top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w kategorii

Gogol MTB

Dystans całkowity:2769.91 km (w terenie 2510.90 km; 90.65%)
Czas w ruchu:118:19
Średnia prędkość:23.41 km/h
Maksymalna prędkość:59.99 km/h
Suma podjazdów:18075 m
Maks. tętno maksymalne:180 (101 %)
Maks. tętno średnie:169 (95 %)
Suma kalorii:9030 kcal
Liczba aktywności:62
Średnio na aktywność:44.68 km i 1h 54m
Więcej statystyk
  • dystans : 77.49 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 03:49 h
  • v średnia : 20.30 km/h
  • v max : 46.60 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikecrossmaraton Wyrzysk

    Niedziela, 2 czerwca 2013 • dodano: 02.06.2013 | Komentarze 14


    Poprzedniego dnia wieczorem, przygotowując ścigacza na maraton zauważyłem że korba ciężko się kręci. Suport do wymiany, jak dobrze mieć w zapasie. Poza tym po ostatnich problemach z zaciąganiem się łańcucha na customowych dwóch blatach zdecydowałem się na powrót do klasycznych trzech tarcz (44/32/24). Trochę się namęczyłem i w efekcie spać poszedłem po północy.

    Pobudka o 7, śniadanie (makaron z bananem) i myk najpierw do Tuczna, po mlodzika, którego zgarniam w drodze do Wyrzyska, na Mistrzostwa Wielkopolski w maratonie. Jadąc na zawody, okazało się że za późno wyruszyłem i nie sprawdziłem rzeczywistej odległości zarówno do Pawła, jak i do Wyrzyska. Jakby tego było mało, po drodze kilkakrotnie natrafiamy na remonty z ruchem wahadłowym i kolejne cenne minuty uciekają …

    I co ? Na miejsce zawodów w końcu udaje się dotrzeć na 12 minut przed startem mega. Paweł, który jedzie mini (startuje pół godziny później) od razu pobiegł do biura zapisać siebie i mnie, a ja w tym czasie w pośpiechu się przebieram i w efekcie na miejsce startu dojeżdżam w momencie gdy cała stawka mega odjechała jakieś 3 minuty wcześniej … Chwila gadki z sędzią i wskazuje mi drogę, więc samotnie ruszam w pogoń za peletonem.

    Na początek aż 4 km asfaltowy podjazd. Bez żadnej rozgrzewki jedzie mi się opornie, tętno cosik nie chce pracować jak należy. Skręt w teren, a tam zatrzymał się quad zamykający stawkę mega. Od razu długi podjazd prowadzący w rejon 192 metrowej Dębowej Góry. Pierwszą osobę dochodzę po 5 km gonitwy, a drugą jest Asia. Po niezłych opadach wiadomo – jest grząsko i sporo fragmentów z masą błota o konsystencji płynnego cementu i porównywalnego do warunków jakie można spotkać w Beskidach po opadach, lub pamiętnym deszczowym maratonie w Krakowie (2010) :) Napieram dalej po zmiennej nawierzchni (raz sucho, raz grząsko, raz tony błota), cały czas bez problemów łykam kolejne grupki i pojedyncze osoby, w tym Zbyszka. Podjeżdżając tędy po niezłym zboczu gór i z masą fajnych zakrętasów, trasa mnie pozytywnie zaskakuje, normalnie szok jak na Wielkopolskę. Na jednym błotnym łuku przesadzam z szybkością i z trudem się wybraniam z długiego uślizgu przednim kołem, a kawałek dalej na błotnym zjeździe wpadam w niedobry tor i błotna gleba zaliczona. Opony jednak mam niedobre na takie warunki (RR-y). Później jeszcze kolekcjonuję ze kilka potknięć i parę butowań – oczywiście przez tony błota. Po zjechaniu z tegoż odcinka stwierdzam jedno – istne Mountain Wielkopolska :) Fragment asfaltu, skręt na kolejny długi i porządny podjazd, po którym płynie niczym górski strumyk – pytam siebie: gdzie ja w ogóle jestem, w górach, czy u siebie ? :) Krótka końcówka podjazdu jest zbyt śliska i raczej nie do podjechania, a kawałek dalej ze 100 m kompletnie zatopiony w błocie i nieprzejezdny odcinek. Po tym dochodzę binia, a ten jakby przyspiesza i wyprzedza mnie na szybkim zjeździe. Pierwszy bufet, biorę wodę i banana (na kolejnych trzech robię to samo). Zaczynają się odkryte interwały z błotnymi fragmencikami, tam ponownie łykam binia i prę dalej do przodu, przy tym kolejne osoby padają moim łupem. Drugi bufet zlokalizowali przy pięknym pałacu. Doganiam kilkuosobową grupę z jednym znajomym (Maciej z Bydzi) i na piaszczystym podjeździe zostawiam ich za mną. Po kilku km widzę przed sobą teamową koszulkę – to jacgol, którego grzecznie wyprzedzam. Rozjazd mini/mega i myk na ponowną wspinaczkę w rejon Dębowej Góry. Przez kilka minut walczę ze zbliżającą się kolką wysiłkową. Tym razem przejazd tędy poszedł sprawnie, dwie osoby załatwione, wiedziałem gdzie zwolnić i zbutować przez błoto - ten odcinek dobrze zapamiętałem jak na mountain bikera przystało :) Po zjechaniu na asfaltowy fragment, stojący tam strażak przez kilka sekund i w ruchu opryskał mi strażackim wężem ubłocony napęd. Po chwili widzę przed sobą jospia, na ciężkim podjeździe gonię, kolega teamowy dzielnie walczy, dochodzę go tuż przed śliską końcówką podjazdu i dalej jadę swoje, póki nogi podają. Kawałek dalej załatwiam ostatniego z pokonanych przeze mnie rywali. Przy trzecim bufecie zauważam wracającego Lonkę (hak poszedł). Ponowny przejazd przez odkryte interwały przebiega już w samotności i przy tym zaczynam powoli dublować ogon mini. Po 65 km zaczyna się odzywać zmęczenie, w bidonach sucho, dwa żele poszły. I tak niezagrożony przez nikogo kręcę tak jak mogę w stronę mety. Niektórzy miejscowi w różnych miejscach bili mi brawa :) W końcu końcówka, dość ciekawie poprowadzona i całkiem zadowolony wpadam na metę.
    Okazało się że wg licznika trasa mega miała aż 77 km i prawie 1200 m w pionie !

