top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 177761.50 km
- w tym teren: 64454.10 km
- teren procentowo: 36.26 %
- v średnia: 22.68 km/h
- czas: 324d 18h 52m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156 TN-IMG-2156

Zrowerowane gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2010

Dystans całkowity:1100.88 km (w terenie 647.00 km; 58.77%)
Czas w ruchu:51:28
Średnia prędkość:21.39 km/h
Maksymalna prędkość:70.29 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:73.39 km i 3h 25m
Więcej statystyk
  • dystans : 29.97 km
  • teren : 23.00 km
  • czas : 01:07 h
  • v średnia : 26.84 km/h
  • v max : 40.62 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Standard

    Środa, 29 września 2010 • dodano: 29.09.2010 | Komentarze 6


    Po prostu trenuję przed ostatnim maratonem w sezonie.
    Dość chłodno, jak wróciłem - zapadł zmrok i 9 st.C.
    Na trasie trochę błotnych fragmentów, na których nieźle zarzucało.

    W niedzielę u stóp karkonoskich szczytów pojadę na maximum swoich możliwości, zwłaszcza że tegoroczna grabkowa trasa jest zmieniona i upodobniła się do golonkowej :)

    Puls - max 159, średni 137

    Kategoria do 50 km


  • dystans : 80.54 km
  • teren : 70.00 km
  • czas : 05:48 h
  • v średnia : 13.89 km/h
  • v max : 70.29 km/h
  • rower : TREK 8500
  • MTB Marathon Istebna

    Sobota, 25 września 2010 • dodano: 26.09.2010 | Komentarze 20


    Golonkowy finał z najcięższą dla mnie końcówką giga … ale UDANY !

    Końcówki maratonowych sezonów zawsze mnie ekscytują, nie inaczej było w Istebnej, szczególnie po michałkowym podium liczyłem na udany występ, cel osiągnąłem w 70%.
    Do tejże górskiej i przyjaznej kolarzom górskim miejscowości zajechałem wraz z Pawłem, którego górskie maratony coraz bardziej wciągają :) Podczas podróży jego furą mogliśmy przetestować mój wypasiony uchwyt na rower. Nocowaliśmy w mieście Adama Małysza. Pobudka o 7, nie czułem się dobrze wyspany, zarówno z powodu niewystarczającej ilości snu, jak i braku jakiegoś treningu w tygodniu miałem trochę obaw. Po dotarciu na miejsce startu i wypełnieniu kuponu na SX4 (niestety nie wygrałem) spotkałem sporo znajomych :
    - Izę – niesamowicie dzielna górska bikerka, która zakończyła golonkowe mega zmagania na 5 miejscu w K3 – GRATULACJE !
    - Damiana – tego świetnego kolegę nie trzeba przedstawiać - dla mnie Istebna była ostatnią szansą na chociaż jedyne w tym sezonie pokonanie go na suchym maratonie, dotychczas dwukrotnie wygrywałem z Nim w błocie :)
    - Adama – świetny kumpel, tym razem dochodzący do sprawności po krakowskim małym Evereście pojawił się w roli fotografa i dzięki Niemu mam fotki :)
    - Mariusza – członek elitarnej jednostki wielkopolskiego MTB i jeden z najwierniejszych uczestników golonkowych cykli, jakiego znam :)
    - Piotra – kumpel z SCS Racing Team – po finale musiałem uznać jego wyższość w klasyfikacji generalnej giga M3 – GRATKI !
    - Arka – fajnego kolegę, dzięki któremu współrywalizacja nabiera rumieńców :)

