Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.
- kilometry z BS: 161565.31 km
- w tym teren: 59073.11 km
- teren procentowo: 36.56 %
- prędkość średnia: 22.79 km/h
- czas na rowerze: 293d 12h 39m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

Kategorie
-
Bike Maraton - 38
bikestatsowe zawody - 8
CX - 7
do 100 km - 1014
do 50 km - 1151
do/z pracy - 276
dron - 45
dzień wyścigowy - 233
Etapówki MTB - 23
Festive 500 - 40
Gogol MTB - 62
Kaczmarek Electric - 21
maratony - 171
MTB Marathon - 31
na orientację - 6
nocne - 274
podium, te szerokie też - 36
podsumowanie - 9
pomiar czasu - 64
ponad 100 km - 194
ponad 200 km - 28
ponad 300 km - 4
poza PL - 71
Solid MTB - 26
sprzęt - 39
szoska - 382
Uphill race - 8
w górach - 263
w roli kibica - 9
w towarzystwie - 360
wyprawy - 43
wysokie szczyty - 30
XC - 31
z przyczepką - 4
-
Moja stajnia
w użyciu
Black Peak

Sztywna Biria


rezerwa
Scott Scale 740

Accent Peak 29

archiwum
TREK 8500
Kross Action
pechowe accenty
Accent Tormenta 1 - skradziony
Accent Tormenta 2 - skradziony
Accent Tormenta 3 - skasowany
Archiwum
2022
2021
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
2013
2012
2011
2010
2009
2008
-
2023, Marzec - 5 - 13
2023, Luty - 8 - 32
2023, Styczeń - 8 - 26
2022, Grudzień - 8 - 20
2022, Listopad - 8 - 25
2022, Październik - 9 - 31
2022, Wrzesień - 12 - 16
2022, Sierpień - 10 - 24
2022, Lipiec - 16 - 37
2022, Czerwiec - 12 - 26
2022, Maj - 16 - 32
2022, Kwiecień - 14 - 49
2022, Marzec - 9 - 30
2022, Luty - 8 - 18
2022, Styczeń - 10 - 27
2021, Grudzień - 10 - 25
2021, Listopad - 11 - 29
2021, Październik - 12 - 35
2021, Wrzesień - 15 - 30
2021, Sierpień - 16 - 24
2021, Lipiec - 20 - 34
2021, Czerwiec - 19 - 42
2021, Maj - 15 - 34
2021, Kwiecień - 15 - 30
2021, Marzec - 12 - 35
2021, Luty - 11 - 32
2021, Styczeń - 13 - 42
2020, Grudzień - 17 - 37
2020, Listopad - 13 - 51
2020, Październik - 14 - 40
2020, Wrzesień - 19 - 33
2020, Sierpień - 20 - 42
2020, Lipiec - 25 - 65
2020, Czerwiec - 21 - 77
2020, Maj - 21 - 75
2020, Kwiecień - 14 - 60
2020, Marzec - 7 - 21
2020, Luty - 15 - 34
2020, Styczeń - 13 - 46
2019, Grudzień - 20 - 76
2019, Listopad - 14 - 50
2019, Październik - 13 - 44
2019, Wrzesień - 24 - 46
2019, Sierpień - 23 - 25
2019, Lipiec - 23 - 31
2019, Czerwiec - 26 - 42
2019, Maj - 25 - 58
2019, Kwiecień - 24 - 75
2019, Marzec - 18 - 56
2019, Luty - 16 - 45
2019, Styczeń - 15 - 53
2018, Grudzień - 18 - 68
2018, Listopad - 10 - 36
2018, Październik - 20 - 42
2018, Wrzesień - 31 - 67
2018, Sierpień - 21 - 82
2018, Lipiec - 18 - 58
2018, Czerwiec - 14 - 55
2018, Maj - 19 - 55
2018, Kwiecień - 18 - 68
2018, Marzec - 14 - 55
2018, Luty - 10 - 52
2018, Styczeń - 10 - 52
2017, Grudzień - 10 - 42
2017, Listopad - 7 - 44
2017, Październik - 10 - 43
2017, Wrzesień - 17 - 46
2017, Sierpień - 19 - 43
2017, Lipiec - 19 - 83
2017, Czerwiec - 17 - 42
2017, Maj - 21 - 60
2017, Kwiecień - 19 - 47
2017, Marzec - 15 - 38
2017, Luty - 13 - 32
2017, Styczeń - 14 - 47
2016, Grudzień - 9 - 14
2016, Listopad - 9 - 24
2016, Październik - 14 - 19
2016, Wrzesień - 14 - 66
2016, Sierpień - 16 - 24
2016, Lipiec - 21 - 41
2016, Czerwiec - 15 - 26
2016, Maj - 24 - 77
2016, Kwiecień - 18 - 47
2016, Marzec - 18 - 42
2016, Luty - 13 - 26
2016, Styczeń - 14 - 39
2015, Grudzień - 14 - 72
2015, Listopad - 8 - 26
2015, Październik - 8 - 23
2015, Wrzesień - 12 - 27
2015, Sierpień - 18 - 31
2015, Lipiec - 16 - 59
2015, Czerwiec - 21 - 72
2015, Maj - 21 - 53
2015, Kwiecień - 20 - 88
2015, Marzec - 19 - 88
2015, Luty - 16 - 59
2015, Styczeń - 15 - 59
2014, Grudzień - 11 - 60
2014, Listopad - 19 - 34
2014, Październik - 12 - 22
2014, Wrzesień - 17 - 37
2014, Sierpień - 18 - 31
2014, Lipiec - 22 - 93
2014, Czerwiec - 18 - 73
2014, Maj - 16 - 76
2014, Kwiecień - 21 - 77
2014, Marzec - 20 - 73
2014, Luty - 16 - 80
2014, Styczeń - 7 - 31
2013, Grudzień - 18 - 87
2013, Listopad - 13 - 78
2013, Październik - 15 - 60
2013, Wrzesień - 16 - 65
2013, Sierpień - 15 - 76
2013, Lipiec - 26 - 161
2013, Czerwiec - 21 - 121
2013, Maj - 20 - 102
2013, Kwiecień - 20 - 116
2013, Marzec - 18 - 117
2013, Luty - 15 - 125
2013, Styczeń - 12 - 92
2012, Grudzień - 20 - 106
2012, Listopad - 10 - 82
2012, Październik - 13 - 46
2012, Wrzesień - 17 - 94
2012, Sierpień - 16 - 99
2012, Lipiec - 23 - 113
2012, Czerwiec - 17 - 97
2012, Maj - 18 - 61
2012, Kwiecień - 20 - 132
2012, Marzec - 20 - 130
2012, Luty - 9 - 57
2012, Styczeń - 10 - 55
2011, Grudzień - 11 - 84
2011, Listopad - 12 - 96
2011, Październik - 20 - 127
2011, Wrzesień - 17 - 170
2011, Sierpień - 23 - 109
2011, Lipiec - 11 - 116
2011, Czerwiec - 3 - 154
2011, Maj - 24 - 186
2011, Kwiecień - 15 - 255
2011, Marzec - 24 - 213
2011, Luty - 26 - 187
2011, Styczeń - 18 - 199
2010, Grudzień - 19 - 173
2010, Listopad - 13 - 106
2010, Październik - 14 - 118
2010, Wrzesień - 15 - 192
2010, Sierpień - 25 - 209
2010, Lipiec - 27 - 126
2010, Czerwiec - 28 - 191
2010, Maj - 20 - 255
2010, Kwiecień - 24 - 220
2010, Marzec - 18 - 196
2010, Luty - 9 - 138
2010, Styczeń - 11 - 134
2009, Grudzień - 12 - 142
2009, Listopad - 11 - 128
2009, Październik - 8 - 93
2009, Wrzesień - 24 - 158
2009, Sierpień - 22 - 118
2009, Lipiec - 19 - 143
2009, Czerwiec - 20 - 94
2009, Maj - 19 - 170
2009, Kwiecień - 25 - 178
2009, Marzec - 14 - 137
2009, Luty - 7 - 50
2009, Styczeń - 11 - 96
2008, Grudzień - 11 - 131
2008, Listopad - 13 - 56
2008, Październik - 17 - 64
2008, Wrzesień - 17 - 62
2008, Sierpień - 21 - 78
2008, Lipiec - 18 - 39
2008, Czerwiec - 24 - 74
2008, Maj - 15 - 23
2008, Kwiecień - 7 - 40
2008, Marzec - 6 - 14















