 6
Druga edycja charytatywnego maratonu organizowanego przez Rotary Club na moich ulubionych górskich rewirach - w Karkonoszach. Rok temu zaliczyłem tam życiówkę (4 open i 1 M4) - to wystarczyło by z radochą oczekiwać startu w kolejnej edycji i miło byłoby powtórzyć ów sukcesik :)
Dzień przed zawodami w Karpaczu solidnie popadało i ochłodziło się do poziomu 10°C. Poranek wita nas piękną pogodą (później pochmurną) i znośnym chłodkiem. Jako że start jest w górnej części Karpacza to bez zastanawiania zrobiłem rozgrzewkę w postaci uphillowego dojazdu z noclegowni - parokrotnie musiałem zwalniać bo tętno zbliżało się do maratonowych wartości :)
Na miejscu startu spotykam Zbyszka i Patryka od ERki, panuje spokojna atmosfera, żadnych barierek, zero spiny, po prostu po odprawie ruszamy na właściwy start - na początek Drogi Chomontowej. Ustawiam się w 1/3 stawki. Po przyjrzeniu się potencjalnym rywalom to ze znanej czołówki rozpoznaję jednego - Michał Ficek, czyli jest szansa na super wynik w moim wykonaniu. No i poszli. Na początek krótki, acz troszkę konkretny podjazd na szczyt Chomontowej. Będąc całkiem rozgrzanym i mając na koncie tylko jeden trening w tygodniu to jadę swoje i powolutku, acz stopniowo wyprzedzam i kolejne oczka w górę zdobywam. Tuż przed szczytem zauważam przed sobą ze 10-15 osób z czuba, czyli jest nieźle. Pora na długi, szybki i szutrowy zjazd - pognałem na maxa, rozpędzając się niemal do 70 km/h (po powrocie i zgraniu danych strava mnie zaskoczyła że zdobyłem tam KOMa!) i do tego wyprzedzając dwóch rywali (w tym Patryka). Po zjechaniu jeden defekciarz mijany i trochę podjeżdżania asfaltową Drogą Sudecką (bez zmian w rywalizacji). Po tym troszeczkę technicznego zjazdu (jeden masters solidnie przyglebił) i czas na podjazd starym asfaltem na Dwa Mosty - zostałem wyprzedzony przez dwóch (w tym Patryka), jak i ja sam znacznie przybliżyłem się do poprzedzającej grupki. Po wjechaniu zjazd asfaltowo - szutrowo - kamienisto - błotnisty, nachylenie nie powala (ledwo 45 km/h), zjeżdżam z głową i bez szaleństw, a w dolnej części zjazdu mam przed sobą dwóch kolegów (Radek od Rybek i znów Patryk), po czym doganiam ich, tworzymy grupkę i następuje długa, miła sekcja podgórskich szuterków raz długo do góry, raz długo w dół. Wychodzi na to że my trzej jesteśmy skazani na współpracę - każdy z nas próbował ataków i za każdym razem nieudanych. W końcu, po przejechaniu ze 28 km trasy coś zaczęło się dziać - dochodzi nas kolega z ERki (Jarek), do szczytu długiego podjazdu jedziemy w czwórkę, a na długim zjeździe z łukami przekonuję się że moi towarzysze gorzej radzą z szybką techniką zjazdową. Jarek zostaje z tyłu, znając końcówkę trasy (będzie jeszcze jeden podjazd) decyduję się nie atakować i troszkę odpocząć, by spróbować na końcowym podjeździe. I tak wraz z Patrykiem i Radkiem wspólnie zjeżdżamy i pokonujemy odcinek góra - dół, za nami dwóch rywali próbowało nas dojść, a my mocno pedałując nie daliśmy się pokonać. W końcu ostatni dłuższy podjazd - wychodzę na czub, pokonujemy krótką ściankę i mimo że nie cisnę pod górę w 100% to zaczynam wyraźnie odjeżdżać Radkowi i Patrykowi, na szczycie uzyskuję ze półminutową przewagę, krótki zjazd, krótki podjazd i jest zjazd po stoku narciarskim do mety w Szklarskiej Porębie. To był mój bardzo udany maraton :)
9/82 - open
1/31 - M40
Strata do zwycięzcy open (Michał Ficek) - 17:48 min
Fotki by Korona Karkonoszy i mój tata.
