top2011

avatar

Ten blog rowerowy prowadzi Jacek ze stolicy Wielkopolski.
Info o mnie.

- przejechane: 172136.63 km
- w tym teren: 62573.10 km
- teren procentowo: 36.35 %
- v średnia: 22.71 km/h
- czas: 313d 23h 09m
- najdłuższy trip: 329.90 km
- max prędkość: 83.56 km/h
- max wysokość: 2845 m

baton rowerowy bikestats.pl

Wyprawy z sakwami

polska
logo-paris
logo-alpy
TN-IMG-2156

Zrowerowane Gminy



Archiwum 2023 button stats bikestats.pl 2022 button stats bikestats.pl 2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl 2009 button stats bikestats.pl 2008 button stats bikestats.pl

  • dystans : 83.84 km
  • teren : 80.00 km
  • czas : 07:09 h
  • v średnia : 11.73 km/h
  • v max : 44.20 km/h
  • rower : TREK 8500
  • MTB Marathon Karpacz

    Sobota, 23 czerwca 2012 • dodano: 24.06.2012 | Komentarze 38


    Długo oczekiwany tegoroczny Karpacz przeszedł do historii jako mój najcięższy, najtrudniejszy i najbardziej wymagający pod każdym względem maraton.
    Na golonkowym forum autorzy trasy pisali że NIE MA LIPY i tak w 100% było !