Wpisy archiwalne w kategorii
Etapówki MTB
Dystans całkowity: | 1276.23 km (w terenie 1055.00 km; 82.67%) |
Czas w ruchu: | 92:46 |
Średnia prędkość: | 13.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.39 km/h |
Suma podjazdów: | 37804 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 166 (94 %) |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 55.49 km i 4h 02m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 8 sierpnia 2021 • dodano: 16.08.2021 | Komentarze 3
- no i nastał finałowy dzień mocnej etapówki
- moje siły zostały już zużyte, zatem jadę w tempie szybkiego turysty :)
- rezygnuję z kolarskiego śniadania, starczą bułki z serem i pomidorem
- w trakcie dojazdówki z Gosią, Pawłem i Adrianem cały czas myślę...
- „jak przejechać ten ostatni etap?, damy radę?, ...?“
- przed startem cosik się popsuło z pogodą, troszkę popadało
- ruszyliśmy z samych tyłów stawki i to dość wcześnie, bo o 9-tej
- krótki zjazd, przestaje padać i skręcamy w prawo na długi podjazd
- ów podjazd znam z zeszłego roku, powolutku się rozkręcam
- tętno moje jest dość niskie, czyli zmęczenie organizmu spore
- na tym podjeździe raz stromym, raz lżejszym kręcę raczej w tyłach stawki
- cosik tam udaje mi się powyprzedzać, rewelacji nie ma (i nie będzie)
- w moim zasięgu wzroku podjeżdża dużo znajomych - fajna sprawa :)
- fragmenty do butowania (tradycyjnie) też były
- docieramy do końcowej ścianki podjazdowej na Lubań (1211m)
- krótkie butowanie (luźne kamienie) i szczyt z wieżą zdobywamy
- przede mną się znaleźli: Paweł, Adrian, Andrzej, a za mną Piotr
- pora na długi zjazd szerokim szutrem do Krościenka nad Dunajcem
- Paweł, Andrzej i Piotr zwiali, Adrianowi spadł łańcuch, a ja...
- zaliczyłem techniczny błąd i gleba - nabawiłem się ładnego balonika na piszczeli
- resztę dość szybkiego i długiego zjazdu pokonuję wraz z Adrianem
- na dole przybijamy piątaka - nie ma to jak mieć takiego kompana :)
- podjazd do bufetu i czas na kręcenie po rozległej polanie z widokami
- jest nas piątka - Adrian, Andrzej, Piotr, Agnieszka Sitarek i ja
- po krótkim czasie Agnieszka (2 open kobiet) powoli ucieka nam
- dogonił nas kolejny rywal, z MOSiR Dukla - z nim później kilka tasowań miałem
- i tak dwójka Unitów Martomów i dwójka od Bryza MTB Team jedzie razem
- po drodze mamy pełną kontemplację widoków - m.in. widać całe Czorsztyńskie
- troszkę odcinków góra-dół po asfalcie i szutrze tam było
- w Grywałdzie zaczynam kręcić swoje, powoli uciekam towarzyszom
- zaczynamy podjazd zielonym w stronę Lubania
- ów podjazd początkowo spoko, później robi się stromo i ... butowanie
- w górnych partiach przegapiam skręt - o tym informuje mnie miła turystka
- czas na techniczny zjazd niebieskim, nie szaleję, przede mną zjeżdża Agnieszka
- rywal z MOSiR Dukla nas wyprzedza, po tym długo kręcił blisko przede mną
- docieramy do bufetu, biorę pepsi i banana, czas na średni i widokowy podjazd
- na 760m górze (stacja narciarska) endurowcy mają zabawę i zaczynają zjeżdżać
- po spoko zjechaniu do Kluszkowiec przed nami długi i powtarzalny na HELL podjazd
- początkowo też spoko się podjeżdża, po niedługim czasie robi się ciężej
- zarówno ja, Agnieszka i Paweł (z MOSiR) mocno walczymy - pare butowań mamy
- ów podjazd to pieszy żółty szlak, w górnych partiach nie da się jechać
- no i zaskoczenie - dogoniła nas dwójka liderów open HELL - też pchali rowery
- ci to profesjonaliści - korzystają z każdego przejezdnego fragmentu na szlaku
- w końcu i nieźle zmęczony docieram na szczyt - przede mną jeszcze jedna runda
- i tak sprawny zjazd niebieskim, bufet, podjazd na stację narciarską, Kluszkowce ...
- przede mną ostatni podjazd etapówki - znów ten żółty szlak, ciężki i trochę butowany
- bardzo, bardzo jestem zmęczony, nie poddam się, szczyt tuż, tuż ...
- no i po dotarciu na górę to przede mną już tylko Pure MTB zjazd niebieskim
- ów zjazd znam, początkowo szybki szuter, po tym zwężenie i techniczna uczta :)
- zjechałem oczywiście sprawnie, mimo sporego zmęczenia i dekoncentracji
- aż tak kolorowo nie było - pare grup turystów mijałem i hamowania były
- na dole już tylko szybki dojazd asfaltem w Ochotnicy Dolnej do samej mety
- jaka radocha mnie ogarnęła i zarazem lekki smutek że to już koniec ... :)
17/28 - open HELL
7/13 - M4
Strata do zwycięzcy (Piotr Truszczyński) - 1h i 26min, do M4 (Paweł Gaca) - 1h i 12min
W generalce open - 16 miejsce, w M4 - 6 miejsce, a w teamowej parze z Adrianem - 4 miejsce