Moja grupka w akcji © JPbike
Z tymi spoczko kolegami przyszło mi wspólnie kręcić przez dłuższy czas, wszyscy są z WLKP :) © JPbike
Miłe chwile. Sukcesik sprzed roku powtórzony :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, maratony, w górach, podium, te szerokie też
Niedziela, 13 sierpnia 2017 • dodano: 15.08.2017 | Komentarze 7
W końcu cykl Kaczmarek Electric MTB organizujący maratony głównie na terenie Wielkopolski i Lubuskiego odważył się na słuszny krok - w prawdziwych górach. Tym razem w nowej lokalizacji, w Dziwiszowie koło Jeleniej Góry, a właściwie na rozległej górskiej polanie, przy stacji narciarskiej Łysa Góra. Po tamtejszych Górach Kaczawskich, którędy poprowadzili trasę, do tej pory kręciłem terenowo tylko raz, pora to nadrobić :)
Tegoż dnia Unit Martombike Team wystawił liczny skład - mnie, Adriana, Wojtka, Przemysława, Marcina i Tomka, nawet w miasteczku zawodów zjawiło rzucające się w oczy stoisko Martombike, producenta naszych świetnych kolarskich ciuszków. Pogoda w 100% dopisała kolarsko, zarówno pod względem temperatury, nasłonecznienia i chmurek.
Na temat przedwyścigowych opisów trasy różnych autorów, to żaden na mnie nie zrobił wrażenia poza tym że giga ma do pokonania „zaledwie“ 60 km i pokaźne 2300 m podjazdów (mi wyszło jeszcze więcej, o tym w opisie).
Rozgrzewkę odbyłem krótką (5 km) ale wystarczającą. Jako jedyny z teamu startowałem z pierwszego sektora, a tradycyjnie już z jego ogona, zresztą czekanie ze 40 min w czubie jest dla mnie bez sensu. Po ruszeniu od razu solidny i krótki podjazd na ... najwyższy punkt trasy. Jadę swoje, nic nie tracę, ani nic nie zyskuje, zauważam że nie jadę ostatni z jedynki - za mną jest kilkanaście osób. Po wjechaniu na kaczawski teren się zaczęła zabawa MTB. W mojej części stawki szybko się porozciągało i od razu mogłem robić swoje górskie umiejętności, na podjazdach szło przeciętnie, a na tych trudniejszych zjazdach z dodatkiem błotka - póki szerokość ścieżki pozwalała to szybko przebijałem się do przodu. Problemy z trakcją na błotnych odcinkach sprawiały mi tylko nieodpowiednie i starte w połowie Racing Ralphy - w sumie na całym giga zaliczyłem mnóstwo poślizgów i zero gleb, chociaż momenty były.
