top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 171392.92 km
- w tym teren: 62342.77 km
- teren procentowo: 36.37 %
- v średnia: 22.71 km/h
- czas: 312d 15h 59m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane Gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1348.77 km (w terenie 666.00 km; 49.38%)
Czas w ruchu:64:23
Średnia prędkość:20.95 km/h
Maksymalna prędkość:67.74 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:58.64 km i 2h 47m
Więcej statystyk
  • dystans : 45.59 km
  • teren : 31.00 km
  • czas : 01:51 h
  • v średnia : 24.64 km/h
  • v max : 47.56 km/h
  • rower : TREK 8500
  • U siebie

    Sobota, 14 lipca 2012 • dodano: 14.07.2012 | Komentarze 4


    Wyszedłem późnopopołudniową porą przejechać się po swoich terenach po powrocie z tygodniowego pobytu w górach, podczas którego w sumie przejechałem 518 km i pokonałem 11372 m przewyższenia :)

    Dom - Lasek Marceliński - Rusałka - Strzeszynek - przelot na brzeg Kierskiego i okrążenie jeziora fajnym wariantem z podjazdami i zjazdami :) - Strzeszynek - Rusałka - Lasek Marceliński - Dom

    Wracając, w Marcelińskim spotkałem Macieja, żeśmy pogadali i trzeba było szybko się zwijać do swoich domów bo nadciągała ulewa, taka że na ostatnim półtorakilometrowym odcinku dosłownie zmokłem prawie do suchej nitki :) Przynajmniej po powrocie nie musiałem brać prysznica :)

    Przewyższenie - 288 m

    Kategoria do 50 km


  • dystans : 106.90 km
  • teren : 30.00 km
  • czas : 05:57 h
  • v średnia : 17.97 km/h
  • v max : 52.85 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Śnieżnik zdobyty !

    Czwartek, 12 lipca 2012 • dodano: 14.07.2012 | Komentarze 14


    Po majowej i nieudanej próbie zdobycia tejże sławnej i mierzącej 1426 m góry tym razem w pełni zmobilizowałem się do kolejnego ataku na Śnieżnik.
    Ruszyłem krótko po 10. Pogoda w miarę dopisała i troszkę się ochłodziło do przyjemnej kolarsko temperatury na poziomie niewiele ponad 20 stopni.
    Nad górami czaiły się niezbyt groźne chmury i można było się wybrać na mocno górską jazdę.
    Tym razem postanowiłem zdobyć szczyt od czeskiej strony nieznanym mi czerwonym szlakiem, głównie dlatego bo zielony od Schroniska pod Śnieżnikiem dobrze znam i wiem że w większości jest niepodjeżdżalny.
    Najpierw spod Kozielna jechałem przez Paczków, granica PL-CZ, Bily Potok, Javornik, Uhelna, podjazd przez Nove Vilemovice i tak dokręciłem do granicznej Przełęczy Gierałtowskiej (684 m).

    Nadgraniczna polana. Po czeskiej stronie © JPbike

    Dobra sprawa - czeski browar sponsoruje cyklotrasy :) © JPbike

    Podjazd na Przełęcz Suchą © JPbike

    Wysoko i widokowo :) © JPbike

    Zjazd Drogą Marianny © JPbike

    Na Przełęczy Płoszczyna (817 m) po raz drugi przekraczam granicę © JPbike

    Na czeskim czerwonym ... © JPbike

    Widoki z trasy powalają i znów Pradziada widać :) © JPbike

    Ładny szuterek na ponad 1100 m © JPbike

    Od 1200 m robi sie ciekawie ... © JPbike

    Od tędy nie da się normalnie jechać ... © JPbike

    To już ostatnia i stroma końcówka ataku. Nie do podjechania © JPbike

    Śnieżnik w końcu zdobyty ! © JPbike

    Jazda z wprowadzaniem na szczyt okazała się dość ciężka – 60 km, 4 godz. (nie licząc postojów) i aż 2120 m w pionie !