Startujemy z ogona i w lekkim deszczyku © JPbike

Lubań (prawie) podjechany. Tam na dole Jezioro Czorsztyńskie © JPbike

Widokowy podjazd na stację narciarską © JPbike

No i ciężka etapówka z radochą ukończona na królewskim dystansie :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Sobota, 7 sierpnia 2021 • dodano: 15.08.2021 | Komentarze 4
- tegoż dnia czas na królewski etap
- start o 10, w Gorcach piękna słoneczna pogoda
- po ruszeniu krótki zjazd i sławny, bardzo stromy podjazd na Twarogi
- na stromiźnie stopniowo wyprzedzam i jestem w swoim miejscu
- trochę kręcenia góra-dół po grzbiecie na wysokości ok 800m
- od Wierch Młynnego zaczyna się gruby podjazd na Gorc
- masakra tam, stromizny koszmarne i trzeba sporo butować
- zaczynam czuć że szybko ubywa mi sił, odpuszczam walkę o wynik
- szczyt z wieżą widokową na 1228m w końcu zdobywamy
- od razu zjazd, najpierw krótki i techniczny po tym szeroki szuter
- skręt na paskudny odcinek z błotnymi kałużami i koleinami
- mknąc tamtędy w dół, zaliczam lot przez kierownicę w krzaki
- po wylądowaniu stwierdzam że owe krzaczory są kolczaste
- straty cielesne - szlify na policzku, szyi, lewym łokciu i prawej łydce
- straty sprzętowe - wykrzywiona kierownica, prostuję ją
- reszta zjazdu trochę kamienista - bez wariactw zjechałem
- mijam bufet, rozjazd i czas zmierzyć się z dodatkową rundą HELL
- najpierw asfalt, nachylenie stopniowo rośnie
- wpadamy na stromy, ciężki podjazd na czerwony szlak po grzbiecie
- zanim tam dotarłem - okrutnie się męczyłem, butowanie też było
- kręcenie owym czerwonym typu góra-dół - fajna sprawa i widać TATRY :)
- kilka ścianek podjazdowych było - na jednej dogonił mnie Paweł
- przekraczam Przełęcz Knurowską (834m), bufet i jazda dalej czerwonym
- zanim dotarłem na ponad 1000m, jeszcze jeden gość mnie wyprzedził
- kilka kolejnych spacerów z rowerem pod górę zaliczone
- z moimi siłami było już słabo, co ważne kryzysu głodowego brak
- zjazd głównie szutrowy do Forendówek i asfaltowo-betonowy podjazd
- kolejny zjazd, tym razem trasą czwartkowego uphilla
- na dole bufet i średni podjazd z fajnym przejazdem przez potok
- od Jamnego paskudny i stromy podjazd na Przechybę (1019m)
- stromizna i koleiny podeszczowe takie że w ogóle nie da się jechać
- w górnych partiach, na polance mijam kapliczkę do której po cichu mówię...
- „Boże jak mi ciężko, nie pomagasz mi, trudno, takie życie“ :)
- po tym jakiś tam zjazd w dół, po drodze mijam pasące się owce, fajny klimat
- zaczynamy ostatni, ciężki i asfaltowy podjazd
- na widokowym asfalcie parę motywujących napisów - nie pomogły mi
- wyprzedzam pchającego rower chyba ostatniego z dystansu HARD
- przed wjazdem na szuter jest bufet, nie korzystam, bo nie jestem głodny
- jeden stromy odcinek spaceruję, chwilami muszę odsapnąć - zdrowie najważniejsze!
- wreszcie docieram na polanę przed Gorcem i teraz już tylko w dół do mety
- w górnych partiach jest szeroko, zjeżdżam bez wariactw
- a w dolnych jest zwężenie z kamienistym podłożem - zaliczam glebę
- coś w prawym biodrze zabolało - nabawiłem się głębokiego szlifu
- po stromym zjechaniu teraz już tylko myk asfalt, teren obok i asfalt do mety
- na 2 km przed metą zauważam za plecami rywala z mojej kategorii, przyspieszam
- jest w końcu meta, UFF :)
- to był mój jeden z najcięższych dni wyścigowych, ale się cieszę że ukończyłem :)
- wracając do bazy: „Co będzie jutro? Damy radę?“ ...
16/30 - open HELL
6/14 - M4
Strata do zwycięzcy (Albert Głowa) - 1h i 21min, do M4 (Paweł Gaca) - 1h i 15min

