Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m
Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1125
do 50 km - 1215
do/z pracy - 277
dron - 60
dzień wyścigowy - 249
Etapówki MTB - 31
Festive 500 - 47
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 178
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 287
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 10
pomiar czasu - 66
ponad 100 km - 233
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 91
Solid MTB - 30
sprzęt - 45
szoska - 439
Uphill race - 8
w górach - 299
w roli kibica - 10
w towarzystwie - 389
wyprawy - 62
wysokie szczyty - 34
XC - 32
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Orbea Oiz M20
Black Peak
Canyon Endurace
Scott Scale 740
Sztywna Biria
archiwum
Accent Peak 29
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2023
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2024, Listopad - 6 - 13
2024, Październik - 9 - 21
2024, Wrzesień - 10 - 18
2024, Sierpień - 12 - 20
2024, Lipiec - 14 - 30
2024, Czerwiec - 18 - 40
2024, Maj - 10 - 24
2024, Kwiecień - 15 - 37
2024, Marzec - 12 - 29
2024, Luty - 9 - 27
2024, Styczeń - 9 - 25
2023, Grudzień - 12 - 34
2023, Listopad - 10 - 33
2023, Październik - 9 - 27
2023, Wrzesień - 11 - 28
2023, Sierpień - 8 - 16
2023, Lipiec - 16 - 43
2023, Czerwiec - 11 - 27
2023, Maj - 17 - 36
2023, Kwiecień - 12 - 45
2023, Marzec - 6 - 16
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14
Wpisy archiwalne w kategorii
Bike Maraton
Dystans całkowity: | 2902.47 km (w terenie 2600.00 km; 89.58%) |
Czas w ruchu: | 164:19 |
Średnia prędkość: | 17.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.88 km/h |
Suma podjazdów: | 58415 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (90 %) |
Suma kalorii: | 3227 kcal |
Liczba aktywności: | 38 |
Średnio na aktywność: | 76.38 km i 4h 19m |
Więcej statystyk |
Sobota, 8 października 2022 • dodano: 11.10.2022 | Komentarze 2
Bike Maraton w Sobótce, rozegrany w pięknej jesiennej scenerii to dobra miejscówka na zakończenie kolejnego sezonu wyścigowego (w moim przypadku 15-tego).
O ile pogoda i trasa (nawet wymagająca, bo sporo kamienistego podłoża) były fajne, to przebieg rywalizacji w moim wykonaniu już niekoniecznie, ale cieszę się że w ogóle dojechałem do mety :)
Zaczęło się od zwykłego zaspania, do Sobótki dotarłem na 20min przed startem giga, nie zdążyłem zjeść makaronu i w efekcie do sektora wpadłem na 30sekund przed odpaleniem stawki...
Brak systematyczności treningowej, brak rozgrzewki, brak solidnego śniadania oczywiście zrobiły swoje - właściwie cały czas jechałem w ogonie giga. Do tego na 19km trasy kapcioszek z tyłu złapany, 2 dopompowania nie pomogły i dętka poszła w ruch - w sumie ładne 22min stracone.
O poddaniu się nie było mowy, bo mięczak ze mnie żaden, zatem resztę trasy pokonałem w tempie szybkiego turysty. Do końcowej kreski dotarłem będąc bardzo zmęczony i głodny po 5h i 38min. Wynik... piąty od końca :)
Dobre ujęcie - zazwyczaj startowałem z tyłów stawki giga © JPbike
W akcji (na pierwszym podjeżdzie) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 10 września 2022 • dodano: 11.09.2022 | Komentarze 2
- Mistrzostwa Polski w maratonie, zatem trzeba być :)
- dojazd solo, spoko i bezpośredni, po drodze raz padało
- owa miejscowość znana jest z etapów Sudety MTB Challenge
- prognozy od tygodnia straszyły deszczem, a było... słonecznie
- krótka rozgrzewka i wskok do sektorów giga (ponad 200 osób)
- kilka minut po odpaleniu elity, amatorzy w końcu ruszyli, ja z tyłów
- na początek spokojna jazda, wjeżdżamy w podjazdowy szuter
- mimo sporej ilości wiary na giga - tłoku nie ma i można robić swoje
- stopniowo łapię swój rytm i zaczynam stopniowo wyprzedzać kolejnych
- wypada zwrócić uwagę że na giga jedzie sporo dziewczyn - to cieszy :)
- wypada dodać że na trasie spotkałem (wyprzedziłem) kolegę z teamu - Staszka
- trasa, głównie szerokie szutry okazuje się przyjemna i głównie kondycyjna
- błotne podkłady oczywiście były, niektóre solidne
- od czasu do czasu trafiają się SUPER widoczki - muszę tu wpaść turystycznie :)
- a zjazdy początkowo nie robią wrażenia - są dość szybkie
- nie brakło jazdy w grupce, jak i częstego tasowania
- na stromej i szerokiej ściance ściance zaliczam udany atak - kilku naraz załatwiam
- trochę się dziwię że dobrze mi się jedzie mimo braku treningów w tygodniu
- wpadamy (nareszcie) na Singletrack Glacensis - odcinek Pętli Kłodzkiej
- okazuje się że singielek mamy lekko pod górkę, czyli lekko nie było, ale spoczko
- okazuje się że dość szybko wpadamy ponownie na szerokie szutry
- wypada dodać że stopniowo wyprzedzały nas pojedyncze osobniki z czołówki mega
- czas zdobyć najwyższy punkt trasy - Kłodzką Górę (757m) z nową wieżą widokową
- zjazd z tejże góry okazał się hardcorowy - stromo, kamienie i dupa za siodełko
- docieramy do rozjazdu - giga jedzie na kolejny odcinek Pętli Kłodzkiej
- na owym i krętym singlu najpierw mamy pod górkę, następnie w dół - frajda była
- minęła 3h mocnej górskiej jazdy, powoli czuję narastające zmęczenie
- po wyjechaniu z odcinka Pętli Kłodzkiej mamy szybki, szeroki i szutrowy zjazd
- na szybkim zjazdowym nawrocie nagle jakiś patyk wpada w przerzutkę
- napęd się blokuje - staję, wyjmuję patyk (3x30cm) i... nie ma kółeczka w przerzutce
- siła zblokowania była tak duża że owe, górne kółeczko zostało wyrwane
- no to koniec rywalizacji dla mnie :(
- znajdowałem się wtedy na 56km trasy (z 88km na giga), nie wiem jak daleko mam do bazy
- decyduję się na skrócenie łańcucha i zmajstrowanie single speeda
- nie jest łatwo, bo nie wiem na której koronce kasety napęd będzie jakoś działać
- skułem skrócony łańcuch, pierwszy obrót korbą i łańcuch tak się mocno napiął...