    Na szczycie strasznie wiało, dość chłodno i zaczęły nadciągać takie oto ciemne chmury ... © JPbike

    Ciekawy widok. Gdzieś tam pada deszcz ... © JPbike

    Tak właśnie wygląda fragment zielonego po naszej stronie. Jechać się nie da © JPbike

    No i dopadł mnie tutaj deszcz. Na szczęście mogłem się schować :) © JPbike

    Gdy przestało padać to już tylko jazda w dół najpierw szuterkiem do Kletna, dalej asfaltami przez Stronie Śląskie, Lądek Zdrój, podjazd do Orłowca (przerwa na browarka) i tak dokręciłem po raz trzeci do granicy, po czym nastąpił zjazd czeskim czerwonym do Bilej Vody i w końcu, po 18-tej dotarłem do agro-noclegowni.

    Zdobycie Śnieżnika zaliczam do udanych.
    Ale i tak ... wiem już że prawdopodobnie nigdy więcej na tą pokaźną górę rowerem się nie wybiorę, powód jest jasny – zarówno po polskiej (1 km), jak czeskiej stronie (1.5 km) końcówki są nie do wjechania, zresztą widać na fotkach.

    Przewyższenie – 2371 m



  • dystans : 37.62 km
  • teren : 17.00 km
  • czas : 02:12 h
  • v średnia : 17.10 km/h
  • v max : 51.40 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Tour de Pologne i na Jawornik

    Środa, 11 lipca 2012 • dodano: 14.07.2012 | Komentarze 4


    Tegoż dnia zafundowałem sobie taki tam dzień odpoczynkowy po zdobyciu Pradziada i przed kolejną długodystansową górską jazdą.
    Jako że wiedziałem o tym że w pobliżu będzie pomykać peleton Tour de Pologne to postanowiłem zobaczyć na własne oczy zawodowych szosonów w akcji.
    Z Kozielna, gdzie mieszkałem ruszyłem po 13:30 i po 8 km jazdy lekko pod górę i z wmordewindem dokręciłem do Złotego Stoku na dobre miejsce do podziwiania szosowców.

    Trochę czasu postałem, co jakiś czas tędy przejeżdżały samochody i motocykle zarówno od organizatorów, jak i sponsorów oraz auta teamowe. W końcu, przed 15-tą nastała ta długo oczekiwana chwila.

    Podjeżdzik w Złotym Stoku, w oczekiwaniu na zawodowy peleton © JPbike

    JADĄ ! Czteroosobowa grupka uciekinierów ładnie szła pod górkę ... © JPbike

    I w dodatku na blaciku :) © JPbike

    Po kiklu minutach przejechała reszta peletonu. Fajny kolorowy widok :) © JPbike

    Fragment podjazdu na Jawornik Wielki. Konkretna stromizna :) © JPbike


    Po przejechaniu zarówno całego peletonu, jak i kolumny aut teamowych ruszyłem dalej na podjazd w kierunku na Jawornik Wielki (872 m) i tak bez zadyszki dokręciłem na szczyt, po czym nastąpił dobrze mi znany z maratonu w Złotym Stoku techniczny zjazd czerwonym do Orłowca i stamtąd przez granicę zjechałem w dół czeskim czerwonym do miasteczka BilaVoda. Zanim wróciłem do noclegowni to po drodze wstąpiłem do przydrożnego baru na obiad i browarka.

    Przewyższenie - 917 m

    Kategoria w górach, do 50 km


  • dystans : 141.44 km
  • teren : 26.00 km
  • czas : 06:28 h
  • v średnia : 21.87 km/h
  • v max : 57.17 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Pradziad zdobyty !

    Wtorek, 10 lipca 2012 • dodano: 13.07.2012 | Komentarze 11


    Najwyższy szczyt w Sudetach Wschodnich, czeski Pradziad, mierzący 1491 m wysokości w końcu zapisałem do swojej rowerowej kolekcji.
    Tak naprawdę to sprawcą całego zamieszania, takiego że nie mogłem dłużej tego odkładać okazał się wpis Mariusza :)
    Przyznam że … do tej pory nie wiedziałem gdzie w ogóle leży ta duża góra :)
    Więc jeszcze przed urlopowym wyjazdem w góry zakupiłem mapę tamtejszych okolic.
    Mariuszowi, który jechał wtedy szosówką nie udało się zdobyć szczytu, i faktycznie po analizie mapy stwierdziłem że nie jest łatwo dojechać tam w 100% asfaltami.