    38/93 – open mega
    13/28 – M3

    Strata do zwycięzcy (Radek Tecław) – ponad 41 minut, do M3 (Zbychu Górski) – podobnie
    Jak na spóźniony start, wielkie wyprzedzanie i ciężką trasę - wg mnie wynik i jazda są spoko :)
    Nie będę ukrywał – chciałoby się więcej, gdyby nie spóźnienie i zupełny brak rozgrzewki …


    38 (13 M3) – JPbike – 3:49:53, czas z licznika dokładnie o 3 minuty krótszy
    40 (14 M3) – josip – 3:53:37
    58 (20 M3) – jacgol – 4:10:08
    60 (11 M4) – biniu – 4:11:47
    84 (15 M4) – toadi69 – 4:57:46

    93 (2 K4, gratki !) – JoannaZygmunta – 6:05:51

    Bikecrossmaraton Wyrzysk 2013. Ale błotooo ! © JPbike

    Po wyścigu. Całkiem zadowolony biker :) © JPbike


    Puls - max 186, średni 156
    Przewyższenie - 1191 m



  • dystans : 5.56 km
  • teren : 5.56 km
  • czas : 00:22 h
  • v średnia : 15.16 km/h
  • v max : 34.11 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Pniewy

    Niedziela, 12 maja 2013 • dodano: 12.05.2013 | Komentarze 17


    Zaczęło się przepalanko w Thule Cup XC.
    W sezonie 2013 w kalendarzu widnieją jedynie 3 edycje. Cóż …
    W roli kibica przyjechał super facet na rowerze – Jurek57 :)
    Runda w Pniewach okazała się dość trudna i nie pozwalająca osiągać średnich prędkości z rzędu 20 km/h, głównie przez nawierzchnie. Ilość miniaturowych muld i ostrych zakrętasów niezliczona, organizatorzy ostatnio nawet dodali sztuczne przeszkody w postaci jednej kładki z kamieniami, zjeżdzika przez dwa stopnie o wysokości blisko 30 cm i parę wyprofilowanych zakrętów. Mi się podobała !
    Po godzinnej rozgrzewce, na jakieś pół godziny przed startem Mastersów solidnie się rozpadało, będzie zabawa w błocie, to pewne, trudne warunki to ja lubię :)
    Tym razem znanych cyborgów w mojej kategorii (m.in. Lonka, Górski) nie było widać, od razu humor mi się poprawił, jeszcze do tego mogłem na luzie stanąć w pierwszym rzędzie. Fajna sprawa i jest duża szansa na szerokie pudło.
    Kto wie, może nawet pudło ! Debiutujący w Thule Cup XC klosiu ustawił się tuż za mną.
    Start oczywiście odbył się w deszczu i od razu błotne chlapowisko poszło w ruch. Nie wystrzeliłem zbyt dobrze i wylądowałem gdzieś w okolicy 10 - 15 pozycji open. Po kilkaset metrach w butach już bulgotało płynnym błotkiem, okulary jeszcze przed startem powędrowały do kieszonki. Dzięki długiej rozgrzewce dość szybko złapałem swój rytm napierania, zaczynałem już wyprzedzać (3 osoby), a jeden stromy podjazd przez piach zmieszany z błotem sprawiał spore trudności w podjechaniu i z buta. Przy każdym hamowaniu wytwarzałem hałas :) I tak minęło pierwsze z pięciu kółek. Zacząłem drugie i już na pierwszym błotnym zakręcie łańcuch zaczyna się zaciągać w korbie, parę razy zwolniłem i coś nie tak, nie ujechałem 500 m, trzy razy stanąłem bo się zakleszczał, spojrzałem na napęd, po krótkiej chwili okazało się że wykrzywiłem ogniwo … i DNF :(

    Fotka by Robert Kucza, z galerii pniewy-xc.pl
    No i po zawodach. Nawet po defekcie dbam o wizerunek :) © JPbike

    Łańcuch po defekcie © JPbike


    Na szczęście nie ogarnęła mnie wtedy złość. Takie rzeczy w MTB się zdarzają.
    A jak wracałem to Jurek nawet chciał użyczyć swojego Focusa, odmówiłem bo zniszczyłbym go w takim błotku :)
    Jedno co będzie bolało … tegoż dnia miałem ogromną szansę na chociaż szerokie pudło.
    Jak tylko orgi wstawią do netu wyniki to się dowiem który mniej-więcej byłbym na mecie …

    UPDATE.
    Kurek na swojej stronie podał wyniki i po analizie stwierdziłem że na mecie zająłbym miejsce 4-6 w kategorii i 7-10 w SuperMasters (open). Startowało 37 Mastersów.


    Puls – max 170, średni 160
    Przewyższenie – 107 m (na 5.5 km)



  • dystans : 73.36 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 02:52 h
  • v średnia : 25.59 km/h
  • v max : 52.85 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikecrossmaraton Dolsk