- ... że nie daje się swobodnie obracać korbą
- zjeżdżam w dół i mam przed sobą kolejny podjazd
- akurat przejeżdża Defender z ratownikami, krótka rozmowa i zabierają mnie z rowerem
- i tak dowieźli mnie do strefy rozjazdowo-bufetowej na Przełęczy Łaszczowej
- następnie młody z teamu WKK zawozi mnie wozem technicznym do bazy zawodów
- czyli poziom pomocy u Grabka jest na wysokim poziomie - Wielkie Dzięki :)
- po analizie mapy trasy okazuje się że defekt miałem... najdalej od bazy zawodów!
- gdy będąc już przy aucie szykowałem się do powrotu to zaczęło padać ...
- po analizie wyników wychodzi że w M4 zająłbym 20-25 miejsce na 41 rywali
- podsumowując - taki już jest ten sport i trzeba umieć z tym żyć :)
Fotki by Bike Maraton, Kasia Rokosz
Na starcie. Sporo nas, gigowców :) © JPbike
W akcji. Ja jeszcze czysty... :) © JPbike
Błotna dokumentacja Peaka i z prowizorycznie zmajstrowanym single speedem © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 16 lipca 2022 • dodano: 20.07.2022 | Komentarze 2
Edycja Ultra w tym roku zawitała do Bielawy z trasą w Górach Sowich.
Dojazd z noclegowni solo i spoko, tylko trzeba było wcześniej ruszyć, bo giga z racji długiego górskiego dystansu startuje o 9-tej. Zatem rozgrzewki nie było i od razu wskok do sektora - stawka ultra-twardzieli liczyła ze 50 sztuk, większość to zawodowcy i starzy wyjadacze (jak ja).
Po ruszeniu (tradycyjnie z tyłów), od razu mamy długi, szeroki podjazd, jadę swoje, powoli się rozkręcam, udaje się wyprzedzić kilku. Po dokręceniu do Przełęczy Jugowskiej (801m) jeszcze troszkę podjazdu, wyprzedza mnie trzech, w tym rywal (M4) z którym później dość długo jechaliśmy razem (raz bliżej, raz dalej). Na 13 km pora na pierwszy i zarazem techniczny zjazd - poszło sprawnie, dwóch defekciarzy mijałem.
Po zjechaniu następuje długie i przeważnie podjazdowe, często po ciężkiej nawierzchni kręcenie po mało znanych ścieżkach i duktach w rejonie Małej i Wielkiej Sowy - w mojej części stawki bez zmian. Samopoczucie cały czas u mnie dobre - to cieszy, choć chciałoby się jechać pod górę szybciej ...
Na zjeździe do Jugowskiej wyprzedziło mnie dwóch na fullach - obaj dostali ode mnie rewanżu - pokonałem ich parę km dalej, na szuterku podjazdowym. Dokręcamy do bufetu na 40km, znajduje się tam skręt na dwukrotnie pokonywaną rundę wyłącznie dla gigowców, w całości poprowadzoną po niemal dzikich i mało znanych ścieżkach i duktach, m.in. fajne single zjazdowe (techniczne), gęsty las, wysoka trawa, pełno śladów pozrywkowych, błotko, świeżo wydeptana górska łączka i na koniec solidna ściana podjazdowa - max 24%, za pierwszym razem podjechana - tam wyprzedziłem na dobre wspomnianego rywala z M4.
Łączymy się z Classicem i się zaczyna wyprzedzanko, najpierw na fajnym, technicznym i stromym zjeździe, mijamy bufet i długi, szeroki szutrowy podjazd gdzie na szczycie Ci z krótszego dystansu skręcają w stronę mety, a giga na kolejną rundę.
Po długiej, solowej wspinaczce na Zimną Polanę (879m) łączymy się z mega i znów mam wyprzedzanko, tym razem stopniowe i krótkie, bo po minięciu bufetu gigowcy ponownie mają do pokonania wspomnianą rundę wyłącznie dla twardych sztuk :)
Na końcówce pierwszego zjazdu dogania i wyprzedza mnie rywal z M5, który chwilę później wyraźnie słabnie, jakiś czas jedziemy wspólnie, po czym na podjeździe na dobre go wyprzedzam, i od czasu do czasu mam przed sobą sylwetkę kolejnego rywala do pokonania.
No i czuję już narastające zmęczenie i ubytek sił, stromą ścianę butuję, zostały do pokonania wspomniane wyżej: techniczny i stromy zjazd, bufet, długi podjazd, skręt w stronę mety i następuje znany mi z zeszłego roku długi i łagodny zjazd łukowatymi leśnymi duktami do Bielawy - na tamtym odcinku wyprzedziłem kilka osób z mega i w końcu wjeżdżam na końcową kreskę. Udany ultra maraton, obyło się bez kryzysu i bez defektów.