    Pogodę do jazdy miałem znakomitą – słonecznie, z niegroźnymi chmurami i ponad 25 stopni.
    Przygotowałem się na długą jazdę po górach - 2 bidony z izotonikami, 1.25 litra wody w bukłaku, 6 batoników musli, banan i jak się okazało starczyło tego wszystkiego na całą trasę. Ruszyłem później niż zakładałem, przed 10-tą i przy tym na pierwszych kilometrach dokończyłem śniadanie (jogurt spożyty w ruchu :)).

    Pradziada przy dobrej pogodzie można zobaczyć z odległości 70 km :) © JPbike

    Tędy, w kierunku do Jesenika miło i przyjemnie się kręci © JPbike

    Na Przełęczy Lipova (578 m) jest stacja kolejowa z widokiem na Sokoli Wierch :) © JPbike

    Ładnie tam. Mój cel jest coraz bardziej widoczny :) © JPbike

    Początek solidnego podjazdu z Bela p. Pradedem na Cervenhorske sedlo ... © JPbike

    Na 1013 m odbiłem na upragniony teren - kocham rower górski :) © JPbike

    Na około 1300 m. Szczyt już blisko ... © JPbike

    Cel osiągnięty ! Uwielbiam takie chwile :) © JPbike

    Dojazd na szczyt zajął mi równe 70 km i 3:50 godz jazdy (bez postojów), oraz 1750 m w pionie.
    Po zdobyciu Pradziada od razu stwierdziłem że aż tak ciężko nie jest dane wjechać na szczyt. Po części sprzyjała mi pogoda, zadbana zarówno asfaltowa jak i terenowa nawierzchnia, widziałem sporo osób jadących tędy na rowerach crossowych. W sumie na trasie miałem tylko jedną i to 570 metrową przełęcz, a następnie krótki zjazd do Jesenika i stamtąd właściwie zaczyna się ponad 25 kilometrowy podjazd na szczyt, tylko na terenowych fragmentach jest stromo.
    Na szczycie tak jak myślałem - nieźle wiało i chłodnawo było. Zrobiłem krótką sesję zdjęciową, objechałem rundkę dookoła wieży i myk w drogę powrotną, tą samą, co dojechałem.

    Panoramka na południe © JPbike

    I na północny zachód. Gdzieś stamtąd z oddali przyjechałem :) © JPbike

    Widok ogólny na wieżę RTV i myk w dół ... © JPbike

    Troszeczkę z trasą nakombinowałem i zjechałem niebieskim pieszym :) © JPbike

    Super szuterek na strasznej wysokości :) © JPbike

    Droga powrotna to sama przyjemność - w większości mknięcie w dół :) © JPbike

    To już 1 km przed noclegownią, nawet i stąd widać Pradziada :) © JPbike

    No, trzeba napisać jeszcze że od 110 km to zmęczenie narastało, jechało się ciężej.
    A w przygranicznym sklepiku kupiłem 2 czeskie browary, z czego jeden od razu poszedł jak woda, spożyty na polu z widokiem na ... Pradziada :)

    Przewyższenie - 2204 m



  • dystans : 88.90 km
  • teren : 30.00 km
  • czas : 04:34 h
  • v średnia : 19.47 km/h
  • v max : 52.85 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Rychlebskie ścieżki