    Niedziela, 21 kwietnia 2013 • dodano: 21.04.2013 | Komentarze 17


    W końcu zaczęło się porządne ściganie w sezonie 2013.
    Jak zwykle podczas pierwszego wyścigu moja forma jest wielką niewiadomą :)
    Do znanego maratończykom Dolska zajechałem wraz z Jarkiem i dość wcześnie, by uniknąć kolejki na zapisy. Poszło sprawnie. Chłodnawo było i wietrznie, chociaż słonecznie. W międzyczasie zjawiali się zarówno teamowi kumple, jak i znajome twarze. Rozgrzewkę wykonałem wraz z Drogbasem, biniem i kanią76, udaliśmy się na punkt widokowy, który w trakcie maratonu był przejeżdżany dwukrotnie.
    O 11 honorowy start, niecałe 1.5 km na tamtejszy rynek, kilka minut oczekiwania i można ruszyć na maxa. Start w moim wykonaniu poszedł przeciętnie, daleko z tyłu się znalazłem, m.in. za Marcem, Krzychem i Maksem. Przyspieszyłem, gdy tylko zbliżał się szczyt wspomnianego punktu widokowego i od tamtego momentu zacząłem łapać swój rytm jazdy. Na niezłym brukowanym podjeździe zaatakowałem cały peletonik za jednym zamachem :) Dalej to z wielkim trudem i samotnie goniłem poprzedzającą sporą grupę, bez efektu, napierali mocno, do czasu gdy stopniowo pojedyncze sztuki zaczęły odpadać. Po jakimś czasie ostrej goniwty po leśno-polnych wertepach doszli mnie josip i krzychuuu86 i tak jeszcze z paroma innymi gostkami utworzyliśmy peletonik, który wspólnie jechał przez dość długi czas. Współpraca była taka sobie, nie każdy chciał być lokomotywą, a najczęściej na czubie znajdował się albo ja, albo josip, bywały momenty że wyciskałem z siebie zdania typu „dalej, dalej” lub „co jest z Wami ?”. W pewnym momencie połączyliśmy się z dystansem mini i utworzył się podwojony peleton, m.in. z Drogbasem. Odpocząłem wtedy trochę, by na podjeździe przed punktem widokowym zaatakować i właśnie jadąc od tamtej chwili na czele, rozerwałem dużą grupę na kilka mniejszych. Po przekroczeniu głównej szosy w Dolsku to właściwie pozostało mi kontrolowanie sytuacji, bo ciągle niepokonanego na płaskaczach klosia nie było widać przede mną. Raz przede mną, raz za mną twardo trzymał się krzychu86, z którym musiałem aż do samej mety stoczyć twardy pojedynek. Pomykając tamtędy po leśnych duktach, jeszcze przez jakiś czas jechał z nami josip, którego nie wiem gdzie zgubiliśmy. W miarę zbliżania się do mety Krzychu napierający jakieś 100-200 m za mną coraz bardziej naciskał mnie na mocne tempo i musiałem wyciskać z siebie sporo, przy tym kilka kolejnych osobników załatwiłem, aż w końcu na 3 km przed metą doszedł mnie, oraz wraz z nim Zbychu Wiktor (po gumie) i walkę trzeba było rozstrzygnąć na finiszu ... Udało mi się podczepić pod plecy starszego Wiktora i cisnęliśmy do przodu jak szaleni, nieważne czy po twardym dukcie, czy po piachu. Przed szybkim zjazdem do mety trójka szalonych (Wiktor, ja i krzychuuu86) trzymała się blisko siebie, to jeden, to drugi, to trzeci próbował przyspieszać i tuż przed zakrętem na teren Villi Natura zdecydowałem się na ostatni moment hamowania i tak oto wygrałem finisz :)

    56/153 – open mega
    23/60 – M3

    Strata do zwycięzcy (Kornel Osicki) – 27 minut, do M3 (Andrzej Kaiser) – podobnie.
    Z wyniku średnio zadowolony, z jazdy to już tak. Obyło się bez kryzysu, bez skurczów, bez kolki.

    30 (12 M3) – klosiu – 2:42:35, wpakował mi na 29”erze 6 min, a rok temu na 26”erze 7 min :)
    56 (23 M3) – JPbike – 2:48:25
    58 (22 M2) – krzychuuu86 – 2:48:28
    65 (26 M3) – josip – 2:53:27
    80 (14 M4) – biniu – 2:59:41
    84 (27 M2) – Marc – 3:01:21
    102 (32 M2) – duda – 3:09:13
    110 (33 M2) – daVe – 3:15:27
    114 (22 M4) - Maks – 3:16:52
    115 (47 M3) – kania76 – 3:16:55
    DNF – bloom


    Fotki by strefasportu.pl
    ProGogglowcy twardo pracują na czubie peletonu :) © JPbike

    W terenie to ładnie ciągnę peletonik :) © JPbike

    Foto by Jacek Głowacki.
    Już na mecie po wygranym finiszu :) © JPbike

    Puls - max 180, średni 158
    Przewyższenie - 745 m



  • dystans : 17.18 km
  • teren : 17.18 km
  • czas : 00:53 h
  • v średnia : 19.45 km/h
  • v max : 39.39 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Włościejewki

    Niedziela, 7 października 2012 • dodano: 07.10.2012 | Komentarze 10


    Finał Fortuna Thule Cup XC 2012.
    Niestety, mimo dobrej jazdy, do tego bez chwili słabości, bez dubla i po osiągnięciu najlepszego wyniku w tym sezonie w XC (12 open, 7 masters I) dekorowanej generalki nie udało się zdobyć (8 miejsce) … SZKODA !

    Dojazd do nowej miejscówki finałowych zawodów, do Włościejewek koło Książa Wlkp. przebiegł spoko, organizatorzy świetnie oznakowali maratonowymi strzałkami dojazdówkę.
    Tym razem areną zmagań był tor dla aut terenowych i muszę przyznać że pętla o długości zaledwie niespełna 2.2 km została świetnie ułożona, z masą zakrętów i mnóstwem fragmentów typu góra-dół. Błotka nie było. Najtrudniejszym odcinkiem okazał się mocno piaszczysty zjazd, po zawodach słyszałem że mnóstwo Mastersów właśnie tam zaliczało glebki i sprowadzanko :)

    Fragment trasy XC we Włościejewkach. Dobre miejsce do oglądania :) © JPbike

    Najtrudniejszy i mocno piaszczysty zjazd. Kurkowi też się podobał :) © JPbike

    Aha, bo zapomnę, dzień przed zawodami zdemontowałem rogi i po uzyskaniu dodatkowych 4 cm na kierownicy rzeczywiście na krętych trasach lepiej się jechało i w końcu zrozumiałem jak to jest mieć szeroką kierownicę.
    Po niespełna godzinnej i spokojnej rozgrzewce pora ustawić się na starcie. Ponownie samotnie reprezentowałem ProGoggli (chłopaki, boicie się XC ? :D) Jedyną dobrze znajomą twarzą był Rysiu, oraz w elicie wystartował bloom.