    Nazajutrz nie czułem się dobrze wyspany (przyjazd późną porą i spartańskie łóżko) i trochę obaw miałem. Na rozgrzewkę ruszyłem wraz z klosiem na godzinę przed startem giga. Tym razem mieliśmy start o nietypowej godzinie – 10:30. Jako że trochę czasu zostało to postanowiłem zapoznać się z agrafkami i trawiastym zjazdem tuż przed metą, od razu wszystko przejechałem. Na stadionie oczywiście powitanie z masą znajomych. W końcu myk do 3 sektora i oczekiwanie na start, przy tym zamieniłem kilka zdań z dawno nie widzianym Math86. Start i pierwsze kilometry przebiegły spoko, by po wjechaniu w teren zacząć porządne ściganie i faktycznie stawka zaczęła się stopniowo rozciągać. Podjeżdżając tamtędy, niespodziewanie wyprzedził mnie posiadacz wyjątkowej koszulki „10000 km w 30 dni”, czyli sam flash :) Przywitaliśmy się i myk dalej, tzn. flash powolutku mi uciekał. Po dokręceniu do Budnik pierwszy zjazd i od razu hardcore ! Cóż takiego tam było ? Wąsko, niezliczona ilość korzeni, czarna i grząska gleba, do tego jeszcze zrobiło się tłoczno bo większość miała spore problemy ze zjechaniem i sprowadzała. Flash właśnie gdzieś tam się zatrzymał i tyle go widziałem. Kawałek dalej nieźle potknąłem się przednim kołem i przy tym zaliczone otb numer 1 (bez komplikacji). Za duże ryzyko i kawałek zszedłem. Jadąc dalej ze zdziwieniem zauważyłem brak bidonu z moim sensownym izotonikiem, no tak, zrobiło się nieciekawie bo w drugim bidonie była woda. Cóż, jechać trzeba. Długi i szeroki podjazd na Okraj przebiegł spoko w moim wykonaniu, wtedy rozkręciłem się na dobre. Podjeżdżając tędy wyprzedził mnie Tomasz Jajonek (po gumie) i spodobało mi się to że różnica prędkości między nami była bardzo mała :) Poza tym, hałasem zaskoczył mnie motocykl zwiastujący nadejście czołówki mega. Po wjechaniu na kulminacje wysokościową, w locie skorzystałem z bufetowego powerade. Czas na zjazd żółtym – istne hardcore ! Cały czas po masie luźnych kamieni i z dodatkiem spływającego strumyka. Mknąc tamtędy w dół trzeba było być skupionym w 100%. Zjechałem z trzema podpórkami i jednym zatrzymaniem się, aby przepuścić jedyną szybszą ode mnie na tym zjeździe osobę – samego Marka Konwę :) A mi udało się tam łyknąć ze 5-6 osób, w tym Ewelinę Ortyl (większość trudnych zjazdów sprowadzała, a na podjazdach mi powolutku uciekała i wielokrotnie na trasie się tasowaliśmy). Jadąc dalej do góry, w stronę Tabaczanej po niespodziewanie ciężkim nawierzchniowo podłożu stopniowo zaczęła mnie wyprzedzać czołówka mega. Nadal podobało mi się to że jechali do góry nieznacznie szybciej ode mnie i mogłem przez dłuższy czas podziwiać jak sobie radzą, a Mateusz Zoń wyraźnie dawał z siebie wszystko. W sumie fajne przeżycie :) Pora na zjazd Tabaczaną, kolejne hardcore i znów miałem sporą satysfakcję – całość zjechałem ! A tu ciekawostka – na tymże kamienistym zjeździe stał Konwa z jakimś defektem i chyba z zazdrością patrzył na mnie mknącego w dół. Kolejne fajne przeżycie :) Po zjechaniu następny krótki podjazd i powtarzalny zjazd w dół z Budników – większość zjechana z podpórkami na największych korzeniach. Jadąc tamtędy powoli zaczęła mnie irytować szybciej jadąca czołówka mega, a raczej pojedyncze sztuki w odstępach minutowo-parominutowych. Jako że jestem niesłyszącym zawodnikiem i nie lubię lepszym utrudniać sprawy to zmuszony byłem na tym technicznym i wąskim odcinku więcej się oglądać, zwalniać i przepuszczać, co za tym idzie poniosłem przez to jakieś straty czasowe i to wszystko trochę podziałało na moją psychikę :( Aż nagle, jeszcze przed zakończeniem pętli okrajowej zaczynał się odzywać kryzys. Co jest grane ? Po przekroczeniu głównej drogi w Karpaczu i dokręceniu do bufetu zatrzymałem się i wcinałem w siebie owoce, rodzynki i niebieskie izo, po czym jazda dalej. Zamiast poprawy jechało się coraz gorzej, wciąłem żel, mimo tego nadal źle ze mną, kryzys się pogłębiał i zacząłem stopniowo tracić pozycje. Gdzieś tam wyprzedziłem sleca, któremu wyraźnie też coś nie szło tak jak powinno. Dalej jechałem słabo i zaczęły się pojawiać pierwsze myśli o rezygnacji. Dobrze tylko że wtedy stawka giga była już porządnie porozciągana. W końcu, już na półmetku pętli giga dojechałem do bufetu na najniższym punkcie trasy i zrobiłem długi postój na owocowe żarcie z popijaniem powerade i wody. Po tym odrobinę doszedłem do siebie, doszło mnie kilku zawodników, ruszyłem za Nimi na podjazd w stronę Zachełmia, przez moment spojrzałem na tylną tarczę, a tu szok ! jest krzywa i ociera o klocki :( Po czym na chwilę zatrzymałem się i sprawdziłem opór obrotu tylnego koła – faktycznie nieznacznie ciężko się kręci. Przyczyna wykrzywienia pozostanie dla mnie tajemnicza, może przez pierwsze otb, może przez jakiś kamień, może ..., aż dziw mnie brał, że przejechałem kawał ciężkiej trasy z takim oporem :) W końcu, na fajnym singlu podjazdowym zdecydowałem o pit stopie – najpierw klocki wymontowałem i nadal ocierała, po czym zamontowałem zacisk na zewnątrz i było ok, tyle że pozostałem zdany jedynie na hamowanie