    Poniedziałek, 9 lipca 2012 • dodano: 13.07.2012 | Komentarze 8


    Trzeci mój wyjazd na osławione i znakomite do uprawiana kolarstwa górskiego ścieżki. Tym razem wybrałem się samotnie, spod agroturystyki w Kozielnie, gdzie spędzałem górski urlop.
    Przed ruszeniem trochę robótki było przy Treku – opony zamienione na RR i resztki błotka pomaratonowego zostały zażegnane.
    Do Cernej Vody, gdzie zaczynają się i kończą ścieżki dojechałem przez Paczków, Ujeździec, Dziewiętlice, granica PL-CZ, Bernartice, Bukova i Zulova.
    Od razu po wpadnięciu w teren okazało się że błotka po opadach nie brakowało i pojawiły się obawy o śliskie kamienie na najtrudniejszej i hardcorowej części, zwanej Wales. Zaryzykowałem i po pokonaniu tegoż odcinka z przyczepnością na sporych głazach aż tak źle nie było. Kilka podpórek w wysoce ryzykownych miejscach zaliczyłem.
    Dalej, aż do samego końca to w sumie czysta przyjemność, napełnianie na FULL smaku kolarstwa górskiego, ćwiczenia i poprawianie techniki, itp. :)
    Mimo poniedziałkowej pory sam jednak nie kręciłem tędy – napotkałem 10 osób, tylko jeden na fullu mnie wyprzedził, a resztę to ja załatwiłem zarówno na podjeździe, jak i na zjeździe.
    Jechało się tak fajnie i przyjemnie (temperatura na poziomie 23 stopni), że zdecydowałem się nie robić postoju na czeski browar, tylko po pokonaniu górskiej części od razu skoczyłem na łatwiejszy odcinek wzdłuż potoku.
    Powrót przebiegł miłym czeskim asfalcikiem przez Vidnavę, Bernartice i dalej tą samą drogą, po drodze robiąc jeden postój przy wiejskim sklepie na izotonik o nazwie „Hools” :)

    No i dokręciłem tam, gdzie trzeba. Ta górka w oddali to Sokoli Wierch © JPbike

    Zabawa na super singielkach się zaczęła :) © JPbike

    Arcywidok ze szcztyu i hardcorowego odcinka zjazdowego © JPbike

    Fotki JPbike'a w swoim żywiole nie może zabraknąć :) © JPbike

    Fragment nowego odcinka. Pokażne głazy robią wrażenie © JPbike

    To już łatwiejsza cześć. Fajne pomykanie po krętym singlu :) © JPbike

    Czeska droga powrotna. Miły i gładziutki asfalcik © JPbike

    Przewyższenie - 1144 m



  • dystans : 36.58 km
  • teren : 30.00 km
  • czas : 02:33 h
  • v średnia : 14.35 km/h
  • v max : 63.90 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Mocno górski rozjazd

    Niedziela, 8 lipca 2012 • dodano: 13.07.2012 | Komentarze 6


    Po wieczorno-nocnych % trzeba było ruszyć tyłki w taki sposób, aby być gotów do jazdy od 10 rano, najlepiej na Śnieżnik !
    Marcin ze Zbyszkiem prawdopodobnie (bo spałem) bez szeptu (Jarek też nic nie słyszał) i o bladym świcie wyruszyli w drogę powrotną do Wielkopolski.
    Reszta pozostałych w kwaterze ProGoggli była umówiona na rozjazd z Mateuszem Rybczyńskim (Ryba) i dwoma damami – Igą i Anią. I owszem, w takim dziewięcioosobowym składzie w końcu ruszyliśmy. Rolę przewodnika podjął Wojtek.
    Od razu nastąpił długi i porządny podjazd w rejonie kompleksu narciarskiego Czarna Góra – widoki z podjazdu kapitalne. A następnie czerwonym atak na Schronisko pod Śnieżnikiem, gdzie urządziliśmy dłuższy popas, przy tym spożywając czeski browar. Na etykietce tegoż piwa (Opat) znalazło się zdjęcie przypominające samego klosia :D
    Droga w dół to najpierw zjazd trasą maratonu (w przeciwnym kierunku). Zjeżdżając tędy, ekipie przytrafiły się trzy gumy, a po usunięciu awarii z ogumieniem i ruszeniu na szybki szutrowy zjazd gdzieś tam wypadł mi z plecaka aparat (!). Zawróciłem i pieszo poszedłem szukać. Drogbas i Ryba dołączyli. Bezskutecznie :(
    Całe szczęście że w końcu się znalazł – to zasługa dzielnej Ani :)
    Nie powiem ile w sumie mój czteroletni Olympus SP560UZ przeżył upadków i mocnych szlifów – mimo tego nadal robi dobrze fotki.
    Po takowych przygodach żeśmy szybko zjechali w pobliże Międzygórza i w tymże uroczym miasteczku nastąpił postój przy sklepie.
    Ryba i Iga jechali na wypasionych 29’erach - szybkości, jakie osiągali nie tylko na szutrowych zjazdach robiły spore wrażenie … :)
    W końcu nastała pora pokonać drugi i porządny podjazd biegnący na Przełęcz Puczaczówka i po przerwie na wspólną fotkę to już tylko szybki myk w dół po fajnych serpentynach wprost do noclegowni.