Aż tak kolorowo na pierwszych km nie było - kilka razy mnie przyblokowywali i zgodnie z moimi przewidywaniami szybko doszli nas ci z dwójki. Po zjechaniu na miły i widokowy szuterek głównie podjazdowy z domieszką starego asfalcika dogania mnie Adrian, pyta „jak tam“, mówię że dopiero się rozkręcam i faktycznie cały ów szeroki odcinek pokonujemy razem, trochę gaworzymy, kilka rywali załatwiamy, po drodze podziwiając widoczki :). Zauważam również że i Wojtek jedzie blisko za nami, to daje mi do myślenia że tegoż dnia nie będzie z mojej strony super wyniku. Na szczycie, będącym rozjazdem mini wcinam pierwszego z czterech żeli, Adrian ku mojemu zdumieniu gna w dół tak, że mi odjeżdża, po chwili wpadamy na superbłotny fragment z koleinami - było tyle tańcowania że ostatecznie tracę kontakt (nie wzrokowy) z kolegą teamowym. Po tym sekcja zjazdowo - asfaltowo (wioska) - podjazdowa i wpadamy na długi, superciężki (max 22%), trawiasty podjazd na arcywidokową Górę Szybowcową (lotnisko). Na moim 1x10 (34/40) z trudem udało się całość podjechać. Podjeżdżając tędy zarówno przede mną widziałem grupkę z Adrianem, jak i za mną z Wojtkiem - obaj w odległości ze 100m ode mnie. Na szczycie bufet, samoloty, widoczki i czas na zjazd - tak się zdekoncentrowałem że nie zauważyłem skrętu w las i w efekcie zjechałem kilkaset metrów wprost po polanie dół ... Oczywiście po zorientowaniu się że jadę nie tędy następuje nawrotka, muszę zrobić wypych i przewyższenia u mnie wzrosły. Okazuje się że nie jestem sam co się tędy gubi - w trakcie wypychu jeszcze dwie osoby robią to samo, poza tym mogłem popatrzeć jak Przemysław podjeżdża w licznej grupce. Gdy do końca wypychu zostało mi ze 50m to Wojtek właśnie wjeżdżał we właściwy skręt. I tak ładne ciężko wypracowane kilka minut straciłem. Po wjechaniu na właściwą ścieżkę wtapiam się w kilkuosobową grupkę i po pokonaniu odcinka przez las oczom ukazał się arcywidokowy zjazd, choć z ciężką nawierzchnią (wykoszone chaszcze z wertepami). Zjechane sprawnie, z jednym momentem bliskim OTB. Kolejny podjazd z fragmentem do wypychu, znów kawałek ciężkiej nawierzchniowo polany i czas na techniczny zjazd (stara rowerowa trasa DH) - zaszalałem co poskutkowało ucieczką z grupki, dogoniłem Wojtka (akurat glebnął na skośnym korzeniu), no i zaliczyłem lekkie „puk“ w drzewo (przez rozsypane kamienie). Na dolnej części zjazdu ponownie paskudne wykoszone chaszcze nie ułatwiały sprawy - zaliczone dwa postoje bo spadł mi łańcuch i znów muszę gonić wspomnianą grupkę z josipem. Skutecznie poszło. Po tym gruppen podjazd dość wąski, leśny i przyjemny z ostrą końcówką prowadzący ponownie na Górę Szybowcową. Wyprzedził mnie wtedy mocny rywal z M4 - M. Zabłocki z VW (po defekcie). Po wjechaniu, na mijance zauważam kilka znanych twarzy z czołówki - czyli giga ponownie będzie wjeżdżało na lotnisko po tej ciężkiej trawie (w sumie czterokrotnie zdobywaliśmy ową górę). Techniczny