przodem, co na takiej trasie z arcywymagającymi zjazdami to już podwójne hardcore i tylko dla odważnych. Aha, w momencie serwisowania załatwiło mnie kilku znajomych - slec, karmi, ktone i Jarek Wójcik. Kolejne zdołowanie dobiło mnie i można było się pożegnać z jakimś tam wynikiem. Ciekawe tylko czy dojdzie mnie jeszcze jedyny na giga teamowy kolega – klosiu ? :) Ruszyłem dalej i po krótkim czasie, na dzikim i leśnym skrzyżowaniu brakło strzałek, pojechałem po śladach i po chwili zastałem grupkę jadącą w przeciwnym kierunku, zawróciliśmy i tak po kilkunastu minutach zebrało się nas ze 10-15 osób, by w końcu odnaleźć właściwy przebieg trasy. Miałem tam straszny problem, właśnie zjeżdżaliśmy stromym i nieznacznej długości zjazdem, po czym następował skręt w lewo, a przedni hamulec zaczynał się potwornie grzać i z każdym metrem tracił skuteczność i przestał działać, Trek nabierał niebezpiecznej prędkości, wokół same drzewa i zmuszony byłem się ratować jazdą na wprost, zaliczając przy tym małą hopkę i z impetem wjechałem w wypłaszczającą ścieżkę na wprost. UFF ! udało się zatrzymać po 500 metrach :) Mocne wrażenia :) Dalej wspomniana grupka mi odjechała i niezbyt dobrze mi się jechało. Często zdarzały się tam fajne techniczne odcinki, jak i świetne leśne single – wszystko przejechane i zaczynałem nabierać wprawy w górskiej jeździe z niedziałającym tylnym hamulcem. Znowu dobijał mnie kryzys, żele poszły, w bidonie (jednym) prawie sucho. Na asfaltowym podjeździe w Przesiece byłem bliski zrezygnowania. Na złość dodam że właśnie tam w pobliżu, u Grabka w 2009 r. zaliczyłem 2 kapcie i tym samym zakończyłem tamtejszy ścig. Byłoby to moje pierwsze golonkowe DNF. No NIE ! Muszę dotrzeć do mety, bo inaczej się załamię jak mawiał Armstrong – ból przemija, skutki rezygnacji nigdy ! Więc słabo się czując dalej pospacerowałem do góry ze 1 km, do bufetu, który znałem z położenia na mapce i był. Nastąpił najdłuższy postój. Wcinałem sporą ilość owoców, napełniłem bidon powerade, poza tym zostałem podratowany dwoma ostatnimi tubkami żelu. Wtedy doszedł mnie klosiu i jeszcze dwóch gości. Mariusz ruszył szybciej, dodał mi trochę motywacji, w końcu doszedłem do siebie i tez ruszyłem. Podążając w stronę podjazdu na Chomontowej przez dłuższy czas był kontakt wzrokowy klosiu vs JPbike. Na jednym technicznym zjeździe źle wybrałem tor jazdy i otb numer 2 zaliczony (leciutka rana na łokciu), po pozbieraniu się i ruszeniu dalej stwierdziłem brak licznika, zawróciłem i całe szczęście że miły gość odnalazł :) Klosiu znikł i w końcu nastał dobrze znany mi długi podjazd Chomontową i znów miałem w zasięgu pola widzenia teamowego kolegę i tego miłego gościa. Właśnie dopiero teraz zacząłem odżywać i coraz lepiej się kręciło, wracała przyjemność z jazdy, tylko dlaczego sylwetki klosia i gościa powolutku się oddalały ? Po wjechaniu na szczyt czas na zjazd w stronę sławnego zielonego do Borowic, zmuszony byłem częściej hamować by utrzymać bezpieczną prędkość i przy tym nie przegrzewając jedynego sprawnego hamulca. Zjazd po wielkich kamieniach zwanych telewizorami poszedł po mojej myśli bo znałem go dobrze, chociaż podpórki i dwóch zejść na uskokach nie brakło. Mariusza dogoniłem na końcówce i dalej pognałem już przed Nim niezłym tempem. Stwierdziłem że ... znowu zgubiłem bidon :( Raz, przy przeprawie strumykowej, przy próbie mocniejszego depnięcia w korbę chwycił mnie skurcz w nodze. Ostatni bufet olałem i nastąpił stromy podjazd – większość wjechana i ku mojej uciesze zacząłem wyprzedzać pojedynczych Gigowców, nie wspominając o dublowaniu niebieskich. Po wjechaniu stromy zjazd pokaźnej długości i znów radocha z jazdy i stało się jasne że da się jechać technicznie w dół na jednym hamulcu :) Po tym myk w stronę obcykanych rano agrafek, które oczywiście pokonałem bez problemów z jedną podpórką (przez drzewo). W końcu jazda ostro w dół po trawiastej łączce, przedni hamulec pracował na maxa, już zacząłem się cieszyć, aż nagle, na ostatnim uskoku z paroma pokaźnymi kamieniami wjechałem przednim kołem na jeden z nich i pokaźne otb numer 3 zaliczone :( Szybko wstałem i od razu stwierdziłem że coś ze mną nie tak, przez chwilę sprawdzałem czy jestem w jednym kawałku. Po tej glebie daszek od kasku się odczepił. Szybko wsiadłem na ścigacza i już ostrożnie zjechałem na koniec trawiastej łączki, a tam stał ambulans i poprosiłem o sprawdzenie czy nie leje się ze mnie krew, bo coś czułem w szyi. Uff nie tryskała, ale szlify będą. Dalej już dojechałem do mety bez emocji, ale szczęśliwy że ukończyłem wyjątkowo ciężki maraton. A tam dobiegała końca dekoracja. Pierwsze co zrobiłem – do ambulansu, spojrzałem w lusterko (lekki szok) i coś tam przy ranie opryskali, oczyścili i pora na makaron, pogaduszki pomaratonowe z teamowymi kumplami. Chłopaki wyraźnie podziwiali moją krzywą tarczę i sposób zamocowania zacisku :) A toadi69 nawet poszedł umyć mi Treka. Po krótkim czasie pogadałem z mambą i am70, po ich minach stwierdziłem że rany na twarzy i szyi okazały się pokaźne :)