    Start i pierwsze dwa okrążenia przebiegły spoko, bez problemu wyprzedziłem m.in. braci Niewiada. Tłoku nie było (34 Mastersów). Dość szybko wylądowałem w swoim miejscu i z gościem (535), z którym przyszło mi rywalizować przez całą trasę. Przez moment zauważyłem kibicujących mi rodziców. Na trzecim kółku (albo czwartym, bo nie daję rady już liczyć przy tętnie ponad 170 :)) udało się wyprzedzić i oddalić od wspomnianego gostka, chociaż nieznacznie. Na kolejnej rundce doszliśmy rywala (604) i taki trzyosobowy skład walczył ze sobą do samej mety. Również wtedy zacząłem dublować. Po jakimś czasie ten z 535 mnie załatwił i zaczął się oddalać. No nie ! Postarałem się przyspieszyć i z wielkim trudem udawało się dochodzić (podobno gość mocny żel wziął :)). A ten z 604 twardo trzymał się moich pleców. Kolejne okrążenia to jechaliśmy we trzech i dość blisko siebie. Na tej samej mijance pomykali te same twarze (m.in. Hulaj, Zozuliński), więc tempo było równe. Na przedostatnim kółku zauważyłem Lonkę i trzeba było cisnąć na maxa by nie dostać dubla :) Udało się ! Szkoda tylko że na ostatnim kilometrze, na króciutkiej stromiznie podjazdowej potknąłem się w piasku i tym sposobem przegrałem walkę z dwoma wspomnianymi gościami. Trudno.
    W sumie do pokonania mieliśmy 8 okrążeń.

    12/34 – open super masters
    7/13 – masters I

    Strata do zwycięzcy (Lonka) – 6 minut i 8 sekund
    Jak dotąd to mój najlepszy wynik w XC, gdyby nie potknięcie to powalczyłbym w trupa o pucharek za 6 miejsce …

    W generalce Masters I ostatecznie uplasowałem się na 8 pozycji. Liczone 4 najlepszych z 5 startów.
    A w kategorii Super Masters wylądowałem na 17 miejscu.
    Zatem z ostatniego ścigania w sezonie 2012 wróciłem bez pucharku. SZKODA.

    Poniższe dwie fotki wykonał mój tata :)
    W akcji. Pełna moc i kontrola na ostrym zakręcie © JPbike

    Zjazdowa piaskownica za każdym razem nie sprawiła mi większych kłopotów :) © JPbike

    Foto by Anna Olszańska.
    Ostre parcie na zakręcie © JPbike

    Puls – max 178, średni 169
    Przewyższenie – 401 m



  • dystans : 70.60 km
  • teren : 50.00 km
  • czas : 02:32 h
  • v średnia : 27.87 km/h
  • v max : 52.85 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikecrossmaraton Suchy Las

    Niedziela, 12 sierpnia 2012 • dodano: 12.08.2012 | Komentarze 19


    Drugi w sezonie start na lokalnym maratonie. Wspominałem już że takie starty są dla mnie świetnymi treningami. Tym razem padło na podpoznański Suchy Las u Gogola, będące zarazem Mistrzostwami Wielkopolski w maratonie.
    Na start zajechałem spod domu rowerem (16 km). Z paczki ProGogglowskiej zjawiło się kilku - JoannaZygmunta, josip, JPbike, toadi69 i z3waza.
    Po starcie na początek 3 km runda honorowa, zresztą tylko z nazwy bo tempo od razu ostre. Wtedy wyprzedził mnie bloom, który po chwili jechał chodnikiem :) Start wraz z rundą honorową dla mnie okazały się słabe – wylądowałem chyba w drugiej połowie stawki, cóż, nie jestem specem od ostrych startów. Po wjechaniu na właściwą rundę i poligonowy teren trochę tłoczno się zrobiło i spore podkłady błota trza pokonywać. Dość szybko jeden Gość przede mną efektownie w błocie się wywalił i stop and go. Dalsza jazda niezłym poligonowym terenem z błotkiem to powolne rozciąganie się stawki i myk na sławną asfaltową szosę i próba załapania się w peleton. Nie udało się. W pewnym momencie na poboczu stała grupka ziomali z BS – grigor86 i seba284 :) Asfaltowy odcinek pokonałem na zmiany z jednym z Rowerowej Brzozy i tak kręciliśmy wspólnie do połowy nadwarciańskiego szlaku. Na krętym odcinku przyspieszyłem, zostawiłem za sobą rywala i po chwili zamajaczyła przede mną sylwetka z3wazy. Po wyprzedzeniu teamowego kolegi pognałem do przodu i tak dalej przez bardzo długi czas jechałem samotnie i w okolicach 28-30 km/h. Dopiero po dotarciu w pagórkowaty rejon Moraska dogoniło mnie dwóch, z czego jeden po gumie a drugi później jechał ze mną całą drugą rundę. Pierwszy podjazd pod wodociągi okazał się dla mnie sporym zaskoczeniem bo … nigdy tam nie byłem :) Na zjeździe z koleinami troszkę zaszalałem, tuż przy nawrotce, po nieudanej próbie wyprzedzenia wjechałem w dziurę w trawie i otb zaliczone (uderzyłem łydką o pedał i lekki skurcz złapany). Szybko się pozbierałem i na konkretnym podjeździe na Górę Morasko zacząłem odrabiać straty. Po zakończeniu pierwszej rundy średnia wyniosła ponad 28 km/h. Zaczynając drugą rundę miałem fajny doping od grigora86 i seby284 :) Poligonowy odcinek przebiegł spoko, więcej swobody było i w dodatku na błotno-wyboistej nawierzchni dwóch doszedłem. Jak widać – im trudniejsza trasa tym lepiej dla mnie :) Dalsze napieranie, aż w rejon Moraska przebiegło najpierw w dwuosobowej grupce, następnie trzyosobowej i od połowy nadwarciańskiego kręciliśmy ponownie we dwóch. Nagle i niespodziewanie na zaledwie kilka km przed metą dogonił nas spory peleton, w składzie znajdowali się między innymi josip, Winq i z3waza (!). Co jest ? Dość szybko podczepiłem się, a tuż przed podjazdem na wodociągi znalazłem się nawet w ogonie. Wtedy na chwilkę wyobraziłem sobie że na szczycie jest premia górska HC (jak w TdF) :) i wrzuciłem twardsze przełożenie, stanąłem na korbie i wszystkie rezerwy sił poszły w ruch, tętno zaszalało. No i za jednym zamachem udało się wyprzedzić CAŁY peletonik i w dodatku z jakąś znaczącą przewagą. To było COŚ ! Na koleinowtaym zjeździe zaszalałem na maxa, a na podjeździe na najwyższy punkt trasy z całych sił starałem się utrzymać przewagę i w końcu się udało dotrzeć do mety bez utraty pozycji. Uwielbiam takie „górskie” końcówki :)