zjazd z tędy poszedł sprawnie i długo oczekiwany rozjazd mega/giga - z mojej grupki dwóch skręciło na ten cięższy dystansicho, z czego jeden po 2 km ... zawrócił :) I tak nastąpiła jazda po znanych mi już ścieżkach, w większości pomykałem już sam. Zastanawiało mnie tyko gdzie jest Wojtek - wypatrzyłem go za mną po paru km na dłuższym podjeździe na odkrytym terenie. Stopniowo czułem narastające zmęczenie, ubytek powera i mikroskurcze w nogach - brak spożytego przed startem magnezu z B6 zrobiło swoje. W końcu wspomniany trawiasty podjazd - niestety, odcinek z największą stromizną zbutowałem. Na następny ciężki górski maraton zmodyfikuję napęd na lżejsze przełożenia (32/46), zresztą już w Alpach przekonałem się o tym. Kolejne gigowskie kilometry poszły sprawnie, aż w końcu na końcówce zjazdu doszedłem dwie znane mi sylwetki - kolega z Cellfastu i Kasię H.M. Gdy tylko zaczął się ostatni podjazd na lotniskową górę to zaatakował mnie skurcz w prawej nodze, tak silny że musiałem na minutkę stanąć, tracąc przy tym jedną pozycję. Później wyprzedził mnie jeszcze jeden gość, zostałem dogoniony przez josipa, któremu po technicznym zjeździe poinformowałem o moich skurczach i by jechał dalej swoje - tak zrobił. W tamtym momencie pokonywaliśmy przedostatni podjazd, trochę rywalizacyjnie się zrobiło - wyprzedzamy ostatniego z mega, z zaskoczenia i niewiadomo skąd załatwia nas Gosia Zellner, Wojtek widocznie wyciska z siebie ostatnie podkłady sił, a ja będąc już solidnie zmęczony doganiam i wyprzedzam jednego rywala. Jeszcze tylko potwornie śliski i superbłotny płaski fragment i na koniec podjazd z zawijasami po stoku narciarskim, byłem tam gorąco dopingowany przez teamową wiarę i w końcu szczytowy wjazd na metę. Oj, było ciężko, ale dostałem w kość tak jak chciałem :)
54/62 - open giga
7/11 - M4
Strata do zwycięzcy (Przemek Rozwałka) - 1:24:47 godz, do M4 (Tomek Jaworski) - 53:27 min
Poziom na giga u Kaczmarka jest kosmiczny, co przy mojej fizycznej pracy nawet nie zbliżę się do połowy stawki ...
Strata do szerokiego pudła - 13:19 min, grubo, zatem gdybania nie będzie i z radochą otwieram litrowy browar :)
Fotki by DGR Racing Team, Karolina Zając, Foto MTB.
Start. Nie ostatni z pierwszego sektora ruszałem © JPbike
W akcji. Trochę błotka tam było :) © JPbike
Nie ma to jak teamowy doping na końcowych i podjazdowych metrach :) © JPbike
Jest meta. Nie pamiętam czy kiedykolwiek miałem maraton z metą na górce :) © JPbike
Dokumentacja jakby ktoś pytał o ilość błota :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Kaczmarek Electric, maratony, w górach
Sobota, 12 sierpnia 2017 • dodano: 14.08.2017 | Komentarze 3
Po dojechaniu i zakwaterowaniu się w Wojcieszowie zmontowaliśmy ekipę Unitów Martomów na górską rozgrzewkę przed jutrzejszym maratonem. Plan na tytułowe kręcenie - jedziemy bocznym i widokowym asfalcikiem na miejsce startu i mety, do stacji narciarskiej na Łysej Górze.