    No dobra, na 40 min przed startem ruszyłem z Pawłem i Mariuszem na krótką rozgrzewkę fragmentem odcinka giga i ujrzałem znany mi do tej pory z relacji i opowieści innych super stromy i super korzenny zjeżdzik tuż przed metą, trochę się przeraziłem, a najbardziej leżącym na dole pniem, który pewnie spowoduje lot przez kierownicę, albo niezły upadek. Sektory ze spokojem wypełniły się, spotkałem tam Zbyszka i życzyliśmy sobie powodzenia. Krótko po 10 start. Na początek prawie 5 km asfaltu lekko do góry i po części mi znanym z czerwcowego Trophy. Nie szalałem, jechaliśmy peletonem, by po skręcie w beskidzki teren zacząć właściwe ściganie. Ogólnie przez ten świetny odcinek, biegnący do pierwszego bufetu jechało mi się nieźle, stawka jakoś nierówno się rozciągała, widać że wszyscy cisnęli tak jak potrafili, no i był to fragment trasy na którym raz mnie wyprzedził Damian, raz podczas przejazdu przez strumyczek obaj się potknęliśmy obok siebie i jak się okazało na mecie, tyle go widziałem na trasie :) Dopiero po pierwszym bufecie, po którym zaczął się stromy podjazd biegnący na Ochodzitą (894 m) zaczęło się robić luźniej. Sam podjazd pokonałem nieźle jak na swoje możliwości, a szczególnie najwięcej powodów do zadowolenia miałem na końcówce po betonowych płytach, co rzadko mi się ostatnio zdarzało - znacznie oddaliłem się od rywali :) Natomiast na znanym mi z 3 etapu Trophy technicznym zjeździe na którym stał focący Adam cisnąłem do samego końca na maxa. Dalsza część świetnie poprowadzonej trasy biegła przez przygraniczne tereny Słowacji i Czech z całą masą urzekających beskidzkich widoków, tamtędy jechałem swoim i równym tempem. Co jakiś czas ktoś się pojawiał zarówno za mną, jak i przede mną. Gdzieś tam na którymś zjeździe, pewnie terenowym rozpędziłem się do 70.29 km/h. Momentami fruwałem na wybojach, raz na bardzo szybkim i szutrowym odcinku, na łuku nie zmieściłem się i wpadłem do rowu. Na szczęście nie było tam miękko i udało się bez OTB wydostać na ścieżkę. Na drugim bufecie obowiązkowo postój – owoce wcinałem i uzupełniłem bidon. Natomiast na bardzo stromym zjeździe po polanie klocki rozgrzały się tak mocno że skuteczność hamowania spadała. Po 50 km podczas pokonywania asfaltowego odcinka potwierdziły się moje obawy – stopniowo ogarniało mnie zmęczenie, powoli traciłem siły, plecy zaczęły pobolewać. Wtedy znajdowałem się na 50-60 pozycji w stawce Gigowców. Taką ciężko wypracowaną przewagę dalej będzie ciężko utrzymać, trudno, ale nie poddam się ! Na ok. 2 km przed rozjazdem chyba przez zmęczenie pojechałem prosto, mimo wyraźnych strzałek, nakazujących skręt w prawo i nawrotka kosztowała mnie jakieś 3 minuty, parę osób mnie wtedy załatwiło, myślałem nawet że wśród nich był i Damian. No i osławiony, techniczny fragment korzonkowej końcówki nastał. Dla Gigowców dwa razy przejeżdżany, stała tam cała masa kibiców i fotografów – zdecydowałem że zaryzykuję, niestety, jeden gość mnie przyblokował tuż przy stromiźnie i z buta zszedłem. Po skręceniu na pętlę giga stwierdziłem że kilometrów będzie więcej, jak na Golonkę przystało. Znajdował się tam trzeci bufet, postój zrobiłem i od tamtego momentu zaczęła się dla mnie jedna z najcięższych końcówek w sezonie. O ile pierwsze kilka km terenowego podjazdu pokonałem przyzwoitym tempem, to już dalej, było już tylko gorzej :( Po raz pierwszy na maratonach zdarzyło mi się wprowadzać po asfalcie. Natomiast dość wymagający i z masą kamieni podjazd na kulminację trasy – Kiczory (989 m) okazał się dla mnie heroiczną walką o utrzymanie pozycji, niestety, na 68 km złapał mnie skurcz (jedyny na trasie) i wtedy grupka mnie wyprzedziła. W końcu po wjechaniu na szczyt (kilka razy wprowadzałem) nastąpił długi i równie wymagający zjazd – cisnąłem w dół po kamieniach, masie korzeni, wybojach tyle ile się dało, by w końcu zmierzyć się z powtarzalną końcówką, na której pojawili się Megowcy. Niestety, sporo sił już straciłem, plecy dawały znać, fragment stromizny po trawie wprowadzałem, jeszcze dwóch Gigowców pokonało mnie, a wspomniany korzenny zjeżdzik ponownie z buta zszedłem. W końcu wpadłem na metę, nie wiedząc że moi znajomi rywale byli jeszcze na trasie ... :)
    Po ściganiu spotkałem również Dorotę i Artura.