    96/137 – open giga
    34/51 – M3

    Ilość DNF na giga – 22

    Strata do zwycięzcy, jak i M3 (Czarnota) - 2:41:27 - mój rekord

    96 (34 M3) – JPbike – 7:09:10 – mój rekord, czas z licznika – 6:43:30 :)
    99 (36 M3) – klosiu – 7:10:58


    Zabawa na całej masie technicznych odcinków była przednia :) © JPbike

    Jak widać - techniczne trasy to coś dla mnie :) © JPbike

    W akcji na karkonoskich korzonkach :) © JPbike

    Ładnych szlifów się nabawiłem :) © JPbike


    Natomiast atrakcją pomaratonową był dobry czeski browar wypity wraz z CheEvarą ! :)


    Puls - max 175, średni 146
    Przewyższenie - 3245 m !




    Komentarze
    JPbike
    | 19:11 piątek, 29 czerwca 2012 | linkuj KeenJow - Dzięki :)
    Cieszę się że zrozumiałeś taką długą relację i to pisaną bez akapitów :)
    Co do spartańskiego łózka - było odpowiednie do ceny noclegu.
    Wielkie dzięki za to że nam wszystkim pomogłeś w załatwieniu spania w Karkonoszach.
    KeenJow
    | 22:57 czwartek, 28 czerwca 2012 | linkuj Dałem radę przeczytać bez akapitów i, o zgrozo, ze zrozumieniem ;D
    Gratki za ukończenie wyścigu ! W tych warunkach, bez tylnego hamowania, pomaga tylko spadochron albo paralotnia ;)
    Żałuje, że znalazłeś tylko spartańskie łóżko w pokoju, na ogół są też tam nieco wygodniejsze z innych zakątków Hellady, tudzież dzieci do lat 16stu się na spartańskich wyśmienicie wysypiają ;)
    CheEvara
    | 11:59 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj Ja wiem, czy taki sam?
    Ale dla pewności odświeżaj go;)
    RedRider
    | 10:53 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj Taaa... a potem co roku na tych samych maratonach będę miał ten sam wynik? ;-P
    CheEvara
    | 07:17 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj Tak więc ja, posiadając te DŻAJA, wnioskuję do RedRidera o zmianę ksywki na RedRIFRESZ!;):)
    JPbike
    | 01:26 środa, 27 czerwca 2012 | linkuj klosiu – Dzięki :)
    Nie powiem jakie czułem ryzyko na technicznych zjazdach z jednym sprawnym hamulcem :)

    daVe – Dzięki :)
    Nie od dziś wiadomo że w takich sytuacjach trzeba być twardym :)

    Rodman – Dzięki :)
    W Krynicy Zdrój, w 2009 jechałem właśnie na v-kach i na końcówce też straciłem hamowanie tyłem i to był mój początek nauki jazdy w górach na jednym hamplu :)

    JoannaZygmunta – Dzięki :)
    Powiem Tobie że moja sportowa sylwetka to wina tego że ciągle się ruszam, a nie lenię, poza chwilami jak piję browarki, które z kolei są szybko wyparowywane przez jazdę ;)
    Pod koszulką to pojawiła się jedna mała rana :)

    AdAmUsO – Dzięki :)
    To co skomentowałeś to jest myśl i w 100% zgadzam się z Tobą !