Piekielnie ciężki podjazd na Twarogi © JPbike

Takiego butowania miałem sporo © JPbike

Zjazd z Gorca. Arcywidokowo tam - po to się jeździ w góry © JPbike

Ale frajda i ochłoda © JPbike

Na kolejnym zjeździe. Ilość błota - widać :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Piątek, 6 sierpnia 2021 • dodano: 10.08.2021 | Komentarze 2
- przez noc w okolicy padało, nazajutrz aura pochmurna
- przed startem orgi informują o skróceniu trasy (potok na zjeździe)
- startujemy po 11, najpierw asfaltem w dół i czas na podjazd
- sprawna wspinaczka na 600m, przesuwam się na swoje miejsce
- zjazd asfaltem w dół, przekraczamy szeroki Dunajec
- tak się złożyło że z kolegą dogoniliśmy... czołową grupę
- zaczynamy porządną 6km wspinaczkę na Koziarz (943m)
- grupa szybko się rozciągnęła, ja zostałem w jej tyłach
- mocny podjazd pokonany, z jednym krótkim butowaniem (błoto)
- zjazd z Koziarza - raz technika, raz bardzo szybkie widokowe sekcje
- jedno potknięcie zaliczone - duży kamień mnie przyblokował
- po zjechaniu szybka jazda rowerówką wzdłuż Dunajca
- ciężki podjazd, techniczny zjazd i znów podjazd, na Twarogi
- troszkę kręcenia góra-dół po grzbiecie na prawie 800m
- kamienisty zjazd do Ochotnicy (auto terenowe mnie przyblokowało)
- mijam metę HARD i czas pokonać dodatkową rundę HELL
- mocno stromy i częściowo butowany podjazd na krzyż
- od przekroczenia Dunajca do tędy utraciłem 4 pozycje open
- zjazd do asfaltu i takowy podjazd do Wierch Młynnego
- skręt na szlak po grzbiecie, ze 2 butowania zaliczone (stromo)
- po kręceniu na ponad 800m techniczny zjazd do Młynnego
- i tak już szybko asfaltem w dół do mety
16/30 - open HELL
6/14 - M4
Strata do zwycięzcy (Piotr Truszczyński) - 38min i 14sek, do M4 (Jacek Szczurek) - 18min i 11sek

Zjazd z Koziarza. Technika MTB rządzi © JPbike

Jak widać, na trasie bawiłem się świetnie :) © JPbike

Góry, zieleń i mijane wioski - tylko pomykać © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Czwartek, 5 sierpnia 2021 • dodano: 10.08.2021 | Komentarze 2
Wyzwanie sezonu, czyli 4-dniowa tytułowa etapówka rozpoczęte. Dojazd do Ochotnicy Dolnej w dniu startu i wraz z kompanem Adrianem - prócz indywidualnej klasyfikacji na królewskim dystansie (HELL) zapisaliśmy się również jako teamowa para.
Tegoż dnia w okolicy panowała deszczowa aura i 18°C, a okoliczne szczyty były spowite we mgle.
Pierwszy etap to 12 km czasówka podjazdowa. Puszczali każdego co minutę, mój start wyznaczyli o 15:19, czyli spoko i bez pośpiechu można było się szykować do ciśnięcia podjazdowego, na Magurki (1108m).
Po ruszeniu na początek niespełna 6 km lekko podjazdowy mokry asfalt - ten odcinek z 100m przewyższeniem pokonałem ze średnią 28km/h i od razu wpadamy na wymagający gorczański teren. Już pierwsza stroma ściana podjazdowa sprawiła problemy z przyczepnością, żałowałem że nie mam porządnych klockowatych opon (nauczka na przyszłość) i sporo buksowania było - te śliskie fragmenty trzeba było zbutować. No i od razu zaczynam stopniowo wyprzedzać paru gości startujących przede mną - większość jest z krótszych dystansów (FUN i HARD) i widocznie mocno walczyli z błotem i stromizną podjazdową. Dalszą trasę dość dobrze pamiętałem z zeszłego roku. W ciężkich deszczowych warunkach twardo walczyłem z tym podjazdem, ze 2 kolejne butowania zaliczone, żaden rywal startujący za mną nie dogonił mnie, czyli jest spoko. W górnych partiach mgliste warunki dodawały klimatu, no i błota tam sporo. Do mety na szczycie dotarłem bez większej spiny. Chłodno tam było (12°C), a ja przemoknięty, więc szybki bufet i po 5 minutach czas wracać w dół do bazy.
30/100 - open (bez podziału na dystanse)
14/50 - M4
Strata do zwycięzcy open (Albert Głowa) - 11min i 20sek, do M4 (Andrzej Kaiser) - 9min i 40sek

Fajny ten start do czasówki. W deszczu oczywiście © JPbike

Ciężki i widokowy jest ten podjazd © JPbike

To już końcówka trasy, z masą błota © JPbike

Deszczowe klimaty z wieżą na Magurkach © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, Uphill race, w górach
Niedziela, 9 sierpnia 2020 • dodano: 15.08.2020 | Komentarze 4
No i czas na finałowy etap świetnej i wymagającej etapówki.
Tegoż dnia trzeba było wcześniej wstać i ogarnąć się - organizatorzy zaplanowali start już o 9-tej.
W Gorcach pogoda nadal przepiękna i zachęcająca do górskich aktywności.
Wczoraj fajnie mi poszło, zatem i tym razem samopoczucie mam dobre i liczę by jak najlepiej przejechać 4 etap. Po ultra-krótkiej rozgrzewce wpadam do sektora i to dość blisko czuba. No i start. Najpierw krótki odcinek po ulicy w dół i od razu zaczynamy długi i ciężki podjazd na ostatnią wieżę - na Lubań (1211m), tradycyjnie juz po wymagającym gorczańskim terenie. Szybko nastąpiła selekcja. Podjeżdżając - podziw budzi tempo jakie narzuca Ania Tomica (zwyciężczyni HARD, na mecie była 8 OPEN!). W górnych partiach po zawodnikach z którymi się tasuję stwierdzam że są to ludzie z czołówki obu dystansów, jest dobrze i może i tegoż dnia będzie fajny wynik.

Podjeżdżamy na Lubań © JPbike
Zdobywamy szczyt, przejeżdżając tuż obok konstrukcji wieży, krótki i techniczny zjazd, trawersujemy zbocze i znów podjazd na sąsiedni Średni Groń, po czym następuje długi, szeroki i szutrowy zjazd czerwonym szlakiem do Krościenka nad Dunajcem.