Na najwyższym punkcie rozgrzewki (690 m). Mój sprawdzony patent na uśmiane twarze działa od lat :) © JPbike
Po drodze między innymi były takie oto widoczki :) © JPbike
Testowaliśmy również różne aero pozycje zjazdowe ... © JPbike
Kategoria do 50 km, w górach, w towarzystwie
Piątek, 21 lipca 2017 • dodano: 24.07.2017 | Komentarze 10
Tegoż dnia padł pomysł na zrobienie sporego wysokogórskiego tripu (raczej wyrypy) przez piękną Szwajcarię. Fotorelacja starczy by pokazać to co przeżyliśmy na trasie - było niemal wszystko, łatwe i ciężkie podjazdy, takowe zjazdy, wypych i sprowadzanie, miłe szuterki, troszeczkę asfaciku, piękne szwajcarskie miasteczko, rozległa górska przestrzeń, alpejskie super widoczki - czego chcieć więcej ? :)
Zaczynamy solidny alpejski podjazd © JPbike
Po odbiciu na właściwy szlak trzeba było atakować ze 15%-25% do góry © JPbike
Arcywidoczek :) Tam w oddali popadało, nas też parę kropel dosięgło :) © JPbike
Przy takim nachyleniu nie wszędzie dało się podjeżdżać i był wypych © JPbike
Nie ma to jak taka boska chwila odpoczynku :) © JPbike
No i wjechane na 2694m. Lubię takie chwile :) © JPbike
Pora na zjazd. Stromy i wymagający © JPbike
Stromego zjazdu c.d. plus widoczek :) © JPbike
Mina Drogbasa mówi że zjazd był wymagający © JPbike
Pora na miły szwajcarski szuterek zjazdowy © JPbike
... i taki singielek :) © JPbike
Po zjechaniu było trochę km-ów po takiej rowerówce. Szwajcaria to bardzo bogaty kraj © JPbike
Pięknie tam :) © JPbike
Wjeżdżamy do Pontresiny © JPbike
Owe miasteczko nas zszokowało - wszystko czyste i full zadbane © JPbike
Fajnie się tędy kręci :) © JPbike
Szwajcarskie prawie czterotysięczniki © JPbike
Klimatyczny wodospad. Tutaj dopadł nas deszcz i schowaliśmy się na parę minut © JPbike
Fajny singielek podjazdowy © JPbike
Troszkę deszczowej jazdy (chociaż tego nie widać) :) © JPbike
Zaczynamy długi, mozolny i arcywidokowy podjazd © JPbike
Przygoda z bykiem. Trzeba było go przepędzać :) © JPbike
Chwila przerwy :) © JPbike
Alpejski majestat gór :) © JPbike
... :) © JPbike
Wysokogórskie bajorko (ponad 2400m) :) © JPbike
Fotka dnia. Było super warto się męczyć na podjazdach dla takiej chwili :) © JPbike
Taka tam wysokogórska jazda :) © JPbike
Okazało się że nasz ostatni zjazd to szlak pieszy i raczej to był spacer nad przepaścią © JPbike
Nie powiem, idąc z rowerem tędy przeżyliśmy mrożące krew w żyłach momenty © JPbike
Spotkać z rowerem takie wysokogórskie łańcuchy to już COŚ :) © JPbike
Jak tędy przejechać ? © JPbike
Lepiej tędy nie ryzykować, nawet gdy się jest wytrawnym technikiem zjazdowym © JPbike
Po zejściu już tylko luzik asfaltowy zjazd do naszego miesteczka © JPbike
No dobra, sprowadzając na powyższym szlaku pieszym nad przepaścią przez moment zgubiliśmy właściwą ścieżkę i lekko zabłądziliśmy - w efekcie schodząc z rowerem po kamieniach pośliznąłem się i ... puk w twarz :(
Rower cały, tylko kierownicę trzeba było naprostować.
Szlify na twarzy zaliczone © JPbike
Alpejskie szuterki są bardzo wymagające - tylna opona w ciągu kilku dni trochę straciła klocki © JPbike
Na koniec alpejskich super przygód - w sumie pokręciliśmy po górach 292 km i 8796 m w pionie :)
Sobota w Livigno była dniem regeneracyjnym. Na głównym deptaku wiary jak na Krupówkach.
Natomiast w niedzielę czas na powrót do PL - spoczko jazda, 16 godzinna. Udany urlop !
Kategoria do 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Czwartek, 20 lipca 2017 • dodano: 21.07.2017 | Komentarze 11
Dzień "lajtowy" na urlopie - nie jesteśmy już młodzieniaszkami by codziennie robić w terenie 100 km i 3000 m podjazdów :)
Padł pomysł na odwiedzenie Bike Parku Mottolino. Zatem najpierw obcykany w poniedziałek asfaltowy podjazd na Passo Eira (2208m) i stamtąd już tylko krótka wspinaczka na górną stację wyciągu i decydujemy że zjedziemy jednym z "łatwiejszych" singli, ponoć większość co korzysta z owego bikeparku to sami zjazdowcy, freerideowcy, itp.