    62/146 – open mega
    19/42 – M3

    Strata do zwycięzcy (Seba Swat) – 16 minut i 7 sekund, do M3 (Lonka) – tak samo.
    Wynik dla mnie ani dobry ani zły – w sumie dobry trening na własnym podwórku :)

    62 (19 M3) – JPbike – 2:32:23
    64 (20 M3) – josip – 2:32:32
    69 (13 M4) – z3waza – 2:36:03
    104 (22 M4) – toadi69 – 2:47:38

    W akcji :) Na krętej koncówce pierwszej rundy © JPbike

    Bikecrossmaraton Suchy Las 2012 © JPbike

    Puls – max 179, średni 164
    Przewyższenie – 616 m



  • dystans : 20.92 km
  • teren : 20.00 km
  • czas : 01:13 h
  • v średnia : 17.19 km/h
  • v max : 41.79 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Mosina

    Niedziela, 1 lipca 2012 • dodano: 01.07.2012 | Komentarze 10


    Nastała pora pościgać się w XC rozgrywanym na moim terenie, czyli po stokach i szczycie Osowej Góry (Mosina/Pożegowo).
    Prognozy pogody nie kłamały – rankiem burza, a następnie upały. Będzie ciężko !
    Po zajechaniu na miejsce napotkałem na micora, pogadaliśmy, załatwiłem formalności startowe i poszedłem zobaczyć jak organizatorzy nakombinowali z przebiegiem trasy. Tylko jedna ścieżka okazała się dla mnie nieznana, do tego podjazdowa i z dodatkiem grząskiej nawierzchni (po burzy). Po krótkiej chwili wdrapałem się na szczyt wieży widokowej i spotkałem tam ryszarda4859 z małżonką i żeśmy pogadali na temat jego stanu zdrowia.
    Po uszykowaniu Treka i wskoku w ciuszki ProGogglowskie udałem się wraz z micorem na objazd mającej ponad 4 km i około 100 m w pionie rundy. Po przejechaniu nieźle się nasapałem i … trochę się rozczarowałem przebiegiem pętli (!).
    Rundę ułożyli tak, że ilość technicznych odcinków była znikoma, „agrafki” przy wieży nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, a spory fragment pętli w rejonie trasy DH poprowadzili odwrotnie niż myślałem, czyli był jeden szybki i długi zjazd, po tym wyjątkowo ciężki podjazd z kilkoma niepodjeżdżalnymi stromiznami. Cóż, nie moja sprawa, ścigać tędy trzeba. Podczas rozgrzewki przedstartowej spotkałem teamowego kolegę - josipa, który jednak z powodu nienajlepszego samopoczucia zdecydował się nie startować.
    W końcu start. Ruszyłem ustawiony w połowie stawki i od razu źle mi poszło, zamiast przesuwać się do przodu straciłem ze 10 pozycji, może dlatego, aby nie wypalić się przez ten upał zdecydowałem się kontrolować tętno. Pierwsze kółko w moim wykonaniu to najgorsze chwile dla mnie podczas tej ściganiny. Sporo czasu straciłem. Wtedy jechałem w ogonie słabej grupki prowadzącej przez Grzesia Napierałę, a powinienem być znacznie wyżej :) Od drugiego kółka zacząłem nabierać swoje tempo i stopniowo odrabiałem stracone pozycje. Również na drugim kółku wypatrzyłem kibicującego MaciejaBrace. Na kolejnych trzech (z pięciu kompletnych) rundach to nie ma co szczegółowo pisać - jechałem tędy sam, kilka pozycji udało się odrobić, nikomu nie dałem się wyprzedzić i na metę wpadłem bez emocji, ważne że bez dubla.

    19/43 – open super masters
    10/18 – masters 1

    Strata do zwycięzcy (Andrzej Widziewicz) – 13 minut i 1 sekunda.
    Zarówno z jazdy na własnym terenie, jak i wyniku jestem średnio zadowolony.
    Największym utrudnieniem okazała się nie trasa, ale wysoka temperatura i duchota – nie moje klimaty.
    W generalce Fortuna Thule Cup XC będzie ciężko powalczyć o szerokie podium, pozostały jeszcze dwa ścigi – 2 września w Jarocinie i finał 7 października we Wrześni.

    Foto by Grażyna Kaźmierczak
    Uff ... ten upał, ale i tak daję z siebie sporo ! © JPbike

    No i jeszcze fotorelacyjka by Pyrcyk Poznań
    Po starcie. Trochę słabo mi poszło ... © JPbike

    Na pierwszym kółku jadę w ogonie grupki ... © JPbike

    Od drugiej rundy to już się rozkręcam © JPbike

    Wyłaniający się z lasu JPbike z trochę dziwną miną :) © JPbike

    To już meta z redaktorem Kurkiem :) © JPbike

    Uff, dojechałem do mety na całkiem przyzwoitym miejscu :) © JPbike

    Puls - max 179, średni 167
    Przewyższenie - 519 m



  • dystans : 23.04 km
  • teren : 23.04 km
  • czas : 01:06 h
  • v średnia : 20.95 km/h
  • v max : 40.35 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Wągrowiec