Trawers zbocza Lubania © JPbike
W górnych partiach mijam kolegę z podpoznańskiego Kicina - Filipa, zahaczył gałęzią o łokieć i dnf. Ów długi zjazd w moim wykonaniu zleciał szybko i sprawnie, w dolnych partiach dwóch zawodników łykam, w tym jeden jest z M4 - później przez długi czas jechaliśmy blisko siebie. Bufet zaliczony i następuje interwałowa jazda po otwartym, wśród łąk i górskich wiosek - widoczki, zwłaszcza na Jezioro Czorsztyńskie i Tatry powalają :)

W takiej scenerii to tylko żyć, jeździć, nie umierać :) © JPbike
Jeden rywal (z M3) mnie wyprzedził. Zaczynamy wyprzedzać zawodników z dystansu FUN. Po dokręceniu do Mizernej skręt na kolejny ciężki podjazd z porządnym nachyleniem, no i kolka wysiłkowa mnie złapała. By to przezwyciężyć - fragment stromizny po łące butuję i pilnuję oddechu, udało się i walczę dalej, pedałując na ciężkim podjeździe. Raz na krótkim zjeżdziku spada mi łańcuch, muszę stanąć. Wjeżdżamy na 1000m wysokość, na pewnym rozwidleniu dróg widzę ratowników, quada i bufetowego rozdającego wodę, skręcam w prawo - później okaże się że chyba wtedy przegapiłem rozjazd na dodatkową rundę HELL :(
Kręcę dalej, ujechałem tak parę km po grzbiecie i gdy widzę skręt na zjazd z tabliczką „META“ to zaczynam mieć wątpliwości czy dobrze jadę. Mimo tego zjeżdżam w dół technicznym niebieskim szlakiem, jednego gościa wyprzedzam, gdy tylko skończył się zjazd i wpadamy na ulicę obok kościoła w Ochotnicy Dolnej, to mam 100% pewność że faktycznie przegapiłem rozjazd. Nawrotka i wypych roweru nie ma sensu, decyduję się na dotarcie do mety - oznacza to że tegoż dnia przejechałem „jedynie“ dystans HARD.
Wiecie co się wydarzyło na końcowej kresce - spiker mnie już chyba znał i wiedział że jestem z królewskiego dystansu że ... wziął mnie za zwycięzcę open HELL :), od razu dostaję medal i koszulkę finishera, fotograf podchodzi i cyka mi fotę z bliska, ot cena „sławy“ :)

Mijam metę, a tam biorą mnie za pierwszego na HELL :) © JPbike
Ja to rzetelny facet i oczywiście musiałem zareagować - pierwsza próba wytłumaczenia zaraz po minięciu mety nie udała się, a druga po paru minutach poszła sprawnie, do tego spojrzałem na wyniki - pierwszy open, idę do obsługi pomiaru czasu, wyjaśniam sprawę i kasuje mnie, przydzielając „nie ukończył“. Właściwy zwycięzca open przyjechał ... ponad 20 minut za mną.
Po analizie wyników na metę HELL dotarłbym w top 20 open i top 6 M4.
Oczywiście że szkoda tego przegapienia rozjazdu - do tej pory nie wiem jak to się stało.
Podsumowując ową i świetnie zorganizowaną etapówkę - JA TAM WRÓCĘ :)

Piękne ujęcie, ale i tak nie czuję się pełnoprawnym finisherem © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Sobota, 8 sierpnia 2020 • dodano: 13.08.2020 | Komentarze 2
Trzeciego dnia zacnej etapówki po pobudce i śniadaniu samopoczucie miałem dobre, do tego ponownie piękna letnia pogoda zachęcała do górskich aktywności.
Po dojechaniu do bazy zawodów, zrobiłem bardzo krótką rozgrzewkę i uciąłem pogawędkę z zaprzyjaźnioną ekipą Cellfastów (pod nazwą Bryza MTB Team).
Start do tegoż długiego i ciężkiego etapu mieliśmy o 10-tej. No i poszli. Najpierw główną drogą w dół i skręcamy na potwornie ciężki i stromy asfalt podjazdowy na Twarogi (momentami aż 30% !!!) - oczywiście od razu następuje tam selekcja. Uff, ale masakra była, ale daję radę to podjechać w swoim miejscu.

Ależ solidny jest ten podjazd na Twarogi © JPbike
Wpadamy w gorczański teren i ... już na pierwszym zjeżdziku wypada mi podsiodłówka z dętką, multitoolem, zapasowym hakiem przerzutki i paroma drobiazgami serwisowymi, zatrzymuję się po paru metrach i ... nie mogę jej odnaleźć, bo wpadła gdzieś w gęste krzaczory, tak zleciała minuta, paręnaście osób mnie minęło, olewam poszukiwania i jadę dalej. Po chwili wpadłem na pomysł że po zawodach podjadę tam autem by ją poszukać - tak zrobiłem ale ... nie znalazłem jej :(

Wysoko i arcywidokowo tam :) © JPbike
Zaczął się długi (6 km) i ciężki podjazd na kolejną wieżę, na szczyt Gorc (1228m). Kręciłem tędy swoje, parę osób co mnie minęli udaje mi się wyprzedzić. Końcówka na szczyt to wąski singielek między choinkami. Po wjechaniu pora na zjazd - początkowo techniczny singiel (2 osoby wyprzedzone), po czym następuje szybki szutrowy zjazd z kamienistymi fragmentami i dużą ilością mijanych i aktywnych turystów i górskich biegaczy.

Szaleniec zjazdowy i dobrze mi z tym :) © JPbike
Końcówka owego długiego zjazdu to stromy, szybki i kręty asfalt, do tego z widoczkami i zaczynamy kolejny podjazd, początkowo asfalcik, następnie płyty dziurkowane i znów asfalcik - wszystko z konkretnym nachyleniem, zresztą te 20% przestało mnie już dziwić :). Udaje mi się dojść i wyprzedzić ze dwie osoby. Wpadamy w super widokowy teren z super klimatycznie umiejscowionym bufetem - oczywiśce robię tam pit stop na tankowanie bidonów i obsługa mnie orzeźwiająco polewa wodą - musiało być upalnie :). Spotykam tam i Łukasza, znów koledze coś nie wyszło. Zaraz za bufetem trzeba pokonać trawiastą ścianę.