    71/154 – open GIGA
    27/49 – M3

    Uff, całkiem przyzwoite miejsca – na miarę moich możliwości, choć mogło być lepiej :)
    Strata do zwycięzcy open – 1:50:20 (tak, ten z JBG2, Adrian Brzózka), M3 – 1:36:41

    Znajomi i ich straty do mnie:
    71 (27 M3) – JA :)
    74 (28 M3) – DMK77 - 52 sek
    76 (29 M3) – slec – 1 min, 44 sek
    106 (41 M2) – mlodzik – 32 min
    120 (39 M3) – karmi – 43 min
    133 (45 M3) – klosiu – ponad 1 godz

    Giga nie ukończyło 20 osób, w tym Arek i Math86.


    Sezon Powerade Suzuki MTB Marathon 2010 zaliczam do udanych :)
    Zaliczyłem w sumie 9 maratonów, jedynie odpuściłem Rabkę.

    Ogólnie w M3 giga zająłem 20 pozycję na 32 twardzieli, co ukończyli wymagane 7 startów.
    Team BIKEstats.pl zajął 42 miejsce na giga ze 156 sklasyfikowanych drużyn.

    Ruszamy ...
    Foto by Bolki
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    W akcji na pierwszym dłuższym zjeżdzie
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    Końcówka podjazdu na Ochodzitą
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    JPbike ciśnie, ciśnie do góry :)
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    Na zjeździe z Ochodzitej :)
    Fotki autorstwa AdAmUsO
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    Arcywidokowo ... :)
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    MTB po słynnych istebniańskich korzonkach :)
    Fotka z galerii gracyan.strefa.pl
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    Fajne ujęcie, tuż przed super stromym zjeżdzikiem :)
    Foto by MTB Marathon
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    Na początku pętli giga - tutaj już słabiej jechałem, ale dojechałem :)
    Fotka z galerii Katarzyny
    MTB Marathon Istebna 2010 © JPbike

    Puls – max 181, średni 155
    Przewyższenie – 2732 m



  • dystans : 71.29 km
  • teren : 35.00 km
  • czas : 03:35 h
  • v średnia : 19.89 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Praca i myk do Istebnej :)

    Piątek, 24 września 2010 • dodano: 24.09.2010 | Komentarze 7


    Te kilometry to tygodniowy zbiór dojazdów i powrotów do/z roboty.
    Jazda bez przygód i codziennie ze wspaniałą do rowerowania pogodą :)

    W piątek wyrwałem się z pracy wcześniej i jazda na golonkowy finał - ISTEBNA !

    Kategoria do/z pracy


  • dystans : 33.97 km
  • teren : 21.00 km
  • czas : 01:31 h
  • v średnia : 22.40 km/h
  • v max : 33.70 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Na działkę ...

    Niedziela, 19 września 2010 • dodano: 19.09.2010 | Komentarze 2


    ... na obiad w rodzinnym gronie :)
    Trochę zimno i wietrznie, wybrałem najkrótszy wariant dojazdu i powrotu.
    Nie zabrakło gratulacji od rodziców za pierwsze podium synka :)
    Z Treka zmyłem trochę wieleńskiego błotka.

    Po wczorajszym ściganiu przez las tyłek trochę pobolewa, domaga się paru dni odpoczynku od roweru - przekonałem się że niełatwe jest życie pasjonaty rowerowego, maratończyka, pracownika fizycznego bez własnego auta ...

    Licznik zadziałał - po prostu magnes się przesunął :)

    Puls - wyłączyłem bo to spokojna jazda
    Przewyższenie - 56 m

    Kategoria do 50 km


  • dystans : 100.00 km
  • teren : 96.00 km
  • czas : 04:39 h
  • v średnia : 21.51 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Maraton MTB Michałki - PODIUM !