    Niedziela, 13 maja 2012 • dodano: 13.05.2012 | Komentarze 14


    Po pobudce zastanawiałem się czy w ogóle jechać na to XC do Wągrowca, a to dlatego bo dzień wcześniej po upadku zabolał czworogłowy, a nazajutrz z tym nie było lepiej. W takich chwilach przychodzi mi do głowy to jak mawiał Armstrong: „ból przemija, skutki rezygnacji nigdy”. Więc zaryzykowałem, jak się okazało niepotrzebnie, bo podczas pedałowania bólu praktycznie nie czułem. Dobry poziom regeneracji mam :) Po zajechaniu na miejsce, całkiem fajną miejscówkę na takowe zawody (OSiR nad Jeziorem Durowskim) było jasne że będę samotnie reprezentować ProGoggli. Na ponad godzinę przed startem pora na rozgrzewkę. Troszkę chłodno było, mniej niż 15 stopni i po raz pierwszy w życiu użyłem rękawków. Już po pierwszym przejechaniu całej pętli, o długości niespełna 4 km i praktycznie w całości biegnącej po skarpie jeziora poczułem że runda doskonale mi leży. Co było na trasie ? Start i meta wokół stadionu lekkoatletycznego, masa leśnych i krętych singli, 3 strome ścianki i to z trzema wykrzyknikami (tam zyskałem najwięcej :)), 3 strome i podjeżdżalne podjazdy, 1 niepodjeżdżalny fragment skarpy (piach), 3 fragmenty długich prostych (stąd niezła średnia). Po rozgrzewce nagrzałem się tak że rękawki można było zdjąć. No dobra, po ustawieniu wszystkich Mastersów (stałem w 4 rzędzie) wystartowaliśmy i nieźle mi poszło. Błyskawicznie, bo już na pierwszym kilometrze znalazłem się w swoim miejscu. Przez pierwsze 2 okrążenia jechałem w 3 osobowej grupce, po czym znalazłem się na jej czele i zacząłem zwiększać tempo, jeden gość odpadł, a drugi z wielkim trudem dał radę utrzymać się moich pleców prawie do samej mety. Na trzecim okrążeniu lekki szok – zacząłem dublować. Jest dobrze ! Kolejne dwie rundy to mocna jazda w moim wykonaniu – wszystko doskonale szło i na miarę moich możliwości (przerzucanie biegów, hamowanie, wybieranie odpowiedniego toru jazdy, rozkładanie sił). Wspomniany gość (ze starszej kategorii) mocno starał się trzymać moich pleców, raz go zmusiłem do dania zmiany, wymiękł na najbliższym technicznym zjeżdziku :) Ostatnie (szóste) okrążenie pokonałem nadal mocno, jeden z mojej kategorii (startujący z ogona) mnie dogonił i wyprzedził, na końcówce udało się odskoczyć wspomnianemu gościowi i tak minąłem z zadowoleniem linię mety. Bez dubla !

    17/53 - open super masters
    8/19 - masters I

    Strata do zwycięzcy (Zbigniew Górski) – 8 minut i 48 sekund.
    Zarówno ze swojej jazdy i wyniku jestem zadowolony, pojechałem na 100% swoich możliwości :)

    Foto by Grażyna Anna.
    Ostro do przodu na singlach ... © JPbike

    Na korzennej ściance. Widać że coś tam zyskuję :) © JPbike

    Puls – max 177, średni 166
    Przewyższenie – 450 m



  • dystans : 19.88 km
  • teren : 19.88 km
  • czas : 00:57 h
  • v średnia : 20.93 km/h
  • v max : 41.79 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Oborniki

    Niedziela, 29 kwietnia 2012 • dodano: 29.04.2012 | Komentarze 14


    Drugi w sezonie 2012 start w XC. Zdecydowałem że powalczę o generalkę w cyklu Fortuna Thule Cup XC. Tym razem areną zmagań był tor motocrossowy w Obornikach, podczas tych zawodów rozegrane zostały również Mistrzostwa Wielkopolski w kolarstwie górskim, które w tym sezonie dość wcześnie się odbyły.

    Tor motocrossowy w Obornikach © JPbike

    Już po pobudce, o 8 rano temperatura przekroczyła 20 stopni. Będzie ciężko, a zwłaszcza że większość pętli XC biegnie po otwartej przestrzeni i do tego nieźle wiało. Po zajechaniu na miejsce termometr w aucie pokazał prawie 30 stopni na zewnątrz ... Niedobrze, nie jestem przyzwyczajony do tego. Załatwienie formalności startowych przebiegło w mgnieniu oka. W sumie pojawiło się niecałe 50 Mastersów. Rozgrzewkę rozpocząłem dość wcześnie i z Jarkiem, który w ostatniej chwili zdecydował na to XC zamiast maratonu w Boszkowie. Niewielu znajomych się zjawiło, oprócz nas dwóch startował niezmordowany Ryszard i Grzegorz, przyjechał również z3waza z żoną i córkami, tym razem w roli kibiców, zresztą otwarta przestrzeń toru pozwalała na taką wspaniałą obserwację przebiegu rywalizacji poza fragmentem w lesie. Już podczas rozgrzewki przekonałem się że każda runda będzie bardzo wymagająca i to bardziej pod względem kondycyjnym niż technicznym. Rozgrzewając się i zapoznawając się z trasą momentami tętno skakało w okolice 160 ! Niedobrze, robiłem się niespokojny i rosły obawy :) Co było na trasie ? Ostre i sztywne podjazdy i takowe zjazdy, ponad 100 metrowy odcinek z mocno wybijającymi z rytmu muldami o głębokości dochodzącej do metra (!), wyboisty singiel przez las, jedna niepodjeżdżalna skarpa (głęboki piach i za każdym razem z buta), jeden fajny zakręt ze skośnie usypaną ziemią i zaraz po stromym zjeździe którego można brać przy pełnej szybkości, trochę wyjeżdżonego piachu. Dobra, teraz trochę wrażeń z wyścigu. Na wyjątkowo szerokim starcie mogłem ustawić się przy samej linii, Jarek również, fajne przeżycie, ale i stresik był :) Po odpaleniu stawki Mastersów wszyscy ruszyli z głową i bez przepychanki, Jarek miał lepsze ode mnie kopyto i wyrwał się do przodu a ja bardzo szybko znalazłem się w swoim miejscu, które przez cały czas ściganiny mniej-więcej dowiozłem do mety. Na pierwszym sztywnym podjeździe jeden i jedyny raz przyblokowali mnie i z buta. Dalsza jazda to tradycyjnie powolne rozciąganie stawki. Napierałem na miarę swoich możliwości, tętno szalało, wysoka temperatura w połączeniu z jazdą po rozgrzanym i ubitym piachu okazały się być mocno dającą w kość mieszanką, picia strasznie szybko ubywało, zresztą cała masa tamtejszych wybojów nie pozwalała na częste sięganie po bidon. Na drugim okrążeniu oczom moim ukazał się widok Drogbasa, który wyraźnie zwolnił i po krótkim czasie dogoniłem teamowego kolegę, nie miałem pojęcia co mu dolega, jak i nie miałem wystarczającego powera by Go wyprzedzić i tak dalej przez dwa następne okrążenia jechaliśmy jeden za drugim, gdy nagle Jarek zjechał na bok i tak zakończył rywalizację. Po tym jakoś niespecjalnie się cieszyłem i zostałem samotnym liderem teamowym. Dalsze dwa okrążenia pomykałem tak jak mogłem, nie szło tak jak bym chciał, coraz bardziej dokuczało to gorąco i nadal wysokie tętno. Na piątym okrążeniu zaczęły się duble. A na końcówce szóstego okrążenia (z siedmiu pełnych) zauważyłem doganiającego mnie Lonkę, emocje wzrosły, z wielkim trudem starałem się gnać ile sił, i w końcu uległem zwycięzcy na około 200-300 metrów przed metą i tak kilka sekund za Radkiem Lonką przekroczyłem metę.