    To zaszczyt jechać po górkach ze zwycięzcą mega M3 - Rybą :) © JPbike

    Wysoko i arcywidkokowo - chyba tam jedziemy :) © JPbike

    Drogbasowi coś strzeliło do głowy i to rodem z Wielkopolski :) © JPbike

    Zaczynamy atak na Polanę pod Śnieżnikiem © JPbike

    Ładny szutrerek i Schronisko pod Śnieżnikiem © JPbike

    Kulminacyjna chwila podczas górskiego rozjazdu :) © JPbike

    Guma klosia ... © JPbike

    Kolejny kapeć - tym razem Drogbasa © JPbike

    Asfalcikowy lansik ... © JPbike

    Przerwa w Międzygórzu © JPbike

    Końcowka podjazdu z powalającymi widokami © JPbike

    Niektórzy sobie pościgali :) © JPbike

    Najdzielniejsza osoba w ekipie i w dodatku znalazła mój aparat - Ania we własnej osobie :) © JPbike

    Ekipa w komplecie © JPbike

    Puls – max 170, średni 128
    Przewyższenie – 1380 m



  • dystans : 11.00 km
  • czas : 00:29 h
  • v średnia : 22.76 km/h
  • v max : 55.00 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Zjazd na start i powrót z mety :)

    Sobota, 7 lipca 2012 • dodano: 13.07.2012 | Komentarze 0


    Przewyższenie 250 m na odcinku 5.5 km mówi samo za siebie :)
    Przygód na podjeździe nie brakło - josip zerwał łańcuch, a Jarekdrogbas po chwilowym zatrzymaniu przewrócił się z winy spd-ów i poskutkowało to wykrzywieniu tylnej traczy hamulcowej w ścigaczu Marca.

    A co robiliśmy wieczorem - wystarczy zerknąć na wpis z3wazy :)



  • dystans : 84.44 km
  • teren : 74.00 km
  • czas : 05:52 h
  • v średnia : 14.39 km/h
  • v max : 54.29 km/h
  • rower : TREK 8500
  • MTB Marathon Stronie Śląskie

    Sobota, 7 lipca 2012 • dodano: 13.07.2012 | Komentarze 14


    Dla teamu, w którym startuję to był wyjątkowy dzień, a to dlatego że na to golonkowe giga wystawiliśmy najliczniejszy, bo ośmioosobowy skład: Jacgol, Jarekdrogbas, josip, JPbike, klosiu, Marc, toadi69 i z3waza – dla trzech ostatnich to był górski debiut u GG.