    Sobota, 18 września 2010 • dodano: 18.09.2010 | Komentarze 48


    Znów tydzień bez treningu, a tu niespodzianka na mecie :)

    Po długim, stanowczo za długim zastanawianiu się, w końcu zdecydowałem się na pierwszy start w lokalnym maratonie w Wielkopolsce – wybór padł na Maraton MTB Michałki w Wieleniu, rozgrywany po raz siódmy w historii. Na miejsce startu zajechałem wraz z Markiem, trochę postaliśmy w kolejce po numery i chipy, spotkaliśmy mnóstwo znajomych: Jacka, Konrada, Krzysztofa, Pawła, Zbyszka.
    O 10-tej pora na start. Przez kolejkę do zapisów ustawiłem się na kilka chwil przed startem, gdzieś w drugiej połowie stawki. Ruszyliśmy. Na samym początku stwierdziłem że licznik nie działa, oprócz pulsometra, to nic, cisnąłem dalej. Po krótkim asfaltowym i wmordewindowym odcinku, na którym ostro do przodu napierałem, by jak najbliżej dojść do czołówki skręciliśmy na leśny teren Puszczy Drawskiej, który towarzyszył nam praktycznie do końcówki trasy. Trochę tłoczno było, wiadomo że większość to Megowcy, z trudem przebijałem się do przodu. Na tym początkowym odcinku jedno mnie trochę niepokoiło – limit wjazdu na pętlę giga (po 27 km) wynosił do godziny 11:30, nie znając trasy, ukształtowania terenu cisnąłem tak mocno jak się dało i w efekcie na rozjeździe zjawiłem się o 11:06 :) Po skręcie na giga prawie pustka, jeden gość usilnie próbował mnie dojść – odpadł na technicznym i trochę błotnistym podjeździku. Dalej mknąłem fajnie poprowadzonymi leśnymi ścieżkami – co chwila zaskakiwały mnie skręty, jak i tamtejsze niezłe i strome podjeździki i zjeżdziki. Wspominając o trasie – również byłem pozytywnie zaskoczony oznakowaniem, czyli zamiast znanych mi kartek ze strzałkami, na Michałkach po prostu kierunek jazdy namalowali na drzewach – można przez cały rok robić wycieczki z objazdem trasy :) Dobra, wróćmy do ścigu – na giga pętli niemal przez cały czas jechałem równym tempem, a gdy doszedłem do jednej zawodniczki (Magda Hałajczak) to późniejsza zwyciężczyni giga wykorzystała moje mocne tempo i usiadła mi na kole, i tak razem przejechaliśmy około 40 km, czasem się zmienialiśmy współpracując, a jednak w większości to ja prowadziłem dwuosobową grupkę damsko-męską, po drodze wyprzedzając trzech rywali. W pewnym momencie na szczycie po pokonaniu grząskiego podjazdu zauważyłem że znacznie oddaliłem się od Magdy i dalej zdołałem jeszcze powiększyć przewagę głównie dzięki iście technicznemu odcinkowi (zupełnie jak te u Golonki) biegnącemu po zalesionych i wymagających pagórkach. No, nie zabrakło zgubienia trasy przeze mnie … raz tak bardzo mi się spodobała leśna, kręta i interwałowa ścieżka, że zagapiłem oznakowanie i zamiast skręcić w prawo pojechałem prosto, szybko zareagowałem że coś nie tak i nawrotka kosztowała mnie utratę dwóch pozycji, których nie udało się odrobić na mecie. A to dlatego że powoli ogarniało mnie zmęczenie, po tej ilości przejazdów przez nierówne ścieżki zaczęły mnie pobolewać plecy i tylna cześć szyi, do mety jeszcze jakieś 20 km. Przed sobą miałem w zasięgu wzroku Magdę, która na kilka km przed metą nieznacznie mi odjechała. Wreszcie końcówka – nieźle poprowadzona, poza nudnym przejazdem przez szutrową ulicę, jeszcze jeden gościu mnie nagle wyprzedził – też pomylił trasę :) Ostatni kilometr to przejazd przez wyboiste i grząskie pole i w końcu wpadłem na stadion, na którym nieźle mnie dopingował Zbyszek do szybkiego finiszu – dostałem nawet brawa od publiczności :)
    I co po przekroczeniu linii mety się działo – podzieliłem się wrażeniami ze znajomymi, w tym z Mariuszem i Przemkiem, klosiu spóźnił się na start o 5 min i przyjechał na metę … prawie 4 minuty za mną :) Rodman jechał mega i został Mistrzem Polski Medyków ! BRAWO !