    26/45 – open super masters
    11/17 – masters I

    Wyjątkowo było to ciężkie XC rozegrane na torze motocrossowym, trasa mi nie leży – dość szybka i znikoma ilość technicznych odcinków, no i ten upał ...
    Zarówno ze swojej jazdy, jak i wyniku nie jestem zadowolony.
    Cóż … takie życie i może następnym razem będzie lepiej :)
    Po wywieszeniu wyników od razu zwiałem na działkę, i tam oprócz obiadu umyłem z pyłu i kurzu Treka.

    Parę fotek autorstwa Marcina z jego galerii.
    Na starcie Mastersów, przy linii :) © JPbike

    Napieram na sztywnym podjeździe © JPbike

    Drogbas i JPbike jeden za drugim :) © JPbike

    Dwie poniższe fotki nadesłane od Jarkadrogbasa.
    Teamowa współpraca :) © JPbike

    Początek wybijającej z rytmu sekcji z muldami © JPbike

    Puls - max 182, średni 173 - MASAKRA !!!
    Przewyższenie - 314 m



  • dystans : 71.64 km
  • teren : 60.00 km
  • czas : 02:42 h
  • v średnia : 26.53 km/h
  • v max : 49.37 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Bikecrossmaraton Dolsk

    Niedziela, 22 kwietnia 2012 • dodano: 22.04.2012 | Komentarze 14


    Nastała pora na ściganie w lokalnych maratonach, które bardziej traktuję jako świetny trening. Na początek Dolsk, organizowany przez Gogola. Golonkowcy, którzy w dwóch ostatnich sezonach tam się ścigali, wiedzą jaka jest trasa – płaska, szybka i ze zbyt dużą ilością asfaltu. Nie inaczej było tegoż dnia i to mimo zmienionej trasy. A jednak to maraton. Przed startem miałem dylemat w sprawie doboru opon. Ze względu na niemałą ilość asfaltu nie miałem ochoty jechać na NN, a zamówione RR jeszcze nie doszły, więc zamontowałem semislicki drutówki (!) Hurricane, pomysł niezbyt dobry (większa waga), a jednak dałem radę dojechać do mety na przyzwoitym wyniku. No dobra, po zajechaniu na miejsce kolejka po numerek spora, na szczęście świetni teamowi koledzy ułatwili mi sprawę. Pogoda słoneczna i z temperaturą na poziomie 15 stopni, tylko znowu ten wiatr … Na miejscu zjawił się prawie komplet teamowych kumpli. Większość jedzie dłuższy dystans, fajnie i będzie okazja się porównać :) Start został opóźniony o 30 min. Po rozgrzewce ustawiliśmy się w sektorze, blisko siebie w teamowym komplecie i blisko czuba. Przy linii stali np. Kaiser, Krzywy, Lonka, bracia Swatowie i jeszcze do tego ekipa HP Sferis … Niedobrze i od razu można było się pożegnać z dobrym wynikiem na lokalnym maratonie :) Po starcie ostrym tempo oczywiście było ostre. Dość szybko zaczęły się formować grupy. Wyboista, leśno-polna nawierzchnia nie ułatwiała sprawy by można było ostro do przodu rwać. Pierwszą grupkę z josipem w składzie, z trudem wyprzedziłem po kilku km napierania z tętnem na poziomie ponad 170. Po krótkim czasie doszedłem do następnej dużej grupy , w której jechał m.in. klosiu. Niestety, nie dałem rady podczepić się do danej grupy, nie wiem czemu i zacząłem tracić ich z pola widzenia, a za mną zrobiła się pustka poza pojedynczymi sylwetkami. Po pierwszym bufecie nastąpił dłuższy asfalt, znowu sam zmuszony byłem cisnąć, a pod koniec nie-mtb-owskiej nawierzchni zaczynała mnie doganiać duża grupa, wtedy miałem takowe myśli typu "mam gdzieś ten maraton" :) Uff, wreszcie skręt do lasu i od razu fajna seria wielkopolskich podjazdo-zjazdów, na których oczywiście troszeczkę przewagi uzyskałem i wróciły chęci do jazdy :) Po krótkim czasie doszedł do mnie jeden gość z T-Kłos Teamu, i tak kawałek dalej we dwójkę zgarnęliśmy jednego z Chodzieskiego Towarzystwa Rowerowego i po tym w takim trzyosobowym składzie przez dłuższy czas, bo prawie do mety kręciliśmy na zmiany. Na kolejnym asfaltowym odcinku, z wmordewindem i wzorowo współpracując uzyskaliśmy cenną przewagę nad grupą jadącą za nami (był w niej josip). W końcu atrakcja trasy czyli podjazd na punkt widokowy. Takowy odcinek nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Pomykając tędy, wypatrzyłem kibicującego z3wazę z córkami i cyckającego fotki. Na mijance zauważyłem klosia. Na szczycie dogoniła nas trzyosobowa czołówka mini. Ponownie na mijance, miałem okazję machnąć do jacgola. Dalsza jazda, po przekroczeniu głównej szosy przebiegła po znanych z golonkowych edycji leśno-polnych duktach. No, na tych „trudniejszych” fragmentach tradycyjnie już zauważyłem że odskakuję od swoich towarzyszy :) Doszła nas grupka pościgowa z mini, o dziwo, tempo takie że po wyprzedzeniu nas jechaliśmy razem aż do rozjazdu. Dalej znów długa prosta, zakręt, prosta, …, na polnym i wmordewindowym dłuższym odcinku zacząłem odstawać od wspomnianych towarzyszy, nie miałem już dobrego powera w nogach. Na ostatnim asfaltowym odcinku dogonił mnie jeszcze jeden gość, w stroju DHL, po czym końcówkę trasy przejechałem bez napinki, tak niezagrożony i bez emocji wjechałem na metę. Najlepszy z teamowych kumpli okazał się klosiu, a Jarekdrogbas ścigał się na mini i zdobył pudło (3 w M3) !
    Natomiast przedstawicielka płci pięknej - JoannaZygmunta również na mini załapała się na podium w swojej kategorii !