Końcówka podjazdu na Mottolino jest ciężka ale widokowa :) © JPbike
Karnet na 4h korzystania z wyciągu to 100zł, my wjechaliśmy gratis i na własnych siłach :) © JPbike
Punkt startowy Bike Parku Mottolino. Większość co zjeżdżała to sami zjazdowcy, a my gorsi ? :) © JPbike
Ponad 4 km singiel (niebieski) był fajny i troszkę techniczny że udało mi się cyknąć jedyną fotkę © JPbike
Po zjechaniu pora na lans wzdłuż i wszerz Livigno © JPbike
Ładne i zadbane miasteczko, do tego w strefie wolnocłowej :) © JPbike
Lajtu c.d © JPbike
Na koniec obowiązkowa fota przy sławnym napisie :) © JPbike
Kategoria do 50 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Środa, 19 lipca 2017 • dodano: 20.07.2017 | Komentarze 10
Tegoż dnia czas zrobić solidny terenowo alpejski górski trip.
Poszukałem fajnego tracka na gpsies.com, zgrałem do licznika i można jechać.
Nie ma co się szczegółowo rozpisywać - fotorelacja wystarczy :)
Nad Lago di Livigno. Pełno tam na dole napisów z kamieni :) © JPbike
Zaczynamy pierwszy solidny podjazd © JPbike
Szuterek spoczko, nachylenie nierzadko przekraczało 15%, na przełożeniu 34/40 dałem radę © JPbike
Końcówka podjazdu jest miła i przyjemna :) © JPbike
Wysoko i arcywidokowo - lubię to :) © JPbike
Kolejna próba dogadania się z alpejską fajną krową :) © JPbike
Po wjechaniu na 2300 m pora na zjazd, na początek bez szaleństw © JPbike
... :) © JPbike
Fotka dnia. Wypasiony singielek zjazdowy. W tle Lago di San Giacomo © JPbike
Singielka zjazdowego c.d. :) © JPbike
Ale tu ładnie :) © JPbike
... (2) :) © JPbike
Ten singielek robi wrażenie i wymaga skupienia :) © JPbike
Pięknie tam. Na dole Lago di Livigno © JPbike
... (3) :) © JPbike
... (4) :) © JPbike
Fajnie tutaj wodospadzik nas opryskał :) © JPbike
Czas na drugi podjazd. Dość ciężki © JPbike
Po trawie też się jechało © JPbike
Widokowa końcówka podjazdu © JPbike
No i druga przełęcz podjechana. My w koszulkach Sudety MTB Challenge :) © JPbike
Rozległa wysokogórska polana (2300 m). To już Szwajcaria :) © JPbike
... (5) :) © JPbike
Czas na drugi długi zjazd © JPbike
Alpejskie singielki © JPbike
... (6) :) © JPbike
Ku mojej uciesze znalazł się taki golonkowy zjazd :) © JPbike
... (7) :) © JPbike
Fajny singielek wzdłuż potoku © JPbike
Singielka c.d. © JPbike
No i Drogbasa dopadła spora bomba ... © JPbike
Lago di San Giacomo © JPbike
Ostatni podjazd (nieplanowany) © JPbike
... (8) :) © JPbike
W oczekiwaniu na kompana walczącego z bombą użyłem samowyzwalacza © JPbike
... (9) :) © JPbike
No i zjechaliśmy. Kolejny udany górski trip za nami :) © JPbike
Kategoria do 100 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Wtorek, 18 lipca 2017 • dodano: 19.07.2017 | Komentarze 2
Po super wypasionym wczorajszym tripie czas na coś "luźniejszego" :)
Padł pomysł na zdobycie stacji narciarskiej i mountainbikerowej też - Carosello 3000.
Livigno to dobre miejsce na zgrupowania zawodowych grup kolarskich - wczoraj spotkaliśmy ekipę CCC, pojedyncze sztuki z Bory i Astany, a dziś była okazja zamienić parę zdań z Bartoszem Banachem.