    No i poszedłem sprawdzić swoje wyniki – SZOK !

    12/37 - open giga
    2/11 - M3 - HURA MAM PIERWSZE PODIUM !!!

    Czyli uległem jedynie samemu Kaiserowi, do którego straciłem … 43 minuty :D


    Lider grupy w akcji :)
    Ta za mną to Magda - ta sama co w Dolsku ograła mnie na giga ponad 12 minut, a w Poznaniu 19 minut, a dziś znów przegrałem z nią rywalizację, tym razem o 52 sekundy :)
    Maraton MTB Michałki 2010 © JPbike

    Na pierwszym w historii swoich startów podium - super uczucie :)
    Podium Michałków 2010 - JPbike, Kaiser, klosiu :) © JPbike

    Jako nagrodę dostałem wypasiony uchwyt na rower ... tylko auta nie mam :)
    Podium Michałków 2010 - z pucharami :) © JPbike

    Elita wielkopolskiego MTB :) © JPbike

    Ale się cieszę !!!

    Puls - średnie około 155 - 159



  • dystans : 73.95 km
  • teren : 28.00 km
  • czas : 03:54 h
  • v średnia : 18.96 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Praca ...

    Piątek, 17 września 2010 • dodano: 17.09.2010 | Komentarze 10


    Tygodniowy zbiór.

    Poniedziałek - rankiem sucho, powrót w deszczyku
    Wtorek - rankiem sucho, powrót w deszczu, zmokłem
    Środa - rankiem w mżawce, powrót w słońcu
    Czwartek - bez pogodowych zawirowań
    Piątek - rankiem sucho, powrót świeżo po deszczu, same kałuże ...

    I tyle z tygodniowego kręcenia, w środę chciałem potrenować ale położyłem się na chwilę i zdrzemnąłem do 21-tej :)
    A w czwartek już szykowałem Treka na jakąś przejażdżkę - podczas skuwania wyczyszczonego łańcucha zniszczyłem swój tani skuwacz i w efekcie męczyłem się tym ponad godzinę, uszkadzając jedno ogniwo. Drugi skuwacz zgubiłem.

    A w sobotę start w Wieleniu na Michałkach.

    Kategoria do/z pracy


  • dystans : 216.73 km
  • teren : 100.00 km
  • czas : 09:19 h
  • v średnia : 23.26 km/h
  • v max : 56.49 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pierścień Dookoła Poznania vol.2

    Niedziela, 12 września 2010 • dodano: 12.09.2010 | Komentarze 19


    Plan na ten niedzielny i wspaniały pogodowo dzień był taki:
    - albo wyjazd na maraton do Osiecznej (giga ma 64 km)
    - albo całodniowy przejazd Pierścieniem Dookoła Poznania (runda 174 km plus dojazd i powrót)
    Wybrałem drugą opcję, po prostu wolałem na maxa wykorzystać piękną, słoneczną pogodę i podziwiać wrześniowe uroki lata, jak i potrenować długodystansowo :)

    Co prawda, już raz Pierścień pokonałem - rok temu i z Drogbasem.
    Tym razem wybrałem się samotnie zmierzyć z mocno urozmaiconą trasą z masą terenu.
    Kierunek jazdy – przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, poczynając od Lusówka.
    Pobudka o 6:20, śniadanie, uszykowanie ekwipunku i ruszyłem o 6:50, przy 12 stopniach, słońce zaczęło wschodzić.
    Jako szlak łącznikowy wybrałem czarny i doskonale mi znany, na co dzień jeżdżę nim do pracy, jak i na działkę.