32/42 - open ultra giga
11/16 - M4
Strata do zwycięzcy open (Michał Paluta) - 1:58:38 godz - wiadomo, zawodowcy z JBG2
Strata do zwycięzcy M4 (Mariusz Ugniewski) - 51:08 min - może być, takie moje tegoroczne możliwości
W akcji zjazdowej. Jest górski klimacik © JPbike
No i meta. Całkiem zadowolony ja :) © JPbike
Kategoria maratony, w górach, dzień wyścigowy, Bike Maraton
Sobota, 25 czerwca 2022 • dodano: 28.06.2022 | Komentarze 2
- nareszcie maraton w górach i to w ulubionych Karkonoszach
- dojazd dzień przed, nocleg w Pilchowicach nieopodal wielkiej zapory
- przy Szrenica Ski Arena odbiór pakietu startowego
- wczorajszego dnia popadało, na wyścig też zapowiadali deszcz - nici z tego
- rozgrzewka dość krótka, bo górskie giga dość długie - ponad 80 km
- szczerze to nie spodziewam się wyniku - brak systematyczności zrobi swoje
- stawka giga średnio liczebna, do tego troszkę znanych mi twarzy
- punkt 10-ta start, ruszam z tyłów i od razu niezły podjazd - szybko się porozciągało
- po wjechaniu (jedynie kilka osób wyprzedziłem) sporo jazdy szerokimi szutrami
- stawka giga tak się rozciągnęła że przed sobą mam zaledwie kilka rywali
- nie idzie mi tak jak chciałbym, przynajmniej dobre samopoczucie mam i jadę swoje
- wjeżdżamy na ciekawsze i wymagające techniki MTB sekcje
- kilka kolegów udaje mi się wyprzedzić - wszystkich na technicznych zjazdach
- 15 km trasy, na kamienistym zjeździe do Kamiennej zeszło ciśnienie w tylnym kole
- no to robię pit-stopik na dopompowanie (4 minuty w dół), pomogło, uff
- po ruszeniu znów muszę gonić wspomnianych kilku kolegów
- wjeżdżamy na znane odcinki z Pasma Rowerowego Olbrzymy (przeważnie podjazdowe)
- i tak kolejno Doppler, Zmora, Skarbek, Rokitnik - fajna zabawa MTB
- powyższe single są poprzeplatane paskudnymi nawierzchniowo dojazdówkami
- paskudnymi - bo stromo pod górę po trawie, stromo w dół po sporych koleinach
- wspomnianych kolegów udaje się ponownie wyprzedzić
- z jednym spoko rywalem tasowałem się kilka razy - ostatecznie mnie pokonał
- po powyższych singlach ponowny wjazd na długie, podjazdowe szerokie szutry
- łączymy się z Classicem - po drodze oczywiście sporo wyprzedzania
- po wjechaniu na najwyższy punkt trasy (870 m) techniczny zjazd korzenno-kamienny
- trochę jazdy typu szuterki-single-góra-dół i na 51km wjazd na 2 rundę giga
- owa 2 runda to odcinek Classic wzbogacony o zjazd/podjazd do/z Kamiennej
- jedzie mi się już ciężko - zauważam że trzech rywali mnie dogania, walczę jak mogę
- na końcówce wspomnianego zjazdu (kamienie!) mijam gigowca z kapcioszkiem...
- bardzo stromy i dość długi podjazd (też z Kamiennej) z buta pokonuję - brak sił
- a koledzy co mnie doganiali - też butowali, czyli solidne giga w górach mieliśmy
- wjeżdżamy ponownie na długi i szeroki podjazd, kilka osób z mega wyprzedzone
- ponownie techniczny zjazd, parę szerokich szuterków, singielków, góra - dół i jest meta
- ogólnie to była bardzo fajna trasa - esencja karkonoskiego Pure MTB
29/34 - open giga
6/9 - M4
Strata do zwycięzcy (Krzysztof Łukasik) - 1:56:24 godz - ach, ci zawodowcy z JBG2
Strata do zwycięzcy M4 (Bartek Bednarski) - 46:59 min - do przeżycia :)
Ciekawostka ... w wynikach giga widnieje 61 osób - w tym 27 z DNF-em ...
Fotka by Kasia Rokosz
W akcji na podjeździe © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 9 października 2021 • dodano: 13.10.2021 | Komentarze 3
- dojazd solo i bezpośredni, na miejscu chłodno (9°C) i słonecznie
- czasu na rozgrzewkę brakło, więc od razu myk do sektora giga
- stawka królewskiego dystansu liczyła 56 osób
- trasa bardzo podobna do zeszłorocznej - istny labirynt ścieżek i duktów
- punkt 10 start, ruszam z tyłów, brak rozgrzewki robi swoje
- pierwszy i od razu stromy podjazd ciężko wchodzi
- półpłaski odcinek - tasuję się z trzema dziewczynami
- całkiem przyzwoicie się rozkręcam, jedzie się spoko, tłoku nie ma
- podjazdy są niezłe, wyprzedzania w mojej części niewiele
- fajny i kręty singiel zjazdowy pokonuję sprawnie
- na 13 km trasy spore zaskoczenie - poprzedzający rywal zawraca...
- po krótkim czasie z przeciwka nadjechała cała czołówka giga...