Lajtowa ścieżka rowerowa w Livigno. Drogbas gada z łydkami :) © JPbike
Na początek mamy całkiem miły szuterek podjazdowy © JPbike
Im wyżej tym widoczki ciekawsze © JPbike
Nic, tylko podjeżdżać :) © JPbike
Ale frajda ! © JPbike
Powiem Wam - to cały Drogbas :) © JPbike
Na parę km przed szczytem zrobiło się baardzo stromo © JPbike
Na moją komendę "biegiem do góry bo mam w plecaku piwo" kompan reaguje posłusznie :) © JPbike
Tak, tą ścieżką na dole podjeżdżaliśmy © JPbike
Żeby nie było - tu nachylenie dochodziło do 28% ! © JPbike
JPbike i majestat alpejskich szczytów :) © JPbike
A to kolejny drogbasowy majestat gór :) © JPbike
No i podjechaliśmy. Hmm ... plażowa budka na wysokości 2675 m? :) © JPbike
Fotka dnia. Tam na dole mieszkamy :) © JPbike
Bez komentarza :) © JPbike
Czas na fun - zjazd wyprofilowanym singlem © JPbike
Jazda tędy w dół to fajna sprawa :) © JPbike
... (1) :) © JPbike
... (2) :) © JPbike
... (3) :) © JPbike
Jak zwykle wybieram trudniejsze warianty zjazdu :) © JPbike
Znalazło się nawet i takie rondo :) © JPbike
No i zjechaliśmy. Pora na pizzę i pifko :) © JPbike
Kategoria do 50 km, poza PL, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty
Poniedziałek, 17 lipca 2017 • dodano: 18.07.2017 | Komentarze 15
Ano, upragnione urlopowanie z rowerem rozpoczęte :)
Tym razem wybrałem się z Drogbasem do alpejskiego Livigno. Urlopowa decyzja zapadła na przełomie roku, a nocleg załatwiłem w lutym. Dojazd autem poprzedniego dnia z Poznania do Livigno (przez Niemcy, Austrię i Włochy, w sumie prawie 1200 km) zajął nam wraz z postojami 17 godzin - po dojechaniu do kwatery padłem i od razu spać :)
Podczas pierwszego dnia urlopu w Alpach obaj postanowiliśmy że uderzamy w góry z grubej rury - najpierw asfaltowo przez Bormio, na sławną kolarsko przełęcz Passo dello Stelvio (2758 m) i po tym czas na alpejski terenowy full konkretny powrót - zresztą pokażna fotorelacja wystarczy by pokazać jakie świetne przeżycia na trasie mieliśmy :)
Poniedziałkowy poranek w Livigno wita nas bajkową pogodą :) © JPbike
Zaczynamy pierwszy podjazd - Drogbas lubi takie momenty :) © JPbike
Pierwsza przełęcz zdobyta (Passo Eira, 2208 m), pora na krótki zjazd © JPbike
Przez jakiś czas miałem towarzystwo takiej bikerki - zwróćcie uwagę na jej łydki :) © JPbike
Pięknie tam :) © JPbike
Druga przełęcz zdobyta i czas na długi zjazd do Bormio © JPbike
Pięknie tam (2) :) © JPbike
Przez klimatyczne włoskie miasteczko ... © JPbike
Po zjechaniu czas na 19 km podjazd na słynne Passo dello Stelvio © JPbike
Ta serpentynka leży na wysokości naszej Śnieżki (1602 m) :) © JPbike
Takich "mrocznych" tuneli jest po drodze kilka. Miły chłodek tam był :) © JPbike
Za czekanie na kompana (formy u niego brak) mam zapewnione browary :) © JPbike
"Galleryjnych" tuneli tutaj jest kilka © JPbike
Dawaj Drogbas, buduj formę ! © JPbike
W trakcie podjeżdżania Jarek spotkał i pogadał z samym dyrektorem sportowym grupy CCC.