    Poranne, wrześniowe klimaty © JPbike

    Rankiem na trasie Pierścienia © JPbike

    Zachodnie krańce Pierścienia © JPbike

    Po wpadnięciu do WPN słońce coraz mocniej przygrzewało, zdążyłem się trochę zagotować, zdjąłem długą bluzę i po krótkiej przerwie ruszyłem dalej, mając po drodze fajne klimaty …
    Słoneczne smugi w WPN :) © JPbike

    Nie od dziś wiadomo – WPN to mój teren i przejazd wzbogaciłem o świetny czerwony szlak wzdłuż Góreckiego, po drodze zażywając esencji MTB :)
    Techniczny zjeżdzik :) © JPbike

    Nad Góreckim. Spokojna tafla niczym lustro :) © JPbike

    Po przeprawieniu się przez Wartę i dokręceniu do Rogalina zboczyłem z trasy, by w tamtejszym parku, przy słynnych dębach zarządzić dłuższy postój na batoniki.
    Przy Dębach Rogalińskich © JPbike

    Przed Kórnikiem zatrzymałem się przy sklepie, po lodzika, colę, batoniki i ruszyłem pokonać wschodni odcinek Pierścienia – strasznie nudny, masa otwartej przestrzeni, na przemian asfalt i teren, momentem ścieżka była przeorana, zaniedbane oznakowanie, dwa razy zabłądziłem …
    Na wschodniej części Pierścienia. Nudno ... © JPbike

    Podjeżdzik na 125 metrowy szczyt wśrod pól © JPbike

    W miarę zbliżania się do Puszczy Zielonki krajobraz stawał się ciekawszy.
    Leśna Autostrada przez Puszczę Zielonka © JPbike

    Po wyjechaniu z Zielonki dopadł mnie lekki kryzys głodowy, tuż przed Murowaną Gośliną zarządziłem postój
    Przerwa przy sklepie © JPbike

    Po ponownym przekroczeniu Warty w Promnicach, pokonaniu podjazdu do Biedruska ruszyłem na podbój tamtejszego poligonu …
    Odpowiednie błoto na poligonie © JPbike

    Przyjemnie w drodze do Kiekrza © JPbike

    W Sadach znów poczułem ubytek sił, więc pit stop przy kolejnym sklepie i zatankowałem do siebie RedBulla i jazda !
    Dobijając w Lusówku ostatnie kilometry Pierścienia ogarnęła mnie radość – po raz drugi, ale pierwszy raz samotnie pokonałem Pierścień – wyszło 174 km :)
    Triumf bikera po samotnym pokonaniu Pierścienia :) © JPbike

    Teraz pozostało już tylko dotarcie do domu – ponad 20 km, po 200 km jazdy kręciłem już zmęczony, ale zadowolony. W Skórzewie jeszcze jeden postój przy sklepie – bułka z czekoladą i 2 batoniki z nadzieniem bananowym dodały mi trochę sił i do domu dotarłem po … ponad 12 godzinach spędzonych na trasie ! No cóż, postoje, robienie fotek … :)
    Trochę błota przywiozłem ze sobą :) A wczoraj czyściłem Treka … :D
    Dzień był w 100% udany rowerowo, teraz już tylko szykowanie na 3 pozostałe maratony.

    Puls – max 162, średni 123
    Przewyższenie – 847 m

    Kategoria ponad 200 km


  • dystans : 70.89 km
  • teren : 32.00 km
  • czas : 02:51 h
  • v średnia : 24.87 km/h
  • v max : 47.00 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Na działkę i trochę WPN

    Sobota, 11 września 2010 • dodano: 11.09.2010 | Komentarze 2


    Pierwotnie ten wrześniowy weekend miał być przeznaczony na maraton w Rabce, zresztą do tamtych gorczańskich terenów mam sentyment z czasów dzieciństwa. Wyjazd nie doszedł do skutku, za rok muszę w końcu się wybrać.

    Po odespaniu codziennego, bardzo wczesnego wstawania do roboty ruszyłem na trasę po 12:30, mając wspaniałą słoneczną pogodę. Jako że rodzice na działce potrzebowali mnie, więc tam pojechałem, trochę dłuższym wariantem - poprzez standardową trasę, Kiekrz, Sady, Lusowo, Lusówko i do Sierosławia.

    Co porobiłem na działce:
    - wykopałem słabo rosnącą od kilku lat gruszę
    - zrobiłem porządek w kompostowniku
    - umyłem Treka od resztek błota z poznańskiego bikemaratonu
    - pojeździłem po alejkach działkowym rowerem
    - pograłem w piłkę z Oliwką

    A późnym popołudniem, przy zachodzącym słońcu to jazda w drogę powrotną - też dłuższym wariantem, w kierunku na obrzeże WPN-owskiego lasu, czyli Sierosław, Dopiewiec, Konarzewo, Glinki, Trzebaw (...), momentem znalazłem się poza ścieżką wśród chaszczy i pokrzyw, jak i poruszałem się nieznanym mi do tej pory fragmentem żółtego szlaku rowerowego biegnącego do Szreniawy.