- okazuje się że „żartowniś“ poprzestawiał taśmy na rozwidleniu
- po wjechaniu na właściwą trasę cały wyścig giga zaczyna się od nowa
- mamy szybki zjazd, bufet i czas na techniczny singiel - zakorkowało się
- trochę trwało, bym ponownie znalazł się w swoim miejscu
- przez spory czas pomykam wraz z Agnieszką Kachel od rybek
- mimo pięknej słonecznej aury jest chłodno, na zjazdach płyną mi łzy z oczu
- dogania nas Paweł i jakiś czas kręcimy w trójkę
- trasę pamiętałem, najgorsze jest kamieniste podłoże, szczególnie na podjazdach
- muszę się zatrzymać (...), puszczam Agnieszkę i Pawła przodem
- na 35 km skręt na 2 rundę giga
- zaczynamy wyprzedzać pojedynczych z mega, choć moja prędkość nie powala
- po upływie jakichś 2.5h jazdy stwierdzam że nie jedzie mi się najlepiej
- dalsza jazda to poruszanie się głównie siłą woli, niemal bez zmian w stawce
- w trzech miejscach mijam Gosię - tym razem jako pieszą turystkę
- mijam wspomnianą Agnieszkę (awaria) - ma kogoś do pomocy, więc jadę dalej
- po pokonaniu mocno kamienistej 2 rundy giga skręt na odcinek do mety
- od razu kamieni dużo mniej, jest również dużo fajnych zjazdów
- w końcu końcówka, na przemian szeroko i wąsko, troszkę góra - dół
- na 1 km przed metą spada mi łańcuch z korby - ciekawe z jakiego powodu
- jest meta i zarazem dla mnie koniec ścigania w sezonie 2021
33/49 - open giga
11/16 - M4
Strata do zwycięzcy (Wojciech Halejak) - 1:07:28 godz(!), do M4 (Bartek Bednarski) - 30:22 min
W klasyfikacji generalnej giga M4 uplasowałem się na 11 miejscu - poniżej oczekiwań, bywa i tak.
W trakcie ładowania roweru do auta zauważyłem że w tylnym kole pękła szprycha (kolejny raz) i wbiła się w kasetę, a ta z kolei nie chciała się swobodnie obracać - w taki sposób zapewne przejechałem spory kawał wyścigu. Po tylu pęknięciach jedyne co trzeba zrobić - wymienić wszystkie szprychy na nowe, żadne cieniowane, tylko standardowe.
Foto by Kasia Rokosz.
Jak widać - pomykanie na MTB po wertepach cały czas sprawia mi przyjemność © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 11 września 2021 • dodano: 14.09.2021 | Komentarze 4
- Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, zatem trzeba być :)
- nocowałem u przyjaciół, zatem dojazd przyjemniejszy (1.5h)
- czasu na rozgrzewkę miałem ze 30 min, spoczko wykorzystałem
- napotkałem na Maję Włoszczowską i Kasię Solus-Miśkowicz (!)
- przybicie piątki z Basią Borowiecką zaliczone :)
- po wjechaniu do sektora giga ... a tam zjawiło się aż 228 osób (!)
- startowałem niestety z samych tyłów (później okaże się że nie było tak źle)
- pierwsze 4 km to podjazd asfaltowo-brukowany przez Srebrną Górę
- samopoczucie mam dobre i dość szybko jestem w swoim miejscu
- mimo sporej ilości wiary na giga nie ma blokowania, można robić swoje
- wpadamy na wiadukt i teren kojarzony mi z etapu Sudety MTB Challenge
- przebijając się do przodu, sporo dziewczyn wyprzedzam - wszystkie ładnie walczą
- wpadamy na świetny singiel - Pętlę Wilczą z sieci Singletrack Glacensis
- po krętej ścieżce pomyka się fajnie, nie ma blokowania mimo tłoku
- widocznie wszyscy prezentują wysoki poziom ścigania - tak trzymać!
- po zjechaniu podjazd, dość szeroki - wyprzedzam kolejnych, jest dobrze :)
- dogania mnie Paweł, mamy przeplatankę szerokich i wąskich szutrów zjazdowych
- wraz z Darkiem i Pawłem (obaj z STS) docieramy do premii przy Hotelu Bardo
- do pokonania mamy tam przeszkodę z drewnianych bali w stylu XC - fajnie :)
- półpłaskie single - wyprzedzamy Ktystiana (STS), a Paweł cosik zwolnił (?)
- się zaczęła jazda po szerokich szutrach, z fajnymi klimatami i widokami
- od tędy zacząłem dobrze jechać - wszystkich wspomnianych kolegów wyprzedziłem
- ku mojemu zdumieniu (1) bez problemu doganiam kolejnych rywali i jakieś grupki
- ku mojemu zdumieniu (2) wyprzedzam niemało znanych mi kolegów z M4
- łączymy się z Classicem i znów tłoczno się zrobiło
- czas na podjazd, do Srebrnej Góry, zauważam że Krystian odżył i dogonił mnie
- wjeżdżamy na kręty singiel podjazdowy z sieci Trasy Enduro Srebrna Góra
- podjeżdżając po paskudnej nawierzchni (dużo korzeni) zaczynam czuć zmęczenie
- walczę jak mogę, na górnej partii łapie mnie niestety kolka, muszę zwolnić
- kilku rywali puszczam przodem, przed nami jazda na ok 800m typu góra-dół po grzbiecie
- wpadamy na odcinek przeznaczony wyłącznie dla gigowców
- Paweł ponownie mnie dogonił (później wspominał coś o skurczach)
- mijamy ostatni bufet, a tam sporo wiary teamowo - serwisowo - bufetowej
- czas pokonać najstromszy i z zawijasami singiel podjazdowy - oj, ciężko było
- po tym stromy i mocno techniczny zjazd - poszło sprawnie, ale Paweł mi uciekł...