Ot, cały urok gorczańskich podjazdów :) © JPbike
Przed szczytem dochodzę 3 rywali, zaczyna się techniczny zjazd z kamieniami i koleinami - zaszalałem tak że z łatwością wyprzedzam ich i mijam defekciarza. Po zjechaniu na główną ulicę w Ochotnicy rozjazd i czas pokonać dodatkową rundę HELL - pierwszą połowę owej rundy znałem, bo 2 lata temu byłem tam na wakacjach, a 12 lat temu pokonywałem z rowerem czerwony szlak po grzbiecie - dzięki temu wiedziałem czego się spodziewać. Kręcąc tędy nikt mnie nie dogonił, chociaż na otwartych przestrzeniach widać było jak mnie 2 osoby gonią (nie dali rady), za to ja mam przed sobą rywala do dogonienia. Po przekroczeniu Przełęczy Knurowskiej (bufet) jeszcze trochę znanego mi podjazdu i skręt na nieznany mi odcinek - krótki zjazd i podjazd zamieniający się w ścianę - wyprzedzam wspomnianego rywala, fragment ściany butuję a resztę stromizny w siodle i tak uparcie brnę do góry - idzie mi to tak sprawnie że bez problemu doganiam wypychających swe rumaki dwóch kolejnych rywali ze znanych teamów - wtedy przekonuję się że naprawdę mam dobry dzień i być może na mecie będzie fajny wynik :)
Po osiągnięciu ponad 1000m wysokości czas na zjazd - szeroki, z domieszką kamieni i kolein, pomknąłem w dół swoje i po tym podjazd, tradycyjnie już ciężki, przy tym dogoniłem kolejnego rywala (też z M4). Po wjechaniu czas na zjazd fragmentem odcinka czwartkowego uphilla - w jednym miejscu mało brakowało abym zgubił trasę. Po zjechaniu ostatni bufet i zaczynamy ze 6 km ciężką wspinaczkę ponownie na Gorc. Idzie mi całkiem sprawnie, wyprzedzam kolejnego gościa, dwa odcinki z luźnymi kamieniami butuję, zaczynam wyprzedzać pojedyncze osoby z krótszego dystansu.

Ostatni podjazd 3 etapu. Te widoczki ... :) © JPbike
W końcu osiągam szczyt (właściwie zbocze z super widoczkiem), z ulgą i radochą zaczynam długi, prawie 9 km zjazd do samej mety - oczywiście w 100% zaszalałem swoje, fragmenty techniczne były, końcówka już asfaltowa i jest meta.
Od razu spiker mnie wita i sprawdzamy mój wynik - przerósł moje oczekiwania, nie powiem jak się ucieszyłem :)
12/46 - open HELL
4/18 - M4
Strata do zwycięzcy open (Łukasz Klimaszewski) - 57:37 min, do M4 (Damian Bartoszek) - 51:10 min
Generalka open - awans z 21 na 17 miejsce, w M4 - awans z 8 na 6 miejsce
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Piątek, 7 sierpnia 2020 • dodano: 12.08.2020 | Komentarze 2
Po pobudce zaglądam zza okna - mgliste klimaty, które jednak z każdą minutą zaczynały znikać na rzecz słonecznej i upalnej pogody w Gorcach - w takich właśnie warunkach przyszło nam ścigać podczas drugiego dnia zmagań.
Wspólny start dwóch dystansów (HARD i HELL) mieliśmy o 11-tej. Mając zapas czasu, spokojnie mogłem się ogarnąć do startu. Od tego etapu dostajemy lokalizatory gps - dzięki temu w internecie można było nas śledzić na żywo.
Rozgrzewka krótka, bo tylko 4 km. No i poszli. Na początek ze 4 km lekki zjazd główną ulicą w Ochotnicy Dolnej - prędkości peletonu przekraczały ponad 50 km/h, u mnie przy kadencji max 129 rpm :)
No i wpadamy w ciężki podjazdowy teren z dodatkiem betonowych płyt, błotka i kamieni - od razu solidne tasowanko i każdy z nas ląduje w swoim miejscu. Powolne przebijanie się do przodu idzie mi sprawnie, chociaż chciałoby się więcej, ale o siły na pozostałe etapy trzeba dbać. Pierwszy techniczny zjazd z błotkiem, strumyczkiem, kamieniami i koleinami zlatuje spoko, tasuję się z Anią Tomicą (wczoraj na uphillu była szybsza ode mnie o minutę). No i przekraczamy szeroki i piękny Dunajec, by po pokonaniu płaskiego asfaltowego odcinka wzdłuż rzeki (Ania z paroma gośćmi mnie tam załatwiła i dalej już jej nie dogoniłem) rozpocząć długi i konkretny podjazd na Koziarz (943m), gdzie znajduje się tytułowa wieża widokowa. Nie powiem jak na tym podjeździe było ciężko, nierzadko nachylenie sięgało 20% (!), do tego niełatwy teren, chociaż dość szeroki nie ułatwiał sprawy, mimo tego udaje mi się wyprzedzić ze 3 osoby, z którymi później przez spory czas się tasowaliśmy. Pierwsze butowania zaliczone - a to przez błotko, przydałby się oponki z klockami, bo moje Maxxisy Ikony buksowały. Po dokręceniu na szczyt (właściwie tuż obok) czas na długi zjazd, z elementami techniki MTB. Ów zjazd nie był w całości, bo poprzeplatany krótkimi podjeżdzikami i superszybkimi odcinkami po betonowej nawierzchni poprowadzonymi po grzbiecie i te super widoczki :)
Kręcąc tędy nie wiedzieć czemu utworzyła się chyba 8 osobowa grupka - okazało się że wydawało im się że pogubili trasę, do tego spotykam Łukasza (nie miał dnia). Na trudnym zjeździe z masą kamieni grupka szybko się rozpadła, ja uciekłem im (technika, technika).
Po zjechaniu ponownie pomykamy asfaltówką wzdłuż Dunajca z zaliczeniem bufetu i ponownym przekroczeniu rzeki. Po tym czas na kolejny długi i ciężki podjazd - kolejno asfalt, płyty i gorczański teren (widoczki, widoczki). Jedzie mi się pod górę całkiem, całkiem i tasuję się z dwoma wspomnianymi wcześniej gośćmi, wyprzedza nas lider królewskigo dystansu (Damian Bartoszek), ponoć miał defekt. Zaczynamy stopniowo wyprzedzać ostatnich zawodników z najkrótszego dystansu (FUN). W górnych partiach owego podjazdu zaczynam czuć pierwsze objawy narastającego zmęczenia, żele od Unit dają radę. Od tego momentu jadę już sam - jak się okazało, trwało to do samej mety. Techniczny zjazd do Ochotnicy Dolnej zlatuje sprawnie, trochę asfalcika, w miasteczku zawodów przekraczam matę, będącą zarazem metą dystansu HARD (w wynikach byłbym 16 open i 4 M4) i... przegapiam skręt na rundę HELL, zlatuje tak ze minutka, zaliczam bufet na zatankowanie i jazda pokonać ostatni odcinek z dwoma podjazdami. Na pierwszym (max 21%), w pełnym słońcu i 32°C trochę butuję, trochę jadę, no i udaje się dostrzec przede mną 2 osoby. Krótki zjazd i zaczynam ostatni i długi podjazd, początkowo po asfalcie, by następnie ponownie wpaść na wymagający gorczański teren. Ów podjazd do była potworna masakra, zmęczenie u mnie spore, nachylenie znów dochodziło do 20%, kilka butowań i sekundowych postojów na złapanie oddechu zaliczone. Jednego gościa (też walczył ze zmęczeniem i butował) prawie udaje mi się dojść. Po osiągnięciu 936m skręcamy na zjazd, szeroki i z dodatkiem kolein i błotka. Wspomniany gość zwiał mi w dół. Z profilu trasy pamiętałem że jakieś tam podjeżdziki jeszcze będą i były - jedne ciężkie, inne lżejsze, do tego znów te widoczki i fajna jazda po grzbiecie. No i łapie mnie skurcz mięśnia dwugłowego uda na stromym podjeździku. W końcu ostatni zjazd, porządny i techniczny, z masą kamieni, wpadam na asfalcik i tak już spoczko docieram do mety. W sumie ten etap to dla mnie było piekło podjazdowe.
20/48 - open HELL
7/19 - M4
Strata do zwycięzcy open (Łukasz Klimaszewski) - 58:33 min, do M4 (Szymon Zacharski) - 40:49 min
Generalka open - awans z 27 na 21 miejsce, w M4 - awans z 12 na 8 miejsce