    Późnopopołudniowa droga do WPN-u © JPbike

    Nie zabrakło chwili napięcia - w Komornikach kierowca Bravo, który wyraźnie spieszył się z ruszaniem z drogi podporządkowanej omal mnie nie staranował - musiałem gwałtownie hamować.

    Puls - max 167, średni 128
    Przewyższenie - 240 m

    Kategoria do 100 km


  • dystans : 24.82 km
  • teren : 1.00 km
  • czas : 01:13 h
  • v średnia : 20.40 km/h
  • v max : 40.65 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Flash w Poznaniu :)

    Piątek, 10 września 2010 • dodano: 10.09.2010 | Komentarze 5


    Tegoż piątkowego dzionka przyjechał do Poznania Tomek znany nam wszystkim jako flash :)
    Czym przyjechał do stolicy Wielkopolski ? Rowerem ! i to góralem na terenowych oponach z ... Gdańska !
    Głównym celem jego podróży było przekazanie, a dokładnie dalsze pożyczenie przyczepki extrawheel należącej do Młynarza, którą używałem podczas swoich wakacyjnych wojaży.
    Już samo odebranie smsa od flasha o godz. 13:30 "jestem w Poznaniu ..." zszokowało mnie :)
    Pokonać ponad 300 km i dotarcie do celu o tej porze to nie lada wyczyn !
    Niestety, byłem wtedy jeszcze w robocie i nie dane mi było o tej godzinie wyskoczyć, by wspólnie z Nim pokręcić po moim mieście. Gdy w końcu wróciłem, zjadłem obiad, doczepiłem przyczepkę, pognałem ... w końcu spotkaliśmy się o 17-tej przy hali sportowo-widowiskowej Arena, przywitaliśmy się i spojrzałem na jego licznik ... ponad 340 km !

    Flash z przyczepką mknie :) © JPbike

    Czasu do odjazdu pociągu do Trójmiasta było bardzo malutko - zaledwie niecała godzina, Tomek trochę już pozwiedzał i postanowiłem pokazać Mu stadion Lecha, na którym trwały końcowe prace. Wkrótce wielkie otwarcie :)
    Stadion Miejski już prawie gotowy © JPbike

    Oczywiście jak na twardzieli przystało - gnaliśmy po ulicach, ścieżkach, chodnikach jak szaleni, walcząc z czasem. Chciałem jeszcze pokazać flashowi Cytadelę, niestety po dokręceniu u stóp tegoż wzgórza zdarzył się nieprzyjemny wypadek z udziałem Tomka - w pewnym momencie przebijając się przez korek nie zauważył że VW Passat nagle zahamował i wleciał w tył auta. Całe to zdarzenie widziałem co do ułamków sekundy - Tomek omal nie wykonał lotu przez kierownicę, tylne koło się uniosło na około 20 cm do góry, a przyczepka wykonała obrót o 170 stopni. Całe szczęście, to zdarzenie skończyło się na stłuczeniu ramienia (mam nadzieję że niegrożnym) i lekkim zbiciu tylnej lampy Passata. Rower i przyczepka całe. Po tym wypadku pojechaliśmy na dworzec główny.
    Na dalsze zwiedzanie kompletnie brakło czasu.
    Przed odjazdem pociągu zdążyliśmy jeszcze troszkę pogadać :)



  • dystans : 72.38 km
  • teren : 35.00 km
  • czas : 03:40 h
  • v średnia : 19.74 km/h
  • rower : Accent Tormenta 1
  • Praca ...

    Piątek, 10 września 2010 • dodano: 10.09.2010 | Komentarze 0


    Tygodniowy zbiór dojazdów do/z roboty.
    Codziennie rankiem o 5:30 z lampkami, poza tym bez przygód, jedynie w czwartek wracałem w długotrwałym deszczyku i przez kałuże w Lasku Marcelińskim.

    Kategoria do/z pracy