- po zjechaniu pora na ostatni, dość długi i szeroki podjazd, na prawie 800m
- czuję już zmęczenie, ale twardo kręcę pod górę, do tego kilku udaje mi się wyprzedzić
- wyprzedza mnie kolejny Paweł (z STS), z którym kilka razy się tasowałem
- na szczycie ponownie łączymy z Classicem, spotykam tam Gosię
- w końcu czas na ostatni i długi zjazd, początkowo szeroko i niezbyt szybko
- wjeżdżamy na emocjonujący, kręty i wyprofilowany singiel zjazdowy w stylu enduro
- mknąc po zakrętasach i bandach w dół - oczywiście troszkę zaszalałem
- i tak już spoczko docieram do mety, mimo zmęczenia wmawiam sobie że podobało mi się :)
117/214 - open giga
20/48 - M4
Strata do zwycięzcy open - Filip Helta (na pudle stałem z nim 5 lat temu) - 1:05:45 godz
Strata do zwyciężczyni - Mai Włoszczowskiej (w końcu doczekałem się starcia z mistrzynią) - 39:44 min
Strata do zwycięzcy M4 - Andrzej Kaiser (staliśmy na pudle 11 lat temu) - 47:36 min
Foto by Kasia Rokosz, Grzegorz Drosiński
W akcji, na Trasach Enduro Srebrna Góra © JPbike
Od startu do mety rywalizacja była zacięta - to widać © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 14 sierpnia 2021 • dodano: 17.08.2021 | Komentarze 2
Ten tydzień od poniedziałku do piątku - zero treningu, kompletne niewyspanie (codziennie pobudka o 5 rano), ale i tak na kolejny grabkowy maraton w górach - do Kowar jadę, bo całkiem fajną trasę z dobrym przewyższeniem tam mają, prawie identyczną jak w zeszłym roku, ale nie taką zabójczą jak tydzień temu w Gorcach :)
Dojazd bezpośredni (kolejna dobitka) i solowy, na miejscu piękna słoneczna pogoda. Wskok w teamowe portki i byłem gotów na 30 min przed odpaleniem stawki giga. Spotykam również Gosię i Pawła - trochę pogadaliśmy i można ruszać.
No to start, z kowarskiego deptaku, stawka giga liczyła 69 osób. Na początek długi i ponad 5 km podjazd - jadę swoje i cosik komfortowo się czuję, choć mocy by pocisnąć mocniej brakło, zatem niewiele tasowania w mojej części stawki było. Po podjechaniu mamy średniej długości techniczny zjazd z kamieniami, który na mnie nie zrobił żadnego wrażenia - tydzień temu miałem coś gorszego :). Zjeżdżając, kilka rywali przede mną się potknęło i kilka oczek zyskałem. Kolejna wspinaczka, na 944m Skalnik, szlak pieszy, po drodze 2 krótkie butowania zaliczone (ścianka z kamieniami i pełno korzonków) - ten odcinek raczej bez zmian w stawce. Po tym techniczny zjazd usiany niezłymi korzennymi uskokami - zjechany sprawnie, chociaż nieźle mną wytrzęsło. Skręt na „lżejszy“ zjazdowy singielek, trochę błotny i z gałęziowym zwaliskiem - też sprawnie zjechany, bo czułem się komfortowo i z pełną koncentracją.
Mijamy bufet i kolejny podjazd, na 878m Wołek, poprzedzony jedną krótką, stromą i butowaną ścianką. Podjeżdżając tędy, jestem świadkiem jak bikerki Ania Tomica i Izabela Kamińska nieźle walczą ze sobą o 3 miejsce w open kobiet.
Po tym szybki, szutrowy zjazd, obie dziewczyny wyprzedzone, za to na dole dwóch spoko kolegów mnie dogoniło i wyprzedziło - to wspomniany wyżej Paweł i też Paweł (z STS). No i techniczny zjazd z kamieniami i korzeniami - zjechałbym sprawnie, gdyby nie techniczny błąd z wyborem właściwej ścieżki - więc fragment musiałem sprowadzić i przy tym wspomniane bikerki mnie znów pokonały. Podjeżdżamy starym, krętym asfaltem i szutrem, by po tym ponownie zjechać technicznie po krętej trawiastej ściezce z dodatkiem błota, kamieni i ... widoków. Gdzieś tam Iza została z tyłu, a Ania jechała przede mną. No i czas pokonać najstromszy i znany mi podjazd zwany łopatą - najpierw szuter, nachylenie stopniowo rosło, by końcowy odcinek pokonać na max 19% asfalcie - cóż, ów podjazd ma parametry gorsze od Twarogów w Ochotnicy Dolnej, więc sprawnie podjechałem i Anię wyprzedziłem, a mnie doganiał rywal z M4 - Marcin Wichłacz. Na górze bufet, błotny odcinek lekko w dół i kolejny podjazd po dość ciężkiej nawierzchni (trawa i błoto). Zjeżdżamy do kamieniołomu (Dolomity), krótki podjazdowy asfalt i kolejny ciężki podjazd - Marcin w końcu mnie tam wyprzedził. Po podjechaniu mocno korzenny zjazd, do tego łączymy się z dystansem Classic - oczywiście niemało wiary się tam pojawiło i ciężko było sprawnie zjechać po tych paskudnych korzonkach i trudno było wybrać tor odpowiedniego zjazdu - niejedna podpórka zaliczona. Po zjechaniu czuję że nieźle mną wytrzęsło i zaczynamy szutrowy podjazd, w stronę wjazdu na 2 rundę giga (na 31km), po drodze niemało wyprzedzając tych z Classica.
Po wjechaniu na drugą rundę niestety zaczął mnie stopniowo dopadać ubytek sił, ale kryzysu głodowego nie czułem (picie i żele od UNIT dają radę), w sumie nic dziwnego, zresztą czego tu się spodziewać po tygodniu nietrenowania i sporego niewyspania.
Zatem czas pokonać jeszcze raz ciekawsze odcinki trasy, poczynając od wspinaczki na Skalnik. Co się działo na 2 pętli - przez długi czas tasowałem się z rywalem z Litwy, który o zgrozo lepiej ode mnie zjeżdżał, a gorzej podjeżdżał, stopniowo było trochę wyprzedzania tych z dystansu Mega, ubytek sił powoli się pogłębiał, spore zmęczenie i dekoncentracja nie pozwoliły mi sprawnie zjeżdżać techniczne odcinki, łopata na szczęście ponownie podjechana, raz chwyciła mnie kolka wysiłkowa, wyprzedziła mnie zdobywczyni 3 miejsca open kobiet (Marta Garnek, a Ania dojechała na 5 miejscu), a do mety załatwiło mnie stopnieowo w sumie 3 rywali.