    W noc poprzedzającą maraton w okolicy przeszła potężna ulewa i wiadomo było że błotka na trasie nie zabraknie.
    Po zajechaniu na miejsce startu/mety by sprawdzić chipa, obok mnie zatrzymała się sama Asia Jabłczyńska i ku mojemu zdumieniu na jej numerku startowym znalazła się czerwona nalepka – też jedzie giga. Szacunek !
    Rozgrzewkę wykonałem wraz z Jarkiem na podjazd i zjazd z którego podczas ściganiny będziemy mknąć w dół wprost do mety.
    W oczekiwaniu na start m.in. przywitałem się z CheEvarą, zamieniliśmy kilka zdań i pochwaliłem się tym że po moich pokaźnych obrażeniach z Karpacza nie było śladu i na górskich stokach można szaleć dalej ;)
    Po moich historycznych i ponad siedmiogodzinnych wyczynach w Karkonoszach z wielkim trudem udało utrzymać trzeci sektor, ale i tak u Golonki w górach to nie ma znaczenia :)
    W sektorze tradycyjnie luzik i w końcu start, również spoko i bez ostrej napinki. Najpierw łagodny asfaltowy podjazd w stronę obcykanego dzień wcześniej zielonego szlaku. Od razu wyprzedził mnie ostro drogbas, po chwili josip i klosiu. Cóż … niech jadą i zobaczymy kto z ProGoggli zachowa najwięcej sił na ponad 80 km trasę. Po skręcie na zielony podjazdowy od razu zrobił się korek przez mocno podmytą i luźno-kamienistą nawierzchnię i cała stawka Gigowców jakieś kilkaset metrów pospacerowała go góry. Po zluzowaniu i wskoku na siodło jakoś-takoś mi się kręciło, tętno trochę za wysokie, kilka oczek w dół, z jednym wyjątkiem – klosia wyprzedziłem, który po dobiciu na Przełęcz Puchaczówka znowu mnie załatwił i powoli znikał z pola widzenia. Na pierwszym technicznym zjeździe (masa mokrych kamieni i w 90% zjechana) ponownie Mariusza (sprowadzającego) pokonałem. A na początku kolejnego ciężkiego podjazdu na chwilę odwróciłem się zza pleców i niespodziewanie pojawił się Jacgol. Gdy zaczynaliśmy długi podjazd na kulminację wysokościową to w stawce ProGoggli zrobiło się arcyciekawie :) Klosiu i Jacgol starali się mnie gonić, a ja z przodu miałem na oku drogbasa i josipa :) Na pierwszym bufecie oczywiście postój, na owocowe żarcie. Po kilku km wspinaczki doszedłem drogbasa, nie szło mu dobrze (wiadomo - po chorobie), a kilkanaście chwil dalej twardo i mocno kręcąc do góry po szerokim szutrze podczepiłem się pod plecy josipa i od tej chwili przez długi czas jechaliśmy blisko siebie.
    Zjazd z Polany pod Śnieżnikiem znanym mi dobrze czerwonym przebiegł spoko, na trzech uskokach wolałem nie ryzykować. Po tym połączenie z mega i tłoczno się zrobiło na błotnym podjeździe. Po dokręceniu na rozjazdowy bufet (tak, na giga były dwa rozjazdy), po postoju zrównałem się z josipem, po jakimś czasie na znanym mi szuterku wyprzedziłem teamowego kolegę i powolutku się oddalałem. Nagle nastąpił skręt w prawo, a raczej na niepodjeżdżalną kamienistą szeroką rynnę i po tym nowość - jazda granicznym zielonym szlakiem, który okazał się potwornie ciężką przeprawą po wąskiej ścieżce z masą błotnej gnojówki o niezłej głębokości.
    Po zjechaniu na Przełęcz Płoszczyna zatrzymałem się przy bufecie, stał tam Grzesiek i z uśmiechem zapytał mnie coś w stylu „jak tam”, odpowiedziałem że jest dobrze, tylko ta błotna gnojówka daje w kość :) No i do kieszonki wrzucił mi porcję energii (żel) - duży plus dla GG ! Gdy ruszałem to znów dogonił mnie josip, olał bufet i starał się trzymać moich pleców. Właśnie zaczynał się bardzo stromy podjazd – całość podjechałem, na dobre zgubiłem josipa i wtedy dotarło do mnie że zostanę teamowym zwycięzcą w Stroniu Śląskim. Dalsza jazda granicznym zielonym to istna masakra, wąsko, wokół mnóstwo jagodzianek, masa słabo widocznych i potwornie wybijających z rytmu korzeni i błotnej gnojówki, a końcówka na szczyt to spacer i przerwa na … siku :)
    Wtedy straciłem jedno oczko – na rzecz Grega z OSOZ (gratki !, zrobił duże postępy w górach).
    Wreszcie zjazd – trochę techniczny i było sporo omijania przeróżnych przeszkód ze ściętymi pniami w roli głównej. Po tym nastąpiła długa i samotna jazda szerokim szuterkiem najpierw półpłaskim, a następnie zjazdowym. Na przedostatnim bufecie pit stop na zatankowanie suchych bidonów i w końcu ostatni podjazd, szeroki i szutrowy na prawie (znowu) 1000 metrową wysokość. Jadąc tędy cały czas utrzymywałem odległość za Gregiem. Po wjechaniu to już właściwie nastąpiła długa jazda wysoko po płaskim asfalciku, ostatni bufet olałem i po tym bardzo długi szutrowy zjazd, z luźnymi kamyczkami, po których mknąc starałem się nie złapać kapcia I w końcu szybki myk do mety po obcykanym rankiem asfalciku.