Technika zjazdowa (1) © JPbike

Technika zjazdowa (2) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Czwartek, 6 sierpnia 2020 • dodano: 10.08.2020 | Komentarze 2
W tym sezonie jak wszyscy wiedzą - przez jakąś pandemię porobiło się z organizacją etapówek, jedni przełożyli na przyszły sezon, inni zmienili tegoroczne terminy. Na tytułową i czterodniową etapówkę MTB rozgrywaną w sercu pięknych Gorców zapisałem się jeszcze w zeszłym roku. Pierwotnie owa etapówka miała być rozegrana pod koniec maja - ostatecznie udało się zorganizować w pierwszej połowie sierpnia - idealnie by wpasować w mój wakacyjny urlop.
Po dotarciu do Ochotnicy Dolnej by odebrać pakiet startowy - trzeba było przejść przez reżim sanitarny - prócz maseczek mierzyli temperaturę i wypełnialiśmy pismo związane z covidem.
Pierwszy etap najdłuższego dystansu (HELL) to niespełna 7 km czasówka podjazdowa prowadząca na szczyt Magurki (1108m). Mój start zaplanowali na godz. 15:29 (co minutę puszczali nas), czyli najpóźniej w mej dotychczasowej karierze wyścigowej :)
No to luz, panowała piękna słoneczna pogoda i po 14-tej ruszam na rozgrzewkę, na „lekki“ asfaltowy podjazd po jakimś czasie zauważyłem że tętno moje jest dość wysokie, do tego z przedniego koła zaczyna ubywać ciśnienia, a przedwczoraj dolewałem mleczka...
Na szczęście, do wozu technicznego mam w dół i udaje mi się dotrzeć bez prowadzenia roweru. Od razu decyduję się na założenie dętki - trochę nerwów było, szybko się pobrudziłem mleczkiem, do tego okazuje się że wentyl jest wykrzywiony, a działo się to na niespełna pół godziny przed moim startem. Uff, w końcu udało się i można startować.
Przed startem spotykam paru znajomych i nastała moja godzina startu. Jakoś na luzie ruszyłem, bo wiem że właściwe ściganie będzie od jutra. Na początek ze 600m asfaltu i wpadam w ciężki podjazdowy teren z porządnym nachyleniem dochodzącym do 20%, do tego po trawie. Jest ciężko, tętno moje wysokie, ale jakoś daję radę. Po chwili trasa biegnie szutrami przez dający miły cień gorczański las z co jakiś czas pojawiającymi się polankami i super widoczkami. Po ujechaniu ze 3.5 km dochodzę jednego z wcześniej startujących gości, a drugiego mam w zasięgu wzroku (nie dogoniłem go), natomiast za mną na razie nie widzę nikogo, czyli jest spoko. Trasa nadal jest ciężka podjazdowo, na fragmencie z luźnymi kamieniami potykam się i muszę zbutować, zresztą większość też tak miała. Doszedł mnie zdobywca 3 miejsca M4, a ja wyprzedzam z kolei trzeciego gościa. Kilka krótkich odcinków z wypłaszczeniami też się trafiało - można było odsapnąć. No i końcówka, kilka błotnych kałuż, wjeżdżamy na ponad 1000m po półpłaskim odcinku i jest meta tuż przy wieży widokowej na szczycie - byłem tam 2 lata temu.
Całkiem udany uphill zaliczony, chociaż czułem że czegoś mi brakło by jechać na 100% swoich możliwości podjazdowych.
27/55 - open HELL
12/23 - M4
Strata do zwycięzcy open, jak i M4 (Damian Bartoszek) - 9 min i 20 sek
W stawce rywali z M4 jest ciasno - zapowiada się ciekawa walka ... :)