Po dotarciu na odcinek prowadzący do mety, trzeba było pokonać m.in. paskudnie wysypany tłuczeń, podjazd na Rudnik (873m), przekraczamy Przełęcz Kowarską (727m), ciężki podjazd żółtym szlakiem (ze stromym fragmentem, w moim przypadku niestety zbutowanym) na asfalt prowadzący na Okraj (położyli tam nówkę asfalcik) i tak w końcu docieramy do długiego, szerokiego i szutrowego zjazdu do Kowar z dodatkiem dwóch singlowych odcinków - zjechałem sprawnie i solowo dotarłem do mety.
39/58 - open giga
13/22 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h i 37min (grubo), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h i 13min
Z fotkami słabo, bo długo jechałem to giga i zapewne fotografowie stojący w fajnych miejscach już się rozeszli.
BM Kowary 2021, właśnie docieram do mety © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, w górach, maratony
Sobota, 17 lipca 2021 • dodano: 26.07.2021 | Komentarze 2
W Bielawie leżącej u podnóża Gór Sowich jeszcze nie startowałem. Tak się złożyło że ów start połączony był z urlopowaniem u przyjaciół mieszkających u podnóża Gór Opawskich, co za tym idzie - dojazd na miejsce startu miałem ułatwiony czasowo (1.5h jazdy). Po dotarciu na miejsce startu położone nad Jeziorem Bielawskim czau na rozgrzewkę brakło, zatem od razu udałem się do sektora giga, a tam zjawiły się 73 osoby. Prognozy pogody zapowiadały deszcz, w okolicy wisiało sporo deszczowych chmur - przez cały czas ścigania co najwyżej drobno pokropiło, a w drugiej części maratonu nawet pięknie się wypogodziło.
Punkt 10-ta start. Na początek długi, szeroki i szutrowy 13 km podjazd - od razu można robić swoje, brak rozgrzewki dał mi znać, ale tragedii nie ma i stopniowo łapię swój rytm, by po podjechaniu na Kozie Siodło (887m) i powyprzedzaniu paru osób znaleźć się w swoim miejscu w stawce giga. Po tym dość długi i techniczny zjazd po korzeniach, kamieniach i w błocie do Starej Jodły - troszkę zaszalałem i kilka pozycji zyskane. Znów długi podjazd, często ze stromymi ścianami i ciężką nawierzchnią w rejon Małej Sowy (972m) - cały czas jedzie mi się spoko, zmian w stawce niewiele, było trochę tasowania z Michaliną Ziółkowską - bikerka ciut gorzej podjeżdżała, za to na zjazdach o zgrozo radziła lepiej ode mnie. Docieramy do Schroniska Sowa i znanego mi z etapu Sudety MTB Challenge mocno technicznego zjazdu do Sokolca - tu zaszalałem na maxa po kamieniach że po zjechaniu zauważyłem że zgubiłem bidon. Na dole bufet i kolejny długi, ciężki i znany mi podjazd na Grabinę (946m), dałem radę na sportowo go pokonać i kilku wyprzedzić. I tak docieramy do rozjazdu, po czym ponownie na Kozie Siodło, łączymy się z mega i się zaczęło stopniowe wyprzedzanie tych z krótszego dystansu. Jadąc ponownie te same fragmenty trasy, zmęczenie narastało, tempo moje nieznacznie spadło. Dobrze tylko że nie traciłem swojej ciężko wypracowanej pozycji w stawce giga.
Po ponownym dotarciu do rozjazdu, zjazd do Przełęczy Jugowskiej (801m) i paskudny nawierzchniowo podjazd na Kalenicę (964m) (gęsto usiane korzenie kamienie) po grzbiecie (czerwony szlak, też znany z etapu Challenge, tyle że w odwrotnym kierunku) - byłem już tak zmęczony że kilka stromizn pokonałem z buta. No i wjeżdżamy na długi, kręty i z dość miękką nawierzchnią singiel zjazdowy - można było tam zabawić się mknięciem w dół.
Po zjechaniu jeszcze jeden ciężki podjazd, ostatni bufet i czas na długi, szeroki, z łukami zjazd do Bielawy, pomykałem tędy w dół z paroma megowcami - ci widocznie walczyli do upadłego, a na wypłaszczeniu z łatwością uciekłem im. No i w końcu wjeżdżamy na lekko zjazdowe pole przed Bielawą, temperatura zrobiła się upalna, objeżdżamy wspomniany zbiornik wodny i jest meta.
To był spoko maraton z klasyczną górską trasą. Trochę błota z wczorajszego deszczu miałem na sobie - gdzie się umyłem... poszedłem się wykąpać w owym jeziorze :)
33/57 - open giga
6/17 - M4
Strata do zwycięzcy (Mikołaj Dziewa) - 1:08 godz, do M4 (Paweł Gaca) - 46:13 min, do pudła - 11 min
Fotki by Bike Maraton, Anka Aries Baran, Kasia Rokosz
W akcji na pierwszym i długim podjeździe © JPbike
Zabawa MTB na długim singlu zjazdowym © JPbike
Polna końcówka trasy © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach
Sobota, 3 lipca 2021 • dodano: 06.07.2021 | Komentarze 2
Moje trzecie z rzędu Ultra Giga po stokach Karkonoszy ukończone.
Tym razem było mi tak ciężko że do mety dotarłem tylko dzięki sile woli :)
W Karkonosze wybrałem się na weekend, nocleg w zacisznym Jagniątkowie.
Dzień przed zawodami popadało - będzie trochę błotka. Nazajutrz pogoda zrobiła się wręcz idealna do wielogodzinnej jazdy MTB po górach - dużo słońca, trochę zachmurzenia i kilkanaście stopni Celsjusza.