    Wreszcie linię mety przekroczyłem nie tylko jako górski teamowy lider w licznym składzie, jaki w Stroniu Śląskim wystawiliśmy, ale i bez żadnych defektów, gleb i kryzysu – dla mnie sukces warty skrzynkę piwa :) Oby tak dalej !

    58/121 - open giga
    25/50 - M3

    Strata do zwycięzcy, jak i M3 (Czarnota, który jeździ za szybko) - 1:39:48
    Z jazdy i wyniku jestem całkiem zadowolony, na tyle mnie było stać.

    58 (25 M3) - JPbike - 5:52:38
    60 (26 M3) - josip - 5:56:26
    73 (32 M3) - Jacgol - 6:05:46 (1 guma)
    86 (38 M3) - klosiu - 6:17:17
    92 (39 M3) - Jarekdrogbas - 6:27:45
    109 (31 M2) - Marc - 7:05:59
    110 (13 M4) - z3waza - 7:10:23 (2 gumy)
    113 (16 M4) - toadi69 - 7:20:40

    Lider ProGoggli w Stroniu Śląskim w akcji :) © JPbike

    Superszybkie pomykanie do mety po szuterku © JPbike

    Puls – max 175, średni 149
    Przewyższenie – 2748 m



  • dystans : 10.88 km
  • teren : 5.00 km
  • czas : 00:39 h
  • v średnia : 16.74 km/h
  • v max : 67.74 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Rozruch przedmaratonowy

    Piątek, 6 lipca 2012 • dodano: 13.07.2012 | Komentarze 0


    Jako że wybrałem się na tydzień urlopu w Sudety, to do noclegowni w Siennej położonej na znacznej wysokości (ponad 700 m) zajechałem sam i jako pierwszy z licznego teamu ProGoggli.
    Jeszcze w Pyrlandii, jak ładowałem bike’a do auta to stwierdziłem kapeć w przednim kole, okazało się że jakiś kolec (chyba od akacji) wbił się w Nobby Nic’a. Czasu na łatanie miałem mnóstwo.
    Ponieważ reszta kumpli zajechała na miejsce późną porą to po 19-tej ruszyłem się zapoznać z pierwszym terenowym podjazdem sobotniego maratonu – zielony szlak na Przełęcz Puchaczówka (897 m) i od razu stromizna spora i większość ciężkiego podjazdu pokonałem na swoim młynku (26/34). Poza tym coś się zaczęło dziać z pogodą, chmurzyska w rejonie Czarnej Góry ściemniały i od czasu do czasu zaczęło świecić błyskawicami. Po osiągnięciu kulminacji wysokościowej na jakiejś trawiastej polance mijałem pokaźne stado pasących się owiec.
    Po zjechaniu do posesji właśnie zaczęli zjeżdżać kumple i po % dość późno poszliśmy spać :)

    Przewyższenie – 358 m

    Kategoria do 50 km, w górach


  • dystans : 33.26 km
  • teren : 23.00 km
  • czas : 01:26 h
  • v średnia : 23.20 km/h
  • v max : 34.59 km/h
  • rower : TREK 8500
  • Na działke

    Środa, 4 lipca 2012 • dodano: 04.07.2012 | Komentarze 0


    Na obiad. Dojazd i powrót najkrótszym wariantem.
    Jazda bez napinki, ale i tak słabo mi się kręciło.
    Cóż ... zobaczymy jak mi pójdzie w Stroniu Śląskim.

    Kategoria do 50 km