    Jurek57 – Właśnie ! To była historia wielkich smutków i wielkich radości :)

    Jarekdrogbas – Dzięki :)
    Racja ! Taki jest urok MTB.
    Z tymi szlifami to na żywo wyglądają gorzej niż na zdjęciu :)

    CheEvara – No to się cieszę :)
    Aha, wystarczy że wkręcisz się na dobre w golonkowe giga maratony i wspólne browarowanie po ściganiu będzie standardowym punktem późnego popołudnia, wieczoru, kto wie i może nocy ;)

    MaciejBrace – Prawidłowo napisałeś :)

    RedRider – Nie jestem aż taki dobry w długim pisaniu bo na przykład napisanie tejże relacji zajęło mi kilka godzin :) Ale i tak następnym razem się postaram użyć akapitów :)

    josip – Dzięki :)
    Oj tam, nie trzeba tyło odłączać bo wszystkie trzy otb zaliczyłem przez potknięcie przednim kołem, a nie hamowanie :)

    karotti – Dzięki :)
    Akapity będą przy następnych długich relacjach.
    Jeśli uwielbiasz prawdziwe kolarstwo górskie to pewnie możesz żałować, i racją jest że Karpacz 2012 trudnością nawet na mega przebił wszystko. Poza tym mogłaś się dużo nauczyć, szczególnie techniki i sprawdzić wszystkie swoje dobre i słabe strony w MTB :)

    CheEvara, k4r3l, RedRider – Nie skasuję bo jak widać, wszyscy dobrze się bawimy :D
    k4r3l
    | 21:48 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Nie od dziś wiadomo, że Che ma jaja, więc powinnaś uznać to za komplement i zapomnieć o sprawie;)
    CheEvara
    | 21:25 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Ja Ci dam: PANOWIE! :P:P
    Odśwież to odśwież. Jeden pies :P

    Ale w sumie bawię się przednio:D
    RedRider
    | 21:24 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Panowie! Wy macie ubaw po pachy a ja na śmieciarza wychodzę ;-P
    Gwoli ścisłości: nie F5 tylko Ctrl+R to było ;-P
    k4r3l
    | 21:15 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Zgadzam się, to jakby wyrwać kilka kartek z podręcznika do historii :) KATASTROFA :)
    CheEvara
    | 21:06 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Żadnego kasowania, bo reszta straci sens!:)
    F5 to w tym serwisie CZYNNOŚĆ POWTÓRZYĆ, a nie odświeżanie. Tu odświeżyć możesz sobie co najwyżej PACHI:)
    k4r3l
    | 21:03 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Dzień świstaka ;D
    RedRider
    | 21:02 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj JPbike - ło matko!! Sorki ale widocznie bikestats ma jakiegoś booga na swojej stronie :-/
    Po opublikowaniu niżej prośby i późniejszym odświeżeniu strony okazuje się, że komentarz każdorazowo właśnie przy odświeżeniu publikuje się kolejny i kolejny raz. Odświeżenie... znowu komentarz... odświeżenie... Wykasuj to proszę :-)
    CheEvara
    | 21:01 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!:D:D Ja pindolę!:D
    RedRider
    | 20:57 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj JPbike - Chętnie przeczytam Twoją relację tylko błagam! Podziel na akapity ;-D
    k4r3l
    | 20:42 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Sądząc po liczbie komentarzy RedRider to mają być 3 akapity :) W sumie to by się zgadzało: wstę, rozwinięci i zakończenie :) Bardzo dobrze, siadaj, trója!:D Wybaczcie :)
    CheEvara
    | 20:42 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj RedRider, przysnąłeś na klawiszu F5?:P
    RedRider
    | 20:37 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj JPbike - Chętnie przeczytam Twoją relację tylko błagam! Podziel na akapity ;-D
    karotti
    | 20:32 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj ja też jestem za podziałem relacji na akapity, ale następnym razem bo ta była wystarczająco interesująca by się odrobinkę pomęczyć i przeczytać do końca:) Wielkie graty, szczerze podziwiam i zastanawiam się, czy mam żałować, że mnie tam nie było czy lepiej się cieszyć, że sobie krzywdy nie zrobiłam :P Wprawdzie w Karpaczu startowałam (no, mega tylko ale jednak :P) ale ten maraton wydaje się trudniejszy od poprzednich. Pozdrawiam serdecznie!!
    RedRider
    | 20:27 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj JPbike - Chętnie przeczytam Twoją relację tylko błagam! Podziel na akapity ;-D
    josip
    | 20:12 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Respect! Po prostu... W tej sytuacji może należało przedni hamulec też odłączyć, żeby nie ryzykować OTB:-):-)
    RedRider
    | 20:04 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj JPbike - Chętnie przeczytam Twoją relację tylko błagam! Podziel na akapity ;-D
    MaciejBrace
    | 15:54 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Jacek to twardy człowiek - nawet spałem z nim w jednym pokoju i ni cholery żadne fluidy MTB na mnie nie przeszły - mam wrażenie, że coś mi zakosił - bo mnie jeszcze wszystko boli, a On następnego dnia pyknął niezły dystans.
    CheEvara
    | 13:41 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj JPbike, wystraszyć się nie miałam czego, nawet powiem więcej - ŻAŁUJĘ, iż nie mogłam z Wami normalnie, jak człowiek, jak prawdziwy browerzysta przy tym ROHOZECU posiedzieć!
    Jarekdrogbas
    | 10:50 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Piknie żeś sie urzadził;-)Nawet Ci powiem,że miałem lekki polew gdy zobaczyłem Twoje szlify ale w mtb tak jest własnie,że jak nie zaryzykujesz to nie wygrasz.Gratulacje!
    Jurek57
    | 10:23 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Jak u Hitchcocka ....
    A mówiłem żebyś nie golił się po spożyciu !
    pozdrawiam
    AdAmUsO
    | 07:31 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj i tym sposobem przekroczyłeś skalę trudności maratonu ponad przewidzianą skalę ;) teraz powinieneś napisać na forum u GG, tym wszystkim, którym było za trudno w Karpaczu ;) szacun i gratulacje za hart ducha i dotarcie w jednym kawałku do mety :)
    pozdrawiam
    JoannaZygmunta
    | 06:37 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Szacun! Odważny jesteś i wytrwały.
    Co do ran pod koszulką to faktycznie nie tylko one są interesujące ;)
    Rodman
    | 21:33 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj szacun :-)
    na jednym hamplu ... to prawie jak na V-kach ;-))>
    daVe
    | 21:31 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj Jeszcze raz gratulacje!!! To, że nie zrezygnowałeś po utracie tylnego hamulca na TAKIEJ trasie - ogromny szacunek! Mało kto by się zdecydował na dalszą jazdę! :)
    klosiu
    | 21:15 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj Gratki. Niezły kryzys musiałeś mieć, bo na zjazdach nawet z jednym hamplem zjezdżałeś szybciej ode mnie :). Zdziwiłem się jak cię zobaczyłem na bufecie, ale przynajmniej później za Chomontową miałem motywację żeby cię gonić na podjazdach... sam bym tak szybko już nie jechał :).
    JPbike
    | 20:52 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj Relacja JEST !