Początkowo planowałem dojechać na miejsce startu (Szrenica Ski Arena) rowerem - ta opcja odpadła bo po pierwsze - start Ultra Giga był wyjątkowo wcześnie - o 9 rano, a to ze względu na długą trasę, po drugie - po zawodach (od 17:30) zaplanowano zaległą dekorację generalki z zeszłego sezonu - oczywiście pudło zdobyłem :)
No to krótka rozgrzewka i wskok do sektora, a tam ucinam pogawędkę z Darią i Łukaszem z Chodzieży. No i ruszyli. Na królewskim dystansie wystartowało 95 osób.
Na początek niedługi podjazd i zaczynamy dość długą i szybką jazdę po karkonoskich szutrach. Równie dość szybko znajduję się w swoim miejscu w stawce i bez problemu rozpoznaję znanych mi rywali. Ciekawsze i wymagające techniki odcinki zaczęły się od 9 km trasy - przejechane sprawnie, chociaż potknięć i podpórek nie brakowało - raz przez śliskie błotko na technicznym zjeździe, raz przez blokowanie na korzennym podjeździe. W pewnym momencie zauważam że zgubiłem bidon, no pięknie, a przede mną jeszcze spory kawał trasy. Kręcąc dalej trasa fajnie mnie zaskakuje - jest wszystko do prawdziwego Pure MTB.
Mocne wrażenia zapewniał usiany sporymi kamieniami zjazd wzdłuż Kamiennej, po tym jazda nad przepaścią i następnie gruba i długa ścianka podjazdowa. W tamtym momencie zrównuję się tempem jazdy z Klaudią Cichacką (zwyciężczyni giga). Wychodzi że Klaudia lepiej podjeżdża a ja z kolei lepiej zjeżdżam.
Wpadamy na sławne już single z Pasma Rowerowego Olbrzymy - są fajne, sporo km-ów mamy do pokonania po tych krętych ścieżkach do MTB, tyle że dają nam mocno w kość, bo pod maraton mamy więcej tędy podjeżdżania niż zjeżdżania - każdy z nas musi robić swoje - to lubię. Klaudia wyraźnie zaczyna mi odjeżdżać, a mnie zaczynają doganiać znani rywale - Zbyszek Turczyński (rocznik 1963), Darek Baran (mój rówieśnik) i Paweł Król (zjazdowy hardcorowiec) - obaj z teamu STS. Cisnę tędy mocno i przez długi czas udaje mi się utrzymać pozycję. Nagle, na stromym podjeździe mam problemy z przerzucaniem biegów, muszę stanąć i podregulować linkę przerzutki - pomogło, choć nie jest idealnie. Darek mnie wyprzedził. Po wyjechaniu z wspomnianych singli czas ponownie pokonać szerokie karkonoskie szutry - w tym najdłuższy podjazd na ponad 800m wysokość - udaje mi się Darka dojść i zamienić kilka zdań, dalej robimy swoje jak na zatwardziałych gigowców przystało. Po wjechaniu na kulminację wysokościową czas na trochę techniczny zjazd w stronę Szklarskiej Poręby, trochę szybkiej jazdy po szutrach, pojawia się tabliczka „5 km do mety“, tyle że dotyczy to dystansu mega, bo nas czekała do pokonania jeszcze jedna i bardzo ciężka ze 50 km runda. Jeszcze przed wjechaniem na 2 rundę stwierdzam że owa końcówka jest wymagająca i typu góra-dół, no i niestety mocno czuję że sporo sił zużyłem i nie wiem co będzie ze mną na drugiej rundzie, dobrze tylko że o DNF nie myślałem :)
No i przyszło mi pokonywać jeszcze raz te same odcinki Pure MTB. O ile jazda po szutrach przebiegła szybko i sprawnie, to już po pierwszym technicznym zjeździe zauważam że Darek jedzie blisko za mną - facet zrobił spore postępy w technice i zaczynamy epicką jazdę jak równy z równym :)
Zaczynamy również stopniowo wyprzedzać ostatnich z mega. Po pokonaniu długiej i najstromszej ścianki nagle blokuje mi się napęd - szybka analiza, mam pękniętą szprychę w tylnym kole, która wbiła się w przerzutkę. Prowizorycznie to „naprawiam“ i daje się jechać dalej. W tym momencie Darek mnie wyprzedził i tyle z wspólnej rywalizacji, do tego ze mnie zeszło powietrze do mocnej jazdy po górach i zaczynam czuć spore zmęczenie.
Kręcąc dalej jedzie mi się ciężko, z wielkim trudem udaje mi się utrzymywać pozycję, na bufetach muszę stawać, by zatankować jedyny bidon. No i dogania mnie Ania Tomica (2 miejsce wśród kobiet) - w sumie do mety wyprzedziło mnie stopniowo ze 5 osób, a ja załatwiłem jednego, też ujechanego jak ja, natomiast na 2 km przed metą i trzecia bikerka (Agnieszka Kachel) mnie pokonała.
Na technicznym fragmencie z kamieniami (Olbrzymy) poziom zmęczenia i dekoncentracji miałem taki że mocno się potknąłem i przed spadnięciem w krzaczory uratowało mnie solidne drzewko. Po paru km dalej okazuje się że i drugi bidon zgubiłem, a do mety jeszcze jakieś 20 km górskiej jazdy - no ładnie. Zatrzymuję się na minutkę, by złapać oddech i wciąć ostaniego żela.
I tak dalej kręciłem swoje, głównie dzięki sile woli, nie było tak źle i w końcu, po równych siedmiu godzinach spędzonych na zacnej trasie docieram do mety, z wystarczającą dla mnie satysfakcją :)
49/68 - open ultra giga
11/22 - M4
Strata do zwycięzcy (Karol Rożek) - 1h 57min (!), do M4 (Grzegorz Maleszka) - 1h 22min(!)