Normalnie szok z tymi traktorami (kolekcjonerzy) :) © JPbike
Pięknie to wygląda, oczywiście tędy się wspinaliśmy :) © JPbike
Napisy z tegorocznego Giro i klimatyczna kapliczka © JPbike
Stąd jeszcze 5 km asfaltowej wspinaczki na Stelvio © JPbike
Pora na krótką przerwę przed atakiem szczytowym :) © JPbike
Bez komentarza że aż żałuję że sprzedałem swojego pięknego zielonego malucha ... © JPbike
To już ostatnie kilkaset metrów. Dawaj kompanie, nie ma lipy ! © JPbike
No i podjechane. Kolejna radosna chwila w moim życiorysie :) © JPbike
Kolejne kolarskie marzenie spełnione :) © JPbike
Ale tam arcywidokowo :) Ten podjazd albo zjazd (z drugiej strony przełęczy) pokonamy innym razem :) © JPbike
Dwóch zdrowo szurniętych wariatów gdzieś wysoko w Alpach :) © JPbike
Na przełęczy pełna komercja. Tylko co tam robi pluszowy dzik ? © JPbike
Czas na terenowy powrót do Livigno. Strasznie tu stromy fragment © JPbike
Nasz kolejny rekord wysokości z rowerem pobity :) © JPbike
Jeszcze jedno spojrzenie na Stelvio z góry © JPbike
Się zaczęła frajda Alpy Pure MTB © JPbike
Alpejskie singielki (1) © JPbike
Alpejskie singielki (2) © JPbike
Asfaltowa chwilunia w Szwajcarii. Tegoroczne Giro też tędy jechało © JPbike
Alpejskie singielki (3) © JPbike
Z tankowaniem pustych bidonów nie mieliśmy problemo :) © JPbike
Alpejskie singielki (4) © JPbike
Kolejna przełęcz zdobyta (wypych przy 22% był) © JPbike
Alpejskie singielki (5) © JPbike
Na rowerze jeżdżę przez cały rok, zatem tu nie miałem problemów :) © JPbike
Ojej, ale majestat gór © JPbike
Alpejskie singielki (6) © JPbike
Jak się kocha MTB to pomykanie tędy jest czystą przyjemnością :) © JPbike
Te wypasione do MTB singielki zjazdowe wymagają 100% skupienia by nie spaść w przepaść ... © JPbike
No i ... Jarek na wąskim fragmencie z luźnymi kamieniami popełnił błąd z podpórką i zsunął się w dół ...
Uff, po stoczeniu w dół rower cały, kompan żyje, takie wypadki są wpisane w taki sport © JPbike
Klimatyczny potok. Jarek tutaj mógł przemyć rany © JPbike
Na ostatnich km pogoda się troszkę popsuła i zaczęło padać © JPbike
Deszczowy przejazd przez zaporę przy Lago di Cancano © JPbike
Ostatni podjazd. Natrafiliśmy na trasę pewnego maratonu © JPbike
Wiadomo - pogoda w górach zmienna jest © JPbike
Ani szczypiące rany, ani tutejsze ponad 20% nie zepsuły nam humoru :) © JPbike
Ojej, straszna tu przepaść © JPbike
Alpejskie singielki (7) © JPbike
Próbujemy znaleźć wspólny język z tą alpejską krową :) © JPbike
Ostatnia i nie wiem już która przełęcz zdobyta © JPbike
Po zjechaniu myk przez taką dolinkę © JPbike
Na koniec super tripu mamy taki ze 3 km singiel wprost do Livigno © JPbike
Dojechaliśmy do celu. Tegoż dnia byliśmy na rowerach od 9:30 do 21:00 ! © JPbike
Kategoria ponad 100 km, w górach, w towarzystwie, wysokie szczyty, poza PL