    JoannaZygmunta – Masz na myśli moją muskulaturę ? ;)

    djk71 – Potwierdzam to :)
    Z drugiej strony satysfakcja z ukończenia czegoś takiego jest przeogromna !

    k4r3l – U Golonki jeżdżą ludzie na poziomie i o boksowaniu nie ma mowy.
    Z tymi przewyższeniami to sam jestem w szoku i mam nadzieję że moja Sigma 2006 nie kłamie :)

    daVe – Dzięki za fotki.
    Mi średnio się podobają i widzę w jakim nienajlepszym stanie dojechałem do mety :)

    CheEvara – Mam nadzieję że widząc mnie z pokaźnymi szlifami nie byłaś przerażona :)
    Na tamtej hopce podobno wyżłobiłem swoją prawą częścią twarzy pokaźny rowek w ziemi i po tym powinni dodać tam dodatkowy wykrzyknik ;)

    alistar – Hehe :))) Jeśli już to zostanę najwyżej tym Blade – Wieczny łowca :)
    alistar
    | 18:51 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj Wyglądasz jakby Cię wampir z ADHD dopadł ;)
    CheEvara
    | 16:51 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj Widziałam te obrażenia na żywo!
    Strach pomyśleć, jak wyglądała ta hopa po zetknięciu z Jackiem!;)
    daVe
    | 13:51 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj https://picasaweb.google.com/106375275638218600037/GGKarpacz3#5757608299232556274

    https://picasaweb.google.com/111725681894638136475/PoweradeKarpacz2012#5757605133699302194
    k4r3l
    | 12:03 poniedziałek, 25 czerwca 2012 | linkuj Jeździłeś na rowerze czy się z kimś boksowałeś?:) Słyszałem, że na niektórych zawodach można zarobić "w michę"... ps. przewyższenia są miażdżące!!!!
    djk71
    | 21:28 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj Czytałem gdzieś relację zatytułowaną bodaj "Rzeźnia w Karpaczu" ;-)
    JoannaZygmunta
    | 20:55 niedziela, 24 czerwca 2012 | linkuj No ślicznie! Pod koszulką to dopiero było by co ogąldać ;)
    Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!