Foto by Kasia Rokosz, oficjalne z Bike Maratonu i od Darka Barana
Na singlach Pasma Rowerowego Olbrzymy © JPbike
W akcji zjazdowej i klimacik podkarkonoskiego lasu © JPbike
No i na koniec zaległa generalka z sezonu 2020 - zająłem 2 miejsce, co jest dla mnie miłą niespodzianką :)
Podium generalki M4 giga, sezon 2020 - miłe uczucie tam postać :) © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, podium, te szerokie też, w górach
Sobota, 29 maja 2021 • dodano: 31.05.2021 | Komentarze 2
Zeszłoroczna trasa w Polanicy Zdroju niezbyt przypadła mi do gustu i przez jakiś czas wahałem się czy w ogóle zapisywać się na tegoroczną edycję. Gdy tylko zobaczyłem mapkę z opisem, do tego zaprzyjaźniona ekipa zdała raport z objazdu zmienionej trasy to padła jedna decyzja - jadę :)
Cosik pogoda w końcówce maja nie dopisuje, jest zimno, wieje i pada, zatem opcja z noclegiem odpadła, wybrałem bezpośredni dojazd i powrót zaraz po wyścigu.
Po spoko zajechaniu i wskoku w teamowe portki zostało mi 20 min do startu giga, czyli nie będzie rozgrzewki i z parkingu jadę (2km) bezpośrednio do sektora królewskiego dystansu.
Przed ruszeniem zamieniam kilka zdań z Markiem Kalagą - kolega sylwetką i strojem bardziej przypomina typowego rowerowego turystę, a tu pojechał nieźle, zajmując 24 open i 8 M4.
No i giga ruszyła (92 osoby). Na początek długi podjazd z mieszaną nawierzchnią typu: asfalt-szuter-ścieżki, ten odcinek poprzeplatali dwoma fragmentami typu góra - dół. Wczesna pobudka (5 rano), brak rozgrzewki chyba robią swoje - podjeżdżanie idzie mi gorzej niż średnio, niemało rywali mnie wyprzedza, ale i tak walczę o swoje miejsce w stawce.
Po pokonaniu 17 km przeważnie podjazdowych i minięciu bufetu niespodziewanie spotykam tam Piotra Niewiadę (wpadł w roli kibica) i następuje półpłaski teren na znacznej wysokości z dodatkiem błota, błota i jeszcze raz błota ... Oj, ależ ciężko się tam kręciło po takiej grząskiej nawierzchni. Jadąc tędy stawka giga była już nieźle porozciągana i każdy z nas robił swoje w tym błocie, które towarzyszyło nam niemal do ostatnich km-ów.
Techniczny, kamienisty i znany z zeszłego roku zjazd czerwonym zleciał sprawnie i następnie z racji poprowadzenia większości trasy na dużej wysokości (700-800 m.n.p.m) i w warunkach podeszczowych, z temperaturką poniżej 10°C się zaczęła wielka błotna taplanina - raz do góry, raz w dół, czasem trzeba było pchać rowery pod górę, często w tej masie błota rower tańcował jak chciał. Mimo wszystko nie narzekałem, bo lubię jak jest ciężko :)
Wreszcie, po ujechaniu ponad 35 km rozkręciłem się, ale nie tak jak chciałbym, jeszcze na pierwszej rundzie giga udaje mi się kilku gości wyprzedzić. Na 44 km wjazd na 2 rundę giga - od razu stroma i trawiasta ściana podjazdowa, młynek poszedł w ruch. Po dokręceniu do powtarzalnego odcinka giga łączy się z tymi z mega i classica - znów ten paskudno-błotnisty półpłaski fragment, był jeszcze rozjeżdżony, to tego się zaczęło spore wyprzedzanie tych z krótszych dystansów - Ci byli jeszcze czyści, a ja już paskudnie uwalony :)
Udaje mi się stopniowo dojść i wyprzedzić kolejnych paru rywali z giga, w tym zacnego kolegę ze strzelińskiego STS - Darka Barana. Walczę dalej, w miarę upływu kolejnych błotnych km-ów coraz bardziej ubywa mi sił. Nagle coś nawala mi w tylnym kole - ubyło ciśnienia, staję i decyduję się na dopompowanie (pomogło) - w sumie zleciały tak ze 3 minuty i niestety paru konkurentów mnie wtedy załatwiło.
Po ruszeniu czas odrobić straty - tyle że poziom zmęczenia, grząska i wymagająca siły nawierzchnia nie ułatwiały sprawy, ale i tak kilka pozycji udaje mi się odrobić, nie wspominając o ciągłym wyprzedzaniu tych z mega (łatwo ich rozpoznać - w porównaniu z gigowcami byli mniej uwaleni błotem). W końcu ostatni, długi i trochę techniczny zjazd czerwonym prowadzący do samej Polanicy Zdroju. W górnych, dość wąskich i bardzo błotnych partiach pokonujemy go w trójkę - przede mną jadą Zbyszek Turczyński i wspomniany Darek. Wąski i grząski zjazd nie pozwolił mi na atak, w dolnych partiach jest ciut szerzej i technicznej - bez zastanawiania wyprzedzam kolegów, ostatnie kilometry gnam co sił i jest końcowa kreska. W sumie sam nie wiem czy udanie pojechałem ten maraton :)
43/77 - open giga
16/31 - M4
Strata do zwycięzcy (Piotr Konwa) - 57:06 min, do M4 (Sławek Kasprzyk) - 22:08 min
Fotki by Kasia Rokosz, Anka Aries Baran, datasport.pl i moja własna
Stary wyjadacz maratonowych tras w zjazdowej akcji © JPbike
E tam błoto, błoto, cisnąć trzeba i już :) © JPbike
Ostatnia prosta i jest meta © JPbike
Po błotnych zawodach ... © JPbike
Kategoria Bike Maraton, dzień wyścigowy, maratony, w górach