Dajesz, dajesz, dajesz !!! © JPbike

Ostatnie metry podjazdu. Pięknie tam w górach :) © JPbike

Widoczek z wieży Magurki © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, Uphill race, w górach
Piątek, 2 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 5
Głuszyca - Łomnica "Nitro"
No i nadszedł finałowy dzień pięciodniowej etapówki. Zatem pobudka, śniadanie i z dobrym samopoczuciem ruszam na parokilomertową rozgrzewkę, po tym czas na start ostatniego etapu, ponownie ze stadionu w Głuszycy.
Po wystartowaniu mamy parokiometrowy łagodny asfaltowy podjazd - jadąc tędy stopniowo się rozkręcam i też stopniowo się przebijam do przodu, by po wjechaniu w teren i osiągnięciu granicznego zielonego szlaku (raz do góry, raz w dól) rozpocząć jazdę w swojej części stawki, ale okazuje się że jedzie mi się dość dobrze i w dalszym ciągu kogoś doganiam i wyprzedzam, zresztą na ten etap zabrałem aż 6 żeli Unit i pilnowałem siebie by w odpowiednim czasie je spożywać. Był tam dość długi super singiel po stromym zboczu i z bardzo stromą ścianą zjazdową - zaszalałem tam i kilka pozycji wyżej zdobyte. Po zjechaniu czas na podjazd (pokonany sprawnie) w stronę ruin zamku Rogowiec - głównie szeroki szuter. Po tym również szeroki i bardzo szybki zjazd do asfaltu w Rybnicy i kolejny podjazd, na którym stwierdzam że tegoż dnia jestem w dobrej dyspozycji, bo ciągle kogoś doganiam i wyprzedzam. Po podjechaniu i zjechaniu kawałka wpadamy na najlepszy odcinek całej trasy - długi singiel poprowadzony też po stromym zboczu (Rybnicki Grzbiet) - ponoć na majówce też tędy kręciłem z micorem, tyle że w przeciwnym kierunku. Ależ to była frajda MTB, ale i trzeba było się nieźle skupiać na tym krętym odcinku, by nie spaść w przepaść. Po zjechaniu pitstopik na zatankowanie i kolejna długa jazda pod górę, najpierw asfalcikiem przez Grzmiącą, po czym terenem - dogoniłem paroosobową grupkę i pocisnąłem dalej sam. Od czasu do czasu kontrolując sytuację za mną - pewien dobrze podjeżdżający, ale słabo zjeżdżający Czech mocno mnie naciskał na utrzymanie mocnego tempa. Trochę techniczny zjazd i wpadamy na podjazd na najwyższy punkt trasy - toczyłem tędy podjazdowy bój z wspomnianym Czechem - prawie do samego szczytu udało się wjechać przed nim i jeszcze dogoniłem 2 gości jadących w parze, ale i tak ów wysiłek sporo mnie musiał kosztować. Pora na stromy i arcytechniczny zjazd z ostrymi zakrętasami - dupa za siodełko, początkowy fragment zjeżdżam, po czym luźna kamienista nawierzchnia powoduje że zaliczam pełno uślizgów, jedną glebkę i resztę tego hardcora schodzę. Na dole bufet i czas na ostatni podjazd - jedzie mi się już ciężej, tracę kilka pozycji. Docieramy do powtarzalnego z początku trasy - fajnego singla po stromym zboczu ze stromą ścianą zjazdową - sprawnie pokonaną. Na koniec już tylko szybki asfaltowy myk w stronę mety, nie cisnąłem w trupa, bo znam doskonale moje miejsce w stawce, pozwoliłem się wyprzedzić zwycięskiej parze mixowej (z Nowej Zelandii), po czym z radochą wjeżdżam na końcową kreskę. Moja trzecia w karierze etapówka MTB ukończona :)
34/121 - open solo
8/35 - M3
Tegoż dnia wypadłem najlepiej wynikowo, w generalce 40-latków uplasowałem się na 8 miejscu - zadowolony jestem :)
Gdyby kompan Drogbas jechał ze mną w parze i tak jak ja to ... w generalce byłoby 2 miejsce w parach Mastersów ...
Foto by Cykloza i BikeLIFE.

Na finałowym etapie jechało mi się fajnie. Trasa również mi się bardzo podobała :) © JPbike

Jak widać - dla takich szczęśliwych chwil WARTO się męczyć z pasją MTB w górach :) © JPbike
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach
Czwartek, 1 sierpnia 2019 • dodano: 12.08.2019 | Komentarze 3
Głuszyca - Głuszyca "Ultra"
Po pobudce, śniadaniu, wskoku w kolarskie portki idę po rower i zauważam że w tylnym kole jest mało ciśnienia, zapewne w trakcie poprzedniego etapu (pełno ostrych kamieni na zjazdach) musiałem gdzieś dobić dętkę. Z racji tego że mam jedynie jedną zapasową to od czeskich mechaników kupuję dętkę - w założeniu i napompowaniu mnie wyręczyli - super chłopaki :)
Przez ten defekcik na miejsce startu, na stadionie w Głuszycy zjawiam się na 15 minut przed odpaleniem stawki - oczywiście powoduje to że ruszam z końca stawki.
Po wystartowaniu na moje szczęście mamy dość szeroki i długi podjazd, zatem sprawnie przebijam się do przodu w stronę swojego miejsca w stawce. Po drodze mijamy m.in jakieś betonowe konstrukcje z czasów ostatniej wojny. Pojawiają się również bardzo strome podjazdy - idzie mi ciężko, z trudem utrzymuję swoją pozycję, a w głowie mam jeszcze straszniejszy profil trasy jutrzejszego etapu - więc decyduję się tegoż dnia jak najbardziej zaoszczędzić trochę powera na finał, nieznacznie zwalniam na podjazdach i pilnuję siebie tak, by nie zajechać się, idzie mi sprawnie i niemal prawie nie tracę zbytnio swojego miejsca w stawce. Docieramy na szczyt Wielkiej Sowy (1015 m) i czas na hardcore dnia - zjazd niebieskim. Nie napiszę jak bardzo musiałem wykazać się swoimi umiejętnościami, by zjechać tamtędy - najpierw straszne korzonki, po czym wąska ścieżka w dół z kamieniami i na koniec długa ściana z nachyleniem... 39% w dół !!! Uff, udało mi się, nawet coś tam zyskałem :)
Po tym następuje podjazdowa jazda po szerokim szuterku w stronę bufetu na Przełęczy Jugowskiej - całość pokonałem w samotności, tankuję bidon i czas na powtórkę z wczoraj - ponowny wjazd na Wielką Sowę żółtym i bardzo kamienistym szlakiem, z dodatkiem nowego odcinka, dość dzikiego fragmentu i znanego mi z majówki podjazdu po płytach w stronę Koziego Siodła. W trakcie podjeżdżania żółtym zaczął padać deszcz i po raz drugi tegoż dnia zdobywamy Wielką Sowę. Ze szczytu zjeżdżamy w mokrych warunkach zielonym do Sokolca - zjazd średnio trudny i bardo urozmaicony nawierzchniowo. Przestało padać i dokręcamy do Sierpnicy, na ciężki asfaltowy podjazd, kilka osób mnie wyprzedza, ostatni bufet i ponownie powtórka z wczoraj - leśne dukty w rejonie Masywu Włodarza, dopada nas chwilowy deszcz, po czym szybko się wypogadza i na koniec zjazd po szerokim szuterku do mety w Głuszycy.
46/124 - open solo
10/34 - M3
Foto by BikeLIFE.

Zjazd z Wielkiej Sowy (1) - hardcorowy niebieski szlak © JPbike

Zjazd z Wielkiej Sowy (2), (w deszczu) - zielony szlak © JPbike
KLIK do 5 etapu.
Kategoria dzień wyścigowy, Etapówki MTB, w górach