    50/176 – open mega
    21/63 – M3

    Strata do zwycięzcy, jak i M3 (Robert Banach) – 24 minuty i 19 sekund.
    Jak na lokalny maraton – wynik dla mnie ani dobry, ani zły, w sumie dobry trening.

    41 (18 M3) - klosiu – 2:35:54
    50 (21 M3) – JPbike – 2:42:19
    51 (22 M3) – jacgol – 2:43:06
    58 (27 M3) – josip – 2:44:37
    60 (16 M2) – daVe – 2:44:46
    82 (20 M2) – jasskulainen – 2:52:16
    87 (22 M2) – Marc – 2:55:47
    133 (20 M4) – toadi69 – 3:10:32
    156 (27 M4) – Maks – 3:24:46

    Bikecrossmaraton Dolsk 2012 © JPbike

    Puls – max 178, średni 159
    Przewyższenie – 580 m



  • dystans : 17.83 km
  • teren : 17.83 km
  • czas : 01:03 h
  • v średnia : 16.98 km/h
  • v max : 37.47 km/h
  • rower : TREK 8500
  • XC Gniezno

    Niedziela, 1 kwietnia 2012 • dodano: 01.04.2012 | Komentarze 17


    Zabawa w ściganie nareszcie się zaczęła :) Tak się złożyło że swój sezon wyścigowy 2012 rozpocząłem tak jak zakończyłem 2011 – od XC. Do Gniezna zajechałem wraz z Jarkiem. Dość zimno było, słonecznie, trochę wietrznie i raptem kilka stopni. Po załatwieniu formalności sporo czasu nam zostało do startu i wraz z Dawidem, który znał trasę jak własną kieszeń ruszyliśmy na pieszy rekonesans pętli – muszę przyznać że organizatorzy z niewielkiego terenu wycisnęli niezłą rundę ze sporym przewyższeniem. W miarę upływu czasu stopniowo zjawiali się kumple – Rodman, josip, ryszard4859, Zbyhoo, wwiktor, z3waza z małżonką i córkami, oraz poznałem osobiście jerzyp1956. Pora się rozgrzać i przejechać rundę, było tak zimno że kręciłem w zimowej kamizelce i takowych rękawiczkach, po jednej rundzie zdążyłem się nagrzać i na wyścig można było zrzucić ocieplacze. Najbardziej przypadł mi do gustu dość stromy i troszkę korzenny zjeżdzik – jak się okaże w wyścigu, to właśnie tam szalałem i łykałem każdego kto stanął mi na drodze. W końcu czas na start. Oczywiście zawodników ustawiali wyczytując każdego i w kolejności według zeszłorocznych wyników. Mi, jak i kolegom z teamu przypadło miejsce na oko w drugiej połowie stawki Mastersów. No i start. Najpierw owalna rundka, by rozciągnąć stawkę i po tym zaczęła się właściwa jazda na całego. Na pierwszym okrążeniu trochę tłoczno, wszyscy zachowywali się nad wyraz kulturalnie. Na singielkach ze spokojem oczekiwałem na moment, by wyprzedzić. Drogbas jechał blisko za mną. Na drugiej rundzie stawka, w której jechałem dość szybko się uformowała i tak kręciłem dalej na pełnych obrotach przez dwie następne pętle, od czasu do czasu kogoś łykając. Najwięcej zyskałem tradycyjnie na wymagających skupienia i techniki zjazdach, a na podjazdach szło mi przeciętnie. Ważne że nawet najbardziej stromy podjazd za każdym razem zdobywałem bez zsiadania. Tętno szalało i starałem się nie patrzeć na wskazania pulsometra :) Nogi podawały, zero sygnałów o skurczach. Jest dobrze ! Na półmetku ściganiny zauważyłem że Jarka coraz rzadziej widywałem za moimi plecami. Po tym zaczął dokuczać ból w okolicy prawej części żeber (to samo miałem na początku zeszłego sezonu ściganckiego), zwolniłem troszkę, z trudem udawało się utrzymać wypracowaną pozycję. No i … na przedostatnim okrążeniu (dla liderów), na końcówce pętli dostałem dubla od Lonki … Cóż, nie przejąłem się tym. Ból w żebrach zaczął ustępować i tak ostatnie okrążenie przejechałem tak jak mogłem, tasując się z jednym Gościem i do tego emocje wzrosły bo josip wyraźnie przybliżył się do mnie na ostatnim kilometrze. W końcu meta – pokusiłem się o wysokokadencyjny sprint i wygrałem finisz ze wspomnianym Gościem.
    No i zostałem pierwszym liderem Mastersów w teamie Goggle Pro Active Eyewear !

    30/75 – open SUPER MASTERS
    16/34 – MASTERS 1

    Wynik spoko jak na początek sezonu – całkiem zadowolony jestem.

    Po Mastersach obejrzeliśmy wyścig Elity – to co wyprawiał na każdym okrążeniu Marek Konwa – MASAKRA !


    Parę fotek autorstwa Jacka Głowackiego, galerii Fortuna Thule Cup i jedna ukradziona od Marcina.

    Nie spodziewałem się że w teamie będę prowadził od startu do mety :) © JPbike

    Lawirowanie na bardzo ciasnych zawijasach podjazdowych - LUBIĘ TO ! © JPbike

    Jana Dymeckiego (rocznik 1948, SZACUNEK !!!) nie dałem rady wyprzedzić ... © JPbike

    Ostro napieram ! © JPbike

    To już meta. Sprinterski finisz jest mój :) © JPbike

    Puls – max 179, średni 169 – faktycznie, trochę się przepaliłem :)
    Przewyższenie – 598 m – sporo jak na niecałe 18 km !